Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
29 osób interesuje się tą książką
To nie są bajki do poduszki. To są bajki spod łóżka.
Dziwna lalka znaleziona na cmentarzu. Szkoła, do której chodzi się… nocą.
Marzenie, żeby mama zniknęła — i koszmar, gdy wraca zupełnie inna.
Dom, w którym po zmroku pianino gra samo — choć nikt tam nie mieszka. Albo… prawie nikt.
W tej upiornej antologii znajdziesz 22 opowiadania z każdego zakątka świata — od afrykańskich grobowców po arktyczne pustkowia.
Każde z nich to drzwi. A nie wszystkie powinny być otwarte.
Naciągnij kołdrę na nos, weź do ręki latarkę i nie zapomnij, że to tylko książka. Prawda?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 185
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tę książkę dedykuję mamie, która wprowadziła mnie w mroczny i fantastyczny świat książek. To ona nauczyła mnie, że jestem wystarczająco silna, by stawić czoła wszystkiemu – nawet potworom w ciemności.A. G.
A. G.
Spis treści
Wstęp
Nawiedzone przedmioty
Ostatnia nuta
Grobowiec młodego króla
Szpilki i drobne ukłucia
Pułapka po drugiej stronie lustra
Postać na zdjęciu
Posępne duchy
Wieczorne zajęcia
Bębny wojny
Nie płacz
Martwi goście
Z archiwum potworów
Pod lodem
Stwór z głębin
Mój braciszek potwór
Karta śmierci
Czarny omen
Uważaj, czego sobie życzysz
Z matką dzieje się coś niedobrego
Marionetki
Słodkie przysmaki
Włosy
Nocne hałasy
Igłozębni
To coś, czego nie ma
Coś mnie śledzi
Głowa pełna snów
Od autorki
Źródła
Podziękowania
O autorce
Wstęp
Zanim zagłębisz się w lekturze tej książki i ruszysz w upiorną przygodę, zastanów się przez chwilę – co tak naprawdę cię przeraża? Zjawy czające się w ciemnościach? Wiadra pełne krwi? A może potwory z długimi pazurami, które tylko czekają, by rzucić się na swoją ofiarę?
Co czujesz, gdy wyobrażasz sobie te wszystkie straszne rzeczy? Czy przyjemne dreszcze przebiegają ci po plecach? Włoski na karku stają ci dęba? A może serce zaczyna bić mocniej i szybciej? Boisz się? Odważysz się zerknąć przez ramię, żeby upewnić się, że… nikogo tam nie ma?
Ludzie na całym świecie od zawsze opowiadają sobie straszne historie. Najbardziej lubimy te z zakończeniami jeżącymi włosy na głowie. Dlaczego? Tego nie wie nikt… Może dlatego, że to właśnie takie historie opowiada się najlepiej wieczorami, kiedy ciemność rozprasza jedynie blask ogniska.
Te pierwsze upiorne opowieści wywodzą się z folkloru, czyli dawnych historiach ludowych, które przekazywano z pokolenia na pokolenie, by strasząc, zdradzać tajemnice, jakie kryje świat. Początkowo opowiadano je sobie przy różnych okazjach, by lepiej zapisały się w pamięci słuchaczy. Na przestrzeni wieków ludzie należący do różnych kultur wymieniali się licznymi wersjami tych samych upiornych opowieści. Niektóre z nich niosły ze sobą morał, przez co stanowiły cenną lekcję, która miała okazać się przydatna w codziennym życiu.
Podobnie jak ludowe opowieści, historie, które znajdziesz na kartach tej książki, mają swoje korzenie w różnych zakątkach świata. Wybierzmy się więc w podróż na tętniące życiem ulice Jamajki, do ukrytych zatoczek rybackich w Brazylii, starożytnych egipskich grobowców oraz dzikiej filipińskiej dżungli. Odwiedźmy również miejsca dobrze ci znane – szkolną klasę lub może nawet twoje własne łóżko. Wszędzie tam czają się mrożące krew w żyłach historie o duchach, krwawej grozie i przerażających istotach zza światów.
