Akademia Dobra i Zła. Upadek - Soman Chainani - ebook

Akademia Dobra i Zła. Upadek ebook

Chainani Soman

4,8

Opis

To już koniec tej baśni. Finałowy tom emocjonującego prequelu serii Akademia Dobra i Zła, która trafiła na listę bestsellerów „New York Timesa”, sprzedała się w ponad 2,5 milionach egzemplarzy i została przetłumaczona na 29 języków.

Waśń zatruwa serca dyrektorów Akademii a wielka bitwa pomiędzy Dobrem a Złem wisi w powietrzu! Czy szkoła przetrwa morderczą rywalizację braci?

To, co powstało, musi upaść.
Dwóch braci. Jeden dobry. Jeden zły.
W zamian za władzę i nieśmiertelność, czuwają nad Bezkresnym Lasem i sprawują pieczę nad Akademią Dobra i Zła. Jednak wszyscy Mistrzowie Akademii muszą stawić czoło próbie. Próbie lojalności. Czy zdołają wyjść z niej obronną ręką? Co się dzieje, gdy zaufanie zostaje nadszarpnięte, a więzy krwi… zerwane? 
Kto przetrwa? Kto zginie? I co dalej z Akademią i jej uczniami?
Podróż, która rozpoczęła się sto lat temu, nieuchronnie zmierza ku końcowi. Opowieść o bliźniaczych Mistrzach Szkoły doprowadza ich na skraj wojny i szokującej konkluzji, która na zawsze zmieni losy Akademii.

Ekranizacja 1. tomu „Akademii Dobra i Zła” w gwiazdorskiej obsadzie już do obejrzenia na platformie Netflix!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 326

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (8 ocen)
6
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału: Fall of the School for Good and Evil

First published by HARPER an imprint of HarperCollinsPublishers

Text copyright © 2023 by Soman Chainani

Jacket Art & Illustrations @ 2023 by RaidesArt

Fotografia autora: Chad Wagner & Steven Trumon Gray

Opracowanie graficzne polskiej okładki: Magdalena Zawadzka/Aureusart

Redakcja: Joanna Czarkowska

Korekta: Justyna Techmańska, Marta Stochmiałek

Copyright for the Polish edition © 2023 by Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

Wyrażamy zgodę na wykorzystanie okładki w Internecie.

ISBN e-book 978-83-8266-311-2

Wydanie pierwsze, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2023

Adres do korespondencji:

Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

ul. Ludwika Mierosławskiego 11a

01-527 Warszawa

www.wydawnictwo-jaguar.pl

instagram.com/wydawnictwojaguar

facebook.com/wydawnictwojaguar

tiktok.com/@wydawnictwojaguar

twitter.com/WydJaguar

CZĘŚĆ IZasada trzech

1

–  To ma być Gawaldon? – Skrzywił się Rhian. – Ten mityczny Las za Światem, o którym mi opowiadałeś? Miejsce, w którym zamierzasz znaleźć zastępców wykradzionych od nas uczniów? Ta pozbawiona magii dziura cuchnąca chlewem i niedomytymi chłopcami?

Dobry Dyrektor przyjrzał się zakurzonym ulicom, zachwaszczonym ogródkom i mieszkańcom w podniszczonych ubraniach, którzy człapali przed siebie pod szarym, pustym niebem.

–  Nie ma tutaj nic dla nas.

–  Powiedziałem ci, żebyś przemienił się w tutejszego mieszkańca – odpowiedział Zły Dyrektor, spoglądając kątem oka na swojego brata ubranego w brązowy prochowiec, wysokie buty ze złotymi sprzączkami i kapelusz z opadającym rondem. Postarzoną, poprzecinaną zmarszczkami twarz Rhiana okalała siwa broda. – Wyglądasz jak przerośnięty krasnolud.

–  Cóż, ty wyglądasz jak pewien znany nam złodziejski pirat – odparował Rhian.

Policzki Rafala poczerwieniały. Przemienił się po drodze tutaj, przyzywając pospiesznie czarne, faliste włosy i łagodniejsze rysy twarzy. Nie zastanawiał się nad szczegółami, ale teraz w swoim odbiciu w oczach brata zobaczył, że magia uzupełniła brakujące detale, upodabniając go do Jakuba Haka. Chłopca, o którym nie pozwalał sobie myśleć od chwili, gdy Hak zawiódł zaufanie jego i jego brata, zabierając ze sobą do Nibylandii dwanaścioro najlepszych uczniów. Jednak im bardziej próbujesz coś zamieść pod dywan, tym bardziej widoczne staje się to na twojej twarzy.

Rafal wyminął brata.

–  Chodź za mną.

Weszli do Księgarni Panny Harissy, a dźwięk dzwonka nad drzwiami utonął w szczekaniu psa, którego należałoby porządnie wyczesać.

–  Ciągnąłeś mnie taki kawał drogi z powodu książek? – burknął Rhian. – Nie mamy ich dostatecznie dużo tam, gdzie śpimy?

Było to słuszne pytanie, ponieważ Dyrektorowie Akademii nocowali w wieży wypełnionej tysiącami książek z baśniami. W tym jednak momencie panna Harissa we własnej osobie, z kręconymi siwymi włosami, w czerwonym tweedowym płaszczu i kapeluszu tej samej barwy, który przypominał parasol, wybiegła z zaplecza, wymachując książką w szmaragdowej okładce.

–  Nie widziałam tutaj panów wcześniej! Witam, witam. Poszukują panowie dobrej historii? Macie szczęście, ta dotarła wczoraj wieczorem, już ją przeczytałam i muszę powiedzieć, że robi wrażenie! Dwulicowi bracia, intrygi piratów, magiczny cyrk talentów…

Rhian z oczami jak spodki gapił się na tytuł trzymanej przez nią książki.

FALA I JEGO BRAT

–  A-a-ale… – zająknął się. – S-s-s-skąd pani…

–  Zaraz wrócimy – zapowiedział Rafal i wywlókł Rhiana z księgarni przy akompaniamencie dzwonka i szczekania.

Panna Harissa podrapała się w głowę i spojrzała na książkę.

–  Cóż, jak przypuszczam, to nie jest rzecz dla osób o słabych nerwach.

Na zewnątrz Rafal wciągnął brata do ciemnego zaułka obok księgarni. Rhian pozbył się postarzałej twarzy, przywracając opalone policzki i burzę złotych włosów.

–  Skąd ona ma tę książkę? – zachłysnął się. – Baśniarz dopiero co skończył ją pisać! Sam jeszcze nie zdążyłem jej przeczytać!

–  Dlatego cię tutaj sprowadziłem – wyjaśnił Rafal. – Baśniarz przemyca swoje opowieści do księgarni tej kobiety, aby mogli je czytać ci pozbawieni magii nieznajomi.

Rhian zamrugał.

–  Jak to? Pióro, którego strzeżemy, które spisuje opowieści z naszego świata, które utrzymuje odwieczną równowagę pomiędzy Dobrem a Złem, oddaje swoje opowieści tym błaznom… Jako rozrywkę?

–  To oznacza, że oni wiedzą wszystko o naszym świecie, nawet jeśli myślą, że Puszcza nie istnieje naprawdę – powiedział Rafal. – Nazywam ich „Czytelnikami”. Wyobraź sobie, jak będą zaskoczeni, gdy wykradniemy ich do naszej Akademii… Wyobraź sobie ich potencjał…

–  Chcesz porywać zwyczajne dzieci? Jako zastępstwo za najlepszych uczniów? – zapytał ze zgrozą Dobry Dyrektor. – To nie jest już nawet szaleństwo, to… to jest złe…

–  Nasza Akademia się wali – oznajmił ostro Rafal. – Zawszanie odwrócili się od ciebie. Nigdziarze mnie zdradzili. Potrzebujemy świeżej krwi. Nowego impulsu, który przywoła ich wszystkich do porządku. Czytelnicy… znają opowieści o naszej szkole. Znają nasze baśnie. Pomyśl, co zrobią, gdy się przekonają, że to wszystko prawda! Dzieci z Puszczy traktują to jak rzecz oczywistą, ale te tutaj są inne. Będą walczyć nie tylko o to, żeby przetrwać w naszym świecie, ale także o to, żeby znaleźć sobie w nim miejsce. Co więcej, nasi zawszanie i nigdziarze nie będą chcieli przegrywać z pozbawionymi magii intruzami. Aby jednak tak się nie stawało, muszą czuć się dumni ze swojej przynależności i z Akademii. To najlepszy sposób na zapobiegnięcie dalszym ucieczkom.

