Babcia Rabuś powraca! - David Walliams - ebook

Babcia Rabuś powraca! ebook

David Walliams

0,0
34,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Wszystkie serwisy informacyjne prześcigają się w doniesieniach o zuchwałych kradzieżach bezcennych przedmiotów.

Przestępstwa do złudzenia przypominają wyczyny najsłynniejszego międzynarodowego włamywacza – Czarnego Kota, czyli… Babci Bena.

Ale przecież to niemożliwe!

Kim zatem jest tajemniczy rabuś?

Dołącz do szalonego śledztwa i podążaj śladem błyskotliwej przygody, która ma swój początek w książce Babcia Rabuś!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 159

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




KSIĄŻKI DAVIDA WALLIAMSA:

BABCIA RABUŚ

BABCIA RABUŚ. WYDANIE JUBILEUSZOWE

PAN SMRODEK

CHŁOPAK W SUKIENCE

DEMONICZNA DENTYSTKA

WIELKA UCIECZKA DZIADKA

SZCZUROBURGER

CWANA CIOTUCHNA

MAŁY MILIARDER

GANG GODZINY DUCHÓW

TREFNY TATUŚ

POTWÓR Z ARKTYKI

CÓŚ

BESTIA Z PAŁACU BUCKINGHAM

GLUCIAK

ZBIORY OPOWIADAŃ Z KOLOROWYMI ILUSTRACJAMI:

NAJGORSZE DZIECI ŚWIATA

NAJGORSZE DZIECI ŚWIATA 2

NAJGORSI NAUCZYCIELE ŚWIATA

First published in English in Great Britain by HarperCollins Children’s Books, a division of HarperCollinsPublishers Ltd. under the title GANGASTA GRANNY STRIKES AGAIN.

Text © David Walliams 2021

Illustrations © Tony Ross 2021

Cover lettering of author’s name Copyright © Quentin Blake 2010

Translation © 2023 translated under licence from HarperCollinsPublishers Ltd.

The author and the illustrator assert the moral right to be acknowledged as the author and the illustrator of this work respectively.

Copyright © for the Polish Edition by Dom Wydawniczy MAŁA KURKA, Piastów 2023

Copyright © for the Polish translation by Karolina Zaremba

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody wydawcy jest zabronione.

Wydanie pierwsze, maj 2023

Korekta

Małgorzata Majewska

Przygotowanie do druku okładki

Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawca

Dom Wydawniczy MAŁA KURKA

[email protected]

www.malakurka.pl

ISBN 978-83-62745-75-3

Minął już rok, odkąd Ben stracił ukochaną Babcię, ale prawdziwe legendy żyją wiecznie…

BOHATERAMI TEJ OPOWIEŚCI SĄ:

BEN

Zwyczajny dwunastolatek, którego spotkała nadzwyczajna przygoda. Razem z Babcią (znaną również jako Czarny Kot) niemalże wykradł klejnoty koronne z londyńskiej Tower. Ostatecznie porzucił karierę międzydowego przestępcy i zajął się realizacją swojego największego życiowego marzenia – pragnął zostać hydraulikiem.

MAMA

Linda – za dnia manikiurzystka, wieczorami entuzjastka tańca towarzyskiego. Jej najukochańszym programem telewizyjnym jest Taniec najsławniejszych sław. Spośród występujących tam zawodowych tancerzy obsesyjnie wręcz upodobała sobie Flavia Flaviolego. Wraz z kolejnymi edycjami show ich dom rodzinny stał się świątynią ku jego czci. Linda wszelkimi sposobami usiłuje nakłonić syna, żeby zrezygnował z hydraulicznej pasji i poszedł w ślady Flavia.

TATA

Pracuje jako ochroniarz w miejscowym supermarkecie. Nie biega zbyt szybko – w ciągu ostatnich dziesięciu lat zatrzymał tylko jednego złodzieja, a był nim poruszający się za pomocą chodzika staruszek, który usiłował wynieść ze sklepu dwie kostki margaryny. Pete uwielbia tańce towarzyskie. Zaraził się tą fascynacją od żony i oboje z zapamiętaniem ćwiczą układy choreograficzne w domu.

