The Mysterious Hunk - Kornelia Pierz - ebook + książka

The Mysterious Hunk ebook

Pierz Kornelia

4,0

17 osób interesuje się tą książką

Opis

4 miliony odsłon na Wattpadzie - historia, której czytelniczki oddały serce.

Jak wkurzyć szkolnego przystojniaka?

Haley Moore nałogowo czyta książki, wciąż poprawiając spadające z nosa okulary, a priorytetem jest dla niej nauka. Nie interesują jej imprezy drużyny koszykówki ani szkolne awantury. Jest samotna, ale cieszy ją fakt, że nikt nie zwraca na nią uwagi. Niewiele osób zna jej imię, nie mówiąc już o tym, by ktokolwiek chciał porozmawiać z nią o czymś innym niż pomoc na teście. Jest niemal zupełnie anonimowa.

Cameron Sanders to chłopak, na którego widok mdleje żeńska część szkolnej społeczności. Idąc korytarzem, wzbudza respekt pierwszoklasistów, podziw u kumpli i zachwyt wśród cheerleaderek, a jego spojrzenie potrafi zwalić z nóg. Robi, co chce, a każda dziewczyna – niezależnie od ilości wylanych łez – wraca do niego jak bumerang. Nikt nie wie nic o jego prywatnym życiu, bo Cameron o nim nie opowiada. Gdy chce, potrafi być anonimowy.

Oto historia zderzenia dwóch bardzo odmiennych światów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 586

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (169 ocen)
67
54
36
7
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
PaulinaRo

Całkiem niezła

Dam 3 chociaż część tekstu po prostu pomijałam. Można napisać długą książkę ale trzeba umieć zrobić to dobrze, tak żeby chciało się to czytać. Przebrnęłam, po czym okazuje się, że zapewne będzie kolejna część. Serio? Nie można tego napisać na okładce? Mam nadzieję, że jak już powstanie ta kontynuacja i z jakiegoś względu ją przeczytam to nie stwierdzę ze był to całkowicie zmarnowany czas.
30
AlicjaAmi

Dobrze spędzony czas

Książka trochę niedopracowana,jednakże wciągająca.Było w tym nieco chaosu,niejasnych fragmentów,niezrozumiałych zachowań bohaterów,itp.Choćby miły na początku Aaron i jego późniejsze wredne traktowanie innych.Kate i obojętny stosunek przyjaciół wobec jej występków.Bojaźliwa i nieporadna Haely,która śmieszy i jednocześnie irytuje,też nie całkiem wiadomo dlaczego jest aż tak zablokowana.Być może w późniejszym czasie niektóre rzeczy się wyjaśnią.Mimo wszystko czytało się miło.Były zabawne momenty,trochę nastoletniej dramy i sporo sekretów do odkrycia.Rzecz jasna książka bardziej przypadnie do gustu młodym czytelnikom.Ma spore braki, ale mimo wszystko było ciekawie i z pewnością sięgnę po kolejną część.Zwłaszcza,że kończy się w takim momencie...
10
Blackpink93

Nie polecam

nie polecam.
00
PianostarJane

Dobrze spędzony czas

Książka trochę dziwna. Po pierwsze mam nadzieję, że nastolatkowie nie zachowują się w rzeczywistości tak dziecinnie, ale kto wie… Przez 3/4 książki nie do końca wiadomo o co chodzi, choć rozwiązanie okazuje się dość standardowe. Pomijając parę irytujących błędów gramatycznych i częste uprzedzenia autorki, że zaraz coś się zdarzy, mimo wszystko spędziłam miło czas. Wydaje mi się, że pozycję ratuje główna bohaterka, choć irytująca to jednak inna niż zwykle.
00
Zaczytana6

Dobrze spędzony czas

polecam
00

Popularność




Copyright © 2023 by Kornelia Pierz

Projekt okładki: Anna Jamróz

Fotografia autorki: Jakub Czarnik

Redakcja: Marta Tojza

Korekta: Agnieszka Zygmunt

Copyright for the Polish edition © 2023 by Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

Wyrażamy zgodę na wykorzystanie okładki w Internecie.

ISBN 978-83-8266-342-6

Wydanie pierwsze, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2023

Adres do korespondencji:

Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

ul. Ludwika Mierosławskiego 11a

01-527 Warszawa

www.wydawnictwo-jaguar.pl

instagram.com/wydawnictwojaguar

facebook.com/wydawnictwojaguar

tiktok.com/@wydawnictwojaguar

twitter.com/WydJaguar

PROLOG

Od zawsze byłam beksą. Każda stresująca, nieprzewidziana sytuacja sprawiała, że zaciskałam mocno szczęki i z całych sił starałam się nawet nie mrugać, żeby tylko nie wybuchnąć płaczem. Ostatnie pasmo niespodziewanych akcji wystawiało moje zszargane nerwy i skłonne do paniki usposobienie na niemałą próbę.

Jeszcze kilka dni temu moim największym zmartwieniem był brak ulubionej książki w bibliotece, niesforne kosmyki włosów, które z uporem maniaka wydostawały się spod schludnie upiętego koka, oraz marchewka obecna w większości dań obiadowych w szkolnej stołówce. Nie znoszę marchewki.

Nie mogę też znieść konsekwencji moich nieprzemyślanych decyzji. Popełniłam błąd, który z pewnością mogłabym uplasować na szczycie listy moich nastoletnich porażek. Nie wiem, czy podczas godzenia się na to całe przedsięwzięcie faktycznie kierowałam się złością spowodowaną nieszczęściem mojej przyjaciółki, czy może wzięły górę ciekawość i chęć zmiany. Przerwania rutyny, którą wydawało mi się, że lubię. Z biegiem czasu skłaniałabym się ku temu drugiemu.

Wiem jednak jedno. Cameron Sanders jest wściekły i przeszukuje każdy możliwy kąt tej szkoły, żeby tylko mnie dorwać, a ja, jak na naczelnego tchórza przystało, zabarykadowałam się w schowku niedaleko sali gimnastycznej i w ciszy postanowiłam przeczekać całą tę burzę. W dusznej klitce przesiąkniętej zapachem potu, snującego się z szatni obok przez małą dziurę przy suficie, myślałam nad swoim następnym posunięciem. Ostatnie wydarzenia powinny mnie uodpornić na wszelkie konfrontacje, jednak nic bardziej mylnego. W takich momentach jak te z chęcią wróciłabym do czasów, kiedy żyłam w przeświadczeniu, że jestem anonimowa – nieważne, jak bardzo ta anonimowość byłaby pozorna. To, że było to tylko kilka dni temu, to już swoją drogą. Podjęłam głupie decyzje i nie potrafiłam wypić piwa, które sama sobie nawarzyłam.

Nie mogąc dłużej powstrzymać kręcenia w nosie spowodowanego przez otaczający mnie kurz, głośno kichnęłam. Stało się to w tym samym momencie, kiedy ktoś rzucił cień na przestrzeń pod drzwiami i stanął po ich drugiej stronie.

Spanikowana, chcąc się cofnąć, zahaczyłam nogą o szczotkę podpierającą klamkę. Kij upadł na podłogę z głuchym hukiem.

Zasłoniłam dłońmi usta, powstrzymując się od wyartykułowania bliżej nieokreślonego dźwięku. Z oczami wielkości spodków wpatrywałam się w drzwi, czekając na reakcję.

Jestem skończona.

ROZDZIAŁ 1

– Haley, widziałaś może mój burgundowy sweter? – usłyszałam z dołu piskliwy, kobiecy krzyk. Ponowiła swoje pytanie trzykrotnie, lecz ja, skupiona na szykowaniu się, zwróciłam uwagę na jego treść dopiero przy ostatnim razie.

Wpięłam we włosy ostatnią wsuwkę i poprawiając kok, podeszłam do drzwi. Po drodze wzięłam jeszcze plecak i zbiegłam na dół w samych skarpetkach.

– Leży w twojej szafie, na trzeciej półce od dołu z lewej strony – wyrecytowałam na jednym wydechu i zeskoczyłam z ostatniego stopnia. – Pod oliwkową bluzką, którą kupiłaś tydzień temu. – Uśmiechnęłam się lekko, widząc ciotkę biegającą po całym parterze w poszukiwaniu zagubionej części garderoby. Gdy mnie zobaczyła, przystanęła.

– Dziękuję. – Posłała mi wdzięczne spojrzenie. Kiedy zmrużyła oczy, na jej twarzy pojawiły się drobne zmarszczki. – Zjesz ze mną? Przygotowałam jajecznicę.

– Jestem już po śniadaniu. Przepraszam, innym razem. – Zaczęłam kierować się w stronę drzwi.

– Kochanie, tak wcześnie? Masz jeszcze dużo czasu. – Marszcząc czoło, spojrzała na zegar wiszący w kuchni. – Co będziesz robiła tyle czasu w szkole? Proszę, usiądź i chociaż wypij herbatę. – Skinieniem głowy wskazała na parujący dzbanek na kuchennym stole.

– Nie martw się. Do widzenia. – Pocałowałam ją przelotnie w policzek na pożegnanie. Pokręciła tylko głową z dezaprobatą. Prawie zawsze wychodziłam wcześniej od niej.

Założyłam trampki, chwyciłam kurtkę przeciwdeszczową i wyszłam z domu. Miało padać. Nie żeby te buty były najodpowiedniejszym wyborem podczas jesiennej pluchy, jednak zdecydowanie najwygodniejszym.

Ciocia Penelope prawie od zawsze była dla mnie najbliższą rodziną. Nigdy nie doczekała się dzieci, a ja z powodzeniem wypełniałam lukę po jej nieistniejącej córce. Wprowadzając się do niej kilka lat temu, od razu wiedziałam, że to będzie najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć w tamtym momencie. Do końca życia będę jej za to wdzięczna.

Wyjęłam notatki na test z biologii i zaczęłam przeglądać materiał. Na ulicach i chodnikach po wczorajszej burzy utworzyły się ogromne kałuże. Lubię deszcz tak długo, jak nie kapie mi na głowę.

Mieszkałyśmy w Amberville, niewielkim miasteczku niedaleko Filadelfii. Na tyle małym, że tutejsi mieszkańcy w większości przypadków całkiem dobrze się znali, a przynajmniej kojarzyli. Ciche, spokojne osiedla, bez awanturujących się sąsiadów. Największą zmorą szeryfa Clarka okazywały się co najwyżej zgłoszenia o zakłócaniu miru domowego, kiedy młodsze pokolenie czasem zorganizowało imprezę ze zbyt dużym rozmachem. Kilka lat temu postawili nam nawet niedużą galerię handlową, która była największym budynkiem w okolicy i jednym z niewielu miejsc spotkań. Amberville większości osób wydawało się bezbarwne i ograniczające. Ja miałam do niego ambiwalentny stosunek. Z jednej strony, moje życie towarzyskie leżało i kwiczało, ale i tak planowałam wyjechać na studia. Z drugiej strony, doceniałam ten spokój i nie szukałam zbyt wielu wrażeń, więc nie narzekałam tak, jak moi rówieśnicy.

