Mały miliarder - David Walliams - ebook + książka

Mały miliarder ebook

David Walliams

3,3
24,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Józek Burak jest najbogatszym chłopcem na świecie. Może pływać w pieniądzach. Dosłownie. Ma zjeżdżalnię wodną, która prowadzi z jego sypialni wprost do ogromnego basenu. Własny tor wyścigowy w ogrodzie. Kolejkę górską na tyłach domu. Krokodyla.

W dniu dwunastych urodzin dostaje od Taty czek na dwa miliony funtów. Ale prosi o jeszcze jeden prezent. Taki prawdziwy.

Przetłumaczona na 41 języków! Ponad dwa miliony sprzedanych egzemplarzy!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 126

Oceny
3,3 (4 oceny)
1
1
1
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
JoannaMarsz

Nie oderwiesz się od lektury

ta książka jest śmieszna i ciekawa.
00



Strona redakcyjna

Originally published by HarperCollins Publishers under the title

“Billionaire Boy”.

Text copyright © David Walliams 2010

Illustrations copyright © Tony Ross 2010

Cover lettering of author’s name copyright © Quentin Blake 2010

David Walliams and Tony Ross assert the moral right to be identified as the author and illustrator of this work.

Copyright © for the Polish Edition by Dom Wydawniczy MAŁA KURKA,

Piastów 2017

Copyright © for the Polish translation by Karolina Zaremba

Wydanie pierwsze, kwiecień 2017

Korekta:

Małgorzata Majewska

Skład i łamanie:

Trevo, Grażyna Martins

Wydawca:

Dom Wydawniczy MAŁA KURKA

[email protected]

www.malakurka.pl

ISBN 978-83-62745-26-5

Publikację elektroniczną przygotował:

Dedykacja

Dla Lary,

nie potrafię wyrazić słowami, jak bardzo Cię kocham

1. Przedstawiam Józka Buraka

1

Przedstawiam Józka Buraka

Czy zastanawiałeś się kiedyś, jak to jest mieć milion funtów?

A miliard?

A co powiesz na tryliard?

Albo nawet gazyliard?

Oto Józek Burak.

On nie musiał sobie wyobrażać, jak to jest spać na forsie, bo był wręcz obrzydliwie bogatym dwunastolatkiem.

Józek miał wszystko, czego tylko zapragnął.

100-calowy

plazmowy telewizor HD z płaskim ekranem w każdym pokoju

500

par markowych adidasów

tor

wyścigowy w ogrodzie

japońskiego

psa-robota

wózek

golfowy

z tablicą rejestracyjną „BURAK 2” do poruszania się po terenie posiadłości

zjeżdżalnię wodną prowadzącą

z

jego sypialni wprost do basenu olimpijskiego

wszystkie

gry komputerowe świata

kino

IMAX 3D w piwnicy

krokodyla

osobistą masażystkę

podziemną dziesięciotorową kręgielnię

stół

do

gry w snookera

maszynę

do

popcornu

tor

dla deskorolek

jeszcze

jednego krokodyla

kieszonkowe

w wysokości stu tysięcy funtów tygodniowo

kolejkę górską

na

tyłach domu

profesjonalne

studio nagrań na strychu

prywatne

sesje treningowe z piłkarską reprezentacją Anglii

akwarium

z prawdziwym rekinem

Mówiąc krótko, Józek był okropnie rozpieszczony. Chodził do absurdalnie drogiej prywatnej szkoły. Na wakacje latał własnym samolotem. A raz nawet zamknięto na cały dzień Disneyland, żeby nie musiał czekać w kolejce na żadną przejażdżkę.

Oto Józek. Właśnie mknie po swoim torze wyścigowym bolidem Formuły 1.

Niektóre bardzo bogate dzieciaki mają specjalne miniaturowe wersje prawdziwych samochodów. Ale nie Józek. Dla niego zbudowano trochę większy egzemplarz. A to dlatego, że był grubasem. Ty też na pewno byłbyś okrąglutki, gdybyś mógł kupić sobie wszystkie słodycze świata, prawda?

Zapewne zauważyłeś, że Józek jest na tym obrazku sam. Prawdę mówiąc, pomykanie po torze w pojedynkę to słaba zabawa, nawet jeśli ma się milion tryliardów funtów. Przydałby się ktoś, z kim można się ścigać. Problem w tym, że Józek nie miał kolegów. Ani jednego.

