Marrakesz. Miasto świętych i gwiazd - Beata Lewandowska-Kaftan - ebook

Marrakesz. Miasto świętych i gwiazd ebook

Beata Lewandowska-Kaftan

0,0
63,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Miasto o stu twarzach, które intryguje i zachwyca.

Stare, blisko tysiącletnie miasto założone przez Berberów u podnóża gór Atlas. Pierwsza stolica królestwa, od której Maroko wzięło swą nazwę. Od barwy murów nazywane Czerwonym Miastem. Przez podróżnych i kupców zwane Bramą Południa. Berberowie i Arabowie, Żydzi, Andaluzyjczycy i Afrykanie, Francuzi i Hiszpanie przybywali tu od wieków. Przynosili swoje religie i języki, tradycje i stroje, muzykę i potrawy. Marrakesz jak wielki port przyjmował ich, gościł i wchłaniał. Stąd jego niezliczone twarze i barwy.

Zapraszam Cię do Marrakeszu na spotkanie z Orientem. Miasto otuli nas zapachem ambry i jaśminu, oszołomi bogactwem kolorów. W starej medynie potargujemy się na sukach i posmakujemy tadżinu i tandżiji. Wsłuchamy się w głosy muezinów i transową muzykę gnawa. M Avenue zachwyci nas nowoczesnością, Guéliz sztuką i architekturą art déco. Marrakesz to nieustanny taniec starego z nowym. Jednak wszystko ma tu niepowtarzalną nutę, której próżno szukać w innych miastach.

– Beata Lewandowska-Kaftan

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 305

Rok wydania: 2025

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Mar­ra­kesz na­leży po raz pierw­szy oglą­dać z sa­mo­lotu [...]

po­dzi­wiać w ten spo­sób nie­wia­ry­godną plą­ta­ninę ulic,

za­uł­ków, pla­cy­ków, su­ków, pa­ła­ców, ogro­dów i nie­zli­czo­nych

kwa­dra­to­wych do­mów z we­wnętrz­nymi po­dwó­rzami.

Domy zbu­do­wane na po­kła­dach in­nych do­mów,

pa­łace z ubi­tej ziemi, po­pio­łów i krwi, roz­ża­rzone do bia­ło­ści,

roz­siane we­wnątrz mu­rów ko­loru pu­styni.

Taki wy­dał mi się Mar­ra­kesz, gdy za­wie­szony nad nim

po­chy­la­łem twarz nad jego twa­rzą[1].

Jean Ma­zel

.

Każdy kraj ma jedno ta­kie mia­sto,

które przy­ciąga spoj­rze­nia

i daje po­czą­tek hi­sto­riom i mi­tom[1].

Tysiąc lat temu roz­cią­gała się tu czer­wona pu­sty­nia, którą z rzadka tylko prze­mie­rzali pa­ste­rze kóz. Pew­nego dnia zza gór przy­byli na wiel­błą­dach jeźdźcy spo­wici w pu­stynne wo­ale i roz­ło­żyli się obo­zem w po­bliżu góry Gu­éliz. Na­mioty z owczej wełny usta­wili w krąg, we­wnątrz zbu­do­wali mały me­czet i kasbę, w któ­rej ukryli wszystko, co mieli cen­nego. No­cami sia­dy­wali przy ogni­skach, słu­chali opo­wie­ści i pie­śni ko­biet z gór, po­gry­za­jąc dak­tyle z do­liny Draa. Pestki to­czyły się do doł­ków po wbi­tych w zie­mię oszcze­pach, by dać po­czą­tek ga­jom pal­mo­wym, które dziś ota­czają Mar­ra­kesz.