Rhian otworzył usta, żeby zaprotestować…

–  Nie musisz oczywiście nikogo porywać – powiedział twardo Zły Dyrektor. – Możesz zostać przy tych rozpuszczonych, aroganckich zawszanach, których masz do dyspozycji. Chętnie wykorzystam tę przewagę. Przyznam, że jesteś tutaj tylko dlatego, że magiczna tarcza oddzielająca Gawaldon od Puszczy nie przepuściłaby mnie, żebym mógł wykraść dziecko, gdybym nie dał tobie takiej samej możliwości. Przekleństwo równowagi. Z drugiej strony równowaga to powód, dla którego Pióro uczyniło nas Dyrektorami Akademii. Mieliśmy się chronić i kochać nawzajem. Dobro i Zło, Zło i Dobro. Tylko nie zawsze łatwo stwierdzić, które jest które. Czyż nie tego nauczyliśmy się od Haka? – Rzucił bliźniakowi zimne spojrzenie i ruszył w głąb ulicy.

–  Rafalu? – zawołał cicho jego brat. – Nie złościsz się na mnie, prawda? Za to, że pozwoliłem zabrać naszych uczniów.

Rafal zatrzymał się, odwrócił i spojrzał na brata.

–  Dlaczego miałbym się złościć? Powiedziałeś, że to była w całości intryga obmyślana przez Haka, ty zaś byłeś przez cały czas Dobry i lojalny wobec mnie.

–  Tak było. – Rhian przełknął ślinę. – Jakub stał się moim przyjacielem. Moim towarzyszem. Ale ty jesteś moim bratem i zawsze będziesz dla mnie najważniejszy.

–  W takim razie myślę, że powinieneś znaleźć Czytelnika, który będzie tak lojalny wobec ciebie, jak ty wobec mnie – odparł Rafal.

Minęła dłuższa chwila.

–  Ty już wiesz, kogo chcesz dostać? – uświadomił sobie Rhian. – Znalazłeś już Czytelnika do Akademii Zła. Dlatego tutaj jesteśmy.

Rafal uśmiechnął się lekko.

–  Miałeś Wulkana. Miałeś Haka. Wiernych żołnierzy, którzy zwrócili się przeciwko tobie. To jasne, że ja już ci nie wystarczam. Czyż więc nie czas, abym znalazł własnego wiernego żołnierza?

Skłonił głowę i oddalił się od swojego bliźniaka, kończąc w duchu tę myśl.

Na wypadek, gdybyś spróbował mnie zabić.

2

Od stu lat Rafal i jego bliźniak uważali, że wybrali odpowiednie strony jako Dyrektorzy.

Rhian w Akademii Dobra. Rafal w Akademii Zła.

Ale od początku pojawiały się pewne znaki.

Narastająca apatia, z jaką Rafal podchodził do serii porażek Zła. Jego obojętność wobec nigdziarzy. Poczucie, że jest lepszy od uczniów, których miał reprezentować.

A może, przede wszystkim, to, że nadal kochał swojego brata.

Nawet jeśli Rhian zdradzał jego zaufanie raz za razem…

Teraz Rafal znał już prawdę.

Pomylili się.

Na samym początku.

Przez cały ten czas znajdowali się w niewłaściwych Akademiach.

Kształcili niewłaściwych uczniów.

Rafalowi na myśl o tym zrobiło się w środku zimno.

Jego rodzony brat był Złym Dyrektorem?

Jego własny bliźniak nie był znajomym lustrzanym odbiciem, ale mroczniejszym cieniem zdolnym do występku, zbrodni… morderstwa?

Rafal miał jednak jeszcze poważniejszy problem.

Nie zagoiła się rana na jego ręce, powstała dwa dni temu po cięciu Baśniarza, gdy Rafal szarpał się z Piórem, oskarżając je o wszystkie swoje nieszczęścia. Powinna była się zagoić, ponieważ Rafal był nieśmiertelnym czarodziejem i każde jego skaleczenie natychmiast się zabliźniało.

Co oznaczało, że dar nieśmiertelności osłabł.

Tę nieśmiertelność on i jego brat otrzymali od Pióra na tak długo, jak długo będzie ich łączyć miłość.

Czy to oznaczało, że nie przeszli próby?

Czy Rafal i Rhian stali się… śmiertelni?

Przypomniał sobie proroctwo Saderów… Przyszłość, którą przepowiedziała mu rodzina wieszczy.

Niebawem zamiast dwóch Dyrektorów Akademii będzie jeden.

Jedyny.

Pojedynczy Dyrektor, który będzie rządzić Akademią Dobra i Zła przez całe wieki.

Wtedy Rafal uznał, że to nonsens. Logicznie myśląc, dwie osoby nie mogą stać się jedną. Ani on, ani jego brat nie mogli umrzeć. Gdyby zaś wybuchła między nimi walka lub pojawił się rozdźwięk – nie po raz pierwszy zresztą – to Rafal był złym bliźniakiem, prawda? To on musiałby zerwać tę więź. Jak długo trzymał swój temperament na wodzy i pozwalał bratu wygrywać w najgorszych sprzeczkach, nic nie groziło ani ich miłości, ani ich życiu.

Ale teraz poznał prawdę, a ona wszystko zmieniała.

Rhian był prawdziwym złym bliźniakiem.

Mimo wszystko groziła im śmierć.

Nieoczekiwanie Rafal zrozumiał, w jaki sposób niewyobrażalna dawniej przepowiednia mogłaby się spełnić.

W odpowiednich okolicznościach… Przy odpowiedniej prowokacji…

Mógł zginąć z ręki własnego brata.

Tak samo jak Rhian znalazł usprawiedliwienie dla próby zabicia ucznia imieniem Fala.

Zło w imię Dobra.

Rafal nie mógł do tego dopuścić.

Musiał się bronić.

Przed własnym bratem.

Jednakże nie mógł liczyć na uczniów Akademii Zła.

Przede wszystkim byli niewyszkolonymi pierwszoklasistami, ale poza tym nienawidzili go za chłód, z jakim ich traktował, i surową dyscyplinę. Dlatego właśnie najlepsi z nich spakowali się i wyjechali przy pierwszej okazji.

Nie mógł także polegać na dziekanie Zła, nieodpowiedzialnym oportuniście Humburgu.

Nie, Rafal potrzebował prawdziwej lojalności.

Nie czegoś takiego, co łączyło go z bratem, uczniami czy kimkolwiek innym.

Lojalności, której mógłby zaufać.

To była prawdziwa przyczyna, dla której przybył do Gawaldonu. Prawdziwy powód, dla którego zależało mu na Czytelniku, wyjątkowej duszy, która będzie mu wdzięczna za zabranie z tego piekielnego miasteczka do lepszego świata. Będzie go szanować tak, jak nikt wcześniej. Będzie mieć wieczny dług wdzięczności wobec niego. Mógłby trzymać taką osobę blisko siebie, tak jak wcześniej Haka. Mógłby jej powiedzieć o wszystkim: o proroctwie, swoim bracie, o tym, że musi się strzec najbliższego krewnego. W zamian za to Czytelnik będzie dla niego walczyć, a nawet zabijać, jeśli kiedyś dojdzie do starcia z bliźniakiem, którego Rafal tak się obawia. Zupełnie jak ktoś z jego rodziny. Jak ktoś z jego krwi. Taki Czytelnik będzie wart nie dziesięciu, ale stu nigdziarzy.

