Zaufaj swoim marzeniom - Natalia Sońska - ebook + książka

Zaufaj swoim marzeniom ebook

Sońska Natalia

4,6

Opis

Autorka najpiękniejszych zimowych książek po raz kolejny zabiera nas na urokliwe południe Polski. Gwarantujemy, że po lekturze tej książki zapragniesz pojechać w góry!

 

Gdy nadarza się okazja wspólnego wyjazdu do Zakopanego, w sercu Pauliny pojawia się iskierka nadziei. Uwielbia jeździć na nartach i od dawna tego nie robiła; co jednak ważniejsze, firma, w której pracuje wraz z partnerem, ma realizować duże zlecenie – kompleks hotelowy pod samymi Tatrami! Robert obiecuje zaangażować ją w projekt. To miła odmiana w ich życiu – Paulina ma już dość jego egoizmu i opryskliwości.

Wkrótce kobieta przekona się, jak wiele może kosztować rezygnowanie z własnych marzeń.

Czy magiczna, grudniowa atmosfera Zakopanego pomoże Paulinie uporządkować w głowie wszystkie sprawy? A może to dzięki nowemu przyjacielowi, z którym może rozmawiać o problemach, otworzy wreszcie oczy?

W tej cudownej, zimowej opowieści Natalia Sońska udowadnia, że nigdy nie jest za późno, by zacząć spełniać swoje marzenia!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 439

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (219 ocen)
157
40
15
7
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
pychotka12346

Nie oderwiesz się od lektury

Ostatnia cześć serii zakopiańskiej .. aż łezka wzruszenia kręci się w oku , ze to już koniec ..
10
beti2270

Nie oderwiesz się od lektury

przepiękna, klimatyczna, góralska opowieść. i serdeczna Pani Aniela, która znowu sprowadza zbłąkaną duszę na dobre tory. tę historię po prostu trzeba przeczytać
10
Marcelinasl

Nie oderwiesz się od lektury

super🙂
10
Magda692

Nie oderwiesz się od lektury

Super
10
KBryl

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna i piękna książka, trudno mi było oderwać się. Z czystym sumieniem Polecam.
10

Popularność




 

 

 

 

Copyright © Natalia Sońska-Serafin, 2021

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2021

 

Redaktorka prowadząca: Sylwia Smoluch

Marketing i promocja: Aleksandra Wolska, Katarzyna Schinkel-Barbarzak

Redakcja: Paulina Jeske-Choińska

Korekta: Katarzyna Dragan

Skład i łamanie: Teodor Jeske-Choiński

Projekt okładki i stron tytułowych: Anna Damasiewicz

Zdjęcia na okładce: Ethan Hoover/Unsplash

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki

 

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

 

eISBN 978-83-66981-88-1

 

CZWARTA STRONA

Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.

ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

tel.: 61 853-99-10

[email protected]

www.czwartastrona.pl

 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

 

 

Spotkanie z nowymi klientami niepokojąco się przedłużało. Przez przeszkloną ścianę sali konferencyjnej nie widać było jednak, by rozmowy odbywały się w niespokojnej atmosferze. Kamienne, niewzruszone twarze wszystkich uczestników nie zdradzały absolutnie żadnych emocji, trudno było wywnioskować, czy umowa zostanie podpisana, czy też nie. A to był kontrakt, który mógł naprawdę przynieść firmie sporo dobrego: duży zysk i renomę na rynku.

Paulina stała w bezpiecznej odległości, opierając się o framugę drzwi swojego pokoju, i zagryzała nerwowo dolną wargę. Ściskała skrzyżowane na piersi ramiona i mimowolnie potrząsała nogą. Obserwowała uważnie całe spotkanie i z mowy ciała wszystkich, którzy znajdowali się w środku, starała się wyczytać nastroje. Serce waliło jej w piersi jak oszalałe. Ten kontrakt miał być w końcu też szansą dla niej. Ogromną szansą. Udział w projekcie mógł otworzyć jej drzwi do kariery, a jeśli stanie się tak, jak powiedział Robert, i zostanie wpisana do niego jako współautorka, będzie jedną z nielicznych osób ze swojego roku, które będą mogły poszczycić się taką realizacją. O ile umowa w ogóle zostanie podpisana.

Rano Robert powiedział, że inwestor miał pewne zastrzeżenia co do warunków kontraktu, chciał też przedyskutować kilka istotnych kwestii. Od tego zależało, czy zleci im wykonanie projektu ogromnej bazy hotelowej w Zakopanem. Gra była warta świeczki, a Paulinie wydawało się, że tym razem dla Roberta była to również kwestia ambicjonalna. Owszem, finansowo to miało być jedno z największych przedsięwzięć ich biura i to trafiło do Roberta w pierwszej kolejności, niemniej zaprojektowanie kompleksu hotelowego z pięcioma gwiazdkami, z ogromnym zapleczem sportowym, restauracjami i basenami termalnymi w samym sercu Tatr… to było coś.

Patrzyła więc nadal w kierunku sali konferencyjnej, czekając na jakikolwiek znak, nieśmiały choćby uśmiech któregokolwiek z zebranych, ruch dłoni kreślący w końcu podpis na umowie. Nawet nie zauważyła, kiedy z nerwów oprócz wargi zaczęła gryźć też paznokcie.

– Jeszcze nie wyszli? – usłyszała głos Joli, sekretarki, i podskoczyła przestraszona, przykładając dłoń do piersi. Popatrzyła na koleżankę z nietęgą miną.

– Nie, jeszcze nie – odparła po chwili, wypuszczając głośno powietrze.

– Może podejdę, zapytam, czy nie chcą kolejnej kawy? Może zaniosę jakieś dodatkowe ciastka? – zaproponowała.

– Robert prosił, żeby im nie przeszkadzać, powiedział, że da znać, jeśli będą czegoś potrzebowali – odpowiedziała, nie spoglądając nawet na sekretarkę i wciąż próbując coś wypatrzeć.

– Strasznie długo negocjują, już ponad dwie godziny. Nie masz żadnych informacji? Nikt nie wychodził?

– Raz, jeden z inwestorów, by odebrać telefon. – Wzruszyła ramionami.

– Wiesz, z drugiej strony, skoro tak długo coś omawiają, to znaczy, że rozmawiają o szczegółach umowy, negocjują. Gorzej, gdyby wyszli po półgodzinie, wtedy byłoby pewne, że nic z tego.

– Niby masz rację… Mimo wszystko okropnie się denerwuję.

– A esemes do Roberta? Chyba mógłby ci ukradkiem odpisać, jak idzie.

– Mógłby, ale tego nie zrobił. – Paulina popatrzyła na Jolę wymownie.

Oczywiście, że napisała, po około godzinie. Ba! Widziała doskonale, że go odczytał. Nie zdobył się jednak nawet na krótki komunikat, mimo że akurat w tamtej chwili przeglądał coś w telefonie, przecież go widziała. Ukłucie żalu pojawiło się na sekundę w okolicy jej serca. Nie od dziś miała wrażenie, że Robert nie traktuje jej poważnie. A może była przewrażliwiona? Byli w końcu w pracy i choć od jakiegoś czasu nie kryli się już z tym, że są parą, Robert nie raz powtarzał, że wolałby stwarzać tutaj choć namiastkę pozorów. Paulina zresztą też wolała, by traktował ją jak współpracowniczkę i nie dawał taryfy ulgowej, żeby inni nie pomyśleli, że zdobyła tę posadę w wiadomy sposób. Plotki były jednak nieuniknione i chyba zarówno ona, jak i Robert mieli świadomość tego, że ludzie po kątach mówią różne rzeczy. Starała się tym jednak nie przejmować, a Robert… cóż, dla niego liczył się zysk firmy i nowi klienci, nie jakieś pracownicze domysły na ich temat. Niemniej odpisać mógł, a zwyczajnie ją zlekceważył. W końcu co takiego by się stało, gdyby wysłał jej jakąkolwiek informację? Dobrze wiedział, jak się denerwowała tą dzisiejszą rozmową!

– Wiesz, że takie wpatrywanie się nic ci nie da? Tylko wrzodów się nabawisz z tych nerwów. I żylaków.

– Żylaków? – Paulina skrzywiła się i popatrzyła na koleżankę odruchowo.

– Od stania tutaj. I to jeszcze w takich wysokich szpilkach.

Obie popatrzyły w dół na buty Pauliny. Czarne zamszowe czółenka idealnie współgrały z ciemnymi pończochami i obcisłą, podkreślającą jej wszystkie atuty sukienką. Paulina lubiła się w takiej formalnej wersji, a jeszcze bardziej lubił ją w niej Robert. I pewnie właśnie dlatego od jakiegoś czasu nosiła się właśnie w taki sposób. Czy chciała mu się przypodobać? Może. Ale która kobieta nie chce podobać się swojemu mężczyźnie? Tylko że Paulina ostatnio coraz częściej chciała po prostu zwrócić na siebie uwagę Roberta, której ten poświęcał jej coraz mniej. Powtarzała sobie jednak, że musi przeczekać, aż dopną ten duży projekt na ostatni guzik, ona dołoży do niego swoją cegiełkę, a potem… Potem najprawdopodobniej Robert będzie miał ambicję, by sięgnąć po coś jeszcze większego.

Nawet nie zauważyła, gdy westchnęła z przejęciem, zwracając uwagę Joli, która przyjrzała jej się teraz uważnie.

– Chodź, usiądziemy w kawiarni na dole, wypijemy kawę, a gdy wrócimy, na pewno już będzie po wszystkim – zaproponowała sekretarka i chwyciła Paulinę za dłoń.

– Nie mogę się stąd ruszyć, przepraszam – odezwała się niepewnie. – Jeśli się skończy, a będą czegoś potrzebować… – starała się tłumaczyć.

