Przygoda na jedną noc - Charlene Sands - ebook

Przygoda na jedną noc ebook

Charlene Sands

3,9

Opis

Brooks przyjeżdża do Teksasu, by zobaczyć się z ojcem. W motelowym barze poznaje Ruby, fascynującą latynoską piękność, z którą spędza gorącą noc. Rankiem żegna ją na zawsze. Tymczasem kilka godzin później spotyka Ruby w posiadłości ojca. I znów nie potrafi oprzeć się pożądaniu...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 161

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (42 oceny)
17
10
8
7
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Charlene Sands

Przygoda na jedną noc

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Brooks Newport obrócił się na stołku barowym w motelu C’mon Inn, by śledzić zwinne ruchy kruczoczarnej latynoskiej piękności, która z błyskiem w oku pochyliła się właśnie nad stołem bilardowym. Wszyscy mężczyźni w tym barze nie spuszczali z niej wzroku, spod szerokich rond kowbojskich kapeluszy wpatrując się w nią jak w obraz. W obcisłych błękitnych dżinsach i bluzce w czerwoną kratkę, której dekolt odsłaniał jej gładką skórę w oliwkowym odcieniu, wyglądała tak ponętnie, że Brooks poczuł nagłą suchość w gardle i musiał pociągnąć duży łyk piwa.

– Piątka, łuza w rogu – oznajmiła zmysłowym głosem, w którym zarazem słychać było pewność siebie.

Następnie złożyła się do strzału i końcówką swego kija wbiła piątą bilę do celu. Gdy chwilę później wyprostowała się, jej pełny biust chciał niemal wyfrunąć spod bluzki. Była niewysoka, miała niewiele ponad metr sześćdziesiąt wzrostu, i na widok jej pięknej filigranowej figury Brooks otarł z czoła kropelki potu.

Przecież do Teksasu nie przyjechał po to, żeby się uganiać za kobietami. Wyprawił się tutaj z Chicago z innego powodu: pierwszy raz w życiu miał spotkać swego biologicznego ojca.

Brooks Newport, który miał brata bliźniaka o imieniu Graham, próbował od lat odnaleźć ich ojca. Jego podejrzenia, że są biologicznymi dziećmi Suttona Winchestera, chicagowskiego milionera i zarazem groźnego dla nich rywala w interesach, którego Brooks zwalczał bezwzględnie, okazały się niesłuszne.

I chwała Bogu. Ale Sutton znał tajemnicę ich pochodzenia i niedawno, w obliczu zbliżającej się śmierci, być może wiedziony wyrzutami sumienia, zdradził Newportom informację, która pozwoliła ustalić nazwisko i miejsce zamieszkania ich ojca.

Tym człowiekiem był Beau Preston, hodowca koni i właściciel rancza Look Away, znajdującego się pod miasteczkiem Cool Springs.

Gdyby nie ostry atak tremy przed tym wieńczącym długie trudy spotkaniem z ojcem, Brooks nie siedziałby w motelowym barze, lecz byłby już u niego.

Tymczasem jednak nie dało się ukryć, że po przyjeździe do nieco sennego Cool Springs wszechmocny, zwykle nieustraszony szef Newport Corporation poczuł strach i postanowił wizytę w Look Away odłożyć do jutra, by najpierw uspokoić skołatane nerwy.

Skuszony gościnnym napisem i świątecznymi lampkami nad wejściem do motelu C’mon Inn uznał, że w jego podwojach pokrzepi się drinkiem, a potem przenocuje.

I teraz nie mógł oderwać oczu od ślicznotki przy stole bilardowym. Obserwował jej zgrabną postać, kiedy poruszała się zwinnie jak kot i jednocześnie niczym wojownik operowała kijem. Popijając piwo, Brooks niemal rozbierał ją rozmarzonym wzrokiem.

Gdy pochylona mierzyła się do strzału, jej długie czarne włosy muskały zielone sukno. Po czym znowu zgrabnie wbiła bilę do łuzy.

– Ruby, ty żadnemu facetowi nie chcesz dać szansy – poskarżył się grający z nią starszy pan, unosząc głowę i masując sobie bokobrody.

– Znasz mnie, Stan – odparła, krztusząc się ze śmiechu. – To moja zasada życiowa.

– Ale mogłabyś czasem nie trafić. Ciekawiej by się grało.

Czyli ma na imię Ruby. Pasuje do niej, pomyślał Brooks, walcząc z coraz silniejszym pożądaniem.

– Przykro mi, Stan, poległeś z kretesem – powiedziała po skończonej partii i z uśmiechem poklepała go po ramieniu.

– Trudno – odparł. – Ale przeżyję moją klęskę pod warunkiem, że jak zwykle dasz mi całusa.

– Zgoda, choć te twoje bokobrody strasznie mnie drapią – odparła, po czym wspięła się na palce, by go pocałować w policzek. – A teraz mi przyrzeknij, że grzecznie wrócisz do Betsy i uściskasz ode mnie twojego słodkiego wnuczka.

– Okej, ale ty też bądź grzeczna, Ruby. Dobrze?

– Spróbuję – powiedziała, odstawiając kij na stojak.

Gdy odgarnęła z czoła gęste, sięgające ramion jedwabiste włosy i na moment spotkali się wzrokiem, Brooks miał wrażenie, że świat stanął w miejscu. Jeśli Cool Springs w dalszym ciągu będzie go witać w ten sposób, bez wątpienia polubi to miasteczko.

Dopił piwo, położył pieniądze na kontuarze i skinął głową do barmana, dając mu znak, że wychodzi.

– Hej, laleczko! – zawołał jakiś mocno zawiany facet, który nagle wytoczył się z kąta, w którym siedziała grupka mężczyzn, i stanął Ruby na drodze. – A numerek ze mną?

– Dzięki, skończyłam na dziś – powiedziała, mierząc go wzrokiem od stóp do głów.

– No co ty. Najpierw dotknij mojego kija i zobacz, jaki jest twardy. Jak skończymy zabawę, będziesz błagać o jeszcze.

– Spadaj, palancie – warknęła, strząsając jego dłoń z przedramienia, ale chwycił ją drugą ręką za łokieć. – Trzymaj łapy przy sobie – powiedziała ostrzegawczo.

Brooks rozejrzał się dokoła. Wszyscy gapili się na tę scenę z głupkowatymi uśmieszkami, ale nikt się nie ruszył. Jednak w tym miasteczku są sami kretyni, pomyślał, zaciskając pięści i robiąc krok w stronę Ruby. Przecież na coś takiego nie można biernie patrzeć.

– Zabieraj łapy – zdążył powiedzieć, gdy w tym samym momencie Ruby zdzieliła agresywnego faceta pięścią w brzuch, a ten, zgięty wpół, obrzucił ją przekleństwami.

Po sekundzie dołożyła mu w szczękę i facet wylądował na podłodze.

– Nikt nie podskoczy naszej Ruby – ktoś mruknął z podziwem.

Tego jednak nie wiedział ani ten startujący do niej zalotnik, ani Brooks, który chciał pospieszyć jej na pomoc. Stanęła z nim oko w oko, obojętnie minąwszy leżącego.

– Dzięki – rzekła półgłosem, z trudem łapiąc oddech.

– Nie ma za co – odparł. – Nawet nie zdążyłem mu przywalić.

– Może, rycerzu, zdążysz następnym razem -zażartowała z lekkim uśmiechem.

– Często spotykają cię takie przygody?

– Dość często, ale nigdy z facetami, którzy mnie znają.

– Wcale się temu nie dziwię – stwierdził, z podziwem kiwając głową.

Gdy w tym momencie barman włączył muzykę i z głośników popłynął skoczny kawałek country, poczuł, że jeszcze nie pora iść spać. Zafascynowała go bez reszty ta piękna, dzielna i dowcipna dziewczyna. Takiego podniecenia nie przeżywał od bardzo dawna.

– Zatańczysz? – spytał.

Popatrzyła na niego z niewinną miną, na którą pewnie dałby się nabrać, gdyby nie to, że widział ją w akcji.

– Chętnie, rycerzu.

– Nazywam się Brooks.

– A ja Ruby.

Gdy prowadził ją na parkiet, wydała mu się krucha i bezbronna. I to podnieciło go jeszcze bardziej.

– Myślałem, że trzeba ci przyjść z odsieczą, ale ty chyba jesteś mistrzynią karate.

– Może i nie uprawiam sportów walki, ale dorastałam wśród mężczyzn, więc wcześnie nauczyłam się dawać sobie radę. Ale ty, rycerzu, chyba nie nawykłeś do oglądania takich scenek?

– Tam, skąd pochodzę, nie patrzymy biernie, kiedy ktoś napastuje damę.

– Ach, rozumiem.

– W tym barze chyba tylko ja nie wiedziałem, że nie potrzebujesz pomocy.

– Tak czy siak, to było bardzo miłe z twojej strony, że postanowiłeś ruszyć mi na ratunek – powiedziała ze słodkim uśmiechem, zerkając na niego oczami w kolorze ciemnego piwa.

Czy ona flirtuje? Bo jeśli tak, to nic go nie powstrzyma przed podjęciem tej gry.

– Obserwowałem cię, podobnie jak wszyscy w tym barze.

– Lubię bilard. Gram nie najgorzej i świetnie się przy tym relaksuję.

– Ja też tutaj wpadłem, żeby ochłonąć.

– Chcesz zdobyć u mnie punkty, nie przyznając się do tego, co cię kręci?

– Czyli?

– Czyli do tego, że znasz lepsze sposoby, żeby zapanować nad nerwami.

– Ruby, wiesz przecież, że twoje odzywki każdego rozgrzeją do czerwoności.

– Faceci raczej za nimi nie przepadają. Ale widzę, że ty chyba połknąłeś przynętę.

– Więc najwyraźniej należę do wyjątków – odparł, przyciągając ją do siebie mocniej. – Czyli już mam u ciebie jeden punkt. Co mam zrobić, żeby zdobyć następne?

– Sam musisz na to wpaść, rycerzu – szepnęła, patrząc na jego usta.

Gdy ją pocałował, poczuła miły dreszcz. Pragnęła tego od chwili, kiedy go zobaczyła. Nie miała zwyczaju flirtować z mężczyznami, próbować zawrócić im w głowie. Ale Brooks miał w sobie coś, co ją pociągało. Jego dobre maniery, to, że umiał rozmawiać z kobietą.

Mimo że widziała go pierwszy raz w życiu, czuła się przy nim bezpiecznie, jakby go znała od dawna. Do tego jeszcze z tymi jego blond włosami, gęstymi, falistymi, sięgającymi kołnierzyka koszuli za miliony dolarów, był naprawdę miły dla oka. Chociaż miał dwudniowy zarost i kowbojskie buty, na pierwszy rzut oka dostrzegła, że to facet z dużego miasta.

Kiedy go wypatrzyła przy barze, od razu wiedziała, że nie jest stąd, z tej małej, zakurzonej i odludnej mieściny. Do Cool Springs nieczęsto ściągali przybysze z wielkiego świata, on zaś najwyraźniej do niego należał. A to, że prężąc muskuły i zaciskając pięści, ruszył jej na odsiecz, było najbardziej ujmującym gestem, na jaki mężczyzna zdobył się dla niej od dawna.

Przed oczyma stanął jej Trace, ale natychmiast odpędziła od siebie jego obraz. Nie zamierzała zaprzątać sobie głowy tym, że z nim zerwała.

Od pół roku nie dawał znaku życia, dość czasu zmarnowała, czekając na niego.

Mocniej objęła Brooksa za szyję, czując bijące od niego ciepło i miły zapach drogiej wody po goleniu. On zareagował, zwalniając w tańcu i jeszcze mocniej przyciągając ją do siebie.

Jej życie toczyło się ostatnio utartymi koleinami i teraz nadszedł czas, by to zmienić.

Gdy jego usta znów odszukały jej wargi, poczuła przypływ pożądania. Dobrze jej było w jego objęciach i przestało ją obchodzić, że nigdy dotąd nie pozwalała się całować w tańcu ledwie poznanemu facetowi.

Teraz godziła się na to, choć patrzyło na nich pół miasteczka.

Muskała policzkiem końcówki jego włosów.

On powędrował dłońmi do jej talii.

Przywarła do niego. Westchnął i namiętnie ją pocałował. Wpatrzona w jego niebieskie oczy, niemal nie zauważyła, że ucichła muzyka.

Gdy uśmiechnął się, zadrżała, czując, że on także nie panuje nad drżeniem.

– I co teraz? – szepnął. – Masz ochotę na następny taniec?

– Wolę wyjść na świeże powietrze – powiedziała, potrząsając głową.

Wyprowadził ją za rękę z baru. Było chłodno, grudniowe chmury przesłoniły prawie całą tarczę księżyca. Ona jednak nie czuła zimna, przy nim było jej niemal gorąco.

Doszli do ławki w ogrodzie na zapleczu motelu.

– Usiądziesz? – zapytał i nie czekając na odpowiedź, usiadł, przyciągając ją do siebie.

W spontanicznym odruchu wybrała miejsce na jego kolanach i zarzuciła mu ręce na szyję.

– Jesteś piękna, Ruby – szepnął, pieszcząc jej szyję. – Pewnie słyszysz to od rana do nocy – dodał, po czym zaczął ją namiętnie całować, a ona przywarła do niego, czując, jak jego pożądanie rośnie.

– Niezupełnie, zwykle nie pozwalam facetom na komplementy.

Wolała trzymać ich na dystans. Od miesięcy łudziła się nadzieją, że Trace do niej wróci. Teraz jednak odnajdywała rozkosz w ramionach innego mężczyzny. Nie znała go, nic o nim nie wiedziała, ale instynkt jej mówił, że jest to przyzwoity człowiek.

– Mnie nie zniechęciłaś – szepnął, pieszcząc jej usta językiem.

– I może dlatego jestem tu z tobą – powiedziała, z trudem łapiąc powietrze.

Chciała jego pieszczot, chciała, by jego dłonie dotknęły jej stwardniałych piersi. W końcu jego palce zawędrowały pod jej bluzkę, po czym wydał zduszony jęk zachwytu. Gdy drugą ręką odpiął pasek jej dżinsów i wsunął ją głęboko, sięgając wnętrza ud, myślała, że oszaleje z rozkoszy.

Nagle jednak dobiegł ich śmiech mężczyzn wytaczających się z baru. Kiedy po chwili ich oddalające się głosy ucichły, Brooks szepnął:

– Ruby, wynająłem tu pokój.

– Więc mnie tam zaprowadź – powiedziała, zagryzając dolną wargę.

Do szaleństwa pragnął tej dziewczyny. Tak, od miesięcy nie miał kobiety, ale ona była spełnieniem jego najgorętszych fantazji. Kogoś tak namiętnego jak Ruby nie spotkał w życiu, czuł, że przy niej zdoła zapomnieć o lękach, choć ujrzał ją ledwie przed godziną.

Mimo że goniła od siebie adoratorów, jemu najwyraźniej dała przyzwolenie. Kiedy bocznymi schodami niósł ją na górę, prawie nie czuł jej ciężaru. Błyskawicznie przekręcił klucz i biodrem otworzył drzwi do pokoju, a ona wciąż obejmowała go za szyję.

Nie była podrywaczką łowiącą facetów w barze. Nie wydawała się łatwą zdobyczą, kobietą idącą z pierwszym lepszym. Widział to w jej oczach, widział też respekt, jakim cieszyła się u mężczyzn na dole. Z jakichś powodów wybrała właśnie jego, ale nie chciał wykorzystywać sytuacji. Musiał się upewnić, że go pragnie.

– Witaj w moich progach – szepnął, muskając wargami jej usta.

Jego pokój nie świecił luksusami, nie było tu telewizora z płaskim ekranem ani barku z trunkami, wielkiego łoża czy innych rzeczy, do których przywykł, ale ten staromodny motel przynajmniej okazał się schludny.

– Nigdy nie widziałam tutaj żadnego pokoju – powiedziała, podchodząc do okna i patrząc w ciemność.

– Domyślam się.

– Ale uważasz, że mnie podbiłeś, rycerzu?

– Ruby, ja rozumiem, że nie robisz takich numerów. Czemu wybrałaś akurat mnie?

– Może dlatego, że mi się podobasz. Może dlatego, że chciałeś mi przyjść na ratunek.

– Poradziłaś sobie bez mojej pomocy.

– Jednak nie wystraszyłeś się tego typka. Ale to zostawmy. Po prostu chcę być dzisiaj z tobą. Czy możemy już tego nie roztrząsać?

– Wparowaliśmy tu trochę po wariacku. Nigdy się nie zdobyłem na taki podryw.

– Czyli mówisz, że straciłeś kontrolę nad sobą i postanowiłeś zwolnić tempo?

– Ja chcę tylko powiedzieć, że zasługujesz na większe zabiegi z mojej strony.

– Tak uważasz? – powiedziała, stając tuż przy nim. – Właśnie takie rzeczy chce usłyszeć dziewczyna. Rozumiesz?

Zapach jej włosów potęgował jego pożądanie. Gdy z przekonaniem spojrzała mu w oczy, zrozumiał, że jego skrupuły są niepotrzebne. Jej szybkie tempo odpowiada, dokonała wyboru.

– Masz ochotę na drinka? – powiedział, zerkając na stojącą przy łóżku butelkę whisky.

Przywiózł ją z Chicago, sądząc, że będzie potrzebował pokrzepienia przed spotkaniem z ojcem. Ale w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, że ten trunek zaproponuje kobiecie.

– Nie odmówię. Za co wzniesiemy toast?

– Może za niespodziewane spotkanie? – spytał, sięgając po szklanki.

– Cieszę się, że nie powiedziałeś „za nowy początek” – odparła z uśmiechem.

Nie, tego by nie mógł powiedzieć. Nie szukał przecież miłości ani związku z dziewczyną. A panna Ruby, bo nawet nie znał jej nazwiska, najwyraźniej też tego nie oczekiwała. Dała mu przecież do zrozumienia, że dla niej to będzie przelotna przygoda.

Prawdopodobnie ktoś ją zranił, ale Brooks wolał tego nie roztrząsać. Sam też nie był gotów do zwierzeń, a dzisiejsza noc nie powinna mieć związku ani z ich przeszłością, ani z przyszłością.

– A więc za urocze niespodziewane spotkanie. – Wzniósł toast.

– Dobra jest ta whisky – uznała, pociągnąwszy łyk.

– Widzę, że jesteś znawczynią.

– Po prostu umiem docenić bukiet i smak whisky – odparła, siadając na łóżku. – Nie obawiasz się, że się rozmyślę i sobie pójdę?

– Szczerze mówiąc, raczej nie. Ale jeśli tak postanowisz, nie będę miał do ciebie żalu. Skoro mamy się kochać, muszę mieć pewność, że ty też jesteś na to absolutnie zdecydowana.

– Chcę z tobą spędzić noc – szepnęła. – Jedną noc.

Wyczuł, że ona tego pragnie równie mocno jak on.

– Wobec tego tak się umawiamy – powiedział, biorąc z jej ręki szklankę, którą odstawił na nocny stolik. – Jedna noc – dodał, ujmując ją pod brodę i patrząc jej w oczy.

– Tak. Jedna wspólna noc.

Pociągnął ją za rękę, by wstała, i widząc przyzwolenie w jej wzroku, delikatnie pocałował ją w usta.

Ich przygoda dopiero się zaczyna.

Tytuł oryginału: The Texan’s One-Night Standoff

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2016

Redaktor serii: Ewa Godycka

Korekta: Urszula Gołębiewska

© 2016 by Harlequin Books S.A.

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2018

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-3521-1

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.