Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jak żyć szczęśliwie i stać się prawdziwie wolną? Pytanie to często zadają osoby w kryzysie podczas sesji terapeutycznej. W książce skupiliśmy się na sytuacji kobiet, gdyż to one najczęściej stają się ofiarami toksycznych relacji.
Nierzadko pod maską pozorów wzorowej, niemal idealnej rodziny, w cieniu patriarchalnych nawyków, mężatki ulegają presji norm społecznych, które doskonale potrafi wykorzystać emocjonalny wampir.
Przedstawiliśmy historie kobiet, które uzdrawiały się z traumatycznych doświadczeń
i uwalniały z toksycznych związków. Opisaliśmy też, jak może przebiegać proces leczenia zranień i powrotu do wolności.
Książka da Ci wiedzę i moc, jak dokonać zmiany życia na lepsze.
Znajdziesz tu odpowiedzi na pytania:
• Kiedy związek staje się toksyczny?
• Kim jest wampir emocjonalny i jak uwolnić się z jego więzów?
Maciej Bennewicz, Anna Jera
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 564
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Przedmowa
Książka powstała na podstawie tysięcy stron badań, analiz i doświadczeń terapeutycznych wielu pokoleń badaczy, psychiatrów, psychoterapeutów. Jest też przede wszystkim zapisem profesjonalnych i osobistych doświadczeń autorów.
W czasie pisania, gdy myśleliśmy o naszych osobistych sprawach i sytuacjach naszych pacjentów oraz klientów, często towarzyszyła nam refleksja: „gdybyśmy byli tacy mądrzy wtedy, jak jesteśmy dziś”. Napisaliśmy ten tekst w nadziei, że choć niektórzy nasi czytelnicy skorzystają z tych doświadczeń i nie popełnią opisywanych przez nas błędów. To książka o wyzwoleniu, przede wszystkim kobiet, gdyż to one w naszym kraju najczęściej stają się ofiarami przemocy psychicznej i fizycznej.
Przemocą jest nie tylko krzyk, agresja fizyczna lub poniżanie, jak często się sądzi. W naszej nieświadomości zbiorowej oraz w nawykach kulturowych istnieje mnóstwo przekłamań. Tymczasem przemoc to kontrolowanie, cynizm, złośliwe uwagi, umniejszanie znaczenia działań drugiej osoby, szydzenie z jej płci, roli, zawodu, wyglądu, wyśmiewanie jej decyzji, to również krytykowanie i negatywne oceny. Przemoc przejawia się w narzucaniu poglądów i podkopywaniu poczucia wartości. Przemoc wrosła w nasz obyczaj tak bardzo, że nawet nie dostrzegamy krzywdzenia innych ludzi, uznając hejt, obmowę, plotkę za naturalne zachowania. Niestety często same kobiety stają się strażniczkami stereotypów, etykietując inne kobiety i wspierając przemocowy w swej naturze patriarchalizm.
Podobnie uzależnienia stały się tematami tabu lub ugrzęzły w popularnych mitach. Na przykład nie zdajemy sobie sprawy, że alkoholizm jest chorobą, która może nękać również osoby wysokofunkcjonujące i ich współuzależnione rodziny, bo przecież powtarzamy chętnie stereotyp, że alkoholik to menel, kloszard, człowiek zdegradowany mentalnie i fizycznie. Patriarchalizm, przemoc i alkoholizm tworzą niestety zabójczą dla relacji triadę.
W pierwszej części książki skupiliśmy się na przedstawieniu złożonej postawy, którą umownie nazywaliśmy „wampirem psychologicznym”, oraz na jej skomplikowanych uwarunkowaniach. Opisujemy w niej również relacje ofiary i sprawcy, tworzące cykl ofiarniczy i pętlę współuzależnienia, z której często bardzo trudno się wydostać. W drugiej części omawiamy sposoby uwolnienia się z toksycznych relacji. W zakończeniu książki przedstawimy też krok po kroku możliwe do zastosowania scenariusze zmiany.
Nie jesteśmy naiwnymi idealistami. Zbyt długo pracujemy z ludźmi, Anna ponad piętnaście lat, Maciej ponad trzydzieści, aby epatować czytelników hurraoptymizmem i „dobrystycznymi” wizjami zmiany, która dokona się lekko, łatwo i przyjemnie. Jednak głęboko wierzymy, że zmiana jest możliwa. Wielokrotnie widzieliśmy ją u naszych pacjentów i klientów. Oprócz szeregu czynników, o których dość szczegółowo piszemy, wymaga ona, jeśli nie żelaznej konsekwencji, to przynajmniej umiarkowanego zdecydowania, aby rozwój podjąć, kontynuować i doprowadzić do szczęśliwego końca, jakim jest uwolnienie się od wampira. Jednakże samo uwolnienie to często dopiero początek. Po wyzwoleniu się warto podjąć przemyślany proces odbudowywania siebie, swego rodzaju rekonwalescencję. Dopiero wtedy, wzmocnieni i zintegrowani na wyższym, bardziej świadomym poziomie rozwoju, stajemy się gotowi do tworzenia nowych relacji, które mogą nam przynieść satysfakcję, poczucie bezpieczeństwa i radość.
Anna Jera i Maciej Bennewicz
Koan, czyli krótkie opowiadanie
Każdy rozdział rozpoczynamy koanem, krótką opowieścią metaforyczną. Metafora to nic innego jak przenośnia charakterystyczna dla przypowieści i beletrystyki. Część koanów to po prostu opowiadania, w których główne role odgrywają postacie fikcyjne, jednakże wzorowane na osobach z realnego życia. Ten symboliczny zabieg pozwala jak pod lupą zobaczyć omawiane problemy. Widać je wtedy jaśniej, wyraziściej, a język metafory w dobitny sposób uwypukla kluczowe elementy. Ponadto każdy może z koanu wyciągnąć różne skojarzenia, sugestie, interpretacje. Na tym polega genialna moc koanu! Dwie osoby siedzące obok siebie i czytające ten sam krótki tekst całkowicie odmiennie go zinterpretują. Dzieje się tak dzięki identyfikacji – tekst mówi do nas i sprawia, że odnajdujemy w nim siebie samych. Co prawda zapraszamy czytelników również do śledzenia naszych interpretacji i zawartych w nich sugestii, ale i tak najważniejsza jest siła osobistych skojarzeń.
Niektóre koany pozwalają nam zajrzeć do światów zupełnie umownych, niekiedy nieco baśniowych lub fantastycznych. Ten zabieg literacki pomaga rozmyślać i tworzyć refleksje na tematy bardzo trudne i niekiedy traumatyczne w sposób zdystansowany, a jednak dotykający istoty omawianych zagadnień. Od lat stosujemy tę metodę w praktyce terapeutycznej i coachingowej. Możemy wówczas wnosić do rozmowy i podejmować zagadnienia, o których często nasi klienci latami nie odważają się mówić wprost, tak są one trudne. Ponadto metafora umożliwia wyrażenie niewyrażalnego, tego rodzaju emocji, które dopiero po ich nazwaniu ujawniają swoją siłę, nierzadko destrukcyjną.
W wielu naszych poprzednich książkach stosowaliśmy z Anną tę metodę literacką. Anna najczęściej pisze interpretacje, Maciej – koany, wtrącając również swoje skojarzenia i sugestie do interpretacji. Uzupełniliśmy również tekst pytaniami, które mogą być dla czytelnika pomocne w jego osobistym rozwoju lub po prostu w czasie zapoznawania się z kolejnymi rozdziałami książki.
Klasyczne koany
Klasyczne koany powstały wieki temu w odmiennej od naszej kulturze Wschodu. Składały się z fragmentów wypowiedzi buddyjskich mistrzów, a także z wątków z dialogów prowadzonych z uczniami. Były to również zapisy kazań wygłaszanych przez lamów lub toczonych w tybetańskich klasztorach dysput, podczas których jeden mnich stawiał tezę, a drugi ją zbijał – rzecz jasna, używając odpowiednich argumentów. Debaty takie trwały nierzadko godzinami, a najbardziej inspirujące tezy i argumenty były skrzętnie zapisywane. Buddyjskie koany zawierały też pytania uczniów skierowane do mistrzów wraz z odpowiedziami. W taoizmie koany były często pojedynczymi, paradoksalnymi pytaniami. Nierzadko miały także charakter poetycki. Jak brzmi muzyka wiatru, który ucichł? Ile razy trzeba okrążyć drzewo, aby zerwać owoc? Dlaczego twój ojciec i twoja matka zapomnieli, jak masz na imię, ale pamiętają, co powinieneś zrobić? Jak nazywa się mistrz, który porzucił swój mistrzowski zawód? Z czasem koany przybrały formę przypowiastek filozoficznych, wierszy, zadań dla uczniów, drogowskazów.
Opowieści te niemal zawsze miały surrealistyczną treść. Przy pierwszym wysłuchaniu lub czytaniu wydawać się mogły zupełnie niezrozumiałe, wręcz absurdalne. Paradoks miał zaskoczyć umysł przywykły do schematycznego myślenia. W tradycji buddyjskiej do dziś przyjmuje się, że jeśli uczeń znajdzie rozwiązanie surrealistycznego paradoksu zawartego w koanie, to może uzyskać oświecenie, czyli głęboki wgląd, dzięki któremu przeszłe troski znikają, następuje wyzwolenie z iluzji umysłu. Pojawia się spójność, spokój, równowaga.
Zdaniem buddystów koany wskazują na ostateczną prawdę. Zawarte w nich dylematy nie mogą być rozstrzygane na gruncie logiki, lecz jedynie poprzez osiągnięcie głębszego poziomu rozumienia, bez pojmowania analitycznego. Umysł, który stworzył problemy, nie może ich rozwiązywać sposobem myślenia, który doprowadził do ich powstania. Dlatego to właśnie umysł musi się zmienić, zrekonfigurować. Opowieści metaforyczne, o ile poruszą umysł, mogą prowadzić do przebudzenia. Iluminacja, oświecenie, przebudzenie polegają na zrozumieniu, że źródłem ludzkiego cierpienia są iluzje, czyli nasze myśli i przekonania. Zlepione z myśli schematy wywołują oceny, w wyniku których czujemy się źle albo dobrze.
Wybitni lamowie każdorazowo dopasowywali koan do potrzeb i poziomu rozwoju duchowego ucznia. Nierzadko wystarczyło właśnie tylko jedno trafne pytanie, którego celem było wytrącenie z letargu umysł pogrążony w cierpieniu. Letarg to nie to samo, co równowaga. Letarg oznacza uśpienie poprzez niekorzystne nawyki – równowaga prowadzi do zyskania spójności. Nawet długo medytujący uczniowie wciąż byli pogrążeni w iluzjach codzienności, zamroczeni powszednią skłonnością do oceniania, dlatego czasem latami poszukiwali drogi do spójności.