Po miesiącu wakacje stały się nudne, ponieważ nigdzie nie wyjeżdżałyśmy. I choć nadrobiłam zaległości w lekturach i spędziłam z Penelope dużo czasu, to brak regularnego kontaktu z innymi ludźmi zaczął mnie powoli przytłaczać. Cieszyłam się, kiedy rozpoczął się nowy rok szkolny, a wraz z nim początek czwartej klasy liceum. Niektórym mogłam się wydawać zwyczajnie nudna. Myślę, że nawet moje przyjaciółki też skrycie tak uważały. Cóż, być może była to prawda. Mimo wszystko lubiłam swoje dotychczasowe życie. Byłam do niego zbyt przyzwyczajona, aby myśleć inaczej.

Szłam zaczytana, więc nie zauważyłam pędzącego ulicą czarnego auta. Jechało tak szybko, że woda spod jego kół wystrzeliła na wszystkie strony, kiedy przejeżdżało obok mnie. Brudna deszczówka pochlapała moje błękitne dżinsy i kurtkę.

– Proszę, nie – pisnęłam histerycznie pod nosem, próbując się wytrzeć.

Plama na spodniach była duża i widoczna, a ja dotarłam już prawie pod samą szkołę. Porzuciłam pomysł powrotu do domu kosztem testu, do którego długo się przygotowywałam. Zdenerwowana, przekroczyłam bramę i weszłam na szkolny dziedziniec. Przebiegłam truchtem prosto do drzwi, udając, że nie widzę stojących nieopodal trzech dziewczyn, których wzrok zatrzymał się na plamie na spodniach, ani nie słyszę prychnięcia jednej z nich.

* * *

– Haley, co się stało? – Kathrine spojrzała na mnie zdziwiona. Siedziała na ławce niedaleko naszych szafek, w jednym uchu miała słuchawkę, a na kolanach zamknięty podręcznik.

Do niedawna traktowałam tę dziewczynę jako jedyną przyjaciółkę, dopóki na stałe nie dołączyła do nas Maia. Tylko Kate od lat starała się mnie zrozumieć i nie oceniała mnie, mimo że byłam dość skryta i małomówna. Kompletnie się od siebie różniłyśmy. Kathrine Clark była przebojowa, lubiła się bawić, do tego należała do szkolnej grupy cheerleaderek. Ambicja nie pozwalała jej poprzestać na dołączeniu do zespołu – od zeszłego roku, kiedy stała się oficjalnie ich tancerką, starała się za wszelką cenę zdegradować Stellę i przejąć rolę liderki. Kruczoczarne włosy okalały jej podłużną twarz, którą zdobił piękny uśmiech pełnych, malinowych ust. Ja, okularnica z kasztanowymi, puszącymi się włosami, które musiałam wiązać w wygodny koczek, u jej boku stanowiłam wyjaśnienie, dlaczego niektórzy chłopcy powstrzymywali się od zagadania do niej. Przynajmniej od momentu, gdy otwarcie zaczęła się ze mną zadawać. Ona jednak zdawała się kompletnie tym nie przejmować.

– Mały wypadek. – Wytarłam szkła okularów, które pokryła mżawka.

– Nie rozumiem, dlaczego nie wróciłaś do domu. Masz blisko. – Podniosła się z ławki. – Pewnie ci zimno, a sprawdzian ci nie ucieknie, kujonko.

– Wiem – odpowiedziałam szybko, wieszając kurtkę na haczyku w szafce. – I nie nazywaj mnie tak – burknęłam.

Kate przewróciła tylko oczami i ruszyła przed siebie.

Miałam już powyżej uszu tego przezwiska. Powstało we wczesnych latach szkolnych, kiedy jeden mało błyskotliwy kolega uznał, że to świetny pomysł zacząć mnie tak przezywać. Reszta podłapała to od niego, kiedy się spostrzegła, że mnie to denerwuje. Tym samym to miano przyległo do mnie jak cień i niestety nie wyparowało magicznie wraz z pójściem do liceum, dzięki znajomym z tamtych lat. Inni ludzie używali go najczęściej dlatego, że nie wiedzieli, jak mam na imię. Przyzwyczaiłam się do tego i tolerowałam to, mimo przykrości, jaką mi tym sprawiali. Jednak nie chciałam być tak nazywana zwłaszcza przez przyjaciółkę. Dostrzegałam w tym coś bolesnego.

– Wyluzuj. – Uniosła ręce w obronnym geście, a w jej oczach skrzyły się iskierki rozbawienia.

Nie potrzebowałam rozgłosu. Wolałam pozostać w cieniu i wieść spokojne licealne życie, nawet kosztem kilku głupich przezwisk.

Tłum na korytarzu zaczął gęstnieć, dzięki czemu coraz mniej osób zwracało uwagę na moje upaprane spodnie. Skierowałyśmy się w stronę szafki Mai, licząc, że tam ją znajdziemy.

– Jestem wyluzowana – zaczęłam. – Po prostu przepra…

– Przestań. – Kate spojrzała na mnie zdenerwowana. – Przestań – powtórzyła. – Za nic nie przepraszaj, okej? Błagam. – Ponownie przewróciła oczami.

Przejmując się, że powiedziałam coś nie tak, często wpadałam w ciąg niekończących się przeprosin, najczęściej bezzasadnych, czym irytowałam Kate. Kiedy znów miałam wygłosić przepraszającą litanię, tym razem po to, aby tylko ją zdenerwować, ktoś wpadł mi na plecy i złapał za ramię, gniotąc przy tym moją biszkoptową koszulę. Odwróciłam się. Za mną stała rozradowana blondynka – Maia Davis.

– Idzie, idzie! – krzyknęła.

Wydałam z siebie westchnięcie, a Kate przewróciła oczami. To już zaczynał być nałóg.

Obie doskonale wiedziałyśmy, co się za chwilę stanie. Tak było przez całe pięć dni, codziennie rano i popołudniu. Wszystkie dziewczyny prawie traciły przytomność; jedne trzymały się szafek, inne przyjaciółek, które też wyglądały, jakby miały się przewrócić. Najlepsze było to, że wcale nie udawały.

Drzwi się otworzyły. Na korytarzu pojawiła się grupka chłopaków. Różnili się od siebie wyglądem i zachowaniem Jedni się uśmiechali, inni byli obojętni. Żaden z nich nie zatrzymał się nawet na chwilę.

Jednak największą uwagę zawsze przyciągał on.

Ciemnowłosy chłopak, zamykający cały ten pochód. Dobrze zbudowany i jeden z najwyższych w całej grupie. Szedł, lekko się garbiąc. Jego szare oczy były zmęczone i leniwie przymrużone. Rzadko kiedy bywał rozbawiony, najczęściej wydawał się zły.

Cameron Sanders, przechodząc obok naszej trójki, nie spojrzał na żadną z nas. Czasami na moment zawieszał wzrok na roześmianej Mai albo Kate. Na mnie nigdy nie patrzył.

Wiedziałam, że był kapitanem szkolnej drużyny koszykówki, a z opowiadań Kate – niezłym draniem. I tylko tyle. Nie interesowałam się plotkami i szczebiotem wiecznie rozanielonej Mai. Zazwyczaj jej historie wpuszczałam jednym uchem, a wypuszczałam drugim.

Wraz z Kathrine wydawałyśmy się jedynymi dziewczynami, które nie wzdychały do całej męskiej drużyny koszykarskiej. Ja nie zwracałam szczególnej uwagi na nikogo, a Kate trenowała jako cheerleaderka dlatego, że chciała tańczyć, a nie po to, żeby wpatrywać się w chłopaków albo wzbudzać ich zainteresowanie wysportowanym ciałem, kiedy mieli treningi. A większość dziewczyn ponoć dołączała do zespołu właśnie w takim celu.

– Codziennie ta sama śpiewka. Samce alfa, oczywiście. – Kiedy grupa się oddaliła, Kate trzasnęła drzwiczkami, zła. Tego dnia była wyjątkowo poirytowana.

– To one krzyczą na ich widok, nie odwrotnie. Może też są już tym zmęczeni? – zasugerowałam nieśmiało. Z mojej perspektywy zazwyczaj wyglądało to tak, że po prostu wchodzili do szkoły, a to dziewczyny w pobliżu robiły trzodę.

– Dlaczego ich usprawiedliwiasz? Nie lubię ich. – Nie czekając na moją odpowiedź, Kate oddaliła się w stronę sali gimnastycznej.

Mai też już nie było. Ulotniła się podczas wzburzeń Kathrine. Po chwili znalazłam się przed swoją klasą, a wtedy zadzwonił dzwonek.

– Cześć, kujonko, mogę się dziś dosiąść? – Jason, który chodził ze mną na biologię, pojawił się obok i przymilnie się uśmiechnął.

– Jasne. – Wykrzywiłam usta w grymasie, który miał przypominać uśmiech.

Rutyna.

* * *

Bez większego zainteresowania wpatrywałam się w talerz z sałatką. A raczej z jej imitacją. Trzy listki sałaty na krzyż i jeden pomidor nie zachęcały do jedzenia.

Właśnie po raz setny rozmyślałam nad ostatnim pytaniem z angielskiego, które pojawiło się na niezapowiedzianej kartkówce dziesięć minut temu, gdy nagle coś z dużą siłą uderzyło w mój stolik.

Zobaczyłam zgrabną dłoń z pięknymi, długimi i bardzo spiczastymi paznokciami. W myślach usiłowałam sobie przypomnieć wszystkie imiona dziewczyn z naszej szkoły, choć było to niemożliwe. Podniosłam powoli głowę zdezorientowana.

Stella Ardy wpatrywała się we mnie z irytacją i zniecierpliwieniem.

Szczerze mówiąc, zazdrościłam jej urody. Miała piękne, jasnoblond włosy, długie, opalone nogi i figurę rasowej modelki. Jedynie krzywy, ironiczny uśmiech pozostawiał skazę na jej idealnym wizerunku.

– O co chodzi? – zapytałam niepewnie. Rozmowy w stołówce stopniowo cichły. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszyscy zapominali o swoim lunchu. Ciekawscy uczniowie zaczęli nasłuchiwać.

Nie znosiłam być w centrum zainteresowania. Było to dla mnie nienaturalne, „nie moje”. Teraz każda para oczu była skierowana na mnie. Zaczęły mi się pocić dłonie.

– Jeszcze pytasz? – Podniosła jedną brew. Przewróciła oczami, taksując przestrzeń dookoła nas, jakby chciała podkreślić oczywistość swojego niezadowolenia. Przyszła ze swoją obstawą. Rzadko kiedy się rozdzielały. Jedna z jej przyjaciółek robiła dzióbek w moją stronę, a druga kręciła pukiel włosów na palcu, żując gumę. – Zajęłaś moje miejsce.

W pierwszej chwili nie zrozumiałam, o co jej chodzi. Rozejrzałam się i zanim przetworzyłam fakt, że z powodu mojego dzisiejszego roztargnienia pomyliłam stoliki i usiadłam przy pierwszym lepszym, zamiast przy ścianie, gdzie zazwyczaj się zaszywałam, Stella złapała szklankę soku porzeczkowego z tacy jednej ze swoich koleżanek i chlusnęła jej zawartością prosto we mnie.

Najpierw poczułam zimno, a potem, że jestem cała mokra. Otworzyłam powoli powieki, przecierając ręką twarz. Cała moja koszula była przemoczona i brudna. Kilka kropel spadło też na dżinsy, niedaleko wielkiej plamy po mojej porannej przygodzie.

Słyszałam, że dziewczyny bywały jędzowate, w szczególności Stella, jednak po raz pierwszy doświadczyłam ich złośliwości na sobie. Mimo że takie zachowanie powinno źle świadczyć o niej, a nie o mnie, i tak czułam się upokorzona.

– Pomyliłam stoliki, przepraszam – mruknęłam tylko płaczliwie pod nosem, na oślep szukając plecaka, który położyłam na krześle obok. Chciałam jak najszybciej opuścić stołówkę i zaszyć się gdzieś, gdzie nikt by mnie nie znalazł przez całą resztę długiej przerwy.

– Cześć, Steel! – Niespodziewanie usłyszałam za sobą donośny głos.

Lekko podskoczyłam. Nawet nie próbowałam się odwracać, aby zobaczyć, kto to. Miałam już serdecznie dość, jednak ten ktoś postanowił stanąć tuż obok mnie. Nie podnosiłam głowy, ale kątem oka widziałam, że trzyma w rękach bluzę drużyny koszykówki. Domyśliłam się, że może być którymś z „tych chłopaków”, a po nich również nie spodziewałam się szczególnej serdeczności. To był ten moment, w którym uznałam, że gorzej już być nie może. Oczami wyobraźni już widziałam, jak wspólnie zaczynają się nade mną pastwić.

– Aaron, hej. – Ton głosu Stelli diametralnie się zmienił. – Koleżanka oblała się sokiem, chciałam jej pomóc. – Zachichotała, a przyjaciółki jej zawtórowały. Przynajmniej wiedziałam, kto został moim rzekomym wybawcą. Równie dobrze mógł sięgnąć po następną szklankę i oblać mnie wszędzie tam, gdzie ubranie pozostało względnie suche.

Kojarzyłam Aarona tylko z widzenia. Wiedziałam jedynie, z kim się trzyma, jak wygląda oraz że świetnie sobie radzi na boisku.

– Pozwól, że ja jej pomogę, koleżanko. – Na moich ramionach wylądowała miękka rozpinana bluza. Aaron chwycił mój plecak, śmiało otoczył mnie ramieniem i zaczął kierować w stronę wyjścia.

Czułam się niezręcznie przez jego dotyk. Nie znałam go, a on nie znał mnie. Kiedy tylko przekroczyliśmy drzwi stołówki, szybko wysunęłam się spod jego ręki. Dopiero wtedy mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Był wysokim szatynem i miał błyszczące, czekoladowe oczy. Mierzył mnie ciemnym spojrzeniem. Nie umiałam tego wytłumaczyć, ale mimo przyjemnej aparycji było w nim coś gburowatego.

– Dziękuję, serio – wydukałam. Zamierzałam się zmyć jak najszybciej.

– Nie ma sprawy. – Przyglądał mi się z neutralnym wyrazem twarzy. Podał mi plecak. Kiedy zaczęłam zdejmować bluzę, wystawił rękę, by mnie powstrzymać. – Oddasz innym razem.

– Nie – zaprzeczyłam. – Weź ją. – Nie chciałam mieć czyjejś własności, tym bardziej paradować po szkole w drużynowej bluzie Aarona. Na pewno od razu ktoś wyciągnąłby pochopne wnioski. – Serio, dziękuję, jestem ci bardzo wdzięczna.

– Nalegam. – Przez jego usta przemknął cień uśmiechu, co jeszcze bardziej mnie zawstydziło.

Wcisnęłam mu bluzę do rąk, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam szybko przed siebie.

– Przebija ci bluzka.

To jedno zdanie niczym magiczne zaklęcie wbiło mnie w podłogę. Spuściłam głowę. Miał rację, przez cienką koszulę prześwitywał mój biały stanik. Wyobrażałam sobie, jak w tamtym momencie musiałam być czerwona.

– Nie patrz, proszę! – pisnęłam, a do oczu cisnęły mi się łzy. Usłyszałam za sobą kroki, a na moich ramionach znów znalazła się jego bluza. To było dla mnie upokarzające. Nie należałam do osób, dla których paradowanie po szkole w prześwitującej bluzce było czymś normalnym.

– Zatrzymaj ją. I następnym razem nie daj sobie wejść na głowę. – Wyminął mnie i nie oglądając się za siebie, ruszył w kierunku, w którym wcześniej chciałam biec. Zniknął za najbliższym zakrętem.

Okryłam się szczelniej. Nie powinnam się tak peszyć. Stella mnie ośmieszyła, więc gdybym miała dość odwagi, z chęcią chwyciłabym napój jej drugiej przyjaciółki i sok marchewkowy błyskawicznie wylądowałby na jej włosach.

Według Kate wszyscy chłopcy z naszej szkoły to nieczuli i aroganccy dranie, ale dziś się przekonałam, że to nie do końca prawda. Być może byłam naiwna, ale Aaron jako jedyny wykazał się jakimkolwiek ludzkim odruchem. Kiedy wszyscy w stołówce z zaciekawieniem oglądali cały ten teatrzyk, on dwoma zdaniami załatwił Stellę i mi pomógł. Chyba po raz pierwszy doświadczyłam czegoś miłego w szkole ze strony innej osoby niż Kate i Maia.

– Haley! – O wilku mowa. Obie biegły w moją stronę z sali gimnastycznej, prosto z treningu. Było im do twarzy w strojach cheerleaderek. Najprawdopodobniej ktoś już zdążył im przekazać, co się wydarzyło.

– Moore, co z tobą nie tak? Nie zaczynaj z nimi. – Kate pogładziła mnie po ramieniu, po czym zerknęła na numer siedemnaście na moich plecach. – Aaron – westchnęła.

– To nie ja zaczęłam – oburzyłam się. – Pomyliłam się.

– Następnym razem przywal jej tacą. – Maia uśmiechnęła się konspiracyjnie. Uniosłam lekko kąciki ust. Starały się, jak mogły, żeby mnie pocieszyć.

– Jeśli znów zachce ci się zadzierać z tymi żmijami, to po prostu zabierz mnie ze sobą. – Kate puściła do mnie oko.

– To raczej one zadarły z nami – mruknęłam do siebie.

– Nie wierzę. – Kathrine spojrzała na mnie zdumiona. – Co to za przejaw buntu?

– Za godzinę pewnie powiem co innego, więc korzystajcie.

– Błagam, wielkie wyjście z Aaronem Doverem na oczach połowy szkoły to plus dziesięć do szacunku. To Ardy jako jedyna może być tutaj zażenowana.

Mimo że było w tym ziarenko prawdy, nie do końca zgadzałam się z dziewczynami. Klejące ślady po soku ciągle przypominały mi, co się stało dwadzieścia minut temu. Znalazłam się w centrum uwagi. Nie potrafiłam o tym szybko zapomnieć. Bałam się, że po starciu ze Stellą Ardy trudno mi będzie odzyskać anonimowość.

ROZDZIAŁ 2

Wcale nie było tak trudno.

Od sytuacji w stołówce minęły prawie dwa tygodnie. Ku mojemu zdziwieniu prawie wszyscy zdążyli o tym zapomnieć i przestali zwracać na mnie uwagę. Szybko pojawiły się nowe tematy do plotkowania, a mój zgrzyt ze Stellą wydawał się już tylko niemiłym wspomnieniem. Tylko sama zainteresowana rzucała mi czasem groźne spojrzenie, kiedy zdarzało nam się minąć na korytarzu. Oprócz tego nie traciła na mnie więcej swojego czasu. Było mi to niesłychanie na rękę. Podejrzewałam, że udział Aarona w całym tym zajściu mógł mieć tu duże znaczenie.

Idąc pustym korytarzem, napisałam SMS-a do Penelope, że mogę zrobić kurczaka z ryżem, ponieważ wychodzę wcześniej ze szkoły. Często zdarzało jej się jeść na mieście, a chciałam spędzić miły wieczór z ciotką. Udało mi się zataić przed nią incydent ze Stellą tylko dzięki temu, że feralnego dnia zdążyłam wrócić przed nią do domu i rzucić się w kierunku pralki. Na szczęście uniknęłam niewygodnych pytań.

Skoro sprawa przeszła bez większego echa, starałam się jej dłużej nie rozpamiętywać. Przez pierwsze kilka dni, ku zażenowaniu Kate, trzymałam się jeszcze bardziej na uboczu niż dotychczas. Zaszywałam się w bibliotece na przerwach o wiele częściej niż wcześniej, przemierzałam korytarze ze spuszczoną głową do momentu, gdy zdałam sobie sprawę, że praktycznie nikt nie jest mną zainteresowany. Moja strefa komfortu została brutalnie naruszona, ale próbowałam być silna.

Wolnym krokiem kierowałam się na boisko szkolne. Nie licząc przymusu uczestnictwa w lekcjach WF-u nigdy nie udzielałam się sportowo i omijałam salę gimnastyczną szerokim łukiem. Tego dnia, korzystając z wyjątkowo pięknej pogody, trenerzy prowadzili zajęcia na zewnątrz, a ja, zachęcona przez przedzierające się przez chmury promienie słońca, ciepły wietrzyk oraz namowy dziewczyn, postanowiłam wyjść na świeże powietrze, a nie siedzieć w bibliotece.

Zasiadłam na trybunach. Poprawiłam rozkloszowaną spódnicę i wyjęłam moją najnowszą biblioteczną zdobycz. Jednak zamiast zabrać się za lekturę, skupiłam się na tym, co się dzieje na boisku.

Grupka pierwszoklasistek grzecznie pokonywała kolejne okrążenia na bieżni. Cheerleaderki się rozciągały, ale nie widziałam wśród nich żadnej z moich przyjaciółek. O tej godzinie szkolna drużyna koszykówki również zaczynała swój trening. Być może był to jeden z powodów, dla których miałam wyjść na zewnątrz. Na pewno Maia się cieszyła, że jej przemilczany przed Kathrine plan wypalił.

Zawodnicy śmiali się i wygłupiali, jeden z nich położył się na środku boiska, inny rzucał piłką do kosza, a kilku robiło przedtreningową rozgrzewkę. Znałam tylko imiona dwójki z nich.

Aaron Dover. To on lenił się na samym środku. Zasłonił oczy dłońmi, próbując ochronić je przed promieniami słońca. Oddychał spokojnie, sprawiał wrażenie totalnie wyluzowanego, jakby wszystko dookoła go nie interesowało. Od starcia ze Stellą nie rozmawialiśmy. Gdy mijaliśmy się na korytarzu, Aaron albo udawał, że mnie nie widzi, albo nawet nie starał się mnie zauważyć. Pasowała mi taka kolej rzeczy, bo niepotrzebne zwracanie na siebie uwagi było na szarym końcu mojej listy rzeczy do zrobienia. Wszystko wróciło na swoje miejsce.

Cameron Sanders z numerem dwadzieścia trzy. Wiedziałam, jak się nazywał, jaką miał pozycję na boisku, że pochodził z dobrej, bogatej rodziny i że wiele dziewczyn starało się mu zaimponować. Na tym się kończyło. Nigdy nie miałam z nim styczności. Burza jego ciemnych włosów była w totalnym nieładzie, co chwilę przejeżdżał po niej ręką. Właśnie skończył się rozgrzewać. Miał zacięty wyraz twarzy i lekko zmrużone oczy. Wyglądał, jakby był nie w humorze. Kiedy nie rzucał piłką, jego ruchy wydawały się bardzo spokojne i opanowane, co nie pasowało do jego miny.

Nagle stało się coś, na co nie byłam przygotowana.

Gwałtownie przeniósł wzrok z piłki prosto na mnie, jakby już wcześniej wiedział, że jest obserwowany. Czyżbym została przyłapana? Byłam tak zaskoczona, że nie odwróciłam oczu, tylko kontynuowałam tę walkę na spojrzenia. Z tej odległości nie potrafiłam dostrzec wielu szczegółów. Przyglądałam się jego atletycznej postawie, rozwianym włosom i zmrużonym oczom. Jego mina na początku była całkowicie obojętna, ale potem, cóż… trochę zaciekawiona? Zmarszczył brwi. Nie rozumiałam tej reakcji.

– Cameron! – Na dźwięk swojego imienia chłopak odwrócił ode mnie wzrok i automatycznie rzucił piłkę, trafiając prosto do kosza. Podszedł do leżącego Aarona i wyciągnął rękę, żeby pomóc mu wstać. Obaj ruszyli do zbliżającego się trenera. Więcej już nie spojrzał w moją stronę.

– Haley. – Słysząc głos Kate, obróciłam głowę. Przeciskała się między plastikowymi siedzeniami. Stanęła obok mnie przebrana w strój cheerleaderki. Domyśliłam się, że właśnie przyszła na trening.

– Kate – przywitałam ją i delikatnie pokręciłam głową, chcąc się otrząsnąć po walce na spojrzenia z Cameronem. Kathrine zajęła miejsce obok mnie.

– Jesteś strasznie rozpalona. – Zmarszczyła brwi. Automatycznie dotknęłam swojego policzka.

– To przez słońce. – Wymyśliłam na poczekaniu. To, co się przed chwilą wydarzyło, było dla mnie co najmniej dziwne. On nigdy wcześniej nie zwrócił na mnie uwagi.

– Nie ma aż takiego upału. Może jesteś chora? – Spojrzała na mnie z troską.

– Nie jestem – ucięłam i szybko zmieniłam temat. – Gdzie Maia?

– Tam. – Kate spojrzała w stronę cheerleaderek. Dopiero teraz dostrzegłam rozciągającą się wśród nich blondynkę. – Ostatnio zaczyna przesadzać.

– Nie rozumiem. – Przyjrzałam się Mai, zdezorientowana. Na pierwszy rzut oka nic nie wskazywało, żeby coś się w niej zmieniło. Skończywszy rozciąganie, wstała i energicznie zaczęła robić pajacyki.

– Nie wiem, co się z nią dzieje – westchnęła Kate. – Nie mogę z nią normalnie porozmawiać, ciągle odpływa. – Faktycznie Maia miała rozanielony wzrok. I chociaż poprawnie wykonywała ćwiczenia, jej spojrzenie co chwilę lądowało na zawodnikach koszykówki po przeciwnej stronie boiska.

– Może się w kimś zadurzyła? – zasugerowałam delikatnie, nie chcąc zdenerwować przyjaciółki tym pomysłem. Kate nie przepadała za żadnym członkiem drużyny koszykarskiej za samo ich istnienie, a Maia Davis znana była ze swojej kochliwości. Co chwilę znajdowała sobie nowy obiekt westchnień, który tęsknie obserwowała.

– Nie wiem, czy w jej wypadku to dobry znak. – Kathrine podniosła się z siedzenia. – No bo w kim mogłaby się zakochać? – spytała zamyślona i nie czekając na odpowiedź, udała się w stronę swojego zespołu. Po drodze wodziła wzrokiem po drużynie chłopaków, chyba próbując sobie odpowiedzieć na to pytanie.

Przez dłuższą chwilę obserwowałam Maię, ale kiedy zrozumiałam, co zasugerowała Kate, dyskretnie popatrzyłam na męską część grupy. Skupiłam uwagę na Cameronie Sandersie.

Mimo że to on odwrócił wzrok jako pierwszy, to ja czułam się przegrana w tej walce na spojrzenia.

* * *

Zawsze uczyłam się najpilniej, jak tylko mogłam. Gdy byłam młodsza, chciałam dać ciotce Penny powód do dumy. Gdy trochę dorosłam, zaczęłam się starać głównie dla własnej satysfakcji. W głębi duszy miałam nadzieję, że w przyszłości zaowocuje to szansą dostania się na dobrą uczelnię. W wolnych chwilach czytałam każdą książkę, która wpadła mi w ręce, unikałam konfliktów oraz starałam się żyć w społeczności szkolnej jak najciszej i jak najbardziej w cieniu. Ostatnimi czasy „życie w cieniu” zmieniło trochę swoje znaczenie, ale istniało miejsce, gdzie aż prosiłam się o uwagę.

Lekcje WF-u od dziecka były moją zmorą. Zawsze starałam się uciec z zajęć, a do wszelkich gier drużynowych podchodziłam jak pies do jeża. Kiedy skończyły mi się wszystkie nieprzygotowania oraz przekroczyłam limit niedyspozycji w miesiącu, zaczęłam prosić ciotkę o zwolnienia, jednak okazało się to nie takie łatwe, jak się spodziewałam. Potrzebne było zaświadczenie lekarskie, a kiedy ociągałam się z wizytą u specjalisty, Penelope szybko się zorientowała, co kombinuję. Oddałabym teraz wszystko, by wrócić do dnia, kiedy naprawdę myślała, że coś mi jest, i miałyśmy się zbierać do lekarza.

Gimnastykę mogłam zaakceptować – ustawiałam się w kącie i w ciszy starałam się wykonywać wszystkie ćwiczenia, mimo że szło mi nieudolnie. Jednak trener, u którego miałam zajęcia już drugi rok z rzędu, był fanem sportów drużynowych, a w nich kompletnie sobie nie radziłam. Zawsze wybierano mnie do drużyny jako ostatnią. Mimo że za każdym razem było mi trochę przykro, to wcale się nie dziwiłam. Niezależnie od dyscypliny uciekałam przed piłką, jakby ta miała zamiar mnie ugryźć, a nawet jeśli się starałam, mój team nigdy nie zdobywał punktu. Odbijałam na oślep, więc nie raz uderzyłam jakąś koleżankę w głowę lub wyrzuciłam piłkę daleko za boisko. Nigdy nie wiedziałam, co mam robić ani dokąd biec. Tylko plątałam się pod nogami i zagradzałam innym drogę. Zawsze chciałam mieć takie chęci i pasję do sportu jak Kathrine i Maia, jednak pozostawałam beztalenciem w tej dziedzinie.

Niezauważona wślizgnęłam się do damskiej szatni. Kilka dziewczyn już tam było, rozmawiały po cichu między sobą. Położyłam plecak na ławce i zaczęłam się przebierać. Zawsze się krępowałam i obracałam tyłem do wszystkich. Mimo że to tylko koleżanki, rozbieranie się przed kimś zawsze wywoływało u mnie dyskomfort.

Drzwi do szatni się otworzyły. Kiedy już miałam w pośpiechu się zakryć, ponieważ nie miałam na sobie spodni, dwie nowo przybyłe dziewczyny szybko zamknęły za sobą wejście.

Ruda chyba miała na imię Lindsay, a blondynka – Darcy. Zawsze trzymały się razem niczym papużki nierozłączki.

– Nie wierzę! – krzyczała pierwsza. – Jesse puścił do mnie oko! – Prawie skakała z radości. Nie miałam pojęcia, o kim mówi.

– Tak, a obok niego stał Aaron! – pisnęła druga. Drogą dedukcji doszłam do wniosku, że ekscytują się którymś z koszykarzy, co nie było dla mnie zbyt zaskakujące.

Niekiedy damska część szkoły zachowywała się naprawdę dziwnie. Kiedy jeden z tak zwanych przystojniaków wykonał jakiś ruch, chociażby nieznaczący, w stronę ich koleżanki, zaciskały zęby i odwracały się oburzone. Jednak, gdy ta się tym chwaliła, cieszyły się razem z nią. To sztuczne. Gdybym to ja zdecydowała się pochwalić i powiedzieć o tym, że Cameron Sanders na chwilę zawiesił na mnie wzrok, chyba wszystkie zatoczyłyby się ze śmiechu. Gdy skończyłam się przebierać, szybko założyłam okulary i w pośpiechu opuściłam szatnię, nie chcąc dalej brać udziału w zbiorowym pisku.

* * *

– Moore, ruszaj się! – krzyczał do mnie trener. Ćwiczyłyśmy na zewnątrz, a nasz nauczyciel postanowił, żebyśmy zagrały w koszykówkę. Doprawdy świetny pomysł.

W tej samej chwili jedna z grających w mojej drużynie dziewczyn z całej siły trąciła mnie ramieniem i wykonała dwutakt. Ja byłam jedynie dekoracją boiska.

– Haley, graj! – zachęciła mnie za chwilę inna, rzucając do mnie piłkę. Złapałam ją i mimo że stałam naprawdę blisko kosza, bałam się zaryzykować, więc postanowiłam podać do innej dziewczyny, ponieważ moja celność była na ujemnym poziomie. Szkoda, że laska okazała się moją przeciwniczką i zdobyła punkt. Z zawstydzenia moje policzki pokryły się rumieńcem.

Kiedy to przedstawienie dobiegło końca, a ja zaczęłam kierować się do szatni, usłyszałam głos trenera.

– Moore, poczekaj chwilę.

Bałam się, co chce mi powiedzieć, więc z lekko opuszczoną głową do niego podbiegłam. Był wysokim mężczyzną w wieku powyżej czterdziestu lat. Zaczął przeglądać zeszyt, jego twarz wyrażała zniecierpliwienie.

– Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że prawie nie masz u mnie ocen. Kolejny rok nic nie robisz pomimo mojego ostrzeżenia.

– Naprawdę? – Udałam zdziwioną, choć wiedziałam, że to nie na miejscu.

Spojrzał na mnie z politowaniem. Zauważył moją próbę grania na zwłokę.

– Wiem, że jesteś dobrą uczennicą, ale pamiętaj, że WF to też przedmiot. Nie podoba mi się, że tak się obijasz. W tamtym roku ci odpuściłem i wystawiłem ocenę dostateczną, pamiętasz, pod jakim warunkiem? – spytał.

Zacisnęłam mocno powieki. Gdyby kilka miesięcy temu wystawił mi sprawiedliwą ocenę, to dostałabym w pełni zasłużoną pałę. Czułam się jak na ścięciu. Nie odpowiedziałam.

– Do końca tego semestru chcę mieć wszystkie oceny. Jednak od dzisiaj… – przerwał na chwilę – …zacznij ćwiczyć. – Wyrwał kartkę ze swojego notatnika i zaczął szybko coś pisać. – Jeżeli nie będę widział poprawy w najbliższym czasie, po prostu znajdę ci nauczyciela. – Zakończył i podał mi świstek, a ja stałam jak słup soli.

– Pan jest przecież nauczycielem – wyjąkałam.

– Tak, ale ja oprócz lekcji z tobą mam pełno innych zajęć. – Zamknął zeszyt – Poproszę wtedy jakiegoś dobrego chłopaka z drużyny, który zechciałby ci pomóc. Niektórzy mają zdecydowanie za dużo wolnego czasu. Sport wyjdzie ci tylko na dobre. – Nie czekając na moją odpowiedź, oddalił się.

Przez chwilę stałam jak wryta. Spojrzałam na zmiętą kartkę.

Koszykówka: dwutakt, celność, zaangażowanie

Siatkówka: zagrywka, odbicie dołem, odbicie górą, zaangażowanie

Termin: trzeci tydzień listopada

Nawet te krzywe literki zdawały się ze mnie śmiać. Trener oczekiwał ode mnie nauki podstaw i szczerych chęci. Postawił mnie pod ścianą. Dopiero jego ostatnie słowa sprawiły, że postanowiłam zrobić wszystko, żeby tylko nie dopuścić do sytuacji, w której jakiś szkolny sportowiec uczyłby mnie tak prostych rzeczy, przy okazji śmiejąc się ze mnie pod nosem.

* * *

Podenerwowana przemierzałam szkolny korytarz. W dłoniach nadal trzymałam zgniecioną kartkę. Zazwyczaj byłam zadowolona, kiedy nauczyciele dużo ode mnie wymagali. Dzięki temu mogłam się wykazać i zostać przez nich zapamiętana. W tym przypadku wolałabym, żeby trener zapomniał o mnie raz na zawsze.

Kiedy już miałam wychodzić na dziedziniec, usłyszałam cichy płacz dobiegający z końca korytarza po lewej. Przez krótką chwilę miałam zamiar się nie oglądać i iść prosto do domu. Szybko jednak porzuciłam ten pomysł i skręciłam w lewo. Nie potrafiłam przejść obok tego obojętnie.

Zaraz potem zobaczyłam dwie znajome sylwetki, których najmniej się spodziewałam. Maia w stroju do ćwiczeń siedziała na ławce z pochyloną głową, a Kate kucała naprzeciwko niej i masowała dłońmi jej uda. Szybko do nich podbiegłam.

– Dlaczego nam nie powiedziałaś? Wiesz, że możesz powiedzieć nam wszystko – usłyszałam głos Kathrine.

– Co się stało? – zapytałam wystraszona. Kate wstała.

– Dobrze, że jesteś – odparła i wskazała ruchem głowy na Maię, która w tym samym momencie na mnie spojrzała.

Jej oczy były czerwone i zapłakane. Tusz do rzęs spłynął wraz z łzami, które zmoczyły całe jej policzki. Szybko wyjęłam z kieszeni dżinsów paczkę chusteczek higienicznych i jej podałam.

– Maia. – Usiadłam obok niej i pogłaskałam po ramieniu. Nawet w takiej sytuacji nie potrafiłam jej przytulić. Nie byłam przyzwyczajona do dotykania innych osób ani bycia dotykaną.

– Jak on mógł… – chlipała, od płaczu nie mogła złapać oddechu – …coś takiego… zrobić. – Załkała głośno. – Chciałam mu tylko pomóc…

– Spokojnie.

– Nie, nie spokojnie – uciszyła mnie Kate, po czym zwróciła się do Mai. – Idź się przebrać. Może zimny prysznic też dobrze ci zrobi.

Dziewczyna tylko automatycznie pokiwała głową i wolno się podniosła. Skierowała się do szatni obok sali gimnastycznej, powłócząc nogami. Dźwięk pociągania nosem zniknął w momencie zatrzaśnięcia przez nią drzwi.

– Powiesz mi, o co chodzi? – Spojrzałam na przyjaciółkę zdenerwowana.

– To było do przewidzenia – westchnęła Kate. – Totalnie zafiksowała się na punkcie jednego z tych dupków, a ten potraktował ją tak, jak się tego spodziewałam.

– Czyli niezbyt dobrze – skwitowałam.

Pokiwała głową.

– Maia bierze wszystko bardzo do siebie. Nie wiem, co dokładnie jej powiedział, nie chciała się przyznać. – Kate założyła ręce na piersi. – Ale gdyby była z nami szczera od początku roku, to mogłybyśmy temu zapobiec. Słowo daję, zrównam go z ziemią – warknęła cicho.

Po chwili postanowiła sprawdzić, co u Mai, a ja poczłapałam za nią. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Kiedy już była przed drzwiami, zorientowałam się, że nie zadałam najważniejszego pytania.

– O kogo w ogóle chodzi?

Kate tylko odwróciła się do mnie z ironicznym uśmiechem.

– A jak myślisz? – Spojrzała na mnie słodko, ale ja tylko wzruszyłam ramionami. Znów przybrała wściekły wyraz twarzy. – Obiecuję ci, że następną ofiarą Camerona Sandersa będzie on sam.

ROZDZIAŁ 3

Przez cały weekend nie mogłam wyrzucić z głowy widoku zapłakanej przyjaciółki. Czym bym się nie zajęła, moje myśli wracały do piątkowego popołudnia, mimo że nawet nie byłam do końca świadoma przebiegu konfrontacji Mai z Cameronem Sandersem. To nie pierwszy raz, gdy niedoszły ukochany łamał jej serce, które szybko zalepiała kolejnym obiektem westchnień. Na przemian myślałam o Mai, którą znałam całkiem dobrze, i o Cameronie, którego nie znałam ani trochę. Nie byłam w stanie przewidzieć żadnego z jego zachowań, ale opierając się na opinii Kate na temat koszykarzy, mogłam się tylko domyślać, że stało się coś niedobrego, nawet jeśli było to po prostu niedelikatne spławienie wielbicielki.

Razem z Kate proponowałyśmy Mai spotkanie, ale odmówiła. Chciała pobyć sama. Clark jeszcze kilka razy próbowała się do niej dodzwonić, nie dając za wygraną. Ja nigdy nie byłam tym typem osoby, który usilnie próbuje nawiązać z kimś kontakt, dlatego postanowiłam dać Mai przestrzeń potrzebną do zebrania myśli we własnym towarzystwie. Kate po kilku razach też się w końcu poddała.

Nastał poniedziałek, a z nim dzień stanięcia twarzą w twarz z emocjami, które targały Maią. Na nasze pytanie, czy pojawi się w szkole, odpowiedziała zdawkowym potwierdzeniem.

Weszłam do kuchni, gdzie powitał mnie aromat świeżo zrobionej herbaty. Znalazłam miskę i opakowanie płatków kukurydzianych. Gdy miałam otwierać lodówkę w poszukiwaniu mleka, w przejściu pojawiła się ciotka Penny.

– Dzień dobry, dziecko. – Posłała mi serdeczny uśmiech i poprawiając kolczyk w uchu, wolnym krokiem skierowała się w stronę ekspresu do kawy.

– Nie śpieszysz się tym razem – zauważyłam. Penelope miała nawyk wstawania za późno i jej porannym rytuałem od zawsze było szukanie czegoś pospiesznie, bieganie po przedpokoju i nerwowe sprawdzanie torebki.

– Ty też nie. – Od razu odbiła pałeczkę. Przystanęła, uważnie przyglądając się mojej twarzy. – Coś ci zaprząta głowę?

– Sanders – mruknęłam odruchowo.

– Sanders? – Spojrzała na mnie z konsternacją, a wraz z mijającymi sekundami na jej twarzy wykwitał coraz szerszy uśmiech. – Cameron Sanders? Interesujesz się tym chłopakiem?

– Co? – Zdumiona przestałam przygotowywać śniadanie. – Nie, źle mnie zrozumiałaś, ciociu…

– Kochanie, nie musisz mi się tłumaczyć – przerwała mi. Złapała kubek z parującą kawą i wyszła z kuchni, ucinając dalszą dyskusję. – Sanders, kto by pomyślał… – słyszałam jeszcze w oddali jej głos.

Dla Penny Cameron Sanders był synem prokuratora, świetnym sportowcem, a jakby tego było mało – nieprzyzwoicie przystojnym chłopakiem. Urodzony w dobrej rodzinie, z aspiracjami i przyjemną aparycją, wydawał jej się doskonałą partią. Jednak dla mnie mógł być tylko draniem, przez którego moja przyjaciółka w ostatnich dniach zalewała się łzami.

* * *

Rzuciłam plecak pod szafkę i zaczęłam przetrząsać kieszenie kurtki w poszukiwaniu kluczyka. Nie zdążyłam wziąć kolejnego oddechu, gdy ktoś mocno klepnął mnie w plecy. Obróciłam się na pięcie, chcąc zobaczyć napastnika.

Kate przyglądała mi się wkurzona. Była jeszcze bardziej zła niż w piątek, kiedy się żegnałyśmy. Kosmyki uciekające z wysokiego kucyka opadały jej na twarz, a czerwone usta wykrzywiał grymas.

– Nie zostawię tak tego – zakomunikowała bez przywitania. – Nie zniosę tego, że ten kretyn chodzi sobie zadowolony po szkole i nie poczuwa się do odpowiedzialności za to, co zrobił – fuknęła, oczywiście mając na myśli Sandersa. Podeszła do swojej szafki, energicznie przekręciła kluczyk i z głuchym łoskotem wrzuciła do niej plecak.

– Ale co on właściwie zrobił? – spytałam, marszcząc brwi. – Przecież nie wiemy, co się wydarzyło między nim a Maią. Mimo wszystko myślę, że wyciąganie pochopnych wniosków…

– Bronisz go? – przerwała mi i posłała groźne spojrzenie.

– Co? Nie! – parsknęłam. – Staram się to po prostu zrozumieć – tłumaczyłam się. – Gdyby Maia nam powiedziała, co dokładnie się stało, może mogłybyśmy jej pomóc…

– To nie ma znaczenia – skwitowała Kate. – Zresztą, wymyśliłam już, w jaki sposób możemy to zrobić. – Zadowolona, uśmiechnęła się szeroko.

