Vik - Belle Aurora - ebook + audiobook
BESTSELLER

Vik ebook i audiobook

Belle Aurora

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Niezwykle wyczekiwany drugi tom serii „Shot Callers” Belle Aurory!
Nastasia Leokov pokochała Viktora Nikulina od momentu, kiedy pierwszy raz go zobaczyła. Jednak dziewczyna wiedziała, że nie jest jej pisane do niego należeć. Vik był najlepszym przyjacielem jej brata, a ich przyjaźń nie należała do tradycyjnych, ponieważ scalała ją mafia.
Nastasia była dla Viktora zakazana. Mężczyzna traktował ją jak cenny skarb, który trzeba chronić, ale nigdy dotykać. Aż do pamiętnego pocałunku, który wszystko zmienił.
Tamtego dnia między Nastasią a Viktorem zrodziło się pożądanie tak silne, że odebrało im rozsądek. Jednak muszą walczyć z tym elektryzującym napięciem, które sprawia, że odpychają się i przyciągają bez końca.
Niestety nie mogą być razem, ich związek jest zakazany. Tymczasem Nastasia chce od Viktora jednej rzeczy, której on nie chce jej dać.
Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 659

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 18 godz. 7 min

Oceny
4,3 (370 ocen)
215
91
43
17
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Justaq93

Nie polecam

Najsłabsza książka tej autorki.
71
Kinga_79

Z braku laku…

Ksiazka rozwleczona, bez akcji, od początku do końca z tymi samymi przemyśleniami.
50
wissienka

Całkiem niezła

duzo słabsza od pierwszego tomu.
40
Mimi1997

Nie polecam

Jak dla mnie to książka słaba,szybko nudzi
40
lezak_2006

Z braku laku…

Nie jest tak dobra, jak inne książki tej autorki. Trochę wiało nudą...
30

Popularność




Tytuł oryginału

Vik

Copyright © 2021 by Belle Aurora

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne

Oświęcim 2022

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Alicja Chybińska

Korekta:

Bogusława Brzezińska

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Przygotowanie okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-062-0

Prolog

Nastasia

15 lat

– Daj spokój, nie odchodź. – Jego pełen rozbawienia krzyk odbił się echem od ścian na szkolnym dziedzińcu.

O rany.

Mocniej przycisnęłam książki do klatki piersiowej i podjęłam wytężoną próbę uniknięcia kontaktu z tą ludzką formą halitozy, która za mną pełzła. Kiedy chwycił mnie za ramię, musiałam się naprawdę mocno postarać, żeby nie rzucić woluminów z objęć i nie wydrapać mu oczu. Nikomu nie wolno dotykać Leokova bez pozwolenia. Szczególnie jeśli chciało się oddychać przez przeznaczone do tego otwory w ciele, a nie te, które zrobili moi bracia.

Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka na tyle mocno, że poczułam metaliczny posmak krwi, po czym policzyłam do dziesięciu w nadziei, że gniew, który we mnie narastał, opadnie, zanim osiągnie punkt wrzenia. Spróbowałam być miła.

– Mason, nie mamy o czym rozmawiać. Zaprosiłeś mnie na randkę, a ja powiedziałam ci, że chociaż czuję się zaszczycona, to mam szlaban na spotykanie się z chłopakami.

Wyglądał jak zraniony kotek ubrany w koledżówkę.

– Przykro mi. Nie mogę się z tobą umówić.

Stał tam, z tymi swoimi starannie przystrzyżonymi, jasnymi włosami, niebieskimi oczami i promiennym uśmiechem, który świetnie skrywał to, jakim tak naprawdę był dupkiem, po czym zacisnął wargi i zrobił idealnie żałosną minę rozpaczającego szczeniaka.

– Natalio, daj mi szansę.

Świetnie. Koleś nie potrafił nawet zapamiętać mojego imienia.

– Jestem pewien, że kiedy twoi rodzice mnie poznają, zmienią zdanie. Dobry ze mnie chłopak.

Och, litości.

Omal nie powiedziałam tego na głos. A właściwie to wychrypiałam.

Jego długie rzęsy zatrzepotały w próbie dodania spojrzeniu dodatkowej słodkości, mnie jednak przyprawiły o mdłości. Dałam mu jeszcze jedną szansę na wycofanie się z honorem.

– Mason, proszę. Nie chcę żadnych kłopotów, a jeśli moi bracia się o tym dowiedzą, to kłopoty na pewno się pojawią. Dla ciebie.

Jego typowo amerykański uśmiech zdradził mi, że jest jeszcze głupszy, niż mogło się wydawać.

– Ślicznotko… Jeśli ty nic im nie powiesz, to ja tym bardziej.

Rany, co za kretyn.

Cóż, naprawdę to robił. Był zbyt natarczywy. Wszystko, co mogłam zrobić, to zareagować w taki sam sposób. Zrzucając maskę słodkiej dziewczynki, zrobiłam krok w jego stronę i powiedziałam:

– Masz pojęcie, kim jest mój ojciec?

Po raz pierwszy, od kiedy wziął mnie na celownik, wyglądał na niepewnego.

– Ja…

Oczywiście, że wiedział. Plotki o księżniczce mafii krążyły przecież w najlepsze. Wiedzieli, kim jestem i do jakiej rodziny należę.

– Czy naprawdę chcesz to zrobić, Mason? Jesteś gotowy na takie życie?

Powaga w moim tonie nie była udawana.

– Czy wiesz, jak wygląda umierający człowiek? Jak wygląda dziura po kuli w głowie i bałagan, jaki robi się wtedy na dywanie?

I nie kłamałam, gdy dodałam krótko:

– Bo ja tak.

Mason się cofnął. Duma powstrzymała go przed zrobieniem pełnego kroku w tył, ale odpowiedział już znacznie cichszym głosem:

– Chciałem tylko zabrać cię do kina.

Westchnęłam ostentacyjnie, pokazując mu, jak głupio to zabrzmiało. Oboje wiedzieliśmy, czego chciał i nie było to trzymanie mojej ręki w trakcie oglądania filmu.

– Nie, przystojniaku. Chciałeś mnie zerżnąć i opowiedzieć o tym swoim kumplom.

Moja obcesowość musiała zrobić na nim duże wrażenie, wyglądał bowiem na oszołomionego.

– Chciałeś zrobić kolejne nacięcie na ramie swojego łóżka i przyznaję, moje nacięcie byłoby świetne, ale – obrzuciłam go całego krótkim spojrzeniem – to się nigdy się nie wydarzy, Mason. Nigdy.

Opuściłam wzrok.

– A jeśli nie przestaniesz mnie napastować, to będę musiała opowiedzieć moim braciom o chłopaku ze szkoły, który nie chce, kurwa, zostawić mnie w spokoju.

Nie zrobiłabym tego, ale Mason o tym nie wiedział.

Przez sekundę wyglądał na przestraszonego. Przełknął głośno ślinę, a jego głos stał się jeszcze cichszy.

– Chciałem tylko…

– Wiem – przerwałam mu. – Ale odpowiedź brzmi „nie”. Rozumiesz to, prawda, Mason?

– Ja… yyy… – Pokiwał głową, unikając mojego wzroku. – Tak.

W tej samej sekundzie objęło mnie silne ramię, a moje serce zrobiło to dziwne coś, co robiło zawsze, gdy byłam wystarczająco blisko, by poczuć zapach jego wody kolońskiej. Nie spuszczałam oczu ze stojącego przede mną młodocianego macho, a ze sposobu, w jaki spojrzenie Masona wędrowało pomiędzy nami, zorientowałam się, że widok ten musi wywoływać uczucie mimowolnego zagrożenia.

– Wszystko w porządku? – głos Viktora Nikulina przerwał grobową ciszę.

Wzrok Masona skierował się na przedramię Vika. XAOC – wielkie, grube i czarne litery – tatuaż Chaosu – były wyraźnie widoczne nie tylko jako wyraz dumy, ale ostrzeżenie dla ludzi takich jak mój drogi znajomy Mason.

Zrobiło mi się go szkoda.

– Tak. Mason właśnie zbierał się do odejścia.

Zatrzepotałam rzęsami.

– Żegnaj, Mason.

I Mason zwinął się jak ostatnia pizda.

Odprowadzaliśmy go wzrokiem, a kiedy zniknął nam z oczu, odwróciłam się trochę, żeby spojrzeć na Vika.

– Co ty tu robisz?

– Co za pieprzony głupek – mruknął, wciąż patrząc w kierunku, w którym odszedł Mason. – Lubisz tego gościa?

Skrzywiłam się z obrzydzeniem.

– Boże, nie.

– To dobrze – powiedział, biorąc ode mnie książki. Jego ręka zsunęła się z moich ramion i objęła mnie w talii.

– Do tej pory powinni już wszystko rozumieć, a mimo to nie potrafią się powstrzymać. Zawsze chcą dotknąć nietykalnego.

Spojrzałam na jego wielką dłoń rozpostartą na moim biodrze.

– Mówi facet dotykający nietykalnego.

Nawet na mnie nie spojrzał, ale jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, ukazując śnieżnobiałe zęby i wyczarowując dołeczki w policzkach. Vik był naprawdę piękny, a ja poczułam, że kręci mi się w głowie.

– Mnie to nie dotyczy.

Chciałabym, żeby było inaczej. Tak wiele razy modliłam się do każdego możliwego boga, żeby ten oszałamiająco przystojny mężczyzna w końcu spojrzał na mnie nie jako na młodszą siostrę swojego najlepszego przyjaciela. Jak na kogoś, kogo trzeba chronić. Kogoś, dla kogo chce się poświęcić i osłaniać własnym ciałem przed wszelkimi niebezpieczeństwami. Ale on tak nie myślał. A ja byłam tylko kolejną nastolatką tęskniącą za kimś, kogo nigdy nie mogłam mieć.

Może pewnego dnia wszystko się odmieni. Może zobaczy we mnie kobietę, a nie dziewczynę, którą musi pilnować. Teraz jednak byłam dla niego tylko kimś w rodzaju przyjaciela rodziny. Nikim więcej. I byłam pewna, że kiedy mnie dotykał, nie czuł nic poza platoniczną przyjaźnią, nie zdając sobie w ogóle sprawy, że wystarczał lekki dotyk jego palców, by każdy nerw w moim ciele stawał w płomieniach.

Nie chciałam od życia zbyt wiele. Jasne, miałam wszystko czego potrzebowałam, dlatego nigdy nie musiałam o nic prosić. Ale jeśli bogowie słuchali, miałam nadzieję, że usłyszeli moją modlitwę. Chciałam tylko jednej rzeczy.

