Zakazany smak - Agata Polte - ebook + audiobook
BESTSELLER

Zakazany smak ebook i audiobook

Agata Polte

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

40 osób interesuje się tą książką

Opis

Książka autorki Żelaznych zasad z motywem zakazanego związku!

Valary Purcell zawsze była uważana za grzeczną i poukładaną dziewczynę. Żyła pod dyktando surowej babki, która nią manipulowała i nieustannie narzucała swoje zdanie. Tyle że w końcu sprawy zaszły za daleko i po kolejnym incydencie Val zdecydowała, że musi coś zmienić. Dlatego uciekła, chcąc zacząć nowe życie.

 

Jednak gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, byłoby zbyt łatwo. Już pierwszego dnia Valary pakuje się w prawdziwe kłopoty – bo jak inaczej nazwać to, co zrobiła w toalecie w samolocie z przystojnym nieznajomym?

 

Pragnęła odskoczni od problemów, tymczasem ściągnęła sobie na głowę o wiele większe.

 

Bo przystojnym nieznajomym nie był wcale nikt obcy, jak sądziła.

 

Teraz Val musi zmierzyć się z ogromnymi wyrzutami sumienia. Musi też nauczyć się przebywać obok kogoś tak zakazanego jak Max, którego mimo wszystko nadal pragnie…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 590

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 14 godz. 19 min

Lektor: Agata Polte

Oceny
4,4 (1497 ocen)
888
358
181
56
14
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Basiaaaa123

Nie oderwiesz się od lektury

wow przepiękna historia wciąga od początku i skrada serce to nie był stracony czas że po nią sięgnęłam bo warto i polecę każdemu gratulacje dla autorki Pani Agato jest pani wielka a książki pani są mega 🥰❤️❤️❤️😘💞
160
Kirawch

Nie oderwiesz się od lektury

Czytelniku! Nie przy aj czytania po pierwszych rozdziałach! Naprawdę to nie tak jak wygląda :) świetna pozycja
141
nelas7

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna! Mnóstwo emocji, te tajemnice i napięcie to mistrzostwo. Z początku nie lubiłam bohatera, ale na końcu to go pokochałam. Poczytałabym też coś o siostrze
120
paulisakamonia

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna jak zawsze 🥰
120
malachowskala

Z braku laku…

bardzo średnia i długa książka. jakby wyrzucić połowę niepotrzebnych intryg i tego ciągnącego się " zakazanego" romansu to byłoby dużo lepsze.
2212

Popularność




Copyright ©

Agata Polte

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2022

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Kamila Recław

Korekta:

Kinga Jaźwińska-Szczepaniak

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8178-850-2

ROZDZIAŁ 1

VAL

Może kradzież pieniędzy babki na bilet samolotowy w lepszej klasie nie była zbyt dobrym posunięciem, od którego powinnam zacząć nowe życie, ale przynajmniej podróżuję wygodniej, prawda?

Przyznaję – skoro chcę się odciąć od Adaliny Purcell i pokazać, że sobie poradzę, powinnam wykupić po prostu miejsce w ekonomicznej i nie narzekać, jednak przez całe życie przyzwyczajano mnie do luksusów, więc teraz dość trudno tak od razu wyzbyć się starych nawyków. No i nie wyobrażam sobie kilkugodzinnego lotu w ogólnym hałasie w niższej klasie.

Delikatna, mała Val – powiedziałaby babka. I dodała, że mam w końcu wziąć się w garść, bo jeśli będę się zachowywać jak marudne dziecko, nigdy nie osiągnę tego, czego ode mnie oczekuje. Właśnie: czego ona oczekuje, a nie czego pragnę ja.

Dlatego uciekłam. Wreszcie zebrałam się na odwagę i wykonałam ten krok. Spakowałam walizkę, ukradłam babce kasę na bilet w klasie biznesowej, a później wsiadłam w samolot. Pewnie na poczcie mam już milion wiadomości z pretensjami, dlaczego nie wracam na obiad i że Marcel, nasz szofer, czekał przed uczelnią przez dwie godziny, aż skończę zajęcia. Dopiero po tym czasie mogłam mu bezpiecznie z powietrza napisać, że powinien wracać do domu.

Otrząsam się z tego, nie pozwalając strachowi nad sobą zapanować.

– Przepraszam – zagaduję przechodzącą stewardessę. – Za ile będziemy w Nowym Jorku?

Uśmiecha się sztucznie i odpowiada:

– Zostały nam dwie godziny lotu, proszę pani. Czy coś podać?

Kręcę głową, a potem, kiedy kobieta odchodzi, rozsiadam się wygodniej w fotelu. Jest duży i miękki, mam tu naprawdę sporo miejsca, ale pasażer po prawej stronie co chwila kręci się w swoim, chociaż przecież nie brakuje mu przestrzeni. Nie wiem, o co mu chodzi; wiem za to, że tym wierceniem doprowadza mnie do szału, bo nasze miejsca są oddzielone tylko cienką ścianką. Gdy gość się porusza, ta drży, co mnie wkurza.

– Przepraszam. – Wychylam się i patrzę na mężczyznę ubranego w garniak. – Może pan przestać?

Posyła mi pełne złości spojrzenie, po czym wierci się jeszcze bardziej. Aż drga mi powieka.

– Robisz to specjalnie? – warczę.

Nie odpowiada, całkowicie mnie ignoruje. Wreszcie siada w bezruchu, więc zaciskam pięści. Okay, też mogę go olać. A jeśli jeszcze raz zacznie swoje tańce w tym cholernym fotelu, po prostu mu przyłożę.

Opieram się i przymykam oczy, wkładając ponownie słuchawki i włączając muzykę. Dwie godziny. Dam radę. A potem… a potem może siostra nie wywali mnie na ulicę, gdy stanę na progu jej domu, mówiąc, że miała rację, że jestem głupią suką i powiedziałam o kilka słów za dużo, kiedy się ostatnio widziałyśmy. Wcale nie myślę, że jest idiotką, która nigdy niczego nie osiągnie. Wcale nie sądzę, że bez wsparcia babki pójdzie na dno. Mam nadzieję, że Aleesha z kolei nie uważa mnie za tępą, rozpieszczoną gówniarę.

Cholera, chociaż ona akurat ma trochę racji.

Jestem naiwną, małą dziewczynką, która sądziła, że jej życie to szczyt marzeń. A później spadłam na ziemię z głuchym hukiem, gdy zorientowałam się, że babka kontroluje dosłownie wszystko i nigdy nie chodziło jej o moje dobro. Moment, w którym Adalina nie stanęła po mojej stronie w naprawdę trudnej chwili, pomógł w podjęciu trudnej decyzji…

Facet na siedzeniu obok znowu się wierci, wyrywając mnie z rozmyślań. Tym razem chyba uderza łokciem w oddzielającą nas deskę, bo z zaskoczenia podskakuję w miejscu. Bezprzewodowa słuchawka wypada mi przy tym z ucha, dlatego odwracam się z irytacją do tego palanta. Ten jednak znika ze swojego fotela i kieruje się w stronę toalet, więc klnę tylko pod nosem, rozglądając się za swoją zgubą.

Zaciskam zęby, kiedy dostrzegam słuchawkę przy stopie siedzącego po lewej pasażera. Odchrząkuję, żeby zwrócić jego uwagę, ponieważ żeby jej dosięgnąć, musiałabym uklęknąć w przejściu między naszymi miejscami i wsunąć mu dłoń pod nogi, a to byłoby trochę krępujące. Tyle że facet ma zamknięte oczy i też słucha muzyki.

Przygryzam wargę. Nie chcę robić kłopotu i mu przeszkadzać…

Ale chyba powinnam była to inaczej rozegrać, bo gdy kucam i wyciągam dłoń, gość nagle zaczyna się przeciągać, przy czym unosi nieznacznie kolano i przekręca się, uderzając mnie prosto w twarz. Upadam na tyłek obok fotela, łapiąc się za policzek, a brunet otwiera szybko oczy i patrzy w moim kierunku z zaskoczeniem.

– Co, do cholery? – mamrocze, wyjmując earpodsy z uszu.

Rozcieram skórę i odgarniam z twarzy brązowe kosmyki, czując, że jestem na granicy wybuchu. Mam dość tego dnia. Tak cholernie mam wszystkiego dość.

– Upadła mi słuchawka – mówię, wskazując na leżące pod stopami nieznajomego urządzonko. – Mogę ją bezpiecznie zabrać czy kopniesz mnie drugi raz?

Mężczyzna patrzy w dół, po czym podnosi słuchawkę, mierząc mnie przeciągłym spojrzeniem.

– Jeśli ładnie poprosisz, to obędzie się bez kopania. – Ma miękki, zmysłowy głos, w którym słychać delikatne rozbawienie.

Wstaję powoli i wyciągam dłoń, ale facet odsuwa własną poza mój zasięg.

– Nie słyszałem…?

– Proszę – cedzę przez zęby. – Oddaj mi tę pieprzoną słuchawkę albo zaraz ja cię kopnę i nie będzie już tak zabawnie.

Niewiele robi sobie z moich słów, bo uśmiecha się szeroko, a jego klatka piersiowa drży delikatnie od powstrzymywanego śmiechu. Mam tego dość, więc zbliżam się i próbuję zabrać mu urządzenie, jednak brunet wyciąga wysoko dłoń. Osiągam jedynie tyle, że klęczę przy jego fotelu, a mężczyzna nachyla się nade mną, spoglądając mi w oczy. Jego mają tak intensywnie niebieski kolor, że przeszywa mnie dreszcz.

– To było bardzo nieuprzejme – mruczy, wyginając kącik ust w górę. – Chyba nie oddam ci tej słuchawki.

Zaciskam wargi i mrużę powieki, a brunet śmieje się cicho, jakby rzucał mi wyzwanie. Ten seksowny, niski śmiech sprawia, że czuję mrowienie w całym ciele. Mój policzek owiewa ciepły oddech, wyczuwam w nim woń alkoholu, a do tego do mojego nosa dociera też delikatny, zmysłowy zapach męskich perfum, który osiadł na koszuli. Facet jest przystojny, to na pewno. Starszy ode mnie o kilka lat. Ten jednodniowy zarost, dołeczki w policzkach… Tak, podoba mi się. Chętnie zbadałabym dłońmi te jego szerokie ramiona, a potem przeniosła się niżej. No i mam dzisiaj naprawdę zły dzień, więc potrzebuję czegoś, co to zmieni. Potrzebuję rozładowania napięcia.