• Koledzy

Stanowczo odradzam wam naśladowanie naszego bohatera i rozpakowywanie wielkiego batonika Mars podczas jazdy wyścigówką. Ale od ostatniego posiłku Józka minęła długa chwila, więc zdążył już zgłodnieć. Dlatego wszedł w zakręt, jednocześnie rozdzierając zębami opakowanie, żeby wgryźć się w pyszną, nadziewaną karmelem czekoladę. Niestety trzymał kierownicę jedną ręką, więc kiedy koła samochodu zahaczyły o bandę, stracił panowanie nad wozem.

Warta miliony funtów wyścigówka wypadła z toru, zawirowała i walnęła w drzewo.

PI I I I I I I I I I I I I I I II I I I I I I I I I I I I I I I I I ISS SSSSSSSSSSSSSSSSSS SSSSSSSSSKKKKKK KKKK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Drzewo wyszło z tego bez szwanku. Ale samochód nadawał się do kasacji. Józek wygramolił się zza kierownicy. Całe szczęście nic mu się nie stało. Był jedynie oszołomiony, więc nieco chwiejnym krokiem poczłapał do domu.

— Tato, rozbiłem auto — oznajmił chłopiec, przekraczając próg luksusowego salonu.

Pan Burak, tak jak jego syn, był niski i gruby, za to w wielu miejscach o wiele bardziej owłosiony. Z wyjątkiem głowy — ta lśniła łysiną. Tata Józka siedział rozparty na mogącej pomieścić sto osób kanapie ze skóry krokodyla. Wzrok miał wbity w najświeższe wydanie gazety „The Sun”.

— Nie martw się, Józiu — powiedział. — Kupię ci drugi.

Józek klapnął na sofę obok Taty.

— A tak przy okazji, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. — Pan Burak wręczył synowi kopertę, nadal nie odrywając wzroku od dziewczyny ze strony trzeciej.

Józek prędko rozerwał papier. Ile pieniędzy dostanie w tym roku? Od razu pozbył się kartki z życzeniami o treści: „Wszystkiego najlepszego z okazji dwunastych urodzin, synu”, bo liczył się dołączony do niej czek.

Chłopiec nie krył rozczarowania.

— Milion funtów? — prychnął. — Tylko tyle?

— O co chodzi, synu? — Pan Burak na chwilę odłożył gazetę.

— Milion funtów dałeś mi w zeszłym roku — narzekał Józek — kiedy skończyłem jedenaście lat. Teraz mam dwanaście, więc chyba powinienem dostać więcej?

Ojciec sięgnął do kieszeni połyskującego szarością dizajnerskiego garnituru i wyjął książeczkę czekową. Jego garnitur był tak koszmarny jak cena, którą za niego zapłacił.

— Najmocniej cię przepraszam — rzekł. — Niech będą dwa miliony.

Należy tutaj wspomnieć, że tata Józka nie zawsze pławił się w bogactwie. Nie tak znowu dawno rodzina Buraków żyła całkiem skromnie. Gdy pan Burak skończył szesnaście lat, rozpoczął pracę w wielkiej fabryce papieru toaletowego wybudowanej tuż za miastem. To było niesamowicie nuuuuudne zajęcie. Polegało na nawijaniu papieru na tekturową tubę.

Rolka za rolką.

Dzień za dniem.

Tydzień w tydzień.

Całymi latami...

Robił to w kółko, bez końca, aż niemal stracił nadzieję, że kiedyś jego los się odmieni. Całymi dniami sterczał przy taśmie produkcyjnej obok setek innych znudzonych pracowników, wykonując ciągle te same ogłupiające czynności. Gdy papier został nawinięty na rolkę, trzeba było zaczynać od początku. Rolka za rolką. Ich rodzina była tak uboga, że pan Burak na urodziny i Gwiazdkę sam robił synkowi prezenty z pustych rolek po papierze toaletowym. Nigdy nie mieli pieniędzy na najnowsze zabawki, ale mężczyzna wzorował na nich swoje upominki i tak powstał na przykład samochód wyścigowy z rolek albo rolkowy fort z tuzinami żołnierzyków. Większość podarków dawno się rozpadła i skończyła w śmieciach. Józkowi udało się zachować tylko niepozorną papierową rakietę kosmiczną, chociaż sam nie bardzo wiedział po co.

Jedynym plusem pracy w fabryce było to, że pan Burak miał mnóstwo czasu na rozmyślanie. Aż pewnego razu przyszedł mu do głowy pomysł, który miał na zawsze zrewolucjonizować podcieranie tyłka.

A może by tak wymyślić srajtaśmę wilgotną po jednej, a suchą po drugiej stronie? — pomyślał tamtego dnia, nawijając papier na rolkę numer tysiąc. I zaczął zamykać się w łazience ich tyciego komunalnego mieszkania, gdzie w wielkiej tajemnicy godzinami trudził się nad skonstruowaniem idealnej, dwustronnej rolki papieru toaletowego.

Kiedy wreszcie wypuścił na rynek „Zadkobłysk — produkt, który zapewni świeżość twego pośladka”, odniósł oszałamiający sukces. Każdego dnia na całym świecie sprzedawano miliard rolek. A na każdej sprzedanej rolce zarabiał 10 pensów. Z tego wszystkiego zrobiła się straszliwa kupa pieniędzy. Zaprezentowaliśmy ją za pomocą poniższego równania.

Gdy zaczęto sprzedawać zadkobłysk, Józek Burak miał zaledwie osiem lat, a jego życie w mgnieniu oka wywróciło się do góry nogami. Najpierw rozstali się rodzice. Okazało się, że mama Józka, Carol, miała od dłuższego czasu płomienny romans z jego instruktorem harcerstwa — Alanem. Dzięki zawartej podczas rozwodu ugodzie, dostała dziesięć miliardów funtów, a Alan zamienił swój kajak na gigantyczny jacht. Podobno zakochana para ruszyła w rejs wzdłuż wybrzeża Dubaju i co rano na śniadanie raczyła się chrupiącymi płatkami śniadaniowymi zalanymi najdroższym szampanem. Tata Józka dość szybko pozbierał się po odejściu żony i rozpoczął randkowanie z niekończącym się korowodem „dziewcząt strony trzeciej”.

Ojciec i syn prędko wyprowadzili się z ciasnego mieszkania do ogromnej rezydencji, którą pan Burak ochrzcił nazwą „pałac Zadkobłysk”.

Dom był tak wielki, że widać go było nawet z kosmosu. Podjechanie pod drzwi wejściowe zajmowało całe pięć minut. Szeroką żwirową aleję obsadzono setkami młodziutkich drzewek. W rezydencji znajdowało się siedem kuchni, dwanaście salonów, czterdzieści siedem sypialni i osiemdziesiąt dziewięć łazienek.

Na dodatek łazienki w pokojach z łazienkami miały własne łazienki.

Mimo że mieszkali tam od kilku lat, Józek zdążył zapewne zwiedzić tylko jedną czwartą całego budynku. Rozległe tereny dookoła mieściły korty tenisowe, jezioro do przejażdżek łódką, lądowisko dla helikopterów, a nawet stumetrowy stok narciarski z górami usypanymi ze sztucznego śniegu. Wszystkie krany, klamki oraz deski klozetowe wykonano ze szczerego złota, a dywany z futer norek. Ojciec i syn pijali sok pomarańczowy z bezcennych zabytkowych średniowiecznych kielichów, a przez jakiś czas usługiwał im też lokaj imieniem Otis, który był orangutanem. Ale musieli go zwolnić.

— Tato, a czy mógłbym dostać jeszcze taki prawdziwy prezent? — spytał Józek, kiedy schował czek do kieszeni spodni. — Przecież pieniędzy mam całe stosy.

— W takim razie powiedz, co byś chciał, a ja poślę po to jednego z moich asystentów — odrzekł pan Burak. — Może okulary przeciwsłoneczne z litego złota? Ja już mam takie. Co prawda nic w nich nie widać, ale za to były bardzo drogie.

Józek ziewnął.

— Chyba że wolałbyś własną motorówkę? — zgadywał dalej pan Burak.

Chłopak przewrócił oczami.

— Mam dwie, zapomniałeś?

— Wybacz, synu. To może ćwierć miliona funtów w bonach na zakup książek, czasopism i artykułów papierniczych w salonach WHSmith?

— Nuda! Nuda! Nuda! — Nadąsany Józek tupał nogami. Nawet problemy miał z górnej półki.

Pan Burak wyglądał na zrozpaczonego. Nie przychodziło mu do głowy nic, co mógłby jeszcze kupić swojemu jedynemu dziecku.

— W takim razie co?

Józek przypomniał sobie, jak ściga się po torze z samym sobą, i wtedy zaświtała mu w głowie pewna myśl.

— Jest takie coś... — zaczął niepewnie. — Bardzo bym chciał...

— Tak?

— Przyjaciela.

2. Zadziak

2

Zadziak

— Zadziak — powiedział Józek.

— „Zadziak”? — oburzył się pan Burak. — Jak jeszcze wołają na ciebie w szkole?

— Srajtaśma...

Pan Burak pokręcił głową z niedowierzaniem. Posłał syna do najdroższej szkoły w Anglii. Do Gimnazjum dla Chłopców imienia Świętego Cuthberta. Semestr kosztował tam dwieście tysięcy funtów, a uczniowie musieli nosić pończochy i elżbietańskie kryzy. Oto zdjęcie Józka w szkolnym mundurku. Wygląda raczej śmiesznie, co?

Dlatego ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewał, było dokuczanie i przezywanie. Przecież takie rzeczy przytrafiały się ludziom biednym. A jednak koledzy dogryzali Józkowi od pierwszego dnia szkoły. Bogate dzieciaki nienawidziły go, bo jego tata dorobił się na papierze toaletowym. Twierdziły, że to „okropnie wulgarne”.

— Kiblowy Król, Pan Klopiński, Mistrz Podcierania — wymieniał dalej Józek. — A to tylko przezwiska, które słyszałem od nauczycieli.

Większość chłopców w szkole Józka należała do arystokracji. Byli książętami lub hrabiami, a ich fortuna pochodziła z wielkich majątków ziemskich. Co oznaczało, że nie zarobili tych pieniędzy, tylko je odziedziczyli. Józek szybko przekonał się, że pieniądze miały wartość wtedy, gdy stanowiły część wielowiekowego rodzinnego spadku, czyli były „starymi pieniędzmi”. A jeśli ktoś wzbogacił się całkiem niedawno, na dodatek na papierze toaletowym, to wcale się nie liczył.

Nadziani chłopcy z tego gimnazjum nosili imiona takie jak: Nataniel Septimus Ernest Bertram Lizander Tybalt Zachariasz Edmund Aleksander Humphrey Percy Quentin Tristan August Bartłomiej Tarkwiniusz Imogen Sebastian Teodor Clarence Smythe.

A to tylko jeden chłopak.

Przedmioty, których się uczyli, też były niezwykle ekskluzywne. Plan lekcji Józka wyglądał tak:

Poniedziałek

Łacina

Nauka prawidłowego noszenia słomkowego kapelusza

Wiedza o monarchii

Nauka etykiety

Jeździectwo i skoki przez przeszkody

Taniec towarzyski

Klub Dyskusyjny (temat dnia: „Uważamy, że dopinanie kamizelki na ostatni guzik od dołu jest ordynarne”)

Jedzenie słodkich bułeczek

Wiązanie muchy

Pływanie łodzią płaskodenną

Polo (sport z końmi i kijami, a nie supermarket)

Wtorek

Starożytna greka

Krykiet (gra)

Polowanie na bażanty

Ćwiczenia z poniżania służby

Mandolina poziom 3

Historia odzieży z tweedu

Godzina zadzierania nosa

Nauka przechodzenia ponad bezdomnymi przy wyjściu z opery

Nauka odnajdywania drogi wyjścia z labiryntu

Środa

Polowanie na lisy

Aranżacje kwiatowe

Konwersacje o pogodzie

Historia krykieta

Historia akcentów

Quizy z wiedzy o znanych i lubianych

Czytanie kolorowych magazynów

Nauka rozumienia i doceniania baletu

Polerowanie cylindrów

Szermierka (z użyciem szpad, nie słów)

Czwartek

Godzina podziwiania antyków

Nauka zmiany kół w aucie marki Range Rover

Dyskusja na temat „Czyj tatuś jest najbogatszy?”

Konkurs: „Kto jest najbliższym przyjacielem księcia Harry’ego?”