To słowa le­gendy, ale wiele w nich prawdy. Jeźdź­cami byli Ber­be­ro­wie San­ha­dża z pu­styń Mau­re­ta­nii, pa­ste­rze wiel­błą­dów, wolni jak wiatr no­ma­dzi lu­bu­jący się w ka­ra­wa­no­wym han­dlu zło­tem i solą oraz roz­bo­jach. W X wieku sku­pili się wo­kół świę­tego męża Ab­dal­laha Ibn Ja­sina, który gło­sił is­lam czy­sty i mi­styczny. Żyli w su­ro­wym ry­go­rze i bu­do­wali na swej dro­dze ko­lejne gli­niane ri­baty – ufor­ty­fi­ko­wane klasz­tory. Dla­tego na­zy­wano ich al­mu­ra­bi­tun (lu­dzie z ri­batu). Gło­sząc swą wiarę, po­su­wali się na wschód i pół­noc, pod­bili bo­gaty emi­rat Si­dżil­masy, zdo­byli Atlas Średni, a po­tem po­łu­dniowe stoki Atlasu Wy­so­kiego. Przez gór­skie prze­łę­cze prze­szli na le­żące na pół­nocy pu­stynne rów­niny i sta­nęli wa­row­nym obo­zem przy skale Gu­éliz, skąd mo­gli kon­tro­lo­wać trzy gór­skie drogi pro­wa­dzące ka­ra­wany z Sa­hary na nad­mor­skie rów­niny. Był rok 1062, gdy zbu­do­wali nie­wielką for­tecę i me­czet, oto­czone naj­pierw na­mio­tami, a z cza­sem do­mami z gliny. Ich cha­ry­zma­tyczny przy­wódca Ju­suf Ibn Tasz­fin wkrótce do­pro­wa­dził do po­wsta­nia pierw­szego pań­stwa Ma­roko i pod­bił An­da­lu­zję, a „lu­dzie z ri­batu” dali po­czą­tek pierw­szej ma­ro­kań­skiej dy­na­stii Al­mo­ra­wi­dów.

Dla no­ma­dów z pu­styni naj­cen­niej­sza jest woda. Dla­tego Ju­suf Ibn Tasz­fin spro­wa­dził z Per­sji ma­te­ma­tyka i in­ży­niera, który za­pro­jek­to­wał ge­nialny sys­tem studni i ka­na­łów zwany khet­tara, by do­pro­wa­dzał do pu­styn­nego mia­sta wodę z pod­nóży gór Atlas. Jego część wciąż działa. Sys­tem khet­tara do­star­czał wodę szybko roz­wi­ja­ją­cemu się mia­stu oraz sa­dzo­nym wo­kół niego ga­jom pal­mo­wym, które dały po­czą­tek ist­nie­ją­cym i dziś Ogro­dom Ag­dal. Ko­lejni władcy z dy­na­stii Al­mo­ra­wi­dów roz­bu­do­wali mia­sto i oto­czyli je gli­nia­nymi mu­rami obron­nymi. I mury, i domy miały cha­rak­te­ry­styczną czer­wo­nawą barwę tu­tej­szej pu­styni, bo z jej pyłu po­wstały. Tak na­ro­dziła się me­dyna, serce Mar­ra­ke­szu.

Mia­sto roz­wi­jało się dzięki han­dlowi – dla kup­ców i ka­ra­wan było wiel­kim ryn­kiem na szla­kach, które wio­dły z owia­nych le­gendą afry­kań­skich krain po­ło­żo­nych na po­łu­dnie od Sa­hary. Spro­wa­dzano stam­tąd złoto, kość sło­niową, oleje, orze­chy kola, ma­sło shea i nie­wol­ni­ków w za­mian za bez­cenną tam sól z sa­ha­ryj­skich ko­palń oraz broń, że­lazo, tka­niny, pa­pier czer­pany i inne do­bra z Ma­gh­rebu.

Ko­puła sta­rego ham­mamu, mu­ral z datą za­ło­że­nia mia­sta, a obok an­tena sa­te­li­tarna i kli­ma­ty­za­tor – oto Mar­ra­kesz.

Bab Agnaou ucho­dzi za naj­pięk­niej­szą z bram w mu­rach me­dyny.