RAJ1

Najbardziej uwielbiany sklepikarz w całym miasteczku. Prowadzi słynący z rozgardiaszu kiosk, w którym stale kusi klientów zwariowanymi promocjami i przeterminowanymi łakociami. Ben nigdy nie zawiódł się na Raju, a kiedy chłopiec stracił ukochaną Babcię, stali się sobie jeszcze bliżsi. Sprzedawca zawsze poprawia Benowi humor żartami lub darmową czekoladą.

PAN PARKER

Wścibski sąsiad. Jako emerytowany major pełni funkcję przewodniczącego lokalnej Straży Sąsiedzkiej w rejonie Lower Toddle. To grupa staruszków, którzy połączyli siły, żeby wypatrywać przyczajonych w okolicy włamywaczy, co dla pana Parkera stanowi doskonały pretekst do szpiegowania każdego z mieszkańców. Mężczyzna szczególnie bacznie obserwuje naszego Bena. Podejrzliwy sąsiad był przekonany, że chłopiec i jego Babcia ukradli klejnoty koronne, ale nikt mu nie uwierzył. Teraz pan Parker myśli tylko o zemście!

FLAVIO FLAVIOLI

Obiekt kobiecych westchnień z cieszącego się szaloną popularnością telewizyjnego programu Taniec najsławniejszych sław. Włoski król parkietu uwodzi publiczność ciemnobrązową sztuczną opalenizną, zaczesanymi do tyłu włosami, które lśnią brylantyną, i oślepiającym na odległość błyskiem śnieżnobiałych zębów. Tancerz nosi pstrokate jednoczęściowe stroje, tak kolorowe i obcisłe, że przypomina w nich owiniętą w połyskliwy papierek landrynkę.

EDNA

Ben poznał Ednę na pogrzebie Babci. Przez ostatni rok zdążyli się ze sobą bardzo zaprzyjaźnić. Chłopiec co niedziela odwiedza ją w domu spokojnej starości. Wspominają wówczas dawne dobre czasy, grają w scrabble oraz delektują się ciastem i herbatką.

BIBLIOTEKARKA

Pani bibliotekarka całe życie przepracowała w tutejszej bibliotece. Jest wobec Bena bardzo nieufna i kiedy chłopak się u niej pojawia, ani na chwilę nie spuszcza go z oka.

KRÓLOWA

Królowej nie trzeba przedstawiać. Natknęła się na Bena i Babcię tej nocy, kiedy usiłowali wykraść JEJ klejnoty koronne z londyńskiej twierdzy. Królową tak bardzo wzruszyła nadzwyczajna więź łącząca babcię i wnuczka, że natychmiast ich ułaskawiła.

PAN LOKAJ

Jak słusznie wskazuje jego nazwisko, jest lokajem w pałacu Buckingham. Sędziwy mężczyzna wiernie służy królowej od czasów jej dzieciństwa.

PC FUDGE2

Ben i Babcia wpadli na policjanta w drodze po klejnoty koronne. Posterunkowy zatrzymał ich, kiedy staruszka nieprzepisowo wjechała skuterem inwalidzkim na autostradę. Udało im się jednak go przechytrzyć i w końcu podwiózł ich radiowozem na miejsce przestępstwa.

MELIZANDA

Skuter inwalidzki Babci, który zapisała Benowi w testamencie, bo wiedziała, jak bardzo lubił nim jeździć. Wnuczek trzyma pojazd w garażu.

1 Raj — czytaj: Radż; imię męskie pochodzenia hinduskiego, oznaczające księcia.

2 Skrót od ang. police constable, czyli posterunkowy; ang. fudge — krówka ciągutka.

CZĘŚĆ IPOWRÓT KOTA

1

Przyniosłeś kapusty? — odezwał się głos za plecami Bena.

Chłopiec stał na cmentarzu nad grobem Babci. Od śmierci staruszki minął rok. Aby uczcić jej pamięć, Ben złożył na nagrobku piękny kapuściany bukiet.

Kiedy się odwrócił, ujrzał znajomą twarz. Stała za nim kuzynka Babci, Edna, którą poznał ubiegłej zimy na pogrzebie. Prędko nawiązała się między nimi nić przyjaźni i teraz co tydzień odwiedzał ją w domu spokojnej starości, żeby pogawędzić — często o ukochanej Babci — i naprawić hydrauliczne usterki, dzięki czemu cieszył się tam dużą sympatią.

Edna była podręcznikowym przykładem starszej pani.

— O, dzień dobry, Edno — rzekł Ben. — Co tu robisz?

Seniorka trzymała w ręce czerwoną różę i uśmiechała się smutno.

— Widzisz, kochany, raz w tygodniu przynoszę różę dla mojego świętej pamięci męża. A dlaczego ty przyszedłeś tutaj z naręczem warzyw?

— To dla Babci. Uwielbiała kapusty wszystkich kształtów i rozmiarów.

— O tak — zadumała się Edna. — Pamiętam, jaki dźwięk wydawały, kiedy wpadała do mnie na herbatę.

— Kapusty nie potrafią nawet pisnąć!

— Nie. Mam na myśli odgłosy babcinych bąków po zjedzeniu kapusty. Brzmiały jak…

— Kacze kwakanie! — podpowiedział Ben.

— Świetnie to ująłeś!

— KWA! KWA! KWA! — Chłopak dreptał ścieżką, przy każdym kroku naśladując odgłos pruknięć.

Oboje wybuchli śmiechem.

— HA! HA!

Po policzku Bena spłynęła łza. Nie był pewien, czy z rozbawienia, czy z żalu. Prawdopodobnie odczuwał jedno i drugie. To on najbardziej przeżył śmierć Babci. Dzieliła ich wprawdzie różnica całego pokolenia, lecz w rodzinie właśnie tych dwoje łączyła najgłębsza więź. Kiedy Babcia zmarła, Ben miał wrażenie, jakby świat też miał się zaraz zatrzymać. Nic się jednak nie wydarzyło. Życie toczyło się dalej. Ben nadal wykonywał zwykłe codzienne czynności, takie jak:

mycie zębów…

chodzenie do szkoły…

kąpanie się…

odrabianie lekcji…

i czytanie TYGODNIKA HYDRAULIKA.

Ale cały czas odczuwał stratę. Wraz z odejściem Babci utracił cząstkę siebie.

— Nie wiem, dlaczego płaczę. — Pociągnął nosem.

Edna wyjęła z rękawa zużytą chusteczkę i wytarła nią twarz Bena.

— Bardzo ją kochałeś. Smutek to cena, jaką płacimy za miłość. Och, Ben, byłeś jej oczkiem w głowie! Twoja babcia cię uwielbiała, nie przestawała o tobie opowiadać!

Chłopak spojrzał w niebo i zapytał:

— Myślisz, że Babcia spogląda na nas teraz?

— Jestem tego pewna — odpowiedziała Edna. — Z wielką dumą przygląda się temu, na jakiego wspaniałego młodzieńca wyrastasz, jak dobrze dbasz o mnie i jak troszczysz się o kanalizację w domu opieki.

— Babcia była wyjątkową osobą. Nie taką sobie, zwykłą babcią. Była moją…

Tutaj Ben się zawahał. Już miał powiedzieć, że była Babcią Rabusiem!

— Kim? — spytała Edna.

— Nieważne — mruknął cicho. Powinien zachować babcine tajemnice w tajemnicy. Nawet przed jej najlepszą przyjaciółką Edną. Nikt nie wiedział o podwójnym życiu Babci, które wiodła jako CZARNY KOT — międzynarodowy złodziej klejnotów. To znaczy nikt poza Jej Wysokością Królową, która przyłapała ich na próbie kradzieży klejnotów koronnych tamtej pamiętnej nocy w londyńskiej Tower.

— Zamierzałeś mi coś powiedzieć, śmiało, kochanie…

— Może kiedyś — wymigał się Ben. — Wpadnę do ciebie w niedzielę, o stałej porze.

— Przygotuję SCRABBLE! Tylko nie zapomnij o miętówkach Murraya!

— Nie zapomnę!

Edna z uśmiechem pomachała mu na pożegnanie, a potem poszła złożyć na grobie męża czerwoną różę.

Tymczasem chłopak spostrzegł czarnego kotaprzemykającego za babcinym nagrobkiem.

Zwierzak poruszał się zwinnie jak pantera. Przystanął, spojrzał na Bena i miauknął.

— MIAU!

