Bezbronna - Corinne Michaels - ebook

Bezbronna ebook

Corinne Michaels

4,6

12 osób interesuje się tą książką

Opis

Mark

W chwili, gdy spojrzałem jej w oczy, wiedziałem, że będzie moja.

Charlie myśli, że może mi się oprzeć, ale ja złamię jej opór. Wiem, jak bardzo ze sobą wal-czy. Widzę to w jej oczach, słyszę w jej głosie, dostrzegam w reakcji jej ciała na mój dotyk.

Szansa, by udowodnić jej, jak bardzo do siebie pasujemy, jest tak blisko, że niemal czuję jej smak. Charlie się podda, a kiedy to się stanie, zdobędę jej serce.

Charlie

Przez całe życie koncentrowałam się tylko na jednym – pracy.

Nigdy nie pozwoliłam, by jakiś mężczyzna odwrócił moją uwagę od tego celu… dopóki nie pojawił się Mark Dixon.

Wdarł się do moich myśli, mojego życia i serca.

Nasz związek nie ma jednak szans na przetrwanie – oboje jesteśmy zbyt uparci, zbyt wyra-chowani i zbyt spragnieni kontroli.

Z całych sił bronię się przed jego wspaniałym ciałem, uwodzicielski uśmiechem i błyskotli-wym poczuciem humoru... ale jestem przy nim bezbronna i wiem, że w końcu zmusi mnie, bym mu uległa.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 404

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (303 oceny)
219
48
28
7
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
aspia

Całkiem niezła

Gdyby z tego z robić film, to i owszem, fajny film akcji może by wyszedł,ale książka nie przekazała tych emocji.Chaos, za dużo wszystkiego.
31
Magda170282

Nie oderwiesz się od lektury

Warta przeczytania
20
celebre

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam 🤩😍😘🔥
20
AgniesiaO

Nie oderwiesz się od lektury

wspaniala!!!!
20

Popularność




ROZDZIAŁ 1

MARK

Wszyscy zwarci i gotowi? – Liam Dempsey zwraca naszą uwagę.

Jakaś część mnie ma ochotę dać mu w twarz, ale wtedy przypominam sobie, że jestem tutaj gościem. Zapewne nie odebrano by tego zbyt dobrze.

– Gotowi – odpowiada Jackson i uderza gazetą w karabin. – Jaki jest plan?

– Znamy lokalizację, w której jest przetrzymywany Aaron. Rozdzielimy się na dwa zespoły, otoczymy budynek i go wydostaniemy. Śmigłowiec będzie czekał, by nas stamtąd zabrać. Muffin, Twilight, zajmiecie się spotkaniem z agentką CIA. – Liam zapoznaje nas z planem działania.

Jest wielką szychą w naszej małej jednostce. Dowódca nie miał nic przeciwko, żebyśmy z Muffem ruszyli na misję ratunkową. Po pierwsze, wiemy, co do diabła robimy; do tej pory sam mógłbym zostać cholernym dowódcą. Po drugie, jeśli to nie Aaron, mamy duże szanse szybko się o tym przekonać. Ale wiem, że to on. Hasło, jakim skontaktowała się z nami agentka CIA, było tym samym, którego używaliśmy od lat. Przekazała nam informacje o jego położeniu i sposobie, w jaki najlepiej się tam dostać. Oczywiście odszyfrowanie tych informacji było skomplikowane i musieliśmy stworzyć plan do planu.

– Dobra, Muff, skończmy już z tym gównem i tym razem wróćmy do domu w jednym kawałku. – Nawet nie staram się ukryć sarkazmu.

– Odpierdol się, Dixon.

– Jaki drażliwy. – Uśmiecham się i drugi raz sprawdzam sprzęt.

Chociaż wydaje się to śmieszne, wcale takie nie jest. Jackson Cole był kiedyś liderem naszej jednostki Fok, gdy misja, którą nam powierzono, nagle się posypała. Tamtego dnia straciliśmy trzech kumpli, a każdy z nas odniósł rany zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Wtedy wysłaliśmy Aarona, by zajął się sprawą zaginionego transportu broni, ale został zabity. Cóż, być może jednak nie, mimo to… za każdym razem, kiedy ktokolwiek z nas postawi nogę w tym pieprzonym miejscu, ktoś zostaje postrzelony lub ginie. Z radością bym o tym zapomniał, ale prawda jest taka, że to się nigdy nie stanie. Chłopaki, których straciliśmy, są w moim sercu. Wspomnienia trzymają się każdego z nas, a niektóre z nich nas dręczą. Zastanawianie się, czy mogliśmy zrobić coś inaczej, przypominanie sobie ostatnich momentów ich życia… to ogromne brzemię.

Straciłem zbyt wielu przyjaciół i przelałem za dużo krwi w tej parszywej dziurze.

– No dobra – mówi Liam, a jego głos rozlega się w naszych słuchawkach. – Dwie minuty.

Wszyscy wstają, ruszają na tył samolotu i przygotowują się do zrzutu. Skaczemy na spadochronach i część mnie nagle budzi się do życia. Właśnie dla tego gówna żyję. Panowanie nad niebem, przygoda, niebezpieczeństwo… kocham to. To część tego, kim jestem, i chociaż nie żałuję odejścia z marynarki, tęsknię za tą zabawą. Bycie Foką było dla mnie wszystkim. I byłem w tym cholernie dobry. Podczas gdy Aaron i Jackson nie mieli problemu, żeby odejść i założyć Cole Security Forces, ja dałbym się pochować w mundurze. Jednak moje ramię miało inny pomysł i zadecydowało za mnie.

Jackson klepie mnie w bark.

– Gotów znów być twardzielem?

– Nigdy nie przestałem nim być. W przeciwieństwie do was, dupków pod pantoflem.

– Ja przynajmniej ciupciam, w przeciwieństwie do pewnego kutasa, który pieprzy jedynie głupoty – mruczy pod nosem.

– Tak trzymaj, grubasie. Znów zaczynasz pracować na swoją ksywę, Muffin. – Nasuwam gogle na oczy i czekam, aż światło zmieni się na zielone.

Bez wahania wyskakuję z luku. Samolot znika za mną, kiedy spadam gwałtownie, by robić to, dla czego żyję.

Wszyscy lądujemy bezpiecznie kilka kilometrów od terenu, na którym rozmieszczono ładunki wybuchowe. Właśnie tam to wszystko się zaczęło.

Liam gestami wydaje rozkazy, gdy dzielimy się na dwójki. Jeśli kiedykolwiek wcześniej czułem się jak gówno, to nic w porównaniu z tym, jak czuję się teraz. Aaron prawdopodobnie nadal jest żywy i znajduje się niedaleko. Wcześniej nie szukaliśmy go dlatego, że Muff został postrzelony i powiedziano nam, że nikt nie przeżył, a my uwierzyliśmy.

Gdybym to był ja, czy byłbym wściekły? Kurwa, oczywiście, że tak. Powinniśmy byli go szukać.

– Widzisz to? Tam, na budynku? – Głos Dempseya przerywa ciszę.

Podążam wzrokiem w stronę, którą wskazał. Nie widzę dokładnie, lecz na umieszczonej tam antenie wisi czerwony szalik – sygnał do rozpoczęcia akcji od naszej agentki.

– Lepiej, żeby ta Charlie nas nie wykiwała – mruczę pod nosem.

