Siła charakteru - Zdzisław Józef Kijas OFMConv - ebook

Siła charakteru ebook

Zdzisław Józef Kijas OFMConv

4,0

Opis

Czy warto dziś mówić o wadach i cnotach?

Czy pasują one jeszcze do naszych czasów?

Ojciec Zdzisław Józef Kijas dowodzi, że gdy przyjrzymy się na nowo tym pojęciom, znajdziemy w nich aktualne wskazówki pozwalające lepiej zrozumieć siebie i świat, w którym żyjemy. Autor pokazuje, jakie pokusy czyhają dziś na człowieka i jakie cechy warto w sobie wykształcić, by nie dać się im zniewolić.
Książka przeznaczona dla tych, którzy chcą mieć kontrolę nad swoim życiem, kierować swoimi emocjami i pragnieniami oraz realizować wyznaczone sobie cele.

Zdzisław Józef Kijas OFMConv (ur. 1960) - franciszkanin, profesor nauk teologicznych, filozof, wykładowca uczelni polskich i zagranicznych, m.in. Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II, Uniwersytetu Ca' Foscari w Wenecji, członek PAN. Jest relatorem Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, autorem książek, artykułów naukowych i popularnonaukowych, recenzji oraz tłumaczeń.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 219

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
1
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Zdzisław Józef Kijas OFMConv

SIŁA CHARAKTERU

O wadach i cnotach

Wydawnictwo WAM

Kraków

© Wydawnictwo WAM, 2015

Redakcja: Zofia Smęda

Korekta: Dariusz Godoś

Projekt okładki: Andrzej Sochacki

zdjęcie na okładce: © Depositphotos/photobac

Przygotowanie ebooka

Piotr Druciarek

ISBN 978-83-277-0279-1

WYDAWNICTWO WAM

ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków

tel. 12 62 93 200 • faks 12 42 95 003

e-mail: [email protected]

www.wydawnictwowam.pl

DZIAŁ HANDLOWY

tel. 12 62 93 254-255 • faks 12 43 03 210

e-mail: [email protected]

KSIĘGARNIA INTERNETOWA

tel. 12 62 93 260, 12 62 93 446-447

faks 12 62 93 261

e.wydawnictwowam.pl

Tym, którzy chcą pomnażać dobro –

w sobie i wokół

Spis treści

Wstęp

WADY

Pycha

Chciwość

Zazdrość

Gniew

Pożądliwość

Konsumizm, czyli o łakomstwie

Lenistwo, czyli znużenie duchowe

O braku intymności

O narzekaniu

O nihilizmie

O próżności i narcyzmie

CNOTY

O ascezie

O autorytecie

O milczeniu

O myśleniu

O nadziei

O pracowitości

SIŁA MITU

O modzie

Zakończenie

Wstęp

Czasy współczesne znajdują dziwne wręcz upodobanie do wad, które stają się modne, a nawet promowane. Odnosi się wrażenie, jakoby tryumfowały nad cnotami. Oczywiście, wady zawsze były obecne, bo zawsze było dla nich miejsce w historii i życiu człowieka, dziś jednak jest nieco inaczej. Kiedyś wytykano wady, a promowano cnoty, współcześnie promowane są wady, a o cnotach mówi się niewiele. Co więcej, wady ukrywają się pod fałszywą maską cnoty, kusząc pozorną atrakcyjnością. Zapraszają, aby im ulegać, iść tam, dokąd wskazują, aby się udać. W zamian sugerują szczęście, sławę, pierwsze miejsca na targowiskach próżności. Dobro, które promują, jest pozorne i krótkotrwałe, a kiedy znika, pozostawia po sobie niesmak, rozczarowanie i moralne zgliszcza. Współczesne środki społecznego przekazu w dużym stopniu oddały się propagowaniu wad i innych słabości, ograniczając czas promocji cnoty i postaw, jakie z niej wypływają. Bywa wręcz, że cnotę uznają za coś przestarzałego i niemodnego, nie na topie.

Lecz czym są wady, a czym są cnoty? Co je różni? Jak nabywa się i unika jednych, a w jaki sposób zyskuje się drugie? Czy można wzrastać w cnocie i jednocześnie poddawać się wadom? Przez długi czas niewiele mówiło się o wadach, uważając je, oczywiście błędnie, za niewygodny i krępujący spadek przeszłości, o którym lepiej zapomnieć. Skupiano się więc raczej na czymś bardziej pozytywnym i przyjemnym. Zachowanie takie jest zupełnie różne od tego, jakie prezentowali pisarze starożytni, którzy wiele uwagi poświęcali tematyce wad. Doskonała znajomość natury ludzkiej sugerowała im, że prawie nigdy wada nie jawi się jako wada, czyli jako coś złego czy moralnie odrażającego. Przeciwnie, kusi człowieka swoją pozorną atrakcyjnością, która rodzi pragnienie jej posiadania. To właśnie dlatego jest tak niebezpieczna – zniewala człowieka i popycha, aby szedł tam, dokąd pójść nie powinien.

Dziś obok siedmiu klasycznych wad (grzechów głównych) mówi się również o tak zwanych „nowych wadach”. Czy słusznie? Osobiście nie jestem do tego przekonany. Sądzę bowiem, że wada jest zawsze wadą, niezależnie od czasu, w którym się rodzi i jest wprowadzana w życie. Niezależnie od tego, czy jest stara czy nowa, wada zawsze tak samo pociąga, jednakowo kusi i równie wiele obiecuje, chociaż wiadomo, że niczego dobrego dać nie może. Być może dziś, bardziej niż o „nowych” wadach, należy mówić o nowych słabościach i nowej niepewności, będących wynikiem starych wad lub (naturalną) konsekwencją życia pozbawionego głębszego sensu, któremu brak jasnych celów i mocnych pragnień. Postanowiłem nie czynić więc rozróżnienia na wady „stare” i „nowe”, ale po prezentacji pierwszych siedmiu wad, nazywanych nie bez powodu „głównymi”, zatrzymam się na kilku postawach, łatwo zauważalnych współcześnie, które wydają się pewnego rodzaju „uszczegółowieniem” wad dawnych, klasycznych. Do takich, jak sądzę, należy narzekanie, próżność, nihilizm czy poczucie bezwstydu. Z pewnością nie są to wszystkie wady, z jakimi spotykamy się na co dzień, aczkolwiek nie są bez wpływu na jakość naszego życia.

Cnota, w przeciwieństwie do wady, wpływa na świat pozytywnie. Szanuje zasady moralne, docenia i wzmacnia wolność, nadaje życiu właściwe cele. Święty Augustyn pisał, że „cnota jest dobrą jakością duszy; dzięki niej człowiek żyje sprawiedliwie; nie może jej użyć w złym celu, Bóg zaś sprawia ją w nas bez nas”1. Cnota jest więc jakością dobrą. Posiadając ją, człowiek może postępować dobrze, łatwo, szybko i przyjemnie, oddalając od siebie wszystko to, co temu przeszkadza. Będąc ponadto jakością duszy, cnota odpowiada wyłącznie władzom w pełni lub częściowo rozumowym, doskonaląc działanie dobrowolne. Człowiek cnotliwy nie lekceważy rozumu, nie traktuje go jako czegoś zbędnego, lecz zwraca się do niego o pomoc w ocenie tego, co widzi i w czym uczestniczy. Rozum pomaga mu również afirmować wartość uczuć, ciesząc się z nich w całej pełni. Dzięki niemu formuje swoje sumienie, które nie dopuszcza do niesłusznego poczucia winy, „lecz dostarcza zdrowej pewności siebie, wyzwala smak życia”2.

