Ślub na pustyni (Światowe Życie) - Kim Lawrence - ebook

Ślub na pustyni (Światowe Życie) ebook

Kim Lawrence

4,0

Opis

Jedynym sposobem na uratowanie brytyjskiej modelki Abby Foster z rąk bandytów było wykupienie jej jako żony. Tak też postąpił szejk Zain Al Seif, po czym zapewnił jej bezpieczny powrót do Londynu. Kilka miesięcy później Zain nieoczekiwanie zostaje następcą tronu. Powinien poślubić wdowę po bracie, lecz jest to ostatnia rzecz, jakiej by chciał. Wtedy przypomina sobie, że w świetle prawa ma już żonę. Sprowadza Abby do pałacu i przedstawia jej pewną propozycję…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 136

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (89 ocen)
38
27
14
9
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Kim Lawrence

Ślub na pustyni

Tłumaczenie:Monika Łesyszak

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Abby Foster doskwierał upał. Bolały ją stopy. Do sesji zdjęciowej weszła na piaszczystą wydmę w szortach i sandałach na dziesięciocentymetrowych obcasach. Na domiar złego coś ją ugryzło w ramię. Gruba warstwa makijażu zamaskowała zaczerwienienie, ale nie złagodziła dojmującego pieczenia i swędzenia.

Najgorsze, że samochód nawalił. Miała jechać pierwszym, z napędem na cztery koła, którym podróżowała ze stolicy Aarify na pustynię, ale uprzedziła ją stylistka. Wyminęła ją, żeby pospiesznie zająć miejsce obok asystenta fotografa, w którym była zakochana. Wskutek jej młodzieńczego zauroczenia Abby utknęła na pustkowiu.

Bezskutecznie usiłowała ignorować zagniewane głosy na zewnątrz. Ledwie odparła pokusę dołączenia do krzyczących. Zaciskała zęby tak mocno, że szczęki ją rozbolały. Uznała, że lepiej zostawić ich samych sobie. Została w zepsutym aucie wraz z Robem, który natychmiast zasnął. Wkrótce pożałowała tej decyzji. Upał zaczął narastać, a Rob, który zmusił ją do dziesięciokrotnej wspinaczki po tym przeklętym piasku, zaczął głośno chrapać.

Przewracając oczami, wyjęła butelkę z wodą z obszernej torby, którą zawsze woziła. Choć przemierzyła wiele mil, odkąd została modelką, źle znosiła podróże. Odkręciła nakrętkę do połowy, gdy uświadomiła sobie, że musi oszczędnie gospodarować wodą. Rob przed zaśnięciem zapewniał wprawdzie, że zostaną uratowani w ciągu kilku minut, ale nie mogła wykluczyć, że zostaną tu znacznie dłużej.

Szybko zakończyła wewnętrzną debatę. Dziadkowie nauczyli ją ostrożności. Niestety sami jej nie wykazali w sprawach finansowych. Usłuchali fałszywego doradcy, który odarł ich z życiowych oszczędności.

Ujrzała oczami wyobraźni przystojną twarz Gregory’ego z tym szczerym, chłopięcym uśmiechem. Jak zawsze, gdy przypominała sobie swój udział w doprowadzeniu babci i dziadka do ruiny, ogarnęły ją wyrzuty sumienia, pomieszane z pogardą dla siebie. Wprawdzie robili dobrą minę do złej gry, ale to z jej winy stracili wszystko, co posiadali. Gdyby naiwnie nie uległa urokowi uśmiechu i błękitnych oczu Gregory’ego i nie przyprowadziła mężczyzny swych marzeń do domu, nadal odpoczywaliby bez trosk na emeryturze, na którą ciężko zapracowali. Tymczasem nie zostało im nic.

Żal ścisnął jej serce, a do oczu napłynęły łzy. Wytłumaczyła sobie kolejny raz, że płacz nic nie da. Potrzebowała sensownego planu. I opracowała go. Wyliczyła, że jeżeli weźmie każde zlecenie, prócz rozbieranych sesji, które jej często proponowano, w ciągu półtora roku zarobi tyle, że zdoła odkupić bungalow, którego pozbawił ich czarujący oszust.