Ben cofnął się, żeby go pogłaskać, ale kot zniknął tak nagle, jak się pojawił. Wskoczył na mur okalający cmentarz, skąd dał

potężnego susa

i jużgo nie było.

2

DZYŃ!

Odezwał się dzwonek nad drzwiami, kiedy Ben wszedł do kiosku.

— O! Ben! Mój ulubiony klient! — powitał go zza lady radosny właściciel sklepiku. Raj przypominał wiecznie uśmiechniętego i przyprószonego cukrem, pulchnego, żelkowego bobasa.

— Cześć, Raj! Masz już najnowszy numer Tygodnika hydraulika?

— Mniejsza o kolanka, spłuczki i zawory! — wykrzyknął mężczyzna. — Nie czytałeś wiadomości?

— Jakich?

— Najważniejszych!

— A które były najważniejsze?

— Te ważniejsze od pozostałych!

— Czyli?

— Złota maska Tutanchamona… — tutaj Raj dramatycznie zawiesił głos — została skradziona!

Krzyczały o tym pierwsze strony gazet.

— Ta maska musi być warta miliony! — zawołał Ben.

— Miliardy!

— Tryliardy!

— Kwadryliardy!

— Czy kwadryliardy to prawdziwa liczba? — powątpiewał chłopak.

— Nie jestem pewien. Ale zyliardy na pewno.

DZYŃ! Ponownie zadźwięczał dzwonek. Drzwi do kiosku się otworzyły, Ben i Raj spojrzeli w ich kierunku, ale nikogo nie zauważyli.

— Kto to? — szepnął Ben.

— Nikt — stwierdził Raj.

— To nie mógł być nikt.

— Nie widziałem, żeby ktokolwiek wchodził lub wychodził.

— No więc co to mogło być?

— Pewnie nagły podmuch wiatru — odparł Raj i poszedł zamknąć drzwi.

Ben uważnie rozejrzał się po sklepie, ale alejki między półkami były puste.

— A wiadomo już, kto ukradł maskę? — zapytał chłopiec, na wszelki wypadek zniżając głos.

— Nie mają pojęcia. Chociaż złodziej jest dosyć odważny, bo na miejscu przestępstwa zostawił po sobie poszlakę.

— Czyli?

— Zgodnie z tym, co ujawniono w radiu, złodziej zapisał wskazówkę za pomocą liter z planszówki SCRABBLE.

Chłopiec otworzył szeroko oczy ze zdumienia. SCRABBLE od zawsze było ulubioną grą Babci.

— I jaki to wyraz?

— MIAU.

— Miau?

— Miau! Jak miauknięcie kota!

Ben oniemiał. To brzmiało zupełnie tak, jakby złodziej uprzejmie im się przedstawił.

— Ben, źle się czujesz? — zaniepokoił się Raj.

— Nie, nie, w porządku — skłamał chłopiec.

— Wyglądasz, jakbyś miał zemdleć! — Mężczyzna zaczął nerwowo biegać po sklepie. — Proszę, niuchnij sobie ekstramocną miętówkę. Powinna cię ocucić!

Niemalże wetknął chłopakowi paczkę drażetek wprost do nosa. Ben wziął głęboki, miętowy oddech.

— Niemożliwe — mruknął.

— Co masz na myśli?

— To nie może być prawda!

— Ależ tak! Spójrz! W telewizji też o tym trąbią!

Raj wskazał kciukiem na mały telewizorek czarno-biały, który trzymał na półce za ladą. Na ekranie wyświetliły się wiadomości z ostatniej chwili.

— Podajemy państwu najświeższe informacje — zaczął prezenter. — Światem wstrząsnęła wieść, że maska Tutanchamona…

— Wielkie nieba! Odzyskali ją! — emocjonował się Raj.

— …pozostaje nieodnaleziona.

— Słowo daję, że też im się chciało — prychnął niezadowolony sklepikarz i wyłączył telewizor.

Ben zamyślił się głęboko. Kradzież bezcennego artefaktu z pilnie strzeżonego muzeum to afera, w której śmiało mógł maczać łapy CZARNY KOT. Któż inny porwałby się na tak brawurowy skok, jeśli nie legendarny złodziej klejnotów? Na dodatek litery ze SCRABBLE ułożono w wyraz To nie poszlaka, ale prowokacja.

