Sekret profesora - Małgorzata Kasprzyk - ebook + książka

Sekret profesora ebook

Kasprzyk Małgorzata

3,9

Opis

W ostatnich latach przed wybuchem drugiej wojny światowej profesor Alojzy Dyszkiewicz, rozczarowany swoim małżeństwem i brakiem uczuć ze strony kobiety, którą poślubił, wdaje się w romans z inną. Obydwoje postanawiają jednak zakończyć tę przygodę, aby nie rozbijać swoich związków – on wraca do żony, ona do męża i pozornie cała sprawa odchodzi w niepamięć, tym bardziej że zbliża się już wojenny kataklizm…

 

Dwadzieścia lat później na Politechnice Warszawskiej dochodzi do przypadkowego spotkania dwóch studentek – Laury Dyszkiewicz i Adriany Karskiej. Ich niezwykłe podobieństwo budzi zdumienie kolegów. Laura lekceważy tę sprawę, Adriana natomiast postanawia ją rozwikłać. Bada przedwojenne dzieje swojej rodziny, gdyż podejrzewa, że dane w jej akcie urodzenia nie są zgodne z rzeczywistością. Wkrótce dokonuje odkrycia, które doprowadza ją na skraj załamania nerwowego…

 

Sekret profesora” to nie tylko historia rodziny, lecz również ludzkich błędów i słabości, za które płacą następne pokolenia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 255

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (11 ocen)
5
3
1
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
bookczystakartka

Całkiem niezła

Przyjemna lektura. Polecam
00
MonikaD1975

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo przyjemna lektura,ciekawa, szybko się czyta. Na pewno sięgnę po inne książki tej autorki.
00
kobierskawies

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo wykręciłam się w książki autorki, gorąco polecam
00
nagadowska111

Nie oderwiesz się od lektury

wspaniała,polecam
00
osirmina

Nie oderwiesz się od lektury

fajnie się czytalo
00

Popularność




Copyright © by Małgorzata Kasprzyk, 2021Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2023 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Adam Buzek

Zdjęcie na okładce: © by eclipse_images/iStock.pl (kobieta)

Zdjęcie na okładce: Narodowe Archiwum Cyfrowe, Archiwum Fotograficzne Zbyszka Siemaszki (tło)

Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree.com

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

ISBN 978-83-8290-241-9

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

CZĘŚĆ PIERWSZA

WARSZAWA, 1933

CZĘŚĆ DRUGA

DWADZIEŚCIA LAT PÓŹNIEJ

EPILOG

TRZYDZIEŚCI LAT PÓŹNIEJ

Mojej mamie

CZĘŚĆ PIERWSZA

Plan Miasta Stołecznego Warszawy z 1933r.Biblioteka Narodowa/domena publiczna

WARSZAWA, 1933

– Felicja jest już w zasadzie starą panną… – W głosie ciotki zabrzmiała szczeratroska.

– Chyba przesadzasz, moja droga – odparła matka. – Skończyła dopiero dwadzieścia sześćlat.

– No właśnie! Wszystkie jej rówieśnice mają mężów idzieci.

– Nie wszystkie. Córka mecenasa Wolskiego jeszcze nie wyszła zamąż.

– Ale się zaręczyła – nie ustępowałaciotka.

– Naprawdę? – W tonie matki dało się słyszeć szczere zdumienie. – Kiedy?

– W zeszłym tygodniu. Pani Wolska nie omieszkała zadzwonić do mnie z tą wieścią. Podobno ślub planowany jest nawiosnę.

Tym razem matce chyba zabrakło argumentów, ponieważ nie zareagowała. Ciotka zaś wykorzystała jej milczenie, abykontynuować.

– Powinnaś wreszcie podjąć konkretne działania – stwierdziła. – Teraz jest najlepszy moment. Od tego nieszczęsnego skandalu upłynęło kilka lat i ludzie prawie o nim zapomnieli. Na pewno znajdzie się jakiś chętny, zważywszy na posag Felicji i jejurodę.

– Ale ja nie wiem, czy ona będziechciała…

– Nie musisz o to pytać. Po prostu postaraj się ją wyswatać i tyle. W końcu sama będzie ciwdzięczna.

– Tak myślisz? – Matka chyba wciąż miaławątpliwości.

– Oczywiście – odparła stanowczo ciotka. – Kiedy urodzi dziecko, przestanie miewać migreny i ulegaćmelancholii.

Usłyszawszy kroki pokojówki, Felicja błyskawicznie odsunęła się od drzwi, pod którymi podsłuchiwała rozmowę matki i ciotki, po czym pobiegła do swego pokoju i zamknęła się w nim na klucz. Była wściekła. Gdyby ktoś inny usłyszał tę konwersację, mógłby pomyśleć, że to ona spowodowała przed czterema laty skandal, o którym plotkowała cała warszawska śmietanka towarzyska. Może nawet uznałby ją zaskompromitowaną…?

Tymczasem Felicja sama czuła się ofiarą i wciąż miała wielki żal do losu za to, co ją spotkało. Poznała wówczas przystojnego oficera lotnictwa, kapitana Brzozowskiego, w którym zakochała się bez pamięci. Kiedy odwzajemnił jej zainteresowanie, była w siódmym niebie. Słyszała wprawdzie plotki o jego wcześniejszym romansie z żoną bogatego fabrykanta z Żyrardowa, ale nie przywiązywała do nich większej wagi. Ostatecznie rzadko który mężczyzna bywa święty przed ślubem. Przyjęła zatem oświadczyny w nadziei, że jej narzeczony się ustatkuje – zwłaszcza gdy zostanie ojcem. W końcu sam fakt, że poprosił ją o rękę, świadczył o chęci założenia rodziny i uporządkowania spraw osobistych. Podobnego zdania byli jej rodzice, którzy bez wahania dali im swojebłogosławieństwo.

Narzeczeństwo stanowiło najszczęśliwszy okres w jej życiu. Wspólnie z matką szykowała wyprawę, planowała przyjęcie weselne, zamawiała nowe suknie… Wprawdzie kapitan miał dużo obowiązków i rzadko znajdywał czas na spotkania, ale zachowywał się w sposób niesłychanie romantyczny: ciągle przysyłał bukiety kwiatów oraz miłosne liściki pełne wyznań i zapewnień o swojejtęsknocie.

Któregoś dnia posłaniec dostarczył jej następną przesyłkę od niego. Felicja szybko otworzyła kopertę i… zamarła. Patrzyła na tekst, jakby go nie rozumiała, chociaż przekaz zasadniczo byłjasny.

Daj mi znać, jeśli Twój mąż jutro wyjedzie. Jestem wolny około szóstej, możemy spotkać się tam, gdziezawsze.

Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niej, że to nie ona była adresatką tejwiadomości.

Najwyraźniej kapitan korespondował również z kochanką, a posłaniec po prostu pomyliłkoperty…

Po kolejnej, jeszcze dłuższej, chwili zrozumiała również, że jego romans wcale się nie zakończył. Czyżby zaręczyny oraz planowany ślub miały stanowić zasłonę dymną, na którą się zdecydował, aby ostatecznie zamknąć usta plotkarzom? Wszystko wskazywało na to, że tak. Przecież dla niej nie miał czasu, a dla kochanki miał, skoro proponowałspotkanie…

Kiedy minął szok, Felicję ogarnął gniew. Poczuła się wykorzystana i oszukana. Ignorując jedną z zasad dobrego wychowania – „przyzwoita panna nigdy nie dzwoni do mężczyzny” – skontaktowała się z narzeczonym telefonicznie i zażądała, aby natychmiast do niej przyszedł. Musiała go niebywale zaskoczyć, gdyż niebawem pojawił się w salonie jej rodziców. Wtedy bez słowa podała mu otrzymanyliścik.

Jego reakcja utwierdziła ją o słuszności snutych podejrzeń. Nawet nie próbował się tłumaczyć, patrzył na tekst z takim samym zdumieniem, jak wcześniej ona. Jedynie trupia bladość twarzy wskazywała na to, że zrozumiał, co sięstało…

Wówczas Felicja zdjęła z palca pierścionek zaręczynowy i położyła go przed nim nastole.

– Nie mogę wyjść za mąż za człowieka, który oszukuje mnie jeszcze przed ślubem – wyjaśniłakrótko.

– Ale…

– Tylko nie próbuj kłamać. Ja już wiem, jaka jestprawda.

Tego samego wieczoru powiedziała rodzicom, że przypadkiem zdemaskowała swego narzeczonego, w związku z czym zerwała zaręczyny. Ich reakcja mocno jązaskoczyła.

– Chyba postąpiłaś zbyt pochopnie – stwierdziła matka. – Należało przynajmniej pozwolić muwytłumaczyć…

– Oczywiście – podchwycił ojciec. – Może coś źlezrozumiałaś?

– Zrozumiałam, że umawiał się na schadzkę z kochanką pod nieobecność jejmęża.

Rodzice wymienili między sobą pełne troskispojrzenia.

– Sądzisz, że…?

Matka nie dokończyła, jakby bała się sformułować myśl, która zaświtała jej wgłowie.

– Sądzę, że on wcale nie miał zamiaru z nią zerwać, nawet po naszymślubie.

– Po ślubie zerwałby z nią na pewno – rzekł ojciec. – Teraz czuł się jeszczewolny…

– Wybacz, tato, ale nie chcę ryzykować sprawdzania, czy masz rację – powiedziała stanowczo. – Mogłabym sięrozczarować.

– Ja cię wcale do tego nie namawiam. Nie chcę tylko, abyś podjęła pochopną decyzję, której później możeszżałować.

– Zdecydowanie nie będę żałować tego, że nie wyszłam za łajdaka i oszusta. Po oficerze wojska polskiego spodziewałam się bardziej honorowegozachowania.

– Ja w sumie też – przyznała matka. – Nie mogę uwierzyć, że tak postępował. Ale czy ty na pewno nie zmienisz zdania? Może za jakiś czas zechcesz mu wybaczyć i dać drugąszansę?

– W żadnym wypadku! Wolę zostać starą panną niż zdradzanążoną.

– Skorotak…

Wspominając tę rozmowę, Felicja uświadomiła sobie, że niechcący sprowokowała los: upłynęły cztery lata, a ona była na najlepszej drodze do tego, aby stać się starąpanną.

Początkowo w ogóle o tym nie myślała. Przestała bywać w towarzystwie, które żyło plotkami o jej zerwaniu z narzeczonym. On sam nie unikał tematu, mówiąc, że przyczyną ich rozstania była okazywana przez nią zazdrość – rzecz jasna bezpodstawna. Kiedy się o tym dowiedziała, znów ogarnął ją gniew, lecz tym razem posłuchała ojca, który doradził jej, by sama nie zabierałagłosu.

– Ludzie pogadają i przestaną – powiedział stanowczo. – Z czasem sprawa przycichnie, bo zainteresują się czymś nowym. Gdybyśmy mieszkali na prowincji, może potrwałoby to dłużej, ale w Warszawie tyle siędzieje…

Oczywiście okazało się, że miał rację. Za jakiś czas śmietanka towarzyska stolicy zaczęła żyć innymi wydarzeniami, a Felicja powoli doszła do siebie. Kiedy minął gniew i ustąpił ból, coraz częściej pojawiała się na spotkaniach towarzyskich. Wówczas zauważyła pewną zmianę: młodzi mężczyźni zaczęli się do niej odnosić z dużą powściągliwością. Nawet ci, którzy okazywali jej zainteresowanie przed zaręczynami i byli niepocieszeni, gdy przyjęła oświadczyny kapitana Brzozowskiego, teraz adorowali inne panny, a ją najwyżej zabawiali rozmową. Wiele razy zastanawiała się, z czego to wynika. Może uwierzyli, że jest skłonna do bezpodstawnej zazdrości? A może po prostu woleli nie ryzykować wiązania się z panną, która już raz zerwała zaręczyny tuż przedślubem?

Felicja starała się nie okazywać rozczarowania i powtarzała sobie, że wkrótce wszystko wróci do normy. Czas jednak płynął, a ona nadal była samotna. Kuzynki i znajome wychodziły za mąż, zostawały matkami, a jej nikt nawet nie poprosił o rękę. Mimo to wciąż wierzyła, że spotka mężczyznę, przy którym rozpocznie nowe życie – aż do teraz. Brutalne postawienie sprawy przez ciotkę, która nazwała ją starą panną, uświadomiło jej, że to wcale nie jest takie pewne. W dodatku czasu miała coraz mniej – już tylko trzy i pół roku pozostawało do trzydziestki, która była dla niezamężnej kobiety gwoździem do trumny. Dlatego na myśl o zaistniałej sytuacji nieoczekiwanie ogarnął jąstrach…

***

Dopiero dwa dni później Felicja dowiedziała się, że rozmowa matki i ciotki doprowadziła do pewnych praktycznychkonkluzji.

– Ciocia ma dla ciebie propozycję – powiedziała matka, gdy pod nieobecność ojca piły razemherbatę.

– Tak…?

– W pierwszej połowie lutego wybiera się do Lwowa, aby odwiedzić swoich krewnych. Sugeruje, abyś pojechała razem znią.

– Po co? Przecież ja tam nikogo nieznam.

Matka uśmiechnęła sięlekko.

– No właśnie! Ty nikogo nie znasz i nikt nie zna ciebie. Nikt nie słyszał o tym, że kiedyś zerwałaś zaręczyny na miesiąc przedślubem…

Felicja nagle doznałaolśnienia.

– Ciocia myśli, że tam szybciej znajdęmęża?

– Oczywiście!

Zdumienie sprawiło, że nieodpowiedziała.

– Wydaje mi się, że ma rację – mówiła tymczasem jej rodzicielka. – Jesteś piękną dziewczyną, więc na pewno zrobisz wrażenie, gdy pojawisz się w towarzystwie. Przecież obiektywnie rzecz biorąc, stanowisz świetną partię: pochodzisz z szanowanej rodziny, masz duży posag… Gdyby nie ten skandal, już dawno byłabyśmężatką.

Ponieważ Felicja w dalszym ciągu milczała, matka postanowiła dać jej czas na przemyśleniesprawy.

– Zastanów się nad tym spokojnie – powiedziała, spoglądając na nią z czułością w oczach. – Wiesz, że ciocia chce dla ciebiedobrze.

– No tak, w końcu jest moją chrzestną – zgodziła sięFelicja.

Matka była wyraźnie zadowolona, że zdołała jąprzekonać.

– Daj mi znać, jak podejmiesz decyzję – poprosiła. – Teraz muszę się zająć przygotowaniami dokolacji.

Felicja bezwiednie skinęła głową, prawie nie słysząc jej ostatnich słów. Wciąż nie otrząsnęła się zezdumienia…

Wiedziała, że jest źle, ale nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo! Więc doszło do tego, że ona – córka jednego z najsłynniejszych warszawskich prawników – musi szukać męża na prowincji? Wprawdzie Lwów był dużym miastem, ale nie umywał się do stolicy! Nigdy nie odczuwała chęci, aby tam jechać, a myśl o przeprowadzce nawet nie powstała jej w głowie. Była zakochana w Warszawie i przez pierwszy okres młodości uchodziła za ozdobę tutejszego towarzystwa. Dopiero ten skandal spowodował, że jej gwiazda straciłablask.

Teraz znów poczuła się niesłusznie napiętnowaną ofiarą. Dlaczego musiała ponosić konsekwencje tego, że jej narzeczony okazał się draniem? Przecież to on ją oszukiwał, a nie ona jego! Miała się z tym pogodzić i udawać, że o niczym nie wie? Nie potrafiła być taka obłudna! Poza tym chciała chociaż trochę szanować mężczyznę, z którym będzie dzielić życie, a szacunek dla kapitana straciła bezpowrotnie po przeczytaniu tego nieszczęsnego listu. Nie mogła zatem zrozumieć, czemu tak nagle utraciła wielbicieli. Wszyscy się bali, że ich też zechce porzucić przedślubem…?

Nieoczekiwanie pomyślała, że już nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Musiała rozważyć wyjazd z ciotką do Lwowa – tam miała istotnie większe szanse na znalezienie męża. Oczywiście mąż z prowincji byłby niejako przyznaniem się do klęski, oficjalnym potwierdzeniem tego, że w Warszawie nikt jej nie chciał. Ale może lepszy taki niżżaden?

Felicja żywiła głębokie przekonanie, że nie ma nic gorszego od staropanieństwa. Nie zamierzała być gderliwą, zasuszoną, wzbudzającą politowanie kobietą. Czasami wspominała daleką kuzynkę matki, która nie wyszła za mąż i pozostawała na łasce brata, zajmując się wychowaniem jego dzieci niczym płatna niania. Za nic na świecie nie chciała takiego losu. Wprawdzie jej sytuacja finansowa przedstawiała się lepiej, ponieważ była jedyną córką bogatego człowieka, ale to stanowiło marną pociechę. I tak każda koleżanka, która wyszła za mąż, miałaby prawo patrzeć na nią zsatysfakcją.

Poza tym Felicja chciała mieć dziecko. Wiele jej rówieśnic zostało już matkami, toteż zawsze, gdy je odwiedzała, czuła bolesny skurcz serca. Tak bardzo pragnęła wziąć na ręce własne maleństwo i usłyszeć, jak mówi „mama”. Tak bardzo chciała je całować, kołysać i tulić do snu. Jeśli miała spełnić to marzenie, musiała zdecydować się namałżeństwo!

Zmuszona była zatem dojść do wniosku, że nie stać jej na odrzucenie propozycji ciotki. Powinna pojechać z nią do Lwowa i zobaczyć, co z tego wyniknie. Wprawdzie zupełnie inaczej wyobrażała sobie swoją przyszłość: marzyła o ślubie w Warszawie z kimś znaczącym i bogatym, kto wzmocniłby jeszcze jej pozycję towarzyską; chciała zamieszkać w pięknej kamienicy w Śródmieściu, najlepiej na Nowym Świecie lub w Alejach Jerozolimskich; pragnęła być gwiazdą tutejszej socjety. Nic jednak nie wskazywało na to, aby te marzenia miały się ziścić, więc musiała pogodzić się zlosem.

Podjąwszy decyzję, poszła do jadalni, gdzie jej rodzicielka doglądała przygotowań dokolacji.

– Mamo, zdecydowałam się – powiedziała cicho. – Pojadę z ciocią doLwowa.

Ta informacja sprawiła, że twarz matki rozjaśniłuśmiech.

– Bardzo się cieszę – odparła spontanicznie. – Może faktycznie poznasz tam kogoś ciekawego… A nawet jeśli nie, to przynajmniej trochę sięrozerwiesz.

– Mamnadzieję.

Matka objęła ją ramionami iprzytuliła.

– Kochanie, ja wiem, jak się czujesz – przyznała. – Nie powinnaś ponosić konsekwencji tego, że twój narzeczony niegodziwie postępował. Na pewno w końcu spotkasz człowieka, który wynagrodzi ci tamtorozczarowanie.

– Wystarczy, że się ze mną ożeni i będzie dobrym mężem – odparła Felicja, nie kryjącgoryczy.

– Skoro masz takie małe wymagania, to jeszcze wszystko jest możliwe – podsumowałamatka.

Felicja odwzajemniła uścisk i przez chwilę obie trwały w milczeniu. Córka zdawała sobie sprawę, że matka też odczuwa pewne rozczarowanie zaistniałą sytuacją. Nie tak wyobrażała sobie przyszłość ukochanejjedynaczki.

– Pójdę już do siebie – powiedziała, nie chcąc jej więcejprzeszkadzać.

Matka pogładziła ją pogłowie.

– Oczywiście, pójdź i się przebierz. Przecież wieczorem mamygości.

– Jakichgości?

– Zapomniałaś, że tata zaprosił dziś na kolację tychprofesorów?

Rzeczywiście Felicja zupełnie o tym zapomniała. Słyszała wprawdzie, że ojciec reprezentuje dwóch uczonych z Politechniki Warszawskiej w sprawie związanej z naruszeniem praw patentowych, ale zupełnie wypadło jej z głowy, że przyjdą do nich na kolację. Takie spotkania odbywały się bowiem rzadko – mecenas Gorczyca zapraszał do domu tylko swoich najlepszych i najbardziej wpływowychklientów.

– Tata będzie z nimi dyskutował o procesie, a my będziemy bawić rozmową ich nudne żony? – zapytała szeptem, aby nie usłyszała jej żadna zpokojówek.

Matka najpierw zareagowała oburzonym spojrzeniem, ale później lekko się uśmiechnęła. Sama też traktowała tę kolację jak przykryobowiązek.

– Tylko żonę profesora Zielińskiego – odparła szeptem. – Profesor Dyszkiewicz jestwdowcem.

***

Alojzy Dyszkiewicz nie zamierzał powtórnie się żenić. Tragedia, którą przeżył przed dziesięciu laty, sprawiła, że całkowicie poświęcił się pracy naukowej. Wykłady, badania i egzaminy bez reszty zajmowały mu czas, pozostawiając jedynie margines niezbędny do podtrzymywania relacji z dalszą rodziną oraz znajomymi. Zaowocowało to szybką karierą i uzyskaniem tytułu profesora w wieku czterdziestu lat. W dniu, kiedy oficjalnie otrzymał nominację, nieoczekiwanie pomyślał, że Jadwiga byłaby z niego bardzo dumna i… popadł w chwilową depresję. Uświadomił sobie, że jest na świecie zupełnie sam, skoro nie może z nikim dzielić swojej radości. Rodzina nie rozumiała doniosłości wydarzenia, a znajomi z uczelni po cichu mu zazdrościli. Wyłącznie ona potrafiłaby cieszyć się jego sukcesem z całegoserca…

Ich małżeństwo trwało zaledwie dwa lata. Pobrali się z wielkiej, szalonej miłości, toteż bardzo pragnęli mieć dziecko. Kiedy ich starania przyniosły rezultat, Alojzy był w siódmym niebie. Z zapałem urządzał pokoik dla swego potomka, ignorując wszelkie twierdzenia, że należy się wstrzymać, aby nie zapeszyć. Tamtej nocy, gdy żona dostała krwotoku, też o tym nie myślał, tylko błagał lekarzy, by ją ratowali, ponieważ nie potrafił bez niej żyć. Niestety ich wysiłki na nic się zdały i nad ranem Jadwiga zmarła. Kiedy Alojzy wrócił do pustego mieszkania, a potem zobaczył pięknie urządzony pokój dziecięcy, chwycił się za głowę i – po raz pierwszy w życiu – wybuchnął gwałtownym płaczem. Nieoczekiwanie pomyślał, że należało posłuchać życzliwychludzi…

Od tamtej pory był samotnikiem. Gdzieś w głębi duszy żywił przekonanie, że nikt nie będzie w stanie go zrozumieć, więc nie ma sensu z nikim rozmawiać o tym, co się stało. Jedynie profesor Zieliński pozostawał jego przyjacielem, zwłaszcza od czasu, gdy obaj wykryli naruszenie swoich praw patentowych i zdecydowali się wytoczyć proces firmie, która chciała za darmo korzystać z owoców ich wspólnej pracy. Jednak nawet jemu trudno było namówić Alojzego do wzięcia udziału w jakimkolwiek spotkaniu towarzyskim. Kiedy usłyszał, że mecenas Gorczyca zaprosił ich na kolację, też pokręciłgłową.

– Czy to konieczne? – zapytał wprost. – Przecież z naszym prawnikiem spotykamy się wkancelarii.

– Tak, ale dobrze jest nawiązać bliższy kontakt. Kto wie czy nie będziemy go jeszcze kiedyśpotrzebować…

– Myślisz, że lepiej pozostawać z nim w przyjacielskichstosunkach?

– Oczywiście. Wtedy zawsze będziemy mogli na niegoliczyć.

Ostatecznie Alojzy uznał słuszność tej argumentacji. Rzeczywiście warto było mieć po swojej stronie jednego z najlepszych warszawskich prawników. Honorarium było kwestią oczywistą, lecz niekoniecznie musiało oznaczać, że mecenas zaangażuje się w sprawę całym sercem. Tymczasem oni chcieli, aby nie traktował ich jak rutynowego przypadku. Mieli nadzieję ustanowić pewien precedens, który pomógłby innym uczonym w dochodzeniu swoich praw wobec nieuczciwych przedsiębiorców, a takim precedensem mogłaby być odpowiednio wysoka kara dla sprawcy. Dlatego zaangażowali mecenasa Gorczycę i liczyli na jegopomoc.

Mimo to Alojzy poszedł na kolację do niego bez żadnego entuzjazmu – potraktował ją jak obowiązek do spełnienia, a nie jak przyjemność. Zupełnie odruchowo włożył wieczorowy garnitur, jeszcze bardziej odruchowo spryskał się wodą kolońską, po czym na pocieszenie powiedział sobie, że cała sprawa na pewno nie potrwa dłużej niż dwiegodziny.

Ostatecznie kolacja w domu mecenasa Gorczycy trwała trzy godziny, a on nawet nie zauważył upływu czasu. Siedział przy stole naprzeciwko córki gospodarza – pięknej, poważnej panny o cudownych błękitnych oczach. Te oczy wpatrywały się w niego najpierw ze zdziwieniem, potem z zainteresowaniem, a na końcu z podziwem. Niestety Alojzy nie miał pojęcia, z czego to wynikało. Owszem, brał czynny udział w rozmowie przyjaciela z jej ojcem i aktywnie odnosił się do kwestii procesowych, gdyż na wszelki wypadek sam przestudiował stosowne przepisy, ale nie przypuszczał, aby mógł jej tym zaimponować. A może wyobrażała sobie, że naukowiec to człowiek, który buja w obłokach i nie ma pojęcia o życiu? Albo poznała wcześniej innych klientów ojca, którzy wykazywali się całkowitą ignorancją w zakresie przepisów prawnych? Niezależnie od tego, która z tych koncepcji była bliższa prawdzie, jednemu nie mógł zaprzeczyć: te spojrzenia sprawiły mu nieoczekiwanąprzyjemność…

Na zakończenie wieczoru spotkała go kolejna niespodzianka: przy pożegnaniu panna Felicja powiedziała, że ma nadzieję, iż odwiedzi ich ponownie. Jej rodzice podchwycili tę sugestię i dodali, że zawsze będzie u nich mile widzianym gościem. Nieco zmieszany, obiecał znaleźć wolną chwilę na następną wizytę. Potem on i profesorostwo Zielińscy ostatecznie pożegnali się zgospodarzami.

Dopiero kiedy wyszli, zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Czuł się ogromnie zaskoczony złożoną obietnicą – od tak dawna nikt nie potrafił go namówić na spotkanie towarzyskie! Przyjaciel i jego żona zaś potraktowali tę kwestię zupełnienaturalnie.

– Wpadłeś w oko pannie Felicji – stwierdziłaKlotylda.

– Tak, dlatego cię zaprosiła – zawtórował jejmąż.

– To się musiałostać…

– Nie możesz przecież być wdowcem do końcażycia…

– Zwłaszcza że jesteś jeszcze młody iprzystojny…

– O czym wy mówicie? – zapytałzdumiony.

– O tym, że panna Felicja się tobą zainteresowała – wyjaśniłMieczysław.

– Oczywiście – potwierdziła jego żona. – Przez cały wieczór nie spuszczała z ciebiewzroku.

Alojzy aż przystanął z wrażenia. Ona się nim zainteresowała jako mężczyzną…? Z tego wynikały jej spojrzenia…? Na to by w życiu niewpadł!

– Chyba wam się zdawało – powiedziałniepewnie.

Klotylda roześmiała się, usłyszawszy tesłowa.

– Mój drogi, obydwoje nie mogliśmy się pomylić – stwierdziłastanowczo.

W tym momencie podjechała dorożka, więc musieli przerwać rozmowę. Dopiero gdy wsiedli, żona jego przyjacielakontynuowała:

– Słyszałam, że ona była kiedyś zaręczona z jakimś oficerem, ale do ślubu nie doszło. Podobno zerwała, bo dawał jej powody dozazdrości.

– To był znany kobieciarz – uzupełnił jejmąż.

– W takim razie dobrze, że poznała się na nim jeszcze przed ślubem – podsumował krótkoAlojzy.

– Tak czy inaczej musiała już dojść do siebie po doznanym rozczarowaniu. – W głosie Klotyldy zabrzmiało przekonanie. – Przecież ono miało miejsce kilka lattemu…

– Aż dziwne, że wcześniej nie wyszła za mąż – powiedziałMieczysław.

– Może tym razem czekała na poważnegoczłowieka?

– W takim razie nie mogła trafićlepiej!

Po wymienieniu tych uwag profesorostwo Zielińscy jednocześnie sięroześmieli.

– Wy naprawdę myślicie, że…

Alojzy nie miał odwagi powiedzieć tegogłośno.

– Naprawdę – zapewniła go Klotylda, a jej mąż dodatkowo pokiwałgłową.

– Nawet ślepy by tozauważył!

Ta rozmowa sprawiła, że profesor Dyszkiewicz wrócił do domu w stanie lekkiego szoku. Nie zdjął butów, tylko poszedł wprost do salonu, nalał sobie kieliszek koniaku i bezwładnie opadł na fotel. Miał wrażenie, że w jego życiu wydarzyło się coś dziwnego, czego w ogóle nie planował. Myślał przecież wyłącznie o pracy naukowej, zupełnie ignorując fakt, iż mógł zacząć wszystko od nowa: ożenić się, założyć rodzinę… Co więcej, żywił przekonanie, że tak już zostanie, chociaż niekiedy ciążyła mu samotność. Wątpił jednak, aby ktoś mógł zrozumieć jego odczucia, dlatego z nikim się nimi nie dzielił. Wolał uchodzić za dziwaka. Dla naukowca nie było to wielkim problemem, gdyż ci najbardziej genialni z reguły mieli podobnąreputację.

W rezultacie teraz nie mógł uwierzyć, że zwróciła na niego uwagę młoda kobieta. Potrzebował więcej czasu, aby oswoić się z tym nieoczekiwanym zwrotem w swoim życiu. Pomyślał tylko, że skoro Felicja doznała poważnego rozczarowania uczuciowego, musiała przez dłuższy okres czuć się samotna i nierozumiana przez nikogo – podobnie jak on. Pewnie dlatego wcześniej nie zdecydowała się namałżeństwo…

***

Chociaż matka powiedziała jej, że profesor Dyszkiewicz jest bezdzietnym wdowcem, Felicja nie zainteresowała się nim od razu. Wyobrażała go sobie bowiem jako mężczyznę co najmniej sześćdziesięcioletniego o siwych włosach i naznaczonej zmarszczkami twarzy. Nie szykowała się zatem na spotkanie ze szczególnym entuzjazmem, wciąż traktując zaplanowaną kolację jako obowiązek. Dopiero gdy go zobaczyła, zaczęła żałować, że nie ubrała się bardziej kobieco – na przykład w suknię z większym dekoltem. Jej skromna toaleta w kolorze przydymionego różu była wprawdzie ładna, ale nie eksponowała specjalnie ramion ani piersi. Tymczasem gość okazał się godnyzainteresowania!

Najpierw Felicja ze zdumieniem stwierdziła, że on może mieć najwyżej czterdzieści lat, czyli jak na profesora jest dość młody. To nasunęło jej wniosek, że zapewne jest też wybitnie zdolny, skoro tak szybko zrobił karierę naukową. Pod wpływem tych myśli przyjrzała mu się dokładniej i zauważyła jedynie drobne zmarszczki w kącikach oczu oraz… całkowity brak srebrnych nitek we włosach. Te ostatnie mogły się wprawdzie kryć w gęstwinie jasnych włosów, lecz to nie zmieniało faktu, że były zupełnie niewidoczne. Ogólnie rzecz biorąc, profesor wyglądał młodo iatrakcyjnie.

W czasie rozmowy przy stole dodatkowo ją zaskoczył, gdyż dyskutował z jej ojcem o procesie tak, jakby był specjalistą w dziedzinie prawa, a nie mechaniki. Wtedy znowu pomyślała, że jest niezwykle inteligentny, skoro rozumie te wszystkie przepisy i paragrafy. Ona nie cierpiała kolacji z klientami ojca właśnie dlatego, że zawsze nudziła się śmiertelnie i koncentrowała swoją uwagę głównie na tym, by przypadkowo nie ziewnąć. To był pierwszy wieczór, kiedy naprawdę zaciekawiła ją prowadzonarozmowa.

Pod wpływem tych spostrzeżeń i szczerego zainteresowania profesorem spontanicznie zaproponowała, aby ich znowu odwiedził. Rodzice szybko ją poparli, nie okazując najmniejszego zdziwienia taką inicjatywą. Obydwoje w lot zrozumieli, o cochodzi.

Dopiero po wyjściu gości zasypali córkępytaniami.

– Podobał cisię?

– Naprawdę się nimzainteresowałaś?

– Uważasz, że jest w odpowiednim wieku dlaciebie?

Felicja na wszystkie pytania odpowiadała skinieniem głowy i radosnymuśmiechem.

– Byłby świetnym kandydatem na męża – przyznała. – Poważny, zamożny, inteligentny…

– Nie wiadomo tylko, czy chce się drugi raz ożenić – westchnąłojciec.

– Przecież mówiłeś, że owdowiał dziesięć lat temu – przypomniała mu matka. – Przez ten czas na pewno pogodził się zlosem.

– Tak, ale pochłonęła go karieranaukowa.

– To oczywiste, skoro tak młodo został profesorem. Ale nie sądzę, żeby zupełnie przestał zwracać uwagę nakobiety…

– Nawet jeśli przestał, to przecież może znowu zacząć – podsumowała sprawęFelicja.

– W każdym razie bardzo dobrze zrobiłaś, sugerując mu, aby nas ponownie odwiedził – stwierdziła matka. – Powinniście się spotkać jeszcze raz. Wtedy zobaczysz, czy coś może z tegowyniknąć.

– Zgadzam się – powiedział ojciec. – Jedno spotkanie to za mało. Kiedy przyjdzie drugi raz, przyjrzycie się sobie dokładniej. Wtedy już będzie można wysnuć jakieś wstępnewnioski.

Kiedy ojciec zaczynał używać takich sformułowań, matka z reguły zwracała mu uwagę, że nie jest na sali sądowej, lecz teraz była zbyt podekscytowana, aby dostrzegać podobne drobiazgi. W gruncie rzeczy myślała z niechęcią o wyjeździe Felicji do Lwowa, gdyż nie chciała stracić ukochanej córki. Dlatego nieoczekiwany kandydat na męża mieszkający w Warszawie wydał jej się wybawieniem. Poza tym profesor Dyszkiewicz był człowiekiem, który śmiało mógł uchodzić za lepszą partię niż kapitan Brzozowski, więc ewentualne małżeństwo z nim stanowiłoby dla Felicji triumf towarzyski, a jej dałoby możliwość podkreślania, że „nie ma tegozłego…”.

Oczywiście najpierw należało doprowadzić do tego ślubu, toteż poprosiła męża, aby przy najbliższym spotkaniu w kancelarii dyskretnie przypomniał profesorowi o złożonej obietnicy – na wszelkiwypadek.

– Naukowcy bywają roztargnieni – dodała.

– Wezmę to pod uwagę – odparłspokojnie.

Felicja była zachwycona współpracą rodziców, którym najwyraźniej spodobał się plan oczarowania profesora Dyszkiewicza i doprowadzenia go do ołtarza. Miała tylko nadzieję, że zdołała wzbudzić jego zainteresowanie. Wprawdzie podczas kolacji kilka razy odwzajemnił jej spojrzenie i raz się nawet uśmiechnął, ale mogło to wynikać jedynie z towarzyskiej uprzejmości. Poza tym przez cały czas był zajęty rozmową oprocesie…

Następny dzień rozstrzygnął jej wątpliwości, gdyż po południu posłaniec dostarczył do ich domu dwa bukiety kwiatów: jeden dla matki z podziękowaniem za wspaniałą kolację, a drugi dla niej z podziękowaniem za miłe towarzystwo. Wtedy obie zgodnie stwierdziły, że profesor jest prawdziwym dżentelmenem, a Felicja dodatkowo nabrała pewności siebie. Przez kilka kolejnych dni żyła zatem marzeniami o przyszłości. Może uda jej się zostać w Warszawie i tutaj wyjść za mąż? Może nie będzie już kandydatką na starą pannę, tylko panią profesorową? Może wreszcie zaimponuje wszystkim znajomym, którzy dotąd jej współczuli? Byłobywspaniale!

Kiedy jednak ojciec przyniósł z kancelarii wiadomość, że profesor potwierdził zaproszenie na podwieczorek, wpadła w lekką panikę. O czym ona będzie z nim rozmawiać…? Na jakiej podstawie doszła do wniosku, że taki inteligentny mężczyzna uzna ją za odpowiednią kandydatkę na towarzyszkę życia? A jeśli się rozczaruje podczas tegospotkania…?

W rezultacie ogarnęło ją zwątpienie, toteż oczekiwała gościa, walcząc z tremą. Powtarzała sobie, że musi ją pokonać, aby zrobić dobre wrażenie, ale nie była pewna, czy jej się uda. Gdy matka zauważyła, że profesor się spóźnia, nawet poczuła ulgę. Może coś mu wypadło i przyjdzie innegodnia?

Niestety w tym momencie pokojówka zaanonsowała jego przybycie, a chwilę później on sam pojawił się w salonie i zaczął przepraszać panie za swojespóźnienie.

– Rozmawialiśmy na uczelni o tym nowym kanclerzu Niemiec – wyjaśnił. – On robi bardzo nieciekawe wrażenie. Ledwie wygrał wybory, a już zaczął zgłaszać pretensje i wysuwaćroszczenia.

– Słyszałam o nim – przyznała mecenasowa. – Nazywasię…

– Adolf Hitler – włączyła się Felicja. – Ja też o nim słyszałam. Niektórzy twierdzą, że jest niebezpieczny i może doprowadzić do nowejwojny.

Jej matka załamałaręce.

– Przecież poprzednia zakończyła się piętnaście lat temu! Naprawdę uważacie, że Europie grozikolejna?

– Kto wie? – odparł profesor. – Ten człowiek utrzymuje, że Niemcy zostały skrzywdzone zapisami w traktacie wersalskim i teraz należy im się zadośćuczynienie. Nie wiadomo, jak daleko się posunie w swoichżądaniach.

Wkrótce całą trójkę pochłonęła rozmowa o sytuacji w Europie. Felicja zapomniała o tremie, jej matka przestała myśleć o przyszłości, a profesor zachowywał się tak naturalnie, jakby bywał w ich domu od zawsze. Kiedy pół godziny później dołączył do nich ojciec Felicji, od razu zauważył, że wszystko idziedobrze.

– Widzę, że interesuje was polityka – powiedział, wchodząc dosalonu.

– To ja przypadkiem wspomniałem o nowym kanclerzu Niemiec – wyjaśniłprofesor.

– Tym z wąsikiem? – Na twarzy mecenasa pojawił się wyraz niesmaku. – Okropny typ! Nie może przeżyć utraty ziem na wschodzie i zachodzie, chociaż Wielkopolska i Śląsk należały wcześniej do Polski, a Alzacja i Lotaryngia do Francji. Nie sądzę jednak, aby posunął się do rozpoczęcia kolejnej wojny. Niemcy są osłabione, poza tym zostały częściowozdemilitaryzowane…

– Na razie nie – zgodził się profesor. – Ale kto wie co będzie później. Jego polityka od początku wydaje się agresywna i nastawiona na odwet. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że Niemcy również mają dość wojen, zwłaszcza po stratach, które ponieśli w poprzedniej. Zginęło ich przecież ponad dwa miliony, a ilu zostałorannych…

– No właśnie – podchwyciła mecenasowa. – Dlatego ja nie wierzę w kolejną wojnę. Po tej tragedii, jaką była ostatnia, ludzie we wszystkich krajach pragną pokoju. Zresztą trudno, żeby było inaczej, skoro prawie każda rodzina kogoś straciła. Dlatego politycy będą starali się unikać konfliktów zbrojnych w obawie przed utratą poparcia. Ten Niemiec też trochę pokrzyczy iprzestanie.

– To nie Niemiec, tylko Austriak – wtrąciłaFelicja.

– Oby pani miała rację – podsumował profesor, zwracając się do jej matki. – Wojna to strasznarzecz!

– Dlatego uważam, że powinniśmy zmienić temat – stwierdził mecenas. – Po co rozmawiać o możliwych kataklizmach? Trzeba być optymistą i wierzyć, że do nich niedojdzie.

– Masz rację, tato – poparła go Felicja. – Opowiedz nam lepiej, jakie zrobiłeś postępy w sprawie panówprofesorów.

***

Obudziwszy się rano po pamiętnej kolacji w domu mecenasa Gorczycy, Alojzy z niemałym zdziwieniem przypomniał sobie komentarze Klotyldy i Mieczysława. Obydwoje sugerowali, że wpadł w oko córce gospodarza? Naprawdę? Teraz, w świetle dnia, wydało mu się to niedorzeczne. Może tylko z niego żartowali, a on dał sięnabrać?

Jego ścisły umysł podpowiadał mu, że powinien to sprawdzić. W końcu panna Felicja zasugerowała, aby przyszedł do nich na podwieczorek. W takim razie skorzysta z zaproszenia i przekona się, jak sprawystoją.

Pod wpływem tego postanowienia wysłał do domu mecenasa dwa bukiety kwiatów – uznał, że tak będzie bezpieczniej, gdyż jego gest zostanie uznany za zwykłą uprzejmość. Gdyby pomyślał tylko o kwiatach dla Felicji, zasugerowałby osobiste zainteresowanie, a z tym nie miał zamiaru się spieszyć. Chciał najpierw odwiedzić ją powtórnie i przekonać się, czy sugestie profesorostwa Zielińskich miały jakieśpodstawy.

Niestety wizyta nie wyjaśniła sprawy do końca. Córka mecenasa traktowała go uprzejmie, ale nie próbowała z nim flirtować – przynajmniej nie w taki sposób, jak czyniły to panny w latach jego młodości, kiedy był zaledwie dobrze zapowiadającym się pracownikiem naukowym Politechniki Warszawskiej. Słuchała z uwagą tego, co mówił, odpowiadała bardzo rozsądnie i często się uśmiechała, ale nie robiła „słodkich oczu” ani nie próbowała żartować. Mimo to nie był rozczarowany, przyszło mu bowiem do głowy, że mężczyzn w jego wieku nie uwodzi się tak jak młodzieńców. Panna Felicja najwyraźniej wyczuwała to i dlatego okazywała mu zainteresowanie w sposóbsubtelniejszy.

Co do tego, że za jej zachowaniem kryło się coś więcej niż zwykła towarzyska uprzejmość, nabrał przekonania dopiero później. Pod koniec wizyty rozmowa zeszła bowiem na nowe premiery teatralne i wówczas mecenasowa zapytała, czy nie miałby ochoty wybrać się z nimi na przedstawienie. Kiedy wyraził zgodę, twarz jej córki ozdobił promiennyuśmiech.

– Na pewno będziemy się wspaniale bawić – stwierdziłaspontanicznie.

Wtedy zrozumiał również, że sam ma ochotę na to wyjście tylko ze względu na nią. Nie był w teatrze od lat i nazwiska takich gwiazd jak Hanka Ordonówna, Loda Halama, Eugeniusz Bodo czy Adolf Dymsza kompletnie nic mu nie mówiły. Owszem, widywał je czasami na afiszach, lecz na tym sprawa się kończyła. Chciał pójść do teatru wyłącznie dlatego, by spędzić kolejny wieczór z Felicją – patrzeć na nią, słuchać jej opinii o przedstawieniu i o gwiazdach. Tego wieczoru spodobał mu się jej spokojny, wyważony sposób bycia. Uświadomił sobie, że nie mógłby się zainteresować jakąś wesołą trzpiotką, choćby była równie ładna jak ona. Jako dojrzały mężczyzna mógł zwrócić uwagę tylko na poważną kobietę, której uroda łączyła się z pewnym doświadczeniemżyciowym.

Żegnając się z gospodarzami, miał już świadomość tego, że rozpoczęło się coś, co może na trwałe zmienić jego spokojną, wręcz monotonną egzystencję. Ku swemu zdumieniu nie odczuwał jednak ochoty, aby się przed tym bronić. Być może gdzieś w głębi duszy zachował nieśmiałe pragnienie, by jego życie w przyszłości nieco się zmieniło. Od tylu lat był sam, że zupełnie nie zdawał sobie z tego sprawy. Dopiero spotkanie Felicji otworzyło mu oczy – poczuł nagle, że nie jest jeszcze na tyle stary, by oddawać się tylko nauce, więc naprawdę mógłby pomyśleć o innych urokachżycia…

Te uroki symbolizowały w tej chwili jej smukła sylwetka, którą przez cały wieczór mógł swobodnie podziwiać, a także błękitne oczy i promienny uśmiech. Nie mógł zaprzeczyć, że Felicja jest bardzo atrakcyjna, a co więcej robi wrażenie mądrej kobiety – takiej, która orientuje się w bieżących wydarzeniach politycznych, sporo wie o sztuce, ma duże obycie towarzyskie i potrafi w ciekawy sposób prowadzić rozmowę. Dlaczego zatem nie miałby zainteresować się nią bliżej, skoro – jak twierdzili profesorostwo Zielińscy – wpadł jej w oko? Przecież zachęcając go, by wybrał się z nią i jej rodzicami do teatru, w zasadzie topotwierdziła!

Myślał o tym przez kolejne dni i nabierał coraz większej ochoty, aby zacieśnić tę znajomość oraz zobaczyć, dokąd go zaprowadzi. Przed wyjściem na przedstawienie kupił nawet nowy krawat, chcąc wyglądać bardziej elegancko. Wprawdzie gdy go założył, przyszło mu do głowy, że powinien kupić także nowy garnitur, lecz na to było już za późno. Nieoczekiwanie pomyślał wtedy, że kupi, jeśli będzie siężenił…

Te refleksje nieco go rozstroiły. Jeszcze w dorożce powtarzał sobie, że nie powinien się spieszyć z podejmowaniem takiej ważnej życiowejdecyzji.

Owszem, Felicja mu się podobała, ale przecież nie był w niej zakochany. Tymczasem pierwsze małżeństwo zawarł z miłości, więc żywił przekonanie, że podobnie powinno być z drugim – o ile do niegodojdzie.

Kiedy dotarł na miejsce, zapomniał jednak o swoich wątpliwościach. Felicja nigdy nie wyglądała tak pięknie! Podczas spotkań w domu rodziców nosiła eleganckie, lecz skromne toalety, do teatru natomiast wybrała śmiałą kreację odsłaniającą ramiona i zaczesała włosy do góry, chcąc wyeksponować dekolt. Wszyscy panowie się za nią oglądali! Alojzy nie mógł zatem uwierzyć, że to on towarzyszy jej tego wieczoru. Z ogromną przyjemnością zajął miejsce w loży wynajętej przez mecenasa i wcale nie poczuł się skrępowany, gdy zauważył skierowane w kierunku tej loży lornetki. Niech ludzie patrzą i plotkują – co mutam!

Na szczęście dla niego przedstawienie było utrzymane w lekkim kabaretowym stylu – takiego wyboru dokonali państwo Gorczyca, chcąc się trochę zrelaksować. On sam wtedy nie protestował, ponieważ było mu wszystko jedno, a teraz nawet się cieszył, gdyż nie mógłby skupić uwagi na poważnej sztuce. Właściwie bardziej niż gwiazdy na scenie interesowała go siedząca obok pięknakobieta…

W czasie antraktu zaproponował jej, by wyszli się czegoś napić, na co przystała z ochotą. Mecenas i jego małżonka zaś postanowili pozostać w loży. Wobec tego Felicja i Alojzy skierowali się do bufetu tylko we dwoje, w dalszym ciągu budząc zainteresowanie mijanychznajomych.

– Na co ma pani ochotę? – zapytał.

– Poproszę o kieliszek białego wina – odparła Felicja zdecydowanymgłosem.

Dopiero kiedy przyniósł żądany trunek, zauważył jej irytację. Nim spróbował odgadnąć, czym może być spowodowana, usłyszałpytanie.

– Co pan myśli o tym wielkimprzeboju?

– Miłość ci wszystko wybaczy? –zapytałniepewnie.

Taki tytuł miała piosenka, która zebrała największe brawa, ale nie był przekonany, czy to o nią Felicji chodzi. Tymczasem ona od razu skinęłagłową.

– Głupi tytuł i jeszcze głupszy test – stwierdziła. – Czy fakt, że się kogoś kocha, usprawiedliwia zdradę? Przecież to zwykła podłość wobec tej rzekomo kochanej osoby. Człowiek uczciwy i prawy nigdy by się jej niedopuścił.

– Ma pani całkowitą rację – odparłspokojnie.

– Poza tym wybaczenie to tylko zachęta do dalszych nikczemnychuczynków.

– W zasadzietak…

Felicja wyglądała na zadowoloną z tego, że się z nią zgodził. Pochyliła się w jego kierunku, po czym dodałaszeptem.

– I kto tośpiewa…?

Alojzy nie kojarzył nazwiska tej gwiazdy, ale był przekonany, że Felicja je kojarzy, toteż niebywale zaskoczyła go tym pytaniem. Tymczasem, jak się okazało, wcale nie oczekiwałaodpowiedzi.

– Kobieta zdradzona i porzucona – powiedziała równieższeptem.

W holu był tłok, więc przysunęła się do niego bliżej, dzięki czemu poczuł ciepło jej ciała i zapach perfum. Potemkontynuowała:

– Wie pan, dlaczego ona nosi takie dziwne kapelusze? Zasłaniające jedną część czoła, a odsłaniające drugą? Próbowała popełnić samobójstwo z powodu nieszczęśliwej miłości. Strzeliła do siebie i ledwie ją odratowali. Na tej zasłoniętej części czoła ma ślad pokuli…

– Naprawdę…?

Felicja skinęłagłową.

– A po tym, co przeżyła, śpiewa piosenki zachęcające do kłamstwa, zdrady igrzechu!

– To rzeczywiście dziwne – przyznałszczerze.

W tej chwili usłyszeli dzwonek sygnalizujący koniec antraktu, zatem Alojzy odniósł kieliszki, po czym podał Felicji ramię. Ona oparła się na nim z uśmiechem, wyraźnie odprężona. Może pomogło jej wino, a może rozmowa z nim? Tego nie wiedział. Pomyślał jednak, że sama też musiała kiedyś bardzo przeżyć swój zawód miłosny, skoro teraz doznała takiego silnego wzburzenia. Ogarnęła go dziwna tkliwość. Nagle poczuł ochotę, aby wziąć ją w ramiona, pocałować i zapewnić, że nie wszyscy mężczyźni todranie…

***

Felicja nie mogła darować sobie rozmowy z profesorem na temat przeboju Ordonki. Po co dała mu do zrozumienia, że jest zwolenniczką bezwzględnej uczciwości i wierności? Jeszcze się przestraszy… Przecież mężczyźni na ogół wolą mieć do czynienia z tolerancyjnymi kobietami – nawet jeśli nie planujązdrady…

Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że dość mocno zaangażowała się w tę znajomość. Nie było to, rzecz jasna, zaangażowanie uczuciowe, zresztą Felicja wątpiła, aby była w stanie ponownie się zakochać. Po prostu profesor wydawał jej się idealnym kandydatem na męża, więc nie chciała go stracić. Zaczynała się powoli przyzwyczajać do myśli, że w końcu przełamie złą passę i zostanie stateczną mężatką. Czyżby miała stracić tę szansę przez swojąnieostrożność?

Jej przygnębienie nie uszło uwadze matki, która zapytała wprost, czy coś sięstało.

– Chyba byłam wczoraj zbyt szczera w rozmowie z profesorem – przyznała.

Mecenasowa popatrzyła na nią ze zdumieniem woczach.

– Opowiedziałaś mu o swojej znajomości z kapitanem Brzozowskim i zerwaniuzaręczyn?

– Nie, skądże znowu – zaprzeczyła gorąco. – Aż taka bezmyślna niejestem.

– To o czymrozmawialiście?

– O piosenceOrdonki.

Teraz dostrzegła w oczach matki wyraz jeszcze większegozdumienia.

– Miłość ci wszystkowybaczy?

– Tak. Powiedziałam, że treść jest wyjątkowo głupia, ponieważ zachęca do nieuczciwegopostępowania.

– I jak onzareagował?

– Zgodził się zemną…

– To w czymproblem?

Felicja zastanawiała się przez chwilę. Rzeczywiście profesor się z nią zgodził i wcale nie wyglądał naprzejętego…

– Może nie powinnam była stawiać sprawy takotwarcie?

Matka uśmiechnęła siępobłażliwie.

– Kochanie, to tylko piosenka. Rozumiem, że sprowokowała cię do wyrażenia swoich poglądów, ale nie robiłabym z tego wielkiej afery. Profesor na pewno wczoraj nie doznał rozczarowania. Przez cały wieczór częściej patrzył na ciebie niż nascenę.

W tym momencie Felicja odetchnęła z ulgą. Sama bardzo nie chciała doznać rozczarowania, ponieważ podświadomie czuła, że byłoby ostateczne. Gdyby on przestał się nią interesować, nie miałaby nawet siły jechać z ciotką doLwowa.

Na szczęście jej obawy okazały się płonne. Od czasu wspólnego wyjścia do teatru profesor coraz częściej bywał u nich w domu i wcale nie krył faktu, że przychodzi ze względu na nią. Rodzice zawsze witali go serdecznie i powoli nabierali przekonania, iż wkrótce stanie się członkiemrodziny.

– Widzisz, skarbie, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – powiedział któregoś dnia ojciec. – On mi się zdecydowanie bardziej podoba niż ten fircyk, z którym byłaś zaręczona. To poważny człowiek, godny zaufania i szacunku. Na pewno będzie dobrymmężem.

– Tato, on mnie jeszcze nie poprosił o rękę – przypomniała muFelicja.

Mecenas lekceważąco machnąłręką.

– To tylko kwestia czasu – stwierdził spokojnie. – Nie odwiedzałby nas tak często, gdyby nie miał poważnych zamiarów. W końcu jest bardzo zajęty: wykłada, prowadzi badania naukowe, bierze udział wkonferencjach…

Trudno było z tym polemizować, więc Felicja skinęła głową. Jej nadzieje nieco wzrosły pod wpływem słów ojca, co sprawiło, że przez kilka dni miała wyjątkowo dobryhumor.

W następnym tygodniu po raz pierwszy wybrali się z profesorem na spotkanie towarzyskie – tylko we dwoje. Jej matka miała straszną migrenę, więc wymówiła się od tego wyjścia, a ojciec przebywał akurat służbowo w Łodzi, gdzie prowadził sprawę spadkową. Szli w dobrych nastrojach, wesoło rozmawiając o zbliżających się świętach. Kiedy dotarli do mieszkania jej ciotki, usłyszeli gwar głosów dobiegający z salonu. Początkowo nie zwracali na niego uwagi, lecz kiedy zdejmowali płaszcze, dobiegły ich słowa jednej zpań:

– Słyszałam, że Felicja ma nowego absztyfikanta. Nie wiecie, kto tojest?

– Podobno jakiśnaukowiec…

– Coś takiego! A wszystko wskazywało na to, że zostanie starąpanną.

– Tak, mecenasowa już straciła nadzieję na pojawienie się odpowiedniego kandydata nazięcia.

Felicja poczuła nagle, że na jej twarz wpływa gwałtowny rumieniec. Miała ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy nie wchodzić do salonu pełnego plotkujących o niej gości. Nie była nawet w stanie podnieść oczu, by spojrzeć na twarz profesora, do którego również dotarły te uwagi. Wtedy nieoczekiwanie usłyszała jegogłos.

– Aleplociuchy!

Ku swemu zdumieniu usłyszała również w tym głosie wyraźne rozbawienie. Kiedy wreszcie uniosła wzrok, zobaczyła, że profesor sięuśmiecha.

– Wchodzimy dalej, czy rezygnujemy z przyjęcia? – zapytałspokojnie.

Felicja miała ogromną ochotę zrezygnować, lecz jego postawa dodała jejodwagi.

– Wchodzimy i podkreślamy, że przyszliśmy już kilka minut temu – odparła.

Wtedy profesor bez słowa podał jejramię.

Ich wejście wywołało wśród gości prawdziwą konsternację. Zwłaszcza panie, które przed chwilą obgadywały Felicję, zupełnie straciłyrezon.

– Wybaczcie, przez ten gwar nie słyszałam dzwonka – powiedziała ciotka przepraszającymtonem.

– Tak, zauważyliśmy, że wszyscy dobrze się bawią – odparł profesor z iście diabelskimuśmiechem.

– To może ja pana przedstawię – jęknęła ciotka, która chyba zrozumiała, co jej gość chciałpowiedzieć.

Tymczasem Felicja była autentycznie pod wrażeniem. Naprawdę nie spodziewała się, że on ma takie poczucie humoru i taką skłonność dozłośliwości.

Dopiero po chwili przypomniała sobie, że to są podobno cechy ludziinteligentnych…

Tego wieczoru zrozumiała też, że bardzo lubi profesora. Może nie była w nim zakochana, ale na pewno darzyła go wystarczającym uczuciem, aby być dobrą, oddaną żoną. Poza tym… w sumie jej się podobał. Oczywiście nie tak, jak przed laty kapitan Brzozowski, ale jednak. Uwielbiała jego uśmiech i łagodne spojrzenie piwnych oczu ocienionych ciemnymi rzęsami, kontrastującymi z jasnym kolorem włosów. Myśl o tym, że mógłby ją całować i pieścić, nie wzbudzała w niejsprzeciwu…

To wszystko sprawiło, że gdy miesiąc później zapytał ją, czy zechce wyjść za niego, bez wahania odpowiedziała „tak”.

***

Ślub Felicji z profesorem Dyszkiewiczem stał się wydarzeniem towarzyskim karnawału. Ze względu na mroźną styczniową pogodę panna młoda narzuciła na suknię futerko z białych lisów, a na głowę włożyła ozdobiony kwiatami kapelusz. Nie miała ochoty na welon, gdyż kojarzył jej się z przygotowaniami do pierwszego ślubu, który był planowany latem. Musiała jakoś zaznaczyć, że to inny ślub, skoro u jej boku stał innymężczyzna.

Profesor nie przejmował się zupełnie pogodą, więc wystąpił tylko w nowym garniturze, który zakupił przy pomocy znającej się na męskiej modzie Klotyldy Zielińskiej. Żona przyjaciela była zachwycona, gdy poprosił ją o pomoc, i podkreślała, że już pierwszego wieczoru odgadła, jaki będzie dalszy ciąg jego znajomości z córką mecenasaGorczycy.

Kościół był pełen gości, gdyż małżonkowie chcieli, by wszyscy znajomi mogli podziwiać triumf ich ukochanej jedynaczki. W końcu Felicja wychodziła za mąż za znanego i poważanego naukowca! Nie musiała podejmować żadnych desperackich kroków, aby powetować sobie nikczemny postępek pierwszego narzeczonego. Co więcej, jej matka mówiła wszystkim, że to właśnie doznane rozczarowanie spowodowało, iż przeniosła swoje zainteresowania z niedojrzałych młodzieńców na nieco starszych mężczyzn, i dlatego dokonanie wyboru zajęło jej tyle czasu. Ciotki i kuzynki Felicji kiwały ze zrozumieniem głowami, słysząc te informacje – faktycznie wśród dojrzałych mężczyzn trudniej o odpowiedniego kandydata, który byłbywolny.

Po wspaniałym przyjęciu wydanym przez rodziców panny młodej świeżo poślubieni państwo Dyszkiewiczowie wyjechali w krótką podróż poślubną do Krynicy. Niestety obowiązki profesora na uczelni nie pozwoliły mu na zaplanowanie zagranicznego wyjazdu. Felicja nie robiła z tego żadnego problemu. Wystarczył jej w zupełności tydzień w polskich górach. Najważniejsze, że wreszcie była mężatką i nie groziło jej jużstaropanieństwo!

Zamieszkali w niedawno zbudowanym, eleganckim pensjonacie Lwigród. Ta nazwa przypomniała Felicji o propozycji ciotki, która swego czasu chciała ją zabrać do Lwowa. Na myśl o tym, że jednak nie musiała tam jechać, poczuła wielką ulgę. W rezultacie przez cały tydzień dopisywał jej humor ku ogromnemu zadowoleniumęża.

Wprawdzie żadne z nich nie jeździło na nartach, lecz i tak spędzali czas bardzo przyjemnie, chodząc na długie spacery, odwiedzając pijalnię w domu zdrojowym, wypoczywając w słońcu na tarasie pensjonatu i tańcząc wieczorami w eleganckich restauracjach lub słuchając koncertów. Felicja była mile zaskoczona tym, że jej mąż potrafi tańczyć, a co więcej – nawet lubi. Może nie był na bieżąco z najnowszymi trendami w muzyce, ale ona też nie. Od czasu zerwania poprzednich zaręczyn rzadko bywała na zabawach, ponieważ widok innych panien bawiących się ze swoimi ukochanymi wpływał na nią przygnębiająco. W rezultacie wolała tańce klasyczne, które nigdy się nie starzeją. Podobnego zdania był profesor, którego ta zbieżność gustów bardzoucieszyła.

– Myślałem, że wydam ci się pod tym względem nieco staroświecki – przyznałszczerze.

Felicja roześmiała się serdecznie, słysząc tesłowa.

– Mężczyzna powinien umieć zatańczyć walca i tango – powiedziała. – To podstawa. Te nowomodne charlestony i inne cuda są w zasadzie przebojamisezonu.

– Maszrację.

W ostatnim dniu pobytu zdecydowali się jednak na małe szaleństwo, czyli kulig z pochodniami, podczas którego podawano gościom grzanewino.

Wrócili do pensjonatu nieco podchmieleni, ale szczęśliwi, po czym zgodnie stwierdzili, że „miesiąc miodowy” im sięudał.

Po przyjeździe do Warszawy profesor powrócił do zajęć na uczelni, a Felicja z zapałem oddała się obowiązkom pani domu. Cieszyło ją, że ma teraz piękne mieszkanie, pokojówkę i kucharkę do pomocy oraz możliwość samodzielnego podejmowania decyzji. Nie musiała o nic pytać matki ani nawet męża, który nie przejawiał żadnych skłonności do ingerowania w domowe sprawy, gdyż jego życie całkowicie koncentrowało się na pracy. Felicja mogła zatem rządzić wszystkim tak, jak chciała, co bardzo jej odpowiadało. Kiedy spotykała się z kuzynkami i przyjaciółkami, często podkreślała, jaka jest szczęśliwa i zadowolona zżycia.

– Chcesz powiedzieć, że ani trochę się nie nudzisz? – zapytała jedna z nich. – Przecież twój mąż ma takie poważnezainteresowania!

– To mu wcale nie przeszkadza znać się na sztuce i muzyce – odparła spokojnie. – Poza tym świetnie tańczy. W Krynicy bawiliśmy się cowieczór.

Rzecz jasna Felicja żywiła przekonanie, że jej mąż jest równie szczęśliwy i zadowolony z życia. W końcu bardzo o niego dbała, nie przeszkadzała mu, gdy pracował, ani nie wyciągała go zbyt często na spotkania towarzyskie. Pamiętała, że jest żoną naukowca, a nie lwa salonowego, więc zapewniała mu potrzebny do pracy spokój i wcale nie uważała tego za poświęcenie ze swej strony. Nie musiała zbyt często bywać wśród ludzi, aby przypominać im, że jest panią profesorową – i tak o tympamiętali.

Oczywiście Alojzy to wszystko doceniał i w pełni zgadzał się z Klotyldą Zielińską, która twierdziła, że Felicja okazała się dla niego idealną żoną. W głębi serca odczuwał jednak pewien niedosyt. Ponieważ był już raz żonaty, siłą rzeczy porównywał swoje drugie małżeństwo z pierwszym i z przykrością stwierdzał, że pod pewnymi względami jestinne.

Przed laty połączyła go z Jadwigą namiętność, która nadała ich życiu posmak niewypowiedzianej słodyczy. Uwielbiali się kochać, więc przez pierwsze tygodnie po ślubie prawie nie wychodzili z łóżka. Potem sprawy przybrały trochę łagodniejszy bieg, ale wciąż spędzali razem upojne noce, ciesząc się rozkoszą, jaką dawało im małżeńskie pożycie. Żeniąc się z Felicją, Alojzy podświadomie oczekiwał, że będzie tak samo, i tu spotkała go niespodzianka: było inaczej. Wprawdzie Felicja lubiła jego pocałunki i pieszczoty, ale reagowała na nie zdecydowanie spokojniej – właściwie ani razu nie porwała jej namiętność. Początkowo sądził, że to jego wina, więc robił, co mógł, aby obudzić w niej ogień – niestetybezskutecznie…

Po kilku tygodniach zaczęły go nachodzić niewesołe myśli: uświadomił sobie, że w czasach pierwszego małżeństwa był o ponad dziesięć lat młodszy. Może mężczyzna w jego wieku siłą rzeczy nie potrafił już wzbudzić w kobiecie namiętności, niezależnie od swoich starań? Może uczucie, jakim darzyła go druga żona, było inne – bardziej stonowane, a mniej szalone? Może to, co przeżył w pierwszym małżeństwie, stanowiło niejako przywilejmłodości?

Twierdzące odpowiedzi na te pytania mocno go przygnębiały, więc postanowił nie spieszyć się z wyciąganiem wniosków. Dbał o to, aby Felicja czuła się kochana, spełniał wszystkie jej życzenia i powtarzał sobie, że z czasem będzie lepiej. W grę wchodziła bowiem także możliwość, że ona należy do tych kobiet, które po prostu potrzebują czasu, aby odkryć w pełni uroki małżeństwa. Na pocieszenie Alojzy przyjął tę możliwość za pewnik i postanowił uzbroić się wcierpliwość.

Niestety niewiele to dało. Po zimie przyszła wiosna, zazieleniły się drzewa, rozkwitły kwiaty, a między nimi nic się nie zmieniło. Teraz mógł się jedynie pocieszać tym, że wszyscy znajomi uważają ich za bardzo udane małżeństwo. Jak na ironię Felicja całkowicie się z nimi zgadzała i sama wielokrotnie podkreślała, jaka jest szczęśliwa. O tym zaś, że on sam odczuwa jakiś niedosyt, nikt nie miałpojęcia.

***

Ostatecznie wiosna przyniosła znaczącą zmianę w życiu państwa Dyszkiewiczów. Kiedy Alojzy wrócił do domu w pewien majowy wieczór, zauważył, że żona ma niezwykle promienny wyraz twarzy. Już miał zapytać, co go spowodowało, gdy podeszła do niego i zarzuciła mu ręce naszyję.

– Mam dla ciebie wspaniałą wiadomość – powiedziała cicho. – Spodziewam siędziecka.

W odpowiedzi przytulił ją i pocałował, chcąc dać do zrozumienia, jak bardzo się ucieszył. W głębi serca poczuł jednak strach. Od razu przypomniały mu się tragiczne wydarzenia sprzed lat. Wtedy naprawdę oddawał się spontanicznej radości i robił plany na przyszłość. Nie przypuszczał, że zły los obróci je wniwecz…

Felicja znała tę historię, toteż od razu zrozumiała jegoreakcję.

– Nie musisz się o nic martwić – dodała. – Lekarz mówi, że wszystko w porządku, a ja jestem zdrową kobietą, wręcz stworzoną do rodzeniadzieci.

Pomimo tych zapewnień w sercu Alojzego pozostała obawa. Troszczył się o żonę aż do przesady, zabraniał jej jakichkolwiek wysiłków i chwilowo zapomniał, że istnieje coś takiego jak współżycie małżeńskie. Chciał tylko, aby wszystko poszło dobrze, aby tym razem mógł się cieszyć z przyjścia na świat potomka i aby nie musiał już więcej nosićżałoby.

Felicję na początku zachwycała jego troskliwość, a potem zaczęłamęczyć.

– Kochanie, nie przesadzaj – mówiła, gdy zachęcał ją do odpoczynku. – Ja się świetnieczuję.

Jej zapewnienia były całkowicie szczere. Po pierwszych trzech miesiącach, kiedy miewała lekkie mdłości, nagle poczuła niespodziewany przypływ energii. Chcąc ją jakoś spożytkować, pomyślała o urządzeniu pokoju dziecięcego. Kiedy Alojzy stanowczo się temu sprzeciwił, mówiąc, że nie chce zapeszyć, po raz pierwszy się z nimpokłóciła.

– Naprawdę wierzysz w takie przesądy? – zapytała zdumiona. – Ty, człowieknauki?

– Już raz miałem okazję się przekonać, że nie wolno ichlekceważyć.

– Chyba znowu przesadzasz. Nie może być tak, że dziecko się urodzi, a my nie będziemy mieli dla niego łóżeczka aniubranek.

– Jak tylko się urodzi, zaraz wszystko kupię: łóżeczko, ubranka, wózek…

– Ale ja bym chciała samawybrać…

– W takim razie pójdziemy wcześniej do sklepu i pokażesz mi, co ci się podoba. Obiecuję, że kupię właśnieto.

Felicji opadły ręce. Czuła się tak, jakby miała wybrać sobie suknię balową, którą kupi dopiero na następnego sylwestra, albo jakby miała zdecydować, które lody zje, gdy przyjdzie lato. Nie chciała jednak mówić mężowi, że śmierć jego pierwszej żony była wynikiem problemów medycznych, a nie przedwczesnych zakupów – byłoby to zbytokrutne.

Zakończyła zatem rozmowę, udając, że akceptuje jego dziwacznąpropozycję.

Jeszcze tego samego dnia zwierzyła się ze swego problemu matce, która odwiedzała ją prawiecodziennie.

– Skarbie, postaraj się go zrozumieć – powiedziała mecenasowa. – On już raz miał zostać ojcem, a potem przeżył straszne rozczarowanie. Dlatego teraz dmucha nazimne.

– Mamo, ja jestem w stanie to zrozumieć. Nie protestuję, kiedy każe mi odpoczywać, nie prowadzę zbyt aktywnego życia… W