Wiedza wrodzona. Czyli co łączy pisklę i noworodka - Giorgio Vallortigara - ebook

Wiedza wrodzona. Czyli co łączy pisklę i noworodka ebook

Vallortigara Giorgio

4,3

Opis

Dlaczego właściwie tak bardzo lubimy ożywiać przedmioty?

Inne istoty żywe wywołują w nas silniejsze emocje niż rzeczy, wyjaśnia neuronaukowiec, Giorgio Vallortigara. Dlatego rysujemy uśmiechnięte buźki na zamarzniętej szybie, denerwujemy się na zepsutą lodówkę, boimy się rzuconej na krzesło sterty ubrań, bo w ciemności przypomina czającego się napastnika. Robimy to wszystko, mimo że nikt nas tego nie uczył. Vallortigara wykorzystuje swoje wieloletnie badania nad kurczętami, żeby zidentyfikować i opisać arsenał wrodzonych instynktów, którym dysponujemy od urodzenia. Tłumaczy, skąd bierze się wiedza i po co nam te wszystkie na pozór niepotrzebne odruchy.

Zdarzyło Ci się kiedyś obrazić na samochód, który zepsuł się na środku drogi albo zwyzywać dzwoniący rano budzik? W takim razie ta książka jest właśnie dla Ciebie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 139

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (3 oceny)
1
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Co­py­ri­ght by Co­per­ni­cus Cen­ter Press, 2023 © 2021 Mas­sa­chu­setts In­sti­tute of Tech­no­logy
Ty­tuł ory­gi­nalnyBorn Kno­wing. Im­prin­ting and the Ori­gins of Know­ledge
Ilu­stra­cje Clau­dia Losi
Ad­iu­sta­cja i ko­rektaJo­anna Fi­fiel­ska
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wychKa­vStu­dio
Gra­fika na okładce©to­pvec­tors / Ado­be­Stock
SkładAr­tur Fi­gar­ski
ISBN 978-83-7886-691-6
Wy­da­nie I
Kra­ków 2023
Wy­dawca: Co­per­ni­cus Cen­ter Press Sp. z o.o. pl. Szcze­pań­ski 8, 31-011 Kra­ków tel. (+48) 12 448 14 12, 500 839 467 e-mail: re­dak­[email protected]
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla mo­ich ro­dzi­ców, Ma­rii i Mar­cella

PRZED­MOWA

CZY­STA KARTA CZY SZWAJ­CAR­SKI SCY­ZO­RYK?

Czy ro­dzimy się wy­po­sa­żeni w wie­dzę nie­zbędną do ro­zu­mie­nia świata, jak prze­ko­nują na­ty­wi­ści? A może wszyst­kiego mu­simy na­uczyć się w toku do­świad­cze­nia, jak twier­dzą em­pi­ry­ści? Ob­ja­śnia­jąc swoje sta­no­wi­sko, ci ostatni chęt­nie po­wo­łują się na spo­pu­la­ry­zo­waną przez Johna Locke’a[9] (1689/1955) me­ta­forę, we­dle któ­rej umysł jest „czy­stą kartą, nie­za­pi­saną żad­nymi zna­kami” (s. 119). W po­dob­nym du­chu pi­sał Alan Tu­ring, je­den z pre­kur­so­rów nauk o po­zna­niu i sztucz­nej in­te­li­gen­cji: „Przy­pusz­czal­nie mózg dziecka to coś w ro­dzaju ze­szytu, ta­kiego, jaki ku­puje się w skle­pie pa­pier­ni­czym. Do­syć pro­sty me­cha­nizm, dużo pu­stych kar­tek” (Tu­ring[16], 1950, s. 456). Zwo­len­nicy czy­stej karty prze­ko­nują, że atrak­cyj­ność em­pi­ry­zmu tkwi w pro­sto­cie. Ich zda­niem, skoro na­sze wy­po­sa­że­nie po­znaw­cze koń­czy się na ogól­nym me­cha­ni­zmie ucze­nia się, nie trzeba wi­kłać się w dys­ku­sje na te­mat tego, ja­kie kon­kret­nie kom­po­nenty wie­dzy są wro­dzone i skąd wła­ści­wie wzięły się w umy­śle. Na­ty­wi­ści kontr­ują z ko­lei pod­kre­śla­jąc, że gdyby nie wro­dzone sche­maty po­znaw­cze, bodźce do­cie­ra­jące do nas za po­śred­nic­twem zmy­słów by­łyby trud­nym do prze­two­rze­nia cha­osem. Co wię­cej, gdyby nie wie­dza wro­dzona, po pro­stu za­bra­kłoby nam czasu na opa­no­wa­nie skom­pli­ko­wa­nych umie­jęt­no­ści, ta­kich jak np. po­słu­gi­wa­nie się ję­zy­kiem, któ­rego esen­cję two­rzą zło­żone struk­tury gra­ma­tyczne. Taki wła­śnie jest punkt wyj­ścia praw­do­po­dob­nie naj­słyn­niej­szego obrońcy na­ty­wi­zmu we współ­cze­snych na­ukach o po­zna­niu – No­ama Chom­sky’ego.