Tak jak przypuszczał jego brat, Rafal wybrał już idealnego Czytelnika.

Skręcił na najbliższym rozwidleniu w ulicę Drzewa Życzeń i zatrzymał się przed pierwszym domem z jasnoniebieskim dachem i żółtymi drzwiami. Jasne chmury odbijały się w szybach, ale Rafal dostrzegł zarys znajomej sylwetki, ociągającej się przed pójściem do szkoły, tak samo jak wtedy, gdy przybył tu poprzednio.

W pokoju wyciągnięta na łóżku dziewczynka bez pośpiechu zapinała czarny tornister i krzywiła się do lustra, obserwując swój garbaty nos, blade wargi i piegi na policzkach.

–  Przestań się guzdrać! – zawołała jej matka z pokoju obok.

Dziewczynka jęknęła, zwlekła się z łóżka i potrząsnęła ciemnorudymi włosami. Otworzyła drzwi, żeby wyjść, ale przypomniała sobie o tornistrze, odwróciła się do łóżka…

Zamarła bez ruchu.

–  Witaj, Arabello – powiedział Rafal, umoszczony na poduszkach.

Pozbył się swojego przebrania, widziała więc teraz najprzystojniejszego, najbardziej wypielęgnowanego nastolatka, w doskonale skrojonym złoto-niebieskim stroju, ze skórą jak biały marmur i sterczącymi włosami w kolorze szronu.

–  Wróciłeś – powiedziała, a na jej policzkach pojawiły się czerwone plamy.

–  Aby zabrać cię do mojej szkoły – odezwał się Dyrektor. – Akademii Dobra i Zła. Pamiętasz? Tak jak ci obiecałem. Czekałaś na mnie cierpliwie.

Oczy Arabelli wypełniły się łzami.

–  Ale…

–  Nigdziarce nie przystoją łzy szczęścia – powiedział łagodnie Rafal. – Wiem, jak bardzo tego pragniesz. Przez całe życie czekałaś, żeby zostać porwana. Porwana do szkoły twoich marzeń.

–  Powiedziałam, że jesteś prawdziwy… – westchnęła Arabella. – Mówiłam im…

Rafal podniósł się z łóżka.

–  Czasem trudno jest odróżnić Dobro od Zła. Ostatnio popełniłem wiele błędów. Najpierw w kwestii ucznia. Potem mojego brata. Wiesz jednak, skąd wiedziałem, że to ty? Widziałem cię, jak czytałaś książkę. Moją ulubioną opowieść Baśniarza, o zarozumiałej małej dziewczynce, która próbowała brać na słodkie słówka niedźwiedzia i w końcu została przez niego pożarta. Większość osób uważa, że to okropna baśń. Ale ty nie. Ty wiedziałaś, że to dziewczynka była zła, a niedźwiedź – bohaterem. Dostrzegłaś, że Dobro jest złe, a Zło jest dobre. Tego właśnie poszukuję w uczniach. Kogoś, kto wiedziałby, komu można zaufać. Zanim cię jednak zabiorę, chciałbym, żebyś mi coś obiecała.

Dziewczynka patrzyła na niego oczami jak zielone sadzawki, tak głębokimi i czystymi, że wydawała się pogrążona w transie.

–  Czy zrobisz wszystko, o co cię poproszę? – zapytał Rafal. – Będziesz mnie bronić? Słuchać się mnie? Walczyć za mnie? W zamian za to otworzę przed tobą bramę do świata baśni. Moja wierna żołnierko…

Odwrócony plecami do drzwi czekał, aż do niego podejdzie. Dziewczynka stała w kącie pod obrazkiem przedstawiającym rudego lisa.

Gdy Arabella się odezwała, jej głos był upiornie ochrypły.

–  Nie wierzyliście mi.

Dyrektor Akademii zerknął na nią dziwnie, nie rozumiejąc.

W tym momencie uświadomił sobie, że ona nie zwraca się do niego. Patrzyła na kogoś za jego plecami.

Rafal odwrócił się błyskawicznie.

Trzonek miotły uderzył go w głowę.

3

Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, pośrodku Morza Burzowego, Aladyn starał się uniknąć zabicia przez wampiry.

–  Ratuj, Hefajstosie! – wrzasnął i ciął dwóch Nocnych Wędrowców mieczem zabranym ze zbrojowni pod pokładem.

Niestety jednak, tak jak wszystko na pokładzie Bukaniera, ta broń była stara, tępa i zardzewiała, więc nie na długo mogła zatrzymać bladolicych krwiopijców. Aladyn powinien użyć zaklęcia; w Akademii uwolniono jego blask magiczny, ale stało się to stosunkowo niedawno, więc w tak stresującej sytuacji jego palec dymił tylko bezużytecznie. Nocny abordaż odzianych na czarno krwiopijców był tak zaskakujący i brutalny, że nogi i umysł chłopaka nadal nie nadążały za sytuacją. Nie potrafił skoncentrować się na swoich emocjach ani przyzwać magii. Hefajstos wyraźnie miał te same problemy, ponieważ został pozbawiony broni i musiał gołymi rękami odpierać ataki innej grupy napastników. Przystojny, łysy chłopak kopniakami i ciosami pięści wyrzucał przeciwników za burtę, zanim zdołali zatopić kły w tym, na którego polowali, a nie byli to ani Aladyn, ani Hefajstos, lecz młody Jakub Hak, chowający się za masztem.

–  Jesteś piratem, Haku! Trzeba szczególnego rodzaju dumy, żeby sterczeć jak kołek, podczas gdy my walczymy! – rzucił rozzłoszczony Hefajstos, chwytając Wędrowca i unosząc go nad burtę. – Albo też braku dumy!

Normalnie Jakub dałby się sprowokować, gdyby jakiś chłopak tak go zawstydził, ale gdy w grę wchodzili Nocni Wędrowcy, był gotów poświęcić swoją godność. Przede wszystkim spędził już dziesięć dni na ich łasce, gdy Rafal zapłacił jego niezwykłą błękitną krwią za ich pomoc. Wyssali jej wtedy tyle, że Hak omal nie umarł. Poza tym bez wątpienia zapamiętali jej smak i nadal mieli na nią apetyt, ponieważ zmierzali prosto do niego, cała ich piątka, zgrzytając zębami i świecąc czerwonymi oczami, jakby tym razem nie mieli ograniczyć się do krwi. Na szczęście Hefajstos i Aladyn trzymali ich na dystans – aż do chwili, gdy Jakub usłyszał skrzeczenie, odwrócił się i zobaczył jeszcze dziesięciu Wędrowców przeskakujących na pokład ze swojego okrętu, Inagrotten, który podpłynął tuż do Bukaniera. Jakub cofnął się szybko w poszukiwaniu jakiejś broni, ale znalazł tylko cuchnący mop.

–  Użyj magii Rhiana! – krzyknął Aladyn.

–  Zniknęła! – odkrzyknął Hak, ponieważ magia Dyrektora Akademii, fragment duszy czarodzieja, którą Rhian tchnął w jego ciało, wydawała się nieobecna. Czyżby zużył ją całą, gdy wykradał zawszan i nigdziarzy z Akademii Dobra i Zła? Czy Rhian zdołał ją odzyskać na odległość? Nie było czasu się nad tym zastanawiać. Nocni Wędrowcy przerwali linię obrony dwóch zawszańskich chłopców. Aladyn i Hefajstos polecieli na boki, a grupa wampirów rzuciła się na Jakuba…

BUM!

Odrzut działa pokładowego szarpnął statkiem jak trzęsienie ziemi. Jakub odwrócił się i zobaczył żelazną kulę wystrzeloną z Bukaniera w stronę Inagrotten…

…która chybiła.

