Zanzibar. Wyspa skarbów - Beata Lewandowska-Kaftan - ebook

Zanzibar. Wyspa skarbów ebook

Beata Lewandowska-Kaftan

4,0

Opis

Dobry los, ciekawość, przyjaciele – cokolwiek przywiodło cię na Zanzibar – trafiłeś do raju.

Zaczyna się od zachwytu. Oczy chłoną intensywne kolory kobiecych kang, po horyzont ciągną się błękity, turkusy, szmaragdy. Nos chciwie podąża za smużkami nieznanych zapachów. W ustach boski smak mango rozgrzanego słońcem... Potem pojawia się zadziwienie – wokoło twarze, wzory, smaki, zapachy z połowy świata. To jakby wędrować przez Afrykę, Indie, Arabię, daleką Azję, starą Persję. Przed wiekami monsuny przyniosły tu łodzie żeglarzy i kupców z dalekich stron. Wymieszały się zwyczaje, stroje, wierzenia i języki. I powstał klejnot – kultura Suahili. Odkryj skarby Zanzibaru, wyspy, gdzie Afryka spotyka się z Orientem.

 

Wybierz się ze mną na Zanzibar, do domów moich przyjaciół, na podwodne pola alg, do ogrodów pełnych przypraw, na wesele i sekretny rytuał unyago. Idąc za zapachem oudi, zgubimy się w labiryncie uliczek Stone Town, dotkniemy dawnego Zanzibaru sułtanów i niewolników. Potargujemy się na bazarze, z rybakami popłyniemy na ryby, w knajpkach popróbujemy aksamitnych sosów i pweza pilau. Ta wyspa karmi zmysły i wyobraźnię. Kto raz spróbuje, wraca. Jak ja.

Beata Lewandowska-Kaftan

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 340

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (10 ocen)
3
5
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




„Obie­caj, że wró­cisz” – za­szu­miał ocean, gdy okręt kró­lo­wej Saby kie­ro­wał się już ku brze­gom. „Wrócę” – obie­cała kró­lowa i wrzu­ciła do wody na­szyj­nik z pe­reł. „To zbyt mało za ła­ska­wość mo­ich fal i przy­chyl­ność wia­tru” – ocean za­szu­miał moc­niej. Kró­lowa uśmiech­nęła się i ci­snęła w fale szka­tułę pełną klej­no­tów. Skrzy­nia ude­rzyła o dno, otwo­rzyła się, a ze skar­bów kró­lo­wej po­wstały wy­spy ar­chi­pe­lagu Zan­zi­bar.

.

Za każ­dym ra­zem za­czyna się od ZA­CHWYTU. Sze­roko otwarte oczy chłoną kra­jo­brazy utkane z fal, pia­sku, chmur i słońca. In­ten­sywne ko­lory ko­bie­cych kang ło­po­czą na wie­trze. Aż po ho­ry­zont cią­gną się nie­moż­liwe od­cie­nie błę­kitu, tur­kusu, szma­ragdu. Uszy to pie­ści pa­pie­rowy stu­kot pal­mo­wych li­ści, głos mu­ezina, pieśń ta­arab, to drażni zgieł­kliwy chaos uli­czek, gło­śne na­wo­ły­wa­nia ry­ba­ków i han­dla­rzy. Nos za­nu­rza się w ty­siącu no­wych za­pa­chów: w mie­sza­ni­nie świą­tyn­nej sło­dy­czy ka­dzi­deł, ku­szą­cych zmy­sły olej­ków, doj­rza­łych ana­na­sów, smro­dzie ry­bich od­pad­ków i odu­rza­ją­cym za­pa­chu ja­śminu, róży i langi langi. Skóra z roz­ko­szą pod­daje się cie­płym po­dmu­chom wil­got­nego, sło­nego wia­tru, a stopy, wresz­cie wolne i na­gie, nu­rzają się to w bieli, to w błę­ki­cie. I jesz­cze bo­ski smak pierw­szego mango roz­grza­nego słoń­cem, któ­rego nie da się za­po­mnieć ani z ni­czym po­rów­nać. Spły­wa­jący po bro­dzie sok, w porę nie­zli­zany, ka­pie bez­kar­nie na ręce, na stopy. Niech ka­pie, za­raz spłu­cze go ko­lejna tur­ku­sowa fala, za­raz wy­su­szy go wiel­kie, złote słońce, wi­szące hen, wy­soko nad głową. Tak wy­soko, że cień to tylko ma­lutka plamka błą­ka­jąca się u stóp.