Pamiętaj jednak, by zachować spokój. Straszne opowieści nie mają na celu jedynie nas przerazić i wywołać kaskadę dreszczy spływających po plecach. Te historie mają pomóc nam stać się silniejszymi. Dzięki nim twoja wyobraźnia stworzy potwory, którym ty, drogi czytelniku, będziesz musiał spojrzeć prosto w oczy. Pamiętaj – jeśli lęk stanie się zbyt silny, wystarczy zamknąć książkę.
Gotowy?
Przewróć stronę.
Ostatnia nuta
Dźwięk zawisł w powietrzu niczym duch. Przebiegam palcami po klawiszach instrumentu. W dotyku są zupełnie gładkie, jakby zostały wypolerowane przez czyjeś palce.
– Podoba ci się? – pyta mama.
Kiedy wróciłem ze szkoły, w salonie czekało na mnie pianino. Było czarne, ustawione w rogu pomieszczenia. Jest piękne – błyszczy tak, że widzę w nim swoje odbicie. Klawiatura wygląda, jakby uśmiechała się szeroko, ukazując bielusieńkie zęby.
– Wow.
To jedyna odpowiedź, jakiej jestem w stanie udzielić. Uwielbiam grać, co wychodzi mi całkiem dobrze. Kiedy jestem z dala od pianina, wciąż o nim myślę. Gdy do niego zasiadam, nigdy nie chcę odejść. Zwykle ćwiczę kilka godzin dziennie na starym cyfrowym keyboardzie, który trzymam pod łóżkiem.
To jest prawdziwe pianino! Takie jak instrumenty w Szkole dla Młodych Muzyków.
– Jest używane, ale kupiłam je w bardzo dobrej cenie. Pan Art ze sklepu muzycznego oddał je prawie za darmo – mówi mama, śmiejąc się.
Lekcje gry są drogie, dlatego mama ma dwie prace. Rzadko możemy pozwolić sobie na coś kosztownego. To pianino jest chyba najładniejszą rzeczą w całym domu, a do tego należy do mnie!
Mama przytula mnie do siebie i dodaje:
– Zasłużyłeś, kochanie, tak ciężko pracowałeś.
Odwzajemniam uścisk. Przesłuchania do Szkoły dla Młodych Muzyków zbliżają się wielkimi krokami, a jeśli pójdzie mi dobrze, mogę zdobyć stypendium i uczyć się tam za darmo. W tej szkole mógłbym poznać innych uczniów, którzy kochają muzykę tak jak ja. A jeśli poradzę sobie świetnie, może nawet uda mi się znaleźć pracę i grać na pianinie przed setkami ludzi! Jednak by to osiągnąć, muszę codziennie ćwiczyć – przed szkołą, po szkole, a czasem nawet między lekcjami. Kiedy nie gram, i tak wciąż o tym myślę. Czasami gram nawet we śnie.
– Mam też złą wiadomość. – Kolejne słowa mamy wyrywają mnie z zamyślenia. – Panna June nie będzie już udzielać lekcji gry. Znalazłam nowego nauczyciela i możecie zacząć naukę już w przyszłym tygodniu.
– Naprawdę?
Panna June mieszka na tej samej ulicy, w małym domku z dużymi oknami w salonie, gdzie stał jej fortepian. Nauczyła mnie gam, potem prostych melodii, aż wreszcie przeszliśmy do dłuższych utworów ze zmianami akordów. Sama już nie gra, ponieważ, jak to mówi, „stawy jej na to nie pozwalają”, ale to ona nauczyła mnie wszystkiego, co umiem. Będzie mi smutno bez naszych cotygodniowych spotkań.
Mama idzie do kuchni przygotować kolację, a ja zostaję sam z nowym instrumentem. Siadam na ławeczce i prostuję plecy – tak jak uczyła mnie panna June. Układam dłonie w odpowiedniej pozycji z kciukiem na środkowym C. Gdy stopą naciskam pedał, czuję dziwne muśnięcie na palcach.
Cofam nogę i patrzę w dół, ale niczego tam nie ma. Może to była mysz? Pod ławeczką oraz po bokach pianina również pusto. Ale… pod klawiszami, na drewnianej listwie, dostrzegam napis wykonany markerem: „MARCIE ARMSTRONG” z małym serduszkiem nad literą „i”.
Czy to jej palce wcześniej muskały te klawisze? Dziwnie się czuję, wiedząc, jak nazywała się właścicielka instrumentu, który teraz należy do mnie.
Kim ona była?
Nagle słyszę jakieś szuranie dochodzące zza pianina. Potem dobiega mnie delikatne stukanie, jakby ktoś bębnił po biurku. Wstrzymuję oddech i zaczynam nasłuchiwać, ale wtedy mama woła mnie na kolację. Wybiegam z pokoju, zastanawiając się, czy to nie był mojej wytwór wyobraźni. Chyba naprawdę za bardzo przejmuję się nadchodzącymi egzaminami!
Tej nocy myślę tylko o przesłuchaniu. Muszę ćwiczyć grę w każdej wolnej chwili. Kiedy wiercę się w łóżku, nagle słyszę szuranie dobiegające zza drzwi. Zastygam i nadstawiam uszu. Znowu ten sam dźwięk! Coś na pewno porusza się na korytarzu – w szczelinie pod drzwiami dostrzegam przemykający cień.
Siadam i wytężam słuch. Z salonu wyraźnie dochodzi jakiś delikatny dźwięk – to muzyka! Ktoś gra na pianinie, i to naprawdę dobrze. Tak samo grała Panna June, jeszcze zanim dopadło ją zapalenie stawów. Czyjeś palce przesuwają się płynnie po klawiszach, bez żadnych pomyłek lub przerw.
Wyślizguję się z łóżka i powoli uchylam drzwi. Gdy po cichu przemykam korytarzem, melodia przyśpiesza. To nie może być mama, ona ledwo zna rozkład nut na klawiaturze. Grany utwór jest elektryzujący, a jego kolejne części przechodzą w crescendo. Przez mieszaninę strachu i ekscytacji czuję ciarki na całym ciele. Kto to może być?
Kiedy wchodzę do salonu, moim oczom ukazuje się przerażający widok.
Dwie odcięte dłonie grające na pianinie!
Długie, smukłe palce przebiegają po klawiszach w hipnotyzującym, mrocznym tańcu. Nadgarstki są poszarpane i zakrwawione, jakby ręce zostały odcięte dosłownie przed chwilą. Wystają z nich kości, a dłonie unoszą się w powietrzu. Ostatnie, co widzę, zanim w panice rzucę się z powrotem do łóżka, to tkwiący na lewym kciuku srebrny pierścionek w kształcie serca.
Następnego dnia po szkole unikam powrotu do domu. Nie mogę przestać myśleć o tych upiornych dłoniach, chociaż teraz, w świetle dnia, nie jestem już pewien, czy to nie był tylko koszmarny sen. Czy naprawdę to widziałem? Wsiadam do autobusu i jadę do sklepu muzycznego pana Arta, by poszukać nowych nut. Kiedy przeglądam zeszyt z utworami, zauważam znajome imię i nazwisko zapisane czarnym markerem na okładce: „MARCIE ARMSTRONG”. Nad literą „i” widnieje takie samo serduszko.
To ona! Poprzednia właścicielka pianina!
Muszę się dowiedzieć o niej czegoś więcej, wciskam więc zeszyt pod pachę i idę do kasy.
– Panie Art, czy zna pan Marcie Armstrong? Zdaje się, że moja mama kupiła jej pianino.
Pan Art odkłada puzon, który właśnie czyścił, a jego krzaczaste brwi wędrują ku górze.
– To dość straszna historia. Ile masz lat?
– Wystarczająco dużo – odpowiadam, czując, jak serce zaczyna mi szybciej bić.
Zwykle boję się takich opowieści, ale muszę poznać prawdę o tym tajemniczym imieniu. No i o tych dłoniach!
– Cóż, Marcie Armstrong była bardzo utalentowana. Miała dłonie wybitnej pianistki, długie palce, które poruszały się szybko i precyzyjnie. – Mężczyzna drapie się po brodzie, jakby coś sobie przypomniał. – Pewnego dnia po prostu zniknęła i nikt już nigdy nie usłyszał, jak gra. Jej rodzice długo wierzyli w to, że się odnajdzie, ale niedawno oddali jej pianino i wszystkie nuty.
– Co dokładnie się stało? – pytam, przełykając ślinę.
– Nikt tak naprawdę nie wie – odpowiada pan Art i smutno kręci głową. Gdy na mnie patrzy, jego oczy są ciemnie i nieprzeniknione. – Dlaczego pytasz?
Dziś mam pierwszą lekcję gry z nowym nauczycielem. Kiedy mama podjeżdża pod sklep muzyczny, by zawieźć mnie na lekcję pianina, od razu dostrzega, że coś mnie trapi. Z przejęcia nie mogę usiedzieć spokojnie. Od kilku dni myślę tylko o jednym. Nie ma mowy, żebym naprawdę zobaczył zakrwawione dłonie grające na pianinie. Po prostu za bardzo przejmuję się przesłuchaniem i coś mi się przewidziało, prawda?
Mama sięga, by złapać mnie za rękę.
– Kochanie, wiem, że gra jest dla ciebie ważna – mówi – i wiesz, że jestem z ciebie bardzo dumna. Pamiętaj proszę, że przesłuchanie to nie koniec świata. Po prostu daj z siebie wszystko, a z resztą jakoś sobie poradzimy.
Gdy to mówi, czuję, jak z ramion spada mi ogromny ciężar i ponownie mogę oddychać. Mama ma rację – to przesłuchanie nie jest najważniejszą rzeczą na świecie. Tak bardzo pochłonął mnie stres i ćwiczenia, że zaniedbałem sen i zacząłem wyobrażać sobie niestworzone rzeczy, takie jak odcięte dłonie z serduszkowym pierścionkiem.
– Dobrze, mamo. Wiem, że powinienem skupić się na grze, bo jestem w tym dobry i to lubię, nic innego się nie liczy.
Jednak gdy mama zostawia mnie przed groźnie wyglądającym domem nowego nauczyciela, znowu czuję się dziwnie. Może to przez skrzypiące schody prowadzące do drzwi albo stromy dach i ciemne zasłony w oknach. Krzewy są pozbawione kwiatów, wyglądają na nagie i bezbronne, jakby nie mogły już rosnąć. Drzwi otwiera mężczyzna, który wydaje mi się zbyt wysoki, a jego wąsik za mały. Jego ciemne oczy lustrują mnie od stóp do głów, przez co przebiega mnie zimny dreszcz.
– Musisz być tym nowym uczniem. Pokaż mi dłonie.
Podnoszę ręce, a mężczyzna przesuwa suchymi, kościstymi palcami po moich nadgarstkach. Ściska je tak mocno, że prawie się wzdrygam. W końcu je puszcza, burczy coś niezrozumiałego pod nosem i odwraca się na pięcie, a potem znika w ciemności.
Waham się przez chwilę, po czym wchodzę do wnętrza przypominającego grobowiec. Panuje tu okropna cisza. Okna są zasłonięte, więc korytarz tonie w półmroku. Na ścianie wiszą zdjęcia w ramkach przedstawiające nauczyciela i jego uczniów prezentujących trofea i dyplomy. Na każdym z nich mężczyzna ma minę budzącą najgorsze przeczucia.
Jedno ze zdjęć przykuwa moją uwagę. Dziewczynka w moim wieku stoi na nim w sztywnej pozie, trzymając nagrodę ze Szkoły Młodych Muzyków. Ręka nauczyciela zaciska się na jej ramieniu – jego palce niczym długie pajęcze nogi wpijają się w ciało. Dziewczyna się nie uśmiecha, jej spojrzenie jest poważne, jak gdyby próbowała mnie przed czymś ostrzec.
Widać, że się boi. Boi się nauczyciela, który stoi obok z tym swoim małym wąsikiem. Dziewczyna mocno zaciska obie dłonie na statuetce, a jej smukłe palce wydają mi się aż nazbyt znajome. Na jednym kciuku dostrzegam pierścionek w kształcie serca.