Na­zwa mia­sta wzięła się po­noć od za­wo­ła­nia mar­ra­ko­uch! – „ucie­kaj!”. Kupcy mieli być tu łu­pieni wy­so­kimi po­dat­kami i my­tem przez bez­względ­nych wład­ców ber­be­ryj­skich. Prawda to czy nie, Mar­ra­kesz za Al­mo­ra­wi­dów stał się sto­licą im­pe­rium obej­mu­ją­cego trzy czwarte Pół­wy­spu Ibe­ryj­skiego zdo­by­tego przez Ber­be­rów, Ba­le­ary oraz po­łowę Ma­gh­rebu aż po Al­gier. A Ma­roko wzięło swą na­zwę wła­śnie od Mar­ra­ke­szu! Czer­wone Mia­sto, Brama Po­łu­dnia, Wrota Pu­styni – jak bywa na­zy­wany – na za­wsze po­zo­stał naj­waż­niej­szym mia­stem ma­ro­kań­skiego po­łu­dnia, a każdy, kto nim wła­dał, rzą­dził i gó­rami, i pu­sty­nią, czer­piąc ogromne zy­ski z trans­sa­ha­ryj­skiego han­dlu.

Bo­gac­two i wła­dza bu­dzą po­żą­da­nie. Wo­jow­ni­czy ber­be­ryj­scy gó­rale z Atlasu po­zaz­dro­ścili Al­mo­ra­wi­dom po­tęgi. Ru­szyli na nich zbroj­nie pod wo­dzą du­cho­wego przy­wódcy Ibn Tu­marta, który ogło­sił się mah­dim, zba­wi­cie­lem. Mar­ra­kesz bro­nił się dziel­nie przez dzie­sięć mie­sięcy, ale w końcu padł, wzięty gło­dem w marcu 1147 roku. Zwy­cięzcy nie oszczę­dzili ni­kogo z ro­dziny władcy, za­jęli pa­łac i znisz­czyli zbu­do­wane przez po­przed­ni­ków me­czety. Tak roz­po­częła się epoka au­to­ry­tar­nych rzą­dów Al­mo­ha­dów, któ­rzy po­więk­szyli i umoc­nili im­pe­rium Ma­roka. Zbu­do­wali po­tężną flotę, w gó­rach Atlas roz­wi­nęli gór­nic­two mie­dzi, że­laza, oło­wiu i sre­bra, wspie­rali rze­mio­sło, spro­wa­dza­jąc mi­strzów z mu­zuł­mań­skiej pod­ów­czas An­da­lu­zji.

Mar­ra­kesz zy­skał wtedy nową dziel­nicę Kas­bah, w któ­rej suł­tan Abu Ju­suf Ja­kub al-Man­sur zbu­do­wał ufor­ty­fi­ko­wany pa­łac oraz sto­jący do dziś me­czet (me­czet Al-Man­sura). Mury miej­skie wzmoc­niono dzięki za­sto­so­wa­niu no­wej tech­niki: w sza­lun­kach z de­sek ubi­jano masę z gliny, ka­my­ków i wap­nia, która za­sty­gała, a z cza­sem w su­chym kli­ma­cie po­łu­dnio­wego Ma­roka mi­ne­ra­li­zo­wała w twardy mo­no­lit. Tę samą tech­nikę sto­so­wano i wtedy, i dziś przy bu­do­wie no­wych do­mów, a me­czety oraz ufor­ty­fi­ko­wane bramy miej­skie wzno­szono z ka­mie­nia. Ko­ry­ta­rze w bra­mach za­ła­my­wały się kil­ku­krot­nie, co miało po­wstrzy­mać im­pet ata­ku­ją­cej kon­nicy wroga. Mar­ra­ke­szań­ska me­dyna zy­skała kształt bli­ski obec­nemu. I jesz­cze coś bar­dzo waż­nego: swój sym­bol, me­czet Al-Ku­tu­bijja, któ­rego cha­rak­te­ry­styczny mi­na­ret stał się wzo­rem dla wszyst­kich mi­na­re­tów bu­do­wa­nych w kra­jach Ma­gh­rebu i mu­zuł­mań­skiej An­da­lu­zji[1*].

Ko­lejna ma­ro­kań­ska dy­na­stia – Ma­ry­ni­dzi – wy­wo­dziła się z ko­czow­ni­czych ber­be­ryj­skich ple­mion ży­ją­cych na pu­sty­niach dzi­siej­szej Al­gie­rii. Dwu­na­sto­wieczny kro­ni­karz Ibn Abi Zar tak o nich pi­sał:

Nie znali pie­nią­dza i nie rzą­dzili nimi emi­ro­wie. Dumni i wzgar­dliwi nie zno­sili za­czepki ani przy­mie­rza. Nie znali się ani na rol­nic­twie, ani na han­dlu, a ich je­dy­nymi za­ję­ciami było po­lo­wa­nie, konna jazda i roz­boje. Na ich ma­jęt­ność skła­dały się ko­nie, wiel­błądy i Mu­rzyni, ży­wili się zaś mię­sem, owo­cami, na­bia­łem i mio­dem[2].

