34,90 zł
Szczęście samo nie przyjdzie.
Ale możesz mu wyjść naprzeciw.
Dostrzeżenie w sobie szczęścia to proces. Na początku tej drogi są emocje i zachowania, które blokują jego doświadczanie: gniew, złość, wstyd, poczucie winy, krytykanctwo, narzekanie… Na końcu – pozytywne mechanizmy, dzięki którym możemy spojrzeć na życie zupełnie inaczej. To akceptacja, wdzięczność, zaufanie, przebaczanie, radość i śmiech.
Ewa Woydyłło, ceniona psycholożka i terapeutka, oddaje w nasze ręce instrukcję obsługi szczęścia – konkretną i zwięzłą, odnoszącą się do codziennych sytuacji, a także błędów, które popełniamy. To najbardziej intymna z książek autorki – dzieląc się własnymi historiami, pokazuje źródła, z których sama czerpie energię i poczucie szczęścia.
„Gorliwie agituję do szczęścia nie z hedonistycznych pobudek, tylko humanistycznych. Powiem oczywistość: szczęśliwym się po prostu lepiej żyje, szczęśliwi lepiej pracują, weselej odpoczywają, piękniej kochają. Nie wywołują wojen i nie mordują. Ludzie szczęśliwi nie nienawidzą, więc też nie krzywdzą. I sobie też nie szkodzą. Same plusy. Krótko mówiąc, szczęście się opłaca”. (fragment książki)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 172
Opieka redakcyjna: KATARZYNA KRZYŻAN-PEREK
Redakcja: ANNA RUDNICKA
Korekta: EWA KOCHANOWICZ, MARIA ROLA
Opracowanie graficzne: URSZULA GIREŃ
Zdjęcie na okładce: Archiwum Ewy Woydyłło
Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ
Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2025
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-08751-0
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl e-mail: [email protected] tel. (+48 12) 619 27 70
Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.
Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA).
Wydawca zakazuje eksploatacji tekstów i danych (TDM), szkolenia technologii lub systemów sztucznej inteligencji w odniesieniu do wszelkich materiałów znajdujących się w niniejszej publikacji, w całości i w częściach, niezależnie od formy jej udostępnienia (art. 26 [3] ust. 1 i 2 ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych [tj. Dz.U. z 2025 r. poz. 24 z późn. zm.]).
Zacznijmy od akceptacji. Następuje w wyniku zgody na zjawiska, ludzi i zdarzenia. Postawa ta jest miarą i legitymacją dojrzałości. Wymaga ona, aby to i owo o tym świecie już wiedzieć, to i owo wiedzieć o sobie, o innych ludziach, przynajmniej o niektórych (o wszystkich nie sposób); trzeba też zdawać sobie sprawę, że pewnych rzeczy nie da się przewidzieć ani uniknąć. Akceptacją jest również zgoda na siebie – zawsze z jakimiś zaletami i zawsze bez jakichś innych zalet. Z taką wiedzą, chcąc skorzystać z huśtawki, na której buja się aktualnie koleżanka, po prostu się upewnij, jak długo potrwa czekanie i w tym czasie idź na zjeżdżalnię albo na pająka ze sznurków, jednocześnie czuwając, aby znaleźć się przy huśtawce, gdy zostanie zwolniona. Nie znam żadnego malucha, który by to od razu umiał, ale trochę większe dzieci znałam. I będzie ich coraz więcej, jeżeli dorośli zaczną z dziećmi rozmawiać i pomagać im w lekcjach akceptacji, a przede wszystkim pokazywać na własnym przykładzie, że można godzić się ze spokojem na współistnienie różnych racji oraz potrzeb i niczyje ego (ani honor) nie musi na tym ucierpieć.
A teraz o wyrozumiałości i przebaczeniu, które są również rodzajem akceptacji. Też wymagają przyjęcia do wiadomości, że ludzie bywają omylni, niemądrzy, czasem chorzy, mają braki, wady, nieumiejętności – i wtedy zdarza im się postępować nieszlachetnie, złośliwie, wrogo, nawet zbrodniczo albo po prostu niemądrze. Wiedząc to – a wiedza ta jest przecież oczywista i nie wymaga udowadniania – jaki można mieć powód, aby czegoś, co ktoś zrobił, nie zrozumieć i mu nie przebaczyć? Przeszkodą może być chyba tylko ów honor, czyniący ze zwykłej osoby jakiegoś nadczłowieka, niezdolnego do uznania ludzkiej niedoskonałości, omylności i odmienności. Ten niedotykalski kawałek ja – ów honor – każe natychmiast pytać: „D l a c z e g o ktoś mi to zrobił?” albo: „J a k ten ktoś śmiał tak się zachować?”. W domyśle pobrzmiewa, a niekiedy w rozmowie pada następne zdanie: „J a bym tego nigdy nie zrobiła!”. I to mają być argumenty? Ma to uzasadniać skandaliczność lub nieakceptowalność czyjegoś postępku? Ludzie, nie wiecie, że każdy robi, co chce!? I nie jest to zakazane, z wyjątkiem czynów wyszczególnionych w kodeksach karnych? A ktoś robi wielkie halo, gdy córka zakocha się w Arabie albo mąż skłamie, że jedzie na konferencję, a tak naprawdę pojedzie na ryby, na grzyby czy na niby i sąsiadka zobaczy go na dancingu z blondynką, tą spod szóstki... Przebaczenie nie przychodzi łatwo. Po wielkim przewinieniu nie musisz przyznawać nikomu Krzyża Zasługi, tylko raczej krzyż na drogę, ale żeby zaraz uraza na całe życie, która zresztą będzie jątrzyć ciebie, a nie winowajcę?... I żeby nigdy nie móc zrozumieć, jak ktoś „coś takiego” mógł zrobić? Przecież to autosabotaż, bo to twoje myśli będą zatrute, a nie sprawcy. Proszę uważnie rozejrzeć się dookoła, przeczytać pięć książek o miłości, obyczajach i w ogóle o życiu na tym świecie dzisiaj, wczoraj i przedwczoraj. Wszystko już było, nihil novi sub sole – jak ogłosiła Wulgata już w IV w. n.e. Tak dawno. A niektórzy wciąż się dziwią, że coś ich spotyka. Dlaczego miałoby nie spotkać?
Ilekroć czuję pokusę, by zacząć wydziwiać, jacy to okropni są niektórzy ludzie, szybko się reflektuję: Co ja wygaduję? Kim jestem, żeby nie rozumieć, że ktoś może nie umieć postępować lepiej, mądrzej, życzliwiej lub bardziej uczciwie? Może mi się ktoś nie podobać, mogę bać się tej osoby i odtąd jej nie lubić, ale nie przebaczyć? Dochodzę do tego miejsca i dopuszczam do głosu rozum. Pomaga mi sentencja Sokratesa: „Jeżeli jakiś człowiek czyni źle, to znaczy, że nie potrafi czynić dobrze”. W tym miejscu psycholog we mnie ośmiela się poprawić mędrca: „...to znaczy, że ktoś go nie nauczył czynić dobrze”. Ten schemat rozumowania stosuję, gdy przyznaję, że swoich dzieci też niektórych rzeczy kiedyś nie nauczyłam. Dziś to wiem, wtedy nie wiedziałam z prostej przyczyny, że sama ich nie umiałam.
Tak mamy wszyscy, każdy. Uświadomienie sobie tego prowadzi prostą drogą do uwolnienia się od winy, wstydu, żalu, kary, potępienia. Czyli do równie ważnego kroku – przebaczenia sobie. Jedyne, co można teraz zrobić, to zadośćuczynić. Jaka ulga. Na tym polega zadbanie o własne zdrowie psychiczne. Nie wiadomo, czy to każdemu się spodoba i czy każdy zechce przebaczać, zamiast dalej podsycać ogień pod kipiącym gniewem. Wzajemne przebaczenie byłoby urzeczywistnieniem sokratejskiego „czynienia dobra”, gdyż jedynie ono zjednuje nas, a nie skłóca. Pytanie tylko, jak do tego przekonać ludzi różnej maści i autoramentu, bo oni akurat nie kwapią się do rozprawiania o dobrostanie i szczęściu. Ale my to co innego, mam nadzieję.
Nieprzebaczenie prowadzi z reguły do „czynienia zła”. Jeżeli nie innym, to sobie na pewno. Nasącza goryczą, powoduje wojny, zabójstwa, zemsty, podstępy, knowania, w ogóle wszelką przemoc, wszystko co najgorsze na świecie. A nawet jeżeli zostaje w kimś tylko jako zgryzota, poczucie krzywdy lub upokorzenie, to przekłada się na podły nastrój i złe samopoczucie, a czasem na zniszczenie wieńca z obcą szarfą pod ważnym pomnikiem. Psychosomatyka przekonuje, że stąd biorą się dolegliwości i choroby. Udziela się to otoczeniu, czyniąc je zbiorowym współuczestnikiem czyjegoś nieszczęścia, a także zła, jakie z tego powstaje. Wrażliwe osoby mogą od cudzego przygnębienia albo złości czy smutku też popaść w smutek i przygnębienie. Nieprzebaczenie utrwala status cierpiętniczy, a przy okazji obdziela nim otoczenie. Czy widzieliście kogoś roześmianego w domu, w którym gospodarz ma złe oczy i albo wrzeszczy na innych, albo milczy jak grób?
Noszenie w sobie uraz powoduje, że jesteśmy przygarbieni i stajemy się niesympatyczni. A przecież wszyscy znamy na pamięć tylekroć powtarzane, kojące i łaskawe słowa „jako i my odpuszczamy”. Zresztą nie z powodu wspaniałomyślności, tylko dla swojego spokoju nie warto się przed tą mantrą wzbraniać ani nią wzgardzać. Przebaczenie usuwa z myśli i uczuć krzywdę razem z winowajcą. Przychodzi ulga, jakby zdjęło się z siebie za ciasne ubranie w upalny dzień. Owszem, zło się zdarza, ale nie obnoś się z nim, jak z herbem rodowym. Forgive and forget, przebacz i zapomnij, mówią Anglicy, więc oczyść swoją duszę z pretensji i gniewu, nie rozpamiętuj, nie użalaj się. Zrób miejsce na oddech, uśmiech, może na szczęście. Wtedy nie tylko przestaniesz być ofiarą – poweselejesz i pokochasz swoje życie. Wisława Szymborska w wierszu Pejzaż tak to ujęła:
Wojna jest karą, a pokój nagrodą.
Zawstydzające sny pochodzą od szatana4.
4 – s. 31: Wisława Szymborska, Pejzaż, z tomu Widok z ziarnkiem piasku, Poznań 1996, s. 38. ↩