Czymże jest spójność? Możemy spójność opisać jako stan równowagi psychofizycznej, której nie zakłócają codzienne sprawy i problemy. Osoba odczuwająca spójność pozostaje w stałej harmonii (homeostazie), a jednak nie traci ani motywacji, ani zapału do życia, do pracy i do adekwatnego działania. Przeciwnie, staje się kreatywna, spokojna, zadowolona, efektywna, czyli skuteczna. Po prostu żyje, pracuje, funkcjonuje łatwiej, częściej odczuwa szczęście i pokój, a to wszystko dzięki temu, że zyskała umiejętność budowania mostów pomiędzy własnym światem wewnętrznym a światem zewnętrznych norm, oczekiwań, schematów i wzorców.
Koan dziś
Media społecznościowe i nowe urządzenia takie jak smartfon sprawiły, że dziś chętnie czytamy krótkie formy. W biegu, w autobusie, na przerwie w pracy przeglądamy dziesiątki informacji i krótkie teksty. Żyjemy w epoce smartfonów i mikrowiadomości. Internetowe memy nierzadko trafnie oddają nasze potrzeby, troski i nadzieje. Krótkie teksty bywają inspirujące, są jak przestroga lub zaproszenie. Podobne funkcje w rozwoju osobistym pełnią koany – są zaproszeniem do zmiany, do nowego punktu widzenia, do odkrycia własnych zasobów lub po prostu nowych dróg. Często w ślad za takim impulsem zaczynamy korygować swoje myślenie, działać inaczej i nagle sprawy się układają. Zniknęły bowiem przeszkody i ograniczenia, które sami stwarzaliśmy naszym starym sposobem myślenia.
Koan może zatem zainspirować klienta do zmiany myślenia. Może również zaszokować, poirytować, sprowokować, a nawet rozdrażnić. Tak jak w odludnych klasztorach zdarzają się uczniowie zen, którzy przez całe lata zastanawiają się nad odpowiedzią, nad zagadką koanu, tak również nasi klienci w procesach rozwojowych lub terapeutycznych potrzebują nierzadko wiele czasu na zmianę. I nagle pewnego dnia jedna krótka opowieść staje się iskrą, która rozpala płomień zmiany.
Dawni i współcześni buddyści i taoiści sądzili, że świat jest taki, jaki myślisz, że jest. To pogląd, który sam w sobie jest koanem. W tradycji Zachodu również nie brakuje tego rodzaju myślenia – podzielali je Marek Aureliusz i Blaise Pascal, Albert Einstein i Denis Diderot, Sławomir Mrożek i Umberto Eco. Stwarzamy światy naszym myśleniem. Nawet w bardzo trudnych sytuacjach od myśli, a potem wdrożonego dzięki myśleniu działania zależy jakość naszego życia.
W naszej książce, drogi czytelniku, spotkasz koany, w których mistrzami i narratorami będą gadające koty, samotne kobiety, mistrzynie i mistrzowie, a niekiedy postaci zupełnie magiczne. Każda z nich jednak może symbolizować zarówno ciebie, twoje refleksje i przeżycia, jak i twoich znajomych, krewnych, mistrzów, współpracowników, szefów. Słowem, koan choć czasem będzie jak bajka, zawsze ukazuje fragment rzeczywistości, w której przychodzi nam działać, pracować i żyć. Oprócz tego w każdej interpretacji znajdziesz sugestie, podpowiedzi oraz dużo rzetelnej wiedzy na temat aspektów, które w opowiadaniu zostały w sposób metaforyczny ukazane. W ostatnich rozdziałach książki kładziemy nacisk na uwolnienie się od toksycznych relacji, a także profilaktykę, czyli sposób działania dający zaproszenie do wolności. Jedną rzeczą jest uwolnienie się od relacji dysfunkcyjnych i wampirycznych, lecz drugą, równie ważną, jest uniknięcie podobnych układów na przyszłość.
Zachęcamy, by najpierw czytać koan, nasze opowiadanie metaforyczne, i spróbować samemu je zinterpretować, odnieść do siebie i do swojej sytuacji, a wnioski być może zapisać i dopiero potem sięgać po interpretację i wiedzę, którą proponujemy. Niekiedy odwracamy sytuację i koan stanowi kontynuację lub rozwinięcie naszej interpretacji. Na metaforyczny tekst odpowiadamy metaforą. Ten celowy zabieg sprawia, że odpowiedź na pytanie postawione w formie symbolicznej również może być symboliczna. Na tym polega siła sztuki i każdego z nas – gdy potrafimy opowiedzieć sobie o najtrudniejszych sprawach językiem porównań i skojarzeń, łatwiej dochodzimy do rozwiązań, odkryć i potrzebnej nam zmiany na lepsze.
Książka przedstawia kompletny proces pozwalający zrozumieć zarówno sytuację ofiary, jak i motywy oraz sposób działania sprawcy, ale przede wszystkim koncentrujemy się w niej na rzetelnej i sprawdzonej wiedzy pozwalającej na uwolnienie się od relacji uzależnieniowej i wampirycznej sieci zniewolenia.
Wampir emocjonalny.Psychopata, socjopata, narcyz
Energia życiowa – koan
– Wampir wbrew pozorom nie jest istotą rodem z horrorów. Nie wysysa też krwi ani szpiku, nie ma ostrych kłów, które sprawnie wbija w tętnicę szyjną. Wampir kradnie prąd jak sąsiad spod ósemki. – Słuchacze gremialnie parsknęli śmiechem, niektórzy rozglądali się nerwowo, inni unosili głowy i rozdziawiali usta, jakby chcieli udowodnić, że nie mają kłów.
Kontynuował, uśmiechając się dwuznacznie:
– Wampir to sąsiad, który nocami nielegalnie spuszcza kabelek do piwnicy i aż do świtu czerpie energię kosztem innych sąsiadów. W gruncie rzeczy kradnie ją. Energię życiową. Ktoś przecież za prąd zużyty w przestrzeni wspólnej musi zapłacić. Wampir wysysa energię. Jak to robi? Nie wiecie?
Znów śmiech przerywany pytaniami, okrzykami z sali: „Nie wiemy, powiedz nam, skąd mamy wiedzieć!”.
– Wiecie. Wiecie przecież doskonale, że ludzkie ciała to matematyka, która staje się fizyką, fizyka chemią, a chemia biologią. Inaczej mówiąc: elektryczność, częstotliwość, fale, wyładowania, impulsy napędzane białkiem, tlenem, hormonami i glukozą. Wampir ssie energię.
Na sali szmer.
– Pobiera prąd. Co prawda o małych częstotliwościach, ale jednak jest to prąd. Energia, moi drodzy. Dlatego w obecności wampira słabniecie. Pojawia się drżenie, rozdrażnienie, anhedonia, czyli brak przyjemności. Idziecie do lekarza: anemia. Trafiacie do stomatologa: próchnica. U fryzjera: łupież. – Znów wybuchy śmiechu. – U manicurzystki: kruche paznokcie. W ustach zajady, na dziąsłach afty, pod nosem opryszczka.
Śmiech i tupanie.
– Pewnie jesteście ciekawi: Co robić? Jak się chronić? Kołki osikowe? Nic z tych rzeczy.
Buczenie i śmiech.
Kontynuował, wyraźnie reagując na atmosferę sali. Synchronizował się z nastrojem widowni, dyrygował emocjami jak mistrz batuty.
– Czosnek? Bzdury. Krzyże, srebrne kule, poświęcone gwoździe? Niestety nie, są to gadżety z filmów klasy B. Co w takim razie może powstrzymać wampira, spytacie. Może okłady z kwaśnego mleka? – Pojedyncze chichoty z sali. – Może spirytus do odkażania? Może szczera modlitwa?
Trzasnęły drzwi do foyer, potem następne i kolejne. Ktoś się poderwał. Ktoś inny szarpnął za klamkę. Jakaś kobieta wydała stłumiony krzyk. Ktoś nerwowo zakasłał. Inny głos krzyknął: „Drzwi zablokowane!”. Jeszcze inny: „Otworzyć, natychmiast otworzyć!”. Większość siedziała jak sparaliżowana.
– Może prośbą albo rytuałem wudu, świecami z prawdziwego wosku lub solą, może francuskim winem lub szkocką brandy, może łzami dziewicy spróbujecie obezwładnić wampira? – Zapadła cisza nie bez powodu nazywana grobową. – Niestety, moi drodzy, mnie nie można pokonać.
Zaśmiał się, ale bez ironii, której można się było spodziewać. Był to raczej śmiech poważny, wyrażający zdecydowanie i rodzaj zasłużonej satysfakcji.
– Przyszliście tu dobrowolnie. Z ciekawości. Przecież na plakacie napisałem prawdę: „Energia życiowa. Seans czarnej magii. Noc z wampirem”. Skąd zatem to zdziwienie?
Interpretacja
Wampir to słowo klucz – uosabia postać z gruntu złą, która żywi się cudzą energią, w dawnych baśniach była to krew, ów życiodajny płyn, dzięki któremu nasze ciała w każdej sekundzie zaopatrywane są w niezbędne składniki. Postać wampira jest zatem metaforą podstępnego drapieżcy, który uwodzi, a potem zniewala swoje ofiary. Co gorsza, ofiara wampira według baśni, podań i legend, a także w popkulturze sama może stać się wampirem. Podobnie łowca wampirów[1]. Warto też uświadomić sobie, że upiór i jego odmiany – strzyga, strzygoń, nieumarły, wiesczy, wampir – były integralną częścią życia polskiego chłopa i ziemiaństwa. „Ludzie chodzący po śmierci są dla tutejszych włościan równie pospolitem zjawiskiem, jak ludzie chodzący za życia. Lękają się ich trochę, dręczą temi odwiedzinami, ale uważaliby za nieprzytomnego człowieka, który by zaprzeczył istnienia duchów albo wątpił, że można chodzić po śmierci”[2] – pisze Emma Jeleńska w etnograficznej rozprawie o chłopach polskich z 1892 roku, a więc zaledwie pięć pokoleń temu, w czasach naszych dziadków i pradziadków.
Będziemy na kartach tej książki używać słowa „wampir” jako synonimu innych określeń takich jak psychopata, narcyz, socjopata, przemocowiec, uzależniający, zniewalający, niebezpieczny. Oczywiście postaramy się również przybliżyć czytelnikowi bardziej formalne, kliniczne określenie niebezpiecznych postaw, ze skłonnościami do przemocy psychicznej i fizycznej.
Wiesczy (lub wieszczy) to jedna ze słowiańskich odmian wampira, to archaiczne słowiańskie określenie kogoś o nadprzyrodzonych właściwościach, czarownika lub jasnowidza. Martwy lub zmarły w niewyjaśnionych okolicznościach wiesczy to dzisiejszy wampir. Całą swoją wiedzę i nadprzyrodzoną moc może wykorzystywać przeciwko ludziom. W koanie mamy niemal wszystkie składniki wampirycznej postawy. Showman prowadzi spotkanie z publicznością, którą, jak się okazuje, podstępnie zwabił do teatru. Jest nonszalancki oraz w pewien sposób uroczy, nawiązuje kontakt z publicznością i reaguje na jej emocje, szczerze opowiada o zamiarach wampirów, wskazując na ich metodę działania, i wreszcie... oznajmia, że zebrani znaleźli się w pułapce.