Wprowadziła go do ich życia, a on ich omotał. Kiedy pozyskał ich zaufanie, zniknął z oszczędnościami całego ich życia. Przysłał jej tylko pożegnalne zdjęcie w czułej pozie z mężczyzną. Dosypał soli na ranę, umieszczając dopisek: „Naprawdę nie jesteś w moim typie”. Nareszcie zrozumiała powód jego cierpliwości wobec jej braku doświadczenia i deklaracji, że z szacunku dla niej gotów jest zaczekać z rozpoczęciem współżycia.

Odpędziła upokarzające wspomnienia. Wyciągnęła nawilżoną chusteczkę i zmyła makijaż wraz z kurzem. Marzyła o chłodnym prysznicu i piwie.

Nagle jeden ze stojących na zewnątrz mężczyzn wsunął głowę do środka, pogrzebał w schowku koło kierownicy, a potem obrzucił ją nieprzychylnym spojrzeniem.

– Mogłaś nas zawołać, Abby – ofuknął ją. – Od kilku godzin usiłowaliśmy otworzyć ten przeklęty silnik. – Gwałtownym szarpnięciem wyciągnął łom i zawołał do kolegi: – Znalazłem go, Jez.

Zdaniem Abby poszukiwania trwały zaledwie dziesięć minut.

– Odniosłam wrażenie, że walczycie z nim cały dzień – warknęła, bardziej zmartwiona rosnącą opuchlizną na ramieniu niż niesprawiedliwą krytyką.

Podwinęła rękaw, żeby ochronić miejsce ukąszenia przed otarciem. Nadal miała na sobie spodenki i koszulkę. Wybrano je na użytek kampanii reklamowej przypuszczalnie w celu przekonania dziewczyn, że jeśli umyją włosy polecanym szamponem, pozostaną lśniące i puszyste nawet wtedy, gdy odejdą od stolika w kasynie, żeby wspiąć się na wydmę. Nawet jeżeli tak, nie uniknęłyby pęcherzy na stopach na tych przeklętych obcasach.

Widok za popstrzonym przez muchy oknem nie wróżył nic dobrego. Dwaj mężczyźni gwałtownie odskoczyli, gdy z silnika buchnęła para. Chwilę później znowu zaczęli krzyczeć.

Abby trąciła stopą nogę Roba. Na szczęście dla niego zamieniła szpilki na tenisówki.

– Powinniśmy wyjść i sprawdzić, czy możemy w czymś pomóc – zasugerowała.

Albo przynajmniej ich powstrzymać, żeby się nie pozabijali – dodała w myślach, związując zmierzwione włosy apaszką w koński ogon. Kiedy wstała, pochylając głowę, żeby nie uderzyć się o drzwi, fotograf otworzył jedno oko, skinął głową i zaraz zaczął cicho pochrapywać.

Na zewnątrz panowała znośniejsza temperatura niż w środku.

– Jaki werdykt wydaliście, chłopcy? – zagadnęła, przybierając pogodny ton.

Nie zdołała poprawić im nastroju. Kilkakrotnie pracowała z technikiem światła, Jezem. Zawsze miał jakiś żart na podorędziu, żeby rozładować napiętą atmosferę, ale tym razem poczucie humoru go opuściło. Ze zmarszczonymi brwiami i spoconym czołem odstąpił od dymiącej maszyny i odłożył narzędzie na miejsce.

– Nie ruszy i nie wiem, jak go naprawić. Jeżeli ktoś chce spróbować, proszę bardzo – dodał, znacząco spoglądając na młodszego kolegę, ale ten stał bezradnie, wyraźnie przerażony, jakby uszła z niego cała energia.

– Bez obawy, Jez – próbowała go pocieszyć Abby, mimo że słońce już zachodziło, a nad pustynią zapadały ciemności. – Na pewno po nas wrócą, jak tylko spostrzegą, że zostaliśmy z tyłu.

– Niepotrzebnie przystanęliśmy – mruknął młodzieniec, kopiąc oponę.

Starszy kolega pokiwał głową, przyznając mu rację.

– Co on robi? – zapytał, wskazując samochód, w którym spał samozwańczy geniusz sztuki fotograficznej, prawdopodobnie wyczerpany robieniem co najmniej tuzina zdjęć jaszczurki siedzącej na skale o niezwykłym kształcie.

Zanim uzyskał zadowalający go efekt, dwa pierwsze pojazdy małego konwoju znikły w oddali, zmierzając do miasta, z którego wyruszyli.

– Śpi.

– Niesłychane! – wykrzyknęli obaj niedawni adwersarze zgodnym chórem. Następnie się roześmiali, ale zaraz znów spoważnieli.

– Czy ktoś ma zasięg w telefonie?

Abby pokręciła głową.

– Co najgorszego może się przydarzyć? – zapytała.

– Śmierć z pragnienia? – podsunął sennie Rob z samochodu.

– Odpowiedzcie. Przynajmniej będziemy mieli o czym opowiadać przy kolacji – naciskała Abby.

– Chłopaki!

Wszyscy zwrócili wzrok na Jeza, który z szerokim uśmiechem wskazał tuman kurzu w oddali.

– Przyjechali po nas.

– Dzięki Bogu! – westchnęła Abby z ulgą, ocierając pot z czoła. Zmarszczyła brwi, usłyszawszy dziwny łoskot dobiegający od strony szybko przybliżających się pojazdów. – Co to takiego?

Młody człowiek wyglądał na równie zdezorientowanego jak ona. Dwaj starsi wymienili niespokojne spojrzenia.

– Lepiej wsiądź z powrotem, kochana – doradził Rob.

– Ale…

Tym razem hałas zabrzmiał głośniej, napawając ją lękiem.

– Czy to huk wystrzałów? – zapytała szeptem.

– Nic nam nie grozi – uspokajał Jez. – Powszechnie wiadomo, że Aarifa to spokojne miasto… – Kolejna seria strzałów nie pozwoliła mu dokończyć wypowiedzi. – Mimo wszystko wejdź do środka i schowaj głowę.

Rasowy koń arabski pewnym krokiem przemierzał nieprzeniknione ciemności. Biała, powiewna szata jeźdźca kontrastowała z aksamitną czernią nieba. Pędzili galopem w pełnej harmonii przez ocean piasku, póki nie dotarli do skalnego występu.

Z dala skała wyglądała na pionową, ale kręta ścieżka z szeregiem półek pozwalała bezpiecznie wejść na szczyt osobie bez lęku wysokości. Szlachetny rumak ciężko dyszał, gdy dotarli na wierzchołek. Jego pan czekał, aż jak zwykle w tym miejscu ogarnie go spokój. Tym razem na próżno. Tej nocy nawet zapierająca dech w piersiach panorama, wspaniała o każdej porze, ale najpiękniejsza nocą, nie poprawiła mu humoru.

Napięcie tylko trochę opadło na widok oświetlonych murów pałacu z wieżami i szczytami, widocznymi w promieniu wielu mil. Dziś oświetlono je intensywniej niż zwykle. Widział stare miasto, zbudowane w cieniu pałacu i geometryczny wzór zadrzewionych bulwarów wśród wysokich, oszklonych wieżowców nowych dzielnic. Stolica zawdzięczała bogatą iluminację królewskiemu weselu.

Dziś cały kraj świętował. Oprócz niego.

Nawet tu nie zdołał uciec od rzeczywistości.

Koń parsknął, zaczął tańczyć w kółko i kopać ziemię, jakby wyczuł jego nastrój. Mniej doświadczony jeździec pewnie już dawno by spadł. Zain przemówił do zwierzęcia. Poklepał je po szyi, strzepując z niej tuman wszechobecnego czerwonego kurzu. Gdy go uspokoił, zeskoczył zręcznie na kamienisty grunt. Poluźnił lejce i podszedł do skraju wzniesienia. Wpatrzony w miasto, nie zauważył błysków w ciemnościach. Zacisnął zęby i zmarszczył brwi, wściekły, że wystrychnięto go na dudka.

Uniknął wprawdzie gorszego losu, ale nie mógł sobie darować własnej naiwności. Do tej pory sądził, że umie oceniać ludzi. Tymczasem panna młoda, na cześć której cały kraj łącznie z zagranicznymi dziennikarzami wznosił dziś toasty, omamiła go bez trudu. Nie złamała mu wprawdzie serca, ale ciężko zraniła jego dumę.

Oczywiście teraz wszystko zrozumiał, ale po pół roku bardzo satysfakcjonującego romansu wbrew swoim żelaznym zasadom zaczął wierzyć, że połączyła ich autentyczna więź. Nie przemknęło mu nawet przez głowę, że piękna Kayla wodzi go za nos. Kto wie, do czego by to doprowadziło?

Na szczęście nie miał okazji tego sprawdzić. Toksyczną piękność zmęczyło czekanie. Gdy tylko dostała lepszą ofertę, przyjęła ją bez wahania.

Przybyła po wizycie u rodziny w Aarifie do jego apartamentu w Paryżu wcześniej, niż przewidywał. Chętnie zmienił plany, żeby spędzić z nią popołudnie w łóżku. Później z laptopem na kolanach obserwował, jak, już ubrana, siada przed lustrem, żeby poprawić makijaż.

– Nie musisz się malować – rzucił lekkim tonem.

Podczas półrocznego romansu nigdy nie widział jej nieumalowanej. Podczas rzadkich okazji, kiedy spędzał z nią całą noc, znikała w łazience, zanim się obudził. Wychodziła nienagannie ubrana i uczesana, dając do zrozumienia, żeby nie liczył na poranną powtórkę, bo rozmazałby jej szminkę i zburzył fryzurę.

Odwróciła ku niemu głowę z zimnym uśmiechem, jakiego nigdy wcześniej nie widział.

– Miło z twojej strony, że tak mówisz, ale o ile bez trudu przyszło mi udawanie, że lubię sztukę, operę i śmiertelnie nudną politykę, o tyle nie zamierzam dłużej schlebiać twoim upodobaniom. Naprawdę myślałeś, że wystarczy mi niezobowiązujący seks? Że poznałeś mnie przypadkiem? Że podjęłam pracę w galerii za głodową pensję, bo marzyłam o karierze zawodowej? Tylko w sypialni nie musiałam grać. Wiesz, tego będzie mi nawet brakowało – dodała z cynicznym śmiechem.

Zain nadal przetrawiał jej wypowiedź, gdy usiadła na łóżku i powiodła czerwonym paznokciem po jego porośniętej włosami klatce piersiowej.

– Właściwie nic ci nie jestem winna, ale pomyślałam, że ten jeden raz nie zaszkodzi. Moja rodzina oficjalnie ogłosi moje zaręczyny z twoim bratem w końcu przyszłego tygodnia, więc przez jakiś czas nie będziemy mogli się spotykać. Nie rób takiej zaszokowanej miny! Proszę tylko o to, żebyś na ślubie wyglądał na zdruzgotanego. Sprawisz bratu przyjemność.

Teraz, stojąc na skale, Zain rozciągnął usta w nieznacznym uśmiechu. Chociaż nie odziedziczył po ojcu wyglądu, wyglądało na to, że tak jak on nie widział wad płci przeciwnej. Doszedł do wniosku, że prawidłowa diagnoza to pierwszy krok do zwalczenia słabości.

Ojciec Zaina przeżył ostatnich piętnaście lat, oscylując między rozpaczą a żałosną nadzieją, nie przyjmując do wiadomości oczywistych faktów. Doprowadziło go to do zguby. Zain nie zamierzał pójść w jego ślady. Patrząc w ciemność, odtwarzał w pamięci scenę rozstania.

– Oczywiście wolałabym wyjść za ciebie, kochanie, ale nigdy nie poprosiłeś – wytknęła Kayla, wydymając wargi. Po raz pierwszy okazała złość. – A ja włożyłam tyle wysiłku, żeby być doskonałą w twoich oczach. Mimo wszystko za jakiś czas będziemy mogli kontynuować romans, jeśli tylko zachowamy dyskrecję. Khalid nie zaprotestuje. Za dużo o nim wiem.

Zain odpędził wspomnienie.

Ludzie zwykle sporządzają listę rzeczy, które chcieliby zrobić przed śmiercią. On w wieku dziewięciu lat zdecydował, czego nigdy nie zrobi. Dorastając, odrzucił niektóre postanowienia. Polubił warzywa i całowanie dziewczyn, ale wytrwał w postanowieniu, że nigdy się nie zakocha ani nie ożeni, żeby nie powtórzyć błędów ojca.

