Entangled - Agata Polte - ebook
NOWOŚĆ

Entangled ebook

Agata Polte

4,8

2632 osoby interesują się tą książką

Opis

Wspólna noc w tajemniczym klubie zmieniła w ich życiu wszystko…

Matilda Warren ma sprecyzowany plan na przyszłość. Studiuje, pracuje w rodzinnej firmie cateringowej, a do tego pomaga rodzicom i przyjaciołom oraz zajmuje się kotem. Wszystko układa się po jej myśli. Do czasu.

Kiedy Tillie otrzymuje wiadomość o śmierci dziadka, od razu wie, że wkrótce pojawią się problemy. Znany z bezwzględności Edmund Rawson od lat starał się wpłynąć na życie wnuczki i w swoim testamencie podjął ostatnią próbę wywarcia nacisku. Aby nie musieć spełniać postawionych przez dziadka warunków, a równocześnie dostać wartościowe dla siebie i mamy pamiątki, dziewczyna postanawia sięgnąć po pomoc prawnika.

Tillie bardzo szybko się przekonuje, że sprawa nie będzie prosta. Zwłaszcza że mężczyzna, który miałby ją reprezentować, to ktoś, kogo zna. I nie spodziewała się spotkać już nigdy więcej. 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                                 Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 597

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (65 ocen)
55
10
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
YerbaMic

Nie oderwiesz się od lektury

Jak zawsze czyta się jednym tchem i nie da się tym nie zachwycać. Uwielbiam to uniwersum i już za nim tęsknię.
50
an_2024

Nie oderwiesz się od lektury

kocham
40
aniam91

Nie oderwiesz się od lektury

autorka po raz kolejny nie zawodzi; to jedyna seria do której chętnie kiedyś wróce, bo emocje i to jaka jest inna niż wszystkie sa naprawde świetne <3
20
karolinaaaa96

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam tą serię, trzyma poziom niezależnie od tonu! Polecam!
20
Basiaaaa123

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna książka Agaty która powala. Gorąco polecam ❤️❤️❤️
20



Copyright © for the text by Agata Polte

Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2025

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Kamila Recław

Korekta: Sara Szulc-Przewodowska, Wiktoria Garczewska, Kamila Grotowska

Skład i łamanie: Paulina Romanek

Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek

ISBN 978-83-8418-145-4 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2025

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

Od autorki

Entangled to spin-off serii Złota Elita. Opowiada historię kolejnej pary bohaterów, która nie jest powiązana tak ściśle z poprzednimi, więc można ten tom czytać oddzielnie, jednak żeby uniknąć bardzo dużych spojlerów oraz dla pełnego zrozumienia wątków i relacji między postaciami polecałabym taką kolejność czytania: Possessed, Arranged, Addicted, Entangled. Wtedy zyskasz pełny obraz sytuacji i wszystko, mam nadzieję, będzie zawsze w pełni klarowne.

Ponadto pamiętaj, proszę, że chociaż przy pisaniu tej historii bazowałam na zasadach i przepisach prawa obowiązujących w stanie oraz kraju bohaterów, to Entangled jest wyłącznie fikcją literacką. Niektóre elementy, wydarzenia i fakty zostały więc przeze mnie odpowiednio zmodyfikowane jedynie na potrzeby tej opowieści, dlatego nie należy ich traktować jako możliwych do wyegzekwowania w rzeczywistości.

A skoro już wszystko jasne, to…

Masz odwagę po raz ostatni zanurzyć się w świecie mojej Złotej Elity?

Udowodnij.

Rozdział 1

Pokonania labiryntu, by dostać się na ekskluzywną imprezę dla wybrańców, nie było w moim bingo na ten tydzień.

Ale że uwielbiam odpowiadać na wyzwania, spoglądam jeszcze raz na podświetlony na ścianie napis. Motto klubu, pod którym znajduje się to, co sprawia, że chcę od razu wkroczyć w nieznane.

Masz odwagę po raz ostatni dać się złapać w sidła Possessed? Udowodnij.

Uśmiecham się pod nosem, przeszywa mnie dreszcz ekscytacji i jedynie przytakuję, gdy moja najlepsza przyjaciółka mówi, że spotkamy się w środku. Później kieruję się w prawo i wchodzę do zupełnie innego świata. Ten klub ma w sobie coś, dzięki czemu zapomina się o tym, co zostało na zewnątrz. Od momentu założenia maski i postawienia stopy w środku mam wrażenie, że przeniesiono mnie do nowej rzeczywistości, w której wszystko jest prostsze, bardziej emocjonujące i niesamowite.

A chociaż kilkukrotnie trafiam na ślepe uliczki i muszę wracać niemal do początku, bawię się naprawdę dobrze już tutaj, teraz. Im dalej zagłębiam się w ten labirynt, tym bardziej zatracam się w tym wieczorze. Czuję się lekko i swobodnie, bo nie przygniata mnie żaden ciężar codzienności. Nie ma strachu ani niepewności. Matilda Warren… Kto to taki? Nie muszę się przejmować tym, co codziennie mnie nęka.

Tutaj jestem anonimowa.

I podoba mi się to.

Dlatego kiedy w końcu znajduję wyjście z labiryntu, uśmiecham się szeroko i wkraczam do ciemnej sali. Chłonę wzrokiem czarno-bursztynowe wnętrze, które jak zawsze prezentuje się szykownie oraz magicznie. Nie wiem, czy kiedykolwiek cokolwiek będzie w stanie dorównać paru minutom zabawy w tym klubie. Ava wspominała, że to ma być ostatnia edycja Possessed, ale… jak? Jak niby ta niesamowita aura miałaby się skończyć?

Przyjmuję kieliszek szampana od kelnerki w bursztynowej sukni i rozglądam się za przyjaciółką, jednak kiedy jej nie dostrzegam, po prostu przystaję w pobliżu baru. Upijam łyk alkoholu, rozkoszując się przez moment delikatnymi dźwiękami wydobywającymi się z fortepianu ustawionego na scenie. Otaczają mnie zamaskowani ludzie, którzy tak jak ja pewnie nie mogą się doczekać dzisiejszych występów. Ciekawe, czy domyślają się po tym napisie nad labiryntem, że to serio będzie koniec.

– Ile razy zabłądziłaś? – Słyszę nagle za swoimi plecami.

Odwracam się i unoszę głowę, by spojrzeć w brązowe oczy nieznajomego mężczyzny, który też ma w ręce lampkę szampana. Jego maska jest granatowa, podobnie jak garnitur.

– Ani razu – kłamię z przekonaniem. – Mam dobrą orientację w terenie i świetną intuicję. A ty?

Przygląda mi się, nim podnosi kieliszek, by stuknąć nim o mój.

– Ja tak samo – odpowiada. – To dlatego do ciebie podszedłem. Wiedziałem, że mamy coś wspólnego.

Parskam cicho. Jasne.

– Och, ty też jesteś przewodnikiem safari w Tanzanii?

Mruga z zaskoczeniem.

– Safari?

Uśmiecham się słodko.

– Oczywiście. Dzikie zwierzęta, bezkresne sawanny, niesamowite przygody… Nie mów, że nigdy nie byłeś na safari. Bo to chyba będzie znaczyło, że jednak nie mamy wiele wspólnego.

Odchrząkuje.

– Ach, safari. Pewnie, że byłem.

Ledwo powstrzymuję śmiech, gdy facet próbuje brnąć w tę historię i zaczyna opowiadać o lwach, które niemal zaatakowały jego i znajomych podczas wycieczki. Widzę, że nie ma absolutnie żadnego pojęcia, o czym mówi, po prostu widział coś kiedyś na filmach i opowiada to niczym scenę ze swojego życia, co przynosi mi wyjątkowo dużo frajdy.

Czego ludzie czasem nie wymyślą, żeby zaliczyć.

– Och, to brzmi fascynująco – zapewniam. – Następnym razem w razie czego po prostu zagłosujcie, kogo rzucić na pożarcie, a lwy się odczepią.

Mężczyzna rozchyla wargi.

– Naprawdę?

– Jasne, ja tak zrobiłam, wykopaliśmy mojego byłego. Do końca wycieczki był spokój.

Słyszę jakieś prychnięcie, więc spoglądam w lewo, na nieznajomego bruneta zajmującego jeden z barowych stołków. Po jego ustach błąka się pełen rozbawienia uśmiech, a że obok nikogo nie ma, podejrzewam, że po prostu słyszał tę rozmowę.

– Żartujesz teraz, prawda? – pyta niepewnie mój rozmówca.

A jako że jego towarzystwo już przestało mi dostarczać rozrywki, klepię go po ramieniu.

– Jasne, że nie. Wszystkich kłamców i zdrajców daję na pożarcie albo sama rozszarpuję na strzępy. Miłego wieczoru!

Wymijam go i przystaję przy barze, by zamówić drinka dla siebie i Avy. Minęło już trochę czasu, czyli pewnie niedługo w końcu pokona labirynt. Wybieram więc coś słodko-kwaśnego, jak zawsze, aż przyjaciółka naprawdę się pojawia. Widzę, że po niej jeszcze kilka osób dostaje się do sali, w której chyba kręci się więcej gości niż ostatnio.

Pokaz zaczyna się parę minut później i jest jak zawsze niesamowity. Idealne połączenie tańca, akrobacji i muzyki sprawia, że nie mogę oderwać wzroku od spektaklu, który rozgrywa się na moich oczach. Tancerze na trapezach i ci na scenie robią wspaniałe show, po którym dostają głośne oklaski. Należą się, bo nigdzie indziej występy nie są tak niezwykłe, jak w tym miejscu.

Po tym jednak dzieje się coś, czego raczej nikt się nie spodziewał, ponieważ wśród dymu i szmeru na scenie pojawiają się trzy postacie. Ava stojąca obok mnie wpatruje się w nie niemal bez ruchu, podobnie zresztą jak inni goście, którzy zaczynają wzdychać z zaskoczeniem, kiedy pierwszy z mężczyzn, Ash, oznajmia, że Possessed kończy działalność. Na to potwierdzenie serce dziwacznie mi się ściska.

