Socjologia. Wykłady o społeczeństwie - Sztompka Piotr - ebook

Socjologia. Wykłady o społeczeństwie ebook

Sztompka Piotr

0,0
59,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Najlepszy podręcznik do socjologii w najnowszym wydaniu!

Profesor Piotr Sztompka oddaje w ręce czytelników nowe, poszerzone i zaktualizowane wydanie największego bestsellera akademickiego w Polsce, wzbogacone o kolejne treści i fotografie.

Podręcznik obejmuje całokształt problematyki socjologicznej od najprostszych kontaktów międzyludzkich aż po najbardziej złożone struktury i procesy zachodzące w społeczeństwie globalnym.

Jak pisze sam autor w przedmowie:

Czytelnicy nie znajdą tu statystyk, wyników sondaży, wykresów czy tabelek z danymi. Są inne podręczniki socjologii, gdzie takich elementów jest w bród. W epoce internetu bardzo łatwo też wszystko to odszukać w sieci. Natomiast nie znajdzie się tam narzędzi do porządkowania i rozumienia tych faktów: modeli i teorii, a także szczególnego socjologicznego języka pozwalającego fakty nazwać, mówić o nich i myśleć socjologicznie. Moim celem jest właśnie nauczenie studentów tego języka, a także szczególnej wyobraźni teoretycznej pozwalającej lepiej orientować się w otaczającym świecie społecznym i wyraźniej widzieć własne w nim miejsce i szanse życiowe.

Lektura obowiązkowa dla wszystkich zainteresowanych problematyką życia społecznego, a zwłaszcza dla studentów socjologii i innych nauk społecznych, ekonomicznych czy humanistycznych.

Powyższy opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 1307

Data ważności licencji: 5/19/2026

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



WSZYSTKIM, KTÓRZY CHCĄ LEPIEJ ZROZUMIEĆ SWOJE SPOŁECZEŃSTWO

Sentencja Nagrody Fundacji na rzecz Nauki Polskiej („polskiego Nobla”) przyznanej Piotrowi Sztompce i jego Socjologii w roku 2006: za oryginalne opracowanie idei współczesnej socjologii, pozwalające rozumieć wyznaczniki oraz dynamikę skomplikowanych zmian społeczeństw nowoczesnych.

Przedmowa

PRZEDMOWA

Jeden z największych socjologów XX wieku, mój mistrz naukowy Robert K. Merton, powiadał za Newtonem, że w nauce osiąga się coś tylko dlatego, że staje się na ramionach olbrzymów1. Ta myśl jest szczególnie aktualna, kiedy pisze się podręcznik. Trzeba wtedy bowiem dokonać akrobatycznej sztuczki: stanąć na ramionach wielu olbrzymów naraz. Podręcznik jest bowiem z natury eklektyczny, korzysta z prac wielu autorów wcześniejszych. Z konieczności jest też selektywny, realizuje strategię, którą Merton określał jako „zdyscyplinowany eklektyzm” i którą zalecał nie tylko autorom podręczników, ale także wszystkim badaczom w dziedzinie socjologii ze względu na pluralizm teoretyczny tej dyscypliny. Chodzi o to, aby podporządkowywać wybór teorii i metod problemowi badawczemu, a w przypadku podręczników – celowi dydaktycznemu.

Moim zamierzeniem w tym podręczniku nie jest dostarczenie studentom informacji o różnych faktach dotyczących współczesnych społeczeństw. Czytelnicy nie znajdą tu statystyk, wyników sondaży, wykresów czy tabelek z danymi. Są inne podręczniki socjologii, gdzie takich elementów jest w bród. W epoce internetu bardzo łatwo też wszystko to odszukać w sieci. Natomiast nie znajdzie się tam narzędzi do porządkowania i rozumienia tych faktów: modeli i teorii, a także szczególnego socjologicznego języka pozwalającego fakty nazwać, mówić o nich i myśleć socjologicznie. Moim celem jest właśnie nauczenie studentów tego języka, a także szczególnej wyobraźni teoretycznej pozwalającej lepiej orientować się w otaczającym świecie społecznym i wyraźniej widzieć własne w nim miejsce i szanse życiowe.

Socjologia bowiem, nawet najbardziej teoretyczna, nie jest dla socjologów, aby w malutkim gronie specjalistów na konferencjach, sympozjach czy w kawiarniach toczyli między sobą ezoteryczne spory, których nikt poza nimi nie rozumie. O takiej socjologii też nie będzie można dowiedzieć się z tego podręcznika. Socjologia jest dla nas, członków społeczeństwa, wszystkich razem i każdego z osobna. Jest po to, abyśmy lepiej zrozumieli mechanizmy i prawidłowości życia z innymi, obok innych, przeciw innym, życia w miłości i przyjaźni, współpracy i konkurencji, w solidarności i w walce, życia we wspólnotach, grupach, stowarzyszeniach, organizacjach, instytucjach, państwie narodowym, a nawet całym społeczeństwie globalnym. To właśnie relacje z innymi są głównymi wyznacznikami naszego ludzkiego losu. Zrozumienie tychże relacji pozwala po prostu żyć lepiej. I o takich relacjach właśnie, od najprostszych, na ulicy czy w domu rodzinnym, do najbardziej skomplikowanych – w społeczności globalnej – traktuje przede wszystkim ten podręcznik. Zaczyna od najprostszych kontaktów, aby krok po kroku analizować relacje coraz bardziej złożone, dochodząc aż do poziomu globalizacji. Taka logika narracji pozwolić ma czytelnikowi dostrzec, że najbardziej złożone, dziejące się pozornie ponad naszymi głowami wielkie zdarzenia, sytuacje czy procesy społeczne są jedynie skumulowanym efektem splecenia się najprostszych działań podejmowanych wobec innych i najprostszych relacji nawiązywanych z innymi, tyle że przez ogromną liczbę jednostek.

Socjologia jest nie tylko dla nas i o nas, ale także o naszym codziennym, zwyczajnym życiu wśród innych. Pojęcia, modele i teorie socjologii mają sens, tylko jeśli znajdują swoje empiryczne odniesienie w życiu codziennym. A najwyższym stopniem socjologicznego wtajemniczenia jest socjologiczna wyobraźnia, umiejętność czy wręcz nawyk myślowy dwustronnego przekładu, od abstrakcyjnych kategorii socjologicznych do konkretnych, drobnych sytuacji społecznych i w drugą stronę – od epizodów życia codziennego do abstrakcyjnych pojęć, modeli czy teorii socjologicznych. Wyrobieniu socjologicznej wyobraźni służy ciągłe odwoływanie się w tym podręczniku do bardzo licznych przykładów, czasami nawet fabularnych, wymyślonych.

Jest jedna odmiana wyobraźni socjologicznej, na którą zwracam szczególną uwagę. Wybitny niemiecki socjolog Erwin Scheuch zwierzył mi się kiedyś prywatnie: „Kiedy chcę naprawdę zrozumieć społeczeństwo włoskie, to idę na piazza i do café na espresso, a kiedy chcę zrozumieć społeczeństwo angielskie, to idę na drinka do pubu – i po prostu patrzę wkoło”. Wystarczyło mu patrzeć uważnie, aby rozumieć, bo przykładał do spostrzeżeń i obserwacji tę szczególną siatkę pojęć, zamykał je w tej szczególnej ramie myślowej, jakiej dostarcza socjologia. Ważną odmianą wyobraźni socjologicznej jest więc wyobraźnia wizualna – umiejętność socjologicznego patrzenia. To także nawyk dwustronnego przekładu: z widzianego obrazu na język socjologii i w drugą stronę – ilustrowanie języka socjologii konkretnymi, widzialnymi obrazami życia społecznego. Wyrobieniu wyobraźni wizualnej służą bardzo liczne w tym podręczniku fotografie, które pokazują, co sam dostrzegałem w różnych miejscach świata, jak podnosząc do oka nikona, trenowałem własną wyobraźnię wizualną.

W pewnym sensie jest to więc podręcznik napisany równocześnie w dwóch językach: prozą, zwykłym tekstem, oraz obrazami, zarówno opisowymi ilustracjami, jak i zdjęciami uchwyconymi moim aparatem fotograficznym. W obu językach naraz przedstawiam studentom moje rozumienie socjologii i społeczeństwa.

Miałem wiele okazji, aby wypróbować taką strategię dydaktyczną na moich studentach w wielu krajach. Książka ta powstawała latami w notatkach i konspektach do moich wykładów, przede wszystkim na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale także piętnastokrotnie w USA (na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku i Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles) oraz sporadycznie na kilku innych uniwersytetach w Europie, Ameryce Łacińskiej i Australii. Udział w niej mają więc moi studenci, polscy i zagraniczni, którzy strategię tę sprawdzali. Sprawdziła się także w przypadku pierwszego i drugiego wydania tego podręcznika, które trafiły do kilkudziesięciu tysięcy polskich studentów. Ale wszystko można ulepszyć. Przygotowując więc na zamówienie Wydawnictwa Znak trzecie wydanie, postanowiłem dokonać istotnych zmian i uzupełnień. Przeredagowałem wiele rozdziałów, tak aby każdy z czterdziestu wykładów (zamiast dawnych dwudziestu ośmiu rozdziałów) stanowił zamkniętą całość i mógł być czytany niezależnie od pozostałych i niekoniecznie w tej kolejności, w jakiej jest zawarty w tomie. Ma to swoją cenę: nieuchronne powtórzenia niektórych idei i argumentów. Ale, jak wiadomo, repetitio est mater studiorum, więc powtórzenia mogą dla studentów być pożyteczne. Dodałem kilka wykładów, a także kilkanaście biogramów wybitnych socjologów współczesnych. Umieściłem też nowe zdjęcia, a wszystkie przedstawiam obecnie jako czarno-białe zamiast dawnych kolorowych, bo ich walor rozumiem jako czysto ilustracyjny, a nie artystyczny. W aneksie zawarłem listę podręczników szczegółowych dziedzin socjologii dostępnych po polsku, swoisty kanon dydaktyczny. Jest to oczywiście wybór subiektywny, podobnie zresztą jak orientacja teoretyczna całego podręcznika, w którym rozwijam takie rozumienie socjologii, które uważam za najważniejsze: socjologię relacji albo, jak to nazywam, „trzecią socjologię”. Zestaw definicji zawarty dawniej po każdym rozdziale usunąłem. Polecam za to studentom mój Słownik socjologiczny: 1000 pojęć, który ukazał się w roku 2020 w Wydawnictwie Znak, w którym nieporównywalnie liczniejsze definicje i omówienia są obszerniejsze i udoskonalone. Stanowi on dobre uzupełnienie i wzbogacenie wszystkiego, co zawarte jest w tym podręczniku.

Oddając studentom nowe, znacznie poprawione, poszerzone i uzupełnione wydanie, wierzę, że te wirtualne wykłady za pośrednictwem nie tyle katedry uniwersyteckiej, ile tekstu i fotografii okażą się atrakcyjne i użyteczne.

Kraków, maj 2020 roku

Część I

SOCJOLOGIA: NAUKA O RELACJACH MIĘDZYLUDZKICH

Wykład 1

SOCJOLOGIA JAKO NAUKA

Zanim rozpoczniemy analizę różnych aspektów społeczeństwa i życia społecznego, musimy przedstawić dyscyplinę nauki, w ramach której taką analizę będziemy prowadzić.

Wiedza społeczna a socjologia

Powiada się, że socjologia to nowa nauka na bardzo stary temat. Albo że socjologia ma krótką historię, ale długą przeszłość. Rzeczywiście, jako osobna dziedzina wiedzy naukowej rodzi się dopiero w pierwszej połowie XIX wieku. Nazwę „socjologia” wprowadza w 1838 roku francuski filozof Auguste Comte, budując zbitkę pojęciową z łacińskiego socius (zbiorowość, społeczeństwo) i greckiego logos (mądrość, wiedza). W połowie wieku pierwsze książki mające w tytule termin „socjologia” pisze brytyjski myśliciel Herbert Spencer2. Ale musiał upłynąć cały wiek XIX, zanim socjologia pojawiła się jako uznana dyscyplina akademicka nauczana na uniwersytetach, czyli zanim dokonała się jej instytucjonalizacja.

Mimo że swoje korzenie intelektualne miała w Europie, pełną akceptację instytucjonalną zdobywa najpierw w Ameryce. W Stanach Zjednoczonych pierwszy wydział socjologii powstaje już w 1892 roku na Uniwersytecie w Chicago (kieruje nim Albion W. Small, równocześnie założyciel „American Journal of Sociology”, do dziś czołowego czasopisma socjologicznego w USA). Amerykańskie Stowarzyszenie Socjologiczne (ASA), największa organizacja zawodowa socjologów, utworzone zostaje w 1909 roku i do dzisiaj odbywa corocznie swoje zjazdy, na których pojawia się kilka tysięcy badaczy i praktyków tej dziedziny. W Europie pierwsza katedra socjologii ustanowiona zostaje we Francji w 1895 roku na Uniwersytecie w Bordeaux (obejmuje ją Émile Durkheim, który też od roku 1898 zaczyna redagować bardzo wpływowy periodyk „L’Année Sociologique”). W Niemczech znacznie później, bo dopiero w 1919 roku, na Uniwersytecie w Monachium pierwszą katedrę socjologii otrzymuje Max Weber, wcześniej sławny już profesor ekonomii i historii gospodarczej, który w 1909 roku był, wspólnie z Ferdinandem Tönniesem i Georgem Simmelem, założycielem pierwszego niemieckiego stowarzyszenia socjologicznego. W Wielkiej Brytanii dopiero po II wojnie światowej socjologia uzyskuje uznany status na głównych uniwersytetach, w Oksfordzie i Cambridge, uprawiana wcześniej jako antropologia społeczna lub filozofia społeczna. W Polsce twórcą pierwszego uniwersyteckiego ośrodka socjologicznego był Florian Znaniecki, założyciel katedry na Uniwersytecie w Poznaniu w roku 1920 oraz redaktor pierwszego polskiego czasopisma socjologicznego, ukazującego się do dzisiaj „Przeglądu Socjologicznego”. W skali międzynarodowej socjologowie zaczęli organizować się w 1893 roku, kiedy francuski uczony René Worms założył elitarny, niewielki, jeśli chodzi o liczbę członków, Międzynarodowy Instytut Socjologiczny (Institut International de Sociologie, IIS). Dopiero jednak w 1949 roku powstała organizacja masowa o zasięgu światowym, reprezentująca socjologów z niemal stu krajów i licząca obecnie ponad trzy tysiące członków – Międzynarodowe Stowarzyszenie Socjologiczne (International Sociological Association, ISA). Na prezydentów tej organizacji dwukrotnie wybrano polskich socjologów: na kadencję 1967–1970 Jana Szczepańskiego, a na kadencję 2002–2006 Piotra Sztompkę.

Jest więc socjologia dziedziną stosunkowo młodą. To mam na myśli, mówiąc, że socjologia ma krótką historię. Równocześnie jednak refleksja na temat społeczeństwa jest zapewne odwieczna, towarzyszy ludziom od zarania dziejów. Życie bowiem w otoczeniu innych ludzi, kontakty z innymi, współpraca, konkurencja, walka to podstawowe fakty egzystencjalne gatunku ludzkiego. Jesteśmy gatunkiem stadnym, żyjemy w zbiorowościach – od rodziny przez ród, plemię, wspólnotę lokalną, sąsiadów, przyjaciół, współpracowników po naród czy wreszcie to, co dziś objawia się coraz wyraźniej dzięki rozszerzającym się powiązaniom komunikacyjnym, ekonomicznym, kulturalnym, a także celowej polityce integracyjnej – społeczeństwo kontynentalne lub globalne, na przykład europejskie czy światowe. Zauważali to już starożytni filozofowie (na przykład Arystoteles), definiując człowieka jako „istotę społeczną” (homo socius albo homo politicus).

Nigdy nie jesteśmy sami, od urodzenia do śmierci otaczają nas inni i musimy jakoś radzić sobie z innymi, układać nasze życie wśród innych. Zbieramy różne doświadczenia z takich kontaktów, porównujemy z doświadczeniami bliskich i znajomych, uogólniamy je, wyprowadzamy z nich różne życiowe strategie, które stosujemy w codziennej praktyce. Każdy człowiek jest więc w pewnym sensie socjologiem. Tyle że nie socjologiem akademickim, naukowym. To mam na myśli, mówiąc, że socjologia ma długą przeszłość.

Czym cechuje się ta przedsocjologiczna wiedza o społeczeństwie? Występuje ona w trzech postaciach: wiedzy potocznej, wrażliwości artystycznej i refleksji filozoficznej. Wiedza potoczna jest, po pierwsze, zbiorem spostrzeżeń dość przypadkowych i osobistych. Każdy żyje w nieco odmiennych zbiorowościach, w różnych warunkach, ma nieco inne losy życiowe, inne sukcesy i porażki, a zarazem każdy wykazuje skłonność do ich generalizowania, traktowania jako powszechnych i typowych. Nasza perspektywa, nasz własny punkt widzenia wydają się nam jedynie uprawnione. Dlatego, po drugie, mądrość potoczna jest fragmentaryczna i niespójna. Nawet wtedy, gdy ulega sformułowaniu w przysłowiach ludowych, codziennych porzekadłach lub bardziej rozbudowanych mitach i opowieściach, nie tworzy systemu. Da się ją co najwyżej ułożyć alfabetycznie w słownik przysłów, z których każde dotyczy zupełnie różnych spraw, a które ponadto czasami nie zgadzają się ze sobą, mówiąc rzeczy sprzeczne. Po trzecie, mądrość potoczna jest często pochopna, nie troszczy się zbytnio o mocne uzasadnienie swoich konkluzji, o rzetelną bazę dowodową dla wypowiadanych prawd, zadowala się niekiedy pojedynczymi faktami, a nawet faktami pozornymi, mitami czy złudzeniami. I wreszcie, po czwarte, wiedza zdroworozsądkowa jest często apodyktyczna, nie stroni od zdecydowanych ocen, zaleceń, sądów wartościujących. Łatwo popada w moralizatorstwo, lansuje partykularne dyrektywy i reguły.

Wiedzę o społeczeństwie artykułuje również sztuka. Najbardziej oczywiste jest to w odniesieniu do literatury, zwłaszcza prozy realistycznej (czyż nie są wyśmienitymi socjologami Balzac, Zola, Faulkner, Steinbeck, Grass, Fuentes, García Márquez, Vargas Llosa, Scott Fitzgerald, żeby wspomnieć tylko kilka nazwisk?). Treści socjologiczne odnajdujemy także w poezji czy dramacie. Przynosi je w wielkim bogactwie publicystyka. W niedyskursywny sposób obserwacje i intuicje na temat społeczeństwa sugeruje również malarstwo (Bruegel, Bosch, Rembrandt, Velázquez, Goya, Riepin, Rivera, Siqueiros i wielu innych), rzeźba, a nawet twórczość muzyczna, na przykład opera. Ogromną skarbnicą wiedzy socjologicznej są film, fotografia, reportaż telewizyjny.

I nic w tym dziwnego. Dominującym tematem sztuki jest przecież los człowieka, a los ten, jak wskazywaliśmy, nierozerwalnie związany jest z losem innych ludzi, ze społeczeństwem. Poprzez sztukę realizuje się więc istotny zasób poznania socjologicznego. Ale oczywiście dokonuje się to niejako przy okazji. Cele i aspiracje sztuki są inne, a jej wartości nie mierzy się głównie korzyściami poznawczymi. Stąd nie wiążą sztuki rygory i standardy dochodzenia do obiektywnej prawdy. Jest ona w tym sensie bliższa myśleniu potocznemu niż naukowej socjologii.

Trzecia postać przedsocjologicznej wiedzy społecznej to filozofia społeczna (czy filozofia polityczna), jeden z głównych nurtów filozofii od czasów starożytnych, artykułowany już w myśli Sokratesa i Arystotelesa. Filozofia społeczna różni się istotnie od wiedzy potocznej i poznania artystycznego. Przede wszystkim tym, że jako swój cel stawia odkrywanie prawdy o świecie. Po drugie, jest to refleksja uprawiana profesjonalnie, przez zawodowych myślicieli, a nie na boku, przy okazji codziennych spraw życiowych czy kreacji artystycznej. Pozwala dzięki temu przekroczyć ramy indywidualnych doświadczeń i ograniczenia subiektywnego horyzontu. Opiera się na szerokich obserwacjach porównawczych dotyczących różnych społeczeństw, korzysta z materiałów historycznych na temat społeczeństw przeszłości (jak u pierwszego historyka społecznego – Herodota). Po trzecie, daleko większą wagę przywiązuje do precyzyjnego formułowania i uzasadniania wypowiadanych sądów, choć ciągle nacisk położony jest na uzasadnienia rozumowe, spójność wywodów, prawidłowość dedukcji, a fakty empiryczne czy historyczne są traktowane tylko jako ilustracje. Po czwarte, poszczególne tezy wiąże się tu w całościowe systemy, akcentując ich logiczną spoistość i dążąc do wypełnienia wszystkich pojawiających się pól niewiedzy. Z takich bardzo obszernych, nowoczesnych filozoficznych systemów budowanych przez Auguste’a Comte’a czy Herberta Spencera wyłoniła się właśnie socjologia. Po piąte, typowy jest normatywny, wartościujący punkt widzenia, a także ambicja formułowania wskazówek i zaleceń praktycznych czy politycznych. Nie przypadkiem tak wielką rolę w filozofii społecznej odgrywa etyka oraz tak liczne są, mniej lub bardziej utopijne, wizje „doskonałych społeczeństw”.

Socjologia wyłania się z tych trzech odmian myśli przedsocjologicznej, jest kontynuacją i zarazem odmienną postacią wiedzy potocznej, twórczości artystycznej i filozofii społecznej. Oczywiście nie wypiera tamtych form myśli ludzkiej, dodaje się do nich, istnieje obok nich, wyróżniając się jednak pod istotnymi względami. Momentem przełomowym jest spostrzeżenie, że społeczeństwo nie jest chaosem ludzkich przypadków, lecz posiada swoiste, powtarzalne cechy i prawidłowości, a zatem może być przedmiotem nowej, rozwijającej się od epoki Oświecenia perspektywy poznawczej, a mianowicie nowoczesnej, empirycznej i eksperymentalnej nauki, zmierzającej do formułowania ogólnych praw rzeczywistości. Rozciągnięcie na świat społeczny nowoczesnej perspektywy naukowej stosowanej już od XVII wieku w odniesieniu do świata przyrody – w astronomii, fizyce, chemii, biologii – dało początek naukowej socjologii.

Ta nowa, naukowa perspektywa wyróżniała się pod trojakim względem: tym, jak wiedzę się zdobywa, tym, jak formułuje się rezultaty, i tym, jak korzysta się z uzyskanych wyników. Po pierwsze więc, naukowa socjologia odwoływała się do systematycznego, standardowego sposobu osiągania i uzasadniania tez prawdziwych, zwanego metodą naukową. Za ostateczne kryterium prawdziwości uważała empirycznie czy eksperymentalnie stwierdzone fakty społeczne. Zmierzała do uzasadnionych uogólnień takich faktów w postaci praw społecznych. Żądała na ogół kategorycznego formułowania sądów i powstrzymywania się od ocen i wartościowań. Po drugie, socjologia naukowa proponowała nowe, wyraźnie zdefiniowane, ostre, a najlepiej mierzalne pojęcia, czyli zmienne tworzące swoisty język dyscypliny. Dzisiaj język ten jest bardzo bogaty. Mój Słownik socjologiczny… zawiera ich aż tysiąc. A ograniczałem się do uznanego, klasycznego kanonu. Tymczasem zasób pojęciowy socjologii, podobnie jak słownictwo każdego języka naturalnego, nieustannie się bogaci, odzwierciedlając nowe zjawiska społeczne. Wiele z nich wiąże się z przełomem technologicznym w elektronice, a zwłaszcza z upowszechnieniem internetu. Pojęcia swoistego języka socjologii miały być stosowane w twierdzeniach o zależnościach pomiędzy rozmaitymi faktami czy zjawiskami. A wielość twierdzeń miała być logicznie powiązana w systemy, zwane teoriami naukowymi. Po trzecie, naukowa wiedza socjologiczna miała służyć do ugruntowanej, mocno uzasadnionej odpowiedzi na kilka rodzajów pytań. Najpierw na pytania opisowe: jak jest naprawdę? Tutaj rola socjologii polegała na podważaniu i obalaniu różnych mitów i złudzeń typowych dla perspektywy potocznej czy przerysowań i idealizacji występujących w sztuce. Miała więc przede wszystkim weryfikować fakty. Miała także zaglądać pod powierzchnię zjawisk naocznie postrzegalnych, szukając głębszych, ukrytych warstw rzeczywistości społecznej, struktur organizujących i wiążących ze sobą pozornie oderwane zdarzenia. Miała wreszcie odkrywać niezamierzone i nieuświadamiane konsekwencje społeczne działań podejmowanych przez członków społeczeństwa. Tu w oczywisty sposób przekraczała granice potocznego postrzegania społeczeństwa. Następne pytanie, ogromnie istotne, to: dlaczego jest tak właśnie,jak wskazują stwierdzone przez socjologię fakty? Tutaj socjologia pragnęła szukać przyczyn bardziej fundamentalnych niż te, które narzucał zdrowy rozsądek, odkrywać głębokie mechanizmy zjawisk, ukazywać ich powiązania z kontekstem innych zjawisk równoczesnych, a także z sekwencją zjawisk wcześniejszych. Chciała także odróżniać przyczyny rzeczywiste i pozorne lepiej, niż czyniła to filozofia. W odpowiedzi na takie aspiracje proponowała różne teorie zjawisk i zdarzeń społecznych, a także całościowe modele teoretyczne tej całości nadrzędnej, jaką jest społeczeństwo. Po trzecie, socjologia chciała przewidywać przyszły bieg zdarzeń, odpowiadać na pytanie: jak będzie? Ale nie zadowalała się przeczuciami czy proroctwami, lecz pragnęła wyprowadzać z praw naukowych spodziewane tendencje, uzasadnione prognozy społeczne. I wreszcie, po czwarte, socjologia miała aspiracje praktyczne: chciała udzielać naukowo ugruntowanych rad na temat tego, co robić, aby zmienić społeczeństwo w pożądanym kierunku. Adresowała te rady do polityków czy administratorów kierujących życiem społecznym, ale także do zwykłych ludzi, dostarczając im lepszego rozeznania w społeczeństwie i tym samym większych szans na realizowanie ich dążeń i aspiracji. Praktycznie zorientowane działy socjologii zyskały później nazwę inżynierii społecznej, socjotechniki czy pracy socjalnej.

Te cechy naukowej socjologii, wskazane już przez twórców dyscypliny w XIX wieku, zachowały aktualność do dziś. Wyznaczają sposoby postępowania i cele, jakie stawiają sobie także współcześni socjologowie. A dokładniej – większość socjologów współczesnych. Pod koniec XX wieku bowiem pojawili się i tacy, którzy kwestionują przewagę podejścia naukowego nad poznaniem intuicyjnym opartym na emocjach, inspiracji, iluminacji, przeżyciach estetycznych, artystycznych itp. Inni z kolei, uznając potrzebę nauki w odniesieniu do przyrody czy techniki, odrzucają ideę wszelkich prawidłowości i zależności w świecie społecznym, traktując go jako dziedzinę całkowitej przypadkowości, dowolności, płynności i fragmentaryczności. Taka destrukcja naukowej socjologii dokonuje się pod modnym hasłem postmodernizmu. Kierunek ten na szczęście jedynie marginalnie wpłynął na to, co naprawdę robią socjologowie na całym świecie, i dzisiaj już stanowi przemijającą szybko dewiację myślową, ślepą uliczkę w rozwoju dyscypliny.

Auguste Comte (1798–1857)

Filozof francuski, który w swoim głównym, sześciotomowym dziele Cours de philosophie positive [Kurs filozofii pozytywnej] wydanym w latach 1830–1842 podjął syntezę całej dotychczasowej wiedzy naukowej, postulując jej rozszerzenie na obszar zjawisk związanych z życiem społecznym i inicjując nową dyscyplinę nauki – socjologię.

Myślenie naukowe albo inaczej „pozytywne” było w jego ujęciu ukoronowaniem ewolucji myśli ludzkiej przechodzącej trzy stadia: teologiczne (gdy w wyjaśnieniach zjawisk ludzie odwołują się do sił nadprzyrodzonych czy istoty boskiej), metafizyczne (gdy wyjaśniają przez abstrakcyjne pojęcia i rozumową kontemplację) i wreszcie pozytywne (gdy formułują twierdzenia oparte na faktach i zależnościach współistnienia lub następstwach między faktami). Z kolei socjologia była dla Comte’a ukoronowaniem hierarchii nauk, mogła powstać dopiero na bazie nauk wcześniejszych: matematyki, astronomii, chemii, fizyki, biologii. Zajmuje się bowiem przedmiotem o najwyższym stopniu złożoności.

Świat przyrody i społeczeństwa stanowi jedność i dlatego także metoda socjologii musi się opierać na tych samych zasadach co metody nauk przyrodniczych. Socjologia winna naśladować wzorce metodologiczne nauk przyrodniczych, w szczególności opierać się na faktach i poza zaobserwowane fakty nie wychodzić. Głównym podejściem badawczym socjologii jest metoda porównawcza. A celem – „rozumienie–przewidywanie–zapobieganie”, czyli formułowanie wyjaśnień, z których wyprowadzić można predykcje i zalecenia praktyczne. Szczególną racją istnienia socjologii jest dokonujący się w wyniku XVIII-wiecznych rewolucji, a zwłaszcza Wielkiej Rewolucji Francuskiej, fundamentalny przełom społeczny: zastąpienie społeczeństwa tradycyjnego – nowoczesnym, opartym na przemyśle, zurbanizowanym i republikańskim. Nowy system nie rozwinie się spontanicznie, wymaga racjonalnego kierowania, którego podstaw dostarczyć winna właśnie socjologia.

Comte postrzegał społeczeństwo na podobieństwo skomplikowanego organizmu, czyli stosował analogię organiczną. Budowę społeczeństwa albo inaczej jego anatomię badać miałaby „statyka społeczna”, a jego funkcjonowanie i zmienność, czyli fizjologię – „dynamika społeczna”. Podstawowym składnikiem społeczeństwa są grupy społeczne, a wśród nich największą rolę odgrywa rodzina. Od Comte’a pochodzi znane powiedzenie, że rodzina jest podstawową komórką społeczną. Społeczeństwo ulega nieustannemu procesowi rozwoju, a jego kierunek i etapy wskazuje wspomniane wcześniej „prawo trzech stadiów”.

LITERATURA

A. Comte, Metoda pozytywna w szesnastu wykładach, PWN, Warszawa 1961.

A. Comte, Rozprawa o duchu filozofii pozytywnej, PWN, Warszawa 1973.

B. Skarga, Comte, Wiedza Powszechna, Warszawa 1966.

M. Kucia, Comte, [w:] Encyklopedia socjologii, t. 1, Oficyna Naukowa, Warszawa 1998, s. 97–99.

J. Szczepański, Socjologia: rozwój problematyki i metod, PWN, Warszawa 1969, s. 49–72.

J. Szacki, Historia myśli socjologicznej, t. 1, PWN, Warszawa 1981, s. 255–295.

Pozytywistyczna wizja „naukowości” socjologii

Ogólne uznanie naukowego statusu socjologii nie może jednak prowadzić do naiwnego utożsamiania nauki o społeczeństwie z naukami o przyrodzie. Błąd ten popełniali XIX-wieczni twórcy socjologii, którzy postulowali proste naśladowanie przez nową dyscyplinę takich metod i procedur badawczych, jakie wypracowały bardziej dojrzałe i wcześniej istniejące nauki przyrodnicze: astronomia, fizyka, chemia, biologia. Auguste Comte określił te metody jako „pozytywne”, przynoszące przezwyciężenie wcześniejszych „teologicznych” i „metafizycznych” sposobów myślenia, i stąd zalecany przez niego dla socjologii sposób uprawiania nauki nazywamy pozytywistycznym3. Do tego modelu nauki należało kilka dyrektyw. Po pierwsze, ograniczenie poznania naukowego do faktów bezpośrednio obserwowalnych zmysłowo, a unikanie wszelkich tez na temat istoty, esencji, fundamentalnych mechanizmów zjawisk. Po drugie, osiąganie wszelkich uogólnień drogą ostrożnej indukcji, poprzez gromadzenie coraz liczniejszych obserwacji faktów, a następnie klasyfikowanie ich według podobieństw. Po trzecie, sprowadzenie praw naukowych do prostych tez o zależnościach między obserwowalnymi faktami: albo tego typu, że pewne fakty występują razem, albo że następują po sobie (dziś nazywamy to korelacjami). Po czwarte, proste, rozumowe, dedukcyjne wyprowadzanie z praw naukowych przewidywań na temat zjawisk przyszłych. Po piąte, wyprowadzanie z praw i predykcji dyrektyw praktycznych na temat zapobiegania lub wywoływania nowych faktów poprzez tłumaczenie ich na język czynów, podobnie jak w medycynie, gdzie z wiedzy biologicznej, chemicznej itp. wyprowadza się zasady prewencji i terapii, lub w inżynierii, gdzie z praw mechaniki wyprowadza się techniczne sposoby budowy domów czy mostów.

Pozostawmy na boku kwestię, czy taka charakterystyka nie upraszczała zanadto tego, co naprawdę robili Kepler, Newton, Lavoisier, Faraday i inni twórcy nowoczesnego przyrodoznawstwa. Filozofowie nauki twierdzą, że model pozytywistyczny nie był adekwatny dla opisania praktyki nauk przyrodniczych. A co dopiero, gdy mówimy o naukach humanistycznych czy społecznych. Ważne dla nas jest to, że za postulatem, aby naśladować w socjologii metody nauk przyrodniczych, kryło się założenie, że przedmiot tych nauk jest zasadniczo taki sam, że przyroda i społeczeństwo mają taką samą naturę. Taki pogląd o jedności świata zarówno przyrodniczego, jak i społecznego nazywamy naturalizmem. Naturalizm był nieodłącznym dopełnieniem pozytywizmu.

Przełom antypozytywistyczny

Jeszcze w XIX wieku taka idea naukowości socjologii została podważona przez kilku myślicieli. Niemieccy filozofowie Wilhelm Dilthey i Heinrich Rickert zakwestionowali tezę o jedności przyrody i społeczeństwa, wskazując, że w świecie ludzkim występują rzeczy niespotykane w przyrodzie, a mianowicie znaczenia, sensy, symbole, reguły, normy, wartości, słowem – kultura. Społeczeństwo jest fundamentalnie odmienne od przyrody. Z takiego stanowiska, które nazywamy antynaturalistycznym, wyprowadził dalsze implikacje twórca socjologii niemieckiej Max Weber, postulując zupełnie przeciwstawny Comte’owskiemu model uprawiania socjologii. Nazywamy go antypozytywistycznym lub humanistycznym4. Zgodnie z takim stanowiskiem nauka nie może ograniczać się do powierzchniowych faktów, obserwowalnych zmysłowo, lecz musi sięgać głębiej, do ukrytych właśnie, nieobserwowalnych znaczeń czy wartości wiązanych z faktami przez ludzi, a te ujawnić może dopiero rozumowa interpretacja. Metoda rozumienia zjawisk społecznych zaproponowana przez Webera wywarła ogromny wpływ na współczesną socjologię, zwłaszcza w tym jej nurcie, który nazywamy hermeneutycznym. Współczesna hermeneutyka poszła daleko w kierunku rozwiązania podstawowej trudności metody rozumienia, jaką jest groźba subiektywizmu interpretacji, podważająca tak istotny dla nauki postulat obiektywiz­mu, czyli niezależności wiedzy od tego, kto ją formułuje. Już brytyjski filozof nauki Karl R. Popper podkreślał rolę otwartej krytyki w środowisku naukowym jako mechanizmu kontroli i korekty jednostronnych poglądów. Na podobny mechanizm wewnątrznaukowej wzajemnej krytyki podejmowany przez „równych” (ang. peer review) zwracał też uwagę jeden z klasyków socjologii XX wieku Robert K. Merton. Idącą w tym samym kierunku propozycję przedstawił niemiecki filozof i socjolog Jürgen Habermas, który wskazuje, że interpretacja rozumiejąca nabiera charakteru obiektywnego, jeśli jest formułowana w drodze otwartej dyskusji z udziałem wielu badaczy w warunkach „idealnej sytuacji komunikacyjnej”, czyli całkowitej swobody wypowiedzi, równej pozycji dyskutantów, braku jakichkolwiek nacisków zewnętrznych i argumentów niemerytorycznych. Wyłaniająca się z takiego w pełni demokratycznego dyskursu wiedza wolna jest od subiektywnych skrzywień.

Do przełomu antypozytywistycznego i antynaturalistycznego w socjologii przyczynili się także socjologowie polscy. Ojciec akademickiej socjologii w Polsce Florian Znaniecki był, wspólnie z amerykańskim psychologiem Williamem Thomasem, twórcą głośnej koncepcji „współczynnika humanistycznego”. Podkreślała ona, że wszelkie fakty społeczne, w odróżnieniu od przyrodniczych, są zawsze związane z działalnością jakichś ludzi, są faktami „czyimiś, a nie niczyimi”, mieszczą się w obrębie życiowych doświadczeń jakichś jednostek lub zbiorowości, które się z nimi stykają, postrzegają, doznają, przeżywają, interpretują, oceniają. Mają więc z natury zawarty w sobie ów „współczynnik humanistyczny”. I dlatego badać je można tylko z perspektywy tych ludzi, w których doświadczeniu występują, stawiając się w ich położeniu, patrząc na świat ich oczami, rozszyfrowując ich hierarchie wartości, systemy reguł, jakimi się kierują, a nie w drodze jakiejś oderwanej, zewnętrznej obserwacji. A więc inaczej, trzeba zawsze badać społeczeństwo z uwzględnieniem „współczynnika humanistycznego”. Konkretnym wyrazem takiego stanowiska metodologicznego było oparcie się przez Thomasa i Znanieckiego w ich monumentalnym dziele o emigrantach polskich pt. The Polish Peasant in Europe and America (Chłop polski w Europie i w Ameryce) na szczególnym typie źródeł. Sięgnęli mianowicie do listów i pamiętników, czyli, jak to nazywali, „dokumentów osobistych”. W ten sposób mogli dotrzeć do autentycznego punktu widzenia emigrantów rzuconych w nowe i obce środowisko społeczne i kulturowe, zrozumieć „od środka” ich problemy i dramaty5. Po II wojnie światowej do umocnienia w Polsce nurtu antynaturalistycznego i antypozytywistycznego, bardzo wpływowego od czasu Znanieckiego, przyczynili się dwaj wybitni uczeni – Józef Chałasiński i Stanisław Ossowski. Pierwszy kierował uwagę ku z gruntu humanistycznej problematyce kultury i kontynuował w jej badaniu metodę interpretowania pamiętników (na przykład w znanej pracy Młode pokolenie chłopów), drugi głęboko argumentował tezę o zasadniczych „osobliwościach nauk społecznych” w porównaniu z naukami o przyrodzie.

Typową dla modelu pozytywistycznego tezę o tzw. symetrii wyjaśniania i przewidywania, to znaczy pogląd, że dysponując eksplanacyjną teorią naukową, możemy formułować niezawodne przewidywania przyszłych zjawisk społecznych, zakwestionowało od czasów Comte’a wielu socjologów. Zwrócili oni uwagę, że nawet znając wszystkie pojedyncze prawa rządzące życiem społecznym, nie potrafimy przewidzieć, w jakich unikalnych kombinacjach zadziałają i jak nawzajem wpłyną na swoje ostateczne efekty. Nawet bowiem w najprostszej sytuacji społecznej występuje wielka mnogość czynników sprawczych, z których każdy uruchamia inne prawa. A ponadto każde celowe i zamierzone działanie wyzwala wielką ilość efektów niezamierzonych, skutków ubocznych czy nawet sprzecznych z zamierzeniami, nieraz bardzo pośrednich i odległych. Pewna analogia tego problemu występuje i w naukach przyrodniczych. Znamy przecież wszystkie prawa grawitacji, a nie potrafimy przewidzieć, gdzie upadnie liść niesiony wiatrem, dysponujemy wszystkimi prawami meteorologii, a ciągle często nie udają się nam prognozy pogody. Wiemy mnóstwo na temat tektoniki, a zaskakują nas trzęsienia ziemi czy erupcje wulkanów. Znamy już kompletną budowę ludzkiego genomu, nie potrafimy jednak wiele powiedzieć, z jakimi zdolnościami urodzi się dziecko, jakie choroby przejdzie w życiu i kiedy umrze. Niektórzy powiadają, że ruch skrzydełek motyla gdzieś w dżungli amazońskiej nie jest obojętny – poprzez nieskończony łańcuch powiązań w atmosferze – dla wywołania huraganu na Filipinach czy Florydzie (ang. the butterfly effect). Podobnie w naukach społecznych, mając sporą wiedzę ekonomiczną, jesteśmy stale zaskakiwani ruchami giełdy, kursami walut czy cenami ropy naftowej. Nikomu jeszcze nie udało się przewidzieć mobilizacji ruchów społecznych, wybuchu masowych protestów czy rewolucji. Żadna, najmądrzejsza nawet reforma polityczna nie dokonuje się niestety bez przykrych niespodzianek, skutków ubocznych. A w mniejszej skali – nigdy nie jesteśmy pewni, jak zachowa się jutro nasz znajomy czy przyjaciel ani co zrobi za chwilę kierowca na sąsiednim pasie autostrady.

Można oczywiście powiedzieć, że to wszystko wynika po prostu z młodości socjologii i niedostatków wiedzy, jaką dysponujemy. Ale to tylko część prawdy. Są bowiem powody zasadnicze, związane z tym, że przewidując zjawiska społeczne, przewidujemy działania ludzi, a co więcej – ludzi działających nie w odosobnieniu, lecz wśród innych ludzi, w kontaktach i interakcjach z innymi. Otóż wielu socjologów (na przykład znany socjolog niemiecki Niklas Luhmann) podkreśla, że nawet pojedyncze działania ludzkie są obarczone istotnym czynnikiem niepewności, dowolności, „kapryśności”, przypadkowości6. Jak powiada brytyjski teoretyk Anthony Giddens, „człowiek zawsze może zachować się inaczej”, niż oczekujemy7. A potęguje się to niezmiernie, gdy mamy do czynienia z zachowaniami zbiorowymi czy masowymi, gdy ludzie wpływają nawzajem na swoje postępowanie. Druga zasadnicza swoistość ludzkich działań w porównaniu z obiektami przyrodniczymi polega na tym, że ludzie dysponują własną, trafną lub nietrafną, wiedzą na temat swojej sytuacji, otoczenia społecznego, szans działania, dostępnych środków i działają, opierając się na takiej wiedzy. Wiedza ta pochodzi z najrozmaitszych źródeł, unikalnych doświadczeń, kontaktów, dla każdego przecież odmiennych, kumuluje się w pamięci od dzieciństwa, a potem manifestuje w działaniach. Przewidzieć konkretnego kształtu tej wiedzy nie sposób. A jeszcze trudniej, gdy chcielibyśmy przewidzieć nie działania jednostek czy zbiorowości, ale stan całego społeczeństwa w jakimś momencie w przyszłości. Nawet gdyby prawa socjologiczne pozwalały nam wyprowadzić przewidywania na temat wszystkich aspektów przyszłego społeczeństwa, to – jak wskazywał Karl Popper – jednego nie potrafimy przewidzieć na pewno, mianowicie przyszłej wiedzy, jaką dysponować będzie przyszłe społeczeństwo8. A od charakteru i poziomu wiedzy właśnie zależy w ogromnym stopniu kształt społeczeństwa. Czy sto lat temu można było przewidzieć telewizję lub internet, telefony komórkowe czy komputery osobiste? A przecież te twórcze, a więc z definicji nieprzewidywalne odkrycia zmieniły kompletnie cały świat społeczny. Musimy więc pogodzić się z pewną indeterminacją życia społecznego i zapomnieć o marzeniach pozytywis­tów, że zdarzenia społeczne da się przewidywać tak precyzyjnie, jak ruchy planet.

I z jednym jeszcze założeniem pozytywistycznego modelu nauki rozprawia się socjologia współczesna. O ile Max Weber w nowy sposób określił charakter wiedzy socjologicznej, o tyle odejście od pozytywistycznego, „inżynieryjnego” ujęcia zastosowań socjologii zawdzięczamy niemieckiemu myślicielowi Karolowi Marksowi. Zwrócił on uwagę, że wiedza społeczna, w odróżnieniu od wiedzy przyrodniczej, ma walor ideologiczny, to znaczy – jak pisał – „staje się siłą realną, jeśli pociąga za sobą masy”9. Inaczej mówiąc, same koncepcje, doktryny, wizje, teorie, informacje mają w świecie społecznym znaczenie praktyczne, ponieważ zmieniają myślenie ludzi, ich motywacje, intencje, racje, a w konsekwencji ich działania. A z działań masowych składa się właśnie społeczna praxis. Od zupełnie innej strony i daleko później podobną myśl odnajdziemy u XX-wiecznego klasyka socjologii amerykańskiej Roberta Mertona. Opisał on mechanizm tzw. prognoz samorealizujących się i samodestrukcyjnych. W tym pierwszym wypadku ludzie, biorąc na serio jakąś teorię i wynikające z niej przewidywania, nawet jeśli są fałszywe, doprowadzają do tego, że teoria się sprawdza. Na przykład inwestorzy, przekonani w myśl teorii cyklu ekonomicznego, że zbliża się recesja, wycofują kapitały z giełdy, co prowadzi do paniki, krachu i rzeczywistego kryzysu. Albo odwrotnie, ruchy ekologiczne, biorąc pod uwagę dobrze potwierdzone teorie o tzw. efekcie cieplarnianym i formułując mocne prognozy ostrzegawcze na temat katastrof tym spowodowanych, wymuszają zakaz emisji pewnych gazów i ograniczenie zatrucia atmosfery, co sprawia, że ocieplenie klimatu, miejmy nadzieję, nie nastąpi. W obu przypadkach sama teoria, czysta wiedza, poprzez ludzką świadomość i ludzkie działania oddziałała na praktykę, zmieniając rzeczywistość10. Nie ma tego fenomenu w przyrodzie. Teorie astronomii nie zmieniają biegu planet, teoria względności nie przyśpiesza ani nie spowalnia ucieczki galaktyk, a odkrycie DNA nie zmienia procesów dziedziczenia. Sama teoria jest tu praktycznie neutralna, a dopiero w pewnych przypadkach nauki stosowane – techniczne, inżynieryjne, medyczne – zdolne są wyprowadzić z teorii pewne konkretne dyrektywy zastosowane następnie w praktyce przemysłowej, leczniczej itp. Dzisiejsza socjologia przywiązuje wielką wagę do tej osobliwości wiedzy społecznej, określając ją mianem „refleksyjności” (na przykład w koncepcjach Anthony’ego Giddensa).

Wydaje się, że w swoim dominującym nurcie socjologia na dobre przezwyciężyła dziedzictwo naiwnego naturalizmu i pozytywizmu. Panuje dzisiaj wyraźnie perspektywa humanistyczna, socjologia rozumiejąca, hermeneutyczna, interpretacyjna, kulturalistyczna. Dominuje przekonanie o częściowej indeterminacji zdarzeń społecznych i bezpośrednim, refleksyjnym oddziaływaniu wiedzy społecznej na społeczeństwo11. Ale spotykamy też epigonów podejścia pozytywistycznego. Do tej tradycji nawiązują teorie behawiorystyczne, teorie „elementarnych zachowań społecznych” (na przykład George’a Homansa), teorie sieci (na przykład Ronalda Burta), teorie „wymiany społecznej” (na przykład Petera Blaua) czy teorie „racjonalnego wyboru” (na przykład Jamesa Colemana, Jona Elstera, Russella Hardina). A w kwestii zastosowań socjologii ciągle odżywają różne koncepcje „inżynierii społecznej” lub „socjotechniki”, przyjmujące zewnętrzną, manipulatorską postawę wobec społeczeństwa, podporządkowaną na ogół interesom elit i traktującą ludzi jak marionetki, które można poganiać przysłowiowym kijem lub wabić marchewką. Praktyczna rola socjologii nie jest analogiczna do praktycznej roli techniki. Polega raczej na dostarczaniu narzędzi myślowych służących lepszemu, bardziej precyzyjnemu i empirycznie ugruntowanemu rozumieniu otaczającego świata ludzkiego. Nie ma nic bardziej praktycznego niż adekwatne pojęcia i sprawdzone teorie. W tym sensie wykłady zawarte w tym podręczniku, mimo że dotyczą głównie kwestii pojęciowych i teoretycznych, mają w intencji autora istotny walor praktyczny.

Stanisław Ossowski (1897–1963)

Czołowy polski socjolog i autorytet intelektualno-moralny w okresie po II wojnie światowej. Najważniejsze książki to: Więź społeczna i dziedzictwo krwi (1939), Struktura klasowa w społecznej świadomości (1957), Oosobliwościach nauk społecznych (1962).

Był przedstawicielem orientacji humanistycznej, dostrzegając zasadnicze różnice – ontologiczne, epistemologiczne i metodologiczne – pomiędzy naukami przyrodniczymi i społecznymi. Obiekty swoiste świata społecznego to znaki, których poznanie nie może się dokonywać w drodze obserwacji zewnętrznej, lecz wymaga interpretacji sensów. W toku interpretacji ludzie przejawiają postawy wobec obiektów znaczących, nadając im wartość. Postawy polegać mogą na uznaniu, odczuwaniu lub realizacji. Tworzy się w ten sposób „polimorfizm wartości”: trzy skale wartości mogą być wzajemnie niewspółmierne.

Świadomość społeczna to zbiór pojęć, wyobrażeń, przekonań, ocen, typowy dla ludzi w pewnym środowisku, który ulega wzmocnieniu dzięki temu, że jest postrzegany jako wspólny z innymi. Wszelkie zjawiska życia społecznego mają aspekt świadomościowy. I tak więź społeczna, a szczególnie więź narodowa czy etniczna, to przede wszystkim sprawa wyobrażeń, przekonań, których patologiczne formy – rasizm, szowinizm – Ossowski demaskował i piętnował, afirmując równocześnie ich przejawy pozytywne – patriotyzm związany z pojęciem „ojczyzny prywatnej” i „ojczyzny ideologicznej”. Podobnie struktura klasowa jest zjawiskiem, które nabiera znaczenia dla ludzkich działań, dopiero gdy przełamuje się w świadomości. Wąskie, dychotomiczne pojęcie klasy, związane z opozycją interesów ekonomicznych właścicieli i pracowników, to tylko jeden wymiar funkcjonujących w świadomości społecznej hierarchicznych zróżnicowań. Inne wizje „gradacyjne” to drabiny władzy i prestiżu.

Porządek społeczny opiera się na komunikacji międzyludzkiej. W zależności od charakteru komunikacji wyróżnić można cztery typy „ładu społecznego”: a) ład „przedstawień zbiorowych” oparty na wspólnych tradycjach i rutynach zachowania, b) ład policentryczny, typowy dla ustroju demokratycznego, c) ład monocentryczny, występujący w systemach autokratycznych, totalitarnych czy dyktaturach, oraz d) ład oparty na systemie wielostopniowych porozumień. Tutaj zamiast przymusu pojawia się dialog, dyskurs, uzgadnianie poglądów i decyzji politycznych pomiędzy wolnymi jednostkami, co nie przeradza się w anarchię dzięki koordynującej i mediującej roli politycznego centrum. Ten najbardziej pożądany typ ładu społecznego wymaga świadomych, zaangażowanych i wykształconych obywateli. Drogą do niego musi być edukacyjny awans całego społeczeństwa. Ossowski antycypował tutaj dzisiejsze koncepcje „demokracji dialogowej” czy „deliberatywnej”.

LITERATURA

S. Ossowski, Dzieła, PWN, Warszawa 1966–1970.

E. Mokrzycki, Ossowskiego koncepcja nauk społecznych, PWN, Warszawa 1974.

A. Kłoskowska, E. Mokrzycki, Ossowski, [w:] Encyklopedia socjologii, t. 3, Oficyna Naukowa, Warszawa 2000, s. 43–47.

Wykład 2

SPOŁECZEŃSTWO: PRZEDMIOT SOCJOLOGII

Jeśli chodzi o etymologię, socjologia to tyle co nauka o społeczeństwie. Określi­liśmy powyżej, co to znaczy „nauka”. Ale co to znaczy „społeczeństwo”?

Rozumienia potoczne

Pierwsze skojarzenie, najbardziej chyba powszechne, to: zbiorowość ludzi w ramach pewnego państwa – społeczeństwo polskie, społeczeństwo francuskie, społeczeństwo japońskie, społeczeństwo amerykańskie. Takie całościowe traktowanie społeczeństwa i skupienie badań na własnym społeczeństwie niemiecki socjolog Ulrich Beck określał jako „nacjonalizm metodologiczny” ipoddawał ostrej krytyce12. Taka perspektywa występuje nie tylko w socjologii, ale jeszcze wyraźniej w potocznym podejściu do społeczeństwa. Myślenie potoczne jest bowiem bardzo konkretne, a od kilku stuleci tą dominującą formą, w której toczy się życie zbiorowości ludzkich, jest właśnie państwo narodowe: Polska, Francja, Japonia itd. Ale właśnie: od kilku stuleci! Bo przecież państwa narodowe ukształtowały się stosunkowo niedawno. A czy przedtem nie było społeczeństwa? A czy może nie będzie społeczeństwa, jeśli ziszczą się prognozy politologów na temat stopniowego zaniku państw narodowych i zastąpienia ich odmiennymi formami regionalnej czy nawet globalnej organizacji i administracji? Myślenie naukowe opiera się na abstrakcji, odchodzeniu od konkretu. Dla nowoczesnej socjologii więc społeczeństwo to nie konkretna zbiorowość, lecz raczej swoisty rodzaj rzeczywistości, jak mówią filozofowie, typ „bytu”, który manifestuje się w najrozmaitszy sposób w zbiorowościach najrozmaitszej skali. Społeczeństwo państwowe czy narodowe to tylko jedna z odmian społeczeństwa. Bo społeczeństwo to także zbiorowości mniejsze od państwa: rodzina i krewni, wspólnota lokalna i sąsiedzi, krąg przyjaciół i klub towarzyski, sekta i parafia, stowarzyszenie i partia polityczna, klasa i warstwa społeczna, grupa etniczna i mniejszość narodowa, szkoła i uniwersytet. Społeczeństwo to również zbiorowości większe od państwa: korporacje międzynarodowe, wielkie Kościoły, cywilizacje, federacje, wspólnoty regionalne, kontynentalne czy wreszcie społeczeństwo globalne. Cała gama tych zbiorowości różnej skali, od kilkuosobowych do wielomiliardowych, to dla socjologa odmiany społeczeństwa.

Druga sugestia myślenia potocznego to utożsamienie społeczeństwa ze zbiorowością ludzi, wielością konkretnych osób. To narzuca się niemal nieodparcie: społeczeństwo to nic innego jak ludzie, bo nic innego naocznie nie dostrzeżemy. Rodzina to ojciec, matka, dzieci. Uniwersytet to profesorowie, asystenci i studenci. Firma to dyrektorzy i pracownicy. Kościół to księża i wierni. Polska to Polacy, których mijamy na ulicach, ujęci w spisie ludności. Oczywiście to wszystko prawda, ale prawda tylko cząstkowa. Uwaga skupia się wyłącznie na jednym aspekcie społeczeństwa, wielości jednostek, albo inaczej – na populacji.

Ku ujęciu naukowemu

Nauka wymaga pójścia dalej, odejścia od oczywistości i konkretu. Socjologia zauważa więc, że aby móc mówić o społeczeństwie, pomiędzy poszczególnymi jednostkami występować muszą jakieś powiązania, zależności, relacje łączące pojedynczych ludzi w pewną całość. Twórcy socjologii – Auguste Comte, Herbert Spencer – posługiwali się tutaj analogią do organizmu. Jak organizm biologiczny to nie prosta suma komórek, tkanek, organów, lecz spoista i wspólnie funkcjonująca całość, tak społeczeństwo to nie prosta suma ludzi, lecz zintegrowany i funkcjonujący organizm społeczny. W dzisiejszej socjologii echem tej perspektywy jest kategoria spoistych, zintegrowanych grup społecznych, od najmniejszych, na przykład rodziny, do największych, na przykład narodu.

W XX wieku dokonano kolejnej abstrakcji, wprowadzając w miejsce organizmu pojęcie systemu społecznego, w którym uczestniczą nie tyle konkretne jednostki, osoby, ile raczej pewne wyróżnialne pozycje społeczne lub związane z tymi pozycjami role (na przykład w koncepcji Talcotta Parsonsa czy Niklasa Luhmanna)13. W małej skali system społeczny to na przykład rodzina, którą tworzą mąż, żona, dzieci, dziadkowie, ciotki, wujkowie i każdy, kto zajmuje te pozycje społeczne (statusy), pełni odmienne funkcje, ma inne obowiązki i uprawnienia, podejmuje odmienne działania. A wszyscy powiązani są w swoistą strukturę pokrewieństwa i powinowactwa (ang. kinship structure). W większej skali system społeczny to na przykład szpital, a więc powiązany zespół pozycji (statusów), takich jak ordynator, lekarze, pielęgniarki, rehabilitanci, technicy rentgenowscy, pacjenci, gdzie wszyscy wykonują jakieś przypisane do ich pozycji i wzajemnie się uzupełniające zadania.

Dalszy krok na drodze abstrakcji polegał na wyodrębnieniu samej sieci relacji, powiązań międzyludzkich z całości systemu. Zauważono, że można szukać prawidłowości powiązań i relacji niezależnie od tego, kogo one wiążą, jakie osoby czy jakie pozycje, i niezależnie od tego, w jakich zbiorowościach się przejawiają. Jak w geometrii badamy punkty, linie, trójkąty, wieloboki, niezależnie od konkretnych obiektów o takich kształtach, tak w proponowanej przez jednego z twórców socjologii niemieckiej Georga Simmela „geometrii społecznej” socjolog ma skupiać uwagę na czystych „formach społecznych”14. W nowoczesnej socjologii używamy w tym sensie pojęcia struktury (na przykład w koncepcji Claude’a Lévi-Straussa czy nieco inaczej u Roberta Mertona). Na przykład struktura konfliktu ma swoje prawidłowości niezależnie od tego, czy występuje w sprzeczce rodzinnej, bójce ulicznej, meczu bokserskim czy na wojnie. Struktura dominacji, albo inaczej władzy, może być badana niezależnie od tego, czy przejawia się w relacji ojca do syna, dyrektora do pracownika, biskupa do księdza czy trenera do zawodnika.

— Diagram 1: Główny akcent różnych orientacji socjologicznych —

Piąty krok w kierunku abstrakcyjnego pojmowania społeczeństwa wykonano wtedy, gdy spostrzeżono, że ludzie należą do zbiorowości, uczestniczą w systemach społecznych, wchodzą w strukturalne zależności i relacje z innymi ludźmi w jeden tylko sposób: przez aktywność, przez to, co robią, i to, co mówią. Należymy do grupy przyjaciół tylko o tyle, o ile się spotykamy albo korespondujemy na Face­booku, odnosimy do siebie życzliwie i z zaufaniem, jesteśmy lojalni i mówimy dobrze o przyjaciołach wobec osób trzecich. Należymy do drużyny piłkarskiej tylko o tyle, o ile gramy w piłkę, przychodzimy na treningi, bierzemy udział w meczach. Klasyczny socjolog niemiecki Max Weber skierował uwagę na działania ludzkie jako podstawowe tworzywo, z którego powstają wszelkie zjawiska społeczne i wszelkie całości społeczne15. Społeczeństwo z tej perspektywy to złożony konglomerat ludzkich działań i ich konsekwencji. Nawet tak ogromne i skomplikowane byty społeczne jak na przykład kapitalizm to dla Webera złożony efekt masowych działań ludzi: kupujących, sprzedających, inwestujących, organizujących produkcję, oszczędzających itp., a więc realizujących to, co nazywał „duchem kapitalizmu”. W socjologii XX wieku, a zwłaszcza w jej nurcie amerykańskim (na przykład u ­Cooleya, Meada, Homansa, Colemana), akcent na działanie jako istotę świata społecznego jest do dzisiaj bardzo istotny.

Szóste, ogromnie istotne spostrzeżenie zawdzięczamy również Maksowi Weberowi, ale także jego francuskiemu rówieśnikowi Émile’owi Durkheimowi. Wskazują oni, że w każdym ludzkim działaniu zawarty jest pewien sens, znaczenie, a co więcej, znaczenie to ma charakter „faktu społecznego” narzucanego ludziom z zewnątrz jako coś obowiązującego, wiążącego, przez środowisko, w którym się urodzili, wychowali i w którym żyją. Umiemy grać w futbol, ale nie w krykieta, bo urodziliśmy się nad Wisłą, a nie nad Tamizą. Witamy się, podając rękę, a nie pocierając nosami, jesteśmy bowiem Europejczykami, a nie Eskimosami. Jemy widelcem i nożem, a nie pałeczkami, bo nie żyjemy w Chinach. Dbamy o konto bankowe i markę nowego samochodu bardziej niestety niż o zbawienie, bo nie urodziliśmy się w średniowieczu, lecz w społeczeństwie konsumpcyjnym. Dzisiaj do opisania tego zbioru znaczeń, symboli, wzorów, reguł, norm, wartości itp. – które kierują ludzkimi działaniami, decydują o ich indywidualnej tożsamości, określają ich uczestnictwo w zbiorowościach, wyznaczają relacje, jakie nawiązują z innymi ludźmi – używamy pojęcia kultury. Kultura, jak określał w klasycznej definicji amerykański antropolog społeczny Clifford Geertz, to sieć znaczeń, w którą uwikłany jest człowiek, choć sam ją utkał. Najnowsza socjologia przywiązuje do kulturowych aspektów społeczeństwa ogromną wagę (celują w tym socjologowie francuscy, na przykład Pierre Bourdieu, Michel Foucault, Jean Baudrillard, ale także niektórzy amerykańscy, na przykład Jeffrey Alexander).

Siódmy krok w kierunku abstrakcyjnego ujęcia rzeczywistości społecznej polega na porzuceniu wizji społeczeństwa jako trwałego, statycznego obiektu. Oczywiście istotne elementy ujęcia dynamicznego istniały od powstania socjologii. Wskazywano na dwa typy zmienności organizmu czy systemu społecznego: przede wszystkim na ewolucję lub rozwój prowadzący do nieustannego wzrostu, różnicowania, komplikowania struktur i funkcji w obrębie całości społecznej oraz – rzadziej – na „fizjologię społeczną”, a więc codzienne funkcjonowanie organów i tkanek społecznych, niezbędne do podtrzymywania życia organizmu czy systemu. Również położenie akcentu na działania wprowadziło do obrazu społeczeństwa ruch i zmienność. Ale ostateczne konsekwencje wyprowadzono z tego dopiero pod koniec XX wieku, gdy zdecydowanie odrzucono wszelkie idee zreifikowanych bytów społecznych – organizmów lub systemów o trwałych strukturach, wskazując, że wszystko, co istnieje w społeczeństwie, to zdarzenia i procesy społeczne: płynne, nieustannie zmienne, fluktuujące konfiguracje kulturowo ukształtowanych działań ludzkich odniesionych do działań innych ludzi. Zamiast o trwałych formach społecznych zaczęto mówić o „figuracjach” (Norbert Elias), zamiast o strukturach – o „strukturacji” (Anthony Giddens), zamiast o bytach społecznych – o życiu społecznym, zamiast o istnieniu społeczeństwa – o „stawaniu się” społeczeństwa (Piotr Sztompka).

Aspekty społeczeństwa

W ten sposób w rozwoju socjologii skrystalizowało się wielowymiarowe rozumienie społeczeństwa, na które składa się siedem aspektów. Pierwszy, najbliższy myśleniu potocznemu i najbardziej konkretny, nazwiemy demograficznym, gdzie społeczeństwo to tyle, co populacja, wielość, zbiór jednostek. Drugi nazwiemy grupowym, gdzie społeczeństwo to złożone z jednostek zintegrowane całości, już nie luźne zbiory, lecz spoiste zbiorowości. Trzeci nazwiemy systemowym, gdzie społeczeństwo to powiązany układ pozycji (statusów) i typowych dla nich ról. Czwarty nazwiemy strukturalnym, gdzie społeczeństwo to sama sieć relacji międzyludzkich, a więc już nie obiektów, lecz form, schematów odnoszenia się ludzi do siebie. Piąty nazwiemy aktywistycznym (czy interakcjonistycznym), gdzie społeczeństwo to konglomerat wzajemnie zorientowanych działań jednostek. Szósty nazwiemy kulturalistycznym, gdzie społeczeństwo to matryca podzielanych przez zbiorowość znaczeń, symboli i reguł odciskających piętno na ludzkich działaniach. Siódmy nazwiemy zdarzeniowym czy polowym, gdzie społeczeństwo to nieustannie zmienne, płynne pole, pełne zdarzeń społecznych. W polu tym zbiorowości jednostek podejmują wobec siebie nawzajem kulturowo wyznaczone i strukturalnie ukierunkowane działania i w toku tego procesu same modyfikują i wytwarzają grupy, systemy społeczne, struktury społeczne i kulturę, stanowiące z kolei kontekst dla przyszłych działań. Społeczeństwo w tym ujęciu nie „istnieje”, lecz ciągle na nowo „staje się”.

W ramach tego ostatniego ujęcia, bliskiego autorowi tego podręcznika, można zaproponować taką definicję społeczeństwa: społeczeństwo to wszystko to, co dzieje się pomiędzy ludźmi. Albo inaczej: społeczeństwo to pole międzyludzkich relacji w nieustannym procesie stawania się. A co jest najmniejszym składnikiem, elementem społeczeństwa? Nie jednostka po prostu, nie pojedyncze działanie, ale zdarzenie społeczne, czyli każdy epizod kontaktu, zetknięcia się jednych ludzi z innymi, czy to pojedynczymi (na przykład rozmowa czy mecz tenisowy), czy całymi ich zbiorowościami (na przykład wiec czy mecz piłkarski). Definicji można więc nadać jeszcze jedno brzmienie: społeczeństwo to suma zdarzeń dziejących się w przestrzeni międzyludzkiej.

Te trzy parametry – znaczenia + relacje + reguły – to swoisty „trójkąt ontologiczny”, wyznaczający przestrzeń międzyludzką, w której egzystuje człowiek. Rzeczywistość społeczna to rzeczywistość znacząca, relacyjna i normatywna.

Wielowymiarowość sytuacji społecznych

Trzeba podkreślić, że te siedem perspektyw w ujmowaniu społeczeństwa nie wyklucza się nawzajem. Można je traktować jako komplementarne, stosować równocześnie. Społeczeństwo to wszystko to razem, byt wielowymiarowy, wieloaspektowy, istniejący na wszystkich siedmiu poziomach. Zanalizujmy dwa najprostsze przykłady. Najpierw rodzinę. Z perspektywy demograficznej istotna będzie przede wszystkim jej liczebność: to, że w rodzinie jest na przykład pięć osób. Dalej ważny będzie rozkład takich cech, jak wiek czy płeć, a więc że w rodzinie są trzej mężczyźni (ojciec i dwóch synów) i dwie kobiety (matka i córka) oraz że dwie osoby są dorosłe, dwie nastoletnie, a jedna to jeszcze dziecko. Z jakichś powodów mogą być istotne i inne cechy: wzrost, waga, kolor włosów, stopień wykształcenia itp. Ale wszystko to są cechy pojedynczych członków rodziny, które jedynie statystycznie sumujemy dla zbioru jednostek. Z perspektywy grupowej rodzina to coś więcej, bo także swoiste więzi łączące członków, a więc wspólne zamieszkanie, wspólnota majątkowa, miłość, wzajemna lojalność, gotowość do pomocy, troska o dzieci, silna tożsamość wyrażana zwrotem „my” i odróżniająca naszą rodzinę od tysięcy innych rodzin. Z perspektywy systemowej rodzina to swoisty powiązany układ pozycji i ról, niezależnych od pełniących je konkretnych osób, a więc ojciec, matka, mąż, żona, dziadek, babcia, syn, córka, wnuczek, wnuczka, teść, teściowa, zięć, szwagier, wujek, ciotka itp. Z perspektywy strukturalnej rodzina to swoista sieć relacji pomiędzy rozmaitymi pozycjami i rolami rodzinnymi: małżeństwo, ojcostwo, braterstwo, pokrewieństwo, władza rodzicielska, spadkobranie. Na tym aspekcie skupiali często uwagę antropologowie społeczni, odkrywając ogromne różnice dzielące struktury pokrewieństwa w różnych społecznościach (na przykład Claude Lévi-Strauss, Edward Leach). Z perspektywy aktywistycznej rodzina to „życie rodzinne”, to, co się dzieje w rodzinie, a więc zbiór swoistych działań podejmowanych przez członków rodziny: współżycie seksualne, wspólne gospodarowanie, wychowanie dzieci, wspólne posiłki, spędzanie świąt, ale także spory rodzinne, konflikty małżeńskie i wiele innych. Z perspektywy kulturalistycznej rodzina to swoisty zbiór reguł – norm i wartości – dotyczących na przykład zalotów i zawierania małżeństw, przedmałżeńskich stosunków seksualnych, akceptowania rozwodów, odnoszenia się do siebie małżonków, autorytetu ojca lub matki, powinności dzieci, odpowiedzialności za starzejących się rodziców, regulacji urodzin, dopuszczalności aborcji itp. I znów antropologia społeczna, a także porównawcze studia nad rodzinami współczesnymi pokazują, jak wielkie różnice „kultur rodzinnych” występują pomiędzy rozmaitymi społecznościami. Wreszcie z perspektywy zdarzeniowej czy polowej patrzymy na rodzinę jako płynną i zmienną przestrzeń działań i interakcji, w której zmiany dokonują się nieustannie w skali codziennego „krótkiego trwania”, ale także w skali „średniego trwania”, na przykład w ciągu roku, i wreszcie w skali „długiego trwania”, z roku na rok. Na przykład członkowie rodziny rozchodzą się rano do swoich zajęć: do szkoły, do pracy, na zakupy – rodzina ulega więc rozproszeniu, istnieje tylko w stanie „wirtualnym” (w świadomości swoich członków, a także znajomych, sąsiadów) i tylko w sensie materialnych ram, swoistych „kontenerów” swojego istnienia (pusty dom, mieszkanie), aby znów odzyskać realność socjologiczną wieczorem, gdy wszyscy spotykają się przy kolacji i telewizorze. W ciągu roku zmienna intensywność i formy życia rodzinnego znaczone są takimi datami, jak tradycyjne święta, ferie szkolne, urlopy, wyjazdy służbowe rodziców itp. A w dłuższym czasie mierzonym latami życie rodzinne zmienia się zasadniczo wraz z narodzinami dzieci, ich dorastaniem, starzeniem się rodziców, chorobą, śmiercią, czasami rozwodem, ponownym związkiem małżeńskim, rozpadem rodziny itp. To ciągle jest ta sama rodzina, ale nigdy nie taka sama.

— Diagram 2: Konteksty życia społecznego —

A teraz przykład zupełnie odmienny: drużyna piłkarska. To też, po pierwsze, pewna liczba osób (jedenastu zawodników plus kilku rezerwowych, trenerów, masażystów, lekarzy), w pewnym przedziale wiekowym, na ogół mężczyzn (jeśli abstrahować od ciągle jeszcze mało popularnego futbolu kobiecego), często różnej narodowości, nawet odmiennych ras, a więc pewna niewielka populacja. Po drugie, mimo sporego czasem zróżnicowania demograficznego, drużynę spajają cele: doskonalenie umiejętności, pokonywanie rywali i zdobywanie trofeów na zawodach piłkarskich. Członkowie drużyny tworzą, po trzecie, swoisty system społeczny zróżnicowanych pozycji i ról. Nie tylko różnią się role zawodników, trenera, masażysty, ale wśród zawodników są bramkarze, obrońcy, pomocnicy, łącznicy, napastnicy. Powiązani są oni, po czwarte, w określoną strukturę. Różni ona drużyny niemieckie, angielskie, włoskie, niezależnie od tego, jacy konkretnie grają zawodnicy. To jest to, co rysuje przed meczem trener, a co pokazuje się przed transmisją w telewizji i wyraża nawet w quasi-matematycznej formie: układ 1-3-4-3 albo 1-4-3-1-2, albo jakoś jeszcze inaczej. Po piąte, mecz piłkarski to suma działań i interakcji zawodników. Toczy się dopóty, dopóki zawodnicy biegają, podają sobie piłkę, dryblują, kiwają przeciwnika, strzelają. Ale, po szóste, nie czynią tego dowolnie, lecz w ramach reguł. Kultura piłkarska oznacza, że wiąże ich regulamin gry, na straży którego stoi sędzia, i sam ten regulamin pozwala odróżnić mecz piłkarski od meczu rugby czy baseballu. Pojedynczy zawodnicy kierują się też regułami właściwymi dla ich pozycji, zawartymi w ich roli. Inaczej gra obrońca, inaczej napastnik, a jeszcze inaczej bramkarz. Drużyna ma też pewne symbole tożsamości: proporczyki, herby, koszulki, wymieniane rytualnie przed meczem i po nim. Wreszcie, po siódme, mecz jest nieustanną płynną zmiennością sytuacji na boisku, zawodnicy przemieszczają się raz pod jedną, raz pod drugą bramkę, układają w różne konfiguracje, zachodzą kluczowe zdarzenia: gol, karny, rożny, wolny itp. A każda aktualna sytuacja stwarza pewne nowe szanse i pewne ograniczenia dla dalszej aktywności, na przykład dla wyprowadzenia szybkiej kontry albo dla zmasowania obrony. Podobną siedmiostopniową analizę można by przeprowadzić dla każdego innego przejawu życia społecznego, co polecam – jako zabawę – czytelnikom.

Dla różnych celów badawczych, aby rozwiązać różne problemy, mogą być przydatne różne podejścia. Każde kolejne z siedmiu wyróżnionych odchodzi coraz dalej od oczywistości i konkretu, wnikając w coraz to bardziej abstrakcyjne, ukryte warstwy świata społecznego. Ale te bardziej wyrafinowane punkty widzenia nie unieważniają prostszych. Żeby zrozumieć, co się dzieje w społeczeństwie, musimy niekiedy szukać bardzo głęboko, na poziomie strukturalnym, kulturalistycznym czy polowym. Ale niekiedy wystarczy perspektywa grupowa czy demograficzna. Podobnie jak żeby wbić gwóźdź w ścianę, nie trzeba stosować mechaniki kwantowej, żeby policzyć wydatki w sklepie, nie trzeba znać rachunku różniczkowego, a żeby zrobić okulary, wystarczy optyka Newtona zamiast teorii Einsteina. Podobnie w socjologii – punkt widzenia musi być dostosowany do potrzeb badawczych. Robert Merton określał takie podejście mianem „zdyscyplinowanego eklektyzmu”16.

Wykład 3

TEORIE SPOŁECZEŃSTWA: TRZY SOCJOLOGIE

Wielowymiarowość społeczeństwa pozwala różnym autorom na wybór perspektywy, do której przywiązują największą wagę. Formułując teorie, czyli całościowe, abstrakcyjne modele społeczeństwa wyjaśniające sposób jego istnienia, funkcjonowania i rozwoju, kładą nacisk na jakiś wybrany aspekt spośród tych, jakie rozróżniliśmy powyżej. Dlatego socjologia jest nauką, w obrębie której konkurują różne teorie, nauką pluralistyczną czy – jak niekiedy się powiada – wieloparadygmatyczną.

W niemal dwustuletniej historii socjologii można wyróżnić trzy typy teorii socjologicznych, trzy wizje społeczeństwa. Nazwiemy je pierwszą, drugą i trzecią socjologią. Kolejność wynika z chronologii ich powstawania. Ale nie oznacza to, że wcześniejsza była unieważniana przez następną. W socjologii rozwój dyscypliny nie następuje tak jak w naukach przyrodniczych poprzez proponowanie nowych i odrzucanie dawnych paradygmatów, czyli w ujęciu Thomasa Kuhna uznanych w danym okresie powszechnie i niekwestionowanych orientacji teoretycznych i metodologicznych17. Mamy raczej do czynienia z kumulacją, gdy późniejsze teorie dodają się jedynie do wcześniejszych, bogacąc spektrum dostępnych dla socjologa punktów widzenia. Dlatego w socjologii współczesnej znajdziemy koegzystujące ze sobą wszystkie trzy socjologie, choć oczywiście ich popularność się zmienia i bywa, że na pewien czas jedno z podejść zyskuje dominację. Ma też oczywiście swoje preferencje teoretyczne autor tych wykładów.

Wizja pierwsza: organizm i system społeczny

Kiedy w pierwszej połowie XIX wieku rodzi się socjologia, jej pierwsi twórcy – Auguste Comte i Herbert Spencer – stają wobec pytania: „Czym jest społeczeństwo?”, ten nowy, szczególny przedmiot naukowych zainteresowań. I po odpowiedź sięgają do biologii, nauki nieźle już w tym czasie rozwiniętej. Sugestywna analogia organiczna każe postrzegać społeczeństwo jako swoisty organizm: całość złożoną z wielości elementów, organów, tkanek ściśle ze sobą powiązanych i podlegających ciągłemu procesowi wzrostu, różnicowania się, artykułowania struktur i funkcji. Warto zauważyć, że stosowane dla opisania takiego podejścia określenie „ewolucjonizm społeczny” nie ma wiele wspólnego z ewolucjonizmem w biologii zapoczątkowanym przez Karola Darwina. Wzrost społeczeństwa to dla Spencera proces rozwoju (postępu) ludzkości, dziś powiedzielibyśmy społeczeństwa globalnego, a więc pojedynczej, aczkolwiek ogromnej całości, unikalnego przypadku w znanym nam kosmosie, od stadiów pierwotnych do współczesnych. Taki proces rozwoju opisywały prawa rozwoju społeczeństwa, na przykład przechodzenia od „społeczeństwa militarnego” do „społeczeństwa industrialnego”. Darwin natomiast badał proces zmienności i rozwoju gatunków, czyli wielkich populacji osobników, i formułował prawidłowości stochastyczne. To zupełnie odmienna teoria. Jeszcze większym absurdem jest określanie Spencera mianem „darwinisty społecznego” wobec faktu, że pierwsze sformułowanie koncepcji ewolucji społecznej opublikował dwa lata przed Darwinem w roku 1857 w artykule pt. Progress: Its Law and Cause w czasopiśmie „Westminster Review”. Spenceryzm i darwinizm to po prostu dwie różne teorie traktujące o czym innym.

Niemal sto lat później Talcott Parsons i przedstawiciele szkoły strukturalno-funkcjonalnej uogólniają tę perspektywę, wprowadzając pojęcie systemu społecznego i rozwoju społecznego18. Organizm społeczny, zwany teraz systemem społecznym, to dla tych autorów całość, której właściwości i prawidłowości są niesprowadzalne do cech składników, komórek, w tym przypadku jednostek ludzkich. Przeciwnie, jednostki są podporządkowane wymogom funkcjonalnym całości: potrzebom czy imperatywom systemu, na które odpowiedź stanowią swoiste struktury – formy organizacyjne, role społeczne czy instytucje. Całość ma ­swoiste cechy, swoisty modus operandi, swoiste prawidłowości rozwoju. Naczelną z nich jest tendencja do równowagi, utrzymywania, a w razie zaburzeń – przywracania equilibrium systemu. Konkretnym wyrazem takiej równowagi systemowej jest wspólnota wartości, konsensus aksjologiczny. Zadaniem socjologii jest wykrycie praw społecznych sui generis; praw – jak powiadał Comte – społecznej statyki i społecznej dynamiki odnoszących się do społeczeństwa jako swoistego i niesprowadzalnego do niczego innego bytu. Późniejsi filozofowie nauki nadali nazwy tym założeniom metateoretycznym: jest to ontologiczny holizm i metodologiczny antyredukcjonizm lub emergentyzm. A rozwojową wizję zmian społecznych jako w pełni zdeterminowanych, koniecznych, zachodzących niezależnie od woli członków społeczeństwa i zmierzających do doskonałego społeczeństwa przyszłości poddał krytyce Karl Popper, traktując ją jako odmianę „historycyzmu”19.

Klasycy socjologii odnosili pojęcie organizmu czy systemu do społeczeństwa ludzkiego w największej, abstrakcyjnej skali; do ludzkości po prostu (społeczeństwa globalnego). Później, gdy w socjologii zapanowała orientacja „metodologicznego nacjonalizmu”20, organiczny czy systemowy charakter przypisywano także mniejszym całościom, państwom narodowym. „Społeczeństwo” to było społeczeństwo niemieckie, francuskie, polskie itp. – w zależności od narodowości autora, który je badał. To ono stanowiło organiczną całość, ono – jak sądzono – rozwijało się ekonomicznie, politycznie, cywilizacyjnie zgodnie z prawidłowościami społecznego rozwoju, nieuchronnie w postępowym kierunku.

Orientacja systemowa i rozwojowa jest reprezentowana w socjologii do dzisiaj, choć nie ma już statusu monopolistycznego czy dominującego. Występuje na przykład w wielu analizach i teoriach globalizacji, postępu technologicznego czy cywilizacyjnego, a także w teorii modernizacji czy neo-modernizacji. Ze względu na to, że była chronologicznie pierwsza, nazywam ją „socjologią pierwszą”. Nie ma ona już jednak – jak w XIX wieku – pozycji dominującej. Utraciła ją na rzecz innych perspektyw.

Herbert Spencer (1820–1903)

Filozof brytyjski, który podjął próbę zintegrowania całej wiedzy o świecie, opierając się na zasadzie ewolucji. W dziesięciotomowej System of Synthetic Philosophy [Filozofia syntetyczna] (1860–1896) trzy tomy poświęcił zasadom socjologii, podsumowanym później i streszczonym w jednotomowej The Study of Sociology [Nauka socjologii] (1894).

Świat, zarówno przyrodniczy, jak i społeczny, ulega nieustannej ewolucji, czyli kierunkowej i liniowej zmienności prowadzącej od stanów prostych do coraz bardziej złożonych, od nieoznaczoności elementów do ich artykulacji, od jednolitości pełnionych zadań do różnicowania struktur i funkcji, wreszcie – od płynności do stabilności. Ewolucja społeczna wyraża się w taki sam sposób, a jej kierunek można uchwycić, przeciwstawiając społeczeństwo tradycyjne, które Spencer nazywał „militarnym”, społeczeństwu nowoczesnemu, które nazywał „industrialnym”. O ile w pierwszym dominująca aktywność to walka o obronę i poszerzenie terytorium, o tyle w drugim – pokojowa wymiana dóbr i usług. O ile w pierwszym porządek społeczny opiera się na przymusie i silnych sankcjach, o tyle w drugim – na dobrowolnej kooperacji i kontraktach. Monopolistycznej dominacji państwa przeciwstawia się rozrost organizacji i stowarzyszeń dobrowolnych. Przypisaniu pozycji społecznych przez urodzenie i małej ruchliwości społecznej przeciwstawia się zdobywanie statusu własnym wysiłkiem i znaczną mobilność pionową. A wśród czołowych wartości akcentowi na dyscyplinę, posłuszeństwo, lojalność, patriotyzm i odwagę przeciwstawia się podkreślanie niezależności, autonomii, inicjatywy, wynalazczości i prawdomówności.

Społeczeństwo może być w celach poznawczych porównywane z organizmem biologicznym, choć jest czymś innym niż organizm. Podobieństwo to przede wszystkim wzrost od stanów embrionalnych do dojrzałych, różnicowanie struktur (elementów) i funkcji (specjalizacja elementów), przystosowywanie się do nacisków środowiska oraz ciągłość i trwanie mimo nieustannej wymiany składników (komórek w organizmie, ludzi w społeczeństwie).

W każdym społeczeństwie muszą być realizowane pewne zadania (funkcje). Służą im wyróżnialne segmenty społeczeństwa. Podsystem regulacyjny złożony z instytucji politycznych i militarnych zapewnia koordynację, porządek wewnętrzny i obronę przed zagrożeniami zewnętrznymi. Podsystem wspierający złożony z instytucji ekonomicznych zapewnia produkcję dóbr niezbędnych członkom społeczeństwa. Podsystem dystrybucyjny podejmuje zadanie rozdziału zasobów społecznych między członków społeczeństwa, a także zapewnia komunikację oraz uzgadnianie poglądów i interesów pomiędzy nimi.

LITERATURA

L. Kasprzyk, Spencer, Wiedza Powszechna, Warszawa 1967.

J. Szczepański, Socjologia: rozwój problematyki i metod, PWN, Warszawa 1969, s. 122–148.

J. Szacki, Historia myśli socjologicznej, t. 1, PWN, Warszawa 1981, s. 296–349.

Talcott Parsons (1902–1979)

Czołowa postać socjologii amerykańskiej po II wojnie światowej aż do lat siedemdziesiątych. Usiłował dokonać syntezy dwóch wielkich nurtów teorii socjologicznej: analizy działań ludzkich i analizy całości społecznych. Sławę przyniosło mu już pierwsze, dwutomowe dzieło The Structure of Social Action [Struktura działania społecznego] (1937), a później tom pt. The Social System [System społeczny] (1951).

Działanie ludzkie rekonstruuje w ramach tzw. modelu woluntarystycznego. Działające podmioty stawiają sobie i usiłują zrealizować cele. Dysponują określonymi środkami i dokonują wyboru sposobu postępowania w świetle: a) okoliczności sytuacyjnych, jakie postrzegają, b) wartości, norm i idei, jakie wyznają. Działania odbywają się w kontekście społecznym, w którym podmioty zajmują określone pozycje i realizują przepisane role normatywne. Pozycje-role tworzą złożone i powiązane wzajemnie całości – systemy społeczne.

Systemy społeczne mają tendencję do trwałości i utrzymywania się w stanie równowagi (aequilibrium). Jest to możliwe dzięki realizowaniu przez odpowiednie instytucje czterech wymogów funkcjonalnych (potrzeb) każdego systemu: a) potrzeby adaptacji do środowiska przez produkcję i dystrybucję dóbr, co zapewniają instytucje ekonomiczne, b) potrzeby mobilizowania i koordynowania działań prowadzących do realizacji celów wspólnych, co zapewniają instytucje polityczne, c) potrzeby integrowania działań wielu członków społeczeństwa, wytwarzania więzi społecznej i poczucia tożsamości, co jest domeną kultury czy prawa, oraz d) potrzeby wpajania i egzekwowania wzorów społecznych, co zapewniają instytucje socjalizacji i kontroli społecznej operujące najlepiej za pośrednictwem rodziny i Kościoła.

Systemy społeczne mogą być charakteryzowane abstrakcyjnie, w oderwaniu od konkretnych działających w ich ramach osób. Typowe różnice między systemami społecznymi dotyczą pięciu dychotomicznych przeciwstawień: uniwersalizm–partykularyzm rekrutacji do pozycji i ról, osiąganie–przypisanie jako metoda zdobywania statusu, indywidualizm–kolektywizm jako dominująca baza identyfikacji działającego, afektywność–neutralność jako dopuszczalność lub zakaz emocji oraz całościowość–segmentalność jako orientacja ku pełnym osobom lub tylko ich pojedynczym rolom. Obok systemu społecznego można jeszcze wyróżnić dwa systemy wobec niego parametryczne: organizm biologiczny związany z naturalnymi imperatywami i potrzebami człowieka oraz osobowość jako zintegrowany kompleks postaw, motywacji i orientacji przyjmowanych w działaniu.

Systemy społeczne ulegają stopniowej, ewolucyjnej zmianie, adaptując się coraz lepiej do otoczenia dzięki postępującemu wewnętrznemu różnicowaniu, a zarazem coraz doskonalszemu koordynowaniu i integrowaniu różnicujących się elementów. Ewolucyjną przewagę daje coraz bardziej złożona i coraz lepiej funkcjonująca organizacja.

LITERATURA

T. Parsons, Struktura społeczna i osobowość, PWN, Warszawa 1969.

T. Parsons, Szkice z teorii socjologicznej, PWN, Warszawa 1972.

T. Parsons, N. Smelser, Funkcjonalne zróżnicowanie społeczeństwa, [w:] Elementy teorii socjologicznych, red. W. Derczyński, A. Jasińska-Kania, J. Szacki, PWN, Warszawa 1975, s. 219–240.

J.H. Turner, Imperatywizm funkcjonalny: Talcott Parsons, [w:] Struktura teorii socjologicznej, PWN, Warszawa 1985, s. 96–128.

M. Ziółkowski, Parsons, [w:] Encyklopedia socjologii, t. 3, Oficyna Naukowa, Warszawa 2000, s. 68–76.

Wizja druga: kompleks działań społecznych

Pod koniec XIX wieku dokonuje się w socjologii przełom. Jego ojcem jest Max Weber. W tle jego koncepcji można dostrzec przyjętą implicite metaforę z fizyki: poszukiwanie „atomu” społecznego, najmniejszego, fundamentalnego składnika społeczeństwa. Tym składnikiem jest dla Webera działająca jednostka, ten późniejszy bohater anglojęzycznej socjologii – social actor. Nawet tak niezwykle złożone całości jak nowoczesny kapitalizm okazują się emanacją działań przedsiębiorczych, organizacyjnych, inwestycyjnych, motywowanych „duchem kapitalizmu” zrodzonym z etyki protestanckiej21. Kapitalizm powstał, gdy rozwijająca się technika postawiła do dyspozycji wytwórców nowe możliwości produkcyjne, które zdecydowali się wykorzystać ludzie przejęci religijną ideą służby Bogu poprzez zdyscyplinowaną, intensywną pracę, skromny tryb życia, oszczędzanie, inwestowanie i szukanie potwierdzenia łaski Bożej i predestynacji do zbawienia w sukcesie ekonomicznym tu na ziemi.

Takie podejście uległo w pracach Webera uogólnieniu. Społeczeństwo zostało przedstawione jako nic innego jak tylko konglomerat takich działań jednostkowych, a zadanie socjologii zdefiniowano jako ich wnikliwą analizę i „rozumiejącą interpretację”. Jak nie ma społeczeństwa poza czy ponad działającymi jednostkami, tak nie ma jakichś „praw historii”, ponadludzkich tendencji rozwojowych niezależnych od ludzi. Historia nie ma założonego z góry kierunku ani koniecznej logiki, lecz jest