Przechylił się przez burtę i dostrzegł księżniczkę Kymę wpychającą kolejną kulę do lufy armatniej.

–  Nie możemy dokonać abordażu, jeśli ich nie trafisz! – skarcił ją głęboki głos. Kyma podniosła głowę i zobaczyła Kapitana Piratów z Blackpool huśtającego się na linie zwieszonej z masztu. Towarzyszyło mu dziewięcioro uzbrojonych w miecze nigdziarzy z Akademii Zła, także zawieszonych na linach, gotowych przeskoczyć na pokład „Inagrotten” i zaatakować, gdy tylko uwaga Nocnych Wędrowców zostanie odwrócona.

BUM!

Kolejne pudło.

–  To nie chce strzelać prosto! – zirytowała się Kyma, szarpiąc się z zardzewiałym, skrzypiącym żelastwem.

–  Niech mnie kule, potrzebujemy nowego statku – mruknął Kapitan i poprawił czarny kapelusz z szerokim rondem. – Mniejsza o to. Do ataku!

Kapitan Piratów i jego nigdziarze zeskoczyli z lin na pokład statku Nocnych Wędrowców. Kapitan, wymachując dwoma szablami, wpadł w grupę wampirów, a potężnie zbudowany jednooki Tymon i pozostali źli uczniowie wykorzystali swoje talenty czarnych charakterów, likwidując Wędrowców ogniem, lodem i wszystkim, co zdołały wymyślić ich przebiegłe serca. Niebawem statek wampirów znajdował się pod ich kontrolą.

To nie rozwiązywało problemu wampirów na pokładzie Bukaniera, które – jeszcze bardziej żądne zemsty – rzuciły się na Haka…

Kyma przedostała się na statek wroga przed Jakubem i zaczęła sypać zaklęciami z palców, ogłuszając Nocnych Wędrowców i sprawiając, że polecieli bezwładnie na pokład. Odwróciła się, żeby rzucić Hakowi lodowate spojrzenie, przypominające mu, że ona i jej przyjaciele zaufali mu jako dowódcy i dlatego teraz wpakowali się w kłopoty. A skoro on nie podjął walki, nie był żadnym dowódcą. To gniewne spojrzenie w końcu zmotywowało Jakuba do działania. Zaczął tłuc przeciwników mopem po głowach, starając się zatrzeć wcześniejsze tchórzostwo. Było już jednak za późno. Nocny Wędrowiec podbiegł do niego od tyłu, a ostrzegawcze okrzyki przyjaciół wybrzmiały za późno. Wampir zatopił kły w ramieniu Jakuba, aż intensywnie błękitna krew trysnęła niczym fontanna, zanim Kyma powaliła Wędrowca zaklęciem. Hak upadł na kolana, ściskając ranę, ale teraz doskoczyły kolejne wampiry, które przycisnęły chłopaka do pokładu i zatopiły w nim kły. Był jak jelonek wśród panter; życie zaczęło z niego uchodzić, podczas gdy kły Wędrowców barwiły się błękitem. Jakub uświadomił sobie, że umrze tutaj, z powodu tych demonów, tych wybryków natury, i nagle jego serce zapiekło jak wypełnione kwasem, ogarnięte wściekłością, jakiej nigdy jeszcze nie odczuwał. Wyciągnął w górę dłoń, jakby chciał się wydostać z grobu, i odepchnął najbliższe twarze…

Blask eksplodował z jego dłoni i zmienił się w złotą ścianę, która pochłonęła i podpaliła wszystkie wampiry.

Skrzecząc ze zgrozy, zaczęły skakać z pokładu na własny statek, przenosząc na niego ogień, aż Inagrotten zanurzyła się pod wodę, żeby uciec. Kapitan Piratów i nigdziarze wrócili na Bukaniera w ostatniej chwili.

Wszyscy, łącznie z Kapitanem Piratów, wpatrywali się w Jakuba, zaszokowani. Hak dyszał ciężko, skulony, a błękitna krew wsiąkała w jego koszulę.

–  Nadal tu jest… – wysapał. – Magia Rhiana… nadal tu jest…

–  To dobrze – zapewnił go Kapitan Piratów i przykląkł przy nim.

Hak potrząsnął głową, jakby chciał temu zaprzeczyć.

4

Niedługo później zasiedli do obiadu: Kapitan Piratów, Hak, Aladyn, Hefajstos i Kyma.

Minęły trzy dni od opuszczenia Akademii i zaczęli popadać w rutynę. Ta grupka przyrządzała posiłek z tego, co znajdowało się w spiżarni, i jadła go w zakurzonej mesie ozdobionej portretami dawnych Kapitanów Piratów, którzy byli dyrektorami Blackpool, natomiast nigdziarze woleli jeść samotnie w swoich kajutach lub łowić ryby z pokładu i dzielić się zdobyczą. Nawet z dala od Akademii zawszanie trzymali się z zawszanami, a nigdziarze z nigdziarzami.

–  Nie brałem pod uwagę zasadzki wampirów – narzekał Aladyn. – Jeden z nich ugryzł mnie w tyłek!

–  Wygraliśmy, prawda? – zapytała Kyma. – O to nam chodziło. Chcieliśmy popłynąć do Nibylandii i walczyć w imię Dobra, zamiast siedzieć w szkole, gdzie Dobro oszukiwało, żeby wygrywać.

–  To wina Dyrektora Akademii. To przez niego podczas Cyrku wszystko poszło nie tak – fuknął Aladyn. – Pierwsza porażka zawszan od wieków. Kompletna żenada. Przynajmniej jako piraci możemy być prawdziwymi bohaterami.

–  Wszyscy będziemy bohaterami, gdy jutro dopłyniemy do Nibylandii i zdetronizujemy tego zgniłego króla – oznajmił Hak i zawinął czyste białe mankiety, żeby nie zamoczyć ich w zupie z małży. Była to zbyteczna ostrożność, ponieważ błękitna krew z rany na ramieniu przesączała się przez bandaże i zostawiła już niebieską plamę na koszuli. – Zacumujemy statek w pobliżu wschodniej plaży, jak najdalej od siedziby Pana, ale on szybko się dowie o naszej obecności. Ma na swoje rozkazy wróżki, kanibali, zagubionych chłopców i wszystkich swoich sługusów.

–  A kto jest po naszej stronie? – zapytał Aladyn.

Jakub siorbał zupę.

–  Twoja siostra? Twoja mama? – naciskała Kyma. – Ktokolwiek?

–  Obie uciekły do Utakatamanu po śmierci taty – wymamrotał Jakub. – Nikt więcej nie jest wart funta kłaków. Nie mamy nikogo takiego jak ten cały Fala, który pokonał was wszystkich podczas Cyrku. Jego najbardziej chciałem mieć w załodze, ale kiedy przyszedłem po niego, on już zniknął.

–  Czyli jesteśmy sami przeciwko światu. Prawdziwe życie pirata – westchnął Kapitan. Pochylił się do lampy, której blask oświetlił jego twarde zielone oczy i potargane pukle brązowych włosów pod kapeluszem. – Jest także jasne jak słońce, że potrzebujemy nowego statku, jeśli chcemy mieć jakąś szansę z Paniczykiem. Nasza łajba nie potrafi nawet prosto strzelać. Dlatego rodzi się pytanie… Gdzie jest Wesoły Roger, Jakubie? Gdzie słynny statek twojej rodziny, na pokład którego obiecałeś nas zabrać?

Jakub nie podnosił głowy.

–  Musimy go najpierw odzyskać.

–  Od kogo?

–  Od „Paniczyka” – zgrzytnął zębami Jakub.

–  Ha! – roześmiał się Kapitan Piratów. – Rodzina, która nie umiała nawet dopilnować własnego statku. Zaczynam rozumieć, dlaczego żaden Hak nie zdołał jeszcze zabić Pana.