– No dobrze, w takim razie chodź do socjalnego. Nawet jeśli skończą, z pewnością usłyszysz, że zrobiło się zamieszanie. Nikt przecież nie wymaga od ciebie, żebyś stała na baczność i czekała na polecenia, masz być po prostu w pobliżu. – Jola z całych sił starała się przekonać Paulinę, by w końcu trochę odpuściła.

Popatrzyła na koleżankę, a kiedy ta wyraźnie nie dawała za wygraną, w końcu uległa. Skinęła posłusznie głową, raz jeszcze spojrzała w stronę sali konferencyjnej, po czym udała się do niewielkiej kuchni, z której na co dzień korzystali pracownicy biura. Choć Jola próbowała zająć Paulinę jakąś luźną rozmową, ta zupełnie nie mogła się skupić, co chwilę nasłuchując odgłosów dobiegających z pozostałej części biura.

– Co tak w ogóle jest między tobą a Robertem? – zapytała nagle, czym udało jej się w końcu odwrócić uwagę Pauliny.

Kobieta spojrzała na nią zaskoczona i zamrugała szybko, rozchyliła usta i przez chwilę nie wiedziała, co odpowiedzieć. Upiła więc szybko łyk kawy, którą Jola właśnie przed nią postawiła, i syknęła, parząc się napojem. Sekretarka obdarzyła Paulinę rozbawionym spojrzeniem i pobłażliwie pokręciła głową. Usiadła naprzeciwko i cierpliwie czekała, aż koleżanka zbierze się w sobie.

– Jesteśmy razem. – Wzruszyła w końcu ramionami, a przez głowę zaczęło jej przemykać milion nieproszonych myśli.

– To już wiedzą chyba wszyscy. Ale czy to coś… poważniejszego?

– Chcesz zapytać o to, czy jestem z nim tylko dla posady? – odparła wprost, po czym uświadomiła sobie, że niestety, ale w dużej mierze łączyła ich właśnie praca. – Wiem, że pewnie wszyscy tak uważają. – Spuściła speszona wzrok. – I w dużej mierze faktycznie uzależniam od Roberta swoją przyszłość, bo jest w końcu wspólnikiem w tej firmie i mnie zatrudnia. Mogę przy nim rozwinąć skrzydła, dzięki temu projektowi moje nazwisko zacznie liczyć się w branży… Ale to nie dlatego się z nim związałam. Zakochałam się w nim, po prostu. A że teraz mi pomaga…

– A pomaga? Przepraszam, że ci to mówię, ale znamy się, od kiedy zaczęłaś tu pracę. Widziałam wasze początki i faktycznie wtedy wyglądałaś… oboje wyglądaliście na zakochanych w sobie bez pamięci. Ale teraz… Wydaje mi się, że nie jesteś do końca szczęśliwa w tym związku.

Ludzie się zmieniają, pomyślała. I nie o nią tutaj chodziło. Faktycznie, z Jolą poznała się już pierwszego dnia w pracy, gdy na ostatnim roku studiów postawiła wszystko na jedną kartę i podczas gdy jej znajomi korzystali z ostatnich chwil studenckiego życia, ona chciała złapać trochę stabilizacji i zawalczyć o swoją przyszłość. Złożyła CV w dużym biurze architektonicznym, zakładając, że będzie mogła przyglądać się pracy architektów, podszkoli się, by później otworzyć własną pracownię. Zwłaszcza że podczas studiów odbyła wiele innych bezpłatnych praktyk w renomowanych firmach i miała już spore doświadczenie w pracy. Świetnie jej się pracowało, choć projektom w biurze poświęcić się mogła tylko częściowo, musiała dociągnąć do końca studia. Gdy zdała egzaminy praktyczne i obroniła magisterkę, niespodziewanie zaproponowano jej stałe miejsce w zespole architektów. Eryk zauważył w niej potencjał i uznał, że nie mogą wypuścić z rąk takiego talentu. Nie posiadała się ze szczęścia! To był dla niej najlepszy start, o jakim mogła marzyć. Początkowo planowała zostać tu rok, może dwa.

Życie potoczyło się jednak zupełnie inaczej i zweryfikowało jej plany. Podczas jednego z pierwszych wyjazdów integracyjnych poznała bliżej jednego ze wspólników, Roberta Pałkowskiego, w którym się zauroczyła, z wzajemnością rzecz jasna. Początkowo przez długi czas tłumili w sobie tę fascynację, oboje bowiem wiedzieli, że taka relacja nie będzie przychylnie odbierana przez innych pracowników. Nie potrafili jednak zwalczyć w sobie tego uczucia i w końcu poddali się mu w zupełności. Wspominając tamten okres, Paulina za każdym razem uśmiechała się mimowolnie, a na jej policzki wstępował rumieniec. To był naprawdę cudowny czas: pierwsze, na pozór przypadkowe muśnięcia dłoni, subtelne uśmiechy, coraz odważniejszy flirt, aż w końcu ten pierwszy pocałunek, pod firmą, gdy jej zepsuł się samochód, a wychodzący po nadgodzinach Robert przyszedł jej z pomocą.

Była wtedy zła na cały świat! Roszczeniowy klient zrobił jej karczemną awanturę, że nie uwzględniła jego pomysłów w projekcie domu, choć zmieniał koncepcję tyle razy, że każdy by się pogubił. Wylała na siebie kawę, przez co wyszła na niepoważną podczas spotkania z innym inwestorem, bo nie miała czasu, by pojechać do mieszkania i się przebrać. A na domiar złego pokłóciła się z siostrą, do której miała polecieć na święta do Anglii, i wisiała nad nią wizja spędzenia Bożego Narodzenia w samotności po raz pierwszy w życiu. I jeszcze ten nieszczęsny samochód, który w piętnastostopniowym mrozie po prostu nie chciał odpalić! Nie mówiąc już o niespełnionym uczuciu, które choć bardzo starała się zagłuszyć, dawało o sobie coraz bardziej znać, kłując w samo serce.

Stała przed podniesioną maską samochodu i wpatrywała się w silnik, była bliska rozpaczy. Nie miała pojęcia, co zrobić, a pomoc drogowa, jak na złość, tego dnia miała tyle zgłoszeń, że mogli do niej przyjechać najwcześniej za dwie, trzy godziny. Nie wyobrażała sobie czekać tyle na siarczystym mrozie. I tak naprawdę nic takiego by się nie stało, gdyby po prostu zostawiła samochód pod firmą i wróciła tramwajem do domu, gdyby nie fakt, że obiecała starszej sąsiadce zawieźć ją następnego dnia rano na badania, na drugi koniec miasta.

Zrezygnowana oparła się dłońmi o auto i zwiesiła głowę między ramionami, a łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Chciała choć na chwilę przestać tak bardzo się wszystkim przejmować. Pociągała nosem, chlipiąc cichutko, gdy nagle usłyszała kroki zbliżające się w jej kierunku. Padający gęsto śnieg, który już pokrył grubą warstwą drogę, skrzypiał pod czyimiś butami.

Robert podszedł do niej i położywszy dłoń na jej ramieniu, pochylił się nad nią, zapytał, jak może pomóc. Zaskoczona uniosła wzrok, a kiedy zobaczyła jego zatroskaną twarz, najpierw, szlochając, wyrzuciła z siebie cały ciężar tego dnia, by w końcu rozpłakać się nad tym, jak bardzo musiała wydawać się żałosna. A on po prostu wziął ją w ramiona i mocno przytulił. Gładził jej plecy, aż jej płacz ucichł. Wtedy odsunął się nieznacznie, wziął jej twarz w dłonie i delikatnie pocałował. I całował ją później z czułością każdego kolejnego dnia. Budził ją pocałunkami i nie pozwalał zasnąć bez świadomości, że jest dla niej tuż obok. Był cudowny, kochany, troskliwy, wyrozumiały. Był ucieleśnieniem wszystkiego, czego pragnęła od wymarzonego mężczyzny. Każdego kolejnego dnia zatracała się coraz bardziej, zakochując się w nim bez pamięci. A Robert codziennie umacniał w niej przeświadczenie, że czuje do niej dokładnie to samo.

Co się więc stało, że dokładnie trzy lata później to wszystko stało się tak odległe, jakby było tylko wyobrażeniem? Dlaczego, tak jak zauważyła Jola, brak w niej było tej iskry, która płonęła prawdziwym gorącym ogniem, gdy tylko Robert znajdował się w pobliżu? Czy to Paulina tak bardzo się zmieniła, że to, co było dla niej całym światem, teraz przestało wystarczać? A może to jej cały świat zmienił się nie do poznania? Ile by dała, by wrócić do tamtych chwil! Teraz poranne czułości zastąpił budzik o piątej dwadzieścia, poranny jogging Roberta w pobliskim parku, szybki prysznic, śniadanie zjedzone w pośpiechu i wyjście do pracy o godzinę za wcześnie. Wieczorami zaś, gdy wracał, to nawet jeśli ona była u niego, a nie w swoim mieszkaniu, zasiadał przed laptopem, by przejrzeć wiadomości z całego dnia i przeczytać jakieś branżowe artykuły, albo, co zdarzało się coraz częściej, zamykał się w biurze i pracował, wychodząc tylko do łazienki i po coś do zjedzenia. A Paulina miała wrażenie, że stała się obserwatorką jego życia. I gdyby nie to, że od czasu do czasu jeszcze ze sobą sypiali, choć zwykle wtedy, gdy Robert miał na to ochotę, pewnie uznałaby, że nie są już parą.

Dlaczego więc wciąż z nim była, łudząc się, że ta relacja ma jeszcze jakąś przyszłość? Przecież dla Roberta przez ostatnie co najmniej pół roku nie liczyło się nic innego poza… pracą. I pieniędzmi, które chciał zarabiać dzięki kolejnym dużym projektom, o które zaciekle walczył.