Wiele osób ma podobne doświadczenia. Wampir jest showmanem, od razu zwrócisz na niego lub na nią uwagę w towarzystwie. Skupia na sobie wzrok innych i zarządza sytuacją. Osoby o takim rysie osobowości często nazywamy narcyzami. Narcyzm potocznie oznacza samouwielbienie, skupienie na sobie i ten szczególny rodzaj autokreacji, który pcha ludzi do robienia setek selfie, rejestrowania miejsc, w których jedzą, ludzi, których spotykają, butów, które noszą. Influencerki i youtuberzy rządzą. Niekiedy wydaje się, że wystarczy pokazać wypięte pośladki, plecy z tatuażem, do tego skrytykować nowy kawałek znanego rapera i masz klikalność. Liczy się ruch na stronie. Narcyzm, samozachwyt, idiolatria. Epoka egocentryków. „Żyjemy w epoce niedojrzałych egocentryków” – pomstują komentatorzy.
Ludzie chcą słyszeć to, co chcą słyszeć, czyli to, w co wierzą. Lubimy, żeby ktoś potwierdził nasze przekonania bez względu na to, czy są to rzeczy pozytywne, czy negatywne, bo wtedy czujemy się mądrzy, a świat wydaje się przewidywalny. Lepsze to niż codzienny wysiłek w znajdowaniu własnej drogi. Stawianie pytań, na które mogą paść trudne odpowiedzi, jest ryzykowne. Pytania bywają zanadto brawurowe, bo jeszcze się może okazać, że... twój mąż albo twoja firma, albo twój proboszcz, albo ukochany lider, albo najlepsza przyjaciółka, albo siostra... okażą się niewiarygodni. Odnajdziesz w nich cechy prawdziwego psychopaty, socjopaty lub narcyza.
Narcyz i psychopata to w zasadzie określenia kliniczne, choć mają charakter piętnujący. Dlatego współcześni klinicyści (psychologowie, terapeuci, psychiatrzy) unikają tak dosadnych określeń i posługują się raczej pojęciem zespołu objawów lub cech osobowości.
Narcyz
Narcyz potocznie to ów zapatrzony w siebie, egocentryczny człowiek, który siebie stawia zawsze na pierwszym miejscu, koncentruje uwagę na sobie i monopolizuje przedsięwzięcia. W firmie i w rodzinie wszelkie sukcesy są jego. Jego jest pierwsze i ostatnie zdanie. Dla współpracowników ten egotyzm jest trudny do zniesienia, zwłaszcza gdy jest podszyty szyderstwem, złośliwością, ironią i cynizmem. Osoba o narcystycznych rysach poszukuje w rodzinie uznania i wybucha, gdy tylko uwaga przestaje być skierowana wprost na nią.
Ale narcyz cierpi. Najpewniej został wychowany albo w nadopiekuńczym środowisku, które nie stawiało wyraźnych granic dzieciom, albo przeciwnie – w rodzinie represyjnej, w której nacisk, agresja i wygórowane oczekiwania wobec dzieci były na porządku dziennym.
Dlatego narcyz stał się samotnikiem, choć z pozoru otoczonym ludźmi, który tęskni za akceptacją i miłością. Istnieje znane powiedzenie, że gdy nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Nieprawda – tu chodzi o miłość. Miłość własną, miłość do siebie, miłość odrzuconą, o pragnienie miłości. Narcyz poszukuje miłości, lecz wyraża swoje pragnienie w sposób przesadny, a niekiedy bolesny dla innych.
Charakterystyczne dla narcyza jest funkcjonowanie bez kompasu moralnego, który w BIK[3] nazywamy ekologią. Większość z nas stara się żyć i działać ekologicznie, zwłaszcza gdy chodzi o innych ludzi, w myśl zasady: „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”. Ekologia każe nam zadawać pytania: czy moje działanie niczego nie niszczy?, czy moje zaspokajanie potrzeb nie odbywa się ze szkodą dla innych? Ekologia zatem zaprasza do postawienia się na miejscu drugiej osoby, dzięki czemu poszerzamy spojrzenie na daną sprawę o jej perspektywę. Jest to zasada oparta na empatii, dzięki której możemy lepiej współodczuwać z innymi, podzielać czyjś dyskomfort, doznając nieprzyjemnych odczuć, negatywnych emocji oraz cierpienia. Narcyz natomiast odznacza się upośledzeniem empatii, co dla otoczenia zdaje się być najbardziej szkodliwą cechą. Choć potrafi rozumowo zauważać inny punkt widzenia, to emocjonalnie nie jest w stanie wczuć się w uczucia innych ludzi[4]. Brak empatii sprawia, że osoba taka nakierowana jest jedynie na własne korzyści, częstokroć kosztem innych ludzi. Wyzyskiwanie innych i manipulowanie pozwalają narcyzowi kontrolować niestabilne poczucie własnej wartości.
Psychopata
Inaczej jest z psychopatą. Ludzie o takich cechach są raczej surowi i chłodni, w przeciwieństwie do narcyzów mają ugruntowane, przesadne poczucie własnej wartości. Potrafią innych traktować instrumentalnie i wykorzystywać na chłodno do własnych celów. Nakładają niezliczone maski – zazwyczaj takie, które na pierwszy rzut oka są bardzo atrakcyjne. Znakomicie rozpoznają emocje innych osób, ale brakuje im empatii, choć potrafią udawać empatycznych. Psychopata jest jak wampir, który karmi się cudzą energią[5].
Mówi się, że jeśli w towarzystwie zauważysz osobę wyrazistą, szarmancką, zadbaną, błyskotliwą, która skupia na sobie uwagę jak królowa albo król balu – to może być psychopata. Nie próbuj z nim grać w jego gry, bo zawsze przegrasz. Nie gra się z mistrzem, który ponadto zmienia reguły gry, gdy jest mu to na rękę. Jeśli twój szef jest chłodnym manipulantem, cynicznym złośliwcem, który wykorzystuje ludzi, a do tego stosuje przemoc psychiczną i może także fizyczną – uciekaj z takiej pracy. Rozlicz urlop, oddaj laptop, podpisz obiegówkę i w nogi, póki możesz, gdyż psychopaci są mistrzami również w uzależnianiu innych od siebie – prośbą, groźbą, obietnicami, iluzjami. W każdym razie, jeśli jest przemoc – uciekaj.
Przyjmuje się, że socjopatia powstaje na skutek urazowego wychowania, zaś psychopatia ma źródła biologiczne i genetyczne. Zazwyczaj psychopaci są bardzo inteligentni i jednocześnie niesłychanie egocentryczni. Socjopaci bywają mniej inteligentni i z tego powodu są też mniej przebiegli. Jednakże nie brakuje im egocentryzmu. Według najnowszych badań psychopaci znakomicie potrafią rozpoznawać ludzkie emocje. Dzięki temu mogą kontrolować ludzi, manipulując ich emocjami, jednakże są pozbawieni empatii, czyli zdolności do współodczuwania i współczucia. Mają wysoki próg lęku, zatem gdy inny człowiek po prostu boi się ryzyka związanego na przykład z szybką jazdą samochodem, nurkowaniem w przeręblu lub... popełnieniem przestępstwa – psychopatę to kręci i mobilizuje. Przekraczanie granic to jego drugie imię. Niemniej psychopaci potrafią być uroczy, uwodzicielscy, szarmanccy. Jeśli wchodzisz na imprezę i nagle ktoś urzeka cię od pierwszego wejrzenia swoją błyskotliwością, urokiem osobistym oraz wszechstronną inteligencją, ponadto jest w centrum zainteresowania – uważaj, to może być psychopata.
Socjopata
Socjopaci natomiast są bardziej chaotyczni, do przesady uraźliwi na swoim punkcie, a ponadto rozchwiani emocjonalnie. Bywają czasem wręcz histeryczni, dlatego nie potrafią hamować wybuchów złości lub żalu. Fatalnie reagują na krytykę, za to lubią prowokować i dręczyć innych. Z tego powodu chcą mieć władzę, która umożliwia im kontrolowanie innych, a nawet wyżywanie się na nich. Poszukują wrażeń, gdyż nieustanie nudzą się zarówno w relacjach międzyludzkich, jak i w sytuacjach zawodowych. Dlatego lubią wszczynać konflikty, dla samej uciechy, że coś się rozpada lub niszczeje, albo płonie jak Rzym.
Jeden, drugi i trzeci to często wykształceni, inteligentni, zamożni, zadbani ludzie na wysokich stanowiskach. Potrafią dążyć po trupach do celu, a celem jest ich własna korzyść – duża lub mała, doraźna lub długofalowa. Dążenie po trupach oznacza kłamstwo, zdradę, łamanie zasad, podjudzanie innych, niekiedy działania przestępcze. Socjopaci są zazwyczaj krótkowzroczni, bardziej impulsywni, a psychopaci potrafią długo nosić w sobie plan zemsty i pieczołowicie go realizować – nierzadko latami. Jedni i drudzy lubią używać gładkich słówek.
Tygrys
Jeden z najczęściej cytowanych wierszy angielskojęzycznych napisał William Blake, a jego pierwsza publikacja datowana jest na 1794 rok i nosi on tytuł The Tyger – Tygrys[6]. Słynna aliteracja Blake’a, czyli powtarzanie głosek i akcentowane ich w kolejnych wyrazach, wbija się w pamięć. Jest to efekt trudno przetłumaczalny na język polski, dlatego zacytujmy fragment w oryginale.
Tyger! Tyger! burning bright
In the forests of the night,
What immortal hand or eye
Could frame thy fearful symmetry?
Największe wrażenie robi na nas tłumaczenie Stanisława Barańczaka:
Tygrysie, błysku w gąszczach mroku:
Jakiemuż nieziemskiemu oku
Przyśniło się, że noc rozświetli
Skupiona groza twej symetrii?[7]
Inaczej do tekstu podszedł Maciej Froński[8]
Tygrys, tygrys jasno płoniesz w lasach nocy
W jakich dłoniach
w nieśmiertelnych jakich oczach
kształt twój straszny mógł się począć?
Wiersz Blake’a przeniknął do popkultury, był cytowany w serialu o Batmanie, w komiksie o Spidermanie, stanowi również tekst utworu zespołu Tangerine Dream z płyty Tiger i wreszcie pojawia się w serialu Mentalista[9] jako motto seryjnego mordercy o pseudonimie Red John – prześladowcy głównego bohatera.
Tygrys w wierszu Blake’a jest uosobieniem okrutnego myśliwego, strasznego drapieżcy i w jakimś sensie bezdusznego, ale majestatycznego zła, lecz nie o nim jest mowa, a o Stwórcy, który powołał do życia i jagnię, i tygrysa. Poeta zajmuje się fundamentalnym dla chrześcijaństwa pytaniem o teodyceę, czyli przyczynę zła. Jeśli Bóg Stwórca jest uosobieniem wszelkiego dobra i jednocześnie jest Bogiem Miłosiernym, to dlaczego godzi się na zło i potworności tego świata. Długotrwały rozwój idei chrześcijańskich sprawił, że doktryna ta jest często wewnętrznie niespójna i niezbyt dobrze radzi sobie z pytaniami dotyczącymi cierpienia niewinnych istot. Współczesny nam przyrodnik, ekspert i przenikliwy myśliciel David Attenborough[10] mówi wprost, że religijne czy newage’owe idee o wspaniałości natury są przesadzone, bo przecież jak znaleźć uzasadnienie „dobrystyczne” dla nicienia Dirofilaria repens[11], który zagnieżdża się w oku afrykańskiego dziecka i bezpowrotnie uszkadza mu wzrok lub odbiera życie?
Elie Wiesel, laureat Nagrody Nobla, który przeżył KL Auschwitz, potwierdził publicznie 15 września 2008 roku w Londynie[12], że relacjonowane przez niego zdarzenie – rabiniczny „sąd nad Bogiem” – miał miejsce, że on sam brał w nim udział. Bóg Izraela sądzony był za bierność wobec tragedii Holocaustu. Data ma ogromne znaczenie, gdyż relacja Wiesela była kwestionowana niejako w obronie Boga.
Z teodyceą i złością do Boga boryka się również bohaterka niektórych naszych koanów – Zuzanna. Oddajmy jej głos w kolejnym opowiadaniu. Będzie to znakomite rozwinięcie wcześniejszej interpretacji i punkt widzenia wielu naszych klientów i pacjentów.
Zuzanna i martwy Bóg –koan jako ciąg dalszy interpretacji
Gdyby Bóg dał nam link do swojej strony, co bym do Niego napisała?
Chyba od razu napisałabym: „Ku*rwa, chyba Cię pogięło! Dzieci konające w męczarniach na nowotwory krwi, na białaczki, raki wątroby i trzustki? Sadysto! Maleńkie dzieci w slumsach Kalkuty żebrzące o wczorajszy rogalik? Zagłodzona na śmierć Erytrea i Jemen? A tysiąc kilometrów na północ tony wyrzucanej dzień w dzień żywności, której nie przeżarły i nie przetrawiły otłuszczone brzuchy? Psychopato!”.
Napisałabym: „Księża pedofile w imię Twoje i pod Twoim szyldem krzywdzący dzieci? Draniu! Alkohol i narkotyki wydzierające umysły i dusze milionów ludzi? Po co nam dałeś alkohol i wszystkie te gówna, oprawco? Dręczycielu, skazałeś miliony ludzi na lęk i poczucie winy, bawiąc się ich nieświadomością. Jesteś zadowolony, barbarzyńco?”.
Tak bym napisała. A potem jeszcze pisałabym małą literą.
„A może ty po prostu jesteś kosmitą, boże, który bawisz się jak kot myszą słabszym i głupszym gatunkiem. Stephen Hawking miał rację, pisząc, że wyższy gatunek niszczy i eksterminuje niższy, taka jest historia Ziemi. Czekamy na kosmitów i doczekaliśmy się w boskiej ręce, która w niczym nas nie wspiera, a jedynie w osobach przebierańców powołujących się na boskie imię, wciska nam kit. Co ci zawiniły niewinne dzieci? Po co ci wojny? Na czym polega to niby wszechmocne miłosierdzie i łaska boska?”.
Tak bym napisała.
Elie Wiesel, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, przyznał, że sąd rabinów nad Bogiem opisany w jego książce z 1979 roku Procès de Shamgorod tel qu’il se déroula le 25 février 1649 rzeczywiście odbył się na terenie KL Auschwitz i że sam autor w nim uczestniczył. Wiele osób krytykowało Wiesela, twierdząc, że zmyśla. „Skąd oni, wątpiący, wiedzą, co się wydarzyło? Przecież ja tam byłem. Wydarzyło się to w nocy wiosną 1943 roku. W sądzie uczestniczyły trzy osoby: ja i dwóch rabinów. Pod koniec sądu użyli oni zwrotu w jidysz: «ir shuldik aundz epes», co znaczy: «jesteś nam coś winny», zamiast stwierdzenia: «du bist shuldik» – «jesteś winny». Potem poszliśmy się modlić”.
Tacy okazali się wspaniałomyślni. Jesteś nam coś winny. Może wyjaśnienia? Jeśli ciężko chorzy, pogrążeni w beznadziei biedacy najpierw doznają porażki i destrukcji z woli bożej, a potem modlą się o łaskę, to przecież jest w tym czysta przemoc. Bóg najpierw zsyła klęskę, a potem oczekuje modłów, aby z tej klęski uwolnić bezradne ofiary?
„Dręczycielu, sadysto, kacie! Pozwalasz, by różne siostry Bernadetty latami maltretowały dzieci, aby w imię twoje odbywały się rzezie, wojny, płonęły stosy. Pozwoliłeś na Auschwitz”.
Tak bym napisała. Ale nie napiszę. Nie wysłał nam Bóg linku. Nie ma z nim kontaktu. Tęgie głowy zastanawiają się, dlaczego zamilkł. Jeśli jesteśmy stworzeni na jego obraz i podobieństwo, to może nie odzywa się ze wstydu? Theodor Adorno zapytał, czy można po Auschwitz pisać wiersze, inni podawali w wątpliwość, czy można po Auschwitz uznawać istnienie Boga i podtrzymywać obraz wszechmocnego i miłosiernego stwórcy.
Eli Wiesel wspomina, że pewnego razu tuż przed bramą obozu esesmani powiesili dwóch żydowskich mężczyzn i chłopca. Mężczyźni umarli szybko, chłopiec długo się męczył, a pozostali więźniowie z komanda musieli na to patrzeć. W pewnym momencie Wiesel zapytał szeptem: „Gdzie jest Bóg? Jak on może na to patrzeć?”. Ktoś z tłumu odpowiedział: „Jak to gdzie? Tutaj. Wisi”.
Interpretacja cd.
Red John
Red John – psychopatyczny seryjny morderca z serialu Mentalista – nie ma złudzeń. Nie ma w sobie też złości i zacietrzewienia Zuzanny. Uważa się za tygrysa, który po prostu, będąc człowiekiem, wrócił do korzeni. Morduje, gdyż jest drapieżnikiem. W naturze nie ma krzywdy ani winy, jest tylko siła. Wygrywa silniejszy, sprytniejszy, bardziej odporny drapieżnik – oto cała filozofia natury. W finale serialu okrutnym, przebiegłym mordercą okazuje się Thomas McAllister, szeryf hrabstwa Napa[13], lubiany i spokojny człowiek z sąsiedztwa, po prostu Tom. Strażnik ładu i porządku, któremu powinniśmy ufać. Przewrotne przesłanie scenarzystów serialu wskazuje, że wampirem może być ktoś, na kim polegamy, kogo nie podejrzewalibyśmy o złe intencje czy choćby o niewłaściwe zachowanie. To dość prawdziwy obraz sytuacji. Zło może przybierać różne maski i bardzo często w naszej realnej pracy z pacjentkami okazuje się, że partner, szanowany obywatel, lubiany kolega, dobry mąż, w istocie wykazuje cechy wampira emocjonalnego, a nasza klientka jest jego ofiarą.
Zło w człowieku jest faktem, jest częścią naszej natury i ewoluowało wraz gatunkiem ludzkim. Zdarza się, że spokojny chłopak z sąsiedztwa, gdy wyjedzie na wojnę, za przyzwoleniem dowódców, przy zachęcie kolegów, w obliczu bezkarności łamie wszelkie ludzkie i boskie prawa i staje się kimś w rodzaju Reda Johna – cynicznym gwałcicielem i mordercą. Rzecz polega na niewidocznym przesuwaniu granic. Najpierw jest to agresja słowna, potem jej lawinowe spiętrzenie, wreszcie działania wprost agresywne i uzasadnienia, jak choćby ideologiczne uznanie drugiego człowieka lub całej grupy za gorszą, słabszą, a ostatecznie jej uprzedmiotowienie. Wampir emocjonalny, który psychicznie i fizycznie znęca się nad swoją partnerką, w pewnym momencie uznał, że właśnie ona, a może wszystkie kobiety, są istotami gorszymi i godnymi pogardy. Wtedy może uruchomić lawinę przemocy, która stopniowo niszczy ofiarę.
Strategia wampira
Język wampira – koan
„Znam się na wampirach. Przez wiele lat nie miałam o nich pojęcia – pomyślała Zuzanna – ale z czasem zaczęłam zgłębiać swoją uległość”. Wampir jakimś cudem rozpoznaje emocje i potrzeby drugiej osoby, ale ich nie współodczuwa. Wie, że ktoś się boi o przyszłość, bo z pracą jest krucho. Rozpoznaje ten wewnętrzny dygot, ale sam go nie podziela. Doskonale dostrzega niepewność, na przykład wobec decyzji o zakupie drogiego sprzętu – naprawiać stary czy zadłużać się na nowy – ale nie podziela obaw. Synchronizuje się, ale nie współuczestniczy.
Owszem, może udawać troskę, współczucie, zaangażowanie, ale ich nie odczuwa. Wampir nie czuje lęku, a nawet jeśli czasem czuje, to jego próg przesunął w odległe rejony. Nie odczuwa też radości, jedynie rodzaj ulgi i podniecenia, ekscytacji i pożądania. W pierwszej fazie, w której chce cię w sobie rozkochać, jest przesłodki, obsypuje cię prezentami i lawiną komplementów, jest zawsze przy tobie i tylko dla ciebie. Osacza. Zastawia pułapki. Czeka cierpliwie i nęci, słodzi.
Wampir to manipulant. Stosuje odwrócone zasady.
Zuzanna wyjęła z koszyka owoce i pokazała córce, która z uwagą przysłuchiwała się matce:
– Na co dzień, gdy nam coś nie wychodzi lub gdy popełniamy błąd, mówimy sobie: „To były słodkie cytryny”, czyli nie tak źle nam poszło, da się to przełknąć.
– A wampir? – spytała dziewczynka.
– Wampir przy najmniejszym potknięciu powie: „Ależ błąd, co za wpadka. Musisz być zrozpaczona”. Gdy omija nas coś przyjemnego, zwykliśmy mówić: „Może następnym razem. Szkoda, że nie wyszło. W gruncie rzeczy to były gorzkie pomarańcze. Wcale nie takie słodkie, jak sądziliśmy”. Próbujemy osłabić poczucie klęski. Mówimy: „Nie zależało mi tak bardzo”. A wampir odwróci kota ogonem i powie: „Szkoda, bardzo szkoda. Co za strata. Okropnie! Bardzo ci współczuję. Musisz tego bardzo żałować”.
– Po co tak postępuje? – spytała córka.
– Chce mieć władzę nad drugim człowiekiem, chce go kontrolować, więc miesza mu w głowie. Kiedy już go od siebie uzależni największym z narkotyków – akceptacją, niestety udawaną, wówczas zaczyna swoją ofiarę umniejszać.
– Jak to robi? – spytała znów córka.
– Każdy sukces, jaki odniesiesz, to zasługa wampira. „Widzisz, posłuchałaś mojej rady. Gdyby nie ja, popełniłabyś głupotę”. Ale każda porażka lub błąd to twoja wina. „Widzisz – mówi wampir – nie posłuchałaś mnie i teraz masz za swoje”. Sukces to jego zasługa, porażka to zawsze twoja wina.