Tęskniłem za sposobem, w jaki reaguje teraz moje ciało. Wszystko we mnie ożyło. Umysł pojmuje, że jestem w niebezpieczeństwie, a mięśnie są naprężone, robię więc wszystko, by się rozluźnić. Nie mogę być skrajnie spięty, bo ktoś może ucierpieć. Pamiętam, jak to było stracić towarzyszy broni podczas tej misji. Pamiętam, jak wynosiłem Briana, Devona i Fernanda. Pamiętam, jak życie gasło w ich oczach. Były jeszcze inne dramaty, z którymi musieliśmy się tutaj mierzyć – to miejsce przyprawia mnie o ciarki.

– Jest po naszej stronie. Skup się na robocie – rzuca Jackson, ostrożnie posuwając się naprzód.

Jest w transie. Ja też muszę się w nim znaleźć, zanim wykopiemy drzwi.

Kiedy zbliżamy się do wejścia, Liam odzywa się, dając nam zielone światło.

– Petunia. – Jego głos jest zdecydowany.

Tym razem używamy nazw kwiatów jako kodów. Wolałem, kiedy używaliśmy nazw alkoholi lub tytoniu… to było bardziej męskie. I tylko wskazuje, jak bardzo marynarka zmieniła się w cioty.

Jackson wskazuje drzwi, gotów je wyważyć, lecz sekundę wcześniej ktoś otwiera je z drugiej strony. Wszyscy unosimy broń, a mój wzrok pada na najbardziej błękitne oczy, jakie kiedykolwiek widziałem.

Kobieta powoli podnosi ręce i swobodnym ruchem zdejmuje hidżab, który zasłania jej włosy i usta.

– Sprawdźcie ogród, chłopcy. Petunia. – Jej akcent jest wyraźnie amerykański. – Jest na końcu korytarza i wie, że po niego idziecie. Przed jego celą stoi strzech strażników. Pozostali wyjechali, pozałatwiać jakieś sprawy. Odchodzę stąd z wami, więc tego nie spaprajcie.

Stoję i patrzę na nią, niezdolny do sformułowania jednej spójnej myśli. To jest agentka CIA? Ta mierząca metr sześćdziesiąt cholernie piękna kobieta? Nic dziwnego, że zdobywa różne informacje. Gdyby tylko poprosiła, sprzedałbym jej własną duszę. Ma niemal czarne włosy, które spływają jej na plecy, jasnoniebieskie oczy… i lepiej nie pytać, co sobie wyobrażam, patrząc na jej pełne usta. Nigdy nie widziałem kogoś takiego jak ona. Nigdy wcześniej też w taki sposób na nikogo nie zareagowałem. Pożądam jej – każdy facet by pożądał – ale chcę ją posiąść. Każda cząstka mnie, a jedna w szczególności, jej pragnie. Chcę się przekonać, czy jej skóra jest tak gładka, na jaką wygląda, czy włosy są tak jedwabiste, a głos…

Przepadłem.

Jackson opuszcza broń i zwraca się do niej:

– Które drzwi, Charlie?

– Drugie po lewej. Muszę mieć broń. – Wyciąga rękę.

Głęboko we mnie budzi się chęć, by jej bronić.

– Może powinnaś zostać tutaj.

– I patrzeć, jak się tutaj gubicie? Nie sądzę. Broń. Natychmiast – odpowiadając, nie patrzy w moją stronę.

Po prostu wyciąga rękę do Jacksona.

Nie podoba mi się to. Może i wyszkolili ją w CIA, ale to nie znaczy, że potrafi radzić sobie w walce.

– Jesteś pewna, jak go używać, księżniczko? – pytam.

Patrzy na mnie i mruży oczy. „Och, to zwróciło jej uwagę”. W jej błękitnych oczach szaleje burza. Kiedy jednak Jackson wsuwa jej w dłoń dziewięciomilimetrówkę, szybko się opanowuje.

– Dzięki. Daruję ci, bo najwyraźniej nie wiesz, kim jestem – mówi, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Nie mamy zbyt dużo czasu. Gdzie reszta waszej jednostki?

– To my jesteśmy jednostką – odpowiadam.

Kim jest ta dziewczyna? Być może CIA potrzebuje dziesięciu ludzi, ale Jackson, Liam i ja spokojnie damy sobie ze wszystkim radę – nasz sześcioosobowy zespół to aż nadto.

Jackson się uśmiecha.

– Robią podejście od innej strony. Ruszajmy.

– Ja prowadzę – mówi Charlie i zakłada na głowę hidżab.

– Wiemy, co robimy – rzucam tylko po to, żeby na mnie spojrzała.

– Nie chciałabym, żebyście się zgubili albo żeby stała wam się krzywda. Nie martwcie się, ochronię was. – Jej głos aż ocieka sarkazmem.

Mój kutas twardnieje. Twardnieje mi na pieprzonej misji. Mam przejebane.

Kobieta otwiera drzwi szerzej, a ja odpycham Muffina. Mowy nie ma, że będzie szedł za nią.

Charlie odwraca się, by coś powiedzieć, i mnie dostrzega. Przewraca oczami, podnosi dwa palce i wskazuje na pokój. Sposób, w jaki kołysze biodrami, jest wręcz hipnotyzujący. Ogarniam się i zamykam na seksualne potrzeby. Czas skupić się na misji. Idący za mną faceci oddają dwa strzały z tłumikiem i ruszają dalej. Posuwamy się brudnym korytarzem i stajemy twarzą w twarz z kolejnym strażnikiem.

Nie mam czasu, żeby załapać, co widzę. Charlie jednak się nie waha. Nie mija nawet sekunda, a ona podnosi broń i strzela mu w głowę.

Zakochałem się. To już pewne. Zaraz się dosłownie spuszczę.

Ta kobieta będzie moja.

Odwraca się do mnie i uśmiecha, a kiedy się odzywa, jej słowa trafiają prosto do mojego kutasa.

– Następnym razem nie wahaj się pociągnąć za spust, księżniczko. – Jej oczy lśnią wesołością i w tej chwili już wiem: tej kobiety nikt nie zdobędzie na własność, ale jest pewne jak diabli, że ja należę do niej.

ROZDZIAŁ 2

Rok później

Opieram nogi na biurku i odchylam się na fotelu. Trzymając telefon przy uchu, zamykam oczy.

– Cóż, Muff, odpowiedzi z pewnością gdzieś są. Sam już nie wiem, co myśleć.

Przysięgam, mam wrażenie, jakbym gadał do ściany. Po misji ratowniczej Aarona przeszedłem przez piekło, starając się jakiekolwiek znaleźć, ale bez rezultatu.

Jackson wzdycha.

– Przejrzałeś już wszystkich naszych konkurentów?

– Nie, pomyślałem, że ich sobie odpuszczę – odpowiadam z sarkazmem. – Oczywiście, że im się przyjrzałem.

Już niemal dwa lata zajmujemy się tym gównem. Charlie i ja pracowaliśmy razem, wykorzystując informacje, które zdobyła w wywiadzie, i te nieliczne, które miałem sam. Przez jakiś czas nic się nie działo i pomyśleliśmy, że zagrożenie zostało wyeliminowane. Wtedy przydzielono jej kolejne zadanie i odeszła, a my nie mieliśmy więcej problemów. Wyglądało na to, że cokolwiek to było, sytuacja sama się rozwiązała. Jednak pewne jest, że teraz wszystko znów się zaczyna.

Różne rzeczy ponownie zaczynają ginąć. Mowy nie ma, żebym to odpuścił. Razem z Jacksonem nie będziemy szczędzić środków, żeby to rozgryźć. Nie stracę kolejnego brata i nie pozwolę, żeby temu skurwysynowi – kimkolwiek jest – uszło to na sucho.