Nauka wykwintnego wysławiania się

Klub wioślarski

Klub Dyskusyjny (temat dnia: „Uważamy, że babeczki smakują najlepiej na gorąco”)

Szachy

Lekcja heraldyki

Wykład „Jak głośno rozmawiać w restauracjach”

Piątek

Recytacja poezji (język średnioangielski, lata 1066-1440)

Historia ubiorów sztruksowych

Sztuka ozdobnego strzyżenia krzewów

Nauka rozumienia i doceniania rzeźby antycznej

Nauka odnajdywania swojej twarzy w rubrykach towarzyskich w kolorowych czasopismach

Polowanie na kaczki Bilard

Popołudnie z muzyką klasyczną

Nauka odpowiednich tematów konwersacji przy obiedzie (np. czym śmierdzi klasa pracująca)

Jednakże głównym powodem, dla którego Józek nie znosił chodzić do gimnazjum, nie były głupie zajęcia, tylko fakt, że wszyscy patrzyli tam na niego z góry. Uważali, że ktoś, kogo ojciec zbił fortunę na toaletowym pomyśle, jest po prostu odrażająco prostacki.

— Tato, ja chcę chodzić do innej szkoły — powiedział Józek.

— Żaden problem. Stać nas na najdroższe kształcenie na świecie. Słyszałem o jednej szkole w Szwajcarii. Rano jeździ się na nartach, a potem...

— Nie — odmówił chłopiec. — Wolałbym raczej pójść do tutejszej szkoły.

— Co takiego? — zdziwił się pan Burak.

— Mógłbym tam znaleźć kolegów — tłumaczył Józek. Kiedy szofer wiózł go do prywatnego gimnazjum, przez okno widział dzieciaki kręcące się wokół szkolnej bramy. Gadały, grały w różne gry, wymieniały się kartami — wyglądało na to, że świetnie się bawiły. A przede wszystkim wiodły bajecznie normalne życie.

— Tak, ale zwykła szkoła... — Pan Burak nie wierzył własnym uszom. — Jesteś pewien?

— Tak — odpowiedział z przekonaniem Józek.

— A może zbuduję ci szkołę u nas w ogrodzie? — zaproponował tata.

— Nie. Ja chcę iść do zwykłej szkoły. Ze zwykłymi dzieciakami. Chcę się z kimś zaprzyjaźnić,Tato. W Świętym Cuthbercie nie mam ani jednego kumpla.

— Ale ty nie możesz chodzić do zwyczajnej szkoły. Jesteś teraz miliarderem, mały. Dzieciaki będą cię gnębić lub przyjaźnić się z tobą tylko dlatego, że jesteś bogaty. To będzie koszmar.

— W takim razie nie powiem im, kim jestem. Będę po prostu Józkiem. Może wtedy wreszcie, jakimś cudem, znajdę przyjaciela, albo nawet dwóch...

Po chwili zastanowienia pan Burak uległ.

— Jeśli tego właśnie chcesz, to zgadzam się, możesz iść do normalnej szkoły.

Józek był tak uradowany, że przepośladkował* po kanapie bliżej Taty, żeby go uściskać.

*Pośladkować (czasownik) — przemieszczanie się w pozycji siedzącej wyłącznie za pomocą mięśni pośladków, dzięki czemu nie trzeba wstawać. Metoda preferowana przez osoby z nadwagą.

— Tylko nie pognieć mi garnituru — upomniał go pan Burak.

— Przepraszam. — Józek nieco odpośladkował.

Potem odchrząknął i dodał:

— Ja... Kocham cię, Tato.

— Ja ciebie też, synu, ja ciebie też — rzekł pan Burak i wstał z kanapy. — No to udanych urodzin, chłopie.

— Nie spędzimy ich razem? — spytał Józek, nie dając po sobie poznać, jak bardzo był zawiedziony. Dawniej Tata zawsze zabierał go na urodzinową ucztę do miejscowej restauracji z hamburgerami. Wtedy nie stać ich było na hamburgery, więc zamiast tego zamawiali frytki i zjadali je z kanapkami z szynką i ogórkiem, które Tata przemycał pod kapeluszem.

— Przykro mi, ale nie mogę. Mam dziś randkę z piękną dziewczyną — powiedział pan Burak, pokazując mu w gazecie stronę numer trzy.

Józek spojrzał na zdjęcie kobiety, która wyglądała tak, jakby nagle spadło z niej całe ubranie. Włosy miała utlenione na platynowy blond, a na twarzy makijaż tak mocny, że trudno było stwierdzić, czy jest ładna, czy nie. Napis pod fotografią głosił: „Szafira, lat 19, pochodzi z Bradford, lubi zakupy, nie znosi myśleć”.

— Tato, a Szafira przypadkiem nie jest dla ciebie trochę za młoda? — dopytywał Józek.