Sekretna moc olibanum - Marta Grygiel - ebook + książka

Sekretna moc olibanum ebook

Grygiel Marta

0,0

Opis

Życie pięknej Anastazji wydaje się nieodkryte, tak jak nigdy nie zostaną w pełni odkryte dzieje starożytnego Egiptu, którymi była zafascynowana. Uznana profesor archeologii i badaczka starożytności znika pewnego dnia z niewyjaśnionych przyczyn. Zofia, córka Anastazji, korzystając z pomocy kolegów z uniwersytetu i niespodziewanie odnalezionego pamiętnika, wypełnia luki w wiedzy o niebanalnym życiu matki i próbuje rozwikłać zagadkę jej zaginięcia. Przy okazji odkrywa własną tożsamość.

Tajemniczy list, pamiętnik który przenosi nas do lat 70. XX wieku, sekrety rodzinne i tajemnicza moc zapachu, który być może należał do królowej Hatszepsut…

Co wydarzyło się dawno temu w polskiej stacji archeologicznej w Egipcie i jaki wpływ miało na życie kobiet? Czy przystojny detektyw został przypadkowo wkręcony w spiralę zdarzeń czy okaże się oszustem? Czy Zosia odnajdzie matkę, a sobie da przyzwolenie na szczęście?

Zajrzyj w świat pachnący lilią i olibanum.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 271

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Marta Grygiel

Sekretna moc

olibanum

Wydawnictwo Literackie Białe Pióro

Warszawa 2023

Copyright © by W. L. Białe Pióro & Marta Grygiel

Zdjęcia i projekt okładki: Magdalena Muszyńska

Skład i łamanie: WLBP

Korekta: Aga Dubicka

Redakcja: Agnieszka Kazała

Wydawnictwo Literackie Białe Pióro

www.wydawnictwobialepioro.pl

Wydanie: II, Warszawa 2023

Patroni:

Kościaniak Twoja Gazeta Bezpłatna

Newskościan.eu

Przestrzeń Studio Jogi

Bursa Międzyszkolna nr 1

Albero Alternatywna Przestrzeń Rozwoju

ISBN: 978-83-66945-80-7

Książkę tę dedykuję Mamie, bo to dzięki Niej pokochałam historię starożytną.

Jakubowi dziękuję za to, że mnie wspierał, i nawet gdy czasami traciłam sens tego, co tworzę, to trwał i zachęcał do ukończenia książki.

Dr. Andrzej Ćwiek służył wsparciem merytorycznym i to dzięki Niemu mogłam „zobaczyć” Metropolitan House i umieścić w nim moich bohaterów.

Od Autorki

Ta historia to nie tylko fikcja literacka. Miejsce, w którym rozegrała się część mojej historii, czyli Deir el Bahari istnieje naprawdę. Prawdą jest też, że od lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku polska misja archeologów odegrała na tych ziemiach znaczącą rolę. Metropolitan House, nazywany polskim domem, to dom, w którym od kilkudziesięciu lat mieszkają nasi naukowcy. Królowa Hatszepsut i jej poszukiwania wszelakich dóbr, którymi lubiła się otaczać, również fikcją nie są.

Bardzo mi zależało, by w książce, choć nie historycznej, oddać prawdziwość miejsca i jego wydarzeń. Odkryte przez moich bohaterów reliefy przedstawiające wyprawę do magicznej krainy po dobra luksusowe również okazały się faktem, ale na potrzeby mojej historii zmieniłam datę ich odkrycia.

Królowa Hatszepsut, tak jak mama głównej bohaterki mojej powieści, do dziś w pełni odkryć się nie dała. Istnieje wiele teorii na jej temat, wielu naukowców próbuje odkryć jej prawdziwe życie, zamiary i ją samą. Wiele już wiemy, ale to kropla w morzu nieodkrytych jeszcze prawd.

Świątynia Milionów Lat to magiczne miejsce, a dzięki współpracy z panem dr. Andrzejem Ćwiekiem mogłam poznać dom, w którym mieszkali archeolodzy, i poczuć to miejsce za sprawą osoby, która w nim była. Dziękuję zatem za porady, pomoc i za to, że choć byłam tam kiedyś, u podnóża Świątyni Hatszepsut, mogłam na to miejsce spojrzeć z innej perspektywy.

Dzieje starożytnego Egiptu fascynują ludzi od lat. Mnóstwo faktów nie zostało jeszcze odkrytych, wielu odkryć się nie da, ale dzięki tej książce może i Ty, Drogi Czytelniku, choć na chwilę znajdziesz się w miejscu magicznym i tak jak ja będziesz chciał po tej podróży pogłębić swoją wiedzę na ten temat. A może nawet udać się w prawdziwą podróż?

12 lipca 2020

Arsenał wydawał się znakomitym miejscem na pierwsze spotkanie z kimś, kogo jeszcze się nie znało. Neutralne i bezpieczne. Znane, przez co tłoczne i dostępne dla każdego. Usiadłam na ławeczce przed dawną księgarnią, skierowałam swoją twarz ku słońcu i zamknęłam oczy. Początek lipca, wakacje, mniej ludzi w mieście. Błogie ciepło i chwilowy spokój, bo i godzina jeszcze wczesna.

Odpłynęłam do połowy lat dziewięćdziesiątych. Miałam wtedy lat trzynaście. Lato nie było tak piękne, jak to dzisiejsze, ale byłam z mamą i to mi wystarczyło. Właśnie wychodziłyśmy z księgarni, dzisiejszej Galerii Miejskiej. Mama nabyła kolejne kryminały swojej ulubionej pisarki, a ja przeglądałam przewodniki. Uwielbiałam wyobrażać sobie miejsca, w których jestem, poznając historię ich mieszkańców, tradycje, sposób spędzania wolnego czasu. Kochałam też nieodkryte tajemnice, te przewodniki dawały mi wiedzę, a moja wyobraźnia przenosiła mnie w te miejsca niemalże natychmiast.

– Zosiu, chciałabyś pojechać do Egiptu?

– Tak, mamuś, ale chciałabym zobaczyć tylko ten starożytny.