– Mark, jestem tak samo sfrustrowany jak ty. Nie bądź większym dupkiem niż zazwyczaj. Jest jakiś powód, dla którego to się dzieje i dla którego dzieje się właśnie teraz. Pierwszy transport napotkał problemy mniej więcej w tym czasie, kiedy Raven Cosmetics wróciło do mnie. Właśnie zatrudniłem Catherine. Sprawdź, co jeszcze się wtedy wydarzyło. Z którymi klientami nawiązaliśmy współpracę… cokolwiek, co stanowiło jakąkolwiek zmianę. – Jackson wzdycha ciężko.

Wiem, że ta cała sytuacja go prześladuje. Aaron stracił rok z życia i rodzinę, a Jackson niemal utracił narzeczoną, Catherine. Przechodziła piekło, kiedy go postrzelono. Do diabła, wszyscy przez nie przeszliśmy. Właśnie dzięki Jacksonowi tutaj jesteśmy. On i ja jesteśmy sobie bliżsi niż reszta chłopaków. I widzę, jak wielki to dla niego ciężar.

Mimo to jego cierpienie nie tłumi we mnie potrzeby, by wkurzyć go dla zabawy.

– A nie byłeś cholernym oficerem wywiadu? Już dawno powinieneś to wszystko rozgryźć. Najwyraźniej marynarka wydała za dużo kasy, szkoląc takiego barana.

– Jesteś zwolniony.

– Nie możesz mnie zwolnić. Tylko ja wytrzymam z tym twoim szajsem.

Przez chwilę milczy… a potem słyszę głuchy sygnał.

Kutas.

Siadam prosto i zaczynam myśleć o tym, co powiedział. To prawda, to wszystko wydarzyło się mniej więcej w tamtym czasie, ale przerabiałem to już wiele razy. Naprawdę przydałaby mi się druga para oczu, ktoś, kto był z Aaronem, bo wydaje mi się, że to właśnie klucz do wszystkiego, co wydarzyło się w Afganistanie.

– Hej – woła od progu Lee, wyrywając mnie z zamyślenia.

– Sparkles! Już wróciłaś z miesiąca miodowego? Liamowi nie stawał, co? To przez te sterydy – drażnię się z nią z uśmiechem.

Pobrali się kilka miesięcy temu, ale odłożyli miesiąc miodowy do czasu, aż Lee urodzi Shane’a.

Ojciec Liama był aż nazbyt szczęśliwy, mogąc zająć się tym małym gryzakiem, podczas gdy oni wyjechali na wyspy. Aaron, jej były, dzięki bogu świetnie sobie ze wszystkim poradził, a zwłaszcza z ich córką, Aarabelle. Wykorzystuje każdą chwilę, żeby z nią przebywać. Nie winię go, przy tej małej każdy z nas zachowuje się lepiej.

– Dlaczego tak bardzo chcesz zmusić innych, żeby ci przyłożyli? – Lee wypycha biodro i mruży oczy.

Robi się taka słodka, kiedy jest wrogo nastawiona. Uwielbiam to, że tutaj pracuje. Z jej pomocą Cole Security Forces rozkwitło. Załatwia rzeczy, którymi banda facetów nie potrafi się zająć.

Wzruszam ramionami, kiedy wchodzi do pokoju.

– Jak Liam sobie radzi z przejściem od kawalera do roli ojca dwojga dzieci?

Jej oczy rozjaśniają się, na co z całych sił staram się nie puścić pawia.

– Pełni dyżur pieluszkowy i radzi sobie dobrze. Ale wszystko między nami w porządku, bo chyba o to pytasz. I wydaje mi się, że to właśnie przez sterydy tobie się skurczył?

– Och, to dobre. – Wstaję i zaczynam rozpinać spodnie.

– Co ty, do diabła, robisz?

– Udowadniam ci, że mój jest większy. Domyślam się, że odczuwasz dużą potrzebę, skoro skróciłaś wyjazd. Mogę dać ci satysfakcję.

Zamiast się zarumienić lub okazać jakikolwiek ślad zażenowania, Lee chwyta za najbliższy przedmiot z biurka i rzuca nim we mnie.

– Siadaj, gnojku.

– Ja tylko się upewniam, że nie muszę skopać mu tyłka.

Odkłada dokumenty na blat i uśmiecha się kpiąco.

– Och, Twilight. Stary jesteś. Jestem pewna, że Liam z zamkniętymi oczami skopałby ci twój, ale dzięki za sentyment.

– Zapominasz, kto pokazał tym młodszym idiotom, jak to robić. I pieprz się. Nie jestem stary. Wolę określenie „doświadczony”.

– To to samo.

– Nawet nie mam czterdziestki.

– Jeszcze.

Natalie jest jedną z nielicznych kobiet, których towarzystwo mi nie przeszkadza. Na szczęście Catherine jest drugą. Obie potrafią toczyć werbalne potyczki z najlepszymi z nas. Pomaga też to, że są naprawdę gorące. Nie żebym kiedykolwiek którejś dotknął, ale jest coś w tym, kiedy seksowna kobieta ci się odgryza.

– Czy właśnie tak powinnaś się zwracać do mężczyzny w sutannie?

– Och, na litość…

– Nie kończ tego zdania, moje dziecko… – Wybucham śmiechem, kiedy przewraca oczami.

– Mark – prycha. – Masz problem.

Jakbym tego nie wiedział. Miałem problem już od dawna, ale problemy mojego przyjaciela były o wiele gorsze. Byłem w stanie po części go ogarnąć, odłożyć na bok i skupić się na działaniu. Ani jedna cząstka mnie nie uważa, że szczędziłem sił, by uratować tych chłopaków. Z Jacksonem zawsze byliśmy blisko, ale Brian był dla mnie jak brat. W akademii lotniczej przeszliśmy piekło. Byłem przy nim, kiedy odeszła od niego żona, stracił dom, ponownie się ożenił i wydał ostatni oddech. Jego utrata była najtrudniejsza, ale nie można zrobić nic więcej, jak tylko żyć dalej.

– Jedyny mój problem, to że się w tobie kocham – żartuję.

Lee podnosi ręce, po czym opuszcza je bezsilnie.

– Poddaję się. I zdajesz sobie sprawę, że tak naprawdę nie jesteś duchownym?

– Mam certyfikat, który twierdzi inaczej.

– Winą za to, że zostałeś wyświęcony, obarczam Liama. – Przewraca oczami i kręci głową.

– Co to za dokumenty? – Zwracam jej uwagę na kwestię, z którą do mnie przyszła.

Z westchnieniem siada na krześle.

– Nie mogę dotrzeć do mojego kontaktu w Egipcie. To niewielka jednostka osłaniająca dyplomatę. Nie ufał ostatniej firmie, z którą pracował, wynajął więc nas. Naprawdę ciężko pracowałam, żeby go zabezpieczyć. Zapewniłam go, że damy sobie radę. A teraz nikt nie jest w stanie skontaktować się z kimkolwiek z ich zespołu.

Kurwa mać.

– Ile meldunków opuścili? – Nie tracę opanowania.

Czy to kolejny kryzys? Pewnie. Może też jednak być tak, że nie mają zasięgu, by skorzystać z połączenia satelitarnego.

– Dwa.

– Jakim cudem to się znów dzieje? – burczę pod nosem.

Lee porusza się na krześle.

– Chciałabym mieć konkretne odpowiedzi, ale Liam podejrzewa, że coś jest naprawdę nie tak. Uspokoiłam go, bo wam ufa, ale… – Nie kończy.

Gdyby była moją żoną, powiedziałbym jej, żeby odeszła. Zanim jednak zdołam cokolwiek zrobić, do drzwi puka Aaron.

