Akademia Dobra i Zła 6. Jedyny prawdziwy król - Soman Chainani - ebook

Akademia Dobra i Zła 6. Jedyny prawdziwy król ebook

Chainani Soman

4,6

Opis

Tedros na razie zdołał uniknąć śmierci i odkrył znaczenie prześladujących go we śnie słów króla Artura. Nadal jednak może liczyć tylko na garstkę najwierniejszych sprzymierzeńców i na swoją księżniczkę. Natomiast Wąż ma po swojej stronie całą Puszczę, a niedługo poślubi Sofię i stanie się Jedynym Prawdziwym Królem, zdolnym jednym pociągnięciem pióra zmieniać ludzkie losy. Wydaje się jednak, że Artur przewidział taki rozwój wydarzeń… Ale jak to możliwe, skoro nie był wieszczem? Jaką tajemnicę skrywał i jaką tajemnicę skrywa przeszłość Rhiana i Japeta? Czy te odpowiedzi uda się odnaleźć na czas?

W szóstej i ostatniej odsłonie bestellerowej opowieści o Akademii Dobra i Zła ważą się losy korony Kamelotu – a także całej Bezkresnej Puszczy. Co kryje się za Dobrem i Złem? Co może czekać za szczęśliwym zakończeniem? Historia Sofii i Agaty zmierza do dramatycznego finału. Przygotujcie się na koniec, jakiego jeszcze nie było.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 668

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (66 ocen)
49
10
6
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
aniutkatomus

Nie oderwiesz się od lektury

To najlepsza książka jaką kiedykolwiek czytałam. Gorąco polecam!!!😉
10
anetag51

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam 😁
00

Popularność




Tytuł oryginału: School for Good and Evil. One True King

Published by arrangement with HarperCollins Publishers

Text copyright © 2020 by Soman Chainani

Jacket art © 2020 Iacopo Bruno

Illustrations copyright © 2020 Iacopo Bruno

Copyright for the Polish edition © 2021 by Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

Redakcja: Justyna Techmańska

Korekta: Renata Kuk, Katarzyna Malinowska

Skład i łamanie: Robert Majcher

ISBN 978-83-8266-025-8

Wydanie pierwsze, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2021

Adres do korespondencji:

Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

ul. Ludwika Mierosławskiego 11a

01-527 Warszawa

www.wydawnictwo-jaguar.pl

instagram.com/wydawnictwojaguar

facebook.com/wydawnictwojaguar

Wydanie pierwsze w wersji e-book

Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2021

1SABATPopsute słodycze

Niektóre opowieści są popsute od pierwszej strony.

Niektóre opowieści są przegniłe na wylot.

Takie jak ta, która zabiła matkę Hester. Hester myślała o tym, przedzierając się przez ciemny las. Jej matka zajmowała się swoimi sprawami w chatce z piernika, kiedy dwójka małoletnich wandali przegryzła jej dach. Leżąca samotnie w kołysce Hester obudziła się z drzemki i popatrzyła prosto w twarze przypominających ogry dzieciaków o tłustych policzkach oblepionych okruchami ciastek i cukierków. Spojrzały tylko na niemowlę, które właśnie uczyniły sierotą, i uciekły jak tchórze, zostawiając za sobą zniszczony dom i rozbitą rodzinę. Następnie otrzymały za to nagrodę, zostały okrzyknięte bohaterami i żywą legendą, podczas gdy matka Hester spłonęła w piekarniku. Od tamtego dnia zawsze, kiedy Hester miała poczucie niesprawiedliwości, była świadkiem opowieści, która toczyła się nie tak jak należy, wyczuwała mdlący, przenikliwy zapach psujących się słodkości.

Tak jak w tej chwili.

Opowieść, o której mowa, była bardzo krótka i stwierdzała prosty fakt, ale Hester poczuła mrowienie na całym ciele, jakby była kotem otoczonym przez węże. Nie wiedziała, jak długo ten napis tam wisiał, wysoko nad Bezkresną Puszczą. Kiedy jednak po całych dniach wędrówki pod ziemią wyłoniła się na powierzchnię, czekała na nią wiadomość Lwiego Pazura.

Ślub króla Rhianai księżniczki Sofii odbędzie się zgodnie z planemw tę sobotę o zachodzie słońca na zamku Kamelot. Zaproszeni są wszyscy mieszkańcy Puszczy.

Była wypisana złotem na tle chmur jak inne wiadomości króla Rhiana. Rhian był patentowanym kłamcą, każdy z jego elaboratów stanowił zaś pułapkę. Jednakże ta wiadomość nie była tak pompatyczna jak pozostałe. Wydawała się prosta i jasna… a mimo to w jakiś nieokreślony sposób podchwytliwa…

U boku Hester pojawił się cień.

– To głupie, Hester. Musimy natychmiast zawracać – powiedziała Anadil spod czarnego kaptura, który osłaniał jej białe włosy i czerwone oczy. – Sofia nas zdradziła. Ma wyjść za Rhiana o zachodzie słońca. Dzisiaj. Tak właśnie tu napisano. Słońce przesuwa się bardzo szybko. Albo wrócimy do Kamelotu i nie dopuścimy do tego ślubu, albo wszyscy zginiemy.

Hester zignorowała ją, ponieważ dostrzegła światła Borna-Ćorić. Kiedy przekroczą granicę tego królestwa, będą musiały zacząć uważać. Podobnie jak wszyscy mieszkańcy Puszczy, obywatele Borna-Ćorić będą polować na uczniów Akademii Dobra i Zła.

Po jej drugiej stronie pojawił się kolejny cień.

– Ani ma rację – stwierdziła Dot, także w czarnym kapturze. – Poza tym nie uda nam się dostać do tych jaskiń, to niemożliwe. Gdybyśmy teraz zawróciły, mogłybyśmy się wślizgnąć do Kwietnej Kolei w Kruczym Uskoku. Wróciłybyśmy do Kamelotu na czas, żeby nie dopuścić do ślubu…

– I zostawiłybyśmy tu Merlina? – zapytała Hester. – Takie właśnie zadanie wyznaczył nam Rozpruwacz. Uratować czarodzieja z Jaskiń Czasowstrzymywaczy. Uratować naszą najskuteczniejszą broń. Ślub to nie nasze zadanie. Sofia to nie nasze zadanie. Naszym zadaniem jest Merlin, a my zawsze wywiązujemy się z obowiązków. Nasz sabat nie łamie danego słowa.

Chciała ruszyć dalej, ale Anadil zastąpiła jej drogę.

– Nasze obietnice stracą sens, jeśli Rhian zostanie Jedynym Prawdziwym Królem! – przypomniała blada wiedźma. – Rhian potrzebuje dwóch rzeczy. Skłonić wszystkie sto królestw, by spaliły pierścienie, oraz poślubić Sofię i uczynić ją swoją królową. Jeśli zrobi jedno i drugie, przejmie moce Baśniarza. Skoro ślub ma się odbyć o zachodzie słońca, to oznacza, że wszystkie pierścienie zostały już zniszczone! Poślubienie Sofii to dla Rhiana ostatni krok. To właśnie Sofia powiedziała nam w Gnomolandii. Kiedy zasiądzie na tronie u boku Rhiana, Lwi Pazur stanie się nowym Baśniarzem. Rhian będzie mógł pisać, co tylko zechce, i uczynić to prawdą! Będzie mógł wymazać królestwa, zabić naszych przyjaciół, zabić nas jednym ruchem pióra! Nasza baśń się zakończy…

– To niemożliwe, żeby zostały zniszczone wszystkie pierścienie, ponieważ Nottingham nadal ma swój. Ma go ojciec Dot – przypomniała zimno Hester. – Szeryf nie spaliłby swojego pierścienia dla króla Rhiana. Nienawidzi go jeszcze bardziej niż my. A nawet gdyby szeryf zginął, jego pierścień trafi do Dot, my zaś poruszymy niebo i ziemię, żeby chronić Dot i ten pierścień. Tak samo, jak zrobimy to dla Merlina. – Hester naciągnęła głębiej kaptur i przepchnęła się obok przyjaciółek.

– Nie rozumiesz? Sofia za niego wychodzi! – krzyknęła Anadil. – Albo chce się ratować, albo też zostać królową Kamelotu…

– Naprawdę myślisz, że Sofia poślubiłaby Rhiana? – zapytała wyzywająco Hester. – Po tym, jak pomogła nam od niego uciec?

– Tak napisał Rhian! – Dot nie ustępowała. – Tak mówi jego baśń.

– Jego baśń – powiedziała Hester, patrząc gniewnie w niebo. – W tej wiadomości jest coś podejrzanego. Dopóki nie wymyślę, co takiego, trzymamy się planu. Poza tym jeśli nauczyłyśmy się czegoś o Sofii, to tego, że jest lepszą wiedźmą niż my trzy razem wzięte. Jestem pewna, że wszystko idzie zgodnie z jej planem.

– Hester, słońce zajdzie za niecałą godzinę – jęknęła Anadil.

– Tym bardziej powinnyśmy jak najszybciej znaleźć Merlina. Rhian nie bez powodu uwięził go w tych jaskiniach.

– No to dlaczego po prostu nie zabił Merlina? Może Merlin już nie żyje albo zużył swoje czarodziejskie życzenie, a my gonimy za błędnymi ognikami i same możemy przy tym zginąć?

– Czarodziejskie życzenie? – zainteresowała się Dot. – To takie, jakie wypowiada się w Jaskini Aladyna?

– To życzenie do dżina, idiotko. Nic dziwnego, że zawaliłaś zajęcia z Lesso – odpowiedziała Anadil. – Każdy czarodziej ma jedno życzenie. Może go użyć, by wybrać, jak i kiedy umrze…

– Nie ma mowy, żeby Merlin zużył swoje życzenie, kiedy my nadal jesteśmy w niebezpieczeństwie – zganiła ją Hester, zbliżając się do bram Borna-Ćorić. – Merlin tam jest i potrzebuje naszej pomocy.

– Wyłącza ci się myślenie, Hester. Powiedzmy, że jest w tych jaskiniach – ustąpiła Anadil. – Jaskinie Czasowstrzymywaczy to pułapki czasowe. Wystarczy kilka sekund w środku, a wychodzisz starsza o całe lata. Merlin siedzi tam od tygodni.

– No to wracajcie beze mnie – rzuciła wyzywająco Hester i przekroczyła bramę.

Stanęła jak wryta. Podobnie jak Dot i Anadil.

Leśna ściółka zniknęła, zastąpiona przez nieboskłon. Wiedźmy nie stały już na wydeptanej ścieżce, ale na blasku zachodzącego słońca malującego niebo purpurą i różem. Wiadomość Lwiego Pazura zniknęła znad ich głów i pojawiła się pod stopami – zaproszenie na ślub króla Rhiana stało się nową drogą. Każda ze złotych liter miała rozmiar domu. Wiedźmy zrobiły kilka kroków w zaskoczonym milczeniu. Hester znowu wyczuwała rozkładające się słodycze. Patrzyła pod nogi, przyglądając się słowom Rhiana w poszukiwaniu ukrytej zgnilizny…

– Hester? – odezwała się Dot, spoglądając w górę.

Hester zamrugała.

Nie tylko niebo stanęło na głowie.

Całe królestwo Borna-Ćorić stało na głowie.

Wiedziała o tej dziwnej krainie, gdzie wszystko było przewrócone do góry nogami, ale po raz pierwszy zobaczyła to na własne oczy. Tutaj ziemia znajdowała się wysoko w górze, niebo zaś pozostawało tam, gdzie powinna być ziemia. W ziemnym sklepieniu były zakorzenione fioletowe pędy fasoli, które wyciągały się w kierunku równiny usłanej chmurami.

Wzdłuż pędów stały odwrócone chaty, których mieszkańcy także byli odwróceni, podobnie jak ich meble i inne przedmioty, niepodlegające prawom grawitacji. Zrobione z fioletowych pnączy drabiny i zawieszone na linach wózki łączyły poszczególne łodygi jak ulice, podczas gdy odwrócony most z kwiatów prowadził z części mieszkalnej na rynek główny. Wiedźmy zbliżyły się do zatłoczonego targowiska, gdzie pomiędzy odwróconymi posągami monarchów wznosiły się liczne sklepy. Hester zobaczyła, że głowy króla i królowej Borna-Ćorić, podobnie jak głowy ich dzieci, zamocowano do odwróconego nieba, ich stopy unosiły się wysoko nad królestwem. Z bliska Hester zwróciła uwagę, że rzeźbione twarze króla i królowej wydają się dziwnie młode. Niemal tak jak twarze ich dzieci.

– Upiorne – mruknęła Anadil. W górze ludzie tłoczyli się, głowami na dół, więc dwie wiedźmy ukryły się w cieniu posągów. – Ludzie nas tu zauważą, Hester. Tylko my mamy głowy we właściwą stronę. Poza tym jaskinie są podobno otoczone trującym morzem. Nie widzę tu żadnej wody, nie wspominając o morzu. A ty?

– Musi być gdzieś tam dalej. – Hester stanęła na palcach, ale przed sobą widziała tylko więcej posągów i sklepów. – Musimy się tędy przekraść tak, żeby nikt nas nie rozpoznał.

– A potem przebyć trujące morze, którego nie umiemy nawet znaleźć – dodała Anadil. – Nie mówiąc już o dostaniu się do przeklętych jaskiń.

– Gdybyś mogła wysłać na zwiady swoje szczury, byłabyś przydatną członkinią zespołu, a nie kulą u nogi – odcięła się Hester.

– Jeden nie żyje. Jeden zaginął. Ostatni znalazł Merlina i powiedział Dovey, gdzie on jest. Znalazłyśmy się tutaj dzięki mojemu szczurowi. Więc kto tutaj jest przydatny?

Hester jednak ruszyła już przed siebie, zadzierając głowę, by przyglądać się odwróconym szyldom sklepów. Wewnątrz Piekarni Borneńskiej odwróceni kupujący napełniali koszyki bagietkami, brioszkami i odwróconym ciastem. W Odwrotkach Krawieckich chmary fioletowych ciem zanosiły ubrania z odwróconych wieszaków czekającym klientom. Po sąsiedzku, we Fryzurach Feliksy, mężczyźni i kobiety siedzieli w odwróconych fotelach i przeglądali gazety, podczas gdy unoszące się w powietrzu sylfy strzygły ich włosy. Nikt z klientów nie był zaczerwieniony na twarzy, tak jakby ich ciała od urodzenia przywykły do życia w niewłaściwą stronę.

– Czy cały świat już nie stanął na głowie? Czy musi jeszcze literalnie stawać na głowie? – zastanowiła się Anadil.

– Może dzięki temu mają bardziej trzeźwy ogląd sytuacji – podsunęła Hester.

– E, powiedziałabym, że są tak samo zaślepieni, jak wszyscy – odparła Anadil.

Hester spojrzała w tę samą stronę co przyjaciółka i zobaczyła amfiteatr, którego kopuła zwieszała się z czubka fasolowej łodygi jak ogromna bombka choinkowa. Napis nad wejściem głosił „Bańka Borneńska”. Widzowie siedzieli do góry nogami i zadzierali głowy, by oglądać magitransmisję z koronacji króla Rhiana, odtwarzaną w widmowym, szarym blasku. Magitransmisja pokazywała znajome sceny. Rhian obejmował Sofię, księżniczkę ubraną w skromną, falbaniastą suknię, a zebrani chłonęli każde jego słowo. W dole odwróceni sprzedawcy zachwalali pamiątki z Lwem – kubki, koszulki, czapki, przypinki…

– To właśnie oglądają dla rozrywki? Powtórki z koronacji tego skunksa? – zapytała Hester, która z tej odległości nie słyszała przemówienia Rhiana.

– Pewnie mają nowy seans co godzinę – stwierdziła Anadil i przekrzywiła głowę, żeby się lepiej przyjrzeć. – Ale to trochę dziwne, nie pamiętam, żeby podczas koronacji robiono magitransmisję.

Brązowoskóra rodzina w barwnych strojach wyminęła je na podniebnej drodze. Zadzierali głowy w górze, podobnie jak wiedźmy, i przyglądali się Bańce Borneńskiej oraz reszcie odwróconej krainy. Hester pomyślała, że to turyści z Drupacji, i wraz z Ani zmusiła się do uśmiechu. Rodzina odwzajemniła uśmiechy i poszła dalej, rzucając dziwne spojrzenia Dot, która trzymała się z tyłu i ciamkała ponuro liść fasoli zamieniony magicznym blaskiem w czekoladę.

– Ktoś zauważy twój blask! – syknęła Hester i wciągnęła ją do cienia. – I przestań się dąsać!

– Chodzi o to… co wcześniej powiedziałaś… – odezwała się niechętnie Dot. – Jeśli tatuś umrze, pierścień Nottingham nie trafi do mnie. Tatuś zmienił swój testament, kiedy uwolniłam Robin Hooda. Nie wydaje mi się, żeby to odwołał. – Zamieniła kolejne liście w czekoladę drżącym palcem. – Skoro Rhian poślubia Sofię, to może już ma pierścień tatusia. Przeze mnie. Dlatego że tatuś nie ufał mi na tyle, by mi go powierzyć. A to znaczy, że przeze mnie tatuś może… może…

Zimne spojrzenie Hester po raz pierwszy złagodniało.

– Sabat tak nie uważa – powiedziała i nakryła dłonią magiczny blask Dot, by go zgasić. – Przypomnij sobie wszystko, co zrobiłyśmy, żeby tu dotrzeć. Każda z nas miała rolę do odegrania. Wilki nie pomogłyby nam, gdybyś nie przekupiła ich czekoladowym śniegiem. Tamten magiczny dywan nie pomógłby nam się przemknąć przez tunele, gdyby Anadil nie zagroziła mu zaklęciem prującym. Nadal żyjemy, Dot. Jesteśmy bardzo blisko Merlina. Nie wiem, co twój tata myślał, kiedy zmieniał testament, ale od tamtej pory na pewno zmienił zdanie. On cię kocha, Dot. Wystarczająco, by sprzymierzyć się z Robin Hoodem, jego własną nemezis, żebyś tylko była bezpieczna. Gdziekolwiek jest, chciałby, żebyś dokończyła naszą misję.

Dot zastanowiła się nad tym, wbijając wzrok w czubki własnych butów, a potem odetchnęła głęboko i wyrzuciła czekoladkę.

– Ale nadal uważam, że wiadomość jest prawdziwa i Sofia wróciła do Rhiana. Tak samo jak kiedyś wróciła do Rafala. Spędziła za dużo czasu z Agatą i Tedrosem, przez co poczuła się zazdrosna i zdesperowana na tyle, żeby pocałować dowolnego chętnego chłopaka, choćby był kłamliwym, morderczym wieprzem.

– Mogłoby być gorzej – zauważyła Hester. – Mogła pocałować Węża.

Dot prychnęła.

Chłodny podmuch sprawił, że wiedźmy ciaśniej owinęły się płaszczami, a magitransmisja w amfiteatrze zadrżała. Hester wyczuła jakiś zapach w wietrze… Coś, co sprawiło, że jej mięśnie stężały, a demon poruszył się niespokojnie.

– Morze – powiedziała, odwracając się do przyjaciółek. – Jest blisko.

Ruszyła przodem. Trzy dziewczyny przemykały po ciemniejącym niebie jak nietoperze, omijając miejsca oświetlone blaskiem odwróconych latarni, które zalśniły na pędach fasoli. Hester poprowadziła swój sabat obok Bańki Borneńskiej. Słyszała teraz donośniej głos Rhiana, słony zapach morza zaś stawał się coraz silniejszy…

– Czekaj! Popatrzcie na jej sukienkę! – wybuchnęła Dot.

– Cśśś! – szepnęła Anadil.

– Sofia nie była tak ubrana podczas koronacji Rhiana – upierała się Dot. – Jesteście pewne, że to powtórka?

Hester stanęła jak wryta.

Podobnie jak Anadil.

Jednocześnie zadarły głowy i zaczęły się przyglądać uważnie odwróconej magitransmisji, na której Rhian przytulał Sofię. Sylwetki króla i księżniczki były półprzejrzyste.

– Obywatele Puszczy, nie spodziewałem się, że taki dzień nadejdzie. Dziś rano dowiedziałem się, iż Japet z Lisiego Jaru, mój brat i wasal, zawiązał z Tedrosem i Agatą spisek mający na celu zrzucenie mnie z tronu – przemówił Rhian. – Sądziłem, że mój brat jest Orłem u boku Lwa. Niestety, okazał się kolejnym Wężem. Jednakże Lew zawsze zwycięża. Kiedy będziecie oglądać tę magitransmisję, Japet będzie się już znajdował w lochach, skąd nigdy nie wyjdzie. Nasza Puszcza jest zagrożona, a ja nie mogę ufać nawet rodzonemu bratu. Będę was chronił w pojedynkę. Będę samotnie gromił wrogów. Będę samotnie stał na straży bezpieczeństwa Puszczy.

– Dot ma rację. To nie jest koronacja – powiedziała Anadil. – To się dzieje… teraz.

– Szuch i pstryk, podły Wąż znikł – wtrąciła Dot. – Przynajmniej jedną rzecz Rhian zrobił dobrze.

Jednakże Hester nadal obserwowała króla. Zwracała uwagę na jego zimny głos, pustkę w jego oczach, tkaninę jego kurtki poruszającą się jak łuski… Stojąca obok niego Sofia uśmiechała się, całkowicie nieobecna, jak kukiełka poruszana na sznurkach. Król przytulił ją mocniej.

– Jednakże zdrajca nie stanie na drodze naszego królestwa do wiecznej sławy – oznajmił. – Straciłem wprawdzie wasala, ale niebawem zyskam królową. Poślubię moją ukochaną zgodnie z wcześniejszymi planami, cała Puszcza zaś obejrzy to dzięki magitransmisji. Obiecuję wam wszystkim, że kiedy Sofię i mnie połączy węzeł małżeński, wszystko na tym świecie stanie się możliwe.

Popatrzył na Sofię, która, wciąż perfekcyjnie uśmiechnięta, odezwała się prosto do źródła magitransmisji.

– Niech żyje Lew! – zawołała. – Niech żyje Jedyny Prawdziwy Król!

Obraz zatrzymał się, a następnie pojawiły się na nim magicznie słowa:

– Widzisz, miałyśmy rację – szepnęła Dot do Anadil. – Sofia wychodzi za Rhiana!

Hester nie odrywała wzroku od znieruchomiałego obrazu króla. Wpatrywała się w czarne dziury jego źrenic, wykrzywiony kącik ust… Powoli przeniosła spojrzenie na Sofię, uwięzioną w jego ramionach, bez cienia blasku w oczach, jakby wiedźma umarła na zawsze…

Nagle Hester znowu to poczuła.

Przytłaczający ją, ostry, mdlący smród.

Psujące się słodycze.

– Wąż to Lew… Lew to Wąż… – powiedziała cicho.

Anadil zmarszczyła brwi.

– Hester?

– O co ci chodzi? – dopytywała się Dot.

Wytatuowana wiedźma popatrzyła na nie, blada jak ściana.

– Świat naprawdę stanął na głowie.

2SOFIADziewczyna bez przeszłości

Sofia nie chciała już zamordować chłopca, którego miała poślubić.

Nie potrafiła także zrozumieć ulotnego wrażenia, że kiedyś w ogóle chciała go zabić. O ile widziała, był przystojny, elokwentny i pewny siebie, jak przystało na króla. Niebawem ona miała stać się jego królową. Najważniejszą pośród królowych.

Inna rzecz, że nie miała zielonego pojęcia, jak do tego doszło. Przeszłość rozmywała się jej, a wspomnienia wyślizgiwały. Każda próba pochwycenia ich kończyła się przeszywającym bólem głowy, jakby w jej mózgu tkwił żelazny kolec. Zaraz potem wracała do rzeczywistości, ból znikał, a ona czuła się jak nowo narodzona. Raz za razem. Próby przypomnienia sobie, dlaczego została pozbawiona przeszłości, wywoływały tylko silniejszy ból, więc wkrótce całkowicie przestała grzebać we wspomnieniach.

Wiedziała jedynie, że obudziła się w tej skromnej białej sukni, a wieczorem miała poślubić króla

Rhiana, Lwa Kamelotu, strażnika Lwiego Pazura i wybawiciela Bezkresnej Puszczy. Nie miała jeszcze okazji spędzić choćby chwili sam na sam z narzeczonym. Spotkali się tylko podczas nagrywania magitransmisji, której treści prawie nie rozumiała… Coś o jego bracie, który zszedł na złą drogę, i o rebeliantach w Puszczy… Na koniec, tak jak polecił, zapewniła świat o swoim oddaniu Lwu, przyszłemu mężowi… Ale nawet tamta krótka chwila wystarczała, by Sofia upewniła się, że kocha go z całego serca. Kiedy siedziała obok niego, wdychała jego mroźny zapach i kąpała się w blasku jego urody, wydawał jej się niemal zbyt doskonały. Po zakończeniu magitransmisji pogładził jej dłoń zimnymi palcami i uśmiechnął się, spoglądając na nią jak wąż.

– Do zobaczenia przy ołtarzu, moja śliczna.

Serce Sofii zadrżało, jakby był jej księciem z baśni.

Każda dziewczyna dałaby się zabić, żeby znaleźć się na jej miejscu. Myślała o tym teraz, pudrując nosek w buduarze królowej i spoglądając w lustro na swoje złote warkocze, upięte w koronę, i falbaniastą suknię, zasłaniającą niemal każdy centymetr skóry. Nie miała pojęcia, skąd się wzięła ta suknia ani kto ją uszył, ale teraz, gdy miała się za chwilę spotkać z dziennikarzami z całej Bezkresnej Puszczy i odpowiadać na ich pytania dotyczące ślubu, żałowała, że suknia nie jest ciut bardziej wytworna… Gdyby tak miała ramiączka zamiast rękawów i jakiś kolorowy akcent w talii…

W tej samej chwili suknia zmieniła się, jakby Sofia mogła jej rozkazywać myślą. Rękawy się zwinęły, tworząc cienkie ramiączka, zaś biodra otoczyła niebieska smuga, która stała się paskiem zrobionym z jedwabnych motyli. Sofia nawet nie mrugnęła. To było dziwne, ale magiczna suknia nie zaskoczyła jej, tak jakby coś podobnego już się kiedyś zdarzyło, tylko nie pamiętała kiedy. Popatrzyła w swoje oczy w lustrze i dostrzegła przelotną iskrę, szmaragdowy błysk jak światełko w tunelu… Jednak zaraz zniknęło, tak samo nagle, jak się pojawiło.

– Prasa już czeka, księżniczko – odezwał się czyjś głos.

Sofia odwróciła się do kapitana straży, stojącego w drzwiach jej sypialni. Jego złota kurtka była poplamiona zaschniętą krwią. Kei – tak się przedstawił, kiedy Sofia się obudziła. Był niezwykle przystojny, z przenikliwymi oczami i kwadratową szczęką, ale jego oczy miały wyraz ponurej udręki, jakby prześladował go jakiś duch.

Kiedy szli do sali balowej, Kei nie odstępował jej na krok. Sofia zauważyła, że rzucał jej spojrzenia, jakby czekał, żeby coś powiedziała. Jakby łączył ich jakiś sekret. Sofia czuła się przez to nieswojo.

Drogę zastąpił im strażnik z rzadkimi włosami i ospowatą twarzą.

– Szefuniu, jakiś leszcz sfajczył mapę z Komnaty Map! Tę pozwalającą wyczaić, gdzie są rebelianci.

Kei zacisnął zęby.

– Może któraś z pokojówek albo kucharek. Potem je przepytam.

– Ale to była mapa króla! Może mu powiem…

– Wracaj na swój posterunek – rozkazał kapitan i poprowadził Sofię dalej.

Sofia nie rozumiała, o co chodzi z tą całą mapą, lecz Kei wyglądał teraz na jeszcze bardziej skwaszonego niż wcześniej.

Zauważył, że Sofia na niego patrzy.

Dopiero teraz wyraz jego twarzy się zmienił, przenikliwe spojrzenie zdawało się świdrować ją na wylot…

– Jesteś tam? – zapytał szeptem.

Sofia popatrzyła w jego wielkie, ciemne oczy… jednak zaraz wyrwała się z transu.

– A niby gdzie mam być? Oczywiście, że jestem tutaj! – skarciła go. – A ty się przestań krzywić i rzucać mi dziwne spojrzenia. Jesteś kapitanem straży. Nowym wasalem króla. Zachowuj się, jak przystało, albo powiem królowi, żeby poszukał kogoś, kto się lepiej do tego nadaje.

Kei zesztywniał, jakby skamieniał.

– Tak jest, księżniczko.

– Doskonale – stwierdziła Sofia. – A tak przy okazji, wyczyść sobie kurtkę. Nie ma powodu, żebyś paradował ze swoją krwią na mundurze, chyba że w pałacu trwa właśnie jakiś przewrót.

– To krew Rhiana – odparł Kei.

– Słucham? – Sofia się zatrzymała.

– To krew Rhiana – powtórzył z naciskiem Kei, znowu rzucając jej świdrujące spojrzenie.

– W takim razie bądź tak dobry i mu ją oddaj – prychnęła Sofia i pomaszerowała przed siebie.

Uśmiechnęła się, a biała sukienka napuszyła się jak ogon pawia.

Rhian byłby z niej dumny.

Już wchodziła w rolę jego królowej.

– Księżniczko Sofio, jak zareagowałaś na uwięzienie królewskiego brata? – zapytała niebieskowłosa reporterka. Na jej identyfikatorze widniał napis „Tygodnik Wzgórz Banialuki”. – Czy masz pewność, że udało się pozbyć z królestwa wszystkich zdrajców?

– Prawie nie znałam brata Rhiana – odparła Sofia, siedząca na tronie na podwyższeniu, pod ogromną lwią głową. – Mam całkowitą pewność, że król Rhian zadba o bezpieczeństwo Kamelotu i całej Puszczy. Jeśli pani pozwoli, jestem tutaj, żeby odpowiadać na pytania dotyczące dzisiejszego ślubu. Inne tematy mnie nie interesują. Pozostałe sprawy znajdują się w gestii króla.

Dziennikarze stłoczeni w Błękitnej Sali Balowej prześcigali się, wykrzykując kolejne pytania: „Księżniczko Sofio!”, „Księżniczko Sofio!”. Sofia tymczasem spojrzała na dwie identyczne kobiety ukryte w cieniu na tyłach sali, bose i odziane w lawendowe szaty. Kobiety skinęły z aprobatą głowami. Miały wysokie czoła, długie nosy i identyczne szerokie uśmiechy, jakby wszystko szło zgodnie z planem. Przedstawiły się wcześniej jako „siostry Mistralki” i udzieliły jej krótkich instrukcji przed wpuszczeniem dziennikarzy. „Odpowiadaj tylko na ich pytania” – powiedziała ta, która nazywała się Alpa. „Wszystko będzie jak trzeba” – dodała druga, przedstawiająca się jako Omeida.

Ponad ogólny gwar wybił się pojedynczy głos.

– Jak skomentuje pani informacje o dowodach na to, że król Rhian wykorzystuje Radę Królestw, by pozbawić mocy Baśniarza? – zapytał dziennikarz z „Wieści z Piekielnego Lasu”. – Z naszych ustaleń wynika, że w ostatnich tygodniach dziewięćdziesiąt dziewięć ze stu królestw założycielskich zniszczyło swoje pierścienie, ich władcy zaś wyrzekli się Baśniarza i przysięgli wierność królowi Rhianowi. Czy król Rhian wierzy w legendę o Jedynym Prawdziwym Królu? Czy pragnie przywłaszczyć sobie moce Baśniarza? Czy właśnie dlatego królestwa palą dla niego swoje pierścienie?

– To oczywiste, że Pióro zawiodło Puszczę – oznajmiła Sofia, a dziennikarze zaczęli błyskawicznie notować. – Baśniarz powinien opowiadać baśnie, które inspirowałyby nas i pozwalały kroczyć w przyszłość. Jednakże obecnie jest on zafiksowany na uczniach Akademii, która stała się niepotrzebnym światu kółkiem wzajemnej adoracji. Dlatego właśnie zrezygnowałam z posady dziekana. Pióro przestało reprezentować zwykłych ludzi. Nadszedł czas, by zastąpił je Człowiek. Król. Ktoś, kto da szansę zdobycia sławy każdemu.

Słowa płynęły z jej ust bez żadnego wysiłku, jakby żyły własnym życiem.

– Ostatni pierścień należy do szeryfa z Nottingham, który zapadł się pod ziemię od czasu ataku podczas egzekucji Tedrosa – powiedział szybko reporter z tabliczką „Nowiny Nottingham”. – Czy są jakieś informacje o miejscu jego pobytu i losach jego pierścienia?

– Nie słyszał pan? Szeryf ma poślubić Robin Hooda – oznajmia wyniośle Sofia.

Dziennikarze się roześmiali.

– Ale czy sama wierzysz w mit o Jedynym Prawdziwym Królu? – dociekała dziennikarka ze „Szczurołapa z Hameln”. – Zgodnie z tą legendą moc Baśniarza zależy od równowagi pomiędzy Człowiekiem a Piórem. Tej równowagi strzegły pierścienie noszone przez naszych władców. Dzięki nim Człowiek i Pióro dzielili się władzą. Oboje mieli równy udział w kreśleniu dalszych losów. Jeśli jednak Człowiek wyrzeknie się Pióra, jeśli wszystkich stu władców spali swoje pierścienie i przysięgnie wierność jednemu królowi… wtedy ta równowaga zostanie zniszczona. Baśniarz straci swoją moc na rzecz nowego króla.

– Cóż, najwyższy czas! – rzuciła Sofia. – Człowiek powinien oddawać cześć Człowiekowi. A nie Pióru.

– Co będzie, jeśli Rhian rzeczywiście zostanie Jedynym Prawdziwym Królem? – naciskała wysłanniczka „Ubogacacza Utakamańskiego”. – Lwi Pazur stanie się nowym Baśniarzem. Piórem króla Rhiana. Dzięki mocom Baśniarza będzie on mógł używać swojego pióra jak miecza przeznaczenia. Będzie mógł zapisać, co tylko zechce, i stanie się to prawdą. Będzie mógł wymazać każdego, kto mu się sprzeciwi. Będzie mógł wymazywać całe królestwa…

– Jedyną rzeczą, jaką król Rhian może wymazać, są natrętni dziennikarze – zażartowała Sofia, mrugając. – Poza tym sami mówicie, że ma tylko dziewięćdziesiąt dziewięć pierścieni. A nie sto.

Dziennikarze znowu się zaśmiali.

– Czego możemy się spodziewać podczas uroczystości ślubnych? – zapytała kobieta z wystającymi zębami, przedstawicielka „Dworskiej Dżumy”.

– Słyszałam, że podczas ślubu Roszpunki wypuszczono w niebo dziesięć tysięcy latarni, Królewna Śnieżka zaś przyjechała na ślub z orszakiem leśnych zwierząt. – Sofia się uśmiechnęła. – Mój będzie bardziej efektowny. – Podniosła się z tronu. – Na tym pozwolę sobie zakończyć…

– Księżniczko Sofio, czy mogę poprosić o jakiś komentarz do faktu, że plądrującymi królestwa bandytami okazali się nie uczniowie Akademii, ale najemnicy opłacani przez króla Rhiana? A także, że te ataki były częścią planu króla Rhiana, by zmusić władców do spalenia pierścieni?

W Błękitnej Sali Balowej zapadła cisza. Tłum dziennikarzy powoli się rozstąpił, odsłaniając nastoletnią dziewczynę z czerwonym lizakiem w ustach. Jej tabliczka była wypisana ręcznie, z serduszkiem nad literą „i”.

– Powiedz Agacie, że ma pozdrowienia od Bettiny. – Dziewczyna się uśmiechnęła.

Sofia poczuła, że rozkaz wypada z jej ust jak strzała:

– Aresztować ją!

Kei wraz z czterema strażnikami skoczył ku Bettinie z obnażonym mieczem…

Dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu, pozostawiając tylko czerwony lizak, który spadł na marmurową posadzkę i roztrzaskał się na kawałki.

Dziennikarze patrzyli na siebie niepewnie. Atmosfera w sali balowej stała się lodowata.

– Najwyraźniej dziennikarze z prasy lokalnej dorabiają teraz jako magicy – roześmiała się Sofia beztrosko. – Zobaczymy, co powie nasza mała czarodziejka, kiedy razem z całą redakcją „Kuriera” zostanie aresztowana za zdradę i rozpowszechnianie kłamstw. A teraz proszę o wybaczenie, muszę się szykować do ślubu.

Sofia wymaszerowała z sali. Kiedy tylko znalazła się na korytarzu, dołączyły do niej dwie siostry Mistralki, które oflankowały ją jak strażniczki i poprowadziły z powrotem do komnat królowej. Sofia z każdym krokiem czuła, że jej ruchy stają się bardziej swobodne, a głowa lżejsza. Poczucie celowości i orientacja znikały. Wszystkie słowa, które powiedziała do dziennikarzy, rozwiewały się jak dym z komina.

Nagle uświadomiła sobie, że nie pamięta, skąd idzie i dokąd się wybiera, tak jakby czas został zresetowany.

Słyszała, jak siostry szepczą między sobą. „Dziennikarze pojawili się w Pucji…”; „…gdzie jest Betna…”; „…ta dziewczyna miała zaklęcie znikające…”; „…ktoś musi im pomagać…”; „…powiedz Japetowi…”.

Sofia czuła, że mózg zaczyna ją mrowić.

Japet… Znam to imię…

Zniknęło jednak we mgle wraz ze wszystkim innym.

Co się ze mną dzieje? – Sofia sięgnęła w głąb siebie w poszukiwaniu jakiegoś punktu zaczepienia. Kim jestem? Co tutaj robię? Dreszcz przeszedł jej po plecach. Coś zaswędziało ją w nosie. Poczuła zapach lawendy… i ogórków… Przez moment widziała wszystko wyraźnie, tak jakby przebiła się przez szmaragdowe światło, które błysnęło w jej oczach… Ponownie dopadł ją przytłaczający ból głowy, ale tym razem Sofia walczyła z nim, czepiała się swoich wspomnień i starała się je wydobyć…

– Ta dziewczyna, Bettina. O co jej chodziło? – zapytała ochryple. – Mówiła, że Rhian zaplanował te ataki… – Ból ogarniał jej zęby i szczękę. Sofia sięgnęła głębiej. – Agata… Powiedziała, że mam pozdrowić Agatę… Rhian wspomniał o niej podczas magitransmisji… Agata… To nie jest buntowniczka! To moja przyjaciółka…

Siostry błyskawicznie uniosły dłonie i poruszyły nimi gwałtownie w powietrzu, jakby dokręcały śrubę.

Ból w głowie Sofii eksplodował tak obezwładniająco, że nogi się pod nią ugięły. Czuła, że zaraz zemdleje.

Mistralki podtrzymały ją i pomogły iść dalej.

– Musisz odpocząć – powiedziała Alpa. – Skoncentruj się na ślubie, skarbie. Kiedy poślubisz króla, twoje zadanie będzie skończone.

– Wtedy będziesz mogła odpoczywać całą wieczność – dodała Omeida.

Siostry wymieniły przebiegłe spojrzenia.

– Skoncentruj się na ślubie – powtórzyła Alpa.

Ślub – pomyślała Sofia.

Potem będę mogła odpocząć.

Skoncentrować się na ślubie.

Kłujący ból osłabł, ogarnęła ją cudowna ulga.

Tak… ślub rozwiąże wszystkie problemy.

3TEDROSPotajemna armia

Tedros i Agata stali pomiędzy dwoma grobami.

Światło zachodzącego słońca odbiło się w pierścieniu na dłoni księcia. Na srebrnej obrączce zalśniły wyryte symbole przypominające te na powierzchni Baśniarza.

– To jest pierścień Kamelotu – stwierdziła oszołomiona Agata. – Twój ojciec nie zostawiłby ci go, gdyby nie należał ci się zgodnie z prawem. To oznacza, że ty jesteś jego następcą, Tedrosie. Tak jak powtarzał ci od urodzenia.

Tedros zamrugał, przyglądając się pierścieniowi. Zaraz jednak skoncentrował się i spojrzał prosto na Agatę.

– W takim razie kto zasiada na tronie?

– Nie jego następca, to pewne – odparła księżniczka w pogniecionej czarnej sukience. – Musimy się dostać do Kamelotu i pokazać ludziom, że zostali oszukani przez Węża. A przy okazji uratować naszą najlepszą przyjaciółkę przed poślubieniem go.

– Zasługuje na to, żeby go poślubić – mruknął Tedros. – Sama się wpakowała w to bagno, kiedy wróciła do Rhiana.

– Żeby nam pomóc…

– Tego nie wiemy.

– Ja to wiem – oznajmiła stanowczo Agata. – Wracamy do Kamelotu. Żeby odzyskać twój tron. Oraz moją przyjaciółkę.

Tedros popatrzył na dwa groby w zagajniku, oznaczone szklanymi krzyżami. Jeden należał do jego ojca, a teraz był rozkopany i pusty. W drugim, ukrytym w cieniu i nietkniętym, spoczywał Chaddick. Przepocona koszula lepiła się Tedrosowi do piersi, spodnie miał pobrudzone ziemią z grobu ojca. Całe ciało go bolało, ale znużenie podróżą i rany odniesione z ręki wroga wydawały się mniej dotkliwe teraz, gdy wiedział, że tata jest po jego stronie. Przybył za głosem serca do Awalonu, kierując się słowami swojego ojca: „Wydobądź mnie”. To one właśnie doprowadziły go tutaj, do grobu króla Artura w sekretnej kryjówce Pani Jeziora. Lecz nie znalazł żadnego ciała. Zamiast tego spotkał duszę swojego ojca, magicznie zachowaną przez Merlina, by Artur mógł po raz ostatni pojawić się przed Tedrosem i przekazać synowi pierścień, który miał go ocalić. A także ocalić Kamelot, ponieważ jak długo Tedros nosił ten pierścień, tak długo Wąż nie mógł zostać Jedynym Prawdziwym Królem. Ten sam Wąż, który zamordował własnego brata, by przywłaszczyć sobie moce Baśniarza. Jednakże nic mu to nie dało. Dzięki temu pierścieniowi ojciec Tedrosa sprawił, że Wąż nigdy nie zajmie miejsca Baśniarza. Że Lwi Pazur nigdy nie zastąpi wolnej woli wolą Japeta. Że Człowiek nigdy nie stanie się Piórem. Dzięki temu pierścieniowi ojciec Tedrosa dał swojemu synowi ostatnią szansę odzyskania tronu.

To była prawdziwa próba koronacyjna.

Książę zauważył, że Agata spogląda niespokojnie w niebo i szura czarnymi buciorami.

– Słońce niedługo zajdzie – powiedziała z niepokojem. – Jak mamy się tam dostać na czas? Musimy się mogryfikować w ptaki… Albo polecieć z pomocą Blaszanego Dzwoneczka i szkolnych wróżek… One czekają na nas razem z twoją matką nad jeziorem…

– Nawet wtedy nie dotrzemy tam przed zachodem słońca – stwierdził Tedros. – To co najmniej pół dnia drogi.

– Może Pani Jeziora zna jakiś sposób…

– Ta sama Pani Jeziora, która straciła swoje moce i omal mnie nie zabiła? Dwa razy. Będziemy mieć szczęście, jeśli w ogóle nas stąd wypuści – powiedział Tedros, na wszelki wypadek rozpalając blask magiczny, żeby móc się obronić. – Wracajmy do mojej matki i poprośmy wróżki, żeby zaniosły nas do Akademii. Potem przygotujemy plan ataku.

– Nie zostawię Sofii samej z Wężem! – krzyknęła Agata, a w jej oczach zalśniły łzy. – Nie obchodzi mnie, jeśli będę musiała sama zmierzyć się ze wszystkimi jego bandziorami. Odzyskam moją najlepszą przyjaciółkę.

Tedros wziął ją za rękę.

– Posłuchaj, wiem, ile Sofia dla ciebie znaczy. Dlatego właśnie poruszę niebo i ziemię, żeby była bezpieczna, nawet jeśli jesteśmy lepszymi wrogami niż przyjaciółmi. Ale nie mamy szans znaleźć się na czas w Kamelocie. Nie da się skurczyć setek mil.

Agata cofnęła rękę.

– Może twoja matka zna jakieś zaklęcie? Albo Hort lub Nikola. Są przecież z nią! Może któreś z nich ma talent przydatny…

– Talentem Horta jest wyskakiwanie z ciuchów. Talentem Nikoli jest przypominanie nam, jaka jest mądra. Natomiast talentem mojej matki jest nieprzydatna mieszanka naiwności i unikania odpowiedzialności. A co z twoim talentem? To ty uratowałaś nas przed tym plującym ogniem wielbłądem.

– Ponieważ usłyszałam jej życzenie, a tego się nie da użyć, żeby teleportować się pół… – Oczy Agaty zalśniły. – Życzenia!

Przebiegła koło Tedrosa.

– Szybko! Zanim będzie za późno!

Książę patrzył, jak Agata lawiruje między drzewami i znika w półmroku zagajnika. Wiedział, że nie powinien zadawać żadnych pytań. Stojąc pomiędzy grobami swojego ojca i rycerza, przygasił blask magiczny, odetchnął głęboko i przywołał resztki sił, jakie pozostały mu w nogach, by pobiec za nią.

Tedros biegł, nasłuchując kroków Agaty na leśnej ziemi i gałęzi trzeszczących pod jej stopami. Ale im bardziej zagłębiał się między dęby, tym lepiej przypominał sobie drogę. Niebawem zobaczył swoją księżniczkę klęczącą na brzegu stawu ukrytego w gęstwinie. Tak jak za pierwszym razem, kiedy tutaj był.

Wtedy to Hort przyprowadził w to miejsce Agatę, gdy ukrywali się przed Rafalem w domu Ginewry i Lancelota. Tedros stał schowany za drzewem i słuchał, jak łasicowaty karci Agatę za to, że nie chce kierować się głosem serca; że jest gotowa poświęcić swoje uczucia do Tedrosa, zamiast o niego walczyć. To uświadomiło Tedrosowi, jak bardzo Agata go potrzebuje i jak bardzo on potrzebuje jej – właśnie wtedy, gdy oboje w to zwątpili. To tutaj, nad tym stawem, niedaleko grobu Artura, została przypieczętowana ich miłość, która nigdy nie miała osłabnąć, niezależnie od całego Zła czyhającego w przyszłości.

Tedros przykucnął koło Agaty. Jego buty zagłębiły się w miękkim mule. Pod ciężkimi gałęziami drzew staw połyskiwał ostatnim poblaskami zachodzącego słońca. Agata spojrzała w błękitne oczy księcia odbijające się w tafli wody.

– Gdzie one są? – zapytał, rozglądając się po powierzchni.

Staw był nieruchomy, jego mieszkanki zniknęły.

Wargi Agaty zadrżały, gdy odbite promienie słońca zaczęły znikać.

– Ale…

Tedros pogładził ją po włosach.

– Wracajmy do reszty.

Jednakże poblask na wodzie zmienił kolor – ze złotego stał się srebrny i zaczął pulsować rytmicznie. Poszczególne iskierki poruszyły się jednocześnie, przemykając po całym stawie niczym podwodne fajerwerki, zanim zaczęły się wynurzać do księcia i księżniczki, coraz bliższe i jaśniejsze. W końcu przebiły powierzchnię – tysiące maleńkich rybek rozchlapujących ogonkami wodę i tworzących świetlną fontannę.

– A jednak nie zniknęły – powiedział Tedros, obserwując rybki życzeń, które tłoczyły się wokół jego księżniczki, jakby dobrze ją znały. – Twoja potajemna armia.

– Jeśli włożę do wody palec, namalują największe życzenie mojego serca – powiedziała z trudem Agata. – A moim życzeniem jest znalezienie sposobu ocalenia Sofii, zanim poślubi Węża. Jeśli taki sposób istnieje, rybki go nam pokażą!

Agata zanurzyła palec w wodzie.

Rybki życzeń błyskawicznie rozpierzchły się i zalśniły najróżniejszymi kolorami, łącząc płetwy w kawałki układanki. Tedros początkowo nie miał pojęcia, co takiego widzi, ponieważ rybki błyskawicznie zmieniały odcienie i położenie, jakby nadal zastanawiały się nad życzeniem Agaty. Stopniowo jednak zaczęły się decydować na swoje kolory, a ich gładkie jak jedwab łuski utworzyły obraz…

Królewskie ogrody lśniły w blasku zachodzącego słońca, a na tle różowo-purpurowego nieba rysowała się sylwetka Kamelotu. Tłum, złożony z eleganckich ludzi i innych mieszkańców Puszczy, przypatrywał się z najwyższą uwagą czemuś, czego ani Tedros, ani Agata nie mogli dostrzec, ponieważ zasłaniała to stłoczona ciżba. Ale na obrazie było coś jeszcze – widoczne na pierwszym planie i odcinające się wyraźnie. Nad tłumem unosiły się dwie wodne bańki rozmiarów kryształowej kuli, wewnątrz każdej z nich znajdowała się miniaturowa sylwetka.

– To jesteśmy my – stwierdziła Agata, przyglądając się bańkom.

– To nie jesteśmy my – zaprotestował Tedros. – My jesteśmy pełnowymiarowi, żyjemy na lądzie i oddychamy powietrzem.

Agata odwróciła się do niego. Kiedy jej koncentracja osłabła, zaklęcie prysnęło – rybki rozproszyły się, a z ich łusek zniknęły kolory.

– Chociaż nieszczególnie mnie to dziwi. Kiedy po raz pierwszy po śmierci taty spróbowałem użyć rybek życzeń, pokazały mnie płaczącego w ramionach Lancelota. Tego samego Lancelota, który zniszczył mojego ojca – oznajmił Tedros. – Rybki życzeń są obłąkane.

– Albo też twoje serce pragnęło nowego ojca, Lancelot zaś był najbliższą osobą, jaką wówczas miałeś – zauważyła Agata. – Rybki życzeń nie są obłąkane. Ten obraz coś oznacza. Pokazuje, w jaki sposób dotrzemy do Sofii.

– Lewitując w pomniejszających wodnych bańkach? – odparował książę. – Poza tym nigdy w życiu nie chciałbym się tulić do Lancelota…

Ale Agata już na niego nie patrzyła. Przyglądała się rybkom, które ułożyły się w idealnie białą strzałkę, wskazującą bezpośrednio, bez cienia wątpliwości… na Tedrosa.

– Twoja kolej – powiedziała Agata.

Tedros się skrzywił.

– Zobaczysz, zaraz pokażą, jak razem z Wężem piekę ciasteczka.

Wsadził palec do wody.

Nic się nie stało.

Rybki stłoczyły się ciaśniej, a strzałka nadal wskazywała dłoń Tedrosa.

– Mówiłem, że te rybki są pomylone – prychnął Tedros.

– Nie ten palec – odparła Agata. – Popatrz.

Rybki życzeń wskazywały inny palec dłoni Tedrosa.

Ten, na którym nosił pierścień króla Artura.

Serce Tedrosa zabiło szybciej.

Bez słowa zanurzył dłoń w ciepłej wodzie, która obmyła zimny, grawerowany metal…

W stawie wybuchł rozbłysk światła.

Książę i księżniczka popatrzyli na siebie.

– Co to było? – zapytał Tedros.

Rybki tworzyły teraz stłoczoną ławicę, wirowały wokół pierścienia i starały się go ucałować swoimi maleńkimi pyszczkami. Z każdym pocałunkiem rybka jaśniała, jakby udało jej się pozyskać sekretne moce. Już po chwili pulsowały niczym gwiazdy w ciemności, coraz szybciej i szybciej, jakby moce potęgowały się, napełniając ich ciałka tajemniczą energią. Tedros czekał, aż się rozproszą, by namalować jego życzenie, tak jak zrobiły to dla Agaty, ale rybki tłoczyły się coraz ciaśniej, chaotyczną mokrą masą, która kleiła się do jego pierścienia. Powoli przesunęły się na jego dłoń… potem na nadgarstek…

– Chwila! – zachrypiał i chciał cofnąć rękę, ale Agata go przytrzymała.

Rybki wyskakiwały ze stawu, oblepiając jego łokieć, biceps, ramię…

– Puszczaj! – wrzasnął, szarpiąc się z Agatą.

– Zaufaj mi – powiedziała uspokajająco.

Stłoczona ławica dotarła na jego obojczyk… do gardła… na policzek… Ciałka rybek stały się przezroczyste jak szkło, aż widać było przez nie pulsujące serduszka. Nagle wszystkie rybki jednocześnie zaczęły puchnąć. Nadymały się jak baloniki, tworząc przezroczystą, żelatynową bańkę, która zaczęła się rozrastać we wszystkich kierunkach i napierać na twarz Tedrosa.

– Ratunku! – krzyknął, ale ciepła, śliska bańka wchłonęła jego usta, nos i oczy. Zaczął się dusić od słonego zapachu. Czuł oplatające go ramiona Agaty, ale nie widział jej. Nie widział niczego. Zamknął oczy, chociaż całe rzęsy miał w drażniących łuskach, i oddychał płytko, połykając ostatnie hausty powietrza…

Aż nagle wszystko znikło. Wrażenie ucisku. Zapach. Tak jakby jego głowa oddzieliła się od ciała. Książę otworzył oczy i zobaczył, że znajduje się wewnątrz utworzonej przez rybki bańki unoszącej się nad powierzchnią stawu.

Wraz z nim w tej bańce była Agata.

– Tak jak mówiłam. – Uśmiechnęła się. – Zaufaj mi.

Zaraz potem zaczęła się kurczyć, podobnie jak książę. Ich ciała malały, centymetr po centymetrze, aż do rozmiarów kubka do kawy. Także bańka zmniejszyła się, tworząc wodnistą sferę na tyle dużą, by ich pomieścić.

Tedros spojrzał na swoje spodnie.

– Lepiej, żeby to tak nie zostało.

Bańka błyskawicznie rozpękła się na dwie połowy, które natychmiast się zasklepiły, zamykając księcia i księżniczkę w oddzielnych sferach.

– Agato? – zawołał Tedros, ale jego głos odbił się od płynnych ścian.

Widział, że maleńka księżniczka woła coś do niego. Jej wargi się poruszały, lecz on usłyszał tylko stłumiony pisk.

Promienie światła załamywały się na bańkach. Powierzchnia stawu otworzyła się jak portal, odsłaniając znajomy zamek i różowopurpurowe niebo… To była scena z obrazu rybek życzeń, teraz już prawdziwa…

– Zaufaj mi!

Tedros popatrzył na Agatę szeroko otwartymi oczami…

Nie zdążył nawet wrzasnąć. Dwie bańki wpadły w portal z prędkością kul wystrzelonych z armaty i zniknęły w blasku odległego słońca.

4BAŚNIARZOłtarz i graal

Pióro spisujące baśnie jest tylko opowiadaczem, który nie powinien się znajdować wewnątrz historii. Nie powinno być postacią, bronią ani nagrodą. Nie powinno się stawać lwem, być prześladowane ani w ogóle zaprzątać niczyich myśli. Pióro musi być niewidzialne, pracować w ciszy i pokorze, bez żadnych uprzedzeń i przekonań, jak wszystkowidzące oko pragnące tylko śledzić rozwój opowieści do samego końca.

A jednak obecnie wszystkie świętości zostały zszargane.

Pióro znajduje się pod naporem ataków.

Mój duch osłabł, moje moce zanikają.

Muszę opowiadać własną historię lub ryzykować, że Człowiek wymaże ją na zawsze.

Człowiek, który od tysięcy lat ufał moim mocom… teraz przybywa, by mi je odebrać.

Było jasne, że ceremonia zaślubin odbędzie się w ogrodach, lecz nikt nie wiedział, gdzie dokładnie. Nie było bowiem żadnej sceny, ołtarza, kapłana ani też śladu pana młodego czy panny młodej. Jednakże w miarę jak słońce zniżało się nad horyzontem, strażnicy wpuszczali kolejnych gości: mężczyzn, kobiety, dzieci, krasnoludy, trolle, elfy, ogry, wróżki, gobliny, nimfy i innych mieszkańców Puszczy. Wszyscy byli wystrojeni w najlepsze ubrania i tłoczyli się w bramie zamku Kamelot.

Po śmierci króla Artura ogrody zaniedbano, jednakże nowy król przywrócił je do dawnej świetności i przemienił w rozległe oazy koloru i zapachu. Stłoczona ciżba gości wypełniała polany w Oranżerii, alejki Dolnego Ogrodu i trawniki Rozarium. W samym środku tych sektorów znajdowała się podłużna Lustrzana Sadzawka, ozdobiona marmurowym posągiem króla Rhiana wbijającego Eskalibura w szyję zamaskowanego Węża. Zabłocone buty deptały trawę i tratowały wierzbowe pędy; nieposłuszne dzieciaki łamały gałęzie i pożerały kwiaty bzu; rodzina olbrzymów złamała drzewko pomarańczowe. Mimo to strażnicy nadal wpuszczali gości, nawet wtedy, gdy słońce w połowie i w trzech czwartych schowało się za horyzontem, a powietrze wypełniał tylko zapach spoconych ciał.

– Czy to się nigdy nie skończy? – burknęła cesarzowa Pucji, zadzierając wysoko nos. Ludzie tłoczyli się obok, omal nie wpychając jej wraz z płaszczem z gęsiego puchu do Lustrzanej Sadzawki. – Puccy rzeźnicy, młynarze i pokojówki są traktowani tak samo, jak ich cesarzowa! Władcy zawszańskich i nigdziarskich królestw zostali wmieszani w tłum i pozostawieni samym sobie! Po tym wszystkim, co zrobiliśmy dla króla Rhiana! Po tym, jak dla niego spaliliśmy nasze pierścienie! Kto słyszał, żeby na ślub królewski wpuszczać pospólstwo!

– Właśnie to pospólstwo uczyniło go królem – zauważyła maharani Mahadewy, obserwując górskiego trolla, który sikał w tulipany. – Teraz, gdy spaliliśmy pierścienie, nasz głos nie jest ważniejszy od ich głosów.

– Spaliliśmy pierścienie, by ocalić nasze królestwa. By zapewnić im królewską ochronę – nie zgodziła się z nią cesarzowa Pucji. – Twój zamek został napadnięty tak samo jak mój. Twoi synowie mogli zginąć, gdybyś nie zniszczyła pierścienia. Teraz twoja kraina jest bezpieczna.

– Czy na pewno? Czy możemy uważać się za chronionych, gdy Rada Królestw nie ma prawa sprzeciwu wobec decyzji króla? – przypomniała maharani. – Króla, który według moich doradców pragnie zdobyć moce Baśniarza?

– Ten cały „Jedyny Prawdziwy Król” to bajka rozpowszechniana przez ród Saderów. Ale nawet gdyby w ich bredzeniu było ziarno prawdy, ty akurat powinnaś być z tego zadowolona. Baśniarz niczego nie zrobił dla Złych królestw, takich jak twoje, ani dla zamieszkujących Puszczę nigdziarzy. Gdyby Rhian miał moce Baśniarza, mógłby przynieść Złu wiele dobrego. – Cesarzowa się wyprostowała. – Król Rhian będzie godnym władcą obu stron. Będzie nas słuchać, niezależnie od tego, czy mamy pierścienie. Zawsze będzie nas traktować priorytetowo…

Coś trafiło ją w twarz. Cesarzowa podniosła głowę i zobaczyła pucołowatego chłopca wysoko na schodach, bombardującego ludzi agrestem.

– Tak jak zrobił to dzisiaj? – zapytała niewinnie maharani.

Cesarzowa zamilkła.

Agrestowy chłopiec dostał w ucho od swojej dziekan, która pociągnęła go do reszty uczniów przybyłych wraz z nią z Lisiego Jaru.

– Zachowuj się, Ardźunie! Bo powiem królowi Rhianowi, żeby wrzucił cię do lochu razem ze swoim bratem! – skarciła go dziekan Brunhilda, odbierając mu amunicję. – A zapewniam cię, że nie przeżyłbyś nawet pół sekundy w celi z RJ-em. W tym chłopaku nie ma nawet grama Dobra.

– Myślałem, że brat Rhiana nazywa się Japet – wtrącił Ardźun.

– Nawet to imię jest Złe – mruknęła dziekan. – Zawsze nazywałam go po prostu RJ. Przyjechał do Domu Arbed, ponieważ, podobnie jak ty, nie potrafił dojść do porozumienia ze swoją matką. Starałam się uczynić go Dobrym. Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy. Nawet jego brat uważał, że da się go naprostować. Ale ostatecznie Rhian najwidoczniej doszedł do tych samych wniosków co ja. Nie każde Zło daje się naprawić.

– Nie mogę uwierzyć, że tu jesteśmy. Na królewskim ślubie! – odezwał się starszy chłopiec z podkrążonymi oczami. – Dzieciak taki jak my został królem!

– I żeni się z taką śliczną dziewczyną jak Sofia – dodał łysy chłopak, którego ramiona pokrywał złuszczony łupież. – Nie zapominaj o tym, Emilio. Z takiego powodu sam chciałbym zostać królem.

– Pani dziekan, czy ja kiedyś będę mógł zostać królem? – zapytał Ardźun. – Albo przynajmniej księciem?

– Czemu by nie? – odparła dziekan Brunhilda. – Wiele się teraz zmieniło. Zazwyczaj na królewski ślub nie wpuszczano zwykłych obywateli, ale król Rhian poważa każdą istotę. Dobrych i Złych, chłopców i dziewczęta, młodych i starych. Kiedy on będzie królem, każdy z was ma szansę zdobyć sławę. Osobiście go kształciłam, tak jak teraz kształcę was.

– Czy będziemy mogli się spotkać z królem Rhianem? Czy dostanę jego autograf? – dopytywał Emilio.

– Chcę go poznać! – wtrącił inny chłopiec.

– Ja też! Ja też! – zawołała reszta grupy.

Dziekan się zarumieniła.

– Jestem pewna, że Rhian ciepło mnie wspomina… Jorgenie! Przestań podszczypywać wróżki!

Tymczasem Ardźun wyciągnął z kieszeni ostatnie owoce agrestu i zamierzył się nimi znad balustrady.

– Przestań! – syknął Emilio.

– Ale jeśli trafię w te bańki do magitransmisji, które się tu unoszą, to zobaczą mnie wszyscy widzowie w innych królestwach! – powiedział Ardźun. – Będę sławny! Zupełnie jak król!

– O jakich bańkach ty mówisz? – zdziwił się Emilio. – Magitransmisja jest rejestrowana przez magiczną barierę nad ogrodem. To ta różowa mgiełka w górze. To właśnie ona udostępnia ten widok całej Puszczy.

– No to co to jest? – zapytał Ardźun, wskazując w dół.

Emilio zmrużył oczy, by przyjrzeć się wodnej bańce unoszącej się pomiędzy ludźmi w tłumie, prawie przy samej lustrzanej sadzawce…

Ale ostatnie promienie słońca właśnie zgasły, a bańka zniknęła w białej mgiełce.

W miarę jak zapadał zmierzch, mgła stawała się coraz gęstsza i kołysała się nad wodą jak fale w kolorze śniegu. Po drugiej stronie sadzawki Kei rozstawiał na pozycjach strażników Kamelotu. Uzbrojone sylwetki odcinały się na tle mgły. Na schodach za nimi stały Alpa i Omeida, dwie siostry Mistralki, ukryte pod kapturami i wmieszane w tłum. Nie odrywały wzroku od posągu Rhiana i mamrotały jednocześnie tę samą inkantację. Jak na komendę posąg zamigotał złotym blaskiem, który rozjaśnił rzeźbioną twarz króla i miażdżonego przez niego Węża. Mgła nad Lustrzaną Sadzawką rozwiała się, odsłaniając powierzchnię wody pokrytą magicznym lodem zasypanym płatkami błękitnych i złotych róż. Cała sadzawka stała się teraz sceną.

Zabrzmiała delikatna muzyka grana w dziwnym rytmie – melodia marsza weselnego przypominała raczej pogrzebowe requiem.

W tafli lodu odbiło się jakieś poruszenie.

Goście weselni podnieśli głowy.

Niebo rozświetliło się konstelacjami. Jak okiem sięgnąć powtarzały się złote lwy, zmieniające pozę z każdym mrugnięciem gwiazd. Na tle tych niebiańskich wzorów pojawiły się jeszcze dwie gwiazdy: panna młoda i król spływali w dół na skrzydłach tysięcy białych motyli, które tworzyły także suknię ślubną. Sofia miała szklane pantofelki, rubinowy naszyjnik i twarz zasłoniętą cienkim welonem. Pan młody miał biały futrzany płaszcz, ściągnięty pasem ze złotych lwów. U jego boku lśniła pochwa Eskalibura, a na głowie spoczywała korona Kamelotu. Był świetnym królem Rhianem – chłopcem o krótko przystrzyżonych miedzianych włosach, bursztynowej opaleniźnie i morskozielonym spojrzeniu…

Ale my znamy prawdę.

„Rhian” odgrywał tylko rolę swojego brata. Jego nieposłuszne włosy zostały krótko przycięte, skóra pomalowana na ciemniejszy odcień, a oczy zabarwione magią. Także panna młoda wydawała się tylko grać swoją rolę, gdy z nieobecnym uśmiechem obejmowała go tak samo, jak dawniej obejmowała innego chłopca, którego zamierzała poślubić – młodego Dyrektora Akademii z włosami barwy szronu. Była wtedy przekonana, że kocha go z całego serca. Teraz jednak w jej szeroko otwartych oczach nie było ani cienia miłości. Nie było niczego poza odbiciem pana młodego, zadowolonego z pustki jej spojrzenia.

Młoda para spłynęła w dół koło posągu. „Rhian” ściskał Sofię równie mocno, jak kamienny Rhian ściskał Węża. Zbliżyli się do ziemi, skąpani w świetle bijącym od posągu. Cała Puszcza nie odrywała od nich wzroku. Król pochylił się nad swoją narzeczoną, położył dłoń na jej szyi i przyciągnął jej usta do siebie. W tłumie zapadła cisza, kiedy ją pocałował, jakby czas się na chwilę zatrzymał. Gdyby ktoś mógł spojrzeć z bliska, tak jak ja, zauważyłby chłód na policzkach Sofii… Drżenie jej nóg… Sztywność warg pana młodego, w którym dotyk panny młodej budził obrzydzenie…

Ich stopy dotknęły zamarzniętej sadzawki.

Tłum nadal zachowywał ciszę.

Posąg króla Rhiana zadrżał i się poruszył. Lód na brzegach sadzawki zaczął pękać, jego odłamki strzelały w niebo, a szklista scena wibrowała pod stopami młodej pary. Nagle posąg Rhiana uniósł się, zabierając ze sobą Lustrzaną Sadzawkę. Cały zamrożony staw wznosił się w powietrze, coraz wyżej i wyżej, aż sylwetki panny młodej i pana młodego, zawieszone wysoko nad ogrodami, zaczęły przypominać figurki na torcie weselnym.

Rozległy się wiwaty, zebrani przestali powstrzymywać entuzjazm.

Rozpoczął się królewski ślub.

Unosząca się magitransmisyjna bariera lśniła, uwieczniając każdy moment i przekazując go całej Puszczy. Jeśliby się dobrze przysłuchać, dałoby się usłyszeć wiwaty z odległych królestw, niesione wiatrem…

„Rhian” odwrócił się od panny młodej, a pod jego peleryną, tam, gdzie powinno być serce, zapulsował złoty błysk. Król sięgnął za pazuchę i wyjął świetlisty kokon. Tylko ja wiem, co skrywało się wewnątrz: czarny scim udający Lwi Pazur, królewskie pióro, mojego tak zwanego rywala. Teraz uniosło się ono znad dłoni króla w kuli światła, zaostrzone z obu stron i złote jak słońce, i wzbiło się w nocne niebo.

Z jego czubka posypał się migotliwy pył w kolorze najczystszego złota i ułożył się w zarysy rozkosznych szczeniaczków, zakochanych gołąbków i serc przeszytych strzałą. Dzieci w tłumie podskakiwały, wyciągały rączki, jakby chciały dotknąć tych romantycznych arabesek, zanim osypały się z nieba, a złoty pył osiadał na ich włosach. Także Sofia przycisnęła dłonie do piersi, jakby była zachwycona widokiem takiego niewinnego szczęścia. (To chyba stanowiło najbardziej oczywisty dowód na to, że ta Sofia była równie nieprawdziwa, jak jej pan młody).

Tymczasem „Rhian” zaczął przemawiać z podniebnej sceny.

– Baśniarz stał na straży równowagi w Puszczy. Wierzyliśmy, że Pióro będzie opowiadać nasze historie i prowadzić nasz świat w przyszłość. Aż w końcu pokazało wam prawdziwie „szczęśliwe zakończenie”. „Króla” Tedrosa. Czy może, jak zapewne wiecie: Tedrosa tchórza, oszusta, węża. On nie jest żadnym królem, niezależnie od tego, co powie tamto Pióro. Odczuliście tę prawdę na własnej skórze. Ale tak właśnie się dzieje, jeśli oddamy Baśniarzowi władzę absolutną. Przeznaczenie sprawia, że stajemy się bezbronni i tracimy kontrolę nad własnym życiem. Przeznaczenie prowadzi nas do fałszywych bożków. Ale Baśniarz nie odpowiada już za naszą przyszłość, podobnie jak wola przeznaczenia. To wola Człowieka będzie kreślić przyszłość. Wola Człowieka przyniesie nam wszystkim sławę. Dzisiaj Człowiek stanie się Piórem. Moim piórem. Będę pisać opowieści o przyszłości. Będę nagradzać tych, którzy zasługują na nagrodę, i karać tych, którzy zasłużą na karę. Ta moc należy teraz do mnie. Ta moc należy teraz do wszystkich ludzi.

Tłum ryknął ogłuszająco, a Lwi Pazur wzniósł się jeszcze wyżej, jaśniejszy od Gwiazdy Polarnej. Sofia także klaskała, choć w jej oczach nie było nawet cienia zrozumienia.

Król przytulił ją mocniej.

– Ale Baśniarz pozostaje zagrożeniem tak długo, jak długo istnieje. Jeśli mu na to pozwolimy, sprowadzi nas znowu na manowce. Pokaże nam więcej Tedrosów, więcej istot podobnych sobie. Dlatego nie wystarczy, że się go wyrzekniemy… Musimy go zniszczyć. Wszystkie królestwa z wyjątkiem jednego wyparły się dawnego Pióra. Wszystkie, z wyjątkiem jednej, krainy założycielskie zerwały z nim swoją więź. Dzisiaj, jako wstęp do naszego ślubu, tę więź zerwie ostatnie królestwo. Setna kraina spali swój pierścień, odbierając Baśniarzowi moce i przekazując los ludzi w moje ręce. Dzisiaj zyskacie nie tylko nową królową. – Jego spojrzenie przeszyło ciemność. – Dzisiaj narodzi się Jedyny Prawdziwy Król.

Ze szpica Lwiego Pazura wytrysnął płomień. Kula błękitnego ognia przez chwilę unosiła się wysoko w ciemności, a potem śmignęła w dół, przemknęła koło rozentuzjazmowanych gości i zatrzymała się przed jednym ze strażników Kamelotu. Stojący obok Keia żołnierz zrobił krok do przodu, a blask ognia oświetlił zmarszczki wokół jego chciwych oczek oraz brudne włosy wysuwające się spod hełmu. Uważny Czytelnik natychmiast go rozpozna: to nie był żaden strażnik, tylko Bertie, dawniej pomagier szeryfa z Nottingham, a obecnie powiernik jego pierścienia. Ten właśnie pierścień trzymał teraz w dłoni, na czarnej poduszeczce. W rzeźbionej stali odbijały się migoczące płomienie.

Nawet z takiej odległości czuję ich żar.

Tłum stopniowo zaczął się uciszać. Zebrani wyczuwali, jak ważna jest to chwila, zdawali sobie teraz sprawę, że oni także przysięgli wierność Człowiekowi, a nie mnie. Sofia wydaje się odrobinę przytomniejsza, jakby gdzieś w jej głębi błysk przeszłości poruszył wspomnienia.

– Oto ostatni okruch mocy Baśniarza – oznajmił król, nie odrywając wzroku od pierścienia Bertiego. – Ostatnia nić łącząca Człowieka i Pióro.

Bertie zrobił krok do przodu, wpatrzony w króla.

„Rhian” skinął głową.

Moja dusza, uwięziona w twardym kształcie, zapłakała…

Dawny przyjaciel szeryfa otworzył dłoń. Pierścień Nottingham wpadł w płomienie.

Trzask! Syk! Świst!

Pierścień przestał istnieć.

Pozostał ze mnie tylko szept.

Po raz pierwszy twarz króla złagodniała, władcza maska zaczęła opadać, tak jakby on także czerpał z głębi swoich wspomnień.

– Przysięgam, że moim Piórem spiszę historię tej Puszczy taką, jaka powinna być. Dam wszystkim waszym baśniom zakończenia, na jakie zasługują. – Popatrzył na stojącą w tłumie dziekan Brunhildę. – Także mojej baśni.

Dziekan popatrzyła prosto w oczy „Rhiana” i zimny dreszcz przeszedł ją po plecach. Przyjrzała mu się uważniej…

– On panią widzi! – wybuchnął Ardźun, czepiając się jej. – Rhian panią pamięta!

Kiedy dziekan znowu popatrzyła na króla, on odzyskał już opanowanie i spoglądał na swoją narzeczoną.

– Nie zostało więcej pierścieni do spalenia. Nie zostało więcej przysiąg do złożenia – powiedział, dotykając policzka Sofii. – Z wyjątkiem jednej.

Powoli podniósł głowę.

Z czubeczka Lwiego Pazura wypłynęły dwie złote obrączki.

Jedna opadła na dłoń króla.

Druga na dłoń panny młodej.

Lwi Pazur zalśnił jaśniej na niebie. Był świadkiem tej chwili, a jednocześnie ołtarzem i graalem.

– Tym pierścieniem poślubiam ciebie – powiedział król do Sofii.

Wsunął obrączkę na jej palec.

Moce, jakie mi jeszcze pozostały, zaczęły się wyczerpywać. Moje słowa na kartach stawały się coraz bledsze, jakby nie miały przetrzymać kolejnego ciosu.

Sofia wpatrywała się w jego oczy.

– Tym pierścieniem poślubiam ciebie – powtórzyła.

Bez cienia wahania wsunęła obrączkę na jego palec.

– A zatem mocą Pióra, Pióra należącego do Człowieka, wzywam Lwi Pazur, by przypieczętował to małżeństwo – oznajmił chłopiec, spoglądając w niebo. – Niech ukoronuje Sofię jako moją królową. Niech ogłosi mnie, Rhiana z Kamelotu, Jedynym Prawdziwym Królem tej Puszczy!

Lwi Pazur świecił coraz jaśniej, napełniając się całą mocą, jaką mi odebrano. Nagle ożył i stał się mną – moje skradzione moce znalazły się w dłoniach nowego króla. Na tle nocnego nieba pióro nakreśliło koronę dla królowej, pięć wysadzanych klejnotami łuków zwieńczonych fleur-de-lis…

Korona stała się rzeczywista, zalśniła oślepiająco brylantami, tak jakby ziściła się dzięki królewskiemu życzeniu, i opadła na głowę Sofii. Sofia dotknęła jej, a olśniewające klejnoty rzuciły odblaski na jej dłonie. Obok przemknęła dziwna świetlista bańka. Sofia obejrzała się za nią, ale zaraz potem przypomniała sobie, na czym powinna się skoncentrować: na tłumie skandującym jej imię… Na jej niemal przypieczętowanym ślubie z królem…

Król natomiast koncentrował uwagę tylko na piórze, ożywionym dzięki mocy setki płomieni. W jego oczach zalśnił triumf.

Pierścienie zostały zniszczone.

Królowa została ukoronowana.

Przepowiednia się dopełniła.

Uniósł ręce, by pochwycić Lwi Pazur – Pióro, dla którego plądrował, zdradzał i mordował; Pióro, które mogło teraz spełnić jego najgłębsze życzenie. Ujął w dłoń ciepłe złoto, przywłaszczając sobie jego moce i nieśmiertelność.

Okrzyk triumfu wyrwał się z jego gardła i odbił echem od sklepienia niebieskiego…

Światło pióra nagle zgasło, metal w dłoni króla stał się zimny.

Z głowy Sofii zniknęła korona.

Podobnie jak korona z głowy króla.

Zniknęły także ich ślubne obrączki.

Zgromadzony w ogrodach tłum patrzył na to w oszołomieniu.

Wyrwana z transu Sofia spojrzała na swojego narzeczonego.

„Rhian” zastygł bez ruchu, zaciskając zęby.

W swojej wieży w Akademii poczułem eksplozję gorąca, która rozjaśniła moją stal.

Widzicie – został jeszcze jeden pierścień.

Pierścień, który udaremnił całkowite przekazanie moich mocy. Pierścień, o którego istnieniu król nie miał pojęcia.

Który teraz znajdował się bliżej, niż on mógłby przypuszczać.

Ostatni łabędź na mojej stali zamachał skrzydłami, mocniej i mocniej, jakby chciał sam wystarczyć za wszystkie te łabędzie, które zniknęły, za wszystkie te królestwa, które zniszczyły swoje pierścienie.

Srebrna błyskawica zalśniła nad zamkiem Kamelot i przeszyła posąg Rhiana, a zamrożona scena runęła w dół. Ludzie w tłumie z wrzaskiem rzucili się do ucieczki…

Lodowa tafla roztrzaskała się na ziemi, panna młoda i pan młody polecieli w przeciwnych kierunkach pośród brył lodu, które spadły na zgromadzonych gości.

– Uważaj! – krzyknął Kei, przewracając Sofię na ziemię.

Tuż koło niej runęły pozostałości posągu Rhiana, tworząc kupę gruzu.

W ogrodach, przesyconych zapachem ognia i lodu, zapadła cisza.

Dorośli, dzieci i wszelkie istoty wyłaniali się ze swoich kryjówek.

Kei podniósł głowę. Sofia kuliła się pod nim, a w jej oczach widać było pustkę kogoś, kto nie wie, gdzie się znajduje ani kim jest. Dostrzegła króla leżącego na brzuchu koło zniszczonego posągu i zaciskającego dłoń na Lwim Pazurze. Ożywiła się na widok „Rhiana”…

Ale oto przypięty do królewskiego pasa Eskalibur wyskoczył z pochwy i wzniósł się wysoko ponad zamek. Czubek miecza zalśnił jak czubek pióra, a potem spadł na gruzy pozostałe z posągu. Wbił się ostrzem w sam ich szczyt, a jego rękojeść sterczała teraz dumnie i prosto niczym krzyż na grobie.

Rękojeść otworzyła się magicznie, a z jej wnętrza wyfrunął zwój. Na oczach króla, księżniczki i zaszokowanego tłumu pergamin rozwinął się w powietrzu, odsłaniając wyblakłe słowa i pieczęć Kamelotu.

Blask księżyca oświetlił królewski dekret.

Znikąd rozbrzmiał głos króla Artura.

Pierwsza próba zakończona.

Miecz wydobyty z kamienia.

Ogłoszono nowego króla.

Ale dwóch sięga po koronę.

Miecz znowu tkwi w kamieniu,

gdyż tylko jeden jest prawdziwym królem.

Który?

Widziałem wiele ścieżek przyszłości…

Zatem z mojej woli koronacja się nie odbędzie

aż do zakończenia Turnieju.

Oto Turniej Królów.

Trzy wyzwania.

Trzy odpowiedzi do znalezienia.

Wyścig do linii mety.

Ostatnia próba koronacyjna.

Eskalibur ukoronuje zwycięzcę

i zetnie głowę przegranemu.

Pierwsze wyzwanie się zbliża. Szykujcie się…

Karta rozpadła się i rozsypała jak piasek na wietrze. Rękojeść arturiańskiego miecza zasklepiła się, pozostawiając Eskalibura w blasku księżyca na szczycie kamiennego kopca.

To był nowy ołtarz.

Nowy graal.

Przez chwilę panowała kompletna cisza. Zgromadzeni w ogrodach patrzyli po sobie. Uczniowie Domu Arbed spoglądali na swoją dziekan, ale ona nie wiedziała, co ma im powiedzieć. Podobnie zaniemówili władcy puszczańskich królestw – cesarzowa Pucji, maharani Mahadewy, królowa Radosnej Łąki, królowie Lisiego Jaru, Dziewiczej Doliny i Krwawego Strumienia, a także pozostali. Rozproszeni na zasłanych odłamkami lodu trawnikach, zastanawiali się nad tym, co właśnie usłyszeli. Nawet nieobecne spojrzenie Sofii odrobinę się zmieniło, jej oczy się zwęziły, jej dusza była coraz bliżej wydostania się z więzienia…

Teraz jednak wszyscy zobaczyli sylwetkę podnoszącą się z ruin i wspinającą na kamienny kopiec – króla, bez korony i pomazanego błotem, z zimnym Lwim Pazurem w dłoni i intensywnie czerwonymi policzkami. Postawił gwałtownie stopę na najwyższym kamieniu, chwycił jedną ręką Eskalibura i szarpnął z całej siły.

Miecz ani drgnął.

Król schował Lwi Pazur pod futrzany płaszcz i znowu szarpnął miecz, tym razem oburącz, ale z tym samym efektem. Na czoło wystąpił mu pot. Podniósł oczy do nieba, z którego rozległ się wcześniej głos króla Artura.

– Dwóch królów? – zakrzyknął drwiąco. – Co to za podłe sztuczki? To ja wyciągnąłem Eskalibura z kamienia. Ja jestem królem! Kto jeszcze ośmiela się rościć prawa do tej korony?

Wodna kula uderzyła w niego, a zaraz potem zrobiła to druga i zrzuciła go z kamienia. Obie bańki rozszerzyły się, znajdujące się wewnątrz sylwetki urosły do pełnej wysokości, a potem wyciągnęły ręce, by przedrzeć się przez wodne ściany i wydostać na zewnątrz. Tedros wszedł na szczyt kamiennego pagórka, w mokrej koszuli oblepiającej jego mięśnie i ze swoją księżniczką u boku.

– Ja – oznajmił. – A jedyną sztuczką jest ta, dzięki której ten miecz w ogóle trafił w ręce Węża.

Syn Artura uniósł rękę, a srebrny pierścień zalśnił w blasku księżycowych promieni.

– Ostatni pierścień żyje. To pierścień Kamelotu. Pierścień mojego ojca – zagrzmiał, aż jego głos odbił się echem w całych ogrodach. – Ja jestem jego następcą. Ja jestem królem.

Mieszkańcy Puszczy wstrzymali oddech, patrząc na zmianę na dwóch rywali. Także Sofia znieruchomiała, chociaż całe jej ciało żądało, by podbiegła do swojego narzeczonego… do swojego króla… Klęcząc na połamanych różach, spojrzała na Keia, którego twarz miała taki sam wyraz udręki, jak wcześniej w zamku. Powoli przeniosła wzrok na Tedrosa na szczycie kamiennego kopca. Kei znał tego chłopaka… I ona także go znała…

Tedros spojrzał z góry na swojego rywala.

– Słyszałeś słowa króla. Eskalibur znowu tkwi w kamieniu. Korona nie należy już do ciebie – warknął. – Trzy wyzwania. Miecz ukoronuje zwycięzcę. Żadnych więcej matactw. Żadnych kłamstw… Niech się rozpocznie turniej.

Leżący nadal na brzuchu „Rhian” spojrzał na księcia, a na jego twarzy pojawił się cień niepewności. Przebłysk lęku.

Ale zaraz zniknął.

„Rhian” odwrócił się do Keia.

– Zabić go! – rozkazał.

Wzrok Keia stwardniał. Wraz z piratami skoczył na Tedrosa, ale pierścień na palcu księcia wystrzelił promień światła i ponownie uformował bańkę ochronną, w której zamknął Tedrosa. Książę spojrzał szybko na Agatę.

– Zabierz Sofię!

Agata już zdążyła podbiec do swojej najlepszej przyjaciółki i pochwycić ją w ramiona. Biała i czarna sukienka skłębiły się jak dwa złączone łabędzie. Oczy dziewcząt spotkały się – ciemność i światło, odwieczne przeciwieństwa. Dobro i Zło. Chłopiec i dziewczyna. Starość i młodość. Prawda i kłamstwa. Przeszłość i teraźniejszość. Sofia westchnęła, na jej policzki powróciły rumieńce, ogień rozbłysnął w jej oczach…

I zaraz zgasł, jakby nagle zatrzasnęły się drzwi. Sofia chwyciła Agatę za szyję i rzuciła nią o ziemię.

Agata uniosła głowę i zobaczyła dwie siostry Mistralki na schodach za plecami Sofii, które kierowały jej dłońmi, jakby były lalkarzami, a jej przyjaciółka ich marionetką. Sofia chwyciła odłamek lodu, poszarpany i ostry jak sztylet. Mistralki z szerokim uśmiechem machnęły rękami. Sofia skoczyła na Agatę, w której piersi zaraz miało zagłębić się lodowe ostrze…

Ugrzęzło jednak w wodnej ścianie o włos od serca Agaty.

Przez krótką chwilę Agata słyszała tylko swój płytki oddech i pulsowanie krwi. Poczuła, że ramiona księcia odciągają ją do tyłu. Oboje znaleźli się bezpiecznie wewnątrz bańki stworzonej przez rybki życzeń.

Pierścień Artura lśnił na palcu Tedrosa jak talizman. Z tyłu za bańką otworzył się portal, za którym widniały szare wody jeziora… Bezkresna śnieżna równina… Trzy sylwetki w oddali…

Ale Tedros nadal patrzył przez ścianę bańki na Sofię. Miała obnażone zęby, jak rozwścieczone zwierzę, i raz za razem tłukła lodowym odłamkiem w wodną ścianę, choć zdołała zrobić w niej tylko szczelinę.

„Rhian” łagodnie objął ją od tyłu i zatrzymał jej rękę. Sofia popatrzyła na niego rozgwieżdżonym wzrokiem, na nowo zakochana i całkowicie pod jego wpływem.

Po policzkach Agaty spłynęły łzy.

– Co ty jej zrobiłeś! Ty obleśny potworze! Co zrobiłeś mojej przyjaciółce?!

Chłopak zignorował ją, nie odrywając spojrzenia od Tedrosa. Z jego weselnego płaszcza oderwał się węgorz, tak maleńki, że nikt z gości nie zauważył go, gdy wcisnął się przez pęknięcie, które Sofia zrobiła w bańce.

Tedros natychmiast pochwycił go w zaciśniętą pięść.

Teraz jednak węgorzowaty scim odezwał się głosem Węża, słyszalnym tylko dla księcia i Agaty…