Powiedz, że zostaniesz. Cykl The Hennington Brothers tom 1 - Corinne Michaels - ebook
BESTSELLER

Powiedz, że zostaniesz. Cykl The Hennington Brothers tom 1 ebook

Corinne Michaels

4,3

19 osób interesuje się tą książką

Opis

Pełen emocji romans o drugich szansach jednej z najpopularniejszych autorek romansów przepełnionych emocjami

 

Roztrzaskał mnie na kawałki. Złożył w całość. Jest moją trucizną, jest moim antidotum.

Jedno słowo – ZOSTAŃ.

To wszystko, co musiał powiedzieć. Zamiast tego wsiadł do tamtego autobusu, zabierając ze sobą moje serce.

To było siedemnaście lat temu.

Ruszyłam naprzód. Małżeństwo. Dzieci. Biały płotek.

Wszystko, czego kiedykolwiek pragnęłam, ale mój mąż mnie zdradził i znów zostałam porzucona.

Osamotniona, bez centa przy duszy i z dwójką chłopców, nie miałam innego wyjścia, jak wrócić do Tennessee. Nie miało go tam być. Powinnam być tam bezpieczna.

Jednak przeznaczenie zawsze znajdzie sposób, żeby dać o sobie znać.

 

 

Doskonała mieszanka emocji, romansu, niepokoju i nadziei. „Powiedz, że zostaniesz” to niezapomniana i wzruszająca lektura. Michaels przeszła samą siebie.

K. Bromberg, bestsellerowa autorka New York Timesa

 

„Powiedz, że zostaniesz” to urocza historia miłosna oparta na powiedzeniu „stara miłość nie rdzewieje”. Corinne Michaels umiejętnie gra na emocjach czytelnika, który raduje się i płacze wraz z bohaterami.

Kate, mowmikate.pl

 

Niezwykła historia drugich szans, uczenia się przebaczania, a przede wszystkim tego, jak ponownie zaufać tej samej osobie. Opowieść pisana emocjami, od której się nie oderwiecie, gwarantuję Wam. Gorąco polecam.

Grażyna, czytaninka.blogspot.com

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 469

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (2888 ocen)
1669
710
360
124
25
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
SylkaPiotrowska

Dobrze spędzony czas

Fajna.Polecam😀
10
Karolinek89

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna ❤️
10
estera252525

Nie polecam

okropny lektor
11
siesiek24

Nie polecam

Dramat...nie warto tracić czasu.
11
Magda692

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00

Popularność




ROZDZIAŁ 1

– Może idź już do domu, Presley? Ja pozamykam – proponuje Angie zza lady.

Prowadzimy razem cukierenkę z babeczkami w Medii, w Pensylwanii. Dwójka naszych piekarzy akurat się rozchorowała, więc mamy za sobą kilka niezwykle długich dni. Jedynie w ciągu trzech ostatnich przepracowałam niemal czterdzieści godzin i padam z nóg. Angie nie zajmuje się pieczeniem tylko finansami, a to oznacza, że musiałam zastąpić obu pracowników całkiem sama.

– Jesteś pewna?

– Tak – śmieje się – Idź już. Zanim zadzwonię po Todda i zmuszę go, żeby wyciągnął cię stąd siłą.

– Masz szczęście, że cię kocham.

Całuje mnie w policzek.

– Ja kocham cię bardziej. Nawet kiedy doprowadzasz mnie do szału tą swoją potrzebą dążenia do perfekcji.

Angelina, czy też Angie, jak wszyscy ją nazywamy, jest moją bratową i byłą współlokatorką z czasów college’u. Mój mąż, a jej brat, to mężczyzna, w którym zakochałam się, gdy wspierał mnie w ponurych chwilach mojego życia. Oczywiście na początku Angie nie spodobało się, że się spotykamy, ale zmieniła zdanie, gdy tylko zobaczyła, jak świetnie do siebie pasujemy.

– Do zobaczenia rano.

Chwytam płaszcz i idę w kierunku auta, zanim znajdę jakiś powód, żeby jeszcze chwilę tu zostać.

Dzwonię do domu, ale chłopcy nie odbierają. Wyobrażam sobie, jak Logan ze słuchawkami na uszach gra w jakąś bezmyślną grę, a Cayden odmawia ruszenia się do telefonu. Ta dwójka ma tak dzień w dzień.Aż trudno uwierzyć, że obaj już w przyszłym roku pójdą do gimnazjum. Wydaje się jakby jeszcze wczoraj byli niemowlętami.

Automatyczna sekretarka wydaje krótki dźwięk i modlę się, aby jeden z chłopców lub mąż usłyszeli gdy mówię:

– Cześć chłopaki. Jestem w drodze do domu. Mam nadzieję, że odrobiliście już lekcje. Może wyjdziemy gdzieś razem na kolację? Kocham was! A właśnie, Todd... pamiętaj, żeby zadzwonić do swojej mamy. Dzwoniła już osiem razy w tym tygodniu.

Wyjeżdżam z parkingu i zmierzam do miejsca, w którym chaos z pewnością rozszalał się już na dobre. Mieszkamy w pięknym domku szeregowym oddalonym o około dziesięć minut drogi od piekarni. Rodzice Todda wyprowadzili się na Florydę, aby uciec przed chłodnymi zimami, ale nie było takiej mocy, która po skończeniu college’u zmusiłaby mnie do powrotu do Tennessee. Ktoś chyba musiałby zakuć mnie w kajdanki i zawlec tam siłą. Tak więc teściowie sprzedali nam dom, gdy byliśmy już po ślubie. Wybebeszyliśmy go i teraz jest wszystkim, czego tylko mogłabym zapragnąć. Remont kosztował nas więcej niż kupno nowego domu, ale to przecież właśnie tu chcieliśmy zamieszkać.

Parkuję i szybko spoglądam w lusterko. Na twarzy mam chyba wszystko, co potrzebne jest do wypieków. Ciemne brązowe włosy są przyprószone białym proszkiem – to przez tę miskę mąki, którą rzuciłam wcześniej tego dnia. Typowy dzień w pracy.

– Halo? – wołam, wchodząc do domu. Papierki walają się po podłodze, buty są rzucone gdzie popadnie, a kurtki leżą dokładnie w miejscu, gdzie wcześniej rozbierali się chłopcy. Przysięgam – przekonanie kogokolwiek do odkładania rzeczy na miejsce jest jak orka na ugorze.

– Chłopcy! Uprzątnijcie ten bałagan! – krzyczę, ale nikt nie odpowiada.

Idę do salonu, gdzie, dokładnie jak przypuszczałam, chłopcy ze słuchawkami na uszach grają. Każdemu z synów odchylam po słuchawce od ucha.

– Hej!

– Mamo! – burczą z niezadowoleniem – Gramy.

– Właśnie widzę. A co powiecie na grę w sprzątanie przedpokoju? Myślę, że wasza dwójka będzie się świetnie bawić – uśmiecham się i całuję każdego w policzek, co pociąga za sobą kolejną falę sprzeciwu. – Oooo... nie chcecie, żeby wasza mamusia...

– Przestań!

Zatrzymują grę i podrywają się z miejsc.

– Uwielbiasz się znęcać – narzeka Logan.

– To moja życiowa misja – wzruszam ramionami. – Gdzie jest wasz tata?

– Nie widzieliśmy go po powrocie do domu. Chyba jest na górze.

– Idźcie posprzątać, a potem porozmawiamy o tym, jak było w szkole – wskazuję palcem na drzwi i patrzę jak wloką się, ciągnąc nogę za nogą.

Mama zawsze mawiała, że z chłopcami jest łatwiej. Może, gdy ma się tylko jednego, faktycznie tak jest, ale bliźniaki to już zupełnie inna bajka. Jeden wykorzystuje drugiego, żeby wynegocjować to, czego akurat chcą. Todd i ja zawsze jesteśmy czujni. Jednak mimo to nie mam żadnych wątpliwości, że bycie rodzicem to najbardziej satysfakcjonująca praca na świecie.

– Kotku? – wołam w kierunku sypialni.

Brak odpowiedzi.

– Todd! Wróciłam.

Prawdopodobnie jest w swoim gabinecie lub rozmawia przez telefon. Wszyscy nasi znajomi zazdroszczą nam naszego związku. Nieważne jakim przeszkodom musimy stawić czoła, zawsze możemy na siebie liczyć. Todd jest najbardziej kochającym i troskliwym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Nigdy nie szukał przygód i zawsze mnie wspierał. Kiedy wspomniałam, że Angie i ja chcemy otworzyć sklep, nawet nie mrugnął. Zaciągnęłyśmy kredyty, a on cały czas trzymał moją stronę. Wiem, że zawsze mogę na nim polegać. Kocha mnie mocniej niż na to zasługuję.

Wchodzę na piętro, ale nie widzę go ani w gabinecie, ani w pokoju chłopców.

– Kotku, jesteś tu? – pytam ponownie, ale i tym razem nie pada żadna odpowiedź. – Todd? Rozglądam się po sypialni, ale tutaj też go nie ma. Idę w stronę łazienki.

– Kochanie, jesteś tam? Mógłbyś mi chociaż odpowiedzieć – śmieję się i otwieram drzwi.

Zamieram.

Serce rozpada się na kawałki.

Świat się wali.

– Nie! – krzyczę i podbiegam do niego. Ciało Todda zwisa bezwładnie na linie przywiązanej do belki pod sufitem. Jego usta są sine a oczy nabiegłe krwią. Nie wydaje z siebie żadnych odgłosów.

– Boże, nie!

Roztrzęsiona chwytam go za nogi i próbuję podtrzymać. Muszę go ściągnąć. Opanowuje mnie strach. Próbuję z całych sił nie dopuścić do tego, aby mój mąż umarł.

Todd nie reaguje ani się nie rusza.

– Todd, proszę. Nie możesz. Dlaczego? – krzyczę, a łzy nieustannie spływają mi po policzkach. Walczę ze wszystkich sił, by go ocucić.

Muszę zadzwonić na 911, ale już wiem. Każda cząstka mnie wie, że jest już za późno. Nie słyszę, żeby oddychał. Nie rusza się. Nie jestem w stanie go uratować. Odszedł. Mimo to nie chcę się poddać. Wybiegam do pokoju i chwytam za telefon.

Nerwowo wybieram numer. Ręce trzęsą mi się do tego stopnia, że ledwie mogę trafić w przyciski. Słyszę sygnał połączenia i wracam do Todda, do prób sprowadzenia go z powrotem do mnie.

– 911, w czym mogę pomóc?

– Mój... mój mąż! – krzyczę do słuchawki, jednocześnie próbując go podtrzymać – próbował, to znaczy... myślę... myślę, że on nie żyje. Nie oddycha.

– Dobrze proszę pani, proszę się uspokoić i podać mi swój adres.

Bezmyślnie podaję adres i mam nadzieję, że jest poprawny. Nic nie widzę, oślepiają mnie łzy.

– Jak mogłeś mnie zostawić – szlocham, a ręce zaczynają odmawiać mi posłuszeństwa. – On nie oddycha! – rozpaczliwie informuję telefonistkę. Staram się podtrzymać męża jedną ręką i przyciskam palce do jego nadgarstka. Nie wyczuwam tętna.

– Proszę pani, proszę mi opowiedzieć, co się stało.

Sama chciałabym to wiedzieć. Przecież Todd nigdy nie zrobiłby czegoś takiego mi i chłopcom. A jednak stoję tu teraz i oplatam ramionami pozbawione życia ciało męża. Ból ściska mi serce na myśl o tym, że Logan i Cayden nie wiedzą co się dzieje.

– On... on wisi. Nie mogę go ściągnąć na dół. Próbuję go podnosić, ale ja... ja... – każda część mnie rozpada się wraz z kolejnym wypowiadanym słowem. I wtedy to do mnie dociera.

– O Boże! – trzęsę się jeszcze mocniej. – Chłopcy. Są w domu. O niczym nie wiedzą – wyjaśniam telefonistce.

– Jak się pani nazywa?

– Presley. Presley Benson.

– W porządku, Presley. Mam na imię Donna i zostanę z tobą na linii aż do momentu przyjazdu policji i sanitariuszy. Czy twój mąż się rusza? – pyta Donna.

– Nie, nie rusza się. Nie przytomnieje. On... on jest... Nie mogę pozwolić, żeby chłopcy to zobaczyli.

– Czy oddycha lub wydaje jakieś odgłosy?

Kręcę przecząco głową. Słyszę jej pytanie, ale słowa więzną mi w gardle. To nie może być prawda. To jakiś koszmarny sen. Nie ma opcji, żeby to działo się naprawdę. Obudź się,Presley. Potrząsam głową, ale nic się nie zmienia.

– Presley, jesteś tam?

– Nie oddycha, nie ma tętna – mówię, a strach rozpala każdy nerw w moim ciele. Rozpadam się wraz z każdym słowem, które pada z moich ust.

Kobieta mówi dalej, a ja nie chcę się z tym pogodzić.

– Presley, weź kilka głębokich wdechów. Czy twoje dzieci mogą otworzyć drzwi policji?

– Nie – muszę je chronić. Todd nie żyje. Mąż, z którym byłam trzynaście lat, właśnie odebrał sobie życie. – Nie mogą tego zobaczyć. Nie pozwolę, żeby kiedykolwiek zobaczyli go w takim stanie.

Dlaczego to zrobił? I jak mam im o tym powiedzieć? Jak? Nie mogę. Nie jestem dość silna.

– Dobrze, Presley. Otwórz proszę drzwi. Policja już prawie jest na miejscu.

– Moi chłopcy. Muszę... muszę...

– Podejdź proszę do drzwi wejściowych, trzymaj chłopców z daleka tak długo jak możesz. Policja będzie za mniej niż trzy minuty. Czy dasz sobie radę?

Czy dam radę coś zrobić?

Czy dam radę się ruszyć?

Gdy wreszcie puszczam ciało męża, łzy wciąż płyną mi po twarzy.

– Dlaczego, Todd? – szepczę. Szloch wyrywa mi się z piersi. Stoję i nie jestem w stanie się ruszyć. – Dlaczego?

– Jesteś tam, Presley? – pyta Donna.

– Tak. Nie mogę oddychać. Chłopcy nie mogą go zobaczyć w takim stanie. Po prostu...

– Wiem, Presley. Weź głęboki wdech, pomoc jest już blisko. Czy możesz zejść na dół i zaprowadzić chłopców do sąsiadów?

Upadam na ziemię. Kolana uderzają o bezlitosną podłogę, ale ból, który je przeszywa, nie może się równać z tym, który odczuwam w piersi. Siedzę bez ruchu, a moje życie rozpada się na kawałki. Muszę myśleć o moich kochanych chłopcach, których życie za chwilę ma się zmienić. Jedyne co mogę zrobić, to upewnić się, że są chronieni. Wycieram twarz i próbuję się pozbierać na tyle, na ile to tylko możliwe.

– Idę na dół.

– Dobrze, jeśli chcesz zostanę z tobą na linii aż do momentu przyjazdu policji.

W tej chwili Donna jest jedyną osobą, która wie. Jeżeli utnę tę rozmowę, to będzie po wszystkim. To irracjonalne i niedorzeczne, ale w momencie gdy ta rozmowa się skończy... to wszystko będzie prawdziwe.

– Proszę. Sama nie dam rady.

– Oczywiście. Jestem tu. Nie jesteś sama, Presley.

Udaje mi się wstać z podłogi. Moje stopy same niosą mnie przed siebie. Kieruję się do salonu, Logan podnosi na mnie wzrok.

– Mamo? – wstaje.

– Chłopcy, proszę żebyście wyszli tylnymi drzwiami i zapukali do pani Malgieri. Pobawcie się z Ryanem dopóki po was nie przyjdę – wydaję instrukcje, jakbym działała na autopilocie. Zamykam oczy i obejmuję się ramionami.

Logan podbiega do mnie. Zawsze był bardziej wrażliwy. To co się właśnie stało załamie go.

– Co się dzieje? – pyta.

Kładę dłoń na jego policzku i ronię łzę.

– Weź Caydena i idźcie. Niedługo do was dołączę – głos mi się łamie, gdy ból przeszywa mnie na wskroś. Moi chłopcy. Moi słodcy, niewinni, kochający chłopcy już nigdy nie będą tacy jak przedtem. Oczy Caydena zachodzą łzami i jestem pewna, że słyszy ból w moich słowach.

– Świetnie sobie radzisz, Presley – Donna dodaje mi otuchy. – Policja będzie za minutę.

– Przerażasz mnie, mamo – syn patrzy na mnie swoimi dużymi, zielonymi oczami.

– Muszę coś załatwić, a was nie powinno tu wtedy być – próbuję zwalczyć szloch, który wzbiera we mnie na myśl o tym, że już wkrótce świat moich dzieci legnie w gruzach.

Logan oplata mnie w talii, ale Cayden go odciąga.

– Chodzi o tatę? – pyta.

– Idźcie! Już! – nie jestem w stanie już dłużej nad sobą zapanować. Po prostu chcę, żeby już poszli. Wiem, że ich przeraziłam i widzę, że umierają ze strachu, ale sama też nie mogę złapać tchu.

– Przepraszam. Proszę żebyście teraz wstali i poszli do domu Ryana.

– No dalej, Logan, chodźmy – Cayden zawsze był bardziej spostrzegawczy. Potrafi czytać między wierszami i dostrzega rzeczy, które dla większości dzieci w jego wieku są niewidoczne.

Nie uda mi się ich zwieść. Moja twarz musi być teraz czerwona, a oczy spuchnięte od płaczu. Cayden wpatruje się we mnie. Drży mi podbródek.

– Wszystko będzie dobrze – mówię.

– Mamo? – pyta Logan, gdy już dłużej nie daję rady powstrzymać łez.

Łza płynie po policzku Caydena, gdy przyciągam ich do siebie i tulę.

– Kocham was.

Wpatruję się w nich i modlę, żebym umiała znaleźć sposób, aby załagodzić tę sytuację. Niechętnie puszczają mnie i kierują się w stronę tylnych drzwi. Patrzę jak wychodzą i płaczę. Płaczę nad nimi. Płaczę nad sobą. I nad tym jak dużo bólu przysporzy im to, co się wydarzyło.

Kiedy już znikają mi z oczu, podchodzę do drzwi frontowych i otwieram je. Nadjeżdża radiowóz, migają światła i pochłania mnie pustka.

ROZDZIAŁ 2

– Presley! – woła Angie, wbiegając do domu. Siedzę na kanapie, dokładnie w tym samym miejscu, w którym usiadłam czterdzieści minut temu. Policjanci zadzwonili po Angie i poprosili ją o przyjście, zanim jeszcze skończyli spisywać moje zeznania. Opowiadałam im o wszystkim, co wiedziałam, a oni podawali mi chusteczki, gdy zmagałam się ze swoim cierpieniem. Sanitariusze są na piętrze i zajmują się ciałem.

Angie rusza przed siebie.

– Ang? – wpatruję się w nią i dostrzegam strach w jej oczach. Serce mi pęka, bo wiem, że za chwilę zburzę jej świat.

– Chodzi o chłopców?

Kręcę przecząco głową.

– Nie! – opada na kanapę tuż obok mnie i przyciągam ją do siebie – O Boże! – woła Angie przez łzy i przywieramy do siebie w uścisku.

Odsuwam się, gdy zaczyna wycierać oczy.

– Nie wiem... naprawdę nie wiem, jak ci o tym powiedzieć – jest coraz trudniej.

– Powiedzieć mi o czym?

– On... on się powiesił – raptownie nabieram powietrza, gdy wypowiadam te słowa.

– Nie, nie, nie ... – powtarza bez przerwy – Dlaczego? Jak? Nie! Kłamiesz! On nigdy by tego nie zrobił!

– A jednak.

Jej oczy wypełnia teraz konsternacja.

– Nie. Mylisz się! – Angie wstaje i zaczyna krążyć po pokoju – Nie Todd. On cię kocha. Kocha tych chłopców ponad wszystko. Nie wierzę ci. On by tego nie zrobił.

Sama też nie mogę w to uwierzyć.

– Chciałabym, żeby to było kłamstwo. Żeby to wszystko okazało się tylko złym snem, ale nim nie jest. On... on... – łapię gwałtownie powietrze, usiłuję oddychać. To mnie przerasta – Widziałam jak zwisa z belki w łazience! – krzyczę i szlocham histerycznie. – Nie kłamię! Ja... ja...

Funkcjonariusz, który siedzi tuż obok mnie, kładzie mi ręce na ramionach i mówi, żebym oddychała powoli. Wdech nosem. Wydech ustami. Powtarzam za nim aż do momentu, gdy atak ustępuje.

Angie płacze razem ze mną, słychać jak cierpi. Przytulamy się i opłakujemy utratę mężczyzny, którego obie kochałyśmy.

Dwadzieścia minut później, akurat gdy obie z Angie zdążyłyśmy się już uspokoić a nasz szloch zmienił się w popłakiwanie, na schodach pojawiają się sanitariusze. Na noszach leży czarna torba, a w niej mężczyzna, z którym planowałam się zestarzeć, ojciec moich dzieci i cała nadzieja na życie, które wcześniej sobie wyobrażałam. Żadnych więcej kolacji. Żadnych pocałunków. Żadnych dzielonych wspólnie chwil radości. Ponieważ on zdecydował, że nie chce już tego robić. A ja nawet nie wiem dlaczego.

Mamy piękny dom, stabilne prace, mądre i zdrowe dzieci. Jestem zdruzgotana. Łapię się na tym, że czekam aż Todd zejdzie po schodach i powie, że wszystko będzie dobrze.

Stoję i patrzę jak czerń zalewa wszystko, co mnie otacza.

Pustka pojawia się wewnątrz mnie, zastępując nicością to, co kiedyś było mną. Zabiera mi nadzieję, którą niegdyś miałam, sprawia że wszystko staje się ponure i brzydkie. Gdy wywożą ciało Todda, osuwam się na podłogę. Angie podbiega do mnie, otacza ramionami i podtrzymuje.