– To musiałabyś zostać archeologiem, tak jak ja.

– A byłabyś wtedy dumna ze mnie?

– Córciu, ja zawsze będę dumna z ciebie, nawet jeśli będziesz chciała zostać prima baleriną czy kierowcą ciężarówki. Pamiętaj, to ty będziesz decydować o sobie, to ty będziesz dokonywać wyborów i nikt nie ma prawa decydować za ciebie. Nawet ja.

– Mamo, zobacz, jaki pączuś ze mnie, a moja twarz to istny księżyc w pełni. Prima baleriną już nie zostanę. Chcę być taka jak ty. Być tak piękną i mądrą.

– A ja ci mówię, że kiedyś będziesz łamać męskie serca. Bo jesteś piękna i mądra, tylko jeszcze tego w sobie nie dostrzegasz. Zresztą zapamiętaj jedno, nie oceniaj książki po okładce. I siebie też nie oceniaj z perspektywy lustra. A buzię masz piękną. Ale rozumiem, hormony i te sprawy. Wiem, jak to jest. Nie bądź jednak zbyt krytyczna wobec siebie, kochanie, i zawsze znajduj w sobie te dobre cechy.

– A o co ci chodzi z tą okładką?

– Nie można ocenić kogoś lub czegoś po wyglądzie zewnętrznym. Najpierw tego kogoś musimy poznać od „środka”, pobyć z nim troszkę, wsłuchać się w niego. Dopiero wtedy możesz coś o tym człowieku powiedzieć. Zapamiętaj to sobie, córuś, zbyt pochopne ocenianie może doprowadzić do tragedii. Możesz kogoś po prostu skrzywdzić. Nie jest to proste, bo łatwiej kogoś od razu ocenić, skrytykować, skreślić, ale tak nie można postępować. I zawsze pomyśl, jak ty byś się czuła, gdyby ktoś ciebie tak zranił, gdybyś to ty była na miejscu tej osoby.

– Chyba rozumiem, ale wygląd zewnętrzny i tak się liczy.

– Mam pomysł, wracamy do księgarni.

– Zapomniałaś o czymś?

– Stara matka udowodni ci, że czasami ma rację.

Wróciłyśmy do księgarni i znowu poczułam się w jej wnętrzu, jakbym stała się poszukiwaczem przygód. Mama wiedziała, jak dobrze wykorzystać czas, wiedziała, gdzie czuję się bezpiecznie – wśród książek i skrywanych w nich tajemnic oraz zagadek do rozwiązania. Świat fikcji, który dawał mi ukojenie i schronienie, gdy czekałam na mamę w domu lub gdy nie mogłam zasnąć albo chciałam uciec od czegoś, co mnie raniło. Choć czasami płakałam nad losem bohaterów, byłam zła, zbulwersowana, to często cieszyłam się z ich radości, przeżywałam ich przygody i zawsze czułam się z nimi bezpiecznie.

– Spójrz, Zosiu. – U mamy na twarzy pojawił się jeden z tych najwspanialszych uśmiechów, którymi zarażała swoje otoczenie i mnie. W ręce trzymała książkę: zwykłą, szarą, trochę zniszczoną i mocno przecenioną. – Jest twoja i czuję, że ci się spodoba.

– Czy to jedna z twoich kolejnych lekcji, mamo? Mam się przekonać na własnej skórze, że okładka i cena to sprawy drugorzędne?

– Mądra dziewczynka. Po kim ty to masz?

– W końcu jestem córką znakomitej pani profesor.

– No tak – przytaknęła. Uśmiechnęła się, wzięła mnie pod rękę i skierowałyśmy się na ulicę Święty Marcin, do baru o nazwie Kociak, gdzie serwowano najlepszy koktajl truskawkowy w mieście.

Bar powstał w latach sześćdziesiątych i słynął właśnie z tego znakomitego koktajlu truskawkowego i deseru lodowego o nazwie Anula, w którego skład wchodziła: ćwiartka kulki lodowej (Palermo, Kassate lub Bakaliowa) oraz świeżych owoców, galaretki, bakalii, bitej śmietany i sosu czekoladowego. Moja mama uwielbiała ten deser, a ja nie znosiłam bitej śmietany, dlatego gdy ona pochłonęła to białe coś, ja brałam się za galaretkę, bo tej z kolei nie tolerowała mama. Z baru zapamiętałam przede wszystkim zapach parzonej kawy podawanej w szklaneczkach bez uszka, gwarne rozmowy i zawsze duży ruch. Koktajlu truskawkowego do dziś tak wyśmienitego nigdzie indziej nie piłam. Kociak – miejsce nostalgiczne i dobrze znane każdemu poznaniakowi. Do dnia dzisiejszego.

Moja mama przychodziła tu z moją babcią i spijała bitą śmietanę z jej filiżanki. Od dziecka ją uwielbiała. Bar nadal prosperuje. Choć wiele innych barów, kawiarni, restauracji upadło, Kociak obronił się i stał się charakterystycznym miejscem mojego miasta. Nie wiadomo, czy w okresie pandemii dalej da radę utrzymać się na powierzchni. Czasy nastały naprawdę niespokojne i bardzo nieprzewidywalne, zwłaszcza dla gastronomii.

Oczy miałam zamknięte, ale czułam, że uśmiecham się sama do siebie na to wspomnienie. Poznań na przestrzeni kilkunastu lat tak bardzo bowiem się zmienił. Moja mama cały tydzień ciężko pracowała, by nas obie utrzymać. Ale uwielbiała też swoją pracę, swoich studentów, wyznając przy tym pewną zasadę: sobota zawsze była nasza. Miałyśmy swój rytuał – zaczynałyśmy od Arsenału, potem deser w Kociaku, a następnie wracałyśmy na Starówkę, by iść do Muzeum Archeologicznego. Nasz poznański trójkąt bermudzki – śmiałyśmy się. Rodzinna, babska tradycja, bo naszą rodzinę tworzyły same baby. Niestety od bardzo dawna tylko my dwie.