No właśnie, liczyła się praca i praca też wyjątkowo mocno ich łączyła. Rzadko rozmawiali na prywatne tematy, za to bardzo dużo o pracy, o firmie, o projektach, o zyskach. Raczej to Robert mówił, a ona słuchała. I gdy była już wściekła, że nie zwraca na nią, na nich uwagi, potrafił ją rozbroić kilkoma słowami: Co ja bym bez ciebie zrobił; gdyby nie ty, nigdy tak daleko bym nie zaszedł; obiecuję, że ci to wynagrodzę; przy tobie uwierzyłem we własne możliwości; pokazałaś mi, co to znaczy marzyć i spełniać marzenia! Tylko jej nie do końca o takie marzenia i plany chodziło… On był jej marzeniem, do całkiem niedawna.

Ale gdy ostatnio przeprosił, że tak bardzo skupił się na obowiązkach i zaniedbał ich związek, i obiecał, że wszystko zmieni się, gdy tylko wezmą to zlecenie na hotel w Zakopanem, uwierzyła, że tak będzie. Zwłaszcza gdy wieczorem przypomniał jej o pierwszych tygodniach ich znajomości – zaskoczył ją i przygotował kolację, a po cudownych, upojnych chwilach w sypialni przyznał, że będzie potrzebował jej pomocy przy tym projekcie i dlatego zostanie jego współautorką. Miłość w niej odżyła. Dawał jej szansę, o jaką sama bała się jeszcze zawalczyć.

Tamten wieczór minął szybko, a po nim przyszedł kolejny dzień. Jak nagłe otrzeźwienie. Paulina jednak zaczęła żyć nadzieją, że niebawem naprawdę wszystko wróci na właściwe tory. I choć ich codzienność znów stała się przytłaczającą rutyną, w której Robert był skupiony na sobie i pracy, Paulina wierzyła, że to tylko tymczasowe, a jej mężczyzna naprawdę widzi, jak bardzo w ostatnim czasie się zmienił.

Być może nie był to najszczęśliwszy okres w jej życiu, ale chciała dać Robertowi jeszcze jedną szansę. Zwłaszcza że praca w jego firmie, szczególnie przy tym projekcie, mogła być dla niej ogromną szansą. Doskonale zdawała sobie sprawę, że gdyby doszło do rozstania, musiałaby odejść z biura. Duma nie pozwoliłaby jej zostać. W głębi duszy wiedziała, że poradziłaby sobie sama, nie raz zresztą już to robiła, życie dostatecznie paskudnie ją doświadczyło. Chodziło o ten jeden projekt, w którym miała współuczestniczyć, a po jego zakończeniu… wszystko miało się wyklarować.

Już miała odpowiedzieć Joli, gdy na korytarzu zapanowało wyczekiwane poruszenie. To był wyraźny znak, że spotkanie się zakończyło. Nie zwlekając, Paulina poderwała się z miejsca i szybkim krokiem ruszyła w tamtą stronę. Zwolniła, gdy przy recepcji zauważyła żegnających się z jej przełożonymi inwestorów. Ściskali sobie energicznie dłonie i wydawali się zadowoleni, ktoś nawet rzucił żartem, a wszyscy krótko się zaśmiali. Kiedy z ust Roberta usłyszała pogodne „do zobaczenia”, gdy klienci wsiadali do windy, a potem jej mężczyzna i jego wspólnik Eryk z szerokim uśmiechem przybili sobie żółwika, odetchnęła z ulgą. Udało się, pomyślała, po czym jej umysł powtórzył to jeszcze kilka razy, w znacznie większej euforii.

Nie czekając, ruszyła za Robertem do jego biura. Kiedy weszła do środka, zamykając za sobą drzwi, ten właśnie z ulgą luzował sobie krawat. Oparła się o ścianę, kryjąc ręce za plecami, i z łagodnym uśmiechem popatrzyła na niego. Widziała, że jest z siebie zadowolony, że jego plan się powiódł, w oczach błyszczała mu satysfakcja. Spojrzał na nią i szeroki uśmiech zajaśniał na jego twarzy. Odrzucił krawat na biurko, po czym podszedł do niej szybkim krokiem i wpił się w jej usta bez najmniejszego uprzedzenia. Zaskoczona zamrugała szybko, a otrząsnąwszy się, w końcu odpowiedziała na ten pocałunek i położyła dłonie na jego karku, jeszcze bardziej się do niego zbliżając. Całował ją namiętnie, czule, przywołując te najpiękniejsze wspomnienia. Potrzebował właśnie takich bodźców, takiej euforii, wtedy znów przypominał dawnego siebie!

Zaskakując ją, po raz kolejny oderwał się od niej, objął w pasie i podniósł, obracając wokół własnej osi. Zaśmiała się wesoło, a kiedy postawił ją znów na podłodze, ujął w dłonie jej twarz i spoglądając prosto w oczy, powiedział:

– Mamy to. Paula, mamy ten kontrakt! Udało się! – Znów ją pocałował, a kobieta wtuliła się w niego z całej siły.

– Gratuluję, kochanie. Bardzo się cieszę. – Odsunęła się na chwilę od niego. – Opowiesz mi coś więcej? Strasznie długo rozmawialiście, denerwowałam się. Napisałam ci nawet esemesa…

– Tak, wiem, przepraszam, nie miałem jak odpisać – uciął krótko, a Paulina poczuła ukłucie żalu. Nie chciała jednak wracać do tamtej chwili.

– W takim razie nad czym tak długo debatowaliście? – zapytała raz jeszcze, starając się utrzymać swobodny ton.

– Przez pierwszą część spotkania omawialiśmy warunki współpracy. Inwestorzy postawili nam ultimatum, byśmy podjęli przy tym projekcie współpracę z zakopiańskim biurem projektowym. Uznali, że skoro ma on być mocno oparty na folklorze we współczesnym wydaniu, to tamci będą wiedzieli, jak takie elementy wprowadzać. Zasadniczo w kwestiach finansowych dla nas nic się nie zmienia, w większości to my będziemy przewodniczyć w tym projekcie, ale mamy się konsultować.

– Musieliście się zgodzić na taki układ? Taka praca na odległość może być dość uciążliwa – wtrąciła niepewnie Paulina.

– Nie mieliśmy wyjścia. Ale z drugiej strony, to też dobre rozwiązanie, bo jednak odpowiedzialność się rozkłada, a poza tym tamci będą pilnować tematów na miejscu, znają lokalnych wykonawców i wiedzą, jakie rozwiązania można wprowadzać. No i co ciekawe, mają kogoś tutaj, we Wrocławiu, coś na zasadzie jednoosobowej filii współpracującej z innym jeszcze biurem, więc przedstawiciel zawsze będzie na miejscu.

– Czyli nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło?

– Dokładnie.

– Kiedy w takim razie zaczynamy pracę? – Paulina w końcu się rozluźniła i uśmiechnęła szeroko.

– W przyszłym tygodniu powinniśmy ruszyć. – Robert rozparł się w fotelu, po czym wyciągnął w stronę Pauliny dłoń, by do niego podeszła. – Ale w pierwszej kolejności… – mruknął i posadził ją sobie na kolanach – muszę ci podziękować. Byłaś dla mnie bardzo cierpliwa… – powiedział jej półszeptem do ucha, a potem musnął wargami skórę na jej szyi.

Paulina zaśmiała się cicho i choć poczuła, że tym gestem pobudził w niej pragnienie bliskości, coś mimo wszystko ją powstrzymywało.

– Robert… A jeśli ktoś wejdzie? Daj spokój… – mówiła, uśmiechając się, gdy całował jej dekolt, odważnie sunąc dłonią po udzie, zahaczając o brzeg pończochy, by sięgnąć jeszcze wyżej.

– Wystarczy przekręcić kluczyk w drzwiach… Zresztą nikt tu nie wchodzi bez pukania. Oprócz ciebie. – Nie przestawał, odsłaniając odważniej jej dekolt w sukience.

– I akurat nikt się nie domyśli, jeśli znikniemy tu na dłuższy czas oboje. – Popatrzyła na niego znacząco i przytrzymała jego dłoń.

– Nie musi być długo. – Spojrzał na nią lubieżnie. – Mamy wprawę w szybkich numerkach pomiędzy spotkaniami. – Przygryzł płatek jej ucha. – Tutaj – dotknął wymownie blatu biurka – w toalecie, w socjalnym… – pomrukiwał.

– Jesteś niemożliwy. – Zaśmiała się, po czym ujęła jego twarz w dłonie i soczyście go pocałowała, odwracając tym samym jego uwagę, i szybko zeskoczyła z jego kolan. – Wieczorem w mieszkaniu będziemy mieć znacznie więcej czasu – powiedziała wymownie.

– Wieczorem, kochanie – odparł Robert, wzdychając ze zrezygnowaniem – wyjeżdżamy do Zakopanego.

Paulina popatrzyła na niego zdezorientowana, skrzywiła się i podeszła o krok, domagając się wyjaśnień.

– Musimy pojechać na spotkanie z pracownikami tamtego biura i omówić kilka istotnych kwestii dotyczących naszej współpracy, zobaczyć teren, na którym ma powstać hotel, odwiedzić parę urzędów, by posprawdzać kilka istotnych dla budowy i samego projektu kwestii. Jeśli w przyszłym tygodniu mamy zacząć pracę, musimy mieć komplet informacji.

– I wyjeżdżacie z Erykiem już dzisiaj?

– Wyjeżdżamy razem z tobą. Będę cię tam potrzebował, nikt tak jak ty nie ogarnia papierkowej roboty, jesteś moją prawą ręką, skarbie. – Wstał z miejsca i podszedł do niej.

– Jestem przede wszystkim architektem i mam swoje projekty do zakończenia. – Uśmiechnęła się wymownie.

– Owszem, ale ten jest nadrzędny. Kończy ci się jakiś termin w najbliższym czasie?

– A na jak długo mielibyśmy tam pojechać?

– To zależy, ile zajmą nam formalności, ale myślę, że na cztery, może pięć dni. Pięciogwiazdkowy hotel ze spa. Być może jakieś narty? – mówił zachęcająco, aż w końcu objął ją w talii i przyciągnął do siebie.

– Narty?

– Wczoraj w Tatrach spadł śnieg. – Wyszczerzył się. – Ale jeśli będziesz wolała wygrzać się w saunie, droga wolna.

Paulina zrobiła szybki rekonesans w głowie, by upewnić się, jakie ma terminy i na jakim etapie stoi z dotychczasową pracą. Te pięć dni nie powinno zaburzyć jej planu pracy, a jeśli Robert chciał, by pojechała, zapewne była mu potrzebna. Nie mogła też kręcić nosem, skoro miała być częścią tego projektu.

– No dobrze. O której wyjeżdżamy?

– Jak najszybciej. Do Zakopanego mamy spory kawałek. I tak zajedziemy w nocy. Przed południem jesteśmy umówieni z naszymi nowymi współpracownikami. Jeśli potrzebujesz więcej czasu na pakowanie, możesz iść już teraz. – Cmoknął ją w usta. – A gdybyś w tym wszystkim znalazła jeszcze chwilę, by… – dodał niepewnie.

– Spakować też ciebie? – Zaśmiała się krótko.

– Znacznie by nam to usprawniło wyjazd. Ale jeśli nie dasz rady, to nie ma problemu. – Uśmiechnął się do niej łagodnie.

– Pojadę najpierw do siebie, a później do ciebie i tam się spotkamy – zdecydowała.

Robert wyraźnie się rozluźnił, a potem raz jeszcze ją pocałował, po czym przyznał, że musi wracać do pracy. Choć przez chwilę wahała się, czy nie zostać, by nieco podgonić pracę, ostatecznie uznała, że jeśli ma spakować ich oboje, rzeczywiście powinna już się zbierać.

– Hej, no i jak? – usłyszała głos Joli, gdy zabrawszy swoje rzeczy, szła w kierunku windy. – Wychodzisz?

– Tak, muszę dziś wyjść wcześniej, jedziemy do Zakopanego.

– Do Zakopanego?!

– Tak, dopełnić formalności związane z projektem. – Uśmiechnęła się szeroko i streściła szybko to, o czym opowiedział jej chwilę wcześniej Robert.

– Czyli to nie plotki? – Jola aż pisnęła.

– Nie! Mamy to! Zlecili nam ten projekt i jutro mamy spotkanie ze współpracownikami w Zakopanem! – dodała radośnie.

– Ale się cieszę! – Jola uścisnęła Paulinę. – I wszyscy jadą do Zakopanego?

– Nie, tylko Robert, Eryk i… ja. – Skrzywiła się.

Jola pokiwała powoli głową.

– To duży projekt, będę w nim uczestniczyć, więc… – próbowała się tłumaczyć, choć doskonale wiedziała, co pomyślała koleżanka. – Robert potrzebował sekretarki.

Nie, nie mogła zawracać sobie tym głowy! Faktycznie, w tym przypadku mogło wyglądać to tak, jakby miała specjalne względy u szefa albo jakby on potrzebował właśnie asystentki, nie architekta. Czy jednak powinna się teraz nad tym zastanawiać? Dla swojego spokoju absolutnie nie.

– Wiesz co, to nieistotne. – Machnęła ręką Jola, widząc, że Paulina zaczyna się namyślać. – Owocnej współpracy, pokażcie im, co potraficie! – Uścisnęła Paulinę i niemal wepchnęła ją do windy.

Kobieta uśmiechnęła się nerwowo, uniosła na pożegnanie dłoń, po czym spuściła wzrok, czekając, aż zasuną się masywne metalowe drzwi. Spojrzała wtedy w lustro i posłała do siebie pokrzepiający uśmiech. Była świetnym architektem, wiedziała o tym. Brak jej było tylko większego doświadczenia, dużego projektu na koncie, po którym mogłaby wystartować z własną działalnością, a to miała szansę osiągnąć już całkiem niedługo. Dzięki Robertowi. Dzięki sobie! Wzięła głęboki wdech, a jej uśmiech stał się mniej pewny. Szybko jednak podniosła głowę, przeczesała palcami swoje jasne miękko opadające na ramiona włosy, po czym zapięła płaszcz i otuliła się szczelniej miękkim szalem.

Przebiegła przez ulicę, wsiadła do auta i już miała odpalać silnik, gdy z torebki dobiegł ją dźwięk telefonu. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy ujrzała na wyświetlaczu zdjęcie swojej przyjaciółki Soni, i od razu odebrała.

– Cześć! Możesz rozmawiać czy masz dużo pracy? – zapytała Sonia.

– Mogę, mogę. Coś się stało?

– Nie, nic, dzwonię tylko, żeby zapytać, czy znajdziesz dla nas dzisiaj chwilę, czy miłościwie panujący zupełnie pochłania twój wolny czas.

Nie dało się nie wyczuć sarkazmu, ale Paulina przyzwyczaiła się już, że Sonia nie przepadała za Robertem. Zazwyczaj starała się zbytnio nie zdradzać ze swą niechęcią, niemniej kiedy zauważyła ochłodzenie w relacji między nimi, nastawiła się jeszcze bardziej bojowo w stosunku do Roberta. Dla niej zawsze był karierowiczem, który przez pewien czas po prostu dobrze się maskował.

– Przepraszam cię, Sonia, ale wyjeżdżamy dziś do Zakopanego. Nie dam rady – powiedziała z lekkim smutkiem w głosie, choć w środku coraz bardziej cieszyła się na ten wyjazd.

– No nie mów, że Robert wpadł na pomysł, żeby zabrać cię do Zakopanego? – odparła zaskoczona.

– Jedziemy służbowo. Dostaliśmy to zlecenie, o którym ostatnio wam opowiadałam. I powiem ci szczerze, już nie mogę się doczekać! Już tak dawno nie byłam w górach!

– Chodzi o to zlecenie na kompleks hotelowy?

– Dokładnie – odparła dumnie i wyprostowała się.

– No, kochana, moje gratulacje! Czyli Robert dotrzymał słowa, naprawdę będziesz go współtworzyć?

– Na to wygląda. Zwłaszcza że do Zakopanego jadę ja, Robert i Eryk. Nikt więcej.

– Jeszcze trochę i zacznę go lubić…

– Sonia…

– Och, nic już nie mówię. Bardzo się cieszę, że dostaliście ten projekt, choć pewnie przez to będziesz jeszcze mniej dostępna.

– Spokojnie, dla was zawsze znajdę czas. Powinniśmy wrócić za cztery, pięć dni. Może wtedy uda nam się spotkać?

– Jasne, bądźmy w kontakcie. Pamiętaj tylko, że w następną sobotę są urodziny Karola połączone z fetą z okazji awansu.

– Przecież pamiętam! – odparła zgodnie z prawdą. – Będę na pewno, nie musisz się o to martwić. Wiem, ile dla Karola znaczy ten kop w górę w pracy.

– Tylko się nie wygadaj, on wciąż myśli, że wpadniemy tylko w czwórkę, by posiedzieć u niego przy piwie, nie spodziewa się takiej imprezy.

– Za kogo ty mnie masz… – Pokręciła głową, a chwilę później pożegnała się i wrzuciła telefon do torebki.

Do soboty z pewnością zdążą wrócić. Taką przynajmniej miała nadzieję. W każdym razie ona wróci na pewno.

Paczka przyjaciół była dla niej bardzo ważna. Paulina, Sonia, Martyna, Karol i Jacek znali się jeszcze z czasów szkolnych i od tamtej pory tworzyli naprawdę zgraną ekipę. I choć na przestrzeni lat nawiązywali znajomości, poznawali nowe osoby, które dołączały do ich grupki, a potem odchodziły, ten pięcioosobowy skład zawsze był niezmienny. Zawsze też mogli na siebie liczyć, traktowali się niemal jak rodzeństwo, mimo że nie łączyły ich więzy krwi. Paulina nie wyobrażała sobie więc nie dojechać na przyjęcie urodzinowe Karola, zwłaszcza że mieli oblewać też jego upragniony, zasłużony po kilku latach ciężkiej pracy awans na dyrektora zarządzającego w jednej z dużych firm informatycznych we Wrocławiu.

Skończywszy rozmowę, Paulina od razu ruszyła w stronę swojego mieszkania. Miała jeszcze dziś sporo spraw do załatwienia. Tylko, nie wiedzieć czemu, jakaś myśl z tyłu głowy mąciła jej spokój.

 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 2

 

 

 

Paulina przebudziła się dopiero, kiedy późną nocą dojechali do Zakopanego. Robert zgasił silnik na parkingu przed ogromnym hotelem i przeciągnął się, prostując plecy, po czym przekrzywił kark w jedną i drugą stronę.

– Dojechaliśmy?

– Tak, śpiochu. Przespałaś prawie całą drogę, nie obudził cię nawet postój za Katowicami. – Zaśmiał się i obrócił w jej stronę.

– Przepraszam, miałam cię zmienić…

– Poprowadzisz w drodze powrotnej. – Uśmiechnął się do niej łagodnie.

– Jak tu ładnie. – Nachyliła się do przodu, spoglądając na piękny, nowoczesny budynek i otoczenie wokół hotelu.

– U nas będzie jeszcze ładniej.

Robert wyszczerzył się, po czym sam się rozejrzał i w końcu wysiadł z samochodu. Zabrał ich walizki i oboje udali się do recepcji, by się zameldować.

– A Eryk? – zapytała nagle Paulina, przypominając sobie, że wspólnik Roberta wyjechał z Wrocławia razem z nimi.

– Zrobił sobie dłuższy postój w Krakowie, dojedzie albo później, albo z samego rana. – Uśmiechnął się wymownie Robert.

