Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Masz kiepski nastrój, czujesz się fatalnie w swoim ciele, jesteś ciągle zestresowana i bez przerwy słyszysz, że to normalne, bo przecież jesteś kobietą? Weź sprawy w swoje ręce!
To pełna równowaga jest naturalnym stanem twojego ciała – i nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.
Kobiety w każdym wieku mierzą się z zaburzeniami równowagi hormonalnej. Często myślimy, że jesteśmy skazane na uciążliwy PMS, problemy z wagą, trądzik, wahania nastrojów czy niskie libido. Doraźnie stosujemy ekspresowe diety, tabletki nasenne i leki uspokajające. Istnieje jednak bezpieczny, skuteczny, a nawet przyjemny sposób, by znów czuć się wyśmienicie, tryskać energią i żyć pełnią życia.
Sara Gottfried jest ginekolożką z dyplomem Harvardu i prekursorką terapii łączącej medycynę z holistycznym podejściem do zdrowia kobiety. Jej proste i naukowo potwierdzone sposoby na odzyskanie równowagi hormonalnej pozwalają nie tylko dotrzeć do źródeł problemu, ale także zrozumieć, jak inteligentne jest twoje ciało... oraz jak wykorzystać tę inteligencję na swoją korzyść.
Wspomóż swoje naturalne mechanizmy regulacyjne poprzez:
• dokładną autodiagnozę dolegliwości na podstawie specjalistycznych testów zawartych w książce,
• świadome, stopniowe zmiany stylu życia i odpowiednią suplementację,
• stosowanie terapii ziołowych, przywracających równowagę rozchwianym hormonom,
• sięgnięcie po łatwo dostępne hormony bioidentyczne zamiast kolejnych pigułek.
Dzięki tej książce zapanujesz nad swoimi hormonami i odzyskasz satysfakcję z bycia kobietą.
BESTSELLER „NEW YORK TIMESA”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 593
Data ważności licencji: 6/19/2029
Ku pamięci mojego dziadka, generała H.C. Teubnera (1919–2012), wspaniałego człowieka i bratniej duszy, któremu zainteresowanie światem przyrody i zapał do nauki pomogły wyrwać się z biedy i zostać inżynierem w Massachusetts Institute of Technology (i dzielnym pilotem bombowca B29 podczas drugiej wojny światowej).Dziadek nie praktykował jogi, ale był przekonany, że odpowiedni styl życia to najlepszy sposób na zapobieganie problemom zdrowotnym, i już ponad czterdzieści lat temu nauczył mnie, jakie korzyści dają olej rybi i witamina E. Rozumiał, w jaki sposób działa mój umysł i wiedział, że to właśnie się liczy.
Pierwszy raz zetknęłam się z doktor Sarą Gottfried, kiedy przysłano mi kopię jej filmu Yoga Woman, przedstawiającego niezwykłe korzyści zdrowotne wynikające z praktykowania jogi. Zobaczyłam ją na ekranie: certyfikowana ginekolożka i uznana instruktorka jogi, okaz zdrowia i piękna, uosobienie tego, co najlepsze we Wschodzie i w Zachodzie, opowiadała o niesamowitej mocy jogi, która uzdrawia umysł, ciało i ducha. Sara Gottfried to współczesna bogini uzdrowicielka, absolwentka medycyny na Uniwersytecie Harvarda, wnikliwa lekarka i badaczka. Dowiedziałam się później, że moje dokonania w dziedzinie zdrowia kobiet były dla niej drogowskazem, gdy odbierała swoją edukację i odbywała rezydenturę na położnictwie i ginekologii. Z przyjemnością odkryłam, że podążała szlakiem, który w pocie czoła przecierałam od lat – teraz poszerzała go i czyniła łatwiejszym do przejścia!
Podobnie jak ja, doktor Gottfried miała w życiu pewne wzorce, opierające się stereotypom na temat kobiet w średnim wieku i starzenia się, które zbyt często przyjmujemy za normę zarówno podczas studiów medycznych, jak i później, w praktyce lekarskiej. Jej prababka Mud, która – będąc po dziewięćdziesiątce – tańczyła na jej weselu, nawet w tym wieku cieszyła się dobrym zdrowiem i energią, które zwykle kojarzymy z dużo młodszymi kobietami. Moja matka i jej najlepsza przyjaciółka Anne, trzy lata starsze od Mud, pokonały szlak Appalachów, będąc po siedemdziesiątce, a niedługo później zdobyły sto najwyższych szczytów Nowej Anglii. Następnie moja matka przeszła sto sześćdziesiąt kilometrów do Mount Everest Base Camp – miała wtedy osiemdziesiąt cztery lata i wspinała się bez tlenu, mimo że na takich wysokościach jest go o połowę mniej. Poziom saturacji był u niej w normie, co świadczy o tym, jak świetny był jej stan zdrowia i jak idealna była jej forma.
Mogę śmiało powiedzieć, że doktor Gottfried i ja jesteśmy bratnimi duszami. A skoro czytasz tę książkę, to być może ty również! Obie rozpoczęłyśmy konwencjonalne kształcenie medyczne, czując się uodpornione na katastroficzną wizję starzenia, które jest w nie wpisane. Wiedziałyśmy już, że najlepsze lata życia zaczynają się dopiero koło pięćdziesiątki. Wiedziałyśmy również, że wiek średni to nie równia pochyła ku chorobom i niepełnosprawność, które zakończą się bolesną śmiercią. Mamy wizję tego, co mogą osiągnąć kobiety w średnim wieku i wiele lat później. Ale radość, żywotność i przyjemności, do których mamy pełne prawo, nie staną się rzeczywistością, jeśli nie nauczymy się, jak równoważyć nasze hormony, utrzymywać zdrową wagę i zdusić stany zapalne komórek, zanim przerodzą się w przewlekłą, degeneratywną chorobę.
Współczesna medycyna konwencjonalna, skoncentrowana głównie na patologii, środkach farmakologicznych i operacjach, funkcjonuje głównie dzięki maskowaniu symptomów za pomocą leków. Ale w głębi duszy każdy z nas przecież rozumie, że depresja nie wynika z niedoboru prozacu, a ból głowy – z niedoboru aspiryny. Zażywanie leków maskujących objawy jest jak rozbijanie kontrolek i wskaźników na desce rozdzielczej samochodu, żeby dodać samej sobie pewności, że wszystko jest w porządku. Mądrzej jest zajrzeć pod maskę pojazdu i spróbować znaleźć prawdziwy problem. Choć trudno w to uwierzyć, większości problemów − w tym zaburzeniom hormonalnym − można zaradzić za pomocą samych zmian w stylu życia.
Na szczęście mamy teraz do dyspozycji dużo bardziej wyszukane metody diagnozowania zaburzeń hormonalnych i poziomu energii niż choćby dziesięć lat temu. Psychoneuroimmunologia i epigenetyka posunęły się o lata świetlne w bardzo krótkim czasie. Doktor Gottfried jest tu czołową postacią. Praktykuje medycynę funkcjonalną, zwaną także zintegrowaną, której celem jest optymizacja najdrobniejszych procesów i funkcji organizmu, zanim rozwinie się w nim możliwa do zdiagnozowania choroba. Ponieważ większość symptomów jest wynikiem końcowym stanów zapalnych komórek, którym przez lata nie próbowano zaradzić, wiemy teraz, że można ominąć wiele chronicznych chorób degeneratywnych na wczesnych etapach lub całkowicie im zapobiec.
Zapewniam, że terapie opisywane w książce Sposób na hormony to medycyna przyszłości, którą poznajesz już teraz. Metoda doktor Gottfried będzie wymagać od ciebie aktywnego udziału w procesie dbania o własne zdrowie. Nie poleca ekspresowych, magicznie działających rozwiązań. Nie są one trwałe. Jako joginka i ginekolożka doktor Gottfried przekonała się na własnej skórze, jakie satysfakcjonujące rezultaty można uzyskać dzięki świadomej i uważnej pracy ze swoim mądrym ciałem. I pomoże ci osiągnąć to samo.
Jeśli pragniesz odzyskać optymizm i energię życiową, które pamiętasz z młodości, lub poczuć przypływ witalności i optymizmu, jakich wcześniej nie znałaś, znajdziesz tu wskazówki, jak to osiągnąć. Albo jeśli po prostu chcesz utrzymać wysoki poziom życiowej energii tak długo, jak to możliwe – to lektura dla ciebie. W książce The Wisdom of Menopause (Bantam 2012) określiłam lata poprzedzające menopauzę jako moment wielkiego przebudzenia – czas, w którym dochodzimy do rozdroża. Musisz przyjrzeć się temu, co już nie działa, i się z tym pożegnać. Jedna droga nazywa się „Umieraj”, druga – „Rozwijaj się”. W książce Sposób na hormony doktor Gottfried weźmie cię za rękę i poprowadzi po ścieżce rozwoju.
dr Christiane Northrup
Współczesne kobiety mierzą się z nieoficjalną epidemią zaburzeń równowagi hormonalnej. Bezustanny stres, wyśrubowane oczekiwania i błędne informacje na temat hormonów wywołały kryzys na wielką skalę. Proponuje się nam ekspresowe diety, tabletki nasenne i środki uspokajające. Obecnie w Stanach Zjednoczonych jedna na cztery kobiety przyjmuje leki na receptę z przyczyn związanych ze zdrowiem psychicznym – przeważnie są to kobiety po czterdziestce lub starsze. Lekarze wmawiają nam, że tak to po prostu jest, gdy się starzejemy: to normalne czuć się zmęczoną, niespokojną, nieseksowną, grubą i poirytowaną.
Nieprawda. To wcale nie jest normalne.
Jeśli czytasz tę książkę, prawdopodobnie sama zmagasz się z różnymi dolegliwościami. Może masz problem z wahaniami nastrojów, koncentracją, bezsennością, mgłą mózgową, nadmierną wagą lub słabnącym popędem seksualnym. A może po prostu nie czujesz się jak kiedyś. Wiedz, że wcale nie musi tak być: możesz się czuć wyśmienicie, mieć mnóstwo energii i być szczerze zadowolona z siebie. Pokażę ci, że możesz prowadzić wspaniałe życie i cieszyć się świetnym samopoczuciem bez względu na wiek, nawet jeśli wydaje ci się to mało prawdopodobne lub trudne do wyobrażenia.
Pomogłam wielu kobietom pozbyć się problemów hormonalnych, posługując się prostymi, ale skutecznymi technikami. Dobra wiadomość: łatwiej przywrócić równowagę rozchwianym hormonom niż prowadzić nędzne życie z ich zaburzeniami. Więcej: nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś w wieku średnim czuła się lepiej niż wtedy, gdy miałaś dwadzieścia lat i byłaś okazem hormonalnego zdrowia. Pokażę ci, jak to osiągnąć. Nie musisz już dłużej czuć się rozczarowana pomocą, jaką oferuje ci służba zdrowia – i wcale nie musisz żegnać się z radością życia i dobrą formą wraz z wejściem w wiek średni i później.
Wciąż nie jesteś przekonana? Podam ci przykład zaczerpnięty z życia. Kiedy do mojego gabinetu medycyny zintegrowanej przyszła czterdziestosześcioletnia Diane, miała nadwagę i co wieczór wypijała dwa kieliszki wina, żeby zapanować nad swoimi wariującymi od stresu emocjami, szalejącym układem hormonalnym i problemami małżeńskimi. W ciągu sześciu miesięcy przytyła dziewięć kilogramów. Kiedyś dużo biegała, ale teraz po każdym treningu zamiast przypływu endorfin czuła potworne wyczerpanie. Często było jej zimno, włosy wypadały garściami i nadzwyczaj łatwo się denerwowała. Ochota na seks? W skali od jeden do dziesięciu (gdzie dziesięć oznacza „bierz mnie tu i teraz”) dawała sobie najniższą ocenę.
„Mam wrażenie, że coś przejęło kontrolę nad moim ciałem – zdradziła, poprawiając spódnicę opinającą pełne uda i brzuch. – Cały czas wyrzucam sobie w myślach to, w ilu kwestiach nie spełniam oczekiwań: nie jestem seksowna, nie jestem wysportowana, nie jestem dobrą mamą, nie jestem fajnym towarzystwem”. Gdy poprosiła o pomoc swojego ginekologa – mężczyznę – usłyszała, że powinna mniej jeść i więcej się ruszać. Podczas naszej rozmowy poznałam jej symptomy i ogólny tryb życia. Miałam przeczucie, że Diane cierpi z powodu wysokiego poziomu kortyzolu. Wykonałyśmy badanie i – bum! – miałyśmy dowód na to, że moja pacjentka nie zwariowała. Nie musiała godzić się na to, żeby jej życie erotyczne umarło śmiercią naturalną, żeby już na zawsze mieć oponkę na brzuchu i żeby co wieczór po kolacji padać do łóżka wyczerpana.
Wspólnie opracowałyśmy plan zmian w jej stylu życia i wybrałyśmy suplementy, które miały przyspieszyć jej metabolizm, wzmocnić seksapil i pomóc zwolnić tempo. Stosując protokół Gottfried – mój zintegrowany program powrotu do hormonalnej równowagi – Diane zaczęła inaczej się odżywiać (zero glutenu i cukru przez trzy pierwsze miesiące) i skoncentrowała się na ćwiczeniach, które obniżają kortyzol, zamiast go podnosić (badania wykazują, że bieganie podnosi poziom kortyzolu). Codziennie poświęcała piętnaście minut na świadome odstresowanie – w jej wypadku relaksującą jogę. Wprowadziłyśmy także trzy suplementy: olej rybi, fosfatydyloserynę i różeniec górski (Rhodiola rosea).
Kiedy spotkałam się z Diane trzy miesiące późnej, zauważyłam, że zaszły w niej ogromne zmiany. Była energiczna i skupiona. Miała błysk w oku. Powiedziała mi, że z łatwością zgubiła dziewięć kilogramów i znów czuła się dobrze w swoim ciele. Wyznała mi także w zaufaniu, że czuje się zmysłowa i działają na nią atrakcyjni faceci (szczególnie jej mąż).
Prawdopodobnie nie masz identycznych symptomów jak Diane i twoja historia może być inna, ale ostateczny cel jest ten sam. Jesteś w stanie zapanować nad pracą swoich hormonów i odzyskać satysfakcjonujące, wspaniałe życie − jako człowiek i jako kobieta − i można to uczynić bez kosztownych leków oraz rujnujących kuracji. Przechodzenie przez wszystkie etapy życia, zwłaszcza stan przedmenopauzalny i perimenopauzę, nie musi być drogą przez hormonalne piekło. Dzięki naturalnemu równoważeniu hormonów te lata wciąż mogą być pełne przygód, aktywne i bogate w seksualne doznania. Twoje ciało zasługuje na stan hormonalnej homeostazy – harmonii – i to właśnie lubi.
Musisz jedynie wiedzieć, jak to osiągnąć, i konsekwentnie trzymać się wybranej ścieżki. U jednych wystarczy tylko kilka drobnych korekt, u innych konieczne są poważniejsze zmiany. Najpierw musisz jednak zrozumieć podstawowe przyczyny. Moja metoda polega na zidentyfikowaniu tego, co powoduje zaburzenie równowagi, i wdrożeniu procesu naprawczego. Napisałam tę książkę, żebyś stała się świadomą pacjentką i partnerką w poprawie swojego zdrowia, będącą w stanie współpracować ze swoim lekarzem (a czasem nawet nim pokierować), by osiągnąć zmianę na lepsze. Będę cię prowadzić, motywować i uczyć, jak zastosować w swoim życiu skuteczne metody, którymi posługuję się w swojej pracy od ponad dwudziestu lat. W ten sposób odmienimy twoje zdrowie i samopoczucie.
Powołanie, żeby pomagać kobietom, wpajano mi od dzieciństwa. Kiedy byłam mała, moja prababka Mud (to rodzinne przezwisko – skrócona wersja niemieckiego słowa „matka”) często przyjeżdżała z Kalifornii, aby odwiedzić nas w Maryland. Byliśmy typową amerykańską rodziną z lat siedemdziesiątych, mieszkającą na przedmieściach, oglądającą Aniołki Charliego i lubiącą podjeść coś słodkiego.
Mud miała inne zwyczaje. Nie pojawiała się u nas – wzorem innych babć – z pudełkiem cukierków, tylko z ziarnami pszenicy, olejem rybim, karobem w kawałkach, zarodkami pszenicy i cytrynami Meyera. Nie muszę chyba mówić, że uważałam ją za dziwaczkę.
Moje zażenowanie szybko jednak zmieniło się w ciekawość. Mud wyglądała dwadzieścia pięć lat młodziej niż jej rówieśniczki po siedemdziesiątce. Była szczupła, mówiła śmiało, co ma na myśli, chodziła wyprostowana jak królowa, miała idealne zęby i raczyła nas historiami o różnych mężach i adoratorach. Mud, zwykle trzymając w dłoni szklankę letniej wody ze świeżą cytryną, poruszała się z energią i gracją nietypową dla kobiet w jej wieku. Jej skóra promieniała. Unikała cukru, jeszcze zanim Oprah wprowadziła modę na wykluczającą go dietę. I spała na desce – dosłownie. Lata przed powstaniem Lilas, Bikram i Lululemon Mud ćwiczyła jogę i potrafiła z łatwością założyć sobie stopę za głowę. Przy obiedzie mówiła: „Lubię wino, ale ono mnie nie lubi”.
Moja ekscentryczna prababka mnie fascynowała. Dzięki jej czynom i słowom zaczęłam rozumieć, że przez sposób odżywiania i styl życia można zapobiegać problemom, leczyć się i korygować swój organizm, że odpowiedzi na wyzwania zdrowotne nie znajdzie się w opakowaniu lekarstw na receptę, że spożywanie pełnowartościowej żywności to podstawa zdrowia, że regularne ćwiczenia i medytacja pomogą ciału utrzymać formę.
Chłonęłam wiedzę od wybitnych profesorów medycyny, studiując na Harvardzie, w Massachusetts Institute of Technology i na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Francisco – łącznie uzyskanie tytułu lekarza ginekologii zajęło mi dwanaście lat – cały czas czując, że przesiąkłam poglądami Mud i chcę praktykować medycynę w jej stylu. Prababka zmotywowała mnie do tego, żeby za pośrednictwem jogi radzić sobie ze stresem wywołanym studiami medycznymi i kwestionować to, że w ciągu całej mojej nauki tematowi żywienia poświęcono tylko trzydzieści minut. Mud zasiała ziarna, z których wyrosło dzieło mojego życia. Im dłużej studiowałam, tym większą czułam determinację i nieustającą chęć, aby myśleć twórczo i powątpiewać w ustalone dogmaty.
W wieku dziewięćdziesięciu sześciu lat Mud tańczyła na moim weselu i flirtowała na parkiecie z moimi trzydziestokilkuletnimi kolegami z pracy. Przeżyła czterech mężów. W tamtym czasie odbywałam rezydenturę i pracowałam w toczonej przez różne choroby państwowej służbie zdrowia, w systemie, w którym starsi ludzie jadą do szpitala, aby tam umrzeć w warunkach dalekich od godności. Mud odeszła spokojnie podczas snu w wieku dziewięćdziesięciu siedmiu lat, kiedy wciąż mieszkała sama i była w stanie unieść stopę na wysokość głowy.
Już na etapie stażu w służbie zdrowia uświadomiłam sobie, że coś jest nie tak. Z jednej strony amerykański system opieki zdrowotnej oferuje niezrównane innowacje i postęp technologiczny. Z drugiej strony Stany Zjednoczone mają najwyższy wskaźnik otyłości na świecie: trzydzieści sześć procent populacji cierpi na otyłość, kolejne trzydzieści cztery procent ma nadwagę, a to prowadzi do poważnych i kosztownych chorób, takich jak cukrzyca, nadciśnienie, kamienie żółciowe, udar, bezdech senny, choroba serca i rak, którym w ogromnej mierze można zapobiec. Wychodzi na to, że gwarantowana opieka nie poprawia ogólnego stanu naszego zdrowia.
Mud pozwoliła mi zrozumieć, jak wiele zależy od patrzenia głębiej niż tylko na same symptomy choroby, żeby określić stan zdrowia całego człowieka, a dzięki zdobytemu wykształceniu potrafię systemowo podchodzić do problemów, czego się nauczyłam, studiując bioinżynierię w Massachusetts Institute of Technology. Badając zaburzenia hormonalne z tej perspektywy, często się przekonuję, że nie istnieje odseparowany powód występowania danego zaburzenia. Owszem, czasem problemy hormonalne są konsekwencją wieku, ale mogą być również spowodowane lub nasilane przez styl życia albo wybory żywieniowe.
Mud nauczyła mnie patrzeć na ciało jako spójną całość, czyli zajmować się zdrowiem holistycznym. To jednak nie wszystko. Doktorzy Andrew Weil, Tieraona Low Dog i Victoria Maizes oraz ich koledzy z Uniwersytetu w Arizonie spopularyzowali sformułowanie „medycyna zintegrowana”. Inni nazywają to „medycyną funkcjonalną” – termin ten ukuł biochemik żywności doktor Jeffrey Bland, założyciel Instytutu Medycyny Funkcjonalnej. Ostatnio doktor Mark Hyman zastosował termin „medycyna 4P” (przewidująca, partycypacyjna, prewencyjna i personalizowana). Moją pracę zainspirowały pionierskie osiągnięcia doktor Christiane Northrup. Niektórzy nazywają to „ginekologią holistyczną”, inni, posługując się sformułowaniem doktora Uzziego Reissa – „naturalnym równoważeniem hormonów”. Koledzy i koleżanki z Doliny Krzemowej określają to jako biohacking lub „biologię DIY”, wymykającą się ograniczeniom tradycyjnych środowisk akademickich i przemysłowych. Przez jakiś czas określałam to, co robię, mianem „zintegrowania opartego na dowodach”, a od czasu do czasu – terminem „ginekologia organiczna”. Prawda jest jednak taka, że nikt, jak się zdaje, nie rozumie, co oznaczają wszystkie te pojęcia ani czy jedno określenie jest lepsze od drugiego. Rzecz jasna, potrzebujemy całkowicie nowego paradygmatu o charakterze zapobiegawczym, proaktywnym i opartym na stylu życia, podkreślającym rolę i obowiązki jednostki w kwestii codziennych wyborów, nawyków i długotrwałych konsekwencji.
Oto jak ja to rozumiem: współpracuję z kobietami, żeby wyregulować ich zaburzone hormony, umysły i substancje chemiczne w mózgu. Oceniam, czy kobieta otrzymuje wystarczającą ilość budulców, zwanych prekursorami, potrzebnych do wytworzenia odpowiednich substancji chemicznych w mózgu i hormonów. Moim zdaniem wizja Mud to bardzo cenny punkt odniesienia: to, jak jesz, jak się ruszasz, jakie suplementy przyjmujesz i jak myślisz, najbardziej wpływa na twoje samopoczucie. To wybory, które wywierają silny wpływ na twoje ciało, ale nie muszą być tak ekstremalne jak spanie na desce albo robienie z siebie precla podczas jogi. Chcę ci pokazać, jak dokonywać najlepszych codziennych wyborów, pasujących do twoich indywidualnych potrzeb hormonalnych.
Praktykujący medycynę wizjonerzy, o których wspomniałam, to moi mentorzy – i jestem im dozgonnie wdzięczna. Moim zdaniem każdej przytoczonej wcześniej nazwie i wszystkim kojarzonym z nimi praktykom czegoś brakuje. Kobiety przychodzą do mnie z powodu swoich problemów hormonalnych, ale to nasz sojusz powoduje prawdziwą zmianę. Oceniamy hormony pacjentki i to, jak wpływają na neuroprzekaźniki oraz nastrój. Przechodzimy do jej związków i zadowolenia z pracy. Bierzemy pod uwagę dietę, ćwiczenia, praktyki kontemplacyjne, jeśli takie stosuje, i jak radzi (lub nie radzi) sobie ze stresem. Ta partnerska współpraca skutkuje czymś zgoła innym: poprawą, uzdrowieniem, harmonią i nadzieją.
Dla większości z nas zmiana jest czymś trudnym, a w świecie skoncentrowanej na chorobach medycyny konwencjonalnej droga nie zawsze jest jasna. Marzymy o magicznej pigułce, która wszystko naprawi albo przywróci nam młodość. Przyjrzyjmy się Amerykanom. Na jednym biegunie dostrzeżemy wiele osób, które wybierają ryzykowne operacje, na przykład ominięcie żołądkowo-jelitowe, zamiast zmienić swoje nawyki. Istnieje mnóstwo osób, które uważają, że leki na receptę lub zabieg chirurgiczny rozwiążą ich problemy, inne zaś podejście to strata czasu. Na drugim biegunie są takie osoby jak moja prababka, które nieustannie dążą do optymalnego stanu zdrowia i zachęcają wszystkich wokół siebie do tego samego.
Z mojego doświadczenia wynika, że większość z nas znajduje się gdzieś pośrodku. Dokonujemy zmian, kiedy potencjalny ból, który spowodują, jest mniejszy niż ból związany z tym, jacy jesteśmy obecnie (ta sama masa ciała, ten sam nastrój, ten sam zwariowany i stresujący plan dnia). Odkryłam (podobnie jak moi pacjenci), że istnieje sposób na to, aby tego dokonać – bezpieczny, potwierdzony, skuteczny, łatwy, a nawet przyjemny.
Najlepiej poprawić stan zdrowia i spróbować go utrzymać, jeszcze zanim zmierzysz się z irytującymi i niewygodnymi problemami, takimi jak wzrost masy ciała czy wahania nastrojów – i zanim powstanie u ciebie poważny problem zdrowotny, na przykład depresja albo rak piersi. Dlaczego nie spróbować dokonać trwałej zmiany już teraz, zanim trafisz do gabinetu lekarskiego i dostaniesz receptę na leki, ponieważ zapadłaś na jakąś chorobę, albo – gorzej – będziesz skierowana na inwazyjną operację?
Mam nadzieję, że niniejsza książka nakłoni cię do podjęcia działania i znalezienia źródłowych przyczyn twoich symptomów. Jestem przekonana, że jeśli to uczynisz, dostrzeżesz znaczną, a nawet radykalną poprawę: więcej beztroskich, produktywnych dni, więcej lat spędzonych w świetnej formie. Starzenie się z wdziękiem i w wolniejszym tempie bez potrzeby stosowania najnowszego serum, aby przywrócić jędrność swojej skórze. Swobodniejsza relacja z własnym ciałem, dietą i masą ciała. Świetna pamięć. Ożywczy sen. Więcej energii, lżejszy krok i radość życia. Kto wie, może ty także zatańczysz na ślubie swojej prawnuczki.
dr Sara Gottfried
Berkeley, Kalifornia2013
CZĘŚĆ I
WPROWADZENIE
Jestem lekarką rozwiązującą problemy hormonalne kobiet. Posługuję się najlepszymi dowodami naukowymi, aby odkrywać źródłowe przyczyny tych zaburzeń. Następnie stosuję naukowo udowodnioną metodę korekcyjną. Każda kobieta ma wyjątkowe potrzeby hormonalne, które zaspokajam, posługując się dietą, środkami leczniczymi pochodzenia roślinnego, ważnymi prekursorami (niezbędnymi składnikami substancji chemicznych w mózgu i hormonach), takimi jak aminokwasy i witaminy z grupy B, dawnymi metodologiami i hormonami bioidentycznymi. Jestem przekonana, że przyrost masy ciała, wahania nastrojów, zmęczenie i niskie libido nie są chorobami, które można skutecznie wyleczyć za pomocą szybkiego zastrzyku czy środka farmakologicznego. Większość tych dolegliwości nie zniknie, jeśli będziesz mniej jeść i więcej ćwiczyć. To problemy hormonalne. Za ich pomocą nasze ciała starają się powiedzieć, że coś jest nie tak. A przy ścisłym planie działania – konsekwentnym, powtarzalnym i popartym badaniami naukowymi – można się z tym uporać.
Dlatego właśnie opracowałam system, który nazywam „protokołem Gottfried” − etapowe, zintegrowane podejście do naturalnego regulowania hormonów, w którym kładę szczególny nacisk na tak zwane projektowanie stylu życia. Program ten korzysta z wyników wieloletnich badań, opiera się na moim harwardzkim wykształceniu medycznym, własnych problemach z zaburzeniami hormonalnymi, zweryfikowanych, dobrze zaprojektowanych badaniach randomizowanych oraz na tym, czego nauczyłam się od pacjentek przez ponad dwadzieścia lat pracy. Protokół Gottfried uwzględnia tylko najwyższej klasy dowody naukowe, a jego skuteczność potwierdzają leczone przeze mnie kobiety.
Odkąd rozpoczęłam pracę zawodową, bardzo uważam, żeby nie obiecywać zbyt wiele. Jestem przecież lekarką, bioinżynierką i badaczką. Można nawet powiedzieć, że w kwestii medycyny jestem dość konserwatywna. W przeciwieństwie do większości książek na temat alternatywnego leczenia hormonów niniejszy poradnik bazuje na popartej badaniami medycynie zintegrowanej. Ponieważ jestem również nauczycielką jogi, protokół Gottfried zawiera nową naukę neurologiczną, która dowodzi, że metody takie jak trening uważności i ziołolecznictwo przyczyniają się do trwałych zmian. Należy dodać jeszcze to, czego nauczyłam się przez ponad dwie dekady dbania o tysiące kobiet, uważnego słuchania ich historii oraz obserwowania i nieustannego dostosowywania się do tego, jak reagują na naszą wspólną pracę. Jestem pewna, że jeśli będziesz przestrzegać rad zawartych w tej książce, poczujesz się lepiej, odzyskasz sprężysty krok i osiągniesz pełnię swoich możliwości.
Wiele kobiet nie wie, że powodem ich kiepskiego nastroju jest brak równowagi hormonalnej. Pacjentki przychodzą do mnie strapione, narzekając na nieprzemijające rozdrażnienie, zmęczenie, słabą odporność na stres, nieregularne lub bolesne miesiączki, suchość pochwy, nijakie orgazmy i niskie libido. Wiele z nich ma wrażenie, że ich ciała zwróciły się przeciwko nim. W swojej praktyce widziałam chyba wszystko… Kobiety, które wolały myć podłogi, niż uprawiać seks ze swoimi mężami. Kobiety, które się obawiały, że nie wykonują swojej pracy tak dobrze jak kiedyś, ponieważ doskwiera im mgła mózgowa. Mężów, którzy błagali: „Proszę mi pomóc odzyskać kobietę, którą poślubiłem”. Kobiety, które są zmęczone, nieszczęśliwe i nieustannie przytłoczone.
To niesprawiedliwe, ale takie są fakty: kobiety wykazują dużo większą podatność na zmiany hormonalne niż mężczyźni. Niedoczynność tarczycy dotyka je piętnaście razy częściej. Zgodnie z ogólnokrajowymi badaniami przeprowadzonymi w Stanach Zjednoczonych są one bardziej zestresowane niż mężczyźni: dwadzieścia sześć procent amerykańskich kobiet bierze leki na stany lękowe, na depresję lub na ogólne poczucie, że sobie nie radzą, w porównaniu z piętnastoma procentami mężczyzn.
Skąd ta różnica między płciami? Po pierwsze, kobiety rodzą dzieci. Ciąża podnosi wymagania wobec gruczołów endokrynnych, które wytwarzają hormony, takie jak estrogen, testosteron, kortyzol, hormony tarczycy, hormon wzrostu i insulina. Jeśli twoje organy nie zmagazynowały odpowiednich rezerw, aby zaspokoić wygórowane potrzeby ciała, możesz mieć prawdziwe kłopoty. Pogorszenie wydolności organów jest możliwe do zbadania, zanim pojawią się pierwsze symptomy. Nie chodzi tylko o ciążę, czego dowodzą bezdzietne kobiety, z którymi mam styczność w swojej praktyce. Jesteśmy niezmiernie wrażliwe na zmiany hormonalne i podatne na stres wywołany żonglowaniem wieloma rolami.
Nigdy nie słyszałaś o rezerwie narządowej? Już wyjaśniam: to wrodzona zdolność konkretnego organu ciała do sprostania wygórowanym potrzebom (takim jak napięte terminy, urazy i operacje) i utrzymania stanu równowagi. Wraz z wiekiem zdolność regeneracji narządów się zmniejsza – u młodych, zdrowych ludzi rezerwa jest dziesięć razy większa niż zapotrzebowanie. Po trzydziestce rezerwa narządowa zmniejsza się o jeden procent rocznie, czyli u osób, które mają osiemdziesiąt pięć lat, stanowi jedynie ułamek pierwotnych możliwości.
ISTOTA I ZNACZENIE REZERWY NARZĄDOWEJ
Rezerwa narządowa to zdolność organu, na przykład jajników, tarczycy lub wątroby, do funkcjonowania powyżej poziomu podstawowych potrzeb. Przyjrzyjmy się nadnerczom. Można zbadać rezerwę nadnerczy przez wstrzyknięcie hormonu, aby sprawdzić, czy jesteś w stanie podwoić lub potroić produkcję kortyzolu, kiedy zajdzie taka potrzeba, na przykład gdy zdarzy się nagły wypadek. Jeśli rezerwa nadnerczy jest niewielka, poziom kortyzolu może się okazać niewystarczający. Produkcja jest ograniczona i poniżej normy. Podobny test można wykonać dla tarczycy. Nie przejmuj się zastrzykami hormonów! W zależności od twoich odpowiedzi na pytania zawarte w kwestionariuszach w niniejszej książce przeprowadzę cię przez rozsądne zmiany.
Przekonasz się, że jeśli twoja rezerwa narządowa jest prawidłowa, kiedy zajdziesz w ciążę, hormonalna karuzela poporodowa będzie u ciebie dużo łagodniejsza. Tak samo w kwestii wieku: jeżeli rezerwy są właściwe, twoje ciało dużo szybciej regeneruje się po stresorach życia codziennego. Przyspieszone starzenie się wiąże się z niską rezerwą narządową i zaburzeniami równowagi hormonalnej.
Mówiąc krótko: rezerwa narządowa to kluczowy warunek długowieczności – im bardziej będziesz chronić i poprawiać swoją wydolność funkcjonalną, tym łatwiej zdołasz zregenerować się po stresorach, takich jak choroba, toksyny środowiskowe lub uraz.
Decyzje żywieniowe, środowisko, nastawienie, starzenie się, stres, geny, a nawet chemia w naszych ubraniach i materacach mogą wpłynąć na poziom hormonów w organizmie. Ważnym czynnikiem jest także to, jak hormony na siebie oddziałują. Pamiętasz Diane? Jej problemem był wysoki kortyzol, który blokował funkcjonowanie innych kluczowych hormonów, takich jak hormony tarczycy – królowej metabolizmu – i progesteronu, przeciwdziałającego wzdęciom i przynoszącego uspokojenie. Jeśli spróbujesz wyregulować kilka hormonów jednocześnie – na przykład nadnerczy, tarczycy i płciowych – uzyskasz lepsze rezultaty. Wiele z tych przyczyn źródłowych (na przykład wysoki kortyzol) jest zwyczajnie pomijanych przez medycynę głównego nurtu. Problemy hormonalne to, jak wynika z moich obserwacji, najczęstsza przyczyna przedwczesnego starzenia się, do którego dochodzi, kiedy poziom hormonów biorących udział w procesie budowania mięśni i kości spada szybciej niż poziom tych, które są powiązane z rozkładaniem tkanek, aby wytworzyć energię. Rezultat: nasze komórki doświadczają większego zużycia niż regeneracji i wyglądamy starzej niż w rzeczywistości. Celem jest osiągnięcie równowagi między tymi procesami, a w najlepszym wypadku – przewagi regeneracji.
Nieleczone zaburzenia hormonów mogą mieć poważne konsekwencje, takie jak osteoporoza, otyłość albo rak piersi. Nie ulega wątpliwości, że dostrojenie ich do optymalnego poziomu – zarówno oddzielnie, jak i w stosunku do siebie nawzajem – jest bardzo ważną kwestią.
Po trzydziestce pracowałam w prywatnym centrum medycznym i przygotowywałam się do otwarcia własnej praktyki zdrowia zintegrowanego. Mój pracowity mąż często podróżował (to wizjoner zielonego budownictwa, który założył amerykańską i światową Radę Zielonego Budownictwa). Miałam dwoje małych dzieci i kredyt na dom. Jakby brakowało mi powodów do stresu, zespół napięcia przedmiesiączkowego regularnie uprzykrzał mi życie. W tygodniu poprzedzającym okres doświadczałam nocnych potów, które zaburzały mi sen. Obfity, bolesny okres pojawiał się co dwadzieścia dwa lub dwadzieścia trzy dni. W połączeniu z zespołem napięcia przedmiesiączkowego okazywało się, że miałam w miesiącu tylko jeden normalny tydzień. Brakowało mi energii, moje libido było niskie, byłam w niezbyt uroczym nastroju. Jak łatwo sobie wyobrazić, czułam się fatalnie i z tego powodu cierpiała cała moja rodzina.
Byłam zbyt młoda na tak katastrofalne samopoczucie. Antydepresanty nie wydawały mi się odpowiednim rozwiązaniem. Nie chciałam jeszcze bardziej stępić swojej dynamiki ani zagłuszyć dziejącego się wokół mnie życia. Chciałam mieć więcej energii, pragnęłam czuć, jak w żyłach pulsuje mi krew.
Miałam szczęście. Dzięki medycznemu wykształceniu wiedziałam, co robić. Postawiłam następującą hipotezę: moja równowaga hormonalna jest zaburzona. Na studiach medycznych wmawiano mi, że badanie hormonów to strata czasu i pieniędzy, ponieważ ich poziom stale ulega wahaniom. Kiedy jednak pomyślałam o tym, jak śledzimy poziom hormonów typu estrogen, progesteron, hormony tarczycy i testosteron, gdy kobiety starają się zajść w ciążę lub są na jej wczesnych etapach, zaczęłam się zastanawiać, jak to możliwe, że te wyniki są wskaźnikami kobiecego zdrowia w jednej sytuacji, ale w innej już nie. Czy poziom hormonów nie daje rzetelnego obrazu mojej kondycji zarówno po ciąży, jak i przed nią? Pobrałam więc nieco swojej krwi i zbadałam poziom hormonów tarczycy, układu płciowego (w tym estrogenu i progesteronu) oraz kortyzolu, głównego hormonu stresu. Okazało się, że zmagam się z tym samym co miliony innych kobiet: moja gospodarka hormonalna mocno odstaje od normy. Byłam umęczoną młodą mamą, wyczerpaną żoną i zabieganą lekarką z poważnymi zaburzeniami poziomu estrogenów, progesteronu, hormonów tarczycy i kortyzolu.
Mimo że w zacnych aulach „Preparation H” (jak nazywaliśmy medycynę na Harvardzie) nie odebrałam wykształcenia związanego z odpowiednim żywieniem czy stylem życia, dowiedziałam się, jak metodycznie podejść do problemu. Nauczono mnie, jak interpretować dowody i nie ufać dogmatom. Zamiast więc maskować objawy moich problemów (za pomocą pigułek antykoncepcyjnych albo antydepresantów), postanowiłam dojść do sedna sprawy. Chciałam się dowiedzieć, co jest nie tak i dlaczego mój układ hormonalny się rozregulował. Zmagając się z zespołem napięcia przedmiesiączkowego, nieustającym stresem, problemami z koncentracją, odżywianiem i przyspieszonym starzeniem się, powoli opracowałam postępową, wieloetapową, powiązaną ze stylem życia metodę na naturalny – czyli bez leków na receptę – powrót do równowagi hormonalnej.
Zaczęłam sumiennie przyjmować olej rybi, witaminę D oraz ważne prekursory hormonów i neuroprzekaźników (w tym aminokwasy takie jak 5-HTP, który jest prekursorem serotoniny – neuroprzekaźnika powodującego dobre samopoczucie). Po raz pierwszy w życiu zaczęłam wiernie stosować się do własnych zaleceń: jadłam od siedmiu do dziewięciu porcji świeżych owoców i warzyw dziennie. Przestałam tak intensywnie ćwiczyć, obsesyjnie pragnąć spalić kalorie, i zaczęłam się ruszać mądrzej. Regularnie medytowałam. Straciłam jedenaście kilogramów. Byłam szczęśliwsza. Przestałam krzyczeć na dzieci. Pamiętałam, gdzie zostawiłam klucze. Miałam znacznie więcej energii. Powoli wracała mi ochota na seks. Wiedziałam, że złapałam właściwy trop.
Nie tak dawno w „New York Timesie” pojawił się artykuł na temat kobiet, które wstrzykują sobie hormon ciążowy hCG, żeby stracić na wadze. Jako ginekolożka i kobieta jestem w pełni świadoma tego, że ludzie próbują się odchudzić na różne sposoby. Zaszokowało mnie jednak, jak daleko to zaszło: kobiety są skłonne wydać tysiące dolarów, aby – posługując się wytwarzanym w ciąży hormonem – „wyleczyć” coś, co tak naprawdę jest zaburzeniem równowagi hormonalnej, zajadaniem emocji i niedoborem substancji odżywczych. Nie mieści mi się to w głowie.
Przeczytałam wiele tekstów na temat ludzkiej gonadotropiny kosmówkowej (hCG). Od 1954 roku w dwunastu badaniach randomizowanych wykazano brak korzyści związanych z utratą wagi wynikających z zastosowania hCG. Ale to nie wszystko: nie istnieją badania, które potwierdzałyby, że wstrzykiwanie sobie hormonów na odchudzanie jest bezpieczne, co brzmi przerażająco. Mimo to wiele kobiet decyduje się na takie zabiegi.
Dowody mają znaczenie. Na studiach medycznych uczono mnie, by kobietom po czterdziestce, które doznawały nagłych uderzeń gorąca, nocnych potów, miały problemy z bezsennością i stany depresyjne lub nerwowe, przepisywać środek o nazwie Prempro. Jest to kombinacja leków Premarin i Provera, zawierających syntetyczne hormony płciowe. (Premarin to syntetyczny koktajl dziesięciu estrogenów, z których żaden nie jest podobny do estrogenów wytwarzanych przez nasze ciało, wyodrębnionych z moczu ciężarnych klaczy, z kolei Provera, syntetyczna forma progesteronu, może powodować depresję). Konwencjonalni lekarze i farmaceuci głosili jednak, że to cudowny środek hormonalnej terapii zastępczej, ponieważ w badaniach obserwacyjnych, na przykład w Nurses’ Health Study, wykazano, że skutecznie zmniejsza ryzyko chorób serca.
Badania obserwacyjne nie są dla mnie jednak wiarygodnym dowodem, ponieważ informacje pozyskuje się od osób już stosujących dany lek, zamiast od uczestników wybranych losowo, którzy przyjmowali substancję w kontrolowanym środowisku wraz z drugą, również dobraną losowo grupą, która otrzymywała placebo. Moim zdaniem najbardziej przekonujące dowody można uzyskać jedynie w ramach randomizowanych badań kontrolowanych za pomocą placebo – dobrze zaplanowanych i zrealizowanych z wystarczająco dużą grupą badanych, aby wykazać działanie substancji. (Jeśli przeprowadzono trzy randomizowane badania danego leku, to jestem już bardzo zadowolona).
Kiedy w 1999 roku przebadano w końcu w ten sposób lek Prempro, okazało się, że środek ten pogłębia choroby serca. W 2002 roku kolejne duże badanie randomizowane Women’s Health Initiative potwierdziło te wnioski. To był szok: przez pięćdziesiąt siedem lat medycyna głównego nurtu zalecała stosowanie syntetycznych hormonów, choć nie znano ich prawdziwego wpływu na kobiece zdrowie. Jak tysiące innych lekarzy szkodziłam, zamiast pomagać. Był to dla mnie dramatyczny punkt zwrotny – musiałam jakoś pogodzić swoją wiarę w twarde dowody z tym, że większość lekarzy w Stanach Zjednoczonych nie zwraca na nie uwagi. Prawda jest taka, że działanie większości leków na problemy hormonalne nie jest poparte niezbitymi dowodami i że kryteria dowodowe nie zawsze są takie same. Doświadczenie nauczyło mnie, że muszę być dużo bardziej sceptyczna w swojej praktyce i żądać niepodważalnych dowodów, zanim przepiszę jakiekolwiek hormony. Przede wszystkim zaś powinnam zaczynać od zmian w stylu życia. W swojej praktyce, jeśli nic innego nie poskutkuje, czasem przepisuję pacjentkom terapię hormonalną w najmniejszych skutecznych dawkach i na możliwie najkrótszy okres, o czym przekonasz się w rozdziałach od czwartego do dziewiątego.
Od 2002 roku osiemdziesiąt procent kobiet przerwało przyjmowanie leków hormonalnych. Ale szkody już wystąpiły – kobiety zaczęły się bać i zrobiły się podejrzliwe w stosunku do terapii hormonalnych, jak również wobec lekarzy polecających ich stosowanie. Okazało się to bardzo niekorzystne z kilku powodów: po pierwsze, kobietom pozostało dużo mniej możliwości, aby mierzyć się z hormonalnym chaosem powodowanym przez perimenopauzę i menopauzę. Po drugie, media nadmiernie uprościły i zniekształciły wyniki – pozostawiono niewiele miejsca na szczegółowe omówienie pozyskanych danych i tego, w jaki sposób odnosiły się do starszej grupy kobiet (średnio w wieku sześćdziesięciu sześciu lat i starszych). Po trzecie, kilka zgniłych jaj (hormony syntetyczne) zepsuło reputację wszystkim innym: syntetycznym, naturalnym i bioidentycznym. Po czwarte, hormony stały się polaryzującym tematem. Ograniczenie możliwości wyboru nigdy nie prowadzi do niczego dobrego, a już szczególnie wtedy, gdy chodzi o kobietę w średnim wieku, która czuje się tak, jakby z braku snu i progesteronu była na skraju załamania nerwowego.
Mówiąc krótko: badania randomizowane kontrolowane za pomocą placebo pozwalają uzyskać lepsze dane. Zamierzam przedstawić solidne dowody – wynikające z najwyższej jakości naukowych prac badawczych, weryfikowanych kwestionariuszy oraz randomizowanych testów kontrolowanych za pomocą placebo – i już nie mogę się doczekać, kiedy się nimi z tobą podzielę. Nawet dziś zaledwie piętnaście procent leków na receptę stosowanych w medycynie konwencjonalnej jest poparte takimi badaniami. W mojej praktyce osiemdziesiąt pięć procent rekomendowanych przeze mnie środków i metod zostało sprawdzonych właśnie w taki sposób, a kolejne piętnaście procent (na przykład witaminy lub zmiana sposobu myślenia) wykazuje niskie ryzyko powodowania problemów.
Medycyna głównego nurtu jest wspaniała, jeśli chodzi o złamane kości, i działa cuda w kwestii zagrażających życiu infekcji bakteryjnych lub zawału serca, ale coś utraciliśmy przy całej tej technologii, wyspecjalizowaniu i ubranżowieniu. W Stanach Zjednoczonych wizyta lekarska trwa średnio siedem minut. Siedem minut. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że problemy zdrowotne kobiet, wybory związane z odżywianiem się i symptomy są na tyle złożone, że wymagają więcej czasu na zajęcie się nimi. Z tego powodu wizyta w moim gabinecie trwa pięćdziesiąt minut lub dłużej.
Jak pewnie wiesz, problem z medycyną głównego nurtu nie ma związku z pieniędzmi. Amerykański system opieki zdrowotnej kosztuje dwa i pół biliona dolarów rocznie, a kwota ta cały czas rośnie. Aż siedemdziesiąt procent środków wydaje się na procedury diagnostyczne i zabiegi, których można uniknąć, dokonując po prostu lepszych życiowych wyborów. Nasza populacja jest coraz bardziej rozchwiana hormonalnie i otyła, a źródłowymi przyczynami tego stanu są sposób odżywiania, brak ruchu, niedobór substancji odżywczych oraz zmiany związane z wiekiem, a coraz częściej także kontakt z toksynami obecnymi w środowisku, określanymi jako związki endokrynnie czynne. Mimo to leczenie przez zmianę stylu życia jest często lekceważone i pomijane przez konwencjonalną służbę zdrowia. To szczególnie szokujące, jeśli przyjrzeć się dowodom naukowym, które potwierdzają, jak skuteczne są tego typu zmiany w leczeniu zaburzeń hormonalnych, wahań nastrojów, zapobieganiu problemom związanym ze stresem i chorobom.
Większość leków na receptę to nie są prawdziwe lekarstwa. Moim zdaniem przeważająca część lekarzy, którzy odebrali tradycyjne wykształcenie medyczne, nie ma pojęcia o tym, jakie spustoszenie w ciele i umyśle kobiety potrafią siać hormony. Nie zauważają konsekwencji ich działania. Dużo łatwiej przychodzi im wypisanie recepty – najczęściej na modny w danym czasie antydepresant. Antydepresanty często prowadzą do zwiększenia masy ciała, udaru, obniżenia popędu płciowego, przedwczesnego porodu i drgawek u niemowląt, a najnowsze badania łączą antydepresanty z rakiem piersi i jajników. Jak gdyby skutków ubocznych było mało, nie ma żadnych dowodów na to, by środki na dolegliwości psychiczne naprawdę je leczyły. Owszem, takie leki mają swoje zastosowanie i niektórzy ludzie pilnie ich potrzebują. Uważam jednak, że substancje te przepisywane są zbyt lekką ręką, kiedy przyczyna źródłowa i towarzyszące jej czynniki, takie jak zaburzenia neuroendokrynne, nie zostały w pełni zbadane. Prawdziwe lekarstwo pomaga odzyskać zdrowie, ale większość środków na receptę nim nie jest – one tylko maskują symptomy. Znajdziesz lekarstwo na swoje problemy, jeśli zajmiesz się prawdziwą przyczyną zaburzeń neuroendokrynnych, nie zaś na dnie fiolki bardzo drogich tabletek.
Musi być jakiś lepszy sposób. Dziesięć lat temu, kiedy nie prowadziłam jeszcze własnej praktyki i wciąż tkwiłam w okopach medycyny głównego nurtu, doszłam do wniosku, że musi istnieć lepszy sposób na to, by wypełnić luki między potrzebami kobiet a tym, co oferuje im ogólnie dostępna medycyna. Odkryłam, że największą z tych luk jest funkcjonowanie nadnerczy. Nadnercza to maleńkie gruczoły zlokalizowane na górnych biegunach nerek. Wydzielają one kilka hormonów stresu, w tym kortyzol i DHEA (dehydroepiandrosteron). Na studiach medycznych uczyłam się o guzach nadnerczy i o tym, co robić, jeśli u pacjentów występuje nadmierna ilość kortyzolu (zespół Cushinga) lub niedoczynność kory nadnerczy (choroba Addisona). Nauczono mnie rozpoznawać chwasty i martwe rośliny, ale nie szukać wczesnych, subtelnych oznak zbliżającej się choroby. Można powiedzieć, że nadnercza to najważniejsze rośliny w twoim ogrodzie, które trzeba pielęgnować i pomóc im kwitnąć.
W medycynie głównego nurtu częste jest podejście „albo-albo”. Albo twoja wątroba działa prawidłowo, albo masz niewydolność wątroby. Albo twoja tarczyca działa prawidłowo, albo masz niedoczynność tarczycy. Albo twoje nadnercza pracują prawidłowo, albo masz niedoczynność kory nadnerczy. Rzadko istnieje jakiś punkt pośredni. Prawda jest taka, że większość z nas tkwi gdzieś w szerokiej przestrzeni między tymi dwoma ekstremami, nazywanej przeze mnie dysfunkcją lub rozregulowaniem. Wierzę, że nie tylko warto, ale wręcz trzeba (z pomocą zaufanego lekarza) zacząć działać, zanim twoje narządy dopadnie choroba. Taka interwencja wpłynie na twoje zdrowie i zapewni ci długie życie.
Jak dawne tradycje mogą pomóc medycynie konwencjonalnej? Medycyna głównego nurtu ma w zwyczaju koncentrować się na tym, co nie działa, zamiast na tym, co działa. Konwencjonalni lekarze są uczeni naprawiać to, co jest w ciele zepsute, skupiają się więc na usuwaniu usterek: czy jest to wyrostek w stanie zapalnym, czy są to komórki nowotworowe. Czasem jednak taka strategia jest daremna, widzimy bowiem tylko to, co złe. Jeśli spojrzymy także na to, co działa prawidłowo, możemy się nauczyć to pielęgnować, wzmagając tym samym korzystne efekty. Ta szersza perspektywa pomaga nam pracować mądrzej, a nie ciężej. Wykorzystywanie swoich mocnych stron – zamiast koncentrowania się na słabościach – prowadzi do głębokiej i trwałej zmiany. Wiele badań popiera takie podejście.
Zasada Pareta w odniesieniu do hormonów. W swojej praktyce zaobserwowałam, że osiemdziesiąt procent efektów w równoważeniu hormonów wynika z dwudziestu procent twoich wysiłków. Tak wygląda w praktyce zastosowanie zasady Pareta, zwanej także „zasadą 80/20”, według której dwadzieścia procent wysiłków odpowiada za osiemdziesiąt procent rezultatów. W moim gabinecie zasada Pareta prowadzi do jednego podstawowego pytania: jakie są najskuteczniejsze sposoby na to, by wykorzystać to, co masz, i zoptymalizować pracę twoich hormonów? Zamiast na chybił trafił szukać wszelkich możliwych powodów problemów neurohormonalnych, najpierw wprowadzamy małe zmiany, które wywołają największy skutek.
Wiele kobiet trafiających do mojego gabinetu szuka odpowiedzi, które już intuicyjnie zna, ale nie znajduje potwierdzenia w konwencjonalnej medycynie. Przychodzą do mnie z polecenia swoich skonsternowanych ginekologów lub koleżanki, która schudła czternaście kilogramów, stosując jeden z moich protokołów, albo z powodu wywiadu, którego udzieliłam w radiu, czy wykładu, po natknięciu się na moją stronę internetową saragottfriedmd.com lub po desperackim przeszukiwaniu internetu, żeby zdobyć informację o tym, jak odzyskać popęd płciowy. Po naszej pierwszej rozmowie często twierdzą, że doznały olśnienia: w końcu znalazły mentorkę i partnerkę w kwestii zdrowia, kogoś, kto naprawdę słucha i przedstawia im napawające otuchą, bezpieczne i udowodnione rozwiązania.
Potraktuj tę książkę jak prywatną wizytę w moim gabinecie, podczas której rozszyfrujemy twoje hormonalne DNA, żebyś czuła się i wyglądała wspaniale, stanowczo zapobiegała nieodwracalnemu starzeniu się i żyła pełnią życia w każdym wieku. Wspólnie stworzymy dla ciebie nową indywidualną mapę hormonalną.
Ostatnio współpracowałam z profesorem socjologii, mieliśmy wspólnie opracować badanie ilościowe dla moich pacjentek. Wykazało ono, że dwadzieścia sześć procent moich pacjentek nie ma jeszcze czterdziestu lat, pięćdziesiąt siedem procent jest w wieku od czterdziestu do pięćdziesięciu czterech lat, a siedemnaście procent ma pięćdziesiąt pięć lat i więcej.
Oto co udało się nam ustalić:
Zapasowe koło do pływania? Ma je sześćdziesiąt cztery procent moich pacjentek.
Wypadanie włosów? Zmaga się z tym czterdzieści procent moich pacjentek.
Połowa ma wrażenie, że biega od zadania do zadania (jak kurczak z obciętą głową).
Problemy ze snem? Osiemdziesiąt procent moich pacjentek ma ten problem raz w tygodniu, a dwadzieścia procent zmaga się z nim codziennie.
Ponad połowa uważa, że doba nie ma aż tylu godzin, żeby były w stanie sprostać wszystkiemu, co mają do zrobienia.
Bóle głowy? Występują aż u czterdziestu ośmiu procent moich pacjentek i mogą być (choć nie muszą) związane z okresem.
Czterdzieści osiem procent moich pacjentek ma problemy z cerą, począwszy od egzemy po przedwczesne osłabienie i starzenie się skóry.
Ponad połowa przynajmniej trzy razy w ostatnim tygodniu miała poczucie, że nie jest w stanie się rozkręcić.
Suchość pochwy (niezbyt sympatycznie nazywana w medycynie zanikowym lub atroficznym zapaleniem pochwy) dotyka trzydzieści siedem procent moich pacjentek.
Na szczęście tylko dziewięć procent ma wysokie ciśnienie.
Na tym statystyki się nie kończą. Liczby odzwierciedlają odsetek moich pacjentek rozpaczliwie szukających konkretnych efektów, których nie mogą osiągnąć dzięki konwencjonalnej medycynie: dziewięćdziesiąt jeden procent pragnie mieć więcej energii, osiemdziesiąt procent chce podnieść libido, sześćdziesiąt dziewięć procent chciałoby poprawić swój nastrój, a dwadzieścia sześć procent pragnie, by się skończyły u nich uderzenia gorąca albo nocne poty.
Statystyki te dowodzą, że współczesne kobiety dopadła epidemia. Nie chodzi im tylko o to, by dobrze wyglądać. Chcą się także dobrze czuć na ciele i duchu. W mojej praktyce lekarskiej przekonałam się, że wiele kobiet początkowo wierzy, że jeśli lek nie jest na receptę, to szkoda na niego czasu. Wystarczy wymówić słowo „holistyczny”, a uciekają gdzie pieprz rośnie. Zachęcam cię jednak, żebyś została. Ostatecznie ty i twoja rodzina będziecie zadowoleni, że to zrobiłaś.
Spróbuj dostrzec wrodzoną mądrość ciała. Harmonia, szczególnie w kwestii kontroli metabolizmu hormonów, to jego stan naturalny. Kiedy usuniemy przeszkody, wykonamy krok w stronę równowagi. Często rozpoznanie i usunięcie tego, co stoi ci na drodze, wystarczy, żeby osiągnąć harmonię – i nie trzeba do tego leków na receptę. Dodatkowo zidentyfikowanie tych przeszkód i zdobycie wiedzy, jak z nimi postępować, jest podstawowym elementem powrotu do zdrowia.
Rozpoznaj źródłowe przyczyny zaburzeń równowagi. Utrzymujące się zdrowie wynika z usunięcia przyczyn swojego problemu, a nie z tłumienia symptomów.
Myśl systemowo, bądź proaktywna i sprytna w kwestii zastępowania hormonów. Współpracuj z systemem kontroli zlokalizowanym w mózgu, zamiast uzupełniać każdy niski poziom hormonu. Skup się na tym, co działa, a co nie działa.
Nie rób sobie krzywdy. Opieranie się na niezbitych dowodach – złotym standardzie badań randomizowanych – to gwarancja bezpiecznego i skutecznego leczenia.
Bądź czynną partnerką. Aktywnie uczestnicz w staraniach prowadzących do osiągnięcia hormonalnej równowagi. Im bardziej będziesz zaangażowana we współpracę ze swoim lekarzem, tym łatwiej podtrzymasz zmiany, które wspólnie osiągniecie.
Uważam, że choć twoje geny kontrolują ciało, to jednak prosta, niezawierająca leków kombinacja bogatych w substancje odżywcze pokarmów, dobrze dobranych suplementów, które uzupełnią brakujące prekursory, i zmiany w stylu życia są w stanie utrzymać twoje geny w ciągłym trybie „naprawy”. Nawet jeśli posiadasz genetyczne uwarunkowania ku temu, żeby rozwinął się u ciebie nowotwór lub wystąpiła depresja, to twoja dieta, aktywność fizyczna i przyjmowane suplementy mogą zmienić ekspresję kodu genetycznego. Wzmocniona odkryciem ludzkiego genomu epigenomika to fascynująca dziedzina, która wyjaśnia, jak są modyfikowane geny bez zmiany sekwencji DNA – czyli jak na przykład gen otyłości jest modyfikowany przez spożywanie warzyw niezawierających skrobi w miejsce babeczek z kremem. Dowiedz się więcej na temat tego, jak możesz wykorzystać epigenomikę, żeby pokonać predyspozycje genetyczne.
Twoje geny to tylko matryca. Innymi słowy, w twoim ciele zachodzą liczne naturalne zjawiska służące odbudowie i uzdrowieniu. Kiedy zasilasz i potęgujesz te naturalne mechanizmy, możesz zapobiec chorobie lub ją cofnąć.
To właśnie podstawa protokołu Gottfried. Bez względu na to, jakie są twoje problemy hormonalne, rozwiązanie zaczyna się od projektowania stylu życia, które obejmuje odżywczą dietę, rozpoznanie i uzupełnienie brakujących prekursorów niezbędnych do prawidłowej komunikacji neurohormonalnej oraz odpowiednio dobrane ćwiczenia. Opracowanie właściwej metodologii służącej ocenie, wspieraniu i utrzymaniu równowagi hormonalnej u mnie i u moich pacjentek zajęło mi ponad dziesięć lat. Stworzyłam, przetestowałam i dopracowałam progresywne, systemowe podejście o udowodnionej skuteczności, które może zastosować każdy.
Kiedy zmagałam się z własnymi zaburzeniami hormonalnymi, moim celem było odkrycie przyczyn źródłowych, stworzenie dopasowanego do moich potrzeb i rygorystycznego remedium oraz śledzenie swoich postępów. Korzystałam z wielu źródeł, w tym tradycyjnej medycyny chińskiej i hinduskiej (ajurwedyjskiej). W swoim protokole łączę najnowsze odkrycia współczesnej medycyny i zaawansowane techniki z dawnymi sposobami leczenia, których skuteczność potwierdzają współczesne badania.
Zalecenia prezentowane w niniejszej książce oparte są na udowodnionym podejściu zintegrowanym. Ta złożona z trzech kroków strategia obejmuje:
projektowanie życia: odżywianie się, nutraceutyki i ukierunkowane ćwiczenia,
terapię ziołami,
hormony bioidentyczne.
Większość moich zaleceń nie wymaga zakupu specyfików dostępnych na receptę. Kiedy kobiety naprawdę przykładają się do realizacji pierwszego protokołu Gottfried i zaczynają stosować dopasowany do swoich potrzeb plan żywieniowy, uzupełniać witaminy, minerały i aminokwasy oraz wykonywać odpowiednie ćwiczenia – przekonują się, że znika większość objawów ich hormonalnego rozchwiania. Jeśli jednak tak się nie dzieje, przechodzimy do drugiego kroku – terapii roślinnych. Po ukończeniu tych dwóch pierwszych etapów nieliczne kobiety muszą sięgnąć po hormony bioidentyczne (krok trzeci), ale dawki i czas trwania kuracji są często mniejsze, niż gdyby ominęły projektowanie stylu życia i terapię ziołami.
Czasem potrzebna jest tylko niewielka zmiana, by spowodować dużą różnicę: uwielbiam te chwile, kiedy pacjentka uświadamia sobie, że niskiemu popędowi seksualnemu, na który, jak się jej zdawało, jest dożywotnio skazana, można zaradzić za pomocą konkretnego rodzaju medytacji i koktajlu z korzeniem macy.
Ta książka zmieni twoje życie na lepsze. Z natury jestem sceptyczną osobą, ale w swojej praktyce lekarskiej wielokrotnie byłam świadkiem uzyskiwania przez pacjentki korzyści wynikających z mojego protokołu. My, kobiety, jesteśmy tak uwarunkowane, że w którymś momencie życia hormony zwracają się przeciw nam. Chcę ci pomóc naturalnie je wyregulować, żeby były twoimi sprzymierzeńcami. Obserwując poprawę stanu zdrowia kobiet, których gospodarka hormonalna wróciła do normy, i dokumentując przemianę, jaka zachodzi w ich codziennym życiu, nabrałam przekonania, że wraz z protokołem Gottfried odniesiesz większy sukces niż dzięki lekom na receptę – zwłaszcza takim, które dla twojego ciała są całkowicie obce.
Niniejsza książka jest podzielona na dwie części. Pierwsza część – Nauka i uświadamianie – daje ci podstawy wiedzy. Rozdział pierwszy zawiera kilka kwestionariuszy – są to listy sprawdzające, które pomogą ci zidentyfikować główne zaburzenia hormonalne. Gdy odpowiesz na zawarte w nich pytania, dowiesz się, których hormonów masz nadmiar lub niedobór i które rozdziały powinnaś przeczytać w pierwszej kolejności. Rozdział drugi wyjaśnia, czym są hormony, co powodują i jak ze sobą współdziałają. Rozdział trzeci mówi o tym, jak to jest, gdy sytuacja zaczyna się pogarszać, traktuje bowiem o perimenopauzie, która zazwyczaj zaczyna się u kobiet między trzydziestym piątym a pięćdziesiątym rokiem życia (w Stanach Zjednoczonych menopauza pojawia się zwykle u kobiet w pięćdziesiątym pierwszym roku życia).
Druga część książki – Ocena, diagnoza, leczenie – zawiera wszystko, co powinnaś wiedzieć na temat konkretnych hormonów. Na podstawie wyczerpujących badań naukowych i moich doświadczeń z pacjentkami (oraz czterdziestopięcioletniego życia w ciele kobiety z niemal każdym możliwym hormonalnym objawem) opisuję powszechne przyczyny konkretnych zaburzeń hormonalnych i wskazuję, co z nimi robić.
W trzeciej części – Załączniki – znajdują się odniesienia do ważnych materiałów informacyjnych na temat równowagi hormonalnej. Zamieściłam tam streszczenie protokołu Gottfried uporządkowane według przyczyn źródłowych, słowniczek pojęć, tabelę hormonów opisanych w niniejszej książce wraz z ich funkcjami, wskazówki, jak znaleźć odpowiedniego specjalistę i jak skutecznie współpracować z lekarzami, listę rekomendowanych laboratoriów sprzedających testy domowe i plany żywieniowe, które zalecam swoim pacjentkom i z których sama korzystam.
Czytając poszczególne rozdziały, będziesz się odnosić do kwestionariuszy z początku książki, co pomoże ci oszacować swoje symptomy, a może nawet zidentyfikować problemy, których nie łączyłaś z zaburzeniem hormonów. W każdym rozdziale koncentruję się na konkretnym hormonie: kortyzolu, estrogenie, progesteronie, androgenach (w tym testosteronie i DHEA) oraz hormonach tarczycy. Przy okazji poznasz także inne substancje związane z hormonami, w tym insulinę, pregnenolon, witaminę D, leptynę i hormon wzrostu. Dowiesz się ponadto, czym jest dany hormon, jakie jest jego zadanie, jak się czujesz, kiedy działa prawidłowo, a jak wtedy, gdy wariuje – i co w ogóle mogło doprowadzić do zaburzeń równowagi. Po zapoznaniu cię z konkretnym hormonem zagłębiam się w naukę tłumaczącą, co dzieje się w twoim ciele i co powoduje, że poziom tego hormonu jest nieprawidłowy. Zrozumienie procesu od strony naukowej ma znaczenie dla wielu moich pacjentek, podczas gdy inne tak bardzo się tym nie przejmują i od razu chcą przejść do rozwiązań. Czytając tę książkę, sama zdecydujesz, o czym chcesz wiedzieć, a co pominiesz.
Kiedy już określimy twoje problemy hormonalne, znajdziesz strategię, dzięki której dowiesz się, co robić. Tu właśnie wkracza do gry protokół Gottfried – zamiast strzelać na oślep, stworzymy plan. (Dam ci znać, kiedy powinnaś pójść do lekarza). Dodatkowo, żebyś pamiętała, że nie jesteś sama, każdy rozdział zawiera opisy przypadków moich pacjentek i ich prawdziwe historie: objawy, nasz program leczenia i rezultaty.
Wyobraź sobie idealną kobietę. Jej hormony są w stanie perfekcyjnej równowagi, ma mnóstwo energii przez cały dzień i zrównoważony nastrój, nie zdarzają się jej nagłe napady łaknienia. Na głowie ma gęstą czuprynę lśniących włosów, a jej skóra jest nieskazitelna. Z łatwością utrzymuje prawidłową wagę i energię seksualną. Koledzy i koleżanki z pracy nigdy się nie martwią, że wybuchnie płaczem podczas ważnego spotkania albo że zacznie się nadmiernie pocić. Przyjaciele nie rzucają jej delikatnych sugestii, żeby odwiedziła psychologa.
Książka Sposób na hormony jest dla reszty nas − kobiet, które jeszcze nie przeistoczyły się w okazy hormonalnego zdrowia, ale taki mają cel. Jestem przekonana, że większość z nas chce lepiej wyglądać, lepiej się odżywiać i wolniej się starzeć. Chce osiągnąć hormonalną doskonałość.
Ta książka jest dla kobiet w każdym wieku. Częstym przekłamaniem w kwestii hormonów jest to, że nie musisz się nimi przejmować aż do menopauzy. Prawda jest jednak taka, że poziom wielu hormonów, na przykład estrogenu i testosteronu, zaczyna spadać po przekroczeniu dwudziestki. Niektóre hormony – takie jak kortyzol – mogą osiągnąć zbyt wysoki poziom i zneutralizować działanie innych. Kobiety przed trzydziestką mogą nie odczuwać jeszcze efektów starzenia się, ale być może chcą zajść w ciążę albo uniknąć diagnozy raka piersi, jaką właśnie usłyszała ich matka.
Panie po trzydziestce mogą się czuć coraz bardziej spięte czy przytłoczone i pilnie potrzebować lepszych metod relaksacji. Mogą chcieć zapobiec wysokiemu ciśnieniu krwi, cukrzycy i przyspieszonemu starzeniu się, które towarzyszą chronicznie wysokiemu poziomowi stresu. Kobiety po czterdziestce i po pięćdziesiątce mogą chcieć odzyskać nieco życiowej radości, która towarzyszyła im za młodu. Może chcą się budzić, czując się wypoczęte po dobrze przespanej nocy. Kobiety po sześćdziesiątce, siedemdziesiątce i osiemdziesiątce mogą chcieć zoptymalizować swoje funkcje kognitywne i wykonawcze – poprawić myślenie, pamięć i sprawność.
Pomysł na tę książkę zrodził się z mojej pasji, jaką jest pomaganie kobietom, aby krok po kroku, hormon po hormonie, wróciły do zdrowia. Nie chcę, by cierpiały, nie chcę, by były skazane na leniwych lekarzy, wprowadzane w błąd przez media, zmęczone, wyczerpane nerwowo i zawstydzane. Nie jestem czarodziejką, która umie cofnąć czas i sprawić, że znów będziesz mieć dwadzieścia pięć lat. Nie uważam zresztą, żebyś tego właśnie potrzebowała. Mogę jednak przywrócić ci coś, co utraciłaś – hormonalny porządek, który daje jasny umysł, pewność siebie i długie życie.
Ludzki organizm ma wrodzoną zdolność do regeneracji i samoregulacji, ale ta zdolność często zostaje zrujnowana przez długotrwałe czynniki stresowe i rozpraszające uwagę oraz pułapki współczesnego życia. Kiedy z pomocą protokołu Gottfried zobaczysz, do czego jest zdolne twoje ciało, odkryjesz, że łatwiej osiągnąć równowagę niż tkwić w stanie rozchwiania. Zajmij się swoimi hormonami już dziś, a poprawisz swój nastrój, masę ciała, energię, popęd płciowy, sen i odporność na kolejne dekady.
ROZDZIAŁ 1
Jeśli czytasz tę książkę, to najprawdopodobniej chcesz zacząć leczyć swoje hormony. Pierwszym krokiem będzie odpowiedzenie na kilka bardzo ważnych pytań. Opracowałam zestaw kwestionariuszy, których używam w swojej praktyce do zidentyfikowania najpowszechniejszych problemów hormonalnych pojawiających się przed menopauzą, podczas perimenopauzy i w menopauzie. Odpowiadając na te pytania, ustalisz, które problemy mogą cię dotyczyć. Następnie przeprowadzę cię przez rozdziały, które najlepiej podpowiedzą ci, jak pokonać rozchwianie hormonalne. (Pamiętaj, że wszyscy powinni obowiązkowo przeczytać część pierwszą – bez względu na wynik).
Równowaga. To domena wybitnej gimnastyczki na równoważni albo joginki wykonującej pozycje na jednej nodze. To podstawa odżywczego posiłku (na którego przyrządzenie lub zjedzenie często brakuje nam czasu). To praca, życie i rodzina. To zaspokojenie duszy. Równowaga to środki i cel. Równowaga to Święty Graal – coś, czego wszyscy poszukujemy. Równowaga jest trwała i możliwa do utrzymania. Równowaga to zdrowie. Ale bywa nieuchwytna.
Wiemy, że równowaga pomoże nam żonglować pracą, wychowywaniem dzieci, robieniem zakupów, opiekowaniem się innymi, załatwianiem codziennych spraw i naszymi zainteresowaniami bez uszczerbku dla zdrowia fizycznego i psychicznego. Równowaga umożliwia wykonywanie wszystkich tych zadań z mniejszym wysiłkiem i większym spokojem. Nie trzeba chyba mówić, że nasze niekończące się poszukiwanie równowagi samo w sobie potrafi być stresujące. Często wyrzucamy sobie, że nie umiemy jej osiągnąć.
Ty sama jednak możesz nie być powodem, dla którego znalezienie równowagi staje się dla ciebie takie trudne. Może się okazać, że to twoje hormony szwankują i dlatego czujesz się tak, jakbyś traciła równowagę. Bywa, że kiedy hormony są rozregulowane, czujesz się ospała, rozdrażniona, płaczliwa, naburmuszona, niedoceniana, niespokojna i przygnębiona. A wtedy masz jeszcze większy problem, żeby wszystko ogarnąć. Jak możesz sprawdzić, czy twoje hormony są zwichrowane? W tym zadaniu przyda ci się mój kwestionariusz.
Zdrowie to złożony ekosystem. Biologiczne procesy naszego ciała – czy funkcjonują idealnie, czy w sposób zakłócony – wpływają na nasz nastrój, na naszą psychikę i na to, jak żyjemy. Oznacza to, że od twoich hormonów zależy więcej, niż ci się wydaje.
Nigdy nie lekceważ roli stresu. Stres może zmienić biochemiczne funkcjonowanie całego ciała. To nie żadne dyrdymały, to fakt medyczny. Stres jest najczęstszą przyczyną wizyt w gabinecie lekarskim i i ma swój udział w powstawaniu wszystkich poważnych chorób prowadzących do zgonu: chorób serca, cukrzycy, zawału i raka. Szczegółowy wywiad lekarski daje pewność, że żadne istotne zmienne nie zostaną pominięte – bo jeśli do tego dojdzie, możliwe, że nie poznamy źródłowej przyczyny zaburzeń hormonalnych.
Moje kwestionariusze są luźno wzorowane na twierdzeniach doktora Johna Lee, znanego lekarza zajmującego się równowagą hormonalną. Wraz z upływem lat dostosowałam pytania, odnosząc się do badań własnych i doświadczeń z pacjentkami, oraz wzbogaciłam je o liczne nowe elementy. Zachęcam swoje pacjentki, żeby postrzegały drogę ku hormonalnej równowadze jako wielką podróż – kobiecą wersję odysei, zmieniającą życie w wyprawę, która zaczyna się od badania. Tym właśnie są moje kwestionariusze: wstępem do podróży testującym gotowość szukających równowagi bohaterek. Twoje odpowiedzi stworzą mapę dalszej części podróży. Twoimi narzędziami staną się kuracje opisane w protokole Gottfried.
Poniższe kwestionariusze – podobne do tych, jakimi posługuję się w swojej praktyce – są opracowane po to, żeby skutecznie zidentyfikować wszelkie niezdiagnozowane problemy hormonalne, z jakimi możesz się mierzyć. Ich wyniki wykorzystuję do znalezienia optymalnego punktu między tendencją medycyny konwencjonalnej do lekceważenia objawów a tendencją medycyny alternatywnej do ich nadinterpretowania, którą czasem zauważam.
Dokładnie przeczytaj listę symptomów i zaznacz każdy, który u siebie zaobserwowałaś, po czym podsumuj je w poszczególnych kategoriach. Zauważ, że na każdą część pytań należy odpowiedzieć oddzielnie. Tak samo jak na diagramie Venna – złożonym z nakładających się na siebie kółek – możesz mieć symptomy, które pasują do więcej niż jednej części (na przykład niepłodność i zaburzenia nastroju). Innymi słowy, niektóre z twoich odpowiedzi mogą się powtarzać, ale zwykle jeden lub dwa obszary wyłonią się jako główne wyzwania hormonalne. Nie bój się! Ostatecznie uda się nam rozszyfrować znaczenie twoich odpowiedzi.
CZY W CIĄGU OSTATNIEGO PÓŁROCZA DOŚWIADCZYŁAŚ…
CZĘŚĆ A
Uczucia, że nieustannie biegasz od jednego zadania do drugiego?Uczucia pobudzenia i jednocześnie zmęczenia?Trudności, gdy próbowałaś rozluźnić się przed snem, lub przypływu energii, przez który nie śpisz do późna?Trudności z zasypianiem lub niespokojnego snu?Uczucia niepokoju lub podenerwowania – nie możesz przestać się martwić rzeczami, na które nie masz wpływu?Nagłego przypływu złości lub wściekłości – częstego i głośnego krzyku?Krótkich zaników pamięci lub uczucia rozkojarzenia, zwłaszcza pod presją?Łaknienia cukru (po każdym posiłku masz ochotę na „mały deser”, zwykle z czekoladą)?Wzrostu obwodu pasa ponad dziewięćdziesiąt centymetrów (chodzi o niepożądany nadmiar tkanki tłuszczowej na brzuchu zwany oponką, a nie tymczasowe wzdęcie)?Problemów skóry, takich jak egzema lub nadwrażliwość (czasami fizjologiczna i psychologiczna)?Utraty kości (twój lekarz może używać bardziej przerażających terminów „osteopenia” lub „osteoporoza”)?Wysokiego ciśnienia krwi lub tętna niezwiązanego z zobaczeniem na wystawie sklepowej ślicznych czerwonych bucików?Wysokiego poziomu cukru we krwi (może twój lekarz wspomniał o stanie przedcukrzycowym, a może nawet o cukrzycy lub insulinooporności)? Uczucia rozedrgania między posiłkami wynikającego z niskiego poziomu cukru?Niestrawności, wrzodów lub choroby refluksowej przełyku?Trudniejszego niż zazwyczaj powrotu do zdrowia po urazach fizycznych?Różowych lub fioletowych pręg na brzuchu lub plecach, o niewiadomym pochodzeniu?Nieregularnych cykli miesiączkowych?Obniżonej płodności?CZĘŚĆ B
Zmęczenia lub wypalenia (sięgasz po kofeinę, aby podnieść sobie poziom energii, lub zasypiasz podczas czytania albo oglądania filmu)?Spadku sił witalnych, zwłaszcza po południu, między czternastą a siedemnastą?Ustawicznych negatywnych myśli?Wypłakiwania wiader łez bez większego powodu?Pogorszenia umiejętności rozwiązywania problemów?Poczucia, że cały czas jesteś spięta (wszystko wydaje się trudniejsze niż wcześniej i nie możesz sobie z tym poradzić)? Ograniczonej tolerancji na stres?Bezsenności albo częstego budzenia się w nocy, zwłaszcza między pierwszą a czwartą nad ranem?Niskiego ciśnienia krwi (to nie zawsze dobra rzecz, ponieważ od ciśnienia zależy ilość tlenu rozprowadzana w organizmie, zwłaszcza doprowadzana do mózgu)?Hipotensji ortostatycznej (gdy zbyt szybko wstaniesz, zaczyna ci się kręcić w głowie)?Problemów w pokonywaniu infekcji (łapiesz wszystkie możliwe wirusy, zwłaszcza atakujące drogi oddechowe)? Trudności w zregenerowaniu się po chorobie, operacji albo w gojeniu się ran?Astmy? Zapalenia oskrzeli? Chronicznego kaszlu? Alergii?Niskiego i niestabilnego poziomu cukru?Łaknienia soli?Nadmiernej potliwości?Nudności, wymiotów lub biegunki? Albo luźnego stolca na zmianę z zaparciami?Osłabienia mięśni, zwłaszcza w okolicy kolan? Bólów ścięgien lub mięśni?Hemoroidów albo żylaków?Łatwo powstających krwiaków lub siniaków?Problemów z tarczycą, które zostały przeleczone: czujesz się lepiej, ale doznajesz nagłych palpitacji albo gwałtownego i nieregularnego bicia serca (oznaka kombinacji niskiego poziomu kortyzolu przy niskim poziomie hormonów tarczycy)?CZĘŚĆ C
Pobudzenia albo zespołu napięcia przedmiesiączkowego?Nawracających bólów głowy (szczególnie migren przed miesiączką lub na tle hormonalnym)?Bolesnych lub nabrzmiałych piersi?Nieregularnych lub częstszych z wiekiem cykli menstruacyjnych?Obfitych lub bolesnych miesiączek (obfitych: zmiana podpaski maxi lub tamponu co dwie godziny; bolesnych: nie jesteś w stanie funkcjonować bez leków przeciwbólowych)?Wzdęć lub nabrzmienia, zwłaszcza w okolicy kostek albo brzucha, i (lub) zatrzymania wody w organizmie (innymi słowy – przed okresem przybierasz od półtora do dwóch i pół kilograma)?Cyst na jajnikach lub w piersiach albo endometrium (polipów)?Płytkiego snu?Swędzących, niespokojnych nóg, zwłaszcza nocą?Większej niż zwykle niezręczności lub kiepskiej koordynacji ruchowej?Niepłodności lub obniżonej płodności (staraliście się począć dziecko, ale jeszcze nie dobrnęliście do oficjalnego pułapu dwunastu miesięcy – albo sześciu, jeśli masz trzydzieści pięć lub więcej lat)?Poronienia w pierwszym trymestrze?Nie przerywaj! Jesteśmy już w połowie!
CZĘŚĆ D
Nabrzmiałości, obrzęków lub zatrzymania wody?Nieprawidłowych cytologii?Obfitego krwawienia lub krwawienia pomenopauzalnego?Szybkiego przybrania na wadze, zwłaszcza w biodrach lub w obrębie brzucha?Zwiększenia rozmiaru miseczki albo tkliwości piersi?Mięśniaków?Endometriozy lub bolesnych miesiączek? (To stan, w którym fragmenty błony śluzowej macicy zaczynają rosnąć poza jej jamą, na przykład na jajnikach lub jelitach, powodując bolesne miesiączki).Wahań nastrojów, zespołu napięcia przedmiesiączkowego albo zwykłego rozdrażnienia?Wybuchów płaczu z najbardziej błahych powodów?Małych załamań nerwowych? Niepokoju?Migren lub bólów głowy?Bezsenności?Mgły mózgowej?Czerwonych rumieńców na twarzy (lub diagnozy trądziku różowatego)?Problemów z woreczkiem żółciowym (lub jego usunięcia)?Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
ROZDZIAŁ 2
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ 3
Dostępne w wersji pełnej
CZĘŚĆ II
ROZDZIAŁ 4
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ 5
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ 6
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ 7
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ 8
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ 9
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ 10
Dostępne w wersji pełnej
ROZDZIAŁ 11
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
CZĘŚĆ III
ZAŁĄCZNIK A
Dostępne w wersji pełnej
ZAŁĄCZNIK B
Dostępne w wersji pełnej
ZAŁĄCZNIK C
Dostępne w wersji pełnej
ZAŁĄCZNIK D
Dostępne w wersji pełnej
ZAŁĄCZNIK E
Dostępne w wersji pełnej
ZAŁĄCZNIK F
Dostępne w wersji pełnej
ZAŁĄCZNIK G