Za­chwyt to ape­tyt. Więc szu­kasz ko­lej­nych sma­ków, woni, dźwię­ków, wi­do­ków. Za­chłan­nie sy­cisz nimi zmy­sły. Aż po­czu­jesz, że dość, że pierw­szy głód tego świata, tak in­nego i nie­zwy­kłego, za­spo­ko­jony. A wtedy już wol­niej, uważ­niej sma­ku­jesz, przy­glą­dasz się, słu­chasz.

Czarna jak smoła kawa w ma­leń­kiej czarce przy­wo­dzi na myśl ber­be­ryj­ski na­miot, w któ­rym wieczni wę­drowcy schro­nili się gdzieś wśród pia­sków pu­styni. Ale prze­cież wy­raź­nie czu­jesz także za­czepny smak kar­da­monu, który przy­wę­dro­wał hen z da­le­kiej Azji, aż z Wysp Ko­rzen­nych.

W wą­skich ulicz­kach mi­jają się afry­kań­skie kangi w wy­sy­co­nych słoń­cem bar­wach z czar­nymi bu­ibui i chu­s­tami za­wią­za­nymi cia­sno przy twa­rzy na mu­zuł­mań­ską mo­dłę. Męż­czyźni w dłu­gich bia­łych kanzu spie­szą do me­czetu, inni w spodniach, pił­kar­skich T-shir­tach i czap­kach za­wa­diacko na­cią­gnię­tych dasz­kiem do tyłu śmi­gają na sku­te­rach mię­dzy wóz­kami tra­ga­rzy.

Wa­toto kwenda ny­um­bani – matka woła dzieci do domu, tak samo jak w środku wio­ski na afry­kań­skiej sa­wan­nie. The­la­thini, aro­ba­ini, ham­sini – ku­piec na ba­za­rze od­li­cza, tak samo jak w Oma­nie czy Je­me­nie, i skwa­pli­wie prze­kłada z ręki do ręki me­ta­lowe krążki.

Pie­śniarka ubrana w hoj­nie ha­fto­waną zło­tem suk­nię ni­czym z Ba­śni z ty­siąca i jed­nej nocy śpiewa eks­ta­tycz­nie i składa skrzy­żo­wane dło­nie na sercu. Mu­zycy mocno wy­bi­jają dłońmi rytm na bęb­nach o mem­bra­nach z ko­ziej skóry i szar­pią struny per­skiej liry ka­nun.

Smużka ka­dzi­dla­nego za­pa­chu pro­wa­dzi do skle­piku peł­nego olej­ków, bu­te­le­czek z per­fu­mami, sło­icz­ków z oudi. Tuż obok, w na­stęp­nych drzwiach, na ta­cach pię­trzą się krążki cha­pati i kulki kat­chori, które z uśmie­chem po­daje klien­tom dziew­czyna w hin­du­skim sari.

Na­po­tkane twa­rze wi­tają we­so­łym Jumbo!, uprzej­mym Ha­bari! albo peł­nym sza­cunku Shi­ka­moo! Twa­rze ciemne jak he­ban i zło­ci­ste jak skórka chleba. Po­cią­głe i okrą­głe. O ustach wą­skich albo peł­nych i wy­dat­nych, o oczach wy­cię­tych w kształt mig­da­łów albo du­żych i krą­głych ni­czym kulki shoki shoki.

Na Zan­zi­ba­rze spo­tyka się roz­ma­ite typy urody: ciemne twa­rze o sze­ro­kich no­sach i ja­sno­brą­zowe o mig­da­ło­wych oczach. Od wie­ków mie­sza się tu krew Afry­ka­nów, Ara­bów, Per­sów i Hin­du­sów.

I po­ja­wia się ZA­DZI­WIE­NIE. To tak, jak gdyby po­dró­żo­wać przez pół świata. Jed­no­cze­śnie przez Afrykę, In­die, Ara­bię, da­leką Azję, starą Per­sję. A prze­cież za­le­d­wie krą­żysz po ulicz­kach sta­rego, ka­mien­nego Stone Town, wę­dru­jesz bia­łymi pla­żami wzdłuż ry­bac­kich wsi nad oce­anem. Skąd to po­mie­sza­nie? Gdzie wła­ści­wie je­steś?

