Podczłowiek - Michał Dąbrowski - ebook

Podczłowiek ebook

Michał Dąbrowski

0,0

Opis

Do domu wielorodzinnego w kilkusettysięcznym Mieście Krzyża wprowadza się ekscentryczna 25-latka. Ma zamiar odmienić swoje dotychczasowe życie, które spędziła z niedawno zmarłą matką. Zaprzyjaźnia się z młodą sąsiadką, widząc w niej idealną kandydatkę na życiową partnerkę mimo różniących ich postaw życiowych. Styl bycia nowej lokatorki zraża do siebie jedną ze znajomych jej obiektu westchnień. Osoba ta postanawia nie dopuścić do bliższej zażyłości pary kobiet.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 68

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Michał Dąbrowski

Podczłowiek

© Michał Dąbrowski, 2023

Do domu wielorodzinnego w kilkusettysięcznym Mieście Krzyża wprowadza się ekscentryczna 25-latka. Ma zamiar odmienić swoje dotychczasowe życie, które spędziła z niedawno zmarłą matką.

Zaprzyjaźnia się z młodą sąsiadką, widząc w niej idealną kandydatkę na życiową partnerkę mimo różniących ich postaw życiowych. Styl bycia nowej lokatorki zraża do siebie jedną ze znajomych jej obiektu westchnień. Osoba ta postanawia nie dopuścić do bliższej zażyłości pary kobiet.

ISBN 978-83-8351-922-7

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

1

Był majowy wieczór.

Z mieszkania na piętrze wyszedł chwiejnym krokiem mocno dojrzały mężczyzna. Na jego czerwonej twarzy malował się szeroki uśmiech. Właśnie zakończyła się kolejna cotygodniowa wieczorna popijawa u jego sąsiada.

Odwrócił się w stronę wnętrza mieszkania i rzekł wesoło:

— Chyba trochę przeholowałem, ale dzięki za dziś!

Usłyszał niezbyt wyraźnie podziękowanie.

Zamknął drzwi i podszedł do schodów na parter. Chwycił poręcz, postawił niezdarnie stopę na pierwszym schodku. W jednej chwili runął w dół, wydając z siebie głośny krzyk, i zatrzymał się przy najniższym schodku na parterze.

Po chwili z jednego z mieszkań na piętrze zbiegła Beata Rozwadowska, piękna, dwudziestopięcioletnia blondynka. Z przerażeniem dostrzegła leżącego sąsiada. Kiedy tylko znalazła się przy nim, zauważyła kałużę krwi przy jego głowie. Zaczęła klepać go dłonią po twarzy. Woń alkoholu przez chwilę wywołała u niej odruch wymiotny.

— Panie Kazimierzu! Panie Kazimierzu!

Nie reagował. Przyłożyła palce do przegubu jego ręki. Po chwili je cofnęła.

— O, Boże!

2

Siedziała w pokoju ze wzrokiem wlepionym w ścianę. Człowiek, którego nienawidziła chyba najbardziej na świecie, właśnie odszedł.

Zwykle wyglądała jak modelka z lat 80. Nawet w takiej chwili. Wysoka, ładna dwudziestopięcioletnia szatynka z długimi, fantazyjnie wymodelowanymi włosami, mocno wymalowana i w ekscentrycznym czerwono-czarnym stroju, mająca gdzieś krytykę innych osób co do jej wyglądu czy innych dotyczących jej spraw.

Wzięła leżący przy niej smartfon i wybrała numer siostry swojej matki. Po chwili w słuchawce rozległ się przyjemny kobiecy głos.

— Cześć, coś się stało?

— Można tak powiedzieć. Mój ojciec nie żyje. Przed chwilą była u mnie policja. Spadł ze schodów i roztrzaskał sobie durny łeb — odparła beznamiętnie.

Zapadła dłuższa chwila ciszy w słuchawce.

— Przykro mi, chociaż nigdy go nie lubiłam. Nigdy nie miałaś ojca tak naprawdę. Zawrócił twojej mamie w głowie, a potem was zostawił.

— To prawda. Niczego poza życiem mu nie zawdzięczam.

— A gdzie on w ogóle mieszkał?

— W domu wielorodzinnym w Mieście Krzyża przy Kwiatowej.

— To będziemy teraz mieszkać w jednym mieście! O ile chcesz się tam wprowadzić. W końcu nie będziesz musiała dojeżdżać do pracy.

— A pewnie, że się tam wprowadzę! Po pierwsze, coś mi się po nim należy, bo mama nie chciała od niego alimentów, a on też się do płacenia nie kwapił. Poza tym mam dosyć tracenia czasu i pieniędzy na dojazdy. A poza tym mieszkanie w trzystutysięcznym mieście to jednak większe możliwości. Tylko jego nazwa mnie wkurza.

— Renata, a co z pogrzebem?

— Nie zamierzam na nim być i nawet nie będę się nim zajmować!

3

Rano Beata stała razem ze znajomym Dracewicza z piętra przy drzwiach mieszkania po zmarłym. Uderzyło ją to, że nigdy nie zobaczy człowieka, którego znała od dzieciństwa, i którego nawet lubiła, choć miał słabość do alkoholu. Wiedziała o nim niewiele, właściwie tylko to, że pracował w jakimś zakładzie produkcyjnym. Nie miał zwyczaju zwierzać się akurat jej.

— Minął tydzień od pogrzebu Kazika, a na pogrzebie nie widziałem nikogo z jego rodziny. Trochę dziwna sytuacja — odezwał sześćdziesięciolatek o twarzy zniszczonej nałogiem.

— Dziwna, ale pan Dracewicz nigdy nic mi nie wspominał o swojej rodzinie. Ja w każdym razie nic o niej nie wiem.

— Ciekawe, kto tu zamieszka…

Ich rozmowę przerwało otwarcie się drzwi domu. Zobaczyli mocno umalowaną młodą kobietę, ubraną w czerwoną koszulę, czerwone spodnie, mającą wpiętą w długie ciemne włosy czerwono-czarną kokardę. Trzymała w dłoniach torebkę i bagaż.

Beata i jej sąsiad spojrzeli na nią z zainteresowaniem. Renata podeszła do drzwi mieszkania po ojcu, nie zwracając na nich najmniejszej uwagi. Wyjęła z torebki klucz i włożyła go do zamka.

— Przepraszam, kim pani jest? — zainteresowała się Beata. Chłodne spojrzenie tajemniczej kobiety nieco ją speszyło.

— Nie mam teraz czasu na tłumaczenia.

Renata przekręciła klucz, po czym weszła do mieszkania i zamknęła drzwi.

Beata i jej sąsiad spojrzeli na siebie zdziwieni.

— Kochanka? — zastanowił się głośno mężczyzna.

4

Renata stanęła w przedpokoju. Ogarnęła ją złość, że jej pojawienie się na pewno za chwilę wywoła tu swojego rodzaju sensację. Domyślała się, że kiedy tylko się wprowadzi, ludzie nie dadzą jej spokoju swoim wścibstwem.

Rozejrzała się. Przedpokój nie wyróżniał się niczym szczególnym. Poszła dalej i pobieżnie omiotła wzrokiem pozostałe pomieszczenia.

Uśmiechnęła się do siebie.

— No, nawet nie trzeba tu będzie wiele zmieniać.

5

Dochodziła szesnasta.

W przedszkolu zostały jedynie Beata i jedna dziewczynka. Siedziały w małej sali przy włączonym radiu. Dziewczynka kręciła się nerwowo na krześle.

— Nie martw się, Olu, twoja mama za chwilę przyjdzie.

Zaraz po tym usłyszały otwarcie drzwi wejściowych. Wstały. Do salki weszła starsza, ubrana skromnie siwowłosa kobieta z surowym wyrazem twarzy. Na jej widok Beacie zrzedła mina. Ola podbiegła z radością do kobiety i objęła ją.

— Babcia!

Kobieta pogłaskała ją po głowie i uśmiechnęła się.

— Dzień dobry! — odezwała się powściągliwie Beata.

— Dzień dobry! Beatko, przepraszam, ale Monika musiała wyjątkowo zostać dziś dłużej w pracy, ale na szczęście jestem ja!

— Pani Heleno, dziś byłam świadkiem dziwnej sytuacji. Jakaś dziwacznie ubrana i mocno umalowana kobieta miała klucz do mieszkania po panu Dracewiczu. Spytałam ją, kim jest, ale nie była skora do rozmowy. Weszła do jego mieszkania i zamknęła drzwi.

Twarz Heleny ogarnęło zdumienie.

— To dziwne. Może miał kochankę?

— Być może. On chyba nie miał żadnych dzieci.

Helena pochyliła się nad Olą.

— Oleńko, idź się jeszcze pobawić lalkami.

Ola wyszła.

— Pomówmy lepiej o Romanie — Helena usiadła na krześle, na którym siedziała Ola.

Beata westchnęła.

— Pani Heleno, już rozmawiałyśmy o pani synu.

— Tak, ale chyba bez skutku. On nie widzi świata poza tobą. Zakochał się w tobie w podstawówce i nawet nie ogląda się za innymi.

— Jednak ja go tylko lubię.

— Nie dałaś mu szansy, więc na razie go tylko lubisz. Ostatnio rozmawialiście trzy miesiące temu. Roman to dobry chłopak. Masz już dwadzieścia pięć lat, to świetny wiek na małżeństwo. Przecież ja widzę, jak ty kochasz się zajmować dziećmi. Gdybyś wyszła za niego, miałabyś własne i nie musiałabyś pracować, bo Roman świetnie zarabia.

— Pani Heleno, odłóżmy tę rozmowę na później, jestem trochę zmęczona.

Helena wstała.

— No dobrze, ale pomyśl o Romanie.

Wyszła na próg sali.

— Chodź, Oleńko, idziemy do domu!

6

Po powrocie z pracy Beata położyła się na kanapie. Helena Stasiuk jednak nie dała za wygraną. Beata obawiała się jej kolejnych wizyt w przedszkolu.

Nie minęło dziesięć minut, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Jęknęła z niezadowoleniem, wstała niechętnie i poszła do przedpokoju.

Otworzywszy drzwi, ujrzała przed sobą uśmiechniętą tajemniczą kobietę o dziwnym wyglądzie.

— Dzień dobry! Nazywam się Renata Dracewicz i dziś wprowadziłam się do mieszkania po moim ojcu!

Beatę zamurowało. Dracewicz nikomu nie zająknął się o tym, że ma córkę. Była nawet trochę do niego podobna.

— Dzień dobry, moje nazwisko Beata Rozwadowska. Nie wiedziałam, że pan Kazimierz miał córkę.

Renacie zrzedła mina.

— Ach, to taka, nazwijmy to, dziwna historia. W każdym razie chciałam panią przeprosić za moje zachowanie. Wiedziałam, że moje wprowadzenie się tutaj może wywołać pewną sensację, a nie miałam też zbytnio nastroju na tłumaczenia.

— Nie widziałam pani wcześniej. Mieszkała pani do tej pory w Mieście Krzyża?

— Nie.

— Nie było pani na pogrzebie ojca, prawda?

Na twarzy Renaty pojawiło się zakłopotanie.

— To długa historia. Dowiedziałam się o śmierci ojca, nie chciałam zająć się pogrzebem i dopiero dziś zdecydowałam się tu przyjechać. To długa historia. Mam nadzieję, że nie chowa pani do mnie urazy.

Beata uśmiechnęła się życzliwie.

— W sumie nic się nie stało. Samo to, że jest pani córką pana Kazimierza, jest dla mnie wielkim zaskoczeniem.

— Dla mnie też… — odparła posępnie jej nowa sąsiadka. Po chwili zaczęła radośnie: — W każdym razie chciałam zatrzeć złe pierwsze wrażenie. Widziałam, że niedawno wróciła pani z pracy, dlatego nie będę się wpraszać. Do zobaczenia!

— Do zobaczenia!

Renata odeszła. Beata zamknęła drzwi i uśmiechnęła się do siebie.

7

Po południu następnego dnia Beata cieszyła się piękną pogodą w parku. Pomimo gwaru przechadzających się ludzi lubiła o tej porze tu siedzieć i czytać książki.

Nawet nie zauważyła, kiedy dosiadła się do niej dojrzała Cyganka.

— Kochanieńka, daj mi tylko pięć złotych, a ci powróżę. Wyglądasz mi na osobę, którą coś trapi.

Beata odwróciła się do kobiety.

— Ale ja nie mam żadnych problemów.

— No to chociaż powróżę ci, kiedy się zakochasz.

— Jeśli to tylko pięć złotych, to chętnie pani posłucham.

Wyjęła z torebki portmonetkę, wyciągnęła z niej monetę i dała ją Cygance.

— A teraz, kochanieńka, podaj mi swą dłoń.

Beata podała jej dłoń. Cyganka przyjrzała się jej.

— O, widzę, że czeka cię zainteresowanie ze strony pewnej osoby! Ktoś będzie o ciebie zabiegał!

— A kto to mniej więcej miałby być? — spytała rozbawiona Beata.

— To będzie ktoś, kto będzie bardzo chciał, byś go dostrzegła. Ale tylko od ciebie zależy, jak go potraktujesz. Będziesz dla tej osoby kimś wyjątkowym, o kim nie będzie mogła przestać myśleć. Ale nie musisz się tej osoby obawiać.

Beata uśmiechnęła się.

— Dziękuję pani za wróżbę, zobaczymy, czy się sprawdzi.

Cyganka cofnęła rękę, wstała i spojrzała urażona na Beatę.

— Kochanieńka, moje wróżby zawsze się sprawdzają! Miłego dnia!

Odeszła.

— Czy można wierzyć pierwszej lepszej wróżce? — powiedziała sama do siebie Beata i wróciła do lektury.

8

— Widziałam cię parę minut temu w parku. Zaczepiała cię ta Cyganka — rzekła Helena.

Gościła właśnie u Beaty, omiatając wzrokiem pokój. Było w nim mnóstwo przestrzeni, na podłodze przy oknie stało kilka wysokich i dorodnych kwiatów. Ściany ozdabiały piękne obrazy z pejzażami, a nowy barwny dywan sprawiał, że miejsce to dodatkowo zyskiwało na walorach estetycznych. Na śnieżnobiałym stole przed fotelem, na którym siedziała Helena, stała szklanka z herbatą.

— Dałam jej monetę, powiedziała swoje i miałam spokój.

— Ja bym jej grosza nie dała. Niech idzie do normalnej pracy! O ile w ogóle coś umie poza żebraniem i zmyślaniem historyjek! Tak w ogóle mam nadzieję, że nie przeszkadzam?

Beata uśmiechnęła się nieco sztucznie.

— Skądże znowu. Aha, wiem, kim jest ta kobieta, która weszła do mieszkania po panu Kazimierzu.

Helena poruszyła się gwałtownie.

— Kim?

— Jego córką. Ma na imię Renata.

Helena złapała się za głowę.

— To on miał córkę!?

— Miał, ale, jak widać, się nią nie zajmował.

— Niesłychane! Ta córka jest teraz u siebie?

— Jest, ale dopiero się wprowadziła, pewnie potrzebuje spokoju.

— Jaka ona jest?

— Normalna, miła.

— No to będę ją musiała poznać.

Zapanowała cisza.

— Nie chciałabym być niemiła, ale jeśli przyszła pani porozmawiać o Romanie, to może zmieńmy temat.

Helena zrobiła nieco urażoną minę.

— W sumie taki był mój plan, ale skoro nie chcesz…

Milczały przez dłuższą chwilę. Beata pragnęła, by Helena już sobie poszła.

— Beatko, czy mogłabym skorzystać z toalety?

— Bardzo proszę.

9

Helena podeszła do umywalki, wyjęła z kieszeni nóż sprężynowy, pochyliła się i zaczęła wiercić jego czubkiem po plastikowej rurze odpływowej. Po chwili odkręciła wodę i z uśmiechem patrzyła, jak z rury cieknie woda. Schowała nóż do kieszeni.

— Beatko, przyjdź tu, chyba coś się stało z odpływem umywalki!

Beata przestraszyła się na widok kałuży. Helena uśmiechnęła się do niej przepraszająco.

— Przepraszam, odkręciłam wodę, a po chwili odkryłam, że leje się na podłogę.

Beata westchnęła. Przyszło jej na myśl, że to nie przypadek.

— I co ja teraz zrobię? — zmartwiła się.

— Teraz pełno się tego badziewia produkuje. Człowiek nawet nie wie, co kupuje. Ale zaczekaj, zadzwonię do Romana. Na pewno będzie w stanie to ogarnąć.

Beata spojrzała na nią podejrzliwie. A więc jednak to nie przypadek.

10

W tym samym czasie Joanna Brzozowska przez chwilę myślała o swej siostrzenicy. Miała nadzieję, że Renacie dobrze mieszka się w mieszkaniu po człowieku, z którym praktycznie nic ją nie łączyło.

Wiadomość o śmierci Kazimierza Dracewicza nie poruszyła jej specjalnie. Skoro nie miał w swym życiu miejsca dla córki i jej matki, to nie warto było go żałować.