Zabujana w tobie - Louisa Sherman - ebook + audiobook

Zabujana w tobie ebook i audiobook

Louisa Sherman

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Katrine to bardzo ambitna dwudziestotrzylatka. Właśnie zaczęła studia prawnicze. W towarzystwie swoich najlepszych przyjaciół Line i Thomasa stawia się na pierwszych zajęciach po wakacjach. Nie spodziewa się, że od teraz jej życie diametralnie się zmieni.

Na salę wykładową wchodzi Jaspar – przystojny, dobrze zbudowany wykładowca z Nowego Jorku. Katrine od razu wpada mu w oko. Mężczyzna jest pewny siebie i wie, czego chce. Nie może przestać myśleć o seksownej studentce. Dziewczyna również nie potrafi powstrzymać erotycznego pożądania…

Nauczyciele akademiccy nie powinni jednak sypiać ze swoimi studentkami. Czy Katrine i Jaspar będą w stanie zapanować nad popędem seksualnym? A może zdecydują się zaryzykować i skosztują zakazanego owocu?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 198

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 3 min

Oceny
4,3 (27 ocen)
11
12
4
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Bozena_1952

Dobrze spędzony czas

Było romantycznie i miło spędzić czas z bohaterami tej historii . Polecam ❤️
10
Monika309

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
10
Fiba1

Nie oderwiesz się od lektury

ciekawa pozycja polecam
00
13Joginek

Dobrze spędzony czas

Nieco naiwna i przewidywalna, ale miło się słucha.
00
magdalena32gajewska

Nie oderwiesz się od lektury

Super i lekko się słucha
00

Popularność




Przekład z języka duńskiego: Agnieszka Stażyńska

Copyright © L. Sherman, 2022

This edition: © Risky Romance/Gyldendal A/S, Copenhagen 2022

Projekt graficzny okładki: Rikke Ella Andrup

Redakcja: Anna Poinc-Chrabąszcz

Korekta: Joanna Kłos

ISBN 978-87-0236-759-1

Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.

Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S | Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K

www.gyldendal.dk

www.wordaudio.se

PRZEDMOWA

Drodzy Czytelnicy,

oddaję w Wasze ręce historię miłosną, więc jeśli nie przepadacie za opowieściami o pierwszym spotkaniu z tym jedynym albo tą jedyną, i o licznych przeszkodach, które trzeba pokonać, zanim prawdziwe uczucie zwycięży, to w tym momencie powinniście zakończyć lekturę.

Jeśli natomiast lubicie chwytające za serce sceny miłosne, doprawione takimi, w których bohaterowie zrzucają z siebie ubrania, jest to książka właśnie dla Was.

Mam jednak nadzieję, że wyniesiecie z tej powieści znacznie więcej. Postawiłam sobie za cel napisanie kilku historii, których akcja rozgrywa się w moim mieście Aarhus. Mieszkam tutaj od lata 1996 roku, kiedy razem z tatą, tuż przed rozpoczęciem przeze mnie studiów, remontowaliśmy dla mnie kawalerkę w dzielnicy Trøjborg. Nocą spaliśmy na materacach na podłodze, a za dnia malowaliśmy ściany i sufity farbami zakupionymi w pobliskim sklepie. Wierna kolorom modnym w latach dziewięćdziesiątych, zaprzedałam duszę żółtemu, niebieskiemu i bordo.

Jak już wspomniałam, jest to klasyczna opowieść o miłości między dwojgiem ludzi. Nie mogła ona oczywiście przebiec zbyt prosto, bo byłaby nudna.

Kiedy piszę, czerpię inspirację między innymi z muzyki. Do serii z Aarhus w tle stworzyłam na Spotify listę odpowiednich piosenek – moim zdaniem absolutnie topowych duńskich przebojów. Jako studentka pedałowałam przez miasto z mapą Aarhus w koszyku na kierownicy, przy dźwiękach piosenki Jeg elsker dig som vinden blæser (Kocham Cię tak, jak zawieje wiatr) kapeli På Slaget 12, której słuchałam na trzymanym w kieszeni walkmanie. Ten ukochany sprzęt wiernie mi towarzyszył, także podczas wszystkich moich podróży.

Znajdziecie tę playlistę na Spotify pod nazwą Fortabt i dig (Zabujana w tobie). Wszystkie napisane przeze mnie serie, niekiedy też pojedyncze książki, mają własne playlisty. Żeby je znaleźć, wystarczy wpisać ich duńskie tytuły.

Chciałabym podziękować redaktorce Rikke Elli Andrup i wydawnictwu Nelumbo, dzięki którym to wszystko stało się możliwe. Jest to najzabawniejsza i najbardziej rozwojowa podróż, jaką odbyłam do tej pory, i nie mogę się doczekać, żeby się dowiedzieć, dokąd nas zaprowadzi następnym razem.

Chciałabym poznać Wasze opinie na temat historii Katrine i Jaspara rozgrywającej się tutaj, w Aarhus.

Możecie sprawdzić, co u mnie słychać, na stronie internetowej www.writerlsherman.com – znajdziecie tu także linki do moich profili w mediach społecznościowych.

Życzę Wam przyjemnej lektury! Do zobaczenia w sieci!

Louisa :*

ROZDZIAŁ 1

Katrine

Aarhus

Zajęłam miejsce na samym przodzie, obok Line i Thomasa. Pierwszy wykład w tym semestrze odbywał się w auli z widokiem na jezioro, w jednej z nowych sal Uniwersytetu w Aarhus w Parku Uniwersyteckim. Zawsze siadaliśmy w pierwszej ławce, żeby jak najwięcej wynieść z zajęć.

– Prawo handlowe Unii Europejskiej. – Line westchnęła. – To megatortura katować nas prawem UE na pierwszych zajęciach po wakacjach.

Poprawiłam gumkę, którą zebrałam włosy w niedbały koński ogon, i otworzyłam macbooka.

– No nie wiem… Potrafię sobie wyobrazić coś jeszcze gorszego. Na przykład prawo i dupę. – Uniosłam brew, zerkając na przyjaciół. Byliśmy nierozłączni od pierwszego semestru, kiedy to zostaliśmy przypisani do tej samej grupy właśnie na zajęciach z prawa i społeczeństwa, przedmiotu nazywanego przez wszystkich „prawem i dupą”. Studia licencjackie mieliśmy już za sobą, obecnie przygotowywaliśmy się do zdobycia stopni magisterskich.