– Dlaczego mówisz mi o tym wszystkim, mamo?
– Dlatego, że jesteś empatką, córeczko, i już teraz krążą wokół ciebie małe wampirzątka. Dziś po szkole znowu płakałaś z powodu swojej koleżanki. Co ci powiedziała?
– Powiedziała, że nikt inny nie chce się ze mną kolegować, tylko ona, i robi to z litości, bo było jej żal, że w czasie pandemii prawie nikt do mnie nie pisał na TikToku. I powiedziała jeszcze, że dla niektórych nauka zdalna była lepsza, bo mają obciachowy wygląd i słabe ciuchy, a zwłaszcza buty. No i że dla mnie też byłoby lepiej dalej siedzieć w domu, bo wciąż mam ten głupi wygląd, ale ona chętnie mi pomoże. Pożyczy mi nawet swoją kurtkę. W poniedziałek albo we wtorek, jak nie zapomni.
Interpretacja
Z chwilą gdy ktoś przyjmuje rolę nauczyciela, inni natychmiast stają się uczniami. A nauczyciel to postać dominująca, ten, który „wie lepiej”, ten, który rządzi, wystawia oceny. Większość ludzi źle wspomina szkołę, jako miejsce represji i przemocy psychicznej, choćby z powodu stałego oceniania i porównywania z innymi, presji, która nakazuje zachowywać się według ustalonych norm i zasad. Przemoc w szkole płynie przede wszystkim ze strony dorosłych, których potem dzieci naśladują. Każda sytuacja mistrzowska ustawia jedną osobę w roli nauczyciela, a drugą w roli ucznia. Jeden zostaje dominującym „mędrcem”, a drugi uczonym lub pouczanym „uczniem”. Efekt? Uczeń w końcu złości się na nauczyciela lub całkowicie mu ulega. Jedno i drugie prowadzi do zgłupienia. Uwielbiany mistrz również głupieje, podobnie jak mistrz krytykowany przez oponentów. Model nauki oparty na ocenianiu i kreowaniu dominującej roli nauczyciela zawsze niesie ze sobą ryzyko wampirycznego wykorzystywania słabszych przez silniejszych. Model ten replikowany jest potem do innych obszarów życia społecznego – pracy, polityki, zarządzania, rodziny. Przede wszystkim zaś powtarzają go dzieci. W relacjach rówieśniczych również występuje hierarchiczny układ, w którym przemoc, ta psychiczna i ta fizyczna, odgrywa znaczącą rolę. Postawy ofiary i sprawcy, wampira i uległego tworzą się latami, a w dzieciństwie bywają zapoczątkowane w relacjach rodzinnych, szkolnych i rówieśniczych.
Jednocześnie tak przywykliśmy do dominacji, że ona nas nie dziwi w życiu codziennym. Wyobraź sobie, że psychopata lub socjopata zostaje politykiem albo nawet superpolitykiem, jakimś prezydentem, szefem partii albo premierem. Sądzisz, że zadba o twoje interesy, potrzeby, że ma jakąś szerszą, empatyczną wizję dobra narodu? Socjopata i psychopata to uwodziciele, mówią ludziom to, co ci chcą usłyszeć, a ludzie uwielbiają być uwodzeni. Władza to przecież nie jest tylko ów król, cesarz czy współczesny polityk. Dla nas, żyjących dniem powszednim, władza to również wójt gminy, w której mieszkamy, urzędnik w okienku, szef działu, kierownik, a czasem również ojciec rodziny, mąż, partnerka, matka.
Władza uzależnia sprawujących władzę od poczucia wpływu, dominacji i pewnej bezkarności, a poddanych zwalania od odpowiedzialności. Władcy, których wampiryczne cechy zostają ujawnione, potrafią przeczekać. Przeczekać to znaczy przetrzymać, wytrzymać, ominąć, wytrwać, dotrwać, zdzierżyć, przeżyć, przetrwać. A zatem jedna z socjotechnik wampirów u władzy sprowadza się do przetrzymania, gdy pojawiają się sygnały buntu lub dowody na ich wampiryczne zachowania.
Milcząca większość uczy się od swych władców. Ludzie również chcą przeczekać, dlatego godzą się na „rządy wampirów” czy to w urzędzie, czy w pracy, czy też w rodzinie. To wydaje im się czymś naturalnym, mniejszym złem. Przeszłość z tego się właśnie składa, z przeczekiwania. Z pozoru nie ma w tym nic złego. Ludzie chcą żyć spokojnie, czuć się bezpiecznie, cieszyć się drobnymi radościami życia, nawet jeśli tego nie potrafią, nawet jeśli w ogóle nie potrafią się cieszyć. Wciąż przecież marzą o jakimś szczęśliwym życiu. W końcu w bogatszych krajach jest pod ręką czekolada nadziewana za niecałe pięć złotych, a batonik nawet za złotówkę, nie mówiąc o piwie i innych kojących substancjach. Łatwo się wyciszyć, uciszyć i przeczekać, a prawa człowieka to dla wielu prawa nadane lub ograniczone przez władzę.
Warto również pamiętać, że wśród władców występują nie tylko umysły despotyczne i psychopatyczne, lecz też mierne i okrutne. Wampir potrafi być po prostu dręczycielem. Wśród ludu natomiast niemało jest umysłów autorytarnych, czyli chętnych do popierania siły i przemocy skierowanej przeciwko wszystkim, których władza uzna za „elementy animalne”, „zdradzieckie mordy”, „gorszy sort” lub ideologię. Lud autorytarny nie lubi wichrzycieli, obcych i różnych takich „ciapatych”, „tęczowych”, „lewackich”. Epitety pełnią tu rolę etykiety. Mają bez dalszej argumentacji ustalić porządek rzeczy.
Być może z powodu powszechności wstępowania osobowość autorytarna nie jest odnotowana w międzynarodowej klasyfikacji chorób i zaburzeń psychicznych. Theodor Adorno[14] w swych badaniach nad osobowością autorytarną wykazał, że u osób silnie uległych częściej stwierdzano niższy iloraz inteligencji i odwrotnie, niższy iloraz sprzyjał postawom autorytarnym. Ale przecież nie wolno mądrości ludu, czyli większości, w żaden sposób interpretować, a już broń boże oceniać lub krytykować. W autorytarnym świecie jedynie autorytarne postawy są słuszne. Pojęcie „większości” to oczywiście kolejna manipulacja wampira, który chowa się za rzekomym głosem wielu, za statystyką, i zawsze dobiera argumenty pod swoją tezę.
Zachowanie wampira, zachowanie ofiary
Jak rozpoznać wampira? – koan
– A wampiry?
– Co z nimi?
– Dawno nie rozmawialiśmy o wampirach – stwierdziła.
– A po co o nich rozmawiać? – Mężczyzna poruszył się niespokojnie i przestał jeść.
– A toć znowu się jaki przytrafi. Ledwieśmy sobie z tamtymi poradzili. – Kobieta dołożyła do miski gorących kartofli.
– Nie ledwieśmy, ale całkiem dobrze sobie poradziliśmy. Jeden przegnany, drugi wygnany, trzeci odstraszony.
– A gówno tam. Pierwszą wampirzycę my sami do domu wpuścili. Jak jakąś królową. Mamiła, uśmiechała się, obiecywała i oplątywała. Dopiero jakeśmy się połapali, ja widły chwyciłam maczane w wodzie święconej, a ty – spory kołek, to się wiedźmicha wystraszyła. Ale dopirosz odeszła na dobre, jak wszystkie jej szmaty i graty my spalili w piecu, a resztę odesłali, jak Bóg i uczciwość nasza nakazywały.
– Ale na drugą wiedźmę ino hukłem i z piskiem poleciała – rzekł mężczyzna i stuknął łyżką o blat stołu.
– Tamta poleciała, ale najgorszego wampira to już prawie synem i nawet dziedzicem chciałeś zrobić, tak cię omotał, głupi ty. A potem długów na twój kredyt nabrał, poruty zrobił w mieście i po wsiach okolicznych, wstydu nastukał, krwi świeżej się nachłeptał u przeróżnych kupców, co bogu ducha winni stawali u nas na noc. A ty nic, głupi, tylko mu przytakiwałeś, że niby taki zdolny, taki muzyk z niego, a on ci pieśń wamiprzą sączył do ucha, śpiewem cię swoim hipnotyzował, głupi ty. A ty mu klucze do skarbczyka dawałeś i do spiżarni, głupi ty. I skarbczyk pusty, a w spiżarni ino się ocet ostał i spleśniałego ziarna mieszek.
– Prawda to, nie przeczę, głupi byłem, jak i ty głupia byłaś, bo dobra z ciebie kobiecina i naiwna, jak i ja prostoduszny jestem, a może niemądry nawet trochę, zwłaszcza gdy mię ktoś omota, pochlebstwem omami, kompilmentem zwiedzie, kadzeniem okadzi. Ale idą święta, to się wampiry nakarmią do syta, bo ludzie teraz otumanieni, naspraszają się, gościć się chcą, zbłąkanych wędrowców przyjmą, wujków i ciotki samotne, ojców schorowanych i matki stare, kuzynów i wszelkiej maści pociotków ugoszczą. A tam, między nimi, wampiry pochowane w masce ojczulka, w peruce ciotuni, w kostiumie siostry rodzonej. To się wampiry nakarmią, a nam dadzą spokój. Nie ma co się martwić.
– Aleś ty głupi, Jasiek, głupi ty, jak nie wiem co. Toż my też się nazapraszamy, pociotków przyjmiemy, wędrowców powitamy, kołaczem i makowcem obdzielimy i sąsiada, i krewnego, i tego, co w gości przyjedzie niby nic, też przyjmiemy. A i do pracy przyjdzie jakiś parobek albo inszy najmita. A tymczasem my nic nie wiemy o wampirach ani odrobinę my mądrzejsi nie jesteśmy, ani ciut nie wiemy, jak wampira odróżnić od człowieka z krwi i kości, jak się od umizgów demona chronić, a potem od ssania, okradania, ośmieszania, obgadywania i wszelkiej wampirzej troski, co do grobu nas prowadzi. Taka jest prawda, Jasiek.
– No to jak? Nikomu nie ufać? Nikogo nie wpuszczać? Czosnek w drzwiach wieszać? Świece święcone palić w dzień i w nocy? Jak? Jak żyć z takim brakiem zaufania do drugiego człowieka? Jak wampira wytropić, jak rozpoznać, gdy na progu stanie z kołaczem w dłoniach, uśmiechnięty, ale zmarznięty, w noc wigilijną dajmy na to?