Przestępca drażnił się z policją, jakby chciał powiedzieć: „I tak mnie nie złapiecie”!

Ale, i to DUŻE ALE3, ten złodziej nie mógł być jego Babcią Rabusiem. Odeszła przecież rok temu.

Sytuacja zakrawała na WIELKĄ ZAGADKĘ, którą Ben za wszelką cenę pragnął rozwikłać.

— Ben, pamiętasz znalezione rok temu pod sklepem charytatywnym drogocenne klejnoty?

— W puszce po ciasteczkach! Oczywiście, że pamiętam.

Na te właśnie kosztowności natrafił w babcinej kuchni pewnej nocy. Od tego odkrycia zaczęła się cała przygoda!

Babcia przysięgała, że są bezwartościowymi imitacjami, a ona tak naprawdę nigdy nie prowadziła przestępczego życia CZARNEGO KOTA.

Tymczasem wyszło na jaw, że to PODWÓJNY BLEF!

Błyskotki były warte miliony. Pieniądze w całości przekazano na pomoc osobom w podeszłym wieku. Babcia okazała się najprawdziwszym RABUSIEM!

— Po mieście krążyły pogłoski, że drogocenności musiały pochodzić z łupu światowej sławy złodzieja! — powiedział Raj. — Gangstera, którego imienia nie zna nikt!

— Czyli nie aż tak sławnego.

— Niech ci będzie, panie Mądralski!

— Mówi się: „Mądraliński”!

— Koniec z ofertami specjalnymi, drogi młodzieńcze!

— Sądzę, że kradzież złotej maski Tutanchamona to nie robota tego samego przestępcy.

— Skąd ta pewność? — odezwał się ktoś zza pleców Bena.

Przerażony chłopak odwrócił się gwałtownie i znalazł się nos w nos ze swoim wścibskim wrogiem.

— Pan Parker! —

rzekł struchlały.

3 Musiało być „duże”, a nie „podwójne”, bo podwójne „ale” brzmiałoby: „ale, ale”, jak popędzający nas Francuz, a to nie książka po francusku. (franc. Allez! Allez! — Pospiesz się!)

3

Pan Parker był najbardziej wścibskim wścibusem, jakiego widział świat. Sąsiad babci Bena, jak na emerytowanego wojskowego przystało, piastował funkcję przewodniczącego miejscowej Straży Sąsiedzkiej sekcji Lower Toddle. Zrzeszała ona grupę mieszkańców pilnie wypatrujących potencjalnych włamywaczy. Pan Parker jednak poszedł o krok dalej i z niebywałą nadgorliwością szpiegował absolutnie wszystkich w okolicy.

Niewiele brakowało, żeby stary major wpakował Bena i Babcię w niezły pasztet tamtej nocy, kiedy usiłowali ukraść klejnoty koronne. Zbłaźnił się wtedy okropnie, bo wezwani policjanci nie uwierzyli w jego wersję wydarzeń i wypuścili parę domniemanych przestępców. Odtąd mężczyzna żywi do chłopca URAZĘ przez DUŻE „U” i poprzysiągł sobie, że pewnego dnia dowiedzie, jakim przebiegłym geniuszem zbrodni jest Ben.

— Pytałem — powtórzył nosowym głosem sąsiad, który wszędzie węszył występek — skąd tyle wiesz o kradzieży maski Tutanchamona?

— Ja… ja nic nie wiem! — zająknął się Ben.

— Przed chwilą powiedziałeś, że wiesz!

— Tak powiedziałem?

— TAK!

— Ach, pan Parker! — wtrącił się Raj. — Mój znielubiony klient!

Pan Parker pojawił się jak zawsze w nieprzemakalnej kurtce, kapelusiku, wypolerowanych na wysoki połysk, brązowych półbutach oraz z kwaśną miną. Po takim powitaniu jego mina SKWAŚNIAŁA jeszcze bardziej.

— Hmm — zamruczał. Cokolwiek to znaczyło, zabrzmiało jak dezaprobata. — Powinienem na pana donieść!

— Za co? — zdziwił się sklepikarz.

— Za sprzedaż przeterminowanych słodyczy! — oznajmił pan Parker, wymachując podniesionym z lady czekoladowym batonikiem.