– Cześć – mówi. – Lee, dasz nam chwilę?

Byli małżonkowie wymieniają sztuczne uśmiechy, po czym Natalie wstaje. Muszę im to przyznać: oboje zachowują się o wiele bardziej dojrzale, niż zrobiłbym to ja. Aaron naprawdę nawalił. Zranił Lee bardziej niż ktokolwiek z nas wie.

To był niezły bajzel.

A do tego naprawdę niezręczny.

Na koniec dnia Lee dokonała swojego wyboru, a on swojego, ale dla Aary zachowali spokój. Aaron zawsze upewnia się, że przy niej jest, a Lee robi wszystko, żeby nie czuł się odizolowany. Chciałbym, żeby więcej rozwodów było właśnie takich.

Gdyby jednak to moja była żona poślubiła mojego byłego przyjaciela, połamałbym czyjś nos i to bez rękawiczek.

– Co tam, kutafonie? – pytam.

– Zakładam, że ci powiedziała?

– Tak. – Wstaję. – Jackson o tym wie?

Aaron podchodzi do drzwi, zamyka je i ciężko wzdycha.

– Uważam, że nie powinniśmy mu mówić.

– Czyś ty stracił rozum? – Chyba źle go usłyszałem.

Podchodzi do mnie i unosi ręce w obronnym geście.

– Nie mamy żadnych informacji. Po co mielibyśmy do niego iść? Spędźmy kolejny tydzień na robieniu tego, do czego nas wyszkolono. Myślę, że wszystko to jest ze sobą powiązane. Zaginione transporty, moje porwanie, postrzelenie Muffa, misja w Egipcie… to wszystko skupia się na Jacksonie.

Rozumiem, do czego zmierza, ale to jest firma Jacksona. Pewnie, w praktyce to ja kieruję wszystkim z tego biura, ale on to finansuje. Jest z nami w ciągłym kontakcie i z Kalifornii monitoruje wszelkie akcje. Otworzył tam nawet filię, żeby zwiększyć zasięg działania. Mowy nie było, żebym cokolwiek przed nim ukrywał. Lubię dostawać czeki.

– Nie twierdzę, że się mylisz. Po prostu nie mówię, że masz rację.

– Muszę coś zrobić – rzuca Aaron, strzelając kłykciami. – Proszę cię, żebyś powierzył mi kierowanie tym śledztwem. Pozwól mi wrócić i to rozpracować.

Teraz już wiem, że źle go usłyszałem.

– Prosisz mnie… żebym wysłał cię ponownie do Afganistanu? – pytam zdumiony. – Na własne życzenie?

– Proszę, żebyś pozwolił mi robić to, co umiem najlepiej.

Aaron był śledczym specjalizującym się w przesłuchaniach. I to cholernie dobrym. Nie mam cienia wątpliwości, że czegoś się tam dowiedział. Czegoś, co ukrywał i co rozgryzał. Ja bym to robił. Rok w niewoli to bardzo dużo czasu na rozmyślania, kiedy nie ma się nic innego do roboty, jak tylko ruszać głową.

– Co wiesz? – Nie ma sensu owijać w bawełnę.

W naszym przypadku to jak spotkanie dwóch wkurzonych inteligentów, z których każdy stara się przechytrzyć drugiego.

Przez moment wygląda na zdumionego.

– To samo co ty.

– Nie okłamuj mnie. Ze wszystkich ludzi na ziemi… nie mnie.

Aaron wie dlaczego. Ocaliłem mu tyłek więcej razy, niż potrafi zliczyć. Osłaniałem go więcej razy, niż powinienem. Poza tym nie jestem idiotą. Jestem pewien, że coś wie.

– Znam tylko nazwisko.

Czekam na ciąg dalszy.

I czekam.

W końcu daję mu to, na co najwyraźniej czeka.

– Jakie nazwisko?

– Al Mazir.

Tak się składa, że już je słyszałem. I wiem, do kogo wykonam następny telefon.

ROZDZIAŁ 3

CHARLIE

Rozumiem, ale czułam, że misja jest zagrożona. Nie mogłam wrócić do Afganistanu, jeśli nie byłam do tego zmuszona – wyjaśniam szefowi po raz trzeci.

Odprawy są najgorsze. Sala konferencyjna jest duża, a ja czuję się naprawdę mała. Muszę analizować wszystko pod różnymi kątami, wszystko, co zrobiłam dobrze… i co zrobiłam źle. Oczywiście jak zawsze wytykają mi przede wszystkim błędy. Ale nie szkodzi. Jestem cholernie dobra w tym, co robię, i oni o tym wiedzą.

– Charlie, zebrano bardzo dużo danych wywiadowczych, ale co z kwestią miejsca ukrywania się lidera? To była twoja misja. Miałaś przekazać lokalizację Al Mazira, donieść o terrorystach, z którymi pracował, i wracać w diabły do domu. – Thomas przerzuca kartki grubej teczki, którą im wręczyłam. – Myślałem, że zdobycie wiedzy, po którą tam pojechałaś, zajmie ci sześć miesięcy, a nie ponad dwa lata. Zamiast tego wracasz do domu i mówisz, że jesteś bliska wytropienia go, podczas gdy tak naprawdę stoisz w miejscu. – Patrzy na mnie z rozczarowaniem.

Jeśli czegokolwiek nie cierpię, to właśnie tego wzroku. Spojrzenia, które mówiło, że nie wypełniłam powierzonego mi zadania. Czy zdobyłam te informacje? Nie. Ale nie dlatego, że się nie starałam. Spędziłam ponad rok w tamtym obozie, starając się uzyskać dostęp do plików, których potrzebowałam. Musiałam zachować w tajemnicy lokalizację rannego Amerykanina, bo dobro misji jest najważniejsze. Wiedziałam, że ma żonę i dziecko, a oni sądzą, że zginął. Jednak moje zadanie było ważniejsze od niego czy ode mnie, zrobiłam więc, co tylko mogłam, by uratować go przed śmiercią, po czym wydostałam nas stamtąd śmigłowcem. Wiele poświęciłam i pracowałam w tak wielkiej tajemnicy, że zaczęłam przegapiać meldunki, hasła i nieco dziwnie się zachowywać. Ale stałam się w pełni Fahimą Salib. Byłam nią pod każdym względem, byle tylko uzyskać to, czego potrzebowałam – odpowiedzi.

Niektórzy członkowie z kręgu terrorystów zaczęli coś podejrzewać. Wychwytywałam przyciszone głosy, kiedy przechodziłam obok. Coraz trudniej mi było poruszać się między grupami i nie byłam już pewna, jak bardzo zdołam się do nich zbliżyć. Domyśliłam się, że spotykają się w innych miejscach, by omówić strategię. Kryjówka, w której przetrzymywali Aarona, nie była już punktem ich zebrań.

– Zebrałam o wiele więcej informacji od waszego drugiego agenta. Pamiętajmy o tym, że odnalazłam również amerykańskiego zakładnika, którego w kraju uznano za zmarłego, zdobyłam pliki, których nie zdołał zdobyć nikt inny, a w ciągu ostatniego roku zgromadziłam więcej danych wywiadowczych niż ktokolwiek, kto postawił tam stopę. – Czuję narastającą frustrację, głównie z powodu siebie samej.

Jednak Thomas prędzej mógłby mi obciąć język, niżbym to przyznała.

– Twój ojciec byłby…

– Nawet tego nie mów, Tom. Nie masz prawa o nim mówić.

– Chcę, żebyś wzięła kilka tygodni wolnego.

Gdybym nie była tak dobrze wyszkolona, z pewnością opadłaby mi szczęka.

– Przepraszam, wydawało mi się, że powiedziałeś „tygodni”.

Wstaje i przesuwa dokumenty na biurku, by leżały równo obok siebie.

– Tak.

Zrywam się z krzesła.

– Nie mogę. Chyba nie mówisz poważnie. To ja jestem najlepsza z twoich ludzi. Nie możesz pozwolić, żeby Al Mazir wyprzedzał mnie o kilka tygodni.

– Zabieram ci tę sprawę. Potrzebujesz trochę czasu, żeby oczyścić umysł. Ta operacja ciągnęła się zbyt długo. Powinienem był cię od niej odsunąć w chwili, kiedy wróciłaś z tym zakładnikiem. – Tom wychodzi z sali, pozostawiając mnie w całkowitym oszołomieniu.

Był moim zwierzchnikiem od pięciu lat i ani razu nie odsunął mnie od zadania. O Mazirze wiem wszystko, czego można było się dowiedzieć. Nikt inny w tym biurze nie zdoła zacząć od miejsca, w którym przerwałam. Mam mnóstwo tajnych kontaktów. To błąd. To duży błąd.

Pospiesznie ruszam za nim, ale zaraz zatrzymuję się gwałtownie.

– Hej, Charlie. – Vanessa staje przede mną i zaczyna wykręcać dłonie.

Chciałabym, żeby ludzie wykorzystywali informacje ze szkolenia, przez które przeszliśmy. Odczytuję mowę jej ciała i niewielkie szczegóły mówią mi, że jest zdenerwowana.

– Co mogę dla ciebie zrobić? – Patrzę za nią, by sprawdzić, czy Tom siedzi za swoim biurkiem.

Jeśli nie będzie chciał mnie wysłuchać, pójdę do kogoś wyżej.

Vanessa kładzie mi rękę na ramieniu, by ponownie zwrócić na siebie moją uwagę.

– Chciałam tylko powiedzieć, że bardzo mi przykro z powodu twojego ojca. Wiem, że minęło już trochę czasu, ale nie miałyśmy okazji porozmawiać po tym, co się wydarzyło.

– Dzięki.

Nie bawię się w pogaduszki ani udawane współczucie. Mój ojciec był najwybitniejszym człowiekiem, jaki kiedykolwiek pracował dla CIA. Patriota do szpiku kości, nieoceniony w służbie dla kraju. Agencji poświęcił czas, miłość i oddanie. Został zamordowany, gdy porzucono go na śmierć z rąk Al Mazira. Na całym świecie nikt nie pragnie dorwać Mazira bardziej niż ja.

– Wiem, że w związku z odprawą masz jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, ale chciałabym przejrzeć dokumentację i się z tobą skonsultować.

– Dlaczego?

– Och. – Ponownie przestępuje z nogi na nogę. – Tom ci nie powiedział? Teraz to ja będę prowadzić tę sprawę.

Zamykam oczy i liczę do pięciu, by się uspokoić.

 

1. Nie zrobiłby tego.

2. Nie mógłby tego zrobić.

3. Zrobiłby to?

4. Już to zrobił. Skurwysyn… zrobił to.

5. Potrzebuję urlopu.

Ponownie patrzę na Vanessę, która teraz wydaje się triumfować.

– Nie mogę teraz rozmawiać. Muszę pomyśleć.

– Jasne – przytakuje.

Kiedy odchodzi, na jej twarzy pojawia się uśmiech.

Toma nie ma w gabinecie, moi współpracownicy unikają kontaktu wzrokowego, a mnie nie przestaje wirować w głowie. Nic z tego nie ma sensu. Widziałam, jak ludzie popełniają dużo gorsze błędy niż niezdobycie kilku informacji, i nadal prowadzą swoje zadania. Chociaż określenie „kilka” to naprawdę wielka informacyjna dziura, ale nie o to tutaj chodzi. Poświęciłam temu tyle czasu. Znam teren, miejscowych, całą historię, a z pomocą przebywającego tam agenta jestem niezwykle blisko odkrycia miejsca pobytu Mazira. Agent dawał mi różne wskazówki, co pozwoliło określić ruchy Mazira. Jedyne, co przychodzi mi na myśl, to że albo to coś osobistego, albo agencja nie chce, żebym coś odkryła.

Dyrektor Asher i ja mamy się spotkać. Mowy nie ma, żebym odeszła po cichu. Przeczucie mi mówi, że kryje się za tym coś więcej.

Telefon dzwoni na moim biurku.

– Halo – rzucam do słuchawki, starając się ogarnąć, że właśnie odsunięto mnie od zadania.

– Charlie?

Natychmiast rozpoznaję ten głos. Mark Dixon. Jakby dzień nie mógł się jeszcze bardziej skomplikować.

– Witaj, Mark. Co takiego mogę dla ciebie zrobić? – Pomimo gównianego nastroju uśmiecham się.

Cały lot do domu spędziliśmy na rozmowie. Facet jest zabawny, seksowny jak diabli, ale co więcej, sprawia, że czuję, że żyję… coś, czego nie doznaję zbyt często, od kiedy straciłam ojca. Pracowałam z Markiem przez tydzień, po tym jak wróciliśmy z Aaronem z Afganistanu, jednak bez rezultatów. Wtedy musiałam wyjechać do Dubaju, by wytropić informatora, i wszystko wróciło do normy. Spotkaliśmy się kilka razy, ale nie było to nic regularnego.

– Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz uzyskać odpowiedzi, księżniczko.

No i dobry nastrój szlag trafił.

– Chcesz, żebym wsadziła ci jaja w imadło? Jeszcze raz mnie tak nazwij, a zobaczysz, jak szybko znajdę się w Virginia Beach i ci je urwę.

– Och, po prostu chcesz ich dotknąć – ripostuje. – A poza tym może taki mam plan. Żeby cię tu ściągnąć.

– Gdybyś jakieś jaja miał…

Wyobrażam sobie, jak siedzi odchylony w fotelu, z przydługimi włosami zaczesanymi do tyłu, nieznacznym zarostem ocieniającym twarz i psotnymi zielonymi oczami. Mark Dixon powaliłby na kolana każdą kobietę. Dobrze jednak, że ja nie jestem każdą kobietą.

Przypominam sobie, kiedy go ostatni raz widziałam – gdy przyjechał do Waszyngtonu, żeby porozmawiać z Aaronem. Nie jest to zachowanie zgodne ze zwyczajowym protokołem, ale po tym wszystkim, co facet przeszedł, było to dla nich ważne. Mój doradca naciskał, żebym pomogła mu poradzić sobie z sytuacją, jako że nikt inny tak naprawdę nie był do tego zdolny. Po raz pierwszy miałam prawdziwe poczucie winy w związku z misją.

– Kiedy tylko będziesz miała ochotę pobawić się moimi jajami, po prostu daj znać.

– Po co zadzwoniłeś? – Staram się skierować rozmowę na właściwe tory.

Nie mam pojęcia, czego mógłby ode mnie chcieć.

Milknie na moment.

– Potrzebujemy twojej pomocy.

Przyznanie się do tego musiało go dużo kosztować.

– Jak to?

– Wysłano kolejny transport amunicji, tym razem do Afryki. Ten transport… cóż, zaginął. Osobiście go zaplanowałem i dwa razy sprawdziłem szczegóły. A kilku moich ludzi nie melduje się u agenta. Ktoś ciągle z nami pogrywa, a ja nie potrafię odkryć kto. Aaron o czymś wspomniał i pomyślałem o tobie.

– Tak, jestem pewna, że myślisz o mnie częściej niż ja o tobie.

Wybucha śmiechem.

– Wątpię. Fantazje o mnie nieustannie krążą ci po głowie.

– W każdym razie… – mówię przeciągle. – O czym pomyślałeś?

Podczas lotu powrotnego z Aaronem podsłuchałam, jak o czymś rozmawiają. Było zbyt wiele zmiennych, które prowadziły do samej góry w firmie. Z tego co wiedziałam, Jackson Cole jest dobrym agentem, ale wszędzie pojawiały się znaki ostrzegawcze.

Po pierwsze, mieli problemy w Afganistanie, które doprowadziły do tego, że Aaron w ogóle tam pojechał. Podczas ataku na jego konwój zginęli wszyscy oprócz niego. Potem, kiedy Jackson i Mark pojechali tam, by zbadać całe zajście, ostrzelano ich. Jackson odniósł obrażenia, które zagrażały jego życiu, i został natychmiast ewakuowany. Jednak po przeanalizowaniu kilku tropów nie doszliśmy do niczego konkretnego. Wszyscy zostali sprawdzeni, więc odpuściliśmy.

– Aaron wspomniał pewne nazwisko – mówi Mark tajemniczo. – Jackson chce, żeby to gówno się skończyło. I, mówiąc szczerze, ja też. To jednak nie ma sensu. Wykorzystałem wszystkie kontakty w FBI i każdy z nich twierdzi, że wszyscy w firmie są czyści. Nie wypłynęło nic podejrzanego. Dlatego zaczynam myśleć, że to ktoś spoza mojego wewnętrznego kręgu.

Z pewnością jest taka możliwość, ale jakie nazwisko podał Aaron?

– Być może. Ale dlaczego Cole Security Forces?

– A czemu nie? Wszyscy należeliśmy do Fok, wszyscy zabijaliśmy i wszyscy w którymś momencie byliśmy zaangażowani w usuwanie terrorystów. Poza tym, cały czas to robimy. Chronimy bazy i podejmujemy się misji, których przyjęcia inni za bardzo się boją. Ty mi powiedz, w którym miejscu przestajesz rozumieć, dlaczego nie chcieliby nas powstrzymać. – Jego głęboki głos w gniewie staje się jeszcze niższy.

Zanim zdołam mu odpowiedzieć, widzę przechodzącego obok Toma.

– Muszę iść. Niedługo zadzwonię. – Rozłączam się i biegnę ratować swoją karierę.

***

Mój telefon dzwonił non stop. Brat i matka nie chcieli dać mi spokoju. Wszyscy wiedzieliśmy, czego dokonał ojciec. Zrekrutował mnie, gdy tylko się zorientował, że mam smykałkę do interesów. Teraz, zdaje się, to wymówka, której używamy przy każdym niepowodzeniu, jakie nas spotyka. Dominic nie dostał się do wymarzonego college’u, bo ojciec był szpiegiem i nie chciał się przeprowadzić. Mama nie została szefową ostatniej organizacji charytatywnej, w której zaczęła pracować, ponieważ ojciec był szpiegiem i to by dobrze nie wyglądało. Nie wyszłam za mąż, bo tata był szpiegiem i odstraszał wszystkich mężczyzn. Ale to akurat nieprawda. Nie wyszłam za mąż, bo faceci, z którymi się umawiałam, byli idiotami.

Tata był dobrym człowiekiem i dobrym ojcem pomimo częstych nieobecności. Kiedy byłam nastolatką, miałam wrażenie, że kiedy go nie ma, robi coś wspaniałego. Dla większości dziewczyn coś takiego było raczej niemożliwe do pomyślenia. Ja jednak wiedziałam. Zawsze czułam, że nas chroni. Zanim dorosłam na tyle, by zdać sobie sprawę, że naprawdę tak jest, już mnie werbował.

Uwielbiam swoją pracę. Uwielbiam swoje życie. I pewne jak diabli, że nie potrzebuję faceta, który by mnie nieco utemperował. Bycie kobietą w tym obszarze działania nie jest łatwe. Zawsze jestem postrzegana jako gorsza od mężczyzn, dlatego celowo pracuję dwa razy ciężej.

– Co jest, mamo? – rzucam z jękiem do telefonu.

– Gdybyś odebrała ten cholery telefon, kiedy dzwoniłam pierwsze dziesięć razy, nie musiałabym tak ciągle wydzwaniać – niemal szepcze matka.

Nigdy nie podnosi głosu nawet o ton. Byłby z niej kozacki szpieg.

– Nie chciałam z nikim rozmawiać.

– Najwyraźniej.

– A mimo to ciągle dzwonisz. – Zaczynam stukać stopą o podłogę.

Niewielu jest ludzi, którzy potrafią mnie przestraszyć. Ona jest jednym z nich. A mimo to nadal podżegam ją do kłótni. Matka jakimś cudem potrafi tak mnie zmanipulować, że zaczynam wierzyć, iż to wszyscy wokół się mylą – nawet jeśli istnieją dowody i zdjęcia, które twierdzą inaczej. Obserwowanie tego z boku jest niesamowite, ale nie wtedy, kiedy sama jestem zaangażowana.

Matka wzdycha, a ja wyobrażam sobie, jak przeciąga dłonią po kruczoczarnych włosach.

– Nie prowokuj mnie – mówi i milknie na moment. – Organizuję galę ku czci twojego ojca. Tym razem masz na niej być. Nie obchodzi mnie, czy prezydent wyśle cię do Timbuktu, masz tam być. To istotne, żeby nasza pozycja pozostała niezachwiana.

– Kiedy?

Ze względów wizerunkowych nadal musimy utrzymywać przykrywkę ojca. Moja matka naprawdę jest najsilniejszą kobietą, jaką znam. Zachowywanie pozorów przez całe życie nie było łatwe, ale robiła to z uśmiechem. Jestem pewna, że prywatnie ojciec zapłacił za to ogromną cenę, jednak jej obecność przy jego boku była trwała. Razem z bratem wychowywaliśmy się otoczeni taką miłością, o jaką dwoje dzieci nie mogło nawet marzyć. Byliśmy szczęśliwi, biorąc pod uwagę, że nasz ojciec robił mnóstwo rzeczy, o których pewnie nigdy się nie dowiemy.

– Za dwa tygodnie. I… Charisma? – Ona i mój brat to jedyne osoby na świecie, którym wolno zwracać się do mnie prawdziwym imieniem.

– Tak, mamo?

– Przyprowadź kogoś. Nikt nie lubi patrzeć, jak krążysz dookoła sali i samotnie pijesz drinka. Sprawiasz przez to wrażenie, że to twój wybór. Nie zmuszaj mnie, żebym zaczęła narzekać, że nie doprowadziłam do tamtego aranżowanego małżeństwa – mówi, po czym się rozłącza.

Przysięgam, są chwile, kiedy naprawdę rozważam złożenie anonimowego donosu do Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, że jest terrorystką. Jestem jednak pewna, że znalazłaby sposób, by przysiąc, że działałam tym na szkodę kraju.

Utrata ojca wiele ją kosztowała bez względu na to, ile po sobie pokazuje. Kochała go nad życie. Pozostawił po sobie pustkę w życiu każdego z nas, ale w przypadku matki… mogę sobie to tylko wyobrazić. Wciąż zdumiewa mnie, że ojciec to wszystko miał. Żonę, dzieci i pracę, dla której żył. Ja, z drugiej strony, chyba nie potrafię tego ogarnąć.

Mój telefon zaczyna wibrować. To jedna z najważniejszych dla mnie osób, mój brat Dominic.

Dom: Idziesz na to głupie przyjęcie. Nie zamierzam znowu cię wyręczać.

Ja: Bo co?

Dom: Mama mnie dobija! Cały czas siedzi mi na karku i dopytuje, kiedy się ożenię. Wie, że w twoim przypadku to przegrana sprawa.

Przewracam oczami. Zdecydowanie nie jestem przegrana w tym temacie. Po prostu nie spotkałam jeszcze nikogo, kto byłby wart mojego czasu.

Ja: Pomyślę, czy przyjść.

Dom: Powiem jej, że chcesz iść na zakupy i poszukać odpowiedniej sukienki.

Ja: Powiem jej, że startujesz do senatu.

Już sobie wyobrażam jego twarz. To, że przez kilka minut nie odpowiada, mówi mi, że z otwartymi ustami wpatruje się w telefon. Oczywiście o jego planach wiedzą tylko trzy osoby, ale ja nie jestem jedną z nich. Odkładam telefon i idę pracować do domu.

Gabinet w moim mieszkaniu budzi we mnie spokój.

Kiedy wchodzę do środka, zamykam za sobą drzwi na klucz, odpinam broń z uda i wyciągam laptop ze schowka. Dla normalnej osoby to zwyczajny gabinet. Taki z błękitnymi ścianami, białymi ażurowymi firanami i dużym białym biurkiem. Jest czysty, schludny i zabójczy. Pokój jest skomputeryzowany, widzę więc i słyszę wszystko, co dzieje się w mieszkaniu.

Jest tutaj również więcej zapadni i ukrytych drzwi, niż ktokolwiek mógłby pomyśleć.

Powoli wyjmuję teczkę z dokumentami, która stoi pomiędzy dwiema innymi – ta, która śni mi się po nocach… jedyna sprawa, której nie potrafię rozwiązać – lecz waham się przed jej otwarciem. Znam każdy zawarty w niej szczegół. Każde słowo jest wyryte w mojej głowie, ale i tak nie mogę się powstrzymać. Zaglądam do niej każdego dnia z nadzieją, że znajdę coś, co przeoczyłam, i w końcu będę mogła wpakować kulkę w tyłek sukinsyna, który zabił mojego ojca.

ROZDZIAŁ 4

MARK

Co za dzień. Wpisuję kod alarmowy, po czym wyjmuję piwo z lodówki. W moim domu panuje cisza, dokładnie tak jak lubię. To miejsce jest moją jedyną odskocznią od zwariowanego świata. Nie przynoszę pracy do domu. Nawet nie mam tutaj biura. To jedna wielka męska jaskinia, za którą przyjaciele mnie nie cierpią.

Kupiłem parterowy domek w Sandbridge na obrzeżach Virginia Beach, kiedy całe lata temu tutaj stacjonowałem. Jest mały, ale tylko mój. Teren sprawia, że dotarcie do pracy to piesza wyprawa, ale dzięki temu mam wrażenie, że mieszkam na własnej wyspie.

Z piwem w dłoni wychodzę na plażę. Kiedy już docieram do ulubionego miejsca, siadam na piasku i zaczynam obserwować surferów na rozciągającym się przede mną morzu.

Rozmowa z Aaronem nieustannie rozbrzmiewa mi w głowie. Za dużo rzeczy się tu nie zgadza, przez co sceptycznie podchodzę do jego przeczuć. Co, do diabła, Al Mazir ma wspólnego z kimkolwiek z nas? Nie był celem podczas naszych misji. Nie sądzę nawet, żeby ten krąg terrorystów był aktywny, kiedy należałem do Fok, a jeśli było inaczej, z pewnością miał innych przywódców. Region, w którym wtedy działaliśmy, należał głównie do Iraku lub Libii, chociaż nie wiem, czy to ma jakiekolwiek znaczenie. Za każdym razem, kiedy myślę, że już to zrozumiałem, coś innego zbija mnie z tropu.

Jest jeszcze szkopuł w tym, że Aaron chce zachować to w tajemnicy przed Muffem, czego nigdy nie robię. Są pewne granice, których nie wolno przekroczyć. Jackson nigdy by nie zapomniał zdrady ze strony jednego z nas.

– Hej, Mark! – woła z deski surfingowej moja sąsiadka, Tiffany.

Powinienem był przynieść swoją deskę. W wodzie zawsze myśli mi się lepiej.

Wstaję, żeby ją pozdrowić, i odgarniam włosy do tyłu.

– Hej, Tiff. – Uśmiecham się. – Jak tam fale?

Piankowy kombinezon przylega do jej ciała jak rękawiczka. Jest piękna – z długimi ciemnymi włosami, brązowymi oczami i zabójczymi krągłościami. Ale już zatańczyliśmy ten taniec i nauczyłem się, by nie wsadzać kutasa tam, gdzie może znów oberwać. Na szczęście Tiffany jest świetną babką i nigdy nie chciała czegoś więcej niż tylko jedną noc. Byłem dla niej podbojem, co mi bardzo pasuje.

– Surfuje się świetnie! Idź po deskę, mamy jeszcze czas, nim zajdzie słońce.

Patrzę na niebo i szacuję, że do zmierzchu została jakaś godzina.

– Daj mi… – Przerywa mi telefon. Charlie. Kobieta, dla której oddałbym lewe jajo, żeby ją poskromić… a przynajmniej spróbować. – Zgadamy się później. Muszę odebrać – wołam do Tiffany i ruszam w górę plaży.

Dwa razy szybciej niż zazwyczaj docieram za wydmę, gdzie wiatr nie jest taki silny.

– Wiedziałem, że nie możesz mi się oprzeć – rzucam do słuchawki i uśmiecham się szeroko.

Charlie już pewnie żałuje, że w ogóle zadzwoniła.

– Och, tak – odpowiada z wyraźnym sarkazmem w głosie, jak u sekstelefonistki. – Zawsze o tobie myślę, Dixon.

– Z radością uczynię cię kolejną panią Dixon.

– Obejdzie się – odpowiada z kpiną.

Znów się uśmiecham.

– To się jeszcze okaże.

– Nigdy się nie dowiesz.

– Przyjmę ten zakład.

Charlie jest dziewczyną, o której zaciągnięciu do łóżka nigdy nawet bym nie pomyślał. Zdecydowanie nie jest w moim typie. Lubię wysokie, ona zaś jest drobna, z pewnością siebie wielkości Teksasu. Lubię blondynki – jej włosy są niemal czarne. No i jej ciało. Zawsze podobały mi się dziewczyny smukłe, a ona ma krągłości. Jej ciało jest jak broń – taką, którą chciałbym rozłożyć na części i poznać do głębi.

– Skończyłeś? – pyta. – Zadzwoniłam nie bez powodu.

– Ależ oczywiście, Charlotte – żartuję.

Słyszę w słuchawce jej jęk i mój uśmiech staje się jeszcze większy.

– Nie mam na imię Charlotte, dupku. Chcesz mojej pomocy? Czy może wolałbyś, żeby ktoś dalej wrabiał firmę, dla której pracujesz?

To przykuwa moją uwagę.

– Tak, Charleston, chcę twojej pomocy.

– Pierdol się.

– Kiedy zechcesz, maleńka. Podaj tylko miejsce i czas.

– Zniszczyłabym cię. – Jej głos staje się niższy i pobrzmiewa w nim groźba.

– W to nie wątpię. Jesteś jedną z tych, o których mówią „czarna wdowa”. Pożerasz facetów. Ale z radością dałbym się zabić.

Charlie nie odpowiada. Ze słuchawki dobiega jej głęboki oddech.

– No dobra, przepraszam. Zadzwoniłaś, bo masz jakieś informacje?

Niemal słyszę toczącą się w niej walkę. Chęć, by mi pomóc i by nie pomagać, aż w końcu postanowienie, co powinna zrobić. W tym aspekcie jesteśmy do siebie podobni – oboje gotowi zginąć dla większego dobra. Tyle że jestem o wiele większym twardzielem, niż ona kiedykolwiek będzie.

– Pomogę ci, ale pod jednym warunkiem – ostrzega.

– Jakim?

– Rozumiesz, kto tu decyduje. To moja sprawa, ja cię w nią angażuję i dlatego to ja rozdaję karty.

Uśmiecham się, bo w gruncie rzeczy powiem jej wszystko, co chce usłyszeć. To od lat moje życie, a nie jakaś tam sprawa. Ktokolwiek jest za to wszystko odpowiedzialny, zniszczył życia ludzi, którzy są dla mnie ważni. Uważam Aarona i Jacksona za rodzinę. Zacznij pogrywać z moją rodziną, a wszystko może się zdarzyć.

Zamiast śpieszyć się z rozgrywką, odpowiadam tylko:

– Umowa stoi.

– Potem pojadę do Waszyngtonu i cię ze wszystkim zapoznam.

– Dzięki, Charlize.

– Już tego żałuję – mamrocze i się rozłącza.

***

– I tylko tyle mi powiesz? – burczy Jackson po drugiej stronie linii.

Nie trzeba dodawać, że nie jest szczęśliwy z mojego wyjazdu do stolicy. Jednak nie ma wyboru.

– A chcesz, żebym zaczął zmyślać?

– Chcę, żebyś mi powiedział, co wiesz.

– Nie wiem więcej od ciebie. Chce nam pomóc i uważa, że możemy współpracować i dowiedzieć się, co się tu, do diabła, dzieje. Czego jeszcze chcesz, Muff? – Nie mogę udzielić mu informacji, których sam nie mam.

– Pogadam z Catherine, wrócimy na wschód. Muszę zjawić się w biurze, skoro ciebie w nim nie będzie.

Wybucham śmiechem. Wiem, jak skończy się ta rozmowa. Jego jaja będą wygodnie leżeć w jej ręce, dokładnie tam, gdzie znajdują się teraz, i zostanie w Kalifornii. Gdyby firma nie rozrastała się tak szybko, to nie byłby problem. Prowadzę biuro w Virginii, podczas gdy Jackson otworzył drugie, niedaleko San Diego. Każdy z nas znajduje się w takiej lokalizacji, by działać ramię w ramię w pobliżu najbliższej bazy marynarki. Poza tym właśnie tam stacjonują oddziały Fok. To ma sens, ułatwia rekrutowanie i przynosi nam mnóstwo pieniędzy.

– Zostań, gdzie jesteś, chłopie. Natalie tutaj jest i potrafi udźwignąć o wiele więcej, niż nam się wydaje. Aaron również jest w pełni zdolny do działania. – Wybucham śmiechem na myśl o pozostawieniu tych dwojga razem. – Poza tym Erik zaczął brać na siebie więcej spraw. Przejmie system komunikacji, skoro Aaron będzie zajęty czymś innym. No i… – Milknę na moment. – Mowy nie ma, żeby Cat się na to zgodziła. Ma swoich klientów i nie może wyjechać. Nie zapominajmy, że wasze biuro dopiero zaczęło działać. Co niby zrobisz tutaj, czego nie możesz zrobić stamtąd?

– Chcę być cały czas informowany – sapie z irytacją.

– Nie.

– Nie?

– Słyszałeś… nie.

– To moja firma, gdybyś przypadkiem zapomniał. – Słyszę gniew buzujący w jego głosie.

Jackson musi mieć czyste ręce. Jeśli coś się schrzani, co może się przecież zdarzyć, musi być wolny od podejrzeń.

– Słuchaj, nie będę ci wyjaśniał wszystkich powodów, dla których nie musisz mieć wiedzy o tym, co być może będę robił, ale podsumuję to w dwóch słowach: wiarygodne zaprzeczenie.

– Mark.

– Nie. Gówno ci powiem. Robię to po swojemu, żebyś razem z Catherine siedział sobie wygodnie w Kalifornii. Jestem jedynym w tej cholernej grupie, który nie ma nic do stracenia.

– Nie podoba mi się to.

– Naprawdę mi to wisi.

– Jako twój szef nakazuję ci o wszystkim mnie informować.

– Ech… – Milknę na moment. – Zastanowię się nad tym.

– Jesteś jak pieprzony wrzód na dupie.

– A ty jesteś brzydki.

Jackson wzdycha.

– Będę trzymał się blisko, dopóki będzie trzeba. Słuchaj… – waha się. – Musimy pogadać o tym, czego cały czas unikasz.

– Nie teraz.

– Mark – gani mnie. – Mówię poważnie. Chcę, żebyś się zgodził. Żebyś został moim partnerem.

– Trzymaj się, Muff. – Rozłączam się i odsuwam od biurka.

Powinienem być szczęśliwy – podekscytowany, a nawet zachwycony – że chce mieć we mnie partnera, ale tak nie jest. Nie chodzi o problemy, które wydają się nie dawać nam żyć. Moje całe życie po wyjściu z armii kręciło się wokół Cole Security Forces, ale właśnie w tym problem. Czego jeszcze potrzebuję, żeby to było moje życie? Czy tylko to jest moim przeznaczeniem? Jackson ma Catherine. Liam i Natalie są małżeństwem i robią kolejne dzieci. Nawet Aaron ruszył z miejsca i zaczął się umawiać na randki.

A ja jestem tutaj.

Zablokowany.

W martwym punkcie.

Mark, wiecznie zabawny gość. A mimo to właśnie do mnie wszyscy przybiegają z płaczem, bo nie potrafią ułożyć sobie życia. Ludzie dostają kulkę, rozwodzą się i popełniają błędy, bo nie umieją powiedzieć sobie prawdy. Nie jestem pewien, czy chcę to robić do końca życia. Być może zechcę otworzyć sklep dla surferów na Hawajach, ale jeśli się zgodzę na propozycję Jacksona, nie będę mógł tego zrobić. Co jednak dla niego typowe, gonią go terminy i zaczyna mnie naciskać.

Kolejne kilka godzin spędzam, domykając wszystko, co tylko mogę. Skrzynka mailowa już wyczyszczona, więc pozostało mi tylko spotkać się z jednostką.

Wszyscy siedzą już w sali konferencyjnej, a z ich oczu wyziera zmęczenie.

– Witam swoich ludzi – grzmię już od progu. Natalie uśmiecha się z kpiną, Aaron wygląda na nieporuszonego, Erik wybucha śmiechem, a reszta zespołu wydaje się skonsternowana. Jedyny, który mnie szokuje, to Liam. Ze skrzyżowanymi na piersi rękoma stoi z tyłu pomieszczenia. – No, no, wygląda na to, że mamy nowego pracownika.

Liam nieznacznie pochyla głowę i przygląda mi się uważnie.

Interesujące.

– Przyszedłem tylko po żonę. Powiedziała mi, że będziesz rozmawiał z jednostką. Pomyślałem, że oszczędzę jej kłopotu powtarzania wszystkiego od początku.

Z jednej strony, mam ochotę mu przyłożyć i pokazać, gdzie jego miejsce, bo nie jesteśmy w marynarce. Z drugiej jednak, chciałbym poklepać go po plecach i pogratulować, że urosły mu jaja.

– No dobra. – Klaszczę w dłonie, zwracając na siebie ich uwagę. – Mam wam do przekazania pewne informacje i to chwilę zajmie.