Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Fenomenalna powieść o siostrzeństwie, odwadze i wytrwałości w obliczu bezgranicznego zła.
Singapur, druga wojna światowa. Norah umieszcza swoją ośmioletnią córkę na statku płynącym do Australii, aby uchronić ją przed nadciągającą armią japońską. Norah zostaje, żeby opiekować się mężem i rodzicami, wiedząc, że może już nigdy nie zobaczyć dziecka.
Pielęgniarka Nesta zaciągnęła się do opieki nad aliantami. Kiedy jednak 15 lutego 1942 roku Singapur przechodzi w ręce Japończyków, Nesta dołącza do przerażonych wojną ludzi, w tym załamanej Norah, którzy wchodzą na pokład statku handlowego. Zaledwie dwa dni później jednostka zostaje zbombardowana i zatopiona.
Sporej grupie rozbitków, w której znajdują się Nesta i Norah, udaje się przedostać na odległą wyspę u wybrzeży Sumatry. Wkrótce pojmują ich Japończycy. Rozdzielają kobiety, mężczyzn i dzieci i wraz z setkami innych jeńców wysyłają do obozów położonych głęboko w dżungli. Panują tam przemoc i głód, a choroby zbierają obfite żniwo. Więźniowie, przenoszeni z obozu do obozu, walczą o przetrwanie. Norah i Nesta pomagają każdemu, kto tej pomocy potrzebuje, i odkrywają w sobie niezwykłe pokłady odwagi, zaradności i determinacji.
Wojenna historia bohaterskich pielęgniarek, misjonarek i innych kobiet, które dają z siebie wszystko, aby pomóc sobie nawzajem przeżyć kolejny dzień.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 404
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 9 godz. 49 min
Lektor: Jan Marczewski
Dla pielęgniarek na całym świecie –
tych, które żyją teraz, żyły kiedyś
i żyć będą w przyszłości.
Dzięki wam świat staje się lepszy
Dla Sally i Seána Conwayów.
Dziękuję, że podzieliliście się ze mną
opowieścią o waszej matce i babce
Norah Chambers
Dla Kathleen Davies, Brendy Pegrum
i Debry Davies.
Dziękuję, że opowiedziałyście mi
o swojej kuzynce Neście (James) Noy
W 1942 roku japońska armia przystąpiła do II wojny światowej. Podbiwszy wyspy Pacyfiku, dotarła do Malajów i Singapuru – będącego wówczas brytyjską kolonią – który przeszedł w ręce Japończyków 15 lutego 1942 roku.
Japońskie siły powietrzne zbombardowały statek handlowy Vyner Brooke, który przewoził zdesperowanych uchodźców z Singapuru. Kilka godzin później parowiec spoczywał już na morskim dnie.
Spora grupa rozbitków zdołała się przedostać na odległą wyspę u wybrzeży Sumatry. Wkrótce schwytali ich Japończycy. Rozdzielili kobiety, mężczyzn i dzieci i wraz z setkami innych jeńców wysłali ich do obozów położonych głęboko w dżungli. Panowały tam przemoc i głód, a choroby zbierały obfite żniwo.
Rozbitkowie, przenoszeni z obozu do obozu, walczyli o przetrwanie przez trzy i pół roku.
Oto ich historia...
PROLOG
Singapurluty 1942
Norah Chambers siedzi na skraju łóżka córki i czeka, aż ta się obudzi. Musi z nią przeprowadzić wyjątkowo bolesną rozmowę. Wraz z mężem postanowili odesłać Sally z Singapuru. Dziewczynka ma wyjechać z ciotką Barbarą i kuzynami. Sally przyjmuje tę decyzję tak, jak można się było spodziewać. Norah tuli zrozpaczoną córeczkę, która chce zostać z rodzicami i płacze, że ich nie zostawi – ani teraz, ani nigdy. Prawie nie zauważa dwójki kuzynów, którzy wpadają do pokoju i wołają, że wkrótce pożeglują przez ocean i będą mieli mnóstwo przygód.
– Sally, płyniemy do Australii! – skandują. – Wielkim statkiem!
Singapur wkrótce się podda, a Norah nie ma wyboru. John jest w szpitalu, zachorował na tyfus. Gdy wydobrzeje, oboje dołączą do córki.
W samochodzie jadącym na przystań Sally nie przestaje płakać. Odwraca głowę i patrzy w okno, nie pozwala się pocieszyć. Kiedy podchodzą do łodzi, z całej siły oplata rączkami talię matki. Obie nie potrafią się od siebie oderwać.
Pobliska eksplozja potęguje tylko ich strach przed tym, co przyniesie przyszłość. Szloch Sally przeradza się w pełen przerażenia krzyk. Norah zamiera w bezruchu, otępiała ze zgrozy na widok tego, co rozgrywa się przed jej oczami, na myśl o tym, jak krzywdzi najcenniejszą dla siebie osobę. Kiedy świat wokół nich pochłaniają płomienie, Barbara szybko bierze dziewczynkę na ręce i biegnie w kierunku trapu.
– Niedługo przyjedziemy do ciebie z tatusiem. Bądź grzeczna, kochanie, za parę dni nas zobaczysz, obiecuję! – woła Norah.
Sally nie przestaje płakać i wyciąga ręce do matki. Ta bezwiednie rusza za nią, ale wtedy Ena, młodsza siostra Norah, łapie ją za ramię i odciąga. Razem patrzą, jak Barbara i Sally znikają na pokładzie. Nie pomachają sobie radośnie na pożegnanie.
– Czy jeszcze kiedyś ją zobaczę? – pyta z rozpaczą Norah.
I
UPADEK SINGAPURU
1
Singapurluty 1942
– Nie chcę jechać! Norah, proszę, zostańmy.
Płaczliwe błagania Eny Murray zostają zagłuszone przez krzyki kobiet i dzieci, eksplozje i huk japońskich myśliwców. Kolejny pocisk trafia w cel, a statek aliantów cumujący w porcie rozpada się na części.
John, mąż Norah, i Ken Murray, mąż Eny, kucają obok żon, zasłaniając je przed deszczem odłamków. Tkwienie w miejscu w niczym im jednak nie pomoże. Ken pomaga kobietom się podnieść, a John z trudem łapie oddech i próbuje utrzymać się na nogach.
– Ena, musimy wsiadać, i to już! – Norah nie przestaje namawiać siostry do wejścia na pokład brytyjskiego okrętu Vyner Brooke.
Otacza ich chaos, z którego trzeba się jak najszybciej wydostać, znaleźć schronienie. Norah szybko ściska męża. Nie powinien jeszcze wychodzić ze szpitala, jest słaby i ma duszności, ale poświęciłby resztki sił, żeby ochronić żonę i jej siostrę.
– Ena, proszę, posłuchaj siostry – mówi Ken. – Kochanie, musisz wyjechać, a ja pojadę do twoich rodziców. Obiecuję, że się nimi zajmę.
– To nasi rodzice – odpowiada Norah – więc to my powinnyśmy się nimi zająć.
– Norah, twoja córka czeka tam na ciebie – przypomina Ken. – Ty i John musicie odnaleźć Sally. Chciałbym też, żebyś zaopiekowała się Eną w zastępstwie za mnie. – Ken dobrze wie, że tylko on może zostać w Singapurze i zająć się teściami. John jest poważnie chory, podobnie jak James, ojciec obu kobiet, którego stan nie pozwala na podróż. Margaret, matka Norah i Eny, nie chce zostawiać męża samego.
Gdzieś w pobliżu wybucha kolejna bomba, wszyscy rzucają się na ziemię. Za sobą mają płonący Singapur, przed nimi rozpościera się morze upstrzone wrakami statków i łodzi pożeranymi przez ogień.
– Jedźcie, póki możecie. Statek zaraz odpłynie, inaczej nie wydostanie się z portu. Musicie być na pokładzie. – Ken stara się przekrzyczeć hałas. Cmoka Norah w policzek, ściska Johna za ramię i przyciąga do siebie Enę. Tuli ją mocno i całuje po raz ostatni, po czym popycha w kierunku statku.
– Kocham cię – woła jego żona. Głos jej się załamuje.
– Uciekajcie z tego piekła. Znajdźcie Sally, Barbarę i chłopców. Wkrótce do was dołączę – krzyczy Ken do oddalającej się rodziny.
Norah, John i Ena wmieszali się już w tłum pasażerów i idą powoli po trapie w kierunku okrętu.
– Sally, musimy ją odnaleźć – mamrocze John, a nogi się pod nim uginają. Żona i szwagierka podtrzymują go i ciągną za sobą.
Norah nie wie, co powiedzieć. Potykając się, zmierza ku przeznaczeniu, a głowę wypełnia jej płacz córki. „Nie chcę wyjeżdżać. Mamusiu, proszę, pozwól mi z tobą zostać”. Zaledwie kilka dni temu wsadziła ośmiolatkę na inny statek.
„Wiem, kochanie – odparła przymilnym tonem. – Gdyby była jakakolwiek możliwość, że zostaniemy razem, na pewno byśmy zostały. Bądź dzielna dla mnie, pojedź z ciocią Barbarą i kuzynami. Nawet się nie zorientujesz, a dołączymy do was z tatusiem. Kiedy tylko mu się polepszy”.
„Ale obiecałaś, że mnie nie odeślesz. Obiecałaś”.
Sally stała obok niej, a łzy spływały po jej pokrytych czerwonymi plamami policzkach.
„Wiem, ale czasem mamusie i tatusiowie muszą złamać jakąś obietnicę, żeby ich córeczki były bezpieczne. Obiecuję...”
„Nie mów tak. Nie obiecuj, skoro już wiem, że nie dotrzymujesz słowa”.
„Sally, możesz tu podejść i potrzymać Jimmy’ego za rękę?” – wtrąciła ciotka Barbara. Była starszą siostrą Norah i Eny. Zwracała się do siostrzenicy łagodnym tonem. Norah czuła się dzięki temu lepiej, wiedziała, że Sally będzie bezpieczna z rodziną.
– Ani razu się nie obejrzała – szepcze teraz do siebie, z trudem przemieszczając się do przodu. – Po prostu wsiadła na statek i zniknęła.
Pasażerowie mający stosowne dokumenty przechodzą na odgrodzoną część przystani i zbijają się w grupki. Są wśród nich przerażeni dorośli i zawodzące dzieci. Wszyscy uginają się pod ciężarem bagażu, który uznali za najistotniejszy.
Kilka pielęgniarek służących w australijskiej armii pokazuje papiery urzędnikom, którzy pospiesznie wpuszczają je za ogrodzenie. Stają z boku i przyglądają się mijającym je cywilom, aż wreszcie w bramie pojawiają się kolejne kobiety w takich samych mundurach. Ściskają czekające koleżanki, jakby witały dawno niewidziane przyjaciółki. Wśród nowo przybyłych przepycha się drobna osóbka.
– Vivian, Betty, chodźcie tu – woła.
– Cześć, Betty, to Nesta!
Wszystkie trzy serdecznie się obejmują. To siostry Nesta James, Betty Jeffrey i Vivian Bullwinkel. Zaprzyjaźniły się na Malajach, gdzie przed najazdem Japończyków opiekowały się żołnierzami aliantów. Jak wszyscy tu zgromadzeni, zostały zmuszone do ucieczki z Singapuru.
– Cieszę się, że znowu się spotkałyśmy – mówi Nesta, uradowana widokiem przyjaciółek. – Nie byłam pewna, czy nie płynęłyście z wczorajszą grupą.
– Betty była wpisana na wczoraj, ale udało jej się zniknąć, kiedy trzeba było wychodzić. Liczyłyśmy na to, że nas nie odeślą, tyle jest tu jeszcze pracy – dodaje Vivian.
– Siostra przełożona próbowała ich przekonać, żeby pozwolili nam zostać. Jeszcze nie jesteśmy na statku, więc może dowództwo ostatecznie uzna, że warto zostawić nas w Singapurze z chorymi, którzy nie są w stanie podróżować – wyjaśnia Nesta.
– Zaczynają wpuszczać ludzi na łodzie, zostało jej mało czasu – zauważa Betty, zerkając na sznur mężczyzn, kobiet i dzieci wsiadających do rozhuśtanych łódek, które przewiozą ich na parowiec. Bomby wciąż spadają, co wywołuje fale, które rozbijają się o nabrzeże.
Nesta wbija wzrok w przystań.
– Zdaje się, że komuś trzeba pomóc. Zaraz wrócę.
– Potrzebujecie pomocy? – Nesta zwraca się do Norah i Eny, które usiłują sprowadzić Johna po stromych schodkach na jedną z łodzi. Jest już w połowie zapełniona, a pasażerowie wyglądają na przerażonych. Niektórzy płaczą, inni skamienieli ze strachu. Norah czuje czyjąś dłoń na ramieniu.
Odwraca się i widzi uśmiechniętą twarz drobnej kobiety w mundurze pielęgniarki. Kobieta jest tak niska i szczupła, że nie wygląda na kogoś, kto potrafiłby im pomóc, zwłaszcza że zarówno Norah, jak i jej mąż oraz siostra są dość wysocy.
– Jestem pielęgniarką w armii australijskiej, nazywam się siostra Nesta James. Mam więcej sił, niż się wydaje, umiem zajmować się pacjentami dużo cięższymi ode mnie, proszę się nie martwić.
– Myślę, że sobie poradzimy – stwierdza Norah. – Ale dziękuję.
– Może wsiądzie pani na łódź, a ja i pani towarzyszka pomożemy panu zejść. Pani go przejmie już na pokładzie. – Nesta jest uprzejma, ale stanowcza. – Był pan w szpitalu? – zwraca się do Johna i ujmuje go pod ramię.
– Tak – odpowiada mężczyzna, pozwalając się prowadzić. – Tyfus.
Norah przechodzi na łódź, a Ena i Nesta przekazują jej Johna.
– Nie płynie pani z nami? – Ena pyta pielęgniarkę.
– Jestem z przyjaciółkami, popłyniemy następnym kursem.
Ena rozgląda się i dostrzega sporą grupę kobiet w mundurach.
Łódź powoli odpływa, a do uszu Norah, Johna i Eny dobiega chór głosów z przystani. Pielęgniarki stoją w kręgu, dumnie wyprostowane, obejmują się za ramiona i głośno śpiewają, zagłuszając w ten sposób wybuch zbiornika z paliwem.
Nadszedł już ten moment, czas pożegnać się,
Musisz już wypłynąć, nie wolno ci zwlekać.
Kiedy cię nie będzie, wspomnij proszę mnie,
A gdy już powrócisz, będę tutaj czekać.
Siostra przełożona Olive Paschke zauważa, że Nesta intensywnie się w nią wpatruje.
– Siostra Drummond wystosowała ostatnią prośbę do dowództwa, by pozwolili nam tu zostać i zająć się naszymi pacjentami, ale porucznik powiedział jej, że nasz wniosek został odrzucony.
– Warto było spróbować, prawda? To nie w porządku zostawiać ludzi, którzy najprawdopodobniej będą nas potrzebować. Jak siostra przełożona to przyjęła?
– W jedyny możliwy sposób. Spojrzała na niego z dezaprobatą – odpowiada siostra Paschke. – Gdyby powiedziała, co myśli, miałaby kłopoty.
– Co oznacza, że nie zgadza się z tą decyzją, ale niechętnie ją akceptuje. Niczego innego bym się po niej nie spodziewała. – Nesta kręci głową.
– Chodź, zawołajmy resztę. Chyba nikt oprócz nas już nie czeka.
Na pokładzie parowca Vyner Brooke siostra Vivian Bullwinkel zabawia swoje towarzyszki, dzieląc się ciekawostkami na temat okrętu.
– Nazwano go na cześć trzeciego radży Sarawaku, a niedawno dodano do tej nazwy skrót HMS, czyli Okręt Jego Wysokości, ponieważ przejęła go marynarka brytyjska. Ma miejsce tylko dla dwunastu pasażerów, ale aż czterdziestu siedmiu członków załogi.
– Skąd to wiesz? – pyta Betty.
– Byłam na kolacji z radżą, nie pamiętasz? Tak, wiem. Ja, stara, mała siostra Vivian Bullwinkel z Broken Hill, na kolacji z radżą. No ale nie sama, było tam sporo ludzi.
– Och, Bully, to typowe dla ciebie, dodać tę ostatnią informację. My wszystkie powiedziałybyśmy tylko, że byłyśmy na kolacji z radżą – śmieje się Betty.
Kiedy ostatnia pielęgniarka wchodzi na pokład, kapitan nakazuje podniesienie kotwicy. Przypomina o zachowaniu ostrożności. Wie, że muszą się przedostać przez obszar zaminowany przez Brytyjczyków. Równie niebezpieczne są krążące nad nimi samoloty wroga.
Słońce zachodzi, a pasażerowie patrzą, jak Singapur płonie. Bombardowanie i ostrzał nie ustają. Norah, John i Ena odwracają się. Nie chcą słuchać kakofonii dźwięków umierającego miasta, wolą skupić uwagę na ckliwej piosence pielęgniarek. Po chwili nie słyszą już niczego więcej poza śpiewem.
2
HMS Vyner Brooke, cieśnina Bangkaluty 1942
„Jesteś włóczęgą z tobołkiem, jak ja...”
– Wesoła gromadka z tych pielęgniarek. Zważywszy na sytuację, mamy szczęście, że są tu z nami. – Norah z całych sił stara się, by jej głos brzmiał beztrosko.
Ostatnim słowom piosenki o włóczędze towarzyszy wycie syren przeciwlotniczych, dobiegające z portu. Statek powoli odpływa. Wybucha kolejna cysterna z paliwem, a w powietrze wzlatują liczne odłamki. Fale pochłaniają kolejne płonące okręty. Tylko naprawdę doświadczony kapitan zdoła ich wyprowadzić na otwarte morze, omijając brytyjskie miny podłożone w celu powstrzymania japońskiej marynarki.
Norah odwraca wzrok.
– Macie ochotę zajrzeć pod pokład i sprawdzić, czy jest tam gdzie się położyć? – pyta John, wpatrując się w morze. Jej mąż, z czego Norah zdaje sobie sprawę, próbuje ukryć, że nie czuje się dobrze z tym, że jest od niej zależny.
– Jeśli o mnie chodzi, możemy zostać na pokładzie. Sporo tu matek z dziećmi i starszych ludzi, myślę, że oni bardziej potrzebują kajut niż my – sugeruje Ena.
John spogląda na Norah. Jej odpowiedź będzie decydująca.
– Masz rację, Ena, znajdźmy sobie nieco miejsca tutaj. Przyda nam się chwila odpoczynku.
Norah dostrzega ulgę na twarzy męża. Dobrze go zna – ucieszył się na myśl, że nie będą musiały pomagać mu zejść po schodach. Szukając miejsca do leżenia, przystają, żeby przyjrzeć się pielęgniarkom, które zbiły się w grupkę i słuchają poleceń starszej siostry.
– To chyba ich przełożona – sugeruje Norah.
– Zejdziemy do salonki, kapitan pozwolił nam z niej skorzystać. Czeka nas sporo planowania, musimy być przygotowane na wszystko – mówi kobieta w mundurze siostry przełożonej. Inna wyższa rangą pielęgniarka stoi obok. Cała promienieje, najwyraźniej jest bardzo dumna z całej ekipy. Cieszy się też, że młodsza koleżanka przejęła inicjatywę.
Podczas gdy pielęgniarki zmierzają w stronę włazu, Norah, Ena i John zajmują kawałek górnego pokładu. Spędzą tu pierwszą noc swojej ucieczki. Płomienie szalejące na brzegu rywalizują o uwagę z zachodzącym słońcem. Kiedyś był to tropikalny raj. Teraz przypomina Armagedon.
John przytrzymuje się grodzi i opada na drewniane deski. Gestem zaprasza Norah i Enę do pójścia w jego ślady. Siadają przy nim, podtrzymując go z obu stron. Mężczyzna obejmuje je i w milczeniu patrzą, jak znika ich świat.
Pielęgniarki wchodzą kolejno do salonki, bezustannie paplając. Przepełniają je ekscytacja i strach, potrzebują pociechy, którą daje towarzystwo koleżanek.
– Dziewczęta, proszę o ciszę! Mamy sporo pracy. – Siostra Olive Paschke przywołuje je do porządku. – Podzielimy się na cztery zespoły. Część z was zajmie się pasażerami przebywającymi pod pokładem, a pozostałe wezmą górę. W każdej grupie wyznaczę osobę dowodzącą, która będzie odpowiedzialna za konkretny teren, a także za dyscyplinę i morale swojego zespołu. Najpierw jednak chciałam przypomnieć, że jeśli dojdzie do najgorszego i trzeba będzie opuścić statek, musicie pomóc przy ewakuacji. Zostaniemy na statku, dopóki wszyscy z niego nie zejdą.
Przełożona obserwuje reakcje pielęgniarek. Kobiety zerkają po sobie i kiwają głowami. Rozumieją, na czym polega ich rola.
Nesta, zastępczyni siostry Paschke, zostaje wyznaczona na przywódczynię pierwszego zespołu. Wkrótce wszystkie sprawnie i szybko dzielą się lekami i opatrunkami.
Gdy ponownie zbijają się w grupkę, siostra Drummond zaczyna przemawiać.
– Przede wszystkim chciałam podkreślić, że jestem z was bardzo dumna. Przejdziemy przez to razem. Kapitan poinformował mnie, że jeśli dojdzie do ewakuacji, zabraknie miejsc w łodziach ratunkowych. Dlatego nie ściągajcie kamizelek ratunkowych, nawet do snu. Możliwe, że uratują wam życie.
– Poza tym – wtrąca siostra Paschke – jeśli wylądujecie w wodzie, natychmiast zdejmijcie buty. Dziewczęta, nie będę niczego przed wami ukrywać. Na pewno zostaniemy zbombardowani. Przykro mi to mówić, ale to nieuniknione. – Przełożona ściąga łopatki i prostuje się, próbując pokazać, że nie czuje słabości. – Dobrze, teraz przejdźmy w wyznaczone miejsca i przećwiczmy ewakuację. Siostra Drummond i ja będziemy sprawdzać, jak sobie radzicie. A, jeszcze jedna sprawa. Jeśli będziemy zmuszone opuścić statek, siostra Drummond wyda wam rozkaz. Wszystko jasne?
Nesta prowadzi swoją grupę na górę. Przydzielono im część pokładu przy lewej burcie. Norah, John i Ena przyglądają się próbnej ewakuacji. Pielęgniarki ćwiczą przekładanie ludzi za burtę i sprawdzają, które liny mogą okazać się przydatne. Nesta przypomina siostrom, że będą miały do czynienia z przerażonymi, a być może także rannymi mężczyznami, kobietami i dziećmi. Łagodnym tonem powtarzają za nią słowa otuchy, które mają przekonać opornych pasażerów do skoku w fale.
– Pamiętajcie, będziemy mieli do czynienia z ludźmi niepotrafiącymi pływać, w tym z dziećmi, może nawet bardzo małymi. Musicie ich zapewnić, że kiedy znajdą się w wodzie, ktoś im pomoże. Załoga zrzuci tratwy ratunkowe.
Norah obserwuje siostrę Nestę James. Podziw dla młodej kobiety, która sprawnie zarządza pozostałymi pielęgniarkami, na moment pomaga jej zapomnieć o sytuacji, w której się znalazła. Nesta zauważa jej zainteresowanie i uśmiecha się szeroko. Najwyraźniej pamięta, że wcześniej im pomogła. Mimiką stara się przekazać, że nie mają powodu do zmartwień – pielęgniarki wykonują po prostu swoją pracę. Norah nie jest pewna, czy ją to pociesza, ale docenia gest i iskierkę humoru w chwili, w której płyną przez strefę działań wojennych.
Wkrótce jednak – zdecydowanie zbyt szybko – przypomina sobie, że grozi im niebezpieczeństwo. Chowa twarz w piersi Johna, próbując stłumić wyrywający się z jej piersi szloch. Powtarza w myślach, że nie wolno jej płakać, nie może zachowywać się jak dziecko po tym, jak te dzielne pielęgniarki pokazały, że nie zamierzają rezygnować z wykonywania swoich obowiązków i udzielania pomocy potrzebującym.
– Myślisz o Sally, prawda? – John szepcze w jej włosy.
– Dała sobie radę? – pyta przez łzy Norah. – Czy ktoś o dobrych intencjach wyrzucił ją za burtę? Tak bardzo chciałabym mieć pewność, że jej się udało, wiedzieć, gdzie jest. Powiedz, że jest bezpieczna.
– Wiedziałbym, gdyby było inaczej, poczułbym to – zapewnia John, drżącymi palcami ujmując ją za podbródek. – I ty też. Poczułabyś to tutaj – Kładzie jej dłoń na sercu. – Nasza Sally jest bezpieczna. Kochanie, musisz w to wierzyć. Skup się na tym, a wkrótce ją odnajdziemy.
Ena pochyla się nad Johnem, żeby przytulić siostrę.
– Nic jej nie jest. Czeka na ciebie – pociesza Norah.
– Dobra robota, dziewczęta! – mówi siostra Drummond po sprawdzeniu, jak radzą sobie Nesta i jej zespół. – Siostro James, proszę skończyć to, co zaczęłyście, i zaprowadzić koleżanki na dół na odpoczynek. Niestety, podobno brakuje żywności, więc siostra Paschke i ja zdecydowałyśmy, że oddamy nasz przydział dzieciom. Widzimy się w salonce.
– Siostro James, przepraszam, ale nie umiem pływać – oznajmia jedna z pielęgniarek.
– Jesteś w dobrym towarzystwie, siostra przełożona Paschke też nie umie – odpowiada Nesta.
– Naprawdę? Jesteś tego pewna? – Kobieta rozpromienia się.
– Tak. Pracowałyśmy razem w Malakce na Malajach. Są tam przecudowne plaże, więc w wolne dni chodziłyśmy popływać. Nigdy nie udało nam się namówić siostry przełożonej na pluskanie się, za bardzo bała się wody.
Niewielu przerażonych pasażerów, pogrążonych we śnie, zorientowało się, że silniki stanęły i rzucono kotwicę. Kapitan uznał, że nie może ryzykować, iż zostaną zauważeni na otwartych wodach cieśniny Bangka. Po chwili jednak zmienił zdanie.
– Nie możemy tu tkwić – oznajmił załodze. – Ruszamy pełną parą w stronę cieśniny. Najszybciej, jak się da.
Blask słońca budzi śpiących na pokładzie pasażerów. Ci ukryci w pomieszczeniach statku też wstają, bo robi się za gorąco. Pielęgniarki wydają skromne racje żywieniowe, po czym wracają do salonki i czekają na dalsze rozkazy.
– Siostra przełożona i ja rozmawiałyśmy przed chwilą z kapitanem Bortonem – informuje siostra Drummond. – Niestety, nie dotarliśmy jeszcze do miejsca, w którym planowaliśmy być o tej porze. Postarajcie się odpocząć, póki możecie. Proszę liderki zespołów o pozostanie, reszta może iść na górę, powinno tam być nieco chłodniej.
– Proszę, przypomnijcie siostrom, że mają mieć zawsze opaski Czerwonego Krzyża na ramionach – oznajmia siostra Paschke. – Jeśli dojdzie do najgorszego, w ten sposób będzie je można rozpoznać. Nigdy nie wiadomo, może japońscy piloci zauważą opaski i oszczędzą statek wraz z pasażerami. Kapitan Borton powiedział, że jeśli syreny zawyją krótkim, przerywanym dźwiękiem, to znaczy, że zostaliśmy zaatakowani. Gdy tak się stanie, przejdźcie na wyznaczone pozycje i czekajcie na rozkazy. Jeśli rozlegnie się dźwięk ciągły, musimy opuścić statek. Wiecie, co wtedy robić. Idźcie teraz i przekażcie informacje swoim zespołom. Siostra przełożona i ja wkrótce do was dołączymy i sprawdzimy wasze stanowiska.
Na górnym pokładzie zrobiło się tłoczno, pasażerowie próbują znaleźć wytchnienie od upału i wilgotności panujących na dole. Zacienionych miejsc nie ma zbyt wiele, ale sporo osób ucina tam sobie drzemkę. Nie słyszą nadlatujących samolotów. Ci, do których dociera szum silników, stają jak wryci, podnoszą głowy i patrzą na zmierzające prosto na nich myśliwce.
– Kryć się! Kryć się! – woła ktoś przez megafon.
Po czym nastaje chaos.
Pasażerowie rozbiegają się na wszystkie strony, a w pokład trafia z góry seria strzałów z karabinu maszynowego. Kule uderzają z ogromną siłą, odbijają się rykoszetem od metalowych elementów i po raz wtóry szukają celu.
– Biegiem, biegiem! – krzyczy John, łapiąc Norah i Enę za ręce. Ostatecznie jednak to one muszą go pociągnąć za sobą.
Pielęgniarki pędzą na swoje pozycje, gotowe na to, co przyniosą najbliższe minuty. Atak jednak się kończy, a niebo pustoszeje. Rozlega się zbiorowy jęk ulgi. Kilka osób odniosło rany, ale najbardziej ucierpiały łodzie ratunkowe. Część została całkowicie zniszczona.
– Siedzimy tu jak kaczki. Myśliwce wkrótce nadlecą. Jeśli chcemy przed nimi uciec, musimy się przedostać do cieśniny – mówi załodze kapitan Borton.
Statek rusza z szarpnięciem, a kapitan uważnie obserwuje horyzont i ląd w oddali. Oby tylko udało im się tam dotrzeć.
– Odwołać alarm. Chwilowo – rozkazuje jednemu z oficerów.
– Zostańmy na dole – sugeruje John.
Wygląda na wyczerpanego. Norah dotyka jego czoła i stwierdza, że gorączka wróciła. Jej mąż nie będzie w stanie tak często wspinać się po tych schodach.
Pielęgniarki na wieść o odwołaniu alarmu natychmiast wróciły do salonki, aby otrzymać dalsze rozkazy. Na szczęście pasażerowie odnieśli tylko drobne rany. Najwięcej osób ucierpiało od odłamków drewna wyrwanych przez pociski. Rozlega się ryk silników i statek rusza pełną parą w stronę cieśniny Bangka. Koniec ze slalomem pomiędzy minami.
Wkrótce rozlega się ponowne wycie syren, a do uszu osób kryjących się na dolnym pokładzie dociera ostrzeżenie o nadlatującym myśliwcu.
Ci pasażerowie nie widzą samolotów, ale odczuwają fale wywołane przez wybuch bomby i kołyszące gwałtownie statkiem.
– Jeden – zawołał ktoś.
Kapitan Borton manewruje statkiem, próbując uciec przed gradem bomb. Rozchodzą się wieści o tym, że w pobliżu jest jakiś ląd. Teraz pasażerom pozostaje tylko modlitwa.
– Dwa, trzy... Czternaście, piętnaście... Dwadzieścia sześć, dwadzieścia siedem. – Norah, John i Ena słuchają, jak ktoś w pobliżu liczy spadające bomby. Niezwykłym zbiegiem okoliczności żadna jeszcze nie uderzyła w statek.
– Dwadzieścia osiem, dwadzieścia dziewięć...
I wtedy eksplozja targa parowcem, ciskając ludźmi o ściany i o innych pasażerów. Wybucha panika. Zgromadzony pod pokładem tłum ucieka w stronę schodów.
– Nic wam nie jest? Jesteście ranne? – woła John.
– Wszystko w porządku, ale musimy przedostać się na górę, tu nie jest bezpiecznie – odkrzykuje Norah.
– Zgadzam się z tobą. Idźcie pierwsze, zaraz do was dołączę.
– Ena, pomóż mu wstać, nie ruszę się bez niego. – Norah patrzy hardo na męża. – Taką mieliśmy umowę.
Pomagają mężczyźnie wstać i podtrzymują go własnymi ciałami.
Norah idzie pierwsza, przeciskając się przez tłum, który napiera na nią z każdej strony. Wszyscy starają się wydostać z tonącego statku.
– Ruszajcie, widzimy się na górze. – Siostra przełożona ponagla pielęgniarki.
Nesta i jej zespół kierują się w stronę najbliższych schodów i światła. Są zwarte i gotowe, chcą nieść pomoc, tak jak je wyszkolono. Ich liderka wpada na pokład w chwili, w której kolejny samolot zbliża się do statku. Ostrzał z karabinu maszynowego rani osoby, które już wcześniej odniosły różne obrażenia, i niszczy łodzie ratunkowe. Nesta zatrzymuje swoje towarzyszki i każe im czekać, dopóki myśliwiec nie zniknie.
– Szukajcie rannych, tych, którym można pomóc. Dalej! – woła.
Norah także wspina się po schodach, mocno trzymając Johna. Poruszają się wolno, blokowani przez dziewczynę idącą tuż przed nimi, która z trudem stawia kolejne kroki. Norah delikatnie trąca ją w ramię.
– Jesteś ranna – informuje. – Poważnie. Twoje plecy...
– Naprawdę? – dziwi się dziewczyna. Nie zauważyła, że jej sukienka nasiąkła krwią. Zataczając się, wychodzi na pokład, po czym upada.
– Siostro! Potrzebuję tu kogoś! – woła Norah. Siada przy dziewczynie i delikatnie kładzie jej głowę na swoich kolanach.
Nesta dobiega do niej jako pierwsza. Przykłada dłoń do szyi dziewczyny i sprawdza jej puls, po czym podnosi powieki i zagląda do oczu.
– Odeszła. Bardzo mi przykro, nie możemy jej już pomóc – informuje Norah.
– Musimy ją zostawić. Kochanie, przykro mi, ale powinniśmy już zejść z tego statku – szepcze John. – Będziemy musieli dopłynąć do brzegu.
Po raz kolejny siostry pomagają Johnowi, niesione przez tłum ludzi, którzy desperacko próbują dostać się do łodzi.
Obie siostry przełożone są jeszcze pod pokładem. Sprawdzają, czy wszyscy znaleźli się już na górze albo przynajmniej na schodach. W pomieszczeniu panuje upiorny spokój. Pasażerowie powoli wychodzą, gdy nagle rozlega się krzyk kobiety.
– Stać! Niech nikt się nie rusza!
Świat jest pogrążony w chaosie, statek tonie, ranni umierają, ale na dźwięk tego przenikliwego głosu obecni tu zamierają w bezruchu.
– Mój mąż upuścił okulary – oznajmia kobieta.
Brzmi to tak absurdalnie, że kilku pasażerów i obie siostry wybuchają śmiechem. Po chwili wszyscy są już na schodach.
Próbna ewakuacja, przećwiczona przez pielęgniarki, przeradza się teraz w prawdziwą akcję. Zespół Nesty, pomniejszony o dwie siostry, którym nie udało się przedostać na pokład, pomaga kobietom i dzieciom wsiąść do łodzi ratunkowych. Przez hałas, jęki i prośby o pomoc przebija się wyraźny głos siostry Paschke, cierpliwie wydającej polecenia. Kiedy łodzie są już pełne, dzieci schodzą po drabinkach linowych do wody. Rodzice idą tuż za nimi.
– Zejdę pierwsza – oznajmia Ena Norah. – Ty pomóż Johnowi, a potem dołącz do nas.
Łapie przewieszoną przez burtę linę i przesuwając po niej dłońmi, zsuwa się do wody. John natychmiast wynurza się obok niej – wybrał prostszy sposób i skoczył. Dzięki kamizelce wypływa na powierzchnię, a Ena go chwyta. Kobieta krzyczy, zaciskając dłoń na jego ramieniu. W wyniku tarcia o linę zdarła sobie skórę do krwi. Gwałtownie macha do siostry.
– Skacz! – woła. – Nie bierz liny!
Widząc, że siostra próbuje jej coś pokazać, Norah chwyta linę, przechyla się przez burtę i ześlizguje do morza.
John widzi dłonie Eny, więc gdy tylko jego żona wpada do wody, zaczyna gorączkowo płynąć w jej stronę. Wie, że też poczuje ból w miejscu, w którym lina ją obtarła i pokaleczyła.
Nie mają jednak czasu, by zająć się ranami. Muszą oddalić się od tonącego statku. John nie chce pomocy, wie, że musi radzić sobie sam i wykrzesać resztki sił, żeby pomóc kobietom.
Nieprzerwany strumień kobiet i dzieci przemieszczał się bez zakłóceń – albo do łodzi ratunkowych, albo prosto do wody. Nesta zauważyła, że na pokładzie pozostaje coraz mniej ludzi. Obok niej jeden z pasażerów rzucił małego chłopca prosto w ramiona oczekującego członka załogi.
– Siostro, mamy miejsce w łodzi dla was obu.
Nesta przygląda się, jak ktoś pomaga siostrom przełożonym Paschke i Drummond wejść do ostatniej łodzi. Nagle kobiety czują szarpnięcie i przewracają się, po czym wybuchają śmiechem na widok niezbyt eleganckich pozycji, w jakich się znalazły. Z wzajemną pomocą odzyskują równowagę. Załoga powoli woduje łódź, a wtedy siostra Drummond woła:
– Dziewczęta, pora na was! Opuśćcie statek!
– Spotkamy się na brzegu i przeorganizujemy – dodaje siostra Paschke.
Kiedy przełożone znikają za burtą, Nesta zwraca się do pozostałych.
– Słyszałyście, teraz nasza kolej. Świetnie sobie poradziłyście, dziękuję. Zdejmijcie buty, przytrzymajcie kamizelkę pod brodą i skaczcie.
– Po co mam ściągać buty? I tak nie umiem pływać, równie dobrze mogę utonąć w butach – komentuje jedna z pielęgniarek.
Nesta rozgląda się i zauważa fragment drzwi leżący bezużytecznie na pokładzie.
– Nikt nie utonie – informuje zrezygnowaną kobietę. – Pomóż mi z tymi drzwiami. Przerzucimy je przez burtę, a kiedy wskoczysz, będziesz się mogła ich przytrzymać.
Spuszczają połamane drzwi do wody. Nesta patrzy, jak jej koleżanka skacze, wynurza się i z trudem zbliża do unoszących się na wodzie desek, po czym chwyta je z całej siły i zaczyna machać nogami.
Po raz ostatni zerkając za siebie, Nesta podciąga spódnicę, zsuwa pończochy, po czym zrzuca je razem z butami ze stóp. Gdy wyskakuje za burtę, nie ma już na sobie kompletnego munduru.
Po wodzie niosą się prośby o pomoc. Ludzie wołają swoich bliskich, a ich błagania zagłusza symfonia dźwięków dobiegających ze statku, który skrzypi i trzeszczy.
Norah, Ena i John zatrzymują się na moment i spoglądają za siebie. Z przerażeniem patrzą, jak HMS Vyner Brooke przewraca się na bok. Rufa unosi się wysoko ponad powierzchnią wody. Nad nią dumnie góruje śruba napędowa. Po chwili z gracją, w ciszy, statek opada w głębinę.
– Już po nim – komentuje półgłosem John.
– O nie! Patrzcie! – woła nagle Ena.
Inni pasażerowie także zauważyli zmierzający w ich kierunku japoński samolot. Morze wiruje od pocisków, które uderzają w taflę wody, część z nich trafia w cel. Zbyt wiele osób, którym udało się przetrwać skok w nieznane, unosi się teraz bez życia na wodzie. Ich walka dobiegła końca.
– Mamo! Mamo, gdzie jesteś?
Ena i Norah dostrzegają małą dziewczynkę znikającą pod falą. Zostawiają Johna i płyną w stronę, z której dobiegł żałosny krzyk. Nie pamiętają już o bólu zranionych dłoni. Fala wyrzuca dziecko z powrotem na powierzchnię. Ena łapie je i przyciąga do siebie.
– Trzymam cię, trzymam. Nic ci nie będzie – mruczy.
– Nie puszczaj jej! Wracajmy do Johna – woła Norah.
– Gdzie moja mama? Nie mogę jej znaleźć – zawodzi dziewczynka. Łyka przy tym wodę i ją wypluwa.
– Znajdziemy ją, obiecuję – odpowiada Ena. – Słuchaj, złap się mnie i popłyniemy. Jak masz na imię?
– June. Nazywam się June. A moja mama Dorothy. Mam pięć lat.
– Miło cię poznać, June. Ja mam na imię Ena, a to moja starsza siostra Norah. Zajmiemy się tobą, dopóki nie odnajdziemy twojej mamy.
Ena chwyta June w talii i obie powoli przesuwają się w stronę Johna, który także płynie w ich kierunku. Prąd odciąga wszystkich od tonącego statku, ale jest dość słaby, więc część osób wpada w plamy ropy wypływającej z uszkodzonych zbiorników.
– Gorzej już chyba być nie może – biadoli John, kiedy cała trójka próbuje zetrzeć oleistą maź z twarzy. Bez czystej wody w zasięgu nie są w stanie tego zrobić. – Spróbujmy przedostać się na wyspę.
– Wydaje mi się, że się od niej oddalamy – zauważa Norah.
– Prąd spycha nas do cieśniny. Odpocznijmy chwilę i zbierzmy siły, zanim spróbujemy dopłynąć do brzegu.
June mocno ściska Enę, kiedy kołyszą się na falach, pozwalając, by prąd unosił ich w przeciwnym kierunku niż ten, który sami wybrali.
Nesta uderza mocno o wodę i zanurza się głęboko. Puszcza kamizelkę i używa obu rąk, by wypłynąć na powierzchnię. Kiedy jej się to udaje, gwałtownie łapie oddech, a w tej samej chwili uderza w nią jakieś ciało. Instynktownie sprawdza, czy człowiek ten żyje, ale szybko dociera do niej, że nie da się mu już pomóc.
Gdy słyszy wołania o pomoc, Nesta płynie w stronę potrzebujących. Widzi kilka pielęgniarek, które mocno przytrzymują się deski, ale krzyczą, że nic im nie jest. Kopie nogami, próbując zbliżyć się do oddalającej się łodzi ratunkowej. Gdy unosi się na fali, dostrzega siostry Drummond i Paschke, a także kilka innych pielęgniarek, niektóre ranne. Dwójka małych dzieci kurczowo obejmuje szyję jednej z koleżanek Nesty. Obu burt łodzi trzymają się zdesperowani mężczyźni i kobiety. Nesta czuje ulgę – jej przyjaciółka Olive Paschke jest bezpieczna, przełożona Drummond też. Robią to, do czego zostały przeszkolone – pomagają ludziom w niebezpieczeństwie.
Podpływa do niej Betty Jeffrey.
– Nesto, nic ci nie jest? – woła.
– Tak, w porządku, a tobie?
– Nie mam obrażeń. Próbuję znaleźć pozostałe. Nie sądzę, żebyśmy wszystkie przeżyły – odpowiada załamującym się głosem Betty.
– Hej! Jesteśmy tutaj!
Kobiety odwracają się i dostrzegają grupę pielęgniarek. Bez słowa obie podpływają w ich stronę.
– Czy wszystkie są całe? Któraś jest ranna? – pyta natychmiast Nesta.
Odpowiada jej chóralne „nie”, lecz ona zauważa, że siostra Jean Ashton krwawi.
– Jean, mogę spojrzeć na ranę na twojej głowie? Czy ktoś ma obrażenia, których nie widzę? – pyta.
Jean kręci głową. Nikt nie przyznaje się do żadnych poważniejszych obrażeń, co najwyżej siniaków i otarć, które leczy już słona woda.
– Co mamy robić? – zwraca się do Nesty jedna z kobiet, uznając tym samym jej zwierzchnictwo, kiedy tak unoszą się na wodzie.
Obejmują się nawzajem i formują ciasny krąg, po czym przeprowadzają spontaniczną naradę, zastanawiając się, jak pomóc rannym i słabym.
– Róbcie, co możecie, ale naszym priorytetem musi być dotarcie w bezpieczne miejsce – podkreśla Nesta.
– Wydostańmy się na brzeg, tam zastanowimy się, co dalej. Widziałaś siostry przełożone?
– Tak, są w tej samej łodzi, razem z nimi kilka pielęgniarek i cywilów – informuje Betty.
– Widziałam je w przelocie, ale chyba mnie nie zauważyły, od razu zniósł mnie prąd – odpowiada Nesta.
– Siostra przełożona Paschke wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie – dodaje Betty. – Dziwnie patrzeć, jak siedzi tak blisko wody i nie wpada w panikę. Nesta, pamiętasz, że w Malakce nie chciała nawet zamoczyć stóp?
– Tak, podśmiewałyśmy się z niej. Nigdy nam nie da zapomnieć, że przeżyła jako rozbitek na oceanie.
– Może się rozdzielimy i poszukamy reszty? – proponuje Betty.
– Tak. Spróbuj złapać jakąś deskę. Widzimy się na brzegu – woła Nesta i pozwala, by prąd poniósł ją dalej.
– Część dziewczyn wydostała się na brzeg. Jeśli im się udało, my też damy radę – krzyczy po jakimś czasie do pozostałych Nesta.
Norah, Ena, John i June przyłączają się do grupy rozbitków próbujących dopłynąć do wyspy, która na przemian pojawia się w ich polu widzenia, gdy tylko unosi ich fala, i znika, kiedy opadają. Norah patrzy na męża i w myślach dziękuje Bogu za to, że woda jest ciepła. Tylko tego im brakuje, żeby dostał hipotermii.
Silny prąd mocno utrudnia im przemieszczanie się. Mijają godziny, a oni wciąż są w cieśninie Bangka. June zasypia – z wyczerpania lub z powodu traumatycznych przeżyć. Ena przytrzymuje ją i pozwala, by główka dziewczynki opierała się na jej ramieniu. Słońce powoli zachodzi. Straszny dzień dobiega końca, a widoczność się pogarsza. Są już bliżej brzegu, widzą ogniska płonące na plaży, do której usiłują dopłynąć.
Żadne z nich nie zauważa tratwy, dopóki ta ich nie mija. Kilka osób rusza w pościg. Udaje im się ją złapać i przytrzymać. Ciągną ją w stronę pozostałych. Norah i Ena, ledwie żywe z wyczerpania, pomagają jedna drugiej wspiąć się na tratwę. Tulą się do siebie w zapadających ciemnościach. Większość osób na pokładzie zapada w głęboki sen.
Włóczęga z tobołkiem, włóczęga z tobołkiem
Jesteś włóczęgą z tobołkiem jak ja.
Tak to śpiewał i wciskał owcę do zawiniątka,
Tyś włóczęgą z tobołkiem jak ja...
Zapada noc. Nesta orientuje się, że jest sama, ale słowa piosenki podnoszą ją nieco na duchu. Deska, której uchwyciła się kilka godzin temu, stała się jej nowym domem. Nie ma już siły wiosłować, kładzie się i pozwala, by niósł ją prąd.
Leży na plecach i spogląda na gwiazdy – te same, na które być może patrzą jej krewni i przyjaciele w Australii. Myśli o niebie, szeroko rozpościerającym się nad jej rodzinnym prowincjonalnym miasteczkiem w stanie Wiktoria. Podziwiała to niebo przez większość życia, wyobraża sobie, że jej rodzice też się w nie wpatrują. Próbuje przekazać im wiadomość.
„Przeżyję, wrócę do was tak szybko, jak będzie to możliwe. Wiem, że nie chcieliście, żebym jechała na wojnę. Nie ułatwiłam wam życia i bardzo was za to przepraszam. Obiecuję, że gdy wrócę, już was nie zostawię”.
Myśli także o doktorze Ricku, którego poznała, stacjonując na Malajach. Oboje zajmowali się tam żołnierzami aliantów, których zadaniem miało być odparcie japońskiej armii. Pamięta pierwsze słowa, które wypowiedział do niej lekarz, pamięta też ostatnie. Zastanawia się, czy udało mu się bezpiecznie wydostać z Malajów i gdzie jest teraz.
Zgodziła się wziąć nocną zmianę za Betty, żeby koleżanka mogła pójść na randkę. Zbliża się północ, a Nesta przemierza oddział, upewniając się, że wszyscy pacjenci śpią i jest im wygodnie. Kiedy wraca do biurka, żeby uzupełnić notatki, podchodzi do niej lekarz dyżurny.
– Wszystko w porządku, siostro James? – pyta.
– Śpią jak niemowlęta. Obstawiam, że wszyscy zostaną jutro wypisani – odpowiada przyciszonym głosem Nesta. Nie ma co budzić żołnierzy.
– Tak siostra sądzi? A może chce mnie siostra zastąpić?
Do Nesty dociera, co powiedziała. Cała płonie ze wstydu. Prostuje się, ale przy swoim metrze pięćdziesiąt jest dużo niższa od lekarza.
– Przepraszam, to było niestosowne. Uzupełnię zaraz wszystkie karty, żeby lekarz z porannej zmiany mógł się z nimi zapoznać – duka.
– Nic się nie stało, myślę, że ma siostra rację. Zwłaszcza że wszyscy konkretnie chrapią. Założę się, że doktor Raymond się z siostrą zgodzi. Proszę usiąść, nie ma sensu tak stać.
– Dziękuję, doktorze Bayley – mamrocze Nesta.
– Mam na imię Richard, ale przyjaciele mówią na mnie Rick. Nigdy nie spotkałem nikogo o imieniu Nesta, mogę zapytać, jak to się stało, że je dostałaś?
Kobieta się śmieje.
– To walijskie imię. Urodziłam się w Walii, moi rodzice przeprowadzili się do Australii, kiedy byłam mała.
– No tak, to wszystko tłumaczy. W Walii jest wiele nietypowych imion, prawda?
– Zgadza się, Walijczycy lubią podkreślać swoją odmienność. Żaden z nich nie chciałby zostać pomylony z Anglikiem.
Rick przysiada na skraju biurka, odsuwa papiery, zerka na oddział i ponownie odwraca się w jej stronę.
– Czy wolno mi zapytać, czym się zajmowałaś, zanim zaciągnęłaś się na wojnę i trafiłaś tu, na tę samą nocną zmianę co ja?
– No cóż, w dużym skrócie: przyjechałam do Australii, kiedy miałam osiem lat. Zamieszkaliśmy w Shepparton.
– To w północnej Wiktorii, prawda?
– Zgadza się. Teren rolniczy, w głównej mierze pokryty sadami.
– Mów dalej.
– Zawsze wiedziałam, że chcę zostać pielęgniarką. Przeszłam szkolenie w szpitalu królewskim w Melbourne.
– To tam pracowałaś przed przyjazdem tutaj?
Nesta ponownie wybucha śmiechem.
– Skądże. Byłam w zupełnie innym miejscu, w Południowej Afryce.
– Co takiego? Musisz mi wszystko opowiedzieć. Poczekaj, wezmę sobie krzesło. Nawiasem mówiąc, masz cudowny śmiech. Słucham go już od wielu tygodni. Chyba nie znam nikogo, kto śmiałby się tak często jak ty.
Postawiwszy krzesło przed biurkiem, Rick pochyla się z zainteresowaniem.
– Jak już mówiłam, byłam w Afryce.
– Dlaczego?
– Może dasz mi mówić? – Nesta upomina go z zawadiackim uśmiechem.
– Przepraszam! Opowiadaj.
– Nie zrozum mnie źle, uwielbiałam pracę w szpitalu w Melbourne, ale chciałam robić więcej. Chciałam wykorzystać moje umiejętności do leczenia, a nie tylko do dbania o pacjentów.
– Czyli chciałaś zostać lekarką?
– Pozwolisz mi dokończyć?
– Przepraszam.
– Zobaczyłam takie małe ogłoszenie w gazecie, że ktoś szuka pielęgniarek do pracy w kopalniach złota i diamentów w Związku Południowej Afryki. Nie miałam pojęcia, z czym to się wiąże, ale chciałam wtedy zajmować się czymś poważniejszym i przeżyć jakąś przygodę. Wysłałam podanie, zostałam przyjęta i wyjechałam. Zatrudnili mnie w kopalni w okolicy Johannesburga.
– Było ciężko?
– Czasami nawet bardzo. Wypadki, osuwiska, zawalone kopalnie, pobicia. Zajmowałam się urazami, z którymi nie miałam wcześniej do czynienia, a nie zawsze mieliśmy na miejscu lekarza.
– Czyli robiłaś to, co było konieczne, i podejmowałaś różne decyzje, na przykład w kwestii wypisania pacjentów?
Nesta znowu się śmieje.
– Coś w tym rodzaju. Dokładnie. Tak czy inaczej, spędziłam tam dwa lata i pewnego dnia, to była niedziela, siedziałyśmy...
– My? Kim były pozostałe osoby?
– Och, były tam pielęgniarki z Anglii i Szkocji, a także miejscowe, nieco słabiej wyszkolone niż my. A więc: siedziałyśmy w pokoju socjalnym i jadłyśmy lunch, kiedy jedna z Angielek wzięła gazetę, która gdzieś tam leżała, i przeczytała, że Anglia i Australia przystąpiły do wojny. Zrozum, nie docierało do nas zbyt wiele wiadomości ze świata, zresztą większość z nas nie chciała za dużo wiedzieć. Skupiałyśmy się na pracy, chciałyśmy zdziałać coś dobrego. Od razu wiedziałam, że muszę wrócić do domu, że powinnam pomóc swoim rodakom. Trwało to parę miesięcy, ale w końcu udało mi się dostać do Sydney i się zaciągnąć. No i trafiłam tutaj. Ty też.
– Lubisz przygody, siostro Nesto James.
– Dziękuję, że zapytałeś i mnie wysłuchałeś. Nikomu o sobie nie opowiadałam, tylko siostrze przełożonej.
– A powinnaś. Jestem pewien, że koleżanki byłyby zafascynowane twoimi wyczynami. Nie będę ci dłużej przeszkadzał, jeśli będziesz czegoś potrzebować, to zajrzyj do mnie.
– Dobranoc, doktorze.
– Ricku. Przyjaciele mówią na mnie Rick.
Nesta przysypia i nie zauważa plaży, dopóki deska, na której leży, nie uderza o brzeg. Nie ma pojęcia, ile czasu spędziła w wodzie. Jest środek nocy, nie ma księżyca, jedynie gwiazdy rzucają słabe światło. Bardzo chce jej się pić. Z trudem siada i rozgląda się. Za wąską plażą rozciąga się czerń dżungli. Zsuwa się ze swojej prowizorycznej tratwy i na czworakach brnie przez wodę, po czym opada na piasek. Dostrzega jakieś migotanie. To latarnia morska rzuca snop światła na wodę.
Niepewnie wstaje i prostuje swoje mierzące metr pięćdziesiąt ciało, po czym rusza w stronę budynku. Dociera do wejścia i puka.
Drzwi powoli się uchylają. Dwaj Malajczycy wbijają w nią wzrok.
– Proszę, czy mogę wejść? – pyta.
Z ich pełnych konsternacji spojrzeń wnioskuje, że jej nie zrozumieli. Delikatnie popycha drzwi, a oni odsuwają się i wpuszczają ją do środka. Nesta przygląda się niewielkiemu pomieszczeniu. Są tu łóżko, stół, dwa krzesła i ława zastawiona podstawowymi sprzętami kuchennymi.
– Mówicie po angielsku? – pyta.
– Trochę – odpowiada jeden z mężczyzn.
– Żyjecie tu?
Mężczyźni zerkają na siebie i mówią coś po malajsku.
– Żył tu Duńczyk, nie ma go.
– Macie wodę? Mogę prosić o wodę?
Zanim zdążą odpowiedzieć, drzwi otwierają się gwałtownie i do środka wpada dwóch japońskich żołnierzy. Malajczycy aż kulą się ze strachu. Żołnierze, zaskoczeni widokiem Nesty, podnoszą karabiny i wyciągają bagnety, które następnie przytykają prawie do jej brzucha. Kobieta nie reaguje.
Jeden z Japończyków opuszcza broń i powoli obchodzi Nestę dookoła, uważnie mierząc ją wzrokiem. Ona wkłada prawą dłoń do kieszeni i sprawdza, że nadal ma w niej sto funtów. Banknot jest mokry, ale cały. Mężczyzna zauważa ten ruch i gwałtownie łapie ją za rękę, zmuszając, by ją wyjęła. Następnie odwraca ją twarzą do ściany, po czym zaczyna o czymś rozmawiać ze swoim towarzyszem. Obaj śmieją się szyderczo. Nesta nie zauważa, że wyszli, ale nagle jeden z Malajczyków lekko ją popycha.
– Poszli. Ty też – mówi.
– Proszę, wody.
– Idź, teraz.
Nesta dostaje odrobinę wody, którą łapczywie wypija, zanim mężczyźni wyrzucą ją za drzwi. Wychodzi z latarni i powoli się oddala. Idzie na skraj plaży, tam, gdzie zaczyna się dżungla, i opada na ziemię pod dużym drzewem. Ukryta, leży w ciemności, czekając na wschód słońca i nowy dzień.
– Tej ropy nie da się usunąć – narzeka Norah, trąc skórę.
Słońce wschodzi, a Norah, Ena, John i June, podobnie jak pozostałe osoby na tratwie, wiercą się, próbując znaleźć wygodną pozycję. Rześkie poranne powietrze wkrótce robi się coraz cieplejsze. Słońce zdecydowanie za szybko zaczyna bezlitośnie prażyć. Po kolei opuszczają się do wody, żeby się schłodzić, cały czas jednak trzymając się burty. Są już koszmarnie spragnieni.
– Może na lądzie czeka na nas gorący prysznic lub kąpiel, z mydłem i miękkimi ręcznikami – żartuje Ena, ale nikt się nie śmieje.
– Jak wasze dłonie? – pyta John.
Obie siostry wyciągają pokaleczone ręce i pozwalają mu je obejrzeć.
– O mój Boże, nie wiedziałam, że jesteście ranne – mówi jakaś kobieta. – Czemu nic nie mówiłyście?
– Nic nam nie będzie, na lądzie spróbujemy znaleźć jedną z pielęgniarek, które płynęły z nami – odpowiada Ena.
Patrzą, jak słońce powoli zaczyna się znowu obniżać.
– Jesteśmy na wodzie już od ponad doby – zauważa mężczyzna. – I przez cały ten czas nie piliśmy.
Wszyscy milkną.
Najpierw słyszą ryk silnika, a dopiero potem dostrzegają zmierzającą w ich stronę łódź. Nie wiedzą, kto jest na pokładzie, więc kilka osób zsuwa się do wody.
Łódź zatrzymuje się obok kołyszącej się na falach tratwy. Silnik cichnie. Na pokładzie siedzi dwóch lotników. Jeden jest tak młody, że wygląda na niepełnoletniego, drugi może być w wieku Johna.
– Witajcie, dobrze, że was znaleźliśmy. Jesteśmy z RAF-u. Chodźcie, pomożemy wam przesiąść się do nas.
Kilka kobiet zaczyna płakać, a mężczyźni ściskają dłonie swoich wybawicieli.
– Z którego statku jesteście?
– Vyner Brooke.
– Och, przykro mi. Proszę mi najpierw podać dziewczynkę – zarządza starszy pilot, wskazując na June, która nadal kurczowo trzyma się Eny.
Ta próbuje się wyplątać z objęć dziecka, ale mała chwyta ją jeszcze mocniej i przyciska buzię do szyi Eny.
– June, nie bój się. Podam cię temu miłemu panu i zaraz się też przesiądę. Nie martw się.
– Możemy się pospieszyć? – wtrąca jakaś kobieta, próbując wejść na łódź.
– Proszę się na razie nie ruszać, najpierw dziecko – upomina ją pilot.
June pozwala się przenieść, a po chwili pozostałe osoby także się przesiadają. Piloci odpychają delikatnie tratwę, uruchamiają silnik i kierują łódź w stronę lądu. Norah patrzy, jak kawałek drewna znika w oddali. Ocalił ich, wykonał swoje zadanie.
– Macie wodę? – chrypi John.
– Och, przepraszam – odpowiada pilot i podaje mu manierkę. – Proszę przekazać dalej.
John bierze łyk, po czym kolejne osoby idą w jego ślady, nie zaspokajają jednak pragnienia.
– Znaleźliście innych rozbitków? – pyta John.
– Nie z Vyner Brooke.
– Dokąd nas zabieracie?
– Obawiam się, że nie mamy zbyt wielu opcji. Do Muntoku jest blisko, wysadzimy was na przystani. Przykro mi, ale musimy przekazać was Japończykom.
Rozlegają się okrzyki strachu i gniewu. Jak mogą oddać ich w ręce wroga, tego samego, który zniszczył ich statek i strzelał z powietrza do cywilów?
– A możemy zostać z wami? Nie możecie nas tak po prostu zostawić na pastwę Japończyków – woła z przerażeniem Norah.
– Jesteśmy otoczeni. Wpadniecie w poważne kłopoty, jeśli ktoś nas złapie, a wy będziecie z nami. Żałuję, ale nie mamy wyjścia, więc...
Nie musi kończyć. Zapada cisza. Przynajmniej jakoś dostaną się na ląd.
– Przed nami przystań. Musimy to zrobić sprawnie, wysiadajcie najszybciej, jak się da, żebyśmy zdążyli uciec.
Zwalniają, zbliżając się do miejsca, w którym cieśnina zakręca. Wytężają wzrok. Widzą długi pomost.
– Szybko, szybko! – Starszy pilot pogania młodszego kolegę, który siedzi za sterem.
Rozbitkowie podskakują, kiedy motorówka znienacka przyspiesza. Z głuchym łomotem uderzają w nabrzeże zaraz przy drewnianej drabince.
Starszy pilot zwraca się do jednego z młodszych pasażerów.
– Szybko, wysiadaj, podam ci June. Tak masz na imię, prawda, słonko?
Dziewczynka przytakuje.
– Pomożesz najpierw jej, a potem kolejnym osobom. Musimy się spieszyć.
Mężczyzna wspina się na pomost, a June idzie za nim, choć kolana jej drżą. Jak na swój wiek, jest nadspodziewanie odważna i zdecydowana. Potem wysiada Ena, potyka się na stopniu. Po tylu godzinach w wodzie nogi się pod nią uginają. Ściska mocno drabinę, a jej poranione dłonie przeszywa ból. Kolejne osoby wychodzą pospiesznie z łodzi, gdy nagle rozlegają się krzyki i tupot stóp.
– Dalej, dalej! – krzyczy pilot, wpychając pasażerów na drabinę.
Gdy tylko ostatnia osoba łapie się stopnia, Anglicy uruchamiają silnik. Goni ich grad kul. Dotarłszy na przystań, Ena, Norah i John patrzą, jak kolejni żołnierze celują w oddalającą się łódź. Na brzegu jest już mnóstwo rozbitków. Siedzą na walizkach i pudłach i z przerażeniem obserwują całą scenę, jakby bali się, że nowo przybyli zostaną zaraz zastrzeleni. Łódź RAF-u znika za zakrętem. Żołnierze odwracają się i kierują tam, skąd przyszli, zostawiając rozbitków z Vyner Brooke samym sobie.
– Zakładam, że musimy usiąść i poczekać, tak jak wszyscy – stwierdza John.
3
Muntok, Indonezjaluty 1942
– Jest tu kto?
Gdy tylko blask słońca rozjaśnia horyzont, Nesta wycofuje się głębiej do dżungli. Porusza się wolno i ostrożnie, nerwy ma napięte jak postronki. Wzdryga się na każdy dźwięk. W dżungli robi się jednak coraz głośniej. W koronach drzew buszują ptaki, wiatr szeleści liśćmi, a owady terkocą. Jednakże teraz słyszy ludzki głos, a potem jakieś charkotanie i odkrztuszanie. Wydaje się, że nie ma ono końca.
– Ktoś tu jest?