– O kurwa, jak ja tego nienawidziłem… Wytłumaczcie mi, proszę: dlaczego najbardziej bezpłciowi nauczyciele zawsze dostają najnudniejsze przedmioty? – zawtórował mi Thomas.

– Zamknijcie usta, jadaczki i gacie, drodzy przyjaciele! – wykrzyknęła Line, po czym westchnęła z zachwytem. – Oto najlepsze ciacho, jakie kiedykolwiek widziałam.

Podniosłam wzrok znad komputera i wypuściłam ołówek, który trzymałam między zębami, bo palce miałam zajęte tworzeniem nowego folderu na notatki.

– Myślicie, że to nasz nowy wykładowca? Na planie jest napisane „J. Morgan”. Nie widziałam wcześniej tego nazwiska – zauważyłam, po czym pochyliłam się, żeby podnieść ołówek z podłogi.

– Auć, noż kur… – wykrzyknęłam, walnąwszy głową o ławkę po zakończonym sukcesem obmacywaniu podłogi w poszukiwaniu ołówka.

– Wszystko w porządku?

Spojrzałam prosto w roześmiane zielone oczy. W jego duńskim wyczuwało się słaby ślad angielskiego akcentu. Ten nasz nowy nauczyciel wyglądał jak żywcem wzięty z okładki magazynu „Euroman”.

– Tak. Założę się, że nabiłam sobie niezłego guza, ale z własnej winy – wyjąkałam z trudem. Poplątał mi się przez niego język i czułam się lekko skołowana. – Ile pan ma właściwie lat?

Co mi się stało? Czyżby w moim mózgu nastąpiło jakieś zwarcie?

– Katrine, najlepiej, gdybyś najpierw pomyślała, zanim coś powiesz, przynajmniej od czasu do czasu – mruknęłam do siebie.

– No dobrze, skoro zatem ustaliliśmy, że pani przeżyje i nie trzeba pani wieźć na pogotowie, możemy zacząć zajęcia. – Zrobił pauzę, jakby chciał powiedzieć coś więcej. – Eee… pani okulary. – Wskazał na moją twarz.

Nawet nie zauważyłam, że moje czerwone okulary wyraźnie się przekrzywiły i tylko jeden z zauszników zahaczał o ucho. Nieznajomy zignorował moje nietaktowne pytanie o wiek i wrócił do katedry przed wielkim ekranem. Równie dobrze mogłam go spytać, czy jest żonaty i ma dzieci. Chwyciłam się za głowę i zajęczałam nad swoją głupotą. On włożył zestaw słuchawkowy i zaczął majstrować przy jakichś przyciskach. Nagle nie tylko stał przed nami we własnej osobie, ale także wyświetlił się w dwudziestokrotnym powiększeniu na ekranie za swoimi plecami.

– No nie, zbyt wiele tego dobrego! – wykrzyknęła Line. – Do jasnej ciasnej, i jak tu się skoncentrować, kiedy mam przed sobą dziesięciometrowego młodego boga? – Machnęła ręką w stronę ekranu.

– Dzień dobry wszystkim. Mam nadzieję, że mieliście udane wakacje i jesteście gotowi rozpocząć nowy semestr. – Zrobił krótką pauzę, po której ciągnął: – Nazywam się Jaspar Morgan, będę prowadził zajęcia z prawa handlowego Unii Europejskiej. Jak pewnie słyszycie, mam nie tylko duńskie pochodzenie. – Zaśmiał się krótko, ukazując w szerokim uśmiechu piękne białe zęby. – Moja matka jest Dunką, a ojciec Amerykaninem. Studiowałem tutaj, w Aarhus, i na Harvardzie. Owszem, jestem wystarczająco stary, żeby pracować na uniwersytecie. Sześć lat temu skończyłem studia, mam trzydzieści jeden lat. – Puścił do mnie oko, a ja zrobiłam się czerwona jak burak.

Ponad metr dziewięćdziesiąt, umięśniony, dobrze ubrany, prawnik – to z pewnością dość, żeby w nadchodzącym semestrze mnie skutecznie rozpraszać. Moje palce stukały w klawiaturę do wtóru naszemu nowemu wykładowcy, kiedy omawiał plan zajęć, zasady pracy grupowej, terminy oddawania zadań i zagadnienia do przerobienia przed egzaminem w grudniu.

– Co jak co, ale na pewno nie będziemy się nudzić. Przynajmniej jest na kim zawiesić oko i ucho. Ma megaseksowny głos. – Line podparła się łokciami na pulpicie i z rozmarzeniem złożyła głowę na rękach.

– Obie jesteście niemożliwe! – Thomas do tej pory milczał, ale najwidoczniej uznał, że dość już tych wygłupów.

– Po prostu nam zazdrościsz, że nie będziesz miał zajęć z tą długonogą blondyną Mette Langer – szepnęła Line i wymierzyła marudzącemu Thomasowi przyjacielskiego kuksańca.

– Pst, jesteście za głośno – uciszyłam ich. – Nie można się skoncentrować, a on cały czas gapi się w naszą stronę. Kawa w La Cabra po południu?

Widać było jak na dłoni, że mieliśmy wiele spraw do przegadania po długiej wakacyjnej rozłące. Oczywiście pisaliśmy do siebie i od czasu do czasu się spotykaliśmy, ale ostatnie trzy tygodnie sierpnia spędziłam z rodziną w południowej Francji.

***

Thomas postawił na stoliku przed nami dwie caffé latte i jedną czarną.

– Jesteś w piątek w robocie?

Obydwoje pracowaliśmy w Café Casablanca, absolutnie topowym miejscu na mapie Aarhus, za dnia działającym jako kawiarnia, a w godzinach wieczornych także jako klub nocny.

– Tak, mam wieczór i nockę. W pierwszym tygodniu po wakacjach na pewno będzie zajebisty ruch. A ty?

– Dopiero w sobotę, ale pewnie masz wtedy wolne? Wpadnę w piątek z kumplami, niewykluczone, że także z tą oto laską. – Otoczył Line ramieniem i lekko uścisnął. – Problem w tym, że ona wciąż nie wie, czy jesteśmy dla niej wystarczająco dobrym, albo raczej: ekscytującym towarzystwem na piątkowy wieczór.

– Ej, no sorry, lubię potańczyć, a wam nigdy się nie chce. Zawsze tylko siedzicie w kącie jak sępy wypatrujące swoich ofiar. Ale skoro Katrine będzie w pracy, mogę dotrzymać jej towarzystwa przy barze albo pogawędzić sobie słodko z klientami, zwiększając wam utarg. Zwykle to działa bez pudła.

– O tak, zwłaszcza jeśli włożysz obcisłą kieckę i wysokie obcasy – zaproponował Thomas.

Line miała metr siedemdziesiąt pięć wzrostu i grube włosy w kolorze złocistego miodu. Ze swoimi długimi nogami i wielkimi błękitnymi oczami wystarczyło, że pstryknęła palcami, a mogła pójść do domu z każdym. Była moją najlepszą przyjaciółką i niepoprawną flirciarą. Stanowiłam jej dokładne przeciwieństwo z niecałym metrem siedemdziesiąt wzrostu, długimi brązowymi włosami i figurą w kształcie klepsydry, o wydatnym biuście i dużej pupie.

– No dobra, w takim razie przyjdę. Zresztą i tak nie mogę bez was żyć. – Poddała się dość szybko.

ROZDZIAŁ 2

Jaspar

Aarhus

Słońce właśnie zachodziło za miastem, kiedy powiodłem wzrokiem od nabrzeża dzielnicy Risskov do półwyspu Djursland i dalej nad zatoką. Mieszkałem w wieżowcu Lighthouse położonym na najdalej wysuniętym krańcu wyspy-dzielnicy Aarhus Ø. Mieszkanie było przepiękne, dwupoziomowe, według duńskich standardów można by je nazwać penthouse’em, ale nie takim jak te w Nowym Jorku. Składało się z przestronnego salonu z wyjściem na duży balkon na wyższym piętrze, a poniżej znajdowały się kuchnia, sypialnia i drugi salon z wyjściem na taras. Był piątek wieczór, miałem za sobą udany pierwszy tydzień pracy jako gościnny wykładowca na moim dawnym uniwersytecie. Żeby uczcić nadejście weekendu i powrót do Danii, zaprosiłem do siebie na piwo paru kumpli ze studiów – Petera, Michaela i Jensa. Później mieliśmy skoczyć na miasto jak za dawnych dobrych studenckich czasów. Utrzymywaliśmy kontakt przez Facebooka i staraliśmy się znaleźć jeden weekend w roku, kiedy moglibyśmy się spotkać wszyscy razem. Na więcej nie starczało nam czasu. Dwóch z mojej paczki dorobiło się już żon i dzieci, co bardzo utrudniało wygospodarowanie wolnych dni w kalendarzu. Sprawy nie ułatwiało to, że na stałe mieszkałem w Nowym Jorku. Dlatego jako specjalista od prawa Unii Europejskiej i stosunków międzynarodowych byłem nadzwyczaj wdzięczny losowi za możliwość prowadzenia zajęć w Aarhus przez cały semestr. Oprócz nauczania miałem także doglądać prowadzonych w Europie spraw przez kancelarie moich rodziców. Biuro satelickie mieściło się w duńskiej kancelarii adwokackiej w City Tower tuż obok dworca, nowego marketu restauracyjnego i centrum handlowego Bruuns Galleri. Moje rozmyślania przerwał dźwięk domofonu.

– Mieszkam na samej górze – powiedziałem i nacisnąłem przycisk otwierania drzwi. Z głośnika dobiegły mnie wesołe głosy kolegów.

Wieczór zapowiadał się zajebiście.

***

– Ooo, niezła sztuka z tej blondyny przy barze – napalił się Jens i upił łyk trzymanego piwa. Powiodłem wzrokiem za jego spojrzeniem i stuknęliśmy się szklankami.

– Owszem, w dodatku jest studentką w jednej z moich grup zajęciowych.

Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Moje spojrzenie przeniosło się z jasnowłosej dziewczyny na tę o ciemnych włosach stojącą za barem i zaczęło śledzić jej ruchy. Z widoczną wprawą otworzyła dwa piwa i przysunęła je w stronę stojących trochę dalej facetów. Kiedy płacili, swobodnie z nimi rozmawiała i żartowała sobie z czegoś. Miała na sobie dżinsy ciasno opinające parę kształtnych, krągłych pośladków. Na czarnym, przylegającym do ciała T-shircie, związanym z boku nad talią, widniał różowy napis: Casablanca. Kiedy dziewczyna się poruszała, odsłaniał się fragment opalonej skóry. Uniosłem piwo do ust i pociągnąłem długi łyk. Była to ta sama brunetka, która upuściła ołówek na moim pierwszym wykładzie i zapytała, ile mam lat. W każdy poniedziałek i czwartek prowadziłem w tej grupie wykłady z prawa handlowego Unii Europejskiej, a ona siedziała w pierwszym rzędzie z nosem w laptopie, od którego odrywała wzrok tylko po to, żeby sprawdzić, co napisałem na tablicy.

– Ciekawe – mruknąłem pod nosem.

– Co? Mówiłeś coś? Nic nie słyszę przez muzykę! – wykrzyknął Jens. Z głośników leciało Gi mig hvad du har (Daj mi, co masz) grupy Dodo & the Dodos, zachęcając wszystkich do tańca.

– Ta blondyna jest przyjaciółką brunetki za barem, obie chodzą do mnie na zajęcia z prawa handlowego Unii. – Wskazałem dyskretnie dwie urodziwe przyjaciółki. – Zwłaszcza ta ciemnowłosa, chyba ma na imię Katrine, jest tak pilna, że podczas wykładów praktycznie nie odrywa wzroku od komputera. Pierwszy raz widzę, jak się uśmiecha i wygłupia.

– Hmmm, panie Morgan. Świetnie pan wie, że piękne studentki są poza pana zasięgiem – zaczął się ze mną droczyć Jens, od pewnego czasu stateczny ojciec rodziny.

– Tak, kolego, ale popatrzeć każdemu wolno. Nie wciskaj mi kitu, że takiej ustatkowanej głowie rodziny jak tobie nie sprawia przyjemności widok obecnych tutaj roznegliżowanych pań. – Podparłem się rękami o blat stolika i wstałem. – Przyniosę następną kolejkę.

W knajpie panował ścisk, utorowanie sobie drogi w tym rozbawionym tłumie graniczyło z cudem. Muzyka zmieniła się teraz na Hvor skal vi sove i nat (Gdzie dziś będziemy spać) duetu Laban.