Ostatnia nuta nawiązuje do żydowskiej legendy, która powstała w Niemczech w latach sześćdziesiątych dziewiętnastego wieku. W oryginalnej wersji skrzypce były narzędziem zła, przeklinającym grającego i skazującym go na straszną śmierć. W tym opowiadaniu pianino odgrywa jedynie rolę przekaźnika – narzędzia ducha, który pragnie ostrzec żywych. A gdyby to do ciebie przemówił duch… Wysłuchałbyś jego ostrzeżenia? Czy raczej uciekłbyś z krzykiem?
Grobowiec młodego króla
Po raz pierwszy Mahamoud widzi mumię z tak bliska. Oczywiście, widział już ich wiele w muzeach, gdzie spoczywały za szkłem, w jasnym świetle reflektorów. Ale nigdy wcześniej nie odwiedził prawdziwego grobowca. Nigdy nie stał tak blisko zmumifikowanego ciała, by móc wyciągnąć rękę i go dotknąć. Nigdy wcześniej nie mógł poczuć, jak pachnie. Jest zdziwiony, kiedy odkrywa, że mumia, którą pochowano w ogromnym kamiennym sarkofagu, jest tak mała.
Wysuszone ciało, owinięte w len i pokryte złotem – w końcu to najsłynniejszy z faraonów.
Mahamoud przeczytał o nim wszystko, co udało mu się znaleźć w książkach o starożytnym Egipcie. To mumia chłopca, który został królem Egiptu jeszcze przed jedenastymi urodzinami. Teraz Mahamoud stoi w jego grobowcu. Twarz mumii zakrywa połyskująca w świetle złota maska. Jej duże, ciemne oczy otacza głęboka czerń. Na piersi spoczywa płyta z wizerunkami dawnych bogów – Ozyrys siedzi na tronie, a Izyda klęczy z rozpostartymi skrzydłami. Ramiona mumii są skrzyżowane na klatce piersiowej, owinięte w len i ozdobione złotymi bransoletkami. Pomiędzy warstwami bandaży ukryto amulety z cennych kamieni – magiczne talizmany, które miały zapewnić duszy faraona ochronę w podróży do życia po śmierci.
W grobowcu unosi się osobliwa cisza, jakby cały zespół archeologów nagle zamilkł, wstrzymując oddech przed tym, co właśnie zobaczyli. Mahamoud czuje, że ma ogromne szczęście – być tu, w tej chwili, i patrzeć na to odkrycie. Jego mama jest archeolożką i kieruje ekipą wykopaliskową. Jej praca polega na odkopywaniu starożytnych przedmiotów w Dolinie Królów i badaniu historii egipskiego ludu. Mahamoud zaplanował, że spędzi z nią całe wakacje, zajmując się nudnymi rzeczami, takimi jak odkurzanie ceramiki i opisywanie drobnych przedmiotów. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że będzie brał udział w odkrywaniu grobowca i otwieraniu sarkofagu – i to samego Tutenchamona. A jednak stoi tutaj, w pomieszczeniu, do którego od ponad trzech tysięcy lat nie wszedł żaden żywy człowiek.
Ściany w całości pokrywają zygzakowate linie i drobne rysunki: zwierzęta, kształty, małe postacie – wszystkie rozmieszczone w równych kolumnach. To hieroglify, które opowiadają historie o dawnych czasach, mitach i rytuałach. Wyryte w kamieniu symbole były niegdyś pomalowane. Dziś większość kolorów wyblakła, jednak oczy postaci wciąż wydają się wpatrywać w faraona, nawet po tysiącach lat. W świetle latarni połyskują złote, pokryte kurzem przedmioty, których stosy piętrzą się w całym pomieszczeniu. Woń unosząca się w powietrzu przypomina zapach starych, spleśniałych gazet.
Według podań odnalezionych w innych grobowcach Tutenchamona nazywano „Królem- chłopcem”, ponieważ został faraonem w bardzo młodym wieku. Jak twierdzi mama Mahamouda, powód jego przedwczesnej śmierci owiany jest tajemnicą. Kiedy żył, był sławny i bogaty jak współcześni celebryci. W całym Egipcie ludzie go wielbili, stawiali mu kamienne posągi i spisywali jego historię na zwojach papirusu, przekazując ją dalej z pokolenia na pokolenie.
Podczas gdy inni członkowie ekipy wykopaliskowej na zmianę przyglądają się mumii, Mahamoud przechadza się wokół ogromnej komory grobowej. Zauważa misternie zdobione skrzynie pokryte grubą warstwą kurzu. W ich wnętrzu prawdopodobnie znajdują się dary i klejnoty dla króla. Są tam też przedmioty, które ucieszyłyby innych chłopców: łuk i kołczan pełen strzał oraz rydwany konne, które wyglądają dokładnie tak samo jak te na obrazach zdobiących ścianę. Za sarkofagiem faraona Mahamoud zauważa coś, co przyciąga jego uwagę. Znajduje się tam kolekcja rzeźbionych figurek stojących na baczność, jakby czekały na rozkaz władcy. Są malutkie, każda z nich zmieściłaby się na otwartej dłoni. W przeciwieństwie do innych przedmiotów wypełniających grobowiec nie są pokryte złotem ani cennymi klejnotami. Wyglądają, jakby ulepiono je z gliny, tylko ich oczy wykonane są z błyszczących czarnych kamieni. W świetle lampy migoczą tak, jakby ożyły. Mahamoud podnosi jedną – jest cięższa, niż się spodziewał, i cała pokryta kurzem. Czarne oczy śledzą go, gdy obraca figurkę pod światłem.
Przez ułamek sekundy Mahamoud czuje zazdrość wobec młodego króla. Co sprawiło, że ten chłopiec był taki wyjątkowy? Dlaczego to właśnie on otrzymał te wszystkie cenne przedmioty? I dlaczego są zamknięte w dusznym grobowcu, gdzie nikt nie może się nimi bawić? Mahamoud chce coś sobie zachować.
Bez namysłu wciska figurkę do kieszeni spodni. Po cichu oddala się od grupy, która wciąż zafascynowana patrzy na mumię. W pośpiechu nie zauważa, że namalowane oczy na ścianie śledzą każdy jego ruch.
Mahamoud przemyka przez obóz w ustronne miejsce, by w spokoju przyjrzeć się figurce. Jest gliniana, kształtem przypomina mumię. Głowa ozdobiona jest dużą, zaokrągloną peruką, a czarne oczy połyskują w świetle. Z przodu na całej długości glinianego ciała znajdują się hieroglify. Mahamoud przesuwa palcem po znakach, żałując, że nie potrafi ich przeczytać. Jego mama nauczyła go tylko wymowy kilku słów w staroegipskim. Mruczy je cicho pod nosem. aż w końcu udaje mu się coś zrozumieć: „Oto jestem”.
Nagły podmuch wiatru ciska w Mahamouda piaskiem, który drapie skórę. Jego serce gwałtownie przyśpiesza, a oddech więźnie w gardle. Chłopak biegiem rusza w stronę swojego namiotu, ale po chwili dobiega go dźwięk czyichś kroków. Chowa się, zanim zostanie zauważony.
– Czy to nie dziwne, że wokół sarkofagu znaleźliśmy tylko dziewięćdziesiąt dziewięć uszebti? – zwróciła się do zaprzyjaźnionego archeologa mama Mahamouda.
Mężczyzna smutno kiwa głową.
– Tak, to prawda. Myśl, że Egipcjanie nie mieliby oporów przed okradaniem swoich przodków, jest przygnębiająca.
Oboje skwitowali te słowa wzruszeniem ramion i weszli do namiotu, w którym przechowywano przedmioty znalezione podczas wykopalisk.
Mahamoud przestępuje z nogi na nogę, a figurka w jego dłoni teraz wydaje się cięższa.
Może nie powinien był zabierać jej z tego grobowca.
Jest niewielka, ale jeśli życie pozagrobowe naprawdę istnieje, faraon może zauważyć jej brak.
Mahamoud zagląda do namiotu i widzi mamę porządkującą znaleziska dzisiejszego dnia. Zauważa go i macha ręką, by wszedł do środka.
– Co tam robisz, kochanie? Coś cię trapi?
– Zauważyłem dziwne figurki wokół sarkofagu. Czym one są, mamo?
Kobieta odwraca wzrok od ksiąg pełnych skatalogowanych znalezisk i sięga po jedno z ponumerowanych pudełek.
– Masz na myśli to? – W środku znajduje się kilka figurek podobnych do tej, którą chłopak ukrył w kieszeni. – To uszebti faraona. Wykonują jego rozkazy zza grobu.
– Są cenne? – Mahamoud otwiera szerzej oczy, wyraźnie zatroskany.
– Pytasz o to, czy są warte sporo pieniędzy? Nie, to tylko malowana glina – wyjaśnia mama, odkładając pudełko z uszebti na miejsce.
– Sądzisz, że faraon zorientowałby się, gdyby jedna z figurek zniknęła? – pyta słabym głosem.
Mama Mahamouda przygląda mu się uważnie. Dostrzega troskę malującą się na twarzy syna, niespokojne ruchy oraz rękę tkwiącą w kieszeni. Po chwili odpowiada, ostrożnie dobierając słowa:
– Masz na myśli, gdyby ktoś ją ukradł?
Chłopak głośno przełyka ślinę i kiwa głową.
– Mówi się, że przedmioty skradzione z grobowców są przeklęte. – Na te słowa serce Mahamouda przyśpiesza. Dłoń, w której ściska figurkę, robi się mokra od potu. – Turyści z całego świata przyjeżdżają do Egiptu, by ukraść kawałki starożytnej historii i zabrać je ze sobą do domu na pamiątkę. Ale ja wiem, tak jak i ty wiesz, że miejsce tych przedmiotów jest tutaj. Powinny pozostać przy faraonie albo trafić do muzeum, gdzie Egipcjanie mogą poznawać swoją historię.
– Jak można pozbyć się takiej klątwy? – pyta Mahamoud, ocierając pot z czoła.
Mama przygląda się mu z delikatnym uśmiechem.
– Klątwa powinna zniknąć, kiedy zagubiony przedmiot wróci na swoje miejsce. – Przeczesuje palcami loki Mahamouda, a potem delikatnie klepie go po plecach, by wstał. – A teraz, kochanie, pora spać – mówi, wskazując wyjście z namiotu.
Mahamoud przemierza kręte ścieżki obozu, podczas gdy słońce znika za piaszczystymi wzgórzami. W oddali widzi ścieżkę do grobowca, oświetloną rzędami wiszących lamp. Nagły podmuch wiatru unosi piasek z doliny. Chłopiec zatrzymuje się na moment. Po rozmowie z mamą wie, że powinien oddać figurkę, ale w głębi serca nadal chce ją zatrzymać. W końcu faraon ma przecież aż dziewięćdziesiąt dziewięć innych! Chłopak wzdycha i rusza dalej przez obóz.
Wchodzi do przestronnego namiotu, który dzieli z matką. Ona spędzi noc na analizowaniu ze swoją grupą studentów z uniwersytetu nowych znalezisk, więc Mahamoud chowa uszebti głęboko w kocach na polowym łóżku i zwija się w kłębek, by zasnąć.
Kiedy zapada noc, pustynne powietrze staje się chłodne. Chłopiec wciska się głębiej pod koce, trzymając przy sobie skradziony skarb, aż nagle budzi się gwałtownie – jego sen przerywa jakiś dźwięk.
Ktooo…
To przecież tylko wiatr hulający po wydmach – próbuje się uspokoić. Ale dlaczego jest taki nerwowy?
Ktooo ukradł moją uszebti?
Głos jest teraz znacznie wyraźniejszy. Mahamoud wytęża słuch, ale krew dudni mu w uszach.
Ktooo śmie kraść z grobowca faraona?
Chłopak zaczyna się pocić, brązowe loki przyklejają się mu do czoła. Oddycha szybko i płytko, wyobrażając sobie, jak mumia właśnie się budzi.