Dlatego postanawiam, że czas na inną taktykę.

– A jeśli bardzo, bardzo ładnie ci się za to odwdzięczę? – szepczę, posyłając mężczyźnie spojrzenie spod rzęs.

Niebieskie oczy ciemnieją, kiedy nieznajomy wpatruje się w moją twarz, a ja uśmiecham się lekko i nachylam bliżej. Prawie muskam jego usta własnymi. Moje serce bije teraz w szybszym rytmie, a po kręgosłupie wspinają się ciarki, gdy brunet łapie drugą dłonią mój podbródek.

– Wtedy może zmienię zdanie – odpiera.

Przy zetknięciu się jego palców z moją skórą rozchylam wargi, bo czuję, jakby kopnął mnie prąd. Cholera, jestem naprawdę podniecona, a nie wiem nawet, jak ten gość się nazywa. Ale w tej chwili mnie to nie obchodzi. Mam ochotę na rozluźnienie, a brunet zdaje się pragnąć tego samego, widzę to w jego spojrzeniu. I chociaż chyba kompletnie oszalałam, nie chcę się zatrzymywać. Jestem dorosłą kobietą, ten koleś to dorosły facet, chcemy tego samego. Proste równanie.

Podnoszę się więc powoli pod jego czujnym wzrokiem. Chcę bez słowa ruszyć w kierunku toalet, jednak na drodze staje mi stewardessa. Ta od sztucznego uśmiechu.

– Czy wszystko w porządku? – pyta.

Kręcę głową.

– Pan z fotela obok mnie ma jakiś problem – rzucam, wskazując irytującego gościa, który ponownie zajął miejsce po prawej. – Może sprawdzi pani, czy wszystko okay z jego siedzeniem?

Kobieta marszczy brwi, ale przytakuje, ruszając na drugą stronę. Natomiast ja odwracam się przez ramię i patrzę na bruneta. Puszczam do niego oko i kieruję się do toalety. Jest ciasna, bardzo ciasna, jednak trzeba sobie jakoś radzić, prawda?

Gdy drzwi za mną się otwierają, wciskam się w blat przy niewielkiej umywalce, a potem obserwuję w małym lustrze, jak mężczyzna przekręca blokadę i staje za moimi plecami. Przez chwilę po prostu wpatrujemy się w siebie bez słowa, niebieskie oczy koncentrują się na moich brązowych, aż odwracam się i popycham go na ścianę, po czym posyłam mu krzywy uśmiech i opadam na kolana. Na twarzy bruneta pojawia się drapieżny wyraz, kiedy rozpinam mu pasek spodni, a później sięgam w kierunku bokserek.

Po paru sekundach przesuwam palcem w górę po jego penisie, który twardnieje niemal od razu. Wyjmuję go z bielizny i ślinię dłoń. Mężczyzna łapie mnie za włosy, a ja nachylam się i biorę go w usta, delikatnie zaciskając palce. Wciąga gwałtownie powietrze, gdy liżę główkę szybkimi pociągnięciami, a potem już wkładam go głębiej i zaczynam ssać.

– Właśnie tak – dyszy. – Mocniej.

Zaczynam pracować dłonią, jednocześnie przesuwając ustami w górę i w dół jego fiuta, zaciskając wargi coraz bardziej, aż w końcu ssę mocno, ostro, dokładnie tak, jak chciał. Brunet wypycha biodra, jego główka uderza o tył mojego gardła, przez co krztuszę się lekko i muszę się odsunąć, by nabrać powietrza, on natomiast łapie mocniej moje włosy i zaczyna pieprzyć mnie szybkimi, gwałtownymi ruchami.

Unoszę wzrok. Mężczyzna patrzy z góry, nie odrywając ode mnie spojrzenia, którym przeszywa mnie na wylot. Ssę jeszcze mocniej, na co rozchyla wargi, oddychając coraz głośniej. W następnej chwili wysuwa się i szarpie mnie szybko w górę. Przełykam ślinę, ocieram usta, a później zostaję już odwrócona gwałtownym ruchem. Łapię się blatu przy umywalce, kiedy brunet niecierpliwym ruchem podwija mi sukienkę i odnajduje palcami moją łechtaczkę.

Wpatrujemy się w siebie w lustrze, gdy zaczyna ją masować. Czuję na tyłku jego erekcję i robię się jeszcze bardziej mokra niż wcześniej, a mężczyzna sięga drugą dłonią do kieszeni rozpiętych spodni. Przygotowany sukinsyn. Uśmiecham się kpiąco, na co mruży powieki i odsuwa się, by rozerwać opakowanie. Zakłada gumkę, po czym jest już znowu za mną. Dociska mnie do swojego twardego ciała, łapie w talii i znajduje się tuż przy moim wejściu.

– Jestem Max – mruczy. – Możesz krzyczeć moje imię, gdy będę cię pieprzył.

– Nie mogę, bo jeśli ktoś nas usł…

Urywam i jęczę przeciągle, ponieważ Max odsuwa materiał moich majtek i wbija się we mnie ostrym pchnięciem. Zaciskam palce na blacie, a mężczyzna obejmuje ciaśniej moją talię jedną ręką; drugą odnajdując znowu łechtaczkę. Zaczyna się nią bawić, pochylając mnie bardziej, by wbić się jeszcze głębiej. Piszczę cicho, kiedy ociera się o mój wrażliwy punkt.

– Max – szepczę – tak. Jeszcze raz…

Jego pchnięcia są mocne, wchodzi we mnie gwałtownie, a ja czuję budujące się we wnętrzu napięcie, które zdaje się rozchodzić mrowieniem po całym ciele. Wargi Maxa zasysają skórę na mojej szyi, męskie ciało napiera na moje i wciska mnie w umywalkę. To naprawdę szybkie i dzikie zbliżenie, ale wystarcza. Po następnym uderzeniu bioder o moje pośladki przepadam.

Prawie krzyczę imię mężczyzny, ale ten zasłania mi nagle usta dłonią. Przez to spomiędzy jego palców wydostaje się tylko mój przytłumiony jęk, dochodzę i drżę z przyjemności, która rozbija się we mnie i sprawia, że kolana mi miękną. Max szczytuje niemal w tym samym momencie, pulsując mocno, aż rozchodząca się po wszystkich moich kończynach rozkosz się przedłuża.

Odchylam głowę i opieram ją o twarde ramię, oddychając głośno, a Max chowa twarz w mojej szyi. Przez jakiś czas po prostu trwamy w tej pozycji, nie ruszając się, tylko trzęsąc pod wpływem orgazmu.

Potem mężczyzna się odsuwa. Patrzę ponownie w jego oczy odbijające się w lustrze, a on posyła mi krzywy uśmiech, po czym zdejmuje prezerwatywę i wyrzuca ją do kosza. Doprowadza się do porządku, poprawia spodnie w czasie, gdy ja obciągam materiał sukienki. Po chwili Max bez słowa wysuwa się z kabiny, więc zamykam za nim drzwi i uspokajam oddech.

Okay. To zdecydowanie pomogło mi uwolnić nieco napięcia i pozbyć się tego zdenerwowania, które towarzyszyło mi, odkąd podjęłam decyzję. Potrzebowałam takiej szybkiej odskoczni, a seks z przypadkowym facetem w toalecie samolotu… Nie żebym nie robiła w swoim dwudziestojednoletnim życiu innych głupot, jednak ta jest chyba najbardziej szalona. W końcu ciągle udawałam grzeczną dziewczynkę.

Moja babka sądziła, że kontroluje mnie w pełni, ale jej władza nie sięgała do studenckich imprez, po których też popełniłam kilka szybkich, pełnych satysfakcji błędów. Mimo wszystko niczego nie żałuję, bo nie uważam, by w tego typu jednorazowych przygodach było coś złego. Jeśli obie strony są dorosłe i się zgadzają, wszystko jest w porządku i nikomu nic do tego.

Wychodzę z toalety po dwóch minutach, gdy ogarniam się całkowicie. Napotykam spojrzenie stewardessy, która zaciska delikatnie wargi, chociaż posyła w moją stronę ten swój sztuczny uśmiech. Robi mi się głupio i rumienię się z zażenowania, więc mijam ją szybko, a potem zajmuję już swoje miejsce. Nie chcę wiedzieć, czy kobieta zdaje sobie sprawę z tego, co niedawno wydarzyło się w tamtej ciasnej kabinie.

Odpycham od siebie te myśli, odwracając się w kierunku Maxa. Wyciągam dłoń, na której mężczyzna kładzie słuchawkę, a później oboje zagłębiamy się w swoich fotelach i udajemy, że zupełnie do niczego między nami nie doszło.

I to mi pasuje.

Podgłaśniam muzykę, relaksuję się, a kiedy samolot ląduje, spokojnie czekam na bagaż. Nawet uśmiecham się lekko pod nosem, kierując w stronę wyjścia.

W sumie to może ten dzień nie jest aż taki zły. Uwolniłam się od babki, zacznę nowe życie po swojemu. Przeżyłam świetny seks. Od dzisiaj jestem w pełni panią swojego losu. Jak głupich decyzji bym od teraz nie podejmowała, to ja będę w pełni za nie odpowiadać, będę musiała przyjmować wszystko na klatę i sobie poradzić, a nie zgadzać się, by babka załatwiła za mnie sprawę.

Czas w końcu wziąć życie we własne ręce.

– Valary?

Unoszę głowę i zwalniam krok, gdy słyszę kobiecy głos. Odwracam się w kierunku jego źródła i dostrzegam wysoką blondynkę w dopasowanej sukience oraz malinowej marynarce. Kobieta spogląda na mnie z zaskoczeniem, a ja otwieram usta ze zdumienia.

To ja miałam zrobić siostrze niespodziankę, nie ona mnie.

Mijają nas ludzie, muszę poczekać, aż wreszcie udaje mi się wydostać z tłumu do stojącej z boku, niedaleko postoju taksówek Aleeshy.

– Co tu robisz? – odzywamy się równocześnie.

Aleesha zaczyna się śmiać. Podchodzi i zamyka mnie w uścisku, choć na jej twarzy widać ogromne zdziwienie. Moje zdenerwowanie daje o sobie znać ponownie, bo przecież przy ostatnim spotkaniu pięć lat temu powiedziałyśmy sobie naprawdę wiele niemiłych słów. Ale Lee chyba o tym nie pamięta. Ściska mnie mocno i przytula; ma ostre perfumy, nieco drażniące, jednak ja także ją obejmuję.

– Niespodzianka – mamroczę jej do ucha.

Siostra odsuwa się i mierzy mnie spojrzeniem swoich piwnych oczu.

– Boże, nic się nie zmieniłaś – rzuca.

– A ty się zmieniłaś całkowicie – odpowiadam z lekkim zdumieniem.

Chociaż widzę ją dopiero niecałą minutę, już dostrzegam, że wydaje się o wiele bardziej pewna siebie. Stoi wyprostowana, dumna i jak zawsze elegancka. To jej akurat zostało. Babka chciała nas przecież wychować na damy. Mimo że Lee uciekła wcześniej ode mnie, chyba nie wszystkie nawyki wykorzeniła. Ale blond włosy siostra ma krótsze, sięgają jej zaledwie brody, a nie pasa jak zwykle. Nosi też mocniejszy makijaż, więc gdyby sama się do mnie nie odezwała, pewnie przeszłabym obok i tylko przesunęła po niej wzrokiem. Poczułabym ukłucie, wiedziałabym, że znam tę kobietę, jednak nie skojarzyłabym jej z moją starszą o siedem lat siostrą.

– Co tu robisz? – pytamy znowu równocześnie.

Boże, jak mi jej brakowało.

– Przyleciałam do… ciebie – mamroczę wreszcie, biorąc głęboki wdech i przeczesując palcami brązowe włosy. – Ja…

Nie kończę, ponieważ przerywa mi dochodzący zza pleców aksamitny męski głos:

– Lee?

Sztywnieję i odwracam się, by napotkać niebieskie oczy Maxa, który spogląda na mnie z zaskoczeniem. Moja siostra staje obok i odchrząkuje.

– No tak. Ja czekam tu na Maxa – mówi, wskazując w jego kierunku. – Max, to moja siostra, Valary, o której ci kiedyś opowiadałam. Val, to Max. Mój narzeczony.

ROZDZIAŁ 2

VAL

– Mamy sypialnię dla gości, w której możesz się zatrzymać – rzuca Lee, gdy wchodzimy do jej piętrowego domu. Odziedziczyła go po swoim ojcu.

Budynek wciśnięty między rząd innych, niewielkich, ciągnących się wzdłuż całej ulicy trochę się wyróżnia swoją jasną cegłą, a nie czerwoną jak w sąsiadujących domach, i jest też nieco wyższy niż dwa najbliższe. Wygląda elegancko, no i jest zaskakująco przestronny wewnątrz, a hałas od strony ulicy jak na razie nie wydaje się aż tak uciążliwy, jak można by się spodziewać. Stare, grube ściany chyba pozwalają też na jakiś zalążek prywatności. Może nawet nie będzie słychać każdego kroku mieszkających tuż obok sąsiadów, zwłaszcza że po prawej stoi większa kamienica z kilkoma mieszkaniami.

– Zaraz ci pokażę, co i jak. Pewnie jesteś zmęczona. – Lee odwraca się do Maxa i uśmiecha lekko. – Oboje jesteście.

Ja na pewno jestem na granicy nerwów, bo on zachowuje się tak, jakby nie pieprzył mnie trzy godziny temu w kiblu w samolocie. Podczas jazdy do domu zadawał uprzejme pytania i rozmawiał jak gdyby nigdy nic z moją siostrą. Swoją jebaną narzeczoną. Nie miałam pojęcia, że Aleesha się zaręczyła. Cholera, nie miałam pojęcia, że ma faceta. Zawsze wydawało mi się, że… Ale nieważne. Nie skupiam się na swoich głupich domysłach sprzed lat.

Moja siostra ma narzeczonego, z którym pieprzyłam się w samolocie.

Wzięcie życia we własne ręce i przyjęcie konsekwencji podjętych decyzji na klatę nagle przestaje być tak świetnym pomysłem.

Babciu, ratuj mnie.

– Chcesz się najpierw odświeżyć czy coś zjeść? – pyta Lee. – Bo mamy sporo do nadrobienia i jeszcze nie powiedziałaś, skąd ta nagła wizyta.

Przechodzę za nią jasnym przedpokojem. Max ze swoją torbą i moją walizką podąża kawałek za nami, przez co jestem ciągle spięta. Boże, ale ze mnie szmata. Przecież moja siostra nigdy mi tego nie wybaczy. Pojawiam się po tylu latach i to akurat ze mną zdradza ją jej facet. A tak w ogóle co z niego za zdradziecka świnia?

– Ja-jasne – odpowiadam niepewnie. – Chyba odświeżyć. I w sumie od rana nie miałam nic w ustach… – Max parska cicho, tak że tylko ja go słyszę. Odwracam się i patrzę na niego z przerażeniem, a potem się poprawiam: – N-nie jadłam nic w samolocie, więc kolacja też będzie super. Dzięki, Lee.

Siostra nie zauważa mojej niezręczności albo zrzuca ją na karb zmęczenia, a ja w tej chwili mam ochotę dosłownie zniknąć. Nie wiem, co się dokoła dzieje. Próbuję się skupić na Aleeshy, która uśmiecha się i otwiera ostatnie drzwi w małym korytarzu.

– To będzie twoja sypialnia – mówi, a później wskazuje pomieszczenie obok. – Tu jest łazienka. A po prawej… nasza sypialnia i jeszcze jeden pokój – dodaje.

Przytakuję sztywno, a ona odwraca się do Maxa.

– Zejdźcie do kuchni, gdy się odświeżycie. Odgrzeję wam jedzenie, okay?

– Jasne, słoneczko – odpowiada jej ta zdradziecka szuja. Potem patrzy na mnie. – Gdzie ci to położyć?

Odsuwam się w przejściu i wskazuję bezwiednie byle jaki kierunek. Max odkłada moją walizkę przy łóżku zasłanym kwiatową pościelą, po czym wychodzi. Obserwuję, jak Lee całuje go w policzek, rzucając, że czeka na dole, a później schodzi po schodach. Ja za to stoję niezręcznie w wejściu do sypialni i chcę coś powiedzieć, jednak Max już znika za drzwiami pokoju jego i Aleeshy.

Zaciskam pięści, odwracam się i rozglądam po wnętrzu własnego. Duże łóżko, które zdaje się mnie przyzywać i obiecywać chwilę zapomnienia, stoi przy ogromnym oknie wychodzącym na ulicę. Widzę stąd niewielki płotek oraz schodki prowadzące do domu. W sypialni jest oprócz tego mało miejsca, którego wystarcza ledwie na szafę, komodę i jeden fotel. Wszystko wygląda schludnie i idealnie, jakby Lee czekała na mój przyjazd, ale wiem, że to nie to. Pewnie do głosu doszedł jej perfekcjonizm, który babka wymuszała na nas obu od małego. Mimo że dzieli nas siedem lat, zawsze stawiała nam podobne wymagania, nic się nie zmieniło. Dopiero gdy Lee wyjechała, ja zaczęłam być kontrolowana bardziej, choć tego nie widziałam. A raczej udawałam, że nie widzę, prawda? Bo byłam wygodna i naiwna.

W końcu przejrzałam na oczy, ocknęłam się, chciałam zacząć od nowa.

I jak mi wyszło?

Przełykam z trudem ślinę, czując coraz mocniejsze wyrzuty sumienia. Nie mogę powiedzieć Aleeshy. Jeśli jej powiem, stracę ją ponownie. Ale jak mogę nie pisnąć słowa o tym, że jej facet ją zdradza? Ile oni właściwie ze sobą są? Skąd się znają? Czemu pieprzył się ze mną, skoro ona tu na niego czekała? Bez jaj, jestem ładna, mam niezłą figurę, jednak gdy ma się w domu kobietę taką jak moja siostra, nie szuka się numerków na boku. Gdy ma się drugą połówkę, w ogóle nie robi się takich rzeczy.

Przeczesuję brązowe włosy palcami, a potem kieruję się wreszcie do walizki. Zabieram kosmetyczkę i byle jakie ciuchy, z którymi ruszam do łazienki.

Okay. Wezmę prysznic i to wszystko przemyślę.

Muszę zacząć myśleć trzeźwo, bo odkąd wsiadłam do samochodu z Lee i Maxem, kompletnie się wyłączyłam. Zmęczenie i przerażenie nie pomagają. Ale jakoś to wszystko ogarnę. Mam być w końcu panią swojego losu.

Zanim zamykam za sobą drzwi, ktoś łapie szybko za klamkę i otwiera je szeroko. Max wsuwa się za mną do środka, nim zdążam zaprotestować. Otwieram usta, jednak mężczyzna nakrywa je dłonią i przyciska mnie do ściany tak błyskawicznie, że przez sekundę naprawdę jestem w szoku.

– Chyba musimy odbyć krótką pogawędkę, kotku – rzuca cicho, nachylając się nad moją twarzą. – Spotkaliśmy się dopiero na lotnisku, jasne? Nic się między nami nie wydarzyło.

Odpycham gwałtownie jego rękę, w moim wnętrzu narasta złość.

– Ty kłamliwy sukinsynie – syczę. – Nie zamierzam oszukiwać własnej siostry. Zdradziłeś ją! Tylko ze mną? Czy może…

– Naprawdę sądzisz, że pojawiasz się tutaj nagle po takim czasie, a ona uwierzy tobie? – przerywa mi z rozbawieniem, choć dostrzegam w jego oku jakiś przebłysk strachu. – Ufa mi. Jeśli piśniesz słowo, powiem Lee, że kłamiesz. Że próbowałaś się do mnie dobierać w samolocie, a ja cię odrzuciłem i dlatego chcesz się mścić. To mnie uwierzy. Ciebie przecież już nie zna.

Zagryzam wargi, analizując jego słowa.

– Jest moją siostrą. Oczywiście, że…

– Siostrą, którą nazwałaś zerem i powiedziałaś, że nie chcesz więcej widzieć. – Max unosi brwi. – Na pewno od razu wywali mnie z domu, a tobie podziękuje za zniszczenie jej życia.

– To było pięć lat temu! Nie wiedziałam, co mówię! – protestuję.

– Takich rzeczy się nie zapomina.

Patrzę na niego coraz bardziej wściekła i bezsilna.

– To był pierwszy raz? – pytam cicho. – Ile innych zdzir posuwasz za jej plecami?

Przechyla głowę w lewo.

– Czy ty właśnie sama zaklasyfikowałaś się do posuwanych przeze mnie zdzir?

Tak. Bo jestem zdzirą. Boże, czuję się jak totalnie zdradziecka szmata.

Nie uważam jednorazowego numerku za coś złego, jeśli obie osoby pragną szybkiej odskoczni, no i są wystarczająco dorosłe. Ale gdy jedna jest zajęta to zupełnie co innego. Nie zrobiłabym czegoś takiego, gdybym wiedziała, że Max kogoś ma. Tyle że to on zaczął ze mną flirtować, więc podjęłam grę i sądziłam…

– Odpowiedz mi – żądam, otrząsając się z myśli.

– To nie twoja sprawa, co robię i z kim. – Odsuwa się o krok. – To się nigdy nie wydarzyło. Tego seksu i tej rozmowy nie było, rozumiesz? Bo jeśli powiesz Lee cokolwiek, zniszczę cię. Nigdy więcej jej nie zobaczysz. A chyba przyjechałaś się pogodzić, co? Babcia cię wyrzuciła? – pyta z udawaną troską.

Popycham go mocno.

– Powiem jej wszystko. Trudno. Niech mnie znienawidzi, ale nie będzie przynajmniej…

W jego oczach pojawia się ponownie jakiś niespokojny błysk.

– To zniszczy też ją, ty tępa kretynko – przerywa mi chłodno. – Jej karierę, życie. Więc lepiej się zastanów. Bo gdyby nie ja, już dawno byłoby po Aleeshy. Powinnaś mi dziękować, że nadal jej nie zostawiłem.

Co za świnia.

– Ty pierdolona świnio! – Rzucam się na niego, jednak odpycha moje dłonie i łapie mnie mocno za szyję.

Jest cholernie silny, nie mam z nim szans. Moje długie paznokcie ledwo zarysowują jego skórę, kiedy przyciska mnie znowu do ściany w małej łazience.

– Uważaj na słowa, młoda. I zachowuj się. To mój dom.

– Dlaczego? – warczę, gdy puszcza moje gardło. – Dlaczego jej to robisz? Ona na to nie zasługuje i…

– Zupełnie nas nie znasz – stwierdza, a później rusza w kierunku drzwi. – Ale poznasz, jeśli chwilę zostaniesz, co? – Przesuwa spojrzeniem po moim ciele. – To może być bardzo ciekawe. Lubię taki dreszczyk emocji. Może przyjdę do ciebie dzisiaj w nocy i zabawimy się tak jak wcześniej?

– Po moim trupie – syczę. – Jeśli spróbujesz jeszcze położyć na mnie łapy, odetnę ci je i…

– Taka groźna – rzuca z rozbawieniem. – Och, to naprawdę będzie zabawa. Ostatnio zdecydowanie się nudziłem. Może zostanę od razu, co? Lee nie wejdzie na górę, daje nam czas na odświeżenie się. – Podchodzi znów bliżej, a ja cofam się pod samą kabinę prysznicową, gdy Max się nade mną nachyla i wciąga w płuca mój zapach. – Seksownie pachniesz. A jeszcze nie wiem, jak dokładnie smakujesz. Musimy to zmienić.

Uderzam go w twarz, nim łapie mnie znowu za nadgarstki. Rozciera policzek i zaczyna się śmiać.

– Jesteśmy kwita, ja też ci dzisiaj zrobiłem siniaka, co? – Potem wskazuje na moją szyję. – I nie tylko.

Mimowolnie podnoszę dłoń do skóry, a później patrzę w lustro i dostrzegam malinkę, którą zrobił w tym miejscu. Zalewa mnie chłodna furia; na policzki wypływa czerwień.

– Słodko – mówi Max, dotykając palcem rumieńców. Chcę go odepchnąć, ale nim mi się to udaje, mężczyzna łapie mocno mój podbródek. – Zostaw w nocy otwarte drzwi, kotku.

Potem mnie puszcza i wychodzi. Jeszcze przez chwilę stoję w łazience, oddychając ciężko i zaciskając pięści.

Nie tak wyobrażałam sobie przyjazd do siostry i próbę rozpoczęcia życia od nowa.

*

Kiedy schodzę do otwartej kuchni, Max i Lee rozmawiają swobodnie przy szarym kuchennym blacie. Brunet popija kawę z ciemnego kubka, a moja siostra krząta się przy szafkach, przygotowując talerze.

– …je mi się, że w przyszłym tygodniu powinno być w porządku.

– Myślisz? – Lee odwraca się do niego i dostrzega mnie w wejściu. – O, jesteś akurat na czas. Siadaj.

Spoglądam w kierunku Maxa, który unosi brew, posyłając mi wyzywające spojrzenie. Czy jestem tchórzem, jeśli zdecydowałam, że dopóki nie zrozumiem tego wszystkiego, nie powiem siostrze o tym, co zaszło? Może… może mężczyzna ma rację i to by ją zniszczyło? Nie tylko karierę, ale też życie? Nie wiem. Mam taki chaos w głowie, że nie chcę teraz o niczym myśleć. Nie mogę. Muszę… jakoś to przetrawić. Muszę wybadać, co bardziej zaboli moją siostrę – życie w kłamliwym związku czy poznanie prawdy Chcę sprawić jej mniejszy ból. I jestem też cholerną egoistką, bo zamierzam chronić własną dupę. Niby nie wiedziałam, jasne, jednak Max ma rację. Lee mi nie uwierzy, wiem to.

– Dzięki – mamroczę, zajmując miejsce naprzeciwko Maxa. Patrzę na niego bez wyrazu, po czym spoglądam na siostrę i unoszę głowę, gdy dociera do mnie przyjemny zapach pieczonej ryby. – Mmm. Co zrobiłaś?

– Trochę improwizowałam, bo nie spodziewałam się, że wpadniesz – przyznaje. – Ale mam nadzieję, że jakoś to wyszło.

Stawia przede mną talerz z łososiem, batatami i warzywami, a ja posyłam jej lekki uśmiech, który rzednie, kiedy siostra nachyla się nad Maxem i daje mu szybkiego całusa w usta. Później odwraca się po swoją porcję, a Max puszcza do mnie oko i łapie widelec. Mam ochotę wbić mu go w te ślepia.

– Więc… – zaczynam.

– Więc opowiadaj – mówi Lee, zajmując miejsce. – Co się stało? Co zrobiła, że w końcu uciekłaś? Bo zakładam, że nie przyjechałaś na wakacje w środku semestru, a ona o niczym nie wie?

Przygryzam wargę i spuszczam wzrok. Aleesha przyjęła mnie bez słowa, mimo tej kłótni pięć lat temu, i nie patrzy oceniająco, tylko wręcz ze współczuciem, a ja jestem zdzirą, którą posuwał jej narzeczony.

– Wiesz, jaka jest – odpowiadam z trudem. – I w końcu to do mnie dotarło.

Kiwa głową, wsuwając widelec z jedzeniem do ust.

– Czym przegięła? Też postawiła ci ultimatum, że albo zerwiesz kontakty z każdą osobą, która jej nie odpowiada, albo cię wydziedziczy?

Uśmiecham się nieznacznie.

– To postawiła mi trzy lata temu.

Aleesha unosi brwi.

– I co?

Wzruszam ramionami.

– Spotykałam się z nimi, gdy nie patrzyła.

– Mała Val zrobiła się niegrzeczna – rzuca siostra z błyskiem w oku. – No proszę.

Och, żebyś wiedziała.

Odchrząkuję.

– Ta, cóż…

– A tę malinkę też zostawił ktoś, kogo by nie zaakceptowała? – dopytuje.

Cholera.

– Mhm. – Pakuję sobie porcję jedzenia do ust. – Zdecydowanie.

Lee zaczyna się śmiać, a Max do niej dołącza, więc mrużę powieki i dodaję:

– Po dłuższym zastanowieniu i tak przyznałabym jej rację. Ten gość to prawdziwy skurwiel.

Ramiona Maxa tężeją. Moja siostra sięga po sok i nalewa go sobie do szklanki, po czym patrzy na mnie, poruszając brwiami.

– Ale chociaż miałaś z nim dobrą zabawę? Jeśli tak, to takie błędy da się przeżyć.

Zaciskam palce na sztućcach.

– Teraz mi niedobrze, gdy o tym pomyślę – stwierdzam.

– To może odstaw jedzenie – podpowiada Max. – Nie chcielibyśmy, żebyś się pochorowała, młoda. Albo po prostu nie myśl za wiele. Pewnie łatwo pójdzie.

Aleesha śmieje się pod nosem i szturcha go łokciem.

– Nie bądź wredny. – Patrzy na mnie. – Przepraszam za niego. Musisz się przyzwyczaić do jego poczucia humoru. To prawdziwy dupek. Ale potrafi się dobrze zachowywać, obiecuję.

Kiwam głową i odwracam wzrok, kiedy nakrywa jego dłoń własną.

– A wracając do babki… – odzywa się po chwili Aleesha.

Przełykam kolejny kęs jedzenia.

– Wolałabym do niej nie wracać – mówię szczerze, patrząc siostrze w oczy. – Wiem, że miałaś rację i byłam głupia, naiwna i ślepa. Powinnam była wyjechać z tobą, gdy mi to zaproponowałaś i nie dać się tak kontrolować. I nie mówić tego wszystkiego. Serio tego żałuję, Lee.

Nastrój się zmienia, ale kiedy wyrzucam z siebie choć część tego, co ciąży mi na sercu, i to od lat, oddycham nieco z ulgą.

– Ja też powiedziałam kilka nieprzyjemnych rzeczy – odpiera w końcu moja siostra. – Zapomnijmy o tym. Żadna z nas nie mówiła poważnie. Najważniejsze, że wreszcie przejrzałaś na oczy i tu jesteś. – Uśmiecha się. – Co cię popchnęło do ucieczki?

Chyba nie odpuści. Wzdycham głośno, a potem wyduszam z siebie:

– Chciała mnie wydać za mąż.

Brwi Aleeshy podsuwają się w górę, Max też spogląda w moim kierunku ze zdziwieniem, a później oboje zaczynają się śmiać.

– Ale to nie jest nic dziwnego – stwierdza Lee. – Przecież po niej można się tego od razu spodziewać…

– Wybrała go, zaaranżowała wszystko, zaplanowała mi nawet, kiedy mam zajść w ciążę, żeby pojawiły się wnuki – przerywam, próbując nad sobą panować. – Powiedziała, że chce je zobaczyć jak najszybciej, więc ślub będzie za miesiąc, potem mam się pieprzyć z Reidem i przerwać studia, żeby spokojnie donosić ciążę i zająć się przez pierwszy rok naszym wspaniałym domkiem, który wybuduje mi obok swojego.

Przez chwilę przy stole panuje cisza, aż w końcu Lee odsuwa krzesło i rusza w kierunku salonu połączonego z kuchnią.

– Potrzebujemy czegoś mocniejszego – rzuca przez ramię.

– O tak. Nawet nie wiesz, jak cholernie tego potrzebuję – mamroczę.

Unoszę wzrok i napotykam spojrzenie Maxa. Tym razem mężczyzna nie posyła mi żadnego kpiącego uśmieszku.

– Pojebana akcja – odzywa się. – A płeć bobaska też ci wybrała czy była tak łaskawa, że zdałaby się na los?

Wzruszam ramionami.

– Chłopiec – odpowiadam beznamiętnie. – Dziewczynka powinna pojawić się dopiero po roku, inaczej babka byłaby bardzo rozczarowana.

Max wybucha śmiechem, a w tym czasie wraca moja siostra, która stawia na blacie trzy szklanki i napełnia je brunatnym alkoholem.

– Za kochaną babcię – mówi, unosząc szkło do toastu.

Wypijamy whiskey, po czym bez słowa łapię butelkę i dolewam jeszcze.

– A kim w ogóle był ten gość? – pyta Max.

Moje ramiona sztywnieją, opróżniam znowu szklankę. Pojawia się mocne pieczenie, przez które się krzywię, jednak sprawia, że odsuwam od siebie myśli o tym psycholu Reidzie.

– Nikim. – Zsuwam się ze stołka. – Dzięki za jedzenie, Lee. I za to, że mnie przygarniecie na kilka dni. Obiecuję, że znajdę sobie… nie wiem, jakąś pracę. I wyniosę się, gdy…

– Przestań. Możesz tutaj zostać, ile chcesz, prawda, Max? – Aleesha wchodzi mi w zdanie.

Max przytakuje z krzywym uśmiechem.

– Jasne. Nie mam nic przeciwko. To twoja siostra.

Nie mam nawet sił, by się na niego znowu wściekać.

– Dzięki – powtarzam. – Poukładam sobie to wszystko i… coś wymyślę. Ale teraz chyba serio muszę się położyć, bo padnę na twarz. Wybaczycie mi?

– Leć. Śpij dobrze. Dokończymy rozmowę jutro – zapewnia Aleesha.

Kiwam głową.

– Dobranoc – mamroczę.

A później wspinam się po schodach, kieruję do sypialni i zatapiam w miękkiej pościeli. Nim odpływam w sen, zrywam się jeszcze na nogi, przekręcam klucz w zamku i dopiero wtedy pozwalam sobie odpocząć.

ROZDZIAŁ 3

VAL

Jestem Max. Możesz krzyczeć moje imię, gdy będę cię pieprzył.

Jęczę, przewracając się na drugi bok i chowam twarz w poduszce. Nie, nadal nie wymyśliłam, jakim cudem rozwiązać tę sytuację. Tak, naprawdę uprawiałam seks z narzeczonym siostry. A co było w tym wszystkim najbardziej żałosne? Śniłam o tym i chciałam to powtórzyć.

Zwlekam się z łóżka, nie mając pojęcia, która jest godzina. Nadal nie włączyłam telefonu ze strachu, co w nim zobaczę. Sięgam więc do walizki, a po chwili wciągam na biodra spodnie dresowe i wkładam luźną koszulkę, które założyłam wczoraj na kolację. Nie będę paradować przed tym zdrajcą w krótkiej piżamce.

Przechodzę do łazienki, ogarniam bałagan, jakim jest z rana moja twarz, po czym szczotkuję zęby. Wczoraj o tym zapomniałam i krzywię się do swojego odbicia w lustrze. Babka wpoiła mi cholernie dużo zasad, a dbanie o swój wygląd i ciało były jednymi z najważniejszych. Tego akurat nie chcę zmieniać.

Zakładam jeszcze soczewki, a później już zbiegam po schodach, słysząc lecącą z kranu wodę. Mam nadzieję, że zastanę w kuchni Lee, ale przystaję w wejściu, kiedy dostrzegam Maxa. Odwraca się do mnie, wycierając dłonie w ręcznik, a w jego oczach pojawia się jakiś złośliwy błysk.

– Dzień dobry, kotku. Jak spałaś?

Mrużę powieki.

– Gdzie Lee?

– W pracy, a gdzie miałaby być? – pyta. – Wiesz, normalni ludzie chodzą do pracy, a nie dostają pieniądze za nic od swojej babki.

Zaciskam zęby.

– No co ty nie powiesz. Więc czemu ty nie jesteś w pracy? Żyjesz na utrzymaniu mojej siostry?

Mężczyzna uśmiecha się nieznacznie.

– Ja pracuję często w niestandardowych godzinach – odpowiada. – A dzisiaj mam dla ciebie trochę czasu. Lee chciała, żebym pokazał ci okolicę. Obiecałem, że się tobą bardzo dobrze zajmę.

– Obejdę się bez tego – warczę. – Jak ty możesz w ogóle spoglądać w lustro? Kłaść się obok niej, gdy…

– Gdy posuwam jakieś zdziry w samolocie? – podsuwa Max.

Zaciskam palce na framudze.

– Nie będę z tobą rozmawiać. Nie będę nawet na ciebie patrzeć. Jesteś skończoną świnią.

Odsuwa się od blatu i rusza w moim kierunku.

– Naprawdę? A ty nie jesteś? – zaczyna z groźbą słyszalną w głosie. – Co pomyśli Lee, gdy usłyszy o tym, jak jej młodsza siostra zabawiała się wczoraj w kiblu?

Co za fiut. Co za perfidny fiut. Ale nie dam tego wszystkiego zrzucić na siebie.

– A co pomyśli o tobie? – cedzę przez zęby.

Max staje przede mną i uśmiecha się złośliwie.

– Że tego nie zrobiłem. Chyba wyjaśniłem ci to wczoraj. Ufa mi. To ja byłem przy niej przez ostatnie dziewięć lat, odkąd tylko uciekła od babki, a przez ostatnie pięć, kiedy przestałyście rozmawiać, to ja ją wspierałem, nie ty. Ciebie już nie zna. Mogła cię przyjąć pod dach, ale ci nie ufa. Kazała mi mieć na cię na oku cały czas, bo uważa, że kombinujesz coś razem z babką. A może tak jest? Może sprzedajesz nam historyjkę o nagłym przebudzeniu, chociaż tak naprawdę chodzi ci o coś innego?

– Niby o co?

– Ty mi powiedz. – Stawia jeszcze krok. Nachyla się, musi to zrobić, by popatrzeć mi prosto w oczy. Jest wysoki, szeroki w ramionach i od razu widać, że trenuje, ponieważ ma na sobie koszulkę bez rękawów, więc dostrzegam jego świetnie wypracowane mięśnie. A to jeszcze bardziej denerwujące, bo uświadamiam sobie, jak małe mam z nim szanse. To pewny siebie, przystojny skurwiel, który nie zawaha się użyć siły i podstępu. Ma mnie w garści w każdy możliwy sposób. Nie mogę się z nim równać, a na dodatek ma rację. Lee może mi nie uwierzyć. – Może wspaniałej Adalinie Purcell nie podoba się, że jej wnuczka odnosi tu takie sukcesy bez niej? Że sama na to zapracowała? Może tak naprawdę wiedziałaś, że jestem jej narzeczonym, gdy pieprzyłaś się ze mną w samolocie, bo chciałaś zniszczyć swoją siostrę?

Unoszę dłoń, ale Max łapie za nią i nie pozwala się spoliczkować. Cmoka z dezaprobatą.

– Nie rób tego. Nie rozumiesz jeszcze? Ja tu rządzę. A jeśli nie chcesz zniszczyć życia Lee, która dopiero co je ułożyła po tym, jak poprzednim razem się załamała, nie piśniesz ani jednego jebanego słówka i będziesz wobec mnie grzeczna, potulna i miła.

– Po moim trupie – warczę.

– Więc chcesz ją złamać? Chcesz, żeby znowu przez ciebie musiała iść na terapię, brać te leki, które ją otumaniały? Żeby znowu się stoczyła?

Patrzę na niego z zaskoczeniem. Tymi słowami kompletnie zbija mnie z tropu.

– Ona… co?

Max prycha ze zdegustowaniem.

– Nie wiedziałaś? Siostra, kurwa, roku. Aleesha była załamana, gdy przyjechała tu ponad dziewięć lat temu, tylko z jedną torbą i bez żadnego planu. Gdyby nie to, że jej ojciec ją przyjął pod dach, a potem przepisał na nią dom, mieszkałaby na ulicy, bo babka nie dała jej ani centa.

Kręcę głową. Ojciec Lee był związany z moją matką przez krótki czas, w ciągu którego ta zaszła w ciążę. Babka chciała wyrzucić mamę z domu za nieślubne dziecko, próbowała zmusić do usunięcia go, ale ostatecznie jakimś cudem się dogadały. Lee podejrzewała, że miało to związek z tym, że rok później mama wyszła za mojego tatę. Zdaniem siostry to Adalina go wybrała, a że Jonathan Sanders, ojciec Aleeshy, nie angażował się nigdy w jej życie, matka musiała przyjąć wsparcie od tej starej jędzy, inaczej by sobie nie poradziła. Sanders niby wypłacał alimenty i raz w roku widywał się z córką w wakacje, ale mimo wszystko to było za mało. Lee i jej ojciec nie byli blisko, ale cóż, nadal miała jakiegokolwiek rodzica. Ja nie. Mój tata zmarł krótko przed tym, nim pojawiłam się na świecie. Mama z kolei nie przeżyła porodu.

Mam tylko babkę i siostrę.

– Nie wiedziałam – mamroczę.

– Oczywiście, że nie. – Max parska pod nosem. – Przecież Lee była nikim, gdy odcięła się od rodziny, prawda? Gdy nie chciała żyć wygodnie, tylko zacząć o sobie decydować.

Przygryzam wargę.

– Ale udało jej się – mówię w końcu. – Podniosła się. Tak? Teraz ma świetnie prosperującą kancelarię?

Max przytakuje powoli.

– Tak. Zapracowała sobie na nią. Wiesz, jak ciężko jest się tutaj wybić ponad innych? Ale ktoś dał jej szansę, a teraz jest partnerką w dobrej kancelarii. Wyrabia swoje nazwisko sama. Tutaj nikt nie zna Adaliny Purcell, a jej pieniądze nie zrobiłyby na nikim wrażenia.

Przełykam głośno ślinę.

– Więc sobie radzi. Czemu związała się z kimś takim jak ty? – pytam cicho.

Max prycha, jednak coś w jego zachowaniu nie do końca mi pasuje. Mężczyzna wydaje się nerwowy. A może to ja jestem zbyt nerwowa?

– Bo mnie kocha.

– A ty? Kochasz ją? – rzucam.

Milczy dłuższą chwilę.

– Oczywiście.

– Więc czemu jej to robisz? – Spoglądam na niego z niezrozumieniem i bezsilnością. – Dla pieniędzy? Dla wygody? O co ci chodzi?

– O nią – stwierdza prosto.

– Gdyby chodziło o nią, nie pieprzyłbyś się wczoraj ze mną w samolocie – syczę.

Kąciki ust Maxa unoszą się nieznacznie.

– W sumie powinnaś się cieszyć. Wszystko zostaje w rodzinie.

Tym razem uderzam go prosto w twarz, aż odwraca głowę z cichym jękiem. W następnej sekundzie podskakuję, gdy łapie mnie za gardło i przyciska do ściany.

– Będziesz się dalej stawiać, tak? – warczy.

– Puść. Mnie – cedzę przez zęby.

Max zbliża twarz do mojej i mówi:

– Puszczę cię, ale najpierw ostrzegę. Zainwestowałem w studia Aleeshy, bo sama nie dawała rady spłacać kredytu studenckiego. A ten dom wyremontowaliśmy też za moją forsę, więc przepisała go na mnie. Jeśli mnie zostawi, puszczę ją z torbami.

Rozszerzam oczy w zdumieniu, a Max odsuwa się o krok. Unoszę wtedy dłoń do szyi, choć mężczyzna nie złapał mnie mocno. Nie zrobił mi krzywdy, chciał tylko nastraszyć. I mu się udało.

– Żartujesz sobie, prawda?

– Jestem całkowicie poważny – odpiera.

Kręcę głową.

– Dlaczego? Jezu, przecież skoro…

– Jest dobra w łóżku. – Puszcza do mnie oko. – Ale ty lepiej pracujesz ustami.

Wciągam z sykiem powietrze, kiedy zaczyna się śmiać.

– Bo mi na niej zależy – stwierdza po chwili. – Ciągle jej pomagam. Ale nawet ja popełniam błędy.

– Więc powinna się o tym…

– Nie. Nie dowie się. A teraz – Max wskazuje głową w prawo – na co masz ochotę? Kazała mi być dobrym gospodarzem, więc kuchnia czy sypialnia?

Powoli brakuje mi już na niego przekleństw.

– Jesteś. Obleśną. Zdradziecką. Świnią.

Jego brwi unoszą się jeszcze wyżej.

– Chodziło mi o to, czy zjesz w kuchni, czy wolisz u siebie, no ale widzę, że tobie chodzą inne rzeczy po głowie…

Zaciskam pięści i rumienię się jak idiotka.

– Pojebało cię kompletnie.

– Jaka wulgarna – mruczy Max. – Ale tego się spodziewałem. Gdybyśmy mieli w samolocie więcej czasu…

Odwracam się i bez słowa wchodzę po schodach, a on milknie, po czym rzuca:

– Więc śniadanie do łóżka? Czy wolisz mnie w łóżku?

Zatrzaskuję za sobą drzwi, zamykam je na klucz, a potem siadam na materacu, kompletnie nie wiedząc, co o tym wszystkim sądzić.

Zależy mu na niej? Jest jednym z tych facetów, którzy uważają, że seks z innymi laskami nic nie znaczy, bo kochają tylko tę jedną, a ona wierzy im i wybacza za każdym razem? Moja siostra miałaby się okazać aż tak naiwna? Przecież nie jest głupia. Musi się domyślać. Musi cokolwiek…

Kręcę głową.

Nie wiem. Kurwa, nie wiem, co robić.

Później biorę głęboki wdech i postanawiam, że po pierwsze muszę się dowiedzieć, dlaczego moja siostra jest z Maxem. Po drugie sprawdzić, czy mówił prawdę. Po trzecie nie dać się obezwładnić wyrzutom sumienia.

Przecież nie wiedziałam. Gdybym wiedziała, nigdy bym nawet go nie dotknęła. Nie miał obrączki, flirtował ze mną i bez słowa poszedł do tamtej toalety. To była całkowicie jego wina, bo on miał świadomość, że zdradza Lee. Z jej siostrą czy przypadkową laską – co za różnica? Zdrada to zdrada.

Tyle że jeśli jej o tym powiem, a ona mi uwierzy, Max ją naprawdę zniszczy. To uderzy w nią, a potem we mnie, ponieważ ją przez to stracę. Jestem na tyle samolubna i tchórzliwa, bo nie mam w tej chwili zupełnie nikogo, że obawiam się tego niemal tak samo jak sprawienia siostrze bólu.

Pocieram twarz dłońmi, kiedy słyszę, jak Max naciska na klamkę, po czym zaczyna się śmiać.

– No wiesz? W nocy też się przede mną zamknęłaś? – pyta.

– Spierdalaj.

– Wow, strasznie mnie zabolała ta dorosła riposta, kotku.

– Przestań mnie tak nazywać – mówię ostro.

– To otwórz drzwi.

– Nie. – Związuję włosy w kitkę, a później wyciągam z walizki wygodne buty. Muszę stąd wyjść i złapać trochę świeżego powietrza. – Daj mi spokój.

– Jak chcesz, kotku.

Przymykam na sekundę powieki, zrywam się z łóżka i otwieram z impetem drzwi, podejmując decyzję.

– Okay, posłuchaj mnie uważnie. Nie wiedziałam, kim jesteś – warczę, popychając Maxa, który cofa się z zaskoczeniem. – To nie była moja wina. To ty ją zdradziłeś. A ona w końcu i tak się domyśli, popełnisz jakiś błąd. Będę na niego czekać i pomogę jej we wszystkim, a zwłaszcza w pozbyciu się ciebie.

– Wtedy powiem jej, że się ze mną pieprzyłaś, a nie pisnęłaś słowa – rzuca. – Jak myślisz, co będzie czuła, gdy dotrze do niej, że nie powiedziałaś jej niczego już wczoraj? Będzie taka zawiedziona. A ma teraz tyle stresu…

– Przestań! – wrzeszczę. – Przestań wywoływać u mnie to jebane poczucie winy, bo już i tak ledwo mogę na siebie patrzeć, rozumiesz?! Daję ci tydzień. Tydzień na zostawienie mojej siostry w spokoju i przyznanie jej się do wszystkiego samemu.

Max poważnieje. Chyba wreszcie rozumie, że się nie wycofam. Milczy przez chwilę, obserwując moją zdecydowaną minę.

– A jeśli dam ci słowo, że to była tylko jednorazowa akcja i nigdy więcej tego nie powtórzę? – pyta, zmieniając nagle nastawienie.

– Nie uwierzę ci. – Prycham.

– Mnie naprawdę na niej zależy. Miałem moment słabości. Przyznam jej się do niego, a ona mi wybaczy. Ale musisz dać mi czas, jeśli nie chcesz, by domyśliła się, że chodzi o ciebie.

Przełykam z trudem ślinę, nie bardzo wiedząc, czy mówi serio. Skąd ta nagła zmiana?

– Niby czemu nie chciałbyś jej zdradzić, że to ja?

– Bo nie chcę jej bardziej zranić. – Max wzdycha. – Słuchaj, popełniłem błąd, dobra? Prawda jest taka, że go żałuję.

Opuszcza ramiona, wydaje się teraz nagle pozbawiony tej pewności siebie i arogancji, którymi przed chwilą aż emanował. Jakbym go pokonała.

– I dlatego od wczoraj próbujesz znowu się do mnie dobierać?

Kręci głową i przeczesuje włosy palcami.

– Chciałem cię nastraszyć. Nie rozumiesz? Nie chcę, żebyś komukolwiek powiedziała. Kocham Lee. Spieprzyłem. Ale wynagrodzę jej to i nigdy więcej tego nie zrobię, dobra? Daj mi szansę. Oboje zrobiliśmy coś głupiego, Val. Żadne z nas nie chce jej stracić.

Nie wiem, czy mogę uwierzyć w jego tę nagłą zmianę nastawienia, jednak kiedy Max mówi, że kocha Lee, w jego oczach po raz pierwszy widzę szczerość. Nie mam pojęcia, co o tym myśleć. Ja bym mu nie wybaczyła. Mojej siostrze też bym nie wybaczyła, gdybym się dowiedziała, że coś takiego przede mną ukrywała. Ale jeśli Aleesha podejmie inną decyzję… Będę musiała ją uszanować.

I teraz naprawdę zaczyna do mnie docierać, co robił Max. Wyciągnął wszystkie asy z rękawa. Straszył mnie każdym możliwym scenariuszem, jednak dopiero gdy dałam mu ostateczne ultimatum, poddał się i przyznał do błędu. Może naprawdę mu na niej zależy?

– Obiecujesz? – pytam w końcu. – Przysięgasz, że to był tylko jeden wyskok i się przyznasz?

Przytakuje od razu.

– Tak. Słuchaj, ty też chcesz zacząć od nowa, prawda? Więc po prostu spróbuj zapomnieć o tym, co się działo, i tak zacznijmy. Nie mów o tym, co się stało w samolocie zupełnie nikomu. A ja przyznam się Lee, kiedy będę pewny, że nie skojarzy tego z tobą. Jeśli mi wybaczy, wszystko będzie dobrze. Jeśli nie, po prostu zniknę i dam wam obu spokój.

– I nie puścisz jej z torbami?

Max zaczyna się śmiać.

– Ale ty jesteś naiwna. Naprawdę mi uwierzyłaś? – Mężczyzna kręci głową. – Aleesha do wszystkiego doszła z pomocą swojej partnerki. Pomagałem jej, ale nie dałem ani dolara, bo gdy się poznaliśmy, też klepałem biedę. To ja zawdzięczam jej wszystko, co mam, Val. I dlatego czuję się jak ostatni sukinsyn z tym, że ją zdradziłem.

Przełykam z trudem ślinę.

– Dobra. Powiedzmy, że ci wierzę. Ale będę cię obserwować – zastrzegam. – Jeśli nie powiesz jej niedługo…

Max wyciąga dłoń w moim kierunku.

– Obiecuję.

Ściskam ją delikatnie, próbując zignorować dreszcz, który przebiega mi po kręgosłupie, kiedy Max znowu mnie dotyka.

– A teraz zejdziesz na śniadanie? Zrobiłem gofry, które pewnie już wystygły. Lee mówiła, że kiedyś dałabyś się pokroić za gofra z bitą śmietaną, owocami i czekoladą.

Jezu, tak.

Na samą myśl od razu do ust napływa mi ślina.

– Nadal dałabym się za nie pokroić – mamroczę.

Czuję się niepewnie, gdy jest taki uprzejmy i nie próbuje mnie zastraszyć.

– To chodź. To będą moje przeprosiny za to, jak się zachowywałem, okay? Przepraszam za to straszenie i łapanie za gardło. Trochę mnie poniosło, ale naprawdę spanikowałem.

Uśmiecham się krzywo.

– I bardzo dobrze. Ja nie przepraszam za zdradzieckiego fiuta.

Unosi brwi.

– Nazwałaś mnie zdradziecką świnią, nie fiutem.

Prycham.

– W myślach mówiłam więcej.

Patrzy na mnie z rozbawieniem. Wskazuje schody, jednak wracam po komórkę, którą schowałam wcześniej do torebki, i dopiero wtedy ruszam za Maxem. Kiedy siadam przy blacie, a mężczyzna dekoruje moje gofry i posypuje je świeżymi owocami, uruchamiam telefon, spinając się na to, co czeka mnie po jego włączeniu. Wibruje mi w ręce niemal nieprzerwanie już po wpisaniu kodu.

Jedna, dwie, trzy… Czternaście… Dwadzieścia… Pięćdziesiąt trzy wiadomości.

Ja pierdolę.

Większość jest od babki, te przewijam szybko. Znajduję jedną od Marcela. Życzy mi powodzenia i trzyma kciuki, więc robi mi się cieplej na sercu. Zawsze go lubiłam. Gdyby nie to, że za kilka miesięcy przechodzi na emeryturę, naprawdę bym się o niego martwiła, bo wiem, jak okropna bywa dla niego babka. Ale Marcel da sobie radę. I ja też.

– Babcia tęskni? – rzuca Max, stawiając przede mną talerz.

Krzywię się, po czym odczytuję kilkanaście wiadomości, które przyszły od Reida, mojego niedoszłego narzeczonego. Usuwam każdą. Zawierają tylko pytania o to, gdzie jestem, i groźby. Potem blokuję numer. Jednak nieważne, ile już zablokowałam, Reid kupuje kolejną kartę.

Wzdycham, po czym zwracam się do Maxa:

– Potrzebuję nowej karty do telefonu. Jest szansa, żebyś mi pokazał, gdzie taką kupić, gdy będziesz mnie oprowadzał?

Przytakuje.

– Jeśli pochwalisz moje gofry, to nawet duża.

Uśmiecham się lekko i zabieram do jedzenia.

ROZDZIAŁ 4

VAL

Okolica, w której mieszkają Lee i Max, jest naprawdę śliczna. Zadbane, małe kamienice, sporo zieleni jak na to ogromne miasto, niewielkie kawiarenki, butiki, sklepy. Wszystko ciągnie się po obu stronach, kiedy wracamy już spokojnym krokiem do domu. Max pokazał mi najbliższy spożywczak, knajpkę i pizzerię, w której zawsze biorą coś z Lee na wynos, zaprowadził też na przystanek i stację metra. Jestem pewna, że bez mapy w telefonie i tak niczego tak szybko tu nie zapamiętam, ale krótki spacer pozwolił mi chociaż nieco poznać dzielnicę, więc będę mogła wybrać się niedługo bez strachu z rana na jogging. Lubię poranne bieganie, bo zawsze pomaga mi lepiej zacząć dzień.

Przyglądam się kolejnym mijanym budynkom. Podobają mi się te elewacje z piaskowca i to, jak wszystko się tu różni, choć jednocześnie świetnie ze sobą komponuje. Uśmiecham się lekko, uruchamiając telefon. Skopiowałam kontakty, ale właściwie… nie było ich wiele. To trochę smutne, gdy pomyślę, że tak naprawdę mogłabym nawet tego nie robić. Przepisać numer Marcela i tyle. Moi znajomi przecież i tak nie przejmą się tą ucieczką, nigdy nie byliśmy blisko, tylko chodziliśmy razem na kolejne imprezy. Jednak ani ja nie miałam ochoty się z nimi zaprzyjaźniać, ani oni ze mną. Zwłaszcza od czasu, kiedy babka zrobiła świństwo mojej jedynej przyjaciółce, przez co ta została wyrzucona ze studiów. Adalina uważała Reese za nieodpowiednie towarzystwo, a mnie nie udało się wtedy wystarczająco kryć. Do dzisiaj wypominam to sobie w myślach, bo nieważne, ile razy przepraszałam, Reese nie chce mnie znać.

– Przebieraj trochę szybciej nogami – rzuca Max. – Mamy jeszcze kawałek, a ja powinienem już wyjeżdżać do studia.

Otrząsam się z rozmyślań i patrzę na mężczyznę kątem oka.

– Do studia?

Przytakuje.

– Mhm. Mówiłem ci. Dorośli ludzie pracują, żeby się utrzymywać, wiesz?

Wspomina o tym już kolejny raz, co mnie irytuje.

– Wiem – odpieram chłodno. – I wiem, do czego dążysz. Ja też znajdę sobie pracę.

Przechyla głowę, wyprzedza mnie, a później idzie przede mną tyłem, uśmiechając się krzywo.

– A tak z ciekawości, to jaką?

Marszczę brwi.

– Jakąkolwiek.

– Mała księżniczka Purcell zadowoli się pierwszym lepszym zajęciem?

– Nie jestem księżniczką. Ty też nic o mnie nie wiesz, więc odpuść sobie, jeśli mamy mieć rozejm, Max.

Śmieje się cicho.

– Wiem, że musiałaś rzucić studia, skoro tu jesteś. Ile ty właściwie masz lat? Dziewiętnaście?

– Chciałabym.

Unosi brwi.

– Dwadzieścia?

– Dwadzieścia jeden – odpieram. – I powinieneś był raczej spytać, zanim zamknąłeś się ze mną w tamtej kabinie, bo skoro masz mnie za nastolatkę, to robi z ciebie starego zboczeńca.

Zaczyna śmiać się głośniej.

– Starego?

Mierzę go wzrokiem.

– Na oko pięćdziesiątka? – kpię.

– Lubisz aż tyle starszych?

Okay, może lepiej nie ciągnąć rozmowy w takim kierunku.

– W każdym razie – zmieniam temat – rzuciłam studia, ale czegoś się na nich nauczyłam, wiesz? Mam kilka papierków. Certyfikaty językowe. I wbrew pozorom coś tam muszę wiedzieć, skoro byłam jedną z najlepszych studentek.

Max patrzy na mnie uważnie.

– A babcia nie zapłaciła za to, żeby ci je…

– Pierdol się, Max.

Wyprzedzam go i ruszam szybszym krokiem w stronę majaczącego w oddali domu. Jednak mężczyzna ma dłuższe nogi, więc dogania mnie już po dwóch sekundach.

– Skąd miałaś kasę na samolot? – pyta.

– Obciągnęłam jakiemuś gościowi na lotnisku i mi ją podarował – rzucam chłodno.

Prycha.

– Zdolności masz, więc to nie byłoby całkiem nieprawdopodobne… Ale na poważnie? – Wydaje się naprawdę zaciekawiony.

Ignoruję pierwszą część jego wypowiedzi.

– Okradłam babkę. Odkąd ostatnio zaczęła mi ograniczać pieniądze i zabrała karty kredytowe, musiałam radzić sobie inaczej.

To zdaje się go jeszcze bardziej intrygować.

– Ograniczała…?

– Bo śmiałam wyrazić odmienne zdanie w kilku kwestiach – mówię, a potem otwieram furtkę. Po chwili wbiegam po schodach i dodaję: – Nie podobało jej się to i chciała pokazać, kto tu rządzi.

– Z tego, co wspominała Lee, i jak ty ją opisujesz… – zaczyna Max, wyjmując klucze, by wpuścić nas do domu. – Nie mam pojęcia, jakim cudem wytrzymałaś z nią dwadzieścia jeden lat.

Wzruszam ramionami.

– Byłam głupia.

– A teraz nie jesteś?

Spoglądam na niego z coraz większą złością.

– Jestem, bo ze wszystkich facetów, którzy mogli mi pomóc spuścić nieco napięcia, wybrałam akurat ciebie.

Max uśmiecha się kpiąco, zamykając za nami drzwi.

– Akurat to nie było głupie, kotku – stwierdza. – I podobało ci się cholernie.

– Mieliśmy do tego nie wracać – warczę. – Lepiej pomyśl, co powiedzieć mojej siostrze. Bo nie zamydlisz mi oczu. Musisz się przyznać.

Przechodzi do niewielkiego gabinetu, który znajduje się przed salonem i kuchnią, a później łapie stamtąd torbę z laptopem i pokrowiec na aparat. Unoszę nieznacznie brwi, jednak Max wymija mnie tylko i chwyta jeszcze kurtkę z wieszaka, po czym przystaje w wejściu.

– Klucze są tutaj – wskazuje na komodę i niewielką miseczkę, w której leżą zapasówki – gdybyś miała wychodzić. Daj mi telefon.

Podaję go z wahaniem, kiedy Max odkłada torby. Wstukuje coś przez dłuższą chwilę w komórce, a potem mówi:

– Numer do Lee, do mnie, do jej kancelarii i mojego studia, gdyby coś się działo.

Gapię się na niego przez kilka sekund, mrugając.

– Okay… kim ty jesteś i co zrobiłeś z Maxem?

Mężczyzna śmieje się lekko. Seksownie.

Przestępuję z nogi na nogę i karcę się w duchu za tę myśl.

– Nic, to nadal ja. Po prostu nie wiem, za ile wróci Aleesha, a wypadki chodzą po ludziach. Lee by mnie zabiła, gdyby coś ci się stało, a tak będę mógł przynajmniej powiedzieć, że dałem ci wskazówki w razie kryzysowych sytuacji.

– Boże, zachowujesz się, jakbyś był moim ojcem – mamroczę.

Porusza brwiami, na jego usta wraca ten zadziorny uśmieszek.

– Ty naprawdę lubisz starszych, co, Val?

Prycham.

– A ile ty właściwie masz lat, staruszku?

Posyła mi rozbawione spojrzenie.

– Nieco więcej niż ty.

– No widzę. Te siwe włosy, spowolnione ruchy…

Parska cicho, łapiąc swoje torby.

– Moje… ruchy… nie są powolne – rzuca, wpatrując się we mnie intensywnie.

Od razu przeszywa mnie dreszcz, gdy przypominam sobie, jak wchodził we mnie szybkimi, mocnymi pchnięciami. W podbrzuszu czuję wzbierające ciepło.

– Pamiętam to inaczej – stwierdzam, unosząc podbródek.

– Założę się, że bardzo rozpamiętujesz.

Za bardzo. Co jest ze mną nie tak?

– Chciałbyś. I nie brzmisz na skruszonego, jak twierdziłeś.

– Sarkazm i żarty to mój sposób na radzenie sobie ze stresem – mówi.

Krzyżuję ręce na klatce piersiowej.

– Więc się stresujesz?

Poważnieje.

– Zależy mi na niej, Val. Kocham ją. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, że wtedy za tobą poszedłem. – Wzdycha. – No dobra, wiem, spójrz na siebie. I może chciałem się trochę odegrać, bo… ostatnio wiele się między nami działo.

Marszczę brwi.

– To znaczy?

– Długa historia – stwierdza Max. – A ja nie mam czasu, no i nadal ci nie ufam.

Prycham.

– Z wzajemnością.

Zdecydowanie zamierzam go obserwować, żeby się upewnić, że mówił prawdę. Że to był tylko jeden raz. Na razie nie zdecydowałam, czy mu wierzę, ale… Zupełnie go nie znam. Nie wiem też za wiele o Lee. Nie miałam z nią kontaktu od pięciu lat. Od pięciu pieprzonych lat. W tym czasie skończyła studia, wyremontowała ten dom, znalazła sobie faceta, została wspólniczką w kancelarii prawnej… Nie wiedziałam o żadnej z tych rzeczy. Gdy babka mówiła, że mam nawet nie szukać siostry, dostosowałam się, ponieważ Lee też powiedziała mi kilka niemiłych słów na odchodne. Nadal chowałam urazę, dopóki nie zorientowałam się, że tak naprawdę miała rację.

– Ale mamy rozejm, Val – dodaje Max. – Nie mogę obiecać, że nie będę wracał do naszego pierwszego spotkania, bo cholernie zabawnie wyglądasz, gdy robisz się cała czerwona z zawstydzenia. Zupełnie nie przypominasz wtedy tej dziewczyny, która miała w ustach…

– Idź już – przerywam chłodno. – I lepiej uważaj. Jeśli ty nie obiecujesz, że nie przestaniesz rzucać swoich głupich tekstów, żeby mnie zawstydzić i wkurzyć, ja nie mogę obiecać, że nie powiem Lee. Powinnam to zrobić.

Chcę coś dodać, jednak Max tylko puszcza do mnie oko i kieruje się do drzwi.

– Powiedz Lee tylko tyle, że przywiozę chińszczyznę na kolację. Lubisz?

Kiwam powoli głową, chociaż chińszczyznę jadłam może dwa razy w życiu, kiedy babka nie patrzyła. Bo to, co mogę jeść, też zwykle wybierała.

– Pewnie.

Max posyła mi uśmiech i już wychodzi, zostawiając mnie w niewielkim przedpokoju. Przez chwilę stoję tam tak po prostu, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić i czy zdezorientowanie, niepewność, wyrzuty sumienia i przerażenie kiedyś miną. I czy podjęłam co do Maxa dobrą decyzję. Czy Lee postąpiłaby na moim miejscu inaczej?

Chwytam się na tym, że chcę złapać za telefon i wybrać numer babki, by poprosić ją o radę. Robiłam tak przez wiele lat, więc nic dziwnego, że gdy znowu jest trudniej, mam ochotę jak zawsze schować się za jej plecami. Ale zaciskam pięści i próbuję to od siebie odepchnąć.

Jesteś rozpieszczoną, małą dziewczynką, za którą zawsze ktoś rozwiązywał problemy, mówię sobie w myślach. Czas dorosnąć, Val. Czas w końcu zmierzyć się z konsekwencjami swoich decyzji samemu.

Właśnie tego przecież chciałam, prawda? Tylko nie sądziłam, że to będzie aż tak cholernie skomplikowane. Jasne, wiedziałam, że dopasowanie się do zupełnie innego życia sprawi mi trochę kłopotów. Tylko wydawało mi się, że największym będzie pogodzenie się z siostrą, a później znalezienie pracy i utrzymanie jej. Ogarnięcie nowego miasta. Odnalezienie się w tym wszystkim.

Faceci to same problemy. Przecież wiem. Dlaczego zrobiłam taką głupotę? Nie mogłam wpaść na zwykłego dupka, który chciałby tego, co ja, a potem poszedł w drugą stronę? Nie. To byłoby zbyt proste. Wtedy jeszcze za szybko bym sobie poradziła. Ale czy to musiał być akurat narzeczony mojej siostry? I to w dodatku taki, który mimo tego wszystkiego, co się działo, miał na mnie duży wpływ?

Kiedy szliśmy dzisiaj ulicą i zachowywał się przez chwilę zwyczajnie, poczułam się całkiem normalnie. Dopóki nie zaczął mi wypominać, że jestem przyzwyczajoną do luksusów księżniczką. Bolało bardziej, bo wiedziałam, że to prawda. Babka dawała mi wszystko, czego potrzebowałam. Pieniądze, ciuchy, gadżety. Zabierała na przyjęcia, wycieczki. Przedstawiała mnie kolejnym ważnym ludziom. A ja cieszyłam się z tego jak idiotka, ponieważ sądziłam, że robi to dla mojego dobra. Że kocha mnie gdzieś tam w głębi swojego twardego jak stal serca. Doszukiwałam się w każdym jej zakazie przejawów troski, nie tyranii.

Aż w końcu spadłam na ziemię. Tego, co powiedziała mi przed odejściem, nigdy jej nie wybaczę i nie zapomnę.

Może to, że uciekłam, zabrałam kupione przez nią rzeczy i jeszcze ją okradłam, było okropne. Może to, że nie zamierzam niczego jej już wyjaśniać, jest przejawem niewdzięczności, ponieważ pozwalała mi mieszkać w swoim domu, jeść swoje jedzenie, łożyła na moje utrzymanie i wykształcenie. Ale czy coś takiego wystarczało, gdy tak naprawdę do trzynastego roku życia zamieniła ze mną tylko kilka słów? Łaknęłam jej uwagi, a jadałyśmy jedynie obiady raz w tygodniu, bo była zbyt zajęta swoim biznesem. Miała sieć hoteli i restauracji w całym kraju. A raczej dziadek miał, ona dostała je przecież dopiero po jego śmierci. To on zapracował na fortunę, którą wydawała.

Dopóki nie skończyłam trzynastu lat, prawie jej nie spotykałam. A później przejęła od opiekunek moje wychowanie. Lee uciekła niecałe dwa lata wcześniej, więc babka stwierdziła, że nie może dopuścić, bym ja też jej się sprzeciwiła. Uzależniła mnie od siebie, a ja uważałam, że to najlepsze, co mogło mi się zdarzyć, bo wreszcie zaczęła mnie dostrzegać. Wreszcie mnie kochała.

Po odejściu Lee nikt mnie już nie kochał.

Kręcę głową, po czym wchodzę po schodach. Łapię swój laptop z walizki i po kilkunastu sekundach rozkładam się z nim w kuchni przy blacie. Czuję się trochę nieswojo w domu siostry, gdy jej tu nie ma. I w ogóle czuję się nieswojo. Właściwie jestem jak zagubione dziecko w świecie dorosłych, co jest dość niezłym określeniem mojej sytuacji. Miałam żyć po swojemu i jak zaczęłam? Od spieprzenia wszystkiego, czego nawet jeszcze nie dostałam – czyli ponownej bliskiej relacji z siostrą i normalności.

*

– Hej, Val – rzuca Lee niemal godzinę później.

Unoszę głowę znad laptopa i uśmiecham się do niej lekko. Siostra zdejmuje szpilki w przedpokoju, odwiesza marynarkę, po czym kieruje się w moją stronę, rozglądając po kuchni.

– Maxa nie ma?

– Wyszedł już jakiś czas temu. Powiedział, że przywiezie chińszczyznę – odpowiadam.

Aleesha kiwa głową.

– Jego kolej – stwierdza. – Jak spędziłaś dzień? Pokazał ci okolicę?

– Mhm. Ładnie tu. Ale głośno.

Śmieje się, po czym łapie butelkę wody z szafki przy lodówce.

– To Nowy Jork, młoda. Nasza dzielnica nigdy nie cichnie, przyzwyczajaj się.

Macham ręką.

– Pewnie.