Ta noc jest nasza (t.1) - Corinne Michaels - ebook

Ta noc jest nasza (t.1) ebook

Corinne Michaels

4,4

Opis

Chcę ciebie. Chcę tego. Chcę nas.

Nie jestem typem kobiety, która sypia z kim popadnie. A już na pewno nie jestem kobietą, która upiłaby się na koncercie tylko po to, by wylądować w łóżku ze swoim idolem z dzieciństwa, Elim Walshem.

A jednak tak właśnie się stało.

Co ma począć dziewczyna, która ma na koncie taki wybryk? Powinna natychmiast uciec. W pośpiechu zbieram więc swoje rzeczy i zostawiam tego niezwykle pociągającego, charyzmatycznego mężczyznę, z którym uprawiałam swój najlepszy seks. W moim poplątanym życiu nie ma miejsca dla jego przepięknych oczu, zawadiackiego uśmiechu i umięśnionego ciała. Mam dość problemów.

Zapomniałam mu o tym powiedzieć.

Eli jednak okazuje się nieugięty w swych staraniach. Dobija się do zatrzaśniętych na głucho wrót mojego serca i robi wszystko, by udowodnić, że wbrew temu, co myślałam, jest mężczyzną moich marzeń. Gdy mój świat legnie w gruzach, pomoże mi poskładać go na nowo. Zupełnie wbrew sobie zakochuję się w nim na zabój.

Eli sprawił, że uwierzyłam, że nic nas nie rozdzieli.

"Pragnę, by tamta noc trwała wiecznie..."

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 349

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (529 ocen)
325
131
52
20
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ana174

Nie oderwiesz się od lektury

Książka opowiadająca o tym, co się dzieje, kiedy Twoje młodzieńcze marzenia się spełniają. Kiedy na koncercie swojej ulubionej kapeli Heather poznaje swoją młodzieńczą miłość, wokalistę Eliego, zachowuje się zupełnie jak nie ona. W tej jednej chwili pozwoliła sobie na więcej niż mogła przypuszczać po sobie samej. Na szczęście te najmniej spodziewane wydarzenia, potrafią całkowicie odmienić nasze życie, tak też było w przypadku głównej bohaterki. Pełna emocji i uczuć historia, opowiadająca o codziennej walce o lepsze jutro, o ustalaniu życiowych priorytetów, ale w szczególności jest to historia o ludziach, którzy nas otaczają. Książka opowiada, jakie życie potrafi być trudne i wymagające, jak wiele musimy poświecić dla dobra innych. Świetna historia, która wyciśnie z czytelnika kilka łez, ale pozwoli zastanowić się nad własnym życiem.
20
alabomba

Nie oderwiesz się od lektury

Rozkoszne
10
Agnieszkagrzesiak

Nie oderwiesz się od lektury

piękno w zwykłym życiu
10
melchoria

Dobrze spędzony czas

Słodkie.
00
paumok

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja !
00

Popularność




Tytuł oryginału: We Own Tonight

Projekt okładki: Sommer Stein, Perfect Pear Creative

Redakcja: Małgorzata Burakiewicz

Redakcja techniczna: Grzegorz Włodek/

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Lena Marciniak-Cąkała, Anna Banaszczyk/Słowne Babki

Fotografia wykorzystana na okładce

© Jon Wang

Copyright © 2017. WE OWN TONIGHT by Corinne Michaels

All rights reserved

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2022

© for the Polish translation by Kaja Burakiewicz

ISBN 978-83-287-2106-7

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2022

– fragment –

Tę książkę dedykuję wszystkim dziewczynom, które słuchając na swoim walkmanie piosenek ulubionego zespołu, śpiewały i bujały w obłokach.

ROZDZIAŁ 1

– Do cholery, Heather! Przez ciebie jak zwykle się spóźnimy! – wrzeszczy Nicole przez drzwi łazienki.