W rozdziale poświęconym cnotom Czytelnik nie znajdzie cnót „kardynalnych” (roztropności, sprawiedliwości, umiarkowania, męstwa) ani cnót „teologalnych” (wiary, nadziei, miłości). Świadomie skupiłem się bowiem na postawach, które mają wiele wspólnego z tym, co określa się mianem cnoty. Jest to pewien rodzaj duchowej siły, która pozwala człowiekowi oprzeć się fali pokus i wybrać drogę prowadzącą do szczęścia. Za takie cnoty uważam poczucie autorytetu, ascezę, odwagę krytycznego i zarazem odpowiedzialnego myślenia, milczenie (skupienie), a także nadzieję na trwałe szczęście oraz pracę. Wierzący wie, że Bóg pomaga mu w praktykowaniu tych cnót. Udziela mu łaski, aby dochodził w nich do perfekcji, a następnie mógł lepiej kierować swoim postępowaniem i dojść do najważniejszego celu swojego życia, czyli jedności z Bogiem.

Na końcu książki zamieściłem refleksję o jednym z najbardziej rozpowszechnionych mitów współczesności, jakim jest moda. Oczywiście, istnieją również inne mity, na przykład robienie zakupów czy korzystanie ze środków społecznego przekazu. Sugerują one możliwość bycia „na bieżąco” z tym, co niesie czas, czego dostarcza technika i czym żyje świat, co miałoby być warunkiem szczęścia. Do kategorii mitów współczesnych zaliczyć trzeba również władzę czy materialne bogactwo, ale także one nie kończą długiej listy współczesnych mitów. Dlatego z konieczności pozostawić muszę ich pełne omówienie na inną refleksję i na inny czas, zajmując się tutaj wyłącznie modą jako swoistą kwintesencją współczesnych mitów. Sama w sobie obojętna, moda pozwala się łatwo sterować. Ulega trendom, które narzucają jej projektanci lub ludzie tak zwanego biznesu, którzy są jej sponsorami. Nie trzeba więc rozdzierać szat na jej widok, ile zabiegać o naprawę serca jej promotorów.

W zamyśle niniejsza pozycja jest kontynuacją wcześniejszej mojej książki3. Zajmowałem się w niej stosunkiem człowieka do tego, co go otacza. W obecnej natomiast interesuje mnie bardziej jego stosunek do samego siebie. Stąd moje pytania: jak człowiek widzi i ocenia siebie? Jakie stawia sobie cele? Kim chce być i za kogo uważa tych, którzy go otaczają? Podobnych pytań jest wiele i nie na wszystkie udzielę odpowiedzi w tej książce, chciałbym jednak, aby ta krótka refleksja okazała się pomocna dla Czytelnika w jego staraniach o piękne i dobre życie.

WADY

Pycha

Czym jest pycha? Jest wadą i jednym z grzechów głównych. Często pojawia się na kartach Pisma Świętego. Autorzy natchnieni widzą w niej źródło wielu złych myśli, czynów i postaw. Tak na przykład autor Księgi Tobiasza pisze, że „w pysze jest wiele zepsucia i niegodziwości” (Tb 4, 13), a Księga Przysłów dodaje, że „pycha zapowiada ruinę, duch wyniosły poprzedza [bowiem] upadek” (Prz 16, 18). Kto ulega pysze, podobny jest do człowieka, który łudzi się, że coś znaczy i jest niezależny, gdy tymczasem zdany jest na łaskę Boga i pomoc wielu tych, którzy żyją obok. Autor Księgi Syracha stawia natomiast retoryczne pytanie: „Dlaczego pyszni się ziemia i popiół, skoro za życia jeszcze wyrzuca swe wnętrzności?” i poucza: „Początkiem pychy człowieka jest odstępowanie od Pana, gdy odstępuje jego serce od swego Stwórcy. Albowiem początkiem pychy – grzech, a kto się jej trzyma, zalany będzie obrzydliwością” (Syr 10, 9.12-13).

Katechizm Kościołakatolickiego wymienia pychę na pierwszym miejscu w katalogu grzechów głównych (por. 1866). Człowiek pyszny myśli o sobie w sposób, który jest daleki od rzeczywistości, a to oznacza, że żyje w nieprawdzie. Synonimy pychy to „duma” i „wyniosłość”, cechy, które rodzą zarozumiałość i próżność. Pycha nazywana bywa „matką wszystkich wad”, ponieważ odrzuca dobro, jakie Bóg proponuje człowiekowi. Osoba pyszna ślepo ufa sobie, jest wręcz chorobliwie przekonana o swojej wyższości i samowystarczalności, dlatego nie przyjmuje dobra, które jest jej ofiarowane. Odrzuca je, sądząc, że sama sobie wystarczy. Człowiek pyszny jest egoistą4. Nie pozwala się Bogu prowadzić prostymi drogami. Jego ego podpowiada mu kręte i zawiłe ścieżki.

Pycha nie jest najgorszą z wad w punkcie wyjścia, ale staje się nią w trakcie drogi. Sprawia bowiem, że człowiek pyszny nie podąża prostymi ścieżkami i nie słucha dobrych rad, lecz brnie w moralną przepaść, która niszczy jego życie. Im dłużej jest w drodze, tym gorsza staje się jego sytuacja. Powoli zbliża się do katastrofy. Człowiek taki zawęża pragnienia serca do grzesznych tęsknot podsycanych przez egoizm i lekceważy dobre rady innych, odrzucając w końcu również Boga. Oddala się od Boga nie dlatego, że Go nie zna. Często zna Go bardzo dobrze, lecz świadomie i dobrowolnie z Nim zrywa, ponieważ jest przekonany, że sam sobie wystarczy. Sądzi, że jest na tyle wielki, że nie potrzeba mu nikogo, nawet Boga. Zapatrzony we własne „ja”, człowiek pyszny odwraca się od wszystkich. Obce stają mu się także wartości, które jeszcze niedawno wydawały mu się bliskie. Teraz chce wystarczać sam sobie. Ego jest odtąd dla niego wyłącznym punktem odniesienia5. Oddalając się od Boga, człowiek pyszny odrzuca równocześnie Jego przykazania, które zostały mu dane jako pomoc i są dla niego drogowskazem.

Pycha leży u korzeni skąpstwa. Pyszny błędnie sądzi, że dobra materialne, które posiada lub gromadzi, zapewnią mu sławę, poszanowanie i wolność. Bezkrytycznie oddaje się więc ich pomnażaniu, gromadząc w nadmiarze rzeczy materialne. To z kolei oddala go od przyjaciół, którzy uważają, że nic dla niego nie znaczą, i rezygnują z bycia sługami jego ego. Ponieważ jest skąpy, chce wyłącznie otrzymywać, niczego nie dając w zamian. Z tego powodu traci przyjaciół, którzy odchodząc, zabierając ze sobą to, czego pyszny potrzebował najbardziej – podziw i aplauz. W ten sposób skąpstwo prowadzi pysznego do osamotnienia, co z kolei może być przyczyną utraty wiary w siebie6.

Pycha łatwo może się przerodzić w snobizm. Charakteryzuje on osoby, które chcą imponować innym, jawić się w ich oczach jako lepsze i mocniejsze. Są gotowe wiele poświęcić, aby pokazać innym swoją pozorną wyższość: większą wiedzę, szersze możliwości lub wyższe kwalifikacje, nawet w sprawach prozaicznych. Kiedy pyszny nie jest najlepszy, a jego wiedza ustępuje inteligencji innych, robi wszystko, aby pokazać się w lepszym świetle, ponieważ chce, aby o nim mówiono i pisano. Chce być na topie i cool. Nie znosi, kiedy inni są lepsi od niego albo częściej chwaleni. Staje się w tym wręcz śmieszny, ale tego nie zauważa. Jego chorobliwa koncentracja na sobie samym nie pozwala mu właściwie ocenić swojego zachowania, przyjąć zdania innych, zaakceptować ich woli. Jego zachowania stają się snobistyczne. Kupuje wyłącznie markowe ciuchy, które mają znak firmowy w widocznym miejscu. Nie robi tego jednak ze względu na jakość towaru, ale z chęci zaimponowania innym, bycia od nich lepszym.

Konsekwencją takiej postawy jest nadmierna dbałość o swój wygląd. Osoba pyszna robi wszystko, aby inni uważali ją za szczególną i wyjątkową. Nie chodzi przy tym wyłącznie o modny strój, ale o przebywanie w dobrym towarzystwie, w otoczeniu „odpowiednich” ludzi, na przykład ważnych postaci życia publicznego, biznesu, polityki czy świata filmu. Z tym wiąże się chęć odwiedzania „właściwych” miejsc, czyli robienie zakupów w markowych sklepach, odwiedzanie dobrych restauracji, spotkania w miejscach znaczących. Pycha i snobizm mogą doprowadzić do utraty poczucia rzeczywistości, wyobcowania ze środowiska, powierzchownego życia. Szarpany ulotnymi pragnieniami, człowiek pyszny traci powoli pewność siebie i swoją tożsamość. Żyje odtąd niczym aktor; nie jest sobą, ale odgrywa narzuconą sobie rolę, a jego jedynym szczerym pragnieniem jest bycie podziwianym7.

Jak rodzi się pycha?

Źródłem pychy są najczęściej nieuporządkowane pragnienia, niezdrowa ambicja, ślepa chęć dorównania innym lub nieroztropne pragnienie bycia od nich lepszym. Kiedy pragnienie to opiera się na prawdzie, pełnej znajomości siebie i swoich możliwości, nie zagraża człowiekowi. Staje się złe, kiedy bazuje na nieprawdzie. Pyszny chce przewyższać innych. Chce być lepszy, ignoruje – świadomie lub nieświadomie – siebie i swoje możliwości. Żyje więc w kłamstwie. Ma fałszywe wyobrażenie o swojej wielkości i wypaczony obraz swoich zdolności. Jego życie pełne jest złudzeń. Nie stąpa twardo po ziemi, ale żyje w świecie iluzji. Jest ukierunkowany „na zewnątrz”. Pragnienia, które nosi, przerastają go i zaślepiają. Zapatrzony w swoje „ja”, nie dostrzega wokół żadnych niebezpieczeństw. Ślepo ufa sobie i nie słucha innych. Egoizm nie pozwala mu zapytać, czy potrafi sprostać życiowym trudnościom, czy będzie w stanie zrealizować to, co zamierza. Chodzi dumny jak paw. Nadyma go pycha, która kusi jego próżność obietnicą wielkości, wyjątkowości i sławy. Nosi się niczym król, choć jest żebrakiem.

Środowisko ma duży wpływ na rozwój pychy lub jej zahamowanie. Może ją potęgować lub demaskować i osłabiać. Niekiedy do pychy nakłaniają sami rodzice, którzy wmawiają dziecku, że jest najlepsze, najładniejsze, najbardziej inteligentne: „Córeczko, jesteś mądrzejsza od innych dzieci. Nie baw się z nimi, oni są przecież głupi”. Rodzice często wychwalają swoje dzieci, które ich zdaniem są naj... W przypadku kiedy w rodzinie jest kilkoro rodzeństwa, istnieje zagrożenie, że jedno z nich będzie faworyzowane. Może to mieć poważne konsekwencje w przyszłości zarówno dla relacji w rodzinie, jak i z otoczeniem. Ponieważ każda ocena dokonuje się w relacji do innych, odtąd „inni”, nawet wewnątrz tej samej rodziny, jawią się jako gorsi, brzydsi i mniej inteligentni. Takie zachowanie może się stać źródłem pychy i wynoszenia się nad innych. Sztuczne nadymanie się prowadzi do wzrastania w nieprawdzie. Odtąd człowiek pyszny z dystansem odnosi się do otoczenia i popada w egoizm.

Z pychy do agresji

Pycha bez trudu przeradza się w agresję. Powodów może być wiele. Niekiedy są one wręcz prozaiczne. Kiedy ktoś zdobędzie się na odwagę i podważy opinię człowieka pysznego, odrze go ze złudzeń, że jest kimś szczególnym i wyjątkowym, może się spotkać z atakiem słownym lub fizycznym. Prawda boli i osoba pyszna niechętnie ją przyjmuje. Jeżeli wcześniej między osobami istniała przyjaźń, ulega ona zerwaniu, ponieważ pycha żyje w samotności, nie ma przyjaciół, wokół siebie widzi samych wrogów, którzy czyhają na jej pozorne dobra. Pycha niszczy. Jej destrukcyjny charakter może doprowadzić do rozbicia nawet kochające się rodziny, skonfliktować dobrych znajomych, zniszczyć piękne dzieła. Dzieje się tak, ponieważ u korzeni pychy leży brak wzajemnego zaufania, który rodzi podejrzliwość. Pycha walczy z pokorą, bez której nie da się wznieść trwałej budowli.

Na ogół jest to wada pojedynczych osób, chociaż są tu również wyjątki. Obserwacja pokazuje, że ulegają jej także całe społeczeństwa i obszary kulturowe. Na pokusę tę wystawione są rodziny, których członkowie żyją w przekonaniu, że są lepsi od innych – od swoich sąsiadów czy znajomych. Ulegając pysze, sądzą, że dobra materialne, wyższe wykształcenie, lepsze stanowiska w życiu społecznym sytuują ich na wyższym poziomie i w związku z tym pozostali powinni się do nich odnosić z pokorą, grzecznie, jak poddani. Z takich samych powodów mogą się rozstać nawet małżonkowie. Kiedy więzy miłości nie są wystarczająco mocne, pycha bez trudu zerwie i zniszczy ich jedność. Potrzeba wówczas pokory, ciągłej pracy nad sobą, dbałości o słowa i gesty, aby podszepty pychy nie wzięły góry i nie doprowadziły do rozpadu małżeństwa.

Pycha ma wiele różnych barw. Nigdy jednak nie jawi się jako zła i niszcząca wewnętrzne życie człowieka czy zatruwająca jego otoczenie. Na ogół zachowania i wymagania osoby pysznej wydają się słuszne i usprawiedliwione. Sądzi ona, że (wszystko) jej się należy. Kiedy upomina się o coś, sądzi, że wymaga tego sprawiedliwość, a kiedy czegoś odmawia, uważa, że nonsensem było prosić ją o przysługę, ponieważ ona jest stworzona do wyższych celów. Skutki takiego postępowania zawsze są destrukcyjne: oddalają od siebie osoby kochające się, rozbijają przyjaźnie, wywołują konflikty w społecznościach, z przyjaciół czynią wrogów, ze wspólników konkurentów, z ludzi bliskich sobie – nieprzyjaciół. Rozbity na wiele ego wrogo nastawionych do siebie, świat powoli zaczyna się atomizować. Ochładza się i staje nieprzyjazny. Osoba pyszna nie zamierza się przyznać do winy, że to jej zachowanie jest poważnym problemem. Na nic zda się obarczanie odpowiedzialnością innych, kiedy sam czuję się niewinny. Pycha jest nieposłuszna. Nie znosi wspólnoty, bo tu potrzeba uległości, posłuszeństwa, a czasem też przyznania się do błędu. Brak takiej postawy jest równoznaczny z brakiem relacji.

Fałszywa „cnota”

Pycha jawi się jako pokora, a tymczasem jest jawnym nieposłuszeństwem. Wymagania, jakie stawia innym, uważa za całkiem normalne. Kto uległ pysze, staje się ślepy. Błędnie sądzi, że to, czego żąda, słusznie mu się należy, bo „przecież” jest lepszy od innych. To stąd biorą się jego większe wymagania. Dziwi się, że inni tego nie pojmują. Gorszy się, kiedy żąda się od niego wyjaśnień, kiedy ktoś pyta, dlaczego miałoby mu należeć się więcej niż innym. Nawet najmniejszą formę sprzeciwu traktuje jako obrazę swojego „majestatu” i atak na jego godność. Wielką słabością osoby pysznej jest to, że nie uważa ona swojego zachowania za wadę, lecz narzuca mu płaszcz fałszywej „cnoty”.

Pycha idzie w parze z arogancją. Osoba pyszna żąda czołobitności i serwilizmu. Przekonana o swojej domniemanej wyższości, oczekuje ciągle nowych gestów uznania i szacunku. Ten rodzaj zachowania w języku włoskim określa się terminem superbia. Jest to nieodparta chęć górowania nad innymi, pragnienie realizacji swoich nieuporządkowanych pragnień bez względu na cenę, żądanie od innych postawy szacunku i poddaństwa. Pyszny, aby wznieść się ponad innych, gotów jest poświęcić wiele czasu, sił i środków. Wierzy bowiem, że poddaństwo można nabyć; zależy to wyłącznie od wysokości kwoty.

Człowiek pyszny jest przekonany, że prawda leży po jego stronie, dlatego wypowiada się w sposób nieomylny. Odrzuca myśl, że może być inaczej, że może nie mieć racji, być w błędzie. Dziwi się, kiedy inni nie podzielają jego zdania, mają inną ocenę określonej sytuacji albo kiedy wprost mówią, że się myli. Skutki zachowania człowieka pysznego są poważne. Pretensjonalny i wciąż niezadowolony, wyniszcza duchowo innych i siebie. Z upływem czasu staje się emocjonalnie pusty, intelektualnie ubogi, co pociąga za sobą biedę materialną i społeczną. Jest męczący, dlatego inni zaczynają od niego stronić. Obchodzą go szerokim łukiem, zalęknieni o własną wolność i godność, którą łatwo może zniszczyć. Świadkiem takich zachowań jest historia. Słowne utarczki, prześladowania, a nawet konflikty zbrojne często miały źródło właśnie w pysze ludzi, którzy stawiali innym nierealne żądania i stosowali przemoc w ich egzekwowaniu. Godność drugiego człowieka nie była brana pod uwagę, ponieważ pycha zaciemniała zdrowy rozsądek i prawo.

Pretensjonalność pychy

Człowiek pyszny nie umie przyjmować darów, nawet ich nie zauważa. Zapatrzony w siebie sądzi, że wszystko mu się należy. Uważa, że dobro, które wyświadczają mu inni, jest naturalne, bo przecież jest taki „wielki”. Co gorsza, człowiek pyszny nie umie poprosić o przysługę. On umie jej tylko żądać. Oczekuje, że inni, bez jego podpowiedzi, sami się domyślą, jakie są jego potrzeby, i wyjdą im naprzeciw, on zaś z życzliwością je przyjmie. Wyobraźnia zarażona pychą wmawia mu, że jest wyjątkowy, że inni mają mu służyć, niczego w zamian nie żądając, ani wdzięczności, ani zapłaty. Powinni się cieszyć, że mają możliwość sprawienia mu przyjemności. (!)

Człowiek pyszny nie kocha innych. Ponieważ całą miłość skierował na siebie, nie starcza mu jej dla bliźniego. Pyszny nie słucha innych – ani kiedy mówią o swoich troskach, zmartwieniach czy cierpieniu, ani kiedy apelują o pomoc. Skoncentrowany na sobie i realizacji swoich celów, widzi wyłącznie swoje wymagania i swoje bóle. A ma ich sporo, ponieważ głód jego egoizmu nigdy nie jest nasycony. Płaci wysoką cenę za to, aby dopiąć swego. Nie ugnie się przed kłamstwem, szantażem, plotką, obmową, aby dojść tam, dokąd zamierza. Łatwo zdradzi przyjaźń i przekroczy przykazania. Jedyną wartością jest jego „ja” i pragnienia, które w sobie nosi. Dobre imię bliźniego, jego godność, dobra materialne czy duchowe nie mają większej wartości, kiedy kłócą się z jego korzyściami. Osoba zniewolona pychą składa na ołtarzu swoją osobistą wolność, godność i wszystkie dary natury. Odtąd wartość ma dla niej tylko to, co służy materializacji jej chorych pragnień. Jej bóstwem jest ego, które domaga się szacunku.

Przejawy pychy

Zachowanie osoby pysznej przejawia się na wiele sposobów. Próżność obecnych czasów jest dla pychy niczym woda na młyn. Dziś docenia się ludzi umiejących sobie „radzić”, gardzi się natomiast tymi, którzy są szczerzy, prawdomówni i posłuszni pewnym wartościom. Nie tylko się nimi gardzi, ale spycha się ich na margines życia społecznego, ekonomicznego czy kulturalnego. Uważa się ich za gorszą część społeczeństwa, ponieważ z nostalgią wspominają czasy, kiedy w cenie była przyjaźń, wierność i słowność. Na margines spychane są osoby starsze, chore, biedne i upośledzone. Podobnie traktowane są osoby gorzej wykształcone, mniej atletyczne, fizycznie słabsze, mające niższy status społeczny. Lista takich osób jest długa.

W kulturze, w której konkurencyjność nie jest regulowana żadną normą, pycha święci sukces. Środki przekazu dość kapryśnie wynoszą na piedestał pewne osoby i dowolnie ich z niego strącają. Są wyrocznią. Dają pochwały i udzielają nagan, mówią, co należy robić, a czego czynić nie wolno. Sugerują, jakoby władza i pieniądz były w stanie rozwiązać wszelkie trudności i wyjść naprzeciw wszystkim dolegliwościom. Same przypisują sobie ocenę tego, czym jest bogactwo, a czym bieda, co oznacza być szczęśliwym, a co smutnym. Uzurpują sobie prawo do roli należnej sumieniu.

Pycha kręci na siebie bicz, którym jest wewnętrzna pustka. Osoba pyszna wciąż jest niezadowolona i nieszczęśliwa. Mimo że dużo posiada, chce jeszcze więcej. Będąc już ważna, oczekuje bycia ważniejszą. Jest niezdolna do prawdziwej i głębokiej radości, która rodzi się z akceptacji siebie i otwarcia się na innych. Pyszny wciąż jest niezadowolony z siebie. Czuje, że ma za mało, chociaż w istocie posiada dużo. Ponieważ jest ukierunkowany „na zewnątrz”, przykłada do siebie miarę innych, konkuruje z nimi i nie umie się cieszyć tym, co już ma. Nie zadowala go pochwała, gdyż spodziewał się większej. Być może czekał na ukłony, a otrzymał tylko oklaski. Staje się zatem pretensjonalny i roszczeniowy. Chce, aby inni powtarzali jak papugi, że jest jedyny, najlepszy, doskonały, nieomylny, najmądrzejszy i najładniejszy. Wciąż żąda dla siebie przywilejów, lecz odmawia ich innym. Interesuje się sobą, lecz ignoruje innych, których uważa bardziej za kibiców swojej gry niż za towarzyszy na tej samej drodze do szczęścia.

Inną konsekwencją pychy jest samotność. Kochając wyłącznie siebie, człowiek pyszny nie ma przyjaciół, a jeżeli takich miał, to ich utracił. Zresztą nie zabiega o nich, zajęty jest bowiem bieganiem za potrzebami swojego ego. Nie ma dla nich czasu, co więcej – nawet go nie szuka, mówi bowiem, że ledwie starcza mu go dla załatwienia swoich spraw. Ponieważ nie umie słuchać innych i nie nauczył się nawiązywać z nimi rozmowy, żyje samotnie. Pyszny jest tak zajęty podziwianiem siebie, że nie umie docenić innych. Zapatrzony w siebie, nie dostrzega, jak zmienia się świat i ludzie, jak dojrzewają lub usychają przyjaźnie, jak umarło to, co było piękne. Dotkliwa jest ślepota pychy.

Lekarstwem na pychę jest pokora. Nie jest to smaczne lekarstwo i zażywanie go nie sprawia przyjemności. Kto wpadł w sidła pychy, musi podjąć wysiłek uwolnienia się z jej szponów. Pobierane lekcje pokory są trudne i długotrwałe, właściwie obejmują całe życie. Są jednak konieczne, ponieważ tylko pokora może otworzyć oczy na niszczące działanie pychy, a zarazem pozwala poznać prawdę o sobie i tych, którzy nas otaczają. Cnota pokory uwrażliwia człowieka na zbawienną obecność innych i ich błogosławioną indywidualność. Nie jest ona bynajmniej zagrożeniem dla drugiego człowieka, ale – przeciwnie – jego ubogaceniem. Pokora pozwala wznieść się ponad własne ego, spojrzeć na siebie w prawdzie i odkryć swoje pozytywne strony. Jednocześnie umożliwia przyznanie się do ewentualnych błędów i prosi o przebaczenie tych, którzy zostali skrzywdzeni. Pokora daje łaskę obiektywnego patrzenia na siebie, nie przez ciemne okulary własnego egoizmu, lecz mocne szkła rzeczywistości. Święty Paweł apelował: „niech nikt w swej pysze nie wynosi się nad drugiego. Któż będzie cię wyróżniał? Cóż masz, czego byś nie otrzymał?” (1 Kor 4, 6-7).

Chciwość

Chciwość (łac. avaritia) jest kolejnym z grzechów głównych. Katechizm Kościołakatolickiego wymienia go na drugim miejscu (nr 1866). Osoba chciwa nie zna umiaru w zdobywaniu dóbr i nie umie sobie powiedzieć „dość”. Chciwość może być uznana za najgłupszą z wad, bo w praktyce dysponuje określoną możliwością, czy pewną mocą, nigdy jednak jej nie wykorzystuje, gdyż jest powstrzymywana przez skąpstwo. Bogactwo nagromadzone przez chciwca, chociaż ma realną wartość nabywczą, nie zostaje właściwie wykorzystane i nie daje mu takiej władzy, którą mogłoby mu zapewnić, gdyby zdobył się na odwagę i wykorzystał je w słusznym celu. Gdyby puścił je w obieg i odebrał zyski, stałby się jeszcze bardziej bogaty. Nie czyni tego, ponieważ jest skąpy. Skąpstwo jest drugą odsłoną chciwości.

Średniowieczne podręczniki Ars moriendi (łac. sztuka umierania) mówią, że chciwość (łac. avaritia) w czasie sądu nad człowiekiem jest uważana za największy jego grzech. Dlaczego? Chyba dlatego, że wyraża nieumiarkowaną i nieroztropną chęć hedonistycznego, natychmiastowego użycia bogactw, w szczególności zaś posiadania i gromadzenia pieniędzy (chciwość pieniądza, gr. filargyría). Philippe Ariès8 pisze, że chrześcijaństwo miało początkowo negatywne odniesienie do pieniądza, co wynikało z nauki św. Pawła, który ostrzegał, że „korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy. Za nimi to uganiając się, niektórzy zabłąkali się z dala od wiary i siebie samych przeszyli wielu boleściami” (1 Tm 6, 10). Wraz z rozwojem kapitalizmu dotychczasowa postawa uległa zmianie i stosunek do wartości materialnych stał się bardziej pozytywny. Od tego czasu promuje się i nagradza tych, którzy gromadzą dobra materialne. Pośrednio chwali się postawę oszczędzania, która zakłada również pewien rodzaj skąpstwa, wiąże się bowiem z niechęcią do wydawania pieniędzy i stałym ich pomnażaniem9.

Chciwość pieniądza

Nikt nie ma wątpliwości, że pieniądz, analogicznie do innych środków płatniczych czy wymiennych, jest bardzo przydatny w życiu. Pozwala nabywać żywność oraz inne przedmioty potrzebne do życia i konieczne do jego rozwoju. Otwiera drogę na studia, umożliwia aktywność gospodarczą, daje poczucie pewnego bezpieczeństwa i pozwala spokojniej oddawać się marzeniom o przyszłości. Problem jednak w tym, że we współczesnej kulturze pieniądz przestał pełnić rolę środka płatniczego, a stał się narzędziem zaspokajania kaprysów, realizacji nieuporządkowanych pragnień czy wręcz obiektem swoistego kultu. Im bardziej ulegamy zniewoleniu nieuporządkowanym pragnieniom, tym mocniej wiążemy się z pieniędzmi. Wydaje się nam, że tylko one są w stanie zaspokoić nasze jawne czy skrywane pragnienia. W efekcie stajemy się zależni od pieniędzy, ulegamy ich kuszącej obietnicy zapewnienia szczęśliwego życia. Im bardziej ulega się wadom, na przykład pysze, konsumpcji czy pożądliwości, tym łatwiej i szybciej poddaje się kuszącej obietnicy chciwości, ponieważ wady wiążą się ze sobą, wzajemnie się wspierają i pociągają. Każda wada zniewala, osłabia wolność i wolę, zaciemnia rozum i wypacza pragnienia. Nie dając niczego, osłabia to, co człowiek już ma. Rodzi wewnętrzny niepokój i zwiększa pożądanie. Tak samo jest z chciwością. Wielu jest ludzi zasobnych materialnie, którzy czują wewnętrzną pustkę, pełno w nich niepokoju i dalecy są od prawdziwego szczęścia. Nie tylko nie otrzymali tego, czego oczekiwali, gromadząc dobra materialne, ale utracili to, co wcześniej posiadali, czyli pogodę ducha, spokój sumienia, przyjaźń i życzliwość otoczenia. Na ich twarzach widać co prawda uśmiech, ale często jest to maska, pod którą skrywa się smutek i zaniepokojenie, nieufność i lęk. Podobna do narkotyków, chciwość daje zadowolenie, ale jest ono chwilowe i szybko mija, a jego miejsce zajmuje depresja.

Współczesność, jak słusznie zauważa Tomáš Halík, przeżywa ważny i bogaty w konsekwencje proces przechodzenia z monoteizmu, czyli z wiary w jednego Boga, w moneyteizm, czyli religię pieniądza. Jest to proces, który wypiera skutecznie monoteizm tradycji judeochrześcijańskiej10. Według tego czeskiego teologa pieniądz stał się w pewnym sensie „sakramentem burżuazyjnego świata”, „widzialnym znakiem niewidzialnej łaski”, który sugeruje możliwość uczestnictwa we wszystkich błogosławieństwach życia społecznego. Staje się on więc swoistą inwersją czy karykaturą chrześcijańskiej teologii sakramentu i łaski, czyli wartości „danych darmo”.

Moneyteizm jest służbą bóstwu, czyli pieniądzom, które, jak każde bóstwo, domagają się (ludzkich) ofiar. W istocie człowiek przestał się liczyć lub liczy się coraz mniej. Wartość straciła jego godność i powołanie do nieśmiertelności, jakim obdarzyła go chrześcijańska wiara. W kulturze materialnej człowiek zmuszony jest do złożenia siebie w ofierze na „ołtarzu” pieniądza, zrezygnowania z wszystkiego, co było dla niego dotąd miłe i ważne, aby zdobyć pieniądze. Na różne sposoby i przy użyciu różnych środków zmusza się go do ciągłego pozyskiwania pieniędzy i ich pomnażania. Nie ma granicy, której nie da się przekroczyć, by móc je gromadzić. Współczesne media sugerują, że nie ma (już) obiektywnie obowiązujących norm, przyjętych zasad, stałych wartości, jasnych reguł gry, ale (prawie) wszystko staje się dozwolone, jeżeli tylko służy pomnażaniu zysków i gromadzeniu bogactwa. Materialne bogacenie się – oto najwyższy ideał naszych czasów.

Idolatria pieniądza

Współczesność zdaje się sugerować, że pieniądz ma moc „stwórczą”, że posiada w sobie siłę zdolną dokonywać głębokich zmian w rzeczywistości. Usunięta została więc potrzeba samodyscypliny i samoograniczenia, które tylko przeszkadzają w zdobywaniu i pomnażaniu bogactw. Rzadko, a nawet w ogóle nie mówi się o odpowiedzialności czy „ascezie rozumu”, gotowego uznać granice swoich możliwości, których nie wolno mu przekroczyć. Przeciwnie, tak zwana „logika rynku” wymusza postawę konkurencyjności, konieczność bycia ciągle lepszym od innych, bardziej dyspozycyjnym, gotowym do poświęcenia swojej prywatności dla dóbr materialnych. Człowiek współczesny nieprzerwanie bierze udział w idolatrii sławy, a nade wszystko w idolatrii zysku i pieniądza. Pośrednio mamy również do czynienia z idolatrią władzy, która kojarzy się jednoznacznie z (większą) możliwością gromadzenia zysków, pomnażania pieniędzy i wpływów: na kulturę, politykę, zwyczaje i obyczaje ludzi. Władza przestała pełnić rolę służebną i stała się narzędziem (materialnego) zysku. Daje obietnicę, że kto ją posiada, zwiększy swój wpływ na innych i podporządkuje ich swoim egoistycznym interesom.

Pieniądze dają złudne poczucie władzy, a ta z kolei zdaje się sugerować nieograniczone niczym możliwości przetwarzania rzeczywistości, wpływania na ludzi i uzależniania ich od siebie, decydowania o ich sposobie myślenia i działania, promocji pokornych i degradacji opornych. Mówi się więc, że im większe pieniądze, tym większy zakres władzy, i odwrotnie: im większa władza, tym lepszy dostęp do pieniędzy i do zysku. Jeszcze do niedawna za pieniądze można było kupić wszystko oprócz życia. Dziś ludzkie życie stało się towarem do nabycia. Można je zamówić (u kogoś), zaprogramować, poprawić, zmienić albo uczynić produktem zastępczym. Istotnie, kusząca jest siła pieniądza i łatwo ulec urokowi władzy11. Pieniądz kusi, chce, aby go posiadać i pomnażać, nie przestaje sugerować, że tym, którzy go mają, udzieli upragnionej władzy i pozwoli korzystać z niej w sposób absolutny, ciągle i zawsze.

Wszystko zamienia się w rzecz

Pogoń za pieniądzem ma w sobie coś z pogoni za bożkiem. Chce mu się składać hołd, a nawet osobiście oddać na jego usługi. Postawa ta, a niekiedy tylko zwykła ludzka chciwość, doprowadziła do ukształtowania się systemu bez wartości i bez etyki. Papież Franciszek 22 września 2013 roku w Cagliari na Sardynii mówił, że świat opanował system ekonomiczny, który „ma w swym centrum bożka nazywającego się pieniądz”, z którym trzeba walczyć. Ofiarami takiego systemu są nie tylko ci, którzy kłaniają się bożkowi pieniądza. Pośród ofiar papież wymieniał także ludzi starszych i biednych, których nie stać na zakup podstawowych produktów czy lekarstw. Sytuacja ta sugeruje „ukrytą eutanazję”.

Kiedy władzę przejmuje pieniądz, wówczas wszystko powoli zaczyna się zamieniać w rzeczy. Człowiek i to, co go otacza: jego przyjaciele, znajomi, członkowie rodziny – stają się przedmiotami, które posiadają wartość o tyle, o ile czemuś służą. Tracą ją natomiast wtedy, kiedy przestają służyć. Stają się wówczas zbyteczne, niepotrzebne, wręcz uciążliwe. Dla człowieka chciwego wszystkie dobra, których nie da się zamienić na pieniądze, jak inteligencja, kultura, sztuka, piękno czy miłość, nie mają większej wartości. Pozbywa się ich, ponieważ nie pomnażają jego dóbr. On uśmiecha się wyłącznie na widok tego, co brzęczy lub co się świeci (domniemanym zyskiem). Dobra duchowe szanuje o tyle, o ile są dla niego narzędziem pomnażania zysku, przyjemności czy większego prestiżu. Czyż mogą w tej sytuacji dziwić słowa zwolenników aborcji, którzy uważają, że ludzki płód nie jest niczym innym jak tylko „częścią brzucha” jakiegoś podmiotu.

Smutne są skutki chciwości. Aby pomnożyć swój zysk lub uchronić ten nagromadzony, człowiek dopuszcza się kłamstwa, zdrady, oszustwa i przemocy. Nie liczy się z danym słowem lub złożoną przysięgą, ponieważ uważa, że (prawie) wszystko jest dopuszczalne, jeżeli służy zdobyciu pieniędzy. Chciwiec łatwo się obraża i oburza na tych, którzy go ignorują lub nie szanują, jak tego oczekuje. Sądzi, że wszystko mu się należy, ponieważ ma pieniądze. Jest pretensjonalny i wymaga od innych uległości, bo może ich sobie „kupić”. Ponieważ chciwość jest wadą, która wciąż się pogłębia, człowiek chciwy rozbudza w sobie żądzę posiadania i pomnażania tego, co już ma. Pożądliwość pieniądza nie pozwala mu cieszyć się tym, czym już dysponuje, ale rozbudza w nim głód dalszych bogactw. Chciwiec jest niczym zwierzyna łowna, którą gonią psy chciwości. Nie pozwalają mu się zatrzymać i odpocząć, aby się zastanowił, czy warto uciekać i dokąd biec, ale brnie przed siebie, nie wiedząc dokąd. Osoba chciwa nigdy nie jest nasycona. Ma ciągły niedosyt pieniądza i dóbr, zawsze niezadowolona jest z tego, co posiada, dlatego stale żąda więcej i więcej12.

Chciwość i jej druga twarz – skąpstwo, rzucają cień na życie rodzinne i społeczne. Rozbijają dobre związki i wprowadzają podziały w społeczeństwie. Niszczą również tych, którzy poświęcają się działalności politycznej i gospodarczej, zagłuszając ich sumienie i wypaczając obietnice złożone podczas wyborów. Zniewoleni chciwością łatwo dopuszczają się różnego rodzaju kłamstw czy niesprawiedliwości, są źródłem społecznej niesprawiedliwości, a nawet konfliktów zbrojnych, wykorzystują ludzi (lub narody) biednych i słabych, paktując z tymi, którzy gwarantują im osiągnięcie większych korzyści materialnych.

Lęk przed przyszłością

Osoba chciwa boi się przyszłości. Ponieważ stanowi ona dla niej pewną niewiadomą, której tajemnicy nie może rozwiązać dzięki pieniądzom, dlatego stara się nad nią zapanować w inny sposób. Chce ją sobie podporządkować. Oszukuje więc siebie, że pieniądze czy inne bogactwa materialne są najlepszym zabezpieczeniem przed niewiadomą przyszłością. Sądzi, że pokaźne konto w dobrym banku skutecznie zabezpieczy ją przez starością, ewentualną klęską głodu, słabością czy innymi niewiadomymi, o których codziennie informują środki masowego przekazu. Grecki pisarz ascetyczny św. Jan Klimak (przed 579 – ok. 650) mówił, że chciwość bije pokłony przed idolami domniemanych trudności. „Chciwość jest czołobitnym pokłonem przed idolami, córką niewiary, usprawiedliwieniem słabości, przepowiadaniem starości, ostrzeganiem przed głodem, przypominaniem o suszy”13.

W istocie chciwiec przypomina ewangelicznego głupca, który gromadzi bogactwa, obmyśla, jak je zabezpieczyć, aby mieć spokój w przyszłości. Tymczasem Bóg mówi: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?” (Łk 12, 20). Osoba chciwa wierzy, że tylko pieniądze lub inne dobra materialne zagwarantują jej pomyślną i bezpieczną przyszłość. Błędnie sądzi, że (jego) przyszłość będzie podobna do (materialnie) obfitej teraźniejszości, że to, co już posiada „pod dachem”, jest gwarancją równie obfitego posiadania dóbr duchowych, licznego grona oddanych przyjaciół, szczerej miłości osób bliskich, a także życia wiecznego. Myli się, sądząc, że prawdziwe szczęście można kupić. Błądzi, kiedy uważa, że w rzeczywistości wszystko jest do nabycia, trzeba tylko ustalić wysokość ceny. Życie tymczasem uczy, że jest odwrotnie, że autentycznej miłości nie można kupić na targu staroci, a wiernych przyjaciół nie zyska się obietnicą wysokich zysków.

Chciwość zionie smutkiem

Człowiek chciwy nie umie się cieszyć życiem. Jest smutny. Cały czas poświęca na mnożenie pieniędzy, dlatego pełno ma zmartwień i wątpliwości. Nikomu nie ufa. Wokół siebie widzi tylko ludzi czyhających na jego ewentualne potknięcie i przywłaszczenie sobie jego dóbr. Nie robi żadnych inwestycji, gdyż w praktyce oznaczałoby to konieczność podzielenia się swoimi dobrami z drugim, a tego czynić nie zamierza. Stroni od przyjemności, zajęty jest bowiem wyłącznie liczeniem pieniędzy, a nie ich wydawaniem czy inwestowaniem. Ponieważ nikomu nie ufa, nie ma przyjaciół. Wie, że pozyskanie przyjaciół wymaga czasu, że podtrzymanie więzi wiąże się z pewnym poświęceniem, na które go nie stać. Jest zapatrzony w siebie, oddaje się kontemplacji własnego „ja”.

Chciwość jest zaprzeczeniem prawdziwego życia. Kto jej ulega, występuje przeciw życiu. Życie rozwija się bowiem tylko wtedy, kiedy chętnie się je daje, odradza się wyłącznie wtedy, kiedy zdobywa się na odwagę, aby obumrzeć, czyli zrezygnować z czegoś osobistego na rzecz czegoś innego, czego jeszcze się nie zna. Chciwość nie toleruje zaskoczenia ani utraty czegoś, co już posiada. Chce to jedynie pomnażać, wzmacniać i chronić. Tymczasem życie przeżywa się w pełni tylko wtedy, kiedy się je obficie rozdaje bliskim i przyjaciołom, poświęca szlachetnym ideałom lub wychodzi naprzeciw osób będących w potrzebie. Osoba chciwa nie potrafi tak czynić. Rozkoszuje się samą myślą o posiadaniu, z której rodzi się teoretyczna możliwość dokonania czegoś wielkiego, czego jednak nigdy nie realizuje, bo jest powstrzymywana przez niechęć do pozbywania się swoich dóbr. Zadowala się więc wyłącznie marzeniami, które zaprzeczają dynamice charakteryzującej autentyczne życie.

Zazdrość

Zazdrość, często nazywana też zawiścią, jest jedną z tych wad, która nie dając zasadniczo żadnej przyjemności, mocno wchodzi w nasze życie, myśli, pragnienia i relacje z innymi. Doświadcza jej każdy, bo albo sam komuś czegoś zazdrości, albo jest obiektem zazdrości. Niekiedy chodzi o sprawy prozaiczne, błahe, pozornie bez znaczenia. Leszek Kołakowski słusznie zauważa: „Emocja zawiści ma dwie strony i obie są swoiście ludzkie, nie zaś ogólnozwierzęce. Jedna strona daje się wyrazić słowami «ja chcę mieć to samo co tamten», druga zaś słowami «ja nie chcę, by tamten miał więcej niż ja». Różnica między tymi dwiema stronami zawiści jest jasna, obie też zazwyczaj łącznie i nieodróżnialnie się zjawiają”14.

Zazdrość wpływa na współpracę z innymi, na osiąganie zamierzonych celów, a także na sposób korzystania z pomocy innych: czy widzę w nich źródło potencjalnej pomocy czy przeszkodę? Zazdrość nie daje takiej satysfakcji jak chociażby pycha, nie jest tak przyjemna jak obżarstwo, które dostarcza rozkoszy dla podniebienia i oczu zajętych również spożywaniem wybornych pokarmów. Zazdrość, a tym bardziej zawiść, jest źródłem wielu nieporozumień, konfliktów, również zbrojnych, bolesnych rozstań, a nawet zbrodni. Jest emocją uniwersalną, dlatego potrzeba dużego doświadczenia duchowego, aby ją dostrzec i zwalczyć.

Kwestia słabej tożsamości

Gdzie szukać korzeni zazdrości? Nie wyjawi ich ten, kto zazdrości, będzie się bowiem usprawiedliwiał, że ma słuszne powody do takiej postawy. Jest przekonany, że jego zachowanie i słowa dadzą się w pełni wyjaśnić. Nie musi się ich wstydzić ani przed nikim tłumaczyć. Można sądzić, że u korzeni zazdrości leży kwestia tożsamości, która tworzy się i rozwija w relacji do ludzi będących obok. Każdy oczekuje, wręcz potrzebuje, aby ów drugi w jakiś sposób go potwierdził, rozpoznał w nim kogoś ważnego, pozwolił mu zaistnieć i objawić się w swojej wyjątkowości. Jest to pragnienie głębokie i często nieświadome. Osoba dorosła niczym dziecko tęskni za kimś bliskim, chce być kochana i akceptowana przez innych. Kiedy tego nie doświadcza, jej tożsamość zaczyna doświadczać trudności, staje się niepewna, odczuwa lęk, zamyka się w sobie. Zazdrość pojawia się wówczas jako reakcja na brak szacunku i uznania z zewnątrz. Korzystając z gestów i słów, zazdrość tworzy mechanizmy, które stoją na straży tożsamości osoby zagrożonej przez innych. Kiedy więc człowiek nie doświadcza uznania i nie jest właściwie doceniony przez innych15, tworzy mechanizm obronny w postaci zazdrości. Odtąd lekceważy słowem lub czynem tych, od których oczekiwał pewnego wsparcia. Ponieważ go nie otrzymał, zaczyna ich „niszczyć”.

Zazdrość jest zawsze negatywna, zarówno dla osoby, która zazdrości, jak i dla otoczenia, gdyż zaczyna ona traktować je nieufnie i podejrzliwie. Człowiek zazdrosny jest nieszczery, ponieważ boi się odkryć przed innymi. Udaje i gra. Im słabsza tożsamość, tym bardziej destrukcyjna staje się siła zazdrości. Kto nie umie docenić siebie i nie zna swojej wartości, trwa w ciągłym oczekiwaniu na słowa i gesty innych. Wręcz żąda – często w sposób milczący – aby inni go zauważyli i docenili. Kiedy ich słowa nie spełniają jego chorych oczekiwań, pojawia się zazdrość. Ulega jej. Wręcz ślepo daje się jej uwięzić, ponieważ znajduje w niej wygodne wytłumaczenie dla swojego lenistwa i nicnierobienia. Zazdrość pozwala mu obciążać innych winą za to, co go spotyka. Tkwi w błędnym przekonaniu, że odpowiedzialni są inni, nie on. Odtąd moralne czy społeczne niszczenie obrazu drugiego człowieka jest jedyną możliwą formą zachowania czy uratowania „pozytywnego” wizerunku samego siebie. Trzeba jeszcze dodać, że zazdrość działa dyskretnie. Nie brakuje jej inteligencji w działaniu, doborze słów czy gestów. Nie spieszy się, ale działa z pewną premedytacją. Często przywdziewa pozory słuszności, aby uzasadnić przed sobą i innymi swoje negatywne zachowanie.

Zazdrość jako mechanizm obronny

Bardziej niż wadą zazdrość wydaje się swoistym mechanizmem obronnym. Niekiedy jest wręcz desperacką próbą ratowania siebie, swojej tożsamości, jakoby zagrożonej przez innych. Często jednak jest próbą obrony swojego zdania, swoich wpływów lub stanu posiadania, w chwili kiedy wartości te są zagrożone albo kiedy zajmowana dotąd pozycja społeczna zaczyna się chwiać i staje się niepewna16. Zazdrość cechuje ludzi, których tożsamość nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Zazdroszczą, że innym się udało, że się dorobili, że cieszą się powodzeniem, szacunkiem i uznaniem. Jest to poważny problem dla życia rodzinnego czy społecznego, który osłabia lub wręcz niszczy relacje małżeńskie i przyjacielskie. W istocie całe życie człowieka realizuje się w pewnej relacji, w mniej lub bardziej silnej konfrontacji z (najbliższym) otoczeniem. Relacje te narastają lub ubożeją w zależności od wewnętrznego otwarcia, inteligencji, zawodu i zainteresowań. Im osoba jest mocniej w nie „uwikłana”, tym bardziej zmuszona jest do kontaktowania się ze światem zewnętrznym, a tym samym do przyjmowania roli, jaką wyznaczają jej inni. To właśnie w sieci powiązań i napięć, pomiędzy lepiej – gorzej, dół – góra, mniej – bardziej, dobrze – źle, powodzenie – porażka, człowiek poznaje siebie w całej pełni i buduje swoją dojrzałą tożsamość.

Lęk przed konfrontacją

Człowiek zazdrosny boi się jakiejkolwiek konfrontacji, stroni od niej, co negatywnie odbija się na jego tożsamości. Ponieważ jest zamknięta, ludzie zaczynają się od niego oddalać. Przestają go prosić o pomoc, bo nie chce jej udzielić. Nie pytają go o radę, bo jej odmawia. Nie przychodzą na rozmowę, bo tłumaczy się brakiem czasu. Negatywne konsekwencje takiego zachowania są ewidentne, jednak zazdrośnik nie chce ich dostrzec. Za wszystko (lub prawie) obciąża innych, nie siebie. Zrzuca na nich odpowiedzialność za domniemane krzywdy, które go spotykają. Broni się też przed rachunkiem sumienia, aby poznać, ile jest w tym jego winy. Nie chce uderzyć się w piersi i przyznać przed sobą, że on również (a może przede wszystkim) ponosi odpowiedzialność za sytuację, w jakiej się znajduje. Stara się grać niewinnego i obrażonego, co tylko pogarsza jego sytuację.

Konfrontacje są różne, trudniejsze lub łatwiejsze, bardziej lub mniej wymagające, czasowe lub trwałe. W zasadzie każda z nich jest trudna, ale zarazem niezbędna, ponieważ jej unikanie opóźnia lub blokuje wzrost (duchowy, intelektualny, społeczny) i niszczy relacje przyjacielskie. Bez gotowości do konfrontacji z samym sobą i z otoczeniem człowiek nie rozwija się ani nie dojrzewa. Trudności, jakich doznaje w relacji z innymi, winny być impulsem do wzrostu.

Niezgoda na rozwój

W pewnym sensie zazdrość uciska nasze życie. Blokuje jego rozwój i nie dopuszcza do zmian. Podważa to, co już było, i nie pozwala otwierać się na nowe. Zazdrość hamuje również rozwój, czyli zmianę życia innych. Chce ich mieć wyłącznie dla siebie i zawsze takimi, jakimi „byli”. Ileż jest sporów i konfliktów, kiedy człowiek staje się zazdrosny o miłość drugiego. Nie pozwala współmałżonkowi spoglądać na innych, uśmiechać się do nich, rozmawiać z nimi. Kto niedojrzale kocha, kto kocha miłością zazdrosną, jest gotów zamknąć w „złotej klatce” osobę kochaną, ponieważ obawia się, że ją utraci. W rzeczywistości nie czyni tego z lęku przed utratą kogoś bliskiego, ale bardziej z zazdrości o „swoją” własność. Mniej interesuje go autentyczne dobro ukochanego, jego samopoczucie, szczęście, a bardziej jego egoistyczne pragnienie, które stawia na pierwszym miejscu.