I nagle pojawił się nade mną cień. Zapomniałam, po co tu przyszłam, zapomniałam, że lata dziewięćdziesiąte minęły i nastał rok dwa tysiące dwudziesty. Początek lipca. Wakacje. Współczesność z pandemią w tle – ludzie przechadzający się w maseczkach lub trzymający je w rękach, bo właśnie wyszli ze sklepu. Zniesiono na razie obowiązek noszenia maseczek na świeżym powietrzu, ale w miejscach zamkniętych nadal obowiązywały. Znak rozpoznawczy nowych czasów. Jakie to smutne. Choć najgorszy okres – dwa miesiące całkowitego zamknięcia w domu – minął, atmosfera spokoju i radości ulotniła się. Trzynastoletnia, odważna dziewczynka również bardzo szybko zniknęła. Jej miejsce zajęła dojrzała kobieta z bagażem trosk, doświadczeń i rozczarowań.

– Cześć, to z tobą jestem umówiony?

Spotkanie. Zanim moje oczy znów przyzwyczaiły się do letniego słońca, a mózg wrócił do normalnego trybu działania, minęło parę chwil. Przypomniałam sobie, że przyszłam tu dziś na randkę.

Żałosne – pomyślałam. Singielka, choć to nie był mój świadomy wybór. Moje życie prywatne nie należało do udanych i szczęśliwych, stąd pomysł na portal randkowy oraz spotkanie z Olkiem, bo tego jeszcze nie próbowałam. Postanowiłam spotkać się tylko z nim, tylko jemu dałam szansę na realne poznanie, choć jeszcze nie wiedziałam czemu. Po prostu zaufałam swojej intuicji, a ta rzadko mnie zawodziła.

– Cześć, Zosiu – przywitał się ponownie.

– Cześć, Olku.

– Wiesz co, muszę ci się do czegoś przyznać.

– Stwierdziłeś, że ci się nie podobam i chcesz się ulotnić?

– Lubię twoją szczerość, ale to uczyniłbym już piętnaście minut temu.

– Dlaczego?

– Widzisz tę ławeczkę naprzeciwko? To tam zorganizowałem sobie punkt obserwacyjny.

– By móc ocenić czy obiekt wart jest zainteresowania?

– Czytasz mi w myślach, dziewczyno?

– Czyli tak. Jak romantycznie. – Uśmiechnęłam się. – Wiesz, jak zrobić pierwsze wrażenie. Ale nic dziwnego, w końcu jesteś detektywem.

– Zapamiętałaś! Punkt dla ciebie.

– Już jakiś czas piszemy ze sobą. A piszę tylko z tobą, więc to tobie poświęciłam całkowicie swoją uwagę i może dlatego nie plączę się w zeznaniach.

– Bardzo mnie to raduje. I że w końcu udało mi się wyciągnąć cię ze świata wirtualnego, a trochę to, przyznaj sama, trwało. No to jak ci się podobam? Opis i fotki zgodne ze stanem faktycznym?

Całkiem nieźle – pomyślałam. I nagle przypomniały mi się słowa mojej mamy: „Nie oceniaj książki po okładce”. – Jest dobrze –odparłam głośno.

– Czy dasz się zaprosić na kawę? Ty wybierasz miejsce.

– Proponuję Kociaka.

– Jak sobie życzysz, zatem cofnijmy się w czasie i udajmy do lat dziewięćdziesiątych, poczujmy zapach parzonej kawy i usiądźmy na różowych krzesełkach.

– Musiałeś dawno nie być w tej kawiarni, różu już w niej nie uraczysz. Panuje tam teraz inny klimat. A co wtedy wydarzyło się w twoim życiu?

– Miałem siedemnaście lat i na randkę właśnie do Kociaka zaprosiłem pewną dziewczynę.

– O widzisz, to historia lubi się powtarzać.

– Jak widać – przyznał i sympatycznie się do mnie uśmiechnął – tyle że parę dekad później.

– Tego dodawać nie musiałeś.

Popołudnie zaliczyć mogłam do bardzo udanych. Po pysznej kawie i deserze udaliśmy się nad Wartę. Spacer, by spalić kalorie, to zawsze dobry pomysł. Od paru lat na ulicy Ewangelickiej usytuowane było nadwarciańskie centrum kultury, sztuki i rekreacji zwane: KontenerART. Powstało z inicjatywy niezależnego środowiska artystów poznańskich. Fantastyczne miejsce, w którym można nie tylko pobyć na plaży, wypić zimną lemoniadę i posłuchać fajnej muzyki na żywo, ale również uczestniczyć w licznych warsztatach i spotkaniach z artystami. To miejsce zawsze tętniło życiem. Ale nastał dwa tysiące dwudziesty rok. I trochę się zmieniło.

Zbliżał się wieczór, tak szybko i nieoczekiwanie, a my pochłonięci rozmową i poznawaniem siebie nie zauważyliśmy upływającego czasu. Od zawsze zastanawiałam się, dlaczego czas, gdy spędzamy go tak miło i w ciekawym gronie, płynie jakby szybciej? Wiem, że to tylko złudzenie, ale momentami tak właśnie czułam. Olek odprowadził mnie do domu. Zrobiliśmy sobie bardzo długi spacer. Jazda tramwajem w maseczkach na twarzy nie była sympatycznym przeżyciem. Nie mogłam przywyknąć do nowej sytuacji. Nie lubiłam ograniczeń – zapewne dlatego, że mama dawała mi dużą swobodę, do której przywykłam. I do tej pory takie to moje życie było. A teraz nic tylko ograniczenia, niepokój o następny dzień, brak stabilizacji. To nie był dla mnie dobry czas. Nie był dobry dla wielu.

Uwielbiałam Poznań letnią, wieczorową porą, a i Olek nie narzekał, przynajmniej sprawiał wrażenie, że i jemu spacer był potrzebny. Gdy doszliśmy do Mostu Teatralnego, opowiedziałam mu o mojej ulubionej pisarce z czasów dzieciństwa, autorce Jeżycjady. Zawsze chciałam pisać z takim zaangażowaniem jak ona. Zawsze marzyłam, by umieć tak barwnie wykreować swoich bohaterów i miasto, w którym żyją, uczą się, chodzą do pracy.

