Anka skakanka - Agnieszka Chylińska - ebook + książka

Anka skakanka ebook

Agnieszka Chylińska

4,6

Opis

Anka skakanka odbiera świat trochę inaczej. Ale tak samo jak wszystkie dzieci wraz z 8-letnią siostrą Bożenką kocha zwierzaki i na zabój przyjaźni się z Frankiem Zezikiem. Nie posiada się ze szczęścia, gdy pod jej nogami ląduje piszcząca kulka...

Nowy cykl, nowa bohaterka ale i starzy znajomi, których poznaliśmy dzięki niezwykłej Zezi. Ta historia to promyk światła w mrocznym świecie, w którym wszyscy chowają się w domach ze względu na tajemniczy wirus, a dorośli obawiają się o pracę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 65

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (76 ocen)
52
18
6
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kurtyki

Nie oderwiesz się od lektury

Warto przeczytać tą książkę bo jest w niej dużo zabawnych momentów.
00
tomaszp84

Dobrze spędzony czas

Bardzo fajna i na czasie historia. Brawo dla autorki
00
Anette1987

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna książka
00

Popularność




Re­dak­cja: Agniesz­ka Het­nał

Re­dak­cja języ­ko­wa: Zu­zan­na Wie­rus

Ko­rek­ta: Agniesz­ka Pie­trzak

Ilu­stra­cje i pro­jekt gra­ficz­ny okład­ki: Su­ren Var­da­nian

Skład i przy­go­to­wa­nie eBo­oka: Ja­ro­sław Ja­bło­ński

Re­dak­tor pro­wa­dząca: Agniesz­ka Gó­rec­ka

Wspó­łpra­ca pro­mo­cyj­na: Top Ma­na­ge­ment Jo­an­na Zi­ędal­ska­-Ko­mo­si­ńska

Co­py­ri­ght for the text © Agniesz­ka Chy­li­ńska

Co­py­ri­ght for this edi­tion © Wy­daw­nic­two Pas­cal

Biel­sko-Bia­ła, 2020

Wy­daw­nic­two Pas­cal Spó­łka z o.o.

ul. Za­po­ra 25

43-382 Biel­sko-Bia­ła

tel. 338282828, faks 338282829

pas­cal@pas­cal.pl, www.pas­cal.pl

ISBN 978-83-8103-725-9

Kar­ta ty­tu­ło­wa

Kar­ta re­dak­cyj­na

Je­sien­ne prze­zi­ębie­nie

Ta­jem­ni­czy wi­rus

Na­resz­cie ja­kieś od­wie­dzi­ny!

Nowy roz­kład dnia

Nie­spo­dzie­wa­ne wy­da­rze­nie

Bul­di

Nowe ży­cie Pani Mai

Ko­cio­kwik

Zmia­ny, zmia­ny, zmia­ny

De­cy­du­jące star­cie

Ka­żdy ma szan­sę stać się do­brym czło­wie­kiem

Po pro­stu musi być do­brze!

– Naj­wi­ęk­szym cier­pie­niem jest nie móc się przy­tu­lić do oso­by, któ­rą się ko­cha…

To dra­ma­tycz­ne wy­zna­nie rzu­ci­ła Anka Ska­kan­ka, pa­trząc z pew­nej od­le­gło­ści na łó­żko pi­ętro­we. Na gó­rze, pod ko­łdrą w bul­do­gi fran­cu­skie le­ża­ła jej młod­sza sio­stra Bo­żen­ka, zwa­na ta­kże Bożą Krów­ką. Pra­wie ośmio­let­nia Bo­żen­ka była te­raz roz­pa­lo­na go­rącz­ką i ci­ężko od­dy­cha­ła. Mama dziew­czy­nek, słyn­na pia­nist­ka Maja Kwiat­kow­ska, kur­so­wa­ła za­nie­po­ko­jo­na mi­ędzy kuch­nią, w któ­rej znaj­do­wa­ła się szaf­ka z le­ka­mi, a po­ko­jem swo­ich nie­zwy­kłych có­rek.

