Przymierze wody - Abraham Verghese - ebook + książka

Przymierze wody ebook

Verghese Abraham

0,0
71,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Osadzona w realiach południowych Indii olśniewająca rozmachem opowieść o miłości, wierze i medycynie. Losy trzech pokoleń rodziny poszukującej rozwiązania pewnej osobliwej zagadki…

W malowniczej krainie – Kerali na Wybrzeżu Malabarskim – mieszka rodzina, nad którą ciąży fatum: w każdym pokoleniu co najmniej jedna osoba traci życie wskutek utonięcia. Problem w tym, że w Kerali woda jest wszechobecna… Na początku XX wieku dwunastoletnia dziewczynka ze społeczności chrześcijan Świętego Tomasza zostaje wydana za mąż. Opuszcza rodzinny dom i płynie łodzią na ślub, by poznać czterdziestoletniego mężczyznę, który zostanie jej mężem. To wydarzenie wyznacza nowy początek w życiu młodej dziewczyny, przyszłej matki rodu, Wielkiej Ammachi. Będzie ona świadkiem niezwykłych przemian, doświadczy radości i sukcesów, ale też straty i głębokiego bólu. Siłę dadzą jej wiara i miłość.

Powieść Abrahama Verghese to sugestywny obraz Indii minionej epoki i refleksja na temat upływającego czasu. Pean na cześć postępu medycyny, pochwała człowieczeństwa oraz pełne pokory świadectwo trudów dawnego pokolenia.

Po mistrzowsku opowiedziana historia pełna głębokich emocji i subtelnego humoru. Jedna z najbardziej przejmujących powieści ostatnich lat.

Jedna z książek roku 2023 Baracka Obamy

Wybór Klubu książki Oprah

Nagroda Golden Poppy w kategorii Beletrystyka

„Przymierze wodyzostało uznane za książkę roku 2023 przez: • NEW YORK TIMES • TIME • NPR • SAN FRANCISCO CHRONICLE • KIRKUS REVIEWS • BookPage • LIBRARY JOURNAL • Apple • Minnesota Public Radio• WASHINGTON INDEPENDENT REVIEW OF BOOKS • Chicago Public Library

"Majstersztyk. Fabuła niczym splątane nici, z których na końcu wyłania się zaskakujący, chwytający za serce wzór." St. Louis Post-Dispatch

"Imponujące dzieło pełne łączących się ze sobą i wijących jak rzeki opowieści. Niezwykły triumf wyobraźni." Los Angeles Times

"Urzekająca, wciągająca historia. Autorowi udało się stworzyć zapierające dech w piersi, emocjonujące sceny, które pamięta się jeszcze długo po skończonej lekturze." The Guardian

"Jako utalentowany chirurg Verghese zgrabnie zszywa ze sobą pełne misternych szczegółów opowieści, tworząc wyrafinowaną wielowątkową historię." NPR

"Verghese jest wirtuozem słowa. Przymierze wody to pewny klasyk." Good Morning America

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 1097

Data ważności licencji: 3/20/2028

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Zapraszamy na www.publicat.pl

Tytuł oryginałuThe Covenant of Water

Projekt okładkiNORMAN E. TUTTLE AT ALPHA DESIGN & COMPOSITION

Ilustracja na okładceKELLY WINTON

Ilustracje we wnętrzu© 2023 by THOMAS VARGHESE

Polska wersja okładkiNATALIA TWARDY

Mapa we wnętrzu© MARTIN LUBIKOWSKI, ML Design, London

Koordynacja projektuALEKSANDRA CHYTROŃ-KOCHANIEC

Opieka redakcyjnaANNA JACKOWSKA

Konsultacja indologicznaJOANNA BROWARSKA

Konsultacja medycznaLEK. MED. TOMASZ MICHALIK

RedakcjaKRYSTIAN GAIK

KorektaBOGUSŁAWA OTFINOWSKA

Redakcja technicznaLOREM IPSUM – RADOSŁAW FIEDOSICHIN

Copyright © 2023 by Abraham Verghese. All rights reserved.

Polish edition © Publicat S.A. MMXXV (wydanie elektroniczne). All rights reserved. Polish translation © Jacek Żuławnik MMXXV

Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora, w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione.

Utwór nie może być wykorzystywany do szkolenia sztucznej inteligencji, w tym do tworzenia treści naśladujących jego styl. Nieprzestrzeganie tego zakazu jest naruszeniem praw autorskich i grozi konsekwencjami prawnymi.

ISBN 978-83-271-6737-8

jest znakiem towarowym Publicat S.A.

PUBLICAT S.A.

61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24 tel. 601 167 313 e-mail: [email protected], www.publicat.pl

Oddział we Wrocławiu 50-010 Wrocław, ul. Podwale 62 tel. 71 785 90 40 e-mail: [email protected]

Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.

Dla Mariam Verghese

In memoriam

Z Edenu zaś wypływała rzeka, aby nawadniać ów ogród.

Księga Rodzaju 2,101

Nie uderzenia młota, lecz taniec wody czyni żwirtak pięknie okrągłym2.

Rabindranath Tagore, Zbłąkane ptaki

.

W Indiach wiele nazw geograficznych uległo zmianie po roku 1947 i przy okazji kolejnych reform administracyjnych. W trosce o komfort Czytelnika nazwy miejscowe oddano w powieści w ich współczesnym brzmieniu – niezależnie od momentu historycznego opisanych wydarzeń. Zapis ten jest zgodny z wykazem opracowanym przez Komisję Standaryzacji Nazw Geograficznych poza Granicami Rzeczypospolitej Polskiej.

W przypadku braku spolszczenia zastosowano zapis uwzględniający zasady latynizacji języków indyjskich i jednocześnie najbliższy współczesnej indyjskiej wymowie.

Terminy sanskryckie, imiona postaci mitologicznych itp. zapisano zgodnie z ugruntowanymi spolszczeniami.

Na stronie 787 podano słowniczek z najważniejszymi obcymi wyrazami i zwrotami.

CZĘŚĆ PIERWSZA

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 1

Zawsze

Rok 1900, Trawankor, Indie Południowe

Ma dwanaście lat. Rano zostanie wydana za mąż. Matka i córka leżą na macie przytulone do siebie mokrymi policzkami.

– Najsmutniejszy dzień w życiu dziewczynki to dzień jej ślubu – mówi matka. – Potem jest już lepiej, jak Bóg da.

Wkrótce pociągnięcia nosem przechodzą w miarowy oddech, ten zaś przeradza się w ciche chrapanie, które w wyobraźni dziewczynki nadaje porządek rozproszonym dźwiękom nocy, od tchnących skwarem dnia drewnianych ścian, po drepczącego na piaszczystym podwórzu psa.

„Kezhekketha? Kezhekketha?”, woła kukułka rudopręga. „Którędy na wschód? Którędy na wschód?” Dziewczynka wyobraża sobie ptaka spoglądającego z góry na polanę – widzi prostokąt strzechy, pod którą skrywa się dom, widzi z przodu staw, z tyłu poletko ryżowe. Śpiew stworzenia może trwać wiele godzin, skutecznie pozbawiając ludzi snu, ale teraz nagle się urywa, jakby do kukułki podkradła się kobra. W nieoczekiwanej ciszy strumień nie szemrze kołysanki, lecz ze zrzędliwym pomrukiem przetacza się po wygładzonych kamieniach.

Dziewczynka budzi się przed świtem, gdy matka jeszcze śpi. Za oknem woda na poletku ryżowym mieni się jak kute srebro. Na werandzie od frontu stoi, żałośnie pusty, ozdobny charu kasera, fotel wypoczynkowy ojca. Dziewczynka unosi leżącą w poprzek długich podłokietników podkładkę do pisania i zajmuje miejsce na siedzisku. Wyczuwa odciśnięty w trzcinowym splocie widmowy ślad ojca.

Nad brzegami stawu rosną ukośnie cztery kokosowce; muskają powierzchnię wody, jakby chciały się w niej przejrzeć, zanim wyprostują się ku niebu. Żegnaj, stawie. Żegnaj, strumieniu.

– Molay? – zaczepił ją wczoraj, ku jej zaskoczeniu, jedyny brat ojca. Ostatnio rzadko zwracał się do niej tym czułym określeniem: „córko”. – Znaleźliśmy kogoś w sam raz dla ciebie! – Użył przypochlebnego tonu, jakby miała nie dwanaście, a cztery lata. – Twój przyszły pan młody ceni sobie fakt, że pochodzisz z przyzwoitej rodziny i jesteś córką kapłana. – Wiedziała, że wuj od pewnego czasu rozglądał się za kandydatem na męża dla niej, a mimo to miała wrażenie, jakby strasznie mu się spieszyło. Ale cóż mogła powiedzieć? O takich sprawach decydowali dorośli. Bezradna mina matki wprawiała ją w zakłopotanie. Współczuła matce, choć tak bardzo pragnęła ją poważać. Później, gdy zostały same, usłyszała od niej:

– To już nie jest twój dom, molay. Wuj... – mówiła natarczywym tonem, jakby córka naprawdę protestowała. Urwała i nerwowo łypnęła na boki. Ściany miewały uszy. – Życie tam nie będzie się zbytnio różniło od tego tutaj. W Boże Narodzenie będziesz ucztować, w Wielki Post stronić od jedzenia... a w niedziele będziesz chodziła do kościoła. Ta sama eucharystia, te same kokosowce i kawowce. To naprawdę świetna partia, ten człowiek... pochodzi z zamożnej rodziny.

Czemu ktoś tak dobrze sytuowany miałby chcieć się żenić z kimś tak biednym jak ona, panną młodą bez posagu? Co takiego przed nią ukrywają? Czego brakuje tej „świetnej partii”? Choćby młodości – ma czterdzieści lat i jedno dziecko. Kilka dni wcześniej, po wizycie swata, dziewczynka podsłuchała, jak wuj beszta jej matkę.

– I co z tego, że jego ciotka się utopiła? W twoich ustach to brzmi tak, jakby chodziło, nie wiem, o obłęd. Słyszałaś kiedyś, żeby utonięcie było rodzinną przypadłością? Ludzie zawsze to czy tamto wyolbrzymiają, bo zazdroszczą.

Siedząc w fotelu, dziewczynka gładzi lśniące podłokietniki i przez chwilę myśli o ojcowskich przedramionach. Podobnie jak większość keralskich mężczyzn był uroczym niedźwiedziem, zarośniętym praktycznie na całym ciele: na rękach, piersi, a nawet plecach, tak że właściwie nigdy nie dotykało się jego ukrytej pod warstwą miękkiego futra skóry. Tutaj, na kolanach u ojca, dziewczynka uczyła się czytać. Nieźle sobie radziła w przykościelnej szkole, za co chwalił ją słowami:

– Masz głowę na karku. Ale jeszcze ważniejsze to być dociekliwym. Pójdziesz do liceum. I do koledżu! Bo czemu nie? Nie pozwolę, żebyś wyszła młodo za mąż, jak twoja matka.

Biskup oddelegował ojca do przeżywającego trudności kościoła nieopodal Mundakajam, w którym nie było stałego achena, ponieważ mahometańscy kupcy bez przerwy knuli intrygi. To nie było odpowiednie miejsce dla rodziny. Poranne mgły potrafiły jeszcze w południe łaskotać pod kolanami, by wczesnym wieczorem osiadać aż pod brodą. Wilgoć wywoływała świszczący oddech, reumatyzm i gorączki. Po niespełna roku ojciec powrócił w dreszczach, dzwoniąc zębami, z rozpaloną skórą i czarnym moczem. Zanim zdołano sprowadzić pomoc, jego pierś przestała się unosić. Kiedy matka przyłożyła mu zwierciadło do ust, szkło nie zaparowało. Oddech ojca stał się po prostu powietrzem.

To był najsmutniejszy dzień w jej życiu. Czy małżeństwo może być czymś gorszym?

Po raz ostatni wstaje z trzcinowego fotela, który wraz ze stojącym w środku tekowym łóżkiem na podwyższeniu jest dla niej jak relikwia świętego, jest przedmiotem przesyconym ojcowskim duchem. Gdyby tylko mogła zabrać ze sobą oba te przedmioty.

Za ścianą poruszenie.

Dziewczynka wyciera oczy, prostuje plecy i unosi brodę, szykując się na to, co przyniesie dzień: smutek rozstania, odejście z domu, który już nie jest jej domem. Chaos i ból w stworzonym przez Boga świecie są niezgłębioną tajemnicą, niemniej Biblia pokazuje, że za wszystkim kryje się określony porządek. Jak powiedziałby ojciec: „Wiara polega na tym, że wiesz o istnieniu ładu nawet tam, gdzie wcale go nie widać”.

– Będzie dobrze, appa – mówi dziewczynka. Wyobraża sobie jego cierpienie. Gdyby żył, nie wychodziłaby dzisiaj za mąż.

I wie, co by jej odpowiedział:

– Dobry mąż uwalnia ojca od niepokoju. Modlę się, aby właśnie taki był. Ale pamiętaj, molay, że będzie tam z tobą również ten sam Bóg, który dogląda cię tutaj. Obiecuje nam to w Ewangelii: „A oto ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”3.

Rozdział 2

Na dobre i na złe

Rok 1900, Trawankor, Indie Południowe

Podróż do kościoła pana młodego zajmuje prawie pół dnia. Przewoźnik prowadzi łódź przez labirynt kanałów pod baldachimem płomiennie czerwonego hibiskusa. Budynki stoją tak blisko wody, że gdyby chciała, dziewczynka mogłaby dotknąć starszej kobiety siedzącej w kucki i przesiewającej ryż szybkimi ruchami płaskiego koszyka. Słyszy, jak jakiś chłopiec czyta „Manoramę” ślepemu starcowi, który rozmasowuje sobie głowę, jakby wieści sprawiały mu fizyczny ból. Każdy dom jest jak mały wszechświat, z niektórych wychylają się dzieci w wieku dziewczynki.

– Dokąd płyniecie? – pyta jakiś nagi do pasa dociekliwiec o czarnych zębach. Szczoteczka, której używa, czyli po prostu oblepiony sproszkowanym węglem czarny palec wskazujący, czeka w pół drogi do ust. Przewoźnik posyła chłopakowi gniewne spojrzenie.

Kiedy opuszczają kanały, ich oczom ukazuje się kobierzec lotosów i lilii, tak gęsty, że wydaje się, iż można by było po nim chodzić. Kwiaty są otwarte jak serca życzliwych ludzi. Pod wpływem impulsu dziewczynka zrywa jeden z nich. Chwyta za umocowaną głęboko łodygę i uwalnia ją z cichym pluśnięciem. Trzyma w ręku różowy klejnot, cudowny dowód na to, że nawet z tak mętnej wody można wyłowić coś pięknego. Wuj spogląda wymownie na matkę, która milczy, choć widać, że martwi się, by córka nie pobrudziła białej bluzki ani mundu, ani tym bardziej wykończonego złotą lamówką kavani. Łódź wypełnia się owocową wonią. Dziewczynka liczy płatki: dwadzieścia cztery. Przewoźnik przedziera się przez lotosowo-liliową łąkę i wypływa na przestwór spokojnego jeziora o zupełnie gładkiej tafli, tak rozległego, że nie widać drugiego brzegu. Dziewczynka zastanawia się, czy właśnie tak wygląda ocean. Zapomniała, że jest w drodze na swój ślub. W tłocznej przystani przesiadają się do kolejnej łodzi, o wiele większej, z dziobem i rufą zakrzywionymi jak ususzone strąki fasoli i obsługiwanej przez smukłych, umięśnionych mężczyzn z pychami. W środkowej części pokładu mieszczą się dwa tuziny pasażerów z parasolami przeciwsłonecznymi. Do dziewczynki dociera, że wyjeżdża daleko i trudno będzie o odwiedziny w rodzinnych stronach.

Jezioro niemal niepostrzeżenie przechodzi w szeroką rzekę. Schwytana przez nurt łódź przyspiesza. Po pewnym czasie w oddali wyłania się wzniesienie, a na nim potężny kamienny krucyfiks nad niewielkim kościołem. Ramiona krzyża rzucają rozległy cień na wodę. To jedna z siedmiu i pół świątyni założonych przez Świętego Tomasza. Jak każde dziecko uczęszczające do przykościelnej szkoły dziewczynka potrafi bez trudu wymienić ich nazwy: Kodungallur, Parawur, Niranam, Palajur, Nilakkal, Kokkamangalam, Kollam i maleńki dom modlitwy w Tiruwitamkod. Lecz widok jednej z nich po raz pierwszy w życiu zapiera jej dech w piersi.

Swat z Ranni przemierza podwórze tam i z powrotem. Pod pachami ma wielkie plamy potu; rozlewają się szerokimi zakolami i spotykają w przedniej części długiej juba.

– Pan młody już dawno powinien był przybyć – mówi.

Kosmyki włosów, które zaczesuje na lśniącą łysinę, zsunęły się na ucho jak klapnięty papuzi pióropusz. Mężczyzna nerwowo przełyka ślinę i wygląda to tak, jakby w jego szyi przesuwał się sporej wielkości kamień. Gleba w wiosce słynie z tego, że daje najlepszy ryż – i największe wola.

Ze strony pana młodego zjawiła się tylko jego siostra, Thankamma, krzepka uśmiechnięta kobieta, która ujmuje swoją przyszłą bratową za drobne dłonie i ściska je z czułością.

– Przybędzie – zapewnia.

Achen zakłada uroczystą stułę na szatę i zawiązuje wyszywany pas. Unosi rękę wewnętrzną częścią dłoni do góry, gestem tym żądając odpowiedzi na niewypowiedziane pytanie: „No i co?”. Wszyscy milczą.

Pannę młodą przechodzi chłodny dreszcz, mimo że jest parno. Nie przywykła do noszenia chatta ani mundu. Od dziś koniec z długimi spódnicami i barwnymi bluzkami. Będzie się ubierała tak jak jej matka i ciotka, w uniform każdej zamężnej kobiety w świecie chrześcijan Świętego Tomasza, na biało i tylko na biało. Jej mundu wygląda zupełnie jak męskie, tyle że jest bardziej misternie udrapowane: luźny kraniec został złożony w potrójną fałdę i zatknięty z tyłu w taki sposób, by ukrywał kontur pupy. Identycznemu celowi – tuszowaniu sylwetki – służy biała chatta, bezkształtna bluzka z krótkim rękawem i dekoltem w szpic.

Przez wysokie okna wpada światło, rzucając ukośne cienie. Woń kadzidła drapie dziewczynkę w gardło. Podobnie jak w kościele, do którego dotąd chodziła, tutaj również nie ma ław, jest tylko rozłożony na czerwonej kamiennej podłodze szorstki dywan z włókna kokosowego, tyle że nie na całej powierzchni, a jedynie z przodu. Wuj odkasłuje. Dźwięk odbija się echem w pustym pomieszczeniu.

Dziewczynka liczyła, że na ślub przyjedzie jej siostra stryjeczna – i zarazem najbliższa przyjaciółka – która wyszła za mąż rok wcześniej, także jako dwunastolatka, za swojego rówieśnika z zacnego rodu. Podczas ceremonii zaślubin pan młody sprawiał wrażenie śmiertelnie znudzonego, bardziej interesowało go dłubanie w nosie niż uroczystość. Achen musiał przerwać kurbana i ofuknąć chłopaka:

– Przestań kopać! Złota tam nie znajdziesz!

Siostra pisała, że w nowym domu śpi i bawi się z innymi dziewczynami z rodziny i że na szczęście niewiele ma do czynienia ze swoim denerwującym mężem. Przeczytawszy list, matka obecnej panny młodej skomentowała znacząco:

– Pewnego dnia to się zmieni.

Dziewczynka zastanawia się, czy rzeczywiście tak się stało i co to właściwie oznacza.

*

Nagłe poruszenie. Matka wypycha dziewczynkę do przodu, a sama odstępuje.

U boku panny młodej wyrasta pan młody i achen bez zwłoki rozpoczyna ceremonię. Dokąd się tak spieszy? Krowa mu się cieli? Dziewczynka patrzy prosto przed siebie.

W brudnych szkłach okularów kapłana odbija się postawna sylwetka w nimbie blasku bijącego od wejścia do świątyni – i druga, o wiele drobniejsza.

Jak to jest mieć czterdzieści lat? Mężczyzna jest starszy od jej matki. No właśnie. Dziewczynce przychodzi do głowy myśl, że jako wdowiec mógł poślubić jej matkę. Dlaczego tego nie zrobił? Ale przecież zna odpowiedź: ponieważ dola wdowy jest niewiele lepsza od losu trędowatego.

Monotonny głos księdza nieoczekiwanie gubi rytm. To dlatego, że przyszły mąż dziewczynki odwraca się plecami do kapłana – rzecz nie do pomyślenia! – by przyjrzeć się swojej przyszłej żonie. Bada wzrokiem jej twarz, oddychając przy tym jak ktoś, kto szybkim krokiem pokonał znaczną odległość. Dziewczynka nie śmie podnieść wzroku, za to czuje ziemisty zapach mężczyzny. Nie jest w stanie opanować drżenia. Zaciska powieki.

– Ależ to jeszcze dziecko! – Słyszy zdumienie w jego głosie.

Kiedy otwiera oczy, widzi, jak jej stryjeczny dziadek wyciąga rękę, by spróbować zatrzymać oddalającego się pana młodego. Ten jednak odtrąca jego dłoń tak, jak się strzepuje mrówkę z maty.

Thankamma biegnie za bratem. Przyciska dłonie do brzucha, bezskutecznie usiłując powstrzymać falowanie zwisającego jak fartuch sadełka. Dogania i wyprzedza brata przy głazie ulgi – wspartej na dwóch wystających z ziemi skalnych filarach kamiennej płycie, umieszczonej na wysokości ramion, na którą strudzony dźwiganiem ciężaru na głowie podróżny może odstawić bagaż, żeby odsapnąć. Thankamma kładzie dłonie na szerokiej piersi rodzonego i idąc tyłem, stara się sprawić, by choć trochę zwolnił.

– Monay – odzywa się do niego, bo jest od niej znacznie młodszy, bardziej jak syn niż brat. – Monay – wysapuje. Całe zajście ma jak najbardziej poważny charakter, ale doprowadza Thankammę do śmiechu to, jak brat napiera, jakby był oraczem, a ona pługiem. – Spójrz na mnie! – nakazuje mu rozweselona.

Ileż to razy oglądała tę jego zachmurzoną minę? Już jako dziecko lubił marszczyć brwi. Miał zaledwie cztery lata, kiedy zmarła ich matka i Thankamma musiała przejąć jej rolę. Tuleniem i śpiewem wygładzała marsowe bruzdy na czole brata. Dużo później, gdy ich starszy brat podstępem pozbawił go należnych mu domu i posiadłości, Thankamma jako jedyna ujęła się za młodszym.

Dobrze go zna... Ach, nareszcie zwalnia, ten ciułacz słów. Gdyby Bóg jakimś cudem rozsznurował mu usta, cóż by usłyszała? „Wiesz, chechi, co sobie pomyślałem, kiedy stanąłem obok tej rozdygotanej bidulki? «Czy to na pewno wybranka, z którą mam się ożenić?» Widziałaś, jak się trzęsie? Mam już w domu jedno dziecko, o które muszę się troszczyć. Niepotrzebne mi drugie”.

– Monay, rozumiem – mówi Thankamma, jakby rzeczywiście przemówił. – Wiem, jak to wygląda. Pamiętaj, że zarówno twoja matka, jak i babka wyszły za mąż, mając zaledwie dziewięć lat. Owszem, były jeszcze bardzo młode, ale w nowym domu nadal wychowywano je jak dzieci, dopóki nie przestały nimi być. Z czegoś takiego może powstać jedynie najlepsze, najzgodniejsze małżeństwo, nie uważasz? Albo zapomnij o tym wszystkim i przez chwilę pomyśl o tej biednej dziewczynie. Porzucona przed ołtarzem w dniu własnego ślubu... Ayo, co za wstyd! Kto ją weźmie po czymś takim?

Brat nadal się nie zatrzymuje.

– To dobra dziewczyna – kładzie mu do głowy Thankamma. – Z porządnej rodziny. Twojemu JoJowi przydałby się ktoś, kto by się nim zaopiekował. Ona będzie dla niego tym, kim ja dla ciebie, kiedy byłeś mały. Pozwól jej dorosnąć w swoim domu. Ona potrzebuje Parambilu, tak jak Parambil potrzebuje jej.

Thankamma się potyka. Brat łapie siostrę przed upadkiem, ta się śmieje.

– Nawet słoniom ciężko chodzić do tyłu! – Jest jedyną osobą, która w niewyraźnej asymetrii twarzy brata rozpoznaje uśmiech. – Nie myśl, że swatowi należy się jakiekolwiek uznanie, monay. To ja ją dla ciebie wybrałam. To ja spotkałam się z jej matką i zwróciłam na nią uwagę. Chyba przyznasz, że poprzednio dobrze wybrałam? Panie, świeć nad duszą pierwszej żony mego brata. Mówię ci, zaufaj ponownie swojej chechi.

Swat naradza się z kapłanem.

– Co tu się wyprawia? – bąka ten drugi.

„Panie, ostojo moja i twierdzo, mój wybawicielu” (Ps 18,2). Ojciec panny młodej wpoił w nią zwyczaj powtarzania tych słów w chwilach trwogi. „Ostojo moja i twierdzo”. Tajemnicza energia, którą emanuje ołtarz, spływa na nią jak komża na ramiona ministranta i sprowadza przemożne poczucie spokoju. Tę świątynię konsekrował jeden z dwunastu; stał tu, gdzie teraz stoi ona – apostoł, który dotykał ran Chrystusa. Dziewczynkę przepełnia zrozumienie przekraczające granice wyobraźni, w jej głowie odzywa się bezdźwięczny, nieruchomy głos: „Oto ja jestem z wami przez wszystkie dni” (Mt 28,10).

W jej polu widzenia ponownie ukazują się bose stopy pana młodego. „Jak piękne stopy tych, którzy zwiastują dobrą nowinę” (Rz 10,15). Te jednak są zgrzebne, stwardniałe i nieczułe na ciernie, potrafią kopnięciem przetrącić gnijący pniak i doskonale sobie radzą w znajdywaniu szczelin ułatwiających wspinanie się na palmy. Wyczuwają oceniający wzrok i zmieniają pozycję. Dziewczynka nie umie się powstrzymać. Unosi oczy i przygląda się mężczyźnie: jego nos jest spiczasty jak grot włóczni, usta pełne, a broda wysunięta do przodu. Ma kruczoczarne włosy bez śladu siwizny, co trochę ją zaskakuje, i skórę o wiele ciemniejszą niż jej własna, ale ogólnie można go nazwać przystojnym. Zdumiewa dziewczynkę intensywność spojrzenia, z jakim pan młody wpatruje się w kapłana – jak mangusta, która czeka, aż wąż zaatakuje i będzie mogła zrobić unik, obrócić się i chwycić gada za szyję.

Msza musiała minąć szybciej, niż się dziewczynce wydawało, bo oto jej matka pomaga panu młodemu odsłonić głowę świeżo poślubionej żony. Mąż staje za plecami dziewczynki i opierając dłonie na jej ramionach, obdarowuje ją maleńkim złotym minnu. Palce, którymi zapina łańcuszek z wisiorkiem, parzą skórę jak rozżarzone węgle.

Pan młody składa koślawy podpis w kościelnej księdze, po czym przekazuje pióro małżonce. Dziewczynka wpisuje swoje imię, a także dzień, miesiąc i rok: 1900. Kiedy podnosi spojrzenie, jej mąż już wychodzi ze świątyni. Achen odprowadza mężczyznę wzrokiem i komentarzem:

– A temu co? Zostawił ryż na ogniu?

Męża nie ma na przystani, gdzie przycumowana łódź kołysze się na falach, ze zniecierpliwieniem szarpiąc za napięte liny.

– Twój mąż od małego lubił wszędzie chodzić piechotą – mówi nowa szwagierka dziewczynki. – Zupełnie inaczej niż ja! Po co używać nóg, gdy można skorzystać z łodzi? – Śmiech Thankammy zachęca je do wspólnej wesołości, lecz tutaj, nad brzegiem rzeki, matka i córka muszą się rozstać. Obejmują się, przywierają do siebie. Kto wie, kiedy znowu się zobaczą. Dziewczynka ma teraz nowe nazwisko i nowy, jeszcze nieznany dom; tam jest jej miejsce. Winna wyrzec się starego.

Oczy Thankammy również zachodzą łzami.

– Proszę się nie obawiać – uspokaja zrozpaczoną matkę. – Zaopiekuję się nią, jakby była moja. Zatrzymam się w Parambilu na dwa, trzy tygodnie. Przez ten czas pozna dom lepiej, niż zna psalmy. Proszę mi nie dziękować. Mam już dorosłe dzieci. Zostanę tak długo, aż mój mąż zdąży się stęsknić.

Panna młoda odrywa się od matki. Trzęsą jej się nogi i byłaby się osunęła, gdyby Thankamma nie schwyciła jej i nie oparła sobie na biodrze, tak jak się nosi małe dzieci. Razem z nią wsiada do czekającej łodzi. Dziewczynka odruchowo oplata udami szeroką talię kobiety i przykleja się policzkiem do jej mięsistego ramienia. Spogląda na stojącą na przystani, drobną w cieniu wielkiego kamiennego krucyfiksu, machającą do niej ze smutkiem postać.

Dom panny młodej i jej świeżo poślubionego wdowca znajduje się w Trawankorze, na południowym krańcu Półwyspu Indyjskiego, pomiędzy Morzem Arabskim a rozciągającym się wzdłuż zachodniego wybrzeża pasmem Ghatów Zachodnich. Kraina ta została ukształtowana przez wodę i ludzi władających wspólną mową: językiem malajalam. Morze wsuwa słone palce w białą piaszczystą plażę i splata je z rzekami spływającymi z porośniętych gęstą roślinnością stoków Ghatów. To świat jak z dziecięcej fantazji: serpentyny strumieni i kanałów, mozaika jezior i lagun, labirynt starorzeczy i lotosowych sadzawek w kolorze butelkowej zieleni; wielki wodny układ naczyń połączonych, jak nazywał go ojciec dziewczynki. Zrodził Keralczyków, będących w ciągłym ruchu, tak jak otaczająca ich rzeczywistość. Płynne gesty, włosy spływające na ramiona, tryskające z gardeł potoki śmiechu, gdy rozkołysanym krokiem dryfują od jednego krewnego do drugiego. Wędrują jak krwinki w krwiobiegu, napędzani wielkim bijącym sercem monsunu.

Kokosowce i winodanie rosną tutaj w takiej obfitości, że wieczorem, próbując zasnąć, pod zamkniętymi powiekami nadal widzi się rozbujałe na wietrze, postrzępione sylwetki. W snach zwiastujących pomyślność muszą występować woda i zielone pierzaste liście, ich brak stanowi kwintesencję koszmaru. Gdy Keralczyk mówi o „lądzie”, ma na myśli również wodę, ponieważ oddzielanie jednego od drugiego jest tak samo pozbawione sensu, jak traktowanie osobno ust i nosa. Pirogami, lekkimi łódkami i barkami wyprawiają Keralczycy swoje towary do rozmaitych miejsc w całym Trawankorze, Koczinie i Malabarze, robiąc to ze zwinnością, której mieszkańcy obszarów w głębi lądu mogą im jedynie pozazdrościć. Wobec niedostatku porządnych dróg, mostów i regularnego transportu autobusowego ich główną arterią komunikacyjną jest woda.

W czasach naszej panny młodej królewskie rody Koczinu i Trawankoru – których dynastie sięgają wieków średnich – sprawują władzę w swych krainach, pozostając pod okiem brytyjskiej administracji określającej je mianem „państw książęcych”. Pod rządami Brytyjczyków istnieje ponad pięćset takich „państw”, obejmujących połowę terytorium Indii; większość z nich jest drugorzędna i ma niewielkie znaczenie. Maharadżom tych znaczniejszych, zwanych „salutowymi” – Hajdarabadu, Majsuru, Trawankoru – przysługuje od dziewięciu do dwudziestu jeden salw honorowych. Liczba wystrzałów odzwierciedla ważność maharadży w oczach Brytyjczyków – i nierzadko równa się liczbie rolls-royce’ów w garażu władcy. W zamian za możliwość zachowania pałacu, samochodów i status quo, a także przywilej częściowo autonomicznego sprawowania kontroli na własnym terytorium każdy z maharadżów jest zobowiązany do płacenia Koronie dziesięciny z pobieranych podatków.

Nasza panna młoda w Trawankorze nigdy nie widziała brytyjskiego żołnierza ani urzędnika służby cywilnej – zupełnie inaczej niż mieszkańcy prezydentur Madrasu i Bombaju, a więc terytoriów zarządzanych bezpośrednio przez Brytyjczyków i licznie przez nich obsadzonych. Z czasem regiony z dominującym językiem malajalam: Trawankor, Koczin i Malabar utworzą Keralę, „państwo” o kształcie ryby z łbem skierowanym w stronę Cejlonu (obecnie Sri Lanka), ogonem wskazującym na Goa i wzrokiem tęsknie spoglądającym przez ocean na Dubaj, Abu Zabi, Kuwejt i Rijad.

Wystarczy wbić szpadel w ziemię gdziekolwiek w Kerali, by spod jego ostrza wysączyła się rdzawa woda, niczym krew spod skalpela, bogaty laterytowy eliksir, źródło minerałów dla wszelkiego żywego stworzenia. Między bajki można włożyć opowieści o usuniętych, lecz zdolnych do życia płodach, które wrzucone do tej gleby wyrastają na zdziczałych ludzi, za to bezsprzeczną prawdą jest, iż przyprawy krzewią się tutaj w obfitości niespotykanej na całym świecie. Przez wiele stuleci przed Chrystusem żeglarze z Bliskiego Wschodu chwytali południowo-zachodnie wiatry w żagle swych dauów i zmierzali na Korzenne Wybrzeże, by zaopatrzyć się w pieprz, goździki i cynamon. Dobiwszy targu, wracali do Palestyny, gdzie za niezłą fortunkę sprzedawali przyprawy kupcom z Genui i Wenecji.

Moda na przyprawy rozlewała się po Europie jak, nie przymierzając, kiła albo dżuma i przenosiła się w taki sam sposób jak one, a więc za pośrednictwem statków i marynarzy. Tyle że akurat ta epidemia miała pożyteczny charakter: przyprawy wydłużały świeżość potraw i przy okazji życie tych, którzy je spożywali. To niejedyna korzyść. Pewien ksiądz z Birmingham żuł cynamon, chcąc zneutralizować winny oddech, i zorientowawszy się w pociągającym działaniu tegoż na parafianki, napisał pod pseudonimem cieszący się sporą popularnością pamflet zatytułowany Sosy nowe, słodkie a ostre. Niezgorszy wybór połączeń prostych a wdzięcznych dla męża i żony jego. Aptekarze zachwalali cudowne ozdrowienia z puchliny wodnej, podagry i lumbago dzięki miksturom na bazie kurkumy, kokumu i pieprzu. Marsylski medyk odkrył, że wcieranie imbiru w skurczonego, wiotkiego penisa przynosi pomyślną odmianę w obu tych stanach, partnerce zaś „daje rozkosz tak wielką, iż rada byłaby, gdyby partner w ogóle z niej nie schodził”. O dziwo, kucharzom na Zachodzie nie przyszło do głowy spróbować uprażyć i rozdrobnić ziarenka pieprzu, nasiona fenkułu, kardamon, goździki i cynamon, a następnie wsypać tę mieszankę do oliwy razem z ziarnami gorczycy, czosnkiem i cebulą – gdyby to zrobili, otrzymaliby masalę, podstawę każdego curry.

Arabscy handlarze przez wiele stuleci zazdrośnie strzegli wiedzy o pochodzeniu aromatycznych towarów, mogących w Europie kosztować tyle, co kamienie szlachetne. W XV wieku Portugalczycy (a później też Holendrzy, Francuzi i Anglicy) podejmowali liczne wyprawy mające na celu odnalezienie lądu, na którym rosły niezwykle cenne rośliny będące źródłem przypraw. Owi poszukiwacze byli niczym jurni młodzieńcy wiedzeni zapachem rozwiązłej kobiety. Gdzież ona? Na wschodzie, zawsze na wschodzie.

Ale Vasco da Gama nie pożeglował z Portugalii na wschód, tylko w przeciwnym kierunku. Popłynął wzdłuż zachodniego brzegu Afryki, okrążył południowy kraniec tego kontynentu i znalazł się na Oceanie Indyjskim. Tam jego załoga pojmała arabskiego pilota statków i torturami wymusiła na nim wskazanie drogi do Wybrzeża Korzennego, czyli dzisiejszej Kerali. Po odbyciu najdłuższej podróży morskiej w ówczesnych dziejach okręty da Gamy w końcu przybiły do brzegu nieopodal Kolikkotu.

Na zamorynie Kolikkotu da Gama nie zrobił szczególnego wrażenia. Portugalczycy sprezentowali orientalnemu władcy koralowce i wyroby z mosiądzu, on zaś przyjął ich rubinami, szmaragdami i jedwabiem. Śmiechu warta wydała mu się deklaracja da Gamy, iż ten zamierza uraczyć pogan miłością Chrystusa. Czyżby ów głupiec nie wiedział, że tysiąc czterysta lat przed jego przybyciem do Indii – zanim w ogóle Święty Piotr dotarł do Rzymu – inny z dwunastu apostołów, Święty Tomasz, przypłynął tutaj na pokładzie arabskiego handlowego daua?

Według legendy Święty Tomasz postawił stopę na indyjskiej ziemi niedaleko dzisiejszego Koczinu w 52 roku po Chrystusie. Napotkał chłopca wracającego ze świątyni.

– Czy twój bóg słucha twych modlitw? – zapytał.

Chłopiec odparł, że owszem. Na to Święty Tomasz nabrał garść wody, podrzucił ją do góry i krople zawisły w powietrzu.

– A czy twój bóg potrafi coś takiego?

Dzięki takim pokazom, dokonywanym za pomocą magii bądź cudów, udało mu się nawrócić pewną liczbę braminów na chrześcijaństwo. Jakiś czas później zginął męczeńską śmiercią w Madrasie. Owi pierwsi konwertyci – chrześcijanie Świętego Tomasza, jak ich nazywano – pozostali lojalni nowemu wyznaniu i nie zawierali związków małżeńskich poza własną społecznością, której najsilniejszym spoiwem okazały się zwyczaje i kościoły. Z czasem znacznie poszerzyli sferę oddziaływania swojej religii.

Prawie dwa tysiące lat później potomkowie indyjskich neofitów, dwunastoletnia dziewczynka i wdowiec w średnim wieku, wstąpili w związek małżeński.

– Co było, to było – powie nasza panna młoda, gdy zostanie babcią, a jej wnuczka (i zarazem imienniczka) będzie się domagać opowieści o swych antenatach. Dziewczynka słyszała, że przeszłość rodziny pełna jest tajemnic, a wśród jej przodków znajdują się niewolnicy, mordercy, a nawet jeden suspendowany biskup. – Przeszłość niech zostanie w przeszłości, moje dziecko. Poza tym za każdym razem pamiętam ją inaczej. Wolę opowiedzieć ci o przyszłości, tej, którą ty sama stworzysz. – Lecz dziecko nalega.

Od czego więc zacząć? Od niewiernego Tomasza, który nie przyjął do wiadomości zmartwychwstania Chrystusa, dopóki nie zobaczył jego ran? Od innych męczenników za wiarę? Tym, czego pragnie dziewczynka, jest opowieść o jej własnej rodzinie: o domu wdowca, w którym zamieszkała jej babka po zamążpójściu; o pozbawionym dostępu do morza w krainie wody domu pełnym tajemnic. Takie wspomnienia utkane są z cienkiej jak pajęcza nić przędzy, toteż wyżarte przez czas dziury trzeba cerować mitami i baśniami.

Babcia ma pewność co do kilku rzeczy: jeśli historia ma odcisnąć piętno na słuchaczu, musi mówić prawdę na temat świata, dlatego w sposób nieunikniony opowiada o rodzinach, ich ranach i triumfach, a także o zmarłych, w tym również o duchach, które ociągają się z odejściem; musi zawierać wskazówki, jak żyć w królestwie Boga, gdzie radość nie oszczędza człowiekowi smutku. Dobra historia wykracza poza domenę wielkodusznego Boga: doprowadza do pojednania rodziny i zdejmuje z jej barków ciężar tajemnic, których okowy bywają silniejsze od krwi. Lecz wyjawione tajemnice – tak samo jak te pilnie strzeżone – potrafią rozerwać rodzinę na strzępy.

Rozdział 3

O czym się nie mówi

Rok 1900, Parambil

Świeżo upieczonej pannie młodej śni się, że razem z kuzynkami pluska się w lagunie. Łapią za burtę niskiej, wąskiej łodzi i celowo wywracają ją do góry dnem, po czym wspinają się na nią. Brzegi rozbrzmiewają ich śmiechem.

Budzi się zdezorientowana.

Grzbiet chrapiącej góry u jej boku unosi się i opada. Thankamma. Tak. Pierwsza noc w Parambilu. Ta nazwa nie leży jej na języku, drażni ją jak nadłamany ząb. Dziewczynka nasłuchuje, ale z sąsiedniego pomieszczenia, gdzie śpi mąż, nie dochodzą żadne odgłosy. Ciało Thankammy przesłania drobnego chłopca – widać jedynie lśniące potargane włosy na jego głowie i spoczywającą tuż nad nią zwróconą wierzchem do góry dłoń.

Dziewczynka nadal nadstawia uszu. Czegoś brakuje. Nieobecność wytrąca ją z równowagi. Nagle dociera do niej, o co chodzi: nie słychać wody. Zatęskniła za jej szmerem, łagodzącym szeptem i wymyśliła go sobie we śnie.

Wczoraj razem z Thankammą dopłynęły na pokładzie vallum – prostej, wzmocnionej dobitymi w poprzek deskami dłubanki – do niewielkiej przystani. Po zejściu na ląd przecięły usianą uginającymi się od owoców kokosowcami rozległą łąkę; pasły się na niej cztery uwiązane na długich linach krowy. Potem przeszły pod baldachimem ocierających się o siebie, oklapłych i skrywających okazałe czerwone kiście liści bananowców. Powietrze było nasycone wonią drzewa chempaka. Kiedy na ich drodze pojawił się płytki strumień, pokonanie go ułatwiły trzy wystające z nurtu wytarte płaskie skałki. Nieco dalej strumień rozszerzał się i rozlewał w staw o brzegach gęsto porośniętych pandanem i karłowatymi palmami chenthengu o pomarańczowych kokosach. Tuż nad krawędzią stawu stał pochyły kamień do prania. Thankamma powiedziała, że tutaj dziewczynka będzie przychodziła się myć. Szmer strumienia dobrze wróżył. Dziewczynka już z łodzi wypatrywała domu, ale nie zobaczyła go nad rzeką. Musiał zatem stać gdzieś dalej, tyle że tutaj też go nie było.

– Cały ten teren, ponad pięćset akrów – odezwała się z dumą w głosie Thankamma, pokazując na prawo i na lewo – to właśnie Parambil. W większości pagórkowaty i w pierwotnym stanie. Z tego, co jako tako oczyszczono, jedynie niewielką część zajmują uprawy. Zanim twój mąż okiełznał tę dzicz, wszędzie tu rosła dżungla, molay.

Pięćset akrów. Miejsce, które do wczoraj było jej domem, zajmowało zaledwie dwa.

Szły dalej ścieżką wiodącą przez pole manioku, aż w końcu oczom dziewczynki ukazał się stojący na wzniesieniu, rysujący się na tle tarczy słonecznej budynek. Gdy go ujrzała, na dłuższą chwilę wbiła w niego spojrzenie, bo przecież miał pozostać jej domem już do końca życia. Zapadnięty w środkowej części i zakrzywiony na końcach ku górze dach wydał się pannie młodej cokolwiek znajomy; zwieszające się nisko wysunięte okapy zatrzymywały światło i zacieniały werandę. W jej głowie zrodziło się i nie dawało spokoju pytanie: dlaczego tutaj? Czemu nie przy strumieniu? Albo nad rzeką, która przynosi gości, wieści i wszystko, co dobre?

Teraz, leżąc na plecach, dziewczynka ogląda swój pokój. Wyszlifowane, zaimpregnowane olejem ściany wzniesiono z drewna tekowego, a nie z powszechnie występującego w tych stronach gatunku chlebowca. W górnej części konstrukcji znajduje się szczelina w kształcie krucyfiksu służąca do odprowadzania nadmiaru gorącego powietrza. Podwieszany sufit, będący ochroną przed upałem, również zbudowano z teczyny. W poprzek otworów okiennych zamontowano wąskie drewniane listewki umożliwiające swobodny przewiew. Są też oczywiście prowadzące na werandę dzielone drzwi; górna część jest otwarta na wiatr, dolna zamknięta, żeby do środka nie dostały się kury ani żadne beznogie stworzenia. Dom wygląda zupełnie jak ten, który dziewczynka opuściła, jest po prostu większy. Każdy thachan przestrzega tych samych pradawnych zasad vastu, od których nie odstępuje nikt, żaden hinduista ani chrześcijanin. Dla dobrego stolarza dom jest kawalerem, ziemia zaś – panną; sztuka polega na starannym dopasowaniu do siebie tych dwojga, dobraniu ich z taką finezją, z jaką astrolog układa horoskop. Gdy dom nawiedza tragedia bądź udręczony duch, mówi się, że winę ponosi niefortunne usytuowanie budynku. Dlatego dziewczynka powtarza w myśli: „Dlaczego tutaj, z dala od wody?”.

Szelest liści i wyraźnie wyczuwalne drżenie przyprawiają jej serce o szybsze bicie. Jakiś kształt przy drzwiach przesłania światło gwiazd. Czy to duch domostwa przyszedł się przywitać? W następnej chwili w górnej połowie drzwi wyrasta bujny krzak, wdziera się do pokoju, a wokół niego wije się wielki wąż. Dziewczynka zastyga w bezruchu i nie jest w stanie nawet krzyknąć, choć wie, że zaraz spotka ją coś okropnego w tym tajemniczym, oddalonym od wody domu. Tylko czy... śmierć pachniałaby jaśminem?

Wyrwany z korzeniami krzew jaśminu unosi się w powietrzu trzymany przez słoniową trąbę. Kwietne gałązki przesuwają się ponad śpiącymi i zawisają nad dziewczynką, która nagle czuje na policzkach ciepły, wilgotny, prastary oddech. Oprószają ją drobinki ziemi.

Strach mija. Dziewczynka z wahaniem wyciąga rękę po podarek. Dziwi się, że nozdrza wydają się tak bardzo ludzkie, otoczone bladą, piegowatą skórą, delikatne jak usta, zarazem zwinne i zręczne jak palce. Z sapnięciem muskają ją po piersi, łaskoczą w łokieć i przesuwają się ku twarzy. Dziewczynka tłumi chichot. Gorące poparskiwania są jak drobne błogosławieństwa. Zapach słonia kojarzy jej się starotestamentowo. W końcu trąba odstępuje i zaczyna się bezszelestnie wycofywać.

Dziewczynka odwraca się i odkrywa zaskoczonego świadka. Dwuletni JoJo siedzi za leżącą na boku Thankammą i gapi się szeroko otwartymi oczami. Dziewczynka uśmiecha się do niego, podnosi się, pod wpływem impulsu przywołuje go do siebie, bierze na ręce i oparłszy go na biodrze, wychodzi na zewnątrz, w ślad za zjawą.

Tutaj, w Parambilu, wszędzie wyczuwa obecność duchów, jak zresztą w każdym domu. Jeden z nich przechadza się po muttam. Ciemność skrzy się niewidzialnymi duszami, licznymi jak świetliki.

Na polanie pod strzelistą palmą siatkówkowy poblask nad stertą pierzastych liści kokosowca kołysze się jak lampa na lekkim wietrze. Wzrok dziewczynki przyzwyczaja się do ciemności i wtedy jej oczom ukazuje się masyw czoła, leniwie falujące uszy... posąg wykuty w czarnym kamieniu nocy. To nie duch, lecz prawdziwy słoń.

JoJo w roztargnieniu jedną ręką obejmuje dziewczynkę za szyję i palcami chwyta ją za małżowinę, sadowi się wygodnie na jej biodrze, jakby nie znał innego. A ją ogarnia wesołość – wczoraj tak samo przywierała do Thankammy. Stoją bez ruchu, dwoje półsierot. Duchy wykonują rozkazy ofiarodawcy jaśminu i wycofują się w mrok, który powoli ustępuje świtowi.

W ciągu swego krótkiego życia dziewczynka widziała, jak ludzie czczą świątynne słonie i rozpieszczają je smakołykami; widziała też słonie pracujące przy wyrębie drzew, jak człapiąc przez wioskę, zmierzają do lasu. Ale ten zwierz, którego cielsko zasłoniło gwiazdy, musi być największym słoniem na świecie. Jego leniwe żucie i pełen wdzięku taniec trąby podającej liście do wyszczerzonej w uśmiechu paszczy działają na nią uspokajająco.

Po zawietrznej słonia – tuż za niewysoką błotną opaską, którą usypuje się wokół każdego kokosowca, żeby spod pnia nie odpłynęły woda i nawóz – na sznurowym łóżku śpi mężczyzna.

Łokcie i kolana męża wystają poza zapadającą się drewnianą ramę. W pucharze dłoni i ściągniętych palcach, w ułożeniu silnego lewego ramienia, zgiętego tak, by można było oprzeć na nim głowę jak na poduszce, panna młoda dostrzega odbicie jaśminowego gościa.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Rozdział 4

Pierwsze kroki w domu

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 5

Dorastanie

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 6

Stadło

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 7

Matka wie

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 8

Póki śmierć nas nie rozdzieli

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 9

Wierna w drobnych rzeczach

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

CZĘŚĆ DRUGA

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 10

Ryba pod stołem

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 11

Kasta

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 12

Dwa duże

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 13

Powiększenie

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 14

Rzemiosło...

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 15

Dobra partia

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 16

...i sztuka

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 17

Zupełnie inna rasa

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 18. Kamienne świątynie

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 19

Cięcie

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 20

W szklanych domach

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 21

Ostrzeżony

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 22

Martwa natura z mango

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

CZĘŚĆ TRZECIA

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 23

Co Bóg wiedział, zanim się narodziliśmy

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 24

Przemiana

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 25

Obcy w domu

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 26

Niewidzialne ściany

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 27

Lepiej do góry

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 28

Wielkie kłamstwo

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 29

Poranne cuda

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

CZĘŚĆ CZWARTA

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 30

Dinozaury i górskie stacje

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 31

Większa rana

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 32

Ranny wojownik

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 33

Piszące dłonie

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 34

Ręka w rękę

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 35

Lekarstwo na twoją dolegliwość

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 36

Nie ma mądrości w grobie

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 37

Pomyślny znak

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

CZĘŚĆ PIĄTA

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 38

Poczta Parambil

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 39

Geografia i małżeński los

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 40

Błędne etykiety

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 41

Zaleta wady

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 42

Wszyscy się dogadują

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 43

Wracaj do domu (Łk 8,39)

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 44

W krainie obfitości

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 45

Zaręczyny

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 46

Noc poślubna

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 47

Bój się drzewa

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 48

Bogowie deszczu

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 49

Widok

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

CZĘŚĆ SZÓSTA

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 50

Ryzyko w górach

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 51

Gotowość do zranienia

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 52

Jak dawniej

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 53

Kamienna kobieta

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 54

Porodowy anioł

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 55

Dziecko będzie dziewczynką

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 56

Zaginięcie

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

CZĘŚĆ SIÓDMA

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 57

Invictus

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 58

Zapalić lampę

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 59

Życzliwi ciemiężcy i wdzięczni ciemiężeni

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 60

Objawienie szpitala

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 61

Powołanie

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 62

Czy to dziś?

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

CZĘŚĆ ÓSMA

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 63

Cielesność i bezcielesność

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 64

Staw zawiasowy

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 65

Gdyby tylko Bóg mógł przemówić

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 66

Linia podziału

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 67

Lepiej na zewnątrz niż w środku

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 68

Chart gończy niebios

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 69

Ujrzyj to, co sobie wyobrażasz

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 70

Do wody

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 71

Umarli powstaną nienaruszeni (1 Kor 15,52)

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 72

Choroba von Recklinghausena

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

CZĘŚĆ DZIEWIĄTA

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 73

Trzy nauki dla przyszłej żony

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 74

Umysł pod obserwacją

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 75

Stany świadomości

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 76

Przebudzenia

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 77

Drogi rewolucji

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 78

Spójrz na to

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 79

Boży plan

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

CZĘŚĆ DZIESIĄTA

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 80

Bez mrugnięcia okiem

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 81

Przeszłość spotyka przyszłość

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 82

Dzieło sztuki

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 83

Kochać chorych

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Rozdział 84

Znany świat

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Słowniczek

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Podziękowania

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Uwagi

Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.

Zapraszamy do zakupu

Przypisy

1 Wszystkie cytaty z Pisma Świętego zamieszczone w tekście pochodzą z Biblii Tysiąclecia [przyp. red.]. ↩

2 Rabindranath Tagore, Zbłąkane ptaki, w: Poezje, przeł. Jerzy Bandrowski, C&T, Toruń 1995, s. 57. [Wszystkie przypisy, przy których nie zaznaczono autorstwa, pochodzą od tłumacza]. ↩

3 Mt 28,20. ↩