Pozostały mi tylko łzy i modlitwa - Daniel Gerber - ebook + książka

Pozostały mi tylko łzy i modlitwa ebook

Daniel Gerber

4,0
24,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Ten kraj bywa piekłem. Zwłaszcza dla chrześcijan. Młode dziewczyny, często jeszcze małoletnie, są w Pakistanie porywane i pod groźbą śmierci zmuszane do przejścia na islam, a następnie poślubienia muzułmanina. Ich rodziny starają się odzyskać córki i postawić sprawców przed sądem. Niewielu ludzi gotowych jest im pomóc. Większość bowiem obawia się jednego: oskarżenia o bluźnierstwo. Dziennikarz Daniel Gerber odwiedził Pakistan i spotkał się z kilkoma uwolnionymi kobietami oraz ludźmi, którzy im pomogli. Oto jego książka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 218

Oceny
4,0 (9 ocen)
4
2
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Przedmowa

Sypialnię na ułamek sekundy rozświetla ostry blask, a po chwili przeciągły huk szarpie moje, i tak już napięte do granic wytrzymałości, nerwy. Wiatr z upiornym zawodzeniem uderza w okna i drzwi. Deszcz dla odmiany nie daje się zbytnio we znaki; zalewa centrum miasta, podczas gdy naszą dzielnicę muskają tylko pojedyncze krople. Nadciągająca burza nie jest w stanie ochłodzić powietrza nawet o tej nocnej porze, a wentylator znieruchomiał, ponieważ wyłączono prąd. Zdarza się to zresztą kilka razy w ciągu doby.

Kiedy siły natury huśtają bezlitośnie bramami domów oraz miotają koronami palm w tę i z powrotem niczym wachlarzami, budzi się we mnie nieokreślone uczucie strachu, które każe mi poderwać się z łóżka.

Zaledwie przed kilkoma dniami tu, w Lahaur, terroryści wysadzili w powietrze dwa meczety, w których zgromadzili się wierni jednej z islamskich mniejszości wyznaniowych. W zamachu zginęło około stu osób. Również tutejsza społeczność chrześcijańska stanowi obiekt ataków muzułmańskich duchownych, gotowych krwawo rozprawić się z każdym, kto nie podziela ich przekonań.

Tak na przykład w ubiegłym roku imamowie podburzyli mieszkańców Godźry i Korian, twierdząc, że wyznawcy Chrystusa dopuścili się bluźnierstwa – a to jest przestępstwem zarówno w oczach muzułmańskich duchownych, jak i według pakistańskiego prawa (stosowne jego paragrafy zostały przytoczone w aneksie niniejszej książki). W obu wspomnianych miejscowościach rozwścieczony tłum splądrował i puścił z dymem około pięćdziesięciu chrześcijańskich domów; ich mieszkańcy spłonęli żywcem. Samosądy dokonywane przez tłum fanatyków nie należą w Pakistanie i innych krajach muzułmańskich do rzadkości.

Te myśli przebiegają mi przez głowę, gdy słyszę odgłosy szalejącej za oknami burzy. Dom, w którym przebywam, z zewnątrz nie wyróżnia się co prawda niczym szczególnym, mógłby jednak z powodzeniem stanowić cel fundamentalistów – w tym ośrodku, po ucieczce, znalazły schronienie pakistańskie chrześcijanki, które porwano, zmuszono (dla zachowania pozorów) do przejścia na islam, wreszcie wydano za mąż za muzułmanów.

Nagle piekielne odgłosy nawałnicy cichną, a wraz z nimi ulatują niespokojne myśli. Problemy jednak nie znikają – a to właśnie one sprowadziły mnie tutaj.

Lawinę wywołała opublikowana przed kilku laty historia młodej chrześcijanki o imieniu Tamaras. Pracowała ona w domu bogatego muzułmanina, który regularnie ją gwałcił. Nie było co liczyć na poprawę losu – przed sądem dziewczyna nie miała żadnych szans.

Niedawno znowelizowane prawo (omawiam je szerzej w drugiej części książki) stanowi mianowicie, że muzułmanin może zostać pociągnięty do odpowiedzialności za zgwałcenie niemuzułmanki, o ile w charakterze świadków wystąpi czterech mężczyzn wyznających islam, w dodatku cieszących się dobrą opinią. Oznacza to tyle, że kobieta musi znaleźć czterech mężczyzn, którzy widzieli, jak ją gwałcono. Wymóg ten pozbawiony jest jakiejkolwiek logiki, zwłaszcza że mężczyźni zasługujący na dobrą opinię z pewnością nie przyglądaliby się takiej sytuacji bezczynnie...

Wspomnianej kobiety podczas mojej podróży nie spotkałem, rozmawiałem natomiast z wieloma innymi ludźmi, których prawa zostały naruszone przez panujący system. Kilka tygodni spędzam w biurze firmy adwokackiej CLAAS (Center for Legal Aid Assistance & Settlement1), założonej przez obrońcę praw człowieka, Josepha Francisa, aby pomagać członkom żyjących w Pakistanie mniejszości. Odkąd kancelaria powstała, jej prawnicy reprezentowali już klientów w setkach spraw, niestrudzenie walcząc o to, aby nie zmiażdżyły ich bezlitosne tryby wymiaru sprawiedliwości.

Dzięki pośrednictwu przedstawicieli CLAAS kobiety, z którymi rozmawiam, szybko nabierają do mnie zaufania i budzi się w nich nadzieja, że opowieści o tym, co je spotkało, pozwoli uchronić ich rodaczki przed podobnymi doświadczeniami, a nieludzki system w ich kraju ulegnie zmianie. Wszystkie wywiady nagrywane są w biurze kancelarii. Moje rozmówczynie nie są jeszcze bynajmniej bezpieczne; na przykład Teena2(pierwsza ze sportretowanych przeze mnie kobiet) nie może wrócić do domu rodzinnego – nie przeżyłaby w nim nawet pierwszej nocy.

Coś, co brzmi niewiarygodnie, przy bliższym poznaniu pakistańskiej rzeczywistości staje się bardziej zrozumiałe – 4 stycznia 2011 roku zastrzelony został muzułmanin Salman Taseer, gubernator najludniejszej prowincji kraju, Pendżabu. Taseer zaangażował się w obronę Asii Bibi, skazanej na śmierć za rzekome bluźnierstwo. Polityk protestował przeciwko absurdalnym zapisom prawnym i już w listopadzie 2010 roku odwiedził Bibi w więzieniu, aby dać wyraz swojej solidarności z nią. Taseer został zamordowany przez pracownika służb specjalnych, pełniącego notabene funkcję jego ochroniarza. Szczególnie wstrząsający jest fakt, że morderca w wielu środowiskach został okrzyknięty bohaterem.

Asia Bibi nie czuje się w więzieniu bezpieczna. Wielokrotnie już zdarzało się, że osoby oskarżane o podobne „przestępstwa” – nawet gdy zarzuty były absurdalne lub w oczywisty sposób bezpodstawne – mordowano w celi lub przed budynkiem sądowym.

Pakistan jest krajem, w którym można się zakochać – mnóstwo tu wspaniałych ludzi, pysznego jedzenia, krajobrazów, które zapierają dech w piersiach, tętniących życiem miast. Występują tutaj jednak problemy, których nie wolno – z naiwności czy dla świętego spokoju – zamiatać pod dywan lub bagatelizować. Obserwując bajecznie kolorowe samochody, szerokie aleje oraz handlarzy rozkładających swój towar na skraju ulic, można odnieść wrażenie sielankowości. Olbrzymia presja, zamęt i terror odbierają jednak ludziom chęć do życia. Można w takiej sytuacji jedynie zabrać głos w imieniu tych, których go w Pakistanie pozbawiono. Niech ich życie stanie się choć trochę „sielankowe”.

Daniel Gerber

1 W oficjalnych polskich dokumentach stosuje się nazwę Centrum Pomocy Prawnej i Odszkodowań (przyp. tłum.).

2 Imiona i nazwiska podaję w transliteracji angielskiej (to jeden z urzędowych języków Pakistanu), zaś nazwy geograficzne zgodnie z tradycją ustaloną w języku polskim (przyp. tłum.).

Wprowadzenie: Mniejszości pod ścianą

– W takim razie zabiję cię! – krzyczy przez ramię Qaiser i prawą dłonią dociska gaz. Silnik czerwonej Hondy – 125 centymetrów sześciennych – wyje, motocykl wyrywa do przodu, a przednie koło odrywa się od ziemi.

Ciężarna Teena traci równowagę i z krzykiem spada na gorący bruk.

Przerażeni przechodnie biegną ku brzemiennej kobiecie; jej mąż zawraca i obojętnie zbliża się do miejsca wypadku. Nie pomaga dziewczynie. Teena może mówić o szczęściu – o tej porze po ulicy porusza się niewiele riksz, samochodów i motocykli. Świadkowie wydarzenia sądzą, że doszło do wypadku; nie podejrzewają, iż Qaiser świadomie naraził życie swojej żony.

Teena nie chciała się z nim wiązać; porwano ją, zmuszono do przejścia na islam i, uciekając się do najróżniejszych gróźb, przymuszono do zamążpójścia. Gdyby się na to nie zgodziła, nie tylko straciłaby życie, ale też w wielkim niebezpieczeństwie znaleźliby się jej ojciec i rodzeństwo. Jej ojciec mógłby także zostać oskarżony o „bluźnierstwo”; w dzisiejszym Pakistanie takie oskarżenie usuwa grunt spod nóg, a często prowadzi do śmierci – nieważne, czy w zarzutach jest choć odrobina prawdy. Bezlitosna ofensywa mrocznych sił sprawia, że zwłaszcza mniejszości w tym kraju znalazły się pod ścianą.

***

Mocno przyciskając dziecko do piersi, Maria bezszelestnie otwiera drzwi, wymyka się na zewnątrz i znika w ciemnościach. Wreszcie, po kilku nieudanych próbach ucieczki, po ponad roku znoszenia ciągłych razów i upokorzeń, młoda, jeszcze małoletnia matka znów może poczuć zapach wolności. Zbyt długo żyła z tamtą rodziną.

Porwano ją, a imam wydał zaświadczenie, że w jej wymuszonej „konwersji” na islam nie ma żadnych nieprawidłowości, i zatwierdził „małżeństwo” z mężczyzną dwukrotnie od Marii starszym.

Pewnej nocy, kiedy dom był już zamknięty, dziewczyna znalazła klucz do drzwi wejściowych. Wczesnym rankiem, gdy okolica pogrążona była jeszcze w głębokim śnie, pobiegła na pobliskie skrzyżowanie, gdzie stało kilka riksz. Pieniędzy, które miała przy sobie, nie wystarczyłoby jednak nawet na przebycie kilku kilometrów, a co dopiero na trzygodzinną podróż z Gudźranwali do Lahaur.

Nastolatce napłynęły do oczu łzy, a na domiar złego dostrzegł ją starszy mężczyzna stojący po drugiej stronie ulicy – krewny jej męża, który zmierzał akurat do meczetu na poranną modlitwę. Zatrzymał się i zlustrował Marię uważnym wzrokiem...

***

Teena i Maria – te dwie dziewczyny reprezentują los wielu kobiet. Mało kto w tym świecie przejmuje się ich cierpieniem. Większość woli szybko odwrócić wzrok. Upiększanie sytuacji jest jednak nie na miejscu, podobnie jak patetyczne frazesy, do których zazwyczaj uciekają się komentatorzy takich spraw.

***

Los wielu ofiar odbija się również w sprawie Asii Bibi. Wdała się w niewinną na pozór kłótnię – i nagle stanęła oko w oko z rozwścieczonym tłumem, podburzanym wciąż przez muzułmańskich duchownych. Została aresztowana. „Bluźnierstwo” – tak brzmi zarzut, który jej postawiono, a który Asia Bibi konsekwentnie odrzuca. Spędziła w więzieniu ponad rok, nikt jej nie przesłuchiwał. W końcu sąd skazał ją na śmierć przez powieszenie.

Taki los spotyka setki osób. W wolnym świecie dają się jednak wreszcie słyszeć głosy protestu. Ułaskawienia Asii Bibi domagają się obrońcy praw człowieka, o jej uwolnienie apeluje publicznie papież. Mniejszą tolerancją wykazują się imamowie. Przełożony zabytkowego meczetu Mahabat Khan w Peszawarze wyznaczył nawet nagrodę w wysokości 500 000 rupii za zabicie Asii.

Teena: „Mąż chciał mnie zabić”

Teena dorastała w domu z czerwonej cegły, w którego budowie sama uczestniczyła; takich domów są w Lahaur na północy Pakistanu tysiące. Dni spędzała w szkole, a wieczorami uwijała się na zakurzonym podwórzu, dźwigając cegły i wykonując polecenia ojca. Pomagali wszyscy, dzięki czemu rodzina o skromnych raczej możliwościach finansowych mogła zaoszczędzić sporo rupii. Wkład pracy jej członków pozwolił ograniczyć się do zatrudnienia tylko dwóch robotników.

Żelazne rury stanowiły rusztowanie dla stropu wykonanego z mieszaniny kamienia, cementu i żwiru. Dzięki temu płaski dach domu jest stabilny. W tych szerokościach geograficznych solidny dach to konieczność – toczy się na nim znaczna część życia rodzinnego. Latem śpi się tutaj lub wiesza pranie.

Rodzina była w na tyle korzystnej sytuacji, że mogła pozwolić sobie na kuchnię. Ma ją wprawdzie wiele osób, ale bynajmniej nie wszyscy. Kogo nie stać na taką inwestycję, musi gotować na palenisku przed domem. Kuchnia to zazwyczaj nisza z kuchenką gazową, zlewem i kilkoma szafkami.

Łazienka była czysta i wygodna. Woda płynęła z umieszczonego na dachu zbiornika specjalnie skonstruowanym wodociągiem. Toaletę wykonano w stylu hinduskim – o ile na Zachodzie zwykło się siadać, o tyle mieszkańcy Wschodu zwykli w tych ustronnych miejscach kucać.

Do łazienki przylegały dwa umeblowane pokoje; w każdym był stół i komplet kanap, służących w dzień za siedziska, a w nocy za łóżka. Jeden pokój zajmowali mężczyźni, drugi kobiety. Latem rodzina nocowała na dachu.

Dom był mały, ale w Pakistanie każdy metr ziemi jest bardzo drogi. Dla stosunkowo ubogiej rodziny dwa pokoje, łazienka i kuchnia to nie lada luksus.

Kiedy wreszcie ukończono budowę, wszyscy poczuli się jak królowie. Smutkiem napełniało ich jedynie to, że matce Teeny nie było dane cieszyć się tą chwilą. Zmarła, kiedy wznoszono ściany.

Teena zamieszkała ostatecznie w nowym domu z siostrą, dwoma braćmi i ojcem. Dwie najstarsze siostry wyszły już za mąż. Dom nie miał okien ani drzwi wejściowych, co bynajmniej nie jest w Pakistanie rzadkością. Ludzi uszczęśliwia już sam fakt, że stać ich na własne lokum.

Ulubionym zajęciem Teeny zawsze było rysowanie – zwłaszcza przyrody. Dziewczyna przenosiła na papier świat roślin i zwierząt – tak, jak je sobie wyobrażała. Mówi:

– Uwielbiam płynącą, chłodną wodę, dlatego na moich rysunkach tak często pojawia się rzeka, wzdłuż której rosną drzewa, na przykład palmy. Na falach kołysze się żaglówka, nad nią krążą beztrosko ptaki, a w tle majaczą góry, które również bardzo lubię. Kiedy oglądam przyrodę na obrazku lub w telewizji, często rysuję to, co zobaczyłam.

Teena odebrała normalną edukację. Fakt, że jest uzdolniona plastycznie, podobnie jak możliwość pracy w szkole – była nauczycielką rysunku – nazywa darem Bożym.

Przez cztery lata wykonywała ten zawód z wielką przyjemnością i robiłaby to również dziś, gdyby nie wydarzyło się nieszczęście, które w Pakistanie spotyka coraz częściej członków mniejszości religijnych – zwłaszcza chrześcijan i hindusów.

Zatrzymajmy się jednak na razie w czasach, kiedy świat Teeny był jeszcze bezpieczny i szczęśliwy.

Przyjaciółka z lat szkolnych

Szkoła mieściła się niedaleko; dzieci zaraz po lekcjach biegły na wspólny posiłek i zabierały się do odrabiania pracy domowej. Potem Teena chwytała za ołówek albo bawiła się z innymi dziećmi w chowanego, urządzała z nimi wyścigi lub puszczała latawce. Jej dzieciństwo upływało pod znakiem beztroski.

Co rano w domu pieczono roti, rodzaj podpłomyka, który podaje się do każdego posiłku i który Teena jadła zwykle po szkole. Oprócz podobnych do naleśników roti w domu dziewczyny jadło się typowe pakistańskie potrawy, na przykład krem warzywny o nazwie salaan, ryż i dania z roślin strączkowych, takie jak dhal – papka z fasoli, soczewicy lub grochu – a czasem także mięso. Warzywa są tutaj tanie, natomiast mięso w uboższych regionach trafia na stół dość rzadko. Wieprzowiny – uznawanej przez islam za nieczystą – praktycznie się nie jada.

Po ukończeniu szkoły Teena odbyła kurs przygotowujący ją do zawodu nauczyciela. Pracę z dziećmi rozpoczęła od grupy przedszkolnej. Aby maluchy mogły lepiej zrozumieć treść zajęć, opiekunka, objaśniając materiał, często rysowała – na przykład jabłka. Jej ilustracje do zajęć zrobiły duże wrażenie na kolegach nauczycielach, którzy szybko zrozumieli, że należałoby powierzyć jej prowadzenie zajęć z plastyki.

Inni posuwali się jeszcze dalej, radzili jej, niech doskonali swoje umiejętności w tym zakresie, by mogła zostać profesjonalną artystką. To jednak przekraczało możliwości Teeny – nie miała niezbędnych przyborów. Mogła korzystać z nich tylko w szkole, gdzie zresztą i tak jej się podobało. Dzieci lubiły lekcje rysunku; nawet inni nauczyciele uczyli się od młodej nauczycielki przydatnych umiejętności plastycznych.

Wkrótce Teena zaczęła prowadzić zajęcia w klasach od drugiej do dziesiątej – liczyły one zazwyczaj od dwudziestu do trzydziestu uczniów. W programie było rysowanie postaci z bajek, takich jak Myszka Miki czy pluszowe misie, ale Teena najchętniej uczyła dzieci przenosić na papier świat przyrody.

Jako nauczycielka kilkakrotnie jeździła na północ kraju, w okolice położonego na wysokości 2300 metrów miasta Murree, popularnego wśród turystów ze względu na zapierające dech w piersiach widoki – przy dobrej pogodzie można stąd zobaczyć szczyty Himalajów.

Teena już od kilku lat przyjaźniła się z dziewczyną z sąsiedztwa – Sobią. Poznały się pięć miesięcy po śmierci matki Teeny. Sobia była muzułmanką, ale przez dziewięć lat nie wspominała w rozmowach Teeną o swojej religii. Ważne były inne sprawy, na przykład przygotowania do egzaminu. Z każdym dniem łączyła je coraz większa zażyłość, aż wreszcie Sobia zapytała:

– A może zostaniemy przyjaciółkami?

– Przecież przychodzisz do mnie codziennie, żeby się uczyć, więc chyba już jesteśmy przyjaciółkami! – odparła Teena.

Początkowo to Sobia wciąż przychodziła do domu Teeny. Któregoś dnia zaproponowała rewizytę. Przyjaciółka odmówiła jednak, bo akurat była sama. Dom Teeny nie miał przecież drzwi, a zatem zawsze ktoś musiał go pilnować.

Sobia szybko przestała akceptować tę wymówkę:

– Możesz przecież przyjść do mnie, kiedy domem opiekują się twoi bracia!

Teena nie chciała jednak pójść, mimo że nie potrafiła wskazać ku temu żadnych konkretnych powodów. Później mówiła, że po prostu nie chciała wchodzić do obcego domu.

Przyjaciółki spędziły razem wiele pięknych chwil – na przykład w czasie posiłków. W zasadzie „niewiernym” nie wolno spożywać ich razem z muzułmanami. Teena i Sobia jadły jednak z jednego talerza, używały tych samych naczyń, co w wielu domach byłoby nie do pomyślenia.

Także rodzice Sobii sprzeciwiali się temu „zepsuciu obyczajów”, ale ich córka zdecydowanie stawiała na swoim. Wciąż powtarzała:

– Przecież Teena też jest człowiekiem!

Taka postawa przyjaciółki sprawiała, że Teena czuła się szczęśliwa. Z czasem zaprzyjaźniła się z całą rodziną Sobii. Obie dziewczyny spędzały wolny czas rysując, na przykład kwiaty na sukienki muzułmańskiej przyjaciółki.

Po upływie trzech czy czterech lat sąsiadka zaczęła przychodzić rzadziej, za to Teena bywała u niej coraz częściej. Ojciec próbował wprawdzie ukrócić te wizyty, a niekiedy rodziny chciały wręcz rozdzielić córki, to jednak tylko cementowało przyjaźń muzułmanki Sobii i chrześcijanki Teeny – dziewczyny, która śpiewała w kościelnym chórze i której ojciec bardzo aktywnie uczestniczył w życiu miejscowej wspólnoty parafialnej, przemawiał i modlił się w kościele oraz odwiedzał w domach współwyznawców, którzy znaleźli się w potrzebie, proponując im modlitewną pomoc.

Zdrada

Nagle Sobia, nieco młodsza od Teeny, z dnia na dzień zaczęła mówić o swej religii, wypowiadać się o niej w największych superlatywach. Nieustannie cytowała przyjaciółce fragmenty Koranu, podkreślając, że jej wiara jest o wiele lepsza od chrześcijańskiej.

– Przejdź na islam! – namawiała koleżankę i zasypywała ją obietnicami: – Pójdziesz do raju!

Przyczyn nagłych i wytrwałych namów Sobii należy doszukiwać się w wydarzeniach związanych z narodowym sportem pakistańskim – krykietem, a ściślej mówiąc, z ówczesną gwiazdą tej dyscypliny, Yousufem Youhaną. Duże nadzieje, również poza boiskiem, wiązała z nim zwłaszcza mniejszość chrześcijańska, dla której wysokie pozycje w polityce, życiu społecznym i sporcie pozostają zazwyczaj nieosiągalne.

Nic zatem dziwnego, że osoby dyskryminowane z powodu religii traktowały Yousufa jako swego ambasadora – był on nie tylko jedną z gwiazd ligi, lecz także czwartym niemuzułmaninem, któremu pozwolono grać w drużynie narodowej. Swą wiarę podkreślał, czyniąc przed wejściem na boisko znak krzyża. Wielu chrześcijan wiązało z krykiecistą nadzieje na lepsze współżycie różnych grup społecznych w Pakistanie oraz wzrost wolności religijnej.

Potem jednak wydarzyło się coś, co głęboko wstrząsnęło wspólnotą pakistańskich chrześcijan, a także miało wywrócić na nice życie Teeny. We wrześniu 2005 roku Yousuf publicznie ogłosił, trzymaną przez trzy miesiące w tajemnicy, wiadomość o swojej konwersji na islam.

Gazety i czasopisma prześcigały się w relacjach na temat sensacyjnego wydarzenia, a pakistańscy muzułmanie świętowali swój triumf. Nie chodziło tylko o to, że fakt, iż ktoś przyjmuję islam, jest dla jego wyznawców zasadniczo wielką sprawą; tym razem konwertytą był wielki bohater chrześcijan.

Poruszenie było olbrzymie. Media przez wiele tygodni publikowały wciąż nowe rewelacje na temat Yousufa. Towarzyszyły temu apele, aby za przykładem sportowca poszli inni chrześcijanie, bo to przecież islam – mówiono – jest prawdziwą religią.

Cieszyli się również muzułmanie w środowisku Teeny – między innymi w szkole, w której dziewczyna uczyła mniej więcej od trzech lat. Jej koledzy i dyrektor szkoły wyraźnie dawali do zrozumienia, jak oceniają konwersję znakomitego sportowca. Dla chrześcijan, którzy musieli najpierw ochłonąć z szoku, zaczął się trudny czas.

Sobia nie dawała za wygraną, raz po raz odwołując się do historii gwiazdy krykieta, który przyjął nazwisko Mohammad Yousuf i cieszył się teraz sławą oraz bogactwem.

– Jeżeli przyjmiesz islam, spotka cię to samo! – obiecywała przyjaciółce.

Teena tak wspomina tamten czas:

– Byłam zła, kiedy przeszedł na islam, a słowa, których wówczas używałam, nie należały do eleganckich. Yousuf był dla chrześcijan bohaterem, nie powinien był tego robić.

Sobia prowokowała ją:

– Złościsz się teraz, ale w końcu skłonimy cię do zmiany wiary i zostaniesz muzułmanką!

Takie słowa oczywiście drażniły tylko przyjaciółkę. Teena zapewniała:

– Możesz o tym zapomnieć. Nigdy nie przejdę na islam!

W szkole, w której uczyła, początkowo tylko dyrektor wiedział, że dziewczyna jest chrześcijanką; inni nauczyciele dowiedzieli się o tym później. Z reakcji kolegów trudno było coś wywnioskować. Jedni szanowali ją, nazywali „prawdziwie wierzącą”, stawiali w szkole za przykład. Od innych musiała wciąż wysłuchiwać, że wcale nie wygląda jak chrześcijanka i że powinna przejść na islam:

– Jesteś dobrą nauczycielką i dobrym człowiekiem, powinnaś zmienić wiarę – mówili.

Również Sobia nie ustawała w nagabywaniach. Czasem czyniła to na poważnie, czasem tylko żartowała. Sobię często odwiedzał jej wuj, krawiec, który na różne sposoby starał się pokazać Teenie atrakcyjność islamu. Dodawał jednak:

– Jeżeli nie chce, nie wolno nam jej zmuszać!

Wkrótce jednak miał postąpić zupełnie inaczej.

Aby nakłonić Teenę do konwersji, obiecywali, że znajdą jej męża, dobra partię – muzułmanina z bogatej rodziny. Dziewczyna zdecydowanie odrzuciła tę propozycję:

– Nie to jest sensem mojego życia, przejść na islam, żeby dobrze wyjść za mąż. Poza tym to moja rodzina zaaranżuje moje małżeństwo. Zmiana wiary mnie nie interesuje!

Wymuszona konwersja

Rodzina Teeny miała zwyczaj zbierać się o trzeciej po południu, by wspólnie śpiewać i modlić się, co oczywiście nie uchodziło uwadze sąsiadów.

– Sobia nalegała, żebyśmy przestali, i pytała, dlaczego w ogóle to robimy – wspomina Teena. Odpowiedziała wówczas koleżance, że nie zmienią swoich zwyczajów, ponieważ mają w sobie głęboką wiarę. Wspólna modlitwa popołudniowa w ich domu stała się tradycją jeszcze na długo przed konwersją słynnego krykiecisty; i wcześniej Sobii nie przeszkadzała. W ciągu kilku miesięcy obie dziewczyny poróżniły się, nie zerwały jednak całkowicie kontaktów.

Nieszczęście zaczęło się pewnego deszczowego piątku. Ojciec Sobii wyciągnął skądś Koran i otworzył na pierwszej stronie.

– Spróbuj to przeczytać – poprosił, wskazując początek tekstu. Powiedział, że są to objaśnienia do świętej księgi, i dodał, że rodzina i tak przygotowuje się do odmówienia piątkowej modlitwy.

– To równie proste jak alfabet urdu3– przyłączyła się do zachęt matka Sobii. Wszyscy w napięciu wpatrywali się wTeenę, z zainteresowaniem śledząc, jak wzrok nieprzeczuwającej niczego dziewczyny przesuwał się po linijkach tekstu. Był on napisany w języku arabskim, ale niektóre słowa brzmią w urdu tak samo; podobne jest również pismo. Teena zaczęła więc czytać. Miejscami Sobia jej „pomagała”. Nagle z ulicy dobiegł ich głos któregoś z domowników Teeny; wołanie było coraz donośniejsze.

Tak naprawdę Teena dopiero co weszła do domu przyjaciółki. Nie zdążyła przeczytać zbyt wielu słów, kiedy do środka wpadła jej siostra:

– Teena, chodź do domu! Ojciec cię woła!

Matka Sobii odparła na to znienacka:

– Nie może iść. Czytała Koran i jest teraz muzułmanką.

Teena zaoponowała.

– Nie, nie, czytałam tylko fragmenty objaśnień!

Kobieta ciągnęła jednak zdecydowanym głosem:

– Nie może do was wrócić. Jesteście chrześcijanami, a Teena nie może teraz mieszkać z chrześcijanami.

– To nieprawda, czytałam tylko słowa w języku urdu, a nie Koran! Poza tym wcale nie przeszłam na islam – wtrąciła bezradnie Teena.

W szkole często zdarzało się, że wszystkie dzieci czytały Koran i hadisy4, wyznanie wiary i inne ważne dla muzułmanów teksty. Nikomu nie przyszłoby do głowy, by z tego powodu ogłaszać, że wyznający inną religię uczniowie przeszli na islam.

Po chwili w domu sąsiadów znalazła się cała rodzina Teeny, jednak gospodarze nie pozostawiali wątpliwości, że nie mają zamiaru jej wypuścić. Ojciec Teeny chwycił się ostatniej deski ratunku: zwrócił się do wpływowej i bogatej ciotki Sobii. Otrzymał jednak jasną odpowiedź:

– Ty możesz iść, dokąd chcesz, ale Teena jest teraz muzułmanką i nie może do was wrócić!

Siostry Teeny zaczęły płakać, bracia stali zrezygnowani, a ojciec był zmartwiony i zdeprymowany. Chciał odzyskać córkę, ale nie mógł nic zrobić.

Wiadomość o tym, że Teena została muzułmanką, lotem błyskawicy rozeszła się po dzielnicy, zamieszkałej głównie przez muzułmanów. Imam gorliwie obwieszczał tę nowinę przez głośniki lokalnego meczetu:

– Allahu akbar, Allah jest wielki! Teena ujrzała we śnie proroka Mahometa, niech pokój będzie z nim. We śnie odbyła hadżdż, świętą pielgrzymkę. Jest teraz prawdziwą i szczerą muzułmanką!

Przerażona Teena przysłuchiwała się tym absurdalnym twierdzeniom, wyrzucając członkom rodziny Sobii, że niczego takiego nie przeżyła i nie powiedziała:

– Jak możecie mówić coś takiego?

– Ależ tak, widziałaś to wszystko we śnie! – odpowiadali.

W „konwersji” Teeny nie sposób dopatrzyć się decyzji o zmianie religii – dziewczyna po prostu przeczytała opis tego, jak zostaje się muzułmaninem i jak brzmi islamskie wyznanie wiary. Pozostawało dla niej zagadką, dlaczego cała dzielnica cieszyła się i świętowała w przekonaniu, że z chrześcijanki stała się „prowadzoną drogą prostą”5.

W jednej chwili zabroniono jej opuszczać dom; o powrocie do rodziny nie było mowy. Oczywiście dziewczyna mogła, korzystając ze sprzyjającej okazji, po prostu stąd wyjść – mieszkała przecież w budynku obok. Paraliżowały ją jednak groźby, które słyszała z ust krewniaków Sobii:

– Jeżeli wrócisz do swoich, zabijemy ich i spalimy wasz dom!

Poza tym cała okolica wiedziała już, że Teena „przyjęła” islam. Powrót do swoich oznaczałby dla młodej kobiety i dla jej rodziny śmiertelne niebezpieczeństwo.

Groźby

Rodzinę Teeny poddano teraz presji, ponieważ ojciec dziewczyny nie chciał pogodzić się z tym, że jego córka została najzwyczajniej w świecie porwana. Mężczyzna pukał do różnych drzwi, aby ją uwolnić, ale wszystkie okazywały się zatrzaśnięte lub zamurowane. Nieszczęśnik na próżno wydeptywał ścieżki do policji i władz prowincji. Urzędnicy opanowali do perfekcji sztukę unikania jakichkolwiek działań, choć mężczyzna podkreślał, że Teena przeczytała zaledwie kilka słów i absolutnie nie próbowała zmieniać wiary.

Krewni Sobii nęcili go natomiast perspektywą odzyskania córki, o ile konwersji dokonają on sam i reszta rodziny. Jednocześnie grożono mu, że jeżeli będzie próbował uwolnić Teenę jako chrześcijanin, spłonie żywcem we własnym domu, a wraz z nim wszyscy jego bliscy. Ostatecznie więc ojciec zaprzestał swoich starań, aby nie narażać pozostałych dzieci na niebezpieczeństwo.

Chociaż dziewczyna przebywała zaledwie kilka metrów od swego prawdziwego domu, stał się on dla niej niewyobrażalnie odległy. Zakazano jej jakichkolwiek kontaktów z rodziną, była zwykłym więźniem.

My, ludzie Zachodu, możemy zadawać sobie pytanie, dlaczego Teena nie powiedziała po prostu swoim prześladowcom, co o nich myśli, nie zwymyślała głowy tamtej rodziny oraz Sobii, aby następnie wyjść na zewnątrz i położyć najzwyczajniej w świecie kres całemu temu „cyrkowi”.

Niestety przypadek młodej kobiety ukazuje z całą brutalnością pakistańską rzeczywistość. W świetle prawa Teena była teraz muzułmanką – stan ten potwierdzało stosowne zaświadczenie, które wystawiono jeszcze tego samego dnia i które podpisał miejscowy imam. Choć dziewczyna nigdy nie przyjęła islamu i choć sama o tym wyraźnie mówiła, jej „konwersja” była „udokumentowana”. Nikt nie pytał o jej zdanie, podobnie jak nie pytano o to wielu innych młodych niemuzułmanek, które do zmiany wiary doprowadzano siłą lub podstępem. W świetle prawa stały się członkami społeczności muzułmańskiej.

Jeżeli sprawa dotyczy osób małoletnich, rodzice tracą prawa opiekuńcze – przechodzą one na porywaczy, ponieważ innowiercom nie wolno wychowywać muzułmańskich dzieci. Często dziewczyny, których nikt nie pyta o zdanie, wydawane są przez „nowych rodziców” za mąż, oczywiście za „prawowiernego”.

Taka właśnie groźna perspektywa rysowała się teraz przed Teeną. Nawet gdyby dziewczyna uciekła i szukała schronienia na policji, zostałaby z miejsca odstawiona do porywaczy i zapewne mocno wybatożona. W niebezpieczeństwie znalazłby się prawdopodobnie również jej ojciec: podejrzewano by, że to za jego namową szukała pomocy u władz.

Rodzina Teeny musiała się z bólem podporządkować losowi z jednego jeszcze powodu. W Pakistanie bardzo łatwo narazić się na oskarżenie o bluźnierstwo – a tym właśnie grożono krewnym dziewczyny.

Dziś w tym kraju nawet bezpodstawny donos wystarczy, aby zrujnować komuś życie. Często mijają lata, nim rozpocznie się proces. Jeżeli żywiciel rodziny przetrzymywany jest tak długo w więzieniu, jego bliscy tracą podstawy egzystencji. Dotychczas (z jednym wyjątkiem) nikogo oficjalnie nie skazano na śmierć – co według prawa byłoby możliwe – ale muzułmańscy ekstremiści i tak nie uznają wyroków sądowych. Tłum gotów jest wymierzać sprawiedliwość po swojemu.

Terrorystyczne plutony egzekucyjne nie cofają się przed niczym, zabijają nawet pod bokiem władz. To właśnie miało miejsce niedawno w Fajsalabadzie: przedbudynkiem sądowym zamordowano dwóch pastorów, ubiegających się o oczyszczenie z zarzutu rzekomej obrazy uczuć religijnych6.

Zastraszana wizją podobnego losu rodzina Teeny zaprzestała zatem walki o uwolnienie dziewczyny. Sama zainteresowana szybko zrozumiała, że została zwabiona w pułapkę – świadczył o tym również fakt, że dokument potwierdzający jej konwersję dostarczono w godzinę.

Dziewczynę zaszokowała publiczna wypowiedź jej ojca: oświadczył, że nie uznaje jej już za córkę, a nawet nie chce mieć z nią nic wspólnego, skoro Teena została muzułmanką.

Tymczasem do jej nowego „domu” wciąż napływali goście z gratulacjami:

– Zrobiłaś coś wielkiego, pójdziesz dzięki temu do nieba!

A przecież był to absurd – Teena nie zmieniła wiary. To jednak nie interesowało nikogo. Liczył się tylko dokument. Nie człowiek.

Więzienie

Dom sąsiadów, w którym Teena bywała wcześniej jako przyjaciółka Sobii, stał się jej więzieniem, którego opuszczania zakazano jej pod groźbą śmierci. Budynek, również z czerwonej cegły, składał się z kuchni, łazienki i dwóch innych pomieszczeń.