Arranged - Agata Polte - ebook + audiobook
BESTSELLER

Arranged ebook i audiobook

Agata Polte

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

223 osoby interesują się tą książką

Opis

Umowa małżeńska miała rozwiązać ich wszystkie problemy.

 

Sophie Banks od zawsze lubiła radzić sobie sama z każdą przeszkodą. Nauczyła się tego od matki, dla której była gotowa zrobić bardzo wiele. Właśnie dlatego podjęła jedną złą decyzję, a konsekwencje błędnego wyboru zaczęły ją przerastać.

 

Niespodziewanie z pomocą przyszedł ktoś, kogo nigdy by o to nie podejrzewała – Darren Reeves. Mężczyzna zaproponował Sophie układ z korzyściami dla obu stron – on potrzebował fikcyjnej żony, ona wsparcia w wyjściu z kłopotów. A chociaż kobieta nie przepadała za znanym z częstego zmieniania partnerek Darrenem, zgodziła się na aranżowany związek i na jego grę.

 

Wkrótce Sophie przekona się, że udawanie narzeczonej kogoś takiego jak Reeves nie będzie proste, zwłaszcza kiedy na drodze staną im różne przeszkody, a do głosu dojdą uczucia, które nie powinny się pojawić…

 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                    Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 628

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 13 godz. 32 min

Lektor: Agnieszka Postrzygacz
Oceny
4,6 (7924 oceny)
5987
1295
425
170
47
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kingakamionek

Nie oderwiesz się od lektury

Ta historia nie pochłania ona pozera w całości i sprawia że traci się poczucie z rzeczywistością .😁Jak tylko zaczęłam czytać historię Darrena i Sophie, tak przepadłam. Piszczałam, brakowało mi powietrza z ekscytacji, płakałam z emocji i zakochałam się na zabój . 🥰Autorka nie zawiodła ❤️
506
NATASZKA__25
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Zabierając się za tą książkę wiedziałam czego się spodziewać i jaka będzie moja recenzja . Agata Polte polska autorka która publikuje też na wattpad. Szczera opinia plynaca prosto z serducha . Książka "arranged" nie wiem jak ale pokonała mnie . uwielbiam każda książkę tej autorki , każdą. ale "Possessed"i "Arranged" ... Boże to jest mistrzostwo świata.Nigdy nie sądziłam że pokocham coś bardziej od książki "Possessed"jednak się myliłam. Pisarka każdym dziełem zaskakuje mnie coraz bardziej swoim talentem pisarskim . więc trzymam kciuki za jej dalsza karierę i kolejne książki wydane bo taki talent powinien się rozwijać.
YerbaMic

Nie oderwiesz się od lektury

Obawiałam się, że drugi tom mnie zawiedzie po tym, jak bardzo podobał mi się pierwszy, ale absolutnie tak się nie stało. Historia choć inna, to napisana tak samo dobrze, tak samo ciekawa i z takim samym pazurem. Czekam niecierpliwie na tom 3!
marteX993

Nie oderwiesz się od lektury

Całkowicie inna niż pierwsza część, ale tak samo cudowna. Polecam ❤️❤️❤️
234
DantePlus

Nie oderwiesz się od lektury

Nie można się oderwać, tak wciąga 🥰
224

Popularność




Copyright © for the text by Agata Polte

Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Kamila Recław

Korekta: Sara Szulc, Daria Raczkowiak, Maria Klimek

Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek

ISBN 978-83-8362-605-5 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2024

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

Rozdział 1

Wysokie szpilki są świetne, ale bieganie w nich to prawdziwy koszmar.

Nie mam jednak wyjścia. Stawiam malutkie kroki, unosząc delikatnie swoją długą sukienkę, kiedy próbuję jak najszybciej przemierzyć korytarz w Arico i dostać się do pokoju, w którym moja przyjaciółka przygotowuje się do ślubu. Zamierzałyśmy już właściwie wychodzić, ponieważ ceremonia zaplanowana na terenie za hotelem, tuż przy plaży, miała się rozpocząć jakąś minutę temu, tyle że Amber nieco się rozkleiła. Zaczęła wspominać swojego ojca i mówiła, że to on powinien poprowadzić ją do przyszłego męża. Przez to wszystko się popłakała oraz rozmazała idealny makijaż, więc musiałam pobiec do swojego pokoju po kosmetyki, by to poprawić.

– Jestem! – wołam, otwierając drzwi kartą.

Ambie odwraca się do mnie i uśmiecha drżąco. Bria stojąca obok unosi kciuk, pokazując, że wszystko dobrze, dlatego tylko zmywam delikatnie ślad po tuszu na policzku przyjaciółki, przyklepuję to miejsce pudrem i upewniam się, że niczego nie widać.

– No już, jak nowa – oznajmiam.

Akurat wtedy słyszę wibrację, dlatego sięgam po torebkę i po wpakowaniu do środka kosmetyków wyciągam telefon.

– To Reeves – rzucam. – Pyta, czy poszłaś po rozum do głowy i jednak uciekłaś.

– Odpisz, że to nie on czeka na mnie z urzędnikiem, tylko Alex, więc nie mam zamiaru uciekać – mówi Ambie i się prostuje. – Po prostu… miałam chwilę słabości. Ale już w porządku. Kocham go. A tata na pewno i tak jest ze mną i rozumie, że jestem szczęśliwa.

– Właśnie tak – potwierdza Bria.

– To bądźmy szczęśliwe już na dole – proponuję. – Może to nieduża impreza, ale czeka tam trochę osób. No i twój przyszły mąż.

Zielone oczy Amber rozbłyskują.

– Tak. Racja. Chodźmy.

Ruszamy do windy, uważając, by nie przyciąć sobie sukienek, a po kilkudziesięciu sekundach wychodzimy na zewnątrz i kierujemy się na zamknięty dziś dla gości teren za hotelem. Nie mija dużo czasu, gdy ukazuje nam się wspaniały widok na chylące się ku zachodowi słońce. Jeszcze kawałek i zniknie za lśniącym na razie w jego blasku oceanie.

– Gotowa? – pyta Owen, który w eleganckim garniturze czeka na nas przy wyjściu.

Amber spogląda na mnie krótko, bierze głęboki wdech, po czym przyjmuje bukiet od Brii i łapie dłoń jej męża. Rok temu to oni składali sobie przysięgi, a dziś razem z przyjaciółką odczekujemy odpowiednio długo, nim podążamy za panną młodą, by nie zakłócić tego momentu. To jej czas. Dlatego na razie odrzucam od siebie wszystkie troski, które ostatnio na mnie spadały, i po prostu skupiam się na tym, co tu i teraz.

Owen prowadzi Amber powoli pomiędzy ustawionymi dla gości krzesłami. Przyjaciółka trzyma bukiet goździków stanowiących główną dekorację całej przestrzeni. Są w ogromnych koszach umiejscowionych przy szklanych barierkach, a także wpleciono je w wysoki łuk, przy którym czekają urzędnik wraz z panem młodym ubranym w czarny garnitur z czarną koszulą. Obok nich stoją Darren i Shawn, również eleganccy, przystojni, emanujący siłą i pewnością siebie. Ich poszetki mają ten sam kolor co suknie moja i Brii – bursztynowy. Wszystko dokoła zresztą zostało urządzone właśnie w takich barwach i tworzy perfekcyjną otoczkę.

Dlatego Amber tym bardziej przyciąga wzrok. Ma na sobie zapierającą dech w piersiach białą suknię, która spływa lśniącym materiałem aż do ziemi i podkreśla idealnie sylwetkę. Oprócz koronkowej góry kreacja jest prosta, choć szykowna. Amber wygląda w niej oszałamiająco. Nie tylko ja tak sądzę, bo kiedy zerkam do przodu, dostrzegam na twarzy Alexa zachwyt. Ten facet kocha Amber tak mocno, że nie widzi poza nią świata. Ona jest jego całym światem.

Nie udaje mi się powstrzymać łez wzruszenia przez całą ceremonię. Wspaniale obserwuje się, jak przyjaciółce wreszcie się układa. Tym bardziej nie mogę jej zepsuć tego wieczoru własnymi kłopotami, które upycham głęboko w szafie swojego umysłu. Zagrzebię je na jakiś czas, dopóki znów nie wybuchną mi w twarz. Na razie postanawiam odpuścić i dobrze się bawić.

Wieczór jest do tego idealny, bo po ceremonii i kolacji barman przy otwartym barze zachęca mnie uśmiechami do zamawiania drinków. Gdy przyjaciółka i jej mąż tańczą pierwszy taniec, co oznacza, że nie jestem na razie potrzebna, po prostu pozwalam sobie na luz i zamawiam alkohol. Goście nadal siedzą przy długim stole lub przystają przy parkiecie, by obserwować młodą parę, a ja zamierzam do nich dołączyć, jak tylko pochłonę moje Pornstar Martini.

– Nie sądziłem, że ktoś będzie tu szybciej niż ja – słyszę nagle zza pleców.

Wzdycham.

– A myślałam, że poznałeś już moje możliwości, skoro trochę się niestety znamy.

Dobiega mnie cichy śmiech, po którym Darren Reeves staje tuż za mną. Tak blisko, że kiedy się odzywa, czuję na włosach jego ciepły oddech.

– Poznałem – przyznaje. – Nie znam innych.

Posyłam mu krótkie spojrzenie, myśląc, że znowu nawiązuje tylko do jednego, ale zostaję zaskoczona w kolejnej chwili, gdy obejmuje mnie w talii i stanowczo odciąga od baru. Protestuję cicho, jednak on już odwraca mnie do siebie przodem, na parkiecie, a ja uświadamiam sobie, że zaczęła się kolejna piosenka i nadszedł czas na to, byśmy dołączyli do młodej pary. Nie wypada mi uciekać z krzykiem.

– Jeśli ktoś sprzątnie mi tego drinka, wścieknę się – ostrzegam.

Darren patrzy na mnie z kpiącym uśmiechem błąkającym się po wargach.

– A to będzie dla nas taka nowość.

W sumie nie będzie. W ciągu ostatnich dwóch lat, odkąd Ambie i Alex zostali parą, zaczęliśmy spędzać więcej czasu w swoim gronie. W końcu nawet Owen i Bria przekonali się do Harlanda. Ja odpuściłam mu już wtedy, kiedy zobaczyłam, jak uszczęśliwia moją przyjaciółkę. Polubiłam też Shawna, głównie dlatego, że to spokojny i cichy facet. Darren z kolei stanowi jego przeciwieństwo, zawsze go wszędzie pełno i uwielbia mnie drażnić. Pewnie powinnam się przyzwyczaić, że znosimy się jedynie dla naszych przyjaciół.

– Uśmiechnij się – poleca Darren, obejmując mnie ciaśniej. – Może to pomoże zatuszować na zdjęciach twój wredny charakter.

Spoglądam na niego krzywo i właśnie wtedy błyska flesz.

– Ostrzegałem – rzuca.

Otwieram usta, by kazać mu iść do diabła, ale mężczyzna się odsuwa i obraca mnie dokoła, nim znów przyciąga do swojej klatki piersiowej. Tym razem opieram się o nią plecami, zerkając na ocean.

– Założymy się o to, kto ma mocniejszą głowę? – szepcze Darren. – Przegrany będzie musiał przepłynąć odległość do boi. Nago.

– Po pijaku? – Parskam. – Może po prostu pozwól mi potrzymać swoją głowę pod wodą odpowiednio długo. Wyjdzie na to samo.

Śmieje się nisko, a następnie mnie obraca, aż ponownie staję do niego przodem. Dokoła nas tańczy już więcej osób, widzę Brię z Owenem, Shawna z kobietą, z którą przyszedł na wesele, do tego szefową i koleżanki z pracy Amber z partnerami oraz jakichś bliższych znajomych Alexa. Gości nie ma wielu, bo przyjaciółka chciała naprawdę skromną ceremonię, czemu się nie dziwię. Choć ja zorganizowałabym własną centralnie na plaży i jeszcze mniejszą.

– Racja – odzywa się Darren. – Widzisz, czasami nawet zdarza ci się podać sensowne argumenty, żeby przekonać mnie do porzucenia jakiegoś pomysłu.

Wzdycham.

– Powiesz mi, dlaczego nie znalazłeś sobie jakiejś dziewczyny na ten tydzień i nie zabrałeś jej tutaj, tylko torturujesz właśnie mnie?

Unosi brew.

– Bo to o wiele zabawniejsze.

– Dupek z ciebie.

– Ty też nie masz najmilszego charakteru – odpowiada od razu, po czym dodaje: – Może założymy się o coś innego?

– O to, kiedy się w końcu zamkniesz i dasz mi się napić mojego drinka?

Sznuruje usta z rozbawieniem i nie odzywa się aż do końca piosenki, po której lekko mi się kłania. Obowiązek wypełniony, dlatego wreszcie kieruję się znów do baru, a potem siadam przy stoliku ze swoim drinkiem. Pojawiają się Bria i Owen, który pewnie po jednym tańcu ma dosyć, więc wdajemy się w pogawędkę.

Wieczór upływa w dobrej atmosferze, ponieważ są tu niemal same znajome osoby. Kelnerzy pozostają praktycznie niewidzialni, podobnie jak ochroniarze, których dostrzegam tylko co jakiś czas za barierkami. Na szczęście nikt nie zakłóca wesela, chociaż Harland obawiał się, że dostanie się tu jakiś dziennikarz, by sfotografować gorący temat. W końcu jako jeden z najbogatszych facetów w tym mieście, a właściwie i w kraju, jest prawie ciągle na świeczniku, przez co bywają momenty, w których ktoś zakłóca jego prywatność.

A kiedy dziennikarskie hieny dowiedziały się, że Amber to córka kobiety, która spotykała się z jego ojcem, i dokopały się do reszty historii, stworzyły masę idiotycznych artykułów. Alex dość szybko to wszystko ukrócił, jednak niektórzy nadal próbują wywęszyć jakieś szczegóły, byle je sprzedać. Ich ślub pozostawał tajemnicą i liczę, że nikt z obsługi hotelowej nie przekazał niczego prasie. Ani że fotograf nie pokaże nikomu zdjęć.

Zwłaszcza że Amber uśmiecha się, tańczy, całuje z mężem i naprawdę świetnie bawi. Wyglądają razem tak dobrze, że moje serce ściska się z radości. I nie tylko. Jestem też trochę zazdrosna, niech będzie. Zazdroszczę, że znalazła kogoś, kto stoi przy niej na dobre i złe. To bywa rzadkie, o czym doskonale wiem, skoro ojciec nigdy nie był obecny w moim życiu. W dodatku kolejny raz się o tym przekonałam, gdy po śmierci mamy, osiem miesięcy temu, nieco się rozsypałam, a mój były, zamiast próbować pomóc mi się pozbierać, po prostu odpuścił.

Nie układało nam się już od jakiegoś czasu, to fakt. Peter tylko na początku był wspaniały, romantyczny i uczynny. Później, kiedy naprawdę potrzebowałam kogoś obok…

Pieprzony tchórz. Poradziłam sobie bez niego i nadal sobie radzę, choć przychodzą dni, w których bywa trudniej. Jak dzisiaj. Po tym, jaką wiadomość dostałam rano. Na jej wspomnienie znowu czuję złość, ale także strach, dlatego wymawiam się wyjściem do toalety przed tańcem z jakimś znajomym Alexa, a potem ruszam do budynku. Palące się jasno lampy oświetlają mi drogę, która przed samym hotelem rozwidla się w prawo. Nie zastanawiam się więc, tylko skręcam, ponieważ potrzebuję oddechu.

Odchodzę zaledwie kilka kroków, aż docieram do drewnianego pomostu prowadzącego na piasek. Schodzenie na plażę w moich szpilkach byłoby złym pomysłem, dlatego zatrzymuję się przed barierkami, za którymi pewnie czają się ochroniarze. Dopiero tam obejmuję się ramionami, pozwalając sobie opuścić gardę. Cały dzień udawałam, że wszystko jest super, by nikogo nie martwić, ale teraz muszę na moment przestać.

Bo cholernie się boję. Zrobiłam coś idiotycznego i serio nie wiem, jak się z tego wyplątać, żeby nie angażować znów przyjaciółki i jej męża. Tak bardzo mi pomagali w ciągu ostatnich miesięcy, że nie mogę kolejny raz ich o nic prosić. A chociaż pracuję codziennie w nadgodzinach, to wciąż za mało. Ciągle i ciągle robię za mało. Staram się, wykańczam w kolejnych robotach, ostatnio niemal nie mam swojego życia, a i to na nic.

W oczach stają mi łzy bezsilności. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że mimo takiego wysiłku mama i tak odeszła. Robiłam, co mogłam, by ją zatrzymać jeszcze choć chwilę, bo bez niej wszystko stało się takie beznadziejne… Ale nie wyszło. Pogarszało jej się, nowa terapia nie zadziałała, do tego pojawiły się nowe rzeczy i…

Zostawiła mnie.

– Sophie?

Drgam niespokojnie, kiedy słyszę głos Darrena. Rozpala we mnie złość.

– Czy ty mnie śledzisz, Reeves? – pytam z irytacją, ocierając policzki. – Bo to przestaje być zabawne.

– Wyszedłem na fajkę, nie schlebiaj sobie – odpowiada cierpko.

– Myślałam, że rzuciłeś.

Milczy dłuższy czas.

– Bo rzuciłem, palę tylko okazjonalnie – stwierdza w końcu. – Ale skoro jak zawsze jesteś we wspaniałym humorze, znajdę inne miejsce.

– I dobrze – odpowiadam.

Tyle że przy ostatnim słowie nieco łamie mi się głos, a on to chyba słyszy, bo nie dobiega mnie odgłos oddalających się kroków.

– Coś się stało?

Biorę głęboki wdech i próbuję wziąć się w garść, jednak się nie udaje. Obsesyjne myśli o tym, że mam przejebane, nie cichną. Dlatego nie odwracam się do Darrena, tylko rzucam:

– Nic się nie stało. Musiałam odetchnąć, zaraz wrócę.

Mam nadzieję, że to załatwi sprawę, bo Reeves to nie facet, który ominąłby zabawę, by pocieszać mażącą się kobietę, lecz po dwóch sekundach czuję jego dłoń lądującą na ramieniu. Darren odwraca mnie w swoim kierunku i unosi mój podbródek, a ja nawet nie mam sił protestować.

– Mam wadę wzroku, Sophie, ale nie jestem ślepy. Co się dzieje? – Marszczy brwi. – Chodzi o tego twojego idiotę, jak on miał… Patrick?

– Peter – mamroczę. – I on nie jest mój już od kilku miesięcy.

Darren kiwa głową.

– I prawidłowo, bo zdecydowanie stać cię na więcej niż na takiego kretyna – stwierdza. – Zatem chodzi o… twoją mamę?

Na jego słowa coś znowu kłuje mnie mocno w klatce piersiowej. Boże, jak ja za nią tęsknię. Wiem, że przez ostatnie lata, odkąd zachorowała, zdarzało mi się kilkukrotnie na nią narzekać i wkurzać, bo bywało naprawdę trudno, ale nie chciałam, by odeszła. Właściwie to odkąd dopadła ją choroba, moje życie kręciło się wokół niej bez przerwy. Pracowałam, by zarobić na jej pobyt w domu opieki, na lekarstwa, na kolejne przydatne dla mamy rzeczy. Jeździłam do niej, spędzałam z nią czas i zajmowałam się nią, kiedy mogłam, do tego spłacałam nasze długi… Gdy jej zabrakło, straciłam cel.

– Słuchaj, nie jestem najlepszy w rozumieniu i pocieszaniu, więc jeśli mnie nie naprowadzisz, nie pomogę – odzywa się ponownie Darren, gdy nie odpowiadam. – Mogę zawołać Brię, ona pewnie…

– Nie – przerywam natychmiast. – Po prostu daj spokój, okay? Zaraz się ogarnę i przyjdę.

Wpatruje się we mnie nadal, a ja odsuwam się i chcę go wyminąć, ale łapie mnie za łokieć.