– To dlatego nie chciał jechać z nami? – Paulina zaśmiała się i pokręciła łagodnie głową. – Jak ona miała na imię, Matylda?

– Jakoś tak. Wiesz, jaki jest Eryk, lubi być niezależny, właśnie z takich powodów. A ja nie będę mu ojcował, to dorosły facet.

– Nic nie mówię. To jego życie. Ale to chyba jedyna dziewczyna, z którą po balu architekta spotkał się więcej niż raz.

– Fakt, tę jakoś wyjątkowo polubił – skomentował Robert i podał recepcjonistce dokumenty.

Eryk, jego wspólnik, był idealnym wzorem bawidamka i kogoś, kto nie lubił wikłać się w jakiekolwiek zobowiązania. Spotykał się z wieloma kobietami, wyłącznie w jednym celu – dla przyjemności. Jedynym plusem było to, że zawsze od początku jasno określał swoje zamiary, nie oszukiwał, więc każda z jego chwilowych partnerek od początku wiedziała, na co się decyduje. Cóż, każdy żył według własnych zasad i własnego sumienia. Niemniej Paulina cieszyła się, że w tym względzie Robert tak bardzo różnił się od swojego wspólnika. Miał sporo wad, ostatnio coraz więcej z nich zaczynało jej przeszkadzać, ale mimo wszystko był dobrym i uczciwym człowiekiem, za to go ceniła.

Kiedy w końcu znaleźli się w swoim pokoju, Paulina w pierwszej kolejności podeszła do okna. Była ciekawa, czy poranek przywita ją widokiem na Giewont. Nie pomyliła się. Błyszczący wysoko na niebie księżyc już oświetlał majestatycznie spoczywającego Śpiącego Rycerza. Ten widok zapierał dech w piersiach, wywołując uczucie nieopisanego zachwytu. Dotychczasowy niepokój nagle wyparował, a jej pierwotny opór przed wyjazdem tutaj rozmył się zupełnie. To miejsce miało w sobie dziwny magnetyzm, a Paulina właśnie w tej chwili poczuła jego przyciąganie.

Ocknęła się dopiero, gdy Robert trzasnął drzwiami od łazienki.

– Całkiem tu przyjemnie. – Wyrwał ją z zamyślenia. – Ale chyba czas położyć się spać. Od rana czeka nas dużo pracy. – Cmoknął ją w policzek, po czym wślizgnął się pod kołdrę i kilka minut później pogrążony był już we śnie.

Paulina uśmiechnęła się smutno, na chwilę jeszcze zwracając się w stronę okna. Miała nadzieję, że jutro też będzie leżał śnieg. W górach pogoda bywa zmienna, nie można być pewnym prognoz. Robert co prawda planował narty, niemniej w każdej chwili mógł spaść deszcz. Paulina zasłoniła okno i również się położyła.

 

* * *

Rano faktycznie musieli wstać wcześnie. Po przepysznym hotelowym śniadaniu od razu udali się wraz z Erykiem, który zdążył już dojechać, na umówione spotkanie w siedzibie biura Markiewicz i Partnerzy. W pierwszej kolejności mieli omówić zasady współpracy, a później rozdzielić odpowiednio zadania. Lekkie przejęcie towarzyszyło Paulinie już od chwili, gdy wyszli z hotelu, udało jej się jednak na chwilę o nim zapomnieć, gdy wyjechali na główną ulicę, a ich oczom znów ukazał się ten przepiękny krajobraz, na szczęście wciąż zimowych Tatr. Był początek grudnia, niektóre stoki narciarskie już rozpoczynały pracę, kręciło się trochę turystów z zimowym sprzętem sportowym, część wybierała piesze wycieczki po górach. W drodze do centrum mijali kilka grupek z kijkami trekkingowymi, innych z potężnymi plecakami turystycznymi, najpewniej z uwagi na dłuższe trasy i konieczność nocowania w schroniskach. Paulina sama przez chwilę zapragnęła udać się na taką wędrówkę. Nie była zakochana w górach, raczej wybierała wakacje nad morzem, nie tutaj. Od wczoraj jednak to miejsce wyjątkowo jej się podobało i zaczynała cieszyć się, że być może dzięki nowemu projektowi będzie mogła poznać je na nowo.

Kiedy dotarli do biura, zamiast folklorystycznego wystroju i wykończenia powitała ich surowa, gustowna nowoczesność. Paulina poczuła się trochę jak we Wrocławiu. Spodziewała się po tutejszych architektach większego tradycjonalizmu. Zakopane kojarzyło jej się z drewnianym, rzeźbionym wykończeniem wnętrz, wzorem w róże, jak na góralskich spódnicach, i skórami na ścianach.

– Dzień dobry. Jesteśmy umówieni z panem Jakubem Markiewiczem – powiedział Robert, podchodząc do młodej sekretarki siedzącej ze biurkiem w holu.

– A tak, szefostwo czeka na państwa w sali konferencyjnej, zaprowadzę – odparła grzecznie dziewczyna i zaprosiła całą trójkę w głąb pomieszczenia.

Rzeczywiście, dwóch mężczyzn siedziało już w pokoju, do którego wprowadziła ich sekretarka. Mamy małą przewagę, pomyślała Paulina, jakby co najmniej chodziło o jakąś rozgrywkę. Była niemal pewna, że Robert lub Eryk będą chcieli zabłysnąć swoją wyższością. Kilka razy usłyszała już z ich ust niewybredne komentarze na temat „upartych górali”, miała tylko nadzieję, że nie będzie musiała się wstydzić. Tym bardziej, że na jej oko miejsce zrobiło wrażenie i na nich.

Gospodarze niemal jednocześnie podnieśli się ze swoich miejsc.

– Jakub Markiewicz, miło mi – przedstawił się wysoki, elegancki blondyn, który z powodzeniem mógłby stać się twarzą ekskluzywnej marki odzieżowej. – Myślę, że skoro mamy razem pracować, najwygodniej będzie od razu mówić sobie po imieniu – zaproponował, a Robert, podając mu dłoń, bez wahania przystał na tę propozycję.

– Robert Pałkowski. Miło mi. A to Eryk Kowalski, mój wspólnik, i nasza asystentka, Paulina Klesser – dodał, a Paulinie w tej chwili zrobiło się dziwnie nieswojo.

Była przecież architektem, nie jakąś asystentką prezesa! Już miała sprostować, posyłając jednocześnie upominawcze spojrzenie Robertowi, gdy podała dłoń wspólnikowi Markiewicza i na chwilę zabrakło jej słów.

– Bartłomiej Majerczyk, wspólnik Jakuba. – Uścisnął Paulinie dłoń, gdy ta odruchowo ją wyciągnęła. Brunet o łagodnych, ale bardzo męskich rysach twarzy uśmiechnął się do niej, a zaraz potem zmrużył oczy, jakby próbował sobie przypomnieć jej twarz. Paulina też była pewna, że skądś go zna, ba!, miała wrażenie, jakby znali się bardzo dobrze, nie mogła tylko przypomnieć sobie skąd.

– Czy my się gdzieś nie spotkaliśmy? – zapytał pierwszy, wciąż się jej przyglądając.

– Wyjął mi pan to z ust…

– Chyba przeszliśmy na „ty”. – Uśmiechnął się wymownie.

– Racja, przepraszam. – Lekko się zmieszała. – Też mam wrażenie, że to nie jest nasze pierwsze spotkanie… – dodała powoli. – Tylko skąd moglibyśmy się znać, skoro ty jesteś stąd, a ja…

– Szkolenie z technologii domu samowystarczalnego. – Pstryknął palcami w powietrzu. – Ubiegły rok, październik, szkolenie organizowane przez Politechnikę Wrocławską – dodał mężczyzna, a Paulinie uśmiech zajaśniał na twarzy.

– Faktycznie! Pożyczyłam ci ładowarkę do telefonu. – Uśmiechnęła się szeroko.

– I nie chciałaś dać się później zaprosić na kawę w podziękowaniu. A tak naprawdę uratowałaś mi skórę. – Puścił do niej oko.

– Drobiazg, naprawdę. – Zaśmiała się, po czym momentalnie spoważniała, czując na sobie spojrzenie Roberta.

Popatrzyła na niego przelotnie i w tym samym momencie wróciła do niej złość za to, co przed chwilą powiedział. Zwłaszcza, że sam Bartek też pociągnął ten temat.

– Jesteś asystentką? Wydawało mi się, że mówiłaś wtedy, że projektujesz…

– Bo jestem architektem, Robert najwyraźniej się przejęzyczył – sprostowała szybko, z nadzieją, że było właśnie tak, jak powiedziała.

– Kto by pomyślał, że ten świat jest taki mały, a my spotkamy się ponownie w Zakopanem.

– I jeszcze będziemy współtworzyć poważny projekt. – Rozpromieniła się Paulina.

Chciała coś jeszcze dodać, ale wtedy Jakub zaproponował, by usiedli. Spotkanie rozpoczęło się na dobre, a Paulina skupiła się na poruszanych w rozmowach kwestiach. Raz po raz zerkała też na nowego – starego znajomego, który początkowo raczej przysłuchiwał się, niż mówił. Przypomniała sobie wtedy, że podczas tego trzydniowego szkolenia mieli okazję kilkukrotnie porozmawiać, nawet przez większość zajęć zajmowali miejsca obok siebie, wymieniali się spostrzeżeniami i dyskutowali na branżowe tematy. Jaki ten świat mały! Bartek wydał jej się naprawdę sympatycznym mężczyzną, ale nie sądziła, że kiedykolwiek jeszcze się spotkają! Na szkolenie przyjechali przecież ludzie z całej Polski! Paulinie zupełnie nie zależało wtedy, by nawiązać z nim czy kimkolwiek innym bliższą znajomość. Zapomniała o tym człowieku wraz z zakończeniem szkolenia. Mimo wszystko miło było go znów zobaczyć.

