Wino i Szkarłat - Jolanta Knitter-Zakrzewska - ebook

Wino i Szkarłat ebook

Jolanta Knitter-Zakrzewska

0,0
14,13 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Sara prowadzi winnicę. Opracowała własną recepturę na unikatowe wino, wielu okolicznych karczmarzy chętnie kupuje od niej całe beczki aromatycznego trunku. Jednym z kupców jest Marcus, który regularnie przysyła służbę po kolejne bukłaki wina. Jednak czy jedynie o to mu chodzi? Sara wkrótce będzie musiała zmierzyć się nie tylko z Marcusem, ale zarówno z jego jak i własnymi demonami.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 45

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Jolanta Knitter-Zakrzewska

Wino i Szkarłat

Projektant okładkiRobert Zakrzewski

RedaktorIlona Zakrzewska

KorektorIlona Zakrzewska

© Jolanta Knitter-Zakrzewska, 2023

© Robert Zakrzewski, projekt okładki, 2023

Sara prowadzi winnicę. Opracowała własną recepturę na unikatowe wino, wielu okolicznych karczmarzy chętnie kupuje od niej całe beczki aromatycznego trunku. Jednym z kupców jest Marcus, który regularnie przysyła służbę po kolejne bukłaki wina. Jednak czy jedynie o to mu chodzi? Sara wkrótce będzie musiała zmierzyć się nie tylko z Marcusem, ale zarówno z jego jak i własnymi demonami.

ISBN 978-83-8324-978-0

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

„Schwytajcie nam lisy,

małe lisy, co pustoszą winnicę”

Pieśń nad Pieśniami, Biblia Tysiąclecia

Winnica

Czy kiedyś mijaliście opustoszałe winnice, uschnięte szczepy winne, grona, które nie zdążyły ujrzeć słońca? Czy zastanawialiście się, dlaczego tak się stało? Czy można było temu zapobiec? Ojciec pokazał mi kiedyś takie miejsce i mówił, że stało się tak przez małe lisy. Nie bardzo go wtedy słuchałam, wyobraziłam sobie tylko niewielkie, rude stworzonka, które podgryzają korzenie winnych krzewów, a kiedy wróciliśmy z dalekiej podróży do naszej bezpiecznej, zielonej winnicy, zapomniałam o tamtym widoku, na długie, bardzo długie lata. Dopiero, gdy mój ojciec umierał i wezwał mnie do siebie, usłyszałam po raz drugi o małych lisach.

— Nie wpuszczaj do winnicy małych lisów… małych lisów, co pustoszą winnicę. Przytaknęłam nadal niewiele rozumiejąc. Czego tu się bać? Zastawi się wnyki na te małe stworzenia i będzie po sprawie. Nie wiedziałam wtedy, o jakie lisy tak naprawdę chodzi…

**

Po zachodniej stronie nieba czerwona kula słońca chyliła się ku czarnemu zarysowi lasu. Dzień gasł w szkarłatnych smugach; rzucał purpurowy blask na zielone krzewy, rosnące w długich szpalerach w winnym sadzie. Kochałam te wieczory. Nie mogłam oderwać wzroku od zachodzącego słońca. Był to jeden z tych widoków, o których zwykło się mówić, że jest nieopisanie piękny. Słuchałam muzyki świerszczy. Czułam zapach winogron, niesiony prze lekki powiew ciepłego wiatru. To były takie beztroskie dni… Jednak już wtedy zaczęły się moje sny. Szkarłatne sny. Ze srebrnych pucharów, stojących na stole w winnicy mego ojca, wylewało się wino, ciemnoczerwone jak purpura, rubinowe, czerwone jak szkarłat. Lało się strumieniami daleko, poza winnicę, a z tej szkarłatnej rzeki wyrastały róże o pąkach pięknych, jasnoróżowych, które w zetknięciu z winem nabierały barwy głębokiej czerwieni. Róże miały tak duże kolce, że przechodząc obok, raniły moje ręce, skronie, piersi, a z padających na ziemię kropel krwi, wyrastały kolejne pąki róż. Tak wyglądały moje szkarłatne sny. Jakby wyczucie tego, co miało się zdarzyć. Ale skoro przeszłości już nie ma, a przyszłości jeszcze nie ma, i jest tylko dzisiaj, skąd ta intuicja, przeczucia, przewidywania i szkarłatne sny, jak zapowiedź utraty krwi, cierpienia, którego nikt nie uniknie, a dzięki któremu doskonale wiemy, jak cudownie smakują winogrona szczęścia…

**

Winnica mego ojca leżała w dolinie, gdzie zielony sad winny rozciągał się na wiele mil. Jako dziecko bawiłam się i biegałam pomiędzy winnymi krzewami, zbierałam winogrona do wiklinowych koszy, a odkąd skończyłam dwanaście lat pracowałam tu na równi z innymi pracownikami i z chłopcem o imieniu Mir, który był nieodłącznym towarzyszem mych dziecięcych zabaw a potem codziennej pracy. Ojciec robił wina z ciemnych winogron. Te winogrona miały bardzo ciemną skórkę z jasnym nalotem i o wiele intensywniejszy smak od jasnych gron. Robotnicy mego ojca zbierali winogrona, a potem udeptywali je nogami. Kiedy byłam mała biegałam razem z Mirem po tych gronach, czyniąc sobie z tego zabawę, ale potem pracowałam już poważnie tak samo jak inni. Masę z rozgniecionych winogron ojciec kazał przelewać do glinianych, wysokich naczyń, dodawał do tego wodę i miód. Amfory — naczynia z winem zatykał gliną, pozostawiając niewielki otwór. Nauczył mnie, że im mniej wody, tym wino będzie mocniejsze. Glinianie amfory z winem trzeba było odstawić w ciemne miejsce na kilka miesięcy. Wszystkiego nauczyłam się od ojca, a potem dodawałam do tego własne doświadczenie, spostrzeżenia i pomysły, jak na przykład ten, by winne grona rozprasowywać płaskimi kamieniami. Opracowałam też własną recepturę, która przyniosła niespotykany dotąd smak wina, które jeszcze chętniej było kupowane przez licznych karczmarzy, którzy przybywali do mnie z najdalszych zakątków, jak i przez księcia Marcusa, którego znałam jedynie z imienia wypowiadanego ze strachem przez jego posłańców. Tajemnica receptury tkwiła w tym, że zamiast miodu do osłodzenia cierpkiego smaku gron dodawałam czekolady, a na aromat wzbogacający wybrałam starte niemal na pył suszone śliwki i płatki róż. Oczywiście główny smak zawdzięczałam szczepowi winnemu — swoje wina przygotowywałam bowiem z gron Cabernet Sauvignon, uzyskując esencjonalny smak i głęboką rubinową barwę, niemal wpadającą w szkarłat. Znaczenie również miało miejsce i czas dojrzewania wina.

Nasza okazała piwnica, w której wino dojrzewało w beczkach, przypominało zamkową komnatę. Półokrągłe sklepienia wsparte były na potężnych kolumnach bogato rzeźbionych w górnej części w ornamenty przedstawiające pnące się liście krzewów winnych i winogrona jak żywe. Uwielbiałam tam przebywać. Kiedy byłam dzieckiem miejsce to wydawało mi się wyjątkowo tajemnicze, idealne do zabawy i ukrywania się; pełne zakamarków i przesycone intensywnym zapachem winogron. Kiedy dorosłam jeszcze bardziej pokochałam to miejsce, czułam się tutaj jak artystka tworząca nowe, nieistniejące jeszcze dotąd, kompozycje smaków, barw i aromatów. Nie wiem tylko czy równie dobrze jak ojciec, traktowałam swoich pracowników. Byłam może zbyt wymagająca i nie znosiłam sprzeciwu.

Ojciec mój nie traktował robotników z winnicy jak byle parobków, strachem zmuszanych do pracy ponad siły, którym wystarczy zapłacić tyle, by starczyło im na pajdę chleba i mocny trunek, a potem niech idą precz. Traktował ich dobrze, bo wiedział, że z niewolnika nie ma dobrego pracownika, bo wiedział, że każdy człowiek w swoim życiu chce być traktowany dobrze. Dawał im tyle, by mogli spokojnie utrzymać swe rodziny, spraszał na wspólne wieczerze. Przy kilku razem zestawionych stołach siedzieli wszyscy robotnicy winnicy, razem z moim ojcem, ze mną i Mirem i biesiadowaliśmy gwarnie, wesoło przy baranich udźcach i czerwonym winie. Ojciec wydawał się wtedy wesoły, serdeczny i tylko ja wiedziałam jak bardzo w środku jest poważny i nieufny.

Mój ojciec August rzadko się uśmiechał, te wspólne wieczerze były miłym wyjątkiem. Jego twarz nacechowana była zamyśleniem i powagą. Lubił rozmawiać z ludźmi, którzy przybywali do jego winnicy po beczki wina do karczmy i na własne potrzeby; robił wtedy wyjątek i nawet żartował, śmiał się, targował, ale kiedy znikali z naszej winnicy, mówił zupełnie coś innego…

— Na tego uważaj, tamtemu