– Wiesz, marzę o tym, by napisać książkę – oznajmiłam.

– Pamiętam. Pierwszego wieczoru, tego, który przedłużył się do rana – uśmiechnął się – gdy pisaliśmy z sobą bodajże szóstą godzinę, wspomniałaś, że zawsze chciałaś być pisarką.

– Teraz to ty mi zaimponowałeś, naprawdę pamiętasz ten wieczór i to, o czym pisaliśmy?

– Oczywiście, bo w sobotę rano musiałem wstać do pracy kompletnie niewyspany. – Szczerze się roześmiał. – A ty pamiętasz, co ci odpisałem?

– Tak, że trzeba walczyć o swoje marzenia.

– Dokładnie. Wiem, jak potrafisz pisać. Uwielbiam twojego bloga podróżniczego i uważam, że powinnaś spróbować swoich sił na szerszą skalę. Masz polot i lekkość operowania słowami. Czytelnicy polubiliby twój styl.

– Moja mama też mi to zawsze powtarzała.

– Tęsknisz za nią, prawda?

– Tylko ją miałam.

– Opowiedz mi, co się z nią stało.

– Odeszła, po prostu. Koniec historii. O, już jesteśmy na miejscu.

– A wiesz, że na Długosza mieszka mój przyjaciel?

– Co za zbieg okoliczności, nie pisałeś mi, że wychowałeś się na Jeżycach? Może kiedyś, nieświadomie, spotkaliśmy się na tym fyrtlu.

– No widzisz, ile jeszcze o mnie nie wiesz, Zosiu. Dziękuję za przemiły i, mam nadzieję, nie ostatni dzień. Dasz się zaprosić na kolejną randkę?

– Nie lubię tego słowa, spotkanie brzmi lepiej.

– To jak, kolejne spotkanie z tobą będzie możliwe?

– Rozpatrzę twoją prośbę.

– Oczywiście. Ty to byś mogła w policji pracować, służbistko.

– A wiesz, że kiedyś nawet o tym myślałam?

– No proszę, archeolog, pisarka i policjantka. Ile masz tych ukrytych talentów?

Pożegnaliśmy się, a ja weszłam do mojego mieszkania. Odkąd zostałam w nim sama, przytłaczała mnie jego przestrzeń. Mieszkania w starych kamienicach mają swój urok, ale kiedyś na takim metrażu mieszkały pokolenia rodzin, a nie jedna singielka. Wtedy taka przestrzeń miała sens. Dziś poczułam się tutaj jeszcze bardziej samotna. To lokum powinno być zamieszkałe przez dużą rodzinkę, powinna po nim biegać gromadka dzieci.

Otworzyłam drzwi balkonowe, włączyłam ulubioną muzykę, nalałam trochę wina do kieliszka i udałam się do mojego świata. Każdy ma w swoim życiu jakiś azyl, miejsce, w którym czuje się dobrze, które daje mu pozytywną energię. Dla mnie tym miejscem był mój mały, balkonowy ogródek. Narzuciłam na siebie sweter, zapaliłam świeczki i kadzidełka, zamknęłam oczy. Wróciłam ponownie do przeszłości, do roku dwa tysiące pierwszego.

– Kochanie, dziś kończysz dziewiętnaście lat, jak chcesz spędzić ten dzień? – zapytała mama.

– Z tobą. Niczego więcej nie oczekuję.

– Mam dla ciebie niespodziankę. Niedługo zacznie się twoja przygoda z uczelnią. Jestem z ciebie taka dumna. Moja ty pani archeolog. Spełniłaś swoje marzenie, choć zastanawiałam się, czy jednak nie wygra wizja szkoły policyjnej.

– Mamo, to żaden powód do dumy, nie było zbyt wielu chętnych, konkurencja niemal żadna. Każdy miał szansę, wystarczyło złożyć papiery i coś tam wiedzieć.

– Ale dostałaś się, osiągnęłaś swój cel, a ja teraz chcę, byś zaczęła żyć, jak na prawdziwą studentkę przystało, i wpadłam na pewien pomysł.

– Już się boję. Twoje pomysły często są dość specyficzne.

– Wiesz o tym, że to mieszkanie należało do twojej babki. Ona przepisała je na mnie, a ja teraz uczyniłam to samo, przepisując je na ciebie.

– Ale po co? Obie tu mieszkamy i wierzę, że mnie stąd nie eksmitujesz. A zresztą mam plan usamodzielnienia się, marzę o domku na wsi.

– Piękne plany, wierzę, że dopniesz swego. I nikt ci nie zabrania spełnić marzenia i mieć własny domek, córuś, ale sprawy bytowe trzeba załatwiać jeszcze za swojego życia. Zwłaszcza że tylko ja mogę zadbać o twoje bezpieczeństwo.

– Przecież nie przenosisz się na tamten świat.

– Dosłownie nie, Zosiu, ale muszę wyjechać.

– Wakacje? W końcu, mamuś, musisz zacząć myśleć o sobie. Cieszę się. To gdzie pojedziesz i na ile?

– Muszę wyjechać z Polski na dłużej i dlatego postanowiłam zająć się sprawami formalnymi, bo gdybym czasem nie wróciła…

– Teraz mnie wystraszyłaś, co się dzieje? To nie wyjeżdżasz po prostu na wakacje?

– To moja praca, a ty już jesteś dorosła. Stara matka nie jest ci już potrzebna. Wyjeżdżam w październiku. Nie wiem, czy wrócę.

– Dokąd?

– Nie mogę ci powiedzieć.

– Musisz mi powiedzieć! Co się dzieje?!

– Nie mogę.

– A jeśli ci się coś stanie? Mamo, cholera, to niedorzeczne.

– Tu masz list, w którym znajdziesz nazwisko kogoś, komu ufam od lat. Jeśli przyjdzie taki moment, ten człowiek dotrze do ciebie, możesz na niego liczyć. To mój przyjaciel.