– No dobrze, jak zatem zorganizujemy naszą współpracę na odległość, konsultacje, zmiany w projekcie? Będziemy spotykali się raz u nas, raz tutaj? – zapytał nagle Eryk, wyrywając Paulinę z zamyślenia.

– Myślę, że spotkania ogólne raz na dwa, trzy tygodnie, może nawet raz na miesiąc, powinny wystarczyć. A w razie konieczności szybkich konsultacji Bartek będzie działał z naszego ramienia we Wrocławiu. I tak stale tam przebywa, bo współpracuje z zaprzyjaźnionym biurem – zaproponował Jakub.

– To brzmi jak dobry plan – odparł Robert.

Paulina spojrzała przelotnie na Bartka. Dobrze było wiedzieć, że będą współpracować z kimś znajomym. O ile w ogóle mogła go tak określić. Niemniej zarówno on, jak i jego wspólnicy wydawali się sympatycznymi ludźmi, a przede wszystkim profesjonalnymi architektami. Kiedy przeszli do kwestii dotyczących samego projektu, pomysłów na jego szczegółowe dopracowanie, wywiązała się żywa dyskusja. W wielu aspektach się zgadzali, kilka rozwiązań musieli przemyśleć, ale wspólna praca zapowiadała się naprawdę dobrze. Nowy projekt był szansą na podniesienie prestiżu i renomy obu pracowni, stąd wszystkim zależało, by dogadać najdrobniejsze szczegóły.

Po kilkugodzinnej ożywionej rozmowie zgodnie ustalili, że następnego dnia od rana udadzą się z geodetą dokonać wszelkich niezbędnych pomiarów. Tymczasem Jakub zaproponował wspólny obiad w pobliskiej góralskiej restauracji.

– Na szczęście inwestor zapewnił nam już potrzebną dokumentację, zrobione zostały odwierty i badania geologiczne, nam pozostaje zrobić ostateczne wyliczenia i możemy zabierać się do pracy – zagaił Jakub, gdy wychodzili z budynku, w którym mieściło się biuro.

– To lubię, rzeczowe, konkretne podejście. Coś czuję, że to będzie owocna współpraca – odparł raźno Robert. – Kto wie, może nawet bardziej długofalowa? Wspominałeś, że współpracujecie z jakimś innym biurem we Wrocławiu?

– Zasadniczo to Bartek zajmuje się współpracą z nimi – odparł Jakub. – Ale fakt, takie kontakty niejednokrotnie się przydają.

– Długo pracujesz we Wrocławiu? – zwróciła się do Bartka Paulina, szczerze zaciekawiona tym, że jako wspólnik w zakopiańskim biurze projektowym wykonywał zlecenia akurat we Wrocławiu.

– Już prawie trzy lata.

– Lepsze perspektywy? – zagadnął Eryk. – Wydawało mi się, że tutaj też jest co projektować.

– Powiedzmy, że chęć zmiany otoczenia. I całkiem niezłe warunki finansowe. – Wyszczerzył się.

– Nie narzekaj, tutaj wcale nie miałeś tak źle! – wtrącił Jakub.

Bartek tylko wzruszył ramionami, a zaciekawiona Paulina miała ochotę drążyć temat. Nie było jednak okazji, bo dotarli właśnie do samochodów pozostawionych na pobliskim parkingu, skąd udali się do wskazanej przez Jakuba restauracji.

 

* * *

Karczma robiła naprawdę przyjemne wrażenie. Nie mieściła się w ścisłym centrum, na Krupówkach, ale w jednej z bocznych, spokojnych uliczek i choć wokół panowała niepozorna cisza, gdy tylko weszli do środka, przekonali się, że raczej nie była rzadko uczęszczanym miejscem, jak się wydawało. Wewnątrz było pełno ludzi, a gwar przyjemnie rozchodził się po pomieszczeniach. Znalezienie wolnego stolika graniczyło z cudem. Zrezygnowany Robert już zaczął się wycofywać, gdy Bartek poprosił, by jeszcze poczekali z decyzją. Podszedł do kelnerki, o coś zapytał i po chwili ze służbowego pomieszczenia wyszedł do niego wysoki brunet. Przywitał się z Bartkiem po przyjacielsku, przebiegł spojrzeniem po sali, po czym wskazał na drewnianą stylową antresolę. Paulina miała czas, by rozejrzeć się dookoła. Restauracja była urządzona w typowo góralskim stylu. Drewniane, rzeźbione belki zdobiły ściany i sufit, w oknach wisiały haftowane zazdrostki i kwieciste zasłonki. Owcze skóry, ciupagi i czarne kapelusze stanowiły charakterystyczne elementy wystroju wnętrza. I do tego ta skoczna, góralska muzyka, która płynęła nienachalnie z głośników. Było tu naprawdę uroczo! Na tablicy nieopodal baru widniał napis, że co wieczór gra tu góralska kapela – Paulina próbowała wczuć się w klimat, jaki musiał się wówczas tworzyć. Ale najbardziej intrygował rozchodzący się wokół niesamowity zapach domowych, podhalańskich potraw, a dania, które kelnerki roznosiły do stolików, wyglądały nad wyraz apetycznie.

– Słuchajcie, dzięki uprzejmości właściciela udało mi się zdobyć stolik, tam, na antresoli. Ta część restauracji jest dzisiaj nieczynna, ale ponieważ Michał to mój dobry znajomy, dla nas zrobi wyjątek.

– Nie chcielibyśmy robić kłopotu, możemy poszukać innej restauracji – odparł Eryk.

– To żaden problem. Poza tym, gwarantuję, że nigdzie nie zjecie tak dobrej regionalnej kuchni jak tutaj.

– No dobra, nie ma się co zastanawiać, skorzystajmy – podsumował Robert i podążył za Bartkiem.

Kiedy tylko usiedli przy stoliku, niemal od razu zjawiła się kelnerka, by podać im karty dań oraz powitalny kieliszek śliwowicy od właściciela.

– Kochanie, czy… – Robert zwrócił się do Pauliny, nim jeszcze zdążyła sięgnąć po kieliszek.

– Tak, poprowadzę – odparła od razu, doskonale wiedząc, co mężczyzna miał na myśli, i automatycznie cofnęła rękę, którą już sięgała po trunek. Uśmiechnął się szeroko i pocałował jej dłoń. Speszyła się nieco, starając się nie nawiązywać kontaktu wzrokowego z nowymi współpracownikami. Poprosiła kelnerkę o jakąś rozgrzewającą herbatę.

– Dla mnie w takim razie to samo co dla pani – odparł Bartek. – Podzielę los kierowcy z koleżanką. – Uśmiechnął się pokrzepiająco do Pauliny.

Kobieta popatrzyła na niego zaskoczona, odwzajemniła uśmiech i wzruszyła ramionami.

– Mogliśmy to przewidzieć i od razu przyjechać taksówką – odezwał się Jakub. – W końcu jakoś trzeba uczcić tę współpracę. – Uniósł kieliszek.

– Podobają mi się te zwyczaje i po raz kolejny to podkreślę: czuję, że to będzie naprawdę owocna współpraca – odparł Eryk, po czym panowie stuknęli się kieliszkami i wypili trunek.

Górale nieznacznie się skrzywili, natomiast Eryk i Robert od razu sięgnęli po wodę, by ukoić palący żar w przełyku. Bartek roześmiał się na głos, widząc ich reakcję na regionalny alkohol.

– Chyba nieczęsto bywacie na Podhalu, co? – zapytał rozbawiony.

– Zdecydowanie za rzadko! – odparł równie radosny Eryk, odstawiając szklankę. – Ale to akurat da się naprawić i mam nadzieję, że dzięki temu zleceniu będziemy tu wpadać zdecydowanie częściej.

– Jeździcie na nartach? – zapytał Bartek.

– No jasne. Teraz też mamy w planie kilka zjazdów, jeśli czas pozwoli. Są już otwarte stoki? – włączył się do rozmowy Robert.

– W ten weekend większość właścicieli się sprężyła i pootwierała wyciągi. To pierwsze dni z zimową pogodą. Co prawda właściciele stoków wcześniej zaczęli już sztuczne naśnieżanie, ale po wczorajszych opadach myślę, że to nie będzie konieczne. Przynajmniej na razie.

– Polecacie jakiś konkretny?

– Niedaleko waszego hotelu jest dość łagodny, przyjemny stok. Bo na bardziej ekstremalne zjazdy trzeba poczekać, aż napada więcej śniegu, wtedy z pewnością najciekawszy będzie szlak z Kasprowego.

– To jak najbardziej będziemy musieli przyjechać w pełnym sezonie! Z Erykiem głównie jeździmy w Alpy, ale może to najwyższy czas, żeby w końcu docenić walory naszych polskich gór.

– A ty, nie jeździsz? – Bartek zwrócił się do Pauliny, która w milczeniu przysłuchiwała się rozmowie.

– Jeżdżę. Choć w Alpach nigdy nie byłam. Jakoś się nie złożyło – odparła i uśmiechnęła się nieco nerwowo. – Od kilku lat wyjeżdżam za granicę na święta, a Robert i Eryk razem ze znajomymi właśnie w okresie noworocznym wyjeżdżają do Włoch. – Wzruszyła ramionami.

Bartek skinął tylko głową, a Robert z uśmiechem uścisnął jej dłoń. Wcześniej wydawało jej się, że przed nowymi współpracownikami nie chciał za bardzo pokazywać, że są parą, najwyraźniej jednak nagle zupełnie przestało mu to przeszkadzać. Cóż, powinno jej się zrobić z tego powodu przyjemnie na sercu, zwłaszcza że w ostatnim czasie Robert nie grzeszył wylewnością, niemniej wciąż miała w głowie jego słowa sprzed kilku godzin, gdy podczas spotkania nazwał ją „asystentką”. A może zrozumiał swój błąd i teraz, dość pokrętnie, próbował odkupić ten nieprzemyślany komentarz właśnie w taki sposób, okazując czułość i zainteresowanie? Popatrzyła na niego, a kiedy uśmiechnął się do niej łagodnie i z troską zapytał, czy już się zdecydowała na jakieś danie, cała złość zaczęła umykać w niepamięć.