– Tak mi przykro, Pres.

– Mnie też jest przykro – wyswobadzam się z jej objęć i już wiem, co muszę teraz zrobić. – Idę po chłopców.

– O Boże! – Angie nerwowo łapie powietrze i zakrywa dłonią usta. – Ile już wiedzą?

– Wiedzą, że coś jest nie tak i że chodzi o ich ojca. Muszę po nich pójść. Na pewno są przerażeni.

Ostatni funkcjonariusz wychodzi właśnie tylnymi drzwiami, gdy wreszcie z trudem udaje mi się wstać z podłogi. Stoję i ciasno oplatam brzuch ramionami, a on zawraca i podchodzi do mnie.

– Pani Benson, to moja wizytówka. Proszę dzwonić, gdyby tylko czegoś pani potrzebowała.

Kiwam głową i zamykam oczy. Jedyne czego mi potrzeba, to żeby wszystko co się dziś wydarzyło okazało się nieprawdą. Niestety tego policjant nie jest w stanie dla mnie zrobić.

– Dziękuję.

Angie kładzie dłoń na moich plecach.

– Chcesz, żebym została?

– Tak, proszę – mówię, gdy idzie w kierunku kanapy. Słyszę ją, jak szlocha, gdy ja odprowadzam policjanta do drzwi.

– Jeśli to jakoś pomoże, mogę zostać – proponuje funkcjonariusz.

– Doceniam to, ale myślę, że nic nie może nam już pomóc – mówię i kurczowo zaciskam palce na wizytówce, zupełnie jakby to była lina ratunkowa. – Jak mam im o tym powiedzieć? – pytam tego obcego dla mnie mężczyznę. Ktoś musi mi powiedzieć, co mam teraz zrobić.

– Bardzo chciałbym pani pomóc, pani Benson. Nie wydaje mi się, żeby był na to dobry sposób – wzdycha. – Mam za sobą zbyt wiele takich zgłoszeń i nigdy nie jest łatwo. Proszę po prostu być z nimi szczerą i ich wspierać.

– Dziękuję, panie... – uświadamiam sobie, że nie wiem jak się nazywa. Ten człowiek pocieszał mnie przez ostatnią godzinę, a ja nawet nie znam jego imienia.

– Walker. Aspirant Michael Walker.

– Dziękuję panu za pomoc, aspirancie Walker. Nie mam pojęcia, jak sama sobie z tym wszystkim poradzę. Nigdy nie byłam sama – w momencie gdy to słowo pada z moich ust, dociera do mnie jego znaczenie. Sama. Prawda, mam przecież chłopców, ale mojego męża już przy mnie nie ma.

– Powiemy im razem – za plecami słyszę głos Angie.

Funkcjonariusz potakuje, wsiada do auta, a my z Angie idziemy zrobić ostatnią rzecz na świecie, którą chciałabym robić – idziemy powiedzieć chłopcom. Spoglądam na Angie – po jej twarzy przemykają cienie. Tak bardzo kochała brata. Wszyscy bardzo go kochali i wspierali. Z tak wieloma ludźmi mógł porozmawiać, a wybrał właśnie to? Nie mogę tego pojąć.

Wycieram oczy i pukam do drzwi. Otwiera nam pani Malgieri. Unosi dłoń do ust, a ja ponownie zamykam oczy.

– Oh, Presley – przytula mnie – proszę powiedz, że wszystko z nim dobrze. Widzieliśmy światła, a chłopcy mówili, że coś jest nie tak.

Uwalniam się z jej uścisku. Jeśli jest mi ciężko powiedzieć o tym tej kobiecie, to poinformowanie chłopców będzie prawdziwą udręką.

– Czy chłopcy są w środku? Ja...

– Tak mi przykro, kochanie.

To pierwsze słowa współczucia, które słyszę. Wypowiadając je, pani Malgieri rozpoczyna listę kondolencji, które od teraz będą do mnie napływać.

– Dziękuję. Muszę z nimi porozmawiać.

– Oglądają telewizję, ale są bardzo cisi i przestraszeni – patrzy na mnie wyraźnie zmartwiona.

Wstrzymuję oddech, staram się być silna.

– Dziękuję, że mogli u pani zaczekać.

Logan musiał mnie usłyszeć, bo widzę jak teraz biegnie do mnie z płaczem.

– Mamo, widziałem policję. Gdzie jest tata?

Kucam, chowam jego dłoń w mojej i dostrzegam Caydena, który stoi za nim bez ruchu.

– Cay, chodź do mnie – wyciągam do niego drugą rękę.

Kręci głową, a ja walczę z natłokiem emocji, które mnie zalewają. Muszę być dla nich silna.

– Cayden – słyszę za plecami głos Angie, która nie może powstrzymać łez. Wciąż płyną po jej policzkach. – Chodź do mnie kolego.

Cayden podchodzi do ciotki i wtula się w nią. Zawsze była między nimi wyjątkowa więź i jestem wdzięczna, że Angie tu jest, żeby go wspierać. Patrzę na nich i postanawiam, że nie powiem chłopcom całej prawdy. Nie chcę ich okłamywać, ale muszę ich chronić. Nie wiem, czy kiedykolwiek zdołaliby się otrząsnąć, gdyby dowiedzieli się, że ich ojciec sam podjął taką decyzję. Jak mógł zapomnieć, że dla tych chłopców warto żyć? Nie pozwolę im tego odczuć.

– Chłopcy... – odzywam się z trudem – wasz tatuś... jego serce... zatrzymało się. Sanitariusze tak bardzo się starali, ale nie mogli... – powoli wciągam powietrze głęboko do płuc. Staram się uspokoić zanim całkowicie zniszczę ich świat. – Dzieci, tak mi przykro. Bardzo mi przykro, ale wasz tata odszedł do nieba.

Logan obejmuje mnie za szyję i płacze. Staram się go uspokoić i głaszczę go po plecach. Nie umiem już dłużej utrzymać w sobie bezmiaru bólu, który czuję. Zaczynam szlochać. Tkwimy tak objęci, a moja koszula robi się mokra od łez syna. Spoglądam na Caydena, którego pociesza Angie. Chłopiec kiwa głową w przód i w tył.

Logan odpycha mnie i zaciska pięści.

– Przecież był na górze! Na pewno nic mu nie jest mamo! – kręci głową – On... on jest silny. Lekarze muszą bardziej się postarać.

– Już próbowali, kochanie – usiłuję wziąć go w objęcia, ale mi się wymyka – Próbowali, próbowali wiele razy.

Serce mi pęka, gdy patrzę jak moi synowie zmagają się z brutalną prawdą.

– Niech spróbują jeszcze raz! – krzyczy Logan, wybiega z domu i przemierza ogród. – On potrzebuje pomocy!

Cayden milczy. Angie przechyla głowę i daje mi znać, że mogę pójść za Loganem.

– Tato! – woła Logan, gdy dociera do drzwi frontowych – Tato! – krzyczy, a łzy płyną mu po policzkach – Tatusiu! Nie... nie, tatusiu! – idzie w kierunku schodów, ale łapię go, zanim zdąży do nich dotrzeć.