Byli zna­ko­mi­tymi wo­jow­ni­kami. Po­su­wa­jąc się na za­chód, raz za ra­zem zwy­cię­żali ar­mię Al­mo­ha­dów i zdo­by­wali ko­lejne mia­sta na pół­nocy Ma­roka: Fez, Tabę, Mek­nes i Ra­bat. Ośmie­leni zwy­cię­stwami ru­szyli na po­łu­dnie i w 1261 roku Abu Ju­suf Ja­kub zdo­był Mar­ra­kesz i przy­jął ty­tuł amir al mu­sli­min, „władca mu­zuł­ma­nów”, pod­kre­śla­jąc swoją wy­soką po­zy­cję wo­bec in­nych wład­ców pół­noc­nej Afryki. Ma­ry­ni­dzi chcieli za­zna­czyć swą od­ręb­ność, po­rzu­cili więc Mar­ra­kesz i zbu­do­wali od pod­staw wła­sną sto­licę. W od­róż­nie­niu od Ma­di­nat al-Hamra, Czer­wo­nego Mia­sta, po­wstało Białe Mia­sto Ma­ry­ni­dów, czyli Nowy Fez. Mar­ra­kesz za ich pa­no­wa­nia (od po­łowy XIII do po­łowy XV wieku) pod­upadł, bo całą uwagę sku­pili na Fe­zie. Bu­do­wali tam liczne me­czety i ma­drasy, wspie­rali uczo­nych, a wielki uni­wer­sy­tet Al-Ka­ra­wij­jin stał się naj­waż­niej­szą uczel­nią świata is­lamu. Mar­ra­ke­szowi do­stała się tylko jedna ważna szkoła, ma­drasa Ben Ju­suf – dziś je­den z naj­pięk­niej­szych za­byt­ków me­dyny.

Na­wet w wą­skich, peł­nych lu­dzi i to­wa­rów ulicz­kach su­ków da się zna­leźć ustronne, spo­kojne miej­sce.

Czer­wone mury, błę­kitne niebo, palmy i ośnie­żone szczyty Wiel­kiego Atlasu – ta­kie wi­doki tylko w Mar­ra­ke­szu.

Mury i domy me­dyny naj­pięk­niej­sze są po­po­łu­dniami, gdy oświe­tla je chy­lące się ku za­cho­dowi słońce.