Sło­wa o przy­tu­le­niu Ania wy­po­wie­dzia­ła z bo­le­ścią wy­pi­sa­ną na twa­rzy, ale wszy­scy w domu wie­dzie­li, że dzie­si­ęcio­lat­ka nie bar­dzo lubi się przy­tu­lać ani być przy­tu­la­na. Jej skó­ra była bar­dzo wra­żli­wa. Dziew­czyn­ka nie czu­ła się kom­for­to­wo, kie­dy ktoś, na przy­kład skła­da­jąc jej ży­cze­nia uro­dzi­no­we, chciał ją po­ca­ło­wać lub uści­skać. Sło­wa Ani nie były więc zbyt szcze­re, ale z pew­no­ścią chcia­ła­by je usły­szeć jej Mama. Ania co ja­kiś czas rzu­ca­ła więc ta­kie pi­ęk­ne ha­sła, li­cząc, że Pani Maja je za­uwa­ży i po­chwa­li.

Dziew­czyn­kę bar­dzo nie­po­ko­ił fakt, że w tej wy­jąt­ko­wej sy­tu­acji (Bo­żen­ka rzad­ko za­pa­da­ła na je­sien­ne prze­zi­ębie­nia) uwa­ga Mamy jest sku­pio­na na jej młod­szej sio­strze, a nie na niej. Pani Maja wci­ąż przy­go­to­wy­wa­ła ko­lej­ne na­pa­ry z ziół dla bied­nej cho­rej Bo­żen­ki. Uwa­ża­ła, że po­ra­dzą so­bie one z prze­zi­ębie­niem zde­cy­do­wa­nie le­piej niż ta­blet­ki. Tym­cza­sem Ania cały czas jej o czy­mś opo­wia­da­ła. Głów­nie o zwie­rzętach, bo ten te­mat in­te­re­so­wał ją naj­bar­dziej. Mama kro­iła czo­snek w cie­niut­kie, pra­wie prze­zro­czy­ste pla­ster­ki i ukła­da­ła go na ka­nap­kach z po­mi­do­ra­mi z bab­ci­nej dzia­łki, by za­apli­ko­wać go Bo­żen­ce. Ania na­tych­miast za­czy­na­ła wte­dy opo­wie­ść o tym, któ­re zwie­rzęta z całą pew­no­ścią czosn­ku by nie zja­dły. Ma­cha­ła przy tym ręka­mi i osten­ta­cyj­nie za­ty­ka­ła so­bie nos. Gło­śno ko­men­to­wa­ła, że od wącha­nia czosn­ku, któ­re­go spe­cy­ficz­na woń wy­pe­łni­ła cały dom Pani Mai, woli na­wet spo­tka­nie z wku­rzo­nym skunk­sem.

Mama dziew­czy­nek po trzech dniach cho­ro­by Bo­żen­ki i ci­ągłych na­rze­kań Ani mia­ła już ser­decz­nie do­syć wszyst­kie­go. Była zmęczo­na, nie­wy­spa­na i pe­łna nie­po­ko­ju o zdro­wie młod­szej cór­ki. Mama Pani Mai mia­ła przy­je­chać do­pie­ro na­za­jutrz, ale Pani Maja nie była prze­ko­na­na, że to do­bry po­my­sł. Po pierw­sze, Bab­cia Ani i Bo­żen­ki była star­szą pa­nią cier­pi­ącą na wszyst­kie cho­ro­by świa­ta. Tak przy­naj­mniej po­wta­rza­ła, kie­dy Pani Maja py­ta­ła ją przez te­le­fon, jak się czu­je. W zwi­ąz­ku z tym ist­nia­ło duże ry­zy­ko, że Bab­cia za­ra­zi się od Bo­żen­ki i będzie cho­ro­wać jesz­cze dłu­żej i ci­ężej od niej. Po dru­gie, prze­pra­co­wa­na i zmęczo­na Pani Maja mia­ła świa­do­mo­ść, że w jej domu po­ja­wi się wte­dy ko­lej­na oso­ba, któ­ra będzie mó­wić tyl­ko o so­bie i o swo­ich bo­lącz­kach, a tego już by było dla niej za wie­le. Dla­te­go kie­dy znie­nac­ka za­dzwo­nił te­le­fon, Mama dziew­czy­nek po­szła go ode­brać dość nie­chęt­nie, spo­dzie­wa­jąc się wła­śnie roz­mo­wy ze swo­ją Mamą.