–  Żaden Hak nie miał załogi tak utalentowanej jak ta – warknął Jakub. – Zapamiętaj moje słowa: zabijemy Pana. Uwolnimy Nibylandię od tego despoty. Odzyskamy mój statek. Nibylandia zaś będzie miała nowego króla: kapitana Jakuba Haka.

–  Obawiam się, że jedynym kapitanem na tym statku jestem ja – przypomniał Kapitan Piratów. – A król to lepsza posada niż dyrektor Blackpool. Jaką masz pewność, że nie rzucę ci wyzwania i nie zasiądę sam na tronie?

–  Nibylandia to kraina młodości, a ty masz osiemnaście lat. Według standardów Nibylandii jesteś starcem, a tam nikt nie będzie słuchał starców – odparował Jakub. Jego głos ochłódł, jakby wziął pogróżki Kapitana serio. – Poza tym pozostawiłeś Blackpool pełne uczniów, którzy się spodziewają, że przywieziesz im głowę Pana, podczas gdy ty mówisz o porzuceniu swojego stanowiska…

–  Chwileczkę – przerwała Kyma i zamrugała tak szybko, że jej różowy cień do powiek zamigotał. – Nikt nie wspominał o zabijaniu Pana. Powiedziałeś nam, że musimy wybawić Nibylandię z rąk nikczemnego króla. Dlatego właśnie wyruszyliśmy z tobą na tę wyprawę. Aby wyzwolić mieszkańców Nibylandii i odebrać królowi władzę. Nie wsiadłabym na ten statek, gdybym wiedziała, że zamierzasz polować na dziecko.

–  On nie jest dzieckiem. Jest podłym małym dyktatorem, którego wielu mieszkańców Nibylandii utopiłoby w łyżce wody, gdyby tylko wiedzieli, jak to zrobić – zwrócił jej uwagę Jakub. – Czego od nas oczekujesz, księżniczko? Że grzecznie przekonamy go do oddania tronu w zamian za ciasteczka i całusy? Nie da się oswobodzić Nibylandii bez pozbycia się Pana z tego świata. Do tego momentu będziemy na jego łasce.

–  Jesteśmy zawszanami. Jesteśmy dobrzy. Nie zabijamy nikogo. Jeśli tak ma wyglądać plan, to bądź tak miły i odwieź nas do szkoły – odpowiedziała Kyma i ruchem głowy zasugerowała Aladynowi i Hefajstosowi, żeby ją poparli.

Żaden z chłopców jednak tego nie zrobił.

Aladyn spojrzał na Hefajstosa.

–  No, wiesz, jeśli Pan jest jakiś zły… To czy pozbycie się go nie będzie dobrym uczynkiem? Hef i ja jesteśmy na tym statku, żeby zostać bohaterami. Żeby zyskać sławę szybciej, niż udałoby nam się to w szkole. Zabicie nikczemnego króla brzmi jak przepis na sławę.

Kyma spiorunowała wzrokiem swojego chłopaka.

–  Zawszanie mogą zabić tylko swoją nemezis. Nie jeździmy po obcych krajach, żeby bawić się w samozwańczych stróżów sprawiedliwości.

–  Zaufaj mi, księżniczko – burknął Hak. – Inaczej zaśpiewasz, kiedy sama poznasz tego Pana.

–  Mówiłeś przecież, że nie można go zabić? – zapytał Aladyn.

–  Mówiłem, że nikt nie wie, jak to zrobić – wyjaśnił Jakub. – Każdy Pan zostaje na sto lat zatrzymany w kwiecie dzieciństwa. Ten Pan ma na imię Piotruś. Ale można zabić Pana, jeśli pozbawi się go młodości, a ta młodość jest przechowywana w jego cieniu. Jeśli zabijesz cień Piotrusia Pana, zabijesz samego Piotrusia.

–  Cień? – zdziwił się Aladyn. – Jak można zabić cień?

Także Kyma zaczęła słuchać uważniej.

Odpowiedzi udzielił Kapitan Piratów.

–  Cień jest połączony z duszą. Magicznie. Żaden Hak nie rozwiązał zagadki pokonania cienia, ale mnie i Jakubowi się to udało. Jak myślisz, dlaczego uknuliśmy tę intrygę, dzięki której Jakub wykradł część mocy Rhiana? Cień Pana nie ma szans z magią Dyrektora Akademii.

Popatrzył na Jakuba, oczekując, że były uczeń odwzajemni jego uśmiech, ale Hak milczał, marszcząc brwi i odwracając wzrok.

–  Nie mogę jej znaleźć – powiedział niemal do siebie. – Magii Rhiana. Nie potrafię jej znaleźć w swoim wnętrzu tak, jak znajdowałem magię Rafala. Kiedy Rafal tchnął we mnie swoją duszę, była zawsze obecna jak blask, który mnie prowadził. Ale magia jego brata… ukrywa się. Kiedy się wcześniej pojawiła, była rozwścieczona jak smoczy płomień, jakby chciała zniszczyć wszystko na swojej drodze. Teraz jednak znowu zniknęła.

–  Tego dokładnie należałoby się spodziewać po duszy Dobrego Dyrektora – uspokoił go Kapitan Piratów. – Ocaliła twoje życie i pojawi się, gdy będziesz jej potrzebować. Czego jeszcze mógłbyś chcieć?

Jakub skinął głową, ale w głębi duszy myślał o tym, jakie okropne uczucie wywoływała magia Rhiana za każdym razem, nawet wtedy, gdy uratowała mu życie. Pytanie zawisło powietrzu. Czego jeszcze mógłbyś chcieć? Hak w myślach udzielił odpowiedzi.

Chciałbym się jej pozbyć.

5

Rafal ocknął się i przypomniał sobie natychmiast, że jest teraz śmiertelny.

Z rany na głowie ciekła krew, a ból odbijał się rykoszetem wewnątrz czaszki. Dekady wiecznego życia sprawiły, że stał się rozpieszczony. Zapomniał o istnieniu krwi i bólu.

–  Kim jesteś? – zapytał twardy głos.

Rafal otworzył oczy i zobaczył, że leży na stojącym przy oknie łóżku Arabelli przywiązany do jego słupków. Obserwowało go trzech starców.

Mieli na sobie długie szare płaszcze i wysokie czarne kapelusze. Każdy nosił olśniewająco białą brodę, a ich szydercze i wyniosłe spojrzenia oraz pęczki szałwii zawieszone na szyi podpowiedziały Rafalowi, że uważali się za świętych mężów.

–  To diabeł! – syknął kobiecy głos, a Rafal dostrzegł przy drzwiach matkę Arabelli, która przyciskała do siebie córkę i wskazywała go oskarżycielsko palcem. – Przybył, żeby ją porwać do przeklętej szkoły! To wcielenie zła!

Wzrok Rafala zatrzymał się na Arabelli. Myślał, że zostanie jego wierną żołnierką, a ona wypaplała wszystko mamusi. Po raz kolejny nie zdołał odróżnić Dobra od Zła, co oznaczało, że jego kompas moralny jest kompletnie popsuty. Co gorsza, plan mający go ochronić przed własnym bliźniakiem obrócił się idiotycznie przeciwko niemu. Był teraz uwięziony i w śmiertelnym niebezpieczeństwie, podczas gdy Rhian prawdopodobnie spacerował po miasteczku i objadał się ciastkami.

–  Od dawna podejrzewaliśmy, że magia zdołała się wedrzeć do Gawaldonu – przemówił starzec z najdłuższą brodą. – To nam, Starszym Gawaldonu, tak jak wszystkim naszym poprzednikom, powierzono ochronę tego miasteczka. Nie wiedzieliśmy jednak, czy jest to magia światła, czy też ciemności. Książki z baśniami pojawiające się magicznie w naszych księgarniach… Las, w którym wszystkie ścieżki prowadzą cię natychmiast z powrotem do miasta… Prawdziwa wróżka schwytana przez jedno z dzieci…

Sięgnął do kieszeni i wyjął nieduży słoik.

