Włoskie love story - Natalia Sońska - ebook + książka

Włoskie love story ebook

Sońska Natalia

4,5

Opis

Rimini jest kwintesencją beztroskich wakacji. Oli będzie brakowało skąpanych w słońcu plaż i nieba tak błękitnego, że można się w nim zatracić. Obiecała swojemu chłopakowi, że to ostatni sezon pracy w nadmorskim kurorcie – ma dosyć związku na odległość i po ukończeniu studiów planuje wrócić do Polski na stałe. Spędzając ostatnie lato w nadmorskim raju, czeka na przyjazd Krzyśka i upragniony, choć krótki, urlop z ukochanym.

Gdy poznaje szalenie przystojnego i nieco tajemniczego Marcina, sama nie wie, co się z nią dzieje. Spontaniczność? Przecież to nie w jej stylu! W dodatku dziewczyna liczy, że Krzysiek przyleci do niej z pierścionkiem – to byłby doskonały moment.

Ola przekona się, jak wiele życie ma jej do zaoferowania, gdy zaczyna cieszyć się każdym dniem i każdą chwilą, zamiast nieustannie planować.

To w końcu idealny czas i miejsce, trzeba sobie pozwolić na nutkę szaleństwa!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 365

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (110 ocen)
70
28
11
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AnetKos

Nie oderwiesz się od lektury

super :D
00
Jolakropkaes

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna, ciepła bardzo romantyczna historia. Nareszcie książka w której nie ma męczących, żenujących opisów seksu. Bardzo polecam!
00
opryszek2020
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna opowieść o rodzącym się uczuciu, o tym jak można zmieniać swoje życie. Gorąco polecam👍
00
zanetatosiek

Nie oderwiesz się od lektury

Super polecam
00
phunwone

Dobrze spędzony czas

Love story and happy end
00

Popularność




 

 

 

 

Copyright © Natalia Sońska-Serafin, 2021

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2021

 

Redaktor prowadząca: Sylwia Smoluch

Marketing i promocja: Katarzyna Schinkel-Barbarzak, Aleksandra Wolska

Redakcja: Barbara Kaszubowska

Korekta: Paulina Jeske-Choińska

Projekt layoutu i skład: Teodor Jeske-Choiński

Projekt okładki i stron tytułowych: Dorota Piechocińska

Zdjęcia na okładce: © Guilherme Caetano | Unsplash

Zdjęcie autorki: Ewa So – Kobieca Fotografka

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki

 

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

 

eISBN 978-83-66839-53-3

 

CZWARTA STRONA

Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.

ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

tel.: 61 853-99-10

[email protected]

www.czwartastrona.pl

 

 

 

 

 

 

1.

 

 

 

 

 

Kiedy ostatnie wezwanie dla pasażerów lecących do Bolonii wybrzmiało z głośników, w hali odlotów było już niemal zupełnie cicho. Słychać było oczywiście przyciszone rozmowy podróżnych oczekujących na poranne loty, o tej porze jednak nie było tak gwarno jak od samego rana. Tym bardziej zrozumiałe stało się nagłe poruszenie pasażerów, gdy od strony bramek w pewnym momencie dało się słyszeć, że ktoś w pośpiechu zbliża się do hali odlotów. Stukot kółek walizki stał się jeszcze donioślejszy, aż w końcu można było też odróżnić przyśpieszony, zmęczony oddech.

Ola zatrzymała się tylko na chwilę, by spojrzeć na tablicę z rozkładem lotów i upewnić się, przez które bramki ma teraz przejść. Nie miała już wątpliwości, gdy napotkała spojrzenie jednej z pracownic lotniska, niecierpliwie zerkającej na zegarek. Porozumiały się bez słów, a wtedy dziewczyna czym prędzej podbiegła do kontuaru i podała swój bilet. Kobieta w granatowym uniformie uśmiechnęła się z ulgą, zeskanowała kod, po czym kiwnęła pokrzepiająco głową i wskazała na przejście. Został już ostatni korytarz, potem ruchome schody i kilka kroków po płycie lotniska, bo na szczęście samolot do Bolonii zatrzymał się niedaleko wyjścia. Kiedy zmęczona, ale szczęśliwa Ola znalazła się w końcu na pokładzie, raz jeszcze pokazując bilet, tym razem stewardesie, odetchnęła.

O mały włos, a musiałaby na własną rękę szukać kolejnego lotu, busa albo po prostu pożegnać się z tym kontraktem. A przecież ledwo udało jej się ubłagać przełożonych o te dwa tygodnie wolnego na egzaminy – zgodzili się pod warunkiem, że jeszcze dziś stawi się z powrotem w Rimini.

Sprawdziwszy numer swojego miejsca na karcie pokładowej, przecisnęła się między pasażerami upychającymi podręczne bagaże do luku nad siedzeniami. Przez chwilę musiała poczekać, aż starszy Włoch usadowi się na swoim miejscu, po czym szarpnęła za swoją walizkę i uniosła ją. Gdyby nie panujący wokół ścisk i wciąż napierający na siebie ludzie, pewnie bez problemu włożyłaby bagaż do schowka. Tymczasem ktoś ją potrącił, rozpychając się w wąskim przejściu, przez co Ola straciła równowagę i wraz z walizką wylądowała na jednym z siedzących już podróżnych.

– Najmocniej pana przepraszam! – powiedziała od razu, gdy naburmuszony mężczyzna zaczął rzucać w jej kierunku niewybredne komentarze.

– Nie dość, że cały samolot czeka na taką, to jeszcze raban robi, jakby jakaś najważniejsza była – syknął.

– Przepraszam jeszcze raz, mam nadzieję, że nic się panu nie stało – dodała grzecznie, choć na język cisnęły jej się gorsze określenia.

Nauczona doświadczeniem i nawykła do słuchania niezadowolonych turystów, użyła swojego wyuczonego, formalnego, uprzejmego tonu. Wbiła jednak w pasażera tak jednoznaczne spojrzenie, że ten nie kontynuował już rozmowy. Obruszył się raz jeszcze, po czym ostentacyjnie odwrócił głowę. Ola westchnęła, pokręciła ledwo zauważalnie głową. Gdy ponownie chciała dźwignąć walizkę, ktoś z rzędu obok wstał, by pomóc jej włożyć w końcu bagaż do schowka. Wysoki obcokrajowiec, najpewniej Włoch, o czym świadczyła jego śródziemnomorska uroda, który jeszcze przed chwilą zajęty był rozmową z siedzącym koło niego pasażerem, wziął od niej torbę i bez słowa włożył ją do luku. Ola podziękowała mu grzecznie po polsku, a on uśmiechnął się i skinął głową, po czym usiadł z powrotem na swoim miejscu. Dziewczyna rzuciła jeszcze spojrzenie w jego stronę i przewróciła oczami. Mogła zwrócić się do niego po angielsku, w końcu w tym języku rozmawiał ze swoim towarzyszem. Nie zastanawiając się jednak nad tym dłużej, usiadła wreszcie na swoim fotelu przy oknie.

 

W swojej pracy najbardziej nie lubiła właśnie latania. Wbrew pozorom, choć był to nieodłączny element jej obowiązków w biurze podróży jako rezydentki na turnusach zagranicznych, właśnie to stanowiło dla Oli największy i chyba jedyny minus tej posady. No, może jeszcze rozłąka z bliskimi przez znaczną część roku, kiedy dziewczyna przebywała za granicą, była tą ciemniejszą stroną wykonywanego zawodu. Rodzice Oli jednak doskonale rozumieli jej zamiłowanie do podróży, a kiedy się okazało, że może tę pasję połączyć z pracą, byli jeszcze bardziej szczęśliwi, że ich jedyna córka, najmłodsze dziecko, realizuje swoje marzenia i czerpie z tego korzyści. A Krzysiek… Byli w sobie tak zakochani, że żadne kilometry nie były w stanie osłabić ich uczucia i więzi. Kiedy tylko Ola znalazła ofertę pracy dla rezydentki turystycznej, a później pomyślnie przeszła rekrutację, oboje wspólnie przyznali, że przecież sobie poradzą! Krzysiek zresztą ani razu nie dał jej odczuć, że nie podoba mu się charakter jej pracy – wręcz przeciwnie, wspierał ją na każdym kroku.

W zimowych miesiącach Ola mieszkała we Wrocławiu razem z nim, a kiedy z początkiem kwietnia wyjeżdżała do Włoch, aż do jesieni widzieli się co najmniej raz w miesiącu, bo odwiedzali się wzajemnie. Poza tym – podobnie jak teraz – w czerwcu Ola wracała do Polski na sesję, bo mimo indywidualnego toku zajęć na studiach zaocznych musiała przecież w normalnym trybie zdawać egzaminy. Choć większość czasu spędzała wtedy na nauce, to każdy wieczór poświęcała swojemu chłopakowi. I godzili taki tryb życia już od przeszło trzech lat! Nie zmieniało to jednak faktu, że każda rozłąka, każdy wyjazd wzmagał w dziewczynie smutek i tęsknotę, mimo że lubiła swoją pracę.

Zacisnęła mocno powieki i kurczowo chwyciła podłokietniki, gdy samolot przyśpieszył na pasie startowym. Kiedy podwozie oderwało się od płyty lotniska, a maszyna zaczęła wznosić się coraz wyżej i wyżej, Ola powtarzała sobie w duchu, że musi to po prostu przetrwać. Jak za każdym razem.

 

Lot przebiegł bez żadnych komplikacji, nie było nawet najmniejszych turbulencji, ale dopiero kiedy samolot wylądował w Bolonii, dziewczyna odetchnęła z ulgą. Ani na chwilę nie zmrużyła oka, choć bardzo starała się zasnąć na te półtorej godziny. Czekała ją jednak jeszcze podróż pociągiem do Rimini, a ponieważ zmęczenie i pobudka o bardzo wczesnej godzinie dawały już o sobie znać, Ola była pewna, że gdy tylko zajmie miejsce w wagonie, zmorzy ją w końcu sen. Po wyjściu z pokładu samolotu już na szczycie schodów powitał ją powiew ciepłego, wakacyjnego powietrza, które zawsze powodowało to przyjemne uczucie beztroski. Uwielbiała ten klimat właśnie za to, że mimo obowiązków czuła się tu jak na długich, kilkumiesięcznych wakacjach. Trudno jednak było mieć inne odczucia, gdy niemal wszyscy pasażerowie samolotu przylecieli tu w celach wypoczynkowych, a w mieście i w komunikacji publicznej turystów można było spotkać na każdym kroku, zwłaszcza że rozpoczął się właśnie szczyt wakacyjnych wojaży.

Z uśmiechem Ola zeszła na płytę lotniska, a potem ruszyła do hali przylotów. Mijający ją turyści byli podekscytowani rozpoczynającym się dla nich urlopem, nie mówiąc już o radości podskakujących i biegających dzieci, które nie mogły się doczekać basenów przy hotelu. Obserwowała ten entuzjazm, wciąż się uśmiechając. Oczywiście zdarzali się trudni turyści, podobni do tego pana z samolotu, lecz właśnie za tę radość u zwiedzających lubiła swoją pracę. Ludzie przyjeżdżający na wypoczynek zostawiali swoje troski w Polsce, tu zaś po prostu cieszyli się chwilą, zarażając optymizmem.

Ola zaśmiała się pod nosem na wspomnienie nieprzyjemnej sytuacji w samolocie. Gdy czekała na nadany bagaż, ujrzała jeszcze w tłumie tego mężczyznę. Chyba nie był zachwycony tym urlopem, w przeciwieństwie do swojej żony, która w kwiecistej sukience świergotała przy nim, nie mogąc się już doczekać darmowych drinków. Ola pokręciła nieznacznie głową. Ujrzawszy na taśmie swoją kolorową walizkę z dużym flamingiem na przodzie, sięgnęła po nią i po chwili skierowała się w stronę wyjścia. Kiedy zerknęła na zegarek, z ulgą przyznała, że zdąży jeszcze kupić sobie w kawiarni jakąś gotową kanapkę na drogę i butelkę wody. Stanęła w kolejce i rozglądała się wokół. Może powinna dać znać Sarze, że doleciała i za jakieś dwie i pół godziny będzie w Rimini? Sięgnęła już po telefon, ale gdy miała wcisnąć zieloną słuchawkę, przed oczami zamajaczyła jej sylwetka wysokiego obcokrajowca, który pomógł jej z walizką w samolocie. Uśmiechnęła się uprzejmie, gdy i on ją zauważył, wchodząc do tej samej kawiarni. Przez chwilę się wahała, czy nie podejść do niego i jeszcze raz nie podziękować, teraz po angielsku, by zrozumiał. Nie zdążyła jednak tego zrobić, gdyż osoba przed nią odeszła właśnie od kasy. Ola schowała więc telefon i skupiła się na złożeniu zamówienia. Po uregulowaniu rachunku odwróciła się w stronę stolików, lecz tamtego pasażera już nigdzie nie było. Westchnęła więc, po czym schowała do plecaczka prowiant, wyjęła znowu komórkę i wybrała w końcu numer Sary.

– No i jak, jesteś już w drodze? – zapytała wesoło przyjaciółka, gdy tylko odebrała połączenie.

– Tak, właśnie wychodzę z lotniska, a za niecałą godzinę mam pociąg do Rimini.

– Przyjechać po ciebie na dworzec?

Ola zerknęła na swój bagaż i odparła:

– Nie, dzięki. Poradzę sobie. Do hotelu z dworca nie jest daleko.

– Zawsze mogę poprosić Stefana, by podjechał po ciebie meleksem. Uprzedzam, tutaj jest jeszcze cieplej niż w Bolonii.

– No dobra, przekonałaś mnie. Jak będę dojeżdżać, napiszę ci SMS-a. A jak sytuacja na miejscu? Byłaś na kempingu?

– Kochana, codziennie tu jestem, ktoś musi cię zastępować. Wczoraj przyjechała kolejna grupa młodych i uprzedzam, że to nie jest najspokojniejsza młodzież. No i zapowiada się kilka wycieczek.

– Prawdę mówiąc, już nie mogę się tego doczekać – powiedziała z entuzjazmem.

– Co, egzaminy dały ci w kość?

– Sama wiesz, jak jest na czwartym roku.

– Ja studiowałam turystykę i to było dla mnie dużo. Nie wiem, po co ci dodatkowo ta filologia, skoro niemal biegle mówisz po włosku.

– Dyplom to dyplom. – Ola uśmiechnęła się pod nosem.

– A jak tam Krzysiu? Nie złamałaś mu serca po raz kolejny swoim wyjazdem? – zapytała, a Ola wyraźnie wyczuła w jej głosie ironię.

– Na szczęście jest bardzo wyrozumiały. I przyjedzie za dwa tygodnie w odwiedziny.

– Kochaaany – odparła z przekąsem Sara, a Ola tylko przewróciła oczami.

Wiedziała, że Sara nie przepada za Krzyśkiem, zresztą z wzajemnością. Ola nie rozumiała tej obopólnej niechęci. Wielokrotnie próbowała jakoś ich do siebie przekonać, ostatecznie jednak kończyło się na tym, że jedynie w jej towarzystwie się tolerowali. Ola dała więc w końcu za wygraną, tłumacząc sytuację tym, że oboje mieli bardzo silne, wręcz dominujące charaktery, które działały na siebie wybuchowo – siłą rzeczy pojawiało się spięcie. Pożegnała się w końcu z przyjaciółką i ruszyła w kierunku dworca kolejowego.

Słońce faktycznie świeciło coraz mocniej i mimo przedpołudniowych godzin temperatura już osiągała prawie trzydzieści stopni. Co prawda Oli w ogóle to nie przeszkadzało, uwielbiała taki klimat, niemniej musiała przyznać Sarze rację – gdy dojedzie do Rimini, będzie taki upał, że wędrówka z dworca do hotelu może się okazać zbyt uciążliwa i męcząca, a przecież dziś wieczorem Ola miała wrócić do swoich obowiązków.

Kiedy więc dojeżdżała do tego najsłynniejszego kurortu nad Adriatykiem, napisała do przyjaciółki wiadomość, a gdy wyszła z dworca, na parkingu dostrzegła czekającego na nią w hotelowym meleksie Stefana, jednego z animatorów z ramienia hotelu współpracujących z biurem podróży, w którym pracowała Ola. Od samego początku podziwiała jego prawdziwie włoską urodę: czarne, błyszczące włosy, śniadą skórę, ciemną oprawę oczu, a do tego nieschodzący z ust uśmiech. Było to połączenie tak przyjazne i sympatyczne, że tego czterdziestolatka nie dało się nie lubić. Zarażał też dobrą energią i optymizmem. Ściągając podrabiane ray-bany, podszedł do niej szeroko uśmiechnięty i przytulił ją serdecznie na powitanie. Zdążyła się za nim stęsknić!

– Ciao, bella! – powitał ją.

– Witaj, Stefano! Dziękuję, że przyjechałeś – odparła po włosku i odwzajemniła uścisk.

Wciąż była sobie wdzięczna za to, że w liceum zawzięła się i postanowiła na własną rękę nauczyć się włoskiego. Teraz, choć wciąż studiowała filologię włoską jako drugi kierunek, już biegle posługiwała się tym językiem, co znacznie ułatwiało jej pracę tutaj, mimo że przecież w takich miejscach niemal wszyscy mówili też po angielsku. Tym bardziej jednak zyskiwała sympatię miejscowych, a jej znajomości zawarte dzięki temu już nie raz się tu przydały.

– Żaden problem! Dla ciebie wszystko.

– Mam nadzieję, że nie przerwałam ci sjesty.

– Czy pamiętasz, aby ktokolwiek u nas w hotelu celebrował jeszcze sjestę? – zaśmiał się Włoch. – Może sklepikarze i restauratorzy mogą sobie na to pozwolić, ale zdecydowanie nie my.

– To też prawda, niestety – westchnęła. – To co, jedziemy? – dodała po chwili, gdy usadowiła się na kanapie meleksa, zaraz po tym, jak oboje wpakowali jej walizki do niewielkiego bagażnika, a raczej pojemnika z tyłu pojazdu.

– Ktoś już nie może doczekać się powrotu do pracy? – zapytał ze śmiechem Stefano, odpalając elektryczny pojazd.

– Mój drogi, gdybyś dwa tygodnie spędził zakopany w książkach i podręcznikach, a potem pocił się na egzaminach, też chciałbyś już wrócić do czegoś, co sprawia więcej przyjemności.

– Cóż, zdecydowanie wolę pocić się w słońcu – odparł wesoło.

– Sara mówiła, że wczoraj przyjechała na kemping kolejna grupka młodzieży.

– Tak, część licealistów na wycieczkę szkolną, chłopcy z drużyny piłkarskiej i dziewczyny z zespołu tanecznego. Jakieś osiemdziesiąt osób z opiekunami.

– Czyli zapowiada się wesoły turnus – westchnęła Ola i przymknąwszy oczy, wystawiła twarz do pieszczącego ciepłem słońca.

Wokół już panował turystyczny gwar, a miasto, mimo iż rzeczywiście była właśnie pora tej osławionej sjesty, tętniło życiem. Dało się usłyszeć tutaj języki z różnych zakątków świata, lecz głównie to Europejczycy korzystali tłumnie z uroków nadadriatyckiego kurortu. Polaków też można było spotkać bardzo często, nie raz Ola wymieniła się kontaktem z kimś przypadkowo spotkanym, z kim obiecywała później spotkać się w Polsce. Robiła to z grzeczności, tak wypadało, ostatecznie przecież nigdy nie dzwoniła do tych przypadkowo poznanych podczas wieczoru w knajpie osób.

Z uśmiechem odwróciła się w stronę morza – przejeżdżali właśnie wzdłuż promenady, za którą rozpościerała się złota, piaszczysta plaża. Ustawione w szeregu słomiane parasolki z leżakami należały do jednego z ekskluzywnych hoteli. Kawałek dalej, na boisku do siatkówki, plażowicze właśnie rozgrywali mecz, jeszcze dalej turyści na własnych ręcznikach relaksowali się w słońcu. Gdzieniegdzie przy plaży rozstawiono sezonowe bary i restauracyjki, w których można było zjeść lokalne przysmaki i napić się orzeźwiających napojów w ciągu dnia, wieczorem zaś te lokale zamieniały się w miejsca spotkań towarzyskich i były sercem nocnego życia w Rimini. Dopiero teraz, gdy mijała te wszystkie atrakcje, a zwłaszcza tych wszystkich zadowolonych i uśmiechniętych ludzi, zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo tęskniła za tym miejscem. Za widokiem rodzin z dziećmi, targającymi ogromne, dmuchane flamingi i krokodyle do wody; zakochanych niemogących się od siebie oderwać podczas romantycznej podróży we dwoje; spacerujących pod rękę emerytów, dla których największą atrakcją były wypicie włoskiej kawy i godziny spędzone przy stoliku w kawiarni na obserwowaniu całego tego wakacyjnego zgiełku. I choć tutaj, nad samym morzem, w krajobrazie zdominowanym przez szyldy reklamowe i sklepiki z pamiątkami, mało było tego prawdziwego włoskiego klimatu, za który Ola pokochała ten kraj, atmosfera sprawiała, że uśmiech na twarzy pojawiał się mimowolnie. I jeszcze ten piękny, melodyjny język mieszający się z dialektami z całego świata!

Gdy w końcu wjechali na teren hotelu, Ola od razu ujrzała kilka znajomych twarzy, za którymi też bardzo się stęskniła. Laura, siostra Stefana, również animatorka, jak i brat, właśnie prowadziła aerobik przy basenie. Massimo, ich przyjaciel, obładowany piłkami, śpieszył w kierunku kempingu, gdzie o tej porze zwykle prowadził rozgrywki sportowe. Teo, starszy, bardzo elegancki pan przypominający do złudzenia dziadka Oli, jak zwykle przysypiał w swojej stróżówce przy bramie wjazdowej na parking. Gdzieś w oddali zamajaczyły też postacie ubrane w charakterystyczne koszulki biura podróży, w którym dziewczyna pracowała.

Kiedy Stefano zajechał przed wejście do budynku hotelu, Ola zeskoczyła z meleksa i uniosła głowę, by popatrzeć na szyld z nazwą hotelu.

– Witaj z powrotem – powiedziała do siebie, po czym wziąwszy głęboki wdech, chwyciła swoją podręczną walizkę, przyjaciel zaś pomógł jej zanieść większy bagaż do pokoju.

Pożegnała się z nim serdecznym uściskiem, choć wiedziała, że niebawem znów zobaczą się na kempingu. Na chwilę tylko położyła się na łóżku w swoim służbowym pokoju. Nie miała czasu na odpoczynek, chciała jedynie na piętnaście minut zamknąć oczy i… dosłownie dwie sekundy później usłyszała donośne pukanie do drzwi. Zacisnęła powieki, mając nadzieję, że ktoś, kto dobijał się do niej, da za wygraną, szybko jednak się przekonała, że nie było na to najmniejszych szans. Westchnęła, wzięła głęboki wdech, po czym podniosła się z łóżka i powoli podeszła do drzwi.

– No jesteś wreszcie! – powiedziała wesoło Sara, po czym uścisnęła przyjaciółkę z włoską wylewnością. – Nie przyszłaś się przywitać! Jak podróż? Jak egzaminy? – zaczęła zasypywać ja pytaniami.

– Hej, wolniej! – zaśmiała się Ola. – Spokojnie, dopiero weszłam do pokoju!

– No wiem, widziałam, jak przemykasz przez lobby. Nawet mnie nie zauważyłaś!

– Wybacz, musiałam na chwilę się położyć. Niby podróż nie trwała nie wiadomo ile, ale jestem wykończona.

– No to nie mam dla ciebie dobrych wieści. Koordynatorka zwołała zebranie o piętnastej.

– A która jest?

– Za dwadzieścia.

Ola jęknęła. Po chwili z rezygnacją w głosie potwierdziła, że za dwadzieścia minut stawi się w sali konferencyjnej, którą hotel zwykle udostępniał im na właśnie takie zebrania służbowe lub spotkania z turystami biura rezydującymi w tym hotelu. Wzięła jeszcze szybki prysznic po podróży, po czym udała się na zebranie.

Zajęła miejsce przy stoliku obok Sary i Klaudii, nieco starszej od nich rezydentki, z którą Ola też bardzo się polubiła – ba, dziewczyna była dla niej jak starsza siostra. Przywitała się z nią serdecznie i wymieniwszy kilka słów na temat egzaminów i pobytu w Polsce, zwróciła się w stronę ich głównodowodzącej, jak nazywały główną koordynatorkę, która właśnie weszła do sali konferencyjnej. Po kilku słowach powitania, ogólnych informacjach dotyczących pobytów turystów w hotelu i na kempingu koordynatorka przeszła do kwestii czysto organizacyjnych. Okazało się, że w nadchodzącym tygodniu rzeczywiście ma odbyć się kilka wycieczek fakultatywnych, w tym do San Marino, Rzymu i Wenecji, z czego dwie ostatnie mają być nawet dwu- lub trzy dniowe. Magda wydała więc dyspozycje, który z rezydentów dokąd ma pojechać.

– Słyszałyście? – zapytała szeptem Klaudia. – Podobno Iwona ma jakieś poważne problemy rodzinne, wczoraj wieczorem wróciła do Polski.

– Faktycznie, nie widziałam jej od wczoraj. – Sara rozejrzała się dookoła. – A wiadomo, co się stało?

– Nie wiem tego bezpośrednio od Iwony, ale podobno jej mama ciężko zachorowała. W każdym razie dziewczyna spakowała się z dnia na dzień i poleciała. No i nie wiadomo, czy wróci jeszcze w tym sezonie.

– To przykre… Mam nadzieję, że to jednak nic bardzo poważnego – westchnęła Ola.

Wszystkie trzy pokiwały powoli głowami, po czym znów z uwagą zaczęły słuchać Magdy. Kiedy spotkanie się zakończyło, a każdy został oddelegowany do swoich obowiązków, Ola pożegnała się z koleżankami i dołączyła do pozostałych opiekunów, którzy zajmowali się grupami na kempingu.

– No, Ola, całe szczęście, że już jesteś – powiedział Radek, obejmując ją po przyjacielsku ramieniem, gdy całą grupką zmierzali głównym traktem włoskiego miasteczka do jednego z kempingów. Wzdłuż drogi mijali liczne sklepiki z pamiątkami, lodziarnie i włoskie knajpki, w których przez cały dzień tłoczno było od turystów. Po lewej stronie natomiast, wzdłuż nadmorskiej promenady, znajdowały się klimatyczne bary i restauracje, które na dobre odżywały późnym popołudniem.

– A co, nie wyrabialiście beze mnie czy turyści wchodzili wam na głowę? – zaśmiała się i teatralnie strąciła ramię kolegi ze swoich barków.

Radka poznała jeszcze na rozmowie rekrutacyjnej, gdy oboje starali się o pracę w biurze podróży. Początkowo bardzo ze sobą rywalizowali, a podczas kolejnych etapów rekrutacji nie do końca grali czysto wobec siebie. Jedno drugiemu rzucało kłody pod nogi, byle tylko dostać tę pracę. Nie obyło się też bez kilku poważniejszych spięć, kiedy jednak się okazało, że oboje zostali przyjęci, zakopali topór wojenny i choć pewne kwestie z tamtego czasu wciąż pozostały pomiędzy nimi nierozwiązane, teraz całkiem dobrze się dogadywali, można nawet powiedzieć, że byli bardzo dobrymi znajomymi.

– Bez ciebie było po prostu nudno. Nie było żadnej wielkiej miłości ani rozpaczy przed wyjazdem. – Cmoknął wymownie, wspominając ubiegłe lato, podczas którego jeden z licealistów na zabój zakochał się w Oli. Za każdym razem, gdy tylko ją widział, obdarowywał drobiazgami, a gdy przyszło do zakończenia turnusu, oświadczył swojemu wychowawcy, że nigdzie się nie wybiera.

Ola tylko zgromiła kumpla spojrzeniem. Wolała nie wspominać tej żenującej sytuacji, gdy tuż przed odjazdem autokaru nastolatek wybiegł z niego i rzuciwszy się na kolana, wyznał Oli miłość, robiąc scenę na oczach kilkudziesięciu wczasowiczów, pracowników kempingu i rzecz jasna – współpracowników Oli. Po chwili jednak sama z rozbawieniem pokręciła głową. Choć to było niedorzeczne i pod koniec tamtego obozu starała się unikać chłopaka, bo jego podchody przestały ją bawić, teraz myślała, że nikt nigdy wobec niej nie był gotów na takie poświęcenia ani akty miłości.

– A widzisz, czyli jednak ci się to podobało! – zaśmiał się znowu Radek, widząc nieśmiały uśmiech Oli, który pojawił się na to wspomnienie.

– Och, daj już spokój!

– No przyznaj… Dziewczyny lubią takie rzeczy, nie? Padanie na kolana, kosze kwiatów, romantyczne spacery i kolacje przy świecach.

– Nie powiedziałam, że nie. Tyle że może nie od przypadkowych, w dodatku znacznie młodszych chłopaków. No i nie zapominaj, że z całej listy Igor jedynie padł na kolana.

– Wiedziałem… – Radek wyprostował się dumnie.

– Co nie znaczy, Radziu, że w ten sposób zatrzymasz przy sobie kobietę – wtrącił się Jacek. – To dobry plan na sam początek, ale na pewno nie na dłuższą metę.

– I że niby ty masz takie doświadczenie?

Jacek tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się tajemniczo. Ola nie chciała dać po sobie poznać, że wie, o co mu chodzi, bo zdawała sobie sprawę z tego, że Jacek nie chce, aby ktokolwiek dowiedział się o jego związku z Magdą… Przynajmniej nie przed końcem sezonu. Popatrzyła na niego porozumiewawczo i pogrążyła się w swoich myślach, wsłuchana w szum fal. Już prawie nie pamiętała swoich początków z Krzyśkiem, to było przecież jeszcze w gimnazjum. Spotykali się jako nastolatkowie, na początku speszeni swoim towarzystwem. A potem… Z tego co potrafiła przywołać w pamięci, byli najlepszymi przyjaciółmi i właśnie to ostatecznie ich połączyło. Do dziś dogadywali się naprawdę świetnie, mogła powiedzieć, że byli nawet bratnimi duszami, a kłótnie między nimi mogłaby policzyć na palcach. Cóż, z pewnością w jakimś stopniu było to spowodowane tym, że przez większą część roku dzieliły ich tysiące kilometrów, ale przecież rozmawiali ze sobą niemal codziennie, a przez telefon też potrafili się sprzeczać.

Uśmiechnęła się łagodnie, gdy wspominała ich pożegnanie przed jej wyjazdem. Krzysiek zorganizował romantyczną kolację, kupił jej kwiaty i zawieszkę do bransoletki w nagrodę za zdaną sesję. I choć przecież wcale nie o to chodziło, była mu wdzięczna za takie gesty. A najbardziej lubiła powroty do Polski, gdy czekał na nią na lotnisku z pluszowym misiem i kartką z napisem: „Moje szczęście”. Byli naprawdę dobraną parą, łączyła ich wyjątkowa nić porozumienia.

W tej chwili wyciągnęła telefon z plecaczka. Co prawda wysłała do Krzyśka wiadomość tuż po przyjeździe do hotelu, że dotarła szczęśliwie na miejsce, a on odpisał, że bardzo się cieszy i czeka na dalsze wieści, obiecała jednak, że w wolnej chwili zadzwoni. Zrobiła to więc teraz.

– Hej, Oluś – powitał ją tym swoim wesołym, beztroskim tonem.

– Cześć, Krzysiu. Dojechałam, jestem po zebraniu i właśnie idę na kemping.

– Cieszę się, że dotarłaś bezpiecznie.

– Ja się cieszę, że dotarłam w ogóle – zaśmiała się. – Omal nie spóźniłam się na samolot, byłam wzywana jako ostatnia pasażerka lecąca do Bolonii.

– To moja wina, zapomniałem nastawić budzika, jak prosiłaś…

– Daj spokój, najważniejsze, że jestem. I już nie mogę się doczekać, aż ty do mnie dołączysz. Jak Artur? Zastanowił się nad tym pomysłem, by przylecieć z tobą? – zapytała.

Niedługo przed wyjazdem Ola podczas wspólnego wyjścia na piwo ze znajomymi zaproponowała, by najlepszy przyjaciel Krzyśka, Artur, dołączył z dziewczyną, gdy Krzysiek będzie leciał w odwiedziny do Oli. Sama zaoferowała, że znajdzie im jakiś dogodny nocleg, a to będzie idealna okazja na niedrogie, ale bardzo przyjemne wakacje. Artur obiecał się zastanowić, choć nie ukrywał, że sceptycznie podchodzi do tego pomysłu. Nie zamierzała jednak nikogo zmuszać, dała im wolny wybór. Dla niej najistotniejsze było to, że przyleci Krzysiek. On był dla niej najważniejszy.

– Jeszcze się nie zdecydował – powiedział szybko chłopak. – Pewnie ostatecznie się rozmyśli.

– W razie czego jestem w stanie załatwić tu nocleg w ciągu czterech, pięciu dni, później może być już ciężko.

– Przekażę mu – odparł krótko.

– Wiesz, że już się za tobą stęskniłam?

– Kochanie, nie minęły nawet dwadzieścia cztery godziny – zaśmiał się.

– Wiem… – westchnęła. – To chyba ta świadomość, że zobaczymy się dopiero za dwa tygodnie, mnie dobija.

– Zleci, nawet nie wiesz kiedy. Oluś, przepraszam, ale muszę kończyć. Wziąłem dzisiaj drugą zmianę za kolegę i właśnie dojechałem do pracy. Odezwę się jutro – powiedział szybko.

Ola dodała, że będzie czekać na telefon. Wzięła głęboki wdech i wyprostowała się. Nie mogła się rozklejać po każdej rozmowie ze swoim chłopakiem! Wiedziała zresztą, że pierwszy dzień po przyjeździe zawsze był najgorszy i tęsknota najbardziej doskwierała, musiała go więc zwyczajnie przetrwać. Uśmiech mimowolnie pojawił się znów na jej twarzy, gdy w końcu ujrzała bramę kempingu. Serce zabiło jej mocniej, kiedy usłyszała dźwięki wakacyjnej muzyki, a nad basenem zobaczyła Laurę, która właśnie prowadziła wodny aerobik. Choć dochodziła już siedemnasta, wciąż było na tyle ciepło, że wielu turystów wypoczywało na leżakach, pławiąc się w popołudniowym słońcu.

– Czyli my mamy pod opieką jedną grupę? – zapytała Radka. Została z nim przydzielona do turnusu, który przyjechał wczoraj.

– Na to wygląda. Umówiłem się z wychowawcą, mamy dograć szczegóły wycieczek fakultatywnych i przekazać im plan całego pobytu.

– A było już spotkanie grupowe?

– Jeszcze nie, dziś musimy to ustalić i pewnie zorganizujemy je wieczorem albo jutro w okolicach obiadu.

– No dobrze, prowadź więc. W którym sektorze są ulokowani?

Radek wskazał Oli drogę do miejsca, w którym grupa rozbiła obóz. Duże namioty zorganizowane były tak naprawdę jak niewielkie pokoje hotelowe, a standard niejednokrotnie przewyższał ten, jaki można było zastać w hostelach na obrzeżach miasta. Biuro kilka lat temu zdecydowało się na wprowadzenie do oferty właśnie takiego rozwiązania dla grup szkolnych. Ceny obozu były nieporównywalnie niższe przy takim zakwaterowaniu, a grupy młodzieżowe nierzadko wolały właśnie takie rozwiązania niż pokoje hotelowe all inclusive. Poza tym sama atmosfera biwaku w takim miejscu jak południowe Włochy była niezapomniana. Do tego polowa kuchnia, wspólna łazienka i możliwość wykradania się ukradkiem na potajemne randki wśród alejek na kempingu – takie wakacje miały swój wyjątkowy urok.

W zależności od przedziału wiekowego gości animatorzy i rezydenci organizowali na kempingu wieczorki tematyczne, zabawy przy basenie, dyskoteki czy konkursy. Z mniejszym lub większym zainteresowaniem, ale niemal każda grupa z Polski brała udział w tych zabawach. Największą popularnością cieszyły się jednak zawody sportowe, których na szczęście zarówno biuro, jak i Włosi pracujący na kempingu organizowali najwięcej. Ola mogła się też pochwalić, że z jej inicjatywy biuro organizowało dla swoich wczasowiczów lekcje włoskiej kuchni w pobliskiej zaprzyjaźnionej trattorii „U Paola”. Naprawdę działo się wiele interesujących rzeczy, przez cały sezon nie można było się tu nudzić. No, chyba że padał deszcz, ale i wówczas rezydenci stawali na wysokości zadania, organizowali młodzieży inne zajęcia, jak chociażby wieczory z włoską muzyką albo naukę robienia prawdziwej neapolitańskiej pizzy.

Radek zadecydował, że jeszcze tego wieczoru spotkają się ze swoją grupą na zebraniu powitalnym, by przedstawić wszelkie zasady korzystania z kempingu oraz samego pobytu, a także ustalić szczegóły wycieczek fakultatywnych, na które cała grupa wyraziła chęć. Nie wracali więc do hotelu, tylko na chwilę usiedli w pobliskiej restauracji, by dodatkowo omówić szczegółowy plan działania na każdy dzień.

– Ola, mam nadzieję, że nie wzięłaś tego, co powiedziałem, do siebie? Chyba wiesz, że tylko żartowałem? – zapytał nagle Radek. – No wiesz, chodzi o nasze przekomarzanki, gdy szliśmy na kemping – dodał, gdy zobaczył jej zaskoczoną minę.

– Daj spokój, przecież mnie znasz – zaśmiała się dziewczyna i machnęła ręką. – Nie obrażam się o takie rzeczy.

– Całe szczęście. Ja z kolei najpierw mówię i robię, potem myślę. Widziałem, że sposępniałaś, więc zacząłem się zastanawiać, czy czasem za bardzo mnie nie poniosło.

– Spokojnie, po prostu zatęskniłam trochę. Wiesz, że perspektywa spędzenia tu kolejnych kilku miesięcy z dala od bliskich potrafi przytłoczyć, zwłaszcza zaraz po przyjeździe.

– Zgadzam się z tobą w stu procentach. Gdyby bardzo ci ta tęsknota dokuczała, to pamiętaj, że zawsze jestem obok, gdybyś chciała pogadać albo pójść na drinka. – Uśmiechnął się szeroko.

– Dziękuję, kochany jesteś. Dobrze mieć świadomość, że mogę na ciebie liczyć. Swoją drogą musisz przyznać, że trafiła nam się w tym roku naprawdę zgrana ekipa.

– Zdecydowanie. Nie ma żadnej czarnej owcy jak w tamtym sezonie – zaśmiał się. – Pamiętasz tę Wiolkę? Ciekawe, czy jeszcze pracuje. Podobno przeniosła się do biura do Katowic i stamtąd jeździ do Grecji, ale pewności nie mam.

– Chyba każdy, kto był tu w tamtym roku, ją pamięta… Nie ma to jak upić się prawie do nieprzytomności i zniknąć na całą noc nie wiadomo gdzie, wrócić nad ranem i mieć pretensje do wszystkich dookoła, że nikt jej nie szukał – wspomniała gorzko Ola.

– Powiem ci coś w sekrecie. – Radek nachylił się w jej stronę. – Ona rozpowiadała wszystkim, że spędziła noc z jakimś turystą, a podobno któryś z pracowników trattorii Paola widział ją, jak spała na ławce przy promenadzie. Musiała nad ranem się ocknąć, a żeby w jakikolwiek sposób wyjść z tej sytuacji z twarzą, zmyśliła historyjkę o turyście.

Ola zamrugała szybko zaskoczona, po czym zaśmiała się krótko i dodała:

– O ile w ogóle można wyjść z twarzą nawet wtedy, kiedy sypia się z przypadkowym facetem poznanym na plaży.

– To już swoją drogą – skwitował Radek. – Czyli co? Jeśli będzie ci smutno, wiesz, do kogo masz uderzać?

– Tak, dziękuję – odparła wesoło. – Chociaż myślę, że te najbliższe dwa tygodnie jakoś wytrzymam.

– Dwa tygodnie?

– Tak, mój chłopak przylatuje za dwa tygodnie. Chyba poznałeś go w tamtym roku?

– A, tak, chyba tak – potwierdził Radek lekko spięty. – Widzę, że oboje nie możecie bez siebie żyć. – Wysilił się na uśmiech.

Ola udała, że nie zauważyła tej nagłej zmiany nastroju. Wiedziała, że raczej nie zwróci się do Radka, gdy będzie jej smutno i źle. Niemniej dobrze było wiedzieć, że ma wokół siebie tak dobrych znajomych.

 

 

 

 

 

 

2.

 

 

 

 

 

Dwa dni później, kiedy tuż po śniadaniu Ola zbierała się do wyjścia na kemping, wciąż oczekiwała na telefon od Krzyśka. Obiecał zadzwonić wczoraj, ostatecznie jednak napisał SMS-a, że ma urwanie głowy w pracy i nie może rozmawiać, a potem był tak zmęczony, że zasnął tuż po powrocie do domu. Nie miała powodów do niepokoju, bo przecież pisał do niej, mimo to jednak brakowało jej bliższego kontaktu. Sama zresztą zauważyła, że chyba pierwszy raz od dawna aż tak bardzo jej go brakowało. Być może przez to, że te dwa tygodnie spędzone w Polsce musiała dzielić pomiędzy Krzyśka a naukę do egzaminów i nie spędziła z nim tyle czasu, ile planowała. A być może wizja jego przyjazdu wzmagała w niej tęsknotę. Choć bardzo starała się o tym nie myśleć i poświęcać jedynie pracy, wciąż towarzyszyło jej to dziwne uczucie pustki.

Zamyślona szła w stronę wyjścia z hotelu, gdy nagle zatrzymała ją Magda.

– Hej, Ziemia do Oli! – zawołała ze śmiechem koleżanka, gdy drugi raz wykrzyknęła jej imię i dopiero wtedy Ola zareagowała.

– Hej, przepraszam, zamyśliłam się!

– Właśnie widzę. Trudno się przestawić, co?

– Trochę. – Wzruszyła ramionami.

– Niestety, będziesz musiała się przestawić szybko.

– To znaczy?

– Z powodu wyjazdu Iwony muszę ściągnąć cię do hotelu jako opiekuna dla jednej z grup. I musisz pojechać jutro na wycieczkę fakultatywną do San Marino jako przewodniczka.

– Ale… miałam jutro z Radkiem organizować zawody w piłce plażowej dla grupy z kempingu – odparła skołowana Ola.

– Radek sobie poradzi, ktoś mu tam pomoże, a do San Marino nie bardzo ma kto pojechać.

– A Sara?

– Sara też jedzie, ale chętnych mamy więcej, niż przypuszczaliśmy. Pojedziecie na dwa autokary, a do każdego potrzebny jest rezydent. Nikt oprócz was nie oprowadzał wycieczek po San Marino.

– No dobrze, jeśli taka jest konieczność, to oczywiście się przeniosę. Na jak długo?

– Na razie do odwołania. W hotelu turyści są bardziej wymagający. Cieszę się, że to dla ciebie nie problem. Aha, dzisiaj grupa zażyczyła sobie wieczorku integracyjnego, więc będziemy mieć małą imprezkę w hotelowej restauracji. Przydałoby się mieć na naszych turystów oko. Większość kwestii organizacyjnych już rozstrzygnęłam, ale trzeba jeszcze skonsultować z menedżerem hotelu, o której możemy zacząć i o której najlepiej zakończyć wieczorek.

– Zajmę się tym. Były jakieś specjalne życzenia?

– Raczej nie, ale wiesz, jak jest czasem z turystami, mogą wpaść w trakcie imprezy na jakiś pomysł…

– Poproszę Stefana i Laurę, by w razie czego byli w pogotowiu. Kiedy towarzystwo zacznie ponosić wyobraźnia, oni odpowiednio spożytkują ich energię.

– I właśnie dlatego w pierwszej kolejności pomyślałam o tobie – odparła zadowolona Magda i położyła Oli dłoń na ramieniu, po czym zawołana przez innego z rezydentów, przeprosiła ją i się oddaliła.

Dziewczyna rozejrzała się wokół, spojrzała na zegarek, po czym uświadomiła sobie, że powinna poinformować Radka o zmianie planów. Nie była pewna, czy Magda oddelegowała kogoś na kemping w jej zastępstwie, czy Radek z Jackiem będą musieli poradzić sobie sami, zwłaszcza przy tych dzisiejszych zawodach. Nie zdążyła jednak wyciągnąć telefonu, bo w drzwiach wejściowych hotelu ujrzała Sarę.

– Zostałam przydzielona do grup hotelowych – powiedziała wesoło Ola.

– Co takiego?! Jak to się stało? – Sara aż pisnęła z zachwytu.

– W zastępstwie za Iwonę. Magda uznała, że nie poradzicie sobie w okrojonym składzie, a chłopaki na kempingu już tak.

– Czyli od dzisiaj będziemy spędzać ze sobą więcej czasu! – Sara klasnęła w dłonie, puszczając mimo uszu żart przyjaciółki.

– Na to wygląda – zaśmiała się Ola.

– W końcu będziemy mogły się nagadać! I podobno jutro jedziemy do San Marino!

– Hej, wciąż jesteśmy w pracy, nie na wakacjach!

– A kto zawsze mówił, że to praca i wakacje w jednym?

– No kto? – Ola, rozbawiona, wzięła się pod boki.

– No dobra, ja! – Sara przewróciła oczami – Ale to nie zmienia faktu, że bardzo się cieszę na tę zmianę planów. Nie mów, że ty nie!

– Przecież nic nie mówię!

– No i prawidłowo! Zobaczysz, tu jest zdecydowanie większy luz, bo dorośli jednak potrafią zająć się sobą i poza wycieczkami niewiele trzeba robić w ciągu dnia.

– A na dzisiaj jaki jest plan? Poza wieczorkiem integracyjnym?

– Stefano prosił o pomoc w animacjach przy basenie, bo Laura jest na kempingu, a Massimo pomaga Radkowi w zawodach. Zajmie nam to jakieś dwie godzinki i potem do wieczora musimy być po prostu w pogotowiu, kręcić się po obiekcie… – Sara wzruszyła ramionami.

– To brzmi całkiem…

– To brzmi idealnie, Olka! A wieczorem, jak już ta imprezka dla seniorów się skończy, zawsze możemy wyskoczyć na drinka do knajpy na plaży.

Ola tylko przewróciła oczami, po czym z uśmiechem zgodziła się na tę propozycję. Sara wzięła ją pod rękę i obie ruszyły w stronę basenów przy hotelu, by – jak powiedziała Sara – wesprzeć Stefana angażującego właśnie wczasowiczów do wodnego aerobiku. Ostatni raz jeszcze przed wyjściem z budynku Ola zerknęła na swoją komórkę i znów straciła humor.

– Co jest? – Usłyszała po chwili głos przyjaciółki.

– Nic takiego, nieważne – odparła.

– No przecież mnie możesz wszystko powiedzieć.

– Wiem, ale… – Zawahała się.

Akurat jeśli chodziło o Krzyśka, nie była tego taka pewna. Sara reagowała na samo imię jej chłopaka alergicznie, dlatego Ola raczej unikała tematu przy przyjaciółce. Niemniej wiedziała też, że nawet mimo niechęci Sary do Krzyśka mogła się jej zwierzyć ze wszystkiego, a Sara za każdym razem starała się obiektywnie ocenić sytuację.

– Chodzi o Krzyśka? – odgadła przyjaciółka bez chwili zawahania.

– Mam jakieś dziwne przeczucia… – westchnęła Ola.

– To znaczy? W jakim sensie?

– Ostatni raz rozmawialiśmy przez telefon po moim przyjeździe i to naprawdę krótko, bo musiał iść do pracy. Potem obiecywał zadzwonić, ale tego nie zrobił, a kiedy ja dzwoniłam, nie odbierał. Tematu przyjazdu jakoś dziwnie unika… No i w ogóle mam wrażenie, że unika rozmowy ze mną. – Wzruszyła ramionami.

– Ale piszecie ze sobą?

– No niby tak…

– Masz jakieś podejrzenia?

– Podejrzenia odnośnie do czego? – Ola popatrzyła na przyjaciółkę zaskoczona.

– No nie wiem, czegokolwiek – odparła szybko Sara. – Musisz się zamartwiać na jakieś podstawie, prawda? Albo snuć wnioski. Nie wiem, tak tylko próbuję znaleźć jakieś rozwiązanie – zaczęła tłumaczyć.

– Prawdę mówiąc, nie zastanawiałam się nad tym. Myślisz… – Popatrzyła z obawą na Sarę. – Myślisz, że Krzysiek mógłby mnie… Nie, to niemożliwe, przecież widziałam się z nim zaledwie trzy dni temu! Pamiętam, jak się zachowywał. Pewnie ma po prostu dużo pracy, tak jak mówi. – Machnęła ręką.

– Pewnie tak. – Sara pokiwała głową. – Albo chce ci się oświadczyć i dlatego cię unika – zaśmiała się, a wtedy Ola wbiła w nią zdumione spojrzenie.

– Mówił ci coś? – zapytała zaskoczona.

– Mnie? No coś ty, przecież my ze sobą nawet nie rozmawiamy! Tak tylko rzuciłam, żeby cię oderwać od tych ponurych myśli. A poważnie, to może po prostu napisz do niego, że się martwisz – dodała od niechcenia.

– Myślisz, że przesadzam?

– Myślę, że za bardzo się przejmujesz. Rozumiem, że tęsknisz, ale sama powiedziałaś, że Krzysiek pracuje i że macie ze sobą jakiś kontakt. Naprawdę nie warto brać sobie więcej do głowy. – Sara uśmiechnęła się pokrzepiająco i pogładziła Olę po ramieniu.

Może rzeczywiście za bardzo się przejmowała? W końcu wcześniej też się zdarzało, że nie rozmawiali ze sobą przez kilka dni, nigdy jednak nie towarzyszyło jej takie dziwne, niecodzienne przeczucie, którego sama do końca nie umiała sprecyzować. Wiedziała jednak, że musi uzbroić się w cierpliwość albo po prostu zająć czymś, by wciąż nie wracać myślami do swoich obaw.

Cały dzień więc starała się skupiać na obowiązkach. A to pomagała Stefanowi, a to innemu pracownikowi przy zbieraniu ręczników, a to podczas dyżuru udzielała informacji zainteresowanym wczasowiczom, zaciekawionym jutrzejszą wycieczką i innymi możliwościami zwiedzania najbliższej okolicy. Przy kolacji zaś ze wszystkimi współpracownikami wymieniali się doświadczeniami minionego dnia. I tak do samego wieczora, gdy siedziała podczas wieczorku integracyjnego dla grupy przy stoliku w restauracji i wpatrywała się w rozbawionych i pełnych beztroski ludzi. Wtedy znów zamyśliła się na chwilę.

– Wiesz, że nie musisz tutaj być? – Usłyszała nagle Sarę, która wróciła do stolika ze swoim drinkiem.

– Proszę? – zapytała zaskoczona, po czym otrząsnęła się i zamieszawszy w swoim martini, dodała: – Zostaję z tobą, w pokoju jeszcze więcej będę rozmyślać. Tutaj przynajmniej można się trochę zrelaksować i pośmiać.

– Zwłaszcza z tych panów po sześćdziesiątce opowiadających sprośne kawały nowo poznanym paniom czterdzieści plus.

– I zobaczysz, że co najmniej jeden wróci z taką panią do pokoju – dodała już swobodniej Ola.

– Nie będę się nawet zakładać. Znam te wakacyjne historie na wylot. – Sara machnęła ręką, upiła spory łyk drinka i przymknęła oczy z rozkoszą.

Ola tylko zamoczyła usta w swoim napoju i powiodła spojrzeniem po sali restauracyjnej. Przez chwilę obserwowała zwinne ruchy barmana, wsłuchała się w śmiechy hotelowych gości, w ich niewybredne żarty i plany podboju świata. I wtedy napotkała spojrzenie mężczyzny, którego nie znała, ale skądś go kojarzyła. Pewnie gdyby nie to, że mężczyzna też popatrzył na nią w tej samej chwili, pomyślałaby, że coś jej się wydaje. Spotykała tu tyle ludzi… Gdy mężczyzna uśmiechnął się do niej lekko, Ola przypomniała sobie w końcu, w jakich okolicznościach zetknęła się poprzednio z tym człowiekiem. To właśnie on pomógł jej z walizką i to jego po przylocie spotkała w kawiarni. Co za zbieg okoliczności sprowadził ich w to samo miejsce! Bo najwyraźniej był hotelowym gościem, skoro za drinki płacił hotelową kartą. Zawahała się przez chwilę, popatrzyła ukradkiem na Sarę skupioną na swoim czerwonym drinku, po czym skinęła mu nieznacznie głową. Niestety, w tej samej chwili przyjaciółka podniosła wzrok, a gdy dostrzegła gest Oli, odwróciła się gwałtownie za siebie.

– Co to za przystojniak? Znasz go?

– Znam to za dużo powiedziane – odparła i upiła łyk martini.

– To znaczy?

– Kojarzę go z samolotu i on mnie chyba też. Siedzieliśmy praktycznie obok siebie, pomógł mi z walizką.

– Ty to masz szczęście, zawsze trafisz na jakiś ciekawy kąsek. Podzieliłabyś się, masz już faceta.

– Jest cały twój – zaśmiała się Ola i ukradkiem jeszcze raz popatrzyła na mężczyznę, który już zajęty był rozmową ze swoim towarzyszem.

– Polak? – Sara znów, tym razem bardziej dyskretnie, odwróciła się w stronę baru.

– Mówił po angielsku, ale z akcentem. Obstawiałabym, że Włoch.

– Wygląda mi na Włocha. Może się przysiądziemy?

– Zwariowałaś?!

– No nie bądź taka! Ty go znasz! Zagadasz od niechcenia, następnie mnie przedstawisz, a potem się zmyjesz! Chyba nie proszę cię o zbyt wiele? Nie zrobisz tego dla przyjaciółki? – Sara przywołała na twarz teatralną minę i zatrzepotała niewinnie rzęsami.

Ola przewróciła oczami. Nie było mowy, by zgodziła się na taki układ! Po pierwsze, to zupełnie nie było w jej stylu, po drugie, wcale nie znała tego mężczyzny, bo nie można było nazwać znajomością pomocy w samolocie i wymiany uprzejmych spojrzeń. Po trzecie, ich niepisany kodeks etyczny nie pochwalał takich wyczynów. Jako pracownica biura Sara mogłaby mieć kłopoty, gdyby ten mężczyzna okazał się nieprzyjemnym typem i zaczął sobie wyobrażać nie wiadomo co.

Przyjaciółka wpatrywała się jednak w Olę tak intensywnie, że ta zaczynała kruszeć.

– Czemu sama do niego nie podejdziesz, tak po prostu? – zaproponowała.

– Bo… – Sara wyprostowała się na krześle. – W zasadzie to czemu nie.

Ola spojrzała zdumiona na Sarę, która dopiła alkohol dla dodania sobie odwagi, po czym wstała pewnie i poprawiwszy sukienkę, lekkim krokiem podeszła do baru. Ola obserwowała przyjaciółkę z zaciekawieniem, rozbawiona jej zalotami. Dziewczyna najpierw oparła się ponętnie o kontuar, uwydatniając wszystkie swoje wdzięki, po czym zalotnie odrzuciła włosy do tyłu. Czekając na barmana, ukradkiem spojrzała na obiekt tych starań – mężczyznę, który wciąż zajęty był rozmową. Sara była naprawdę świetna w te klocki. Ukradkowy śmiech, przelotne spojrzenie w stronę mężczyzn, kilka niewinnych gestów… Ola miała idealne miejsce do obserwacji.

To znajomy Włocha pierwszy zwrócił uwagę na wysoką, szczupłą blondynkę, która właśnie zamówiła kolejnego drinka. Zszedł z hokera i podszedł do dziewczyny. Natomiast ten, którego Sara chciała sobą zainteresować, jedynie się im przypatrywał. Przyjaciółka Oli zamieniła kilka słów z mężczyzną, który do niej podszedł, po czym podała mu dłoń. Zapewne się przedstawiła. Ola znała doskonale ten śmiech i te gesty – Sara robiła z siebie słodką blondynkę, choć trzeba przyznać, że ten sposób zawsze działał najlepiej, gdy kogoś chciała poderwać. Jak widać, zadziałał i tym razem. Nowy znajomy po chwili przedstawił towarzysza, a wtedy Sara była już wniebowzięta. Ola zaśmiała się pod nosem i upiła kolejny łyk martini, a kiedy znów podniosła wzrok, zamarła. Sara w rozmowie z mężczyznami właśnie zwróciła się w jej stronę i wskazując na przyjaciółkę, zaczęła coś tłumaczyć. Chwilę później ruszyła w jej stronę.

– Chodź – powiedziała konspiracyjnym tonem i szarpnęła ją za rękę.

– Dokąd?! Sara, coś ty wymyśliła?!

– No chodź, nie bój się. Ten jeden kaleczy angielski, a ten twój w ogóle jest jakiś milczący. Powiedziałam, że moja przyjaciółka mówi biegle po włosku i będzie tłumaczyć. – Znów pociągnęła Olę za dłoń.

– A nasi… – Ola popatrzyła w stronę turystów, którzy bawili się w najlepsze, nie zwracając najmniejszej uwagi na rezydentki.

– Daj spokój, widzisz, że są zajęci sobą. No chodź, tylko na chwilkę!

– Sara! – syknęła, wciąż się opierając, gdy przyjaciółka szarpała coraz mocniej jej dłoń.

– Mam szansę poderwać zajebistego faceta, nie bądź taka!

– I co? Jak pójdziecie na randkę, też mam iść z wami, by tłumaczyć?

– Jeśli gdziekolwiek pójdziemy we dwoje, to słowa nie będą nam potrzebne. A na pewno nie więcej, niż oboje znamy. Olka, proszę, co ci zależy! – Sara już niemal tupała nogą.

Ola ukradkiem zerknęła jej przez ramię na obserwujących ją mężczyzn. Z ich perspektywy rozmowa między nimi musiała wyglądać komicznie, a co gorsza, nawet żałośnie. Ola westchnęła i rzuciwszy Sarze pełne wyrzutu spojrzenie, wstała z miejsca i podążyła za przyjaciółką. Gdy obie podeszły do mężczyzn siedzących przy barze, Sara przedstawiła koleżankę.

– My się już chyba poznaliśmy – odezwał się mężczyzna z samolotu idealną angielszczyzną, choć z lekko obcym akcentem.

– Tak, choć wciąż nie wiem, jak ma pan na imię – odparła uprzejmie Ola. – Jeszcze raz dziękuję. Jestem Ola. – Wyciągnęła w jego stronę rękę.

– Naprawdę nie ma za co. – Ujął podaną mu dłoń i już miał powiedzieć coś więcej, gdy wtrąciła się Sara.

– Tak, też słyszałam, że pomógł pan mojej przyjaciółce w samolocie. To się chwali. – Uśmiechnęła się trochę nerwowo.

– Panowie też wypoczywają nad morzem? – zapytała Ola, by podtrzymać rozmowę.

– Raczej załatwiamy interesy. Ale staramy się przy tym choć trochę skorzystać z uroków kurortu. A panie? Na urlopie?

– Jesteśmy rezydentkami biura podróży, opiekujemy się turystami, którzy wykupili wycieczki za pośrednictwem naszego biura – wyjaśniła Ola po angielsku, po czym uśmiechnęła się do mężczyzny. Następnie rzuciła przez zaciśnięte zęby po polsku do stojącej obok zniecierpliwionej Sary, która jedynie wymieniała spojrzenia z drugim mężczyzną: – Nadal uważasz, że nie mówią po angielsku i nie jesteś w stanie się z nimi dogadać?

– Rozmawiałam z tym drugim, naprawdę wydawało mi się, że ledwo dukał! Przystojniak był małomówny, skąd miałam wiedzieć, że tak dobrze zna angielski! – odparła nerwowo i posłała wymuszony uśmiech w stronę obu mężczyzn.

Ola kątem oka zwróciła uwagę na cień uśmiechu, który przemknął po twarzy poznanego w samolocie mężczyzny. W pierwszej chwili zrobiło jej się głupio, bo przecież nie wypadało mówić w towarzystwie w języku, którego mężczyźni nie rozumieli, zaraz jednak coś ją tknęło. Wciągnęła głośno powietrze, a wtedy mężczyzna znów zwrócił się w jej stronę.

– Marcin. Mam na imię Marcin – powiedział po polsku z łagodnym uśmiechem.

Ola miała ochotę zapaść się pod ziemię, a Sara, zszokowana, nagle zastygła w bezruchu. W końcu zamrugała szybko, popatrzyła na przyjaciółkę z lekko rozchylonymi ustami, a jej wyraz twarzy świadczył o tym, że miała mordercze zamiary.

– Spokojnie, Marco jest Włochem, mówi po angielsku, ale polskiego nie zna zupełnie – uspokoił je Marcin, widząc zmieszanie na twarzach obu dziewczyn.

– Najmocniej cię przepraszam, byłam pewna, że też jesteś Włochem.

– W zasadzie… to w połowie jestem. – Uśmiechnął się. – Mój ojciec jest Włochem.

– To i tak nie tłumaczy tych naszych nieuprzejmych komentarzy. Przepraszam jeszcze raz – dodała ze skruchą Ola i ledwo zauważalnie szturchnęła Sarę łokciem.

– Tak, ja też przepraszam, zostałam wprowadzona w błąd… – odparła przyjaciółka i spiorunowała Olę spojrzeniem.

Marcin już chciał coś dodać, gdy w końcu o uwagę upomniał się jego towarzysz, jak się okazało, rodowity Włoch, który nic nie rozumiał z zaistniałej sytuacji. Ola wspomniała mu, że spotkała Marcina w samolocie, którym lecieli oboje z Wrocławia. Po krótkiej konwersacji, by jak najszybciej zakończyć tę kłopotliwą scenę, raz jeszcze przeprosiła obu mężczyzn i wymówiła się koniecznością powrotu do swojej grupy, która coraz bardziej zaczynała dokazywać w sali restauracyjnej.

Czuła się bardzo niezręcznie po tym spotkaniu, nie umiała pozbierać myśli. Nie obchodziło jej też to, że zostawiła teraz przyjaciółkę na pastwę losu, a raczej na pastwę wstydu, z którym i Sara musiała się zapewne teraz mierzyć. Ale przecież gdyby nie jej głupi pomysł, by wdać się w niewinny flirt z przypadkowym mężczyzną, do całej tej sytuacji by nie doszło! Sara sama była sobie winna i nie miała prawa nawet spoglądać na Olę oskarżycielsko, a co dopiero cokolwiek jej zarzucać. Niech no tylko spróbuje! Ola jednak przede wszystkim była zła na siebie samą. Znów dała się namówić Sarze, jakby doświadczenie niczego jej nie nauczyło! Już przecież nie raz przez szalone pomysły przyjaciółki wpadała w tarapaty. Czy nie tak stało się w ubiegłym roku, gdy Sara namówiła ją na podróż stopem do Florencji i w połowie drogi musiały uciekać przed dwoma ekshibicjonistami, którzy przyczepili się do nich w niewielkim miasteczku, a Sarze wydali się na tyle godni zaufania, że postanowiła udać się z nimi do ich „zaprzyjaźnionej knajpki”? Albo gdy innym razem dostały mandat, który kosztował je co najmniej tygodniową wypłatę po tym, jak Sara wpadła na wspaniały pomysł kąpieli w rzymskiej fontannie di Trevi w środku nocy? A wtedy, gdy nie mając już żadnych oszczędności, dołączyły do jednej z grup zwiedzających katedrę Santa Maria del Fiore we Florencji z nadzieją, że skoro Ola zna włoski, to nikt się nie zorientuje, że przyczepiły się do grupy na gapę, bez biletów? Ochrona wyprowadziła je, nie szczędząc gorzkich słów upomnienia, które – wykrzykiwane z włoskim temperamentem – odbijały się echem chyba po całym Piazza del Duomo! Owszem, łączyły się z tym wszystkim niezapomniane przeżycia, a w pamięci pozostawały niepowtarzalne wspomnienia, niemniej te ich wybryki były na tyle nieodpowiedzialne, że gdyby nie głupie szczęście, dzięki któremu wszystko zawsze uchodziło im na sucho, mogłyby ponieść znacznie poważniejsze konsekwencje niż tylko zwolnienie z pracy. Było jednak jeszcze coś, czego Ola wolała nie wspominać. Przez sugestie i podejrzenia Sary, uprzedzonej do Krzyśka niemal od samego początku, omal nie rozpadł się jej związek. I gdyby nie to, że przyjaciółka dała w końcu za wygraną i przeprosiła za swoje przewrażliwienie, kiedy Ola już kategorycznie nie chciała jej słuchać i zagroziła zerwaniem przyjaźni, tej więzi z Krzyśkiem już dawno by nie było. I choć kochała Sarę jak siostrę, w pewnych kwestiach musiały postawić sobie granice. Teraz natomiast Ola zaczęła się zastanawiać, czy to nie był odpowiedni czas na ich rozszerzenie.