„Cholernie nieodpowiednie” – jęknąłem w duchu.

Ostatni tydzień, kiedy wszystkie rozmowy prowadziłem po duńsku, dał mi mocno do wiwatu. Duński zawsze był dla mnie drugim językiem. Mama zwracała się w nim do nas, kiedy byliśmy dziećmi. Rodzicom zależało też, żebym odbył część swojej edukacji w Danii, podobnie jak mój brat Jacob. Ale cała reszta mojego życia toczyła się po angielsku, w moim rodzinnym mieście Nowym Jorku. Od czasów, gdy mieszkałem i studiowałem w Danii, minęło już sporo lat.

– Dzień dobry paniom – zagaiłem uwodzicielsko, sadowiąc się na akurat wolnym stołku barowym obok tej blondynki.

– O. Mój. Boże! – wykrzyknęła. – Pan Profesor Idealny. Jakiż to zaszczyt spotkać pana na mieście. Mam na imię Line, a to moja zjawiskowa przyjaciółka Katrine. – Podała mi dłoń o długich czerwonych paznokciach, a potem wskazała znaną mi brunetkę zajętą mieszaniem koktajli. – Katrine, chodź tutaj! – zawołała głośno, żeby przekrzyczeć muzykę.

– Moment, muszę najpierw to skończyć. – Włożyła słomkę w dwa egzotyczne drinki i podała je kolejnej parze roześmianych gości.

– Zobacz, kogo tu mamy.

Katrine odwróciła się i stanęła jak wryta. Zsunęła okulary na nos, zanim podeszła do nas z ociąganiem. Wyglądała, jakby wolała uniknąć tej sytuacji.

– Dzień dobry – wyjąkała.

– Dzień dobry. – Uśmiechnąłem się do niej.

– Dobrze się pan bawi? – Skinęła głową w stronę stolika, przy którym siedzieliśmy z kumplami. Aha, czyli zauważyła, że przyszedłem.

– Tak. To wspaniale, że wreszcie mogę się spotykać z przyjaciółmi częściej niż zwykle. Chciałbym prosić o jeszcze jedną kolejkę. Dla wszystkich carlsberg special z beczki, pół litra. – Nie mogłem przestać głupkowato się do niej uśmiechać i nawet nie czułem się jak kretyn. Była tak naturalnie piękna, urocze połączenie niewinności i kobiety z ikrą.

– No dobra, panie Nowy Jork – wmieszała się Line. – Jak to jest mieszkać w tym Wielkim Jabłku po drugiej stronie stawu?

– Właściwie nie różni się jakoś bardzo od życia tutaj. Tam jest więcej ludzi, a tutaj więcej rowerów. Wstajemy z łóżka, bierzemy prysznic, jemy śniadanie i jedziemy do pracy, ale nie przyjechałem tutaj prosto z Nowego Jorku. Ostatnie trzy miesiące spędziłem w Brukseli, gdzie douczałem się ze stosunków europejskich i UE.

– Proszę, proszę. Czyli widziałeś to i owo. – Ja i Line byliśmy do siebie bardzo podobni – wygadani i skorzy od flirtu.

– To i owo… Fakt, sporo podróżuję, jeśli o to ci chodzi?

– I nie masz dziewczyny w każdym porcie?

Odchyliłem głowę i ryknąłem śmiechem.

– A to dobre! Nie, żadnej dziewczyny, ani tu, ani tam.

Katrine postawiła przed nami tacę z pięcioma piwami.

– Mogłabyś się na coś przydać i zanieść tę tacę do stolika pana Morgana zamiast tu siedzieć i flirtować z naszym wykładowcą? – Katrine popatrzyła na przyjaciółkę z powagą.

– Ależ oczywiście, kochanie, dla ciebie wszystko. – Spuściła swoje długie nogi na ziemię i rutynowym ruchem wzięła tacę z baru. – Proszę za mną – rzuciła mi przez ramię.

Obejrzałem się na Katrine, która stała i przyglądała się nam, ponownie związując T-shirt w talii. Tym razem koszulka odsłaniała nieco więcej i zwróciłem uwagę na połyskujące oczko kolczyka w jej pępku. Jak mógłbym jej zasygnalizować, że nie interesuje mnie jej wygadana kumpela, tylko ona? To było, kurde, dobre pytanie. Nie ma co, ten semestr naprawdę nieźle się zaczął.

ROZDZIAŁ 3

Katrine

Aarhus

Zaczął siąpić deszcz, ale w pierwszych tygodniach września powietrze wciąż było ciepłe. Wrzuciłam do kontenera czarny worek ze śmieciami i skierowałam się w stronę roweru opartego o żywopłot naprzeciwko Casablanki. Teraz, gdy zostało mi już tylko wrócić do Trøjborga i położyć się spać, czerwone botki na wysokim obcasie zmieniłam na wygodne trampki. Wieczór okazał się długi. Poza tym, że był to pierwszy weekend po rozpoczęciu semestru, w mieście trwał także wielki festyn. Dookoła wciąż rozbrzmiewała muzyka i panowała atmosfera zabawy, mimo że dochodziła trzecia w nocy. Ziewnęłam i sięgnęłam do kucyka, z którego ściągnęłam upinającą go gumkę. Kiedy się pochyliłam, żeby otworzyć blokadę na kole roweru, długie włosy opadły mi na twarz.

– Hej, wracasz do domu?

Zamek odblokował się cichym kliknięciem, a ja zerwałam się na równe nogi.

– Co pan tu robi? Myślałam, że już dawno poszliście do domu.

Jaspar i jego kumpel żegnali się ze sobą męskim uściskiem i klepnięciem w ramię.

– Właśnie się zbieram. – Przeszedł ostatnie kroki dzielące nas od siebie. – A pani gdzie mieszka?

– Nie wiem, czy powinnam o tym mówić. W końcu prawie się nie znamy.

Z jednej strony czułam się absolutnie bezpiecznie w jego towarzystwie, z drugiej – miałam wrażenie, że gdzieś czai się jakieś niebezpieczeństwo. Jaspar przeczesał dłonią ciemne włosy, przez co uroczo je rozczochrał.

– Sterczą panu teraz włosy.

Miał na sobie niebieską koszulę z rękawami podwiniętymi do łokci, do tego ciemne dżinsy. Wiatrówkę trzymał przewieszoną przez ramię.

– Poza tym pada, zmoknie pan – powiedziałam i ruszyłam przed siebie, prowadząc rower.

„Czego on chce? Czy to możliwe, żeby się mną interesował?”

Szybko mnie dogonił.

– Chciałbym, żebyś mi pozwoliła się odprowadzić. Do Viby jest spory kawałek drogi.

Patrzył na mnie tymi niebezpiecznymi zielonymi oczami, w których bardzo łatwo mogłabym przepaść bez reszty. Ostatni raz golił się chyba wiele godzin temu. Na brodzie i policzkach odznaczał się cień ciemnego odrostu. Ogarnęła mnie niepohamowana chęć, żeby go dotknąć, ale pokręciłam głową, żeby sprowadzić się z powrotem na ziemię.

– Nie musi się pan o mnie martwić. Jestem przyzwyczajona do wracania rowerem z pracy i do przemieszczania się bez asysty po mieście. To Aarhus, a nie Nowy Jork. – Zrobiłam ruch, jakbym zaraz miała wskoczyć na siodełko i odjechać.

Jaspar położył rękę na mojej dłoni, którą trzymałam na kierownicy.

– Mimo to nalegam. Tego samego roku, gdy przeprowadziłem się do Aarhus, doszło do kilku brutalnych napaści. Wciąż nie mogę o tym zapomnieć.

– W takim razie chodźmy – poddałam się. Nie w tym rzecz, że nie miałam ochoty na jego towarzystwo. Zainteresowanie atrakcyjnego mężczyzny moją osobą bardzo mi pochlebiało. Do tej pory spotykałam się tylko z młodszymi kolesiami, w moim wieku, którzy mieli w głowie wyłącznie imprezowanie, zaliczanie lasek, markowe ciuchy i zarabianie kasy na pierwsze bmw albo audi.

– Mieszkam w Trøjborgu przy Otte Ruds Gade, na samym końcu, niedaleko lasu. Możemy pójść przez cmentarz albo Dronning Margrethes Vej. A pan? Mieszka pan w centrum?

– Tak, na Aarhus Ø.

Kiedy szliśmy Mejlgade, nie odzywaliśmy się przez dłuższy czas.

– Katrine, opowiesz mi coś o sobie? – Jaspar szedł z rękami w kieszeniach spodni. Z powrotem włożył kurtkę i podniósł kołnierz.

Wyciągnęłam z plecaka płaszcz przeciwdeszczowy.

– Cóż, jak już pan wie, nazywam się Katrine Brandt. Mam dwadzieścia trzy lata i pochodzę z Aalborga, gdzie mieszkałam z rodzicami i siostrą, aż zrobiłam maturę i przyjechałam tutaj na studia. – Nawijałam o sobie, ale myślami przebywałam zupełnie gdzie indziej.

Idący obok mężczyzna wydał mi się niezwykle miły i atrakcyjny. Byłoby fantastycznie, gdyby wyszło coś z tego więcej. Moje ciało już teraz na niego reagowało, to nie z powodu deszczu miałam mokro w majtkach.

– Siostra jest młodsza o trzy lata i wciąż mieszka w Aalborgu, ale nie z rodzicami. Jesteśmy sobie bardzo bliskie. To chyba tyle. A pan, panie profesorze? – Celowo powiedziałam z lekką kpiną.

– Już wiesz, że mieszkam w Nowym Jorku, gdzie pracuję jako adwokat, kiedy nie prowadzę zajęć tutaj. Moja matka jest Dunką i pochodzi z Aarhus. Poznała ojca, kiedy pojechała do Stanów na wymianę studencką. Mam starszego brata Jacoba, też adwokata. Jest zaręczony i latem żeni się z Heleną, swoją dziewczyną z college’u. Co jeszcze… mój ojciec jest Amerykaninem z północnej części stanu Nowy Jork, z tym że mieszkamy wszyscy na Manhattanie.

– Nigdy nie byłam w Nowym Jorku, ale bardzo bym chciała tam pojechać – wyrwało mi się.

– To absolutnie fantastyczne miasto, tyle że mieszkanie tam bywa męczące. Uwielbiam Aarhus za jego wielkomiejski sznyt w połączeniu z panującym tutaj totalnym luzem.

– To prawda, Aarhus to cudowne miejsce, jednak po studiach chciałabym znaleźć pracę gdzieś za granicą i zobaczyć trochę świata. To dlatego wybrałam przedmioty związane z prawem unijnym i stosunkami międzynarodowymi. Okej, jesteśmy na miejscu. – Wskazałam budynek z czerwonej cegły, w którym mieszkałam na trzecim piętrze.

– To była dla mnie prawdziwa przyjemność, piękna Katrine. Od A do Z. – Ujął dżentelmeńsko moją dłoń i ją pocałował. Speszona wyrwałam mu ją, nie wiedząc, co powiedzieć.

– Nie jestem piękna – wyrwało mi się.

– Jesteś. – Założył mi za ucho niesforny lok, po czym odwrócił się i odszedł.

Wklepałam kod do domofonu i otworzyłam drzwi na klatkę schodową. Kiedy szłam na górę, przeskakując co dwa stopnie, w głowie przewijał mi się cały wieczór. Od spotkania w Casablance, kiedy Line bezwstydnie z nim flirtowała, a ja byłam pewna, że zaraz dorwie go w swoje szpony, aż do teraz, gdy odprowadził mnie do domu.

Wysłałam Line esemesa.

Ja: Wiesz, co się właśnie stało?

Line: Śpię chrrrr….

Ja: Wcale nie! Jesteś z kimś albo masz czas, żeby ze mną pisać.

Ja: Profesor Niezłe Ciacho przed chwilą odprowadził mnie do domu.

Line: WTF!!!!!! Przecież poszedł do domu kilka godzin temu.

Ja: Ale wrócił, akurat gdy zamykaliśmy.

Line: I co dalej?

Ja: Chciał mnie odprowadzić.

Line: Niczego nie próbował?

Ja: Eee, nie. Zachowywał się jak dżentelmen.

Line: Tak ci się tylko wydaje LOL. To wilk w owczej skórze.

Ja: No serio. Rozmawialiśmy o sobie i o naszych rodzinach. Zupełnie normalna gadka.

Line: Nawet się nie przymierzał?

Ja: Nazwał mnie piękną i pocałował w rękę.

Line: Więcej, chcę więcej!

Ja: Nie wiem, czy kogoś nie ma Pamiętasz Grease.

Line: I to wszystko?

Ja: Jak na spowiedzi.

Line: Jeśli się w Tobie zabujał, to ja pasuję.

Ja: To znaczy, nic takiego nie zaszło. Jeśli za nim szalejesz….

Line: Przestań, kochana, i lepiej siebie posłuchaj. Piszesz do mnie w środku nocy. Jest Twój i koniec. To ty za nim szalejesz.

Ja: Tylko że to nie ma sensu. To nasz wykładowca, a mi zależy na dobrej ocenie z przedmiotu.

Line: No to masz receptę na sukces. Uwiedź go i dostań dobrą ocenę.

Ja: Nie, no co Ty. Chcę na nią naprawdę zasłużyć.

Line: Żartuję, przecież wiem. Ale przy okazji możesz się trochę zabawić? Najwyższy czas, żebyś coś zrobiła ze swoim małym problemem.

Ja: Dobrze wiesz, że dla mnie to żaden problem.

Line: Tak, ale nawet nie wiesz, co tracisz… ŻAL.

Ja: To prawda, nie wiem.

Line: Wyobraź sobie wysokiego umięśnionego Amerykanina, tylko dla Ciebie.

Ja: Dobra, koniec. W poniedziałek nie spojrzę mu w oczy, jeśli nie przestaniesz. Ale kuuuurwa, jakie z niego ciacho. Oczy, usta, dłonie….

Line: Wpadłaś, mówię ci, jak śliwka w kompot.

Ja: Idę spać. Skoczymy jutro na kąpielisko?

Line: Yes, jeśli pogoda dopisze. Gdyby padało, zostaje nam Netflix i jakiś fast food.

Ja: Umowa stoi, odezwę się, jak się obudzę.

Line: Kolorowych snów, Kochana

ROZDZIAŁ 4

Jaspar

Aarhus

Krople wody spływały mi po torsie aż do ręcznika zawiązanego na biodrach. Zimna kąpiel nie wystarczyła, żeby wybić sobie z głowy pewną brunetkę. Mój penis czuł się wyjątkowo niepocieszony z powrotem do domu. Katrine miała w sobie coś niezmiernie pociągającego, chociaż nie potrafiłem określić, co dokładnie. Mimo wzrostu poniżej typowego dla modelek metra osiemdziesięciu urzekła mnie pięknym uśmiechem i tym błyskiem inteligencji w niebieskich oczach. Byłem nie tylko nią zauroczony, wręcz przepadłem z kretesem. Zdjąłem ręcznik i odrzuciłem na krzesło w rogu sypialni, po czym wsunąłem się nago pod kołdrę. Chwyciłem swojego fiuta, który stał na baczność, zamknąłem oczy i pomyślałem o nagiej skórze brzucha z kolczykiem w pępku i o roześmianym spojrzeniu Katrine.

ROZDZIAŁ 5

Katrine

Aarhus

– Kurde, wydaje mi się, że on za nami chodzi – mruknęła Line, siadając na kocu obok mnie.

– Mhm, co…? Kto? – Przysnęłam w cieple późnego lata. Kiedy się obudziłam, słońce świeciło na bezchmurnym niebie, a my leżałyśmy razem na kocu plażowym na kąpielisku przy basenie portowym.

Ponętne laski w bikini i plażowi playboye przechadzali się po pomoście jak po wybiegu dla modeli i modelek.

– Zawiążesz mi górę od kostiumu? – Sznurki od stanika leżały odsunięte na boki, żeby nie opaliła mi się na plecach biała kreska.

Line pochyliła się nade mną, żeby mi pomóc.

– Patrzy się tutaj… Zauważył nas.

Odwróciłam się, usiadłam i zaczęłam poprawiać skąpą górę od bikini w jaskrawożółtym kolorze. Moje piersi miały całkiem przyzwoity rozmiar, w sumie byłam z nich dumna: duże, ale nie przesadnie i wciąż młodzieńczo sterczące.

– Twoje cycki obłędnie wyglądają w tym kostiumie. Ech, co ja bym dała, żeby mieć takie ładne. Nie może oderwać oczu, od ciebie i od nich. – Wybuchła głośnym śmiechem, podczas gdy ja rozglądałam się zdezorientowana, nie rozumiejąc, o kim mowa. Czyżby przyszedł tu jeden z moich byłych chłopaków?

– Aha, już wiem, o kogo ci chodzi.

Moje spojrzenie napotkało wzrok Jaspara. Siedział oparty o ścianę, w grupie osób, w pewnej odległości od nas. Towarzystwo składało się z mężczyzn i z kobiet. Skoro mógł się na mnie bezwstydnie gapić, nie pozostałam mu dłużna. Zebrałam się na odwagę i mrugnęłam do niego, później przyjrzałam mu się uważniej. Miał na sobie luźne granatowe kąpielówki, ale to nie one przykuły mój wzrok. Na prawym udzie dostrzegłam smoczy ogon ginący w miejscu pełnym obietnic. Nad kąpielówkami unosiły się ciało i głowa stwora, ciągnące się od biodra i dochodzące prawie do pępka, przy którym z paszczy buchał ogień. Jaspar powoli przesunął ręką po udzie, biodrze aż na swój płaski brzuch. Zatrzymał ją na gumce kąpielówek, pod którą wetknął kciuk.

– Katrine, widziałaś jego tatuaż? Aż się prosi, żeby popieścić go językiem, co nie? – Line naprawdę się rozochociła. – Albo to, w czego kierunku pokazuje. – Uniosła znacząco brwi.

Nie mogłam się nie roześmiać w reakcji na jej trajkoczącą bezpośredniość. Cały mój tułów wraz z piersiami trząsł się ze śmiechu. Jaspar obserwował naszą interakcję i podniósł do ust butelkę z wodą. Jedna z dziewczyn, a może powinno się je nazwać paniami, z jego towarzystwa szepnęła mu coś na ucho. To całe przedstawienie wydało mi się kretyńskie. Wstałam, przerywając tę milczącą wymianę.

– Wskakuję do wody, idziesz ze mną? – zapytałam Line, ale ona właśnie odpowiednio się ułożyła.

– Nie teraz – wymamrotała.

– Do zobaczenia, piękna.

Dostrzegłam oczy Jaspara śledzące mnie, kiedy szłam pomostem do trampoliny. Jego znajoma wciąż siedziała obok niego i coś mówiła, zaborczo trzymając mu dłoń na umięśnionym ramieniu. Trudno było na niego nie patrzeć – co się tam odwalało?

Raz, dwa, trzy. Przez moment zaszumiało mi w uszach, dopóki nie zanurzyłam się w wodzie. Pochłonęła mnie głębia, z radością powitałam dotyk zimnej wody na skórze i panującą dookoła pustkę, ale przyjemność trwała krótko. Po chwili wypłynęłam na powierzchnię i znów znalazłam się pośród gwaru głosów i blasku słońca. Podpłynęłam do krawędzi okrągłego basenu i wspięłam się po drabince.

– Skoczę po jakieś picie, co chcesz? – Wyciągnęłam portmonetkę z plecaka i szybko wytarłam się ręcznikiem.

– Zwykłą wodę i chipsy, jeśli mają. Przegryzłabym coś. – Line obróciła się na plecy.

– Okej, zaraz wracam.

ROZDZIAŁ 6

Jaspar

Aarhus

– Gdzie się podziały twoje okulary? – Szybko wślizgnąłem się do kolejki tuż za Katrine. Gdybyśmy mieli więcej niż jedno życie, we wcześniejszym wylądowałbym w czyśćcu, a w późniejszym na bank trafiłbym do piekła, ale i tak nie mógłbym się oprzeć pokusie. Zresztą po co się opierać? Życie jest po to, żeby korzystać z niego w pełni.

– W domu – odpowiedziała krótko.

– Czyli nic teraz nie widzisz. – Nie mogłem się powstrzymać, musiałem się z nią podroczyć.

Próbowała zgrywać twardzielkę, ale widziałem wyraźnie, że pociągam ją równie mocno jak ona mnie. Moja dłoń opadła dyskretnie na jej biodro i pieściła jej nagą skórę. Zasłoniłem nas przed niepożądanymi spojrzeniami, ustawiając się do niej bokiem. Dostrzegłem, jak przebiega ją dreszcz, a sutki twardnieją pod górą od bikini.

– Jak długo zamierzasz z tym walczyć? – szepnąłem jej do ucha. Kiedy kolejka znów przesunęła się do przodu, zrobiłem krok bliżej.

– Stwardniał ci? – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

– Tak, przez ciebie. Wątpisz w to, że cię pragnę?

– Naprawdę przeginasz, czy mogę cię prosić… ? – Odsunęła się, więc musiałem zabrać rękę.

– Jaspar, spadamy do hali ze street foodem coś przegryźć, zanim pojedziemy się przebrać na wieczór. – Podszedł do nas mój kumpel Peter, który właśnie pakował plecak. – To ty pracujesz w Casablance? Cześć, jestem Peter, przyjaciel tego obleśnego dziada. Daj znać, jeśli cię napastuje. – Wyciągnął rękę do Katrine, która uprzejmie ją ścisnęła.

– Katrine, studentka tego obleśnego dziada. – Przewróciła oczami w moją stronę, ale zaraz potem powiodła głodnym wzrokiem w dół po moim ciele aż do wytatuowanego smoka.

– To się zdarzy, i dobrze o tym wiesz. Nie ma we mnie nic obleśnego – znów szepnąłem jej do ucha.

– O ile wiem, do tanga trzeba dwojga. Do zobaczenia w poniedziałek – zgasiła mnie.

Zaśmiałem się. Była urocza, a ja dostawałem dokładnie to, na co zasłużyłem.

***

W poniedziałek rano siedziałem samotnie w auli. Miniony weekend okazał się szaleńczy. Najpierw piątkowy wieczór, kiedy wróciłem do domu w środku nocy po odprowadzeniu Katrine pod same drzwi, a potem sobota, kiedy jeszcze bardziej dałem czadu. Imprezowaliśmy u mnie aż do wschodu słońca. Kilka osób zostało na noc, po prostu padli tam, gdzie było miejsce. Niedziela upłynęła mi na gruntownych porządkach i przebieżce po lesie. Wciąż nie do końca rozjaśniło mi się w głowie, dlatego przed wykładem chciałem jeszcze przejrzeć notatki. Nadchodzący weekend nie mógł się skończyć tak samo, ale musiałem się jakoś dowiedzieć, czy Katrine znów będzie na nocnej zmianie, bo nie wyobrażałem sobie, żeby późną nocą wracała sama do domu.

Z korytarza dobiegły mnie wesołe głosy.

– Szkoda, że nie widziałaś, jak się na nią gapił… – To był głos Line, przyjaciółki Katrine, z którą też ją widziałem na kąpielisku.

– Katrine, jesteś pewna, że wiesz, co robisz? To nasz wykładowca. – Tym razem usłyszałem niski głos. Należał pewnie do Thomasa, który siedział razem z dziewczynami w pierwszej ławce. I też pracował w Casablance. Może on mógłby mi powiedzieć, jak wygląda ich grafik.

– Ale ja absolutnie nic nie robię. To on… – zapewniała ich moja piękna Katrine.

„No kurwa, facet ma rację. Co ja najlepszego wyprawiam?!” – pomyślałem. Kompletnie postradałem zmysły, ni mniej, ni więcej. Zobaczyłem ją pierwszy raz zaledwie przed tygodniem, a już dwukrotnie się do niej przystawiałem.

Ta trójka zjawiła się jako pierwsi słuchacze w wielkiej przestronnej auli.

– Dzień dobry państwu. Jak upłynął wam weekend? – Nie podnosiłem wzroku znad notatek, kiedy się z nimi witałem.

– Świetnie, a panu, panie Imprezujący Profesorze? – Line jak zwykle była wyszczekana i bezpośrednia.

– Przyjemnie wrócić do pracy. Rzeczywiście, mam wielu przyjaciół, którzy chcą się ze mną spotykać.

Katrine patrzyła przez cały czas na swój komputer albo na zeszyt do notatek.

„Podnieś wzrok, moja cudna, i daj mi znać swoimi pięknymi oczami, że wszystko jest w porządku i nie przegiąłem pały. Błagam!” – próbowałem przekazać jej telepatycznie. Czyżby zadziałało?

Powoli zmierzyła mnie wzrokiem. Ubrałem się dziś standardowo, jak do pracy – włożyłem koszulę, a na nią marynarkę, ale ta wisiała obecnie na oparciu krzesła, a rękawy koszuli podwinąłem do łokci. Przyjaciele Katrine nie zwracali na nas uwagi, pogrążeni w głębokiej dyskusji o jakimś serialu na platformie streamingowej. Ciemne włosy Katrine były zaczesane do tyłu i opadały falami na plecy. Nie wyglądała, jakby podkreślała urodę makijażem. Dzisiaj miała na sobie białą koszulkę w czerwone kropki. Ciągle zsuwała jej się z ramienia, odsłaniając ramiączko czerwonego stanika. Na chwilę zamknąłem oczy i posłałem błagalną prośbę o pomoc do siły wyższej tam, w górze, żebym przeprowadził zajęcia bez wzwodu. Przez cały ostatni tydzień marzyłem o przecudownych piersiach Katrine.

ROZDZIAŁ 7

Katrine

Aarhus

Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam ulubioną playlistę z duńskimi hitami, w większości z lat osiemdziesiątych. Zdarzało mi się myśleć, że urodziłam się w niewłaściwej dekadzie. Lubiłam wiele współczesnych przebojów, ale inspirowały mnie zwłaszcza te starsze, sprzed kilku dziesięcioleci. Piosenka Be Bab A Lu La grupy TV2 wyznaczyła rytm jazdy rowerem do mojej babci mieszkającej w dzielnicy Højbjerg, w południowej części Aarhus. Umówiłyśmy się na kawę i pogaduszki. Babcia wciąż pracowała w lokalnej gazecie, ale dziś miała wolne. Zawsze opowiadała wiele historii z życia tutejszych celebrytów i polityków, no i cudownie było mieć tak blisko kogoś z rodziny.

Przemknęłam Randersvej i skręciłam w prawo, w położoną tuż nad wodą Kystvejen. Minęłam nowoczesny kompleks Navitas z instytucjami edukacyjno-badawczymi, następnie Dokk1, gdzie mieściły się między innymi Biblioteka Główna i ikoniczny budynek pływalni zwanej Spanien, czyli Hiszpanią. Nie, to żadna pomyłka – taką nazwę nosiła też sama ulica. Po kilku minutach jazdy miałam po lewej morze. Było ciepłe wrześniowe popołudnie. Ludzie spacerowali po nabrzeżu albo leżeli na kocach na trawniku w parku Tangkrogen. Uśmiechałam się do siebie, z przyjemnością dając się otulić wiatrowi i dźwiękom muzyki. W moich słuchawkach włączyła się piosenka Moje oczy muszą widzieć (Mine øjne de skal se) Lis Sørensen. Bez przerwy myślałam o Jasparze, coraz bardziej przekonana o tym, że on ma taką samą obsesję na moim punkcie jak ja na jego. Podczas wykładu nasze oczy zbyt często ku sobie wędrowały. Jaspar kilkakrotnie się zaciął, ale uratowały go wrodzony czar i oczywiście wiedza. Pierwszym omawianym przez niego zagadnieniem było nieco nudnawe unijne prawo konkurencji, na szczęście uatrakcyjnił temat ciekawymi przykładami, a jego ponętny wygląd zdecydowanie pomagał w przyswajaniu sobie materiału.

Babcia otworzyła drzwi i wyszła mi na spotkanie z suczką rasy golden retriever, Bellą, która merdając ogonem, kręciła jej się pod nogami.

– Cześć, kochanie, cieszę się, że przyszłaś. – Uściskała mnie mocno na przywitanie, po czym weszłam do przedsionka pachnącego świeżo upieczonymi bułkami, kawą i babcią.

– Mogę tu zostać na noc? – Właściwie tego nie planowałam, ale poczułam, że nie mam ochoty siedzieć sama.

– Oczywiście, rano cię podrzucę, rower przewieziemy z tyłu na haku. Muszę być o ósmej w północnej części miasta. Kochanie, czy coś się stało?

Babcia bezbłędnie i błyskawicznie wychwytywała niewypowiedziane rzeczy i nastroje. Pewnie dlatego była tak znakomitą dziennikarką i wciąż pracowała, chociaż już dawno mogła przejść na emeryturę. Gdybym nie studiowała prawa, na bank spróbowałabym swoich sił w Wyższej Szkole Dziennikarstwa. Ja też uwielbiałam pisać i opowiadać. Usiadłyśmy przy stoliku kawowym przy oknie z widokiem na ogród i pobliski las. Babcia mieszkała obecnie sama w czarującym małym domku. Dziadek zmarł przed wieloma laty.

– Opowiedz w takim razie, co cię gryzie. Równie dobrze możemy zacząć od trudnych spraw. – Mrugnęła do mnie z szelmowskim uśmiechem i nalała mi kawy.

– Wiedziałam, że mi się nie upiecze. – Odwzajemniłam uśmiech. – W tym semestrze mam nowego wykładowcę z prawa handlowego Unii Europejskiej.

– To ten przedmiot, którego tak bardzo nie mogłaś się doczekać? – Babcia podała mi koszyk z ciepłymi bułeczkami.

– No właśnie. – Ułamałam pół bułki i sięgnęłam po konfitury porzeczkowe domowej roboty. – Jest młody i superprzystojny. – Sok z porzeczek pociekł mi po brodzie, zatrzymałam słodkie krople serwetką. – Mhm, ależ to pyszne.

– Nie migaj się, moja panno. Nie życzę sobie żadnych uników. – Babcia upiła łyk kawy i spojrzała na mnie znad krawędzi filiżanki. W tle cicho grała piosenka Sebastiana Fuld af nattens stjerner (Pełen nocnych gwiazd). U babci zawsze można było liczyć na przytulną atmosferę, muzykę i dużo śmiechu.

– Wydaje mi się, że jest mną zainteresowany. – Ja też napiłam się kawy i rozsiadłam wygodniej na sofie. – Ma trzydzieści jeden lat, jest pół Amerykaninem, pół Duńczykiem i gościnnym wykładowcą w tym semestrze.

– Starszy mężczyzna. – Babcia zatrzepotała rzęsami.

– Ale nie aż tak stary. – Mrugnęłam do niej znacząco. – Babciu, on jest megabystry, w dodatku niesamowite z niego ciacho. W piątek odprowadził mnie z pracy do domu, wydał mi się przemiły.

– Moja kochana, jak do tego doszło?