Anka Ska­kan­ka, bo tak daw­no temu na­zwa­ła ją jej Mama, wi­dząc, że cór­ce po­trzeb­ne są co­dzien­ne pod­sko­ki, ga­lo­py i spa­ce­ro­wa­nie w kó­łko, wy­ko­rzy­sta­ła chwi­lo­wą nie­obec­no­ść Mamy, by po­ska­kać po po­ko­ju. Uwiel­bia­ła to ro­bić.

Ska­ka­nie i zgłębia­nie in­for­ma­cji na te­mat wszyst­kich ist­nie­jących zwie­rząt sta­ły się dla Ani źró­dłem naj­wi­ęk­szej ra­do­ści. Szczy­tem ma­rzeń było dla niej dzie­le­nie się wie­dzą na te­mat zwie­rząt z kimś, kto w ta­kim sa­mym stop­niu jak ona ko­cha wszyst­kie stwo­rze­nia, in­te­re­su­je się nimi i też chce roz­ma­wiać TYL­KO o nich. Nie­ste­ty, wszyst­kie oso­by, któ­re zna­ły Anię, nie mia­ły już ocho­ty wy­słu­chi­wać nie­ko­ńczących się mo­no­lo­gów dziew­czyn­ki.

Anka Ska­kan­ka była jed­nak eks­per­tem nie tyl­ko w dzie­dzi­nie już ist­nie­jących zwie­rząt. Na jej biur­ku pysz­ni­ły się dum­nie włas­no­ręcz­nie wy­ko­na­ne przez dziew­czyn­kę trzy opa­słe al­bu­my o zwie­rzętach Z WY­OBRA­ŹNI. Ania, od kie­dy po­ko­cha­ła zwie­rzęta tak moc­no, ma­rzy­ła tyl­ko o tym, by mieć wła­sne zwie­rząt­ko i móc się nim opie­ko­wać. Sta­wia­ła na opo­sa, mrów­ko­ja­da, trze­wi­ko­dzio­ba (je­śli nie po­zna­li­ście jesz­cze tego nie­zwy­kłe­go stwo­rze­nia, to we­dług Ani war­to; ża­den z ist­nie­jących pta­ków nie ukło­ni się Wam tak ele­ganc­ko jak wła­śnie on) i ewen­tu­al­nie płaszcz­kę man­tę. W grę wcho­dzi­ły też le­ni­wiec, gro­no­staj i al­pa­ka. No, w osta­tecz­no­ści mo­gły­by to być man­gu­sta, no­so­ro­żec lub kuna… Choć w su­mie w jej ser­cu zna­la­zło­by się miej­sce rów­nież dla lisa, pan­cer­ni­ka, wil­ka i… I wła­śnie ta­kie opo­wie­ści snu­ła na­sza Anka Ska­kan­ka przez cały dzień, gdy tyl­ko uda­ło jej się do­rwać ko­goś, kto chcia­łby jej choć przez mo­ment po­słu­chać.

Naj­bar­dziej cier­pli­wym i wy­ro­zu­mia­łym słu­cha­czem Ani był jej przy­ja­ciel Fra­nek. Fra­nek Ze­zik miesz­kał w sąsied­nim domu i fa­scy­no­wał się spor­tem, a jego pies Bla­kier był rów­nież uko­cha­nym psem Ani. Cza­sem Ania nie po­tra­fi­ła już jed­no­znacz­nie okre­ślić, czy spo­ty­ka się z Fran­kiem po to, żeby miło spędzić czas z nim, czy też z jego uro­czym pie­skiem.

