Złoty pelikan - Stefan Chwin - ebook

Złoty pelikan ebook

Stefan Chwin

4,0

Opis

   Jakub, wykładowca jednego z uniwersytetów, dowiaduje się, że dziewczyna, którą oblał na egzaminie, prawdopodobnie popełniła samobójstwo. Okoliczności sprawy pozwalają mu nie poczuwać się do żadnej winy. Jakub jednak przeżywa głębokie załamanie. Traci wszystko. Z sali uniwersyteckiej i eleganckiego mieszkania trafia na dworzec kolejowy, gdzie zaczyna żyć jak bezdomny.

  Ta, utrzymana w konwencji moralitetu, "powieść idei", nawiązująca do średniowiecznej legendy o św. Aleksym, mówi o poszukiwaniu duchowego oczyszczenia w cywilizacji nowoczesnej, w której rytuały utraciły swoją oczyszczającą moc, a słowo ma rozchwiane znaczenia, nie dając nam oparcia w sytuacjach kryzysowych. Jej finał - utrzymany w ironiczno-melodramatycznym duchu - zostawia czytelnika przed otwartymi pytaniami o naturę prawdy, dobra i zła.

 Część akcji oparta jest na zdarzeniach rzeczywistych... Autor prosi jednak czytelników o nieszukanie analogii z rzeczywistymi osobami i faktami. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 358

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Stefan Chwin

Złoty pelikan

- fragment powieści

© Copyright by Wydawnictwo „TYTUŁ” © Copyright by Stefan Chwin

Niniejszy fragment utworu jest przeznaczony do celów promocyjnych i udostępniany bezpłatnie.

Wydanie w formacie ePUB: ISBN 978-83-89859-31-0

Plik wygenerowany dnia: 11-12-2017

Spis treści

Jakub poznaje Hildę

Książki Stefana Chwina

Książki wydane nakładem Wydawnictwa „TYTUŁ”

(Strony celowo pominięte w bezpłatnym fragmencie)

Jakub poznaje Hildę

A zaczęło się całkiem zwyczajnie.

W niedzielę wieczorem Jakub jechał do Krakowa (siedem godzin jazdy, konferencja Historia sztuki a historia medycyny, 5000 znaków, honorarium). Na dworcu był parę minut przed północą – swobodny, rozluźniony, pełen najlepszych zamiarów – a że właśnie ogłoszono, że opóźnienie pociągu może wzrosnąć o jakąś godzinę, co przyjął ze zrozumieniem, usiadł na plastikowym krześle naprzeciw jasno oświetlonej perfumerii Rossmanna, postawił walizkę obok kolumny, otulił się starannie połami prochowca i spokojnie oddał się czekaniu na nieuchronne spotkanie małej wskazówki dworcowego zegara z rzymską cyfrą dwa.

A dworzec był piękny. Jak kamienno-ceglana Arka wznosił się pod Gradową Górą prawie w samym środku miasta, ciesząc oczy podróżnych widokiem ścian o cynamonowej barwie. Na wysokiej niderlandzkiej fasadzie pięknie zieleniło się skrzydlate koło z miedzi, znak niewątpliwego zwycięstwa myśli ludzkiej nad czasem i przestrzenią. Surowy wdzięk północnego baroku harmonijnie łączył się w symbolicznych ornamentach z bezczelną pychą stulecia pary, węgla i elektryczności. Pewien japoński biznesmen, przejeżdżając przez miasto w drodze z Tokio do Paryża (via Moskwa), tak zachwycił się tą zgrabną budowlą z żółtawego piaskowca i pruskiej cegły, że na dalekiej wyspie Kiusju postanowił zbudować jej dokładną kopię z przeznaczeniem na pałac ślubów. Kamienno-ceglany gmach, wzniesiony w kraju kwitnącej wiśni, miał w jego sercu budzić miłe wspomnienia podróży po nieskończonych równinach Rosji i Mitteleuropy, gdzie natura – co zapamiętał na zawsze – wciąż pozostaje naturą, a pola rzepaku są olśniewająco żółte jak nigdzie w świecie. Jakuba wcale to nie zdziwiło, bo to był rzeczywiście piękny dworzec i w pełni zasługiwał na zwierciadlane odbicie w wodach oceanu.

Wielkie okno nad wejściem do dworcowej hali ozdabiała szklana tafla witrażu ze stosowną sceną pożegnania. Przystojny młodzieniec w stroju wikingów, ułożony z rubinowych i niebieskich szkiełek, wręczał czerwoną różę smukłej kobiecie z liliami we włosach, uczesanej jak Leni Riefenstahl w filmie Białe piekło. W głębi obrazu dymił parowóz ze złotym znakiem cesarskich kolei na czarnym tendrze. Ta zagadkowa scena zawsze budziła w duszy Jakuba słodkie niepokoje. Może właśnie dlatego w latach dzieciństwa lubił przychodzić tu z matką. W wysokim wnętrzu dworcowej hali szklanym echem ładnie rozbrzmiewały kroki podróżnych, wystukiwane na granitowej posadzce obcasami z żelazną blaszką. Nad głową, z gzymsu na gzyms, z miłym furkotaniem przelatywały gołębie. Zimą ludzie w grubych płaszczach i czapkach, z walizkami okręconymi sznurkiem, chuchali mroźną mgiełką w zziębnięte dłonie. Tylko zza mętnych szyb w okienkach kasowych co kilka chwil dobiegało głuche, pełne nieodgadnionych znaczeń stukotanie czarnych datowników, którymi młode kobiety w kolejarskich mundurach, o melancholijnej urodzie spóźnionych licealistek, wybijały na biletach z grubej brązowej tektury nieusuwalne znaki mijającego czasu.