Kiedy znów podeszła do nich kelnerka, ubrana w kwiecistą spódnicę i białą haftowaną koszulę, wszyscy złożyli zamówienie na regionalne potrawy. Paulina wybrała pieczonego pstrąga, który w karcie dań widniał jako specjalność szefa kuchni. W oczekiwaniu na posiłek mężczyźni znów zamówili coś mocniejszego do picia, a gdy rozprawiali na temat gospodarki na Podhalu, kobieta wyłączyła się na chwilę, obserwując dolną część restauracji. Ludzie tutaj wydawali się naprawdę szczęśliwi i zrelaksowani. Śmiali się, rozmawiali, degustowali z uznaniem jedzenie. Z pewnością w większości byli to turyści odpoczywający w tym klimatycznym zakątku Polski. Po stroju oraz dużych, turystycznych plecakach niektórych dało się również wywnioskować, że najprawdopodobniej wrócili z górskiej wędrówki. Wtedy dotarło do niej, że tak naprawdę w Tatrach była zaledwie kilka razy, i to jeszcze w czasach szkolnych. Poza Morskim Okiem nie widziała żadnych innych górskich szlaków. Teraz, choć przyjechała tutaj wyłącznie w celach służbowych, rozbudziła w sobie chęć poznania tego miejsca. Obserwowała beztroskę i spokój na twarzach gości restauracji, widziała serdeczność obsługi. Miała wrażenie, że przez chwilę znalazła się w zupełnie innym świecie.

– To co, może jutro? – Wyrwał ją z zamyślenia głos Roberta. – Po pomiarach i spotkaniu z geodetą?

– Myślę, że da się to zrobić. Stoki w większości są oświetlone i czynne do wieczornych godzin, więc nie widzę problemu.

– Paulina?

– Przepraszam, wyłączyłam się na chwilę. O co chodzi?

– Jutro chcemy się wybrać na narty. Reflektujesz? – wytłumaczył Eryk.

– Chętnie. Jeśli tylko mamy taką możliwość, żal byłoby nie skorzystać. – Uśmiechnęła się pogodnie i powiodła spojrzeniem po współtowarzyszach.

– Czyli jesteśmy umówieni – odparł z zadowoleniem Robert i zatarł dłonie.

Chwilę później do stolika podeszła kelnerka z pierwsza partią zamówionych dań. Pachniały obłędnie, a smakowały… Chyba jeszcze lepiej. Zarówno pstrąg, jak i placek po zbójnicku czy tradycyjna kwaśnica – wszystko było wyśmienite!

Paulina już miała zapytać Bartka, skąd zna właściciela restauracji, kiedy ten na chwilę utkwił spojrzenie w parę, która właśnie weszła do karczmy i witała się przy barze z jego znajomym. Uśmiech, który dotąd jaśniał na jego twarzy, nagle zniknął, ustępując miejsca zasępieniu. Szybko się otrząsnął, najpewniej mając nadzieję, że nikt z jego towarzyszy nie zauważył tej reakcji. Paulina nie mogła się powstrzymać, spojrzała w dół na kobietę, która właśnie podniosła wzrok w ich stronę, zaraz po tym, jak właściciel wskazał na nich. Z tej odległości, przy wrzawie, jaka panowała wewnątrz, nie było słychać, o czym rozmawiają, jednak kobieta, bardzo drobna, z tego, co zdążyła zaobserwować Paulina, również wyglądała na zmieszaną. Popatrzyła na swojego, jak można się było domyślać, partnera i pokręciła nieznacznie głową, oboje pożegnali się z właścicielem i chwilę później wyszli. Nie dało się nie zauważyć, że pojawienie się tej pary wyraźnie poruszyło Bartka. Paulina nie chciała być wścibska, nie miała zamiaru o nic pytać, zaintrygowana tylko przewierciła go wzrokiem.

Wyłapał jej spojrzenie, ale jego twarz nie zdradziła żadnych emocji. Przez chwilę patrzyli na siebie, po czym to Bartek pierwszy odwrócił wzrok. Wyraźnie chciał jak najszybciej zapomnieć o tym, co zobaczył, i nie w smak mu było, że jego zmianę nastroju zauważyła Paulina. Zajęła się więc swoim jedzeniem, żeby wybawić go z zakłopotania.

– Czyli jutro umawiamy się na miejscu o dziewiątej? – potwierdził Robert, gdy po długim biesiadowaniu wyszli zadowoleni z karczmy. Na zewnątrz było już zupełnie ciemno, co jednak nie dziwiło. Już dawno minęła siedemnasta.

– Tak jest. Im szybciej się uwiniemy, tym więcej będziecie mieli czasu na szaleństwo na stoku – odparł Jakub.

– W takim razie, do zobaczenia jutro. – Paulina uśmiechnęła się, na krótko zatrzymując spojrzenie na Bartku.

Uniósł nieznacznie kąciki ust, a kiedy wszyscy ruszyli w stronę parkingu, przystanął na chwilę.

– Bartek, idziesz? – ponaglił go wspólnik.

– Dacie sobie radę sami? Jednak zostałbym jeszcze chwilę – zaskoczył wszystkich i nieznacznie obrócił się z powrotem w stronę karczmy.

Jakub był nieco zaskoczony, szybko jednak przyznał, że wróci taksówką i ruszył w stronę postoju. Eryk i Robert już mościli się w samochodzie, a Paulina raz jeszcze skierowała spojrzenie na Bartka. Skinął głową w jej stronę i wrócił do restauracji. Ciekawość coraz bardziej zaczynała dobijać się do jej świadomości, nie chciała jednak dać tego po sobie poznać. Wsiadła za kierownicę i ruszyła w stronę hotelu, w którym się zatrzymali.

 

* * *

– Całkiem w porządku ci górale – skwitował Robert, gdy przekroczyli próg ich pokoju.

Ściągnął marynarkę i odwiesił ją do szafy, po czym zaczął rozpinać guziki koszuli. Paulina popatrzyła na niego i w głowie zakiełkowała jej pewna myśl. Na chwilę zrobiło jej się gorąco, gdy poczuła przypływ namiętności, szybko jednak ugasiło ją wspomnienie tego, co Robert powiedział podczas spotkania. Nie była pewna, czy chce roztrząsać tę kwestię, nie mogła jednak przeboleć, że na samym początku współpracy Robert określił ją jako asystentkę, a nie współtwórcę projektu!

– Dlaczego powiedziałeś podczas spotkania, że jestem twoją asystentką? Z tego, co się orientuję, mam współtworzyć ten projekt, jestem architektem, nie sekretarką do noszenia ci teczki – powiedziała z wyrzutem.

Spojrzał na nią zaskoczony, zatrzymawszy się w bezruchu, gdy sięgał do mankietów koszuli.

– Paula, przecież wiesz, że nie miałem nic złego na myśli, naprawdę aż tak się tym przejęłaś? – zapytał po chwili.

– Tak, ponieważ to zabrzmiało bardzo jednoznacznie. Jakbym nie miała nic do powiedzenia poza „tak, szefie”. Sam Bartek zwrócił na to uwagę, bo myślał, że jestem architektem, a swoimi słowami wprowadziłeś wszystkich w błąd!

– Chodziło mi o to, że jesteś moją prawą ręką, przecież mnie znasz – powiedział niskim głosem i zrobił krok w jej stronę, kontynuując ściąganie garderoby.

Przewróciła tylko oczami i skrzyżowała ramiona na piersi. Nie, nie mogła mu teraz ulec, a doskonale wiedziała, do czego zmierzał. Owszem, wiele mógł osiągnąć czułością, ale nie tym razem. Wciąż mierzyła go nieustępliwym spojrzeniem, a gdy był już tak blisko, że czuła zapach jego ciała, ostatnim podrygiem silnej woli zrobiła krok w tył.

– O co ci chodzi? – Rozłożył ramiona w geście niezrozumienia. – Przecież jesteś w tym projekcie, będziesz go współtworzyć, a jeśli tak bardzo chcesz, jutro naprostuję swoje niefortunne sformułowanie i wszyscy będą wiedzieli, że jesteś architektem. Choć i tak sądzę, że wiedzą. A ten twój Bartek chyba za bardzo czepia się słówek. Swoją drogą, nie mówiłaś mi, że się znacie. – Tym razem to Robert popatrzył na nią z lekkim wyrzutem. – I to całkiem dobrze, z tego co zauważyłem.

Zmieszana rozchyliła usta, po czym zamrugała szybko. Wiedziała, że właśnie perfekcyjnie wykręcił kota ogonem. Bezsilnie pokręciła głową, minęła go i podeszła do lustra, by ściągnąć kolczyki i łańcuszek.

– Byliśmy razem na szkoleniu, a potem zapomniałam o jego istnieniu. Nawet nie mogę nazwać go znajomym. Po prostu skojarzyliśmy się z tego kursu, nic więcej – wytłumaczyła się, choć po chwili dotarło do niej, że wcale nie musiała tego robić.

– Całkiem nieźle się dogadujecie jak na kilkudniową znajomość na szkoleniu. – Robert znów odwrócił się w jej stronę i zaczął się do niej zbliżać.

– Odpuść sobie, nie wierzę w twoje sceny zazdrości. Bezpodstawne zresztą. Po prostu byłam miła – odburknęła i nie patrząc na niego, zdjęła zegarek.