Przyjaźnimy się od szóstej klasy szkoły podstawowej. Jeśli zależało jej, żebyśmy wyszły punktualnie, powinna była umówić się ze mną co najmniej z dwudziestominutowym wyprzedzeniem.

– To napięcie jest nieznośne! – mówię, drocząc się z nią. Wiążę włosy.

– Doprowadzasz mnie do szału – stwierdza.

– Cóż zrobić.

Nicole odchodzi od drzwi, mamrocząc coś pod nosem. Nie mam pojęcia, dlaczego jest taka wściekła. Mamy mnóstwo czasu. Nicole jest piratem drogowym, więc bez wątpienia dociśnie gaz tak, że dowiezie nas na koncert na kwadrans przed rozpoczęciem.

A ja, to prawda, guzdrzę się niemiłosiernie. Moja motywacja, żeby się umalować i włożyć spodnie, jest w tej chwili równa zeru.

Mamy odmienne zdanie na temat tego, jak powinien wyglądać prawdziwy dziewczyński wieczór. Ja z radością zostałabym w domu z kieliszkiem martini. A moja przyjaciółka lubi dawać czadu na mieście. Jestem za stara na takie akcje. Następnego dnia po imprezie śmierdzę, jakbym spała na śmietniku, i zwykle mam kaca. Wolę mięciutką piżamkę niż dżinsy, które są tak ciasne, że muszę je wkładać na leżąco. Wyobrażam sobie, jak wyglądam, gdy wciągam brzuch i wyginam się do tyłu, żeby zapiąć ten pieprzony guzik. Robię najpierw piętnaście przysiadów, żeby rozciągnąć spodnie. Modlę się, żeby tylko nie pękły w szwach. Nie ma to jak ostry trening, żeby móc się ubrać.

Obiecuję sobie, że zadzwonię do znajomego trenera boksu.

Ponownie rozlega się pukanie do drzwi.

– Ja wychodzę – oznajmia Nicole.

Wcale nie.

Uchylam drzwi do łazienki.

– Ale to ja mam bilety. Szerokiej drogi! – Pokazuję jej język i zamykam się, przekręcając klucz w zamku. Gdyby nie to, że w przeszłości już dwukrotnie zdarzyło jej się wyjść beze mnie, nie musiałabym się tak wydurniać. Szybko się nauczyłam, że jeśli chodzi o moje trzy najlepsze przyjaciółki, muszę być przebiegła. Ale gdybym pozwoliła Nicole wyjść, mogłabym zostać sobie w domu i spokojnie oglądać Netflixa, zajadając się popcornem.

Nicole wykazała się niefrasobliwością, nie umawiając się ze mną odpowiednio wcześnie. Wie, że potrafię być złośliwa, więc pozwala mi dokończyć przygotowania bez dalszych dyskusji. Mogłabym się guzdrać tylko po to, żeby zrobić jej na złość, ale to by oznaczało konieczność wpatrywania się w znienawidzone różowe kafelki.

Mój dom bynajmniej nie jest ruderą, ale to także nic specjalnego. Rodzice zostawili mi go w spadku. Dom jest stary, a jego stan techniczny pozostawia wiele do życzenia. A jednak nie mam serca go sprzedać. To jedyna rzecz, która mi po nich pozostała, no i na nic innego mnie nie stać.

Hipoteka została spłacona, więc po uregulowaniu comiesięcznych wydatków resztę pieniędzy mogę przeznaczyć na leczenie mojej siostry.

Kończę makijaż i wychodzę z łazienki z chytrym uśmieszkiem.

Nicole na mój widok spogląda na zegarek i kręci głową z niedowierzaniem.

– Nie wytrzymam z tobą.

Najskuteczniejszym sposobem na poskromienie złości Nicole jest natychmiastowa zmiana tematu.

– Pamiętaj, że złość piękności szkodzi. Jedziemy po Danni i Kristin?

– Na szczęście nie, bo przegapiłybyśmy początek koncertu.