Teraz jednak w okienkach kasowych bezszelestnie przesypywały się już tylko roje cyfr na ekranach komputerów. Za kryształową szybą wystawy z czerwonym napisem ROSSMANN na białych półkach setką barw lśniły szampony i body balsamy. Młody mężczyzna o włosach ufarbowanych na różowo, podobny do aniołów Botticellego, na plastikową szufelkę starannie zmiatał samotne, zgniecione nieuważną stopą papierki po batonach Bounty.

Są takie chwile, gdy ciało oddziela się od nas i przysiada z niechęcią na sąsiednim krześle. Dusza nie chce się pogodzić z twardym obowiązkiem życia, więc w złej kondycji rąk i nóg znajduje łatwą wymówkę. To była taka chwila. Czas leniwie przesypywał minuty na świetlnym zegarze, zupełnie obojętny na drętwienie nóg i mrowienie w plecach. Jakub drzemał. Noc mocowała się nad dworcem z falą zbliżającego się świtu. Światła zorzy, nadciągające z wolna od strony Moskwy, sunęły wielką, rozpłomienioną rzeką nad niezmierzonymi przestrzeniami wschodniej półkuli, odbijały się w zimnych jeziorach i rzekach Rosji, rozjarzały się w złotych kopułach białoruskich cerkwi, ale jeszcze nie miały dość sił, by przebić się przez ciemną ścianę chmur, która koło północy stanęła nad miastem. Krzyż z żarówek płonął na ściętej wieży kościoła Mariackiego. Ktoś na pewno umierał w szpitalu przy Nowych Ogrodach.

Prochowiec, którym Jakub otulił nogi – jasny, z białymi guzikami i herbem wyszytym na podszewce, kupiony u Weissmanna na Kaertnerstrasse – spokojnie oddawał się rzece mijających godzin. Walizka z mosiężnymi okuciami i skórzaną rączką dyskretnie dawała do zrozumienia, że odkładać na starość to tyle, co budować cywilizację. Buty z reniferowej skórki, rude, z cienką zelówką i modnym tępym noskiem, kupione u Jansena (lotnisko w Kopenhadze), drzemały na stopach jak posłuszne cocker-spaniele. Lecz tanie adidasy na nogach podróżnych, którzy drzemali po obu stronach Jakuba, mogły tylko marzyć o lepszym jutrze.

Koło drugiej Jakub zobaczył tamtą kobietę.

Żebracy, nędzarze, bezdomni! Prawdziwe utrapienie Europy! Co innego Afryka, Azja, Ameryka Łacińska. Tak, tam, w labiryntach miast Południa, w krętych uliczkach Wschodu, w smrodzie gnijących bananów i pomarańczy, tam żebracy, nędzarze, bezdomni są na swoim miejscu. Bezczelni, pstrokaci, natarczywi – ileż to razy widział takie sceny na pamiętnej wycieczce do Egiptu – kłębią się wokół bladoskórych Szwedów, piegowatych Niemców i rudych Anglików, łapczywie chwytając za rękaw każdego turystę w kolorowej koszuli ze srebrzystym aparatem Minolta dyndającym na piersiach. Dla nich opieka światowych organizacji zdrowia, zrzuty z samolotów, pomoc stowarzyszenia „Lekarze bez granic" i akcje humanitarne z udziałem amerykańskich marines. Głodująca Etiopia, Bangladesz, Bombaj, Afganistan, tak, tam są na swoim miejscu. Ulubieńcy CNN, oglądani ze wzruszeniem przez całe rodziny z Baltimore, Sztokholmu i Berlina. Koloryt lokalny urlopów na Karaibach i wyjazdów na ugandyjskie safari.

Lecz tu, w Europie? W Europie – co Jakub zauważył podczas swoich podróży – żebrak, nędzarz, bezdomny nigdy nie występował stadnie. W Europie żebrak był samotnym, zabiedzonym człowiekiem klęczącym na chodniku z tekturową tabliczką w palcach, na której widniało wypisane czarnym flamastrem zwięzłe jak inskrypcja nagrobna, przejmujące, najgłębiej osobiste CV, albo młodzieńcem ze stereofonicznym magnetofonem, przygrywającym na elektrycznych skrzypcach w tunelu metra przy placu Pigalle lub na placyku przed dworcem Zoologischer Garten, gdzie jego widok nikogo nie dziwił.

Żebracy, jakich Jakub pamiętał z dzieciństwa, nie mieli z tym obrazem nic wspólnego.

Tabliczki z tektury? Stereofoniczne magnetofony?

Co niedziela, gdy szedł z rodzicami do Katedry, na kościelnym placu pod lipami witały go siedzące na gołej ziemi smutne pamiątki wielkiej wojny: kadłubki bez rąk owinięte w szmaty, beznogie korpusy przypięte skórzanymi paskami do wózeczków z jednej deski, żywe pniaki odarte z kory. Ich widok rozdzierał serce. Podchodził do nich ze wstrzymanym oddechem, wrzucał monetę do miedzianego kubka, a gdy moneta podzwaniała o miedziane dno, przez moment doznawał słodkiego ukojenia, że spełnia powinność, której spełnianie nakazywała Biblia. Ale już po chwili, wchodząc z rodzicami do chłodnego wnętrza Katedry, czuł się tak, jakby jego zdrowe, młode stopy w skórzanych sandałkach, które tak lekko stawiał na kamiennej posadzce, drwiły z ich oderwanych nóg i rąk! Czyż nie był winny, że nie dzieli ich losu? We łzach, które ronił (matka ocierała je świeżo upraną chusteczką pachnącą różowym mydłem „Siedem Kwiatów”), bolesne współczucie dla ubogich i nieszczęśliwych mieszało się z przerażeniem i grzesznym pragnieniem ucieczki. A więc takie rzeczy są możliwe na tym świecie. I cóż na to dobry Bóg?

Więc kiedy zobaczył tę kobietę, poczuł w sercu znajome gorące ukłucie.

Była nawet młoda. Tylko oczy, senne, przymknięte, tusz na rzęsach, ciemna szminka o karminowym odcieniu, włosy krótkie, postrzępione, z ciemnymi odrostami pod jasnożółtą farbą. Dryfowała powoli w stronę kas przez halę dworca, racząc ludzi w kółko tą samą opowieścią, że nie ma na bilet, a musi jechać do chorej matki. Gdy odpędzano ją, szła dalej. Zabłocone granatowe adidasy na grubej podeszwie z pomarańczowej gumy, włochata kurtka z koca i brudna, przewieszona przez ramię, czarna foliowa torba ze srebrnym napisem „Calvin Klein".

I pewnie udałby, że śpi na swoim plastikowym krześle, gdyby nie chłopak w kurtce z czarnej skóry, w wysokich glanach, który leniwie obrzucił ją wyzwiskami. Zdawała się nie słyszeć jego głosu, ale po chwili, patrząc w bok, odpowiedziała mu z cicha takimi samymi przekleństwami. Musiała być ostro naćpana i zapewne nie miała zdrowej krwi.

Ile razy wspominał później tamtą chwilę, tyle razy nie mógł się oprzeć zdziwieniu, że potrafi odtworzyć każdy szczegół jej ubrania, każde drgnienie palców z obłamanymi paznokciami, chociaż od tamtej chwili minęło wiele dni i wszelki ślad powinien zniknąć z prześwietlonej kliszy pamięci. Bo przecież co tu było do pamiętania?

Podeszła bliżej.

Widział ją teraz przed sobą jak na policyjnej fotografii. Patrzyła w bok, mętne oczy, zaczerwienione, podkrążone, grudki tuszu na rzęsach, spierzchnięta skóra na wypukłych kościach policzkowych, chorobliwie zaróżowiona cera, dolna warga opuchnięta od nerwowego przygryzania, rude piegi, na kurtce napis „Auchan", w torbie ze srebrnym nadrukiem „Calvin Klein" kłąb burych swetrów, plastikowa butelka coca coli, niebieska paczka podpasek, herbatniki, poplamione, zielone dresy.

Przymykając oczy poprosiła, by dał jej parę groszy na bilet, bo chce wrócić do matki, która na nią czeka. Przyglądał się jej uważnie, tak jak ogląda się motyla, który nagle usiadł nam na dłoni. Gdyby chciała na chleb, to by dał. Ale na prochy – nie da. Z płaczliwym zniecierpliwieniem wstrząsnęła głową. Na żadne prochy. Już od dawna nie bierze. Potrzebuje tylko na bilet do matki, niech da chociaż parę groszy. Chciał jej dać nawet więcej, żeby tylko się odczepiła, ale – Zaczekaj – powiedział – jak masz na imię? Spojrzała przytomniej, nieufnie i chytrze. Powiedziała, że nazywa się Hilda. Poczuł nagle, że mówi do niej tak, jak do upadłych dziewczyn mówią dobroczyńcy na ckliwych filmach według powieści Dickensa: – Pani Hildo, ma pani gdzie mieszkać? Mruknęła, że mieszka na Orzeszkowej. Zapytał, czy ma męża. Wzruszyła ramionami – kto by tam chciał taką jak ona, ona jest już stracona. Powiedziała, że mieszka z matką, ale matka wyrzuciła ją z domu, więc nie ma gdzie spać. Nagle przeraził się, że ktoś może pomyśleć, że zaczepia dworcową dziwkę. Chciał już to przeciąć. Chwiała się przed nim na miękkich nogach, z trudem otwierając oczy: – Dla mnie i tak już nie ma żadnego życia. Ja się zabiję.

E, tam. – demonstracyjnie wyraził niewiarę w jej plany. Ale to, co powiedziała, wydało mu się ciekawe. To by było dopiero, gdyby jutro, przeglądając gazety, przeczytał w kronice wypadków, że samotna kobieta bez dokumentów, nocująca na dworcu, skoczyła koło trzeciej nad ranem pod lokomotywę ekspresu wjeżdżającego z hukiem na peron pierwszy. Może ją teraz widzi po raz ostatni? Obejrzał ją od góry do dołu, z chłonną ciekawością znawcy wyceniającego klejnot, który wkrótce zostanie zgnieciony na miazgę pod kołami pociągu. Poczuł przypływ zniechęcenia i obojętności. Już go trochę nudziła. Właściwie cóż by się takiego stało, gdyby skoczyła? Jedno nieszczęście mniej.

Tak właśnie wtedy pomyślał: jedno nieszczęście mniej. Gdyby tak pochylać się nad każdym, serce by pękło, a serca musi przecież starczyć na całe życie. Nikt na Ziemi nie wytrzymałby takiej próby.

Przez moment chciał ją nawet zabrać do McDonalda. Kupi pizzę albo hot doga. Ale gdy sięgnął po walizkę, rozmyślił się. Jeśli ona jest naprawdę na głodzie, po co przedłużać jej męki? Niech ćpa. Chwila ulgi też coś warta. Świat wydał mu się paskudnym miejscem, z którego wszyscy uciekają; tyle że jedni robią to elegancko, inni wstrętnie – ale jakaż właściwie różnica? Sięgnął do kieszeni. Otworzył skórzaną portmonetkę. Wyjął monetę o dość wysokim nominale. W końcu jest dorosła. Niech robi, co chce, tylko niech wreszcie stąd zniknie. Zdziwiona wzięła monetę w dwa palce jak hostię, obejrzała ją uważnie z obu stron, nie dowierzając, że pieniądz jest prawdziwy, po czym, nawet nie spojrzawszy na niego, odeszła w stronę Rossmanna, poprawiając na ramieniu swoją ciężką torbę z czarnej folii.

Patrzył na nią jak na odlatującego ptaka. Szła chwiejnie. Pochylona. Z głową w ramionach, z postawionym kołnierzem, skulona, na miękkich nogach, z dłońmi w za długich rękawach włochatej kurtki, jakby marzła, chociaż był czerwiec. Potargane włosy z odrostami świeciły na jej głowie – żółte, nastroszone płomyki. Na dworcowym zegarze duża wskazówka przesunęła się na drugą trzynaście. Zza ścian dobiegł stłumiony łoskot kół. To spóźniony krakowski wjeżdżał na peron pierwszy. Ludzie ociężale zwlekali się z krzeseł, poprawiali na sobie zmięte ubrania, sprawdzali zamki walizek, zapinali plecaki z aluminiowymi stelażami jak nurkowie szykujący się do zejścia pod wodę. Wstał i poszedł za nimi do tunelu. Gdy był już na schodach, obejrzał się, ale kobiety, której dał monetę o dość wysokim nominale, nie było już w hali dworcowej.

Wielkie drzwi dworca były otwarte i była za nimi noc.

(Pełna wersja książki dostępna jest na stronie Księgarni Internetowej Wydawnictwa "TYTUŁ")

Książki Stefana Chwina

Krótka historia pewnego żartu

Chwilami nostalgiczna, chwilami żartobliwa opowieść o spotkaniu kilkuletniego chłopca z demonami XX wieku, rozgrywająca się w scenerii powojennego Gdańska. Życie w poniemieckim „mieście wrogów” staje się dla bohatera duchowym wyzwaniem, spotkaniem z niepokojącą zagadką piękna i zła, wtajemniczeniem w urodę rzeczy naznaczonych piętnem obcości, przygodą młodej duszy uwodzonej przez nowoczesne ideologie.

Lektura ważna nie tylko dla tych, którzy są ciekawi, w jakich okolicznościach duchowych i historycznych zrodził się artystyczny zamysł Hanemanna.

Hanemann

Powieść o gdańskim profesorze anatomii, który po śmierci narzeczonej w katastrofie statku przeżywa głęboki kryzys egzystencjalny, jest świadkiem wojennej zagłady Gdańska, po której – inaczej niż większość niemieckich mieszkańców – zostaje w zburzonym mieście zajętym przez Polaków i Rosjan. Przejmujący obraz dawnego Gdańska jest w tej powieści nie tylko tłem dla ludzkich losów. Obok ludzi jej bohaterami są miasto i rzeczy.

Życie głównego bohatera splata się z losami dwóch słynnych samobójców – Heinricha von Kleist oraz Stanisława Ignacego Witkiewicza. Ta powieść o miłości, śmierci i samobójstwie daleka jest jednak od pesymizmu. Prześwietlona światłem odradzającej się woli życia łączy w sobie ducha melancholii z fascynacją materialnym pięknem świata. Talent literacki autora współgra z malarską wyobraźnią, dając niezapomnianą opowieść o trudnych tajemnicach ludzkiego życia.

Kartki z dziennika

Burzliwie przyjęta przez krytykę i publiczność autobiograficzna opowieść, łącząca narrację o życiu autora z refleksją filozoficzno-moralną. Sugestywne portrety osób ważnych w biografii duchowej Stefana Chwina, obrazy z historii Polski drugiej połowy XX wieku przepuszczone przez pryzmat osobistych doświadczeń, sceny z życia prywatnego, wielość sprzecznych tonacji i stylów, zmienność nastrojów, kontrowersyjne opinie – wszystko to czyni tę książkę daleką od konwencji „dziennika uczuć i myśli ze wszechmiar słusznych”.

Kartki z dziennika – przyjmowane przez jednych z entuzjazmem, przez innych z zaciekłą wrogością – nikogo nie pozostawią obojętnym. Zachęcają do sporu, niezgody, żywej wymiany myśli.

Żona Prezydenta

Krystyna, żona prezydenta, zdradzona przez męża, ucieka z pałacu prezydenckiego. W miejscowości, gdzie się ukrywa, poznaje Mistrza, przywódcę grupy religijnej, dążącej do naprawy świata. Mistrz, który w oczach jednych jest przestępcą, w oczach innych Wysłannikiem z „tamtej strony”, chce dość dwuznacznymi metodami uzdrowić sytuację na świecie. Gdy zostaje aresztowany, Krystyna, związana z nim uczuciowo, decyduje się zrobić wszystko, by go ocalić…

W tej utrzymanej w konwencji thrillera powieści political fiction z filozoficzno-religijnym podtekstem akcji współczesnej towarzyszy apokryficzna przypowieść o jednym z uczniów Jezusa, który wbrew woli apostołów ratuje swego Mistrza od ukrzyżowania. Jego metody są równie dwuznaczne…

Dolina Radości

Eryk Stamelmann, bohater Doliny Radości, to tajemniczy makijażysta gwiazd filmowych i polityków. Przychodzi na świat na początku XX wieku w starym Gdańsku, Jego pełne zaskakujących zdarzeń życie biegnie dalej przez Monachium, Berlin, wojenną Warszawę, Moskwę, po czym zataczając wielki krąg na mapie Europy, powraca znowu do Gdańska. Stamelmann – trochę łgarz, trochę przestępca, trochę czarownik – dzięki swojej niezwykłej profesji spotyka sławnych ludzi ubiegłego stulecia, pojawia się w ważnych miejscach historii, z łatwością zmienia swoją tożsamość, a podczas tej niepokojącej podróży poprzez cały niemal ubiegły wiek rozmyśla nad tajemnicami piękna, wierności i zdrady, pyta też o istotę dobra i zła. W jego historii można ujrzeć metaforyczny obraz sytuacji człowieka w nieprzejrzystym świecie XX wieku.

Panna Ferbelin

Jest koniec XIX wieku w Gdańsku. Głównymi bohaterami opowieści są: prokurator Hammels, jego syn Helmut, Panna Ferbelin i jej ojciec oraz Kurt Niemand, przybysz, o którym mieszkańcy Gdańska mówią „Nauczyciel z Neustadt".

Niespodziewane zbiegi okoliczności powodują, iż losy ludzi splatają się w sposób zaskakujący, a w fabułę tej powieści – uwodzicielskiej i niepokojącej – czytelnik wnika jakby był jednym z jej uczestników.

Nigdy jeszcze w żadnej książce Gdańsk nie został przedstawiony tak jak w tej opowieści. Prawda historii łączy się tu z legendą, a losy bohaterów opromienia światło mitu dając wizję poruszającą i wieloznaczną. Ta, pozornie historyczna, opowieść dotyka rzeczy współczesnych dużo bardziej niż niejedna opowieść współczesna. Historia, którą ludzie opowiadają od stuleci, nabiera tu nowych sensów i mieni się niespodziewanymi barwami. Zasadniczym tematem tej powieści, wokół którego oparta jest fabuła jest pytanie: co stałoby się, gdyby dzisiaj pojawił się Jezus, jak zostałby przyjęty i jak potoczyłyby się jego losy?!

Fascynująca opowieść.

Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni

„To, że nie popełniamy samobójstwa, zależy od tysiąca okoliczności i przypadków. Ale im dłużej zajmuję się ta sprawą, tym większej nabieram pewności, że istnieją sytuacje, w których samobójstwo popełniłby każdy” – mówi autor.

Dlaczego ludzie popełniają samobójstwa? Jak przygotowują swoją śmierć i jaką rolę w tych przygotowaniach odgrywa praca wyobraźni?

Sztuka i literatura zna samobójców, którzy byli gotowi odebrać sobie życie z powodów zupełnie niezrozumiałych dla „zwykłych ludzi", a nawet psychologów i psychiatrów, którym samobójcy przedstawieni w literaturze mogą się wydać istotami całkowicie „wymyślonymi". Dla literatury i sztuki prawdopodobieństwo obrazu samobójstwa zwykle nie jest jednak sprawą najważniejszą. Dlatego też nie jest możliwe zrozumienie motywacji czy objaśnienie wewnętrznego świata pisarzy-samobójców i samobójców-bohaterów literackich wyłącznie w kategoriach jakich dostarcza standardowa psychologia.

Aby zbliżyć się do rozwikłania tych tajemnic, Stefan Chwin w swojej książce łączy perspektywę psychologii, historii sztuki, literatury i filozofii. Skupia uwagę na doświadczeniach wyobraźni artystycznej pisarzy i malarzy, a także bohaterów literackich, którzy samobójstwo popełnili, bądź się do niego zbliżali. Szuka odpowiedzi na pytanie, jak sztuka i literatura przedstawiają proces dochodzenia człowieka do samobójczej śmierci. Jak „pracuje" wyobraźnia kogoś, kto się do samobójstwa zbliża? Jakie znaczenia nadają obrazom samobójstwa pisarze i malarze? Czym jest „samobójstwo egzystencjalne", co je odróżnia od innych rodzajów samobójstwa i dlaczego temat „samobójstwa egzystencjalnego" zajmuje tak istotne miejsce w sztuce i literaturze XIX i XX wieku?

Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni można czytać jako studium problematyki samobójstwa w literaturze i sztuce, ale można też czytać tę książkę jako komentarz do całej twórczości Stefana Chwina.

Jak sam Autor wyznaje, to właśnie praca nad powieścią Hanemann stała się dla niego inspiracją do głębszych badań nad światem duchowym pisarzy-samobójców i poprowadziła go do napisania tej książki.

Samobójstwo i „grzech istnienia"

„Grzech istnienia” to jedna z najbardziej zadziwiających idei cywilizacji europejskiej. Czym był dla pisarzy, filozofów i artystów? Jakie miejsce zajmował w kulturze romantyzmu? Jak idea „grzechu istnienia” łączyła się z myślą o samobójstwie, czasem prowadząc ludzi w śmierć? Kim byli samobójcy z piętnem „grzechu istnienia” w polskiej i europejskiej literaturze? Czy doświadczenie „grzechu istnienia” możliwe jest w świecie bez Boga? Na te pytania szuka odpowiedzi Stefan Chwin, dając obraz „samobójstwa romantycznego” daleko wychodzący poza tradycyjne ujęcia.

Dziennik dla dorosłych

Dziennik dla dorosłych to kolejna opowieść Stefana Chwina o sobie samym - ryzykowna, szczera i niezależna, daleka od konwencji „dziennika uczyć i myśli ze wszechmiar słusznych”.

„Jeśli nie jesteś po żadnej ze stron - twoja sytuacja jest najtrudniejsza, a to, co piszesz, wymaga skromności, pychy i odwagi” - powiedział Autor w jednym z wywiadów.

I taka jest właśnie ta książka.

Miłosz. Interpretacje i świadectwa

Książka ta zawiera historycznoliterackie interpretacje wybranych problemów twórczości Miłosza, które dotąd nie przyciągnęły uwagi badaczy w stopniu, na jaki zasługują, to znaczy nawet jeśli się nimi zajmowano, nie poświęcono im osobnych studiów.

Tekst pierwszy – „Dachau koników polnych". Miłosz i „ukąszenie darwinowskie" – jest poświęcony zawiłej kwestii stosunku Miłosza do teorii Darwina. Jest to jedna z kwestii kluczowych dla zrozumienia jego poetyckiego światopoglądu. Postawa Miłosza wobec darwinowskiej wizji świata była ambiwalentna. Z jednej strony możemy mówić o „darwinowskim ukąszeniu", podobnym do późniejszego „ukąszenia heglowskiego", a więc o silnym przejęciu się teorią Darwina, z drugiej o zmaganiu się poety z Darwinem, a więc o szukaniu alternatywy dla darwinowskiej wizji świata i życia. W swojej twórczości Miłosz wiele razy wyrażał poczucie, że Darwin może mieć rację, że w swojej teorii walki o byt, przedstawionej w dziele O pochodzeniu gatunków, mówi prawdę o przyrodniczym porządku istnienia i strukturze ludzkiej rzeczywistości, ale też bardzo starał się spod darwinowskiego wpływu wyzwolić. Przez całe życie miał udręczające poczucie, że ludzki porządek wartości jest głęboko sprzeczny z porządkiem przyrodniczym świata, że koliduje z podstawową ontologiczną strukturą rzeczywistości, która – jak Miłosz to formułował w duchu manichejsko-darwinowskim – jest całkowicie sprzeczna z potrzebami ludzkiego serca, wartości moralne są bowiem tylko wyrazem bezsilnego protestu ludzkiej wrażliwości wobec „kamiennej" pustki kosmosu. Szło za tym pytanie podstawowe: czy żelazne prawa rządzące przyrodą są całkowicie odmienne od praw rządzących historią, czy raczej przeciwnie: obie domeny – przyroda i historia – podlegają temu samemu, twardemu prawu przyrodniczej konieczności, którego działanie opisali Newton i Darwin.

Druga część książki zatytułowana Miłosz i pomnik zawiera teksty, które są próbą zrekonstruowania zawiłej historii związków Miłosza ze słynnym, wzniesionym w 1980 roku w Gdańsku, Pomnikiem Poległych Stoczniowców 1970, jednym z najważniejszych pomników polskiej historii, na którym zostały umieszczone fragmenty wiersza poety. Autor szuka tutaj odpowiedzi na pytanie, jak w ogóle doszło do tego, że na pomniku znalazł się wiersz Który skrzywdziłeś człowieka prostego, czy Miłosz chciał, by wykorzystano ten właśnie wiersz, a nie inny, czy też sprawy związane z wyborem fragmentów Miłoszowskiego tekstu oraz zgodą poety na jego wykorzystanie przez budowniczych pomnika były dużo bardziej skomplikowane. Szczegółowo zrekonstruował przebieg zdarzeń związanych z projektowaniem pomnika, jego budową i umieszczaniem na nim płaskorzeźby z wierszem poety. Osobny tekst poświęcił ważnemu epizodowi z lat osiemdziesiątych, a mianowicie toczącym się w środowisku pierwszej Solidarności gwałtownym sporom, czy na Pomniku Poległych Stoczniowców obok krzyża z wierszem Miłosza należy umieścić pełną listę ofiar Grudnia 1970, czy też tylko listę ograniczoną, spory te bowiem rzutowały na symboliczną wymowę pomnika i pośrednio także na symboliczną wymowę tekstu poety umieszczonego na jednym z pomnikowych krzyży. Starał się też zrekonstruować z wielu perspektyw pierwszą wizytę Miłosza w Gdańsku, do jakiej doszło w czerwcu 1981, a więc w kulminacyjnym punkcie ofensywy Solidarności, analizując, jak Miłosz zachowywał się w radykalnie nowej dla siebie sytuacji podczas swojego pierwszego od trzydziestu lat pobytu w Polsce. Przyjrzał się też temu, jak komunistyczna Służba Bezpieczeństwa widziała gdańską wizytę Miłosza oraz jak opisywała i oceniała ze swojego punktu widzenia zachowania poety w czerwcu 1981 roku.

Miłosz. Gdańsk i okolice. Relacje. Dokumenty. Głosy. Pod redakcją Krystyny Chwin i Stefana Chwina

W żadnym innym mieście nie ma takiego miejsca, gdzie Miłosz zostawiłby po sobie równie istotny, przeznaczony dla publicznego oka ślad swoich myśli, obaw i nadziei, związany z wielkimi wydarzeniami polskiej historii. To właśnie w Gdańsku, na Pomniku Poległych Stoczniowców przed bramą Stoczni, widnieją słowa biblijnego wersetu wybrane i przełożone przez Miłosza oraz strofy jego wiersza Który skrzywdziłeś człowieka prostego.

Czesław Miłosz odwiedzał Gdańsk i okolice parokrotnie. Wizyty te odbywały się w różnych okresach jego życia. Dotyczyły one spraw osobistych, ale miały też charakter zawodowy, a nawet ściśle literacki. Świadectwa tej obecności znajdujemy zarówno w tekstach Miłosza, jak i w relacjach wielu osób. O sprawach z Gdańskiem związanych – czasem wykraczających daleko poza wymiar lokalny – Miłosz pisał także w swoich książkach, esejach, listach i uwagi czy komentarze dotyczące tych spraw są rozproszone w całej jego twórczości. Zebraliśmy je w tej książce, by ułożyły się w całość, objaśniającą zakres i treści gdańsko-pomorskiego doświadczenia poety.

Srebrzysko. Powieść dla dorosłych

Srebrzysko, nazwane przez jednego z recenzentów „thrillerem teologicznym”, łączy w sobie quasi-sensacyjną fabułę z problematyką filozoficzno-moralną, dając formę literacką, jakiej dzisiaj nikt z polskich pisarzy nie uprawia. Srebrzysko jest tylko z pozoru realistyczne. To raczej opowieść symboliczno-paraboliczna, w której przenikanie się różnych płaszczyzn rzeczywistości, daje niepokojący efekt poznawczy „świata trudnego do odczytania”.

Bohaterem powieści jest warszawski adwokat, Piotr Semen, scenarzysta filmowy, laureat wielu nagród, który pada ofiarą medialnego linczu, zorganizowanego przez „nieznanych sprawców”. Kompromitujące go nagranie strąca go ze szczytu kariery na dno życia. Dochodzą też do tego klęski rodzinne, śmierć żony i córki. Piotr dowiaduje się, że ma przed sobą co najwyżej miesiąc życia, zastanawia się więc, jaką wybrać ars moriendi, by pożegnać się ze światem.

Bohater, trochę przypominający Hioba, odrzuca jednak hiobową pokorę. Wychowany w duchu katolickim, nie ma zamiaru być bezbronnym inteligentem, który poddaje się uderzeniom losu. Spotyka kobietę, która znajduje się w podobnej sytuacji. Oboje – w obliczu zbliżającej się śmierci – działają „poza dobrem i złem”, łudząc się, że naprawiają świat.

Akcja symboliczna powieści krąży wokół etycznych konsekwencji zerwania z chrześcijańskim światopoglądem, który przesuwa rachunek krzywd na czas pośmiertny. Piotr, który zrobił majątek, broniąc różnych ludzi, w finale chce zamknąć swoje życie jakimś „jednoznacznie jasnym akcentem”. Staje jednak przed pytaniem, czy czyny, których dokona, umieszczą go po jasnej czy ciemnej stronie życia.

Doświadczenia bohaterów mają za tło zaginiony scenariusz filmowy Piotra poświęcony życiu i śmierci Jezusa, daleko odbiegający od Biblii, całkowicie zmieniający sens ofiary Krzyża. W finale powieści kulminują sprzeczności ludzkiego losu. Piotr mając możliwość wymierzenia zemsty na swoim domniemanym prześladowcy, rezygnuje z wykonania wyroku. Nie wiadomo, czy jest to gest chrześcijański, czy wynik twardej kalkulacji zysków i strat.

Wątki powieści są prowadzone tak, by stawiać czytelnika przed kluczowymi pytaniami doświadczenia moralnego, których literatura polska dzisiaj dość stanowczo unika.

Książki wydane nakładem Wydawnictwa „TYTUŁ”

Proza

Stefan CHWIN, Krótka historia pewnego żartu

Stefan CHWIN, Hanemann

Stefan CHWIN, Esther

Stefan CHWIN, Złoty pelikan

Stefan CHWIN, Kartki z dziennika

Stefan CHWIN, Żona prezydenta

Stefan CHWIN, Dolina Radości

Stefan CHWIN, Dziennik dla dorosłych

Stefan CHWIN, Panna Ferbelin

Stefan CHWIN, Srebrzysko. Powieść dla dorosłych

Książki naukowe

Stefan CHWIN, Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni

Stefan CHWIN, Samobójstwo i „grzech istnienia”

Stefan CHWIN, Miłosz. Interpretacje i świadectwa

red. Krystyna CHWIN, Stefan CHWIN, Miłosz. Gdańsk i okolice. Relacje. Dokumenty. Głosy

Poezja

Krystyna LARS, Umieranki i inne wiersze

Stefan CHWIN, Krystyna LARS, Wspólna kąpiel

Krystyna LARS, Zaprosimy do nieba cały świat

Krystyna LARS, Proste wiersze o szczęściu

Księgarnia internetowa Wydawnictwa „TYTUŁ”

© Copyright by Wydawnictwo „TYTUŁ” © Copyright by Stefan Chwin

Projekt okładki: Anita Wasik Fotografia na I stronie okładki: Adam J. Chwin Fotografia na IV stronie okładki: Adam J. Chwin

Redakcja: Krystyna Chwin

W książce tej znalazły się głosy i parafrazy głosów m.in. Leszka Kołakowskiego, Arnolda Schwarzeneggera, Zbigniewa Herberta, Bridget Jones, kardynała Ratzingera, Ernesta Hemingwaya, polskich feministek, Winstona Churchilla, Neila Armstronga, Czesława Miłosza, Stevena Spielberga, św. Augustyna, Tadeusza Różewicza, Theodora Adorno, Adama Zagajewskiego, Charlesa Darwina, Jana Błońskiego, Fryderyka Nietzsche, księdza Józefa Tischnera, Tomasza Burka, Immanuela Kanta, księdza Rydzyka, Wisławy Szymborskiej, Jacka Santorskiego, średniowiecznych alchemików, mojej Żony oraz stu tysięcy innych osób, które znałem bliżej lub dalej.

Kto ciekaw, niech znajdzie.

Wydawnictwo TYTUŁul. Amundsena 5C lok 31, Gdańsk [email protected]

www.tytul.com.pl

Opracowanie wydania cyfrowego:Magdalena Witecka/Bushida Software

[email protected]

www.bushida.pl

Wydanie drukowane (oprawa twarda): ISBN 83-911617-9-XWydanie drukowane (oprawa miękka): ISBN 83-811617-6-5Wydanie w formacie ePUB: ISBN 978-83-89859-31-0Wydanie w formacie mobi: ISBN 978-83-89859-32-7