Kątem oka widziała w lustrze zawieszonym nad niewielkim hotelowym biurkiem, że jest już za nią, poczuła ciepło jego oddechu na policzku, gdy się nachylił, nie chciała jednak sprawić mu satysfakcji i tak po prostu dać się ugłaskać czułymi gestami. Ale kiedy poczuła jego ciepłą klatkę piersiową przylegającą do jej pleców, jego miękkie usta, muskające teraz lekko płatek jej ucha, a potem zobaczyła, że sięga dłońmi do guzików jej koszuli, nie mogła powstrzymać drżenia. Pragnęła rozkoszy mimo wszystko. Przez chwilę jeszcze starała się grać niedostępną, kiedy jednak zsunął z jej ramion bluzkę i zaczął całować po szyi i barkach, nie umiała się oprzeć. Położyła głowę na jego ramieniu i poddała się tej słodkiej torturze, gdy dłonią bezpardonowo sunął po jej udzie w jednym, doskonale znanym celu.

 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 3

 

 

 

Nad ranem Paulina przebudziła się lekko oszołomiona miejscem, w którym się znajdowała. Dopiero po chwili dotarło do niej: byli w jednym z hoteli w Zakopanem, realizowali wielki projekt, który miał dać całej firmie ogromny prestiż. Na moment powróciło też ukłucie żalu, gdy przypomniała sobie, co wczoraj powiedział Robert, i w jaki sposób chciał załagodzić sytuację. Cóż, to mu się akurat udało. Uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na niego, leżał obok, wciąż pogrążony w głębokim śnie. Przypomniała sobie, jak tej nocy starał się odkupić swoje winy. Na samo wspomnienie poczuła przyjemne mrowienie w dole brzucha. Miała nadzieję, że dotrzyma słowa i będzie ją traktował jak równego sobie współpracownika.

Po cichu wysunęła się spod kołdry i podeszła do okna. Widok był niezmiennie oszałamiający. Pokryte śniegiem, wysokie drzewa, nad którymi górowały skaliste szczyty Tatr, tworzyły krajobraz jak z pocztówki. Zima tutaj była naprawdę wyjątkowa i właśnie teraz Paulina dokładnie się o tym przekonywała. Choć wczoraj w ogóle nie czuła ochoty na narciarskie szaleństwo, dzisiaj już nie mogła doczekać się popołudnia na stoku. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy w oddali zobaczyła sanie ciągnięte przez parę kasztanowych koni, a jej uszu dobiegł subtelny brzęk dzwonków. Gdyby nie sobotnia impreza organizowana na cześć przyjaciela, z przyjemnością zostałaby w Tatrach kilka dni dłużej, by cieszyć się zimową aurą i spokojem tego miejsca. Bo musiała przyznać, wbrew wszystkiemu, że atmosfera tutaj była naprawdę kojąca.

Robert wciąż spał, gdy po porannej toalecie wyszła z łazienki. Jemu chyba też sprzyjało górskie powietrze, bo rzadkością było, aby spał dłużej niż do szóstej! Tymczasem teraz dochodziła już ósma, a on nadal pogrążony był w błogim śnie. Usiadła więc na skraju łóżka i pogładziła go delikatnie po ramieniu. Mruknął tylko i przeciągnął się nieznacznie.

– Robert, czas wstawać. Czeka nas jeszcze śniadanie, a mamy niecałą godzinę, by dojechać na miejsce.

– Kobieto, kim jesteś i co zrobiłaś z tą uroczą dziewczyną, z którą byłem w nocy? Tak dobrze mi się śpi, odejdź – powiedział zaspanym głosem.

Zaśmiała się cicho, a potem nachyliła się, by go pocałować. Niespodziewanie jednym ruchem wciągnął ją na siebie i zupełnie rozbudzony, popatrzył na nią i pogładził po policzkach, odgarniając jej włosy z twarzy.

– Oszust!

– I tak mnie kochasz – powiedział pewnym siebie głosem, przyciągnął ją mocniej do siebie i pocałował.

Nie chciała dać po sobie poznać, że to co powiedział, zmąciło jej dotychczasowy spokój. Owszem, od jakiegoś czasu zastanawiała się nad tym, co do niego czuła, ale przecież zdawała sobie sprawę, że to chwilowy kryzys wzbudzał te wątpliwości. Przecież gdyby nie łączyło ich prawdziwe, gorące uczucie, nie byłaby z nim, to było oczywiste! Czy jednak na pewno? Szybko musiała pozbyć się tych natrętnych, nieproszonych myśli. Musiała je w sobie stłumić, przecież obiecała dać sobie i Robertowi jeszcze jedną szansę! Potrzebowała tylko odrobiny cierpliwości.

Po chwili wyswobodziła się z objęć mężczyzny, wstała z łóżka, poprawiła sweterek i podeszła do lustra, by przeczesać potargane włosy. Zerknęła na swoje odbicie, ale kiedy napotkała spojrzenie Roberta, który właśnie wstał, odruchowo odwróciła wzrok, udając, że szuka czegoś w kosmetyczce stojącej na biurku. Nie wiedzieć czemu obudziło się w niej dziwne poczucie winy, jakby faktycznie… Nie. Musiała przestać analizować.

Kilkanaście minut później wyszli z pokoju na wspólne śniadanie do hotelowej restauracji. Paulina miała wrażenie, że po tym, co powiedział Robert, wytworzyło się między nimi dziwne napięcie. A może to były tylko jej odczucia. Robert zresztą, ledwie zamknęły się za nimi drzwi do pokoju, już odbierał telefon z firmy w, jak to powiedział, bardzo ważnej sprawie.

– Co za synchronizacja! – Usłyszeli głos Eryka, gdy tylko podeszli do kelnera, by poprosić o stolik.

Mężczyzna właśnie do nich dołączył. Pocałował Paulinę na powitanie w policzek, a potem spojrzał na wciąż rozmawiającego Roberta, który tylko podał mu dłoń na powitanie, nie przerywając rozmowy.

– Ktoś z firmy? – zapytał.

– Tak mi się wydaje – westchnęła Paulina. – Nie zdążyłam zapytać, nim odebrał.

Robert, usłyszawszy pytanie, bezgłośnie wypowiedział nazwisko jednego z klientów, by dać wspólnikowi znać, a ten uniósł dłonie na znak, że nie będzie przeszkadzał. Eryk z Pauliną podeszli do szwedzkiego stołu, by wybrać posiłki dla siebie.

– Obyśmy dzisiaj szybko uporali się z tymi pomiarami, bo naprawdę mam ochotę na te narty, a potem na gorącą herbatę z prądem, najlepiej w tej karczmie, co wczoraj – powiedział beztrosko Eryk.

– Widzę, że udzielił ci się góralski klimat? – zaśmiała się Paulina.

– Gdyby jeszcze znaleźć tu jakąś góraleczkę z krwi i kości…

Paulina upomniała go spojrzeniem, a Eryk tylko zaśmiał się krótko. No tak, był zupełnie inny niż Robert, nawet jeśli chodziło o pracę. Był świetnym architektem, miał niesamowity zmysł, a jego projekty były wyjątkowo precyzyjne, ale nie dało się ukryć, że zarządzanie firmą nie było jego mocną stroną. Tym w przeważającej większości zajmował się Robert. Eryk był zdecydowanie bardziej rozrywkowym człowiekiem, dla niego liczyły się dobra atmosfera, integracja i kontakty z ludźmi. Szeroko pojęte, rzecz jasna. Swoją charyzmą potrafił zjednywać sobie otoczenie i maskować wszelkie niedociągnięcia w kwestii prowadzenia firmy. Dlatego też nie dziwiło Pauliny, że wydawał się znudzony przygotowaniami do rozpoczęcia realizacji projektu i z niecierpliwością czekał na tę przyjemniejszą część dnia.

Kiedy dotarli do swojego stolika, rozprawiając o tym, dlaczego narty są lepsze od deski snowboardowej, Robert właśnie kończył rozmowę. Jego mina nie zdradzała niczego dobrego.

– Co jest? – zapytał Eryk i zmarszczył lekko brwi.

– Mamy problem – odparł wyraźnie niezadowolony. Złość i irytacja malowały się na jego twarzy coraz wyraźniej.

– Możesz jaśniej?

– Ktoś zrobił złe obliczenia nośności stropów w projekcie tego biurowca na Grabiszyńskiej – wycedził przez zaciśniętą szczękę. – Na szczęście kierownik budowy wyłapał to, zanim ekipa zabrała się za wykonanie, ale Olczak jest wkurzony i żąda natychmiastowego spotkania z nami albo którymś z nas i wyjaśnienia tego błędu. – Był coraz bardziej zły. – Najpóźniej jutro. W innym wypadku zgłosi to do Izby.

– Kto wykonywał projekt dla Olczaka? – zapytała zdumiona Paulina.

– Lepiej zapytaj, kto go podpisywał… – odparł Eryk i równie zirytowany oparł się o krzesło.

– Mówiłem ci, żebyś wziął do tego projektu choć jednego doświadczonego architekta, ale się uparłeś. Miałeś to posprawdzać. – Robert, nie zmieniając tonu, mierzył go złowrogim spojrzeniem.

– Myślałem, że jeśli oddeleguję do tego Konrada, nie będzie obaw, że coś pójdzie nie tak. Jest skrupulatny.

– Wszystko musimy sprawdzać sami… – syknął Robert.

– Okej, opanuj się, pojadę do Wrocławia! Po śniadaniu spakuję się i wrócę ugasić ten pożar, ale ty już spuść z tonu.

– Możecie mi w końcu powiedzieć, o co chodzi? – wtrąciła się Paulina, nie do końca rozumiejąc sens tej rozmowy.

Obaj popatrzyli najpierw na siebie, a potem na Paulinę, jakby właśnie przypomnieli sobie o jej obecności. Robert tylko pokręcił nieznacznie głową, raz jeszcze zmierzył wspólnika spojrzeniem, po czym westchnął ciężko i wytłumaczył: