Szansa na start - Daniel Zbiróg - ebook

Szansa na start ebook

Daniel Zbiróg

3,2

Opis

Szesnastoletni Mike nie potrafi wyobrazić sobie życia bez muzyki. Jego rodzice jednak zupełnie nie podzielają jego pasji i starają się wybić mu z głowy marzenia o zostaniu wielką gwiazdą rocka. Na szczęście Mike może liczyć na wsparcie swojego najlepszego przyjaciela, Willa, który w dniu urodzin wręcza mu bilet na koncert ulubionego zespołu. Niezwykły zbieg okoliczności sprawi, że Mike zaprezentuje swój talent szerszej publiczności, a jego życie zacznie się zmieniać w zawrotnym tempie. Aby spełnić marzenia, będzie musiał dokonać trudnych wyborów i zawalczyć z przeciwnościami losu, które nagle zbiorą się nad nim niczym ciemne burzowe chmury. Czy wystarczy mu siły i determinacji, by osiągnąć to, czego zawsze tak bardzo pragnął?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 153

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,2 (5 ocen)
0
2
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Zwykły, szary dzień jak każdy inny. Wróciłem ze szkoły, zjadłem obiad i usiadłem przed telewizorem. Oglądałem to, co zazwyczaj, czyli stację z klipami muzycznymi. Był to dla mnie sposób na oderwanie się od przeciętności i nudnego życia pozbawionego większych celów i perspektyw. Wpatrując się w ekran telewizora, zastanawiałem się, jak to jest być na ICH miejscu, jak to jest być KIMŚ. Ile to ja bym dał, by móc choć na jeden dzień zamienić się miejscami z którąś z wielkich gwiazd, takich jak Jason Light, Mia Rodriguez czy Christopher Key. Mogłem sobie tylko pomarzyć.

Kiedy tak sobie siedziałem i rozmyślałem, do pokoju weszła moja starsza siostra. Madison miała zaledwie dwa lata więcej ode mnie, a już wiedziała, czego od życia chce. Opracowała plan na jakieś następne piętnaście lat. Skończyć liceum, pójść na studia psychologiczne, zaczepić się gdzieś w prywatnym gabinecie na jakimś stażu, a następnie otworzyć własny i pomagać ludziom z problemami. Oczywiście po drodze wyprowadzka z domu rodzinnego, mąż i dziecko, byle nie szybciej niż w wieku dwudziestu pięciu lat. Moja siostra zawsze była taka opanowana, dojrzała, i po prostu idealna. A ja? Zupełne przeciwieństwo, człowiek pełen marzeń, który nie ma pojęcia, jak zaplanować przyszłość.

– Przyspieszone wszystkiego najlepszego, Mike! – powiedziała z pełnym entuzjazmem. Całkiem zapomniałem, że jutro są niestety moje szesnaste urodziny.

Nigdy nie lubiłem ich świętować. Nie wiem, czym to było spowodowane, ale uważałem, że to całkowicie bez sensu. Cała ta otoczka pełni szczęścia i miłości. Aż robiło mi się niedobrze.

– Dzięki, ale urodziny mam dopiero jutro, więc czemu dzisiaj? – odpowiedziałem zaskoczony.

– Tak, wiem, że jutro. Chodzi o to, że… Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć.

– O co chodzi? – zapytałem zaskoczony. Widać było, że Madison się stresuje i czuje się bardzo zakłopotana.

– Nie będzie mnie na twoich urodzinach! Przepraszam – wydusiła z siebie.

Mojej zorganizowanej siostry nie będzie na moich urodzinach? Musiało stać się coś naprawdę ważnego, skoro zadeklarowała swoją nieobecność w takim dniu.

– Nie ma sprawy, ale co takiego się stało, że cię nie będzie? Czyżby koniec świata? – zażartowałem.

– Nie jesteś zły? Przecież to twoje urodziny, a ja mówię ci, że mnie nie będzie.

– Nie, nie jestem. Zastanawiam się tylko, co takiego się wydarzyło.

Bardzo mnie ciekawiło, jaką wymówkę ma moja siostrzyczka. Takie zachowanie było do niej naprawdę niepodobne.

– Akurat jutro mam niepowtarzalną szansę spotkania się z Emmą Rott.

Wiedziałem, że chodzi o „wielką” panią psycholog, która sprawiła, że moja siostra zapragnęła pójść w jej ślady. Madison kiedyś obejrzała program Emmy, w którym ta pomagała rodzinie zastępczej dogadać się z nowym podopiecznym, i to właśnie wtedy pojawiło się w jej głowie marzenie, by zostać kimś takim.

– Rozumiem – odpowiedziałem ze spokojem.

– Naprawdę nie jesteś zły? – zapytała dla pewności.

– Żartujesz? To dla ciebie wielka szansa, a ja urodziny mam co roku. Poza tym mam jeszcze dwie siostry, które będą ze mną świętować.

– Jesteś najlepszym bratem na świecie!

Po tych słowach Madison wręczyła mi prezent, uściskała i wyszła z mojego pokoju z wielkim uśmiechem na twarzy.

Odpakowałem prezent i uśmiechnąłem się sam do siebie. Była to płyta mojego ulubionego nieanglojęzycznego zespołu Notil. Południowokoreańska grupa, w skład której wchodziło pięciu członków: Kim YoungJoon – pseudonim „TeddyBear”; Chung HaRim – ChungChung; Park SangKyo – „Kiki”; Lee SooWook – „Rocky”; oraz najmłodszy, mój rówieśnik Choi NaJoon – pseudonim „Tiger”. Byłem zachwycony. Bez zastanowienia wstałem i poszedłem po laptopa. Uruchomiłem płytę i zacząłem po cichu śpiewać. Oczywiście śpiewałem nieco po swojemu, gdyż nie znam zbyt dobrze koreańskiego. Zaledwie parę słów i zwrotów.

Tego samego dnia wieczorem poszedłem z moim najlepszym kumplem Willem wyprowadzić jego psa na spacer.

– Czyli Madison dała ci płytę Notil? – zapytał, udając zaskoczonego.

– Daj spokój. Jestem przekonany, że wiedziałeś o tym wcześniej – odpowiedziałem.

Will zaśmiał się tylko, po czym dodał:

– Ciekawe, co dostaniesz od pozostałych siostrzyczek, co?

– No wiesz, podejrzewam, że Eva, jak co roku, podaruje mi jakiś ciuch, a od Olivii raczej nie spodziewam się prezentu, w końcu ma dopiero 6 lat – zaśmiałem się.

Jeszcze przez moment porozmawialiśmy o moich urodzinach, po czym przeszliśmy na poważniejsze tematy.

– A jak w domu? – zapytał Will.

Z Willem znałem się od podstawówki. Wiedziałem, że mogę mu ufać, a on ufał mi. Jako jedyny wiedział, co się u mnie dzieje i jak wygląda sytuacja w mojej rodzinie.

– Stabilnie – odpowiedziałem.

– Na pewno? Bo coś mnie to nie przekonało.

– Tak, na pewno. Ojciec jest spokojny, a mama… Mama daje radę.

– Jeśli tak mówisz. Pamiętaj tylko, że zawsze możesz na mnie liczyć i zawsze ci pomogę – mówił ze współczuciem w głosie Will.

– Jasne, że pamiętam – rzuciłem, po czym spróbowałem zmienić temat.

W domu się nie przelewało i ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Nie jest łatwo utrzymać czwórkę dzieci, zwłaszcza kiedy wszystkie chodzą już do szkoły. Niestety nie tylko pieniądze były problemem. Czasami był nim też alkohol. Ojciec, zawsze kiedy miał wolne, potrafił „zrelaksować się” w tylko jeden sposób, po prostu pił. Nie byłoby może w tym nic wielkiego, gdyby nie to, że po alkoholu zdarzało mu się tracić kontrolę i nawet najmniejsza kłótnia z mamą kończyła się wielką awanturą pełną gróźb, obelg i wypominania błędów. Zdarzało się, że picie sprawiało, że stawał się radosny i miły, ale niestety częściej zaczynał być agresywny. A co do mamy, była dobrą kobietą, która po prostu kochała nie do końca dobrego faceta. Przez sytuację z ojcem często się na nas wyżywała. Ile to razy już słyszałem, że mam się pakować i wynosić z domu? Ani jedno, ani drugie nigdy nie przepraszało. Uważali, że nie ma takiej potrzeby i zachowywali się, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Nie był to dom pełen miłości ani dobrych wzorców do naśladowania, ale był to mój dom. Innego nie miałem.

Gdy wróciłem ze spaceru, wszyscy już spali. Był weekend, ale ojciec na szczęście musiał wziąć dodatkową zmianę w pracy i dzięki temu w domu było cicho i spokojnie. Usiadłem na brzegu łóżka, wyjąłem zza szafy mój największy skarb i zacząłem to, na co czekałem cały dzień. Pracę nad piosenkami. Mój niebieski zeszyt w kratkę był dla mnie najważniejszy na świecie. Nigdy nikomu go nie pokazałem i nikomu o nim nie wspominałem. Nawet Will nie wiedział, czym zajmuję się wieczorami, kiedy wszyscy śpią, a ja mam czas dla siebie. Po kilku minutach, jak zwykle, zjechałem z łóżka na podłogę i tam pisałem dalej.

Mój pokój nie był zbyt duży. Mieściło się w nim zaledwie rozkładane łóżko, szafa i komoda, na której stał telewizor. Nie miało to dla mnie większego znaczenia. Dla mnie ważne było, że to mój pokój, moja oaza i moje królestwo. Miejsce, w którym naprawdę mogłem być sobą i niczym się nie przejmować.

Spędziłem na pisaniu pół nocy. Nawet nie wiem, kiedy to zleciało. W końcu położyłem się na łóżku, włączyłem cicho muzykę z telefonu i pogrążyłem się w świecie swoich marzeń i rozmyśleń o tym, jakby to było, gdybym miał odwagę komukolwiek pokazać moje piosenki. Albo lepiej! Jakbym miał odwagę przed kimś zaśpiewać, by w końcu się dowiedzieć, czy naprawdę jestem tak zdolny, jak mi się wydaje. Niestety, nic z tego. Byłem typem człowieka, który nie miał odwagi zrobić pierwszego kroku. Wolałem już, aby było, jak jest, niż się skompromitować. Po prostu za bardzo bałem się opinii innych.

*

Obudziłem się w samo południe. Słońce świeciło mi po oknach jak chyba nigdy wcześniej, aż bolały oczy. Podniosłem się, usiadłem na brzegu łóżka, powiedziałem do siebie:

– Wszystkiego najlepszego, wariacie. – I się uśmiechnąłem.

Zszedłem na dół do kuchni, gdzie czekała już na mnie mama z tortem. Była naprawdę piękną kobietą, a jej uśmiech aż onieśmielał. Miała długie, kręcone, brązowe włosy, które zawsze były rozpuszczone, a jej ciemnozielone oczy przepełniały miłość i szczera radość z tego, co ma, czyli nas wszystkich. W takich momentach zapominałem o tym, co złe, i widząc mamę tak pogodną, sam byłem szczęśliwy.

– Sto lat, sto lat! Wszystkiego najlepszego, kochanie – powiedziała do mnie, po czym dorzuciła buziak w policzek.

– Dziękuję! – odparłem z wielkim entuzjazmem.

– Wszystkiego najlepszego! – krzyknęły chórem moje siostry.

– Dziękuję wam, naprawdę bardzo mocno.

– Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki – zwróciła się do mnie mama.

W tym momencie mogłem pomyśleć o czymkolwiek. Przecież to tylko zwykłe, głupie i nic nieznaczące życzenie, prawda? Skoro tak, to dlaczego nie byłem w stanie niczego wymyślić? W głowie miałem mnóstwo pomysłów, ale w tej jednej chwili każde życzenie wydawało mi się zupełnie bez sensu. Pomyślałem więc tylko, że chciałbym po prostu zmiany. Chciałem jedynie, by coś się zmieniło.

– Brawo! – krzyknęły Eva z Olivią, po czym poszliśmy zjeść trochę tortu.

Gdy tylko skończyliśmy jeść, przyszła pora na prezenty. Od mojej słodkiej Olivii dostałem przepiękną laurkę, w której napisała: Wszystkiego najlepszego, kocham Cię. To najpiękniejsza laurka na świecie. Olivia była słodką dziewczynką, oczkiem w głowie nas wszystkich. Jej długie włosy były tylko nieco mniej olśniewające niż jej piękny, promienny uśmiech.

Następny prezent dostałem od Evy. Tak jak podejrzewałem, była to niebieska bluza z kapturem. Tradycja została podtrzymana i siostra podarowała mi ubranie. Eva była tylko rok młodsza ode mnie, może to dlatego ze wszystkich sióstr z nią dogadywałem się najlepiej. Przede wszystkim łączyła nas pasja do biegów. Zawsze rywalizowaliśmy ze sobą na zawodach o to, kto zajmie lepsze miejsce, ale i prywatnie, w naszych własnych wyścigach. Ostatni prezent był od rodziców.

– Przepraszam, że taty nie ma w momencie, kiedy ci to wręczam, ale mam nadzieję, że nie jesteś zły – powiedziała z prawdziwym żalem mama.

– Nie ma sprawy, mamo. – Uśmiechnąłem się i pomyślałem, że to może nawet i lepiej, że go nie ma. Kto wie, co by mu strzeliło do głowy.

Kiedy otworzyłem ostatni podarunek, nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Dostałem kartę podarunkową do sklepu muzycznego!

– Razem z tatą zastanawialiśmy się, który z instrumentów chciałbyś dostać, ale ponieważ mieliśmy różne zdania, postanowiliśmy podarować ci to, abyś sam mógł zdecydować.

– Dziękuję! – wykrzyczałem z całych sił.

To był chyba najlepszy prezent, jaki mogłem dostać. W końcu będę mógł kupić sobie nową gitarę i nie tylko pisać piosenki, ale też znów tworzyć muzykę. Nareszcie moje słowa nie będą pozbawione dźwięku. Niestety starą gitarę musiałem wyrzucić, po tym jak Olivia zrzuciła ją ze schodów pół roku temu. Byłem naprawdę szczęśliwy.

Jak najszybciej się dało pobiegłem do swojego pokoju, ubrałem się i zadzwoniłem do Willa. Razem poszliśmy do sklepu muzycznego, by zrealizować moją kartę podarunkową.

Po dotarciu do sklepu nie mogłem się zdecydować, którą gitarę wybrać, która będzie pasować do mnie najbardziej? W sklepie niestety nie było niczego podobnego do tej, którą miałem poprzednio. Wybór był zbyt duży. Nie zastanawiając się zbyt długo, postanowiłem poprosić o pomoc sprzedawcę. Wyjaśniłem mu, czego dokładnie potrzebuję i w jakiej sytuacji jestem. Szybko znalazł dla mnie piękną czarną gitarę. Powiedział, że to najlepsze, co ma dla młodego artysty. „Artysta”. To słowo wywołało uśmiech na mojej twarzy. Ktoś nazwał mnie artystą po raz pierwszy w życiu. To było naprawdę niesamowite.

Po wyjściu ze sklepu Will wyciągnął z kieszeni kopertę, po czym mi ją wręczył.

– Co to? – zapytałem zdziwiony.

– Otwórz. – Nie dodał nic więcej.

Nie wiedziałem, czego mam się spodziewać. Otworzyłem i aż musiałem stanąć na moment. Nie wierzyłem własnym oczom. Czyżby to miały być najlepsze urodziny w moim życiu? Czyżby zła passa w końcu mnie opuściła, a ten dzień wreszcie zacznie mi się dobrze kojarzyć?

– Wszystkiego najlepszego, przyjacielu – rzekł z wielkim uśmiechem.

– Will, ja nie wiem, jak mam ci dziękować…

– Po prostu weź mnie ze sobą. – Zaśmiał się.

– Masz to jak w banku – odrzekłem.

Dostałem dwa bilety na koncert The Svam. Nie były to zwykłe bilety, tylko bilety zapewniające nam miejsca VIP oraz tak zwane Meet&Greet.

The Svam to brytyjski zespół, który wprost uwielbiam. Znam na pamięć tekst każdej piosenki i każdy teledysk. Swój styl kreuję na ich frontmanie, Bradleyu, który dla mnie jest po prostu ikoną. Zespół składa się z pięciu osób: Bradleya, gitarzysty Erica, basistki Lili, perkusisty Shawna i klawiszowca Tima. Ich muzyka zawsze mnie uspokaja, i to dzięki nim przetrwałem wiele trudnych chwil.

To było jak spełnienie marzeń. Płyta Notil, nowa gitara i teraz jeszcze koncert The Svam. Byłem w raju. Po raz pierwszy w życiu cieszyłem się, że mam urodziny. Pierwszy raz w życiu chciałem, by ten dzień się nie kończył.

Wróciliśmy z Willem do mnie do domu i od razu pochwaliłem się wszystkim gitarą oraz prezentem od mojego przyjaciela. Mama była bardzo zdziwiona i odciągnęła mnie na chwilę na bok. Chciała, bym oddał Willowi te bilety, ponieważ uważała, że to zbyt drogi prezent i że nie mogę go przyjąć nawet od najlepszego przyjaciela. Nie mogłem tego zrobić. Może to samolubne lub niewłaściwe, ale po prostu nie mogłem. Od zawsze marzyłem o tym koncercie. Nie mogłem liczyć na koncert Notil, ponieważ nigdy nie grali w Europie, ale The Svam pochodzili z mojego kraju. Nie mogłem z tego zrezygnować.

Will był inny niż ja. Jego rodzina jawiła mi się jako po prostu idealna. Był jedynakiem, przez co oczkiem w głowie rodziców. Miał to, co chciał, bo jego mama i tata byli wysoko postawionymi urzędnikami i mieli sporo kasy, a przy tym zachowywali się naprawdę normalnie. Nie byli jakimiś snobami ani nie uważali się za lepszych od innych. Sam Will pozostał bardzo kulturalnym i uczciwym człowiekiem, zawsze zbierał dobre oceny i nigdy nie miał problemów z zachowaniem. Lubiłem jego rodzinę. Czasami nawet bardziej niż swoją, i to dlatego częściej siedzieliśmy u niego.

Wytłumaczyłem mamie, jak wygląda sytuacja. Na szczęście zrozumiała, ale kazała mi podziękować również jego rodzicom i zaprosić w zamian Willa do nas na kolację.

Nie było problemu z tym, żebym podziękował rodzicom Willa, ale zaprosić go do nas na kolację? To był koszmarny pomysł. A co, jeśli wydarzy się coś niespodziewanego? Przecież ojciec poszedł dziś na rano, a jutro ma wolne, co oznacza, że będzie chciał sobie wieczorem wypić. Nie uda mi się zachować wszystkiego pod kontrolą. Co prawda Will wiedział, jak się mają sprawy w moim domu, ale wiedzieć to jedno, a być świadkiem to zupełnie co innego. Nigdy nie chciałem, by w tym uczestniczył, dlatego rzadko zapraszałem go do siebie, kiedy oboje rodzice byli w domu, a co dopiero zaprosić go wieczorem, i to wtedy, kiedy ojciec ma następnego dnia wolne.