— Proszę mi to pokazać! — rzekł ostro Raj, wyrywając mu batonik z rąk.

Przyjrzał się uważnie opakowaniu i stwierdził:

— Data ważności minęła zaledwie dziesięć lat temu! Jest prawie pierwszej świeżości!

Pan Parker uśmiechnął się złowieszczo.

— W takim razie niech sam pan go zje!

— Ja?

— Tak!Pan!

Przerażony Raj zerknął na Bena. Wyraźnie potrzebował pomocy. Chłopak jedynie wzruszył ramionami. Sprzedawca pokręcił głową i rozpakował batonik.

— Jest tak stary, że czekolada zrobiła się biała! — oburzył się pan Parker.

— I prawidłowo, bo to smakołyk z białej czekolady — skłamał Raj.

— Na papierku napisano gorzka czekolada — zauważył niewinnie Ben.

— Nie pomagasz! — odciął mu się Raj i nadgryzł brzeg pokrytego nalotem specjału.

— Czy stara czekolada robi się biała tak jak stara kocia kupa? — zainteresował się chłopiec.

— Teraz to naprawdę wręcz utrudniasz!

— NO DALEJ, PROSZĘ JEŚĆ! — domagał się Parker.

Raj miał łzy w oczach, kiedy żuł zakurzony i wyschnięty na wiór frykas, którego lata pyszności dawno minęły. Jednak w miarę jedzenia, o dziwo, cierpki posmak zaczął mu się podobać.

— Mmm. Pyszne! Doskonały rocznik! Proszę skosztować!

Pan Parker dostał szału.

— Mniejsza o to! Ben, mów natychmiast, co wiesz o rabunku! Kradzież maski Tutanchamona nosi wszelkie znamiona przestępstw popełnianych

przez tę siwowłosą zmorę: twoją babcię! A raczej, przez jej… WSPÓLNIKA!

— Nie wiem, o czym pan mówi — zaprzeczył spłoszony Ben.

— Benjaminie Herbercie, już ty dobrze wiesz, o czym.

Raj podniósł rękę i wtrącił:

— Ale ja nie wiem, o czym mówicie!

Pan Parker zignorował go i nadal przesłuchiwał Bena. Przekrwione oczy majora zmrużyły się groźnie.

— To jak, padalcu? Gdzie byłeś zeszłej nocy?

— We własnej łazience naprawiałem spłuczkę od rezerwuaru! — wyjaśnił nerwowo chłopiec.

— Naprawiałeś spłuczkę! Bzdura!

— Nie bzdura, tylko prawda!

— Masz alibi?

— Czy co mam?

— Kto może potwierdzić, że naprawdę byłeś w domu!? — naciskał sąsiad.

— Tylko nasz sedes. Ale sedesy nie mówią.

— A mój owszem! — pochwalił się Raj. — Przysiągłbym, że ostatnio jęknął z bólu, kiedy na nim usiadłem!

— Brawurowa kradzież w środku nocy. Dokonana przez odzianą w czerń tajemniczą postać — wyliczał pan Parker, wskazując palcem niewyraźne zdjęcie z nagrania muzealnego monitoringu, które opublikowano na pierwszych stronach gazet.

— Ja nie noszę czarnych ubrań! — protestował Ben.

— Tamtej nocy, kiedy was zatrzymałem, oboje z babcią byliście ubrani na czarno!

— To jeden, jedynyraz!

Pan Parker zlustrował chłopca wzrokiem.

— Dzisiaj masz na sobie czarne skarpetki!

— Jedna jest granatowa.

— Może masz czarne slipy!

— Tak się składa, że bieliznę mam brązową! — odparł Ben.

— To bardzo przewidująco z twojej strony — mruknął Raj. — Ja też tak robię. Na wypadek bumbastycznego4 zadogrzmotu.

— Nie o zadogrzmoty się rozchodzi! Zapamiętaj sobie, młody człowieku… — pan Parker pochylił się, żeby spojrzeć Benowi prosto w oczy — mam na ciebie baczenie!

Nie odwracając wzroku, zaczął wycofywać się z kiosku pełnym dramatyzmu krokiem, ale nie widział, dokąd idzie, więc zderzył się z obrotowym stojakiem na pocztówki.

BACH!

Ześlizgnął się po nim.

SIUP!

Kartki z życzeniami uniosły się jak motyle…

FRUUUUU!

…po czym obsypały majora jak garść pierza.

— Au! Mój zadek! — zawołał z podłogi.

Na twarzy wylądowała mu kartka z napisem: „Zdrowiej szybko”.

— Wygląda na to, że wybór kartki okolicznościowej dla pana mam już z głowy! — zażartował Ben.

— Warto wspomnieć o ofercie promocyjnej! — dodał Raj. — Sto trzydzieści siedem kartek w cenie stu trzydziestu sześciu!

— IDIOCI! POMÓŻCIE MI WSTAĆ! — ryknął pan Parker.

Ben i Raj wzięli go pod pachy i postawili na nogi.

— UCH! — stęknął, nim znów zaczął się wydzierać. — Łapy precz, brutale!

Chłopak i sklepikarz spojrzeli na siebie zbici z tropu. Dlaczego „brutale”?

Tak czy owak, lepiej było go puścić.

— Ostatnim razem udało ci się wyłgać! Ale teraz tak łatwo się nie wymigasz! — oznajmił przewodniczący Straży Sąsiedzkiej i wymaszerował ze sklepu.

DZYŃ!

Raj poprawił stojak, a Ben zaczął wkładać pocztówki na swoje miejsce.

— O co mu chodziło? — zastanawiał się sklepikarz.

— Kto go tam wie…

— No coś ty! Przed wujkiem Rajem niczego nie trzeba ukrywać.

— Ale ja nie mam żadnych tajemnic! — kręcił Ben.

— Wszyscy mamy tajemnice! To coś wspólnego z twoją babcią?

— Nie! — odpowiedział chłopak trochę za szybko, żeby brzmieć wiarygodnie. — Muszę wracać do domu. Rodzice będą się niepokoić.

— Masz rację, leć. Weźmiesz dla mamy nowy numer Tańca towarzyskiego bez tajemnic?Opłaciła prenumeratę. W tym miesiącu na okładce jest Flavio!

Istotnie, z fotografii w czasopiśmie gwiazdor programu TANIEC NAJSŁAWNIEJSZYCH SŁAW posyłał czytelnikom całusa.

— O nie! Znowu on — westchnął Ben. — Nie ma sprawy, przekażę jej.

Raj przekopał się przez zagracony sklepik, żeby odnaleźć właściwe czasopismo.

— Taniec towarzyski bez tajemnic… Gdzie ja go widziałem? O! Jest! W zamrażarce! No przecież!Świeżuteńki! Specjalnie dla was!

Kioskarz wręczył Benowi oszroniony magazyn, nad którym zatańczyła biała mgiełka.

SKRZYP!

Ben wsunął zmrożoną gazetę między strony swojego TYGODNIKA HYDRAULIKA. Nie chciał, żeby ktokolwiek pomyślał, że fascynuje się światem tańca! Jego pasją były spłuczki, a nie stroje ze spandeksu. Położył na ladzie odliczone pieniądze.

— Proszę, Raj!

— Moje rarytasy z białej czekolady są teraz w promocji.

— Nie, dzięki, nie przepadam za białą czekoladą.

— Niech no sprawdzę — mówił Raj, rozpakowując kolejny baton. — Proszę, ten jest przeterminowany tylko o dwadzieścia lat. A co lepsze, biała czekolada zrobiła się brązowa!

Ben wolał nie ryzykować.

— Dziękuję, Raj, ale nie skorzystam.

— Ech, dzieciaki w dzisiejszych czasach stały się takie wybredne! — Sklepikarz wgryzł się w zleżałą białą czekoladę. — Wyborny! Wiem, co zrobię! Powkładam białą czekoladę, która zbrązowiała, do papierków od tej gorzkiej, a ciemną z białym nalotem do opakowań batonów z białej czekolady. Jestem genialny!

— Przypomnij mi, żebym już nigdy nie kupował tu czekolady!

— Ale mam jeszcze jedną atrakcyjną ofertę cenową.

— Co tym razem? — zapytał bez przekonania Ben.

— Zostało mi kilka bardzo fajnych strojów po ostatnim Halloween!

— Nie, Raj, dzięki, to nie dla mnie.