Odkąd pamiętam, ten klub był czymś nieuchwytnym, wspaniałym, legendarnym. W liceum często rozmawialiśmy tylko o nim tygodniami po imprezie, a fakt, że Ava miała na jego punkcie obsesję, skutkował tym, że znałam każdą plotkę. Sama od dawna chciałam dostać zaproszenie na imprezę i kiedy się udało, niemal nie wierzyłam w swój fart. Zwłaszcza że zdobyłam wejściówki też dla Savannah. Possessed dla niej było zagadką do rozwiązania, a dla mnie stanowiło coś, czego chciałam doświadczyć na własnej skórze. Coś kontrowersyjnego i zakazanego. Coś tak bardzo potrzebnego.

Dlatego jego koniec wywołuje u mnie smutek.

Choć nie wyobrażam sobie nawet, co czuje Ava, która jest z tym klubem jeszcze silniej związana. I to niemal dosłownie. Musi być chyba nieco oszołomiona, bo gdy mężczyźni znikają ze sceny, natychmiast zaczyna szukać Abbotta, aż przy tym na mnie wpada. Nie zatrzymuję jej. Dobrze wiem, że potrzebuje teraz właśnie jego. A że w końcu na niego trafia, ja się wycofuję i mieszam z tłumem, by im nie przeszkadzać. Przyjaciółka sobie poradzi, dlatego sama po prostu pozwalam sobie na luz.

Najpierw zwyczajnie tańczę do zmysłowej, seksownej piosenki, która akurat leci z głośnika. Pojawia się przy mnie jakiś mężczyzna i parę minut po prostu poruszamy się ciało przy ciele, bawiąc się razem do rytmu, a potem przechodzimy do baru po drinki. Jemu sprzedaję jeszcze inną historię swojego życia, udając, że jestem podróżniczką, która zarabia na zwiedzaniu świata.

Snuję całkowicie przekonującą historię o tańcu w deszczu na wieży Eiffla albo nocnych wycieczkach gondolą w Wenecji, które nie równały się spływowi po bagnach Everglades wśród aligatorów. Mój rozmówca łyka to wszystko, twierdząc, że muszę być żądna przygód. I oczywiście proponuje, bym kolejną przeżyła z nim.

Po tym, jak mu spokojnie odmawiam, krążę po klubie, wdając się w kolejne rozmowy. Raz jestem pilotką samolotu, innym razem aktorką, która rozpływa się tu w anonimowości, a jeszcze innym – managerką gwiazd, które doprowadzają mnie do szału, więc muszę od nich odpocząć. Bawię się wspaniale, wczuwając w swoje role, popijając drinki i poruszając się do muzyki. Spotykam zresztą parę interesujących osób, na przykład kobietę, która wyzywa mnie na taneczny pojedynek, gdy twierdzę, że w swoim najnowszym filmie będę grać tancerkę, a później wypija ze mną kolejkę shotów. Po chwili dołącza do nas też jakiś blondyn, który zarzeka się, że jest łowcą talentów i zdecydowanie widziałby nas obie na wielkim ekranie.

Kayla, moja rudowłosa znajoma, ma jednak słabszą głowę niż ja i chichocze tak głośno, że niemal zagłusza muzykę, nim mówi, że musi pójść do toalety. Macham jej na pożegnanie, żywiąc nadzieję, że dotrze w odpowiednie miejsce, zamiast zasnąć po drodze. Ciekawe tylko, czy wróci.

– Jeszcze jedną kolejkę? – pyta mnie wtedy nieznajomy.

Poprawiam brązowe kosmyki pod tasiemkami maski i kręcę głową.

– Kayla ma chyba dość na dzisiaj. Nie chcę sprowadzać jej na złą drogę.

Mężczyzna prycha z rozbawieniem.

– Czemu mi się wydaje, że zupełnie nie miałabyś nic przeciwko?

Wzruszam ramionami.

– Nie mam pojęcia. Tak naprawdę jestem przykładną obywatelką. Nie mogłabym sobie pozwolić na żadne skandale ani nic.

– Ze względu na swoją karierę? – dopytuje. – Serio jesteś aktorką?

On też już sporo wypił, więc zabawnie przeciąga wyrazy. Albo próbuje mówić z akcentem, co nie bardzo wychodzi.

– Nie – odpowiadam.

– Ale mogłabyś. Mógłbym ci pomóc rozwinąć karierę – stwierdza.

Uśmiecham się.

– Dzięki, ale jestem całkiem zadowolona ze swojej obecnej kariery.

– A co robisz?

– Jestem sędziną – kłamię ponownie. – Pakuję złych ludzi do więzień i uwalniam tych dobrych.

– Och, serio?

– Oczywiście – zapewniam. – Nie chciałbyś ze mną zadzierać na sali sądowej.

– Wydajesz się za młoda na sędzinę.

– Często to słyszę – rzucam lekko. – Taki mój urok.

Mężczyzna nachyla się w moją stronę.

– Może opowiesz mi o tym w jakimś ustronnym miejscu? – pyta, kładąc dłoń na moim udzie.

Gość jest tak pijany, że pewnie musiałabym go zataszczyć do pokoju VIP. Swoją drogą ciekawe, czy w ogóle ma do nich dostęp, czy za dużo sobie już wyobraził.

– Nie, dzięki, kolego – mówię. – Nie jesteś chyba w najlepszej formie.

Zbliża się bardziej.

– Jestem w świetnej formie, skarbie – zapewnia, przesuwając dłoń nieco wyżej.

– Pewnie. To zabierz swoją świetną formę gdzie indziej. – Zrzucam jego rękę i chcę się zsunąć ze stołka, ale mnie zatrzymuje. – Mówię serio. Nie jestem zainteresowana.

Zaciska wargi.

– To po co mnie zachęcałaś i prowokowałaś przez ostatnie pół godziny?

Parskam z niedowierzaniem, a że koleś nadal zagradza mi drogę, postanawiam zadziałać bardziej stanowczo. Unoszę kolano i kopię go prosto w jaja, na co sapie z bólu, zginając się wpół.

– To, że kobieta z tobą rozmawia i śmieje się z twoich żałosnych tekstów, nie znaczy, że cię zachęca czy prowokuje – pouczam chłodno. – A „nie” zawsze oznacza „nie”. Zrozumiałeś?

Wypluwa jakieś przekleństwo, a obok nas błyskawicznie pojawia się ochrona. Jeden z zamaskowanych mężczyzn pyta, co się stało, więc nakreślam sytuację. Blondyn zostaje wyprowadzony, natomiast ja otrzymuję przeprosiny i zapewnienie, że gdyby cokolwiek się działo, mam się nie wahać, tylko wzywać pomoc.

– Powinnaś była go po prostu rzucić na pożarcie tym swoim lwom.

Siadam znów na stołku i zerkam w stronę mężczyzny, który zajmuje miejsce kawałek dalej. Trzyma w dłoni szklankę z brunatnym alkoholem, na twarzy ma grafitową maskę pasującą kolorem do garnituru, a spojrzenie szarych oczu przyprawia mnie o przyjemne dreszcze. Nie jest zamglone, tak jak wielu osób dokoła, tylko bystre i czujne. Na nadgarstku nieznajomego dostrzegam ciemny zegarek, którego tarcza przez sekundę łapie bursztynowe światło padające od strony baru. Pod nim znajduje się opaska VIP.

– Moim lwom? – powtarzam.

Dopiero po sekundzie dociera do mnie, do czego nawiązuje. Do pierwszej rozmowy tego wieczoru, gdy udawałam przewodniczkę safari. To on wtedy siedział przy barze i śmiał się z moich słów?

– Ach, lwy już nieaktualne – mówi mężczyzna. – Jaką historię sprzedajesz teraz? Dalej tę o pilotowaniu samolotu czy… Co tam było później?

Przechylam lekko głowę, przypatrując mu się uważnie.

– Zdajesz się wszystko wiedzieć, więc może sam mi powiedz.

Kącik jego ust unosi się lekko.

– A czy gra nie polega na tym, że to ty przekonujesz ludzi do swoich historii i jesteś tym, kim tylko zechcesz?

– Polega – przyznaję powoli. – Psujesz ją właśnie, wiesz?

– Jedynie urozmaicam.

Przesuwam spojrzeniem po jego ciemnych włosach, masce i kilkudniowym zaroście. Siedzi do mnie częściowo bokiem, przez co mogę obserwować tylko jeden profil, ale zauważam mocną szczękę, dołeczek w policzku, a do tego szerokie ramiona i zero śladu po obrączce na palcu. Musi być ode mnie sporo starszy, co najmniej po trzydziestce, jeśli się nie mylę.

– Urozmaicasz?

– Mówię ci o tym, że przejrzałem twoją grę – wyjaśnia. – Musisz się bardziej postarać, żeby nie dać się przyłapać. Chyba że gra polega też na tym, że chcesz zostać przyłapana.

Spogląda na mnie spod ciemnych, gęstych rzęs, z jakimś błyskiem w oku, aż robi mi się cieplej.

– A jeśli tak?

Odwraca się w pełni w moim kierunku i nachyla.

– W takim razie wygrałem. Co będzie moją nagrodą?

Przełykam z trudem ślinę. Nie spodziewałam się tego napięcia, które nagle zaczyna wypełniać moje wnętrze. Ani motyli w brzuchu. Ani chęci poigrania jeszcze bardziej, przeniesienia tej zabawy na zupełnie inny poziom.

– Zamówienie dla mnie kolejnego drinka – stwierdzam. – Wtedy może nie skończysz jak tamten koleś.

Śmieje się cicho.

– Wspaniałomyślnie z twojej strony – odpowiada. Kiwa jednak dłonią do barmana, który pojawia się szybko, i mówi: – Jeszcze raz whiskey i lust dla pani.

Unoszę brew. Lust to jeden z najpopularniejszych drinków w tym klubie i już ostatnio go upatrzyłam. Dziś też zamawiałam właśnie to.