Niestety, musiałem to zrobić, bo obiecałem mamie i sam też chciałem mu się jakoś odwdzięczyć, w końcu wcale nie musiał dawać mi tak drogiego prezentu. Nie było wyjścia.

– Will, może zechciałbyś zjeść z nami dzisiaj kolację? Chciałbym ci jakoś podziękować za ten prezent i może chociaż tyle będę w stanie zrobić, przynajmniej na razie – powiedziałem lekko drżącym głosem.

– Jasne, że tak! – odpowiedział pełen entuzjazmu.

– W takim razie może pójdziemy teraz na miasto, a później wrócimy?

– Okej – zgodził się, po czym wyszliśmy pochodzić po galerii.

Kiedy wieczorem wróciliśmy do mnie do domu, ojciec siedział w swoim fotelu przed telewizorem i trzymał w ręku piwo. Był dobrze zbudowany, w końcu pracował na budowie, a tam chyba każdy jest postawny i umięśniony. Poza tym miał jasne włosy i spojrzenie, którego wolałem unikać.

– Cześć, tato – rzuciłem.

– Hej, synek, podejdź no tu do ojca, niech ci złożę życzenia – odpowiedział swoim poważnym głosem.

Nawet nie wysilał się na jakiekolwiek pozytywne emocje. Wyglądało, jakby robił to tylko dlatego, że ktoś mu kazał. Podał mi jedynie rękę i nawet nie patrząc na mnie, powiedział:

– Wszystkiego najlepszego.

Cały on. Zawsze uważał, że wychowanie dzieci, tak jak i cały dom, powinno być na głowie kobiety, a jego jedyne zadania to zarobić i relaksować się po pracy. Nic więcej. Szkoda tylko, że nie był jedyną osobą, która w tym domu pracowała i która zasługiwała na trochę odpoczynku. Mama również miała pracę. Może nie zarabiała kokosów, ale lubiła swoje zajęcie w malutkim warzywniaku na końcu ulicy. Poza tym Madison także dorabiała w weekendy. Czasami nie wiedziałem nawet, co o nim myśleć.

– Cześć, Will, dawno cię u nas nie widziałem. Co u ciebie? – Ojciec zaatakował Willa swoim udawanym zainteresowaniem.

– Dzień dobry. A dziękuję, wszystko w porządku. Jakoś to leci do przodu – odpowiedział jak zwykle z uśmiechem na twarzy.

– To dobrze, dobrze. A jak się mają rodzice?

– Dziękuje, rodzice również mają się dobrze. Wszystko w jak najlepszym porządku, a co u pana? – zapytał Will.

– Jak widać – odpowiedział z tym swoim sztucznym uśmiechem mój ojciec.

Nie znosiłem takich sytuacji. Jeszcze bardziej, gdy chodziło o Willa. Był moim najlepszym przyjacielem, a wiem, że ojciec nie miał zbyt dobrego zdania o jego rodzicach, i to tylko ze względu na to, że im powiodło się w życiu lepiej niż jemu. Mówił o nich „ludzie z wyższych sfer”, i to w taki sposób, jakby to było coś naprawdę złego. Nawet nie wiedział, jak bardzo się myli.

– Dziękuje za prezent, tato! – wtrąciłem, zanim zdążył zadać kolejne pytanie naszemu gościowi.

– Nie ma problemu, wszystko dla mojego jedynego synka.

Aż mnie ciarki przeszły. Udawał przed Willem, że jest takim wspaniałym i kochającym ojcem. Jakby nigdy nic złego mi nie powiedział, jakbym był jego oczkiem w głowie. Bzdura! Zawsze miał nas wszystkich w głębokim poważaniu. Domem zajmowała się mama, a on tylko wrzeszczał, kiedy zrobiliśmy coś złego.

– Mógłbyś tylko mniej czasu spędzać nad tym swoim hobby i więcej czasu poświęcać na prawdziwe życie. W moje ślady raczej nie pójdziesz, bo do tego trzeba być prawdziwym mężczyzną, ale może zaczepisz się w jakiejś pracy na weekendy, tak jak twoja siostra, zamiast tylko brzdąkać? – powiedział z wielką dumą.

Po tych słowach aż zrobiło mi się słabo. Hobby? Brzdąkać? Żyć prawdziwym życiem? A czy bycie muzykiem to nie praca? To nie prawdziwe życie? To coś, co sprawia, że człowiek jest gorszy? Nie miał pojęcia o tym, jak bardzo właśnie mnie obraził i jaką przykrość mi sprawił. A może zrobił to właśnie celowo? Kto wie. Oczywiście musiał mnie jeszcze upokorzyć swoim tekstem o prawdziwym mężczyźnie. Może i nie jestem zbyt obiektywny, ale uważam, że niczego mi nie brakuje. Trzy razy w tygodniu chodzę na siłownię, dzięki czemu mam już trochę mięśni, a poza tym jestem wysoki; co prawda nie jak jakiś koszykarz, ale uważam, że wystarczająco. No i ja przynajmniej z szacunkiem traktuję kobiety.

Zrobił to celowo. Tylko po to, by dopiec mi przy moim przyjacielu.

– Jasne, tato, poszukam czegoś na weekendy. – Tylko tyle byłem w stanie mu odpowiedzieć. Na szczęście do pokoju weszła mama z Olivią i dzięki temu udało nam się nie pozabijać wzrokiem.

Wszyscy razem usiedliśmy do kolacji, no prawie wszyscy, bo Madison wciąż nie wróciła ze spotkania z Emmą. Mama podała do stołu. Wszystko wyglądało cudownie i tak też smakowało. Widziałem, że Will z apetytem objada się przysmakami mamy tak samo, jak my wszyscy. Na razie szło nie najgorzej. Nawet całkiem dobrze. Modliłem się tylko, by tak już zostało i żeby nie było żadnych niespodzianek.

– To kiedy jedziecie na ten koncert? – zapytał ojciec.

– Za dwa tygodnie w sobotę – odpowiedział mu Will.

– Tylko na jeden dzień czy będziecie nocować? – zastanawiała się mama.

– Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy – odpowiedziałem.

– Wolałabym wiedzieć jednak dużo wcześniej, czy tak, czy nie, i jak tak, to gdzie dokładnie – dodała.

– Jasne, mamo, dam ci znać, jak tylko to ustalimy – powiedziałem ze sztucznym uśmiechem.

W tym momencie do domu weszła Madison.

– Hej wszystkim! – krzyknęła.

– W końcu wróciłaś – ucieszyła się Olivia, po czym pobiegła ją przytulić.

– Siadaj z nami, kochanie – zwróciła się do niej mama.

Madison usiadła z nami przy stole. Byłem naprawdę szczęśliwy, bo dzięki temu rodzice przenieśli swoją uwagę na nią i jej spotkanie. Chcieli wiedzieć wszystko. Siostra opowiadała z zachwytem, po czym na końcu dodała:

– Pani Emma zaprosiła mnie na wakacyjny staż do siebie do biura!

– Co? Gratulacje, siostra! – krzyknąłem jako pierwszy.

– To cudownie, moja gwiazdeczko – powiedziała mama.

– Mamo, już tyle razy ci mówiłam, że jestem chyba za duża, byś tak do mnie mówiła.

– Dla mnie zawsze będziesz moją kochaną, małą gwiazdeczką – odrzekła mama.