Nicole i ja jesteśmy najbardziej sarkastycznymi i złośliwymi sukami z naszej paczki. Ilekroć wdajemy się w kłótnie, sytuacja szybko eskaluje. Dlatego bez Danni i Kristin, które odgrywają rolę mediatorek, lepiej jest z nami nie zaczynać.

– Jesteś tego pewna? – pytam, ignorując jej przytyk.

– Tak, jestem pewna. Umówiłyśmy się na miejscu.

Nicole i ja wreszcie wychodzimy i wsiadamy do jej samochodu. Chciałabym, żeby w końcu kupiła furę o normalnych gabarytach. Mam metr sześćdziesiąt pięć wzrostu, więc gdy sadowię się na miejscu pasażera, jestem tak ściśnięta, że kolanami miażdżę sobie biust. Czuję, że zaraz oszaleję w za ciasnych dżinsach i samochodzie wielkości puszki od sardynek.

– Błagam – zwracam się do Nicole melodramatycznym tonem. – Powiedz mi, że dziewczyny nie zabierają ze sobą swoich mężów.

Nicole wybucha śmiechem.

– Kutas Numer Jeden i Dupek Numer Dwa nie przyjdą. Wychodzą na miasto. – Nicole udaje, że wkłada sobie palec do gardła.

Dzięki Bogu. Ich mężowie są okropni, a zwłaszcza mąż Danielle.

– Może te dwa przegrywy zakochają się w sobie nawzajem – zastanawiam się na głos, moszcząc się w fotelu.

Nicole spogląda na mnie z drwiącym uśmieszkiem.

– I wreszcie dotrze do nich, że nie zasługują na tak wspaniałe kobiety.

– A wtedy wybudujemy posiadłość, w której zamieszkamy we cztery.

– Nie. Będą nam potrzebne penisy. Nie ma mowy, żebym zamieszkała z wami bez kogoś, z kim mogłabym się regularnie bzykać. Będę potrzebowała odtrutki, żeby z wami wytrzymać. Codziennie.

– Wariatka.

– Mniszka.

Znowu to samo.

– Zamknij się. – Nicole rusza z takim impetem, że niewiele brakowało, a uderzyłabym głową w szybę.

– Nicole! – wrzeszczę, bo wchodzi w zakręt z nogą na gazie. – Jezu! Zwolnij!

– Nie histeryzuj. Jestem z tobą, a ty masz odznakę. Nikt mi nie wlepi mandatu.

– Nie obchodzi mnie mandat. – Chwytam za brzeg siedzenia i prostuję się. – Zależy mi na tym, żeby przeżyć.

– Jeśli już, to umrzesz z powodu braku seksu. – Nicole przewraca oczami i włącza stację z przebojami z lat osiemdziesiątych. – Lepiej posłuchaj Four Blocks Down i przygotuj się na rychły widok chłopaków wywijających swoimi słodkimi dupeczkami na scenie. A potem wyjmij kij z tyłka, to może przestaniesz tak smęcić.

– Wcale nie smęcę. – Trącam ją w ramię.

– Jasne. – Wzrusza ramionami lekceważąco. To dla niej typowe.

Czy jestem smętna? Nie. Jestem szczęśliwa… zazwyczaj.

Mam świetną pracę, w której się spełniam. Bycie policjantką nie jest łatwe, ale kocham to, co robię.

Jedynym minusem mojej pracy jest konieczność codziennego widywania mojego eksmęża. Na szczęście nasze małżeństwo skończyło się w miarę ugodowo, ale musiałabym skłamać, gdybym nie przyznała, jak bardzo jest mi to nie na rękę. Między mną i Mattem układa się dziwnie. Czasami ludzie do siebie nie pasują albo okazuje się, że człowiek jest kimś innym, niż się z początku wydawało. Gdyby nie moja siostra Stephanie i to, że do emerytury zostało mi dwanaście lat, już dawno przeprowadziłabym się do innego miasta.

Nicole wyśpiewuje na cały głos.

– Heather, śpiewaj ze mną!

Nie mam ochoty na śpiewy, ale zalewa mnie fala wspomnień z czasów, gdy każda z naszej czwórki nosiła natapirowaną grzywkę, ubrania w kolorach, których nikt nie powinien nosić, i gdy bez cienia zażenowania śliniłyśmy się na widok chłopaków z zespołu Four Blocks Down.

W końcu ulegam, bo i tak nie mam jak uciec z tej śmiertelnej pułapki, która udaje samochód.

Śpiewamy razem teksty piosenek naszych pierwszych idoli.

– Chciałabym odzyskać moją powłoczkę na poduszkę ze zdjęciem Eliego. – Uśmiecham się szeroko.

– Ja miałam ręcznik z podobizną Randy’ego. Żałuję, że nie mogę się nim otulić. – Nicole wzdycha.

Serio, ta dziewczyna nie myśli o niczym innym poza seksem.

– Dajesz czasami odpocząć swojemu wibratorowi?

Nicole spogląda na mnie jak na idiotkę.

– Niebawem się przekonasz, skarbie, że jeśli zbyt długo czegoś się nie używa, łatwo wyjść z wprawy.

– Ty za to tego nadużywasz – odpowiadam. Nicole jako jedyna z nas nigdy nie wyszła za mąż. Mieszka na przedmieściach Tampy. Żeby mnie zabrać, musiała przyjechać na drugi koniec miasta do Carrollwood, ale wiedziała, że jeśli tego nie zrobi, na pewno nie wyjdę z domu.

Czasami zazdroszczę jej takiego życia. Ma wszystko, o czym marzyła. Łut szczęścia sprawił, że gdy otworzyła studio projektowe Dupree Designs, od razu podpisała kontrakt z jednym z najzamożniejszych deweloperów w mieście. Przespała się z nim, dostała kilka kolejnych zleceń i niespodziewanie znalazła się na topie.

A potem faceta rzuciła.

Gdy parkujemy obok stadionu, Nicole zaczyna wiercić się w fotelu.

– Słuchaj, wiem, że uparłaś się, żeby być najbardziej odpowiedzialną z naszej czwórki, ale dziś – chwyta mnie za ręce – błagam, wyluzuj. Musisz się rozerwać.

Wbijam w nią wzrok.

– Przecież jestem wyluzowana.

– Masz włosy spięte w kok. – Nicole marszczy brwi. – Jesteś uosobieniem spiny.

Dotykam włosów ze złością, bo wiem, że ma rację. Lubię przemyślane decyzje. No, może z wyjątkiem wyjścia za mąż za Matta. Choć decyzja sama w sobie nie była całkiem chybiona, podjęłam ją naprędce. Matt był jednak dupkiem. I okazał się beznadziejny w łóżku.

No dobra, może to nie była dobra decyzja.

Dość tych wspominków.

– Nic, wcale nie jestem spięta.

– Niech ci będzie. Ale rozpuść włosy. Danni będzie zazdrosna, bo nigdy nie uda jej się uzyskać twojego odcienia blondu, niezależnie od tego, ile wyda na to u fryzjera. Może któregoś dnia wreszcie da sobie spokój. – Nicole i Danni kochają się i nienawidzą. W tym tygodniu szala przechyliła się w kierunku nienawiści. Chciałabym, żeby zakopały topór wojenny, ale obie się zarzekają, że nie ma sprawy.

Z tego, co wiem, Nicole przespała się z narzeczonym Danni na trzy dni przed ich ślubem. Nie wiem, czy to prawda, ale jeśli chodzi o Nicole, nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Gdy usłyszałam o kulisach tej historii, postanowiłam zdystansować się do wszystkiego. Nie chcę się mieszać w ich sprawy, ale prawdę mówiąc, od tamtej pory Nicole i Danni są wobec siebie uszczypliwe.

