Śmiać się całym sercem. Prosta metoda, aby pogodniej żyć. - Albisetti Valerio - ebook

Śmiać się całym sercem. Prosta metoda, aby pogodniej żyć. ebook

Albisetti Valerio

0,0

Opis

Zdolność do śmiania się całym sercem to wewnętrzna postawa, która pozwala na nabranie dystansu do własnego cierpienia i zaakceptowanie własnych ograniczeń. Książka ta ukazuje zdolność człowieka do przekraczania siebie i nabierania pogody ducha.

VALERIO ALBISETTI jest jednym z najbardziej znaczących twórców współczesnej psychoanalizy. Z pochodzenia Szwajcar, profesjonalista odnoszacy sukcesy, także i w dziedzinie przedsiębiorczości, prowadzi konferencje i seminaria w największych miastach europejskich i amerykańskich. Twórca psychoterapii personalistycznej, jest autorem wielu bardzo poczytnych książek.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 132

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Valerio Albisetti

Śmiać się całym sercem

Prosta metoda, aby pogodniej żyć

Redaktor serii

Bogdan Białek

Tłumaczenie tekstu

Władysława Zasiura

Korekta

Joanna Pisiewicz

Redakcja techniczna

Marcin Satro

Projekt okładki

Justyna Kułaga-Wytrych

Zdjęcie na okładce

Jupiter Images/EAST NEWS

Tytuł oryginału: „Ridere con il cuore. Un metodo semplice

per vivere più sereni”

PAOLINE Editoriale Libri

© FIGLIE DI SAN PAOLO, 2000

via Francesco Albani, 21-20149 Milano

© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo JEDNOŚĆ, Kielce 2001

Wydanie III zmienione

Kielce 2007

ISBN 978-83-7660-525-8

Wydawnictwo Jedność

25-013 Kielce, ul. Jana Pawła II nr 4

Dział sprzedaży tel. 041 349 50 50

Redakcja tel. 041 368 11 10

www.jednosc.com.pl

e-mail: [email protected]

Seria, do której należy ta książka ma już dziesięć lat.

I dziesięć lat sukcesów.

Dedykuję tę książkę Czytelnikom,

którzy o tej serii zadecydowali, i wciąż decydują.

Oraz moim piętnastu latom pisarstwa.

Wstęp

Bez moich wiernych Czytelników, nie mógłbym być dalej pisarzem.

Już od pierwszej książki Jak być szczęśliwym, mającej ponad dziesięć lat (we Włoszech), i którą, nie bez dumy mogę uznać za mój osobisty bestseller, powstała liczna grupa amatorów twórczości Albisettiego, która nie tylko nie zmniejsza się, lecz z każdym rokiem powiększa. Podtrzymuje ona i dzieli ze mną opisywane treści. Sądzę, że moją publiczność wykreował przekaz ustny, ponieważ nie korzystam z reklamy ani promocji telewizyjnej, czy prasowej.

Dziękuję z całego serca moim drogim i kochanym Czytelnikom.

Wam, którzy dodajecie mi sił, kiedy mi ich brakuje, aby kontynuować pisanie.

Którzy wciąż jesteście mi wierni w świecie, który wzywa Was do tego, byście nimi nie byli.

Dziękuję, że pozwalacie mi podzielić się z Wami tym wszystkim, co wiem. Przede wszystkim tym, kim jestem i to przez tak długie lata, które wydają się nieskończone w obecnej kulturze włoskiej, głupio aroganckiej i powierzchownej, w której czyta się niewiele i byle co, albo w ogóle się nie czyta, a tytuły trwają na rynku tyle, co letnia burza.

Czy wiecie? Zorientowałem się, że jesteście w moim sercu.

Nie wierzę w przypadek.

Corocznie publikuje się na świecie prawie milion książek.

Spośród tych, które moglibyście przeczytać, jest w waszych rękach właśnie ta moja książka.

Musi być jakiś powód tego.

Odkryjecie go po przeczytaniu tych refleksji i zamknięciu oczu, aby poczuć je i rozważyć na nowo w Waszym sercu.

W ostatnich dwóch książkach: Podróż życia i Być przyjacielem czy mieć przyjaciela? wyjaśniłem, że w tym punkcie życia, jaki osiągnąłem, wszystko należy do Boga, wszystko do Niego powraca.

Być może kiedyś – kiedy mity i poszukiwanie sensu swojego istnienia i sensu świata były jeszcze realne – zło, cierpienia, upadki mogły być uważane za wyjątki, a życie mogło przebiegać pogodnie, w poczuciu odpowiedzialności i bojaźni Bożej.

Teraz, w trzecim tysiącleciu, już tak nie jest.

Poszukiwanie stało się bardziej indywidualne, bardziej osobiste, trudniejsze, ponieważ czujemy się osamotnieni w odkrywaniu znaków, wskazówek, które by nam pomogły być pogodnymi, służyły wsparciem w znalezieniu sensu w świecie, który stał się zagmatwany i powierzchowny, w życiu trudnym i bolesnym, ale jeszcze bardziej fascynującym.

Chciałbym, abyście dzięki tej książce odnaleźli nadzieję…

Wszystko posiada jakiś sens.

Bóg jest w każdej rzeczy, aby do nas mówić, aby nas kochać, aby nam błogosławić.

Może dotyczyć to jakieś radości, jakieś tragedii, jakiegoś upadku. To sposób, w jaki reagujemy na to, co się nam przydarza, co determinuje bieg naszego życia.

Ta książka jest dzieckiem książki Jak być szczęśliwym, napisanej przed dziesięcioma laty, kiedy nie były jeszcze w modzie, tak jak dziś, optymizm i duchowość. Wydaje się jednak, jakby wyszła dopiero kilka miesięcy temu, tak jest świeża. Wydaje się być poza czasem. Wieczna.

Śmiać się całym sercem zostaje opublikowana po Podróży życia, ale – być może – powinna być czytana najpierw. Razem z Być przyjacielem czy mieć przyjaciela? stanowią swoiste uzupełnienie i przygotowanie do Podróży życia.

Trylogia ta dopełnia – zarówno obecnie, jak i na potwierdzenie przeze mnie przeżytego okresu historycznego – personalistyczną, psychoduchową, optymistyczną wizję ludzkiej egzystencji.

Są to książki przeznaczone przede wszystkim dla poszukiwaczy sensu, jakimi są moi najwierniejsi Czytelnicy, którzy o tym mówią, którzy są zawsze otwarci na naukę i na rozmowę, którzy wciąż są w drodze: osób niezadowolonych z siebie, niearoganckich, niezarozumiałych.

Otrzymuję setki interesujących i ważnych listów. Niestety, prawie nigdy nie mam możliwości odpowiedzieć na nie z powodu długich podróży w różne strony świata. Ale poświęciłem im książkę, którą uważam za jedną z moich najpełniejszych i najbardziej dojrzałych: Podróż życia.

Zawsze próbowałem uzmysłowić tym, którzy mnie czytają, że podstawa to widzieć – widzieć wszystko i do głębi, że poszukiwanie jest realne, i że za każdą tragedią stoją nadzieja i sens.

Błędy prawie zawsze są tajemnicą. I rozwiązują się z czasem.

Wszystko posiada sens.

Nie istnieją ślepe zaułki, mury nie do pokonania ani cierpienia – nawet najbardziej niesłychane i nie do wyjaśnienia – bez nadziei, ani czas stracony. Nie ma osób lub faktów niepotrzebnych, pozbawionych znaczenia.

Język, którego zawsze używałem jest prosty, znaczący, mocny, silny, pełen energii i życia.

Terapeutyczny i profetyczny.

Sądzę, że wymyśliłem nowy sposób pisania.

Zredukowany do minimum pojęć.

Zasadniczy i głęboki.

Być może bardziej podatny na niewłaściwe zrozumienie, przede wszystkim przez bezprawnych posiadaczy różnej władzy – kulturalnej, politycznej, ekonomicznej – ponieważ czas, w którym żyję, nie wytwarza już ani nie bierze pod uwagę ludzi nazywanych przeze mnie bohaterami, czyli osób umiejących się śmiać całym sercem. Osób, które pokornie, w sposób najcichszy z możliwych i najbardziej anonimowy próbują nieść własną osobistą historię, mają odwagę zagłębić się w siebie samych, przyjmując odpowiedzialność za to wszystko, co dobrego lub złego tam odkryją.

W tej bohaterskiej podróży, a nie w marzeniach lub iluzjach, znajdują szacunek dla siebie samych. Nie narzekają, nie obnoszą swoich ran, nie opłakują bólu i cierpienia. Ale powierzają je Bogu. Uważają, że ich rany są święte.

Dobrej lektury.

Ach, zapomniałbym Wam powiedzieć, że jest to książka z zamierzenia lekka.

Autoironiczna.

Pełna świeżego powietrza.

Książka, która ma Was nauczyć śmiać się spontanicznie.

Śmiać się z całego serca.

Mieć serce radosne.

CZĘŚĆ PIERWSZA. WIERZYĆ W ŻYCIE

Wszędzie ziarenka radości

Od dawna myślałem, aby napisać kontynuację mojej pierwszej książki Pragnienie uzdrowienia, w której opowiadam o młodym chłopcu dotkniętym chorobą nowotworową, a to dlatego, że rozmyślając o tamtym okresie, sądzę, że go żałuję.

W trakcie walki, jaką musiałem stoczyć, by przeżyć, i po tym, jak zwyciężyłem, przez wiele lat czułem w sobie wielką siłę, ogromną chęć życia. Dzisiaj myślę tak jak wtedy: że jedynie wiedza o tym, że musisz umrzeć, daje ci siłę do życia intensywnego, cokolwiek by się miało zdarzyć.

Nie pozwala ci tracić czasu.

Pozwala docenić drobiazgi.

Najbardziej anonimowe.

Pozwala ci szanować innych.

Przygotowuje do przeżywania kryzysów, bólów, do cierpliwości.

Pozwala ci przeżywać dzień tak, jakby był on ostatnim dniem, ponieważ zrozumiałeś, że twój czas nie jest nieograniczony.

Pozwala ci zrozumieć, że szczęście jest wewnątrz każdego z nas.

Pozwala ci zrozumieć, że przeciwności, liczne problemy, odkrywają przed tobą nowe rzeczy i przestrzenie, których w przeciwnym razie nigdy byś nie poznał.

Pozwala ci przeżywać życie jako podróż.

Pozwala ci działać.

Przebywając przez większość roku w Ameryce Łacińskiej i często podróżując, odkryłem, że obecnie wielu ludzi cierpi na wspólną dolegliwość: brak szacunku dla siebie samego.

Brak wiary w siebie.

Ludzkość trzeciego tysiąclecia czuje się pozbawiona wartości. Dostrzega się to wyraźnie wśród mężczyzn i kobiet. Mężczyźni, zwłaszcza na Zachodzie, są niepewni, boją się kobiet. Czują się nieakceptowani, gorsi. Również dziewczęta, szczególnie w Ameryce Łacińskiej, wielką część własnej energii poświęcają na upodobnianie się do tego, co stanowi ideał piękności kobiecej dla mężczyzn.

Na całej planecie żyje się w ogólnej atmosferze niemożności. Większość młodych jest bezrobotnych lub zatrudnionych w niepełnym wymiarze godzin. Nie są doceniani, nie są w ogóle brani pod uwagę. Starsi, kiedy przestają być produktywni, kiedy nie mają możliwości ekonomicznych, zostają odsunięci, porzuceni, pozwala się im umierać. Obywatele doświadczają przygnębiającego poczucia słabości, niepewności wobec coraz bardziej aroganckiej władzy polityczno-ekonomicznej, która ma niewiele wspólnego ze świadomością duchową.

A jednak im bardziej wzrastają niepewność, brak odwagi, poczucie bezradności wobec własnych ograniczeń, kryzysów, które się zdarzają, oraz zmian i zła na świecie, tym bardziej jest potrzebne silne poczucie wiary w siebie i w tajemnicę życia.

Chodzi o zmianę postawy.

O pozytywne myślenie.

Aby nauczyć się być szczęśliwym – pomimo wszystko.

Dla mnie bycie szczęśliwym nie zależy od popularności, od szacunku czy bogactwa materialnego. Nie wypływa ze stanu bycia kimś ważnym w dziedzinie społecznej, ekonomicznej, politycznej. Bycie szczęśliwym zależy od świadomości siebie samego. Od zdania sobie wreszcie sprawy, że zostaliśmy stworzeni przez Boga i posłani przez Niego na tę ziemię.

Wystarczy ta świadomość – i to aż nadto, by czuć się kimś ważnym, i to jak ważnym!

Aby czuć się szczęśliwym, że istniejemy!

Powinniśmy w każdej chwili dziękować, chwalić, oddawać cześć naszemu Ojcu! Jedynie za to, że pozwolił nam się narodzić. A nie przypominać sobie o Nim tylko wtedy, gdy ogarnął nas kryzys, kiedy cierpimy, kiedy spadają na nas nieszczęścia! Lub też denerwować się na Niego, bo nie pomaga nam wyjść z naszych kłopotów. Co więcej, obwiniać Go za to, że pozwala na istnienie cierpienia i bólu.

Uważając się sami za bogów, nie przyznajemy się, że problemem jesteśmy my sami. Że to życie jest podróżą, naszą osobistą podróżą, którą otrzymujemy od Niego z powodu nieskończonej miłości, jaką nas obdarza.

Nie rozumiemy jeszcze, a nawet coraz mniej rozumiemy, mimo że żyjemy już prawie w trzecim tysiącleciu, iż właśnie za przegranymi, za tragediami kryje się sens i głębokie znaczenie.

Nadzieja.

Piszę tę książkę, aby każdy miał możliwość pogodzenia się ze swoją niepowtarzalną, jedyną i osobistą historią, z własnymi możliwościami oraz ograniczeniami, odkrywając i akceptując prawdziwe „ja” – aż do ukazania go sobie i innym.

Żyjąc.

To wszystko.

W personalistycznej wizji, którą zbudowałem, nie mogę wymazać albo zapomnieć tych części mojego życia, które mi się nie podobały i nie podobają lub które mnie zraniły, bądź mnie ranią! Mogę jedynie zmienić je w lekcje, nauki, wskazówki na dalszej mojej drodze.

Droga dojścia do Boga nie prowadzi ponad naszą psychiczną rzeczywistością. Więcej – wywyższa ją. Jedynie zanurzając się w naszej ludzkiej rzeczywistości, możemy wspiąć się do Boga.

Czasami wydaje mi się, że tu i ówdzie napotykam na pewne zainteresowanie osobistym rozwojem, „byciem osobą”. Zacząłem mówić oraz pisać o znaczeniu „bycia osobą” w psychoanalizie, w podejściu do psychiki w początkach lat osiemdziesiątych. Prawdopodobnie nie był to jeszcze właściwy czas.

Zawsze byłem przekonany o ważności integrowania, dialogowania między sobą różnych segmentów osobowości, w celu osiągnięcia poziomu harmonii, szczęścia, pozytywności.

Wyobrażam sobie, że tam po drugiej stronie Bóg postawi każdemu z nas następujące pytanie: „Czy na ziemi byłeś sobą?”. Bóg nie chce, byśmy się stali kimś, co nie było w nas zapisane.

Człowiek rodzi się ze zdolnością do bycia istotą głęboko szczęśliwą.

Szczęśliwą z całego serca.

Od zawsze.

Chciałbym, aby ta książka pomogła ci się uśmiechać do życia.

Mimo wszystko.

Nie negując prawdy. Lecz dlatego, że nauczyliśmy się akceptować i stawiać czoło cierpieniu. Pokonywać go. Uśmiechać się do niego.

Wewnętrzna pogoda ducha, zdolność do śmiania się całym sercem, nie zależy od tego, co się dzieje wokół nas, lecz pochodzi wyłącznie od osobistej zdolności odnajdywania wszędzie ziarenek radości. Również w samym środku bólu, również w sytuacjach najbardziej negatywnych.

Właściwie szczęście, które nie wypływa z serca nie jest osobiste, jest anonimowe.

Pogoda serca jest szczególna, oryginalna, indywidualna.

Szczęście niepłynące z serca jest czasowe, ograniczone.

Pogoda serca jest trwała, nieprzemijająca.

Szczęście niepłynące z serca jest pasywne.

Pogoda serca jest aktywna, chciana.

Szczęście niepłynące z serca jest powierzchowne.

Pogoda serca jest głęboka.

Szczęście niepłynące z serca wynika z mody danego czasu, w którym się żyje, pochodzi od człowieka.

Pogoda serca pochodzi od Boga.

Wybieraj w każdej chwili, którą przeżywasz, i żyj śmiejąc się całym sercem.

Dlatego chciałbym, aby ta książka była pomocą konkretną, praktyczną, prawdziwie wartościową dla osób mających trudności, cierpiących, poranionych, zniechęconych, przygnębionych, pesymistów.

Książką naprawdę dodającą otuchy.

Taką, która może pozostać „wewnątrz” tego, kto ją czyta, powodując pozytywne, a nawet terapeutyczne skutki. Taką, do której sięga ten, kogo dotykają frustracje, zawody, upadki, złośliwości, cierpienia, bóle... i kto nie umie odnaleźć tej głębokiej pogody ducha, która stanowi podstawę osobowości zdrowej, otwartej, żywej, radosnej, pozwalającej śmiać się całym sercem mimo wszystko.

Wierzyć w życie pomimo problemów, którym trzeba stawić czoło.

Nauczyć się szacunku dla siebie, słuchać siebie, zaspokajać własne pragnienia, patrzeć pozytywnie na to, co spotykamy na naszej drodze. Drodze składającej się z małych kroków – czasami zbyt pospiesznych.

Tragedie, które realizują marzenia

Chciałbym stworzyć między nami klimat ciepła i czułości. Jak zawsze prawdziwy. Kto śledzi od dawna moje książki, ten wie, że jestem bezpośredni, autentyczny, szczery.

Wróciłem niedawno z Ameryki Łacińskiej, gdzie jestem wykładowcą na uniwersytecie. Cieszę się teraz słodkim klimatem toskańskiej wioski u progu lata. Piszę te strony pod kolumnadą mojego domu i wielokroć moje spojrzenie i moja myśl gubią się w pobliskiej zielonej dolinie. Chciałem powiedzieć ci, gdzie jestem, abyś i ty, czytając, mógł przenieść się w tę odprężającą ciszę na zboczu doliny skąpanej blaskiem zachodzącego słońca.

Zazdrościsz mi trochę?

Nie rób tego.

Nie warto.

Posłuchaj, jak dotarłem do tego cudownego miejsca.

Siedemnaście lat temu przeżyłem tragedię: operowano mnie na raka mózgu. Byłem wtedy u szczytu działalności jako psychoanalityk, prowadzonej z pełnym poświęceniem i zamiłowaniem.

Od tamtej chwili wydawało się, że świat się dla mnie zatrzymał. Unieruchomiony na kilka miesięcy, próbowałem słuchać serca i umysłu.

Na koniec zdecydowałem.

Potraktowałem to tragiczne wydarzenie jako znak, nową możliwość, różną od innych, jaką Bóg mi dawał. Dla mnie praca psychoanalityka była realizacją marzenia. Teraz istniały głębsze prawdy, które chciałem zrozumieć, a które miały mnie wyprowadzić poza psychoterapię.

Nadszedł czas realizowania innego marzenia.

Żyć na wsi i pisać książki.

Sprzedałem wszystko, a za zdobyte w ten sposób pieniądze nabyłem gospodarstwo rolne, w którym mieszkam.

Później kontynuowałem mój zawód, ale tylko częściowo, na przemian z pisarstwem, ponieważ wyczuwałem, że w ten sposób mogłem być jeszcze bardziej pomocny bliźnim.

Moje prawdziwe powołanie.

Pięć lat temu popełniła samobójstwo droga mi osoba, bardzo droga. Również w tym przypadku próbowałem zrozumieć to, co Bóg chciał mi przez to powiedzieć. Zrozumiałem, że nie było już powodu, dla którego miałbym żyć w rodzinnej miejscowości i nie miałbym odłączyć się od mojej rodziny.

Stać się naprawdę wolnym i odpowiedzialnym.

Miałem do zrealizowania inne marzenie.

Już od dziecka, wzrastając w małej wiosce, myślałem o zamieszkaniu w dalekich miejscach, ciepłych i nadmorskich. Z szacunku dla pacjentów doprowadziłem do końca terapie rozpoczęte przed śmiercią osoby ważnej w moim ówczesnym istnieniu i przerwałem swoją pracę jako psychoanalityk.

Jeszcze nie podjąłem jej na nowo.

Po kilku miesiącach wyjechałem do Ameryki Łacińskiej, sam nie wiedząc, gdzie się zatrzymam. To nie było ważne. Czułem, że rozpoczynam moją podróż, moje poszukiwanie.

Teraz jestem pisarzem na pełny etat.

Jestem szczęśliwy i dziękuję Bogu.

Żyję w kontakcie z różnymi kulturami, co mnie ubogaca i ciągle na nowo tworzy! Mam możliwość wypowiadania się w książkach, na konferencjach, na seminariach, które prowadzę w różnych częściach świata, oraz poprzez wykłady uniwersyteckie.

Kontynuuję moją podróż i moje poszukiwania. I proszę Boga, aby trzymał mnie wciąż w gotowości do realizacji innego marzenia poprzez upadek lub tragedię, które mogłyby mi się przydarzyć.

Po przemyśleniu sądzę, że nie stałbym się nigdy psychoanalitykiem, gdyby nie ubóstwo mojej rodziny i inteligentne „szaleństwo” mojej babci Karoliny. Nie zacząłbym nigdy pisać bez choroby, nie podróżowałbym, nie wróciłbym do nauczania na uniwersytecie, ani nie stałbym się nigdy w pełni pisarzem, gdyby nie śmierć mojego ojca.

Zwierzyłem się tylko z niektórych moich cierpień, które przeżyłem. Być może kiedy indziej, w następnej książce, opowiem o innych.

Mam jeszcze wiele marzeń do zrealizowania.

Zmienić postawę

Myśląc o przeszłości, odkryłem, że moje cierpienia, rozegrane z sensem, pozwoliły mi wspiąć się na kolejne stopnie na skali wartości życia. Prawdopodobnie było konieczne, abym doświadczył cierpienia, by móc je przezwyciężyć.

Piszę tę książkę, abyś ty nie spędził życia na powtarzaniu ciągle tych samych błędów, przeżywaniu podobnych cierpień, ponieważ nie umiałeś nadać im odpowiedniego znaczenia.

Uśmiechając się.

W tej chwili myślę z odrobiną tęsknoty o tym narodzie Ameryki Łacińskiej, który niedawno opuściłem. Widzę na nowo uśmiechnięte twarze biednych, którzy naprawdę nie wiedzą, co ich spotka następnego dnia. Sądzę, że nauczyłem się od nich, że właśnie w chwilach ciemnych, trudnych, trzeba umieć się śmiać całym sercem.