Prawdziwe Wiedźmy. Tom 2 - Weronika Łodyga - ebook
NOWOŚĆ

Prawdziwe Wiedźmy. Tom 2 ebook

Łodyga Weronika

3,8

Opis

Niech wygra najlepsza wiedźma!

Julia nadal:

  • Różni się od rówieśników.
  • Ma skomplikowaną relację z babcią.
  • Uczy się własnej magii na nowo.
  • Nie jest swoją mamą.

Powoli zaczyna jednak wierzyć, że żadna z tych rzeczy nie czyni jej złą wiedźmą.

Atmosfera w magicznej społeczności staje się napięta, kolejne zadania turnieju zbliżają się wielkimi krokami, a Julka niespodziewanie znajduje się o krok od poznania prawdy o rodzicach. I coraz trudniej przychodzi jej trzymanie Emi z daleka zarówno od swoich myśli, jak i serca.

Najważniejszy problem: jak odróżnić ludzi, którzy faktycznie chcą jej pomóc, od tych, którzy nigdy nie mieli dobrych intencji?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 603

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (5 ocen)
2
1
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
emciaczyta

Całkiem niezła

Współpraca recenzencka @wydawnictwoyoung Recenzja drugiej części , mogą wystąpić spojlery do poprzedniego tomu. Lubicie czytać dylogie? Dla mnie najczęściej dylogie są w sam raz. Czasami trudno zamknąć wszystkie wątki w 1 tomie a za mało ich na to, aby napisać trylogię. Julkę i jej przyjaciół już poznaliśmy, a teraz razem z nimi stajemy przed trudnymi wyborami. Mamy tutaj turniej magiczny, na którym tak naprawdę opieramy całą fabułę. Jednak mi się ten motyw nie do końca podobał. Był tak za lekko opisany. Nie czułam emocji, które powinny temu towarzyszyć. Miałam też ogromny problem z główną bohaterką. W tym tomie totalnie straciła iskrę. Jak w poprzednim tomie była bardzo charakterna i walcząca o siebie, tak tutaj coś nie zagrało. Według mnie „prawdziwe wiedźmy” mogły nie być dylogią, tylko jedną dłuższą książką. Trochę, a nawet bardzo mi się dłużyła ta część. Rzeczy, które robili bohaterowie, były wrzucane dosyć mocno na siłę i powtarzane wielokrotnie. Co do bohateró...
00
Frankafieanka

Dobrze spędzony czas

Zdecydowanie lepiej się czyta niż pierwsza część. książka jest zakończona, a nie urwana i ma krótsze rozdziały.
00

Popularność




Mojej siostrze, która jest bardziej magiczna niż cała ta szkoła razem wzięta

Rozdział 1

Julia byłaby bardzo wdzięczna, gdyby jej magia przestała w końcu próbować spalić jej skórę od środka. Byłaby jeszcze bardziej wdzięczna, gdyby szanowny pan rzecznik łaskawie zamknął w końcu mordę. Niestety najwyraźniej nie mogła liczyć na żadne z powyższych, a im bardziej wytężała słuch, by w szkolnym zgiełku usłyszeć dźwięk z nagrania, tym bardziej była przekonana, że dokonuje aktu skrajnego masochizmu. Nigdy nie interesowała się polityką, nie w stopniu wykraczającym poza wiedzę, kogo obecnie obwinia się o wysokie ceny i podatki, ale pięć minut zmarnowanych na oglądanie specjalnego wydania wiadomości w zupełności wystarczyło, by utwierdzić ją w przekonaniu, że nie traci za wiele.

Prowadzący program dziennikarz wyglądał, jakby był bardzo podobnego zdania i tylko myśl o wypłacie utrzymywała go w studiu.

– Jak w ogóle mogło dojść do takiej sytuacji? – zapytał w końcu, kiedy trzy wcześniejsze próby nieco subtelniejszego podejścia do tematu doprowadziły donikąd. – Czy nikt nie pełnił nadzoru nad instytucją bezpośrednio powiązaną z magią?

Jego gość, przysadzisty mężczyzna w średnim wieku z ciemną, przerzedzoną czupryną i koszulą ciasno opinającą masywną szyję, skrzywił się, ale zaraz odchrząknął, składając dłonie w geście, który miał chyba dodać jego słowom wiarygodności, ale każda liczba pomnożona przez zero dawała okrągłe nic.

– Na ten moment trudno mi cokolwiek powiedzieć – wyłożył z powagą zupełnie niepasującą do faktu, że całym swoim istnieniem nie wnosi absolutnie nic do tematu. – Projekt posiadał wszystkie pozwolenia i spełniał stawiane wymagania.

Dziennikarz chyba spodziewał się jakiegoś rozwinięcia, bo wpatrywał się w niego wyczekująco, ale po kilku sekundach niezręcznej ciszy zrozumiał chyba, że ciężar rozmowy leży wyłącznie na nim. Julii zaczynało się robić go naprawdę szkoda. Nie miała wcześniej okazji zobaczyć rzecznika praw osób magicznych na żywo, ale kilka ostatnich minut zupełnie ją do niego zniechęciło.

– Oczywiście, że wybrali czarodzieja – mruknęła Łucja, kiedy tylko jego pyzata twarz pojawiła się na ekranie telefonu i z jednej strony trudno było nie zgodzić się z jej oburzeniem. Z drugiej był to pewien postęp, biorąc pod uwagę, że jeszcze dziesięć lat wcześniej rzecznikiem był niemagiczny („I też facet!”).

– Mówi pan o „projekcie”, nie o szkole?

Mężczyzna odchylił się nieco na fotelu, zapadając się w oparcie i wypełniając sobą całą dostępną przestrzeń.

– Nazwa „kursy” rzeczywiście mogła wprowadzać w błąd – przyznał niechętnie. – Ale tym już zajmuje się Urząd Ochrony Konsumenta. Organizatorzy nigdy nie reklamowali się jako szkoła magii, w takim przypadku musieliby zostać odpowiednio zarejestrowani, bo pragnę przypomnieć, obecne prawo nie pozwala na tworzenie prywatnych szkół dla magicznej młodzieży, a tylko placówki zarejestrowane jako szkoły podlegają pod nasz bezpośredni nadzór. Nie zajmujemy się każdym sklepem z ziołami i klubem lewitacji akrobatycznej, mamy ograniczony budżet i możliwości, panie redaktorze.

– Jednak istnieją przecież organy pilnujące właściwego użycia magii – nie ustępował dziennikarz.

Julia w głębi ducha zaczęła mu kibicować.

– Żaden z nich dotychczas nie wykrył jakichkolwiek nadużyć. Nie ma obowiązku rozliczania się ze wszystkiego, co robi się z magią, to by było absurdalne. – Rzecznik uśmiechnął się pobłażliwie, jak rodzic tłumaczący coś wyjątkowo opornemu na wiedzę przedszkolakowi.

Za każdym razem, kiedy kamera robiła zbliżenie na jego twarz, Julia czuła, jak magia pulsuje jej pod skórą, a palce aż świerzbią, by rzucić jakieś wyjątkowo paskudne zaklęcie. Albo chociaż wymierzyć mu porządny cios w nos.

– Nie możemy narzucić obywatelom obowiązku meldowania każdego zaklęcia. Już pomijając, jak bardzo absurdalne by to było, nie dalibyśmy rady przekopać się przez taką ilość wniosków.

– Istnieje jednak różnica między używaniem magii na co dzień a przeprowadzaniem magicznego zabiegu, który nie jest zarejestrowany i na którego bezpieczeństwo nie ma żadnych dowodów. – Dziennikarz najwyraźniej stracił resztki cierpliwości i przystąpił do bezpośredniego ataku.

Julia nachyliła się nieco bliżej ekranu i zderzyła się głową z Karo, która wpadła na ten sam pomysł.

Rzecznik poruszył się niespokojnie, ale zachował obojętną twarz.

– Nie ma też dowodów na jego brak.

– Ludzie niepokoją się, do czego podobna procedura może zostać w przyszłości wykorzystana.

– Czego pan właściwie ode mnie oczekuje, panie redaktorze?! – wybuchł znienacka, jakby zapomniał, że powinien być zdystansowany. – Sprawa jest w toku, sprawdzamy wszystkie dostępne dane. Bierzemy pod uwagę niepokój magicznej społeczności, ale w tej chwili nie ma żadnych powodów, by podejrzewać, że jakakolwiek czarownica lub czarodziej ucierpieli w wyniku projektu.

– A co z…

– Ja panu nie przerywałem. Według wszystkich dostępnych na tę chwilę danych żadna z osób biorących udział w projekcie, dobrowolny udział, pragnę nadmienić, nie była zarejestrowana jako mag. To nie są moi ludzie.

– Ale…

– Ale ja panu nie przerywałem! Moim zadaniem jest pilnowanie, by nie zostało naruszone dobro osób magicznych, podkreślam to ostatnie. Osób magicznych – powtórzył z naciskiem.

Julia po raz pierwszy w życiu czuła się tak źle z faktem, że zalicza się do tej grupy.

– Nic takiego nie miało miejsca, więc nie rozumiem tych zarzutów. Współpracujemy z niemagicznymi organami nad wyjaśnieniem sprawy, ale na ten moment to nie jest nasz priorytet. To nie są moi ludzie, to nie są nasi obywatele.

Gdzieś tuż przy jej uchu Karo wciągnęła głośno powietrze, ale to Łucja jako pierwsza doszła do wniosku, że ma jednak zbyt wiele szacunku do samej siebie, by dalej męczyć tym oczy, i sięgnęła ponad ramieniem przyjaciółki, by wyłączyć filmik. Przez kilka sekund wszystkie cztery siedziały w zupełnej ciszy – Emilia z dłońmi mocno zaciśniętymi na spódnicy i wzrokiem utkwionym w burej ścianie korytarza, Julka wciąż walcząc z potrzebą bardzo dosłownego strzepania z siebie wzburzonej magii – w milczeniu powoli przetrawiając najbardziej żenujące doświadczenie tygodnia.

Siedziały na szkolnym korytarzu zbite ciasno pod ścianą, czekając na lekcję magii praktycznej, mając za sobą już dwie godziny runów, z których chyba żadna nie zapamiętała absolutnie nic. Profesor Adamczak, nic sobie nie robiąc z napiętej atmosfery, wykładała temat tym samym monotonnym tonem co zwykle, od czasu do czasu podchodząc do tablicy, by nakreślić kredą jakiś znak, który akurat omawiała. Nie licząc tego, praktycznie nie odrywała oczu od swoich notatek, co cała klasa wykorzystywała, by mniej lub bardziej dyskretnie śledzić przebieg najnowszej krajowej afery. Zaczarowane liściki latały po klasie, złożone w niedbałe samolociki albo bardzo skomplikowane ptaki z origami (nigdy nic pomiędzy), sąsiadki z ławki wymieniały szeptem informacje, nawet Emilia od czasu do czasu przerywała notowanie i zerkała pod ławkę, na spoczywający na kolanach telefon.

Julia chyba jako jedyna jak nigdy starała się skupić na słowach nauczycielki, byle tylko nie myśleć o własnym strachu i narastającej panice, ale historia run wchodziła jej do głowy jednym uchem i natychmiast wychodziła drugim, przy okazji zabierając ze sobą kilka innych informacji. Nie zaprotestowała jednak, kiedy na przerwie Karo znalazła na YouTubie zapis z odbytego niespełna godzinę wcześniej wywiadu, a wręcz przysunęła się możliwie najbliżej, licząc, że osoba w teorii odpowiedzialna za jej bezpieczeństwo okaże się choć minimalnie kompetentna i powie cokolwiek pocieszającego.

Nic takiego się nie wydarzyło.

– A to kawał gnoja! – wybuchła w końcu Karo, natychmiast dorzucając kilka tak kreatywnych obelg, że przechodząca obok trzecioklasistka spojrzała na nią niemal z uznaniem. – Nie nasi obywatele! A to dobre! ‒ Machnęła rękami, omal nie posyłając swojego telefonu w podniebną podróż.

Łucja, która w ostatniej chwili zdążyła odchylić się i tym samym uniknąć ciosu prosto w twarz, uniosła brew tak wysoko, że ta niemal znikła za ciemną grzywką.

– A ty przypadkiem nie byłaś za tym całym planem jakieś – teatralnie zerknęła na nadgarstek, na którym nigdy nie nosiła zegarka – dziesięć minut temu?

Nuta złośliwości w jej głosie była aż nazbyt wyczuwalna i normalnie Julia interweniowałaby zawczasu, chwilowo była jednak zbyt skupiona na pocieraniu łydek, byle tylko zająć czymś ręce i choć odrobinę pozbyć się narastającego mrowienia w palcach. Odkąd zaczęła swoje „korepetycje” z profesor Wasiak, coraz lepiej radziła sobie z kontrolowaniem magii i przesyłaniem jej dokładnie tam, gdzie chciała, jednocześnie jednak coraz częściej łapała się na tym, że im lepiej rozumie własną energię, tym większy daje jej dostęp do swoich emocji. Oczywiście zawsze miała problem z usiedzeniem w miejscu, kiedy była zła albo zestresowana, teraz jednak zdarzało jej się przebierać palcami ze zwykłej ekscytacji i nawet jeśli najczęściej było to miłe uczucie, wcale nie podobała jej się myśl, że niepotrzebnie skupia na sobie uwagę Karo.

Karo, co łatwe do przewidzenia, aż się zapowietrzyła z oburzenia.

– Nie byłam „za tym” – fuknęła – tylko powiedziałam, że każdy ma prawo wyboru.

– Aha, bo to taka wielka różnica.

– Wielka i doskonale o tym wiesz.

Łucja przewróciła oczami.

– Och, błagam cię…

Julia przymknęła na moment oczy, starając się nie słuchać ich kłótni, odciąć się od świata i przenieść w jakieś inne, lepsze miejsce. Poderwała jednak głowę, kiedy poczuła dłoń na ramieniu.

– Wszystko w porządku? – Emilia wychyliła się w jej stronę z zatroskaną miną, przenosząc wzrok z jej twarzy na ręce i z powrotem. Julia natychmiast wzięła się w garść, podciągnęła kolana jeszcze wyżej i zakleszczyła dłonie w ich zgięciu. Nie mogła jednak zdobyć się na kłamstwo, nie kiedy przyjaciółka wpatrywała się w nią z tak szczerym niepokojem.

– Nie wiem – wyznała cicho, pochylając lekko głowę. Oparły się o siebie ramionami i ich czoła niemal się teraz stykały, ale jakoś wcale nie czuła się nieswojo z tą bliskością. Może tylko zrobiło jej się trochę cieplej w policzki. – Denerwuję się. W sensie… – zawahała się, nie bardzo wiedząc, co właściwie chce powiedzieć.

Czy była egoistką, jeśli bardziej niż o tych, którzy stracili już magię, dobrowolnie czy nie, martwiła się o siebie? Nikt nie odniósł się bezpośrednio do jej sytuacji, nikt nie powiedział niczego, co zagrażałoby jej bezpośrednio, a jednak czuła się, jakby ktoś wycelował jej broń prosto w serce i tylko czekał na odpowiedni moment, by wystrzelić. Przerażała ją łatwość, z jaką człowiek mający realną władzę i wpływ na jej życie wykluczył z ich społeczności tych, którzy nie pasowali do jego wizji magii. Jeszcze bardziej martwiło ją, że zaledwie kilka tygodni temu mogłaby się z nim zgodzić. Nigdy nie interesowało jej, co dzieje się z ludźmi, którzy za późno odkryli w sobie magiczne zdolności. Nie byli częścią jej świata, nie byli jej problemem, ich istnienie było bardziej ciekawostką, nad którą nigdy nie zatrzymała się na dłużej. Nie byli „jej ludźmi”. Bardzo chciałaby wrócić do tego stanu. Bardzo chciałaby nie musieć się zastanawiać, ile osób w przyszłości spojrzy w ten sposób na nią.

Pokręciła głową, przyciskając kolana jeszcze mocniej do piersi.

– Nieważne, sama nie wiem – westchnęła, co w zasadzie nie było zupełnym kłamstwem. Chociaż do prawdy było mu wciąż bardzo daleko.

Emilia zmarszczyła brwi, jej wzrok nabrał ostrości, ale jeśli zamierzała coś powiedzieć, nie miała okazji, bo któraś z dziewczyn syknęła: „Idzie!” i wszystkie spóźnialskie na korytarzu rzuciły się pędem w stronę drzwi do klasy. Julia wykorzystała okazję, by uniknąć dalszych pytań, i sama aż nazbyt ochoczo dała się porwać tłumowi, niesiona jego nurtem wprost do swojej ławki. Zdążyła jeszcze rzucić plecak na ziemię i podwinąć rękawy, nim nauczycielka weszła do sali i wszystkie uczennice poderwały się z krzeseł, by ją powitać.

Wasiak uśmiechnęła się lekko, dłonią dając im znak, by zajęły miejsca, ale w jej twarzy wciąż krył się niepokój, ten sam, który Julia wyczuła od niej wcześniej, na korytarzu. I podobnie jak wtedy, gdy ich spojrzenia spotkały się na moment, w oczach nauczycielki odnalazła dokładnie ten sam przebłysk niepokoju, zwątpienia.

– Usiądźcie – poleciła, a ostatnie krzesła natychmiast zaszurały o podłogę. Ona sama tradycyjnie nie zaszczyciła swojego nawet spojrzeniem, zamiast tego przysiadła na brzegu biurka, uważnie sunąc wzrokiem po klasie. Julia mogłaby przysiąc, że celowo pominęła jej ławkę. – Dzisiejsza lekcja będzie trochę… nietypowa. Moim zadaniem jest nauczyć was, jak używać magii tak, by wasz dar rozwijał się i nigdy nie wyrządził krzywdy ani wam, ani nikomu innemu. Nie znajdziecie tego w podstawie programowej, ale głęboko wierzę, że równie ważne jest przygotowanie was do życia w społeczeństwie i samodzielnego myślenia, żebyście umiały ocenić, kiedy jesteście zagrożone. I jak na to zagrożenie reagować. Ile z was słyszało już najnowsze wieści?

Nie musiała nawet precyzować, o co dokładnie chodzi. Julia nie sądziła, by dało się postawić choćby krok w szkole i na dzień dobry nie oberwać po uszach potokiem informacji od każdej napotkanej osoby.

Zgodnie z przewidywaniami wszystkie ręce natychmiast wystrzeliły w górę. Wasiak wyciągnęła szyję, by upewnić się, że ostatnie ławki również są na bieżąco, nim skinęła głową.

– Ile z was słyszało już wypowiedź naszego wspaniałego rzecznika?

Kilka dziewcząt opuściło ręce, ale stanowiły zdecydowaną mniejszość. Julia cholernie zazdrościła im tej błogiej nieświadomości. Wasiak chyba również, bo spojrzała na resztę tak, jakby bardzo chciała zabronić komukolwiek je wtajemniczać.

– Dla tych, które ten pasjonujący wywiad ominął: mieliśmy okazję być świadkami pokazu rzadko spotykanej ignorancji i braku kultury. Niezależnie od waszych prywatnych poglądów zawsze powinnyście pamiętać o podstawowym szacunku dla drugiego człowieka. Dzielenie ludzi na „naszych” i „tamtych” nigdy w historii nie doprowadziło do niczego dobrego. Zawsze dobrze też wiedzieć, kiedy lepiej po prostu siedzieć cicho, zamiast wygadywać kompletne bzdury i wystawiać się na ośmieszenie. To ostatnie jest już moją prywatną radą. – Uśmiechnęła się przelotnie. – Nie ma nic złego w przyznaniu, że się czegoś nie wie lub nie rozumie. Gorzej, jeśli płacą ci niemało właśnie za to, żebyś jednak wiedział i rozumiał – dodała nieco ciszej, ze złośliwością, jakiej Julia jeszcze u niej nie słyszała. – Moim zadaniem jako nauczycielki – ciągnęła – jest poprawiać was, jeśli uznam, że się mylicie, i reagować, jeśli w imię swoich poglądów krzywdzicie siebie lub innych. Są jednak tematy, których nie da się jednoznacznie ocenić, bo są zbyt złożone albo mamy za mało informacji. Chcę, byście szczególnie dzisiaj pamiętały, że możecie czuć się w tej klasie bezpiecznie. ‒ Umilkła na moment i rozejrzała się po sali, dając uczennicom szansę na sprzeciw, jednak nikt się nie rwał, by protestować. Kilka dziewczyn wychyliło się z ławek, by wymienić szeptem jakieś uwagi, zdecydowana większość wpatrywała się jednak w nauczycielkę w pełnym napięcia oczekiwaniu.

Wasiak z pewnością to wyczuła, bo swoim zwyczajem jeszcze przez kilka sekund trzymała je w niepewności tylko po to, by nieco się z nimi podroczyć. Kiedy jednak znów się odezwała, głos miała stanowczy, a minę poważną.

– Nie musicie odpowiadać, jeśli nie czujecie się z tym komfortowo – zapewniła. – Nie będę nikogo ciągnąć za język. Niemniej myślę, że wszystkim nam dobrze zrobi, jeśli raz na jakiś czas spojrzymy na sprawy z innej perspektywy. Zgadzacie się? – Kiedy nikt nie odpowiedział, wykonała dłonią zachęcający gest, a po sali zaraz rozniósł się pomruk. – Świetnie. A zatem – klasnęła w dłonie, a kilka pojedynczych iskier opadło jej na spódnicę – która z was uważa, że dobrowolne oddanie magii powinno być legalne?

Zadała pytanie tak luźnym tonem, jakby było najbardziej naturalną rzeczą na świecie i jakby każdy słyszał je codziennie przy śniadaniu. Uczennice również zareagowały w najbardziej naturalny sposób: pogrążyły się w niemym szoku. Kilka nieco głośniej wciągnęło powietrze, inne rozejrzały się wokół, jakby upewniając się, że jednak nie mają omamów, jeszcze inne po prostu wpatrywały się w nauczycielkę z półotwartymi ustami, nie dowierzając.

Julia była skupiona głównie na pocieraniu dłoni o uda z takim zapałem, jakby lada moment też miała wzniecić ogień.

– Jak mówiłam, bezpieczne miejsce. – Wasiak uniosła dłonie, uśmiechając zachęcająco. – Nie będę was oceniała. Ani dosłownie, ani w przenośni. Jestem po prostu bardzo ciekawa waszych argumentów i punktu widzenia. W końcu jesteście przyszłością tego kraju.

Przyszłość kraju, bardzo wygadana chwilę wcześniej na korytarzu i we własnym towarzystwie, teraz zdecydowanie nie rwała się popisywać swoją wiedzą z zakresu prawa, polityki i socjologii. Większość wręcz osunęła się na krzesłach i rozważała danie nura pod ławkę. Ponieważ jednak Wasiak zawsze cieszyła się największym zaufaniem i sympatią spośród nauczycieli, powoli, bardzo powoli dwie dziewczyny z ostatniego rzędu podniosły ręce. Zaraz potem kilka kolejnych uczennic zebrało się w sobie, by do nich dołączyć, w tym Karo, która z zawziętą miną patrzyła przed siebie i zupełnie ignorowała to, że Łucja wierci jej wzrokiem dziurę w głowie.

Wasiak uśmiechnęła się szeroko.

– Świetnie! Bardzo dziękuję za odwagę. A kto z was uważa, że powinno się tego zabronić?

Ręka Łucji natychmiast wystrzeliła w górę, ale to Emilia najbardziej rwała się do odpowiedzi, praktycznie klękając na krześle, byle tylko sięgnąć dłonią wyżej. Julka, wciąż walcząca z irytującymi odruchami, uniosła na moment rękę, ale zaraz wróciła do przebierania palcami po ławką. Próbowała oddychać powoli i miarowo, by nieco się uspokoić, lecz na razie przebieg lekcji bardzo jej to utrudniał. Owszem, zdecydowana większość klasy opowiadała się za drugą opcją, głosów za tą pierwszą było jednak więcej, niż się spodziewała, i zapominała, że ta sprawa nie dotyczy jej osobiście. Jeszcze.

Na co dzień Julia naprawdę starała się nie brać niczego za pewnik, szczególnie jeśli chodziło o złe rzeczy, ale jakoś nie zaskoczyło jej, że Ida jako jedna z pierwszych otwarcie opowiedziała się za ideą kursów. Jeszcze mniej zdziwiło ją, że to właśnie ona skrzywiła się i rozejrzała po klasie niemal z oburzeniem, zanim jej oponentki opuściły ręce.

– Niby czemu? – zapytała tonem wskazującym, że wcale nie zależy jej na odpowiedzi, raczej na natychmiastowym zaprowadzeniu porządku zgodnie z jej jedyną słuszną wizją.

A może po prostu Julka wciąż była na nią zła za to, bo to przez nią uświadomiła sobie, że nie umie bronić siebie i swoich bliskich.

Teraz też zgarbiła się i schowała głowę między ramionami, podczas gdy Emilia – cicha, płochliwa i zawsze tak cholernie niepewna – obróciła się na krześle, zadzierając wysoko brodę, i odpowiedziała:

– Bo to okrutne i bezmyślne, a podobno mamy dwudziesty pierwszy wiek.

Odrobinę drżał jej głos, ale raczej ze złości niż ze strachu, a kiedy Julia uniosła nieco głowę, po raz pierwszy zobaczyła w jej oczach prawdziwy żar i niemal się wzdrygnęła. Zdecydowanie musiała uważać, żeby nigdy niczym koleżanki aż tak nie zezłościć.

Ida pozostała jednak niewzruszona i tylko uniosła brew.

„Jak się irytuje ludzi tak często, trzeba się w końcu uodpornić” – pomyślała Julka z przekąsem.

– Czemu okrutne? – zapytała Ida, przy ostatnim słowie robiąc palcami cudzysłów. – Przecież nikt im nie robi krzywdy. To niemagiczni. Umieją żyć bez magii. – Wzruszyła ramionami, zaraz jednak zamyśliła się i dodała: – Mogą bez niej żyć.

Łucja obróciła się z całym krzesłem, głośno szurając nim po posadzce.

– Można też żyć z jedną nerką – zauważyła kąśliwie – a jakoś nie widziałam, żebyś się rwała do oddania swojej.

– To co innego – zaprotestowała jedna z dziewczyn z rzędu pod ścianą.

Julia była prawie pewna, że nazywa się Martyna. Jeszcze nigdy nie słyszała jej głosu.

– Brak nerki wpływa na jakość życia, musisz się bardziej pilnować, są ograniczenia, większe ryzyko… – wyliczała, jednak szybko umilkła, chyba zdając sobie sprawę, że odeszła od tematu. Dla usprawiedliwienia nieco ciszej dodała: – Moja babcia nie ma nerki.

Obie strony sporu uszanowały to wyjaśnienie, zostawiając ją w spokoju.

– No właśnie, skąd wiesz, że bez magii tym ludziom też nie będzie gorzej? – podłapała Łucja, na co Ida westchnęła bardzo głośno, bardzo wymownie i bardzo niegrzecznie.

– O matko, weź… I tak nie umieją czarować. Niczego nie tracą.

– Ej, wcale nie! – odparowała Gośka, pyzata właścicielka wściekle rudego kota, przez którego jej mundurek zawsze pokrywała sierść.

Julia dała jej kiedyś odpisać pracę domową z matematyki, którą sama odpisała od Karo, a ta znalazła odpowiedzi w internecie. Prócz tego nigdy nie zamieniły więcej niż dwa zdania.

– Mój sąsiad jest niemagiczny… W sensie jest magiczny, tylko, no, tak mało – poprawiła się zaraz. – No wiecie, o co chodzi. I ma rękę do roślin, rosną mu szybciej niż innym, totalnie dzięki magii. I prowadzi kwiaciarnię. Jakby mu zabrali magię, to nie wiem, czy biznes by mu nie upadł. A to by mu raczej pogorszyło życie.

Jej koleżanki pokiwały głowami, nawet Emilia przytaknęła tak żywo, że prawie podskoczyła na krześle, lecz Ida pozostała kompletnie niewzruszona. Może tylko skrzywiła się nieco mocniej.

– Po pierwsze to nie „zabrali”, bo nikt nikogo do niczego nie zmusza. A jeśli nie poradziłby sobie bez magii, to kiepski z niego ogrodnik – prychnęła.

Chociaż dzielił je dobry metr, Julia niemal fizycznie poczuła bijące od Karo oburzenie. Jej przyjaciółka zawsze brała do siebie wszystko, co choćby w najmniejszym stopniu obrażało jej rodzinę.

– Nie słyszałaś, co mówiła psor? – fuknęła, wychylając się na krześle. – Jak się nie znasz, to się nie wypowiadaj.

Wasiak, która do tej pory przysłuchiwała się ich wymianie zdań w ciszy i pełnym skupieniu, teraz spojrzała na nią groźnie.

– Karola – skarciła ją. Nie musiała dodawać nic więcej.

Karo aż zamachała rękami z frustracji.

– No bo ja mam takie samo zdanie, ale jak ona tak gada, to je zaraz zmienię! – zagroziła, chociaż trudno stwierdzić, komu konkretnie. Najpewniej sama nie wiedziała.

– Nie da się być magicznym, tylko „tak mniej”. Mój brat umie używać kredek, ale Picassa to z niego nie robi – wtrąciła siedząca pod oknem wysoka dziewczyna, której dekolt sięgał zdecydowanie za głęboko i łamał co najmniej kilka punktów szkolnego regulaminu.

Julia zdała sobie sprawę, że nie pamięta jej imienia. Nie była nawet pewna, czy w ogóle je poznała. Nigdy nie rozmawiała dłużej z ponad połową swojej klasy i nagle przejęła się tym trochę bardziej niż zwykle. Choć może był to po prostu masochistyczny sposób, by poczuć się jeszcze gorzej z samą sobą. Kiedy zaczęła się nakręcać i stresować, z każdą minutą coraz trudniej było jej przestać zadręczać się coraz mniejszymi rzeczami.

– Ale ludzie nie rozwijają się wszyscy tak samo, nie? – Martyna wychyliła się nieco mocniej z ławki. – Mam dwie kuzynki – zaczęła, a Julka zupełnie odruchowo i nieświadomie otworzyła usta, by zapytać, czy obie mają wszystkie nerki. W ostatniej chwili ugryzła się w język. – I jedna już w wieku siedmiu lat rozwalała zaklęciami meble w domu, a druga nic, zero, dopóki nie miała tak z dziesięć lat. A teraz ta druga jest lepsza w szkole z praktycznie każdego przedmiotu. Jak miotnęła lewitację na stół, to godzinę pod sufitem wisiał. A jakby nie zaczęła czarować jeszcze przez dwa lata, to może nie przyjęliby jej do żadnej szkoły.

Ida zmarszczyła brwi.

– Ale zaczęła.

– No zaczęła.

– Czyli jest czarownicą. – Przewróciła oczami, jakby musiała tłumaczyć najprostsze rzeczy najbardziej opornemu na wiedzę tłumowi i powoli traciła cierpliwość. – Proste. Jakby nie zaczęła, toby nie była. Czego nie rozumiecie?

Julia skuliła się na krześle na tyle, na ile pozwalały jej napięte mięśnie. Nawet jeśli sama zaczęła przejawiać magię w stosunkowo młodym wieku, trudno jej było nie wziąć komentarza do siebie, skoro już wtedy babcia na każdym kroku poprawiała ją, wytykała jej błędy i kręciła głową, obserwując jej marne popisy. Mama Julii, jak słyszała wielokrotnie, w jej wieku była dużo bardziej dojrzała, bardziej uzdolniona, dużo mądrzejsza i najpewniej też ładniejsza. Tego ostatniego nikt co prawda nie powiedział głośno, ale Julce szybko zaczęło się udzielać babcine marudzenie i nie mogła już patrzeć w lustro bez wytykania każdej najmniejszej wady.

Bez wątpienia miała magię i czasem nawet umiała jej użyć. Nie czuła się jednak ani trochę lepsza od tych, którzy w oczach społeczeństwa nie zasłużyli na to, by nazywać ich czarownicami i czarodziejami. Czasami nie była pewna, czy sama ma do tego prawo.

Spojrzała w dół, na swoje drżące dłonie. Spróbowała skupić się na czymś miłym, na uśmiechu Wasiak, kiedy ta przekonywała ją, że świetnie sobie radzi, na pełnym czułości wzroku mamy, na ciepłych łuskach smoka i błyszczących w słońcu złotych włosach, ale jej chaotyczne myśli uparcie skręcały w inną stronę. W sali robiło się coraz głośniej, kolejne uczennice dawały się wciągnąć do dyskusji i klasa wyraźnie zaczynała się dzielić na dwa obozy, próbujące zwerbować jak najwięcej osób. Julia starała się nadążyć za przebiegiem dyskusji, ale miała problemy z odróżnieniem słów, które faktycznie padły, od tych, które dopowiadał jej cichy głosik w głowie. Zamiast tego skupiła się na Wasiak, obserwującej wszystko ze swojego miejsca na biurku ze skupioną, nieodgadnioną miną.

Oddałaby wiele, by wiedzieć, po której stronie ona sama się opowiada. Oddałaby wiele, by była to strona, po której Julia mogłaby być bezpieczna.

– Kto ci w ogóle dał prawo decydować, kto może nazywać siebie „magicznym”, a kto nie? – obruszyła się Emilia, a Julka aż podskoczyła, wyrwana z rozmyślań i niemal pewna, że oskarżenie skierowane jest pod jej adresem.

Jednak to Ida odpowiedziała, unosząc wysoko głowę i dumnie prostując plecy.

– Moje urodzenie mi je dało – odparła wyniośle. – Magia to nasze dziedzictwo. Musimy o nie dbać, zamiast ot tak oddawać je byle komu.

Łucja prychnęła głośno, ale kiedy nauczycielka zerknęła na nią przelotnie spod uniesionej brwi, zacisnęła usta, obróciła się na krześle i podparła brodę dłonią.

– W dupie była i gówno widziała, a nie „urodzenie” jej coś dało – mruknęła pod nosem, na tyle cicho, by nikt poza ich rzędem nie dosłyszał.

Ida mimo wszystko faktycznie miała „coś” – nie była to co prawda racja, ale posłuch. Co najmniej połowa klasy zgodziła się z nią tym razem, mniej lub bardziej ochoczo kiwając głowami i szepcząc między sobą.

– A nie jest trochę tak – odezwała się Daria, powoli i z namysłem – że jeśli się na to zgodzimy, to temu zaprzeczymy? – Zmarszczyła brwi, jakby sama jeszcze nie do końca wiedziała, do czego zmierza.

Julia poczuła się zupełnie zdezorientowana, bo jak dotąd koleżanka we wszystkim przytakiwała Idzie, była też jedną z pierwszych, które podniosły rękę, słysząc pytanie, czy „kursy” powinny być legalne.

– No bo mówisz o tym całym dziedzictwie i w ogóle, ale jeśli magię można tak po prostu oddać i jeśli tylu ludzi chce się jej pozbyć, czy to nie znaczy, że no, trochę słabe to dziedzictwo? W sensie wiem, że tak naprawdę to nie! – dodała szybko, niemal spanikowana. – Ale jakbym była niemagiczna i najpierw słyszała, że bycie czarownicą to cała osobna kultura i setki lat tradycji i że trzeba być dumnym ze swoich korzeni, a potem ktoś by powiedział: „Daj mi stówę, a oddam ci to wszystko”, tobym miała mętlik w głowie. Z tą stówą to tylko taki przykład – zaznaczyła jeszcze. – Mam nadzieję.

Wszystkie oczy natychmiast skierowały się na Idę w niemym wyczekiwaniu na ripostę. Ta jednak po raz pierwszy wyglądała na zbitą z tropu.

– Ale oni nie są częścią naszej kultury – powtórzyła tylko z uporem, krzyżując ramiona na piersiach. – Nie są jednymi z nas!

– Ida – upomniała ją Wasiak, dużo ostrzej niż poprzednio, ale chociaż dziewczyna wzdrygnęła się lekko, zaraz zaperzyła się, zapierając przy swoim jeszcze bardziej.

– No ale nie są! Są niemagiczni. Jest różnica między czarodziejem czy czarownicą a kimś, kto przypadkiem ma trochę magii.

– Czyli to kwestia wychowania? Jak dorastasz w naszej kulturze, to jesteś nasz?

– Tak. – Ida bardzo poważnie skinęła głową.

Łucja z teatralną powagą rozłożyła ramiona.

– No to argument „Nie mordujcie nas, tacy się urodziliśmy” trochę nam się wykrzacza.

– A jak ktoś jest z magicznej rodziny, ale sam nie ma magii? – dorzuciła Martyna. – To też się zdarza. To wtedy się liczy czy nie?

Ida aż poczerwieniała zapędzona w kozi róg.

– Albo masz wystarczająco dużo magii, albo nie masz.

– O, ho, ho, ho. – Karo natychmiast się ożywiła. – To teraz są równi i równiejsi nawet wśród „swoich”?

W klasie zawrzało, kilka osób zaczęło podnosić głosy i Wasiak musiała klasnąć głośno, by zaprowadzić spokój. Dopiero kiedy umilkły ostatnie krzyki, strzelający z jej dłoni płomień cofnął się spod sufitu, a ona sama dała ręką znak, że mogą kontynuować.

– No dobra. – Martyna wykorzystała chwilę ciszy.

Julia miała szczerą nadzieję, że zaraz poznają kolejnego członka jej rodziny.

– Załóżmy, że oddawanie magii jest okej. Załóżmy! Mój tata jest lekarzem.

Łucja wzdrygnęła się lekko i podkurczyła ramiona, ale pokręciła głową, kiedy Karo wychyliła się w jej stronę z niepokojem.

– I ludzie czasem normalnie mu grożą tylko dlatego, że nie chce używać zaklęć separacyjnych, żeby zrobić czar przeciwbólowy. Bo nie lubi i nie musi – dodała i ciężko było poznać, czy bardziej to podkreśla, czy próbuje ojca usprawiedliwić. – Jak się ludzie zorientują, że nie muszą być od nas zależni, to się dopiero zacznie. Jaką mamy gwarancję, że niemagiczni zaraz sobie nie wymyślą, że w takim razie mamy wszyscy oddać naszą magię na „użytek publiczny”?

– Nie mamy żadnej – poparła ją Emilia tak ponurym tonem, jakby roztaczała przed nimi wizję końca świata. W pewnym sensie tak było.

– Nikt nie może nas do niczego zmusić – obruszyła się Ida, ale jakoś mniej pewnie niż wcześniej. – Mamy to zagwarantowane w konstytucji. To nielegalne.

Łucja spojrzała na nią z politowaniem.

– Tsa, morderstwa też, a jednak się zdarzają – prychnęła, a Karo, o dziwo, tym razem się z nią zgodziła.

– Ty to rzadko doświadczasz presji społecznej, co? – zadrwiła, mierząc Idę oceniającym wzrokiem, jakby chciała dać jej posmakować tego, co do tej pory ją w życiu omijało.

– No dobra. – Dziewczyna spod okna (Julka dałaby sobie uciąć rękę, że widzi ją pierwszy raz) wskazała palcem najpierw jedną, a potem drugą, ale to na Idzie skupiła większość uwagi. – A co, jeśli komuś serio ta magia nie jest potrzebna? Albo mu wręcz przeszkadza. Ej! – oburzyła się, kiedy któraś z koleżanek Idy zachichotała. – Śmiejesz się, a może ktoś chciał zostać marynarzem, a nie może, bo go odrzuca od żelaza?

– No o tym właśnie mówię! – dołączyła się Karo, szczęśliwa, że w końcu ma sprzymierzeńca, którym nie pogardza skrycie. – Powinien być wolny wybór. Tylko trochę głupio, że to się publicznie wydało i wszyscy wiedzą – zasępiła się. – Mogli być bardziej dyskretni.

Łucja spojrzała na nią tak, jakby widziała ją po raz pierwszy w życiu.

– Ty chcesz jakieś podziemie stworzyć? – zapytała z mieszanką niedowierzania, oburzenia i podziwu.

Julia była pewna, że przyjaciółka nie to miała na myśli. Była też więcej niż pewna, że Karo właśnie podłapała ten pomysł i uznała za idealne rozwiązanie wszelkich problemów. Julka normalnie nie miałaby nic przeciwko, ale ten dzień i tak ciągnął się niemiłosiernie, nawet bez konieczności pytania siebie w duchu, jak zadawanie się z kimś o nieco zwichniętej moralności świadczy o niej samej.

– A co pani myśli? – palnęła pierwsze, co przyszło jej do głowy, bez namysłu. Miała już po prostu dość niepewności, a im dłużej Wasiak zachowywała pełen obiektywizm, tym więcej lęku narastało w jej uczennicy.

Miała nadzieję, że jej głos utonie w morzu innych, ale jak zwykle w takich sytuacjach trafiła idealnie w sekundę ciszy między jedną sprzeczką a drugą. W rezultacie pytanie wybrzmiało dużo głośniej, niż planowała, a pozostałe dziewczęta momentalnie ucichły. Dzięki bogom nie skupiły się jednak na Julce, tylko na Wasiak.

Ta zamrugała, chyba nieco zaskoczona bijącym w nią ze wszystkich stron wyczekiwaniem.

– Myślę, że obie strony mają bardzo dobre argumenty – odpowiedziała dyplomatycznie, lecz nikogo to nie usatysfakcjonowało. – Chociaż niektórzy muszą popracować nad doborem słów.

– Ale co pani o tym sądzi? – dopytała Karo, opierając się łokciami o ławkę, by móc wychylić się możliwie najbliżej.

Wasiak przyłożyła palec do ust, namyślając się przez chwilę.

– Sądzę, że wszystkie patrzycie na sprawę przez pryzmat tego, z jakiej pochodzicie rodziny i jaki jest wasz związek z własną magią – powiedziała powoli, przy ostatnich słowach odruchowo unosząc dłoń do piersi. – I nie ma w tym absolutnie nic złego. Temu miało służyć to ćwiczenie: pokazaniu wam, jak wygląda to z drugiej strony.

– Ale? – ponagliła Karo, za co każdy inny nauczyciel, nawet pan Artur, natychmiast by ją zganił.

Wasiak jednak tylko uśmiechnęła się do niej lekko, z pobłażaniem.

– Ale jesteście bardzo, bardzo młode i widać, że nie nauczyłyście się jeszcze myśleć poza kategoriami, które znacie z własnych doświadczeń. Nie wychodzicie ze swojej strefy komfortu.

– Ja zawsze jestem poza strefą komfortu – mruknęła Łucja, tym razem nawet nie próbując być cicho. – Cała ta szkoła jest poza moją strefą komfortu.

Julia zgadzała się z nią dziś jak nigdy.

Kąciki ust Wasiak drgnęły lekko, ale zachowała powagę i założyła nogę na nogę, tak że jej stopy kołysały się teraz nad ziemią na różnych wysokościach.

– Jedna z was słusznie zauważyła, że „pozbycie się” magii może przynieść ulgę ludziom, których uznajemy za niemagicznych – zaczęła, a Julia zaraz przypomniała sobie jej irytację, kiedy wspomniała o własnych próbach przeforsowania zmian w prawie, by otworzyć szkoły dla dorosłych. Dla ludzi, którzy mogliby osiągnąć dużo, dużo więcej, gdyby magiczna społeczność nie odrzuciła ich już na starcie. Natychmiast zrobiło jej się głupio, że ani razu podczas dyskusji nawet nie pomyślała o tym, by kogokolwiek poprawić, gdy raz za razem padało słowo „niemagiczni”. – Może poprawić ich życie i dać im więcej możliwości. Jesteśmy wszyscy przyzwyczajeni do pewnych małych poświęceń w imię naszych zdolności, ponieważ płynące z nich korzyści nam to rekompensują. Być może większość z was nigdy nie byłaby w stanie wypłynąć w rejs statkiem albo gotować w zwykłej, niemagicznej kuchni, ale nie spotkałam jeszcze żadnej młodej wiedźmy, która nie uważałaby latania i wzniecania ognia za sto razy zabawniejsze. – Spojrzała przelotnie w dół, na swoją lewą dłoń, ozdobioną wytatuowaną runą. – Wyobraźcie sobie, że nie macie niczego, by zrekompensować swoje ograniczenia. Nie macie niczego, by zrównoważyć szalę. Nie chcą was w magicznym świecie, ale w tym niemagicznym jesteście ograniczane. Jesteście w stanie zrozumieć chęć pozbycia się tego ciężaru?

Julia była. I wpędzało ją to w jeszcze większe poczucie winy, bo mimo wszystko sam pomysł wywoływał w niej tylko paniczny strach. Czy była samolubna, skoro nawet wobec takich argumentów wciąż myślała tylko o sobie, o własnym bezpieczeństwie, własnej magii?

Była. Musiała być, musiała, bo po tym wszystkim, co się stało, po tym, jak jej rodzice…

– Wyobraźcie sobie teraz – głos Wasiak przywołał ją do rzeczywistości – że jesteście wiedźmą. – Nauczycielka uśmiechnęła się lekko, kiedy uczennice uniosły brwi lub zachichotały na to jakże trudne zadanie. – Jesteście czarownicą w pełnym tego słowa znaczeniu, z magią, którą nauczyłyście się kochać, rozumieć i używać – zaznaczyła i z tym spokojem dodała: – I wyobraźcie sobie, że podejmujecie podobną decyzję.

Julia poczuła, jak coś skręca jej się w żołądku. Obok Karo zachłysnęła się powietrzem, z tyłu kilka dziewcząt zaczęło protestować, otwarcie lub tylko między sobą, ale dla niej to wszystko było tylko głuchym szumem, przytłaczającym i coraz bardziej uporczywym.

– Żadna czarownica nie oddałaby magii! – krzyknęła Ida ze złością, na tyle głośno, by przebić się przez pozostałe głosy. – To nienormalne! Niemożliwe!

Wasiak pozwoliła im ekscytować się jeszcze przez chwilę, nim uniosła dłonie. Tym razem nie trzeba było płomienia, by klasa umilkła, a cała uwaga natychmiast skupiła się na niej.

– Myślisz tak – wyjaśniła cierpliwie – ponieważ jesteś młodą wiedźmą w pełni sił i nie umiesz sobie wyobrazić, żeby miało być inaczej. Ale czasami to się zdarza. Zdarzają się tragedie. Zdarzają się wypadki. – Umilkła na moment, a przez jej twarz przemknął cień smutku. – Zanim przyjęłam posadę w szkole, pracowałam w ośrodku rehabilitacyjnym. Pomagałam osobom magicznym w różnym stanie, psychicznym i fizycznym, odnowić kontakt z magią, który z różnych powodów został zatracony. Pracowałam z tymi, którzy stracili władzę w ręce lub całą kończynę. Z tymi, którzy zbyt dużo eksperymentowali i pozwolili, żeby magia wymknęła im się spod kontroli do tego stopnia, że czuli się, jakby mieli w sobie dzikie, nieokiełznane zwierzę. Trafiali do mnie starsi magowie, którzy nie mieli już sił czarować, a czuli wszystkie ograniczenia wynikające z magii i szukali sposobu, by zaznać choć trochę komfortu w ostatnich latach życia. – Odwróciła głowę, przez chwilę wpatrując się w okno, a chociaż jej twarz pozostała niemal obojętna, Julia mogła wyraźnie dostrzec, jak jej ramiona napinają się, a ciało sztywnieje na moment. – Widziałam ludzi, którzy przeżyli potworne, naprawdę okropne rzeczy i nadal żyli w strachu przed magią, nawet tą własną – powiedziała w końcu dużo, dużo ciszej. Kiedy znów rozejrzała się po klasie, nie było w niej osoby, która nie poczułaby na sobie ciężaru tych słów w niemal namacalnej, fizycznej formie. – Niewielki procent spośród tych ludzi w ogóle chciał mnie wysłuchać. I niewielu z nich byłam w stanie realnie pomóc. Nie mam prawa wypowiadać się w ich imieniu, ale jestem niemal pewna, że wielu z nich weźmie pod uwagę oddanie magii.

Przez dłuższą chwilę nikt nie odważył się odezwać, w końcu Karo powoli podniosła rękę.

– Czyli jest pani za? – zapytała dużo mniej pewnie, niż miała to w zwyczaju.

– Uważam, że nie da się tego ani w pełni przyjąć, ani odrzucić. Musimy zdecydować, w którym miejscu postawić granicę.

– Ale jakby musiała pani wybrać – nie dawała za wygraną.

Julia jeszcze nigdy w życiu nie miała takiej ochoty ją kopnąć.

Wasiak westchnęła, ale nie wyglądała na zirytowaną jej dociekliwością. Raczej na sfrustrowaną faktem, że satysfakcjonująca, jednoznaczna odpowiedź po prostu nie istnieje.

– Cała ta sytuacja to sprawdzian, do jakiego stopnia ufamy naszemu społeczeństwu i sobie nawzajem – wyjaśniła, opierając łokcie na kolanach i wychylając się w stronę klasy.

Julia przyłapała się na tym, że odruchowo ją w tym naśladuje, jakby były w sali tylko we dwie i dzieliły jakiś ważny sekret.

– Na ile wierzymy, że nikt nie wykorzysta naszych słabości przeciw nam. W idealnym świecie wszyscy czulibyśmy się bezpiecznie i traktowali siebie na równi. Niestety jest jak jest. Żyję o kilka lat za dużo, żeby zakładać, że jeśli będę uczciwa wobec innych, oni zawsze odpłacą mi tym samym. – Uśmiechnęła się smutno i rozejrzała po sali. – Bałabym się wypuścić was w świat, wiedząc, dokąd to wszystko może was zaprowadzić.

Julia mogłaby się założyć, że wzrok nauczycielki zatrzymał się na niej na kilka sekund dłużej niż na innych. Zupełnie jakby mówiła głównie do niej. I nawet jeśli był to tylko desperacki zryw jej wyobraźni, poczuła się dużo bezpieczniej i pozwoliła sobie nieco się rozluźnić, odetchnąć trochę głębiej. Wasiak była tylko jedna i nie miała szans ochronić jej przed całym światem, nawet gdyby faktycznie z jakiegoś powodu jej na tym zależało. Ale Julka ufała jej bardziej niż komukolwiek wcześniej i jakimś cudem to wystarczyło.

Kiedy kilka minut później rozbrzmiał dzwonek na przerwę, zbierała swoje rzeczy wyjątkowo długo i nie była ani trochę zaskoczona, kiedy Wasiak zawołała ją po imieniu i gestem poprosiła, by chwilę zaczekała.

– Dogonię was – szepnęła do przyjaciółek, kiedy te przystanęły w drzwiach, oglądając się za nią.

Żadna tego nie skomentowała. Karo wyciągnęła tylko rękę, by wziąć od niej plecak i zaraz prawie rzucić nim w ramiona Łucji, kiedy okazał się cięższy, niż przewidywała. Zupełnie jakby mieściły się w nim prawdziwe książki…

Kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi, Wasiak natychmiast zsunęła się z biurka i podeszła do uczennicy tak szybko, że ta aż się wzdrygnęła.

– Wszystko w porządku? – upewniła się, kładąc jej dłoń na ramieniu.

Julia starała się nie myśleć o tym, jak jej ciało natychmiast rozluźnia się pod dotykiem nauczycielki, a magia momentalnie się uspokaja.

Powoli skinęła głową.

– Już jest okej. Rano… trochę spanikowałam – wyznała, wykręcając palce. Wciąż czuła energię napierającą na skórę, parzącą opuszki palców, ale ruch pomagał nieco złagodzić dyskomfort, nawet jeśli groził rychłym wyłamaniem kości ze stawów. – Wystraszyłam się. Ale teraz już jest lepiej.

Wasiak skinęła głową, biorąc jej słowa bardzo poważnie. A potem, zupełnie niespodziewanie i bez uprzedzenia, ostrożnie złapała Julkę za nadgarstki i delikatnie, ale stanowczo rozłączyła jej dłonie.

– Zrobisz sobie krzywdę – oceniła, marszcząc brwi. – Widziałam, jak się wierciłaś na lekcji.

Nie było w tym nagany, nie wydawała się też zła, ale Julia i tak skuliła ramiona, wyczekując dalszego ciągu. Była przyzwyczajona, że babcia wiecznie karci ją za to, że nie umie usiedzieć w miejscu. Szczególnie gdy była mała, raz za razem słyszała, że jeśli w końcu nie nauczy się nad sobą panować, nikt nie będzie jej traktował poważnie.

– Ludzie patrzą i oceniają – powtarzała babcia, za każdym razem tym samym szorstkim tonem. – Trzymaj tę swoją magię na wodzy i naucz się zachowywać normalnie. Chcesz, żeby myśleli, że jesteś jakaś niedorozwinięta?

Julka nie chciała. Nie chciała być głupia i bezużyteczna, nie chciała być powodem rozczarowania. I chociaż za każdym razem słowa bolały tak samo, zdążyła pogodzić się z tym, że babcia w ten sposób okazuje troskę. Chciała dobrze i po prostu dbała o jej przyszłość, o jej wizerunek. Julia wiedziała o tym i nauczyła się czuć wdzięczność za te drobne przejawy miłości.

A jednak myśl, że Wasiak mogłaby zachować się podobnie, sprawiała, że ściskało ją w gardle, a żołądek kurczył się boleśnie.

– Przepraszam – zdołała wydusić tak cicho i niewyraźnie, że spodziewała się drugiego upomnienia, tym razem za mamrotanie pod nosem.

Nauczycielka pokręciła jednak głową i uśmiechnęła się do niej ciepło.

– To nic złego – zapewniła, tak jak robiła to wiele razy wcześniej, ilekroć Julka zrobiła coś nie tak i próbowała się wytłumaczyć. – Ale niepotrzebnie się męczysz. Im lepiej znasz swoją magię, tym lepiej ona zna ciebie. To obustronna więź. – Przesunęła kciukami po wnętrzu jej dłoni, a energia natychmiast podążyła śladem jej palców, lgnąc do nich niemal równie mocno, co Julka do pełnych ciepła słów. – Może bywa trochę uciążliwa, ale magia próbuje tylko cię ochronić. Wyczuwa, że się boisz.

Julia naprawdę potrzebowała wiele samozaparcia i całej siły woli, by wysunąć ręce z jej uścisku i cofnąć się o krok.

– Nie potrzebuję, żeby to robiła – powiedziała, starając się włożyć w to choć odrobinę pewności i stanowczości. Jakby faktycznie była to jej myśl, a nie coś, co przez lata wkładano jej do głowy. – Babcia mówi, że magia ma służyć czarownicy, nie odwrotnie. Że powinna „znać swoje miejsce”.

„Jak ja”, dodała w myślach w nagłym przypływie goryczy.

Wasiak przechyliła głowę i na moment przyłożyła palec do ust.

– Bardzo… interesujące podejście – powiedziała w końcu dyplomatycznie, choć było widać, że „interesujące” to ostatnie słowo, jakiego chciała użyć. – Nie mogę ci powiedzieć, jak powinna wyglądać twoja relacja z magią. Trudno o coś bardziej indywidualnego i osobistego.

Julia nie miała pojęcia, jak przekazać jej, że bardzo, bardzo chce, żeby to zrobiła, nie mówiąc tego wprost i na głos. Potrzebowała tego, pragnęła usłyszeć, że można postępować inaczej, że ona może postąpić inaczej, że ma realny wybór i to nic złego, że jedyna dostępna do tej pory opcja nigdy do niej nie pasowała.

– Ale się pani z tym nie zgadza? – zaryzykowała, mocniej zaciskając palce na koszuli tylko po to, by zaraz rozluźnić je i zacisnąć znowu.

Wasiak odchyliła głowę i zaśmiała się głośno.

– O bogowie, oczywiście, że nie! – zapewniła rozbawiona samym pomysłem. – Jestem od tego tak daleka, jak to możliwe. – Machnęła niedbale dłonią, a jej oczy na sekundę rozbłysły złotem, jakby jej magia również chciała się na ten temat wypowiedzieć. – Nie zrozum mnie źle, nie mówię, żebyś zawsze poddawała się instynktom – dodała dużo bardziej pasującym do jej zawodu, pouczającym tonem. – Ale dobrze pamiętać, że czasami warto zaufać przeczuciu. Kiedy byłam trochę starsza od ciebie, przypadkiem podpaliłam komuś rękę. Bez żadnych runów, czystą energią.

Julia aż zachłysnęła się powietrzem i zapatrzyła na nią szeroko otwartymi oczami.

– Przypadkiem? – powtórzyła sceptycznie, kiedy minęła pierwsza fala szoku.

Kobieta wzruszyła ramionami.

– Tak sądzę. Byłam trochę pijana, a on bardzo nachalny… Ale wracając, magia potrafi być trochę natarczywa, szczególnie na początku. Jeśli czujesz, że jest jej za dużo, spróbuj po prostu… – Machnęła dłońmi raz, drugi, jakby strzepywała z nich niewidzialny pył. – Nie spinaj się, po prostu pokaż jej, że czujesz jej obecność, ale nie jest ci teraz potrzebna.

Julia przyjrzała się jej czujnie, spodziewając się jakiegoś podstępu, w końcu jednak powoli, niechętnie podniosła ręce i spróbowała bardzo dosłownie wytrzepać z nich wszystko, co zbędne. O dziwo, pulsowanie pod skórą faktycznie zelżało, machnęła więc jeszcze raz i jeszcze, a im szybciej jej palce przecinały powietrze, tym bardziej jej energia zdawała się uspokajać. Z całą pewnością nie było w tym tyle gracji, co w wyćwiczonych ruchach Wasiak. Czuła się, i najpewniej też wyglądała, jak nieforemne kurczątko próbujące wzbić się do lotu, ale trudno było jej wstydzić się tego, kiedy nauczycielka uśmiechała się do niej tak szeroko, jakby właśnie dokonała jakiegoś niesamowitego osiągnięcia.

– Pomaga? – zapytała, kiedy Julia w końcu opuściła ręce, oddychając z ulgą.

Julia przygryzła wargę.

– Tak, ale… głupio wygląda. – Wsunęła dłonie pod pachy, choć na ich ukrycie było już za późno. – Ludzie będą pytać…

Wasiak wyglądała, jakby nie rozumiała. Albo raczej jakby nie postrzegała sytuacji w kategoriach problemu, ani dużego, ani małego.

– Więc wyjaśnisz, że dzięki temu czujesz się lepiej – zaproponowała. – A jeśli taka odpowiedź im nie wystarczy, nie warto zawracać sobie nimi głowy.

Julia spróbowała sobie wyobrazić reakcję babci na przekazaną z najwyższym spokojem informację, że wnuczka świadomie robi z siebie pajaca tylko po to, by czuć się bardziej komfortowo ze swoją kompletnie zepsutą magią. Szybko potrząsnęła głową, by odgonić tę straszną wizję. Babci nie było w szkole, nie mogła jej tu dosięgnąć ani zobaczyć, a czego nie widziała, to nie mogło jej zaboleć. I Julki też nie.

– To nadal dziwne – mruknęła jeszcze, powoli opuszczając ręce. Poczuła delikatny dreszcz w ciele, jakby magia próbowała się z nią kłócić, i uśmiechnęła się lekko na tę myśl. – Ale może spróbuję.

Wasiak uśmiechnęła się szeroko.

– Bardzo mnie to cieszy. I, Julka? – Ścisnęła lekko jej ramię. – Jesteś bardzo mądrą, niezwykle zdolną wiedźmą.

Julia poczuła niemal bolesny skurcz w piersi.

– Czemu… Czemu mi to pani mówi? – wydukała, modląc się do wszystkich znanych bogów, żeby głos jej się nie załamał.

Wasiak tylko przechyliła głowę, patrząc na nią niemal z czułością.

– Pomyślałam po prostu, że możesz potrzebować przypomnienia.

Jeszcze długo po wyjściu z klasy Julia miała w pamięci ten szeroki uśmiech i ciepłe, wypełniające całe serce poczucie, że w końcu zrobiła coś dokładnie tak jak powinna.

Rozdział 2

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20

Redaktorka prowadząca: Marta Budnik

Wydawczyni: Monika Rossiter

Redakcja: Monika Kardasz

Korekta: Beata Wójcik

Projekt okładki i grafik: © Martyna Wilner

Copyright © 2024 by Weronika Łodyga

Copyright © 2024, Young an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2024

ISBN 978-83-8371-143-0

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek