Roślinny Patrol. Sadź, pielęgnuj i patrz, jak rośnie! - Ewa Wójtowicz - ebook

Roślinny Patrol. Sadź, pielęgnuj i patrz, jak rośnie! ebook

Ewa Wójtowicz

0,0
37,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Rośliny to nie wiedza tajemna. Wystarczy, że się na nie otworzysz i uwrażliwisz. Poszperasz. Poeksperymentujesz. Dzięki mojej książce spojrzysz na nie z innej perspektywy i nauczysz się je czytać. Od tej pory opieka nad nimi będzie dla ciebie czymś naturalnym i źródłem przyjemności. A twoje juka i monstera szybko odwdzięczą ci się za troskę.

Rośliny w moim życiu pojawiły się późno, dopiero parę lat temu. Ale od tego czasu trzymamy się razem. Najpierw kupiłam kilka kwiatów, parę tygodni później trafił do mnie pierwszy roślinny pacjent. Stopniowo pojawiało się ich coraz więcej. W końcu moja nowa pasja ratowania roślin w potrzebie zaowocowała profilem na Facebooku, na którym chwalę się sukcesami. Tak powstał Roślinny Patrol.

Rośliny doskonalą mnie w wytrwałości i skupieniu. Nagradzają za starania i pokazują, że czasem trzeba odpuścić. Zbieram spostrzeżenia i zachwyty. Ta książka to zapis moich doświadczeń.

Rośliny dadzą ci więcej, niż możesz się spodziewać. Sadź je, pielęgnuj i patrz, jak rosną!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 169

Data ważności licencji: 8/22/2026

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Okładka

Karta tytułowa

fot. © Klaudyna Schubert

Jestem nauczycielką języka angielskiego.

Lubię słuchać i rozumieć zarówno ludzi, jak i rośliny.

Często piję kawę w Entropii na krakowskim Kazimierzu.

Dobrze się czuję w lesie.

Uwielbiam się lenić i upraszczać sobie zadania.

fot. © Klaudyna Schubert

Zapraszam na mój profil na FB: facebook.com/roslinnypatrol, i na Instagram: @roslinny_patrol

ROŚLINNY PATROL

Znasz to uczucie, kiedy trafiasz na coś, co kochasz? Wtedy czujesz, jak na twojej twarzy pojawia się uśmiech i nie schodzi z niej, dopóki masz to w rękach? Doświadczam tego zawsze, kiedy zajmuję się roślinami. Cały czas doskonalą mnie w cierpliwości, wytrwałości i skupieniu, nagradzają za starania. Uczą też, że czasem trzeba po prostu odpuścić.

Nie należę do osób gadatliwych, ale od kiedy w moim życiu pojawiły się rośliny, nie mogę przestać o nich mówić. Z rozpędu nawet napisałam o nich książkę. A wszystko potoczyło się tak szybko…

Zaczęło się od zakupu bluszczu, peperomii i kilku innych roślin, a już dwa tygodnie później trafił do mnie pierwszy pacjent. Olga, moja przyjaciółka, podarowała mi fikusa Benjamina o trzech listkach, którego nie podlewała chyba od roku. Przypomniała sobie o nim, kiedy wyszła na jaw moja nowa, zielona pasja. Była przy tym dość rozbawiona. Spodziewała się chyba, że w drodze do domu wyrzucę fikusa na śmietnik.

Profil Roślinnego Patrolu na Facebooku założyłam wkrótce potem, żeby odciążyć bliskich, którzy mniej lub bardziej cierpliwie wysłuchiwali moich tyrad na temat leczenia benjaminka zaatakowanego pleśnią. Wtedy jeszcze dawali się oprowadzać po mieszkaniu, które coraz bardziej zapełniało się roślinami, i sympatyzowali z moimi entuzjastycznymi okrzykami: „Patrz, jak rośnie!” przy każdej doniczce.

Po benjaminku do Kliniki dla Roślin z Trudnych Domów (czyli do mojego małego mieszkanka) trafiły monstera Adansona ze skoczogonkami, przemarznięta monstera wonna z ziemiórkami, zalany storczyk porośnięty mchem i wiele innych. Olga do tej pory trzyma się od roślin doniczkowych na dystans, ale pojawiło się wokół mnie mnóstwo osób, które je uwielbiają i otaczają się nimi. Kilka z nich poznasz w pierwszej części książki – w Spotkaniach. Dla każdej z nich rośliny mają inne znaczenie i inaczej są przez nie postrzegane. Te nowe relacje i pogłębianie starych to jedna ze wspanialszych rzeczy, które rośliny wniosły do mojego życia.

Cieszy mnie, że coraz rzadziej słyszę przechwalanie się liczbą zabitych roślin, coraz mniej osób traktuje je jak dekorację i coraz więcej dzieli się historiami o ratowaniu roślin oraz o świadomej, starannej ich pielęgnacji. W dalszej części książki, w Poradniku, dzielę się prostymi, praktycznymi i sprawdzonymi wskazówkami, które mają ułatwić ci to zadanie. Bez względu na to, czy kupiłeś roślinę na wyprzedaży w markecie budowlano-ogrodniczym czy idealnie piękną w butiku florystycznym, znajdziesz tu potrzebne informacje, pomocne w utrzymaniu jej w dobrej formie, a w razie konieczności pozwalające wyprowadzić ją z kryzysu. Mam nadzieję, że ta część książki zachęci cię do wymieniania się własnymi patentami ze znajomymi. Ja też to robię, i to z przyjemnością. Zajrzyj na mój profil.

Chciałabym jednak zaznaczyć, że nie musisz się ze mną we wszystkim zgadzać i rezygnować z dotychczasowych sposobów opieki nad swoimi roślinami. Jeśli masz inne rozwiązania niż te, o których piszę, trzymaj się tego, co się u ciebie sprawdza. Ja też nie zgadzam się we wszystkim z Błażejem, a mimo to nasze domowe dżungle rosną jak szalone. Tylko popatrz!

SPOTKANIA

Bardzo osobiste rozmowy o miłości do roślin, dzieleniu się nią, źródłach fascynacji. O tym, jak rośliny łączą, jaką rolę odgrywają w budowaniu i zacieśnianiu znajomości.

fot. © Klaudyna Schubert

Zodiakalny skorpion. Skończyłem polonistykę, zajmuję się reklamą. Kolekcjonuję momenty i winyle. Przyjaźnię się z Rayem Charlesem i Niną Simone. Mieszkam obok Zakrzówka, ulubionego miejsca w Krakowie. Moją szczęśliwą cyfrą jest czarny, a ulubionym kolorem trzy.

SPADKOBIERCA

Kiedy w 2006 roku Błażej przyjechał z podłódzkiej wioski do Krakowa na studia, jego warunki lokalowe zmieniły się dramatycznie. Wygodny dom z ogrodem zastąpiło mieszkanie w kamienicy, które definiowały trzy wyrazy: bieda, paździerz i boazeria. Wnętrze nieremontowane i nieodświeżane od lat sześćdziesiątych w żaden rozsądny sposób nie dawało się ocieplić, dlatego wraz ze współlokatorką podjęli decyzję, żeby klimat przerysować. W takiej sytuacji to im jedynie pozostało. Mieszkanie wypełniło się kolorowymi cekinami, lampeczkami, piórami, brokatem i dewocjonaliami. Zapanował sakrokicz.

– Nasz pierwszy kwiatek, fiołek afrykański, był jedynym naprawdę ładnym elementem w tym wnętrzu. Z czasem przybyło ich jeszcze kilka. Były to głównie juki i scindapsusy, bo na nic innego nie mieliśmy wtedy pieniędzy – wspomina Błażej. – Zawsze wiedziałem, że chcę mieć w swoim mieszkaniu kwiaty. Wyniosłem to z domu. Mama i babcia miały ich wiele. To chyba taka rodzinna tradycja.

Teraz Błażej ma jasne, przestronne i starannie urządzone mieszkanie. W każdym pomieszczeniu, do którego dochodzi światło słoneczne, stoi mnóstwo roślin.

fot. © Klaudyna Schubert

– Najbardziej cenię w kwiatach trwałość. Nadal mam tego fiołka z pierwszego mieszkania. Nowe listki cieszą, ale nie to jest najważniejsze. Ten fiołek wiele ze mną przeszedł. Tracił liście i odbijał. Nauczyłem się o niego dbać. Część zaleceń pamiętałem z domu, na przykład to, że fiołki nie lubią, jak się je polewa po zamszowych listkach, inne sprawdziłem sam. Nie przesuszam go, pamiętam, żeby uzupełnić mu wodę w podstawce. Momentalnie ją wypija.

Swój stosunek do roślin Błażej określa jako połączenie lenistwa i intuicji.

– To bardzo prosta współpraca, której podstawą jest obserwacja. Codziennie sprawdzam, jak kwiaty reagują na moją opiekę. Jeśli widzę, że roślina się rozwija, wypuszcza nowe liście i kwitnie, to wiem, że jest dobrze. Kiedy coś zaczyna się dziać, muszę kombinować. Na przykład bardzo mały przyrost jest zazwyczaj spowodowany niedostateczną albo za dużą ilością słońca. Przestawiam wtedy roślinę i patrzę, gdzie czuje się lepiej.

fot. © Klaudyna Schubert

Siedzimy w kuchni i odpalamy po pierwszym papierosie. Cudowne w rozmowach o roślinach jest to, że nigdy się nie kończą na nich. Błażej zaciąga się i mówi:

– Po wszystkich moich doświadczeniach życiowych uważam, że rośliny są lepsze od ludzi. Nie takie skomplikowane i jednocześnie bardziej wdzięczne. Jeśli dbasz o nie, zawsze będą rosły: lepiej, gorzej, ale będą. Czas i uwaga, jakie w nie zainwestujesz, zawsze się opłacą. W przypadku ludzi nie zawsze tak jest, dlatego kwiaty są od nich pewniejsze.

Wiele roślin w obecnym mieszkaniu Błażeja to prezenty od przyjaciół i znajomych, niektóre mają już swoje lata, inne dostał niedawno. Na stole, przy którym siedzimy, stoi imponujący las w szkle.

Wierny towarzysz Błażeja – fiołek afrykański.fot. Ewa Wojtowicz

– Nazywam go las Krysia, bo podarowała mi go moja droga przyjaciółka o tym imieniu. Nadawanie imion roślinom jest żartobliwe, z dystansem. Taki kwiat staje się potem elementem wspólnej znajomości, punktem odniesienia. Zarażam tym podejściem znajomych. Sam dałem kiedyś koledze dracenę o imieniu Błażej. Nie jesteśmy w bliskim kontakcie i żartujemy, że jego stosunek do tej rośliny dokładnie odzwierciedla naszą relację. Można ją czasami zaniedbywać, a ona i tak doskonale sobie poradzi i wypuści nowe liście. Charakterek dracena ma więc po mnie.

Rośliny są lepsze od ludzi. Nie takie skomplikowane i jednocześnie bardziej wdzięczne. Jeśli dbasz o nie, zawsze będą rosły: lepiej, gorzej, ale będą. Czas i uwaga, jakie w nie zainwestujesz, zawsze się opłacą.

Nie podarowałam Błażejowi jeszcze żadnej rośliny, ale mam już jedną upatrzoną i myślę, że mu się spodoba. Nie nazwę jej Ewa. Nigdy wcześniej nie nadałam imienia żadnej roślinie, ale wiem, że będzie do niej pasować Śmigiełko. To odmiana kluzji, której liście przypominają kształtem śmigło samolotu z historii o Małym Księciu. Skąd taki pomysł? Wystarczy spojrzeć na zdjęcie.

Z Błażejem poznaliśmy się niedawno w wyniku serii dość przypadkowych zdarzeń. Przedstawił nas mój przyjaciel z wczesnej młodości, z którym niedawno odnowiłam kontakt. Chłopcy natknęli się na siebie o trzeciej nad ranem w klubie, który miał być ostatnim przystankiem na klubowej trasie tamtej nocy. A temat kwiatów domowych wypłynął podczas naszej rozmowy następnego dnia i okazało się, że mamy sobie wiele do powiedzenia.

U góry po lewej: Kwietnik Błażeja.Wyżej: Las Krysia.fot. © Klaudyna Schubert

Kiedy rozmawiałam z Błażejem o kupowaniu nowych roślin i roślinnych marzeniach, przyznał, że zna najnowsze trendy, ale im nie ulega. Rośliny wybiera intuicyjnie.

– Patrzę na łodygę i liście. Jeśli są delikatniutkie, to rezygnuję. Wolę raczej twardych zawodników.

Jego ulubioną rośliną jest strelicja, którą rozmnożył z ziarenka.

– Od znajomego z Amsterdamu dostałem dwa nasionka w doniczce. Śmialiśmy się, że jesteśmy rodzicami. Kiedy moment kiełkowania wskazany na etykiecie przedłużał się, a w doniczce nic się nie działo, on zaczął wątpić. Z przekąsem mówił, że jesteśmy fatalnymi opiekunami i czeka nas porażka wychowawcza. Ja jednak nie traciłem nadziei, cały czas wierzyłem w maleństwo. Pewnego dnia, gdy wyszedłem na balkon, zauważyłem, że ziemia w doniczce jest poruszona. Delikatnie sprawdziłem palcem i zobaczyłem zielony pęd! – Błażejowi błyszczą oczy, kiedy o tym mówi. – Od tamtej pory przy każdym większym przyroście wysyłam koledze zdjęcie i piszę, że nasze dziecko rozwija się powoli, ale prawidłowo.

fot. © Klaudyna Schubert

Z cyklu historii opiekuńczych Błażej opowiedział mi jeszcze jedną – z roślinnego oddziału ortopedycznego. Pokaźnych rozmiarów monstera wonna, stojąca w kuchni na podłodze, kilka miesięcy temu uległa wypadkowi. Została potrącona przez nieuważnego gościa i spory pęd się nadłamał. Zazwyczaj w takiej sytuacji tę część się obcina i wysyła do kosza, zaś przy bardziej zaangażowanym opiekunie zostaje ukorzeniona i posadzona jako nowa roślina. Błażej natomiast postanowił złamanie wyleczyć i założył monsterze opatrunek.

Monstera wonna po przejściach.fot. Ewa Wojtowicz

– Nie miałem akurat maści do regeneracji łodyg, ale nadłamany pęd podkleiłem do głównego pędu taśmą klejącą, obwiązałem sznurkiem i się zrosło. Po opatrunku nie ma już nawet śladu.

Opieka nad roślinami to dla niego czynność całkowicie naturalna. W domu rodzinnym pod Łodzią mama i babcia stale zajmują się kwiatami. Babcia nie pamięta, skąd wzięły się u niej kwiaty. Były tam od zawsze i już. Nie wyobraża sobie domu bez nich. Twierdzi, że dom bez roślin to jaskinia – nie nadaje się do życia. Otacza je troską jak innych członków rodziny, jest wrażliwa na ich potrzeby, szanuje je i stara się je zaspokoić. Gdy widzi, że liście opadają albo roślina jest smutna, to przestawia ją, inaczej podlewa i bacznie obserwuje jej reakcję. Wszystkie traktuje tak samo, ale ma swoich faworytów. Jej ulubioną rośliną jest hoja, którą ma już od dwudziestu lat. Lubi w niej to, że rośnie powoli i jest cierpliwa tak jak ona.

Każda roślina ma więc swoje miejsce w domu, a na sezon wiosenno-letni część z nich jest wynoszona do ogrodu. Tam są jeszcze skalniaki i grządki z warzywami. Przy domu jest też sad.

– Do tej pory największym relaksem dla mamy jest praca w ogrodzie i przy roślinach doniczkowych, a nie jakieś wyjazdy. W ten sposób znajduje odskocznię od bardzo stresującej pracy. Każdego roku w sezonie wakacyjnym zajmuje się inną częścią dużego ogrodu. Rośliny, które są za duże, przesadza na tył domu. Zwykle sprowadza jeszcze coś nowego. Widziałem to od dziecka.

Na następnej stronie: fot. © Klaudyna Schubert

Młodszy brat Błażeja nie odziedziczył zamiłowania do roślin, ale od najwcześniejszych lat znał ich wartość i wiedział, jakie emocje wywołują.

– Pamiętam, jak pewnego razu pokłóciliśmy się. On wtedy w złości, żeby mnie zranić najmocniej, jak potrafił, podpalił mojego ulubionego kaktusa. To był bardzo wysoki Cephalocereus senilis pokryty kłaczkami zamiast kolców. Kłaczki spłonęły do połowy. Kaktus wyglądał naprawdę żałośnie. Byłem wściekły. Taka sytuacja zdarzyła się na szczęście tylko raz.

Skąd się wzięło w domu tyle kwiatów i skąd ta miłość do nich, że stały się częścią ich rodziny?

Coraz mniej ludzi ma szczęście być spadkobiercami wiedzy przekazywanej z pokolenia na pokolenie.

– Mama od lat prowadzi dużą firmę odzieżową, towar zamawia u szwaczek chałupniczek. Kiedy byłem dzieckiem, razem z bratem jeździliśmy z mamą po odbiór zamówień. Odwiedzaliśmy różne domy. Rośliny były stałym tematem rozmów. Kobiety wymieniały się spostrzeżeniami na temat pielęgnacji. Któraś zauważyła na przykład, że sansewierie lubią popiół z papierosów, i zaraz wszystkie zaczęły go otrzepywać do doniczek. Efekt był zresztą spektakularny. Do tej pory pamiętam zapach ich kwiatów. Był mocny jak perfumy. Mama podczas takich wizyt dyskretnie podbierała sadzonki, że niby kradnie. Panowało wówczas powszechne przekonanie, że kradzione rośliny lepiej rosną.

Przepływ informacji o roślinach był swobodny i specyficzny, dotyczył konkretnego środowiska i miał charakter lokalny. Wszystkie sukcesy i problemy z uprawą były omawiane i przekazywane między innymi za pośrednictwem mamy Błażeja, która miała stały kontakt z wieloma szwaczkami. Ogromnie zazdroszczę im tej społeczności roślinnych hodowców. Coraz mniej ludzi ma szczęście być spadkobiercami wiedzy przekazywanej z pokolenia na pokolenie. W większości odcięliśmy się od niej w latach dziewięćdziesiątych, teraz próbujemy ją odtworzyć i zaadaptować do nowych warunków. Nadzieją napawa, że obecnie podobne struktury powoli się odradzają.

Dom bez roślin to jaskinia – nie nadaje się do życia.

– Kiedy byłem dzieckiem, w każdym domu były pelargonie, niezależnie od zamożności rodziny. Tylko w lepiej sytuowanych gospodarstwach rosły oleandry. Nasz oleander był moją ulubioną rośliną. Na zimę wstawiało się go do chłodnego pomieszczenia. Tam odpoczywał i przygotowywał się do nowego okresu wzrostu. W moim obecnym mieszkaniu oleander stoi w salonie. Czuję do niego ogromny sentyment i mam nadzieję, że będzie rósł. Ale nie mam pojęcia, jak zareaguje na zimę w ciepłym bloku. Będę musiał go obserwować.

Na następnej stronie: fot. © Klaudyna Schubert

fot. © Klaudyna Schubert

Odkąd pamiętam, zbierałem i ratowałem pamiątki historyczne i etnograficzne. Przedmioty z mojej kolekcji można czasami zobaczyć na różnych wystawach. Są też wykorzystywane jako rekwizyty w filmach. Drugą moją pasją jest ogród – pełen drzew, kwiatów, traw. W tym otoczeniu czuję się najlepiej.

Krakowianka zakochana w Krakowie i muzyce gospel. Była koszykarka, absolwentka AGH, projektantka zakładów przemysłu materiałów wiążących, emerytowana nauczycielka chemii i plastyki. Szczęśliwa matka, teściowa, babcia i żona kibicująca kolekcjonerskiej i roślinnej pasji męża. Ciągle zajęta wolontariuszka. Zawzięta fotoamatorka. Od niedawna pilna uczennica szkoły muzycznej w klasie gitary klasycznej.

PAMIĄTKI Z PODRÓŻY

Nina twierdzi, że nie ma do roślin ani serca, ani ręki. Henryk, jej mąż, to co innego. To prawdziwy pasjonat. Przywozi sadzonki z każdej podróży, a potem pielęgnuje je w salonie. Henryk z kolei mówi, że on się roślinami zajmuje jedynie amatorsko, a prawdziwym specjalistą jest jego szwagier Mariusz. Kiedy składam mu wizytę, żeby zobaczyć osławioną dziurę w podłodze, w której uprawia bananowca, okazuje się, że i szwagier nie poczuwa się do bycia fachowcem w tej dziedzinie, ale za to jego żona zna się na roślinach doskonale. Niestety, jej nie udało mi się poznać, ale przeczucie podpowiada mi, że nie byłaby ostatnią osobą w tej sztafecie.

Nina i Henryk są moimi sąsiadami, mieszkają kilka przecznic dalej, w kamienicy na krakowskim Stradomiu. Warunki mieszkaniowe mamy bardzo podobne, a wąskie parapety okien i u nich, i u mnie zastawione są doniczkami. Jednak nie dublują nam się żadne gatunki.

– Większość roślin przywieźliśmy z podróży po Europie. Kaktus jest najstarszy. Nina kupiła go na wycieczce, w NRD, tuż po naszym ślubie. Może nie wygląda, ale ma już czterdzieści sześć lat.

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

ROŚLINNY PATROL ODDZIAŁ WARSZAWA

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

KORZENIE

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

POWRÓT DO PODSTAW

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

PORADNIK

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

ŚWIATŁO

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

WODA

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

ZIEMIA

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

POWIETRZE

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

TEMPERATURA

Dostępne w wersji pełnej.

ROŚLINA IDEALNA (DLA CIEBIE)

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

BEZPIECZNE ZWIERZĘTA

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

ROŚLINY (I BAKTERIE) POPRAWIAJĄCE JAKOŚĆ POWIETRZA

Dostępne w wersji pełnej.

ROŚLINY LECZNICZE

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

ROŚLINY W PRZESTRZENI

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

PRZESADZANIE

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

ROZMNAŻANIE

Dostępne w wersji pełnej.

UPRAWA Z NASION

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

KLINIKA DLA ROŚLIN

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

WSZYSTKO W PORZĄDKU!

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

URLOPY

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

ATLAS

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

WARTO POCZYTAĆ

Dostępne w wersji pełnej.

Dostępne w wersji pełnej.

Copyright © by Ewa Wojtowicz

Opieka redakcyjna i redakcja tekstu: Dagmara Małysza

Konsultacja merytoryczna: dr hab. Ewa Skutnik

Adiustacja i korekta: Janusz Krasoń

Projekt okładki, wyklejki, wnętrza książki oraz grafik: Eliza Luty

Fotografie w książce: © Klaudyna Schubert, © Marian Uradnik / Shutterstock.com, © Supachai.k / Shutterstock.com, © feelartphoto / Can Stock Photo Inc., © Cyrustr / Shutterstock.com, © Maximiliane Wagner / Shutterstock.com, pozostałe fotografie: Ewa Wojtowicz

Fotografie na okładce: © Kara Riley / Stocksy.com, © Simone Andress / Shutterstock.com, © Waraphan Rattanawong / Shutterstock.com, © Jake١٤ / Shutterstock.com, © MeteeChaicharoen / Shutterstock.com, © fneun / Shutterstock.com

Fotografia autorki na okładce: © Klaudyna Schubert

Łamanie: Agata Gruszczyńska / Pracownia Register

Obróbka graficzna zdjęć: Jacek Gruszczyński / Pracownia Register

ISBN 978-83-7515-617-1

www.otwarte.eu

Wydawnictwo Otwarte sp. z o.o., ul. Smolki 5/302, 30-513 Kraków

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Angelika Duchnik