Serce rozpada mi się na milion kawałków. Przyciągam syna do siebie, a on próbuje mi się wyrwać. Nie puszczam, a on nieustannie usiłuje przedostać się na górę, gdzie ostatnio był jego ojciec. Płacze i woła Todda, boryka się ze swoim smutkiem. Z każdym kolejnym krzykiem syna wzmaga się mój płacz. Po kilku chwilach krzyk milknie, Logan odwraca się do mnie, a jego ciało staje się bezwładne. Trzymam go mocno i mówię cicho słowa, które w tej chwili są bezużyteczne.

– Tata nie mógł umrzeć mamo. On... on miał mi pomóc z moim projektem. Obiecał. Tata nigdy nie złamałby obietnicy.

Całuję go w czubek głowy i kołyszę się, aby ukoić ból przeszywający nas obojga.

– Wiem kochanie. Tak mi przykro.

Siadam na drewnianej podłodze, wpatruję się w sufit i pragnę, żeby Todd wrócił. Gdyby to wszystko okazało się jedynie żartem, moi chłopcy znów mogliby być razem. Mogłabym to naprawić. Słuchanie ich płaczu mnie dobija.

– Zrób coś, żeby wrócił. Proszę, po prostu coś zrób – błaga Logan łamiącym się głosem.

Gdybym tylko mogła. Boże, gdybym mogła.

Cayden i Angie są już przy drzwiach frontowych. Obejmują Logana i mnie, i we czwórkę siedzimy teraz na podłodze w przedpokoju. Każde z nas próbuje znaleźć dla siebie choć trochę otuchy. Czas mija, zapada zmierzch, ale my nadal tkwimy tak skuleni i płaczemy na zmianę.

Wreszcie przenosimy się do salonu. Dzwonię do rodziców i mówię im, żeby od razu przyjechali. Angie dzwoni do swoich rodziców i do brata na Florydę. Słyszę krzyki teściowej dobiegające z słuchawki.

Przebrnięcie przez kilka nadchodzących dni będzie wymagało cudu. Wszyscy są już w drodze, a my próbujemy przetrwać z minuty na minutę.

Cayden i Logan nie odstępują mnie ani na krok. Siedzimy skuleni na kanapie – ja w środku, a chłopcy po obu moich stronach. Prawie nic nie mówią. Telewizor jest włączony, ale nikt go nie ogląda. Każde z nas tkwi zatopione w swoim smutku.

Angie gotuje zupę, ale nie jestem w stanie nic przełknąć.

– Co teraz będzie? – pyta Cayden.

– Co masz na myśli?

Moje łzy wreszcie wyschły. Nie mam ich już więcej. Jestem zagubiona i otępiała.

Oczy Caydena wypełnia strach.

– Czy będziemy musieli się wyprowadzić? Czy jeszcze kiedyś zobaczymy tatę?

– Nie kochanie, nie musimy się wyprowadzać. Zajmę się przygotowaniami, zamówię mszę dla waszego taty – nie wiem jak odpowiedzieć na jego drugie pytanie... – Nie jestem pewna czy jeszcze kiedyś zobaczysz tatę kochanie.

– Aha... – przygnębiony odwraca wzrok. – Przepraszam mamo.

– Przepraszasz? Ale za co kochanie?

Zielone oczy Caydena zamykają się a po policzku chłopca spływa łza.

– Mogłem pójść na górę. Mogłem...

– Nie kotku. Niczemu nie mogłeś zapobiec.

Logan pociąga nosem.

– Ja też tu siedziałem i grałem. Tata nas potrzebował.

– Chłopcy – wstaję i odwracam się do nich twarzą – Posłuchajcie mnie uważnie – zanim zacznę mówić dalej, czekam aż w pełni poświęcą mi swoją uwagę – Nie zrobiliście nic złego. Nie mogliście go uratować. Rozumiecie?

Chłopcy nic nie mówią, tylko płaczą. Potoki łez, tych które myślałam, że już wyschły, znów spływają mi po policzkach. Dlaczego Todd? Dlaczego?

ROZDZIAŁ 3

– Wyrazy współczucia – mówi osoba bez twarzy, która stoi naprzeciwko mnie po ceremonii pogrzebowej. Wszyscy są mili, współczujący, ale nic mnie to nie obchodzi. Wiem, że jest im przykro. Oni wszyscy życzą mi i chłopcom jak najlepiej, ale jedyne, co dostrzegam w ich oczach, to litość.

Może to tylko mój wymysł, ale słyszę jak szepczą między sobą, pytając dlaczego, skoro Todd zmarł na zawał serca, trumna była zamknięta. Czuję na sobie ich spojrzenia. Obserwują mnie, gdy stoję bez ruchu nad grobem i nie jestem w stanie złożyć w nim róży.

Gdyby tylko wiedzieli. To nie oni musieli odebrać telefon z domu pogrzebowego i słuchać, że jego pracownicy nie są w stanie zakryć siniaków ani śladów po sznurze. Nie wiedzą jak serce ściska mi się za każdym razem, gdy ktoś pyta jak odszedł Todd. Wciąż powtarzam to samo gorzkie kłamstwo. Ci wszyscy ludzie modlą się za nas, a ja modlę się tylko o to, żeby zostawili nas w spokoju. Ściskam ich dłonie i pozwalam się przytulać, ale w środku jestem zupełnie pusta.

Kolejni ludzie opuszczają cmentarz, a ja potrafię myśleć jedynie o ciele, które spoczywa w trumnie.

– Jak mogłeś to zrobić? – biorę różę do ręki. – Jak mogłeś myśleć, że śmierć będzie rozwiązaniem? – kolec przebija mi skórę. – Mieliśmy wspólne życie, rodzinę.

Ronię łzę. Rozglądam się i dostrzegam Angie i moją mamę, które stoją przy swoich samochodach. Cayden i Logan siedzą w aucie z moim tatą. Tylko z nim chcą teraz przebywać. Cayden wciąż niewiele mówi, z kolei Logan nie potrafi przestać. Radzą sobie. Ledwie.

Bliscy dają mi czas na pożegnanie się z mężem w samotności.

– Naprawdę odszedłeś – przesuwam dłonią po gładkiej drewnianej trumnie, wodzę palcami tam i z powrotem. – Tak wiele teraz czuję. A więc to nasze pożegnanie – głos mi się łamie. – A więc to moment, gdy pozostawiam w ziemi ciebie i życie, które dzieliliśmy.

Biorę głęboki wdech. Unoszę różę i rzucam ją do grobu. Kwiat wyróżnia się na tle innych, usypanych na stosie róż.

– Żegnaj, Todd.

Łzy płyną. Kolana uginają się pode mną. Opieram dłoń o trumnę i szlocham. Mijają kolejne minuty. Łzy wysychają, jednak nadal nie jestem w stanie się ruszyć. Kiedy już opuszczę ten cmentarz skończy się to, co nas łączyło. Mój mąż umarł tydzień temu, ale ten gest definitywnie zakończy wszystko, co było między nami.

– Jesteś gotowa, kochanie? – pyta moja mama. Siada obok mnie i bierze mnie za rękę.

– Nie – odpowiadam, wpatrując się w dziurę w ziemi, w której niedługo spocznie ciało mojego męża.

– Poradzisz sobie, Presley – odchyla się i zapewnia – Wiem, że nie jest ci łatwo, ale jesteś silną kobietą.

Spoglądam na mamę i błagalnym wzrokiem proszę, by pomogła mi w jakiś sposób złagodzić mój ból.

– Mamo?

Ściąga usta i głaszcze mnie po twarzy.

– Nie mogę zabrać od ciebie tego cierpienia. Boże, tak bardzo bym chciała – jej oczy wilgotnieją. Odrywa dłoń od mojego policzka i mocno ściska obie moje ręce. – Ale przecież jesteś silna. Zawsze byłaś najsilniejsza z nas wszystkich. Nie każdy ma tyle odwagi, żeby podążać za swymi marzeniami. Spójrz ile osiągnęłaś. Ruszyłaś przed siebie, poszłaś do szkoły, dokonałaś czegoś w życiu.

– I dokąd mnie to doprowadziło?

– No już – jej surowy, południowy głos nie pozostawia miejsca na dyskusję. – Masz przecież chłopców, dom, własny biznes. Tak świetnie sobie poradziłaś. Nie doszłabyś do tego, gdybyś została na ranczu. Nie mogłaś doczekać się, kiedy wreszcie będziesz mogła wyrwać się z Bell Buckle. I choć tego nie planowałaś, poznałaś Todda. Ten mężczyzna kochał was ponad wszystko. Przecież nie odszedł z własnej woli.

Nie mogę się powstrzymać i wybucham histerycznym śmiechem. Czuję pierwszy, nagły przypływ złości i ściska mnie w piersi. Szybko wstaję i zaciskam ręce w pięści.

– Mamo, gdyby to była prawda, to… to… – urywam w połowie zdania. Uświadamiam sobie, że prawie powiedziałam jej, że Todd nie umarł na zawał. – Po prostu już chodźmy.

– Czego mi nie mówisz?

Powoli podnosi się z ziemi, cały czas świdrując mnie przy tym wzrokiem.

– Niczego mamo.

– Nie okłamuj mnie, Presley Mae. Wiem, kiedy coś ukrywasz.

Przygląda mi się uważnie. To jedna z tych kobiet, które widzą zbyt wiele. Mama zawsze potrafiła wyczuć, kiedy mój brat Cooper albo ja kłamaliśmy. To znaczy dopóki nie zaczęłam spotykać się z chłopakami. Wtedy to był już zupełnie inny świat. Opanowałam do perfekcji krętactwo i pozostawianie dla siebie szczegółów, o których mama nie musiała wiedzieć.

– Nie warto o tym mówić – uwalniam dłoń z jej uścisku i idę w kierunku auta. Wiem, że to nie koniec tej rozmowy, ale nie jestem jeszcze gotowa, żeby komukolwiek o tym powiedzieć.

Na szczęście, gdy wsiadam do samochodu, tata nie odzywa się ani słowem. Nasza relacja mocno ucierpiała, gdy opuściłam ranczo. Miał nadzieję, że poprowadzimy je razem z Cooperem. Ja widziałam to inaczej. Tata gniewał się, gdy zdecydowałam się wyjechać do college’u do innego stanu. Odmówił dokładania się do wydatków związanych z nauką, a gdy jeszcze powiedziałam, że nie mam zamiaru wracać... był wściekły. Bell Buckle można porównać do odkurzacza. To miejsce wysysało ze mnie życie. Chciałam czegoś więcej. Chciałam wszystkiego.

– Mamo? – Cayden kładzie swoją drobną dłoń na moim ramieniu.

– Tak, kolego?

– Dlaczego Bóg zabrał mojego tatę?

Wzruszam ramionami i potrząsam głową. Odpowiadam mu z taką dozą szczerości, na jaką tylko mogę sobie pozwolić. Tak jakby zapytał, dlaczego jego tata odebrał sobie życie.

– Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Czasami pewne rzeczy po prostu nie mają sensu. Czasami zwyczajnie nie ma odpowiedzi na takie pytania.

Słyszę jak Logan pociąga nosem i mówi:

– Tęsknię za nim.

– Ja też za nim tęsknię kochanie. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo.

Cayden opiera głowę o moje ramię. Całuję jego włosy. To jedno zdarzenie odciśnie na nich ogromne piętno. Mimo wszystkich wad, jakie ma mój tata, wiem, że zawsze mocno mnie kochał. To on nauczył mnie zawziętości i uporu w walce o to, w co wierzę. Tata zawsze powtarzał mi i Cooperowi, że warto jest poświęcić wszystko, gdy walczy się o to, o co warto walczyć. Jednocześnie wolałby, żebym nie wyjechała z Tennessee przy pierwszej sposobności, która się nadarzyła. Jestem pewna, że wciąż mi jeszcze nie wybaczył.

– Czasami chłopcy – głęboki głos taty przeszywa ciszę – nie można zrozumieć dlaczego pewne rzeczy się dzieją. Ludzie opuszczają nas, zanim jesteśmy gotowi pozwolić im odejść, ale trzeba żyć dalej – nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tata mówi też do mnie. Jego zielone oczy wpatrują się we mnie z odbicia w lusterku wstecznym. – To wcale nie znaczy, że za nimi nie tęsknimy.

– Tato... – zaczynam, ale kręci głową i tym gestem powstrzymuje moje dalsze słowa.

– I że nie będziemy ich zawsze kochać. Mimo wszystko.

Zaciskam razem ręce i zamykam oczy. Tata nie jest zbyt rozmowny, ale gdy już zaczyna mówić, ludzie zamieniają się w słuch.

Mama wsiada do samochodu i widzę, że wciąż jest jeszcze rozczarowana. Wszyscy mamy sobie tyle do powiedzenia. Lata pełne zawodu i urazy wiszą w powietrzu. Jednak w tej chwili nic mnie to nie obchodzi. Nie widzę nic poza moją udręką.

Patrzę na moich słodkich synów. Widzę ich ból i żałuję, że nie mogę zdjąć z nich tego ciężaru. Jedyne co mogę zrobić to uświadomić im, jak wielu ludzi ich kocha. Ludzi, którzy zawsze będą ich wspierać. Nawet jeśli ich własny ojciec uznał, że nie warto dla nas żyć.

– Chcę żebyście coś wiedzieli. Wszyscy bardzo, ale to bardzo was kochamy. Babcie i dziadkowie, ciocia Angie, i oczywiście ja. Jesteście otoczeni ludźmi, którzy zrobią dla was wszystko.

Zerkam na tatę. Mam nadzieję, że zrozumie, że to co teraz powiem kieruję też do niego.

– Nie przestaje się kogoś kochać tylko dlatego, że już się go nie widuje.

Chłopcy przytakują i wracają do gier wideo. Nie cierpię tych rzeczy, ale cieszę się, że, gdy grają, choć na chwilę mogą skupić uwagę na czymś innym.

Wracamy do domu i idę do swojego pokoju. Chłopcom udało się nakłonić dziadków, aby zabrali ich na obiad, więc jestem sama pierwszy raz od kiedy Todd... umarł. Moja mama nigdy nie jada poza domem. Jedzenie przygotowuje od zera. Gotowanie to jej prawdziwa pasja. Przekonanie jej, żeby pozwoliła komuś innemu dotykać swojego jedzenia jest nie lada wyczynem. Logan i Cayden wiedzą jak dopiąć swego.

Padam na łóżko. Nadal mam na sobie czarną sukienkę. Czarna. Taka właśnie się czuję – pozbawiona światła i koloru.

Wpatruję się w drzwi łazienki. Wstaję, a stopy same niosą mnie do miejsca, gdzie widziałam męża po raz ostatni. Klękam na zimnych kafelkach, opieram się na nich rękoma i wreszcie cała kładę się na podłodze. Jest mi bardzo zimo, ale nie ruszam się z miejsca. Czuję potrzebę bliskości z mężem, dlatego moje ciało dotyka ostatniego miejsca, w którym się znajdował.

– Tyle mieliśmy jeszcze razem zrobić Todd. Mieliśmy wychować naszych synów, pojechać na wakacje, kochać się. Nasz czas nie miał jeszcze się skończyć. Obiecałeś, że będziesz ze mną na zawsze.

Przyciągam kolana do brody.

– Na zawsze to jeszcze nie teraz. Cholera, przecież ciągle tu jestem. I co niby mam teraz zrobić, co? Jak sobie ze wszystkim poradzę? Przez ciebie nasze życie stanęło w płomieniach! Zabiłeś się i pociągnąłeś mnie za sobą!

Krzyczę, a płacz wstrząsa całym moim ciałem. Kurczowo obejmuję nogi rękoma, gwałtownie oddycham.

– Jestem taka wściekła, taka skołowana. Żadnego listu? Zero wyjaśnień? Chrzań się! Potrzebowałam cię! Zostawiłam dla ciebie wszystko, a ty zrobiłeś mi coś takiego? Nienawidzę cię – zamykam oczy, pozwalam łzom płynąć i zasypiam.

***

– Presley – słyszę znajomy głos i otwieram oczy – Presley, kochanie, obudź się.

Naciągam kołdrę na głowę.

– Idź sobie. Nie chcę z nikim rozmawiać.

Od pogrzebu minął już trochę ponad tydzień. Dokładnie osiemnaście dni, od kiedy Todd odebrał sobie życie. Na zmianę budzę się, śpię i się złoszczę. Na razie tylko na tyle starcza mi sił. Wiem, że nie troszczę się wystarczająco o dzieci, ale jeszcze nie zdołałam znaleźć wyjścia z mgły, w której błądzę. Brak mi drogowskazu. Mrok jest zbyt gęsty, a moje serce zbyt ciężkie.

– Szkoda – mówi Angie i jednym ruchem ściąga ze mnie kołdrę. – Śpisz już od jakiegoś czasu. Moi rodzice są na dole. Chcieliby się z tobą zobaczyć, zanim pojadą na lotnisko.

Sprzeczanie się z Angie nie ma sensu. Narzekam podnosząc się z łóżka, narzucam na siebie zbyt duży sweter i przewiązuję się w pasie.

Kiedy schodzimy po schodach, teściowie posyłają mi smutne uśmiechy. Oczy teściowej są spuchnięte od płaczu. Nie chce zostawiać chłopców, mnie... ani Todda. Rankiem każdego dnia chodziła na cmentarz.

– Nie możemy zostać dłużej. Chciałabym, ale nie możemy, kochanie – mówi Pearl.

– Rozumiem.

Podchodzi do mnie teść.

– Presley, jest kilka spraw, którymi musisz się zająć. Dzwonił agent ubezpieczeniowy, którego kiedyś poleciłem Toddowi. Powinnaś się z nim skontaktować jutro z samego rana. Zadzwoń do mnie, gdybyś miała jakiekolwiek pytania w związku z dokumentami.

Potakuję kiwnięciem głowy.

– Dziękuję, Martin. Doceniam twoją pomoc – tylko on i Angie znają okoliczności śmierci Todda.

– Odwiedź nas z chłopcami, dobrze? – oczy Pearl wypełniają się łzami, gdy bierze mnie w ramiona. – Bardzo was kochamy. Po prostu...

Pocieszam ją do chwili, gdy Martin nie odciąga jej ode mnie.

– Zawsze będziemy cię wspierać. Jesteś dla nas jak córka.

– Dziękuję.

Cayden i Logan podbiegają do dziadków i oplatają ich ramionami.

– Będę za tobą tęsknił babciu.

Żegnają się a ja w tym czasie idę usiąść na kanapie. Angie podchodzi do mnie z kubkiem kawy.

– Proszę. Wypij to.

Biorę kubek w dłonie, ale nie mogę zmusić się, aby upić choćby łyk.

– Chłopcy, możecie iść pobawić się przez kilka minut za domem?

Gdy idą w kierunku drzwi, zerkam na ich twarze. Zauważam małe uśmiechy, których nie widziałam już od jakiegoś czasu.

– Chcę ci coś powiedzieć i chcę, żebyś mnie wysłuchała – mówi Angie i zajmuje miejsce obok mnie. – Wiesz, że cię kocham.

Nasze oczy spotykają się. Widzę ciemne obwódki naokoło błękitnych tęczówek Angie. Jej oczy są podkrążone bardziej niż ostatnio.

– Presley? – mówi i przerywa moje zamyślenie.

– Tak, tak... słucham cię.

Ciężko wzdycha.

– Naprawdę słuchasz? To znaczy, czy ty w ogóle cokolwiek robisz?

Słucham?

– Co to niby ma znaczyć?!

– Chłopcy cię potrzebują. Twoi rodzice jutro wyjeżdżają a ja muszę wracać do pracy. Musisz się jakoś pozbierać z tego czegoś... nawet nie wiem jak to nazwać. Wyglądasz koszmarnie. Nie jesz, ciągle tylko śpisz, zupełnie jak nie ty.

Gotuję się ze złości.

– Czy kiedykolwiek straciłaś męża? Czy weszłaś do łazienki i zastałaś w niej martwego małżonka zwisającego z sufitu? Czy krzyczałaś, żeby się ocknął? Więc? Miałaś tak? – szydzę z niej w miarę jak moja wściekłość rośnie – Nie? No przecież... bo to byłam ja!

– Wiem, że jesteś zła. Bądź zła. Czuj, co tylko chcesz.

– Jestem zła! – krzyczę i trzęsą mi się ręce. – Jestem tak cholernie wściekła! Jak on mógł to zrobić, Angie? Jak mógł widzieć w tym rozwiązanie?

– Nie wiem, kochanie. Nie wiem. Też jestem wściekła. Nie mogę znieść faktu, że to zrobił. Mój własny brat! – zaciska dłonie w pięści – To nie ma sensu, ale nie możesz całymi dniami leżeć jak sparaliżowana. Chłopcy cię potrzebują.

Nie jestem obojętna na to, co czuje Angie. Ta cała sytuacja też jest dla niej trudna. Sama mam brata i, choć nie jesteśmy już blisko, to wiem, że byłabym załamana, gdybym go straciła. Ale nigdy nie pozbędę się tych obrazów z głowy. Moje życie już nigdy nie będzie takie samo. Za każdym razem, gdy zamykam oczy wracają do mnie zdarzenia z tamtego dnia, wyraziste i szczegółowe.

– Nie mów mi, czego im trzeba. Nie mów, co powinnam zrobić! Nie jesteś mną. Najwyraźniej jesteś silniejsza ode mnie. Nie mogę przestać o tym myśleć. Nie widzę w tym sensu. Dlaczego on mi to zrobił?

– Jedyne, co przychodzi mi do głowy to to, że stracił już całą nadzieję.

– No cóż, to uczucie jest mi teraz doskonale znane.

Angie wstaje z kanapy i przeczesuje włosy ręką.

– Pójdziesz wziąć prysznic. Ubierzesz wreszcie coś innego niż te spodnie od dresu i zaczniesz normalnie funkcjonować.

Za kogo ona się uważa? Jakim prawem tak się do mnie odzywa? Jestem w żałobie. Jestem cała obolała. Głowa, serce i dusza nie dają mi spokoju.

– Nie masz pojęcia jak się czuję.

– Więc mi powiedz.

Na samą myśl o tym, że miałabym ubrać w słowa to, co teraz czuję dopada mnie zmęczenie.

– Zagubiona. Tak bardzo zagubiona. I stale zadaję sobie pytanie: dlaczego? Dlaczego, dlaczego, dlaczego? Krążę pomiędzy wyparciem i złością, po czym znów wracam do wyparcia. Czekam aż Todd stanie w drzwiach lub wyśle mi sms’a. Stale dzwonię do niego na komórkę – znów zaczynam płakać. – Dzwonię i wsłuchuję się w jego głos. Powtarzam tę czynność bez końca, bo wiem, że już nigdy go nie usłyszę.

– Ciiii ... – Angie mnie obejmuje. – Czy coś się wydarzyło, czy do czegoś między wami doszło?

To pytanie za milion dolarów. Przejrzałam wszystkie jego rzeczy w poszukiwaniu odpowiedzi, ale nic nie znalazłam. W gabinecie też nic nie było. Wszystkie rzeczy Todda były na swoim miejscu.

– Nie mam pojęcia – głos drży mi od nadmiaru emocji. – Zupełnie jakbym go nie znała. Mój mąż, twój brat, ojciec chłopców – on by tego nie zrobił. Porozmawiałby ze mną.

Bierze moją rękę w swoje dłonie.

– Kiedy powiesz chłopcom prawdę?

Zamykam oczy i długo wypuszczam powietrze.

– Nie mogę powiedzieć im o wszystkim. Wiem, że moi synowie nie są już małymi dziećmi, ale nie pozwolę by kiedykolwiek poznali szczegóły.

Angie szeroko otwiera oczy.

– Pres.

– Nie muszą wiedzieć, że Todd zdecydował się nas opuścić. Nie skłamię, po prostu będę ich chronić. Proszę żebyś zrobiła to samo.

– Pres – przerywa mi, ale podnoszę rękę, powstrzymując jej dalsze słowa.

– Nie – mówię zdecydowanym głosem. – To moje dzieci. Przecież dopiero co przepraszały za to, że nie zdołały go uratować. Dziękuję Bogu, że chłopcy nie weszli wtedy na piętro. Więc nie. Będziemy ich chronić. Nie chcę, żeby kiedykolwiek dowiedzieli się o tym, co zrobił Todd. Te emocje, które czuję, ta złość, rozczarowanie, rozbicie – nie powinni się z tym zmagać. Nikt więcej nie może się dowiedzieć. Ani twoja mama, ani moi rodzice, nikt.

Angie opiera się o kanapę. Nie da się nie zauważyć dezaprobaty, która maluje się na jej twarzy.

– Pewnego dnia sami się dowiedzą. Co wtedy?

– Wtedy się tym zajmę.

Zapewne nie powinnam teraz podejmować takich decyzji. Nie myślę jasno, ale to... co do tego jestem przekonana. Ci chłopcy to wszystko co mi pozostało. Serce mi pęka. Nie tylko dlatego, że straciłam męża, ale dlatego, że wiem jak to się stało. Dlaczego nie mógł ze mną porozmawiać? Kiedy podjął decyzję?

– Dobrze – odzywa się rozczarowana. – Nie zgadzam się z tobą, ale nic nie powiem.

Siedzimy tak w niezręcznej ciszy. Angie jest moją najlepszą przyjaciółką, od kiedy wyjechałam z Tennessee. Pomogła mi w tak wielu sprawach, jednak teraz nie jest w stanie nic zrobić. Muszę poradzić sobie sama.

***

Sięgam po telefon, który leży na szafce nocnej.

– Halo? – po moim głosie słychać, że spałam, mimo że jest już druga po południu.

– Pani Benson, mówi John Dowd. Byłem agentem ubezpieczeniowym Todda.

– A tak – siadam i przecieram oczy – dziękuję, że pan oddzwania.

– Chciałem przedyskutować z panią kilka spraw. Czy dzwonię nie w porę?

Chłopcy są w szkole, ja jestem w łóżku i nie planuję ruszać się stąd do końca dnia, więc chyba jest to pora dobra jak każda inna.

– Nie, panie Dowd. Może być.

Ciężko wzdycha.

– Dzwonię, aby powiadomić panią o statusie wypłaty z ubezpieczenia. Pański teść wszczął procedurę w pani imieniu. Około rok temu Todd poprosił, żebym przyjrzał się jego polisie ubezpieczeniowej. Podniósł stawkę z 500.000 $ do 750.000 $. Ponieważ założyła pani swój biznes, Todd chciał mieć pewność, że odpowiednio zabezpieczy rodzinę finansowo na wypadek, gdyby coś mu się stało.

– Aha. To miło z jego strony.

To miło, że planował przyszłość, chcę dodać drwiąco.

– Niestety problem w tym, że polisa zawiera klauzulę na wypadek samobójstwa. Martin wyjaśnił mi okoliczności śmierci Todda. Chodzi o to, że... jeżeli polisy nie zawarto dwa lata przed zdarzeniem, ubezpieczenie nie zostaje wypłacone.

Znów czuję, że tracę grunt pod stopami.

– Ale to on był głównym żywicielem rodziny. Nie rozumiem. Nie dostaniemy zupełnie nic?

Słyszę jak chrząka.

– Niestety obawiam się, że nie. Próbowałem, ale polisa została zawarta przed rokiem i jedyna suma, która może zostać wypłacona to ta, którą wpłacił Todd. Przeszliśmy na wyższe składki, ale szczerze mówiąc, nie jest tego dużo.

O mój Boże.

– Ja... ja ... – zacinam się, szukając odpowiednich słów. – Ale co z moimi dziećmi? Co z domem. Jak sobie poradzimy? Jak spłacę kredyt hipoteczny i opłacę rachunki?

– Naprawdę bardzo mi przykro. Mogę zadzwonić do banku, powołać się na tę sprawę. Czasami są skłonni współpracować. Zadzwonię też do Martina i wyjaśnię całą sytuację. Proszę mi wierzyć, próbowałem wszystkiego. Ubezpieczyciel naprawdę nie może nic zaoferować.

– Nie mam pojęcia, jak mam sobie z tym poradzić – niedobrze mi. – Jest pan pewien, że naprawdę nic nie da się zrobić? A co gdybym wynajęła adwokata?

Pan Dowd wzdycha.

– Chciałbym, żeby to mogło pomóc. Niestety zasady polisy są bardzo jasne.

– Rozumiem – odpowiadam pokonana.

– Jeśli będę mógł coś zrobić, to oczywiście pomogę. Bardzo mi przykro.

– Dziękuję.

Rozłączam się. Właśnie padł kolejny cios. Ostatnio nie przestają na mnie spadać.

Dla kobiet, które czytają wszystkimi zmysłami…

Po więcej emocji zapraszamy na:

www.szostyzmysl.com.pl

 

wydawnictwoszostyzmysl

wydawnictwoszostyzmysl

 

Tam znajdziesz informacje o swoich ulubionych autorkach:

1.Mia Asher

Arsen

2. Jenna Blum

Portret rodzinny

3. Helena Hunting

Pucked

Pucked Up

Pucked Over

4. Adriana Locke

Poświęcenie

Zapisane wbliznach

5. Corinne Michaels

Consolation (CONSOLATION DUET TOM 1)

Conviction (CONSOLATION DUET TOM 2)

Powiedz, że zostaniesz

Powiedz, że mnie chcesz