Chom­sky[3] (1965/1982) mie­rzył się z na­stę­pu­ją­cym py­ta­niem: jak to moż­liwe, że małe dzieci z ła­two­ścią opa­no­wują ję­zyk oj­czy­sty? Nie wer­tują one prze­cież pod­ręcz­ni­ków, zaś wy­po­wie­dzi za­sły­szane przez nie od ro­dzi­ców czę­sto są skró­towe, a cza­sem na­wet nie­gra­ma­tyczne. Z dru­giej strony, na­uka no­wych ję­zy­ków przy­cho­dzi do­ro­słym oso­bom z dużą trud­no­ścią, i to po­mimo szcze­rych chęci i wy­siłku. Co spra­wia więc, że dzie­ciom z ję­zy­kiem idzie ła­twiej niż do­ro­słym? Chom­sky stwier­dził, że dzieci ro­dzą się z wbu­do­wa­nym w mózg mo­du­łem ję­zy­ko­wym, za­wie­ra­ją­cym „wgrane” for­malne re­guły ope­ro­wa­nia ję­zy­kiem. Re­guły te nie są usta­lone raz na za­wsze, ale wraz z na­by­wa­niem przez dziecko do­świad­czeń do­sto­so­wują się do lo­kal­nego kon­tek­stu kul­tu­ro­wego.

Oprzy­rzą­do­wa­nie mo­dułu można so­bie wy­obra­zić jako prze­łącz­niki, które usta­wiają się na miej­scach od­po­wia­da­ją­cych gra­ma­tyce da­nego ję­zyka na­tu­ral­nego. Chom­sky pod­kre­ślał, że mo­duł ję­zy­kowy ce­chuje się pew­nym okre­sem wraż­li­wo­ści – w pew­nym mo­men­cie pla­stycz­ność mo­dułu czy też moż­li­wość usta­wia­nia prze­łącz­ni­ków za­ni­kają. Oczy­wi­ście wciąż, na­wet jako osoby do­ro­słe, mo­żemy przy­swa­jać ko­lejne ję­zyki, jed­nak nie przy­cho­dzi nam to już tak ła­two, jak dzie­ciom uczą­cym się ję­zyka ro­dzi­mego. Jako do­ro­śli wy­ko­rzy­stu­jemy do tego ogólne me­cha­ni­zmy ucze­nia się, a nie spe­cjalny mo­duł ję­zy­kowy.

Kon­cep­cja Chom­sky’ego otwarła na­uki o po­zna­niu nie tylko na ideę wro­dzo­nej kom­pe­ten­cji ję­zy­ko­wej, ale i wro­dzo­no­ści w ogóle (Sa­met i Za­it­chik[11], 2017). Zmiana ta szła w pa­rze z co­raz szer­szym uwzględ­nia­niem teo­rii ewo­lu­cji w wy­ja­śnia­niu umy­słu i po­zna­nia. Skoro in­stynkty zwie­rząt, ta­kie jak opieka nad po­tom­stwem, zo­stały ugrun­to­wane przez do­bór na­tu­ralny i są prze­ka­zy­wane z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie, to dla­czego po­dob­nie nie mia­łaby dzia­łać wie­dza, umoż­li­wia­jąca orien­ta­cję w świe­cie oraz ko­mu­ni­ka­cję ję­zy­kową (Pin­ker[10], 1994)? Psy­cho­lo­go­wie ewo­lu­cyjni za­częli wręcz prze­ści­gać się w for­mu­ło­wa­niu sce­na­riu­szy upraw­do­po­dab­nia­ją­cych tezę, że ro­dzimy się z me­cha­ni­zmami po­znaw­czymi, które obecne były już u na­szych plej­sto­ceń­skich przod­ków. Wiele z nich do­ty­czy dzie­dziny funk­cjo­no­wa­nia spo­łecz­nego. Przy­kła­dowo, we­dług Ledy Co­smi­des i Johna To­oby’ego[2] (1992) na na­szym wro­dzo­nym wy­po­sa­że­niu ma znaj­do­wać się mo­duł umy­słowy słu­żący do wy­kry­wa­nia oszu­stów. Z ko­lei Marc Hau­ser[6] (2006), od­no­sząc się wprost do kon­cep­cji Chom­sky’ego, stwier­dził, że przy­cho­dzimy na świat wy­po­sa­żeni w „gra­ma­tykę mo­ralną”, czyli zbiór wro­dzo­nych na­rzę­dzi, umoż­li­wia­ją­cych in­tu­icyjne przy­swa­ja­nie po­szcze­gól­nych sys­te­mów etycz­nych. Me­ta­fora umy­słu jako czy­stej karty zo­stała za­stą­piona me­ta­forą szwaj­car­skiego scy­zo­ryka wy­po­sa­żo­nego w ogrom na­rzę­dzi, z któ­rych każde przy­sto­so­wane jest do roz­wią­za­nia kon­kret­nego pro­blemu. Ilość tych wro­dzo­nych na­rzę­dzi psy­cho­lo­go­wie ewo­lu­cyjni sza­cują na setki, a na­wet ty­siące (Horst[8], 2016).

Dziś w na­ukach o po­zna­niu mało kto prze­czy temu, że na­sze mó­zgi, a więc i umy­sły, są pro­duk­tami do­boru na­tu­ral­nego. Wręcz prze­ciw­nie, ak­tu­al­nie więk­szość ba­da­czy zgo­dzi­łoby się za­pewne z pa­ra­frazą ty­tułu słyn­nego eseju au­tor­stwa ge­ne­tyka The­odo­siusa Do­bzhan­sky’ego[4] (1973) – w na­ukach o po­zna­niu nic nie ma sensu, je­śli jest ono roz­pa­try­wane w ode­rwa­niu od teo­rii ewo­lu­cji. Z dru­giej jed­nak strony, pro­pa­go­wana przez psy­cho­lo­gów ewo­lu­cyj­nych wi­zja umy­słu jako szwaj­car­skiego scy­zo­ryka stała się przed­mio­tem sil­nej kry­tyki (zob. Ho­hol i Wo­ło­szyn[7], 2016). Za­rzu­cano jej mię­dzy in­nymi nie­do­sza­co­wa­nie wpływu kul­tury i ogól­nych pro­ce­sów ucze­nia się na struk­turę umy­słu współ­cze­snego czło­wieka. Co wię­cej, pod­kre­ślano, że aby stwier­dzić, że kon­kretny me­cha­nizm po­znaw­czy jest wro­dzony, trzeba mieć na to silne ar­gu­menty. Locke’owska za­sada pro­stoty wciąż obo­wią­zuje, a cię­żar do­wodu ciąży na tym, kto po­stu­luje, że coś jest wro­dzone. Jak jed­nak w ogóle prze­pro­wa­dzić taki do­wód? Jo­na­than Flint i współ­pra­cow­nicy[5] (2010) twier­dzą, że po pierw­sze na­leży wska­zać kon­kretne geny oraz ich za­an­ga­żo­wa­nie w kon­struk­cję ob­wo­dów neu­ro­nal­nych, sto­ją­cych przy­pusz­czal­nie za da­nym za­cho­wa­niem lub me­cha­ni­zmem po­znaw­czym, a na­stęp­nie wy­ka­zać eks­pe­ry­men­tal­nie ich wza­jemny zwią­zek. W prak­tyce wy­wią­za­nie się z tego ciągu za­dań jest nie­zwy­kle trudne, a w przy­padku tak zło­żo­nych struk­tur wie­dzy, jak mo­duł ję­zy­kowy Chom­sky’ego lub „gra­ma­tyka mo­ralna” Hau­sera, po pro­stu bez­na­dziejne. Wo­bec tego przed­sta­wi­ciele nauk o po­zna­niu za­zwy­czaj iden­ty­fi­kują struk­tury wie­dzy wro­dzo­nej jako uni­wer­salne kul­tu­rowo, stare fi­lo­ge­ne­tycz­nie i wcze­sne on­to­ge­ne­tycz­nie (zob. Sa­mu­els[12], 2004). Ozna­cza to, że biorą pod uwagę trzy kwe­stie: po­wszech­ność za­cho­wań bę­dą­cych prze­ja­wami po­sia­da­nia wie­dzy wro­dzo­nej w róż­nych spo­łecz­no­ściach ludz­kich, po­do­bień­stwo da­nych za­cho­wań po­mię­dzy ludźmi i in­nymi zwie­rzę­tami, co świad­czyć ma o dłu­gim ro­do­wo­dzie ewo­lu­cyj­nym, oraz prze­ja­wia­nie się za­cho­wań na wcze­snym eta­pie roz­woju osob­ni­czego.

Każdy z tych wy­znacz­ni­ków wro­dzo­no­ści nie­sie ze sobą okre­ślone pro­blemy. Jak jed­nak za­uważa Pa­tri­cia Chur­chland[1] (2013), „uni­wer­sal­nie (lub czę­ściej, sze­roko) prze­ja­wiane za­cho­wa­nie może być wro­dzone, ale może być rów­nież po pro­stu wspól­nym spo­so­bem roz­wią­zy­wa­nia bar­dzo po­pu­lar­nych pro­ble­mów” (s. 179). Przy­kła­dowo to, że we wszyst­kich kul­tu­rach ludz­kich ma­ją­cych do­stęp do wody ob­ser­wuje się bu­do­wa­nie ło­dzi, nie ozna­cza, że lu­dzie mają wro­dzoną kom­pe­ten­cję w tym za­kre­sie czy też umy­słowy mo­duł szkut­nic­twa. Po­dob­nym pro­ble­mem obar­czone są ba­da­nia lu­dzi i in­nych zwie­rząt – dana funk­cja mo­gła wy­ewo­lu­ować u dwóch ga­tun­ków o zu­peł­nie in­nej or­ga­ni­za­cji układu ner­wo­wego zu­peł­nie nie­za­leż­nie. Co wię­cej, o ile zwie­rzęta inne niż lu­dzie po­sia­dają swoje sys­temy ko­mu­ni­ka­cji, trudno wska­zać prze­ko­nu­jący sce­na­riusz ewo­lu­cyjny pro­wa­dzący do po­ja­wie­nia się u Homo sa­piens do­mnie­ma­nego mo­dułu z „wgra­nymi” for­mal­nymi re­gu­łami ope­ro­wa­nia ję­zy­kiem (To­ma­sello[15], 1995). Także wcze­sna on­to­ge­neza wcale nie musi ozna­czać, że dane za­cho­wa­nie (i sto­jący za nim pro­gram umy­słowy) jest wro­dzone. Aby wy­ka­zać, że nie ma ono wy­uczo­nego cha­rak­teru, trzeba by od­izo­lo­wać no­wo­rodka od bodź­ców i spraw­dzić, czy roz­wi­nie spon­ta­nicz­nie to za­cho­wa­nie. W przy­padku lu­dzi ta­kie po­dej­ście jest oczy­wi­ście nie­moż­liwe do za­sto­so­wa­nia z ra­cji etycz­nych. Wo­bec ta­kich pro­ble­mów, jak kon­klu­duje Chur­chland (2013), „kon­cep­cja wro­dzo­no­ści wpro­wa­dza za­męt” (s. 176). Czy ozna­cza to jed­nak, że po­win­ni­śmy po­rzu­cić po­ję­cie wro­dzo­no­ści i wró­cić do locke’owskiej czy­stej karty?

Wie­dza wro­dzona, książka Gior­gia Val­lor­ti­gary, którą wraz z Co­per­ni­cus Cen­ter Press od­da­jemy do rąk Czy­tel­ni­ków, jest do­wo­dem na to, że we współ­cze­snych na­ukach o po­zna­niu nie tylko jest miej­sce na na­ty­wizm w kwe­stii po­cho­dze­nia wie­dzy, ale rów­nież na to, że me­ta­fora umy­słu jako czy­stej karty po­winna zo­stać raz na za­wsze od­rzu­cona. Gior­gio Val­lor­ti­gara, pro­fe­sor neu­ro­nauki i kie­row­nik La­bo­ra­to­rium Ba­dań Mó­zgu i Po­zna­nia Zwie­rząt w Cen­trum Nauk o Umy­śle/Mó­zgu na Uni­wer­sy­te­cie w Try­den­cie we Wło­szech, na­leży do naj­wy­bit­niej­szych świa­to­wych spe­cja­li­stów w za­kre­sie po­rów­naw­czych ba­dań nad umy­słami zwie­rząt. Roz­pię­tość te­ma­tyczna jego stu­diów pu­bli­ko­wa­nych re­gu­lar­nie w naj­lep­szych cza­so­pi­smach na­uko­wych świata, ta­kich jak „Science” czy „Na­ture”, jest wręcz nie­sa­mo­wita. Pro­wa­dzi on ry­go­ry­styczne ba­da­nia nad tym, jak ssaki (także te, do któ­rych za­li­czamy się sami), ptaki, ryby, płazy i owady, orien­tują się w prze­strzeni, ra­dzą so­bie z ilo­ścią przed­mio­tów, jak po­strze­gają ota­cza­jący je świat oraz inne osob­niki. Wie­dza wro­dzona jest fa­scy­nu­jącą hi­sto­rią ba­dań Val­lor­ti­gary i jego współ­pra­cow­ni­ków nad kur­czę­tami, która po­ka­zuje, czego ze stu­diów nad zwie­rzę­tami mo­żemy na­uczyć się o nas sa­mych. Kur­częta nie są wpraw­dzie ssa­kami, ta­kimi jak my czy inne na­czelne, ale jed­nak krę­gow­cami, z któ­rymi dzie­limy wspól­nych – choć pra­daw­nych – ewo­lu­cyj­nych przod­ków. Or­ga­ni­za­cja ich ukła­dów ner­wo­wych oraz sys­te­mów po­znaw­czych nie jest za­tem na tyle różna, by nie można było po­rów­ny­wać ich z ludz­kimi no­wo­rod­kami. Ba­da­nia nad kur­czę­tami dają przy tym uni­kalną spo­sob­ność do ba­da­nia wie­dzy wro­dzo­nej. Na­leżą one do za­gniaz­dow­ni­ków, czyli zwie­rząt, które za­raz po na­ro­dzi­nach go­towe są do po­ru­sza­nia się i peł­nego funk­cjo­no­wa­nia w świe­cie. Dzięki temu, ma­ni­pu­lu­jąc bodź­cami do­cie­ra­ją­cymi do pi­sklę­cia za­raz po wy­klu­ciu, na­ukowcy zy­skują uni­kalną moż­li­wość spraw­dze­nia, czy dana zdol­ność jest re­zul­ta­tem ucze­nia się, czy też za­pi­sana zo­stała w jego ob­wo­dach mó­zgo­wych.

Gior­gio Val­lor­ti­gara da­leki jest jed­nak od wi­zji umy­słu jako szwaj­car­skiego scy­zo­ryka, li­czą­cego setki lub ty­siące wro­dzo­nych mo­du­łów po­znaw­czych. Po­stu­luje on wro­dzo­ność da­nego po­ję­cia czy me­cha­ni­zmu po­znaw­czego tylko wtedy, gdy ma na to silne do­wody eks­pe­ry­men­talne. Nie jest tak, że cała wie­dza – czy to kur­cząt, czy ludz­kich nie­mow­ląt – ma cha­rak­ter wro­dzony i tylko czeka na wy­do­by­cie. By za­ry­so­wać szer­szy kon­tekst teo­re­tyczny, warto wspo­mnieć, że ba­da­nia przed­sta­wione na kar­tach książki na­wią­zują do tzw. kon­cep­cji sys­te­mów wie­dzy rdzen­nej (ang. core know­ledge sys­tems), którą okre­ślić można jako umiar­ko­waną wer­sję na­ty­wi­zmu (Sa­met i Za­it­chik, 2017). Kon­cep­cja ta za­po­cząt­ko­wana zo­stała przez Eli­za­beth Spelke jesz­cze w la­tach 90. (np. Spelke et al.[13], 1992) i roz­wi­jana jest do dziś z licz­nymi współ­pra­cow­ni­kami, do któ­rych na­leży Val­lor­ti­gara. Jak pod­su­mo­wują Spelke i Kin­zler:

Sys­temy te „służą do [po­znaw­czego] re­pre­zen­to­wa­nia nie­oży­wio­nych przed­mio­tów i ich me­cha­nicz­nych od­dzia­ły­wań; oży­wio­nych pod­mio­tów i ich dzia­łań ukie­run­ko­wa­nych na cele; zbio­rów, re­la­cji upo­rząd­ko­wa­nia, do­da­wa­nia i odej­mo­wa­nia; wresz­cie miejsc w ukła­dzie prze­strzen­nym cha­rak­te­ry­zo­wa­nym geo­me­trycz­nie. Każdy z sys­te­mów obej­muje zbiór za­sad słu­żą­cych do wy­od­ręb­nia­nia obiek­tów pod­pa­da­ją­cych pod jego dzia­ła­nie i wspiera wnio­sko­wa­nie o za­cho­wa­niu tych obiek­tów. Po­nadto, sys­temy cha­rak­te­ry­zują się ogra­ni­cze­niami, które umoż­li­wiają ba­da­czom iden­ty­fi­ka­cję da­nego sys­temu (...) (Spelke & Kin­zler[14], 2007, s. 89).

Kon­cep­cja sys­te­mów wie­dzy rdzen­nej jest umiar­ko­waną formą na­ty­wi­zmu nie tylko ze względu na ilość sys­te­mów (kilka, a nie setki lub ty­siące), ale rów­nież dla­tego, że nie stoi w sprzecz­no­ści z ideą na­by­wa­nia no­wej wie­dzy na ba­zie do­świad­cze­nia. Wręcz prze­ciw­nie, wie­dza wro­dzona sta­nowi wa­ru­nek spraw­nego przy­swa­ja­nia no­wych umie­jęt­no­ści i po­jęć wraz z do­świad­cze­niem. Wresz­cie, choć kon­cep­cja re­pre­zen­to­wana przez Gior­gia Val­lor­ti­garę ma głę­bo­kie ko­rze­nie ewo­lu­cyjne, to za­ra­zem pod­kre­śla rolę kul­tury w kształ­to­wa­niu ludz­kiego umy­słu. Jest to więc wi­zja cią­gło­ści mię­dzy na­turą a kul­turą i próba od­po­wie­dzi na py­ta­nie, co mają ze sobą wspól­nego zwie­rzęta po­sia­da­jące krę­go­słup, bez tra­ce­nia z oczu uni­kal­nych osią­gnięć po­znaw­czych Homo sa­piens.

Ma­te­usz Ho­hol i Kinga Wo­ło­szyn

Kra­ków, sty­czeń 2023

WSTĘP

Gdy w moim ży­ciu przy­szedł mo­ment na pod­ję­cie de­cy­zji o wy­bo­rze kie­runku stu­diów, by­łem dość zdez­o­rien­to­wany, jak to zwy­kle bywa w tym mło­dym wieku. Chcia­łem być jed­no­cze­śnie eto­lo­giem, lo­gi­kiem ma­te­ma­tycz­nym, an­tro­po­lo­giem, psy­cho­te­ra­peutą i szpie­giem (tak, taj­nym agen­tem...). Le­piej by­łoby po­wie­dzieć, że by­łem za­chłanny niż zdez­o­rien­to­wany – nie chcia­łem z ni­czego re­zy­gno­wać, bo wszystko wy­da­wało się tak nie­wia­ry­god­nie in­te­re­su­jące.

Wspól­nym mia­now­ni­kiem wszyst­kich tych pro­fe­sji było to, że zda­wały się one cał­kiem praw­do­po­dob­nymi klu­czami do umy­słu, a zwłasz­cza za­gadki po­cho­dze­nia ludz­kiej wie­dzy. To pewna książka zde­cy­do­wała osta­tecz­nie o wy­bo­rze mo­jej ścieżki. (W moim kraju zwy­kli­śmy ma­wiać Ga­le­otto fu il li­bro cy­tu­jąc Piątą Pieśń „Pie­kła” Dan­tego, co w przy­bli­że­niu zna­czy „winna była książka” – kon­tekst jest dość sto­sowny, bo mó­wię wła­śnie o na­ro­dzi­nach mi­ło­ści[*]). Tą książką była „Od­wrotna strona zwier­cia­dła” au­tor­stwa eto­loga Kon­rada Lo­rentza. Wy­warła na mnie ogromne wra­że­nie nie tylko ze względu na swoją treść (w szcze­gól­no­ści po­mysł, że kan­tow­skie a priori na­leży uznać za fi­lo­ge­ne­tyczne a po­ste­riori), ale także po­zwo­liła na kry­sta­li­za­cję pew­nych idei, co tym sa­mym dało pod­łoże dla mo­ich róż­no­rod­nych za­in­te­re­so­wań. Bio­lo­gia be­ha­wio­ralna mo­gła za­ofe­ro­wać od­po­wiedni kon­tekst oraz me­tody ba­da­nia kwe­stii po­cho­dze­nia wie­dzy.

Dzięki temu olśnie­niu spę­dzi­łem nie­mal czter­dzie­ści lat, ba­da­jąc mó­zgi i za­cho­wa­nia róż­nych stwo­rzeń, od psz­czół miod­nych po ro­pu­chy, od ryb po psy, od kur­cząt po ludz­kie no­wo­rodki. Ni­niej­szą książkę po­świę­cam szcze­gól­nie tej ostat­niej pa­rze: kur­czę­tom i no­wo­rod­kom, w moim prze­ko­na­niu wy­jąt­kowo in­te­re­su­ją­cym z uwagi na po­sia­da­nie umy­słów od sa­mego po­czątku. Wła­ści­wie to zaj­mo­wa­łem się głów­nie za­cho­wa­niami i funk­cjami po­znaw­czymi ku­rzych pi­skląt i spę­dza­łem wiele go­dzin na ba­da­niu ich mó­zgów (które oso­bi­ście uwa­żam za „szczyt stwo­rze­nia”). W du­żej mie­rze kon­se­kwen­cją tego stało się za­in­te­re­so­wa­nie mó­zgami i zdol­no­ściami po­znaw­czymi ludz­kich dzieci.

Nie jest to książka ad­re­so­wana wy­łącz­nie do mo­ich ko­le­gów, spe­cja­li­stów od bio­lo­gii be­ha­wio­ral­nej czy neu­ro­nauki po­rów­naw­czej (choć mam na­dzieję, że do niej zaj­rzą i prze­czy­tają z otwar­to­ścią i cier­pli­wo­ścią). Jest to przede wszyst­kim książka dla ko­le­gów i ko­le­ża­nek z są­sied­niego po­koju na uczelni (lub wy­działu, w za­leż­no­ści od stop­nia in­ter­dy­scy­pli­nar­no­ści) oraz wszyst­kich in­nych za­in­te­re­so­wa­nych osób, które, nie­za­leż­nie od swo­jego wy­kształ­ce­nia i za­wodu, za­sta­na­wiają się nad po­cho­dze­niem ludz­kiej wie­dzy o świe­cie, za­równo tym fi­zycz­nym, jak i spo­łecz­nym, i sprawa ta bu­dzi ich za­chwyt.

Je­stem wdzięczny wielu wspa­nia­łym współ­pra­cow­ni­kom, ta­kim jak Le­sley J. Ro­gers, Lu­cia Re­go­lin, Fran­ce­sca Si­mion, To­shiya Mat­su­shima, An­drea Moro i Onur Gün­tür­kün, któ­rzy przez lata dzie­lili się ze mną swo­imi prze­my­śle­niami. Je­stem nie­mal pe­wien, że nie pod­pi­sa­liby się oni pod więk­szo­ścią dość skraj­nych tez, za któ­rymi opo­wia­dam się w tej książce. Są oni mo­imi przy­ja­ciółmi po­mimo tego i wła­śnie dzięki temu. In­nych ko­le­gów i men­to­rów, ta­kich jak Ri­chard J. An­drew, Pa­trick Ba­te­son, Va­len­tino Bra­iten­berg i Ma­rio Zan­for­lin, nie­stety nie ma już wśród nas. Głę­boko wpły­nęli na moją pracę i rów­nież im na­leżą się po­dzię­ko­wa­nia. Naj­więk­sze po­dzię­ko­wa­nia na­leżą się jed­nak wszyst­kim moim młod­szym współ­pra­cow­ni­kom, któ­rych wkład opi­suję w książce i któ­rzy spra­wiają, że je­stem szczę­śliwy każ­dego ranka, gdy po­ja­wiam się w la­bo­ra­to­rium. I oczy­wi­ście moim ma­łym, żół­tym, pu­cha­tym to­wa­rzy­szom.

Ro­ve­reto, Wło­chy

li­sto­pad, 2020

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

PRZY­PISY

PRZED­MOWA (bi­blio­gra­fia)

[1] Chur­chland, P. S. (2013). Mo­ral­ność mó­zgu: Co neu­ro­nauka mówi o mo­ral­no­ści. Kra­ków: Co­per­ni­cus Cen­ter Press.
[2] Co­smi­des L., To­oby J. (1992) Co­gni­tive ad­ap­ta­tions for so­cial exchange. W: J.H. Bar­kow, L. Co­smi­des, J. To­oby J. (red.). The ad­ap­ted mind: Evo­lu­tio­nary psy­cho­logy and the ge­ne­ra­tion of cul­ture (163–228). Oxford: Oxford Uni­ver­sity Press.
[3] Chom­sky N. (1965/1982), Za­gad­nie­nia teo­rii składni. Wro­cław: Osso­li­neum.
[4] Do­bzhan­sky, T. (1973). No­thing in bio­logy ma­kes sense except in the li­ght of evo­lu­tion, Ame­ri­can Bio­logy Te­acher, 35(3), 125–129,
[5] Flint, J., Gre­en­span, R. J., Ken­dler, K. S. (2010). How ge­nes in­flu­ence be­ha­vior. Oxford: Oxford Uni­ver­sity Press.
[6] Hau­ser, M. (2006). Mo­ral minds. New York: Ecco Press.
[7] Ho­hol, M., Wo­ło­szyn, K. (2016). Ewo­lu­cja umy­słu. W: M. Hel­ler, J. Ży­ciń­ski (Red.), Dy­le­maty ewo­lu­cji (s. 293–310). Kra­ków: Co­per­ni­cus Cen­ter Press.
[8] Horst, S. (2016). Co­gni­tive plu­ra­lism. Cam­bridge, MA: The MIT Press.
[9] Locke J. (1689/1955). Roz­wa­ża­nia do­ty­czące ro­zumu ludz­kiego. War­szawa: PWN.
[10] Pin­ker, S. (1994). The lan­gu­age in­stinct. New York: Wil­liam Mor­row and Com­pany
[11] Sa­met, J., Za­it­chik, D. (2017). In­na­te­ness and con­tem­po­rary the­ories of co­gni­tion. W: E. N. Zalta (Red.), The Stan­ford En­cyc­lo­pe­dia of Phi­lo­so­phy. Me­ta­phy­sics Re­se­arch Lab, Stan­ford Uni­ver­sity. Po­brano z https://plato.stan­ford.edu/ar­chi­ves/fal­l2017/en­tries/in­na­te­ness-co­gni­tion/
[12] Sa­mu­els, R. (2004). In­na­te­ness in co­gni­tive science. Trends in Co­gni­tive Scien­ces, 8(3), 136–141.
[13] Spelke, E. S., Bre­in­lin­ger, K., Ma­com­ber, J., Ja­cob­son, K. (1992). Ori­gins of know­ledge. Psy­cho­lo­gi­cal Re­view, 99(4), 605–632.
[14] Spelke, E.S., Kin­zler, K.D. (2007). Core know­ledge. De­ve­lop­men­tal Science, 10(1), 89–96. https://doi.org/10.1111/j.1467-7687.2007.00569.x
[15] To­ma­sello, M. (1995). Lan­gu­age is not an in­stinct. Co­gni­tive De­ve­lop­ment, 10(1), 131–156.
[16] Tu­ring, A. (1950). Com­pu­ting ma­chi­nery and in­tel­li­gence. Mind, 59(236), 433–460.
[*] Ju­lian Kor­sak, który prze­tłu­ma­czył „Pie­kło” Dan­tego na ję­zyk pol­ski, od­dał Ga­le­otto fu il li­bro jako „Pi­sarz tej księgi był nam Ga­le­otą”. Jak wy­ja­śnia przy­pis re­dak­cyjny do wy­da­nia „Pie­kła” do­stęp­nego na wol­ne­lek­tury.pl: „Ga­le­oto w tym ro­man­sie [na­le­żą­cym do le­gend o Królu Ar­tu­rze – M.H. i K.W.] jest po­śred­ni­kiem taj­nych mi­ło­stek mię­dzy Lan­ce­lo­tem a Gi­newrą. Za ży­cia Dan­tego we Wło­szech każ­dego po­śred­nika lub swata w oko­licz­no­ściach mi­ło­snych na­zy­wano Ga­le­otą” (s. 18) (przyp. tłum.).