Dyrektor Akademii otworzył szerzej oczy.

Wewnątrz słoika znajdowała się zielonoskóra wróżka z czarnymi skrzydełkami i ostrymi zębami, które teraz szczerzyła, przeklinając Rafala, jakby to jego winiła za swoje nieszczęście.

–  Marialena? – zapytał ochryple Rafal.

–  Ach, czyli znasz tę magię – odezwał się drugi starzec, z drugą co do długości brodą. – Jako że planowałeś porwać małą Arabellę, znamy już odpowiedź na pytanie, czy mamy do czynienia z magią światła, czy ciemności.

Rafal wpatrywał się w Marialenę, swoją dawną uczennicę i wieszczkę, którą za karę zamienił we wróżkę i którą teraz by nagrodził, gdyby potrafiła użyć swojego daru, żeby wydostać ich z tego przeklętego miasteczka. Sądząc jednak po tym, jak rozpaczliwie tłukła się w słoiku, było jasne, że albo nie wie, co przyniesie im przyszłość, albo nie podoba jej się to, co widzi.

–  Czy wiesz, co dzieje się z magią ciemności w naszym świecie? – zapytał pierwszy Starszy i podszedł bliżej. – Wydobywamy ją na światło, aby wszyscy ją zobaczyli. Nie ma zaś lepszego światła od świętego płomienia.

–  To właśnie robimy z czarownicami, które praktykują czarną magię w naszym miasteczku – dopowiedział drugi Starszy, pochylając się nad łóżkiem. – Palimy je na stosie i rozsypujemy popioły w lesie.

Czy jeszcze mam swoją magię?, pomyślał Rafal. Popatrzył na niezabliźnioną ranę na ręce. Jeśli jego dar nieśmiertelności osłabł, czy tak samo stało się z czarodziejskimi mocami? Przesunął wzrokiem po pokoju. Był tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać.

–  Ale tobie powinno się to spodobać – oznajmił ostatni Starszy i wyciągnął po niego rękę. – Diabeł powróci w ogień piekielny…

Rafal uśmiechnął się do niego.

–  To mi się bardziej spodoba.

Machnął nogą do tyłu i stłukł butem szybę, aż szkło rozprysło się wokół. Starsi zasłonili się; Rafal złapał jeden odłamek i przeciął sznury. Odbił się od łóżka, wyrwał z rąk starca słoik z wróżką, wyskoczył przez rozbite okno i z rozpostartymi ramionami, jak lecący jastrząb, poszybował w ciężkie szare chmury, byle dalej od Gawaldonu.

Zalała go fala ulgi. Jego magia była nienaruszona.

Spróbował przyspieszyć, lecieć jak zwykle szybko i dynamicznie. Ale tam, gdzie dawniej była siła, pozostała tylko słabość, pustka po czymś, co zniknęło.

Teraz już rozumiał. Jego magia słabła, tak samo jak moc uzdrawiania.

Baśniarz go ostrzegał.

Jego i Rhiana.

Albo szybko naprawią swoje relacje, albo nie przejdą próby.

Stracą moce i życie.

Serce Rafala zabiło szybciej. Mniejsza o tych idiotycznych Czytelników. Mniejsza o przepowiednie. Mniejsza o chronienie się przed Rhianem i podejrzewanie bliźniaka o przyszłe zbrodnie. Musieli znowu się pokochać. Tak jak dawniej. To była droga do szczęścia – dla nich obu.

Uniósł słoik i popatrzył na Marialenę.

–  Nigdy tak się nie cieszyłem z powrotu do Aka…

ŁUP! Uderzył w niewidzialną barierę, runął z nieba i ześlizgnął się po zimnej, gumowej w dotyku kopule, aż w końcu padł twarzą na ziemię. Spadając, wypuścił słoik, który roztrzaskał się na kawałki. Marialena natychmiast z niego wyfrunęła.

–  Moja noga… Chyba jest złamana – jęknął Dyrektor, czekając bezskutecznie, aż obrażenia się wyleczą.

Spróbował podpełznąć do przodu, zmusić się do wzniesienia w powietrze, ale był obolały nie tylko od upadku, lecz także od zderzenia z barierą, która oddzielała Gawaldon od Puszczy jak niewidzialny szklany mur.

W tym momencie Rafal zobaczył Marialenę po drugiej stronie bariery.

–  Co tu się dzieje? – wychrypiał. – Bariera przepuściła Rhiana i mnie do Gawaldonu. Dlaczego nagle…

–  Równowaga – syknęła Marialena.

Rafal otworzył szerzej oczy.

Równowaga, dzięki której on i jego bliźniak przedostali się do miasta, aby zabrać dwójkę Czytelników – po jednej osobie dla Dobra i Zła.

Skoro bariera pojawiła się ponownie, ta równowaga została zachwiana.

Co oznaczało…

Rhian.

On coś zrobił.

Zapach dymu przerwał jego rozmyślania.

Rafal powoli podniósł wzrok.

Zbliżali się do niego z pochodniami plującymi ogniem. Nie tylko Starsi. Całe miasteczko. Nie miał dokąd odlecieć. Nie chroniła go nieśmiertelność. Nie miał nawet zdrowych nóg, żeby uciekać.

W panice odwrócił się do wróżki… Tej wróżki, która mogła zobaczyć, co powinien teraz zrobić…

Ale jej także już nie było. Marialena zniknęła.

6

Krótko wcześniej Rhian maszerował przez Gawaldon zaopatrzony w czekoladowego croissanta.

Trzymał się swojego nudnego przebrania: wysokie buty, prochowiec i broda mędrca. Starał się zabić czymś czas, aż jego brat skończy porywać dziecko. Rafal nalegał, żeby Rhian zrobił to samo – znalazł młodą duszę, która mogłaby zastąpić utraconych zawszan – ale Dobry Dyrektor nie zamierzał zabierać dziecka z rodzinnego domu. To brzmiało jak zły uczynek, bardzo zły uczynek, a ponieważ on teraz starał się ze wszystkich sił być Dobry, wolał spacerować po tym dziwnym, niemagicznym miasteczku i trzymać się z dala od intryg swojego brata.

Wolałby zostawić tutaj Rafala i wracać do Akademii… Jednak na drodze stała ta bariera, a poza tym tylko Rafal mógł go przenieść z powrotem w powietrzu, ponieważ umiejętność latania była czarną magią zarezerwowaną dla nigdziarzy. Mógłby mogryfikować się w ptaka, ale po drodze nie uważał, dręczony poczuciem winy z powodu tego, że umożliwił Hakowi wykradnięcie uczniów z obu Akademii. Dlatego właśnie pozwolił Rafalowi zabrać się tutaj, poza Puszczę, żeby znaleźć zastępstwo. Nie wiedział nawet, czy Gawaldon jest położony na północ, południe, wschód czy zachód od Akademii.

Rhian bez przekonania zajrzał do kilku sklepów w poszukiwaniu prezentu dla Rafala – fularu, garnituru albo czegoś innego, co ukoiłoby trochę jego poczucie winy z powodu utraty uczniów. W tym mieście wszystko jednak było zbyt tandetne i toporne, więc Rhian poddał się i kupił sobie croissanta, który okazał się suchy i jednocześnie lepki; w niczym nie przypominał miękkich jak obłoki słodkości, jakich w Akademii dostarczały zaklęte kociołki.

Nic dziwnego, że uwielbiają nasze baśnie, westchnął. Widział kolejne dzieci zaczytane w książkach Baśniarza, siedzące na obdrapanych ławkach, opierające się o powykręcane drzewa lub czekające w kolejce do piekarni. Czytelnicy wiedzieli, że ich światu czegoś brakuje. Czegoś, czego nie umieliby nazwać ani zdefiniować; co stanowiło pustkę zasnuwającą szarym woalem całe ich życie. Dlatego właśnie wierzyli w baśnie. Dlatego zagłębiali się w inny świat bohaterów i złoczyńców. Ponieważ w głębi duszy odczuwali brak magii w swoim życiu.