Póź­niej na­stało po­nad sto lat roz­drob­nie­nia Ma­roka na mniej­sze suł­ta­naty oraz na­stę­pu­ją­cych po so­bie epi­de­mii i klęsk nie­uro­dzaju. Do­piero z na­sta­niem Sa­dy­tów, pierw­szej arab­skiej dy­na­stii Ma­roka, pań­stwo stop­niowo wró­ciło do daw­nej świet­no­ści. Roz­kwitł i Mar­ra­kesz, który znów stał się sto­licą. Bu­do­wano na po­tęgę, tym bar­dziej że z An­da­lu­zji, osta­tecz­nie od­zy­ska­nej w 1492 roku przez kró­lów hisz­pań­skich, ma­sowo ścią­gali do Ma­roka mu­zuł­ma­nie i ży­dzi, wśród któ­rych było wielu zna­mie­ni­tych uczo­nych, ar­ty­stów, rze­mieśl­ni­ków, kup­ców. Wielki suł­tan Ah­mad al-Man­sur za­wo­jo­wał ka­wał świata aż po le­żące nad rzeką Ni­ger bo­gate kró­le­stwo Son­ghaj. W 1594 roku zdo­był le­gen­darne mia­sto Tim­buktu, które ob­ło­żył wy­so­kim try­bu­tem wy­no­szą­cym po­nad trzy­sta ki­lo­gra­mów złota rocz­nie. Czer­pał też kro­ciowe zy­ski za­równo z han­dlu solą, jak i zło­tem czy nie­wol­ni­kami, a skar­biec w Mar­ra­ke­szu pęcz­niał od sztab zna­ko­wa­nych suł­tań­skim go­dłem. Al-Man­sur ka­zał zbu­do­wać ol­brzymi pa­łac El Badi, ucho­dzący wów­czas za naj­pięk­niej­szy na świe­cie. W jego są­siedz­twie po­wstały pa­łace bo­ga­czy i no­ta­bli ozda­biane z naj­wyż­szym kunsz­tem na po­do­bień­stwo tych w an­da­lu­zyj­skiej Gre­na­dzie, która dla mu­zuł­ma­nów sta­no­wiła od­zwier­cie­dle­nie raju na ziemi. W ar­chi­tek­tu­rze upo­wszech­nił się styl mau­re­tań­ski, któ­remu Mar­ra­kesz za­wdzię­cza jedne z naj­pięk­niej­szych za­byt­ków, w tym zja­wi­skową ne­kro­po­lię zwaną gro­bow­cami Sa­dy­tów. Mia­sto roz­ro­sło się, zaj­mu­jąc w XVI wieku bli­sko pięć­set hek­ta­rów po­wierzchni w ob­rę­bie mu­rów miej­skich, które znów trzeba było po­sze­rzyć; ów­cze­sny Kra­ków wraz z Wa­we­lem był pra­wie pięć razy mniej­szy. W me­dy­nie, w są­siedz­twie pa­łacu El Badi po­wstała z woli suł­tana wy­dzie­lona dziel­nica ży­dow­ska mel­lah, w któ­rej wy­znawcy ju­da­izmu mieli swoje je­sziwy (szkoły) i sy­na­gogi. Jedna z nich działa do dziś, choć po utwo­rze­niu Izra­ela więk­szość ży­dów opu­ściła Ma­roko.

Ża­den z póź­niej­szych Sa­dy­tów nie mógł się rów­nać z Ah­ma­dem al-Man­su­rem. Rzą­dzili zwy­kle krótko, a dwo­rem wstrzą­sały krwawe walki o tron. W XVII wieku kraj znów roz­padł się na dziel­nice. Jed­ność przy­wró­cili mu na prze­ło­mie XVII i XVIII stu­le­cia Ala­wici, któ­rzy rzą­dzą Ma­ro­kiem do dziś. O wła­dzę wal­czyli długo, w końcu się­gnęli po nią dzięki „czar­nej ar­mii”, skła­da­ją­cej się z wcie­la­nych do niej pod przy­mu­sem Afry­ka­nów z Po­łu­dnia, ob­cych et­nicz­nie Ber­be­rom, któ­rzy przez dzie­się­cio­le­cia opie­rali się wła­dzy Ala­wi­tów. Na po­czątku XVIII wieku ar­mia li­czyła po­nad sto trzy­dzie­ści ty­sięcy lu­dzi sko­sza­ro­wa­nych w dzie­siąt­kach gar­ni­zo­nów na te­re­nie ca­łego Ma­roka, spra­wo­wała nad­zór woj­skowy nad pod­da­nymi i bru­tal­nie pa­cy­fi­ko­wała wszel­kie po­wsta­nia czy próby oporu Ber­be­rów. A że bunty miały miej­sce głów­nie w gó­rach Atlasu Śred­niego, sto­lica zo­stała prze­nie­siona do Mek­nes, skąd ła­twiej było je kon­tro­lo­wać. Naj­bar­dziej krwawe rządy spra­wo­wał suł­tan Mu­laj Ismail, który nie­chlub­nie wsła­wił się także tym, że set­kom jeń­ców ka­zał bu­rzyć i gra­bić pa­łac El Badi, a cenne mar­mury i zdo­bie­nia prze­wo­zić bli­sko pięć­set ki­lo­me­trów do bu­do­wa­nego dla niego pa­łacu w Mek­nes. Dwór i no­ta­ble wy­je­chali za suł­ta­nem z Mar­ra­ke­szu do no­wej sto­licy, ale mia­sto po­zo­stało ulu­bioną re­zy­den­cją ala­wic­kich wład­ców, któ­rzy za­jęli ist­nie­jące lub bu­do­wali nowe pa­łace i tra­dy­cyjne ma­ro­kań­skie domy, riady, na­dal w ulu­bio­nym stylu an­da­lu­zyj­skim.