Zatargi zatargami, ale Nicole ma rację. Nie wyściubiam nosa z domu. A gdy nie gniję na kanapie przed telewizorem, odwiedzam siostrę.

Rozpuszczam włosy, pozwalając, żeby opadły mi na plecy. Na szczęście trochę się zakręciły. Nicole sięga po torebkę z tylnego siedzenia i rzuca mi na kolana kosmetyczkę.

– Podmaluj się. Zrób się na bóstwo, wiesz, o co chodzi. Nie możesz wyglądać jak jakaś zmarnowana rozwódka.

– Często zastanawiam się, dlaczego nie rzuciłam cię od razu po zakończeniu szkoły. – Sięgam po kredkę i obrysowuję kontur moich brązowych oczu. Maluję usta błyszczykiem i podkreślam kości policzkowe różem. – Lepiej?

– Zdecydowanie.

W drodze na koncert nie mogę powstrzymać śmiechu. Wszyscy są mniej więcej w naszym wieku – i podobnie jak my, przyszli na koncert boys bandu.

Zespół, w którym kochałyśmy się jako nastolatki, postarzał się tak jak my, ale mimo to stawiłyśmy się, żeby zedrzeć sobie gardło i omdlewać z zachwytu pod sceną.

Nie sposób zliczyć, ile razy przyśnił mi się Eli Walsh ani ile stron pamiętnika zapełniłam, ćwicząc podpis: Pani Heather Walsh. Jestem pewna, że nie ja jedna. W tłumie pod sceną jest pewnie kilkaset innych kobiet w średnim wieku, które robiły to samo, co ja.

Niektóre z nich są dość skąpo ubrane.

– Nie wytrzymam, co ona ma na sobie?

Nicole zerka za siebie i krzywi się z niesmakiem.

– Dobry Boże, ktoś powinien ją oświecić, że kusy top i miniówa to lekka przesada.

Prycham w odpowiedzi.

– Czuję się jak na spotkaniu licealnym – stwierdzam, rozglądając się za Danni i Kristin. Wiem, że nie jesteśmy już podlotkami, ale kiedy zdążyłyśmy się zestarzeć, tak jak niektóre fanki stojące razem z nami w kolejce? Jezu.

– Heather! – Kristin macha do nas i wraz z Danni zaczynają się przeciskać przez tłum.

Tęsknię za nimi, choć widujemy się przynajmniej raz na trzy miesiące. Po maturze obiecałyśmy sobie, że będziemy się spotykać raz na kwartał, i do tej pory udało nam się dotrzymać tej obietnicy. Na pewno pomaga to, że wszystkie mieszkamy w Tampie, ale jestem pewna, że zawsze będziemy ze sobą blisko, niezależnie od szerokości geograficznej.

Niektóre przyjaźnie są na całe życie, nawet jeśli ktoś się prześpi z czyimś eks.

– Stęskniłam się za tobą – mówię do Kristin, gdy mnie przytula.

Całuje mnie w policzek.

– Ja tęskniłam bardziej.

Witamy się wylewnie, wymieniając uściski. Wyglądamy jak wariatki, ale nic mnie to nie obchodzi. Poza siostrą mam tylko swoje przyjaciółki.

– Jak się miewa Steph? – pyta Danielle.

– Raczej dobrze. Właśnie czekam na jej telefon. – Danielle jest kochana, zawsze pamięta, żeby zapytać o Stephanie.

– Cieszę się, że jest w dobrej formie. – Danielle się uśmiecha.

– Tak, ale miała do mnie zadzwonić. Powinnam sprawdzić, co u niej.

Danni łapię mnie za rękę, gdy sięgam po komórkę.

– Jestem pewna, że jej pielęgniarka skontaktowałaby się z tobą, gdyby coś się stało.

Danni ma rację, ale niepokój jest silniejszy ode mnie. Jak tylko sięgam pamięcią, Stephanie zawsze była dla mnie najważniejsza. W jej przypadku nie mogę sobie pozwolić nawet na najmniejsze zaniechanie.

– Sprawdzę tylko, czy wszystko u niej w porządku – mówię i wyciągam komórkę ze stanika.

Danielle wybucha śmiechem.

– No tak, powinnam była się domyślić, że nic cię nie powstrzyma.

Nie mam żadnych nieodebranych połączeń ani nieprzeczytanych esemesów.

Oddychaj. Na pewno wszystko jest w porządku, nie histeryzuj.

Wysyłam do niej esemesa, bo wiem, że cisza w eterze nie da mi spokoju.

JA: Hej, wszystko dobrze? Nie odezwałaś się dziś.

Po chwili Steph odpisuje.

STEPHANIE: Tak, mamo.

Co za bachor.

JA: Nie miałaś dziś napadu?

Moja siostra choruje na pląsawicę Huntingtona. Zdiagnozowano ją, gdy miała dziewiętnaście lat, zanim zdążyła się nacieszyć niezależnością. Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby mogła ze mną zostać, ale gdy zaczęła mieć trudności z wysławianiem się, a napady paraliżu stawały się coraz częstsze, wiedziałam, że sytuacja mnie przerosła.

Widok dwudziestosześcioletniej siostry cierpiącej na przedwczesną demencję był rozdzierający. Jednak od kilku tygodni Steph czuje się znacznie lepiej. Jest przytomna, wręcz wesoła. Jej objawy niekiedy są tak łagodne, że zapominam o tym, jak bardzo jest chora, ale potem nadchodzi progresja i nie ma mowy o tym, żebym mogła o tym nie myśleć.

STEPHANIE: Nie. Nie miałaś się czasem spotkać z dziewczynami? Heather, rozerwij się. Przekaż im, że je pozdrawiam!

– Wszystko w porządku u Steph? – pyta Nicole, widząc, że esemesuję.

– Tak. To znaczy, wiesz, jak jest… – Mój dobry nastrój pryska, gdy dociera do mnie, że siostra nigdy nie doświadczy tego, co ja. Danielle dotyka mojego ramienia, a ja silę się na uśmiech. – Steph przesyła pozdrowienia.

– Ucałuj ją od nas – prosi Kristin. Przekazuję pozdrowienia od dziewczyn, piszę siostrze, że ją kocham, i chowam telefon.

– Okej! – wykrzykuje Nicole. – Chodźmy zobaczyć te zajebiste miejsca, które upolowała dla nas superfanka Kristin.

Kristin spogląda na Nicole spode łba, ale tak naprawdę nie ma się o co boczyć, bo faktycznie jest członkinią fanklubu zespołu. Dokładnie tak, moja trzydziestoośmioletnia przyjaciółka należy do fanklubu Four Blocks Down. Jestem pewna, że już nieraz zdążyła gorzko pożałować, że podzieliła się z nami tą informacją. Jednak to dzięki członkostwu w klubie udało jej się załatwić dla nas miejsca w pierwszym rzędzie, więc byłyśmy dla niej wyrozumiałe. Do czasu.

– A ty idź poszukać sobie miejsca w jednym z dalszych sektorów.

Nicole otacza Kristin ramieniem.

– Za bardzo mnie kochasz, żebyś chciała trzymać mnie z dala od Randy’ego. – Nicole wzdycha z rozmarzeniem.

Wybucham śmiechem.

– Chyba śnisz, jeśli sądzisz, że uda ci się do niego zbliżyć. Poza tym jest żonaty!

Próbuję nie myśleć o Stephanie. Choroba mojej siostry łamie mi serce. Chciałabym jej pomóc, ale czuję się kompletnie bezsilna.

Stephanie dorastała, obserwując, jak tańczę niczym wariatka w rytm ogłuszającej muzyki, a teraz tkwi w domu opieki, podczas gdy ja cieszę się życiem. To nie fair. Powinna być tu ze mną. Nie ma sprawiedliwości.

– Hej. – Danni mnie trąca. – Pięknie dziś wyglądasz.

Przesyłam jej wymuszony uśmiech.

– Dzięki. – Mój beztroski nastrój wyparował. Nie mogę przestać myśleć o tym, jak bardzo bym chciała, żeby Steph była tu ze mną.

– Przepraszam. – Danni poważnieje.

– Za co?

Wzrusza ramionami.

– Zepsułam nasz beztroski wieczór pytaniami o twoją siostrę.

– Nie! Nie myśl tak. – Przytulam ją. – Nigdy nie przestaję o niej myśleć. Moja siostra umiera. Taka jest prawda.

Danielle rzednie mina.

– Heather, tak mi przykro.

Wiem, że nie chciała mnie zdołować. Gdybym mogła być jak Nicole… Żyć beztrosko, uprawiać seks z nieznajomymi, nie mieć żadnych zmartwień. Ale moje życie tak nie wygląda.

Oj, nie. To pasmo wiecznych nieszczęść. Gdy moje przyjaciółki imprezowały w college’u, ja pracowałam na pełny etat. Wieczorami i w weekendy nie chadzałam na imprezy ani na plażę, ale odrabiałam lekcje ze Steph. Nie jestem zgorzkniała. W zasadzie to za wiele rzeczy jestem wdzięczna. Moja sytuacja sprawiła, że nauczyłam się doceniać życie i ludzi. Każdy dzień ze Stephanie traktuję jak dar od losu.

Kręcę głową.

– Nie masz mnie za co przepraszać. Chodź, zrobimy z siebie idiotki, będziemy udawać, że nie mamy żadnych problemów.

– Chcesz imprezować jak w dziewięćdziesiątym dziewiątym?

– Właśnie tak. Szkoda, że nie zabrałyśmy naszych figurek chłopaków z Four Blocks Down.

– To nie są żadne figurki, tylko przedmioty kolekcjonerskie – poprawia mnie Kristin, po czym robi się czerwona jak burak i mamrocze pod nosem, że musi pójść poszukać naszych miejsc. Nicole, Danielle i ja wybuchamy histerycznym śmiechem i ruszamy za nią.

Macham do dwóch kolesi z mojego posterunku, którzy najwyraźniej dorabiają sobie po godzinach, ochraniając koncert. Cholera. Nie sądziłam, że spotkam tu kogoś z pracy. Zwykle Amfiteatr MidFlorida obsługuje kto inny. Koledzy wyglądają na głęboko zniesmaczonych. Obiecuję sobie trzymać fason, żeby wieść o tym, że poszłam na koncert ulubionego boys bandu, nie rozniosła się w mojej pracy. Choć znając moich kolegów, już pewnie zdążyli wszystkich o tym poinformować. Serio, gliniarze są gorszymi plotkarzami niż nastolatki.

Z całą pewnością nie pozwolą mi o tym zapomnieć.

Koncert rozpoczyna się od występu dwóch zespołów supportujących. Śpiewam razem z nimi, bo słuchałam tej muzyki jako nastolatka. Nastawiałam radio na cały regulator, opuszczałam okna w samochodzie, darłam się najgłośniej, jak umiałam, i fałszując niemiłosiernie, wyśpiewywałam, jacy to mężczyźni są podli. Wówczas moimi idolami byli muzycy. Zawdzięczam im wiele z moich rozstań, bo to z ich piosenek dowiedziałam się, że nie muszę się na wszystko godzić.

– Och! – Danielle piszczy, gdy drugi zespół schodzi ze sceny. – Następni są FBD! Kochałam się w…

– Shaunie – wtrąca Nicole. – Pamiętamy, jak lizałaś jego plakat.

– O Boże! – Wybucham śmiechem. – Pamiętam to. Poszłaś z nim na całość. – Wypijam duszkiem swoje piwo i potrząsam włosami.

– Chciałam przeżyć z nim swój pierwszy pocałunek – tłumaczy Danielle.

Wszystkie tego pragnęłyśmy. Do diabła! Choć większość moich fantazji seksualnych krążyła wokół Eliego, to oczywiście żadnego z członków zespołu nie wykopałabym z łóżka. Dla nas, nastolatek, byli wszystkim! Podejrzewam, że emocjonalnie zatrzymałyśmy się na tamtym etapie.

– Chcesz jeszcze jedno piwo?! – krzyczy do mnie Kristin.

Wydudliłam już trzy. Jestem w połowie drogi do stanu upojenia alkoholowego. Potrząsam głową.

– Tak, chce – odpowiada Nicole w moim imieniu. Rozdziawiam usta ze zdziwienia. – Ja poprowadzę. Ty się rozerwij. – Odwraca się do Kristin. – Heather będzie piła do białego rana.

– Aha. – Danni się śmieje. – To będzie epicki wieczór.

– Zamknij się. Zawsze upijam się na wesoło.

Jasne.

– To prawda. Humor ci wtedy dopisuje – potwierdza Danni.

Gdy gasną światła, atmosfera na scenie ulega zmianie. Chwytamy się za ręce i zaczynamy krzyczeć. Eli i Randy pochodzą z Tampy, więc zapowiada się, że dzisiejszy wieczór będzie naprawdę wyjątkowy. Koncerty FBD w ich rodzinnym mieście są zawsze wyjątkowo głośne i długie.

– Halo, Tampa! Czy jesteście gotowi? – rozbrzmiewa głos PJ-a.

Drzemy się jeszcze głośniej.

– Pytamy – tym razem w głośnikach rozlega się głos Shauna – czy jesteście gotowi?

Jestem tak podekscytowana, że zaczynam skakać razem z Nicole. Udziela mi się atmosfera panująca na widowni. Drę się najgłośniej z całej naszej czwórki. I mam na to wyjebane.

– Tak!

Kristin spogląda na mnie z szerokim uśmiechem. To kompletnie nie w moim stylu.

– To chcieliśmy usłyszeć! – Na bocznym ekranie wyświetla się twarz Randy’ego. – Bracia Walsh wrócili do domu. I chcemy was usłyszeć!

Ach, ten Eli. Wzdycham.

– Tęskniliście?

– Kurwa, a jak! – krzyczę na cały głos.

– To dobrze. – Na ekranie wyświetlają się twarze Eliego i Randy’ego. – My za wami też. Dziś nacieszycie się naszym widokiem. Wróciliśmy i damy takiego czadu, że szczęki wam opadną.

Nagle zapada ciemność.

Powoli coś wyłania się ze sceny.

Stoję bez ruchu zafascynowana spektaklem, który rozgrywa się na moich oczach.

Rażą mnie światła, ale po chwili wzrok mi się wyostrza i mogłabym przysiąc, że naprzeciw mnie stoi Eli Walsh i patrzy prosto na mnie.

Jego zielonkawe oczy przewiercają mnie na wskroś. Ma ciemnobrązowe włosy, krótko przystrzyżone po bokach, a na czoło opada mu grzywka. Sycę się widokiem jego idealnego ciała. Bicepsy prężą mu się pod koszulą, a spodnie opinają ciasno jego zgrabny tyłek. Ma szerokie bary, ich widok sprawia, że chciałabym wdrapać się na niego jak na rosłe drzewo. Eli puszcza do mnie oko i uśmiecha się szelmowsko.

Ja pierdolę…

Stoję nieruchomo, jakbym wrosła w ziemię, i gapię się na niego, wytrzeszczając oczy. Szczęka mi opada. Eli odwraca wzrok, ale nie mam najmniejszych wątpliwości. To się wydarzyło naprawdę. Eli Walsh uśmiechnął się i puścił do mnie oko. A ja omal nie umarłam z wrażenia.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz