Walka o świat - Marek Cichocki - ebook + książka

Walka o świat ebook

Cichocki Marek

5,0

Opis

Esej Marka Cichockiego, o tytule nawiązującym do znanego tekstu Stefana Kisielewskiego z 1976 roku, to refleksja nad współczesnym światem, w którym rywalizacja nie zniknęła, geopolityka nie straciła na znaczeniu, a wojny nie ustały; co więcej - wszystkie zyskały nowe instrumentarium. Autor stawia kluczowe pytania o przyszłość jednego świata, zrodzonego z ekonomiczno-technologicznej globalizacji, o skutki przemian w Ameryce, siły napędzające nową rywalizację i krystalizujące konkurujące ze sobą cywilizacyjnie i geopolitycznie ośrodki władzy (Ameryka, Chiny, Europa, Indie, Turcja, a nawet Izrael), o znaczenie amerykańskiego sprzeciwu wobec rosyjskiej inwazji na Ukrainę oraz miejsce samej Rosji na tle kształtującego się na nowo układu sił. Jak w takim świecie przedstawia się przyszłość Europy i jakie perspektywy staną przed Europą Środkową, a szczególnie przed Polską?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 107

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (3 oceny)
3
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Redaktor prowadząca

Elżbieta Brzozowska

Redakcja

Bernadeta Lekacz

KorektaMonika Baranowska

Projekt okładki i stron tytułowych

AKC / Ewa Majewska

© Copyright by Marek Cichocki

© Copyright for this edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, 2022

Księgarnia internetowa www.piw.pl

http://www.fb.com/panstwowyinstytutwydawniczy

Wydanie pierwsze, Warszawa 2022

Państwowy Instytut Wydawniczy

ul. Foksal 17, 00-372 Warszawa

tel. 22 826 02 01

[email protected]

ISBN: 978-83-8196-539-2

Skąd walka o świat?

Pojęcie „walki o świat” do polskiej publicystyki politycznej wprowadził kiedyś Stefan Kisielewski, i stało się to w dość szczególnym momencie historii zimnej wojny. On sam zapewne zaczerpnął je z książki amerykańskiego politologa Jamesa Burnhama opublikowanej zaraz po wojnie w 1947 roku1. W 1976 roku Kisielewski pisze i wydaje w austriackim magazynie „Europäische Rundschau” tekst zatytułowany Czy istnieje walka o świat? Po kilku latach wraca do tematu i pisze kontynuację pod tytułem Jak objawi się walka o świat?2 – jest rok 1980, ale jeszcze przed wybuchem Solidarności w Stoczni Gdańskiej.

Środowisko demokratycznej opozycji w komunistycznej Polsce lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, czasów drugiej połowy zimnej wojny na świecie, gromadziło najróżniejsze osobistości często o najróżniejszych poglądach. Kisielewski niewątpliwie należał wśród nich do grona najwybitniejszych oryginałów. Publicysta, pisarz powieści, kompozytor, animator życia muzycznego, wreszcie opozycyjny działacz polityczny, wcześniej nawet poseł w PRL-owskim Sejmie z ramienia tak zwanej grupy Znaku. Był postacią barwną, o wybitnym intelekcie i ogromnym polemicznym temperamencie. Z pewnością natomiast Kisielewski nie został zapamiętany jako wybitny znawca polityki międzynarodowej. Żyjąc za żelazną kurtyną w PRL-u, trudno było wyobrazić sobie zajmowanie się na poważnie problematyką międzynarodową – brak suwerenności w polityce własnego kraju, wszechobecna cenzura, odcięcie od stałych kontaktów i źródeł informacji z zagranicy skutecznie to uniemożliwiały. A jednak obserwowanie i analizowanie polityki międzynarodowej, zachodzących zmian w świecie czasów zimnej wojny było dla Kisielewskiego prawdziwą pasją, której oddawał się w dyskusjach, w prowadzonym Dzienniku, wreszcie w swej publicystyce z nieskrywaną przyjemnością, czasami wręcz z ryzykowną pewnością siebie, na przekór uwarunkowaniom, w których żył i tworzył. Siłą rzeczy musiała to być analiza prowadzona z pozycji kawiarnianych dyskusji toczonych przez warszawskich opozycyjnych intelektualistów, spotkań z zagranicznymi korespondentami przyjeżdżającymi do komunistycznej Polski, by przygotować reportaż zza żelaznej kurtyny, rozmów toczonych przy okazji organizowanych przyjęć w zachodnich przedstawicielstwach w Warszawie częściowo dla tak zwanych elit kultury i władzy, ale często już także dla tych, którzy reprezentowali stronę opozycji; wreszcie była to analiza poczyniona na podstawie własnych obserwacji z koncesjonowanych przez władzę wyjazdów na Zachód czy lektur, nierzadko irytujących i na które nieustannie się zżyma, artykułów z „Le Monde’a” czy „Der Spiegla”.

Dało się w tej międzynarodowej publicystyce Kisielewskiego odczuć wiele z panującej atmosfery lat siedemdziesiątych: gierkowskiej niby-westernizującej się za kredyty Polski, ale też niby-otwierającego się świata, który nadal dla zwykłych śmiertelników pozostawał przedzielony zasiekami zimnej wojny, a groźba ostatecznej nuklearnej rozprawy między potęgami wisiała w powietrzu. W tym samym czasie jednak niepostrzeżenie rozpoczyna się już preludium do przyszłego końca zimnej wojny i wyłonienia się innej rzeczywistości, którą można nazwać jednym światem. W tym kontekście można zobaczyć szczególną wartość publicystyki Kisielewskiego na tematy międzynarodowe, która zawierała się właśnie w próbach uchwycenia istoty dziejowych przemian przy całej niedoskonałości środków, jakimi autor dysponował do konstruowania własnych analiz.

Kiedy w połowie lat siedemdziesiątych Kisielewski pisze swój artykuł Czy istnieje walka o świat? pod hasłem odprężenia, détente, zaczyna wyraźnie zmieniać się polityka Stanów Zjednoczonych wobec Związku Sowieckiego. Ameryka jest osłabiona skutkami kryzysu naftowego, wewnętrznym kryzysem gospodarczym i wieloletnią wojną w Wietnamie. Dramatyczne okoliczności ewakuacji z Sajgonu w 1975 roku są wielkim poniżeniem amerykańskiego mocarstwa w oczach opinii międzynarodowej, ale też realną geopolityczną porażką Ameryki w światowej walce przeciwko komunizmowi. Ostatecznie upada Wietnam Południowy, a w Kambodży do władzy dochodzą Czerwoni Khmerzy. Zaczyna przeważać pogląd, że Zachód może odzyskać kontrolę i przewagę w dalszym przebiegu zimnowojennej rywalizacji niekoniecznie opierając się na swoim potencjale militarnym, co zawsze stwarza realne ryzyko uwikłania się w nowe kosztowne wojny, o globalnym nuklearnym konflikcie nie wspominając, ale głównie przez swoją przewagę technologiczną i gospodarczą. Samuel Pisar, ojczym późniejszego sekretarza stanu w administracji Joego Bidena, Antony’ego Blinkena, reprezentował w owym czasie tę właśnie coraz bardziej wpływową grupę amerykańskiego establishmentu powiązaną nie tylko ze światem polityki w Waszyngtonie, ale także z amerykańskim i międzynarodowym biznesem oraz światem amerykańskiej masowej kultury w Hollywood, dla której najlepszą bronią Ameryki był handel. Pisar, urodzony przed wojną w Białymstoku w zasymilowanej zamożnej żydowskiej rodzinie, jako chłopiec przeżył niemieckie obozy śmierci, a potem dzięki pomocy odległej rodziny, jedynej, jaka przeżyła Holokaust, przedostał się najpierw do Australii, a później do Stanów Zjednoczonych. Tam rozpoczął karierę, która poprowadziła go na sam szczyt amerykańskiego establishmentu i w latach siedemdziesiątych znajdujemy go już jako autora poczytnej książki Współpraca i handel (Coexistence and Commerce Guidelines for Translations Between East and West), uznanego eksperta od gospodarczej współpracy między Zachodem i Wschodem, konsultanta i doradcę prawnego wielkich międzynarodowych korporacji oraz organizacji międzynarodowych, opiekuna prawnego wielkich gwiazd Hollywoodu, wreszcie doradcę amerykańskich i francuskich prezydentów. Pisar doskonale uosabiał ów wielki zwrot, który dokonał się w latach siedemdziesiątych na Zachodzie – od polityki zimnej wojny ku polityce odprężenia, a który, czego nie można było jeszcze wiedzieć, otwierał drogę do powstania w przyszłości jednego świata. Jak z nieskrywaną ekscytacją zauważył Pisar w 1979 roku: „Światowa ekonomia przeżywa wstrząs. Towary, technologie, kapitał i siła robocza przekraczały granice jak nigdy przedtem i w niespotykanych kierunkach. Od czasu gdy moje idee zaczęły się urzeczywistniać, wielu liderów politycznych prosiło mnie o konsultacje i porady. Swoje poglądy przedstawiałem również podczas dyskusji, na które zapraszali mnie managerowie, bankierzy oraz studenci na całym świecie”3. Zdaniem Pisara prawdziwą misją Ameryki było uwolnić w nadchodzącej globalizacji wielki, światowy potencjał drzemiący w kapitale wielkich korporacji, a by to osiągnąć, należało przekroczyć granice interesów państw, mocarstw i ideologii. „Kiedy towary, ludzie i kapitał zaczynają przekraczać otwarte granice ze wzrastającą intensywnością, powstający dobrobyt łączy te narody ze sobą w taki sposób, że jakikolwiek atak z jednej strony na swego wczorajszego wroga byłby jak ranienie własnego ciała”4. Jest to czas, kiedy Ameryka faktycznie decyduje się na pierwsze umowy z Sowietami o redukcji strategicznego potencjału nuklearnego i oferuje Moskwie wymianę gospodarczą, a Chiny dojrzewają do tego, by otworzyć się na współpracę z zachodnimi rynkami zbytu.

W ten sposób zaczęła się urzeczywistniać idea jednego świata rosnących współzależności, który przenikając obronne fortyfikacje zimnej wojny, podziały ideologicznych bloków, a nawet stare cywilizacyjne granice, wciągał w swoją orbitę tak zdeklarowanych przeciwników, jak Związek Sowiecki czy komunistyczne Chiny. Dla wielu zaangażowanych w te wielkie przemiany, wśród nich dla Pisara, stanowiły one nadzieję, że w ten sposób można będzie stworzyć w przyszłości świat bez wojen, świat współpracujących ze sobą narodów, budującą globalny pokój i gospodarczy wzrost międzynarodową społeczność. Wyrazem praktycznym tych przekonań była w połowie lat siedemdziesiątych polityka détente, próby otwarcia zachodnich rynków na współpracę z państwami bloku wschodniego, ze Związkiem Sowieckim i Chinami, wreszcie budowanie nowych reguł wspólnego bezpieczeństwa międzynarodowego przypieczętowanych postanowieniem końcowym konferencji w Helsinkach. Pamięć o zniszczeniach i upadku Europy, spowodowanych przez drugą wojnę światową – pamięć wciąż żywa po trzydziestu latach, które upłynęły od tamtych strasznych wydarzeń, nadal odgrywała istotną rolę i pod hasłem „nigdy więcej” wspierała, szczególnie wśród zachodniej lewicy i liberałów, ten nowy kierunek polityki współpracy i otwarcia ze strony Zachodu.

Kisielewski ze swojej perspektywy zza żelaznej kurtyny, kierując się trzeźwą, krytyczną oceną sytuacji, widział tę nową politykę Zachodu w jak najciemniejszych barwach. Nie miał dla niej żadnego dobrego słowa. Uważał ją za fatalną w skutkach słabość Ameryki i zachodniej Europy wobec Sowietów, za którą płacić musi głównie Europa Środkowa i Wschodnia. Z zapisków z połowy lat siedemdziesiątych, kiedy pisze swój tekst Czy istnieje walka o świat?, wyłania się ponury obraz położenia, w którym znalazła się Europa i Polacy. Francja, zdaniem Kisielewskiego, pogrąża się w coraz bardziej obsesyjnym antyamerykanizmie i skłonna jest też wychwalać najbardziej absurdalne formy komunizmu na świecie, jak Czerwoni Khmerzy, trockizm czy Mao. W konsekwencji jej agresywny egoizm sprawia, że brak jej po prostu solidarności z tradycjami cywilizacji liberalno-demokratycznej: „Francuzi, zdezorientowani egoiści i szkodnicy – życzę im wszystkiego najgorszego!”5 – pisze, dając upust emocjom. Wycofanie się Amerykanów z Wietnamu to kompletna kompromitacja całej cywilizacji euro-amerykańskiej, przy czym Europa Zachodnia zawiniła tutaj najbardziej, dystansując się od Stanów Zjednoczonych, co doskonale potrafią wykorzystać Sowieci i Chińczycy. Pierwszą wielką kompromitacją modelu euro-amerykańskiego był według Kisielewskiego Hitler, który otworzył drogę Stalinowi do światowej kariery po wojnie. Teraz w fazie détente ma miejsce kolejna kompromitacja. I znów Kisielewski nie szczędzi tyrad pod adresem Francji, której antyamerykanizm jest ogromnym destabilizatorem i obciążeniem: „Francja, przez swój egoizm, małoduszność i kompletną bezideowość, staje się złym duchem polityki europejskiej” – i powołując się na Lechonia i jego Dzienniki, konkluduje: „Kultura francuska dała kiedyś światu dużo, dziś wyzbyta męstwa i wielkich celów, jest tylko upiorem!”6. Helsinki to porażka Amerykanów, a przede wszystkim miękkiego Geralda Forda, który dał się ogłupić przez Rosjan. Co gorsza: „Ameryka twardo pomaga Rosji, inwestuje w nią gospodarczo i choć zaczynają się tam pewne wątpliwości i sarkania, będzie to robić dalej, aż im się coś w mózgach odkręci, na co jednak długo można czekać i nie wiadomo (przynajmniej nam), od czego to właściwie zależy. Taki to jest jeden świat”7. Dla Polski i innych krajów zza żelaznej kurtyny wszystko to rokuje jak najgorzej. Kisielewski zauważa, że w debacie prezydenckiej przed wyborami Jimmy Carter miał podobno powiedzieć Fordowi, „że narody wschodniej Europy są wolne i nie uważają się za okupowane przez Rosję. To jest kamień węgielny ich polityki”. Konstatuje: „sprzedali nas za rosyjską pomoc przeciwko Hitlerowi i nie chcą więcej o nas słyszeć”8.

Poruszony pogarszającą się polityką Zachodu, Kisielewski idzie za swoją pasją pisania o polityce międzynarodowej i pragnie wziąć udział w szerszej, międzynarodowej debacie na temat przemian w światowej polityce i ich konsekwencji. Chce dać wyraźny polski głos w sprawie. Jednak jego artykuł o Związku Sowieckim, krytyczny wobec amerykańskiej polityki détente, przetłumaczony na angielski, w końcu nie ukazał się w „Foreign Policy”, i to pomimo protekcji ze strony Zbigniewa Brzezińskiego. Nie pasował po prostu do dominującej w Ameryce atmosfery. Czy istnieje walka o świat? jest drugą próbą podjęcia dyskusji z odbiorcą zza żelaznej kurtyny. Udaje się w końcu tekst opublikować w „Europäische Rundschau”, wiedeńskim magazynie Paula Lendvaia, piśmie, które samo było produktem czasów zachodniej détente i miało odgrywać rolę platformy, na której spotykali się zachodni autorzy, komunistyczni modernizatorzy i reformatorzy z bloku wschodniego oraz dysydenci. Po ukazaniu się artykułu Kisielewski sam skomentuje z rozbawieniem: „Ukazało się «Europäische Rundschau» z moim artykułem na temat walki o świat. Bardzo to śmieszne, bo w tymże numerze jest artykuł Rakowskiego o odprężeniu w Europie oraz artykuł sowiecki o Syberii, pióra redaktora «Novosti» w Wiedniu, także Tatu i inni. Słowem wolna trybuna, w myśl postanowień Helsinek”9.