Co­kol­wiek cię tu przy­wio­dło – do­bry los, cie­ka­wość, przy­ja­ciele – tra­fi­łeś do raju. Jak przed wie­kami że­gla­rze i kupcy z Ara­bii, In­dii, Per­sji, In­do­ne­zji czy Chin, któ­rych ło­dzie nie­sione mon­su­nem w końcu cu­mo­wały tu, na wschod­nim wy­brzeżu Afryki. Jak po­tem żą­dza zy­sku przy­gnała tu Por­tu­gal­czy­ków. Tu, gdzie przy­by­sze z po­czątku nie­śmiało sta­wiali stopy na go­ścin­nych brze­gach kra­iny Zandż, „kra­iny czar­nych lu­dzi”. Cie­kawi jej miesz­kań­ców, ziemi i jej da­rów wy­mie­niali po­zdro­wie­nia, to­wary, po­trawy. Afry­ka­nie byli rów­nie za­cie­ka­wieni. Więc przy­by­sze zo­sta­wali, bu­do­wali domy, pło­dzili dzieci i mie­szali krew. Ra­zem two­rzyli nowy świat, nowy ję­zyk, nową kul­turę. Inną niż te, w któ­rych wy­ro­śli, zgod­nie łą­czącą to, co afry­kań­skie, arab­skie, hin­du­skie, per­skie. W jedno. Nowe.

Po­wstała je­dyna w swoim ro­dzaju kul­tura Su­ahili, ko­smo­po­li­tyczna i otwarta, bo zro­dzona z wielu tra­dy­cji. Bo­gata i róż­no­rodna. Afryka dała jej wi­tal­ność, rytmy, ob­rzędy i moc trwa­nia, Ara­bia is­lam, po­ezję i że­glar­ski kunszt, In­die i da­leka Azja przy­prawy i zmysł do han­dlu, Per­sja mu­zykę i bo­gac­two wzo­rów. Wy­mie­szały się smaki, za­pa­chy, stroje, zwy­czaje, wie­rze­nia i ję­zyki. I po­wstał kul­tu­rowy klej­not – je­dyny, nie­po­wta­rzalny. Ni­czym te ze szka­tuły kró­lo­wej Saby.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki
Pro­jekt se­riiJu­styna Tar­kow­ska / Mi­le­Wi­dziane
Ilu­stra­cja na okładceNa­stka Dra­bot
Przy­go­to­wa­nie okładki do drukuKa­ro­lina Że­la­ziń­ska
Zdję­ciaBe­ata Le­wan­dow­ska-Ka­ftan orazMag­da­lena Sad­kow­ska – s. 6–7, 41, 45, 46–47, 50, 54, 56, 60, 67, 68–69, 74, 80–81, 90, 92, 104–105, 112, 119, 121, 123, 134, 146, 151, 152, 158–159, 162, 168; Ca­pi­tal Art Stu­dio – s. 72, 115, 116, 120, 125, 126; Ja­cek Ka­ftan – s. 87, 149, 364, 372; Mo­nika Ho­ło­dow­ska-Ünaldi – s. 131; Agata Rych­cik-Ski­biń­ska – s. 181; So­phie Ja­mes/Shut­ter­stock – s. 208, Ju­rate Bu­iviene/Shut­ter­stock – s. 217; Pa­weł Pa­chura – s. 414; Laura Ku­zak-Mar­kow­ska – s. 417, 421; Mi­chał Dzi­kow­ski – s. 423; Ju­lia Za­brodzka – strony roz­dzia­łowe
Re­dak­tor pro­wa­dzącaMo­nika Koch
Re­dak­cjaRe­dak­tor­nia.com
Ko­rektaRe­dak­tor­nia.com Te­resa Zie­liń­ska
Co­py­ri­ght © Be­ata Le­wan­dow­ska-Ka­ftan, 2023 Co­py­ri­ght © by Wielka Li­tera Sp. z o.o., War­szawa 2023
Wy­da­nie dru­gie roz­sze­rzone i uzu­peł­nione
ISBN 978-83-8032-921-8
Wielka Li­tera Sp. z o.o. ul. Wiert­ni­cza 36 02-952 War­szawa
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.