Cooper i jego pragnienia - Louisa Sherman - ebook + audiobook

Cooper i jego pragnienia ebook i audiobook

Louisa Sherman

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

To był krótki, lecz namiętny romans. Indy zupełnie przypadkiem poznaje Coopera podczas koncertu granego na jej uniwersytecie. Oboje nie są w stanie zapanować nad pożądaniem i bez chwili namysłu decydują się pójść na całość. Szybki numerek z nawiązką spełnia ich oczekiwania, lecz wkrótce Indy znika bez słowa. Cooper nie potrafi jednak zapomnieć o przygodzie pełnej wrażeń.

Sześć lat później bohaterowie spotykają się ponownie. Dziewczyna otrzymuje nową posadę w dobrze prosperującej firmie, którą zarządza Cooper. Wspomnienie ognistej nocy przeszywa go ze zdwojoną siłą. Ale teraz mężczyzna jest szefem Indy i powinien stłumić swoje seksualne fantazje. Czy uda mu się zachować dystans wobec niezwykle pociągającej podwładnej?  Byłby to nie lada wyczyn, ponieważ erotyczne napięcie, jakie zapanowało między nimi, nadal pozostaje tak silne jak za pierwszym razem…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 180

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 4 godz. 26 min

Oceny
4,1 (102 oceny)
52
22
15
9
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Bujajsie77

Nie polecam

To było bardziej niż kiepskie.
30
MizzuAyo

Z braku laku…

Zapowiadało się ciekawie, ale pod koniec ta cała afera z głównym wszystko popsuła. Gość nie odzywa się przez kilka miesięcy. Nawet nie ma czasu, aby odpisać jej na głupiego SMSa, a ta od razu mu wszystko przebaczyła, bo dostała głupią biżuterię i bukiet kwiatów? Za każdym razem jak był w mieście dowiadywała się tego od innych ludzi. Nakryła go na dotykaniu innych kobiet, ale nic sobie z tego nie robiła. Jeszcze sama szła z nim do łóżka… Totalny brak szacunku do samej siebie. Mam nadzieje, że nikt nie bierze takich książek na poważnie. Dam autorce jeszcze jedną szanse i przeczytam drugą część, ale nie mam dużych oczekiwań.
10
przeczytane1995

Nie polecam

Ja się pytam kto wymyśla takie książki? Tego się nie da czytać.
10
baloo1

Dobrze spędzony czas

Lekka, taka w sam raz na spędzenie dobrze wieczoru.
00
Dagmara73

Całkiem niezła

ok
00

Popularność




Tytuł oryginału: Cooper’s Craving

Przekład z języka angielskiego: Emilia Skowrońska

Copyright © L. Sherman, 2022

This edition: © Risky Romance/Gyldendal A/S, Copenhagen 2022

Projekt graficzny okładki: Rikke Ella Andrup

Redakcja: Anna Poinc-Chrabąszcz

Korekta: Joanna Kłos

ISBN 978-91-8034-174-5

Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.

Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S | Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K

www.gyldendal.dk

www.wordaudio.se

Dla Ciebie

Nie tłum potrzeby wyrażania siebie.

Żyj pełnią życia i ciesz się tą podróżą.

– Louisa Sherman

Rozdział pierwszyW kałużyListopad 2017 roku

Indy

Biegłam tak szybko, jak tylko się dało, w szarych zamszowych butach na wysokim obcasie. Gwałtownie zatrzymałam się w kałuży deszczu, woda rozchlapała się wokół moich stóp. Stałam na Piątej Alei przed lobby Manhattan Penthouse, eleganckiego lokalu, który wielkie korporacje wynajmowały na przyjęcia.

Potrząsnęłam parasolką, zdjęłam kaptur i wygładziłam dłonią spuszone teraz długie brązowe włosy.

– Cholerne kudły – mruknęłam i pożałowałam, że z mojej małej kopertówki nie wyłoni się za sprawą czarów żadna szczotka do włosów. Dziś z pewnością nie spotka mnie takie szczęście. Nałożyłam na usta kilka warstw nowego ciemnoczerwonego błyszczyku. Musiałam podnieść sobie poprzeczkę i pokazać, kto tu rządzi. – Bardzo się denerwujesz, Indy? – wymamrotałam.

Na litość boską, jesteś dorosłą profesjonalistką, masz świetną pracę, dasz radę. Przepracowałaś z nim wiele godzin. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? Bo już tu nie pracuję i nie należę do jego świata.

– Tak, gadam do siebie, kiedy się denerwuję, a ty nie?

Przyznaję, strasznie podkochiwałam się w moim szefie. Zdaniem mojej współlokatorki Anny, przyszłej primabaleriny New York City Ballet, jestem skazana na zagładę.

– A nie mówiłam? – Jestem z niej taka dumna! Niedługo ona też będzie miała własną historię. Ale na razie wciąż mówimy o mnie. Tak bardzo zaprzeczam temu, że spadłam już z klifu miłości.

Jednak Anna zawsze powie mi prawdę. Słyszę jej głos w swojej głowie: „I co zamierzasz z tym zrobić?”.

Dla twojej informacji: Nic, absolutnie nic. Nul. Zero. Nie mam złudzeń i nie sądzę, by cokolwiek dobrego mogło wyniknąć z pogoni za mężczyzną, który nawet nie chciał, żebym na niego czekała. Zakochanie się w szefie było głupie, a myślenie, że on odwzajemni moje uczucia, jeszcze głupsze. Ale jak na razie nikt nie zabronił mi marzyć, a przez kilka ostatnich tygodni on dawał mi nadzieję. Na więcej.

Gdyby określić mojego szefa mianem przystojnego, byłoby to grube niedopowiedzenie. Zaraz! Stop! Byłego szefa. Jest absolutnie cudowny i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Przy każdej nadarzającej się okazji ten zarozumiały drań pręży muskuły pod idealnie dopasowanym garniturem. Ma gęste brązowe włosy z jaśniejszymi pasemkami, po których mam ochotę przejechać dłońmi. Mogłabym też je szarpać, krzycząc podczas epickiego orgazmu. Prywatnie nazywam go już Panem Orgazmicznym, i to on jest gwiazdą moich sprośnych marzeń, gdy w drodze do siódmego nieba wspomagam się Panem Bobem – moim przyjacielem na baterie. Nie osądzaj mnie; gdybyś tak jak ja nie miała perspektyw na żadną akcję, też kupiłabyś sobie Boba. Anna wie o Panu Orgazmicznym, bo prawdopodobnie wykrzykiwałam jego imię tak głośno, że nie mogła go nie usłyszeć przez cienkie jak papier ściany w naszym mieszkaniu. A ten jego tatuaż, który widać przy kołnierzyku koszuli… Że o różnych kolorach tuszu na skórze skrywanych pod mankietami koszuli nie wspomnę.

Jestem w stu procentach pewna, że doskonale wie, co robi. Drań. Ale cóż to za zajebiście cudowny drań.

– Dlaczego? Dlaczego to spotyka akurat mnie?

W pracy byłam na każde jego zawołanie. Jeśli chcesz wiedzieć, oznaczało to wiele przepracowanych godzin, spotkań, kolacji biznesowych i sobót w biurze.

– Czy wspomniałam, że był moim szefem, czyli bezpośrednim przełożonym?

On jest właścicielem i dyrektorem generalnym Cooper’s Lounge, jednej z najlepszych agencji reklamowych na Manhattanie, a ja byłam jego dyrektorką do spraw marketingu w mediach społecznościowych. Cooper’s Lounge to jego start-up i inwestycja w przedsiębiorczość, a Cooper’s Inc. to firma matka. Cooper’s Inc. jest główną firmą konsultingową. Pełni funkcję doradcy strategicznego dla innych korporacji, kancelarii prawnych i firm prywatnych. Zrobiło się o niej głośno po tym, jak wspierała inne przedsiębiorstwa podczas kryzysu finansowego w latach 2008–2009. Dzięki nowym strategiom wejścia na rynek pomagała im przetrwać, przeorganizować się i przebranżowić bez konieczności zwalniania dotychczasowych pracowników.

– Właśnie popuściłaś w majtki? Bo gdy ja usłyszałam o tym po raz pierwszy, dokładnie tak zareagowałam.

I nie miałam wtedy jeszcze pojęcia, że to właśnie on – mroczny i nachmurzony bad boy wokalista – z którym prawie się związałam sześć lat wcześniej.

Co za zajebiste bagno. Przepraszam za mój język. W godzinach pracy zachowuję się jak profesjonalistka, ale w myślach klnę jak szewc. Tak to jest, gdy dorasta się w otoczeniu chłopaków. Od najmłodszych lat musiałam umieć walczyć, bo nie dość, że byłam środkowym dzieckiem, to jeszcze dziewczynką. Bracia zawsze mnie krytykowali, próbowali zrobić ze mnie jedną z nich. Strasznie ich kocham. Starszy brat, Luke, jest prawnikiem, który odniósł sukces w Waszyngtonie. A młodszy, Harrison, został profesjonalnym surferem i podróżuje po całym świecie.

– A może twoim zdaniem Indy to zabawne imię?

To skrót od Indiany. Tak, w latach osiemdziesiątych moi rodzice uwielbiali Indianę Jonesa. Urodzenie się dziewczynki nie przeszkodziło im w wykorzystaniu imienia ukochanego bohatera. Więc nie, nie jestem z Indiany, jak myśli większość ludzi. Pochodzę z Chicago, przed czterema laty skończyłam naukę jako najlepsza w klasie i ciężko pracowałam, aby znaleźć się w tym miejscu, w którym jestem dzisiaj. Przez tego zarozumiałego sukinkota prawie straciłam pracę. Może zabrzmi to dramatycznie, ale postawiłam na szali swoją karierę.

Byłam już w intymnej relacji z jego ustami i umięśnionym brzuchem, ale niestety wszystko się skończyło, zanim na dobre się zaczęło.

Kierowałam działem social mediów w Cooper’s Lounge i świetnie mi szło. Jeszcze pół roku temu było rewelacyjnie. Mój stary zespół nadal odnosi takie same – a może nawet większe – sukcesy jak wtedy, współpracuje z małymi i średnimi firmami, pomaga im w układaniu strategii marketingowych i prowadzeniu kont w mediach społecznościowych.

A ja jestem teraz tylko rozdygotaną, napaloną, zakochaną wariatką, która musiała zostawić swoją wymarzoną pracę dla faceta swoich marzeń.

Rozdział drugiImpreza z okazji Halloween w bractwie Phi Delta ThetaChicago, Northwestern University, 6 lat wcześniej

Indy

Anna i ja śmiałyśmy się i zataczałyśmy, idąc ulicą w pasujących do siebie strojach. Nieźle szumiało nam już w głowach od wina, które wypiłyśmy podczas przygotowań na najważniejszą imprezę halloweenową w kampusie. Ona przebrała się za anielską uwodzicielkę, ja za diablicę. Założyłyśmy krótkie, prześwitujące i zachęcające sukienki, bo tego wieczoru szukałyśmy tylko jednego: dobrej zabawy.

– Wiesz, że Chestnut Avenue grają? – Anna wskazała scenę, gdy wreszcie znalazłyśmy się w starym wiktoriańskim budynku Phi Delta Theta i próbowałyśmy ogrzać zmarznięte kończyny.

– Dżizas! Na zewnątrz jest cholernie zimno, a to jeszcze nawet nie listopad. Ale Chicago to Chicago, prawda? – Odwróciłam głowę w stronę słabo oświetlonej, wciąż pustej sceny. – Chestnut Avenue, wow! Alex i Grant są po prostu taaak przystojni i seksowni, w uczelnianej gazetce przeczytałam, że Grant śpiewa tylko gościnnie i nie jest już członkiem żadnego zespołu.

Ledwo skończyłam zdanie, na scenie pojawiło się dwóch podobnych do siebie chłopaków. Mieli na sobie rozpięte białe koszule, dżinsy i okulary przeciwsłoneczne. Rozpoczęli a cappella utwór Backstreet Boys. Reszta zespołu zajęła swoje miejsca i zaczęła grać.

Grant, najwyższy z nich, chłopak ze zdjęcia w gazetce, krzyknął do nas:

– Jesteście gotowi dać czadu na tej imprezie? Naprawdę nie mogliśmy się doczekać, żeby wystąpić dla was dziś wieczorem!

Wszyscy wrzeszczeliśmy:

– TAAAAK!

Po chwili kontynuował swoim seksownym basem:

– To mój brat Alex, prawdziwy główny wokal tego zespołu, ja jestem tylko zwykłym amatorem, który udaje sławnego raz na jakiś czas w weekendy, kiedy to ma dość prawników, księgowych i całej tej karuzeli dla chomików. – Uśmiechnął się do nas i każdej z obecnych na sali dziewczyn rzucił namiętne spojrzenie.

Pomieszczenie zapłonęło. Muzyka ryczała, ludzie tańczyli i śpiewali. Anna nalała do dwóch jednorazowych kubków egzotyczny poncz. Z radością wzięłam od niej jeden z nich i od razu wypiłam połowę zawartości.

– To jakieś szaleństwo! – krzyknęłam, pociągnęłam przyjaciółkę na parkiet i zaczęłam się poruszać w rytm muzyki.

Anna, studiująca balet na Juilliard School, krzyknęła z radości i zaczęła potrząsać swoim chudym, ale pięknie umięśnionym ciałem w synchronizacji z moim. Zwykle wykonywała w tańcu pozy baletowe, dziś jednak byłyśmy nastawione na dobrą zabawę i facetów.

Spojrzałam w górę na scenę. Właśnie skończyli grać pierwszy utwór. Alex przejął mikrofon i zaczął przedstawiać członków zespołu, podczas gdy Grant pił wodę z butelki. Obaj zdjęli okulary przeciwsłoneczne i wydawało mi się, że widziałam, jak ten drugi patrzy na mnie ponad wszystkimi głowami. Jak na dziewczynę byłam wysoka – miałam metr siedemdziesiąt wzrostu – ale jeśli dodać do tego jeszcze lakierowane szpile na trzynastocentymetrowym obcasie, wyróżniałam się spośród pozostałych uczestniczek imprezy. Puścił do mnie oko, a ja uśmiechnęłam się do niego leniwie i pomyślałam, że jeśli tego wieczoru chce być mój, to się na to zgadzam.

– Zabiorę go dziś do domu albo pójdę tam, dokąd on zechce mnie zabrać – zaśmiałam się do Anny.

Moja przyjaciółka tylko pokiwała głową i wróciła do tańczenia. Była już przyzwyczajona do tego, że wybieram sobie faceta i próbuję go zdobyć.

Nie zawsze miałam szczęście, ale kiedy byłam zdeterminowana, nic nie mogło mnie powstrzymać. Tej nocy Grant miał być mój. Całe metr dziewięćdziesiąt tego wysokiego, ciemnego, muskularnego i seksownego wokalisty.

Alex zaczął śpiewać, po chwili dołączył do niego Grant i na sali rozbrzmiał utwór Give Me Everything Pitbulla. Śpiewałam razem z nimi, zadowolona z takiego doboru repertuaru.

Wróciłam do tańca i dobrej zabawy, ale patrzyłam mojemu wybrankowi w oczy tak często, jak tylko mogłam. Wydawało mi się, że zwróciłam na siebie jego uwagę, jednak co ja tam wiedziałam? Przecież gapiły się na niego praktycznie wszystkie dziewczyny.

– Zrobimy sobie krótką przerwę, włączymy jakąś muzykę i w tym czasie pójdziemy do baru się czegoś napić. Jesteście niesamowici, dawno nie graliśmy dla tak szalonej publiczności.

Puścili On The Floor Jennifer Lopez, większość ludzi pozostała na parkiecie.

– Muszę do toalety – krzyknęłam przyjaciółce do ucha. Właśnie obracał ją kapitan drużyny futbolowej, więc tylko kiwnęła głową i się do mnie uśmiechnęła.

Przedarłam się przez tłum i pobiegłam korytarzem do toalety. Po chwili doceniłam to, jak łatwo się sika w krótkiej spódniczce i najcieńszych możliwych stringach. Nie musiałam zdejmować rajstop, moje czarne pończochy były przypięte czerwonymi podwiązkami pasującymi do stanika i majtek. Umyłam ręce i wyruszyłam na poszukiwanie Anny.

Przed toaletą zatrzymałam się gwałtownie na wielkiej, prawie nagiej twardej piersi.

– Dokąd idziesz, skarbie? – Spoczęło na mnie spojrzenie ciepłych zielonych oczu. Mężczyzna położył dłonie na moich ramionach.

To był główny wokalista, Grant.

– Ups, przepraszam, nie zauważyłam cię – wydukałam i spojrzałam w jego radosne oczy. Po chwili stanęłam na palcach i go pocałowałam, nie potrafiłam się powstrzymać.

Na sekundę zamarł, zaskoczony, ale potem z całą mocą odwzajemnił mój pocałunek. Zaczął lizać językiem moją górną wargę, prosił, żebym otworzyła dla niego usta. Wpuściłam go. Nasze języki rozpoczęły szalony taniec. Grant docisnął mnie do ściany, prawą dłoń oparł nad moją głową, drugą ręką zjechał po moim lewym boku. Zatrzymał się na biodrze, podciągnął krótką spódniczkę, a potem przysunął palce niebezpiecznie blisko rozpalonego krocza.