Miłość i małżeństwo nie tylko załamały dumnego władcę, ale zagroziły też jego narodowi i stabilności państwa. Obserwując bezradnie załamanego rodzica, Zain przestał go kochać i szanować. Obecnie czuł tylko gniew i wstyd. Na szczęście lojalni dworzanie i doradcy zapobiegali większym nieszczęściom. Kryli bezwładnego szejka i podtrzymywali wizerunek silnego, roztropnego monarchy.

Zaina nikt nie chronił.

Zły, że wbrew swoim zasadom wraca do przeszłości, zwrócił wzrok ku niewidocznej granicy Aarify z sąsiednim krajem, Nezenem.

Nagle coś błysnęło w oddali, jakby flesz, czy raczej światła samochodu. Chwilę później usłyszał czyjeś odległe krzyki.

Westchnął ciężko. Nie miał ochoty ratować kolejnego nierozsądnego turysty. Co najmniej dziesięciu miesięcznie gubiło drogę. Zain kochał pustynię, ale znał i respektował jej prawa i zagrożenia.

Czasami podejrzewał, że jego silną więź z ojczyzną spowodowało pochodzenie z mieszanego małżeństwa i konieczność udowadniania swej przynależności do narodu. Wydoroślał wprawdzie, ale czasem podsłuchana uwaga czy znaczące spojrzenie przypominały mu powody dawnej niepewności.

Dziś nikt go nie wyzywał. Brat już nie nasyłał łobuzów, żeby obrzucali go kamieniami albo bili, ale nigdy nie zyskał spokoju. Jego istnienie nadal stanowiło zniewagę dla wielu ludzi, zwłaszcza członków najznakomitszych rodów Aarify. Drażnił ich bardziej niż matka, która przynajmniej żyła za granicą.

Lepiej, żeby był bękartem, ale ojciec wziął ślub z jego matką, mimo że miał już żonę i następcę tronu. Kompletnie stracił dla niej głowę. Właśnie dlatego Zain uważał miłość za przejaw bezmyślnego egoizmu. Małżeństwo rodziców w pełni pokazało mu jej niszczącą siłę. Ojciec niewątpliwie bezgranicznie kochał jego matkę. Ich historia dała pożywkę brukowej prasie.

Szejk Aban al Seif, władca bogatego kraju bliskiego wschodu, mający już żonę i syna, zakochał się w ponętnej gwieździe opery – matce Zaina. Aczkolwiek odprawienie małżonki nie budziło w uważanej za postępową Aarifie zgorszenia, nawet w dzisiejszych, oświeconych czasach, ale nie z powodu zauroczenia inną. Rodzina porzuconej kobiety zaakceptowałaby taką decyzję, gdyby nie mogła dać mu następcy, ale już go urodziła. Ponadto pochodziła z jednego z najznamienitszych rodów w kraju. Straszliwie ją upokorzył, wybierając na jej następczynię nieodpowiednią osobę.

Najgorsze, że w mgnieniu oka podbiła serca ludu swym wdziękiem i urokiem osobistym. Wszyscy ją pokochali, ale równie szybko znienawidzili, gdy nagle opuściła małżonka i ośmioletniego synka, żeby wrócić do kariery scenicznej.

Jak na ironię, jej poniżony, dumny mąż, znany ze swej siły i determinacji, nie przestał jej kochać. Obydwaj jego synowie wiedzieli, że gdyby wróciła, natychmiast by ją przyjął. Pewnie dlatego nigdy nie nawiązali braterskiej więzi.

Khalid żył przeszłością tak samo jak ojciec. Jego oczy wciąż błyszczały gniewem na widok przyrodniego brata, którego obarczał winą za wszelkie krzywdy swoje i odtrąconej przez szejka matki. Zawsze chciał tego, co posiadał Zain, sukcesów, znajomości, a teraz również i kobiety. Bez wątpienia zależało mu tylko na tym, żeby mu to wszystko odebrać. Gdy tylko dostał to, o co walczył, zwykle tracił zainteresowanie. Czy tak samo będzie z Kaylą? Zain wzruszył ramionami. Już go to nie obchodziło.

Tytuł oryginału: A Cinderella for the Desert King

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2018

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2018 by Kim Lawrence

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe. Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji. HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela. Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25

www.harpercollins.pl

ISBN 9788327647252