To trzecie - Michał Dąbrowski - ebook

To trzecie ebook

Michał Dąbrowski

0,0
14,19 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

W Baryszczu mieszka małżeństwo 30-latków. Bardzo chcą mieć dziecko, jednak mąż okazuje się bezpłodny. Oboje uznają adopcję za najlepsze wyjście. Po wyjściu od koleżanki żona zostaje napadnięta i zgwałcona. Po pewnym czasie okazuje się, że jest w ciąży. Mąż namawia ją do przerwania ciąży, a rodzice, absolutni przeciwnicy aborcji, chcą, by urodziła. Kobieta nie wie, co ma zrobić.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 49

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Michał Dąbrowski

TO TRZECIE

© Michał Dąbrowski, 2017

W Baryszczu mieszka małżeństwo 30-latków. Bardzo chcą mieć dziecko, jednak mąż okazuje się bezpłodny. Oboje uznają adopcję za najlepsze wyjście. Po wyjściu od koleżanki żona zostaje napadnięta i zgwałcona. Po pewnym czasie okazuje się, że jest w ciąży. Mąż namawia ją do przerwania ciąży, a rodzice, absolutni przeciwnicy aborcji, chcą, by urodziła. Kobieta nie wie, co ma zrobić.

ISBN 978-83-8104-690-9

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

22 marca 2004 r., poniedziałek

Na obrzeżach Baryszcza, gdzie hałas samochodów nie był tak uciążliwy jak w centrum miasta, mieszkało małżeństwo Lebiodów. Mieli zielony domek jednorodzinny z ciemnobrązowym dachem oraz garaż, trawnik i ogródek. Byli jeszcze młodym małżeństwem i bardzo cieszyli się sobą.

Była godzina siódma dwadzieścia. Dorota i Mariusz Lebiodowie jedli śniadanie.

— O której wrócisz dziś z pracy? — spytała trzydziestoletnia Dorota.

— Jak zwykle zapominasz, że kończę po sześciu lekcjach — uśmiechnął się do żony trzydziestopięcioletni Mariusz, nauczyciel biologii w pobliskiej podstawówce i gimnazjum.

— No tak… A ja jak zwykle o dwudziestej.

— Kochanie, przecież jesteś właścicielką sklepu spożywczego i zawsze możesz sobie skrócić pracę.

— Skrócić zawsze mogę, ale kokosów nie zarabiamy, przez co to nie wchodzi w rachubę.

— Mało kto w tym kraju zarabia krocie. Kochanie — spojrzał na zegarek — muszę już jechać do szkoły.

— Ja przynajmniej mam sklep pod nosem — uśmiechnęła się Dorota.

— No i dobrze, bo nie stać nas na drugi samochód — roześmiał się jej mąż.

Mariusz prowadził auto w złym nastroju. Niby wszystko w jego życiu się układało, jednak niedawna diagnoza lekarza brzmiała jak wyrok. Tak bardzo chciał mieć choć jedno dziecko, jednak okazał się bezpłodny. Czuł się winny i nie dawało mu to spokoju. W szkole udawał radosnego. Nikt nie wiedział, że nie może mieć dzieci poza żoną i jej rodzicami, i uznał, że tak będzie lepiej.

Dorota też bardzo pragnęła mieć dzieci. Przed tygodniem diagnoza o bezpłodności męża zwaliła ją z nóg. Starała się o tym nie myśleć i wypełniać swą pracę sumiennie, jednak ilekroć widziała klientki w ciąży lub z dziećmi, odczuwała bolesne ukłucie w sercu. Myślała często, że na świecie rodzi się dużo niechcianych dzieci, które kończą życie na śmietnikach. Jej do szczęścia brakowało chociaż jednego bobasa, który wniósłby w jej małżeństwo wiele radości. To jednak nie było możliwe, a przynajmniej nie z Mariuszem.

Wróciwszy z pracy po dwudziestej, jedli kolację.

— Kochanie, jak ci minął dzień? — odezwał się pierwszy Mariusz.

— Jak zwykle — odparła Dorota — a tobie?

— Niby wszystko jest w porządku…

Dorota zamyśliła się.

— Kochanie, nie myśl o diagnozie lekarza — powiedziała czule.

— Nie chcę o tym rozmawiać — uciął szorstko. Wstał od stołu i poszedł do sypialni.