Dziew­czyn­ka bar­dzo cier­pia­ła, gdy sły­sza­ła od Mamy, że nie kupi jej żad­ne­go zwie­rząt­ka. Pani Maja po­wta­rza­ła, że gdy Ania z Bo­żen­ką będą w szko­le, a ona sama na kon­cer­cie, nikt z ich ro­dzi­ny i przy­ja­ciół nie będzie chęt­ny do zaj­mo­wa­nia się zwie­rza­kiem. Bab­cia nie lu­bi­ła zwie­rząt. Uwa­ża­ła, że po­wo­du­ją aler­gie u dzie­ci i są sie­dli­skiem bak­te­rii, pa­so­ży­tów i mi­lio­na tych wszyst­kich cho­rób, na któ­re sama cho­ro­wa­ła.

Tym­cza­sem Ania sko­ńczy­ła bry­kać jak mała kóz­ka w po­ko­ju swo­im i Bo­żen­ki. Wspi­ęła się po dra­bin­ce do łó­żka sio­stry, ci­chut­ko zmie­rzy­ła jej tem­pe­ra­tu­rę spe­cjal­nym bez­do­ty­ko­wym ter­mo­me­trem, od­czy­ta­ła wy­nik i z ra­do­ścią szep­nęła:

– Bo­żen­ko, nie masz te­raz go­rącz­ki, wiesz? Zjedz już, pro­szę, te ka­nap­ki z czosn­kiem i po­mi­do­rem, bo zwi­ęd­nę od ich woni i umrę mło­do.

Bo­żen­ka uśmiech­nęła się do swo­jej uko­cha­nej sio­stry i ostro­żnie usia­dła na łó­żku. Ania po­mo­gła jej po­de­przeć obo­la­łe ple­cy sto­sem po­du­szek, a pó­źniej za­bra­ła się do po­rząd­ków. Do po­ko­ju we­szła uśmiech­ni­ęta od ucha do ucha Mama, żeby ob­wie­ścić dzie­ciom do­brą no­wi­nę. Moc­no roz­czu­lił ją wi­dok tro­skli­wej Ani sprząta­jącej pu­ste kub­ki po soku i ły­żecz­ki po sy­ro­pie i prze­cie­ra­jącej blat sto­li­ka noc­ne­go ście­recz­ką w ko­lo­rze pu­dro­we­go różu.

Choć pierw­sze sło­wa, któ­re Pani Maja mia­ła za­miar po­wie­dzieć do star­szej cór­ki, mia­ły za­brzmieć mniej wi­ęcej tak: „Prze­cież za­ra­zisz się od niej i za mo­ment oby­dwie będzie­cie cho­re, i ja wte­dy nie dam so­bie rady, bo je­stem sama, a nie chcę ni­ko­go pro­sić o po­moc, bo mu­szę być dziel­na”, to jed­nak osta­tecz­nie ich nie wy­po­wie­dzia­ła. Jako dziec­ko sama była cho­ro­wi­ta. Nie­raz sły­sza­ła od swo­jej mamy, ile ją kosz­tu­je sie­dze­nie z cho­rym dziec­kiem i ja­aaaakie to wiel­kie po­świ­ęce­nie. Przy­tu­li­ła więc Anię i szep­nęła tyl­ko:

– Ko­cham cię bar­dzo i bar­dzo ci dzi­ęku­ję.

Ania wtu­li­ła się w swo­ją uko­cha­ną Mamę na tyle, na ile po­tra­fi­ła, i była z sie­bie bar­dzo, bar­dzo dum­na.

Oka­za­ło się, że Pani Maja wca­le nie ode­bra­ła te­le­fo­nu od swo­jej Mamy, tyl­ko od swo­jej ser­decz­nej przy­ja­ció­łki Zosi. Dziew­czyn­ki uwiel­bia­ły Cio­cię Zo­się. Ania oczy­wi­ście lu­bi­ła Cio­cię tro­chę ina­czej, na swój wła­sny spo­sób. Nie zbli­ża­ła się do niej za bar­dzo i mó­wi­ąc do Cio­ci, za­wsze po­zo­sta­wa­ła w spo­rej od­leg­ło­ści, ale chcia­ła mieć ją na oku. Na­aaawet po­tra­fi­ła spoj­rzeć jej głębo­ko w oczy, co było wy­ra­zem wiel­kie­go sza­cun­ku i sym­pa­tii Anki Ska­kan­ki.

.

.

.

...(fragment)...

Całość dostępna w wersji pełnej.