– Sophie, to najważniejszy dzień w życiu mojego najlepszego przyjaciela – mówi. – Obiecałem, że dopilnuję, żeby każdy dzisiaj był zadowolony i uśmiechnięty. Więc albo załatwimy to, co się z tobą dzieje, tutaj, albo wleję w ciebie tyle alkoholu, że zapomnisz, jak się nazywasz, i będziesz się śmiać nawet do kwiatków na stolikach. Twój wybór.

Parskam cicho, a później pociągam nosem. Gdyby tylko alkohol załatwił moje problemy, już dawno uśmiechałabym się do kwiatków. Choć może nie, nie przyniosłabym Ambie wstydu.

– Spokojnie, Darren. To też najważniejszy dzień w życiu mojej najlepszej przyjaciółki. Właśnie dlatego jestem tutaj, a nie tam, okay? Wszystko dobrze.

Mruży nieznacznie oczy.

– Masz mnie za idiotę? – pyta, wyciągając chusteczkę. Zamieram na kilka sekund, gdy unosi ją do mojej twarzy i ociera mi łzy delikatnym gestem. – Bo nie jestem idiotą.

– A wiesz, że „Sophia” z greki znaczy „mądrość”? – rzucam, próbując zmienić temat.

Darren przybiera pełną rozbawienia minę.

– Niezła ironia, że to akurat ty masz tak na imię – stwierdza. Sapię z oburzenia i uderzam go w ramię, na co śmieje się cicho. – No, już, mądralo, pognieciesz mi garnitur.

Podaje mi chusteczkę, którą przyjmuję po sekundzie wahania.

– Co się dzieje, Sophie? – próbuje znowu.

Wtedy nie wytrzymuję. Coś we mnie pęka, łzy ponownie napływają do oczu, a ja zaczynam drżeć coraz mocniej.

– Chodzi o to, że jestem idiotką, Darren – szepczę. – Okay? I zrobiłam coś głupiego, bo byłam też idiotycznie dumną idiotką i wmawiałam sobie, że dam radę, a nie dałam i teraz wszystko wali mi się na głowę. Jestem przerażona i…

Obejmuje mnie, a ja opieram się na nim, nie zwracając uwagi na to, jak dziwna to sytuacja. Wypłakuję się właśnie na ramieniu Darrena Reevesa. Tego pewnego siebie, aroganckiego, ironicznego faceta, który lubi mnie wkurzać i któremu odwdzięczam się tym samym. Za to w tej chwili…

W tej chwili stanowi oparcie, którego potrzebuję jak nigdy.

– Spokojnie, Sophie – mruczy w moje włosy. – Powiedz mi, co się stało.

Przełykam z trudem ślinę.

– G-gdy mojej mamie zaczęło się pogarszać i lekarze zasugerowali jakąś nową, eksperymentalną terapię, brakowało mi pieniędzy, a nie chciałam znowu pożyczać ich od Alexa. Już i tak mi bardzo pomagał, płacił więcej i… Ale nie dostałam żadnej pożyczki, bo miałam nowe długi medyczne, więc ja… ja wzięłam pieniądze od kogoś, od kogo nie powinnam. I teraz nie mam jak ich oddać, a oni chcą wcześniejszej spłaty i mi grożą. Myślałam o sprzedaniu mieszkania, ale wtedy nie będę miała się gdzie podziać, w dodatku oni mi naliczyli takie odsetki, że to nawet nie wystarczy i…

– Sophie – przerywa. Chwyta mnie za ramiona, by spojrzeć mi w oczy. – Podaj nazwisko i kwotę.

Zalewa mnie jeszcze większe zażenowanie.

– Nie będę się zapożyczać też u ciebie, dopiero co udało mi się spłacić Alexa za pieniądze z ubezpieczalni, a teraz muszę znowu go…

– Sophie – powtarza. – Nazwisko i kwota.

Wpatruję się w niego bezradnie.

– Ale…

– Załatwię to i wszystko będzie dobrze. Alex i Amber nie muszą na razie o niczym wiedzieć, nie będziemy ich martwić. Wylatują rano na zasłużone wakacje. Niech odpoczną.

Milczę. Ma rację. Nie chcę kłopotać przyjaciółki i jej męża. Nigdy nie chciałam, tyle że wpadłam w ogromny dołek, a Amber uparła się, że mi pomogą. Nie miałam wyjścia. Musiałam próbować ratować mamę. Ale kolejne rzeczy się nawarstwiały, aż przestałam wyrabiać. Głupio było mi znowu się do nich zwrócić. Czuję się jak ostatnia frajerka, kiedy otaczają mnie ciągle osoby, którym powodzi się tak dobrze, w czasie gdy ja tonę w długach. Dlatego nie zamierzałam nic mówić. Problem w tym, że dostałam dzisiaj ostrzeżenie i naprawdę się przeraziłam. Przez to pękłam przed Reevesem.

I chyba nie mam innego wyjścia, niż pozwolić mu sobie pomóc.

– Darren… Oddam ci te pieniądze, obiecuję – szepczę.

Kiwa głową.

– To nic wielkiego. Nazwisko i kwota, Sophie.

Przymykam powieki. Oczywiście, że dla niego tak duża suma nie będzie niczym szczególnym. Podaję mu więc dokładną kwotę i nazwisko, a Darren sztywnieje.

– Czy ty postradałaś zmysły? – pyta. – Wiesz, z kim on współpracuje? Wolałaś zwrócić się o pożyczkę do jakiegoś…

– Nie wiedziałam – przerywam, odwracając wzrok. – W banku zaczepiła mnie kobieta, która słyszała, że nie dostałam pożyczki, i powiedziała, że pracuje dla kogoś, kto jest bardziej wyrozumiały, a ja byłam serio zdesperowana i… Wiem, że jestem idiotką, Darren.

– To czemu to zrobiłaś?

– Bo chciałam poradzić sobie sama i wydawało mi się, że tym razem się uda. Termin spłaty był długi, a ja miałam dostawać z pracy więcej kasy… Nie chciałam znowu prosić Alexa i spłacać mu długu zarobionymi u niego pieniędzmi. Chciałam poradzić sobie sama.

– I jak idzie? – komentuje kwaśno.

Robię krok do tyłu. Czuję się wystarczająco idiotycznie, nie potrzebuję jego kpiny.

– Wiesz co, nieważne. Dam radę. Może poproszę Shawna…

Zatrzymuje mnie, kiedy chcę się odwrócić, i przyciąga z powrotem.

– Nie poprosisz. Załatwię to. A ty wracaj na wesele i zamów nam kolejkę shotów. Za chwilę do ciebie przyjdę i serio się o coś założymy.

Nie ruszam się z miejsca, a on unosi brew.

– Boisz się, że przegrasz?

Kręcę głową.

– Boję się, że z moim obecnym nastrojem za mną nie nadążysz.

Parska.

– Wyzwanie przyjęte.

Rozdział 2

Pęka mi głowa. Nie mam sił otworzyć oczu, chociaż słyszę uporczywe wibracje mojego telefonu na szafce nocnej. W końcu udaje mi się go zlokalizować dłonią, więc nie sprawdzam nawet, kto dzwoni, tylko obieram.

– Halo?

– Sophie, potrzebujemy zastępstwa. Dasz radę pojawić się na dwunastą?

Nie bardzo kontaktuję. Z rana zwykle trudno mnie dobudzić, potrzebuję do tego dziesięciu budzików, a co dopiero, kiedy mam kaca.

– Kto mówi? – mamroczę.

– Jake – rzuca mężczyzna po drugiej stronie. – Kelner z B&V. W którym też pracujesz.

Uchylam z trudem powieki i patrzę na zegarek w telefonie. Jest po dziesiątej. Spałam jakieś cztery godziny, nadal nieco kręci mi się w głowie. Chyba nie wytrzeźwiałam do końca. Co mnie nie dziwi, biorąc pod uwagę, ile wypiliśmy z Reevesem.

– Ach, dobra. Ja… Chyba nie dam rady, Jake. Nadal jestem na fazie.

Dobiega mnie parsknięcie.

– Aż tak dobrze się wczoraj bawiłaś? W sumie widziałem, że musiało być grubo, no ale szef kazał zadzwonić, więc próbowałem. Nie będzie zadowolony, że znowu nie możesz się pojawić w weekend. Trzymaj się, Soph.

Rozłącza się. Moja dłoń z telefonem opadają na łóżko. Przez kilkanaście długich sekund nie ruszam się z miejsca, mając nadzieję, że to pomoże na wirowanie w głowie, lecz później otwieram znów gwałtownie oczy, gdy coś do mnie dociera.

„Widziałem, że musiało być grubo”?

Jak to: widział? Przecież ślub był tajemnicą, nie powiedziałam nawet w pracy, że się na jakiś wybieram, po prostu poprosiłam o wolne. Niby jak Jake mógł w takim razie cokolwiek wiedzieć, a tym bardziej widzieć?

Siadam szybko na łóżku i chcę do niego zadzwonić z pytaniem, o co chodzi, ale zanim to robię, po prostu włączam apkę jednego z portali plotkarskich. Mam ją, odkąd o Amber wypisywano tam różne bzdury, w dodatku lubię czytać głupie domysły na temat Possessed, które snują dziennikarze. Mimo że klub działa prężnie już od kilku lat, tożsamość właściciela, ba, samo to, że jest więcej niż jeden, wciąż pozostaje tajemnicą.

Chociaż jakaś osoba, która publikuje w „San Diego Gossips”, parę razy wrzucała teksty wskazujące na to, że się czegoś domyśla, na razie nadal wokół imprez utrzymuje się odpowiedni klimat. W sumie to fajnie mi ze świadomością, że wiem coś, z czego nikt inny nie zdaje sobie sprawy.

Apka odpala się błyskawicznie, dlatego zerkam na ekran i spodziewam się, że zobaczę coś na temat ślubu, bo ktoś się wygadał, jednak to nie to jest przedmiotem najnowszego artykułu. Zamieram, gdy na powitanie załadowuje się zdjęcie.

Mnie przerzuconej przez ramię Darrena.

Ogromny nagłówek krzyczy coś o kolejnej kobiecie w życiu młodego Reevesa, dziedzica największej agencji medialnej w mieście, a razem z nią rodzinnego imperium medialnego, na co parskam z rozbawieniem. Potem przyglądam się fotce zrobionej po tym, kiedy nad ranem, po naprawdę wielu kolejkach, stwierdziłam, że pomysł Darrena z dopłynięciem nago do boi wcale nie był taki głupi i chciałam to zrobić. O dziwo, to on myślał z nas dwojga wtedy trzeźwiej, więc wbiegł za mną do wody i wyniósł mnie z niej, nim się rozebrałam, choć sam ledwo już trzymał się na nogach.

Nasz stan widać zresztą na kolejnym zdjęciu, na którym Darren leży już na piasku, a ja na nim, śmiejąc się do rozpuku. Zostaliśmy sami na placu boju, bo większość gości zwinęła się przed północą. Mniej więcej do drugiej towarzystwa dotrzymywali nam Owen z Brią i Alex z Amber, ale polegli i poszli do swoich pokojów, zwłaszcza że ci ostatni rano mieli samolot. Bawiliśmy się więc tylko z Reevesem, co najwyraźniej okazało się słabym pomysłem.

Wzdycham cicho, odkładam telefon, a później próbuję podjąć decyzję, czy jestem w stanie pójść na wspólne śniadanie w prywatnej jadalni na tym piętrze, wynajętej specjalnie dla gości, czy nawet się tam nie dotoczę. Ostatecznie opadam z powrotem na łóżko, bo wiem, że Amber i tak już tam nie ma. Dlatego postanawiam nie przejmować się idiotycznym, nieprawdziwym wpisem, tym, że dobrze spędziłam wczoraj czas z Reevesem, i tym, że teraz mam wobec niego dług.

Zwyczajnie ponownie zasypiam.

*

Następne dni jak zwykle wypełnia mi praca w barze niedaleko Broadway Pier. Miejscówka nie narzeka na klientów – w przeciwieństwie do mnie, bo codziennie na zmianie trafia się jakaś wkurzająca osoba, z którą trzeba sobie radzić. Zwykle nie mam z tym problemu, tyle że po tamtym głupim artykule niektórzy ludzie naprawdę dziwnie na mnie patrzą, zdarzyły się też niewybredne uwagi, ponieważ na fotce, na której jestem niesiona przez Darrena, w sumie widać mi majtki, w dodatku pojawił się tutaj jakiś dziennikarzyna i wypytywał mnie o moje relacje z Reevesem. Posłałam go tam, gdzie całą resztę, ale i tak wrócił. Pewnie liczy, że zmienię zdanie.

Nie robię tego i wkurza mnie, że wokół mnie węszy. Chociaż Reeves to syn znanego biznesmena, pracuje w rodzinnej firmie i obraca się w wysokich kręgach, zwykle nie biega za nim tłum paparazzich. Jedynie gdy udaje im się wyczuć możliwy skandal, interesują się jego rodziną. A w sobotni wieczór ewidentnie ktoś musiał dać im jakiś cynk na temat imprezy w hotelu, tyle że nie dostali się do środka i złapali jedynie nas, bo wyszliśmy poza monitorowany teren.

Nauczka na przyszłość: nie pić z Reevesem. A przynajmniej nie tam, gdzie ktoś może nas przyłapać.

On prawdopodobnie nawet nie zarejestrował obecności tego artykułu w sieci lub zwyczajnie go olał, ponieważ nie pisał nic na ten temat. Rozmawiałam o tym jedynie z Brią, która razem ze mną lubi śledzić niektóre plotki. Powiedziała, że mój tyłek wyszedł świetnie na tych zdjęciach, nawet jeśli są dość ciemne. W sumie to też mi się tak wydawało.

Dlatego nie przejmuję się tym tekstem, bo nigdy za bardzo nie obchodziła mnie opinia innych osób. W pierwszej chwili, gdy doszłam do siebie po kacu, nieco się wkurzałam, zwłaszcza czytając komentarze, ale później je zignorowałam. Ci, którzy nazywają mnie w nich kolejną łatwą dziwką Reevesa, gówno wiedzą o tym, kim jestem i kim on jest dla mnie.

A prawda wygląda tak, że jest wrzodem na moim świetnie wychodzącym na fotkach tyłku.

Przypominam sobie o tym, kiedy po powrocie do mieszkania słyszę wibrację telefonu.

D: Nie mam towarzystwa do kieliszka. Naprawisz to?

Zazdroszczę, że w środowe popołudnie może sobie już siedzieć w barze. Fajnie jest mieć rodzinną firmę, z której dostaje się hajs. Pewnie nie powinnam być taką suką, bo właśnie dzięki temu był w stanie mi pomóc, ale zmęczenie i rozdrażnienie tym dniem wychodzą na wierzch.

Ja: Raczej nie. Alkohol szkodzi zdrowiu i w ogóle.

D: To ty wypijesz koktajl.

Zrzucam buty w niewielkim salonie z aneksem kuchennym, zostawiam swoją torebkę, a później kieruję się pod prysznic.

Ja: Nie powinnam z tobą pić. Potem robię idiotyczne rzeczy, a ludzie piszą o mnie różne głupoty.

Odpowiedź nie nadchodzi dłuższą chwilę. Zdążam się już rozebrać i złapać świeży ręcznik, który wieszam przy kabinie, kiedy odzywa się komórka.

D: Wzięłaś te głupoty do siebie?

Ja: Nie, mam to gdzieś. Co nie znaczy, że chcę, żeby mój tyłek znowu wylądował w necie.

D: Następnym razem zadbamy o ujęcie z innej strony, jeśli chcesz.

D: Ale no dalej, mądralo. Myślałem, że się zaprzyjaźniamy.

Ja: Próbuję cię uratować od niezdrowych nawyków i przekonać, żebyś w ogóle nie pił.

D: Rzuciłem już palenie, wystarczy. Nie skazuj mnie na samotne picie, bo to ponoć alkoholizm.

Ja: Masz kolegów.

D: Alexa nie ma, a Shawn jest zajęty.

Ja: Jestem pewna, że w pierwszym lepszym barze znajdziesz sobie jakieś towarzystwo.

D: Ale nie chcę pierwszego lepszego towarzystwa. Chcę dobre towarzystwo.

Parskam pod nosem, odpisuję, że nie dzisiaj, bo właśnie idę pod prysznic, po czym odkładam komórkę. Po chwili rozluźniam się nieco pod ciepłym strumieniem wody, a zapach mojego żelu pod prysznic z pomarańczą i olejem z awokado sprawia, że się uśmiecham. Wyciszam. Nadal mam przekichane w życiu, jednak przynajmniej od paru dni nie dostałam żadnych gróźb. Darren serio musiał się zająć moim długiem. I w sumie może chociaż z tego powodu powinnam być dla niego miła. W końcu nawet się nie zawahał.

To nie znaczy, że po wykańczającym dniu pobiegnę z nim na drinka, gdy jutro pracuję od rana do nocy, ale mogłabym jakoś podziękować. Może dać mu mały prezent. Tylko co niby dać kolesiowi, który ma wszystko? Już w święta miałam problem, lecz w końcu go rozwiązałam. Ciekawe, czy użył tego, co ode mnie dostał.

Zastanawiam się nad tym, kiedy wychodzę z kabiny. Akurat wtedy dzwoni dzwonek, a że przyjaciółki nie ma, Owen i Bria nie przychodziliby o tej godzinie, a każda inna osoba najpierw skorzystałaby z domofonu, domyślam się, że to pewnie moja przesyłka ze strojami na weekend. Dlatego owijam się tylko ręcznikiem i ruszam do wyjścia. Kurierzy z Possessed jedynie zawsze upewniają się, że ktoś odbiera paczkę, a nie przekazują jej do rąk, więc nie spodziewam się zastać nikogo w progu.

Pewnie dlatego widok Darrena z czarnym pudełkiem w ręce tak bardzo mnie zaskakuje.

– Przesyłka dla panny Banks – rzuca.

Łapię pewniej ręcznik, by przypadkiem nie spadł, a wtedy spojrzenie mężczyzny przesuwa się w dół po moim ciele.

– Co ty tu robisz? – pytam.

– Dostarczam paczki. Wpuścisz mnie czy czekamy, aż ktoś nam zrobi kolejne ładne zdjęcie?

Zgrzytam zębami, jednak odsuwam się i wpuszczam go do środka. Zupełnie mi się to nie podoba. Moje mikromieszkanie to nie jego standardy, pewnie ma większą od niego garderobę.

– Gdzie to postawić? – odzywa się. – Nie żebym miał w sumie ogromny wybór.

No właśnie. Bogaty dupek.

– Daj mi to – mówię ze złością. – A potem możesz wyjść. Chyba trafisz do drzwi.

Zabieram mu czarne pudełko przewiązane bursztynową wstążką i przechodzę do sypialni, w której się zamykam. Wkładam szybko zwykłą koszulkę i spodenki, bo nie słyszę, żeby Reeves wychodził, a później już do niego wracam. Myślałam, że zastanę go przy drzwiach, więc znów mnie zaskakuje, ponieważ rozsiada się właśnie na kanapie.

– Co ty wyprawiasz?

– Nie chciałaś wyskoczyć na drinka, więc wpadłem na drinka do ciebie – odpowiada.

Wydaje mu się, że po sobotnim wieczorze jesteśmy teraz kumplami od picia czy coś?

– Sorry, bar u Sophie już zamknięty. – Krzyżuję ręce na klatce piersiowej i mierzę go wzrokiem. – Wpadnij innego dnia.

Darren śmieje się cicho.

– Przestań się tak we mnie wgapiać, jakbyś się bała, że się na ciebie rzucę. Tak serio to po prostu chciałem z tobą porozmawiać. Może i lepiej, że tutaj, bo słyszałem, że zaczepiał cię jakiś idiota z SDG.

Nie wiedziałam, że tamten koleś był z „San Diego Gossips”. Chyba powinnam czuć się wyróżniona. A może i nie, skoro to czasopismo plotkarskie należące do konkurencji Reevesów.

– Gdzie słyszałeś?

Unosi kącik ust.

– Podobało mi się, jak sobie z nim poradziłaś – odpowiada, na co spoglądam na niego z niedowierzaniem. – Co? Chyba nie sądziłaś, że zostawiłem cię samą sobie? Jeden z moich ludzi miał na ciebie oko.

Wpatruję się w niego parę sekund.

– Wiesz co, w sumie to chyba jednak napiję się tego drinka – oznajmiam, ruszając do lodówki. – A ty wyjaśnisz mi, co niby znaczy, że jeden z twoich ludzi miał na mnie oko?

Bał się, że sprzedam do mediów jakąś idiotyczną historię…? Sztywnieję. Pewnie tak. W końcu nie mam forsy, jestem zadłużona, a to byłby szybki zysk.

– To znaczy, że pilnował, żeby nikt nie był wobec ciebie zbyt nachalny i w końcu się odczepił, mądralo – wyjaśnia Darren.

– Przestań mnie nazywać mądralą – burczę pod nosem. – I nie potrzebuję twojej ochrony. Radzę sobie z nachalnymi typami. Jesteś żywym przykładem.

Układa swobodnie kostkę na kolanie, wyciągając jednocześnie ramię na oparciu mojej niewielkiej, ale wygodnej kanapy. Nawet tutaj, w mojej przestrzeni, wygląda jakby to on rządził tym miejscem. Emanuje od niego pewność siebie granicząca z arogancją, której mu zresztą nie brakuje. A nawet jeśli jego elegancki garnitur zupełnie nie pasuje do otaczających go, ubrudzonych gdzieniegdzie ścian, i tak zdaje się tu czuć swobodnie. Jakby jednym pstryknięciem palców mógł sprawić, że mieszkanie stanie się jego.

Gdyby nie przeszkoda w postaci mnie.

– Dostanę też drinka? – pyta.

Nalewam sobie ginu z tonikiem, a po chwili z westchnieniem robię też porcję dla niego. Miałam być miła.

– Tylko jednego – ostrzegam. – Nadal nie wiem, co tu robisz, ale ja zaraz kładę się spać, bo mam jutro przed południem zmianę, a potem drugą w Silver. Muszę odpocząć.

Marszczy brwi.

– Myślałem, że nie masz już aż tylu obowiązków. Nie miałaś zostać przy jednej pracy?

Mrugam.

– Skąd o tym wiesz?

– Amber ciągle narzeka Alexowi na to, że za dużo pracujesz i nie zamierzasz dać sobie pomóc. Chcąc nie chcąc, często o tym słucham. Jesteś kurewsko uparta, prawda?

– Po prostu nie przyjmuję jałmużny, sama chcę na siebie zarabiać – odpieram z irytacją, podając mu szklankę. – Nie każdy urodził się w bogatej rodzinie, w której ma wszystko podstawiane pod nos.

Darren mruży powieki.

– Och, zdecydowanie nie każdy. W tym pomieszczeniu, które pewnie z braku lepszego określenia nazywasz salonem, nie ma osoby, która dostawałaby kiedykolwiek coś za darmo.

Upijam łyk drinka. Chyba trochę poleciałam. Kiedyś sądziłam, że dzieciaki ze Złotej Elity serio mają bajkowe życia, skoro nie brakuje im kasy, ale wiem, że to nie do końca tak. I postawa Darrena też na to wskazuje.

– Słuchaj…

Nie daje mi dokończyć.

– Mam dla ciebie propozycję.

Milknę.

– Propozycję?

– Pewnie będę tego bardzo żałował, biorąc pod uwagę twoje miłe słowa, ale nie mam wyjścia. No i to propozycja, która może pomóc nam obojgu.

Robię sceptyczną minę.

– A czemu miałbyś chcieć mi jeszcze pomagać? Już i tak mam u ciebie dług.

– Bo mam dobre serce – stwierdza.

Parskam śmiechem.

– Wiesz co, Reeves, nie sądziłam, że upijesz się samym trzymaniem drinka. Lepiej mi go oddaj.

W jego oczach pojawia się rozbawienie.

– Moja propozycja ma pomóc nam obojgu, jak wspomniałem – przypomina.

Wzdycham głośno, przysiadam na stołku przy blacie kuchennym i patrzę na niego wyczekująco.

– No więc jaka to niby propozycja?

Unoszę szklankę do ust, a Darren nie waha się nawet sekundy, tylko odpowiada:

– Wyjdź za mnie.

Rozdział 3

Wypluwam alkohol i zaczynam się krztusić, niemal wypuszczając szklankę z ręki. Kaszlę głośno, próbując dojść do siebie, i odwracam się po ręcznik papierowy, którym ocieram usta. Udaje mi się mniej więcej zacząć normalnie oddychać dopiero po dobrej minucie. Odstawiam więc drinka, biorę głęboki wdech i spoglądam na Reevesa.

– Następnym razem, jak będziesz chciał mnie zabić, ostrzegaj – wyduszam.

Potem przypominam sobie tę jego propozycję i zaczynam się śmiać, odchylając do tyłu na krześle. Naprawdę bawi mnie usłyszany żart, bo może i Darren mi pomógł, w dodatku całkiem dobrze spędziliśmy czas na weselu, ale nadal sądzę, że nie bardzo mnie lubi. Jestem dla niego zbyt irytująca, ponieważ nie jem mu z ręki, jak większość kobiet. No i przede wszystkim ten facet nigdy w życiu nie dałby się zaobrączkować.

Milknę jednak, kiedy nie dostrzegam rozbawienia na jego twarzy.

– Czekaj, ty mówisz poważnie?

Przytakuje, przyglądając mi się spokojnie.

– Całkowicie poważnie – odpiera. – Widziałaś nasze zdjęcia na portalach…

Krzywię się.

– To tylko głupie fotki.

– Albo idealne ułożenie się spraw – oznajmia.

– Darren, ty naprawdę jesteś pijany? Po jednym łyku? – nie dowierzam. – Bo nie mam pojęcia, o co ci chodzi.

Mężczyzna zaciska lekko wargi.

– Chodzi mi o to, że według portali plotkarskich jesteśmy parą. A ja, jak się okazało, jak najbardziej potrzebuję partnerki z paru powodów.

Chyba jeszcze nigdy nie widziałam go z podobną miną. Wydaje się niemal urażony moją reakcją. A przecież nie powinien. Darren Reeves i małżeństwo się po prostu nie łączą. Co prawda nie widziałam już od jakiegoś czasu u jego boku żadnej dziewczyny, mimo wszystko nie wierzę, że zmienił nagle swój tryb życia. Poza tym, do cholery, nawet gdyby, czemu niby proponowałby coś takiego akurat mnie?

– Niby jakich powodów? – pytam. – I czemu nie znajdziesz sobie takiej, która, no nie wiem, chociaż cię lubi?

Mruży oczy.

– Dalej sobie wmawiasz, że wcale mnie nie lubisz, mądralo?

Odwzajemniam jego śmiałe spojrzenie.

– To nie wmawianie, Reeves. To czysta prawda.

Kręci głową, wyglądając tym razem na rozbawionego. Rozluźnia się też, jakby wchodził znów na znajomy grunt, i upija kolejny łyk alkoholu, po czym zerka z niesmakiem na szklankę. Czekam, aż rzuci komentarz o tanim ginie, jednak tak się nie dzieje.

– Niech będzie – odzywa się w końcu. – W każdym razie sprawa wygląda tak: pomogłem ci, masz u mnie dług. W ramach spłaty możesz zrobić dla mnie coś, dzięki czemu będziesz mogła zapomnieć o tych pieniądzach.

Obserwuję go, zastanawiając się, czy nie jestem w ukrytej kamerze. Może po tym głupim zdjęciu zachciało mu się zostać celebrytą na pełen etat i teraz mnie wkręca? Za chwilę zza drzwi wyskoczy ekipa z kamerą, pojawią się nasi znajomi i będą się ze mnie nabijać przez kolejne miesiące?

Chyba nie bardzo, bo wciąż nikt się nie śmieje. Nachodzą mnie dziwne przeczucia, że on naprawdę wcale nie żartuje.

– Tak dla jasności: chcesz, żebym w ramach spłaty długu została twoją żoną? – dociekam. Gdy przytakuje, dodaję: – Pojebało cię do końca?

Nawet nie mruga.

– Nie. To bardzo dobry układ, Sophie – zapewnia. – Ja pomogłem tobie, więc ty pomożesz mnie.

Może mu zwyczajnie odbiło?

– Ale niby jak małżeństwo ze mną ma ci pomóc, Darren? – pytam sceptycznie.

Wypija kolejne kilka łyków alkoholu, po czym wygina wargi z jeszcze większą odrazą niż wcześniej. Tym razem doczekuję się komentarza.

– Ohydztwo – oświadcza. – Trzeba będzie się zająć twoim gustem co do alkoholi, mądralo.

Odkładam drinka.

– Do rzeczy, Reeves.

Wzdycha i przesuwa wzrokiem po ścianie, jakby chciał specjalnie przedłużyć ten moment. Nie wiem tylko, czy ze względu na mnie, żeby mnie wkurzyć, czy na siebie, bo bardzo nie chce mówić tego, co właśnie mówi.

– Jak pewnie wiesz, prowadzę dość swobodny tryb życia – zaczyna wreszcie.

Unoszę brew.

– To lekkie niedopowiedzenie, ale niech będzie – kpię.

Nie zwraca na to uwagi.

– Moi rodzice natomiast nie są z tego zadowoleni, a odkąd moja siostra się zaręczyła i wyszła za mąż, naciskali, żebym też się ustatkował, spoważniał i założył rodzinę. Myślałem, że to tylko takie gadanie, dopóki ojciec nie zaprosił mnie dwa dni temu na męską rozmowę. – W jego oczach pojawia się przebłysk złości. – Powiedział mi, że planuje za jakiś czas w końcu przejść na emeryturę i oczekuje, że firmę przejmie jego odpowiedzialny następca. Ja lub mąż mojej siostry.

– Auć – komentuję. – Przestał uważać cię za jedyną opcję?

Darren zaciska wargi.

– Cóż, powiedział, że mam czas, żeby udowodnić mu, że myli się co do tego, że nie potrafię być odpowiedzialny i nie myślę poważnie o swojej przyszłości. Dwa lata. Jako że akurat wtedy dostałem powiadomienie o kolejnej kopii artykułu na nasz temat, skłamałem, że mogę zacząć od przyznania mu się do tego, że zamierzam niedługo się oświadczyć, ale nie mówiłem o tym, bo nie chciałem zapeszać.

Wgapiam się w niego. To brzmi niedorzecznie.

– Nie uwierzył ci, prawda?

– Z początku nie – przyznaje. – Ale potem pokazałem mu te fotki. Przypomniałem, że w ciągu ostatnich dwóch lat nie sfotografowano mnie z żadną inną kobietą. Powiedziałem, że przez Alexa i Amber się do siebie zbliżyliśmy, spotykaliśmy potajemnie, bo nie chciałem, żeby jakiś pismak cię nękał. – Odkłada szklankę, po czym posyła mi uśmiech. – I uwierzył.

– Ale nikt inny nie uwierzy. Nasi znajomi…

– Są dobrzy w utrzymywaniu sekretów – zauważa z rozbawieniem. – A cała reszta… Oczywiście, że uwierzy. Przejdziesz do historii jako jedyna kobieta, która usidliła Darrena Reevesa. Nie masz ochoty?

– Oszalałeś. Masz się za jakiegoś boga czy coś? Nie każda kobieta…

Unosi dłoń.

– Wiem, ty zupełnie na mnie nie lecisz. I właśnie o to chodzi – stwierdza. – Po dwóch latach, gdy ojciec wreszcie odda mi firmę, weźmiemy rozwód, po którym ty będziesz wolna od długów i problemów, a ja dostanę wszystko, na co pracowałem. – Strzepuje niewidoczny pyłek z marynarki i dodaje swobodnie: – Jak wspomniałem, to układ korzystny dla nas obojga.

Marszczę brwi, wsłuchując się w jego słowa. W moim wnętrzu zaczyna pojawiać się coś na kształt niepewności. Mam tak ogromne długi… I nie chcę ich anulowania ze współczucia. A ten układ niby brzmi nieco inaczej, jednak nadal…

– Nie chcę, żebyś odpuszczał mi w pełni tak ogromną kasę. Czułabym się z tym źle. No i poza nią nadal mam jeszcze…

– Spłacę wszystkie twoje zadłużenia – oświadcza Darren. – A gdy zostaniesz moją żoną, będziesz mogła sprzedać swoje mieszkanie. Oddasz mi dzięki temu większą część długu, a ta mniejsza część będzie zwykłą zapłatą za odgrywanie roli mojej żony. Każdy aktor dostaje przecież zapłatę.

– I zostanę bez dachu nad głową po dwóch latach?

– Bez urazy, Sophie, ale ta klitka nie jest szczytem marzeń. Oczywiście możesz ją zatrzymać, jeśli wolisz. Wtedy znajdziemy inne rozwiązanie.

Patrzę na niego uważnie.

– A przez te dwa lata? Jak to niby miałoby wyglądać?

– Weźmiemy ślub, zamieszkamy razem. Będziesz musiała jedynie wytrzymywać przy ludziach odgrywanie zakochanej we mnie do szaleństwa, mówić, że planujemy dzieci, no i nie dać się nigdy przyłapać z żadnym facetem, a całą resztę zostawisz mnie.

Wypuszczam powietrze ze świstem.

Czy ja serio rozważam tę propozycję?

– A nie wolisz… no wiesz, po prostu udowodnić ojcu, że naprawdę nadajesz się na jego następcę, w jakiś inny sposób?

Darren kręci głową.

– Ojciec jest uparty. Żyje według starych reguł, czyli oczekuje, że się ustatkuję i dam mu wnuki. Większa szansa na to, że uwierzy, że je dostanie, będzie, gdy już znajdę żonę, prawda?

Przygryzam wargę.

– I nie będzie ci głupio, że go tak oszukujesz?

Prycha.

– To on oszukał mnie. Od lat pracuję w firmie, rozwinąłem ją i podwoiłem nasz majątek, dzięki mnie ciągle utrzymujemy się na rynku mimo ogromnej konkurencji, jesteśmy numerem jeden w mieście i stanie, zakładamy kolejne filie, rozwijamy inne spółki, a on dosłownie zagroził, że odbierze mi wszystko, na co harowałem, dlatego że nie mam obrączki na palcu. – W jego głosie pobrzmiewa prawdziwa wściekłość. – To dopiero oszustwo, Sophie. Może i nie jestem spokojnym, ustatkowanym facetem z gromadką dzieci, ale w interesach radzę sobie dobrze. Najlepiej. Od lat lepiej od niego, chociaż jestem młodszy niż on, gdy przejmował cały holding. I nie pozwolę, żeby ktoś mi to odebrał.

– A jeśli w ciągu tych dwóch lat znajdziesz kogoś, z kim chciałbyś się ustatkować?

Tym razem to on parska śmiechem.

– Sophie – mówi rozbawiony. – Żadna kobieta nie dała rady nigdy zainteresować mnie nawet na dłużej niż miesiąc. Bez urazy, po prostu chcecie zawsze czegoś, czego ja nie mam ochoty dać. Nie bawię się w romantyczne kolacje i inne pierdoły. Nie pamiętam o rocznicach, urodzinach ani nie prawię pustych komplementów. Jestem zawsze szczery i gdy mówię, że tak, te spodenki cię poszerzają, to mam to na myśli. – Przechyla lekko głowę w lewo, koncentrując się na moich biodrach. – Niekoniecznie to źle, bo twoje biodra wyglądają kurewsko seksownie i masz zajebisty tyłek, ale większość z was nie chce słuchać prawdy, tylko bzdur.

Spoglądam szybko w dół. Spodenki mnie poszerzają? Przecież wyglądam w nich dobrze, opinają się na mnie seksownie. A tyłek mam duży, ale jego też lubię. Chciałam nawet zacząć ćwiczyć, żeby był nieco bardziej uniesiony, tyle że nigdy nie mam na to sił po robocie.

– Chyba otaczasz się samymi pustymi kretynkami, które kręcą bzdury, a nie szczerość – rzucam w końcu. – Bo ja nie mam nic przeciwko swojemu tyłkowi, wiem, że jest zajebisty. – Darren unosi brew, a ja ciągnę: – Tak czy siak muszę to przemyśleć. Może i potrzebuję forsy, a wolność od długów jest kusząca i serio wygląda na to, że mogłabym na to zapracować, ale nie wiem, czy to będzie warte znoszenia cię aż przez dwa lata. – Uśmiecham się słodko. – Ja też jestem szczera, gdybyś miał wątpliwości. No i lepiej jeszcze raz to przemyśl. Jeśli na to pójdę, wprowadzę się do ciebie. Będę się kręcić po twoim mieszkaniu, więc nie zgodzę się na odwiedziny żadnych lasek, nie mam ochoty czegoś takiego słuchać. Poza tym jestem przyzwyczajona do mieszkania w pojedynkę, czyli pewnie będę wkurzającą współlokatorką.

Darren macha ręką.

– Przeżyję. I tak rzadko bywam w ogóle w domu.

Przyglądam mu się kilka chwil.

– Ty naprawdę jesteś gotowy to zrobić.

Kiwa głową.

– A jeszcze to do ciebie nie dotarło?

Mrużę powieki.

– A co z twoją rodziną? Co powiedzą o mnie?

Wzrusza ramionami.

– Pewnie że jesteś oszustką. Chcę, żeby ślub odbył się dość szybko, więc stwierdzą, że mnie omamiłaś. Moja matka i siostra będą nad tobą krążyć jak sępy, ojciec też będzie nieufny i każe przygotować bardzo dokładną intercyzę. – Wzdycha. – Ale potrafisz świetnie udawać, wiem to. Dlatego rozmawiam właśnie z tobą.

Zaciskam wargi.

– A jeśli po dwóch latach nie będę chciała dać ci rozwodu, tylko powiem, że masz mi przekazać połowę firmy i…

– Sophie – przerywa. – Wiem, jaką jesteś osobą. I wiem, że tego nie zrobisz. To kolejny z powodów, dla których proponuję to właśnie tobie. Mówiłaś, że nie chcesz litości. Nie oferuję ci litości, tylko czysty układ. Za to, że mi pomożesz, ja pomogę tobie.

Wstaje, podchodzi do mnie i wręcza mi szklankę, którą wcześniej odstawiłam na blat. Kiedy ją przyjmuję, stuka szkłem o szkło, po czym wypija alkohol do końca, pewnie oczekując, że zrobię to samo. Jak każdy, gdy Darren Reeves mu coś proponuje.

– Przemyśl to – mówi. – Przyjdę za trzy dni, żeby spytać, co zdecydowałaś, moja przyszła żono.

Rozdział 4

Gdy byłam mała i miałam problem z podjęciem decyzji, mama radziła, żebym spisała wszystkie wady i zalety dotyczące tej sprawy, przeanalizowała ją pod różnymi kątami, a na koniec starała się wyciągnąć obiektywne wnioski.

Zwykle nie wychodziło, bo częściej rządzą mną jednak emocje niż rozum, ale od lat robię tego typu listy. Kiedy nie wyrabiałam z opieką i pracą, więc musiałam z bólem serca zdecydować, czy oddać mamę w ręce specjalistów w ośrodku. Kiedy lekarze powiedzieli o nowej terapii. Kiedy koleżanka zaproponowała, że mogłaby mi załatwić pracę w Possessed. Kiedy zastanawiałam się, czy sprzedać mieszkanie, bo Amber zaoferowała, bym przeniosła się do jej domu, nim go w końcu znów wynajęła.

Spraw było dużo, jedne ważne, inne nieco mniej, jednak schemat pozostawał ten sam. I w tym wypadku robię podobnie, gdy następnego dnia wracam bardzo późno po zmianie w Silver. Jestem wykończona, ale słowa Reevesa nie dają mi spokoju. Uwolnienie się od długów w ciągu dwóch lat brzmi naprawdę dobrze. Zapisuję więc plusy.

1. Czysta karta.

2. Brak ciężaru na ramionach.

3. Odzyskanie płynności finansowej.

4. Mniej nadgodzin i może nawet rezygnacja z jednej pracy.

5. Darren ma pewnie fajne mieszkanie, w którym można zrobić więcej niż dwa kroki.

6. Możliwość zaczęcia od nowa, może pójścia na studia.

Moje serce ściska się niemal boleśnie, gdy patrzę na te wszystkie punkty. Potem przechodzę do minusów.

1. Znoszenie Darrena i jego głupich żartów.

2. Znoszenie rodziny Darrena.

3. Pewnie więcej akcji, jak z tym zdjęciem.

4. Ciągłe udawanie.

5. Czy jako jego żona nie musiałabym jakoś się zaangażować w rodzinne sprawy?

6. Czułabym się idiotycznie przy jego matce i siostrze, które są takie perfekcyjne.

Przy ostatnim punkcie się waham, nim z rozbawieniem dopisuję coś do plusów.

7. Mina Stacy byłaby bezcenna.

8. Mogłabym się właściwie fajnie bawić, grając na nosach tych wszystkich sztywniaków.

9. Mogłabym też codziennie wkurzać Darrena.

Przy tym przechodzę znów do minusów.

7. Darren mógłby codziennie wkurzać mnie.

Dopisuję jeszcze po obu stronach parę rzeczy, które przychodzą mi do głowy, a potem analizuję cicho każdy punkt. Może to idiotyczne, ale zaczynam się nad tym poważnie zastanawiać. Bo nie oszukujmy się, ta propozycja ma dużo wad, lecz jedna zaleta sprawia, że rodzi się we mnie ogromna nadzieja.

Odzyskałabym własne życie.

Nie musiałabym już się zaharowywać, skoro to w niczym nie pomogło mojej mamie. I to nie tak, że żałuję tych lat, które poświęciłam, by dostała dobrą opiekę, by spróbować ją wyleczyć i dać jej jeszcze nieco czasu. Nie żałuję ani sekundy. Ona poświęciła dla mnie o wiele więcej. Bez zawahania zrobiłabym to dla niej ponownie. Tyle że jej już nie ma, nie udało mi się jej uratować, a zamiast tego zostałam z tak wieloma długami, że zaczęłam w nich tonąć.

Propozycja Darrena wydaje się kołem ratunkowym. Co prawda nieco krzywym, trochę niewygodnym i zdecydowanie naszpikowanym dodatkowymi problemami, jednak… wciąż kołem.

Wzdycham cicho, odkładam listę i zerkam na zegar w komórce. Jest trzecia, a ja jutro mam zmianę w Possessed. Imprezy odbywają się teraz tylko raz w miesiącu, w piątki lub soboty, a przez moje kłopoty finansowe Alex zgodził się już dawno temu, bym ponownie kelnerowała w klubie. Shawn też daje mi fajne nadgodziny poza weekendami, jeśli w Silver brakuje kogoś do ogarniania wnętrza. Pewnie im mnie szkoda. Biorę jednak, co dają, ponieważ tego potrzebuję. A gdybym zgodziła się na ten układ…

Myślę o tym, gdy po wzięciu prysznica kładę się w swoim małym, skrzypiącym łóżku. Kiedy zasypiam, mam pod powiekami pełen zadowolenia uśmieszek Darrena, który już wczoraj wiedział, jaka będzie moja odpowiedź.

*

Wysiadam z taksówki pod odpowiednim adresem, rozglądam się jak zawsze uważnie i ruszam chodnikiem w kierunku wejścia do jakiegoś niewysokiego budynku. Wygląda jak stary magazyn, wokół stoi kilka podobnych, ale jest oddalony od głównej ulicy. Przechodzą mnie przez to lekkie dreszcze, bo to idealna sceneria do popełnienia jakiegoś przestępstwa, a ja mam wrażenie, jakby ktoś mnie obserwował.

Otrząsam się z tego jednak, wyjmuję z torebki czarną, sztywną, koronkową maskę. Jej końce przypominają skrzydła motyla. Wsuwam ją na twarz, którą zasłania w połowie. Następnie pukam krótko do drzwi i po podaniu hasła zostaję wpuszczona do środka. Nie mogę powstrzymać uśmiechu, który wypływa na moje wargi, kiedy wkraczam do Possessed.

Uwielbiam te imprezy. Chociaż właściwie jedynie dwa razy uczestniczyłam w nich jako gość, to nawet gdy jestem tu po prostu w roli kelnerki, doceniam niesamowitą atmosferę, która unosi się w powietrzu. Ono zdaje się wręcz ciężkie i gęste od tajemnic dotyczących każdej osoby, jaka pojawi się dziś w środku, ukryta za maską.

Nie mija zresztą dużo czasu do przybycia pierwszych gości. Jak zawsze zostajemy z dziewczynami i chłopakami poinstruowani o podstawowych sprawach dotyczących klubu oraz bawiących się w nim ludzi, a później rozdzielamy się na swoje części. Ja trafiam do tej zwykłej, gdzie po prostu będą odbywać się poczęstunek, występ i impreza. Niektórzy przechodzą do strefy VIP, w której znajdują się prywatne pokoje.

Wszędzie natomiast wystrój wygląda tak, jak w sali, do której właśnie wchodzę. Ogromny magazyn został przemieniony w ciemne, eleganckie wnętrze udekorowane na czarno i bursztynowo. Rozlokowane w niektórych miejscach lustra sprawiają, że przestrzeń wydaje się nie mieć końca, a to, że pali się tylko co trzecia lampa, pomaga w utrzymaniu mrocznego nastroju. Podobnie zresztą jak zmysłowa, hipnotyzująca muzyka, którą czuję w całym ciele, kiedy z tacą w ręce krążę pomiędzy gośćmi. Jest tak, jak zawsze, choć jednocześnie jak zwykle inaczej. Każdy raz w Possessed to po prostu doświadczenie, którego nie da się porównać z żadnym innym.

Zwłaszcza że na scenie ma się zacząć pokaz. Zgodnie z planem razem z wszystkimi kelnerkami usuwamy się na moment w cień, dzięki czemu mogę swobodnie obserwować, jak nagle wszystkie światła gasną. Wpatruję się wyczekująco w odpowiednim kierunku, a potem wzdrygam się, gdy zamiast spokojnej, cichej muzyki daje się słyszeć coś o wiele mocniejszego, jeszcze mroczniejszego z rockowymi nutami. Dobiegają mnie szepty, goście czekają na rozpoczęcie show, ciekawi, co dziś się wydarzy. W końcu wnętrze rozświetla niebieski laser i z ciemności wyłania się postać. Z podłogi wydobywa się wtedy dym, który tylko pogłębia aurę niepokoju i tajemnicy.

W kolejnej sekundzie tancerz zaczyna widowisko. Porusza się do rytmu, a wszystkie narzędzia, których używa, idealnie z nim współgrają. Zabawa z kolorowymi laserami sprawia, że pokaz zdaje się być nie z tej ziemi, idealne połączenie tego z tańcem przynosi oszałamiające wrażenia. Mężczyzna rysuje w powietrzu lśniące litery, które składają się najpierw na nazwę klubu, a później na jego motto.

Opętani pragnieniem anonimowości, owładnięci żądzą zabawy, pijani adrenaliną.

Uśmiecham się szeroko na ten widok i patrzę z zachwytem, jak tancerz chwyta w dłonie ostry promień i wydaje się, że po prostu przełamuje go w rękach, tworząc niesamowite figury. To, jak synchronizuje swoje ruchy z muzyką, jest po prostu niezwykłe. A nastrój, który wprowadza, uderza do głowy.

Chyba nie tylko mnie, bo goście wpatrują się w scenę jak urzeczeni. Przynajmniej większość z nich, ponieważ kiedy skanuję przestrzeń wzrokiem, dostrzegam jakiegoś postawnego mężczyznę, który zdaje się zajęty bardziej czarnymi drzwiami prowadzącymi pewnie jak zwykle do gabinetu. Alexa nie ma, dopiero jutro wracają z Amber z urlopu, więc pomieszczenie raczej pozostaje puste, ale dla pozorów zostaje wydzielone na każdej imprezie i jest pilnowane przez ochroniarza. Tyle że tym razem żadnego tam nie widać.

Ruszam do nieznajomego w kolejnej chwili. Zauważa, że się zbliżam, bo odsuwa się od drzwi, i wtapia w tłum. Podążam za nim, ale podczas pokazu są jak zawsze zgaszone światła i jedynie poblask ze sceny sprawia, że mniej więcej wiem, dokąd idę. Dopóki koleś nie znika mi pomiędzy ludźmi, którzy nie wydają się zbyt zadowoleni z tego, że zasłaniam im widowisko, dlatego czym prędzej wracam na miejsce. Nie podoba mi się jednak to wszystko, więc kiedy przedstawienie się kończy, łapię tacę i zaczynam się dyskretnie rozglądać za tamtym mężczyzną.

Krzywię się, wyrzucając sobie w myślach, że nie udało mi się go dogonić, a później nagle się potykam. Przez to, że nie patrzyłam w dół, tylko krążyłam spojrzeniem po sali, po prostu przegapiam czyjąś torebkę rzuconą obok wysokiego stolika i lecę do przodu. Taca wysuwa mi się z rąk, na szczęście jest na niej jedynie jedna pusta szklanka, za to ja wpadam na kogoś, kto łapie mnie mocno w talii. Tylko dzięki temu nie upadam, w przeciwieństwie do rzeczy, które niosłam.

Huk rozbijanego szkła ginie wśród grającej muzyki i gwaru głosów. Mimo to wzdycham w duchu i patrzę w górę na mężczyznę, który pomaga mi odzyskać równowagę. Ma skromniejszą maskę niż moja, zza której spoglądają na mnie chłodne, szare oczy. Czuję też przyjemny zapach męskich perfum.

– Wszystko w porządku? – pyta nieznajomy.

Przytakuję i się odsuwam.

– Tak. Przepraszam pana. Dziękuję za pomoc – odpowiadam cicho.

Posyła mi krzywy uśmiech, który ukrywa się nieco pod maską, po czym odchodzi. Spinam się wtedy, bo gdy patrzę, jak się oddala, nachodzi mnie przeczucie, że to ten koleś, którego szukałam. Jednak jego ciemnoszary garnitur jest taki sam jak wielu innych gości, a teraz wnętrze zostało nieznacznie rozjaśnione i… Cholera. On czy nie on?

Nim podejmuję decyzję, co robić, znika w drugiej sali, dlatego na razie daję za wygraną. Zamiast znów ruszyć na poszukiwania, nawiązuję kontakt wzrokowy z inną kelnerką, która pojawia się szybko, by podać mi szmatkę oraz szufelkę. Zgarniam szkło, upewniam się, że żaden odłamek nigdzie nie odprysnął, a kiedy kończę i się podnoszę, dostrzegam po drugiej stronie pomieszczenia mężczyznę w czarnej masce zasłaniającej w pełni twarz. Wskazuje, bym podążyła za nim do czarnych drzwi, dlatego robię to po wyrzuceniu okruchów szklanki.

Ochroniarz jest już na miejscu i przepuszcza mnie do ciemnego gabinetu, w którym facet w masce opiera się właśnie o biurko. Nie ma ciemnobrązowych włosów Darrena, tylko czarne Alexa. Wystylizowane dokładnie tak, jak te jego podczas imprez w Possessed. Na co dzień nosi oczywiście nieco inaczej ułożoną fryzurę.

– Podszywasz się? – pytam z rozbawieniem.

– Dbam o pozory – odpiera Darren. Jego głos jest nieco stłumiony przez materiał. – Byłoby dziwnie, gdyby akurat dziś właściciel się nie pojawił, bo Alexa nie ma w San Diego.

– Niby racja – potwierdzam. – Chciałeś czegoś?

Przytakuje.

– Uważaj na tego kolesia w szarym garniturze. Nie jest tu bez powodu.

Marszczę brwi.

– Na które… Tego, który mi pomógł?

– Tak. Musiał dostać się tutaj na czyjąś wejściówkę, bo nie wpuściłbym go drugi raz. – Milknie, po czym stuka palcami w biurko. – Trzymaj się od niego z daleka.

– Wydaje mi się, że próbował wcześniej węszyć koło gabinetu… Kim jest?

– Nieważne. Po prostu się do niego nie zbliżaj – odpowiada stanowczo.

Krzyżuję ręce na klatce piersiowej. Jego ton zupełnie mi się nie podoba, dlatego mówię kpiąco:

– Oczywiście. Coś jeszcze, proszę pana?

Oczy Darrena rozbłyskują.

– Tak, skoro już pytasz. Na wszelki wypadek powiem Meredith, żeby przesunęła cię do strefy VIP. On tam nie wejdzie, więc zminimalizuję ryzyko, że się spotkacie.

– Co niby…

– Twoje zdjęcia zamieścił jeden z jego portali, Sophie. Jeśli cię rozpozna, nie będzie dobrze. Rozumiesz?

Okay, teraz to ma sens. Wzdycham.

– Wiedziałam, że sława mnie kiedyś dopadnie… – mówię z udawanym żalem. – Ale w porządku, jak pan sobie życzy. Coś jeszcze?

Odnoszę wrażenie, że uśmiecha się właśnie pod maską, gdy rusza w moją stronę i staje tuż przede mną. Wpatruję się w niego, a moje serce dziwacznie przyspiesza. To chyba wina tej maski. W niej Reeves wygląda seksownie i tajemniczo, zamiast arogancko i dupkowato.

– A więc masz swoją posłuszną wersję – stwierdza niskim głosem, chwytając mój podbródek. – Interesujące. Nie wiedziałem, że bywasz też grzeczną dziewczynką.

Drżę nieznacznie pod wpływem jego dotyku.

– I nigdy się nie dowiesz.

Dobiega mnie cichy śmiech, kiedy odwracam się na pięcie z zamiarem wyjścia. Darren ma jednak inne plany, bo łapie mnie za łokieć i przyciąga do siebie, aż uderzam plecami w jego klatkę piersiową. Gdy zbliża wargi, jego szept pieści moje ucho.

– Nie powinnaś mi mówić takich rzeczy. Dobrze wiesz, jak uwielbiam wyzwania.

Chyba zbyt wsiąknęłam w atmosferę Possessed, bo dzieje się ze mną coś niedobrego. Całe ciało zdaje się spinać w oczekiwaniu, jakbym naprawdę chciała, żeby podniósł rzuconą rękawicę. Na moment zapominam, kim jest, i po prostu odwracam delikatnie głowę, po czym staję na palcach, by odpowiedzieć mu, ledwo poruszając ustami:

– Ja też, proszę pana.

Zaciska palce na mojej skórze. Chyba właśnie odkryłam, co nakręca Darrena Reevesa. Ale właściwie czy to coś dziwnego? Oczywiście, że lubi, gdy ktoś jest posłuszny i może mieć nad nim jakąś władzę.

– Powinnaś częściej powtarzać właśnie takie słowa w naszych rozmowach – mówi. – Moje życie będzie wtedy o wiele prostsze.

– Marzyciel.

Obejmuje mnie nagle, zamykając w ramionach, aż przylegam ściślej do jego klatki piersiowej. Serce zaczyna bić mi jeszcze szybciej, zwłaszcza że znów przybliża usta do mojego ucha. Mimo materiału maski mam wrażenie, jakby nic nas nie dzieliło, gdy odpowiada szeptem:

– Raczej twój przyszły mąż.

Przełykam z trudem ślinę.

– Nie dałam ci jeszcze żadnej odpowiedzi.

– Oboje wiemy, jaka ona będzie – oznajmia. – Więc naprawdę poćwicz bycie dla mnie milszą. W niedzielę zabiorę cię na kolację z moimi rodzicami, na której ci się oświadczę.

Odwracam się i posyłam mu pełne niedowierzania spojrzenie.

– Słucham?

Patrzy na mnie spokojnie, jak gdyby przed chwilą wcale nie pojawiło się między nami żadne napięcie, przez które niemal wyczuwałam iskry w powietrzu. Nie wygląda, jakby jemu także zmiękły kolana od tego kontaktu, jakby krew w żyłach zaczęła krążyć szybciej. Zdaje się zupełnie obojętny, w czasie gdy ja…

– Możesz wracać do pracy, Amy – rzuca, używając mojego fałszywego imienia z Possessed. – To wszystko. Powiem Meredith, co z tobą zrobić.

Wpatruję się w niego parę kolejnych sekund, nim biorę się w garść i unoszę kącik ust.

– Powiedz. Sam byś sobie w życiu ze mną nie poradził, panie Reeves.

Po tych słowach opuszczam pomieszczenie, stukając dumnie szpilkami, jakbym wygrała z nim jakiś umowny pojedynek, choć tak naprawdę odnoszę wrażenie, że przegrałam coś o wiele ważniejszego.

Swoją odporność na tego faceta.

A jeśli on to dostrzegł, mogę mieć prawdziwe kłopoty.

Rozdział 5

Wstaję w sobotę dopiero o pierwszej po południu, mimo nastawienia dziesięciu budzików. Ostatnie dni dają mi w kość jeszcze bardziej, ciągnięcie dwóch prac i branie tak wielu nadgodzin, jak tylko mogę, by znajdować zaledwie moment na odpoczynek, powoli mnie wykańcza, więc nic dziwnego, że organizm się buntuje. Przez to jednak jestem spóźniona na zmianę w B&V, za co zarabiam po dotarciu kolejną burę od szefa.

Mam zły humor, wciąż czuję się senna i najmniejsza rzecz wprawia mnie w rozdrażnienie, dlatego kiedy mój telefon wibruje nadejściem wiadomości od Amber, nawet się nie zastanawiam, tylko wychodzę na odkładaną już od kilkudziesięciu minut przerwę za budynek.

Knajpka jest postawiona w fajnym miejscu, dzięki czemu wpada do nas tyle osób, bo w połączeniu z niskimi cenami to serio dobra opcja na lunch, obiad czy nawet spędzenie czasu ze znajomymi, jeśli nie ma tłumów i hałasu. A ja korzystam z widoków, jakie zapewnia mi robota tutaj, przysiadam na ławce za lokalem, opieram nogi o barierkę i spoglądam na połyskującą wodę. Nie ma tu nikogo, ponieważ to część terenu przynależąca jeszcze do B&V, więc spokojnie wybieram numer przyjaciółki. Szef gdzieś pojechał, czyli nikt nie będzie się mnie czepiał.

– Soph? – odzywa się w słuchawce roześmiana Amber. – Co tam? Aż tak tęsknisz, że musiałaś usłyszeć mój głos?

Samo jego brzmienie i to, że wydaje się szczęśliwa, poprawiają mi humor.

– Pewnie. Właśnie o to chodzi – odpowiadam. – Co u was? Nie przeszkadzam?

– Nie – zapewnia. – Leżymy po prostu na tarasie i odpoczywamy po całym tygodniu… odpoczywania. Alexa już nosi – dodaje szeptem. – Zabrałam mu komórkę na cały wyjazd, żeby serio odpoczął, więc już marudzi, że jego firma pewnie upadła, Possessed spłonęło, a ty i Darren na sto procent się pozabijaliście.

Parskam pod nosem.

– Och, więcej wiary – rzucam. – Z tego, co wiem, jego firma nadal stoi, w Possessed było zajebiście, a Darren spokojnie odpoczywa sobie parę stóp pod ziemią, gdzie go zakopałam. Nic się nie dzieje.

Przyjaciółka zaczyna się śmiać.

– Czyli wszystko w normie – stwierdza. – Ekstra. A jak się czujesz? Ty też chociaż trochę odpoczęłaś?

Wzdycham.

– Pewnie, spałam dzisiaj długo i jestem jak nowo narodzona – kłamię gładko.

– Aha, czemu jakoś zupełnie w to nie wierzę?

Uśmiecham się.

– Bo mnie dobrze znasz. Ale jest okay. Ja tylko…

Milknę. Chcę się jej poradzić, tyle że to nie rozmowa na telefon. Jak niby wytłumaczę to wszystko, nie mogąc obserwować jej reakcji? Problem w tym, że Ambie nie wróci, nim będę musiała dać Darrenowi odpowiedź, a chociaż Owen i Bria mają wpaść dzisiaj na obiad do knajpki, to z Amber chciałabym to omówić. Ona jest tą odpowiedzialniejszą. Ja robię mnóstwo głupot i ratuję się z nich kolejnymi głupotami. Boję się, że umowa z Reevesem też mnie w nie wpędzi.

– Co się dzieje, Soph?