Tomasz Niefart. Strach się bać - Kasia Keller - ebook + audiobook

Tomasz Niefart. Strach się bać ebook i audiobook

Keller Kasia

4,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Nazywam się Niefart. Tomasz Niefart. I jestem naznaczony KLĄTWĄ NAZWISKA. W konsekwencji moje życie jest pasmem nieustających nieszczęść. Nie ma dnia, w którym nie musiałbym się mierzyć z jakąś POTWORNĄ KASZANĄ. Do tego moje porażki zwykle są publiczne. A wydawać by się mogło, że życie nastolatka to bułka z masłem. Całkiem możliwe, że u niektórych tak to wygląda. Ale ja mam kompletnie inne doświadczenia w tej materii. Moje raczej przypomina kłębek… kolczastego drutu! I szczerze mówiąc, nie wiem, jak to wszystko się dla mnie skończy. Ostatnio nawet moja mama zauważyła, że coś jest ze mną nie tak. „Oj, Tomasz, Tomasz, co z ciebie wyrośnie… Strach się bać…” powiedziała po jednym z moich UPIORNYCH BLAMAŻÓW. Jestem pewien, że gdybym nazywał się inaczej, to miałbym szanse na świetlaną przyszłość. A tak, to powiem wam, że sam się boję. Boję się każdego dnia. I nie o to, co ze mnie wyrośnie, ale czy w ogóle dane mi będzie to sprawdzić. Szczerze wątpię, że dociągnę choćby do pełnoletności. Kolejna pełna humoru historia o przygodach tytułowego bohatera. Będziesz mu kibicować zarówno w szkole i w domu, jak i podczas jego spotkań z przyjaciółmi. Wszystkie przygody łączy wspólny mianownik – są totalną porażką Tomka. Chłopiec, jak typowy nastolatek, odbiera każde niepowodzenie jako koniec świata i śmierć towarzyską. Przekonaj się, czy rzeczywiście tak jest.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 70

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 9 min

Lektor: Jarosław Boberek

Oceny
4,8 (44 oceny)
37
4
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
SylSen

Dobrze spędzony czas

Okej
00
waltharius

Nie oderwiesz się od lektury

super
00

Popularność




Tekst: KA­SIA KEL­LER
Ilu­stra­cje, pro­jekt okładki oraz li­ter­nic­two ty­tu­łowe: TO­MASZ KOPKA
Re­dak­tor ini­cju­jący: JO­ANNA LI­SZEW­SKA
Ko­rekta: BE­ATA WÓJ­CIK
Opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: KA­MIL PRU­SZYŃ­SKI
Opra­co­wa­nie gra­ficzne i skład: CY­PRIAN ZA­DROŻNY
© Co­py­ri­ght for the text by Ka­ta­rzyna Kel­ler, 2021 © Co­py­ri­ght by Wy­daw­nic­two Zie­lona Sowa Sp. z o.o., War­szawa 2023 All ri­ghts re­se­rved
Wy­da­nie II
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Prze­druk lub ko­pio­wa­nie ca­ło­ści albo frag­men­tów książki moż­liwe jest tylko na pod­sta­wie pi­sem­nej zgody wy­dawcy.
ISBN 978-83-8299-287-8
Wy­daw­nic­two Zie­lona Sowa Sp. z o.o. 00-807 War­szawa, Al. Je­ro­zo­lim­skie 94 tel. 22 379 85 50, fax 22 379 85 51wy­daw­nic­two@zie­lo­na­sowa.plwww.zie­lo­na­sowa.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

STRACH SIĘ BAĆ

Na­zy­wam się Nie­fart. To­masz Nie­fart. I je­stem na­zna­czony KLĄ­TWĄ NA­ZWI­SKA. FA­TUM wisi nade mną ni­czym miecz Da­mo­klesa na koń­skim wło­sie i tylko czeka na spo­sob­ność, żeby mi do­ło­żyć. W kon­se­kwen­cji moje ży­cie jest pa­smem nie­usta­ją­cych nie­szczęść. I to NIE­SZCZĘŚĆ przez duże N. Nie ma dnia, w któ­rym nie mu­siał­bym mie­rzyć się z ja­kąś PO­TWORNĄ KA­SZANĄ.

Oczy­wi­ście, jak przy­stało na na­zna­czo­nego, moje po­rażki zwy­kle są pu­bliczne. Kiedy je­stem sam, to los jakby mnie oszczę­dzał. Za to w to­wa­rzy­stwie non stop mnie te­stuje. Spraw­dza, ile je­stem w sta­nie znieść. No mó­wię wam – JE­DEN WIELKI KOSZ­MAR.

A wy­da­wać by się mo­gło, że ży­cie na­sto­latka to bułka z ma­słem. A na­wet z dże­mem! Jest słod­kie, pro­ste i przy­jemne. Cał­kiem moż­liwe, że u nie­któ­rych tak to wy­gląda. Ale ja mam kom­plet­nie inne do­świad­cze­nia w tej ma­te­rii. Moje ży­cie ra­czej przy­po­mina kłę­bek kol­cza­stego drutu! I szcze­rze mó­wiąc, nie wiem, jak to wszystko się dla mnie skoń­czy.

Tylko nie my­śl­cie so­bie, że się nad sobą uża­lam, a moje obawy są wy­ssane z palca. Co to, to nie! Ostat­nio na­wet moja mama za­uwa­żyła, że coś jest ze mną nie tak.

– Oj, To­masz, To­masz, co z cie­bie wy­ro­śnie... Strach się bać... – po­wie­działa po jed­nym z mo­ich UPIOR­NYCH BLA­MA­ŻÓW.

Taki ro­dzi­ciel­ski prank! Mamo i tato, trzeba było po­my­śleć o tym dużo, dużo wcze­śniej! Na przy­kład wtedy, kiedy do na­zwi­ska NIE­FART do­ło­ży­li­ście mi imię TO­MASZ. Jak my­śli­cie? Jak to od­czy­tał LOS? A może to też miał być taki żart? No to coś nie py­kło! Je­stem pe­wien, że gdy­bym na­zy­wał się ina­czej, to miał­bym szanse na świe­tlaną przy­szłość. A tak to po­wiem wam, że sam się boję. Boję się każ­dego dnia. I nie o to, co ze mnie wy­ro­śnie, ale czy w ogóle dane mi bę­dzie to spraw­dzić. Szcze­rze wąt­pię, że do­cią­gnę choćby do peł­no­let­no­ści...

DEN­TY­STA SA­DY­STA

Nie znam ani jed­nego czło­wieka, który lubi cho­dzić do den­ty­sty. Ani jed­nego. Sam stro­nię od wi­zyty u sto­ma­to­loga, jak długo się da. Ale cza­sem po pro­stu się nie da. W każ­dym ra­zie u mnie tak było. A wszystko za­częło się od tego, że zbyt sze­roko otwo­rzy­łem usta przy eg­ze­kwo­wa­niu swo­ich praw. Gdy­bym nie darł się na całe gar­dło, że Fra­nek może dłu­żej oglą­dać te­le­wi­zję niż ja, to nic by się nie wy­da­rzyło. Ale ja po­sta­no­wi­łem upo­mnieć się o swoje. I w na­grodę do­sta­łem... wi­zytę u den­ty­sty.

Za­częło się od filmu Szybcy i wście­kli. Mama stwier­dziła, że ten film jest dla mnie tro­chę za bru­talny. Ale jed­no­cze­śnie nie miała zu­peł­nie nic prze­ciwko temu, żeby obej­rzał go Fra­nek. Nie po­wiem, nieco mnie wtedy po­nio­sło. Krzy­cza­łem coś o jaw­nej nie­spra­wie­dli­wo­ści i o tym, że na szkol­nym ko­ry­ta­rzu cza­sem dzieją się gor­sze sceny niż w hol­ly­wo­odz­kich fil­mach ak­cji.

Nie­stety, nic nie wy­wal­czy­łem. No wła­śnie... pra­wie nic...

Kiedy tak pi­ło­wa­łem japę, mama na­gle do­znała olśnie­nia. Nie, nie w kwe­stii zgła­sza­nych wła­śnie przeze mnie rosz­czeń, a w spra­wie uzę­bie­nia. Za­uwa­żyła, że je­den z mo­ich zę­bów ro­śnie nie­po­ko­jąco krzywo. Tak do­kład­nie się wy­ra­ziła – NIE­PO­KO­JĄCO KRZYWO. Tro­chę mnie to ostu­dziło. W każ­dym ra­zie prze­sta­łem wrzesz­czeć i po­bie­głem do lu­stra. Wy­szcze­rzy­łem zęby i za­czą­łem im się przy­glą­dać.

– Nic tu nie wi­dzę – po­wie­dzia­łem, kiedy mama sta­nęła za mo­imi ple­cami.

– A ja ow­szem – od­parła.

– Chg­zie? – py­ta­łem z sze­roko otwartą bu­zią.

– Tu. – Mama wska­zała mój prawy kieł.

– Pche­ciech on wy­goda szał­kiem nor­mal­nie.

– A mnie się wy­daje, że jest krzywy. Je­stem pra­wie pewna, że po­trze­bu­jesz apa­ratu. Za­raz za­dzwo­nię do den­ty­sty.

– A-PA-RA-TU?! – wrza­sną­łem, wy­raź­nie ak­cen­tu­jąc sy­laby. – Prze­cież to tylko je­den ząb!

No i masz babo pla­cek! Ale nie­fart! Ja tylko chcia­łem obej­rzeć film ak­cji, a tu szy­kuje się nie­zły hor­ror.

– Chyba nie chcesz, żeby ten ząb wy­sta­wał ci z buzi? – To było oczy­wi­ście PY­TA­NIE RE­TO­RYCZNE, bo mama nie cze­kała na moją od­po­wiedź, tylko wy­bie­rała nu­mer ga­bi­netu sto­ma­to­lo­gicz­nego.

– Nie bę­dziesz mógł się ca­ło­wać! – Usły­sza­łem szy­der­czy re­chot Franka, a za mo­ment zo­ba­czy­łem od­bi­cie brata w lu­strze. Przy­ło­żył pa­lec wska­zu­jący do ust i wy­krzy­wiał się głup­ko­wato.

Po­sta­no­wi­łem go zi­gno­ro­wać, choć słowa mamy za­siały we mnie zia­renko nie­po­koju. Ga­pi­łem się w lu­stro jak sroka w gnat. Ma­ca­łem kieł pal­cem. „Może i jest tro­chę krzywy” – po­my­śla­łem, ale przy­znam się wam, że nie by­łem go­towy na fo­tel den­ty­styczny.

– Bez pa­niki! Ząb nie za­jąc, nie uciek­nie. Bę­dzie jesz­cze czas, żeby pod­ra­so­wać zgryz u spe­cja­li­sty. Po co wy­da­wać kasę! – za­wo­ła­łem do mamy. – Mam kilka po­my­słów, jak mo­gli­by­śmy le­piej spo­żyt­ko­wać tę forsę...

– O zęby trzeba dbać, To­masz – stwier­dziła mama. – Umó­wi­łam cię do dok­tora Ima­dełko, bo na­sza den­tystka ma urlop.

Znie­ru­cho­mia­łem. Od­by­łem już kilka wi­zyt u pana Ima­dełko i wiem, czym to pach­nie.

Oliwy do ognia do­lał Fra­nek.

– No fa­cet, nie za­zdrosz­czę! – za­czął.

– Że niby co? – żach­ną­łem się, by nie dać po so­bie po­znać stra­chu.

– Pa­mię­tasz palce dok­torka? – cią­gnął usłuż­nie mój bra­ciak.

Od razu wie­dzia­łem, co ma na my­śli. Ko­lega po fa­chu na­szej pani Plomby nie ma pal­ców. Jest wła­ści­cie­lem dzie­się­ciu tłu­stych ser­del­ków. Nie wiem, jak on to robi, że po­trafi utrzy­mać w dło­niach te wszyst­kie wy­myślne na­rzę­dzia tor­tur, któ­rych uży­wają den­ty­ści. Dla­czego nie wiem? To pro­ste. Jak tylko sia­dam na fo­telu w jego ga­bi­ne­cie, to za­my­kam oczy. I nie otwie­ram ich aż do mo­mentu, kiedy den­ty­sta mówi: pro­szę, to dla cie­bie – i wrę­cza mi okrą­głą na­klejkę z ry­sun­kiem uśmiech­nię­tego zęba, z do­pi­skiem „Dzielny pa­cjent”. Se­rio.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki