Pod lufą pistoletu. At the Pistol’s Point - Ernest William Hornung - ebook

Pod lufą pistoletu. At the Pistol’s Point ebook

Ernest William Hornung

0,0
3,20 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Jedna z książek z serii o A. J. Rafflesie, złodzieju-dżentelmenie, której autorem jest Ernest William Hornung – angielski pisarz. Seria ta spowodowała w owym czasie pewien szok kulturowy, ponieważ jej bohaterem jest nie policjant lub detektyw broniący prawa i porządku, ale przestępca (a raczej para przestępców, bo Raffles zwykle działa w parze ze swoim przyjacielem i narratorem tej serii opowiadań, Bunnym Mandersem). Budzą oni w dodatku sympatię czytelnika, który kibicuje ich niebezpiecznym przygodom. Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 33

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

Ernest William Hornung

 

Pod lufą pistoletu

At the Pistol’s Point

 

przekład anonimowy

 

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej.

A dual Polish-English language edition.

 

Armoryka

Sandomierz

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Tekst wg edycji:

polskiej z roku 1904

angielskiej z roku 1897

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7639-066-6

 

 

POD LUFĄ PISTOLETU

 

 Dzwony kościelne, ochrypłe i przenikliwe, jak zaziębione od mrozu, wzywały na nieszpory.

 Cała okolica była zalana łogodnem i spokojnem światłem księżyca – wraz z tonącą w śniegu wioską i kopułą kościoła, całą pokrytą śniegiem, i stojącą na uboczu czyściutką willą z jasno oświetlonemi oknam i... A w górze, ponad tem wszystkiem widniało bezdenne i nieobjęte wzrokiem szafirowe niebo.

 I panowała cisza i spokój hen w oddali, ponad ziemią, zalaną księżycowym blaskiem.

 Ale niestety! – na ziemi nie masz pokoju!.. Drzwi czyściutkiej willi otwarły się i zamknęły się znowu za wychodzącą na ulicę nieśmiałą i zafukaną kobietą, której stary Fitch, jej mąż, odmówił właśnie drobnych pieniędzy. A biedaczka tak pragnęła złożyć także i swoją ofiarę na talerza kościelnym!

 Śladem wychodzącej na mróz i zimno kobiety, z drzwi otwartych wybiegło przekleństwo, posłane za nią w pogoń, wraz z przepełniającą pokój parą z gorącego grogu i sinemi kłębami tytuniowego dymu.

 Stary Fitch miał przeszło lat sześćdziesiąt, a kobieta, udająca się do kościoła, była jego trzecią żoną. Nie przyniosła mu ona żadnego dziecka i Fitch niemiał ani syna, ani córki, którzy mogliby mu ogrzać swoją obecnością jego ognisko domowe.

 Dziwny to był starzec; chytry, rozpustny, egoista, wreszcie, niezbyt niemiły za drzwiami swojego domu, a na swoje lata prawdziwy cud zdrowia i energii. Pił do woli, ale nigdy nie był pijanym, nikt nigdy nie mógł zauważyć, ażeby hulatyka niedzielna sprowadziła jaki mankament przy jego poniedziałkowych wypłatach albo umowach.

 Z fachu, był to handlarz zwierzyny, pośrednik zbożowy i lichwiarz. Połowa wsi powierzała mu na zastaw swoje ruchomości i nieruchomości. Na pozór, był to człowiek średniego wzrostu, z krzywemi nogami, o szerokich barach, wybitnie zarysowanych wargach, przenikliwych oczach i twardych, białych, jak śnieg na dworze, włosach.

 Dzwony umilkły i w ciągu minuty w chacie nie było słychać ani jednego dźwięku, oprócz klekotania garnka, stojącego na ogniu.

 Teraz Fitch wydobył flaszkę z wódką i nalał sobie aż po brzegi drugą dymiącą się szklankę grogu. Podczas gdy śledził jak topniał cukier, do uszu jego przez ciche mroźne powietrze doleciało kilka taktów organu, przyczem stary uśmiechnął się cynicznie, łyknął nieco grogu i cmoknął ustami. Obok fajka i gazeta tygodniowa, a w kilka minut później stary Fitch upajał się jednocześnie i pierwszem i drugiem i trzeciem.

 Fitch usnął już przy tej gazecie w dzień, po niezwykle smacznym i obfitym obiedzie, ale wtedy nie spojrzał nawet na najciekawsze dla niego wiadomości. Teraz za to gazeta wydała mu się ciekawszą niż zazwyczaj. Był tam opis jakiejś skandalicznej historji jaka się zdarzyła w wyższym świecie.

 Historja ta była opowiedzianą na kilku szpaltach i rozdzielona na kilka rozdziałów z arcy pikantnemi tytulikami, tak, że aż ślina szła do ust staremu. Wreszcie, nie tylko ten jeden artykuł budził w nim zaciekawienie; było tam kilka samobójstw, jedno zabójstwo, wykonane w sposób artystyczny, kradzież nocna z włamaniem i... co to jeszcze?

 Fitch nagle zmarszczył brwi, gdy spojrzenie jego chytrych oczu upadło mimowoli na jedną z rubryk; potem, znienacka wychrapał ściśniętym głosem przekleństwo i jakiś czas siedział nieruchomo. Fajka zgasła mu w ustach, a grog ostygał w szklance. Teraz wyraźnie można było słyszeć śpiewanie psalmów w kościele, stojącym bardzo blisko od willi.

 Ale stary nic nie słyszał i o niczem nie myślał, z wyjątkiem leżącej przed jego oczyma krótkiej wzmianki:

 

„UCIECZKA Z PORTLANDU!

JEDEN GALERNIK ZABITY, DRUGI RANNY,

ALE TRZECI UMKNĄŁ BEZ SZWANKU I ZNIKŁ”.

 

 „Wczoraj zrana cały Wejmut został poruszony wiadomością, która obiegła miasto lotem strzały, że kilku galerników uciekło z Portlandskich kazamatów. Zdaje się, że kilku ludzi z liczby więźniów, pracujących nazewnątrz więzienia, powzięło dobrze obmyślany plan przywrócenia sobie wolności, albowiem wczoraj wieczorem trzech z nich, skorzystawszy z pomyślnej chwili, jednocześnie odłączyło się od swojej partji.

 „Kazano im się zatrzymać, a ponieważ nie posłuchali rozkazu, konwój zaczął do nich strzelać.

 „Jeden ze