Żeby Vik patrzył na mnie tak, jak patrzył człowiek, który pragnie czegoś, czego nie może mieć.

Mnie.

I miał rację. Zasada, o której wspomniał nie dotyczyła Viktora Nikulina. Ponieważ mój ojciec mu ufał… i dlatego, że byłam w nim szaleńczo zakochana.

Nastasia

Lat 16

To była kara.

Oczywiście nie powiedział tego wprost, ale miałam głębokie, nieodparte wrażenie, że naprawdę próbuje mnie ukarać. Nie mogłam jednak o to zapytać, bo co, jeśli moje odczucia były błędne? Nie byłam aż tak zadufana w sobie, by sądzić, że byłam w centrum wszystkiego, co robił Vik.

Patrzyłam na nich. On i ona. To była tortura, ale nie mogłam oderwać od nich oczu. Nie szpiegowałam. Po prostu wszyscy znaleźliśmy się w tym samym miejscu, w tym samym czasie. A ja nie mogłam odwrócić wzroku.

Dlaczego?

To był piątkowy wieczór i, jak zwykle zresztą, elita uczniów liceum z New Providence wybrała się do naszej aktualnej miejscówki, U Joe’a, żeby coś przegryźć. Jeśli mam być szczera, mało kto tak naprawdę zamawiał coś do jedzenia. To był tylko pretekst, aby wślizgnąć się do boksów z uroczymi chłopakami i popijać coś gazowanego, żałując jednocześnie, że nie jesteśmy w domu, w wygodnych brudnych dresach i pluszowych skarpetkach nie do pary.

Moją wymówką był fakt, że tego właśnie ode mnie oczekiwano. A jaką wymówkę miał Vik, skoro jego obecności nikt się nie spodziewał? Jedyna myśl, jaka przyszła mi do głowy, to ta, że chciał, abym go zobaczyła.

Gdy tylko weszłam do przestronnej restauracji, podbiegła do mnie Anika. Objęła mnie mocno z podekscytowanym piskiem, a jej dźwięczny śmiech zagłuszył na chwilę wszystkie moje myśli.

– Wygraliśmy!

Jestem pewna, że nie spodziewała się po mnie niczego więcej poza tym, co otrzymała. Pomachałam niewidzialną chorągiewką i mruknęłam z sarkazmem:

– Nasi górą.

Przewróciła oczami.

– Gdzie się podział twój duch zespołu, Nastasio?

Zerknęłam na jej strój cheerleaderki i uśmiechnęłam się.

– Tym akurat nie musisz się martwić. Masz go tyle, że wystarczy za nas obie, Ani.

To właśnie wtedy moje spojrzenie powędrowało w stronę jednego z boksów, a gdy tylko go zobaczyłam, żołądek zacisnął mi się w ciasny supeł. Anika spojrzała w tę samą stronę i przewróciła oczami.

– No tak. Mój brat tu jest.

Tyle widziałam sama. Bardziej interesowało mnie to, z kim był.

Chastity Davis.

Moja niechęć do tej dziewczyny nie miała z nic wspólnego z jej sposobem bycia i musiałam przyznać, że zasługuje na otaczające ją zainteresowanie. Była mądra, miła i zajebiście piękna. Chastity chodziła do ostatniej klasy, a Vik skończył szkołę rok wcześniej. Nigdy o niej nie wspominał, byłam więc trochę zaskoczona tą nagłą chęcią pokazania się publicznie na randce tydzień po tym, jak…

– …nocowaniu dziś u Melissy.

Z trudem udało mi się ponownie skupić.

– Przepraszam, co takiego?

– Śpię dziś u Melissy – powiedziała Anika, po czym bez zastanowienia spytała: – Chcesz przyjść?

Cała Anika. Odkąd pamiętam, była miła i przyjacielska. Różniłyśmy się, ale zawsze coś przyciągało nas do siebie z powrotem. Nie byłam pewna, czy to z powodu przyjaźni łączącej nasze rodziny, czy dlatego, że obie doskonale wiedziałyśmy, jak to jest zobaczyć własnego ojca całego we krwi… i to nie jego własnej.

Pomiędzy mną a Aniką istniało połączenie, które wydawało się nierozerwalne. Darzyłyśmy się miłością, która nie podlegała ocenie, a im dłużej się znałyśmy, tym łącząca nas więź stawała się silniejsza. Nie było rzeczy, której bym dla niej nie zrobiła.

Poza spaniem w domu Melissy Forman.

– Raczej nie, Ani. – Moje wahanie było aż nazbyt wyraźne.

Na jej twarzy pojawił się wyraz smutku, a ja ze złością stwierdziłam, że sprawiło mi to przykrość. Anika nigdy nie kryła swoich uczuć.

– Jesteś pewna? Jej rodzice nie będą mieli nic przeciwko, przysięgam.

Byłam pewna.

– Nie jestem dzisiaj w nastroju – oświadczyłam, po czym wzięłam głęboki wdech, wypuściłam powoli powietrze i potrząsnęłam głową. – Chyba już pójdę.

Jej śliczne niebieskie oczy rozszerzyły się, a ona wyciągnęła rękę i ścisnęła moją dłoń.

– Zostań jeszcze, przecież dopiero co przyszłaś.

– Ktoś wychodzi?

Anika i ja obróciłyśmy się w stronę, z której dobiegał głos, a kiedy zobaczyłam do kogo należał, moje usta lekko się rozchyliły.

Santino Ricci.

Był w ostatniej klasie, był wspaniały i z nikim nie rozmawiał. Dosłownie z nikim. Miał reputację strasznego snoba. Ale ten straszny snob właśnie się do nas odezwał.

Zmrużyłam podejrzliwie oczy.

Dlaczego?

– Mam nadzieję, że nie ty – powiedział i spojrzał prosto na mnie. Te wiecznie półprzymknięte oczy poruszały się leniwie, a ja czułam jego wzrok na całym ciele. Był niewiarygodnie pewny siebie. W normalnych okolicznościach pewnie odwróciłabym się na pięcie i odeszła, ale tym razem Anika uprzedziła moją reakcję.

– Nastasia ma zły humor. Może mógłbyś – mówiąc to pchnęła mnie nagłym ruchem bioder w jego kierunku – ją rozbawić.

Wpadłam na niego, a moje przedramiona docisnęły się do jego twardej klatki piersiowej. Santino Ricci zareagował instynktownie, jedną rękę kładąc mi na ramieniu, a drugą kładąc na moich plecach, tuż nad pośladkami. Łatwość, z jaką mnie przytrzymał, była zadziwiająca.

Anika, ta okropna kłamczucha, wykrzyknęła:

– O mój Boże, Nas. Nic ci nie jest? Ale ze mnie niezdara.

Zamrugałam do niego szeroko otwartymi oczami. Patrzył na mnie z góry, a jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu.

– Nastasia. Ładne imię. Moje to – Jezu, był jak z pięknego snu – Tino.

Wpatrywałam się przez chwilę w jego usta, po czym udowodniłam, co dzieje się z moją inteligencją pod wpływem przystojnych mężczyzn.

– Wiem – westchnęłam.

Zmrużył oczy i z trudem stłumił chichot.

– Zjesz coś ze mną, bella1?

Właśnie miałam się zgodzić, gdy niestety ktoś inny odpowiedział za mnie.

– Nie, nie zje, bo już wychodzimy.

Gdy Vik zbliżał się do nas, dłonie Tina wciąż spoczywały na moim ciele. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedział. Ściągnęłam brwi.

Akurat. Nie miałam najmniejszego zamiaru się stamtąd ruszać.

– Chcę zostać.

Vik zrobił dwa kroki do przodu i stanął tuż przy mnie.

– Idziemy – powiedział, łapiąc mnie za rękę, i delikatnie pociągnął w swoją stronę.

– Nie, nie idziemy.

– Idziemy.

– Nie chcę wychodzić.

Vik zaśmiał się kpiąco.

– Myślisz, że przerwanie randki po to tylko, by zabrać cię do domu, sprawia mi przyjemność? – Jego spojrzenie zrobiło się nieprzyjemne, niemal wrogie. – Bo jeśli tak, to grubo się mylisz – dodał.

Nie wiem, dlaczego to zrobił, ale to, co powiedział, było okrutne.

– Ale kiedy dzwoni twój tatuś, to robię, co mi każe, a on chce mieć swoje dziecko w domu. Teraz. Dlatego właśnie tyle mi płaci. Stawka najemnika.

Jakbym była dla niego nikim. Jakby mnie nawet nie lubił. Jakbym była tylko problemem, zbędnym ciężarem.

Poczułam, że moje policzki robią się gorące, a wnętrze zalewa gwałtowna fala żalu.

Przez chwilę myślałam o tym, żeby się odegrać. Problem w tym, że pokazałabym mu wtedy, jak bardzo zraniło mnie to, co wyszło z jego ust. I dlatego też nie odezwałam się do niego ani słowem.

Upokorzona, wyswobodziłam się z objęć Tino i opuściłam głowę.

– Muszę już iść. Przepraszam.

Vik szarpnął moją dłoń, ale wyrwałam ją i schowałam obie dłonie w rękawach swetra. Nie chciałam, żeby mnie dotykał.

Anika spojrzała na niego, po czym zrobiła krok do przodu i mocno mnie przytuliła.

– Zadzwoń do mnie.

A kiedy mijała swojego brata, mruknęła:

– Kutas z ciebie.

Vik odprowadził mnie na zewnątrz i wpakował do swojego samochodu. Całą drogę jechaliśmy w całkowitej ciszy, dopiero kiedy samochód się zatrzymał, uniosłam głowę i spojrzałam na zewnątrz.

To nie był mój dom.

– Gdzie jesteśmy? – zapytałam zdziwiona, bo miejsce, w którym się znaleźliśmy wyglądało jak park.

– Pocałowałaś mnie.

O, w mordę. Naprawdę to właśnie się działo? Teraz? Właśnie teraz?

– Pocałowałaś mnie, Nas!

Tak. Zrobiłam to.

Zapadłam się w fotel i zakryłam twarz dłońmi.

– Przepraszam – powiedziałam stłumionym głosem.

Ale wcale nie było mi przykro. Zaryzykowałam i choć nie wyszło tak, jak chciałam to przynajmniej znalazłam w sobie tyle odwagi, żeby to zrobić.

– Dlaczego to, do kurwy nędzy, zrobiłaś? – kontynuował, a jego głos przeszedł w krzyk. – Po co?

Opuściłam ręce, spojrzałam przed siebie i szepnęłam:

– Bo chciałam.

– Tak samo jak dopiero co chciałaś pocałować Tino Ricciego? To twoje nowe hobby? Całowanie każdego pieprzonego faceta?

Wow! Nie zasłużyłam na coś takiego. I nagle poczułam, że zalewa mnie wściekłość.

Moje oczy rozbłysły.

– Lepsze to niż próba przelecenia jakiejś laski o imieniu Chastity, Vik – prychnęłam pogardliwie.

– Nie twoja sprawa.

– To samo dotyczy ciebie i tego, co robię z każdym facetem.

– Wręcz przeciwnie – rzucił podniesionym głosem i przez ułamek sekundy sprawiał wrażenie kompletnie wytrąconego z równowagi. – Jesteś dla mnie ważna!

Moje serce zaczęło bić jak oszalałe.

Nie.

Otworzyłam drzwi, wysiadłam i zaczęłam iść przed siebie. Usłyszałam, że również otworzył drzwi, a odgłos jego zbliżających się kroków na żwirze był sygnałem, że mnie dogania.

– Dokąd idziesz? – zapytał z westchnieniem.

– Gdziekolwiek, byle jak najdalej od ciebie – rzuciłam szyderczo.

Złapał tył mojego swetra i zatrzymał mnie w miejscu. Sekundę później stał przede mną, wściekły i zakłopotany. Otworzył usta, ale nic nie powiedział. Próbował znowu i znowu, aż w końcu skrzyżował ręce na piersi i powiedział:

– Nastasia, to nie może się zdarzyć.

Gdyby uderzył mnie kijem bejsbolowym w skroń, byłoby to mniej bolesne.

Zajęło mi to chwilę, ale w końcu odpowiedziałam:

– Wiem.

Moja odpowiedź sprawiła, że wyprostował się, jego ręce opadły wzdłuż boków, a oddech się uspokoił.

– I słusznie. Okej. Słusznie.

Co? Czy on oczekiwał, że będę się z nim kłócić?

Cóż, to ostatnia rzecz, której mógł się spodziewać. Miałam już dosyć. Nieodwołalnie.

Nasze spojrzenia się spotkały i staliśmy tak przez dłuższą chwilę, po czym Vik przełknął i rzucił:

– Daj spokój.

I już. To wszystko. Wszystko, co działo się w mojej wyobraźni na temat Viktora Nikulina, miało tym właśnie pozostać.

Fikcją.

Odprowadził mnie z powrotem do samochodu i otworzył mi drzwi, ale zanim zdążyłam wsiąść, zatrzasnął je z hukiem. Zdezorientowana odwróciłam się do niego i w tym samym momencie naparł na mnie całym ciałem, zamykając pomiędzy dwoma silnymi ramionami, które nagle znalazły się po obu stronach mojej głowy.

Mój puls przyspieszył, gdy zobaczyłam błagalne spojrzenie Vika. Potrząsnął głową.

– To nie może się zdarzyć.

Przełknęłam ciężko i przytaknęłam. Jego oddech stał się ciężki.

– To nie może się zdarzyć – powtórzył

O co tu chodziło? Powietrze stało się tak gęste od nagłego napięcia, że można je było kroić nożem.

Gdy jego półprzymknięte oczy opuściły się i skupiły na moich ustach, poczułam w nich gwałtowne pulsowanie.

Byłam zdezorientowana, ale w tamtej chwili wiedziałam z całą pewnością, że Vik zmaga się właśnie z samym sobą. I mogłabym przysiąc, że chciał mnie pocałować.

– Vik – westchnęłam, rozchylając lekko wargi.

– To niemożliwe, skarbie.

Jego szept mówił jedno, ale to, co zrobił, to, że pochylił twarz i zawahał się o włos od moich ust, zdradzało coś zupełnie innego.

Trwaliśmy tak przez chwilę, a intensywność jego spojrzenia i ciepły miętowy oddech na moich wargach sprawiły, że znalazłam się na granicy zdrowego rozsądku. Nic nie wskazywało na to, że to on wykona pierwszy ruch.

Może było to chwilowe szaleństwo, a może czysta głupota. Tak czy inaczej, moje drżące dłonie dotknęły brzucha Vika, po czym powoli przesunęły się w górę jego torsu, aż spoczęły na ramionach. Wpatrywał się we mnie uważnie, a kiedy oblizał dolną wargę, nie mogłam już dłużej czekać. Robiłam to przecież przez całe życie.

Możliwe, że będzie żałował tego, co miało się wydarzyć. W tej chwili jednak byłam tak pochłonięta jego bliskością, że nie byłam w stanie się tym przejąć.

Stanęłam na palcach, patrząc mu w oczy, i delikatnie przechyliłam głowę, by złożyć jeden gorący pocałunek na pełnych ustach Viktora Nikulina.

Tydzień temu pocałowałam go mocno i szybko. Zaskoczyłam go. To był podstępny atak, impulsywny i dziecinny, do którego doszło na korytarzu przy drzwiach do mojego pokoju.

To było ryzykowne. I błędne.

Teraz, gdy nasze usta się spotkały, było ciepło i zapraszająco. Ten pocałunek był jak obietnica i wiedziałam, po prostu wiedziałam, że już nigdy, aż do śmierci, nie będę czuła tego samego do innego mężczyzny.

Oderwałam się od niego na wystarczająco długą chwilę, by zobaczyć, jak jego opanowanie rozpada się na tysiące drobnych kawałków. Objął mnie jedną ręką, a drugą przesunął po moich plecach, aż jego ciepła, duża dłoń objęła mój kark, trzymając mnie blisko, podczas gdy on wpijał się w moje usta, jakby został otruty, a ja byłabym jego jedyną nadzieją na przeżycie. Jakby moje usta zawierały antidotum na śmierć krążącą w jego żyłach.

Całowaliśmy i pieściliśmy nawzajem swoje wargi, a kiedy nasze języki w końcu się zetknęły, umarłam z rozkoszy.

Nie powinniśmy tego robić, a świadomość tego tylko potęgowała moje pragnienie.

Kto wie, ile czasu minęło? Minuty? Godziny? Miałam wrażenie, że cała wieczność. Ale kiedy w końcu odsunęliśmy się od siebie, z nabrzmiałymi wargami, dysząc cicho pośród nocnej ciszy, byłam pewna, że oboje mieliśmy identyczne myśli.

O Boże.

Mamy kłopoty.

Rozdział 1

Nastasia

Miałam zamiar spieprzyć skurwielowi życie i dobrze się przy tym bawić.

Kto był tym skurwielem?

Viktor Nikulin.

Mój były chłopak. Mój były najlepszy przyjaciel. Mój były… pod każdym względem.

Ale dlaczego, Nastasio? Sprawia wrażenie takiego porządnego faceta. Troskliwego przyjaciela. Prawdziwego boga w łóżku. Kogoś, komu możesz zdradzić swoje najskrytsze sekrety. I, Boże w niebiosach, ten jego uśmiech. Dlaczego musisz spieprzyć mu życie?

Ponieważ zerwanie nigdy nie jest łatwe. I chociaż naprawdę starałam się, aby dla dobra naszych przyjaciół i bliskich sobie rodzin wszystko odbyło się w sposób cywilizowany, to Vik sprawiał kłopoty.

I przyznaję, że przez chwilę było mi naprawdę bardzo smutno.

Okej. Było mi smutno i płakałam przez cholernie długi czas. Rozpaczałam, użalałam się, lamentowałam i robiłam całą resztę tych gównianych rzeczy. Ale pewnego dnia obudziłam się i postanowiłam stać się dojrzałą kobietą, która potrafi zaakceptować to, co ją spotkało.

Tego samego dnia Vik obudził się i wybrał przemoc.

Trwało to całe miesiące wypełnione niepewnościami, ale kiedy w końcu dokonał się we mnie przełom, wyrzuciłam z siebie wszystko, co czułam. To było jak wystrzał ze strzelby.

Nie żebym liczyła, ale od naszego oficjalnego zerwania minęły sto trzy dni. I przez chwilę sytuacja była wyjątkowo niezręczna. Niezręczność, która w końcu zmieniła się w nieustającą wściekłość. Nie pomagała też świadomość, że widok równie wściekłego Vika wywoływał u mnie bardzo dziwną reakcję. Taką, po której człowiek zaczyna przygryzać wargi, mocno ściskać nogi i wiercić się z pragnienia. Jak dla mnie był to wystarczający dowód na to, że mam jakiś problem z głową.

Kiedy się kłóciliśmy, za każdym razem robiło się gorąco. Vik o tym wiedział. Wykorzystywał to. I, dobry Boże, czasami odgrywałam się w równie bezwzględny sposób.

Mój najstarszy brat, Sasha, postanowił zorganizować spotkanie biznesowe pod pozorem kolacji w swoim domu – jeśli to jego trzypiętrowe monstrum można nazwać domem – aby porozmawiać o nadchodzących wydarzeniach i nowych pomysłach dotyczących klubu. Obecność była obowiązkowa. Kiedy Sasha chciał, żeby ktoś przyszedł, robiło się to. Tak właśnie to wyglądało.

Czy robiło to z niego kogoś w rodzaju bossa?

Tak.

Czy skrycie rozkoszował się swoją władzą?

Każdy, kto go znał, wiedział doskonale, że tak właśnie było.

Interes kwitł. Krwawiące serca – kiedyś obskurny klub ze striptizem, teraz elegancki teatr burleski – przeszedł cholernie dużą transformację w ciągu ostatniego roku. I choć było to dziecko Sashy, byliśmy zaangażowani w rozwój tego miejsca w taki, czy inny sposób. Jakby nie patrzeć, wszyscy tam pracowaliśmy, byliśmy trybikami w doskonale naoliwionej maszynie, dzięki której lokal mógł funkcjonować.

Doprowadzenie tego przedsięwzięcia do upadku nie wchodziło w grę. Nasza rodzina szczyciła się tym, że wszystko, co robimy, jest legalne. I tak właśnie musiało być, jeśli nie chcieliśmy zrobić kroku w tył, z powrotem do obskurnego podziemia, gdzie jedynym zajęciem było handlowanie bronią, przemocą, narkotykami i kobietami.

Krwawiące serca musiały istnieć.

Drzwi wejściowe do mojego mieszkania otworzyły się, a potem zamknęły.

– O mój Boże – usłyszałam kobiece mruknięcie, a kiedy na schodach rozległy się szybkie kroki, zmarszczyłam brwi. Zdziwiłam się jeszcze bardziej, gdy dobiegły mnie słowa, wypowiadane przez tę samą, wyraźnie zdyszaną, kobietę:

– Już dobrze. Wszystko w porządku. Nic nam nie jest.

Co do diabła?

Odwróciłam się od umywalki, podczas gdy kroki stawały się coraz bliższe, a kiedy do łazienki weszła Mina, moja szwagierka, z szeroko otwartymi, pełnymi przerażenia oczami, od razu ruszyłam w jej stronę z uczuciem głębokiej paniki, która gwałtownie ścisnęła moje wnętrzności.

Cholera. Coś było nie tak.

Białą torbę, którą trzymała w ręku, zauważyłam dopiero wtedy, gdy rzuciła ją w moją stronę. Złapałam ją niezdarnie, sprawiając, że coś zagrzechotało w jej wnętrzu.

– Co się stało? – krzyknęłam, ale ona tylko stała tam, przygryzając paznokieć kciuka i mrucząc coś pod nosem. Jej długie brązowe włosy były związane w niski kucyk, miała na sobie spodnie do jogi, czarną koszulkę, jedną skarpetkę i klapki. Wyglądała okropnie.

Sekundę później oprzytomniała nagle.

– Wyjdź – rzuciła.

Kiedy wzrok jej brązowych sarnich oczu padł na mnie, położyła ręce na moich ramionach i zaczęła delikatnie pchać mnie do tyłu, aż znalazłam się za otwartymi drzwiami.

– Wyjdź!

Jak na tak drobną istotę, była zadziwiająco silna. Drzwi zatrzasnęły się tuż przed moją twarzą, a ja po prostu stałam tam, zdezorientowana jak diabli, z otwartymi szeroko ustami.

Po pierwsze, co to w ogóle miało znaczyć?! To był mój dom, do cholery. Jak mogła popychać mnie w moim własnym domu? Ale kiedy usłyszałam dobiegające zza drzwi jęki, mój gniew zniknął równie szybko, jak się pojawił.

Złapałam za klamkę i powoli ją nacisnęłam.

– Mina? Wszystko w porządku? – zapytałam, szarpiąc za klamką. – Kurduplu?

W mojej rodzinie było troje dzieci. Sasha, najstarszy, który po śmierci naszego ojca przejął rolę patriarchy. Lev, który urodził się jako drugi i którego dziwactwa spowodowały, że był tak samo cholernie irytujący jak czarujący. I ja, ostatnia, najmłodsza. Dziewczyna, która dorastała wśród gangsterów i kryminalistów, co nie robiło na niej żadnego wrażenia, bo choć było to dalekie od normalności, to dla niej było najnormalniejsze w świecie.

Kiedy jesteś nastolatką, a twoi bracia należą do jednej z grup rosyjskiej Bratvy… cóż, nietrudno sobie wyobrazić, jak barwne musi być to życie.

W dniu śmierci naszego ojca oczekiwano, że kontrolę nad Chaosem przejmie Sasha. Wydawało się to naturalnym obrotem spraw, a Sasha nigdy nie robił rzeczy połowicznie. Tkwił w tym po same uszy, co oznaczało, że i my byliśmy w to zaangażowani na całego.

Widziałam, słyszałam i brałam udział w takim gównie, w którym żaden nastolatek nie powinien nigdy uczestniczyć. I nie trzeba było długo czekać, aby Sasha doszedł do tego samego wniosku.

Wymagało to trochę przekonywania, ale udało mu się ostatecznie wykręcić od tej roli i już po krótkim czasie pozbawiony odpowiedniego przywódcy Chaos zaczął się rozpadać. Niedługo później wieści o złym zarządzaniu i kłótniach pomiędzy firmami dotarły do Bratvy. Mateczka Rosja wzięła nas na celownik. A kiedy Bratva każe się wycofać i rozwiązać, to tak właśnie się robi.

Teraz wszystkie rosyjskie firmy działały na własną rękę. Nie miały już żadnego potężnego zaplecza. I chociaż odnosiłam wrażenie, że Sasha czasami tęsknił za tamtym życiem, wiedziałam, że zrobił to ze względu na mnie.

Ponieważ rodzina była wszystkim.

Drzwi do łazienki otworzyły się gwałtownie i zobaczyłam Minę, zlęknioną jak gazela pijąca z wodopoju, z plastikowym kubkiem wypełnionym jasnożółtym płynem w ręku. Zauważyłam też, że w drugiej ręce trzyma prostokątne pudełko. Zmarszczyłam brwi.

Jej głos drżał, gdy szepnęła błagalnie:

– Pomóż mi.

Musiało minąć około dziesięciu sekund, zanim wszystkie puzzle w mojej głowie wskoczyły na swoje miejsce.

– Mina – powiedziałam przez gwałtownie ściśnięte gardło.

– Wiem – przytaknęła ze łzami w oczach.

Próbowałam się odezwać, ale nic z tego nie wyszło.

Ponownie kiwnęła głową.

– Wiem – Tym razem ton jej głosu był wyższy.

W końcu odzyskałam głos i zapytałam łagodnie:

– Jesteś pewna?

Wydała z siebie śmiech przepełniony niewylanymi łzami.

– Hm…

Sięgnęła po białą torebkę, odwróciła ją do góry nogami i wysypała całą jej zawartość na białe kafle, którymi wyłożona była podłoga w mojej łazience. Dziewięć różnych marek testów ciążowych wskazywało na to, że nie była.

– Okej – powiedziałam spokojnie.

– Boję się – wykrztusiła mała kobieta i, do jasnej cholery, złamało mi to serce.

– Posłuchaj – spróbowałam racjonalnego podejścia – to nie jest problem. Jesteście małżeństwem. Kochasz go. Nie jesteś byle nastolatką, która zrobiła to z rozgrywającym pod trybunami, wpadła, a teraz zostaje wyrzucona z domu, żeby mieszkać z babcią.

Ale Mina mnie nie słuchała. Usiadła ze skrzyżowanymi nogami na zimnej podłodze, otworzyła każde pudełko, po czym wyjęła jeden test, a kiedy jej palce zaczęły się za bardzo trząść, zaczęła rozrywać kartonowe opakowanie zębami.

Uniosłam brwi.

O tak. Świetnie, naprawdę świetnie.

Oddychając nieregularnie, próbowała przeczytać instrukcję i mówiła do siebie.

– Jak mam to zrobić?

– To zależy. Niektóre z nich zanurzasz i czekasz, a inne wymagają wlania kilku kropel do małego otworu.

Zastygła, uniosła na mnie wzrok i zamrugała zdziwiona.

– Robiłaś to już wcześniej?

Moje oczy rozszerzyły się na chwilę, a następnie powiedziałam tylko jedno słowo:

– Tak.

Dwóch mężczyzn. Przez całe moje życie byłam tylko z dwoma mężczyznami. Z jednym z nich, tym, z którym byłam krótko zaręczona, za każdym razem używaliśmy prezerwatywy. Drugim był Vik, który sprawiał, że moją głowę zaprzątał jedynie dotyk jego palców przesuwających się w dół mojego kręgosłupa. Odkąd skończyłam dziewiętnaście lat, nie zakładał prezerwatywy, więc tak, wiedziałam, jak używa się testu ciążowego.

Pomogłam jej. Powiedziałam, że nie musi używać wszystkich dziewięciu, ale ona wciąż mi je podawała i zanim się zorientowałyśmy, blat mojej szafki pokrywały białe, plastikowe patyczki. Odczekałyśmy pełne trzy minuty i były to trzy minuty całkowitej ciszy. Jedno spojrzenie na Minę dało mi do zrozumienia, że nic, co powiem, nie odwróci jej uwagi od tego, co działo się w jej głowie.

Kiedy czas czekania się skończył i zaczęłam sprawdzać testy, poczułam ulgę. Spojrzałam na Minę i uśmiechnęłam się ciepło.

– Widzisz? Wszystko jest dobrze, maleńka. – Podniosłam jeden z testów. – Nie jesteś w ciąży.

Wszystkie emocje, które jeszcze przed sekundą wyraźnie malowały się na jej twarzy, nagle zniknęły. Wyjęła mi test spomiędzy palców i wpatrywała się w niego pustym wzrokiem. Następnie spojrzała na wszystkie pozostałe, wciąż z tym samym, jakby nieobecnym wyrazem twarzy. Kiedy jednak usiadła na zamkniętej klapie toalety, jej dolna warga zaczęła drżeć.

Och, słodka dziewczynka.

– Miałaś stracha. To musiało być stresujące – powiedziałam ze zrozumieniem.

– Nic nie rozumiesz – odpowiedziała tym wciąż mokrym od niedawnych łez tonem.

Zdławiłam nagłą chęć rzucenia jakiejś szyderczej riposty.

– Rozumiem. Naprawdę. Ale wszystko jest w porządku, Mina.

Pokręciła głową i zamrugała, strząsając rzęsami kilka łez.

– Tak nie powinno być.

– Powinno – zapewniłam, kładąc dłoń na jej kolanie i ściskając je lekko.

Mina spojrzała na podłogę, jej twarz zaczęła drżeć, po czym uniosła dłonie i zakryła oczy. Płakała.

Nie, nie płakała.

Szlochała. To było rozdzierające ciało, rozpaczliwe łkanie.

Zmarszczyłam brwi, byłam zakłopotana i zdziwiona.

– Hej – zaczęłam łagodnie i kucnęłam przed nią. – Co jest grane?

Nie przestawała płakać, a kiedy odsunęła ręce, przewróciła zaczerwienionymi oczami, wzruszyła ramionami i zaśmiała się w sposób, który pozbawiony był choćby cienia wesołości.

– Nie wiem – odparła trzęsącym się głosem.

I wtedy mnie olśniło.

– Chciałaś, żeby wynik był pozytywny? – zapytałam powoli.

Zamknęła oczy, opuściła głowę, a gdy znów zaczęła szlochać, skinęła głową.

Ożeż w mordę.

Objęłam ją ramionami i trzymałam mocno, a ona wybuchnęła głośnym płaczem. Jej strata zaczęła boleć mnie niemal równie mocno, a kiedy poczułam szczypanie w oczach, westchnęłam cicho i zadałam pytanie:

– Dlaczego mi nie powiedziałaś?

– Nie staramy się, ale źle się czułam i gdy pomyślałam, że mogę być… – mówiła z twarzą wtuloną w moje ramię, nieszczęśliwa. – Bałam się, ale kiedy o tym myślałam… wtedy czułam się szczęśliwa. Że byłoby miło, gdyby Lidi miała brata lub siostrę… zaczęłam planować, gdzie mógłby być pokój dziecinny i zastanawiać się, jak dziecko mogłoby wyglądać… a teraz…

Wzięła głęboki wdech.

– Skończyło się, zanim w ogóle się zaczęło – dokończyła drżącym głosem.

Uścisnęłam ją, delikatnie gładząc po plecach.

Jej niespójny bełkot nie powinien mieć sensu, ale miał. A ja czułam, jak smutek ściska mnie za serce.

Wstałam, chwytając ją za rękę i wycierając łzę, spływającą wolno po moim policzku.

– Słuchaj – powiedziałam. – Jeśli tego chcesz, to tak się stanie. Teraz po prostu nie był odpowiedni czas, okej?

Mina zaczęła się uspokajać.

– Chyba tak.

– Jeśli chcesz mieć dziecko, musisz porozmawiać z Lvem, przerwać stosowanie antykoncepcji i zacząć się starać. Wiesz, tak naprawdę się starać. Rozumiesz, co mam na myśli?

Wydała z siebie coś w rodzaju krótkiego parsknięcia, a ja uśmiechnęłam się szeroko, po czym z trudem zapanowałam nad żołądkiem, który podszedł mi do gardła, gdy pomyślałam o moim bracie wtryskującym swoich małych pływaków do wnętrza Miny, ale przecież tak właśnie się to odbywało.

– Idź do domu i uwiedź mojego brata. Ciesz się procesem – zachęciłam ją, szybko powracając myślami do swojej łazienki. – Uda się, Mina. Jestem pewna.

Pomogłam jej umyć twarz i ponownie przytuliłam, po czym wysłałam w drogę do domu. Wróciłam do łazienki, żeby posprzątać, a kiedy wyrzuciłam zużyte testy ciążowe i wytarłam zlew, myśl o kolejnej siostrzenicy lub siostrzeńcu, którego mogłabym rozpieszczać, sprawiła, że zaczęłam się uśmiechać. To przyjemność, którą mogą mi dać tylko Lev i Mina, bo byłam pewna, że Sasha nie zamierzał mi tego zapewnić.

To nie tak, że był niewiernym i rozwiązłym dziwkarzem albo że miał problemy ze stawaniem na wysokości zadania. Właściwie to było wręcz przeciwnie.

Nie widziałam Sashy z kobietą od lat, choć akurat to nie miało większego znaczenia. Byłam pewna, że on wciąż z jakimiś się spotyka, po prostu był niezwykle dyskretny. A tak długo, jak nie chciał przedstawić nam jakiejś kobiety, tak długo mogłam być cholernie pewna, że nie zamierza mieć z nią dziecka.

Kiedy wieczorem tego samego dnia dotarłam do domu Sashy i zobaczyłam zaparkowane pod nim samochody, wiedziałam, że niemal na pewno jestem ostatnia, zresztą jak zwykle. Weszłam do środka i od razu dobiegł mnie głos najstarszego brata:

– Mieszkasz tak blisko, Nastasio. Naprawdę zawsze musisz się spóźniać?

Tak, byłam ostatnia.

Stał z rękami na biodrach i grymasem niezadowolenia na twarzy, niczym zawiedziony ojciec. I tak też wyglądał, w tym swoim ciemnoszarym garniturze i z postawą aż emanującą zniecierpliwieniem.

Zdjęłam płaszcz i powiesiłam go w szafie w holu, a następnie podeszłam do niego, uśmiechając się szeroko.

– Ciebie też miło widzieć, bracie.

Kiedy znalazłam się wystarczająco blisko, stanęłam na palcach i pocałowałam go przelotnie w policzek. Wciąż wpatrywał się we mnie, a jego złote oczy lekko pociemniały. Przewróciłam oczami i wyminęłam go.

– Wyluzuj. Boże, przecież już jestem. Zjedzmy coś.

Kierując się odgłosami rozmowy, weszłam do salonu i stanęłam w miejscu.

– Nareszcie – powiedziała Mina.

– Nastasiu, czy ty zawsze musisz się spóźniać? Mina jest głodna.

To był Lev.

Następna odezwała się Anika:

– Hej, skarbie.

Potem przyszedł czas na Corę.

– W samą porę, suko.

Ale mój wzrok utkwiony był tylko w jednym punkcie.

Vik podniósł się, gdy tylko usłyszał moje imię, z moją trzyletnią siostrzenicą, Lidiyą, wiszącą do góry nogami w jego muskularnych ramionach, chichoczącą, z loczkami związanymi w kucyki zwisającymi z jej głowy. I wtedy moja macica się przebudziła.

Zerżnij mnie młotem pneumatycznym.

Proszę, Boże. Błagam cię. Miej litość.

Już sam widok tego ciemnowłosego, niebieskookiego, postawnego i będącego najpiękniejszą, wytatuowaną wersją samego siebie mężczyzny był wystarczająco trudny, ale zabawa z dzieckiem?

Och.

Moje serce nie miało z tym szans. Żadnych.

– Nas.

To było wszystko, co powiedział.

Poczułam, że moje ramiona pokrywają się gęsią skórką, zupełnie jakby jego gładki jak whisky głos wydobywał się cichym szeptem z jego ust niemal muskających moje ucho. Jego intensywne spojrzenie pieściło mnie z drugiego końca pokoju. Czułam go wszędzie.

To nie było nic nowego. Właśnie tak się działo, gdy byliśmy razem. Właśnie tak silny wpływ każde z nas wywierało na to drugie.

Najlepszą rzeczą, jaką mogliśmy zrobić dla dobra wszystkich wokół, było dogadanie się i przez jakiś czas tak właśnie było. Ale ostatnio Vik miał ochotę na kłótnie.

Dlaczego byłam tego taka pewna?

Bo robił wszystko, co tylko możliwe, żeby mnie sprowokować. I wcale nie starał się tego ukryć. Jeśli nie kwestionował każdej mojej decyzji, to bezczelnie flirtował z tancerkami w Krwawiących Sercach albo stroił sobie niewybredne żarty, żeby wyprowadzić mnie z równowagi. Wiedziałam, że cierpi, więc trzymałam się w ryzach, ale na Boga, moja cierpliwość powoli się wyczerpywała.

Krótko mówiąc, Vik wymierzał mi karę. Znowu.

– Jedzmy – rozległo się głośne westchnienie stojącego tuż za mną Sashy.

Rozmowa przeniosła się do jadalni, a gdy wszyscy zajęli już swoje miejsca, brat od razu przeszedł do rzeczy. Powinnam była słuchać, ale mój umysł był skupiony na mężczyźnie siedzącym naprzeciwko. Mężczyźnie, który wyglądał, jakby rozbierał mnie wzrokiem.

Przełknęłam z trudem i poruszyłam się niespokojnie na swoim krześle, patrząc w dół na talerz z nietkniętym jedzeniem.

Kiedy ponownie spojrzałam na obiekt moich myśli, jego wzrok powędrował do mojego gardła, a sposób, w jaki uniósł się jeden z kącików jego ust zdradził, że zauważył moją reakcję.

Boże, wyglądał niesamowicie w czarnych dżinsach, jasnoszarym henley’u i białych sneakersach Lacoste Court-Master, które kupiłam mu tylko dlatego, że myślałam, że będą na nim świetnie wyglądać.

Uwaga spoiler – tak było.

Siedział tam, z ciemnymi włosami wycieniowanymi po bokach i starannie ułożonymi na górze, a moje dłonie zacisnęły się pod stołem w pięści, gdy nagle zapragnęłam przeczesać je palcami. Niemal czułam, jak jego starannie przycięty zarost drapie mnie po wewnętrznej stronie uda.

Przeszedł mnie dreszcz.

Podniosłam widelec i trzymałam go z roztargnieniem.

I wszystko zaczęło się pieprzyć.

Mój wzrok skupił się na łuku kupidyna jego pełnej górnej wargi. Już samo patrzenie na niego było słodką torturą. Kiedy czubek jego języka wysunął się i przesunął po dolnej wardze, widelec wypadł mi z ręki i z brzękiem upadł na talerz. Wtedy wszyscy zaczęli się na mnie gapić.

– Co o tym myślisz, Nastasiu? – zapytał Vik, mrugając powoli. Wiedział doskonale, że nie słuchałam.

Och…

– Co?

Taka właśnie była moja jakże inteligentna i wypowiedziana chrapliwym głosem odpowiedź.

– Co myślisz o tym, co powiedział Sasha – podpowiedział, przesuwając palcami po wilgotnych ściankach kieliszka.

– Myślę, że to świetny pomysł – odpowiedziałam, mrużąc oczy.

– Mogłabyś przynajmniej udawać, że słuchasz. – Uśmiechał się, ale jego oczy były śmiertelnie poważne. – Ale jakoś wcale mnie to nie dziwi, wiem przecież, jak nieodpowiedzialna jesteś.

Nieodpowiedzialna?

Mój żołądek zacisnął się boleśnie.

Skurwiel.

Cóż, chyba naprawdę to robiliśmy.

– Jesteś pewna, że zrozumiałaś, o czym rozmawialiśmy?

Spokojny szum krwi krążącej w moich żyłach zmienił się we wściekłe wrzenie.

– Sasha używa trudnych słów. Wiem, jak bardzo potrafi ci to czasami namącić w głowie.

– Proszę was – powiedziała błagalnie Mina, ale szybko została zagłuszona, bo dokładnie w tej samej sekundzie rozległo się głośne westchnienie Cory:

– Czy możemy tego uniknąć?

– Mam nadzieję, że nasza rozmowa w pełni cię zadowala – powiedział Vik, po czym podniósł kieliszek i upił z niego łyk. – Może gdzieś, ktoś prowadzi inną rozmowę, z której miałabyś większy pożytek. Wciąż pamiętam, że zawsze, gdy kończysz rozmawiać ze mną, lubisz przejść na francuski.

Anika lekko sapnęła.

Ja pierdolę. On naprawdę to zrobił.

Poczułam, jak wzbiera we mnie wściekłość.

– Co to ma znaczyć? – zapytałam, pochylając się lekko.

– Jesteś mądrą dziewczyną. Na pewno dasz radę to rozgryźć.

Wstałam tak gwałtownie, że moje krzesło zazgrzytało o podłogę.

– Kuchnia, teraz – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, celując w niego palcem.

Odgłosy kroków wskazywały na to, że za mną idzie, a kiedy weszłam do następnego pomieszczenia i otworzyłam drzwi do spiżarni, niemal go tam wepchnęłam, po czym zamknęłam za nami.

– Jesteś niemożliwy – wysyczałam cicho i odwróciłam się do niego ze złością w oczach. – O co ci, do cholery, chodzi?

Vik skrzyżował ręce na piersi z miną wskazującą na obojętne znudzenie.

Nie waż się. Nie waż się zachowywać, jakby nic cię to nie obchodziło. Nie, kiedy oboje wiedzieliśmy, jak jest naprawdę.

Nienawidziłam tego.

– Staram się, Vik – zaczęłam mówić niemal błagalnym szeptem. – Naprawdę się staram. Myślisz, że to wszystko jest dla mnie łatwe? – Poruszyłam się niespokojnie. – Widzę cię w pracy. Widzę cię w domu. Jakimś cudem jesteś wszędzie tam, gdzie ja. I przyjmij do wiadomości, że twoje bycie dupkiem w niczym mi nie pomaga. Jeśli mam być całkowicie szczera, to wręcz boli.

Ale Vik stał tam tylko, jakby w ogóle mnie nie słyszał.

– Ależ przecież tego właśnie chciałaś, Nas – mruknął w końcu obojętnie. – Nigdy nie mówiłem, że będę udawał zadowolonego z całej tej sytuacji.

Czy on mówił poważnie?

Nie. Nigdy tego nie chciałam.

– Naprawdę nie możemy się po prostu dogadać? Dla dobra wszystkich?

– Dogadać się? – Jego oczy pociemniały. Zrobił krok w moją stronę, potem kolejny. – Tego właśnie chcesz?

Dlaczego musiał być taki przystojny?

Dlaczego podwinął w ten sposób rękawy, zmuszając mnie do patrzenia na jego przedramiona z lekko widocznymi żyłami? Niech go szlag. Wiedział, jak bardzo mi się to podoba.

Poza tym, dlaczego wszystko musiało się kończyć kłótnią? Byłam już nimi tak bardzo zmęczona.

Nie żebym miała coś przeciwko temu, jak nasze kłótnie się kończyły, bo przecież wszystkie kończyły się tak samo.

Gdy tylko zdałam sobie sprawę z tego, co robimy, wciągnęłam gwałtownie powietrze, a moje oczy się rozszerzyły. Gniew zniknął z mojej twarzy, a ja szybko przykleiłam do niej ogromny uśmiech, na którego wcale nie miałam ochoty.

– Nie, nie, nie, nie, nie – wyszeptałam pośpiesznie, a kiedy spróbował się odezwać, uciszyłam go, przyciskając palec do jego ust i lekko je przygniatając. Mój głos przybrał łagodny, pogodny ton.

– Wewnętrzne głosy. Zachowujemy spokój. Nie kłócimy się. Wszystko jest dobrze. Jesteśmy szczęśliwi, uśmiechamy się i jesteśmy dwojgiem dorosłych, którzy po prostu rozmawiają. To wszystko.

Zaśmiałam się wymuszenie.

– Dobrze się bawimy.

Vik cały czas obserwował mnie uważnie, a ze sposobu, w jaki zmarszczył brwi, wywnioskowałam, że ta nagła zmiana sytuacji wprawiła go w zakłopotanie.

– Dlaczego zachowujesz się tak dziwnie? – zapytał.

– Nie zachowuję się dziwnie. – Mój uśmiech zadrżał, ale tylko nieznacznie.

– Właśnie, że tak.

Pokręciłam głową, czując, że policzki zaczynają mnie już boleć.

– Mylisz się. Po prostu próbuję uniknąć konfliktu.

– Dlaczego? – Ściągnął brwi, nabierając podejrzeń. – Nigdy wcześniej tego nie robiłaś.

Moje usta były szybsze niż umysł, choć szczerość była w tej chwili gorszym rozwiązaniem od jakiegokolwiek kłamstwa, które mogłabym wymyślić.

– Bo jeśli będziemy się kłócić, to zaczniemy się całować. A jeśli zaczniemy się całować, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że twoja ręka znajdzie się w moich majtkach. A wtedy dojdę i będę chciała, żebyś mnie posiadł, jak kundel kradnący chwile rozkoszy z rasową suką. I to jest sytuacja, której staram się uniknąć.

Powiedziałam to. Byłam tak zmęczona tym, co się między nami działo, że nie dane mi było nawet się zarumienić.

Widziałam wyraźnie, że moje wyznanie było ostatnią rzeczą, jaką spodziewał się usłyszeć. Jego ciało rozluźniło się nieznacznie, po czym odbił piłeczkę na swój typowy, cwaniacki sposób:

– Dlaczego? Brzmi tak, jakby wszyscy dobrze się bawili.

Tak było.

Szlochałam, ale moja rozpacz była czysto wewnętrzna. Naprawdę tak właśnie było.

Mój sztuczny uśmiech powoli zgasł.

– Nie chcę się kłócić. – Próbowałam zapanować nad głosem, ale nie udało mi się ukryć jego drżenia.

– Ale przecież wtedy jest nam o wiele lepiej.

Jego muskularne ciało zbliżało się coraz bardziej, zmuszając mnie do cofania się, aż w końcu uderzyłam tyłkiem o ścianę. Zadrżałam, uświadamiając sobie nagle, do czego to wszystko zmierza, a moje serce zamarło.

– Pamiętasz?

Och…

Byłam w pułapce.

Lodowato niebieskie oczy trzymały mnie w niewoli, gdy z zachowaniem perfekcyjnego spokoju powiedział:

– Nie chcę tego.

Coś gwałtownie skręciło mi trzewia.

– Nie chcesz, żebyśmy przestali się kłócić?

Próbowałam poukładać to sobie w głowie.

Sposób, w jaki przesunął kciukiem po swoich wargach, spokojnie, bez pośpiechu, sprawił, że zapragnęłam ich posmakować.

– Nie. – Pokręcił głową.

Czułam, że jeszcze chwila i wybuchnę płaczem, ale wtedy z jego ust popłynęły dalsze słowa:

– Chcę znów poczuć twoją pasję. Chcę mojej dzikiej dziewczyny. Chcę ciebie. W moim samochodzie, w moim łóżku, przy moim boku. Chcę być wewnątrz twojej głowy, podczas gdy ja wbijam się w twoje ciało.

Poczułam się, jakby ktoś właśnie uderzył mnie potężnie w splot słoneczny, ale on kontynuował, z każdym słowem coraz bardziej mnie niszcząc.

– Ponad dziesięć lat razem i myślisz, że tak po prostu pozwolę ci odejść w radosnych podskokach tylko dlatego, że masz wątpliwości? Nigdy w życiu.

Podbrzusze zalała mi fala gorąca.

Cholera. Jak miałam zareagować na coś takiego?

Vik sięgnął w górę, skupiając wzrok na punkcie przy mojej skroni i przesuwając zbłąkany kosmyk włosów za ucho.

– Byliśmy szczęśliwi raz i będziemy szczęśliwi znowu. Jestem dobry w dawaniu ci czasu, więc będę to robił. Ale to, co dzieje się teraz? To coś stałego. – Zawiesił na chwilę głos, po czym dokończył: – Zawsze byliśmy ty i ja, Nas.

Miał rację. Tak było.

Poczułam, że gdy wypowiedział te słowa, te same, które powtarzaliśmy sobie od samego początku, gdzieś głęboko we mnie coś pękło.

Na zawsze i na wieczność.

– Nie rób tego – szepnęłam, z trudem otwierając zaschnięte usta.

Dlaczego nie mógł po prostu odpuścić? Pozwolić mi odejść?

Vik oblizał wargi, spojrzał mi prosto w oczy i roztrzaskał moje serce na tysiące drobnych kawałków.

– Byłaś moją dziewczyną, odkąd byłem chłopcem i niech mnie piekło pochłonie, jeśli w dniu, w którym spotkamy naszego stwórcę, nie będziemy trzymać się za ręce.

Czułam, jak wraz z tymi cicho wypowiadanymi słowami opuszczają mnie ostatnie chęci do dalszej walki. I, kurwa mać, chciało mi się płakać. Jeżeli jest możliwe, żeby serce zamarło, to moje właśnie to zrobiło.

Nie mogłam normalnie oddychać, a moje kolana prawie się poddały. Z jękiem przycisnęłam dłonie do oczu.

– Nie możesz mówić mi takich rzeczy, Vik – oświadczyłam chwilę później, opuszczając ręce i patrząc na niego błagalnie. – Jeśli nadal będziesz to robił, to nigdy nie przestaniesz mieszać mi w głowie.

– To świetnie.

Poruszył się tak szybko, że nie zdążyłam zareagować, a kiedy zbliżył swoje usta do moich… wstyd przyznać, ale straciłam kontrolę.

Całowaliśmy się tak, jak się kłóciliśmy. Brutalnie, ostro i z zamiarem przejęcia kontroli.

Ani na chwilę nie odrywając się od niego, pchnęłam go na półkę z taką siłą, że leżące na niej różne przedmioty przesunęły się z łoskotem. Wpijał się w moje usta, a jego ramiona oplotły mnie, jedno wyżej, na plecach, drugie niżej, z dłonią ściskającą mocno mój tyłek. Bolało, ale był to ból z rodzaju tych, które sprowadzają rozkosz. Jego język dotykał mojego, a moje biodra wysunęły się do przodu. Vik mruknął mi prosto w usta, a ja, jęcząc, sięgnęłam w górę i chwyciłam przód jego koszuli, jednocześnie odpychając go i przyciągając bliżej siebie.

Podniósł mnie i przycisnął do ściany. Uderzyłam w nią tyłem głowy, po czym jęknęłam z bólu.

– Przepraszam – wydyszał, a następnie pocałował mnie tak głęboko, tak desperacko, że mogłabym przysiąc, iż na jedną chwilę nasze dusze się połączyły.

Otaczały nas rozmaite odgłosy obijających się o siebie rozmaitych przedmiotów, a mnie przemknęła przez głowę myśl, że nie obchodzi mnie, czy właśnie odstawiamy przedstawienie, którego odgłosy rozchodzą się poza otaczające nas ściany.

Moje nogi same owinęły się wokół niego, a jego przedramię złapało mnie i uniosło wyżej. Byłam w tej pozycji tyle razy w ciągu całego swojego życia, że chyba weszło mi to już w krew. Moje majtki były przesiąknięte wilgocią i zapewne byłabym tym zażenowana, gdyby nie napierający na mnie gruby, nabrzmiały i pulsujący członek.

Początkowo nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale nagle zauważyłam, że nasze pocałunki stały się bardziej delikatne, aż w końcu całowaliśmy się powoli, niemal czule, co przypomniało mi nasze niedzielne poranki. Gdy kochaliśmy się nieśpiesznie i zmysłowo.

Poruszał biodrami, jednocześnie kołysząc się tuż przy mnie i wsuwając język pomiędzy moje wargi, a ja zobaczyłam gwiazdy. Byłam na granicy orgazmu.

I wtedy to się stało.

Co ty wyprawiasz, Nas?

Ta natrętna myśl popsuła mi nastrój i oblała lodowatą wodą moje rozbuchane libido.

Smutna i już opłakująca utratę jego ust, pozwoliłam mu całować się jeszcze przez kilka sekund, po czym odezwałam się, wciąż czując na sobie jego wargi.

– Przestań.

Niechętnie, ale najpierw zwolnił, a potem z przeciągłym westchnieniem oderwał swoje wargi od moich. Gdy oparł czoło na moim ramieniu, dysząc ciężko, mimowolnie sięgnęłam w górę, by pogłaskać go po szyi.

Kochałam tego mężczyznę. Kochałam go w sposób, którego nikt inny nie potrafiłby odtworzyć. Ale jeśli nie był gotów dać mi całego siebie, nie mogłam znów się w to pakować.

Zasługiwałam na więcej.

Uniósł głowę i spojrzał na moje nabrzmiałe wargi. Chciał coś powiedzieć, ale w tym samym momencie rozległo się pukanie w drzwi spiżarni.

– Jesteście tam?

To była Mina.

– To brzmiało jak dwa szopy walczące w koszu na śmieci. – Zrobiła pauzę. – Wszystko w porządku?

Vik powoli opuścił mnie na podłogę, cały czas wnikliwie studiując moją twarz, jakby próbował zapamiętać każdy jej szczegół. Gdy moje stopy dotknęły podłogi, puściłam przód jego koszulki i wygładziłam palcami pognieciony materiał. Zrobił krok w tył, a wtedy zachwiałam się, rażona nagłym uczuciem utraty ciepła jego ciała.

Przyglądaliśmy się sobie uważnie, a kiedy z mojej twarzy zniknęło całe podekscytowanie, rysy Vika spochmurniały gwałtownie.

Nie wiedziałam co powiedzieć, więc po prostu w milczeniu przesunęłam się obok niego, muskając przy tym przelotnie jego palce, i otworzyłam drzwi do spiżarni.

Mina spojrzała na mnie, a jej brwi uniosły się aż do cholernej linii włosów.

– Och.

Wspaniale. Wyglądałam aż tak dobrze, co?

Wciąż czując ogień płonący pod skórą mojej twarzy i unikając jej spojrzenia, przeczesałam włosy palcami.

– To ja sobie już pójdę.

– Hm – mruknęła zamyślona, przyglądając mi się uważnie bez żadnego zażenowania.

Zanim zdążyłam wyjść z domu tylnymi drzwiami, co pozwoliło mi uniknąć sceny w salonie, usłyszałam głos Miny:

– Cudownie, Vik. Po prostu cudownie.

Nie czekałam na jego odpowiedź. Musiałam się stamtąd jak najszybciej wydostać.

Byłam bardziej mokra niż ostryga, napalona jak diabli i musiałam coś z tym zrobić.

Chyba można to zakwalifikować jako dbanie o własne zdrowie.

Rozdział 2

Nastasia

Obudziłam się rano z dziwnym uczuciem, że to wszystko było tylko snem. To znaczy wiedziałam, że tak nie było, bo przecież miałam wciąż wyraźne dowody na swojej skórze. Ślady na plecach od przyparcia do ściany, lekka wysypka od zarostu na podbródku i częściowo opuchnięte usta były bardziej niż wystarczające, abym została uznana za winną.

To się wydarzyło, w porządku.

I zostało potwierdzone dwukrotnie, gdy sprawdziłam SMS-a, którego Vik wysłał do mnie o dwudziestej trzeciej.

Vik: Między nami okej?

To był nasz pierwszy kontakt telefoniczny od prawie dwóch miesięcy.

Zastanawiałam się, czy powinnam odpisać. Wyglądałoby to jak zezwolenie na dalszą komunikację, co w naszym przypadku było dość niebezpieczne. Zbyt łatwo mogliśmy zmienić się z bliskich sobie ludzi w zaciekłych wrogów.

Jeden SMS mógłby sprawić, że historia zatoczy koło.

Moje ciało pozbawione było napięcia, na co z całą pewnością wpłynęło drugie już spełnienie, jakie zafundowałam sobie tej nocy. Wciąż jeszcze dyszałam, gdy odrzuciłam wibrator i spojrzałam na swój telefon. Poczułam lekki ucisk w żołądku, a ponieważ nie byłam jeszcze w pełni zaspokojona, przejechałam nogami po jedwabnych prześcieradłach, rozkoszując się ich dotykiem i odpisując jednocześnie na SMS-a.

Ja: Oczywiście.

Jego odpowiedź była natychmiastowa.

Vik: To dobrze.

Nie powinnam była dawać się w nic wciągnąć, ale, do diabła, byłam tylko człowiekiem. Zachowywałam się jak nałogowiec, już mnie korciło, żeby mu odpisać, ale jeśli udowodniłam sobie cokolwiek w tych ostatnich kilku miesiącach, to tylko to, że jestem silniejsza, niż przypuszczałam, nawet jeśli musiałam za to chwilowo płacić swoim szczęściem.

Gdy ostatecznie zdecydowałam się odłożyć telefon na szafkę nocną i spróbować zasnąć, ogarnął mnie głęboki smutek. To naprawdę była trudna sytuacja.

Mój umysł błyskawicznie wypełniły najróżniejsze myśli, a wszelkie próby uspokojenia się przyniosły odwrotny skutek.

Myśl o tym, że Vik leży sam w swoim łóżku, z głową całkowicie wypełnioną obrazami ze mną w roli głównej, sprawiła, że w moje ciało wkradł się niepokój. Myślami wróciłam do sceny w spiżarni i, słodki Jezu, surowe rysy jego twarzy sprawiły, że nogi zacisnęły mi się mocno, a w podbrzuszu poczułam tępe pulsowanie. Te jego kości policzkowe wystarczająco ostre, by przeciąć diament. Wydatna szczęka, która aż prosiła się o ugryzienie. Było coś ujmującego w tym lekko skrzywionym nosie, który nosił wyraźne ślady przyjętych w przeszłości uderzeń. Gęste brwi nadawały jego twarzy wiecznie wkurzonego wyglądu, ale szafirowe oczy zdawały się łagodzić to wrażenie. Jego postawa była pełna chłodnego przeświadczenia o własnej wartości, a chód niemalże dostojny. I te usta – och – pełne, soczyste i zapraszające, z cienką blizną przecinającą ich lewą stronę.

Całowałam tę bliznę tysiąc razy i pragnęłam robić to dalej, jeszcze tysiąc, a nawet i więcej razy.

Vik poruszył strunę, którą ukryłam głęboko w sobie.

A co gorsza otworzył skrzynię, którą zakopałam jeszcze głębiej i w której wciąż płonął pojedynczy płomyk nadziei.

Dlatego, kiedy dziesięć minut później otrzymałam kolejną wiadomość, mój żołądek zacisnął się w supeł w napięciu.

Vik: Nie będę przepraszał, bo nie żałuję tego, co się stało.

Przeczytałam wiadomość dwukrotnie, po czym zamknęłam oczy i jęknęłam cicho, udając kpiąco, że wybucham płaczem. Westchnęłam głęboko i mruknęłam:

– Oczywiście, że nie, ty piękny draniu.

Była to tak wyzywająca, śmiała odpowiedź, że nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu. To jedno zdanie – bezczelne i zuchwałe – było idealnym podsumowaniem Vika. Mój uśmiech zrobił się jeszcze szerszy. Był wojownikiem. Od zawsze. To było coś, co miał wpisane w swoją istotę.

Wspomnienie pojawiło się znikąd, zabierając mnie z powrotem do nocy, która zmieniła wszystko.

Nastasia

lat 17

Za każdym razem gdy muzyka rozbrzmiewała bas, czułam drżenie w całym ciele. Moje serce łomotało zgodnie z rytmem, a ja zamknęłam oczy, kołysząc się do piosenki, czując się lekko i swobodnie. Nic dziwnego, skoro byłam już po sześciu piwach.

Otaczały nas odgłosy śmiechu, śpiewu i rozmów. Nastolatki zajmowały całą kanapę, podając sobie blanta, którego udało im się zdobyć. Dziewczyny i chłopaki tańczyli zbyt blisko siebie, alkohol osłabił wszelkie zahamowania. Słodko uśmiechnięte dziewczyny siedziały na kolanach swoich chłopaków, jakby nikt z nas nie dostrzegał dłoni wsuwających się im pod spódnice i poruszających w sposób obiecujący rozkosz.

I była jeszcze Anika, która stała przy mnie, popijając z czerwonego kubka i wyglądając na smutną.

Ostatnio wyglądała tak coraz częściej, jednak za każdym razem, kiedy o tym wspominałam, z całych sił starała się mnie przekonać, że wszystko u niej w porządku. Odpuściłam, wiedząc, że powie mi, kiedy będzie gotowa.

Żeby nie było, domówki wyprawiane przez licealistów nie stanowiły dla mnie nawet najmniejszej atrakcji, ale Anika była cheerleaderką, więc kilka razy w roku zmuszałam się, chcąc w ten sposób pokazać przyjaciółce, że akceptuję tę część jej osobowości. Spędzanie czasu z jej średnio rozgarniętymi znajomymi z wyższych sfer, kosztowało mnie naprawdę wiele samozaparcia, ale robiłam to dla niej, choć tak naprawdę miałam wtedy chęć puścić pawia.

À propos inteligencji. Koleżanki Aniki nazywałam „normalnymi”, bo, normalnie, wtrącały to słowo w każdym zdaniu.

Była dopiero dwudziesta pierwsza, a ja nie byłam pewna, ile jeszcze wytrzymam. Jedynym sposobem na przetrwanie tych imprez było upicie się do nieprzytomności, byłam już w połowie drogi. To było łatwe do stwierdzenia, ponieważ tak właściwie to bawiłam się całkiem nieźle.

Na szczęście dla mnie, Anika dbała o swój umysł i ciało i nigdy nie wypijała więcej niż jedno piwo, dzięki czemu mogłam się wyluzować, wiedząc, że będzie mieć mnie na oku. Była dobrą przyjaciółką.

Dziewczyna westchnęła, przesuwając wzrokiem po pokoju z miną nadąsanego dziecka.

– Ale nudy.

Jeszcze przed chwilą czułam się podobnie. Kołysząc się w miejscu do rytmu, który słyszałam chyba tylko ja, poruszałam powoli biodrami, odwracając się w jej stronę. Nie znosiłam, gdy była taka smutna.

I miałam zamiar to zmienić.

– Zatańczmy – wypaliłam, a jedynym powodem, dla którego to zrobiłam, było przepełniające mnie alkoholowe szczęście.

– Naprawdę? – Twarz Aniki rozjaśniła się momentalnie.

Nie tańczyłam na imprezach. Nigdy. Oczywiście wiedziała doskonale, że po takiej deklaracji nie wolno dać mi nawet sekundy na jej przemyślenie. Odstawiła drinka tak szybko, że się rozlał, po czym złapała mnie za rękę.

– To chodź.

Uderzająca zmiana w jej zachowaniu sprawiła, że przynajmniej było warto. Uśmiechałam się, gdy prowadziła mnie w sam środek tłumu, poruszając się tak płynnie w rytm muzyki, że zrozumiałam, dlaczego Anika robiła w życiu to, co robiła. Taniec był po prostu częścią tego, kim była. Przedłużeniem jej duszy.

Kiedy miałyśmy po pięć lat, robiłam placki z błota i potajemnie podkradałam markery. Anika marzyła, żeby zostać baletnicą. Kręciła się, rozciągała się i błagała matkę, żeby nauczyła ją zaplatać francuski warkocz, bo wtedy będzie mogła nosić najbardziej misterne baletowe koki. Ćwiczyła też stanie na czubkach palców – już w tak młodym wieku była pełna determinacji.

Tymczasem ja nie odczuwałam, by istniało cokolwiek, co mogłoby wywołać u mnie podobne zaangażowanie.

Byłam na niemal wszystkich jej występach, a ona wypadała na nich niesamowicie. Swoimi płynnymi, wykonywanymi pozornie bez żadnego wysiłku ruchami potrafiła sprawić, że czuło się rozmaite rzeczy.

Nigdy nie rozumiałam, dlaczego z tego zrezygnowała.

Ale zawsze trenowała jakiś rodzaj tańca. Najpierw przerzuciła się na jazz, potem na współczesny, a kiedy szkoła zaczęła pochłaniać zbyt dużo czasu, zdecydowała się zostać cheerleaderką. Co prawda nie był to taniec w ścisłym znaczeniu tego słowa, ale cieszyła się tym i tylko to się liczyło.

Znajomi Aniki dołączyli do nas na parkiecie, a ja stwierdziłam z zaskoczeniem, że nie mam nic przeciwko ich towarzystwu. Kiedy piosenka się skończyła, wróciłyśmy z dziewczynami do naszego kąta.

Carla Martinez, brunetka z ogromnym uśmiechem, który zdawał się żyć własnym życiem, kiedy mówiła, wciągnęła gwałtownie powietrze i ścisnęła moje ramię tak mocno, że mało brakowało, a krzyknęłabym z bólu.

– O mój Boże. On tu jest.

Hej. Skrzywiłam się, delikatnie oswobadzając rękę z jej stalowego uścisku.

Łapki z dala od towaru, paniusiu.

Urocza blondynka stojąca obok Aniki zerknęła ponad moją głową i uśmiechnęła się krzywo. Faith Lewis znacząco uniosła jedną brew.

– Myślę, że go znasz, Nastasio.

Moje serce zamarło, a ja obróciłam się gwałtownie i wszelkie pozory spokoju zniknęły w mgnieniu oka z mojej twarzy.

Och.

Poczułam, jak podniecenie zmienia się w przytłaczające rozczarowanie. To nie ta osoba, którą chciałam zobaczyć, ale kiedy skinął głową w moim kierunku, na moich ustach zarysował się lekki uśmiech. Uniosłam rękę w powściągliwym pozdrowieniu.

Ruszył w moją stronę, ciągnąc za sobą trzech kumpli, a gdy tylko zbliżył się dostatecznie blisko, przysunął swoją twarz do mojej i pocałował mnie w policzek. Był to tak niespodziewany gest, że wprawił mnie w osłupienie. Błyskawicznie przyłożyłam dłoń do brzucha, żeby złagodzić nerwowe drżenie.

To było dziwne. Nie byłam przyzwyczajona do takich zachowań. Mało kto z męskiej części populacji miał w sobie tyle odwagi, by zbliżyć się do mnie na odległość kilku kroków, za co, biorąc pod uwagę zachowanie moich braci, którzy samym wzrokiem wypalali dziury w śmiałku, nie mogłam ich winić. Bliskość, z jaką mnie właśnie potraktował, była czymś nowym. Po krótkim namyśle stwierdziłam, że było to całkiem przyjemne.

Jasne, nie był Vikiem, ale i tak poczułam ciepło w brzuchu, a moje policzki pokryły się rumieńcami. I tak długo, jak długo Vik nie zda sobie sprawy z tego, jakim jestem skarbem, miałam wolną rękę. Błagałam samą siebie, żeby zachować spokój, ale moje dłonie uniosły się same, a palce musnęły miejsce, w które mnie pocałował. Zauważył to i w tej samej sekundzie w kącikach jego oczu pojawiły się delikatne zmarszczki. Powinnam czuć zażenowanie, ale chyba przez to piwo, które wypiłam, nie potrafiłam wykrzesać z siebie wystarczająco dużo chęci, by się tym przejąć.

Zamiast tego uniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć.

– Tino.

Santino Ricci zbliżył się o mały krok.

– Piękna Nas.

Oczy Aniki wyglądały, jakby miały wyskoczyć jej z oczodołów, i choć może akurat to mogłam zmyślić, to przysięgam, że ona, Carla i Faith zbliżyły się do siebie i bardzo, ale to naprawdę bardzo cicho pisnęły z podekscytowania.

Nie na tyle cicho jednak, by nie zwrócić na siebie uwagi chłopaków stojących za nim. Jeden z nich długo przyglądał się Anice, a na jego twarzy powoli pojawił się szeroki uśmiech.

– Jak leci?

Był wysoki, dobrze ubrany i patrzył na nią, jakby był głodnym lwem, a ona jedynym króliczkiem, na którego ma chrapkę.

Anika wyglądała, jakby miała się udławić własnym językiem. Chciała się odezwać, ale jedyne, co zdołała z siebie wydobyć, to krótki pisk.

O Boże, Ani.

Podobnie jak ja, Anika również nie była przyzwyczajona do tak bezpośredniego zachowania mężczyzn. Dzięki naszym braciom wszyscy chłopcy w szkole wiedzieli, że jesteśmy poza ich zasięgiem, co doskonale tłumaczyło zakłopotanie, jakie odczuwałyśmy w pobliżu swoich rówieśników.

Odosobnienie było ceną, jaką płaciło się za bycie księżniczką mafii.

Zakłopotana, zarumieniła się ładnie, po czym spuściła wzrok i opuściła podbródek, by ukryć uśmiech.

– Dobrze.

Rozkojarzona przez stojącego przede mną przystojniaka, zignorowałam ich i uśmiechnęłam się.

– Nie jesteś już trochę za stary na licealne imprezy?

– Cholera, dziewczyno. Jesteś wredna.

Uśmiechnął się podstępnie, kładąc dłoń na klatce piersiowej i udając, że rozciera bolące miejsce.

– Może po prostu powinienem zostawić cię w spokoju.

– Nie – powiedziałam bez zastanowienia, równie niespodziewanie łapiąc go za rękę.

Patrzył przez chwilę w dół na nasze złączone dłonie, po czym delikatnie zacisnął palce. Zaczynałam się martwić. Nie powstrzymało to moich rozluźnionych piwem ust przed powiedzeniem:

– Nie rób tego.

– Szlag. Nas. – Anika nagle złapała mnie za ramię.

– Tak? – wymamrotałam niewyraźnie, wpatrując się w cudownie przystojną twarz Tino.

Ale dłoń zaciśnięta na moim ramieniu szarpnęła mną, a głos Aniki stał się ostrzejszy.

– Nas.

Odwróciłam się do niej, czując, jak rośnie we mnie irytacja, i warknęłam:

– Co?

Spojrzała na znajdujący się za mną korytarz i odparła spokojnie:

– Twoi bracia tu są.

Co do cholery?

Kurwa.

Byłam niemal zbyt przerażona, żeby spojrzeć.

Oblizując wargi i udając, że jestem opanowana, odwróciłam się w ich stronę, po czym natychmiast tego pożałowałam.

Lev wpatrywał się w męską dłoń trzymającą moją, podczas gdy Sasha dosłownie przewiercał mi czaszkę stalowym wzrokiem. A kiedy dłonie Lva zacisnęły się w pięści, mój żołądek wywrócił się na drugą stronę.

O nie.

Pojawienie się mojego dziwacznego brata było ostatnią rzeczą, której potrzebowałam.

Szczególnie w takim momencie.

Proszę, Boże, nie teraz.

Reputacja, jaką miała nasza rodzina, była już wystarczająco ciężka do udźwignięcia. Od dawna miałam przyklejoną etykietkę odmieńca. Mój status społeczny – lub jego brak – tego nie potrzebował.

Na szczęście kiedy Lev ruszył w kierunku Tino, Sasha zatrzymał go, szepcząc mu coś na ucho. Lev natychmiast się uspokoił, ogień szalejący w jego oczach zniknął, a moje serce zaprzestało prób wyrwania się z klatki piersiowej, wypełnione wdzięcznością za interwencję Sashy.

Co dziwne, moi bracia zostawili w spokoju także i mnie. Przesunęli się w bok, trzymając się na dystans, ale cały czas uważnie mi się przypatrywali.

W jakiś pokręcony sposób byłam im wdzięczna. Nie wiedziałam, co tak właściwie kombinują, ale wyglądało na to, że nie zamierzają narobić mi wstydu przed całą ostatnią klasą.

– Twoi bracia? – Głos Tina muskający moje ucho przypomniał mi o ciepłej dłoni, która wciąż zaciskała się na mojej.

Odwróciłam się w jego stronę.

– Tak.

– Wszystko w porządku? – zapytał, nie odrywając od nich wzroku.

Niemal niewidocznie wzruszyłam ramionami.

– Chyba tak. To znaczy, nie jesteś krwawą miazgą leżącą przede mną na podłodze, więc chyba tak.

W tej samej chwili, w której Tino uśmiechnął się i przyciągnął mnie bliżej, Anika zaklęła, chowając swojego drinka. A ja westchnęłam w duchu. Bez patrzenia wiedziałam doskonale, że Tino omiata wzrokiem całe moje ciało, a kiedy zerknął ponad moją głową, wypuszczając przeciągle powietrze, uśmiechnęłam się smutno.

Spojrzeliśmy na siebie smutno, wiedząc, że nigdy nie będziemy mieli swojej szansy.

Tino tylko pokręcił głową, a potem powiedział:

– Może w innym życiu.