– Czy ty się wplątałaś w jakąś aferę kryminalną? A co z twoimi studentami?

– Kochanie, po pierwsze, co miesiąc będę ci przelewać pieniądze na utrzymanie mieszkania i siebie. A po drugie, ja i afera kryminalna? Ja tylko lubię czytać kryminały. Tam, gdzie jadę, też będę pracować ze studentami.

– Ale za to zostawiasz córkę. To jest jakiś obłęd! Własna matka nie informuje mnie, gdzie i po co wyjeżdża, gdzie się zatrzyma, no i robi to niemal z dnia na dzień. My przecież mieszkamy ze sobą, wspólnie żyjemy, a ty tak po prostu podjęłaś nagle decyzję i nic mi nie powiedziałaś wcześniej. Ale będę mogła cię odwiedzać? Czy ty będziesz przyjeżdżać do Polski? Jezu, o co ja pytam. Jak możesz mi to zrobić? Ty mnie zostawiasz i nie chcesz mieć ze mną kontaktu?

– To nie tak. To nie była nagła decyzja, wiedziałam, że kiedyś tak zrobię, tylko musiałam poczekać.

– Super. Mam się cieszyć z tego powodu? No i na co musiałaś poczekać?

– Aż osiągniesz odpowiedni wiek, by móc zostać sama.

– Nie rozumiem. Przecież niebawem będę samodzielna, może nawet za jakiś czas wyprowadziłabym się z domu, ale ty byś tu była, zawsze na miejscu, obecna w moim życiu. A tak… Czym ja sobie na to zasłużyłam?

– Ten wyjazd to dla mnie szansa.

– To rozumiem, ale nie wiem, dlaczego po prostu nie powiedziałaś tego wcześniej i dlaczego dajesz mi jakiś list z nazwiskiem osoby, która się do mnie odezwie, gdy będzie taka konieczność. To nie jest zwykły wyjazd. Ale nie żyjemy w czasach, w których zabierają ci paszport, byś nie mogła wrócić. Masz prawo wyjechać, nawet się wyprowadzić, ale nie masz prawa zostawiać mnie bez informacji. I dlaczego chcesz wyjechać bez możliwości powrotu?

– Zosiu, źle to ujęłam. Nie martw się, nic mi się nie stanie.

– To po to mnie ciągnęłaś do banku i chciałaś, żebym założyła konto?

– Tak.

– Mamo, martwię się o ciebie. Nie chcę twoich pieniędzy, sama zarobię na swoje utrzymanie. Przecież już pracuję.

– Nic mi się nie stanie, będę ci wysyłać listy i na tyle, na ile to możliwe, będę ci pisać, co się ze mną dzieje. To co, jak dziś spędzimy dzień? Kociak?

– Nie, mamo, dziś chcę posiedzieć z tobą na balkonie i porozmawiać szczerze, tak od serca.

– O czym chcesz porozmawiać?

– Chyba wiesz, od kilkunastu lat czekam na tę rozmowę. Może w końcu wyjawiłabyś mi, kto jest moim ojcem i dlaczego nie ma go z nami? Pomyśl w końcu o mnie.

Siedząc w niedzielny wieczór na balkonie, przypomniałam sobie tamten dzień spędzony z mamą i to, co od niej usłyszałam. Pamiętam, że wtedy obie płakałyśmy, a ja jeszcze przez kilka następnych dni nie mogłam dojść do siebie. Mama po raz pierwszy wspomniała o moim ojcu, ale bez szczegółów. Powiedziała, że to przez nią nie mam ojca, że on na pewno byłby dumny z takiej córki. Płakała, ja razem z nią i niczego się nie dowiedziałam. Zostawiła mnie z niewiedzą, z niewyjaśnioną zagadką. Byłam wtedy na nią bardzo zła, ale podświadomie współczułam jej, bo widziałam w jej oczach smutek. Wiedziałam, że cierpi od lat.

Parę miesięcy później zostałam już sama, zupełnie sama. Minęło dziewiętnaście długich i niespokojnych lat. Nie zobaczyłam mamy ani razu na żywo, nie przyjechała do Polski, nie spotkała się ze mną. Nie chciała, bym ją odwiedziła. Mnie kusiło nieraz, by do niej pojechać, ale tak bardzo zajęłam się studiowaniem, pisaniem i dość szybko przywykłam do korespondencji z nią, zaczęłam traktować ją jak kogoś, kto znajduje się tylko w świecie wirtualnym, aż w końcu, po kilku latach, i ja przestałam myśleć o tym, że powinnam przerwać ten bezsens. Zaczęłam szanować jej dziwną decyzję.

Nagle usłyszałam dzwonek, zerwałam się z fotela. Gdy podeszłam do drzwi, nikogo nie było po drugiej stronie, a na wycieraczce leżała biała koperta. Ten wieczór zmienił już na zawsze moje życie. Wszystko potoczyło się tak szybko.

W kopercie znalazłam wiadomość od człowieka, którego nazwisko poznałam kilkanaście lat wcześniej. Spełnił się czarny scenariusz, o którym niegdyś mi wspomniała.

Wybiegłam na ulicę, rozejrzałam się, ale nikogo nie było. Nagle usłyszałam odjeżdżający z piskiem opon samochód. Żałowałam, że tak późno wybiegłam i nie mogłam dojrzeć twarzy kierowcy. Zawróciłam do mieszkania. Na schodach spotkałam schodzącą z drugiego piętra Anię.

– Zosiu, wszystko w porządku? – spytała zaniepokojona bladością mojej twarzy. – Coś się stało?

– Nie, ale jeśli masz czas, wejdź do mnie. Nie chcę być teraz sama.

– Jasne, zaraz przyjdę.

Po paru minutach już obie siedziałyśmy na balkonie z kieliszkami wina w ręce. Opowiedziałam jej o wydarzeniach minionego dnia. Ania była moją przyjaciółką, znałyśmy się od przedszkola i mówiłyśmy sobie wszystko. Dzieliłyśmy się smutkami, radościami, razem się śmiałyśmy, wspólnie płakałyśmy. Łączyła nas niemalże siostrzana relacja.

– Co jest w tej kopercie, czy to wiadomość od twojej mamy?

– Nie, to wiadomość od kogoś, komu moja mama ufa.

– Jak to?

– W dniu moich dziewiętnastych urodzin powiedziała mi, że jeżeli stanie się to konieczne, ktoś się ze mną skontaktuje. I właśnie dziś się to wydarzyło.

– A gdzie ona właściwie teraz jest i co się z nią mogło stać?

– Zadaję sobie to pytanie od prawie dwudziestu lat i nadal nie znam odpowiedzi. Co prawda, pisze do mnie, ale z różnych miejsc… Prowadzi badania na całym świecie, nigdzie nie zagrzewa miejsca na dłużej. Można powiedzieć, że jestem na bieżąco. Cholera…

– Co? – odezwała się Ania.

– Nie pomyślałam o tym. Od dwóch tygodni nie dostałam od niej żadnego listu, a dostaję je regularnie. Rzadziej maile, bo woli tradycyjną formę komunikacji. Zawsze do mnie pisała. Ostatnio byłam trochę bardziej przybita, pełno zajęć na głowie, pandemia, i nie zauważyłam braku wiadomości.

– Kto jest tym dostarczycielem listu?

– Zgrabnie to ujęłaś. Znam tylko jego nazwisko i parę słów, które napisał.

– Wiesz co, powinnaś tę sprawę komuś powierzyć. Albo może wynająć detektywa, nie myślałaś o tym nigdy?

– Zawsze pisała do mnie, wiedziałam, że żyje, więc nie było potrzeby wynajmowania kogoś do jej poszukiwania. Oczywiście zastanawiałam się, dlaczego musiała wyjechać, dlaczego nie odwiedza mnie, dlaczego nie chce, żebym chociaż ja do niej przyjechała, ale nie myślałam o tym, by kogoś angażować do pomocy. Mama była oryginalną osobą, inną niż wszystkie mamy, zawsze kochała słońce, wolność i chciała, bym i ja w życiu robiła to, co kocham.

– No nic, czas znaleźć ci jakiegoś detektywa. Ta sytuacja wymknęła się spod kontroli.

– Nie musimy szukać, Aniu. Ja już kogoś takiego mam.

Dziwne zbiegi okoliczności i niby przypadkowi ludzie pojawiający się nagle w moim życiu, by wywrzeć na nie jakiś wpływ – nieraz zastanawiałam się, czy to miało czemuś służyć, czy miało mi to w jakiś sposób pomóc? Nie potrafiłam znaleźć sensownych odpowiedzi. To się po prostu działo i nie miałam na to wpływu. Gdy zapytałam kiedyś mamę, dlaczego tak jest, odpowiadała, że urodziłam się w magicznym dniu i otaczają mnie tajemne moce. Jako mała dziewczynka wierzyłam jej, ale potem stwierdziłam, że nie ma w tym nic magicznego, mama po prostu opowiedziała mi bajkę. Zwykły dzień, najzwyklejsza data w kalendarzu. Po prostu tak się działo. Choć, szczerze mówiąc, lubiłam tę moją odmienność, czułam się z nią dobrze. Miałam swój świat i zawsze wiedziałam, kim chcę zostać. Ale przez to byłam samotną dziewczynką. Uciekałam w świat bajek, potem książek, często tych historycznych. Tylko Ania mnie rozumiała. Lubiła, gdy opowiadałam historyjki o faraonach, tajemnicach oraz magii. A ja od zawsze czułam, że za czymś tęsknię, że nie jestem jeszcze tu, gdzie być powinnam. Kiedyś pomyślałam sobie, że jestem inna niż dzieci z mojego otoczenia. Może przez brak ojca i skrywane przez mamę tajemnice? Zawsze byłam inna.

W tamtej chwili pomyślałam o moim nowym znajomym. On również nie pojawił się w moim życiu przypadkowo. Chciałam go poznać bliżej.

– Zosiu, jesteś tu ze mną? Odpłynęłaś, kochana.

– Już jestem, zamyśliłam się.

– Co teraz zamierzasz?

– Pójdę spać i rano zdecyduję.

– Mogę ci jakoś pomóc? Pamiętaj, że na mnie możesz polegać.

– Wiem, dziękuję ci z całego serca.

– A kogo miałaś na myśli, gdy powiedziałam o detektywie?

– Poczekasz z odpowiedzią do jutra? Czuję, że muszę się położyć.

– Dobrze, jutro po południu idziemy na jogę, pamiętaj. Potem możemy wyskoczyć na kawę i wtedy mi wszystko opowiesz.

– No wiadomo, nasz cotygodniowy rytuał. – Uśmiechnęłam się.

– Śpij dobrze, Zosiu.

Niedziela zaczęła się spokojnie, ale niestety zakończyła dziwnie i nerwowo. Jeszcze raz wróciłam do ostatniej rozmowy z mamą. Czułam, że zaczyna się dziać coś ważnego.

– Ireneusz Zapolski, zapamiętaj, córuś, to nazwisko. Możesz mu zaufać, nie działaj pochopnie i postępuj według jego wskazówek. Odezwie się kiedyś do ciebie. Oby jak najpóźniej. I razem wybierzecie się w podróż.

– Jaką podróż? O czym ty mówisz? Boję się o ciebie.

– Nic mi nie grozi, kiedyś dowiesz się wszystkiego. Chcę cię przygotować do czegoś, co kiedyś nastąpi i co łatwe dla nas nie będzie, ale może nam pomóc.

– Nie rozumiem. Nie chcę, byś wyjeżdżała, nie zostawiaj mnie, mam tylko ciebie.

Łzy spływały mi po policzkach. Zostały listy i wspomnienia. Zaczęłam krzyczeć:

– Mamo, gdzie jesteś, wróć! Masz do kogo… Cokolwiek zrobiłaś, czegokolwiek się boisz, razem damy radę!

Odpowiedziała mi głucha cisza. Najpierw, nawet nie poznając go nigdy, straciłam ojca, potem ją. Ta niemoc była niemożliwa do zniesienia.