– Powiem ci jak, Jasiek. Powiem ci jak, bo przyuważyłam te trzy razy, co my wampiry odganiali. Wampira rozpoznasz, Jasiek, po krzywym uśmieszku. Może gadać i godzinę, niby szczerze i uczenie jak sam ksiądz, może groszem sypnąć i z kosza wyjąć najlepszy trunek i sznur pereł na złotym łańcuchu w darze, ale zdradzi go uśmieszek. Zezowate spojrzenie. Niby się smuci, ale uśmiecha. Niby patrzy w oczy, ale łypie cwaniacko. Niby płacze, a śmieje się półgębkiem. Niby zdenerwowany, a uśmiechnięty. Niby taki poważny, a czegoś radosny. Niby wzruszony, a wesołkowata iskra przez oko mu przemknie. Wampir cieszy się, gdy oplątuje ofiarę, a ona ani drgnie. Bo wampir to myśliwy, który najbardziej na świecie lubi samo polowanie, oplątywanie, zarzucanie sieci, a potem przyglądanie się, jak gira takiego głupka jak ty, Jasiek, albo jak ja, głupia, trafia we wnyki, które rzecz jasna sam zastawił. Wampir jest jak kot, którego zdradza ogon. Ten jego uśmieszek to nerwowe merdanie, Jasiek.
– To ty wiesz, jak rozpoznać wampira, czy nie wiesz, bo już nie pojmuję?
– Wiem – odpowiedziała.
Interpretacja
Zanęta i przynęta wampira
Zachowanie wampira zmienia się wraz z rozwojem relacji. Początkowo jest osobą szarmancką, nierzadko szczodrą, obsypującą potencjalną ofiarę komplementami, prezentami. Wampir to typ łowcy. Zatem najpierw zarzuca sieć. Jest w niej zanęta i przynęta. Zanęta wabi. To jego urok osobisty, zadbany wygląd, modne, często designerskie ubranie, ekspercka postawa, bycie duszą towarzystwa, inicjatorem zabawy i oczywiście elokwencja i erudycja. Nasze klientki często mówią, że zauroczyła je inteligencja przyszłego partnera.
W początkowej fazie budowania relacji, w fazie zanęty wampir częstokroć ignoruje osobę, którą jest zainteresowany. Sprawia wrażenie oziębłego, wręcz aseksualnego. Roztacza wokół siebie aurę tajemnicy i niejednoznaczności. Kiedy dostrzega zainteresowanie, przystępuje do zarzucania przynęty, czyli komplementowania, z jednej strony okazuje się pomocny, uroczy, gotów do poświęceń, zaś z drugiej sam może potrzebować pomocy lub zrozumienia. Choć koncentruje uwagę na sobie, przez cały czas wysyła sygnały zainteresowania wyjątkowością swojej ofiary. Z początku delikatnie sugeruje, że spotkał osobę wspaniałą, uroczą i utalentowaną, być może niedocenianą przez świat, której talent dostrzega, aż wreszcie bombarduje miłością. Faza uwodzenia obfituje w urocze wycieczki, prezenty, nierzadko upojny seks i daleko idące obietnice.
Uzależnienie
Doktor Angela Brook z Wydziału Psychologii Brock University w Ontario w Kanadzie wraz ze współpracownikami z USA postanowiła sprawdzić twierdzenie seryjnego mordercy Teda Bundy’ego, że wybierał swoje ofiary, przede wszystkim obserwując ich sposób chodzenia[15]. Bundy, skazany na karę śmierci za udowodnione morderstwa i gwałty, przed wykonaniem kary śmierci przyznał się do popełnienia trzydziestu zabójstw młodych kobiet. Sądzi się jednak, że ofiar Bundy’ego mogło być nawet około stu.
Badania dr Brook przeprowadzone na grupie studentów oraz w ciężkich więzieniach w USA na skazanych przestępcach o rysach psychopatycznych potwierdziły, że zachowanie ofiary może być bezpośrednim czynnikiem decydującym o wyborze dokonywanym przez wampira. Co wyróżniało potencjalne ofiary w eksperymentach Angeli Brook? Po pierwsze, styl chodzenia: ofiary chodziły inaczej niż większość ludzi – nieregularnie stawiając krótsze i dłuższe kroki, powłócząc nogami. Po drugie, prędkość chodzenia – ofiary chodziły wolniej niż inni, nie spieszyło im się. Trzecim czynnikiem była niezdarność w ruchach – ofiarom brakowało płynności. Czwartym była postawa – potencjalne ofiary były bardziej przygarbione, szły ze spuszczoną głową, widać było po nich brak pewności siebie.
Bundy i inni seryjni mordercy psychopaci wielokrotnie potwierdzali, że niepewne zachowanie, rozchwiany krok, spojrzenia i gesty pełne wahania były pierwszymi wskazówkami, którymi się kierowali, wybierając ofiary. Podobnie o swoich wyborach ofiar, w tym przypadku mężczyzn, mówił Jeffrey Dahmer, morderca i kanibal[16]. Lekarze orzekli, że w chwili popełniania zbrodni Dahmer był całkowicie poczytalny, a swoje ofiary typował w sposób w pełni świadomy. Kierował się „łatwością nawiązywania kontaktu przez ofiarę i skłonnością do uległości i podporządkowania już w pierwszych minutach rozmowy”. Sam Dahmer nikogo nie porywał, był czarujący, wzbudzał zaufanie.
Według badaczki Sheili Isenberg, autorki książki Women Who Love Men Who Kill (z ang. kobiety, które kochają mężczyzn, którzy zabijają)[17], hybristofilia[18], czyli rodzaj zaburzenia polegającego na tym, że jedynym lub preferowanym obiektem pożądania seksualnego są osoby, które popełniły przestępstwo (najczęściej o groźnym charakterze kryminalnym), często występuje u kobiet mających za sobą trudne dzieciństwo. Są to ofiary nadużyć seksualnych albo znęcania się. Ich opiekunowie, nierzadko ojcowie, sami byli psychopatycznymi wampirami. Isenberg pisze o nich: „To małe, zagubione dziewczynki, wychowane w nieprawidłowych rodzinach, w których były ofiarami surowych ojców o dyktatorskich zapędach, wspomaganych przez pasywne matki. Wyrastają z nich źle przystosowane do życia romantyczki, których wyidealizowana wizja miłości między kobietą a mężczyzną staje się tragiczną, nigdy niespełnioną pasją”.
Ted Bundy, zanim trafił na krzesło elektryczne, nie tylko się ożenił, ale też spłodził syna. Charles Tex Warton, członek bandy Mansona, odpowiedzialnej między innymi za zabójstwo żony Romana Polańskiego, Sharon Tate, doczekał się trojga dzieci poczętych podczas więziennych wizyt. Susan Atkins, skazana za zamordowanie żony Polańskiego, dwukrotnie wyszła za mąż za swoich oddanych wielbicieli. Zgodę na ślub z dwudziestosześcioletnią Afton Elaine Burton dostał też Charles Manson, zmarły w 2017 roku w wieku osiemdziesięciu trzech lat, założyciel sekty Rodzina, skazany na dożywotnie więzienie. Żonami i partnerkami skazanych, nierzadko oczekujących na wyrok w celach śmierci, bywają często kobiety wykształcone, zdolne, bogate i piękne – psycholożki, prawniczki.
Seryjny morderca w więzieniu jest w pewnym sensie perfekcyjnym partnerem. Kobieta ma nad nim kontrolę, wie, gdzie przebywa, i ma pewność, że jej nie zdradza. Może czuć się kochana, ale nie musi wykonywać monotonnych codziennych czynności, jakich wymaga życie w związku. Buduje fantazję o wyjątkowości i niewinności partnera. Może podtrzymywać ją przez długi czas. Psycholog Mike Aamodt, specjalista w dziedzinie psychologii sądowej w Radford University, stwierdza: „Więzień potrzebuje ciebie bardziej niż ty jego. Możesz mieć nad nim władzę, strasząc, że nie napiszesz lub go nie odwiedzisz, a jeśli jest na dożywociu, ta kontrola trwa całe życie”[19].
Faza umniejszania
Na co dzień nie mamy do czynienia z tak ekstremalnymi sytuacjami. Kolega z pracy, lekarz w przychodni, spotkany u znajomych artysta, fascynująca influencerka samotnie spacerująca na molo w Sopocie, właścicielka małej kawiarni, kierowniczka działu marketingu – to przecież nie Ted Bundy ani Susan Atkins. Tym bardziej wydają się wspaniali i oczarowujący, gdy faza zauroczenia rozkwita. Gdy jednak ofiara wampira mówi „tak”, czyli godzi się na związek, wspólne zamieszkanie, intymną relację lub choćby zatrudnienie w firmie, pracę przy kontrakcie – zaczyna się faza umniejszania. Ofiara przestaje być już tak wspaniała i cudowna, raczej słyszy, że popełniła błąd lub się pomyliła, a z czasem, że jej umiejętności były pozorne, talent przeciętny, a walory osobiste nikłe. Wampir zaś zamienia się w nauczyciela, mentora, doradcę i terapeutę w jednym. Przystępuje do fazy uczenia, poprawiania, korygowania i zmieniania na lepsze swej ofiary, która jest coraz bardziej zdezorientowana. To faza huśtawki: wracają „cudowne chwile”, a następnie pojawiają się wybuchy niezadowolenia wampira i to w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Poniżaniu towarzyszy obwinianie, a potem jest nauczanie, korygowanie i poprawianie rzekomych błędów ofiary i wreszcie faza wybaczenia – oczywiście wybacza wampir. Jego inteligencja sprawia, że jest mistrzem odwracania znaczeń. Potrafi przeinaczyć każdą rozmowę i znaleźć dziesiątki argumentów potwierdzających jego tezę o błędzie, winie, niedopatrzeniu i niekompetencji ofiary. Wybaczenie często jest związane z nagrodą i zachowaniami seksualnymi, na które ofiara godzi się w nadziei na poprawę sytuacji i powrót okresu idyllicznego.
Wampir swoje ofiary hoduje i urabia. Huśtawka emocjonalna i coraz głębsze uzależnienie ofiary od sprawcy sprawiają, że wampir staje się tym jedynym, tą jedyną. „Co ty zrobisz beze mnie?”, „Jak ty sobie poradzisz sama?”, „Kto cię zrozumie tak dobrze jak ja?”, „Kto z tobą wytrzyma przy twoich problemach?” – słyszy osoba uzależniona i zostaje, ulega, daje sobie i wampirowi kolejną szansę. Żywi się nadzieją, a jednocześnie słabnie. Jej siła woli zostaje wypalona i pożarta przez wampira, który przecież syci się bezradnością ofiary i władzą nad nią, gdyż władza to najsilniejszy afrodyzjak psychopaty. Faza hodowania–uzależniania–eksploatowania może trwać wiele lat, a czasem kończy się tylko wtedy, gdy wampir ginie lub sam odchodzi, zniszczywszy swoją ofiarę, z której już nie może czerpać korzyści.
Postawa wampira
No więc jak rozpoznać wampira? – koan
– Pytanie takie usłyszałem wczoraj albo też i przedwczoraj.
Mężczyzna otarł twarz ręcznikiem, przeczesał sumiaste wąsy ogromną szczotką na drewnianym trzonku, wsadził na nos binokle. Zdjął je, przetarł rąbkiem tego samego ręcznika. Dorzucił do ognia. Usiadł. Upił spory łyk z dzbana, spojrzał na córkę, uśmiechnął się i wtedy dziewczynka zadała pytanie, na które najwyraźniej czekał. Ach te pytania w pytaniach. „Jakie to miłe” – pomyślał:
– Jakie, tatku, pytanie usłyszałeś?
– Aptekarka w miasteczku spytała, jak rozpoznać wampira. Mówiła, że czasami wchodzi do apteki elegancki jegomość albo miła dama, bardzo sympatyczna i uprzejma, a potem wieść niesie, że dama wampirzycą była, że jegomość zacną wdowę zaczarował, majątek odebrał, kobiecinę bez rozumu zostawił. Dobre i to, rzekłem, że bez majątku i rozumu, bo przecież wdowę niewolnicą swoją wampir mógł uczynić, popychlem swoim. Aptekarka zaś na to, że ostatnim razem do pracy najęła dziewczynę skromną, delikatnej urody i dopieroż spostrzegła jej energię wampirzą, gdy dzieci jej omotała.
– Jak omotała, tatku?
– A normalnie. Słodko słodka była. Bardzo miła. Miło i jeszcze milej poczynała sobie i nagle trach. Lęki i strachy, niemoc i ból głowy u dziecków. Normalne. Wampiry najchętniej strachem się karmią i kiedy pępkiem są świata, gdy inni bez nich obejść się nie mogą, wtedy najbardziej napasione są. Omotany człek bez wampira żyć nie może.
– To jak rozpoznać wampira, tatku? – Dziewczynka podała chleb na kolację, pieczone warzywa i jabłka. Bez mięsa. Mięso było dobre dla wampirów i inszych trupojadów, które łatwo padały łupem strzyg, twierdził tatko.
– Jak? Normalnie. Wampira musisz rozdrzaźnić, a rozdrzaźniony się zdradza jak kot, któren wróbla widzi na płotku.
– Jak rozdrzaźnić strzygę, tatku?
– Normalnie. Zrób mu coś wspak. Czegoś mu nie daj, co sobie upatrzył, i wtedy zobaczysz jego wampirzą naturę.
– Gdzie, tatku?
– W oczach, córuś, w oczach zobaczysz. No i może jeszcze trochę w poruszaniu. Sztywne się wtedy robią, jak truposze.
Interpretacja
Satysfakcja wampira
Tatko w koanie to postać, która najpewniej już wiele razy miała do czynienia z wampirami. Rzecz w tym, aby rozpoznać wampira w fazie wstępnej, kiedy jest uwodzicielski i szarmancki. Osobom, które tęsknią za dobrym związkiem, odpowiednią angażującą praca, twórczym zajęciem, które częstokroć miały już złe doświadczenia, przecież bardzo zależy na tym, aby się w końcu ustabilizować, ustatkować i znaleźć pracę marzeń albo spotkać tego jedynego, tę jedyną na całe życie. Żyć długo i szczęśliwie. W fazie uwodzenia wampir często wydaje się ideałem. Ma wyjątkowe zdolności empatyczne i obserwacyjne zarazem. Potrafi wychwytywać sygnały, gesty, miny, których inni nie zauważają, bo przecież jest łowcą, tropicielem, w pewnym sensie łowcą okazji. Nie jest empatą, ale emocje rozpoznaje w lot. Nie potrafi podzielać uczuć innych, gdyż jego próg lęku jest znacznie podwyższony, po prostu rzadziej niż inni ludzie odczuwa lęk, obawę, nie mówiąc o poczuciu winy, skruchy lub żalu. Żal wywołuje u sprawcy raczej utracona okazja do nękania innych.
Czy jest tego świadom? Dość często tak. Skłonność do uzależniania i wykorzystywania ludzi do własnych celów uważa za swoją mocną stronę, pewnego rodzaju zaletę, a nawet wartość. Osobom empatycznym i altruistycznym może wydawać się niedorzeczne, wręcz niemożliwe, żeby ktoś czerpał satysfakcję, a nawet radość z gnębienia innych. Jednakże niemal w każdym tygodniu media donoszą o ludziach, którzy maltretują zwierzęta. Ktoś wlókł psa za samochodem, ktoś inny zakopał żywcem szczeniaki i nie pozwalał suce ich odkopać, ktoś jeszcze znęcał się godzinami nad kotem, wieszając go za łapki i maltretując. Opisy z rzeźni, hodowli, ferm pochodzące z dziennikarskich śledztw wołają o pomstę do nieba. Mówimy, że to niewyobrażalne okrucieństwo, a przecież okrucieństwo wobec zwierząt jest często jedynie preludium do bestialstwa w stosunku ludzi. Mechanizm polega na odczłowieczeniu i uprzedmiotowieniu ofiary.
Odczłowieczenie
Istotą postawy wampira jest pogarda wobec drugiej osoby i jej odczłowieczenie. Dlaczego ludzie są tak okrutni wobec siebie? Dlaczego wyzywają się od nienormalnych, dewiantów, nazywają innych „lesbami”, „pedałami”, „zboczeńcami”?
Pamiętacie z pewnością orków z kultowych powieści i filmów Hobbit i Władca pierścieni. Orków można było, a nawet należało mordować. Byli odrażający, brzydcy, ulepieni z błota, a przede wszystkim nieludzcy, czyli tak naprawdę nie byli ludźmi, choć mieli wiele ludzkich cech. Mało kto z czytelników lub widzów zastanawiał się nad losem tysięcy wyrzynanych orków, oglądając adaptacje filmowe, gdyż z definicji wiedział, że nie są oni ludźmi. Dlaczego ogry należy tępić, podobnie jak trolle, gnomy, koboldy? Gdyż nie są ludźmi. Reprezentują odrażające zło. Bezdyskusyjnie i nieświadomie wiemy, że ucieleśnienie zła, czyli wszystkiego, z czym się nie zgadzamy albo czego nie rozumiemy, należy wytępić bez cienia poczucia winy. Tak myśli i postępuje wampir – psychopata – wobec niewinnych osób i wobec swoich ofiar.
Dlaczego śmierć antybohaterów różnych opowieści nie sprawia nam przykrości, ale przeciwnie – satysfakcję? Gdyż nie są oni ludźmi, odebrano im cechy ludzkie. J.R.R. Tolkien pisał Władcę pierścieni w czasie II wojny światowej. W przedmowie stwierdził, że wydarzenia wojenne, zwłaszcza udział w I wojnie światowej, miały „mały lub zgoła żaden wpływ” na fabułę.
Tolkien brał udział w jednej z najkrwawszych bitew I wojny światowej – bitwie nad Sommą w roku 1916, która pochłonęła milion ofiar. Milion w ciągu pięciu miesięcy! Walka toczyła się pomiędzy armiami brytyjską i niemiecką. W czasie pierwszego dnia szturmu wojsk niemieckich Brytyjczycy stracili 60 tysięcy ludzi. 60 tysięcy istnień! 60 tysięcy poranionych, martwych ciał na obszarze wielkości trzech boisk piłkarskich. 45 tysięcy ciężko rannych i kolejnych 15 tysięcy zmarłych później w wyniku odniesionych ran! Armia brytyjska na masową skalę stosowała gazy bojowe, głównie silnie trujący fosgen – jak na ironię – o zapachu skoszonej trawy lub dojrzałych owoców. Żołnierze ginęli w wyniku uduszenia. Większa część walk odbywała się wręcz. Jak pisali żołnierze w pamiętnikach i listach znad Sommy, nie była to żadna szermierka. Tłuczenie, zarzynanie, mordowanie, rzeź. Ucieczka lub cofanie się nie były możliwe. Atak na okopy. Walka na bagnety, rozpruwanie brzuchów, tłuczenie kolbami, strzały z bliska, najlepiej w głowę. Francuzi, Niemcy, Szkoci, Irlandczycy, Anglicy, Polacy, Czesi, Ślązacy – wcieleni do dwóch armii.
Tolkien twierdził, że zyskał dystans do wojny po powrocie do domu. Nie wierzymy Tolkienowi. Jako specjaliści od pracy z lękiem i traumą nie wierzymy w jego zapewniania. W ani jedno jego słowo na temat dystansu wobec doświadczeń wojennych. By przeżyć coś takiego, żeby robić coś takiego, żeby mordować innych bez powodu, trzeba odczłowieczyć wroga. Trzeba odebrać mu cechy ludzkie, uwierzyć, że jest orkiem, ogrem, trollem, pedałem, zboczeńcem, dewiantem, parchem, liszajem, odrażającą kreaturą.
Projekcja
Projekcja to mechanizm obronny polegający na przypisywaniu innym nieaprobowanych przez siebie uczuć, pragnień, dążeń, którym sami nadaliśmy lub którym nadano, w kulturowych lub obyczajowych wzorcach, negatywne znaczenie. Przykładem może być ojciec krzyczący na syna, gdyż sądzi, że dziecko, nie realizując ojcowskich poleceń („posprzątaj swój pokój”), zachowało się agresywnie i wrogo. Tymczasem to ojciec jest agresywny. Po pierwsze, dzięki projekcji swojej złości na syna unika frustracji – nie musi czuć się winny i odpowiedzialny za własną złość, gdyż znalazł jej przyczynę oraz winnego w synu. Po drugie, zdezorientowane dziecko czuje się winne. Interpretuje przyczyny złości ojca jako karę za własne niedopatrzenie (nie posprzątało należycie pokoju), a więc jest winne, czyli złe, a zatem kojarzy złość ojca ze swoją winą i agresywnością, a wszystko to przypisuje sobie. W końcu po latach dorosłe dziecko może uznać, że świat jest z natury agresywnie nastawiony i należy się przed nim za wszelką cenę bronić lub mu ulegać (bo ulegli mniej tracą) albo prowadzić agresywne gry, by w nich wygrywać (wtedy może stać się wampirem).
Tolkien został zwolniony z frontu w październiku 1916 roku i z przerwami ciężko chorował do roku 1918, a nawroty choroby trwały do końca życia. Leczony był w kilku szpitalach na gorączkę okopową, chorobę wywołaną przez bakterie roznoszone przez wszy. Były to wszy ludzkie, wszy ubraniowe, plaga okopów, mundurów i wojskowych koców.
Wtedy nie istniały jeszcze antybiotyki ani nie rozpoznawano bakteriologicznego podłoża choroby. Uznawano ją za odrażającą i poniżającą cenę za walkę w okopach. Forma przewlekła choroby dawała nawroty gorączki, rozległe bóle, nieprzyjemną wysypkę na całym ciele i w końcu zmiany w ośrodkowym układzie nerwowym, prowadzące do napadów lęku, drażliwości i w końcu otępienia.
W okopach nad Sommą Tolkien nauczył się trwać w poniżeniu, kryć rozpacz, znosić ból i odrazę, lecz przede wszystkim nauczył się odczłowieczać wrogów, ludzi w innych mundurach, ludzi takich samych jak on – Ślązaków, Polaków, Bawarczyków, Westfalczyków, Flamandów – gdyż sam czuł się upokorzony, do końca życia borykając się ze skutkami wojennego zakażenia. Stworzył przepis na tuszowanie zbrodni i nienawiść w imię ideologii, jednocześnie chroniąc siebie. Jego, skądinąd znakomitą, literaturę możemy interpretować jako masywną projekcję, dzięki której oddzielał złość wobec wrogów i własne poniżenie od osobistych doświadczeń i cierpień, czyniąc z nich metaforę walki dobra ze złem. Zło w powieściach Tolkiena ma postać orka, a najwyższe zło jest okiem Saurona, raczej czymś niż kimś, rodzajem złej mocy, która przesyca coraz większe obszary rzeczywistości.
Nazwij przeciwnika orkiem, ogrem, pedałem, mieszańcem, zboczeńcem. Odbierz mu ludzkie cechy, a będziesz mógł pchnąć człowieka przeciw człowiekowi, wmawiając mu, że w słusznej sprawie zarzyna orków, trolli, koboldy, samemu będąc szlachetnym. To nie jest zresztą nowy przepis. Wojna, zagłada, pogromy zawsze zaczynają się odczłowieczaniem ludzi. Dlatego język pogardy jest tak niebezpieczny i jednocześnie obrzydliwy sam w sobie, gdyż stanowi zaproszenie do zbrodni, a nierzadko jest jej zapowiedzią. Ukoronowaniem działalności wampirów, swego rodzaju zlotem wampirzej międzynarodówki jest właśnie wojna, kiedy większość norm i zasad, którymi w czasie pokoju starają się manipulować – zostaje zawieszona. W czasie wojny można być wampirem oficjalnie i nawet otrzymać za to medal.
Kiedy wielu politykom wydawało się, że europejski przepis na liberalną demokrację jako swego rodzaju recepta na powstrzymanie III wojny światowej, po gorzkiej lekcji dwóch poprzednich, był aprobowany, a nawet pożądany przez kraje nienależące do wspólnoty europejskiej – wybuchała wojna w Ukrainie. Rosja najechała ten kraj wyłącznie z powodu własnych ambicji imperialnych. Wybitny polski reżyser teatralny Krystian Lupa wprost nazwał ów stan rzeczy powrotem do średniowiecznej mentalności, która kształtowała Europę niemal do końca XX wieku[20]. Mężczyznę wychowywano na wojownika, którego jedynym celem była walka z innym wojownikiem. Branie łupów, gwałty, zniszczenie, podboje, niewolnictwo kształtowały przez setki lat cywilizację Zachodu. Rosja pozostała w kręgu wampirzej przemocy, czyniąc z niej powód do narodowej dumy. „Czy będziemy w stanie cofnąć skutki tej wojny i powrócić do empatycznych negocjacji z otaczającym nas światem?” – zastanawia się Lupa. Próbuje w ślad za Johnem Lennonem, jak w jego słynnej piosence Imagine, wyobrazić sobie świat bez podziałów, bez przemocy, bez agresji.
Wampir – ów cichy sadysta, skryty przemocowiec, słowny napastnik – czasem wydaje nam się tylko niewinnym frustratem, zagubionym pesymistą, inteligentnym cynikiem, jednakże gdy tylko zyskuje okazję, władzę, gdy rodzina, organizacja, struktura, a nawet całe państwo zawieszają zasady z powodu uległości, wyników sprzedaży, politycznej propagandy albo wojny – staje się okrutnym wojownikiem. Od dawna był gotów podjąć tę rolę w pełnym wymiarze.
Moc wampira
Siódme kryterium – koan
W starym budynku instytutu, w kameralnej salce na tyłach biblioteki, zaległa cisza. Po chwili profesor zaczął swój wykład:
Wampiry są wśród nas. Ich jedynym celem jest odebranie ofierze energii, gdyż karmią się lękiem. Im bardziej wampir się boi, tym lepiej się czuje, gdy ktoś inny boi się jeszcze bardziej. Owszem, wampiry odczuwają lęk. Jednak w końcu, po latach ssania cudzej energii, boją się tylko jednego – dekonspiracji, ujawnienia i oczywiście utraty żywiciela.
To już wiecie – wampir jest agresywny najczęściej w sposób pasywny, ukryty i nie wprost. Wampir musi wygrywać, więc nieustannie rywalizuje, najchętniej umniejszając innym. Wampir kłamie i tworzy iluzje na swój temat. Udaje osobę miłą i sympatyczną. Jest jak jednoosobowa sekta, która się tobą zaopiekuje w potrzebie, usłuży, pomoże, wesprze, aż w końcu zażąda słonej zapłaty.
Wampir nie udziela odpowiedzi na najprostsze pytania, zanim nie przemyśli, czy mu się to opłaca lub czy się przypadkiem nie zdradzi. Obwinia innych, zwłaszcza za własne niepowodzenia, rzuca oskarżenia, plotkuje, rzekomo w dobrej wierze, w trosce o dobro obmawianego.
Wampir demonstruje siłę, często w sposób bardzo przebiegły, na przykład udowadniając cudzą słabość lub głupotę. Cieszy się i tryumfuje, gdy może przyłapać kogoś na niewiedzy lub błędzie, choćby najmniejszym. Może dużo otrzymać, bardzo dużo wyssać, a i tak bez mrugnięcia powieką powie, że dałeś mu zbyt mało albo nie to, czego chciał, albo zapłata miała być w funtach, a nie w złotówkach. Lubi igrać słowami i odgrywać ofiarę, a czasem dziecko, niekiedy naiwną istotę, która nosi różowe okulary i miękkie kapciuszki (przyjmuje postawę infantylną).
Wampir znakomicie udaje słabość. Jest w tym mistrzem. Zjednuje sobie opiekę, dostaje wsparcie. Ach, ten samotny, porzucony facet, oszukany przez byłą. Ach, ta nieszczęśliwa, niekochana kobieta, której znowu w życiu coś nie wyszło. Ten banalny trik, udawanie niewinnego dziecka w ciele dorosłego, jest niezawodny. Działa jak lep na muchy.
Ale w zasadzie wszystko to wiecie o wampirach, że są narcystyczni, socjopatyczni i tak dalej. Bez trudu naruszają zasady lub je naginają, gdy tak im wygodnie. To również jest dla was oczywiste. Możecie dzięki temu ławo identyfikować wampiry w swoim otoczeniu, choć w ten sposób nie można ich pokonać. Jednakże nie wiecie jednego o wampirach, najważniejszego, siódmego kryterium, nie znacie największej ich słabości...
Profesor zawiesił głos. Lecz nie dokończył, gdyż zanim zdążył upić łyk wody ze szklanki, upadł, wyprężył ciało w nagłym skurczu i wyzionął ducha.
Długo potem na różnych forach, w social mediach i w rozmowach przy stolikach trwały dysputy, czy profesor zmarł porażony ręką tajemniczego wampira, czy też śmierć miała naturalne przyczyny. Snuto też niekończące się debaty i najdziwniejsze domysły – co też profesor zamierzał wyjawić na sekundę przed śmiercią. Oczywiście sądzono, że w sprawę wmieszały się wampiry, aby zaciemnić obraz i nie dopuścić do wyjawienia tajemniczego siódmego kryterium. Czego dotyczy siódme kryterium?
Do dziś nie ustalono.
Ponoć asystent profesora, wtajemniczony w siódme kryterium, zniknął bez wieści. Mówiono też, że uciekł do Brazylii, wyprowadził się do Braniewa, widziano go w Broniszach lub w Brodnicy. W każdym razie zlikwidował konto na Instagramie i ślad po nim zaginął.
Interpretacja
Dlaczego ofiary godzą się na swoją rolę lub – co gorsza – wybierają wampiry na swoich partnerów, mężów, żony, szefów, wspólników? Być może w tym pytaniu zawarta jest odpowiedź dotycząca „siódmego kryterium”.
Ofiarami stają się najczęściej osoby łatwowierne i trochę naiwne. Pod płaszczykiem autoidealizacji i pewnej uległości ukryły całe to skonfundowanie złem świata. Chronią się przed bólem wspomnień i ryzykiem zaskakujących doświadczeń w bańce własnej (pozornej) niewinności. A wampir zawsze gra w tę samą grę. Z pozoru tylko jest przebiegły. Złapany za rękę szalbierz wzrusza ramionami i zaprzecza. Na cień podejrzenia reaguje uśmiechem. Jego strategią jest bezczelność. Po prostu w biały dzień kopiuje dokument, nie zwraca pożyczki, pobiera zaliczkę na dachówki, oszukuje w rozliczeniu delegacji, powtarza cudze słowa, a nawet błędy, idzie na lewe L4. Kradnie, co popadnie, manipuluje w świetle dnia, opowiada oszczerstwa bez mrugnięcia okiem – nie waha się nawet powtarzać skradzionych żartów i anegdot, nie mówiąc o przywłaszczaniu technologii, narzędzi, pomysłów i całych gotowych tekstów. Pasuje mu felga do toyoty i cudza praca magisterska, program szkoleniowy albo tekst bajki dla dzieci – bierze. Ponadto wampir, jak wiemy, jest zazwyczaj uroczy. I naiwność ofiary wraz z ujmującym uśmiechem oszusta jakoś się splatają w pokryty grubo lukrem węzeł pochlebstw. Ludzie lubią lukier i nadzienie z pochlebstwami.
Dlatego nie tylko naiwni ufają wampirom. W naszym społeczeństwie rozpowszechniona jest opinia, że wszyscy kradną, jeśli mają tylko okazję, a przekonanie, że plagiat czy też kopiowanie to przecież nie jest kradzież, dopełnia reszty. Kto nie kradł kartofli na polu albo prądu z piwnicy, zastanawia się filozoficznie ofiara, chociaż sama odżegnuje się od tego rodzaju praktyk. W ten sposób ofiara usprawiedliwia sprawcę, udaje, że nic nie wie o kradzionych zasobach złodzieja, ale ufając mu, w gruncie rzeczy też staje się oszustem i sprawcą.
Ponadto ofiary częstokroć były dziećmi bojaźliwym, bitymi i zastraszanymi. Gdy się stają dorosłe i z pozoru niewielu rzeczy z czasów dziecięcych się boją, pozostaje im dawny nawyk lękliwego dziecka, który przypomina łagodność. Ulegają jednak wciąż nowym schematom i stereotypom, wielu dominującym ludziom. Tak działa obrona lękliwego dziecka. Ma ono nadzieję, że jego uległość i pogodny nastrój nie wzbudzą agresji, więc nie oberwie lub oberwie mniej. Gdzieś w głębi ofiara wciąż jest samotnym, przestraszonym dzieckiem. Dawna rozpacz i bezradność wypaliły w nim prawdziwą radość. Dlatego dorosłe dzieci, w których zabito wiarę w siebie, bardzo często potrafią tylko udawać optymizm. W gruncie rzeczy są smutne. Gdy smutkowi towarzyszy nastrój melancholijny, upodabniają się do osoby pełnej pogody ducha, a nawet radosnej. Niestety nastrój ten wyczuwają wampiry, zawsze gotowe wykorzystać chwilę nadziei – to jest słabości dorosłego dziecka, które postanowi raz jeszcze zaufać.