Ta myśl rozbudziła ciekawość Rhiana. Wyobraźmy sobie, że jeden z tych Czytelników trafiłby do mojej Akademii. Nie byłby taki jak reszta zawszan, którzy całe życie spędzili w świecie pełnym magii, aż stała się ona dla nich czymś pospolitym. Nic dziwnego, że ponieśli tak sromotną porażkę podczas Cyrku i spowodowali tyle problemów. Byli leniwi, rozpuszczeni i znudzeni. Czytelnik nie byłby znudzony. Wszystko byłoby dla niego nowe. Ekscytujące. Magiczne. Świeże. Rafal miał rację – Czytelnik stanowiłby zastrzyk ambicji i energii, byłby zaskakującym rywalem, który tchnąłby nowe życie w pozostałych uczniów. Może nawet tchnąłby nowe życie w Rhiana. Dobry Dyrektor nagle zapragnął kogoś takiego…

Usłyszał w głowie dzwonki alarmowe.

Nie. Nie. Nie.

Żadnego porywania.

Żadnych czynów, które choćby najodleglej mogą zostać uznane za złe.

Nie po tym wszystkim, co zrobił. Nie po tym, jak niewiele brakowało, żeby zamordował jednego z uczniów…

Stracił wtedy głowę, zaraz po Cyrku, zdruzgotany myślą o tym, że uczeń taki jak Fala potrafił przerwać pasmo zwycięstw Dobra i sprawić, że Akademia Rhiana poniosła klęskę. Wizja Rafala, który uznałby się za lepszego od Rhiana, choć Rhian zawsze wiedział przecież, że to on jest lepszy od Rafala… To była niebezpieczna spirala. Owszem, Akademia miała dwóch Dyrektorów, ale tylko jeden był zwycięzcą, obecność Fali groziła zaś, że tym zwycięzcą stanie się Rafal. Wystarczyło, że Hak podsunął tę myśl o zbrodni… o tym, że Fala mógłby zniknąć na zawsze… i Rhian dał się jej uwieść. Jak niewiele potrzeba było, żeby go przekonać. Czy Hak od początku zamierzał popchnąć Rhiana do popełnienia morderstwa? Czy też może wyczuł pęknięcie w duszy Rhiana? Dobremu Dyrektorowi na myśl o tym zrobiło się zimno. Jeszcze jeden taki błąd, gdy postąpi źle zamiast dobrze, a Baśniarz może to uznać za złamanie przysięgi opiekowania się Akademią. Strzeżenia równowagi pomiędzy Dobrem a Złem. Niezłomnej lojalności wobec brata. Jeśli złamie przysięgę, Pióro go ukarze.

Powróciło wspomnienie.

Konający starzec, skulony ze strachu.

Poprzedni Dyrektor Akademii, któremu Pióro odebrało wieczne życie.

Zapytali, co się stało.

„Zawiodłem”, odparł umierający.

Rhian otrzepał z rąk okruchy. Musiał wydostać się z tego miejsca, znaleźć się jak najdalej od ludzi i pokus.

Szare niebo odbijało się w jeziorze u stóp wzgórza, na którym znajdował się cmentarz. Rhian szedł wzdłuż brzegu i przyglądał się mężczyznom pracującym w odległym młynie. Jakże tu było cicho. Zrzucił buty i zanurzył stopy w wodzie.

Kto wpadł Rafalowi w oko? Przesunął stopą po kamieniach na dnie jeziora. Dziewczyna? Chłopak?

To i tak nie miało znaczenia. Jeden pozbawiony talentów, zwyczajny Czytelnik nie zrównoważy utraty dziesięciorga najzdolniejszych nigdziarzy zabranych przez Haka. Niezależnie od tego, kogo znajdzie Rafal, Zło znowu zacznie przegrywać. Szczególnie gdy Rhian wybierze trzech nowych zawszan jako zastępstwo za tych, którzy odwrócili się od Dobra, by popłynąć z Hakiem do Nibylandii. Kiedy tylko wraz z bratem wrócą do Puszczy, Rhian uda się do króla Lisiego Jaru i poprosi o trójkę najlepszych…

Jego stopa poślizgnęła się na kamieniu, a ból zapiekł ostro.

Krew utworzyła w wodzie kręte smugi.

Niezdarny dureń, westchnął Rhian, czekając, aż skaleczenie zabliźni się natychmiast, tak jak zawsze, dzięki magii nieśmiertelności od Baśniarza.

Krew nadal ciekła.

Dobry Dyrektor uniósł stopę i obejrzał rankę, która tylko trochę zaczęła się zasklepiać. Czy to przebranie za ślamazarnego wieśniaka sprawiało, że został uznany za śmiertelnika?

Szybko wrócił do swojej młodzieńczej, magicznej postaci i zobaczył w odbiciu w wodzie burzę włosów… Ale odbicie zmętniało z powodu krwi kapiącej z jego stopy.

Skaleczenie się nie goiło. Nie tak jak dawniej.

Serce Rhiana ścisnął niepokój. Skoro się nie goiło… to nie był już nieśmiertelny… a skoro nie był już nieśmiertelny, to Baśniarz ukarał…

–  Kim jesteś? – zapytał ktoś.

Rhian odwrócił się i początkowo nikogo nie zobaczył.

Potem jednak dostrzegł chłopaka, ukrytego w cieniu przy jeziorze, pod wysokim, trawiastym brzegiem, który tworzył coś w rodzaju zacisznej groty. Chłopak miał szerokie ramiona i gładką skórę barwy terakoty, włosy o  podobnym odcieniu przetykane były złotem i w poskręcanych kędziorach opadały mu na ramiona. Z powodu jego szarych oczu Rhianowi wydawało się przez moment, że spotkał fauna lub wróżkę, zaraz jednak przypomniał sobie, że to Gawaldon, miejsce pozbawione zaklętych istot.

–  Czekam – powiedział chłopiec.

–  Mam na imię Rhian – odparł Dobry Dyrektor. – A ty?

–  Nigdy cię tutaj nie widziałem – odpowiedział chłopak. – Nie słyszałem też o żadnym Rhianie.

–  Nie jestem z tego miasteczka – wyjaśnił Rhian.

–  Skądkolwiek jesteś, wracaj tam, zanim mój tata albo Starsi cię znajdą – ostrzegł chłopak. – Starsi wierzą w czarownice, diabły i czarną magię. Każdego podejrzanego palą publicznie na stosie. A w tym mieście nie ma niczego bardziej podejrzanego od nieznajomych…

Rhian przykląkł tymczasem na brzegu i nachylił się do chłopaka.

Wyglądał na jego rówieśnika, mógł mieć szesnaście albo siedemnaście lat. Rhian pomyślał, że ten chłopak jest zbyt przystojny jak na to miasteczko. Zbyt inteligentny i świadomy. Nic dziwnego, że trzyma się na osobności.

–  Powiedz mi, Bezimienny Chłopcze, czy czytujesz baśnie, które trafiają do waszej księgarni?

Chłopak przyjrzał mu się.

–  Czy… czy to ty je przynosisz? Panna Harissa twierdzi, że po prostu się pojawiają. Starsi starali się dowiedzieć, kto je zostawia… – Chłopak zamarł. – Zaraz. Wyglądasz tak jak on. Dyrektor Akademii. Ten Dobry. Czytałem o nim w jednej z książek. Była tam ilustracja kogoś wyglądającego zupełnie jak ty. Opowieść o Aladynie sprowadzonym do Akademii… Ale to nie mogłeś być ty… prawda?

Rhian się zarumienił. Dziwnie było myśleć, że ten chłopak zna go jako postać z książki. Że w tej przystojnej głowie ma już jakąś opinię i jakieś myśli na temat Rhiana.

–  A co myślisz o mnie i mojej Akademii?

Chłopak otworzył szerzej oczy.

–  Jest prawdziwa? Akademia Dobra i Zła?

Dyrektor Akademii się uśmiechnął.

–  Tak samo prawdziwa jak ty, Bezimienny Chłopcze.

–  Czyli… To prawda? Zawszanie, nigdziarze… to wszystko? – Głos chłopaka lekko zadrżał. – To znaczy, że widzisz, czy jestem dobry, czy zły?

Dyrektor rozpalił swój magiczny blask, a z jego palca uniosła się srebrzysta mgiełka.

–  Może sam chcesz się przekonać?

Chłopak popatrzył w mgłę. Początkowo nic nie rozumiał, a potem poddał się zaklęciu, jego mięśnie zwiotczały.

–  Nie! – jęknął.

Chwilę później przerośnięty krasnolud w wysokich butach wszedł do lasu, niosąc w ramionach śpiącego chłopaka. To było podstawowe zaklęcie oszałamiające, na tyle silne, żeby chłopak się nie obudził, dopóki brat Rhiana nie zabierze ich do Aka…

TRZASK!

Rhian wpadł na niewidzialną barierę, cofnął się chwiejnie i upuścił chłopaka, który potoczył się po trawie, nadal głęboko uśpiony.

Dobry Dyrektor szturchnął niewidzialną ścianę. Spróbował znaleźć jej krawędź, ale ciągnęła się w górę i w dół, w prawo i w lewo, nigdzie się nie kończąc.

Rafal mówił mu wcześniej o tej barierze… coś na temat równowagi Dobra i Zła, której miała strzec… że żaden z Dyrektorów nie może porwać dziecka, jeśli ten drugi także kogoś nie zabierze…

Nagle Rhian zobaczył błysk światła odbitego od bariery. Pomarańczowozłota łuna stawała się coraz większa, wypełniając niewidzialną ścianę.

Rhian się odwrócił.

W sercu Gawaldonu płonął ogień.

Tłum skandował miarowo:

–  Cza-row-nik, cza-row-nik!

Chłopak go ostrzegał.

„W tym mieście nie ma niczego bardziej podejrzanego od nieznajomych”.

Rafal z pewnością był nieznajomym.

Rhian zostawił chłopca i pobiegł w stronę płomieni.

7

Bukanier zbliżył się do wybrzeży Nibylandii niedługo po wschodzie słońca, co zaniepokoiło Aladyna, przeświadczonego, że Pan wypatrzy ich statek.

Hak roześmiał się, gdy o tym usłyszał.

–  Piotruś i jego zagubieni chłopcy śpią prawie do południa. Leniwe pasożyty – oznajmił Jakub, który stał na dziobie i rozglądał się, przebijając wzrokiem spowijającą wyspę mgłę. – Naprawdę należy się ich obawiać nocą.

Dlatego plan zakładał, że Hak i Aladyn wejdą do lasu, gdy chłopcy będą jeszcze spali, znajdą siedzibę Piotrusia – ponieważ Piotruś zmieniał ją często, zarówno po to, żeby uniknąć ataku piratów, jak i dlatego, że nikomu nie ufał – i sprawdzą, jak dobrze jest strzeżona. Potem wrócą do reszty załogi i wymyślą najlepszy sposób zabicia Pana.

–  Żadnego zabijania! – przypomniała Kyma gniewnie, przeżuwając czerstwy tost. Siedziała razem z Aladynem obok Jakuba. – Jeśli temu chłopakowi spadnie choćby włos z głowy, Aladynie, będę walczyć w jego obronie, co znaczy, że będę walczyć z tobą.

–  Nie wypada walczyć z własnym chłopakiem, księżniczko – zadrwił Hak i potarł zabandażowane ramię. – To złe maniery.

–  Szczególnie że przybyliśmy tutaj, aby walczyć ze Złem – dodał Aladyn z pełnymi ustami. – Jesteśmy wszyscy po tej samej stronie, Kymo. Jeśli Pan jest tak nikczemny, jak opowiadają, Dobro musi podjąć jakieś działania. A my jesteśmy dobrzy.

–  Jeśli rzeczywiście jest nikczemny, a ja w tej kwestii nie wierzę w osąd Haka – odparowała Kyma. – Co oznacza, że idę z wami.

Hak jęknął.

–  Dwie osoby doskonale razem działają. Trzecia wszystko komplikuje. To zasada trzech.

–  Nigdy nie słyszałam o takiej zasadzie. Równie dobrze mogłeś ją właśnie wymyślić – dogryzła mu Kyma.

–  Przylądek Syren na horyzoncie! – zawołał stojący za sterem Kapitan Piratów.

Aladyn podniósł głowę i zobaczył, że mgła zaczęła się rozwiewać, odsłaniając płyciznę migoczącą fioletem. Fale omywały plażę z fioletowym piaskiem tak gładkim i błyszczącym, że w pierwszej chwili można by go wziąć za marmur. Przy brzegu znajdowały się liczne laguny, w których woda pieniła się żywymi odcieniami: niebieskości, zieleni, pomarańczu i różu, tak samo jak wzgórza na wyspie. Fale w nieprawdopodobnych barwach wznosiły się i opadały, skąpane w fosforyzującym blasku, jakby zorza polarna zabarwiła ziemię. Wszystko tu miało dziwne kształty – laguny i wyspa, z osobliwymi kątami i krzywiznami jak z rysunku dziecka. Także niebo miało zdumiewający odcień, jakby ktoś pociągnął lawendowym lakierem mroczne cienie. Efekt był jednocześnie piękny i groźny.

–  Syreny wypływają tylko nocą, więc jesteśmy na razie bezpieczni, o ile nie zakłócimy spokoju którejś z lagun – powiedział Hak. Zawiązał buty i narzucił płaszcz. – Widać jakieś bestie, Kapitanie Piratów?

Znajdujący się o poziom wyżej Kapitan popatrzył przez lunetę.

–  Na północnych wzgórzach cisza i spokój.

Aladyn przyjrzał się fosforyzującym lagunom.

–  Są tam syreny?

–  Syreny to rozsądne istoty – zauważyła Kyma. – Z pewnością nie chroniłyby złego króla.

Jakub uśmiechnął się złośliwie do Aladyna.

–  Ona myśli, że tutaj obowiązuje podział na Dobro i Zło. – Spojrzał znowu na Kymę. – Dopóki Pan jest królem, to jest świat Pana. Wyspa, która zmienia się i przekształca, aby odzwierciedlić najgłębsze zakamarki jego istoty. Nibylandia to lustro dla jego chaotycznej duszy. Wszyscy i wszystko tutaj to owoce jego wyobraźni. Dlatego ta kraina jest tak niebezpieczna. I dlatego musimy ją wyzwolić.

Statek zbliżył się do plaży, a z kambuza wyłonił się Hefajstos, mokry od potu i upaprany pastą polerską, której użył do wyczyszczenia trzech mieczy.

–  Nie róbcie niczego głupiego – poprosił, podając broń Hakowi, Aladynowi i Kymie. Potem jeszcze raz spojrzał na Aladyna. – Szczególnie ty. Kapitan Piratów i ja razem z nigdziarzami będziemy czuwać na statku na wypadek, gdybyśmy zostali zaatakowani. Znajdźcie siedzibę Piotrusia, rozpracujcie jej obronę i wracajcie tutaj. Jak najszybciej.

Aladyn zmarszczył brwi.

–  Hak powiedział, że Piotruś i zagubieni chłopcy śpią, a syreny wypływają tylko nocą. Kto inny miałby nas zaatakować?

Przeraźliwy ryk bestii przerwał ciszę i odbił się echem od odległych wzgórz na północy.

–  To coś – powiedział Kapitan Piratów i opuścił kotwicę.

Kilka chwil później Hak maszerował pospiesznie wąską groblą pomiędzy lagunami. Aladyn i Kyma starali się dotrzymać mu kroku.

–  Dlatego właśnie potrzebowałem nadzwyczajnej