Nadludzką siłą zsuwa ciężką kamienną pokrywę sarkofagu. Złota biżuteria na szyi i rękach brzęczy, kości skrzypią przy każdym ruchu. Powoli, bardzo powoli, stopy szurają po piasku, a każdy krok wzmaga przerażające chrzęsty. Idzie dokładnie tam, gdzie Mahamoud leży sam w swoim łóżku, ściskając uszebti tak mocno, jak tylko potrafi.
Ktooo…
Kolejne wołanie rozbrzmiewa w nocnej ciszy.
Nieustający jęk rozdziera Mahamouda od środka. Zaciska dłonie na uszach, lecz dźwięk nie ustaje, wypełniając wnętrze namiotu. Mógłby krzyknąć, zawołać matkę… ale wtedy musiałby wyznać, co zrobił. Musiałby przyznać się do kradzieży.
Ktooo śmie kraść z grobowca faraona?
Głos jest już bardzo blisko. Mahamoud wyobraża sobie ręce mumii wyciągające się w jego stronę, z lnianymi bandażami zwisającymi z każdego kościstego ramienia. Długie, pożółkłe paznokcie sięgają, by rozerwać namiot. Oczami wyobraźni widzi usta bez warg, sczerniały język i połamane zęby. Niemal czuje ciepły oddech na karku.
Nawiedza go przeraźliwa wizja. A co, jeśli mumia porwie go z namiotu, krzyczącego i wijącego się, a potem zaciągnie do grobowca? A jeśli faraon wepchnie go do środka sarkofagu i zatrzaśnie wieko? A on będzie walił w nie pięściami, wołając o pomoc, ale nikt go nie usłyszy? A co, jeśli zostanie tam na wieki, aż ktoś otworzy sarkofag i znajdzie go martwego z przerażeniem zastygłym na twarzy?
Ktooo…
Głos rozbrzmiewa tuż za namiotem. Mahamoud aż się trzęsie, wpatrzony w wejście szeroko otwartymi oczami. Wie, że wynosząc coś z grobowca, złamał zasady, które wpajała mu mama. W głębi duszy czuje, że musi ponieść konsekwencje. Mumia przyszła po uszebti i nie cofnie się przed niczym, żeby ją odzyskać.
Mahamoud zsuwa się z łóżka i ostrożnie podchodzi do trzepoczącego wejścia namiotu.
– Przepraszam… tak bardzo przepraszam – mamrocze, a gorące łzy pieką go w policzki. Drżącą ręką sięga po klapę. Przygotowuje się na to, co może zobaczyć po drugiej stronie, i gwałtownie otwiera namiot.
Na zewnątrz nie ma nikogo.
Ani gnijącej mumii, ani postrzępionych bandaży,
ani nawet śladów stóp.
Blask latarni rozlewa się szeroko po piasku, ukazując jedynie rząd innych namiotów. Nie ma tu żadnego żywego trupa faraona, który mógłby go wciągnąć pod ziemię. Oddech Mahamouda zwalnia, serce przestaje walić. Chłopak ociera pot z czoła.
Zamiast wrócić do łóżka, Mahamoud rusza ścieżką w stronę wykopalisk. W jednej ręce trzyma latarnię, w drugiej uszebti. Nocna pustynia jest zimna, a wiatr szczypie w skórę i sypie piaskiem prosto w oczy. Ale Mahamoud wie jedno: nie zaśnie, dopóki nie odda figurki. Bo mumia będzie wracać co noc – nawet jeśli tylko w jego snach.
Do środka prowadzi niski, kamienny łuk. Za nim ciągnie się tunel wykuty w skale, prowadzący aż do komory grobowej. Poza zasięgiem jego latarni rozciąga się całkowita ciemność. W tej głębokiej czerni słychać jedynie jego kroki na kamiennej posadzce i przyspieszony, nerwowy oddech. Po dotarciu do komory Mahamoud spieszy się, by odnaleźć armię uszebti i zwrócić figurkę, którą wcześniej zabrał. Gdy tylko odkłada ją przy sarkofagu, słyszy za sobą kroki.
Gwałtownie się odwraca, ściskając latarnię w drżącej dłoni. Jego klatka piersiowa się zaciska, gdy próbuje złapać oddech. Wpatruje się w ciemność, pewien, że gdzieś tam czai się potwór.