Wierszydła wabione nocą - Aneta Wypych - ebook

Wierszydła wabione nocą ebook

Aneta Wypych

0,0
5,05 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Niniejszy tomik poezji wyrastał z oglądu otaczającego autorkę świata. Wiodącym motywem książki jest przemijanie — nieunikniony proces znany każdemu człowiekowi. Obok wierszy zmuszających Czytelnika do osobistych przemyśleń, znajdziemy tu również lekkie, zabawne obrazki z codziennego życia. Autorka starała się uchwycić całe spektrum emocji towarzyszących ludziom w obecnych czasach, karmiąc się nadzieją, że Czytelnik będzie miał możliwość współodczuwania z podmiotem lirycznym.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 40

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Aneta Wypych

Wierszydła wabione nocą

Jeżowilki przemijania

KorektaBogusław Mazur

IlustracjeArchiwum własne, Pexels

© Aneta Wypych, 2022

Niniejszy tomik poezji wyrastał z oglądu otaczającego autorkę świata. Wiodącym motywem książki jest przemijanie — nieunikniony proces znany każdemu człowiekowi. Obok wierszy zmuszających Czytelnika do osobistych przemyśleń, znajdziemy tu również lekkie, zabawne obrazki z codziennego życia. Autorka starała się uchwycić całe spektrum emocji towarzyszących ludziom w obecnych czasach, karmiąc się nadzieją, że Czytelnik będzie miał możliwość współodczuwania z podmiotem lirycznym.

ISBN 978-83-8273-139-2

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Kochanej Mamie — Przyjaciółce, Muzie i najwierniejszej Czytelniczce.

Spokój

Słucham nocy ze łzą w oku,

w gardle wierci się niepokój.

Kot już mruży złote oczy,

zgrabnie kule myśli toczy —

gładkie jak sopelki lodu,

słodkie niczym plaster miodu.

Tej istoty czuła bliskość

dziś pozwala znosić wszystko

to, co spędza z powiek sny

i wydłuża smętne dni.

Złote oczy błyszczą w mroku,

kodem Morse’a mówią: „Spokój”.

Niewidzialna

Kiedy człowiek na człowieka

zerka z nieufnością,

gdy egoizm się wymieszał

z troską i miłością,

nie chcę patrzeć na nikogo,

zamykam się w sobie

i tysiące dziwnych rzeczy

w swojej głowie robię.

Analizy plików myśli

przedstawiam nikomu,

tworząc stale megabajty

niewidzialnych tomów.

I ja sama niewidzialna

staję się po chwili,

by przypadkiem — co się zdarza —

wątków nie pomylić.

Rzeczywistość wroną skrzeczy,

nagle wszystko mija.

Znów dotykam zwykłych rzeczy,

w deski gwoździe wbijam.

Ciężko stwierdzić, co z tych desek

w przyszłości powstanie.

Może szczęście, może trumna…

Oto jest pytanie…

Wiosna

Uśmiechały się wiosną,

zdejmowały nam szale,

dziś strzepują puch

ze skrzydeł,

nie ma ich tu wcale.

I ciepła ślad zniknął,

wszystko już za nami.

Wiosna hen wysoko

tańczy z aniołami.

Plan

Utkałam misterny plan

z delikatnej mgły marzeń,

bez bolesnych wydarzeń,

bez białych plam.

Próbowałam miłość wplatać,

lecz zerwałam cienką nić,

kiedy chciałam serce zszyć

rozrywane przez lata.

Często nocą łatam dziury

kolorowym snem.

Swoje zrobi dzień ponury…

Dobrze o tym wiem.

Z korzeniami wyrwie łaty,

w szary pył zamieni.

Snów powiędłe, suche kwiaty

rzuci w zapomnienie.

Ile

Ile po mnie zostanie…

Może zaległe pranie,

mały talerzyk w zlewie,

może coś, o czym nie wiem.

Tu niepodlane kwiatki,

tam jakieś małe gratki,

smutne spojrzenie kota,

co dziś się o mnie otarł.

Ile po mnie zostanie…

Nie mam niczego w planie,

ostatnią kromką się podzielę,

rakiety w kosmos nie wystrzelę.

I kiedy elektrony zgasną,

a myśli już na wieczność zasną,

odpłynę charonową łódką,

gdyż niewidzialni żyją krótko.

List do księżyca

Planeta Ziemia

dziś się raduje,

gdyż człowiek w klatce

mniej świat zepsuje.

Dziś kwarantanna,

dziś izolacja,

pauza za pauzą,

za spacją spacja,

tir na parkingu

i wiatr w kominie.

Życie leniwie

na Ziemi płynie.

Z ulgą oddycham

rześkim powietrzem,

wirus oczyszcza

wokół mnie przestrzeń.

Człowiek zatrzymał

swój bieg na chwilę,

sprawy nieważne

zostawił w tyle.

O moje życie

toczy się walka

— kalka za kalką,

za kalką kalka.

Kto dziś koronę

na głowie nosi?

Kto o przetrwanie

swe modły wznosi?

Mała drobinka

dumnie króluje.

Zmiany na lepsze

w powietrzu czuję,

lecz nie zaproszę

Cię na herbatę.

Nie chcę narazić

Cię na utratę

zdrowia i życia

drogi Księżycu.

Zostań, gdzie jesteś

i siedź w ukryciu.

Na skraju nieba,

hen tam, w oddali,

dla mnie zmęczonej

świeczkę zapalisz.

Kiedy wyleczę się

już z człowieka,

napiszę krótko:

„Herbatka czeka!”

Miłość

W czasach zarazy

miłość bez skazy:

— platoniczna,

— niefizyczna,

— na dwa metry,

— przez trzy swetry,

— przez gałganki,

— bez trzymanki.

Jutro

Chłód światem zawładnął,

żal oszronił włosy,

na których jeszcze wczoraj

tańczyły perły rosy.

I nie wie nikt, co jutro

zostawi nam pod drzwiami,

może ciemność zatrzaśnie

pod zastygłymi powiekami.

A może zalśni słońcem,

zadźwięczy ludzkim śmiechem,

i będzie się radować

tłumionym dziś oddechem.

Emilka

Stoi pod sklepem Emilka,

stoi już chwilek kilka,

podjada cienkie paluszki,

fikają króciutkie nóżki.

Nagle jeden paluszek

stanął jej w poprzek uszek!

Dziewczę dławi się, dusi,

czerwienieje i krztusi.

Nikt nie ratuje Emilki…

Serca jak główki od szpilki.

Lęki w głowach i fobie,

w strasznej pandemii dobie.

Kwarantanna

Dwadzieścia cztery na dobę

zamknięci w małej przestrzeni,

czekamy, kiedy się skończy,

kiedy los się odmieni.

Ileż można wytrzymać,

razem pod jednym dachem,

z kolejnym lokatorem

— wrednym, złośliwym strachem.

Marność

Ileż życie jest warte?

Tych kilka spisanych kartek…

Kolejno dziś świece gasną.

Pozwól bez lęku zasnąć…

Ostatni w kolejce po ogień

planują spotkanie z Bogiem.

Dla tego świata mniej warci,

zakończą dziś wyścig czarci.

Ty Jeden ich nie wygonisz

z bezimiennikiem w dłoni.

Dusze czule przygarniesz,

choć wyglądają marnie.

Przyszłość

Nic już nie będzie tak, jak było.

Ludzie codziennie myją klamki,

szorują dłonie co minutę

i przed innymi chronią zamki.

Na chłopca zerka podejrzliwie

pani ze sklepu spożywczego,

a on swej babci chleb kupuje.

Babcia ma przecież tylko jego!

Nic już nie będzie tak, jak było,

jeśli to prawda, że zaraza

zostanie z nami już na zawsze,

a z nią na ludzkim sercu skaza…

Nieufność, podejrzliwość blada

i setki natręctw. Czy to minie?

Jak długo lęku tego ziarno

będzie krążyło w myśli młynie?

Zostań w domu

W dzień wirusa „siedź na dupie”,

bochen chleba sobie upiecz.

Braknie drożdży? Jasna sprawa!

Tu zaczyna się zabawa.

Bochen chleba upiecz w głowie

i wyobraź teraz sobie,

jak smakuje chleb powszedni,

tym, którzy są bardzo biedni.

Chłopiec

Pewien chłopiec nie rozumie,

że nie można biegać w tłumie,

że zniknęło nagle wszystko

to, co było wczoraj blisko.

Wciąż powtarza: „Mamo, mamo,

chcę, by było dziś tak samo!

Chcę policzyć ludzi w parku,

co mijają jak w zegarku.

Trzy sekundy, cztery kroki

i odchodzą jak obłoki.

Łańcuch sunie dzikim pędem,

kiedyś drzewa liczył będę.

Wszyscy się o siebie martwią,

nikt nie pyta, jak się czuję,

bo zaraza mnie nie dotknie,

dziecka nie zaatakuje.

Dziadek w strachu, od tygodnia

nie podnosi telefonu.

Kiedy już pod drzwiami stoję,

krzyczy, że go nie ma w domu.

Mamo, boję się dziś samotności,

mamo, boję się dziś izolacji.

Tu się pociąg nie zatrzyma,

będę sam na życia stacji”.

Milczenie

Drobinki niesione falą