Zmienne, burz­liwe losy Mar­ra­ke­szu spra­wiły, że me­dyna ma nie­po­wta­rzalny dwo­isty cha­rak­ter – jest jed­no­cze­śnie pu­stynną for­tecą i an­da­lu­zyj­skim mia­stem. Wę­dru­jąc uli­cami, na­po­ty­kamy su­rowe ściany miej­skich mu­rów i for­teczne bramy, a parę kro­ków da­lej wpa­tru­jemy się w mu­kar­nas, fi­ne­zyjne zdo­bie­nia pa­ła­co­wych nisz. Za po­zba­wio­nymi ozdób ze­wnętrz­nymi ścia­nami ria­dów kryją się pa­tia z ba­jecz­nie ko­lo­ro­wymi mo­zai­kami. Za pro­stymi mu­rami pa­ła­co­wych ogro­dów szem­rzą fon­tanny o fi­ne­zyj­nych kształ­tach, a wnę­trza kom­nat zdo­bią rzeź­bione i ma­lo­wane su­fity z ce­dru. Na wą­skich uli­cach me­dyny co chwila coś wpra­wia nas w za­chwyt: pięk­nie kuta brama ogrodu, ni­sza me­czetu cała w ara­be­skach ze stiuku, miej­ska fon­tanna wy­ło­żona mo­zaiką zel­lidż. Ale jest coś, co po­zo­staje nie­zmienne: ko­lor mu­rów i ścian – za dnia czer­wo­nawy, ochrowy, o za­cho­dzie słońca zmie­nia się w so­czy­sty cy­no­ber. To ko­lor Mar­ra­ke­szu, Czer­wo­nego Mia­sta.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

Motto
[1] Jean Ma­zel, Za­gadki Ma­roka, przeł. Aniela Ste­ins­berg, Pań­stwowy In­sty­tut Wy­daw­ni­czy, War­szawa 1975, s. 106.
Mia­sto w mie­ście
[1] Dipo Fa­loyin, Afryka to nie pań­stwo. Pora prze­ła­mać ste­reo­typy, przeł. Woj­ciech Char­cha­lis, Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, Kra­ków 2024, s. 28.
[2] An­drzej Dziu­biń­ski, Hi­sto­ria Ma­roka, Za­kład Na­ro­dowy im. Osso­liń­skich, Wro­cław 1983, s. 102.
[1*] Wię­cej o mi­na­re­tach i me­cze­tach w roz­dziale Oj­ciec mi­na­re­tów.
Pro­jekt se­riiJu­styna Tar­kow­ska / Mi­le­Wi­dziane
Ilu­stra­cja na okładceNa­stka Dra­bot
Przy­go­to­wa­nie okładki do drukuKa­ro­lina Że­la­ziń­ska-So­biech
Zdję­cia:Be­ata Le­wan­dow­ska-Ka­ftan orazBra­him Dal­dali (ar­chi­wum ro­dzinne) – 189, 196; Mo­nika Ho­ło­dow­ska-Ünaldi – 252–253, 389; Ka­ta­rzyna Ław­ry­no­wicz (ar­chi­wum ro­dzinne) – 284, 288 (dół), 334, 339, 354; Mo­nika Mar­ko­wicz-El Ba­ro­udi (ar­chi­wum ro­dzinne, ar­chi­wum Ay­aso) – 265, 266, 313, 321; Mag­da­lena Pan­nert-Bo­brow­ska – 17 (góra), 51, 52–53, 306; Mag­da­lena Sad­kow­ska – 249 (góra), 358, 362, 400
Re­dak­tor pro­wa­dzącaMo­nika Koch
Re­dak­cjaAlek­san­dra Ku­bis
Ko­rektaTe­resa Zie­liń­ska Ju­styna Do­ma­gała
Co­py­ri­ght © Be­ata Le­wan­dow­ska-Ka­ftan, 2025 Co­py­ri­ght © by Wielka Li­tera Sp. z o.o., War­szawa 2025
ISBN 978-83-8360-260-8
Wielka Li­tera Sp. z o.o. ul. Wiert­ni­cza 36 02-952 War­szawa
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.