Dorota została sama z myślami. Niepotrzebnie poruszyła niewygodny temat. Domyślała się, jak ciężko musi być jej mężowi. Wstała i poszła do sypialni. Mariusz leżał na brzuchu i ukrywał twarz w poduszce. Dorota bez słowa położyła się obok i mocno go przytuliła.

27 marca 2004 r., sobota

Było wpół do dwudziestej drugiej. Dorota i Mariusz siedzieli w pokoju u jej rodziców, Zofii i Stefana Trzaskalskich.

— Kochani, jak sobie radzicie z tą diagnozą? — spytała matka Doroty.

— Mamo, nie chcemy o tym rozmawiać — odrzekł z niechęcią Mariusz.

— Przecież jesteśmy rodziną. Z kim o tym chcecie rozmawiać, jak nie z nami? — wtrącił się jego teść.

— Tato, daj spokój. To wszystko jest zbyt świeże. Musimy się z tym uporać sami — odparł Mariusz.

— No dobrze, jak chcecie — odpowiedziała lekko zawiedziona Zofia.

— Idę zapalić — zwrócił się do żony Mariusz.

— Ja też — zdecydował Stefan

Dorota i Zofia siedziały same w pokoju.

— Bardzo wam zależy na dziecku, prawda? — spytała z troską Zofia.

— Mamo, sama przecież wiesz, jak bardzo.

Zapanowało chwilowe milczenie.

— Tak sobie myślę… Skoro Mariusz jest bezpłodny, a ty chcesz zajść w ciążę, to… no, zostaje wam adopcja albo…

— Albo co? — spytała z zainteresowaniem Dorota.

— Sztuczne zapłodnienie.

— Mariusz na pewno nie będzie chciał o tym słyszeć. Chce, żeby dziecko było w stu procentach jego. Od ponad tygodnia wie, że to niemożliwe i nie radzi sobie z tym.

— Kochanie, najważniejsze jest twoje wsparcie. Idź z nim gdzieś na kolację, pokaż mu, że jest dla ciebie w pełni atrakcyjnym partnerem. On nie może mieć wątpliwości, że nie jest dla ciebie gorszy, bo bezpłodny.

— Wiem, mamo. Staram się go wesprzeć. Nie pozwolę, żeby czuł się gorszy od innych mężczyzn.

29 marca 2004 r., poniedziałek

Lebiodowie siedzieli w dość dobrej restauracji w pobliżu swego domu.

— Kochanie, jak ci się tu podoba? — spytała z uśmiechem męża Dorota.

— Całkiem fajnie. W sumie głupio się czuję, że to nie ja cię zaprosiłem. Ale za rachunek zapłacę ja.

— Oj, kochanie, ja zapłacę. W końcu to ja cię zaprosiłam i to nie żadna ujma, żebym płaciła za kolację z mężem.

Po chwili podeszła do nich kelnerka z zamówionymi daniami i życzyła im smacznego.

— Świetne tu mają jedzonko, naprawdę. Jeszcze tu nie jadłam, ale wygląda i pachnie wprost wybornie — z uciechą stwierdziła nad leżącym przed nią łososiem w sosie koperkowym.

— Kochanie, przy tobie wszystko by mi smakowało — odpowiedział wesoło, grzebiąc widelcem w swoim łososiu.

Rozmawiali o pięknej wiosennej pogodzie i cieszyli się, że zima już za nimi. Dorota patrzyła z radością na szczęśliwego męża, który wydawał się w tej chwili nie myśleć o niemożności zostania biologicznym ojcem. Za żadne skarby nie chciała poruszać tego tematu. Spędzali czas poza domem i mieli się bawić.

Do restauracji wszedł ojciec z dzieckiem na wózku. Postawił na chwilę wózek tuż przy Mariuszu i ruszył w poszukiwaniu wolnego miejsca. Dziecko przypatrywało się Mariuszowi i uśmiechało się do niego. Mariusz starał się na nie nie patrzeć. Nagle niemowlę zaczęło wypowiadać „tata” w jego stronę. Twarz Mariusza stężała i cały jego dobry nastrój prysł. Dorota wyciągnęła dłoń i uścisnęła rękę męża, bojąc się jego reakcji. Chwilę potem po wózek wrócił ojciec niemowlaka i wyszedł z restauracji.

— Cholera, czy ja muszę sobie o tym codziennie przypominać? — rzekł zły Mariusz.