– Czy ty mnie obserwowałeś? – pytam.

Mężczyzna znów poświęca mi całą uwagę.

– Już ostatnim razem – wyznaje, czym wprawia mnie w osłupienie. – Spodobały mi się twoje bajki. Były naprawdę zabawne i czekałem na moment, gdy w końcu się wsypiesz, ale zawył alarm i niestety nie miałem okazji sam cię zdemaskować.

Parskam pod nosem.

– Chciałbyś mnie zdemaskować? To wbrew zasadom.

– Odnoszę dziwne wrażenie, że uwielbiasz łamać zasady – odpiera.

Nachylam się w jego kierunku.

– I co jeszcze uwielbiam?

Mierzy mnie uważnym spojrzeniem, odbierając szklankę od barmana. Ja także dostaję drinka, więc upijam łyk alkoholu, nie spuszczając wzroku z nieznajomego, który w końcu oznajmia:

– Zabawę. Spontaniczność. Gdy coś się dzieje. Jesteś otwarta i nie lubisz podążać za tłumem, w dodatku pociąga cię to, co nieznane. Lubisz igrać z ogniem.

Właściwie się nie pomylił.

– A ty masz poukładane życie i wszystko chodzi w nim jak w tym drogim zegarku, który masz na nadgarstku. Pewnie ustawiasz tylko jeden budzik, wstajesz i odbębniasz poranną rutynę, a potem idziesz do pracy… Jakieś korpo? – zgaduję. – Pewnie jesteś jakimś ważniakiem. I Possessed to jedyne szaleństwo, jakie przytrafiło ci się w życiu.

Unosi szklankę jak do toastu.

– Częściowa prawda.

Łapię swojego drinka.

– Ty też częściowo trafiłeś.

Wypijamy alkohol. Potem mężczyzna przysuwa swój stołek bliżej i zaczynamy grę, próbując odgadnąć to, kogo mamy obok siebie. Wyrzucam coraz szybciej kolejne teorie na jego temat, czasami tak oderwane od rzeczywistości, jak tylko się da, aż udaje mi się wywołać u niego prawdziwy śmiech, który wyjątkowo mocno mi się podoba. On zresztą nie pozostaje dłużny, odpowiada swoimi przypuszczeniami na mój temat, snując obraz mnie, który właściwie nie jest tak daleki od rzeczywistości.

– Na studiach, bo pewnie studiujesz, jesteś jedną z najaktywniejszych osób i profesorowie cię uwielbiają, a rówieśnicy nienawidzą – strzela.

Przysuwam kieliszek do ust.

– A ty na studiach byłeś cichy i niepozorny, żeby nikt się nie spodziewał, z której strony zaatakujesz – mówię.

– Nie trafiłaś.

Mrużę oczy.

– Czyli byłeś aktywny, popularny i uwielbiany?

Kącik ust wędruje mu w górę. Chociaż nie widzę w pełni jego twarzy, przez ten uśmiech znów czuję mrowienie w ciele.

– Oczywiście, dziecinko. Chociaż pewnie nie tak jak ty. Jesteś królową każdej imprezy, prawda?

Zawieszam się na moment na tej ksywce, która w jego ustach brzmi jednocześnie słodko i grzesznie. Nie powinna, ale po prostu… Zdaję sobie sprawę, że musi być starszy, on zapewne też doszedł do takich wniosków, a tym słowem to podkreśla. Mimo to drżę na myśl o byciu nazywaną przez niego w ten sposób. Podoba mi się to. Zawsze pociągali mnie starsi faceci, a jeszcze tacy charyzmatyczni, zabawni i władczy jak on… Bo ma w sobie to wszystko. I jest zagadką, a ja przecież uwielbiam także zagadki.

– Nie każdej, nie chodzę na wszystkie. Inaczej bym była – żartuję lekko. – Ty pewnie bywałeś na każdej. I zostawiałeś za sobą ścieżkę ze złamanych kobiecych serc.

Zbliża wargi do mojego ucha.

– Męskich też.

Chichoczę, spoglądając mu w oczy.

– Naprawdę? – pytam, bo to serio mnie ciekawi.

– Nie. Jestem raczej skrytym, ceniącym prywatność człowiekiem, więc żadnej ścieżki ze złamanych serc. Tym bardziej męskich. A przynajmniej o takich nie wiem.

Przesuwam palcami po jego dłoni, którą ułożył na barze.

– Przede mną się nieco otwierasz – zauważam.

– Bo nigdy więcej się nie spotkamy. A wszystko, co dzieje się w tym klubie, w nim zostaje, prawda?

Przytakuję powoli. Podoba mi się to, jak swobodnie nam się rozmawia, żartuje i flirtuje. Mężczyzna rzuca podteksty, ja na nie odpowiadam, a przyciąganie między nami zaczyna się wzmagać. Nie sądziłam, że mogę poczuć coś takiego po kilkudziesięciu minutach w towarzystwie zamaskowanego faceta siedzącego obok, ale chyba duszna, niedająca się zignorować atmosfera klubu udzieliła się i mnie, skoro ciągnę tę zabawę i nie mam dość.

W końcu upijam ostatni łyk drinka, po którego sięgałam za każdym razem, gdy mężczyzna powiedział coś trafnego, a on spogląda na mnie z błyskiem w oczach.

– Wygląda na to, że znów wygrałem – oznajmia. – Co będzie moją nagrodą?

To ostatni raz w tym klubie, więc czemu by nie wykorzystać tego w pełni?

– Ja – odpowiadam, na co spojrzenie nieznajomego ciemnieje. – O ile mnie złapiesz przed północą.

Po tych słowach zsuwam się ze stołka i wchodzę między bawiących się gości. Nie oglądam się za siebie, przemierzając salę. Ludzie tańczą, rozmawiają, niektórzy kierują się do zamkniętej strefy dla VIP-ów, za to ja docieram do drzwi, którymi się tutaj dostałam na samym początku. Są otwarte, by każdy mógł wejść ponownie do labiryntu, jeśli ma ochotę, a ja właśnie to robię.

Zanurzam się w ciemności, dopiero teraz zerkając przez ramię. Nieznajomy w grafitowej masce podąża za mną, co wywołuje we mnie jakąś dziwną ekscytację. Ten wieczór miał być tylko zabawą, lekką i niezobowiązującą, ale oszukiwałabym sama siebie, gdybym udawała, że nie miałam nadziei spotkać w środku kogoś, kto wywołałby we mnie jeszcze więcej emocji. Po tym, co opowiadała mi Ava, mam ochotę na swoją jedną niesamowitą przygodę.

Do północy zostało zaledwie parę minut, co widzę wyraźnie dzięki wyświetlanej na suficie godzinie. Zagłębiam się więc dalej, wybieram pierwszy skręt w prawo i potem znowu, aż docieram do ślepej uliczki. Jest tu chyba nawet ciemniej, co sprawia, że serce bije mi szybciej, a ciało drży pobudzone przez tę grę.

Muzyka wypełniająca przestrzeń podsyca tylko to wszystko, ponieważ zdaje się idealnie pasować do trwającego pokręconego pościgu. Ale chociaż pragnę sprawdzić, dokąd zaprowadzi mnie to wyzwanie, nie zamierzam jednocześnie przegrać, więc wycofuję się cicho i wyglądam zza ściany, by się przekonać, że nieznajomy wybrał inną drogę.

Odczekuję chwilę, nim uciekam z pułapki i idę dalej. Nie słyszę jego kroków, czyli on moich zapewne też nie, a to tylko podkręca zabawę. Skupiam się na tym, by przemykać między cieniami, i nie widzę już nigdzie tropiącego mnie mężczyzny. To dlatego w kolejnym momencie zostaję zaskoczona, gdy wychodzę zza rogu prosto w jego ramiona.

Wciągam głośno powietrze, a na moich biodrach lądują duże dłonie. Puls przyspiesza mi jeszcze bardziej, kiedy nieznajomy odwraca mnie, aż opieram się plecami o ścianę w kolejnej ślepej uliczce, w której czekał.

Jakby dobrze wiedział, że tu dostanie mnie w swoje ręce.

– Złapałem cię – oznajmia niskim głosem.

A później, nim cokolwiek odpowiadam, nachyla się i odnajduje drogę do moich ust. Przeszywa mnie dreszcz, zupełnie jakby kopnął mnie prąd, kiedy mężczyzna łączy nasze wargi. Nie ma w tym żadnego zawahania, żadnej niepewności, zupełnie jakby brał to, co mu się należy. I właściwie dałam mu na to pozwolenie, rozpoczynając tę grę, a że pocałunek jest przyjemny, nie odpycham go, tylko otaczam ramionami, odpowiadając na pieszczotę.

Czuję smak whiskey, kiedy nieznajomy wdziera się językiem do moich ust. Robi to stanowczo, jednocześnie odrywając moje dłonie od swojego karku. Unosi mi je nad głowę i napiera na mnie całym ciałem, a pocałunek staje się o wiele głębszy, intensywniejszy i bardziej oszałamiający.

Nie wiem, czy to alkohol, który już wypiłam, czy naprawdę wpływ tego mężczyzny, ale uderza we mnie prawdziwie pobudzająca, rozkoszna fala. Mam przed sobą kogoś, kogo twarzy nawet nie widziałam, o kim właściwie nic nie wiem, bo te zgadywanki donikąd nas nie zaprowadziły, a mimo to czuję się tak, jakby wszystko było na swoim miejscu. On po prostu wydaje się idealną osobą spotkaną w idealnym czasie. Tym, którego potrzebowałam.

– Twoje imię – szepcze nagle.

Oddycham głośno, przymykając powieki, bo przesuwa właśnie wargi na moją szyję.

– Jest bardzo ładne – zapewniam.

Wbija we mnie wzrok.

– Podaj mi je.

– Regina – rzucam.

Przytrzymuje moje nadgarstki nad głową jedną dłonią, a drugą chwyta podbródek.

– Spróbuj jeszcze raz – poleca.

– Sally.

Zaciska palce.

– Jeśli skłamiesz trzeci raz, nie dam ci dzisiaj dojść.

Śmiałe stwierdzenie. A chociaż oboje wiemy, po co tu jesteśmy, rzucam z rozbawieniem:

– Skąd pomysł, że tego od ciebie chcę?

Nachyla się, aż nasze oddechy się mieszają.

– Stąd, że tak łatwo dałaś mi się złapać, dziecinko.

– To nie było zamierzone – odpieram. – Planowałam wygrać. Po prostu mnie zaskoczyłeś. I czemu znów powiedziałeś do mnie: „dziecinko”?

Przesuwa kciukiem po moich ustach.

– A jak miałbym cię nazwać? Jesteś ode mnie młodsza. Masz w sobie tyle energii, uroku i zapału, nadal studiujesz, więc nie możesz mieć więcej niż dwadzieścia parę lat. Dwadzieścia dwa? Jeden?

– Zgaduj.

– Dwadzieścia jeden – stwierdza. – Klub to dla ciebie świetna zabawa i możliwość wyrwania się z codzienności, w której nie masz aż tylu wyzwań. A ty chcesz odpowiadać na wyzwania. Jesteś żądna nowych wrażeń.

Zadzieram podbródek i niemal muskam jego wargi własnymi, gdy odpowiadam:

– Więc zapewnij mi jakieś, zamiast tyle gadać, staruszku.

Mruży powieki.

– Jak mnie nazwałaś?

Uśmiecham się niewinnie.

– A jak miałam cię nazwać? Najwyraźniej jesteś ode mnie starszy, taki mądry, przemawia przez ciebie ogromne doświadczenie w odczytywaniu ludzi…

– Właściwie to masz rację – oznajmia. – Bardzo dobrze czytam z ludzi. Dzięki temu wiem, kiedy mnie okłamują, i mogę ich za to ukarać.

– Drżę ze strachu – szepczę w jego usta.

Całuje mnie ponownie, jeszcze gwałtowniej, a ja odpowiadam bez zawahania. Nie udaje mi się powstrzymać jęku, który wyrywa się z gardła, kiedy mężczyzna splata nasze języki, zsuwając dłoń między moje uda. Dotyka mnie przez materiał sukienki, a że jestem już tak pobudzona, to działa natychmiastowo. Wypycham biodra w jego kierunku, a on muska mnie kciukiem, doprowadzając do szaleństwa.

I niemal wariuję, gdy przestaje.

– Twoje imię.

Oddychamy urywanie, głośno, stojąc tak blisko siebie w ciemnościach. Nikt nie przerywa naszej zabawy, nie przejmuję się tym zresztą. Nadal mamy maski, a to ostatni raz. Sam powiedział, że to wszystko zostanie w klubie.

– Tillie – wyznaję w końcu.

Spogląda na mnie, jakby próbował przejrzeć kłamstwo, ale ostatecznie kiwa głową, po czym puszcza mnie, by chwycić nagle pod udami.

– Zabiorę cię teraz do pokoju, Tillie – mówi. – I przeprosisz mnie za to, jak mnie nazwałaś.

Obejmuję go znów za kark.

– Chyba mocno cię to zabolało – zauważam. – Ile masz lat?

– Zdecydowanie więcej niż ty – odpowiada. – I zdecydowanie powinienem cię odstawić na podłogę, zamiast myśleć o tym, co z tobą zaraz zrobię, ale wiesz co?

– Co?

– Chcę się dziś bawić tak dobrze jak ty i zapomnieć o tym, co dzieje się poza klubem. Co wypada i co wolno, a czego nie. Na tę jedną noc.

Wsuwam palce w jego gęste włosy.

– Więc zrób to. Zapomnij. Ze mną – proponuję cicho.

– Jesteś idealnym zapomnieniem – wyznaje w moje wargi. – Więc zamierzam.

Rozdział 2

Gdy w życiu wszystko dobrze się układa, humor dopisuje i nie ma żadnych problemów, można się od razu domyślić, że niedługo spadnie jakiś cios. Nie wiadomo tylko, z której strony i jak mocny będzie. Ani czy tylko jeden. Bo zwykle, gdy coś się pierdoli, to na całego.

Nie jestem żadnym wyjątkiem, dlatego kolejne problemy w firmie starałam się przyjmować ze stoickim spokojem, choć nieco stresowało mnie to, ile zleceń ostatnio zaczęło nam przepadać. A to bardzo niedobrze, skoro rodzice wzięli niedawno kredyt, by zatrudnić nowe osoby i wymienić sprzęty na lepsze.

Nie prowadzimy ogromnej działalności, to raczej średniej wielkości rodzinny biznes, który tata przejął po swoich rodzicach. Zwykle idzie raczej nieźle, w planach mam nawet rozwinięcie firmy jeszcze bardziej, tak by nie zapewniać jedynie cateringu dietetycznego i eventowego z obsługą kelnerską, ale też planować całe przyjęcia, angażować się w to od początku do końca. To moje małe marzenie, do którego spełnienia będę dążyć przede wszystkim po studiach.

Jeśli je skończę, ponieważ właśnie rozważam zrobienie roku przerwy przez to, że kłopoty w pracy to najmniejsze zmartwienie.

– Tillie, damy radę – zapewnia mama. – Nadal mamy stałe zlecenia, po prostu parę z nich zostało anulowanych, ale to nic, z czym sobie nie poradzimy. Jesteś na ostatnim roku, nie musisz przerywać nauki tylko dlatego, że mamy znów małe problemy.

Kręcę głową.

– Wypadek taty to nie jest mały problem – zauważam. – Jego operacja, badania, pobyt w szpitalu i później rehabilitacje… To będzie kosztować mnóstwo pieniędzy, mamo, bo ubezpieczenie nie pokryje wszystkiego, a nie wiadomo, jak będzie z odszkodowaniem. No i wisi nad nami kredyt i…

– Nad nami, nie nad tobą – upomina mnie spokojnie. – Poradzimy sobie.

– Będziemy potrzebować nowego szefa kuchni i…

– Drew nim zostanie, a ja i Lacey będziemy jak zawsze pomagać. Poradzimy sobie, dopóki twój tata nie wróci do sił.

– A kto za ciebie będzie nadzorował personel? Bo weekendami będę jak zawsze, ale w tygodniu…

– Doug jest w tym całkiem niezły. Damy mu niewielką podwyżkę i będzie cię zastępował w tygodniu. Ogarniemy to, nie martw się na zapas.

Wzdycham cicho. Jest taka spokojna i pewna, że ja też nieznacznie się uspokajam. Może ma rację. Najważniejsze przecież, że tata przeżył. Gdy dostałam informację o wypadku samochodowym i dotarłam do szpitala, a potem zobaczyłam zapłakaną mamę, miałam wrażenie, że mój świat się zawali. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby tata… Ale on przeżył. Ma jednak złamane obie nogi, przez co potrzebował skomplikowanej operacji, bo jego kości były dosłownie pogruchotane. Ta się udała, a teraz czekają go miesiące dochodzenia do siebie i rehabilitacji.

– A jak ogarniemy tego idiotę, który próbuje się wykpić i zwalić winę za wypadek na tatę? – pytam cicho. – I jeszcze… tę drugą sprawę, o której w sumie powinnyśmy też w końcu zacząć myśleć.

Mama się krzywi.

– Jeśli tamten sukinsyn jakoś spróbuje się wywinąć, to pójdziemy z tym do prawnika i dalej, jeżeli będzie trzeba.

Co znów może nas mnóstwo kosztować.

– A co do drugiej sprawy… Nie chcę się z nim widzieć – dodaje. – Nie podoba mi się to, że znów tak pilnie zabiega o kontakt, akurat gdy mamy po raz kolejny problemy i gdy twój tata…

Nie kończy, ponieważ dobiegają nas wibracje telefonu. Sięgam więc do kieszeni, po czym zerkam na ekran i się krzywię.

– To jego przydupas – oznajmiam.

Mama prycha z pogardą.

– Nie odbieraj.

– Może się odczepią, jeśli mu powiem, że posądzę ich o nękanie? – rzucam.

Potem wciskam zieloną słuchawkę i unoszę telefon do ucha.

– Nie jestem w nastroju na twoje kolejne gierki, Dale, więc…

– On nie żyje – przerywa mi gładki, męski głos po drugiej stronie, przez co zamieram i patrzę na mamę, która obserwuje mnie uważnie. – A twoja matka powinna zacząć odbierać telefony. Notariusz chce się z wami skontaktować w sprawie testamentu.

Marszczę brwi.

– Czekaj chwilę – mamroczę do słuchawki, po czym ją odsuwam, zasłaniam i mówię do mamy: – Powiedział, że dziadek nie żyje.

Mama mruga w zaskoczeniu. Chyba żadna z nas nie spodziewała się, że tego drania kiedykolwiek może cokolwiek pokonać, nawet śmierć. A chociaż nienawidziłam tego człowieka całą sobą za to, co robił mojej mamie i co próbował robić mnie, czuję jakieś niewielkie ukłucie w sercu. Chyba cały czas się łudziłam, że kiedyś się zmieni, a zamiast gorzkich słów, masy oczekiwań i rozkazów dostanę od niego choć namiastkę troski i wsparcia. Jak widać, nie ma już na to opcji.

– Jak… Spytaj, jak to się stało – prosi cicho mama.

Nie mam za bardzo ochoty rozmawiać z tym dupkiem Carlstonem, ale widzę, że ona pragnie się tego dowiedzieć. W końcu chodzi o, mimo wszystko, jej ojca. Nawet jeśli odcięła się, albo próbowała się odciąć, od niego lata temu, to wciąż jej rodzic. Jedyny, jakiego miała przez większość życia.

– Jak to się stało? – pytam więc.

– Chorował – odpowiada zwięźle mężczyzna.

– Nie mówił o tym.