– Nie rozumiem.

– Padniesz, jak to usłyszysz.

* * *

Zajęłyśmy miejsce w kącie stołówki i postawiłyśmy przed sobą tace. Na widok zupy marchewkowej na talerzu niemal zebrało mi się na wymioty. Kate czekała do przerwy lunchowej, żeby opowiedzieć mi ten wspaniały plan.

– Słuchaj uważnie. – Nachyliła się nad stołem z konspiracyjnym uśmiechem. Spojrzałam na nią wyczekująco, nabierając łyżkę zupy. – Myślę, że wkurzenie go będzie idealnym pomysłem. Nie mówię tu o kompletnym zajściu mu za skórę, ale mały żarcik jeszcze nikomu nie zrobił krzywdy. Nikt zazwyczaj nie wchodzi mu w drogę, więc trzeba go sprowadzić na ziemię. Michael James, chłopak z jego paczki, w przyszłą sobotę robi imprezę urodzinową. To już postanowione, idziemy.

– Nikt mnie nie zaprosił. – Nikt mnie nigdy nigdzie nie zapraszał. Nie sądziłam, żebym odnalazła się na zakrapianej imprezie.

– Ogarniemy to. – Machnęła ręką. – Ale wróćmy do tematu. W trakcie sezonu nikt z nich nie pije, ale nie jest tajemnicą, że Sanders w ogóle raczej stroni od alkoholu. Michael to jego przyjaciel, więc jeśli Cameron da się namówić na kilka głębszych, to nasz plan może się udać. Zakładając, że szybko padnie, będzie można działać.

– Tak, wspaniały pomysł, powodzenia – pochwaliłam bez większego entuzjazmu. Nie widziałam nic fajnego w mszczeniu się na nieprzytomnym chłopaku. Ba, było to dla mnie bardzo słabe.

– No, ale jest jeszcze jedna rzecz. – Zamilkła na chwilę. – Maia na pewno nie będzie chciała się do niego zbliżać, zresztą nie zamierzam jej tam wysyłać. Ja jestem cheerleaderką. Jeśli Sanders w ramach odwetu powie coś trenerowi, to mogą mnie wyrzucić. Uwierz, że gdyby nie to, to z chęcią bym się tym zajęła – mruknęła.

– No i co teraz zrobisz? – Podniosłam głowę i zobaczyłam, jak intensywnie się we mnie wpatruje.

Posłała mi niezręczny uśmiech. Od razu zrozumiałam, o co jej chodzi.

– Nie, nie ma mowy! – Zmierzyłam ją wzrokiem. – Mogę wam służyć wsparciem, ale nie w ten sposób.

– Haley – jęknęła. – To tylko niegroźne nadszarpnięcie jego reputacji. Nic złego się nie stanie.

– Sama przed chwilą powiedziałaś, że boisz się konsekwencji. Chcesz wysłać własną przyjaciółkę na wojnę z gościem, z którym wszyscy starają się nie zadzierać. Jest wiele sposobów, żeby się odegrać, na pewno niepolegających na wykorzystaniu pijanego chłopaka. Nie ma mowy.

Przez kilka minut milczałyśmy. Ja, zła, zapomniałam już kompletnie o talerzu z obiadem, a Kate siedziała naburmuszona.

– Nawet nie wiem, co się dokładnie między nimi stało – odezwałam się w końcu. – Zresztą nie mam z tym nic wspólnego. A nawet jeśli bym miała i wiedziała, o co chodzi, jaki jest sens mszczenia się na nim, Kate? Co nam to da? – Próbowałam jej pokazać, jak idiotyczny jest ten pomysł. – Chyba tylko narobimy sobie problemów.

– To już nie pierwszy raz, kujonko – powiedziała. Zmarszczyłam brwi na te słowa, a ona tylko przewróciła oczami. – Nie tylko Maia została tak potraktowana. Też się nie mieszałam, dopóki trzymał się z daleka. Ale skoro dopadł moją przyjaciółkę, nie mogę mu tak po prostu odpuścić. Gdyby któryś z nich chociaż próbował ci zrobić krzywdę, nie darowałabym mu… Haley, pomóż mi. Pomóż nam – podkreśliła ostatnie słowo.

– Nie chcę. Przykro mi – powiedziałam twardo.

– Widzisz tylko czubek własnego nosa – rzuciła. Przyglądała mi się z rękami założonymi na piersi. W jej spojrzeniu dostrzegłam zawód.

– To nie tak. Bardzo chciałabym pomóc, ale nie w taki sposób. Tak nie można.

Złapałam plecak i już miałam wstać, ale nagle przy naszym stole pojawiła się Darcy. Zawiesiła wzrok na Kate.

– Drama z Maią na korytarzu. 

Na te słowa spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo i jak jeden mąż zerwałyśmy się z krzeseł, po czym ruszyłyśmy w kierunku wyjścia.

* * *

– Błagam – słyszałam chlipanie Mai, gdy razem z Kathrine próbowałyśmy się przecisnąć przez wielki tłum gapiów. Kate po drodze wyrywała telefony nagrywającym.

– Nie wiem, czego ode mnie oczekiwałaś.

Udało nam się znaleźć miejsce, z którego widziałyśmy wszystko z bliska. Stali do nas bokiem. Złapałam Kate mocno za nadgarstek. Była wściekła.

Po raz pierwszy w życiu słyszałam głos Camerona. Mówił spokojnie, lodowatym tonem i chyba trochę… prześmiewczo? Mierzył wzrokiem drobną blondynkę, która próbowała go złapać za rękaw czarnej bluzki.

– Chciałam cię zrozumieć. – Po policzkach płynęły jej łzy. Ten widok spowodował u mnie ucisk w piersi. Starałam się mocno trzymać Kate, która z każdą kolejną sekundą coraz bardziej wyślizgiwała się z mojego uchwytu.

– Nie potrzebuję tego. – Wykręcił lekko rękę, zmuszając Maię do puszczenia rękawa. – Od początku ci mówiłem, żebyś dała sobie spokój. Oboje uniknęlibyśmy takich sytuacji. – Przyglądał jej się intensywnie. – Jedyne, co możesz zrobić, to przestać się upokarzać. Szanuj się, dziewczyno. – Uśmiechnął się sztucznie.

Kiedy Maia wybuchła jeszcze większym płaczem, poczułam, że Kate się wyrwała. Nie zastanawiając się, wystąpiła do przodu. To nie mogło się skończyć dobrze.

Podbiegła do Mai i odsunęła ją do tyłu. Stanęła przed nią, mierząc wzrokiem Camerona.

– Nie wierzę, że jeszcze cię to nie nudzi. – Zaśmiała się ironicznie. – Jedno i to samo. Ile można? – Była wściekła. – Kim ty jesteś, żeby tak traktować wszystkich ludzi, do cholery?!

Sanders tylko uśmiechnął się pod nosem i włożył ręce do kieszeni dżinsów.

– I mówi to dziewczyna, która nie ma nic do zaoferowania oprócz ładnej buzi. A kim ty jesteś, żeby naskakiwać na mnie publicznie i się wydzierać? – Zmrużył oczy i podszedł do niej krok bliżej. – Nic sobą nie reprezentujesz, pomijając chamstwo i obrzucanie błotem każdego mojego kumpla po kolei, chociaż żaden z nich nigdy nic ci nie zrobił. I ty śmiesz mi mówić, że to ja źle traktuję ludzi? – Uniósł brew.

Cameron nie wyżywał się, nie krzyczał, nie robił zamętu. Działał psychologicznie i uderzał w czuły punkt. Nie był głupi, lecz bardzo przebiegły. I dobrze zdawał sobie sprawę ze słabości przeciwnika.

Tamtego dnia, widząc upokorzenie moich przyjaciółek, nie zrobiłam nic, aby im pomóc. Stałam jak słup soli, obserwując całe zajście z boku. Nie byłam w stanie wyjść na środek i walczyć o ich honor. Dostrzegając, jak Sanders dobrze radzi sobie w słownych przepychankach, nie odważyłam się stawić mu czoło. Później miałam spalić się za to ze wstydu.

W głowie jednak zapaliła mi się lampka. Widząc po raz kolejny zapłakaną Maię i hardo zadzierającą głowę Kate, która próbowała się nie ugiąć, chociaż zabrakło jej języka w gębie, poczułam, że nie zniosę ich porażki.

Chciałam się odegrać.

Nie słysząc żadnego słowa sprzeciwu ze strony dziewczyn, Sanders wzruszył ramionami i nie czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Obrócił się na pięcie i szybkim krokiem oddalił w głąb korytarza. Ludzie wokół jeszcze chwilę stali, licząc, że coś się wydarzy, ale gdy zobaczyli, że Cameron stracił zainteresowanie dziewczynami, zaczęli się rozchodzić.

W końcu na korytarzu została tylko nasza trójka. Maia ocierała wierzchem dłoni łzy z policzków, a Kathrine z nerwów podrygiwała nogą, patrząc w przestrzeń. Gdy podeszłam bliżej, spojrzała w moją stronę zawiedzionym wzrokiem.

– Nie chce mi się z tobą gadać – odezwała się. Ujęła dłoń Mai i już zaczęły się oddalać, ale przystanęły na dźwięk moich słów.

Byłam pewna, że nie chcę tego tak zostawić. Po raz pierwszy od dawna chciałam komuś dokopać.

– Co mam zrobić?

ROZDZIAŁ 4

Przez cały dzień byłam oszołomiona tym, co się wydarzyło, ale potem wyrzuty sumienia uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą.

Maię i Kate nazywałam przyjaciółkami, a czułam się jak ostatnia osoba, która mogłaby mówić cokolwiek o przyjaźni. Nie kiwnęłam palcem, aby przyczynić się do uniknięcia tego nieszczęśliwego incydentu. Nie porozmawiałam z Maią, nie próbowałam zatrzymać Kate. I to nie tak, że byłabym w stanie wyjść ze starcia z Cameronem z wysoko uniesionym czołem, ale nie zrobiłam kompletnie nic, co niosłoby za sobą choćby namiastkę wsparcia.

Cały tydzień czułam się dosłownie jak na środku wielkiego boiska pełnego zawodników. Nie potrafiłam udźwignąć sytuacji, w której się znalazłam. Maia unikała mnie, co chwilę wymyślając nowe wymówki, a Kate powiedziała mi prosto w twarz, żebym spadała. Mimo że zaraz po burzy na korytarzu zgodziłam się na jej plan, to i tak nie chciała ze mną rozmawiać. Żałowałam, że nie zachowałam się tak, jak należy, więc postanowiłam je zaprosić w piątek na nocowanie i odpowiednio przeprosić.

Maia po mojej prośbie prawie od razu się zgodziła, jednak za Kate musiałam biegać cały dzień. Koniec końców wszystko poszło po mojej myśli i obie miały wpaść przed dziewiętnastą.

Penny wychodziła w piątkowy wieczór na nocną zmianę, więc się nie bałam, że będziemy hałasować. Ciotka chętnie się zgodziła i cieszyła się, że dziewczyny będą nocować pierwszy raz u nas. Nie omieszkała wspomnieć o Cameronie Sandersie w związku z naszą ostatnią rozmową i nawet nie starała się ukrywać, że jest nim zachwycona. No właśnie.

Ten drań sprawiał wrażenie, jakby zapomniał o całym zdarzeniu. Zero rozmowy, przeprosin, tłumaczenia. Wrócił do swojego życia z dala od naszej trójki. No bo czego mogłabym się spodziewać?

Od poniedziałkowego incydentu widziałam go tylko z daleka i nawet nie zamierzałam się do niego zbliżać. Po ostatnich przeżyciach Maia poszła za moim przykładem, nawet Kate najwidoczniej uznała, że kolejna konfrontacja jest niepotrzebna, i odpuściła.

Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, zbiegłam na dół, po drodze ślizgając się w miękkich kapciach na świeżo wypastowanych schodach.

– Hej. – Maia uśmiechnęła się do mnie nieśmiało i weszła się do środka. Za nią stała Kate, która wymruczała jedynie coś pod nosem.

Po zaprowadzeniu ich na górę i zamówieniu pizzy w końcu do nich dołączyłam. Usiadłyśmy po turecku na dywanie, tworząc mały krąg.

– Słuchajcie – zaczęłam cicho. – Chciałam was przeprosić za to, co się stało. Nie pomogłam wam i…

– Haley, nic się nie stało – weszła mi w słowo Maia.

– Stało się. Masz za co przepraszać – powiedziała w tym samym momencie Kate.

– Daj mi dokończyć. – Przerwałam jej gestem ręki i westchnęłam. – Jest mi tak strasznie przykro. – Spoglądałam to na jedną, to na drugą. – Jestem kompletnym tchórzem – przyznałam zawstydzona. – Niezależnie od tego, co by się działo, powinnam zrobić cokolwiek, żeby wam pomóc. I dlatego się zgadzam.

– Haley, nie wiem, czy sama na twoim miejscu wpakowałabym się w cały ten młyn. Nic, co byś zrobiła, chybaby nam nie pomogło. Sama się o to prosiłam. – Maia odetchnęła głęboko, po czym zmarszczyła brwi. – Ale na co się zgadzasz?

Oczy Kate się zaświeciły.

– Poważnie? – Przyjrzała mi się wnikliwie. – Jeśli serio na to idziesz, wybaczę ci wszystko!

– Czy ktoś może mi powiedzieć, o co chodzi? – wtrąciła zirytowana Maia.

– Trzeba się pojawić na imprezie urodzinowej Mike’a Jamesa…

Kate pokrótce powtórzyła to, co zaproponowała mi podczas lunchu w poniedziałek. Maia zgodziła się z nami, że trzeba dopiec Sandersowi, lecz kiedy Kate zaczęła opowiadać, na czym dokładnie polega jej plan, serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi.

– Kathrine, nie – wyjąkałam cicho. – Nie. – Złapałam się za głowę. Nie mogłam tego zrobić. – To przesada.

– Bardzo chciałabym dokopać Cameronowi, ale muszę przyznać rację Haley – burknęła sceptycznie Maia. – To chyba lekka przesada.

– Przecież pomożemy ci, Moore. Nie będziesz działać w pojedynkę – zapewniała mnie Kate.

– Ale to szaleństwo! – wykrzyknęłam przerażona. Od początku czułam, że to, co wymyśliła Kathrine Clark, może wykraczać poza ludzką przyzwoitość, ale to, co nam zaserwowała, świadczyło tylko o tym, że chyba przeszła samą siebie.

– Nie bój się. – Dla odmiany zaczęła się ze mnie śmiać. – Nie miej cykora.

– Sama masz cykora! – Zawstydzona, zakryłam twarz dłońmi. – Nie, za bardzo się boję.

– Nie masz czego, uwierz mi. – Kate poruszyła znacząco brwiami.

– Przestań! – Gdy tylko to sobie wyobraziłam, poczułam na policzkach piekące rumieńce.

– Już się zgodziłaś. Nie możesz stchórzyć. – Posłała mi chytry uśmiech.

– Jeśli ktoś się o tym dowie, nie przestaną o tobie gadać! – Maia westchnęła. – Nie musisz tego robić.

– Zrób to dla nas – wtrąciła się Kate. – Nikt się o tym nie dowie.

Jęknęłam tylko przeciągle i schowałam twarz w dłoniach. W pokoju rozległ się dzwonek mojego telefonu, zwiastujący przyjazd pizzy.

* * *

W środę po lekcjach postanowiłyśmy spotkać się u Kathrine.

– Musimy ci znaleźć sukienkę – zawyrokowała, kiedy rozsiadłyśmy się w jej pokoju, a ona z rozmachem otworzyła swoją ogromną, przesuwną szafę. Maia rzuciła się na łóżko zasłane kremowymi poduszkami, a ja skuliłam się na fotelu w kącie.

Od małego uważałam, że Kate ma niewiarygodne poczucie estetyki. Jej pokój tonął w kolorze kremowym, gdzieniegdzie poprzetykanym brzoskwiniowymi akcentami. Kiedy byłyśmy młodsze, wolałam przesiadywać i bawić się u niej, a przy okazji podziwiać przestrzeń i jej zabawki. Nawet lalki równo poukładane na parapecie miały kolorystycznie dobrane kreacje. Teraz to wyczucie stylu przekładało się w szczególności na ubrania Kate, które zawsze były nienaganne i perfekcyjnie dopasowane.

– Nie chcę – mruknęłam zła. To, co miałam zrobić w najbliższą sobotę, z powodzeniem niszczyło mój nastrój.

– To już ustaliłyśmy. – Maia obdarowała mnie wyrozumiałym uśmiechem. Długo była nieprzekonana, ale w końcu po namowach Kate przestała się sprzeciwiać. Perspektywa dania nauczki Cameronowi Sandersowi pozbawiła ją resztek zdrowego rozsądku.

– Lubisz czerwony, Haley, w takim razie może coś czerwonego? – zastanawiała się na głos Kate, w skupieniu taksując zawartość szafy.

– Będziesz wyglądać przepięknie w czerwonym – zgodziła się od razu Maia.

– Nie będę – burknęłam. – Tym bardziej, że nie powinnam rzucać się w oczy – zauważyłam.

– W sumie prawda. – Kathrine pokiwała głową, nie odrywając wzroku od równiutko poukładanych ubrań. Po namyśle zaczęła wyciągać kreacje w przeróżnych kolorach i rzucać je na łóżko obok Mai. Jedną prawie trafiła ją w twarz. Maia podniosła się do siadu i z zachwytem zaczęła oglądać sukienki. W końcu Kate odwróciła głowę i zawiesiła wzrok na mnie. – To co, mierzymy? – Posłała mi łobuzerski uśmiech, a ja się tylko skrzywiłam.

* * *

Po raz kolejny przewróciłam oczami i skierowałam się do łazienki, aby znowu się przebrać. Według moich przyjaciółek żadna z sukienek nie leżała na mnie dobrze. Mimo że nosiłyśmy z Kate taki sam rozmiar, trochę różniłyśmy się figurą i ubrania, w których ona wyglądała oszałamiająco, na mnie nie do końca dobrze wyglądały. Zatrzasnęłam drzwi, po czym zrzuciłam z siebie kieckę i bez ociągania sięgnęłam po kolejną. Już miałam wychodzić, żeby pokazać się dziewczynom, ale przelotnie zerknęłam w lustro stojące w rogu pomieszczenia.

Beżowa sukienka ciasno przylegała do mojego ciała. Odkrywała ramiona i połowę pleców. Nie była tak strojna jak poprzednie ani tak elegancka, ale wygodna i przy okazji nie krępowała ruchów, co w mojej misji mogło okazać się niezwykle ważne. Podobało mi się to, co zobaczyłam w odbiciu, i miałam nadzieję, że dziewczyny podzielą moje zdanie. Obróciłam się jeszcze raz przed lustrem i opuściłam łazienkę. Poszłam szybko do pokoju Kate.

Gdy wróciłam, obie podniosły wzrok. Mai rozszerzyły się oczy na mój widok, a Kate w skupieniu otaksowała mnie spojrzeniem.

– Haley, wyglądasz prześlicznie! – Maia szturchnęła Kate w ramię.

– Wyglądasz świetnie – przyznała ta z uznaniem i posłała mi szeroki uśmiech.

Podeszłam do lustra na szafie i przejrzałam się raz jeszcze. Sukienka naprawdę mi się podobała. Czułam się inaczej, ale w tym dobrym sensie. Nie była krzykliwa ani nadto wytworna, a mimo to czułam się w niej o wiele pewniejsza siebie niż na co dzień.

Miałam w niej iść na imprezę urodzinową Michaela Jamesa. Nigdy nie byłam na żadnej imprezie, dlatego gdy przyglądałam się sobie w ciszy, naszła mnie pewna myśl.

– Ale ja nie mam zaproszenia. – Zwróciłam się twarzą do dziewczyn.

Kate tylko machnęła ręką.

– Już masz.

– Jak to? – Zmarszczyłam brwi.

– Powiedziałam Michaelowi, że przyprowadzę ze sobą najsłodszą dziewczynę z naszej szkoły. – Wyszczerzyła się zadowolona.

– Najsłodszą? – Posłałam jej pełne dezaprobaty spojrzenie. – Zresztą, nawet nie wiem, kim jest Michael.

– Ty go serio nie znasz? – zapytała Kate. – Na pewno go kojarzysz.

Zastanowiłam się chwilę. Nie przypominałam sobie nikogo o takim nazwisku.

– Nie. – Wzruszyłam ramionami, a moje przyjaciółki tylko wymieniły ze sobą porozumiewawcze spojrzenia. Zignorowałam je.

Po raz ostatni zerknęłam w lustro przede mną. W tym stroju miałam skopać tyłek Cameronowi Sandersowi. Nadal czułam się źle z tym, że się na to zgodziłam. To istne szaleństwo. Gdyby nie to, że chciałam na nowo zdobyć zaufanie przyjaciółek, nigdy nie zgodziłabym się na taki układ. Tym bardziej że tata Kate był szeryfem.

To nie mogło skończyć się dobrze.

* * *

W sobotni wieczór, gdy podjeżdżałyśmy pod dom Mike’a Jamesa, już z daleka słyszałam dudniącą muzykę. Coraz bardziej się bałam. Już nie tyle pierwszej w moim życiu imprezy, ile tego, co zamierzałam zrobić.

Zastanawiałam się, co mnie podkusiło. Przecież na pewno znalazłby się inny sposób na odpokutowanie mojego aktu antyprzyjaźni. Czyżby moje życie zaczęło mnie powoli nudzić? Chyba tak, bo przy zdrowych zmysłach jeszcze w samochodzie podjęłabym decyzję o ucieczce. A tego nie zrobiłam.

Nie dałam za wygraną w kwestii wciśnięcia mi na stopy szpilek, więc teraz niecierpliwie przebierałam nogami w białych trampkach. Na ten wieczór zdjęłam okulary, a Kathrine zrobiła mi makijaż. Maia upięła mi włosy w niski, nieidealny kok.

– Haley – usłyszałam rozbawioną Kate siedzącą obok mnie na miejscu kierowcy. Wyjęła kluczyk ze stacyjki. – Nie bój się.

– Wcale się nie boję – skłamałam, a głos mi drżał. Nie zmieniłam zdania, dalej uważałam, że to, co planujemy, to czyste szaleństwo.

– Jasne. – Spojrzałam na nią. Wyglądała dziś naprawdę pięknie. Czarna sukienka podkreślała jej kształty, choć na jej miejscu nigdy nie odważyłabym się założyć takiej kreacji. Miała bardzo głęboki dekolt, a ja nie miałam tak imponującego biustu jak ona.

– Pomożemy ci. – Siedząca z tyłu Maia nachyliła się w naszą stronę.

– Mhm. – Trzęsącymi się rękami wyjęłam z torebki małe lusterko i je otworzyłam. Przyjrzałam się sobie. Nie poznawałam się. Nie tylko z wyglądu. Tej nocy miałam się stać najbardziej nienormalną i irracjonalną wersją siebie, o którą za żadne skarby bym się nie podejrzewała.

* * *

Kiedy dziewczyny mówiły, że solenizant to jeden z reprezentantów naszej szkolnej drużyny koszykówki, wyobrażałam sobie postawnego, wysokiego i umięśnionego chłopaka, od którego bije arogancja i nadmierna pewność siebie. Nic bardziej mylnego.

Drzwi przed nami się otworzyły, a ja ujrzałam w nich szczupłego, niskiego blondyna o oczach błękitnych jak letnie niebo. Był roześmiany, a kiedy nas zobaczył, rozpromienił się jeszcze bardziej.

– Cześć, Mike. – Pomachała mu Maia. Ta granatowa sukienka naprawdę jej pasowała. Długie rękawy jeszcze bardziej wydłużały jej ręce.

– Hejka, Maia! Cześć, Kate! – Posłał im szeroki uśmiech, po czym przeniósł na mnie wzrok. – Ty musisz być Haley.

Spojrzałam na niego zdziwiona. Zapamiętał moje imię.

– Tak, cześć. – Uśmiechnęłam się nieśmiało. – Wszystkiego najlepszego. Spełnienia wszystkich marzeń. – Kiedy chciałam podać mu rękę, on zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku.

Pachniał mocnymi, orzeźwiającymi perfumami. Zaskoczona tą reakcją przez kilka sekund stałam nieruchomo, ale po chwili uniosłam sztywno ręce, by odwzajemnić uścisk. Dotyk jakiegokolwiek chłopaka był mi obcy. Poklepałam go nieśmiało po łopatce.

– Osoby, które złożyły mi dziś życzenia, mogę policzyć na palcach jednej ręki. Dziękuję. – Usłyszałam cichy chichot nad swoim uchem. Zaraz potem się odsunął.

Cóż, to mogło świadczyć tylko o tym, że większość jego znajomych to kompletni durnie.

Gdy mu się przyjrzałam, zorientowałam się, że jednak znam Mike’a Jamesa. Rozradowany biegał po szkole za resztą drużyny i wydawał się zawsze szczęśliwy. Był niski, ale za to szybki i zwinny na boisku. Nie chodziłam na mecze, ale widziałam go kiedyś w akcji na mojej lekcji WF-u, gdy w oddali rozgrzewali się przed treningiem.

Mike zaprosił nas do środka i zaproponował coś do picia, ale wszystkie trzy odmówiłyśmy alkoholu. Kate zarządziła, że ma być dziś przez nas nietknięty. Nawet nie zamierzałam próbować, ale jej przytaknęłam. Maia trochę jęczała, ale również była zmuszona się zgodzić. Musiałyśmy być przygotowane na ucieczkę w każdej chwili.

* * *

Od godziny stałam przy ścianie i z braku innego zajęcia leniwie popijałam przez słomkę czwarty kubeczek soku pomarańczowego, czekając na znak od Kate. Kilku chłopaków zapraszało mnie do tańca, ale za każdym razem dziękowałam i przecząco kręciłam głową. Nie potrafiłam tańczyć, nie miałam też ochoty tego robić wśród nieznajomych. Poza tym chciałam ograniczyć kontakty z obcymi ludźmi do minimum.

Trochę zaczynało mi się już nudzić. Ciągłe patrzenie na podpitych nastolatków wcale nie sprawiało mi radości. Jedni próbowali tańczyć, inni się o siebie ocierali, grali w gry alkoholowe, a jedna dziewczyna prawie zwymiotowała na środku, przeceniając swoje możliwości w beer pongu, tylko że na kieliszki z wódką. Na szczęście inni zdążyli ją w porę wyprowadzić.

W tłumie widziałam roześmianą Maię. Zachowywała się, jakby całkowicie zapomniała o całej akcji i świetnie się bawiła. W ręce trzymała następnego drinka, totalnie nie zważając na naszą wcześniejszą umowę. Przewróciłam tylko oczami.

Nagle ujrzałam Kate przeciskającą się przez parkiet w moją stronę. Kiedy już znalazłyśmy się obok siebie, nachyliłam się do niej, chcąc usłyszeć przez dudniącą muzykę, co ma do powiedzenia.

– Wszystko już prawie gotowe. – Na jej twarzy widziałam czystą ekscytację. – Cameron pod żadnym pozorem nie chciał się zgodzić na picie, ale tak jak mówiłam, z racji tego, że to urodziny jednego z jego najbliższych przyjaciół, w końcu uległ. Już myślałam, że się nie uda. A wiesz, co najczęściej idzie w parze z taką abstynencją? – zapytała. – Słaba głowa. – Nie czekała na moją odpowiedź. – Jeszcze trochę i Sanders padnie.

– I co teraz?

– Jak to: co teraz, ptasi móżdżku? – Zaśmiała się. – Teraz czas działać! – Złapała mnie za rękę i poprowadziła w stronę schodów.

* * *

Kiedy znalazłyśmy się przed schodami prowadzącymi na piętro, zobaczyłyśmy, że kanapa stojąca przed nimi została lekko odsunięta, tak jakby ktoś już przed nami przemknął w zakazaną część domu. Tutaj nie było tak wielu gości jak w salonie, tylko pojedyncze osoby.

– Co, jeśli ktoś jest na górze? – Skinęłam na sofę.

– To ja ją odsunęłam, zanim go tam przyprowadziłam.

Kate pierwsza ruszyła na górę. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Ja prawie deptałam jej po piętach.

Na górnym korytarzu zobaczyłyśmy męską postać podpierającą się o ścianę. Od razu domyśliłam się, kto to.

Cameron Sanders wyglądał, jakby szukał po omacku ciepłego łóżka i snu. Nogi się pod nim uginały.

– No, Moore, teraz twoja kolej – zachichotała Kate.

– Dlaczego ty nie możesz tego zrobić? Poradziłabyś sobie. – Szukałam ostatniej deski ratunku.

– Mówiłam ci już. Jestem cheerleaderką, a w dodatku mój tata jest szeryfem.

– Aha, więc to mnie mają zamknąć zamiast ciebie? – oburzyłam się.

– Nikt cię nigdzie nie zamknie. – Spojrzała na mnie z politowaniem. – Sanders i tak nie będzie niczego pamiętał. A nawet jeśli, to nigdy nic nie powie. Powodzenia. – Ostrożnie zaczęła schodzić na parter, starając się nie robić hałasu szpilkami. Po chwili całkiem straciłam ją z oczu. Miała pilnować piętra na czas incydentu, który miał się zaraz wydarzyć.

Na drżących nogach podeszłam do prawie nieprzytomnego chłopaka.

– Hej. – Stuknęłam go w ramię. Trzęsły mi się ręce. – Chodź, pomogę ci. Ledwo trzymasz się w pionie.

Nic mi nie odpowiedział, tylko leniwie podniósł głowę. Dlaczego wszyscy obecni na dole nie mogą wyglądać po pijaku tak jak on? Jego fryzura zamieniła się w wielką burzę ciemnych włosów. Mrugał powoli, starając się skupić wzrok na mnie. Przyglądał mi się nieświadomym, popielatym spojrzeniem. Czarny podkoszulek opinał mu się na barkach i przylegał do umięśnionego brzucha. Był cholernie dobrze zbudowany.

Ba, miał seksowne ciało.

Potrząsnęłam głową, chcąc wyrzucić z niej nieprzyzwoite myśli, i spróbowałam skupić się na zadaniu.

Ostrożnie wzięłam Sandersa pod ramię i usiłując zignorować prąd, który przeszedł wzdłuż mojego ramienia, kiedy go dotknęłam, powoli zaczęłam prowadzić chłopaka do któregoś z pokoi. Nie było to łatwe, bo przez jego ciężar i wzrost ciągle znosiło nas na boki.

Wybrałam drzwi na końcu korytarza. Gdyby ktoś chciał go szukać, musiałby sprawdzić wszystkie pomieszczenia, co dałoby mi czas na ucieczkę lub schowanie się.

Oparłam go o ścianę jak nieprzytomną marionetkę i nie przestając mielić w głowie myśli, że to, co wyprawiam, to istne szaleństwo, nacisnęłam klamkę. Drzwi bez problemu ustąpiły. Znów złapałam Camerona pod ramię i powoli wprowadziłam go do ciemnego pokoju.

Widząc tylko kontury mebla, ostatkiem sił rzuciłam Sandersa na duże łóżko. W porównaniu do obecnie targających mną emocji wcześniej byłam naprawdę spokojna. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, spostrzegłam, że Cameron wylądował na brzuchu zamiast na plecach. Nie taki był plan, ale nie mogłam nic z tym zrobić. Nie dałabym rady przewrócić tego ogromnego cielska na drugą stronę.

Podeszłam do okna i szczelnie zaciągnęłam zasłony, by ani przez moment nie patrzeć na to, co zamierzałam zrobić. Wolałam działać po omacku, inaczej nie przetrawiłabym napięcia, które spiętrzyłoby się we mnie na widok tego, co zmajstrowałam.

– Uspokój się, Moore – powiedziałam do siebie, zakrywając usta dłonią. Prawie płakałam z nerwów. Usiłowałam unormować oddech.

Starając się nie dotykać rozpalonej skóry Sandersa, zaczęłam zdejmować mu koszulkę przez głowę. Powoli przesuwałam materiał do góry, aż w końcu udało mi się uwolnić T-shirt od bezwładnego ciała. Szybko odrzuciłam go na bok. Zdjęcie trampek i skarpetek nie było aż tak stresujące, jednak teraz czekało na mnie prawdziwe wyzwanie.