– Kuźwa, aleś ty cudowna, pragnę cię, poczuj to. – Złapał mnie za rękę i przycisnął ją do twardego wybrzuszenia w swoich spodniach. – Chcesz tego tak bardzo jak ja? Zobaczyłem cię w tłumie, rozświetliłaś całą salę, i nie chodzi tylko o tę twoją cholernie seksowną kieckę. – Ogarnął wzrokiem całe moje ciało.

Pokiwałam głową i pocałowałam go w szczękę, zaczęłam ssać skórę na szyi aż do płatka ucha, a potem wróciłam do ust i ponownie je zaatakowałam. W ten sposób powiedziałam mu, że pragnę go tak samo jak on mnie.

Z głośników ryknął utwór Rihanny i Calvina Harrisa We Found Love.

– Przerwa zaraz się skończy, ale muszę cię posmakować, teraz, natychmiast. Jeśli mi na to pozwolisz, obiecuję ci, że po koncercie spędzimy ze sobą więcej czasu.

Napalona jak nigdy dotąd – a byłam przecież młodą, cieszącą się życiem studentką – podałam mu dłoń. Pociągnął mnie do ciemnej wnęki na korytarzu i padł przede mną na kolana. Podwinął spódniczkę i odsunął na bok cienki pasek czerwonych stringów.

Zerknął na mnie w ciemności, ponownie pytając o pozwolenie, a potem poszedł na całość. Dmuchał na moje nabrzmiałe krocze, a następnie znalazł językiem łechtaczkę. Lizał powoli, najpierw w górę i w dół, potem dookoła. Wplotłam palce w ciemnobrązowe włosy, ciągnęłam za nie, wiłam się. Pochylił się jeszcze bardziej i włożył we mnie język. Po chwili wrócił od lizania łechtaczki, wsunął we mnie jeden, potem drugi palec. Delikatnie je wygiął i zaczął nimi poruszać.

– Dojdź dla mnie – szepnął, na chwilę zadarłszy głowę. – Wiem, że tego chcesz. – Poruszał palcami coraz gwałtowniej, jego usta na mnie płonęły.

Wow, po prostu wow. W tej chwili zrozumiałam, że seks oralny już nigdy nie będzie taki sam. Jego wargi i palce były tak zręczne… Co za uroczy, seksowny, przystojny i szalony facet.

– Boże, jaki ty jesteś dobry, zaraz dojdę, proszę, pozwól mi…

Zaśmiał się, lizał i poruszał palcami coraz mocniej i szybciej.

– Cicho, skarbie, przecież nie chcesz, żeby ktoś nas przyłapał.

Czułam jego uśmiech na mojej cipce.

– Dochodzę… liż dalej… nie przestawaj… – powiedziałam zdyszana i tak strasznie pragnąca orgazmu.

Wreszcie całe moje ciało się spięło. Trzęsłam się i jęczałam najciszej, jak potrafiłam. Ale orgazm był tak potężny, że siłą rzeczy zachowywałam się głośno. Dzięki Bogu za muzykę i hałasy wokół nas. Po chwili moje ciało opadło bezwładnie na ścianę. Grant mnie przytrzymał. Gdyby tego nie zrobił, na pewno zwaliłabym się na podłogę.

Wstał, oblizał palce i pocałował mnie w usta. Nie ma nic seksowniejszego niż mężczyzna rozkoszujący się zapachem kobiety. A on był taki męski.

Poruszył ustami, mówiąc:

– Nie ma za co. – A potem dodał już głośniej: – Muszę wracać na scenę, Alex już do mnie pisze. Pragnę cię i chcę, żebyś na mnie poczekała. Proszę, wróć ze mną do hotelu, dobrze? – błagał.

Kiwnęłam głową.

I już go nie było.

Musiałam wrócić do toalety i zebrać się do kupy. Moje włosy były w kompletnym nieładzie, poza tym postanowiłam zdjąć majtki, bo po tym szaleńczym orgazmie były całe mokre.

– Jezu, co ja zrobiłam?

Rozdział trzeciMove Like You Mean ItChicago, Northwestern, impreza bractwa

Cooper

Złapałem mikrofon, który podał mi brat, wypiłem butelkę wody i wbiegłem na scenę.

Zespół grał już wstęp do Moves Like Jagger.

Na ustach i języku wciąż czułem jej smak. Mój kutas wcale nie był zadowolony z takiego obrotu spraw. Udało mi się ogarnąć sytuację, więc moje podniecenie nie rzucało się aż tak strasznie w oczy.

Zacząłem śpiewać.

Blisko przyjaźniliśmy się z Maroon 5. Oni przeszli już na zawodowstwo, a my nadal byliśmy amatorami, ale i tak odnosiliśmy sukcesy.

Tłum ponownie zaczął szaleć.

Śpiewając i tańcząc, rozglądałem się w poszukiwaniu jej brązowych włosów i oszałamiających niebieskich oczu. Ale jej nie zobaczyłem.

Dostrzegłem ją dopiero po kilku piosenkach.

Od tej chwili gapiliśmy się na siebie przez cały czas, a ja śpiewałem dalej.

Panowała między nami niesamowita chemia. Co to za kobieta?

Później, kiedy już się spakowaliśmy, impreza trwała w najlepsze; rozglądałem się po sali za moją wybranką, chciałem jak najszybciej się stąd zabrać. Z samego rana leciałem do Nowego Jorku z O’Hare i miałem zamiar jak najlepiej wykorzystać tę noc.

– Chłopaki, pójdę teraz kogoś poszukać. Możemy spotkać się w lobby o siódmej i razem złapać taksówkę na lotnisko?

Alex, Michael i Cory uśmiechnęli się szeroko.

– Nie marnujesz czasu, co? – Michael poklepał mnie po plecach. – Przedstawisz ją nam? – Znacząco wyszczerzył zęby.

– Chłopaki, nie ma mowy, nie chcę jej odstraszyć, zanim to coś między nami zacznie się na dobre. To na razie! – Zeskoczyłem ze sceny w morze tańczących osób.

Dziewczyna o niebieskich oczach przyglądała mi się z drugiego końca parkietu, gdzie sączyła swojego drinka.

Uśmiechnąłem się i kiwnąłem głową w stronę drzwi, dając jej znać, żebyśmy się tam spotkali. Pochyliła się i szepnęła coś do swojej przyjaciółki, a następnie wzięła kurtkę.

Rozdałem kilka autografów, zadbałem o to, by na mojej prawie nagiej piersi nie pozostały żadne ślady szminki, a po chwili przeprosiłem fanki i ruszyłem do drzwi.

Ale dziewczyny tam nie było.

Rozdział czwartyNowy szefSześć miesięcy wcześniej

Indy

„Indy, możesz przyjść do mojego biura, proszę? :)” – napisała do mnie na Jabberze szefowa, Louisa Clarke.

„Pewnie, zaraz będę, o co chodzi?” – odpowiedziałam.

Zamknęłam laptopa i założyłam beżowe szpilki, które wcześniej zdjęłam i zostawiłam pod biurkiem w gabinecie. Zawsze nosiłam do pracy buty na obcasach, ale przy każdej okazji zsuwałam je ze stóp. Zwłaszcza po południu, gdy po całym dniu miałam już serdecznie dość. Wygładziłam niesforne fale i nałożyłam świeżą warstwę błyszczyka. Miałam na sobie jedną ze swoich ulubionych sukienek, granatową, zwężaną w talii, z małymi beżowymi guzikami od góry do dołu i cienkim beżowym paskiem. Zanim wyszłam na korytarz, przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam profesjonalnie, ale kobieco.

W biznesie kobiety wcale nie muszą się upodabniać do mężczyzn. Możemy być wpływowe i potężne bez konieczności noszenia garnituru i koszuli. Podobnie jak w przypadku mężczyzn naszą siłą są mózgi.

Dogadzanie sobie pięknymi ubraniami, butami i bielizną było moją pasją. Poza pracą nie wiodłam zbyt interesującego życia. Od czasu ukończenia studiów przed pięcioma laty całkowicie poświęciłam się karierze.

Och, jak ja kochałam swoją pracę. W wieku dwudziestu dziewięciu lat zostałam dyrektorką do spraw marketingu w mediach społecznościowych w nowo powstałej agencji. Nic mnie nie ograniczało, wszystkie rozwiązania dopasowywaliśmy do klientów. Byłam bardzo wdzięczna za szansę, którą otrzymałam, gdy pół roku wcześniej poznałam Louisę w mojej poprzedniej pracy w Chicago. Louisa spotkała się na prywatnym gruncie z moim byłym szefem Steve’em, ponieważ kiedyś łączyła ich przyjaźń. Działali w tej samej branży, ale w różnych miejscach. Steve rządził w Chicago i na Środkowym Zachodzie, podczas gdy Cooper’s Lounge z Louisą na czele był najlepszy na Wschodnim Wybrzeżu. Od czasu do czasu widywali się, aby nadrobić zaległości. Steve zaprosił mnie na spotkanie, bo postanowił pomóc mi w rozwoju zawodowym. Nie tylko pozwolił mi prowadzić własny zespół w tak młodym wieku, lecz także pokazał mi ten biznes od podszewki. Jego wiara we mnie wywarła ogromny wpływ na moje życie. Steve miał około pięćdziesiątki, żonę i dzieci i czuł się na tyle pewnie, że pozwalał pracownikom rozwijać talenty i wykorzystywać możliwości.

Krótko mówiąc, Louisa i ja od razu przypadłyśmy sobie do gustu. Chciała mnie z marszu zatrudnić i jeszcze tego samego dnia dostała na to zgodę od właściciela firmy, Coopera Granta. Steve nie bardzo się palił, żeby się ze mną rozstawać, ale w końcu się opamiętał i powiedział:

– Indy, taka okazja może się już nie powtórzyć, idź pracować dla Coopera. Louisa jest idealną mentorką. Cooper z pewnością znajdzie ci odpowiednie miejsce w swojej firmie.

W drodze do biura Louisy przywitałam się ze współpracownikami. Mieliśmy politykę otwartych drzwi. Traktowaliśmy to dosłownie, co oznaczało, że drzwi były zamknięte tylko wtedy, gdy przeprowadzaliśmy prywatne lub poufne rozmowy i spotkania.

Harry, mój główny menedżer, powiedział:

– Indy, świetnie wyglądasz, gdzie schowałaś swój bacik? Ukryłaś w tym swoim wielkim gabinecie jakiegoś chłoptasia, że cieszysz się jak kot, który opił się śmietanki?

Był jednym z moich najlepszych przyjaciół i zawsze dokuczał mi z powodu mojego imienia. Ja jednak nie potrafiłam się na niego gniewać. Odkrzyknęłam:

– Nie dzisiaj, Har, zostawiłam kochanka w domu, przywiązanego do łóżka, ale przyniosłam pejcz. Chcesz się zabawić w odgrywanie ról? – Zatrzymałam się w drzwiach jego biura. Harry, rudowłosy facet o jasnej karnacji, zarumienił się od podbródka do linii włosów. Odwróciłam się roześmiana i… zderzyłam się ze ścianą mięśni.

To było déjà vu czy... pamięć mięśniowa?

– Pejcz? Pracujecie dla nowej firmy, o której jeszcze nie wiemy, czy mamy seksowny wtorek? Powinienem był przynieść ze sobą klamry na sutki?

– O mój Boże. Rozstąp się, podłogo i zabierz mnie prosto do piekła – powiedziałam to głośno, a potem spojrzałam w górę.

Wyprostowałam się na tyle, na ile mogłam w swoich szpilkach, i zaczęłam wymyślać stosowną ripostę. Ale… o raju. On był wyższy ode mnie. Nie zdążyłam jeszcze spojrzeć mu w oczy, bo mój wzrok zatrzymał się na bardzo wąskiej talii i klatce piersiowej, której mięśnie odznaczały się pod jasnoniebieską koszulą.

– Ale pan wysoki! – tylko tyle byłam w stanie wydukać.

Z jego gardła wydobył się głęboki, ciepły śmiech. Mężczyzna wyciągnął rękę.

– Tak zabawna i przebojowa, jak opowiadała Louisa. Jestem Cooper Grant, szef twoich szefów. Miło mi cię poznać, Indy z pejczem, a nie batem.

Niestety nie udało mi się wymyślić żadnej riposty, spróbowałam jednak wziąć się w garść i zapanować nad mimiką. Wyciągnęłam do niego rękę. Przynajmniej zachowałam odrobinę dobrych manier.

I wreszcie spojrzałam mu w oczy.

Natychmiast go rozpoznałam, zaskoczona cofnęłam się o krok.

To był mój zielonooki, brązowowłosy bóg, który dał mi tak cudowny orgazm.

Gwoli ścisłości: byłam całkowicie świadoma tego, że w Cooper’s Lounge mogę się natknąć na Coopera Granta. Przecież byłam maniaczką mediów społecznościowych i po naszym spotkaniu sprzed sześciu lat prześwietliłam go na wszystkie strony. Gdy godziłam się na tę pracę, domyślałam się, że kiedyś w końcu na niego wpadnę.

Ale nie byłam przygotowana na to, co właśnie się wydarzyło.

Z całych sił starałam się ukryć emocje. Nadałam swojej twarzy neutralny wyraz.

– Bardzo przepraszam, ale w firmie zawsze zachowujemy się swobodnie. W ogóle nie jesteśmy poważni, ciągle żartujemy na temat seksu, jednak nie jesteśmy bandą napalonych pracowników. Chciałam powiedzieć, że jesteśmy bardzo poważnym i odnoszącym sukcesy działem. – Dobry Boże, jeśli nie masz dla mnie miejsca w niebie, to jak najszybciej znajdź dla mnie miejsce w piekle. Błagam.

– O tak, wiem, i odnosicie ogromne sukcesy, dlatego Louisa i ja chcielibyśmy zamienić z panią słowo w jej biurze. I proszę się nie martwić, daję z siebie tyle, ile dostaję. – Puścił do mnie oko.

Po jego ostatnim zdaniu błysnęła mi w głowie myśl, że może on jednak wiedział, kim jestem.

– Na miłość boską, musisz się opanować – mruknęłam do siebie.

– O co chodzi? – ponownie zwrócił się do mnie ze złośliwym uśmieszkiem na przystojnej twarzy.

– Och, o nic. – Szłam za nim, co jakiś czas się potykając.

– Louisa czeka z kawą w swoim biurze. – Wskazał drzwi prawą ręką, a ja przeszłam obok niego.

Spojrzał na mnie z góry, tak straszliwie męski. Zielone oczy ze złotymi plamkami, ciemnobrązowe włosy, cudownie wyrzeźbione mięśnie i ten uśmieszek na wspaniałych wargach, z których dolna była pełniejsza od górnej. Oddałabym wszystko, by móc ponownie je polizać. Wysunęłam język, by oblizać usta. Nie umknęło to uwadze Coopera.

I w ten sposób stałam się napaloną biurową jędzą, flirtującą ze swoim szefem, którego rzekomo poznałam zaledwie kilka minut wcześniej. WEŹ SIĘ W GARŚĆ, NATYCHMIAST.

Rozdział piątyNowy seksowny szefPóźniej tego samego dnia

Indy

– Kochanie, wróciiiiłam! – krzyknęłam i padłam na kanapę. Zdjęłam buty i rozpięłam górne guziki sukienki, odsłaniając trochę więcej skóry. W biurze ubierałam się kobieco, ale zachowawczo. Jednak w domu często odsłaniałam trochę więcej ciała.

Do pokoju weszła Anna z dwoma dużymi kieliszkami wina.

– Ale nic się nie zmieniło, wychodzimy dzisiaj, prawda?

Rzadko piła, teraz jednak świętowałyśmy to, że dostała ważną rolę w baletowej wersji Miasteczka Halloween. Treningi i próby zaczynały się dopiero za tydzień. Czyli w ten piątkowy planowałyśmy iść do klubu.

– Dziękuję, żonko, jesteś najlepsza. I tak, zdecydowanie wychodzimy. Muszę potańczyć, napić się i spuścić trochę pary.

– Czy ma to coś wspólnego z pewnym wysokim, mrocznym i przystojnym nowym szefem? – Wzięła łyk wina, potrząsnęła blond włosami i się do mnie uśmiechnęła.

Wcześniej tego dnia napisałam do niej esemesa po tym, jak dowiedziałam się, że przez najbliższy miesiąc Cooper – a nie Louisa – będzie moim szefem. Miał lepiej poznać działanie swojej firmy. Louisa natomiast miała zająć jego miejsce w centrali i dowiedzieć się więcej o, jak to mówił Cooper, „spółce”. Jeszcze w tym roku Louisa miała się przenieść na Zachodnie Wybrzeże.

Anna i ja byłyśmy jak ogień i woda. Ona wysoka i szczupła, z płaską klatką piersiową, wąskimi biodrami i małym tyłkiem. Uosobienie primabaleriny. Była moją wspólniczką zbrodni, moją najlepszą przyjaciółką na zawsze. Dorastałyśmy razem na przedmieściach Chicago, chodziłyśmy do jednej klasy aż do szkoły średniej. Potem ja poszłam na Northwestern studiować biznes i komunikację, a ona dostała stypendium w Juilliard Dance i zrobiła licencjat ze sztuk pięknych. Zawsze byłyśmy blisko, pisałyśmy do siebie i łączyłyśmy się przez Facetime’a. Nie miałyśmy przed sobą tajemnic, dlatego wiedziała wszystko o moim seksownym nieznajomym z imprezy halloweenowej sprzed sześciu lat. Do diabła, powiedziałam jej wszystko tuż po tym, jak uprawialiśmy seks – przecież ona była ze mną na tej imprezie!

Zawsze marzyłyśmy o tym, żeby razem zamieszkać. Kiedy przyjęłam pracę w Nowym Jorku, mogłyśmy wreszcie spełnić nasze marzenie. Zaczęłyśmy świetnie zarabiać, więc stać nas było na mieszkanie z dwiema sypialniami przy East 39th Street, zaledwie kilka przecznic od mojego biura. Ja zawsze mogłam się wypłakać na ramieniu Anny, a ona na moim. Wytykała moje kretyńskie zachowania i wysłuchiwała mnie, gdy miałam złamane serce.

– Więc… no tak. Jak ja zdołam pracować u jego boku dzień w dzień? – Westchnęłam głośno. – Nigdy nie widziałam piękniejszego mężczyzny. Jest śmiertelnie niebezpieczny i doskonale zdaje sobie z tego sprawę – dodałam smutno. – Pracowałam z nim dzisiaj przez całe cztery godziny. Ze dwadzieścia razy musiałam się powstrzymywać przed rzuceniem się na niego, a świadomość, że w tych swoich eleganckich spodniach od garnituru skrywa pierwszorzędny sprzęt, wcale nie pomaga. O ja pierdziu – jęknęłam.

Anna roześmiała się głośno i położyła się na kanapie.

– Spotkałaś swojego boga seksu, ale będzie zabawa! Chodź, ubierzemy cię w najseksowniejszy strój, jaki uda nam się znaleźć, i ruszymy na poszukiwania innego przedstawiciela męskiego gatunku, z którym będziesz mogła świetnie się zabawić. Zapomnisz o tym wysokim, mrocznym i seksownym gościu.

Nie byłyśmy pruderyjne i tak jak wszystkie gorącokrwiste kobiety w naszym wieku uwielbiałyśmy dobry seks i przelotne relacje. Anna wybierała wysokich, blondwłosych, chłopięcych czarusiów, a ja lubiłam facetów wysokich, ciemnowłosych i w stylu bad boyów. Chodziłyśmy na łowy razem, bo nigdy nie pociągał nas ten sam typ mężczyzn i zawsze dbałyśmy o swoje bezpieczeństwo. Tylko raz byłyśmy bliskie zakochania się w tym samym facecie, ale skończyło się tak, że obie z niego zrezygnowałyśmy, bo przyjaźń była dla nas ważniejsza. Po tym epizodzie zawarłyśmy pakt, że będziemy zaklepywać sobie facetów i pomagać sobie nawzajem w ich zdobywaniu.

Trójkąty to nie nasza bajka; raz się całowałyśmy i trochę pieściłyśmy, żeby sprawdzić, czy warto zapuszczać się w te rejony. Skończyłyśmy na podłodze, turlając się ze śmiechu.

Otrzymałam wiadomość na telefon.

Szef Cooper: Czy może Pani przyjść w poniedziałek rano o 7.30?

Ja: Tak, jasne, coś się dzieje?

Szef Cooper: Chciałbym przejrzeć nowe raporty, zanim reszta dołączy do nas na spotkaniu o 8.30.

Ja: Brzmi świetnie, przyjdę. Mam przygotować jakąś prezentację?

Szef Cooper: A ma Pani jakąś ogólną dotyczącą mediów społecznościowych?

Ja: No pewnie. Jeśli poda mi Pan nazwę firmy i prześle logo, to ją dostosuję. Wtedy będzie wyglądała bardziej profesjonalnie.

Szef Cooper: Zaraz wyślę wszystko mailem.

Ja: Przysiądę do tego w wolne dni. Do zobaczenia w poniedziałek i życzę miłego weekendu!

Szef Cooper: Do zobaczenia i wzajemnie. Tylko proszę nie smagać biczem zbyt wielu niewinnych mężczyzn ;-)

Ja: WTF?????

Szef Cooper: Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać, przecież mnie Pani nie zna… jeszcze. Myślę, że mamy takie samo poczucie humoru.

Ja: Och, w porządku. Na szczęście bicz jest bezpiecznie schowany. Na razie.

Cooper: <kciuk do góry>.

– Kto to był?

– Mój nowy szef dał mi zadanie do wykonania i przy okazji chciał mi pokazać, jakie ma poczucie humoru – odpowiedziałam w zamyśleniu.

– Wolisz odsłonić dzisiaj uda czy brzuch?

Gdy Anna się odwróciła, zobaczyłam, że w jednej ręce trzyma długą spódnicę i krótką koszulkę, a w drugiej czerwoną sukienkę, bardzo krótką, ale nie na tyle, by odsłonić pośladki. Nie umiałabym świecić tyłkiem. Ćwiczyłam i byłam w dobrej kondycji, jednak moje wielkie, układające się w kształt serca półdupki to jedna wielka katastrofa.

Wzięłam do ręki sukienkę. Miała długie rękawy i była bardzo obcisła, podkreślała zarówno piersi, jak i uda. Będzie wyglądać fantastycznie w zestawieniu z moimi długimi nogami i figurą klepsydry.

– Ja będę dziś czerwoną diabelską dominą, a ty będziesz moją diablicą, jeśli założysz tamtą fioletową kieckę, którą miałaś na sobie, gdy podrywałaś tego blondyna podobnego do Thora.

Oblała się rumieńcem. Wiedziałam, że jeszcze nie zapomniała o tamtym wikingu, ale przyjechał do Nowego Jorku tylko na kilka tygodni w interesach, a potem wrócił do Londynu. Spotkali się kilka razy i od tej pory Anna nie była sobą.

– A wiesz, że on znowu jest w Nowym Jorku? Trochę pisaliśmy w tym tygodniu. – Przygryzła dolną wargę i się uśmiechnęła. – Może powinnam go zaprosić dziś na wieczór?

– Skoro jest w mieście, to absolutnie, ale najpierw pomóż mi się zrobić na bóstwo, żebym nie utknęła w barze niezauważona przez nikogo. Potrzebuję dziś porządnego orgazmu. – Puściłam do niej oko.

Rozdział szóstyBar Nr 1Tego wieczoru

Indy

W klubie było gwarno, leciała latynoska muzyka z wyraźnym beatem. Pary tańczyły i się obmacywały. W tamtej chwili było to najlepsze miejsce na całym Manhattanie. Prawie zawsze puszczano tu latynoskie przeboje, ale od czasu do czasu dorzucano nowsze hity, na przykład Maroon 5 czy Eda Sheerana. Uwielbiałyśmy tu przychodzić, bo panowała tu luźna atmosfera, a jednocześnie było dość przytulnie i często spotykałyśmy innych stałych bywalców.

Anna robiła piruety z dodatkiem kilku latynoskich ruchów, a ja kołysałam się powoli z boku na bok.

– Wpadł ci ktoś w oko? – spytała.

– Na dziewiątej, ma świetne ciało, dużo się śmieje i często uśmiecha w moją stronę. – Delikatnie skierowałam głowę w jego stronę i spojrzałam mu w oczy.

Mrugnął do mnie, powoli odstawił piwo, szepnął coś do swojego kumpla, pogrążonego w rozmowie z innym gościem, którego twarzy nie widziałam. Poprawił koszulę, przeczesał palcami włosy i ruszył w moim kierunku.

Przyjrzałam mu się od góry do dołu i oblizałam usta. Dziewczyny, przecież wiecie, jak to jest, gdy facet ma wszystko, czego wam potrzeba. Teraz wystarczy kołysać powoli biodrami, uśmiechnąć się, oblizać usta i już jest mój.

Był coraz bliżej. Wysoki, brązowe włosy, krótsze po bokach i dłuższe na czubku głowy, tak jak lubiłam. Wzrok jego niebieskich oczu był przeszywający, a zanim złapał mnie w talii i zakręcił mną dookoła, szepnął mi do ucha:

– Jesteś piękna i seksowna, zatańczmy. – A potem zaczął poruszać się tak, jakby tańczył od początku życia.

Odrzuciłam głowę do tyłu i cieszyłam się chwilą. Złapał mnie za tyłek, zaczęliśmy się kręcić, przycisnęłam piersi do jego klaty. Czułam jego erekcję, pragnęłam więcej. Zorientował się, bo brodawki zesztywniały mi tak, że było je widać przez materiał sukienki, ale przecież znajdowaliśmy się na środku parkietu.

Pokazałam kciuk do góry Annie, która tańczyła ze swoim wikingiem o zwyczajnym imieniu Radford. Uśmiechnęła się, kiwnęła głową i wtuliła się w swojego nordyckiego boga. Dobrze razem wyglądali i widać było, że ona mu się podoba. I bardzo dobrze.

– Boże drogi, chyba zaraz dojdę – mruknęłam.

– Skarbie, będziemy musieli to opóźnić, zgadzasz się? – spytał cicho. – Jestem tu z moimi najlepszymi kumplami, którzy nie dadzą mi żyć, jeśli jakaś laska dojdzie ze mną na ich oczach. – Pocałował kącik moich ust.

– Gdzie oni są? Patrzą na nas w tej chwili? A tak przy okazji, jeśli mamy się potem bliżej poznać, to powiedz mi, jak masz na imię. Ja jestem Indy, to skrót od Indiana – zaczęłam gadać bez sensu.

– Mam na imię Michael. Indy idealnie do ciebie pasuje. – Przycisnął mnie do swojego twardego penisa. – Moi kumple są tam, ten wysoki, szeroki w barach koleś to Coop, a ten drugi to Cory. Byliśmy współlokatorami na studiach i należeliśmy do jednego bractwa. Teraz razem pracujemy.

Zerknęłam przez ramię i spojrzałam w znajomą parę zielonych oczu, których właściciel złośliwie się uśmiechał. Pozbył się już garnituru, teraz miał na sobie ciemne podarte dżinsy i białą koszulkę, odsłaniającą wytatuowane ramiona. Po jego lewej stronie stał drugi kumpel, Cory, który patrzył ze zdumieniem to na Michaela, to na Coopera.

– No i dobry seks chuj strzelił – zaklęłam.

Michał przestał tańczyć i uniósł brew:

– Mocne słowa jak na tak uroczą istotę. – Zaśmiał się. – I nadal mam zamiar uprawiać z tobą seks, skarbie. – Trącił nosem moje ucho.

Bardzo przyjemne uczucie, ale to musiało się skończyć. Miałam obolałe sutki i mokre majtki, jednak najwyraźniej nie będzie dzisiaj żadnej akcji.

– Na miłość boską... to mój szef, rozumiesz? SZEF. Właśnie przeniósł się z wielkiego korporacyjnego świata do naszego małego butikowego biznesu. Nie mogę tego zrobić, to by było zbyt skomplikowane. Jesteś fantastyczny, podniecasz mnie i dziś wieczorem z pewnością wiele razy uprawialibyśmy cudowny seks, ale powinieneś znaleźć sobie inną chętną kobietę, bo ja nie zamierzam… nie zamierzam, rozumiesz?… przelecieć najlepszego przyjaciela mojego szefa.

Michael kiwnął głową i spojrzał na mnie, a potem na Coopera. Uniósł brew, a ten podniósł butelkę w geście toastu.

– Czyli to ty jesteś tą bezczelną dyrektorką od social mediów u Coopera, która lata po firmie z pejczem? – Michael odrzucił głowę do tyłu i szeroko się uśmiechnął. – Przy kolacji wszyscy się z ciebie śmialiśmy, ale Coop nie wymienił twojego imienia.

– Cieszę się, że zapewniłam wam rozrywkę – odparłam oschle.

– Chcesz się do nas przyłączyć?

– Jasne, czemu nie, równie dobrze mogę się upić, skoro nic lepszego mnie dziś nie czeka. – Zrobiłam skwaszoną minę.