– On nigdy nie przyznawał się do słabości – zauważa. – Próbował z wami nawiązywać kontakt od długiego czasu, po prostu wy to ignorowałyście. A jego serce i umysł już od dawna nie dawały rady.

– To on miał serce? – kpię, nie potrafiąc się powstrzymać.

– Nawet w obliczu jego śmierci nie potrafisz powściągnąć tego swojego ciętego języka, co, Matildo?

Zgrzytam zębami.

– Stwierdzam wyłącznie fakt. Dzięki za informację. A teraz…

– To nie wszystko – przerywa mi Dale. – Jeśli chodzi o testament…

Wzdycham ze zniecierpliwieniem.

– Niech zgadnę, zostawił ci wszystko, co miał, więc chcesz się upewnić, że nie będziemy próbować o to walczyć? Bez obaw, Dale. Niczego od niego nie chcemy.

– Oprócz rzeczy babci – wtrąca cicho mama.

Spoglądam na nią. No tak.

– Oprócz pamiątek po babci – rzucam.

Dale prycha.

– Dobrze o tym wiem. I on też wiedział. Dlatego w ramach swojego testamentu ustanowił trust, w którym zapisał konkretne warunki. Pewnie powinienem cię na nie przygotować, jeśli chcę przeżyć.

Przestaje mi się to podobać z każdą sekundą. Sama wiadomość o śmierci wielkiego Edmunda Rawsona to dla mnie lekki szok, a problemy nękające teraz moją rodzinę niczego nie ułatwiają, więc jeśli staruszek na dodatek postanowił tym bardziej utrudnić mi życie, to własnoręcznie go zakopię. Choć za to, co robił, chyba powinnam zostawić go samemu sobie. Tak jak on zostawił mamę, bo nie wykonywała jego poleceń i chciała żyć po swojemu.

– Jakie to niby warunki?

– Nie domyślasz się? – pyta Dale z jakąś przebiegłą nutą w głosie.

Pochmurnieję. Domyślam.

– Po moim trupie, Dale – cedzę do telefonu. – Do niezobaczenia.

Mama posyła mi pytające spojrzenie, gdy się rozłączam.

– O co chodzi?

Nie zamierzam się tym już w tej chwili przejmować. Muszę się skupić na firmie, tacie i studiach. Dziadek nie był obecny w moim życiu, więc tym bardziej po śmierci nie będzie mi dyktował, jak mam je przeżyć. A cholernym pogrzebem niech zajmie się jego wspaniały pupilek, który obrzydza mnie jak nikt inny. To, że staruszkowi roiły się różne idiotyczne pomysły, mogę zwalić na jego wiek, wychowanie się w innych czasach i zwyczajny charakter upartego drania, który musi stawiać na swoim. Ale to, że Dale go do tego zachęcał i próbował mi robić takie świństwa, to zupełnie inna sprawa. Naprawdę prędzej umrę, niż będę mieć do czynienia z tym facetem.

Patrzę na mamę.

– Wydaje mi się, że chyba będziemy potrzebować tego prawnika tak czy siak, mamo.

Gwar panujący w Oceanbright jak zawsze poprawia mi humor. Potrzebuję tego zwłaszcza po ostatnich tygodniach, dlatego z ulgą zajmuję miejsce naprzeciwko Avy, która siedzi wtulona w swojego faceta. Abbott nadal nie do końca wpasowuje się w scenerię, mimo to zdaje się tego nie zauważać. Jest po prostu zbyt elegancki – aż bije od niego aura pewnego siebie, bogatego faceta, który mógłby kupić całą miejscówkę, nawet nie kiwając palcem. I w sumie tak jest. Tym, co mi się w nim od razu spodobało, było to, że wcale się tym nie chwali.

No i jeszcze polubiłam go za to, jak patrzy na Savannah. Ona naprawdę zasługuje na to, by facet taki jak Shawn nie widział poza nią świata.

– No hej – rzuca Ava. – Twój drink jest już prawie ciepły.

Opieram się wygodniej i pocieram skronie opuszkami palców. Od rana nie umiem się pozbyć uporczywego bólu głowy, dlatego brałam dzisiaj już trochę proszków, nawet całkiem niedawno kolejną dawkę. Przynajmniej w lokalu panuje przyjemny chłód, bo na zewnątrz nie można się go doprosić. Temperatury nadal są zbyt wysokie jak na jesień, która teoretycznie zaczęła się już jakiś czas temu.

– Raczej podziękuję – mówię. – Nie czuję się do końca dobrze i lepiej nie doprawiać tego alkoholem, bo Noah by zbankrutował.

Ava chichocze, a kącik ust jej faceta drga. Shawn jest dość małomówny, choć przyjaciółka twierdzi, że z nią rozmawia godzinami. Trudno mi to sobie wyobrazić.

– No tak. – Savannah przybiera zmartwioną minę. – Jak się trzymasz?

Wzruszam ramionami.

– Nie wiem. Wszystko się ostatnio tak psuje. Zupełnie, jakbyś sprzedała mi tę swoją rodzinną klątwę – stwierdzam. – Nie chcę jej. Kocham cię jak siostrę, ale zabieraj to ode mnie, dobra?

– Nie mam z tym nic wspólnego – zapewnia.

Podchodzi do nas Noah, który wita się szybko. Proszę go o lemoniadę, na co robi zdziwioną minę, nim znika za barem. Rozglądam się wtedy po lokalu. Dziś nie jest przepełniony, jak bywa weekendami, ale nadal panuje tu spory ruch.

– Nie chciałaś dzisiaj zagrać? – zagajam.

Ava kręci głową.

– Nie. Chyba przerzucę się na… prywatne koncerty.

Rumieni się przy tym, zerkając na Shawna.

– Och, serio – rzucam z przekąsem.

Wystawia mi język.

– Tak. Masz coś do tego?

– Owszem – odpieram i wskazuję głową na jej faceta. – Wy dajecie sobie prywatne koncerty i jesteście szczęśliwi, a moja apka do randkowania zniknęła. Trochę nie fair.

Shawn odchrząkuje, jakby chciał zwrócić mi uwagę, że ktoś może nas usłyszeć, jednak macham ręką. Pojawia się kelnerka z moją lemoniadą, którą przyjmuję i upijam łyk, a gdy kobieta odchodzi, dodaję:

– Daj spokój. Nikt nas nie słyszy.

– Mimo wszystko wolałbym, żebyś była dyskretniejsza – prosi cicho.

– Obiecałaś, Tills – przypomina Ava.

– Przecież wiem – odpowiadam z irytacją. – Nie zamierzałam… – Zaciskam wargi. – Nieważne. Nikomu niczego nie powiem i nikt nas nie słyszał. Nie jestem głupia.

– Nie twierdzę, że jesteś. Po prostu to delikatna sprawa – zauważa Shawn.

Wzdycham, nim popijam znów lemoniadę. Przy stoliku na moment zapada cisza, choć wokół nas nadal panuje gwar. Przez głowę przewija mi się teraz mnóstwo myśli na temat klubu, apki i wszystkiego, co z tym związane, bo Ava zwierzyła mi się z tego, gdy miała kryzys. Musiałam przysiąc, że nie zdradzę sekretu Possessed, i tak jest, zamierzam się tego trzymać. Zwyczajnie to miał być żart, nikt i tak nas stąd nie podsłucha. Ale oni są przeczuleni na tym punkcie. W sumie się nie dziwię, skoro od zamknięcia klubu minęły dwa miesiące, a niektórzy dziennikarze nadal drążą.

– A jak tam zajęcia? Miałaś w tym tygodniu… – zaczyna przyjaciółka, pewnie by przełamać ciszę.

– Mój dziadek nie żyje – wchodzę jej w słowo.

Ava rozszerza oczy ze zdumienia.

– Co?

– Ten dupek dzisiaj dzwonił i mi o tym powiedział – ciągnę. – I dodał, że staruszek zostawił testament i jakiś trust. Jestem pewna, że zapisał w nim coś idiotycznego, żebyśmy z mamą nie dostały rzeczy po babci. Postawił te swoje warunki, bo przecież on by nie mógł inaczej. Nawet po śmierci chciałby nami dyrygować. A ja się boję, że serio odstawił coś, przez co nawet teraz mama nie odzyska tych pamiątek i będę musiała zrobić coś głupiego.

Kiedy to z siebie wyrzucam, nieco mi lżej. Cały dzień dusiłam w sobie te obawy, ale nie chciałam ich wyrażać przy mamie. Ma dość swoich zmartwień. Tak samo nie zamierzałam tego robić w szpitalu podczas odwiedzin u taty. Jemu to jeszcze bardziej niepotrzebne, bo wiem, że czasami bywały chwile, w których się zastanawiał, czy dziadek nie miał racji, mówiąc, że tata zmarnował mojej mamie życie.

W porównaniu do wielkiego postrachu, jakim był Edmund Rawson, my rzeczywiście jesteśmy zwykłymi płotkami. Jego majątek szacuje się na ogromne kwoty, reputacja go wyprzedzała, w mieście raczej nie ma osoby, która nie znałaby jego nazwiska. Ale nie zasłynął z bycia dobrym facetem, tylko pozbawionym skrupułów sukinsynem. Jako jego wnuczka wiem z pierwszej ręki, że to nieprzesadzone.

– Przykro mi, Tillie – odzywa się Ava. Odrywa się od Shawna, obchodzi stolik i siada obok mnie, a ja pozwalam się objąć. – Wiem, że go nie cierpiałaś, ale i tak mi przykro. Zwłaszcza jeśli nawet teraz będzie coś odstawiał.

– Dlaczego musiałabyś zrobić coś głupiego? – wtrąca Shawn.

Krzywię się.

– Bo on zawsze oczekiwał ode mnie głupot. Był skończonym dupkiem, który nie szanował mojej babci ani mamy, nie miał nigdy dla nich czasu, w dodatku nie zapominał ciągle dogadywać babci z powodu tego, że nie urodziła mu syna. Nie mogli mieć więcej dzieci, więc przelewał na nią swoją frustrację, chociaż problemy leżały po obu stronach. Do tego stawiał mojej mamie wygórowane wymagania, a gdy się zbuntowała, stwierdził, że jest niewdzięczną suką i ma do niego nie wracać.

W oczach Shawna pojawia się zaskoczenie.

– Przemiły człowiek – kwituje.

– O tak. Przemiły. Gdy się urodziłam, zaproponował moim rodzicom, że mnie od nich odkupi.

To wywołuje na jego twarzy niedowierzanie.

– Słucham?

– Chciał mieć swoją posłuszną marionetkę, dziedzica, tymczasem mama się nie podporządkowywała. Zaczęła żyć po swojemu, zakochała się w tacie, który nie spełniał oczekiwań dziadka, więc odeszła i nie zamierzała wracać. No to staruszek wymyślił sobie, że może wnuczkę uda mu się wychować tak, jak by pragnął. – Ava gładzi moje ramię, a ja kontynuuję: – Tyle że ja też nie daję sobą sterować, dlatego próbował na mnie wymuszać różne rzeczy. I jestem pewna, że w tym przypadku będzie tak samo. Edmund Rawson nie spocząłby przecież, gdyby nie wygrał.

– Więc po prostu nie akceptuj tego testamentu – proponuje Ava.

– Ale wtedy stracimy z mamą pamiątki po babci. To jedyne, na czym nam zależy. Wiesz, że babcia miała ogromną kolekcję swoich wierszy i fotografii, własnoręcznie zrobionej biżuterii i innych takich. Mama bardzo chciała to dostać. A ten dupek na pewno zastrzegł, że jeśli nie spełnimy jego ostatniej woli, spali to wszystko, żeby ukarać nas zza grobu.

Czuję na sobie spojrzenie jej faceta, który sięga właśnie po kieliszek ze szkocką.

– Jesteś wnuczką Edmunda Rawsona? – pyta w końcu.

Przykładam palec do warg.

– Tajemnica za tajemnicę – odpowiadam. – Jeśli komukolwiek o tym powiesz, to będę musiała cię zabić.

Tymi słowami zarabiam na nikły uśmiech, który pojawia się na poważnej twarzy Shawna.

– Nie wydałbym takiego sekretu – zapewnia. – Rawson był kawałem skurwysyna.

– Nawet nie masz pojęcia – mamroczę.

– Możecie poszukać jakiegoś rozwiązania co do tego spadku – dodaje. – Znam kogoś, kto pewnie by w tym pomógł. Rawson wielokrotnie nadepnął im na odcisk, więc to pewnie będzie przyjemność.

– Jakiś prawnik, którego wkurzył? – rzucam. – Tak samo nadęty i arogancki jak on?

Shawn unosi brew.

– Prawniczka. Sienna Amell. Choć nie jestem pewien, czy podjęłaby się tej sprawy, bo chyba nadal jest na urlopie macierzyńskim – mówi. – Mogę spytać. Jeśli nie ona, Amber lub Aaron na pewno pomogą.

Przygryzam wargę.

– Amber to żona Harlanda, tak? – upewniam się.

– Mhm. A Aaron to jej wspólnik. Cała trójka nie przepadała za Rawsonem, więc na pewno będą chętni do pomocy.

– A Harlandowie nie wylecieli na krótki urlop? – pyta Ava.

Jej facet przytakuje.

– Fakt. Wracają za tydzień. Ale Aaron jest na miejscu. Mogę dać ci do niego kontakt i spytać, czy znalazłby czas, żeby się z tobą spotkać. I czy by to zrobił, bo zdaje się, że zwykle nie zajmuje się podobnymi sprawami. No ale skoro chodzi o Rawsona, może się zgodzi albo chociaż coś podpowie, nim Amber wróci.

Stukam palcami w kolano, myśląc nad tą propozycją. Nie bardzo mam na to kasę, jednak w razie gdyby sprawa wypadku taty nadal się nie wyklarowała, i tak będziemy musieli działać. A policja nie garnie się do wyjaśniania okoliczności tego zdarzenia, jakby zamierzano je zamieść pod dywan. W dodatku jestem przekonana, że Rawson zostawił dla mnie jakąś nieprzyjemną niespodziankę, dlatego, chociaż naprawdę nie chcę zadawać się z ludźmi jego pokroju, opuszczam ramiona.

– Byłoby świetnie, Shawn – odpowiadam. – Obawiam się, że możemy tego z mamą potrzebować.

– Zaraz do niego zadzwonię i was umówię.

Uśmiecham się z trudem.

– Dzięki. Gdybyś potrzebował cateringu na jakąś imprezę, na przykład wesele, wal śmiało.

Parska i rusza do wyjścia, pewnie by wykonać w spokoju telefon, a Ava mnie szturcha.

– Wesele? Serio?

– No co? Tak tylko mówię na przyszłość.

Śmieje się i przytula mnie ciaśniej, a ja opieram się na niej na parę chwil, udając, że wszystko jest w porządku, nim będę musiała wziąć się w garść i mierzyć jak zawsze z tym, że wcale nie jest.

Rozdział 3

Podryguję nerwowo nogą, spoglądając przez duże okno na miasto w dole. Z sali rozciąga się naprawdę świetny widok na zatokę, a ja mogłabym go podziwiać z przyjemnością, gdyby nie to, że nie czuję się najlepiej, mam za dwie godziny zajęcia, a prawnik, z którym umówił mnie i mamę Abbott, spóźnia się już prawie trzydzieści minut.

– Pan Sherwood jest w drodze – powtarza trzeci raz jego asystentka, Kendra. – Niedługo dotrze na miejsce. Czy mogę paniom podać coś jeszcze do picia?

Mama siedząca na fotelu w rogu szarego pomieszczenia kręci głową.

– Dziękujemy, nie trzeba – zapewnia.

– W razie czego proszę mnie zawołać, będę w swoim gabinecie.

Znów słyszę podziękowania i wbijam spojrzenie w wieżowiec rysujący się po prawej. Wygląda tak samo jak ten, w którym się znajduję, tylko z tego, co się orientuję, należy do Reevesów. Pracuje tam nowa koleżanka Avy, której ta pomaga przy scenariuszach do gier. Przynajmniej tego nie wycofali po zamknięciu klubu.

– Usiądź, Tillie – prosi mama. – Przecież to tylko mały poślizg.

Prycham.

– To nie jest mały poślizg. Byliśmy umówieni dawno temu, mam mnóstwo do zrobienia, a ten koleś już od początku nie szanuje naszego czasu. Niby jak mamy potem zaufać, że nam pomoże i poprowadzi dobrze sprawę, skoro zaczyna w ten sposób?

– Pewnie coś mu wypadło.

Odwracam się do niej z rękami skrzyżowanymi na piersiach.

– Dziadkowi też zawsze coś wypadało – przypominam.

Wzdycha.

– Pamiętam doskonale, skarbie, bo to ja niestety się wychowywałam w jego domu do pełnoletniości – stwierdza. – Ale nie nakręcaj się od razu. Pan Sherwood przecież zadzwonił i uprzedził.

– Swoją asystentkę, a nie nas – mówię.

Zaczynam się zastanawiać, czy nie olewa nas specjalnie przez to, że Shawn poprosił o przysługę. Powiedział mi, że Sherwood ma teraz mnóstwo na głowie przez wyjazd Amber i urlop drugiej wspólniczki, dlatego dostanie się do niego nie było łatwe. Ledwo wcisnął nas na ten poranek między innych klientów. A jeśli faktycznie ma tak dużo roboty, może po prostu liczy, że same zrezygnujemy, zwłaszcza że skoro to przysługa dla Shawna, obiecał nie zedrzeć z nas wszystkiego, co posiadamy. Po tym, w jakim miejscu mieści się kancelaria, że zajmuje dwa piętra tego wieżowca, a nas przyprowadzono do dużej, elegancko wyglądającej sali konferencyjnej, podejrzewam, że pomoc tego gościa naprawdę będzie sporo kosztować.

– Ale ona dała znać nam – ucina mama. – Więc spokojnie. To i tak dobrze, że zgodził się z nami spotkać, skoro od dawna nie zajmuje się sprawami z takiego zakresu.

– No, istny bohater z niego – komentuję.

– Dziękuję. Miło, że tak uważasz – mówi ktoś w kolejnej chwili.

Zalewa mnie gorąco, kiedy odwracam się w stronę wchodzącego do pokoju mężczyzny. Jego szare oczy koncentrują się na mnie z taką intensywnością, że czuję mocny dreszcz wspinający się po kręgosłupie. Czarne włosy ma idealnie ułożone, ciemny garnitur leży na nim perfekcyjnie, a dwudniowy zarost dodaje mu drapieżności, którą widać także w ruchach. Ten facet doskonale wie, czego chce, i nie istnieje nic, czego nie mógłby zdobyć.

Dlatego dwa miesiące temu w klubie zdobył mnie.

To ten sam mężczyzna, z którym przeżyłam najlepszą noc w swoim życiu.

Na jego twarzy nie pojawia się jednak żadna oznaka rozpoznania, nie widzę tego błysku w oku, który mu wtedy towarzyszył. Jest tylko chłodna maska profesjonalisty, który przyszedł na spotkanie z klientkami, przez co przeszywa mnie nieprzyjemne ukłucie. To za bardzo przypomina mi o dziadku, więc momentalnie w moim wnętrzu narasta złość.

Ze wszystkich ludzi na świecie musiałam wybrać na jednonocną przygodę akurat jakiegoś cholernego prawniczego robota pokroju tego, od którego chcę się uwolnić? I to właśnie jego polecił facet Avy?

– Dzień dobry – wita się Sherwood, nie kontynuując tamtej potyczki. Podchodzi do mamy, a ona automatycznie wstaje, i wyciąga dłoń. – Przepraszam za drobne spóźnienie…

Parskam mimowolnie.

– Drobne? – rzucam. – Siedzimy tu już pół godziny.

Mama posyła mi ostrzegawcze spojrzenie.

– Matilda, przestań – mamrocze. – Jesteśmy wdzięczne, że zgodził się pan z nami spotkać, panie Sherwood.

Jego wzrok przesuwa się teraz na mnie. Wciąż jest beznamiętny i pełen chłodu.

– Zatrzymały mnie ważne sprawy – oznajmia tym swoim niskim, głębokim głosem, przez który się prostuję. – Ale to się więcej nie powtórzy, Matildo.

Ściskam jego dłoń, unosząc brwi, gdy wypowiada moje imię, podkreślając je, jakby chciał zwrócić mi uwagę.

– Panno Warren – poprawiam. – Nie przypominam sobie, żebyśmy…

– Tillie! – przerywa mama, a wtedy oczy Sherwooda rozbłyskują. – Przepraszam za córkę. Jest bardzo zestresowana tą sytuacją, o której chcemy porozmawiać.

– Nic się nie stało, pani Warren – zapewnia Sherwood. – Nie dziwię się, że jest zniecierpliwiona. Młodym ludziom często brakuje cierpliwości.

Spoglądam na niego z irytacją.

– A starzy powinni cenić swój czas, skoro nie wiadomo, jak wiele im go zostało.

Moja matka wciąga głośno powietrze, pewnie zaskoczona tym niekulturalnym komentarzem, a nozdrza Aarona się rozszerzają. Jego chyba też wkurzyłam. Ale mam to gdzieś i po prostu zajmuję miejsce w fotelu, po czym zakładam nogę na nogę.

– Możemy w końcu przejść do rzeczy? – pytam. – Mam dziś dużo do zrobienia i nie mogę tracić więcej czasu.

Sherwood wbija we mnie wzrok.

– Oczywiście, panno Warren – odpowiada.

Następnie siada naprzeciwko mnie i mamy. W pokoju pojawia się jeszcze jego asystentka, która przynosi filiżankę kawy i nachyla się, by powiedzieć mu na ucho coś, przez co mężczyzna zerka na zegarek. Jest inny niż ten, który nosił w klubie, nie żebym pamiętała takie szczegóły. Po prostu tamten mu przecież potłukłam, bo odłożył go na stolik, z którego go przypadkowo zrzuciłam. I wcale też nie obserwuję ze zmrużonymi oczami tego, co się dzieje, ani nie zastanawiam się, czy Sherwood także sypia ze swoimi pracownicami, jak Dale.

Wcale.

Ale jeśli tak, a jednocześnie zabawiał się ostatnio ze mną, to stracę do niego jakikolwiek szacunek. Dorośli ludzie mogą oczywiście robić, co chcą, jeżeli obie strony się zgadzają, lecz dobrze wiem, jak to czasem wygląda w miejscu pracy. Pamiętam, jak wyglądało u dziadka, i zbiera mi się na mdłości. Chyba ma z tym związek też zapach tej dziwnej kawy, którą przyniosła kobieta i którą popijałam już chwilę po przyjściu. A może te owoce, które dzisiaj wkroiłam do owsianki? Wydawały mi się dziwne.

– Dobrze, dziękuję ci, Kendra – odzywa się Sherwood. Kobieta kiwa głową, zostawia filiżankę i wychodzi, a on skupia się na nas. – Zatem…

Zrywam się na nogi, gdy mdłości okazują się o wiele silniejsze, niż mi się wydawało, bo treść żołądka podchodzi mi do gardła. Mama i Aaron patrzą na mnie z zaskoczeniem, kiedy ruszam biegiem za asystentką mężczyzny, mijam ją i błyskawicznie dostaję się do łazienki, którą widziałam po drodze do sali konferencyjnej. Zamykam się w niej i w ostatniej chwili docieram do muszli.

Moim ciałem wstrząsają nieprzyjemne dreszcze. Pozbywam się częściowo strawionego już śniadania i kawy, a na czoło wstępują mi krople potu. Mogłam nie ignorować przeczucia, że coś jest nie tak z tą cholerną owsianką, tyle że się spieszyłam, i teraz to się na mnie mści. Szlag. To tak żenujące, że chyba stąd nie wyjdę.

– Proszę pani? – Dobiega mnie głos Kendry.

– Tillie, wszystko w porządku? – woła mama.

Ja pierdolę. Niech ktoś mnie po prostu zabije.

– Ja… tak – odpowiadam, opierając czoło o chłodną ścianę. – Chyba się czymś zatrułam. Możecie po prostu kontynuować beze mnie? Ogarnę się i pójdę do auta, okay?

– Mam herbatę ziołową idealną na dolegliwości żołądkowe – rzuca Kendra. – Mogę dla pani zaparzyć.

Jest miła. W jej głosie pobrzmiewa prawdziwa troska. Dlatego biorę się w garść, spuszczam wodę i płuczę usta, po czym otwieram drzwi.

– Dziękuję, ale ja chyba po prostu muszę wrócić do domu. Przepraszam.

Mama spogląda na mnie z niepokojem.

– Jeśli źle się czujesz, nie powinnaś prowadzić – stwierdza.

– Dam radę. Przepraszam za to. Poradzisz sobie?

Marszczy nos.

– Oczywiście. Nie przejmuj się. Zadzwonię po spotkaniu i dam ci znać.

Zerkam mimowolnie na drzwi sali konferencyjnej. Są otwarte, więc widzę przez nie siedzącego w środku Sherwooda, który wstukuje coś szybko w komórce, zupełnie nie zwracając na nas uwagi. To dobrze. Przynajmniej nie muszę umierać z zażenowania jeszcze pod jego wzrokiem.

– Jasne. Dzięki. Do widzenia – żegnam się.

Potem opuszczam kancelarię i wracam do mieszkania, starając się nie myśleć o tym, że jeśli Sherwood serio podejmie się naszej sprawy, będę musiała go wiele razy spotkać, a przez to, co stało się parę tygodni temu, to może być dla mnie naprawdę niezręczne.

Po dotarciu do bloku jakoś wdrapuję się na czwarte piętro, parzę sobie herbatę ziołową i rzucam się na kanapę. Mój brytyjski krótkowłosy kot od razu wskakuje za mną, by umościć się na moich udach, więc głaszczę go spokojnie po białej sierści, słuchając cichych pomruków. Mam ochotę napisać do Avy o tym, że spotkałam kolesia, który dał mi najlepsze orgazmy w życiu, jednak coś mnie przed tym powstrzymuje. Zamiast tego wpisuję w przeglądarce imię i nazwisko mężczyzny, by sprawdzić, co znajdę.

A znajduję sporo. Sherwood to zapracowany koleś, który zyskał renomę w prawniczym świecie. Prowadzi kancelarię razem z dwiema wspólniczkami, na jego temat powstało mnóstwo artykułów, bo brał udział w wielu głośnych sprawach. Przeglądam je pobieżnie, z niemałą ulgą odkrywając, że to nic pokroju bronienia szumowin, czego łapał się często dziadek. Sherwood stawał po stronie tych dobrych i zwykle nie przegrywał.

Dowiaduję się, że studiował w San Diego, że w ciągu ostatnich lat jego kancelaria się rozrosła i przeniosła właśnie do siedziby, w której dzisiaj byłam, że koleś bardzo pilnuje prywatności, no i że skończył jakiś czas temu trzydzieści siedem lat. To mnie nieco zaskakuje, bo nie dawałam mu więcej niż trzydzieści trzy. Ale w sumie… nie robi mi to żadnej różnicy.

Tym, co wywołuje we mnie dużo negatywnych emocji, jest natomiast informacja, że mężczyzna pracował kiedyś dla Edmunda Rawsona. Kiedy o tym czytam, mimowolnie zaciskam zęby. Więc to, że teraz podejmuje się spraw normalnych osób, nie oznacza, że dawniej nie pomagał bronić gnojów, jak dziadek. Wiedziałam, że pewnie będzie z nim coś nie tak. W końcu jest przystojny, zajebisty w łóżku i, przynajmniej w klubie, charyzmatyczny oraz zabawny.

Tyle że to, co tam pokazał, to chyba tylko maska. Ja też przez niemal cały wieczór udawałam. On jako jedyny przejrzał moją grę i później rozliczał mnie z kłamstw, dopóki nie poddałam mu się całkowicie i nie zdradziłam paru prawdziwych rzeczy na swój temat. Mówiłam mu, że jestem jedynaczką, że pracuję w firmie rodziców, że studiuję zarządzanie w biznesie i chcę otworzyć kiedyś firmę eventową.

A on nie podał mi nawet imienia, tylko spijał moje słowa jak najlepszy trunek. Nie przeszkadzało mi to, bo przecież i tak mieliśmy się nigdy nie zobaczyć. Nie powiem, że tego nie żałowałam, skoro świetnie spędziłam tę noc, jednak przeszłam nad tym do porządku dziennego. Czasem tylko wieczorami w swoim pokoju wspominałam jego dotyk i pocałunki…

Teraz za to wspomnienia wracają od nowa razem z jego zapachem, który poczułam dziś w sali. Z tym jego stalowym spojrzeniem. To kolejny sukinsyn obracający się w tych kręgach co dziadek, a mimo wszystko przed oczami mam moment, w którym uklęknął między moimi udami.

Odrzucam to od siebie, blokuję telefon i przymykam powieki. Muszę się ogarnąć przed popołudniowymi zajęciami, a wieczorem powinnam wpaść do taty. Nie mam czasu na żadne zatrucia pokarmowe ani użalanie się nad sobą, dlatego z ulgą przyjmuję to, że po pół godzinie jest już lepiej i mdłości ustają.

Szykuję się więc do wyjścia na uczelnię, sprawdzam, czy Nyx ma pełne miski i czy jego zabawki są na miejscu, a potem kieruję się do drzwi, akurat gdy dzwoni moja komórka.

– Tak? – rzucam.

– Jak się czujesz? – pyta od razu mama.

Łapię torebkę, żeby się upewnić, że mam w niej laptopa.

– Lepiej. Zjadłam chyba nieświeże owoce, wiesz? Po prostu nie chciałam się rano spóźnić, jadłam w pośpiechu, no i tak wyszło. Ale dam radę. A co ze spotkaniem?

Mama prawdopodobnie wychodzi dopiero z budynku, bo dociera do mnie uliczny gwar.

– W porządku – odpowiada. – Sherwood to konkretny facet. Opowiedziałam mu o spotkaniu z tym całym wykonawcą testamentu, Willisem, na którym byłyśmy, i o wszystkim. Zadawał mnóstwo pytań. Mówiłam też o tacie, więc obiecał, że w razie potrzeby w tym także pomoże. Niedługo z urlopu wróci jego wspólniczka, która zwykle zajmuje się prawem spadkowym i rodzinnym, więc najpewniej przekieruje to do niej, ale wypadkiem sam mógłby się zająć w razie czego.

Oddycham z ulgą. To dobrze. Niech nas przekieruje do kogoś innego, to świetny pomysł.

– Super. A co do pieniędzy…

– Powiedział, że… twój znajomy z nim wszystko załatwił – informuje mama, na co zamieram. – Ale nalegałam, żeby to odkręcić, bo przecież nie chcemy żadnych długów więcej.

– Nie chcemy, same ogarniemy kasę na prawnika – potwierdzam. – Pogadam z Shawnem, żeby się nie wydurniał.

– Dobrze – zgadza się mama. – A z Sherwoodem musisz się spotkać o szóstej, w piątek, dobrze?

Marszczę brwi.

– Czy on nie pracuje do czwartej? Na drzwiach było napisane…

– Pracuje, ale często zostaje po godzinach – wyjaśnia. – I to była jedyna opcja, żeby jakoś wcisnąć cię w jego grafik. Zgodził się zostać dłużej, więc, proszę, pojaw się i bądź grzeczna, dobrze?

Coś sobie uświadamiam.

– Ty nie przyjedziesz?

– Nie. Powiedziałam mu już wszystko, a musi porozmawiać też z tobą – odpiera. – W końcu to ciebie dotyczą te zapisy w truście, mnie ojciec nie zrobił takiej niemiłej niespodzianki. No, może oprócz tego, że zapisał mi takie ochłapy, ale bez warunków. Tak czy siak przecież nawet tego od niego nie chcę. Tu chodzi głównie o ciebie, więc nie będę potrzebna.

– Będziesz – protestuję natychmiast. – Ja…

– Daj spokój – przerywa z rozbawieniem. – Nigdy nie potrzebowałaś, żebym trzymała cię za rączkę, bo chciałaś być taka samodzielna, a teraz ci się odwidziało?

Przełykam z trudem ślinę.

– Po prostu ten koleś mi się nie podoba – mamroczę. – Jest dokładnie taki jak oni.

– Nie jest – zapewnia mama. – Poza tym to Ava i jej chłopak go polecali, tak? Nie ufasz im?

Krzywię się. Nie ufam jemu. Ani sobie. Nie chcę zostawać z nim sama. To dziwna sytuacja, on nie wykazywał żadnych oznak tego, że wie, kim jestem. A przecież zdjął mi maskę w tamtym pokoju. Całował mnie i dotykał, jakby chciał zapamiętać na zawsze. Cholera, doszedł, szepcząc moje imię.

Nie wierzę, że tego nie pamięta.

Chyba że… to była dla niego jedna z wielu takich nocy. Niczym się nie wyróżniała i wyłącznie ja uważam ją za coś niesamowitego. Nie jestem tak doświadczona, a on z kolei miał o wiele więcej czasu, by doświadczać mnóstwa rzeczy.

Ta myśl jakoś zupełnie mi się nie podoba. I nie mam pojęcia, co zrobić z tym wszystkim. Nie spodziewałam się spotkać swojego tajemniczego faceta, i to w takich okolicznościach. Nie spodziewałam się, że będzie kimś takim.

Ani że będę rzygać w łazience w jego kancelarii.

– Ufam – rzucam w końcu do telefonu. – Dobra. Pojawię się. Wiem, że to ważne.

– Dzięki, skarbie.

– A teraz lecę na zajęcia. Wpadnę wieczorem do szpitala do taty, pewnie się tam zobaczymy.

– Jasne. Do zobaczenia – żegna się mama.

Kończę połączenie i stoję jeszcze przez parę sekund w przedpokoju, zastanawiając się nad tym, czy mogłabym poczekać aż do powrotu wspólniczki Sherwooda. Nie wiem, kiedy ona dokładnie ma się pojawić, ale może spytam o to Avę.

Albo pójdę w piątek do tej kancelarii i będę zachowywać się dokładnie tak samo jak on. Jakby tamta noc nic nie znaczyła i jakbym od tego czasu wcale nie miała porównywać do niego każdego faceta, z którym chociażby zamienię słowo.

To też jest jakiś plan, więc zostawię go sobie może w opcjach awaryjnych, w razie gdybym serio musiała ponownie zmierzyć się z Sherwoodem.

Rozdział 4

Widok ojca w szpitalnym łóżku jak zawsze ściska mnie za gardło. Chociaż wiem, że nic nie zagraża jego życiu, nie potrafię przestać się przejmować siniakami na jego twarzy czy rękach ani gipsem. Ten wypadek mógł skończyć się nawet gorzej, gdyby tata odpowiednio nie zareagował, ale nawet nie chcę o tym myśleć. Nie mogłabym go stracić.

Jako jedynaczka zawsze dostawałam pełnię jego uwagi. Jestem jego małą córeczką i oczkiem w głowie, co często wykorzystywałam w nastoletnich czasach. Gdy chciałyśmy z Avą wyjść na imprezę i zostać dłużej albo na jakiś duży koncert, a mama się nie zgadzała, szłam do taty, robiłam duże oczy i zdobywałam to, czego pragnęłam. Nawet to, że nieufnie patrzył na każdego kręcącego się przy mnie chłopaka, mnie raczej bawiło, bo chociaż tata się o mnie troszczy, nigdy nie próbował mnie tłamsić, tylko zachęcał do chodzenia własnymi drogami. To on uczył mnie gotować, pozwalał mi kręcić się po kuchni podczas imprez, na których zapewniali z mamą obsługę, no i to on udawał mojego kucyka na urodzinach, gdy miałam kilka lat.

– Hej, tato – witam się, zamykając drzwi sali.

Ojciec spogląda na mnie znad jakiegoś czasopisma, a na jego poobijanej twarzy pojawia się uśmiech.

– Cześć, skarbie – odpowiada, odkładając gazetę. – Już myślałem, że o mnie zapomniałaś.

Odstawiam swoją torbę i przysiadam na fotelu przy łóżku. Tata ma jutro w końcu wyjść do domu, co chyba dodało mu energii, bo wreszcie nie wygląda jak przybity, bezdomny szczeniaczek, kiedy na mnie patrzy.

– Nigdy nie zapomniałabym o najważniejszym facecie w moim życiu – zapewniam.

– Do czasu, aż znajdziesz naj, najważniejszego – żartuje. – A potem urodzisz mu syna.

Unoszę brew.

– To przytyk do tego, że już chcesz wnuka? Nyx ci nie wystarcza?

Marszczy brwi.

– Uwielbiam twojego kota – zapewnia. – Ale ludzkim wnukiem też nie pogardzę. Może nie tak już w tej sekundzie, ale czemu nie. Dawno nie robiłem za kucyka.

– Zawsze możesz. Jak wstaniesz, to…

– Nie obraź się, skarbie, ale ty jesteś już trochę za ciężka.

Udaję oburzenie.

– No wiesz?! Może i ostatnio mam większy apetyt, ale nie przesadzaj.

Śmiejemy się, a ja sięgam do torebki po pączki, które kupiłam w drodze tutaj. Tata co prawda nie powinien ich jeść, jednak przemycam mu czasami jednego, gdy mama nie widzi. To takie z pistacjami i lukrem, więc przecież kto by odmówił. Nawet ja po moich dzisiejszych przebojach nie odmawiam, skoro już czuję się lepiej.

– Kocham cię – rzuca tata.

– Mnie czy pączka? – żartuję.

– Nie zadawaj tak trudnych pytań.

Uśmiecham się szeroko, rozpoczynając małą ucztę. Rozmawiamy o moich dzisiejszych zajęciach i o firmie, bo tata się martwi, że bez niego wszystko się posypie. Zapewniam go więc, że damy radę, a on ma się przejmować wyłącznie dojściem do zdrowia. Nie jest zadowolony z tego, że zostanie przykuty do łóżka i że będzie wymagał opieki przez dłuższy czas, ponieważ jest dokładnie taki jak ja. Nie cierpi siedzieć w miejscu ani być zależny od innych.

– A jak u tego prawnika? Mama mi wspominała, że źle się poczułaś – mówi, kiedy kończymy jedzenie.

Krzywię się. Wolę nie poruszać tematu Sherwooda przy tacie. Nie żeby wiedział, że byłam w Possessed i co tam wyprawiałam. Po prostu są rzeczy, o których nie powiem nawet jemu.

– Tak, chyba zjadłam coś nieświeżego, ale szybko przeszło, jak widać. Już jest super. A z Sherwoodem spotkam się pojutrze, więc wtedy zobaczymy.

Tata przygląda mi się uważnie.

– Coś nie tak?

Cholera. On zawsze widzi.

– Nie, no co ty.

– Tills…

Wzdycham.

– Po prostu ten koleś mnie dziś wkurzył, a potem rzygałam w jego łazience, tato. To żenujące. Nie mam ochoty się z nim spotykać, zwłaszcza że słyszałam, że kiedyś pracował dla dziadka.

Na jego twarzy pojawia się zaskoczenie.

– Naprawdę?

– Mhm. I to było dawno temu, no ale było. W dodatku… – Odchrząkuję. Przespałam się z nim, było zajebiście, i teraz czuję się trochę niezręcznie na myśl o opowiadaniu facetowi, który zrobił ze mną tyle rzeczy, o naszej popapranej rodzinie.