Nie mogłam zasnąć. Gdy wreszcie mi się udało, obudziłam się o trzeciej nad ranem, niejako wyrwana z dziwnego snu. Zapamiętałam, że w izbie pachniało olejkami, miodem, kadzidłem i ziołami – te specyficzne zapachy towarzyszyły mi od dzieciństwa. I dziwny cień, który pojawiał się w moich snach już kiedy byłam dzieckiem – cień dziwnej istoty, jakby nie z tego świata, a może to wymysł mojej wyobraźni. Ale nigdy się go nie bałam. Dawno go nie widziałam, teraz powrócił.

13 lipca 2020

O siódmej rano obudził mnie budzik. Dziś zakończenie roku akademickiego, a moich studentów czekał egzamin. Cieszyłam się, że w końcu zobaczymy się na żywo, a nie w kamerce laptopa. Takie czasy, zajęcia online. Włączyłam radio, zaparzyłam kawę, wyszłam na balkon. Zapowiadał się piękny dzień, nawet pomimo mojego niewyspania czułam się bardzo dobrze. Wróciłam do kuchni, nalałam kawy do mojego ulubionego kubka. Szybkie śniadanie i zaczęłam przygotowywać się do wyjścia, gdy przyszedł SMS:

✉Dzień dobry, Zosiu. Chciałem ci tylko życzyć dobrego dnia i podziękować za wczorajszy dzień. Czekam na kolejne spotkanie. Olek.

Olek – pomyślałam. Naprawdę wywarł na mnie bardzo miłe wrażenie, ale nie miałam głowy do spotkań i romantycznych uniesień. Wieczorne wydarzenie totalnie mnie rozbiło. Nie mogłam poświęcać mu czasu, a nie chciałam dawać złudnych nadziei. Bałam się też angażować go w moje prywatne sprawy, choć czułam, że nie miałby nic przeciwko temu. Tak naprawdę sama nie wiedziałam, czy kontynuować tę znajomość, czy dać sobie spokój dla jego dobra już teraz. Poraniona kobieta to żaden materiał na towarzyszkę życia.

✉Miło mi, że piszesz. W najbliższym czasie nie będę mogła się z Tobą spotkać. Nie dlatego, że nie chcę. Po prostu wczoraj coś dziwnego wydarzyło się w moim życiu i muszę to sobie poukładać. Miłego dnia – Przykro mi było to pisać, ale chciałam być uczciwa. Odpowiedź przyszła od razu:

✉Nie będę naciskał. Nie wiem, co się stało, ale może mogę jakoś pomóc?

✉Napiszę do Ciebie, gdy tylko będę mogła.

✉Będę czekał na wiadomość.

W zasadzie mógł pomóc. Kolejne wskazówki od Ireneusza zapewne dostanę niebawem, ale czekanie na coś zawsze mnie denerwowało. Gdy nie robisz nic konstruktywnego, nie masz wpływu na bieg wydarzeń. Raz jeszcze wzięłam do ręki tajemniczy list. Jego treść niczego nie wyjaśniała, wzbudzała jedynie niepokój:

Twoja mama nie może się teraz z Tobą kontaktować, sam nie wiem dlaczego, ale zapewne wspominała Ci o mnie. Nie bój się o nią, jest bezpieczna. Sam do końca nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi, ale teraz wiesz, że jestem.

Ireneusz Zapolski

Bałam się o mamę, zastanawiałam się, w co się wpakowała. Czas uciekał i musiałam już wyjść, studenci czekali. Wsiadłam w tramwaj numer dwa. Odgrodzona od innych maseczką, nałożyłam słuchawki na uszy i zatonęłam w muzyce płynącej z mojej ulubionej listy. Muzyka działała na mnie kojąco.

Gdy dojechałam na uniwersytet, miałam jeszcze zapas czasu. Na korytarzu uczelni spotkałam Maćka.

– Hej, piękna, coś ty dziś taka smutna? – zagadnął. – Ostatni dzień i masz wakacje.

– Eh, słabo spałam. To wszystko.

– Czyżby randka, która to przedłużyła się do rana?

– Nie żartuj sobie, znasz mnie, ja i randki… – Uśmiechnęłam się.

– Szkoda, że ze mną nie chcesz się umówić. Pasujemy do siebie – zażartował.

– Maćku, za bardzo cię cenię jako dobrego kumpla, by to zniszczyć przelotnym romansem.

– Jaki przelotny romans? To by było już na zawsze, po sam grób. No szkoda, wielka szkoda, powiem ci. To może chociaż pójdziemy na ostatnią w tym roku akademickim kawę?

– Czemu nie.

Po chwili dołączył do nas Michał i trochę sobie poplotkowaliśmy. Czasami żałowałam, że na moim wydziale nie ma kobiet. Same samce. Pobudzona nieco drugą kawą ruszyłam na spotkanie z moimi uczniami.

– Dzień dobry, pani profesor.

– Dzień dobry, Zbyszku. Przygotowany do egzaminu?

– Mam taką nadzieję.

Cieszyłam się na możliwość kontaktu ze studentami twarzą w twarz, od marca spotykaliśmy się jedynie w świecie internetu, a to nie to samo. Należałam do grona osób, które radzą sobie z wynalazkami świata współczesnego, ale i tak wybierają tradycyjne formy komunikowania się. Rozmowy z nimi na auli, wzajemne spieranie w pewnych kwestiach czy podpatrywanie ich na korytarzu – młodych, zdolnych, często pogubionych – te chwile nie mogły rywalizować z zajęciami online. Tego nie można było nawet porównać, w ogóle nie zasługiwało na porównanie. Patrząc na nich, często wspominałam siebie z czasów studenckich. Lubiłam te „dzieciaki”, podobnie jak moja mama swoich studentów. Ona uwielbiała gmach uczelni, uwielbiała opowiadać o swoim świecie, kochała historię, legendy, wierzenia… Ale jeszcze bardziej kochała podróże, tajemnice, zagadki i lubiła tą swoją pasją zarażać innych. Teraz sama stała się nieodkrytą zagadką.

Rozpoczął się egzamin. Przyglądałam się pochylonym, skupionym postaciom. Wykładałam dzieje starożytnego Egiptu. Moi studenci chyba mnie lubili, a co najważniejsze nie zasypiali na zajęciach. Cieszyło mnie to i dawało motywację do przygotowywania kolejnych. Maciek zawsze mi powtarzał, że dopóki cię słuchają i nie zaczynają ziewać, jest dobrze, a ja przyznawałam mu rację. Starałam się opowiadać o Egipcie w taki sposób, by nie zanudzać, by intrygować. Cieszyłam się ich aktywnością, chęcią zadawania pytań.

Test napisali szybko. Miałam nadzieję, że będę mogła wystawić same dobre oceny. Temat nie był trudny, ale wymagał analitycznego myślenia. Zawsze tak układałam pytania, by studenci mogli wykazać się nie tylko wiedzą, ale i kreatywnością, by używali wyobraźni. Kucie na pamięć to nie była moja taktyka. Zasada „trzy razy Z” nie obowiązywała u mnie. I studenci już się o tym przekonali. Mnie przede wszystkim zależało na tym, by oni żyli historią. Tak dużo wyniosłam z lekcji, których udzielała mi moja mama, że sama zaczęłam powielać jej metody.

– No, kochani, nie będę was długo trzymać w niepewności. W środę rano o tej samej godzinie zapraszam po wyniki. Mam nadzieję, że nas wszystkich ominie sesja poprawkowa. Wolałabym już dziś zacząć wakacje. – Uśmiechnęłam się do nich serdecznie.

– Pani profesor, a może kawa pożegnalna? Bo chyba już się nie zobaczymy.

– Prawda, więcej z wami zajęć mieć nie będę. Choć niektórzy piszą u mnie pracę magisterską. W takim razie jesteśmy umówieni. W środę po ogłoszeniu wyników idziemy na stary rynek na kawę. Oczywiście jeśli wszyscy zaliczycie.

– Przez naszego Jacusia może być ciężko i ominie nas kawa z naszą ukochaną panią profesor.

– Ej, co ty, stary. Uczyłem się, żadna historia mumii mi nie straszna.

– Wszystko się okaże, kochani. Dwie najbliższe nocki spędzę z waszymi pracami. A teraz życzę wam wszystkim wspaniałego dnia i do zobaczenia w środę, a mnie życzcie wytrwałości przy czytaniu waszych prac.

– Pani profesor, korzystając z okazji, że znaleźliśmy się wszyscy w jednym miejscu, chcielibyśmy podziękować za podróże w głąb świata starożytnego, ale przede wszystkim w głąb siebie samych. Była pani dla nas kimś więcej niż tylko wspaniałym profesorem. Potrafi pani nie tylko uczyć, ale przede wszystkim słuchać, leczyć ludzkie serca i rozumie każdego człowieka, zwłaszcza młodego, niepoukładanego, jak my. Poznać panią to był dla nas zaszczyt. A to – Borys przerwał przemowę i wręczył mi wspaniały bukiet kwiatów – skromy podarunek od nas wszystkich– dokończył.

Wzruszyłam się. Uwielbiam moich uczniów, ale ta grupa stała mi się szczególnie bliska. Przez pandemię, gdy byliśmy wszyscy zamknięci w domach, często do siebie pisaliśmy i rozmawialiśmy nie tylko o grobowcach, mumiach i historii starożytnego królestwa. W czasie przymusowego zamknięcia każdy z nas czuł się samotny, każdy potrzebował kontaktu z drugim człowiekiem. Pomagaliśmy sobie nawzajem. Nasze spotkania online były czymś więcej niż tylko wykładami. Stworzyliśmy grupę wsparcia i każdy z nas był w niej na równej pozycji, każdy z nas próbował sobie radzić z samotnością. Paradoksalnie poprzez zamknięcie bardziej się do siebie zbliżyliśmy. Nikt z nas nie musiał pędzić, każdy miał po prostu więcej czasu dla drugiego człowieka i na długie z nim rozmowy – o nim samym i o wszystkim, co mniej czy bardziej ważne. Ja też mogłam poznać siebie niejako na nowo.

– Kochani, nie wiem, co powiedzieć. Te słowa są piękne, bukiet również. Dziękuję wam, że uczestniczyliście w moich wykładach, za rozmowy, i za wspólnie spędzony, trudny czas izolacji. Jesteście wspaniałymi, wartościowymi ludźmi. Pamiętajcie o jednym, nie pozwólcie, by ktokolwiek odebrał wam miłość do tego, co kochacie. To pasje czynią nasze życie pięknym i znośnym. Na różnych ludzi traficie, w różnych ciężkich sytuacjach będziecie musieli się odnaleźć, ale nigdy nie zapominajcie, że jesteście wartościowymi ludźmi, i nie pozwólcie odebrać sobie siebie samych, niezależnie od tego, co będziecie robić. A teraz uciekajcie, bo się rozpłaczę, a to nie przystoi poważnej pani profesor – uśmiechnęłam się do nich – zwłaszcza że jestem umalowana.

Pożegnaliśmy się i zostałam sama. Zastanowiłam się, czy mojej mamie podobałoby się to miejsce. Latem dwa tysiące piętnastego roku Wydział Archeologii został przeniesiony na Kampus UAM Morasko, do nowego budynku i nikt z obecnie pracujących tu ludzi jej nie znał. No może poza małymi wyjątkami.

– Hej, piękna, jak tam twoje stadko? Jak im poszedł egzamin końcowy?

– Jeszcze nie wiem, wieczorem przysiądę do lektury.

– Okazałaś się łagodna czy dałaś im wycisk?

– Wydaje mi się, że byłam umiarkowanie wymagająca. Skończyli pisać przed czasem, więc jest szansa, że się dobrze przygotowali. A miałbyś trochę czasu dla mnie?

– W końcu umawiasz się ze mną na randkę?

– Maciek, jesteś moim najlepszym kumplem, wiesz o tym.

– Wiem, wiem, ale warto próbować, jesteś najładniejszą laską na tym wydziale.