Odpowiedzialna moda. Guilt-free przewodnik po slow fashion - Zajączkowska Katarzyna - ebook + książka

Odpowiedzialna moda. Guilt-free przewodnik po slow fashion ebook

Zajączkowska Katarzyna

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

To nie jest książka o modzie,

to zaproszenie do podróży śladami naszych ubrań, a także do wnętrza siebie. Na końcu tej wyprawy zrozumiesz, jak ubierać się bardziej świadomie i być fairwzględem siebie, innych i planety.

To uwalniający przewodnik po slow fashion , który zmieni twoje myślenie o modzie i własnej szafie.

Przemysł modowy jest jedną z najbardziej zanieczyszczających środowisko gałęzi gospodarki. Co sekundę na wysypisko trafia śmieciarka wypełniona ubraniami. Nikogo już nie dziwią chińskie rzeki w najmodniejszych kolorach sezonu, wysuszone jeziora, góry odzieżowych śmieci i słońce widoczne jedynie na telebimie. Szkodzi to zarówno przyrodzie, jak i milionom prawdziwych fashion victims – rolnikom, szwaczkom, dzieciom.

Fast fashion dewastuje nie tylko naturę, ale i całe społeczeństwa. Cierpią nasze poczucie wartości i budżet, wypacza się relacja z ciałem i ubraniami. Możemy to jednak zmienić i nie trzeba tego robić w pokutnym worze ze zgrzebnego lnu. Modą można się cieszyć i bawić, łącząc to z misją ekologiczną i społeczną!

Katarzyna Zajączkowska bacznie przygląda się przemysłowi modowemu i rozprawia z mitami na temat stylu, kanonów urody i presji social mediów. Dzięki jej prostym radom dowiesz się:

– jak wykonać pierwszy krok w kierunku slow fashion i wreszcie odgruzować szafę,

– jak korzystać z mody i robić zakupy odpowiedzialnie, nie dając się nabrać na greenwashing,

– jak zbudować stylową i autentyczną garderobę bez pogoni za sezonowymi trendami.

Nie musimy zaprzeczać, że ubrania są dla nas ważne, że chcemy wyglądać i czuć się dobrze, ale odważmy się na fashion revolution w naszych głowach i szafach!

Katarzyna Zajączkowska – projektantka, wykładowczyni w Szkole Artystycznego Projektowania Ubioru, przez kilkanaście lat tworzyła kolekcje dla wiodących marek odzieżowych w Polsce. Ten świat poznała od podszewki. Zajmuje się edukacją i wspieraniem branży mody w obszarze zrównoważonego rozwoju, skupiając się na innowacyjnych rozwiązaniach wokół mody cyrkularnej. Prowadzi warsztaty świadomego budowania wizerunku dla firm, organizacji i młodzieży. Autorka bloga i podcastu „Odpowiedzialna Moda”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 408

Data ważności licencji: 4/13/2027

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Klarze, Hani i Tomkowi oraz wszystkim Wrażliwcom, Idealistkom i Buntowniczkom

Zamiast wstępu

Zamiast wstępu

Przepełnione szafy to znak naszych czasów. Skutek i przyczyna głębszych problemów na wielu poziomach, z którymi mierzymy się my same i świat. W moim podcaście „Odpowiedzialna Moda” ubrania są pretekstem do rozmów i rozważań o kobiecych potrzebach, wolności do bycia sobą, o ciele i relacjach. O wyzwaniach współczesności, czasach nadmiaru i nadkonsumpcji. O tym, jak się ubrać dla siebie, a „przy okazji” uratować świat.

Slow fashion jest zaproszeniem do uważności i świadomego życia. Delektowania się zamiast kompulsji. Kreatywności zamiast kopiuj-wklej. W tej książce dzielę się wiedzą zdobywaną przez dwie dekady pracy w branży mody i przemyśleniami o nas samych w świecie. Pora zresetować myślenie o ubraniach, nie tracąc przy tym radości z obcowania z modą, a może wreszcie ją odzyskując.

Zależało mi, by uniknąć tego, co najbardziej dystansuje i zniechęca do odpowiedzialnej mody i innych ekologicznych postaw: czarno-białego widzenia świata, wpędzania w poczucie winy, nadmiernej krytyki i emocjonalnego szantażu. Jeśli wytropisz ich ślady – przepraszam.

Świat w kryzysie (nie tylko klimatycznym) nie potrzebuje garstki perfekcjonistek, kilku bogiń minimalizmu i jednej guru no waste. Żadnej modowej policji i worków pokutnych za zakupy w sieciówkach. Nie musimy być idealne (perfekcjonizm się leczy!), ale musi nas być więcej. Niedoskonałych, ale świadomych. Potrzebujemy masy małych gestów, codziennych trochę lepszych wyborów, nieco głębszej zadumy i chwili zatrzymania. Pozwól, że zabiorę Cię w podróż. Zaczynamy w szafie, a dojdziemy tam, gdzie będziemy chciały.

Tak między nami: to nie jest książka o modzie. Choć moda, ta przez duże, jak i całkiem małe m, towarzyszy mi od dawna. Jestem projektantką ubioru, która nie poprzestała na projektowaniu. Od kilkunastu lat pracuję w tej przedziwnej branży i żyję z mody. Z mówienia o niej, pisania, projektowania i uczenia. Przed mikrofonem, za biurkiem, w pracowni i na uczelni. Pracowałam dla bardzo dużych i supermałych firm, pod własnym nazwiskiem albo pod innym szyldem. Możemy też znać się z bloga i podcastu „Odpowiedzialna Moda”, który tworzę od 2019 roku. Być może jesteś studentką lub absolwentką SAPU1 i spotkałyśmy się na zajęciach z projektowania ubioru, odpowiedzialnej mody lub no waste. Może uczestniczyłaś w warsztatach świadomego budowania stylu, które prowadziłam w Twojej firmie. Jest też spora szansa, że masz w szafie ubrania zaprojektowane przeze mnie dla którejś z marek odzieżowych. Tak, tych znanych też. Jednak urywki z mojej usłanej ubraniami zawodowej ścieżki i posypywanie głowy popiołem zostawię sobie na później.

Tak się złożyło, że choć poznałam modę od podszewki, jestem przekonana, że to nie ona jest tutaj najważniejsza. Serio. Moja relacja z modą ma obecnie status „to skomplikowane”, a gdy to piszę, gra mi w uszach piosenka Obywatela G.C. Nie pytaj o Polskę. Moda bywa moją pasją, sposobem komunikowania się ze światem, przygodą, zabawą, ale często widzę ją jako toksyczną jędzę, która sieje tylko spustoszenie. Więcej zabiera, niż daje. Globalnie i masowo, ale też subtelniej, na przykład sącząc do ucha krytyczne komunikaty o ciele i litanię zasad, z refrenem „muszę”, „powinnam” i „nie wypada”.

Może po prostu moda jest taka jak my. Czasem spoko, a czasem… pomidor.

W książce, którą dla Ciebie napisałam, chciałabym, żeby moda była pretekstem. Niech posłuży do przyjrzenia się relacjom ze światem, z innymi ludźmi i samą sobą. Chcę zaprosić Cię w podróż śladami naszych ubrań, niemal dookoła świata. Bardzo do wewnątrz. Po nitce do kłębka. Mam nadzieję, że na końcu lektury pomyślisz: „OK, już rozumiem, jak działa ten modowy system, wiem, jak nie dać się nabrać na ekościemy i nie łykać bezrefleksyjnie reklamowej papki podlanej seksistowskim sosem. Wiem, co z mody brać dla siebie, a co kompletnie i bez żalu odrzucić”. Może też, jak to się czasem zdarza w podróży, przewartościujesz kilka spraw, złapiesz zdrowy dystans i poznasz siebie nieco lepiej. Jeśli się uda, będzie to oznaczać, że dałam radę! „Będę usatysfakcjonowana”, jak mawia czasem moja trzynastoletnia córka. Na razie jestem podekscytowana i dziękuję Ci za zaufanie.

ŚWIATfast fashion

Rozdział 1

o co tyle hałasu

Tu i teraz

Ubrania to nasze najbardziej osobiste rzeczy. Uniwersalne i unikatowe, codzienne i odświętne, tanie i drogie, modne i zaginione w czasie, nowe lub zniszczone. Są wszędzie tam, gdzie my. Codzienni towarzysze, na dobre i na złe. Żyjemy w ubraniach i łączą nas z nimi bardzo intymne relacje1. Zakładamy je dzieciom kilka chwil po urodzeniu i grzebiemy w nich zmarłych. Są z nami w dzień i w nocy, są granicą między ciałem a resztą świata. Z wyboru, z przydziału, ze sklepu, z przypadku. Każde ubranie ma swoją historię. Najbardziej błahą lub pełną znaczeń.

W idealnym świecie ubrania byłyby naszą drugą skórą, wybranym pancerzem, który chroni to, co wymaga ochrony, i eksponuje to, co chcemy pokazać. Gwarantuje poczucie bezpieczeństwa, pozwala na indywidualną ekspresję i niesie radość2. Nasz strój może pomagać w komunikacji. Ubrania potrafią przekazywać historie. Swoim strojem opowiadamy siebie światu. Nawet osoby mające modę w głębokiej pogardzie i szczycące się tym, że wkładają na siebie cokolwiek, muszą co rano dokonać wyboru. Jak Mark Zuckerberg, który musiał kiedyś zdecydować, że to właśnie szary T-shirt – a nie na przykład koszula w kratę lub frak – będzie jego codziennym uniformem.

Zakładam, że nie jesteś jak Mark. Ja też nie, choć mam swój ulubiony strój roboczy, ale o tym później. Oznacza to, że codziennie rano stajemy przed szafą i wybieramy ubrania. Decydujemy, jak chcemy wyglądać (czasem marząc o awatarze) i jak chcemy się czuć. A na liście pożądanych emocji na pewno nie ma poczucia winy. Tymczasem moda należy dziś do głównych oskarżonych w procesie o niszczenie świata. Tym samym my, codzienne użytkowniczki jej owoców, coraz częściej czujemy, że kiedyś bekniemy za współudział.

Lista przewinień mody jest długa i przygnębiająca, a dowody niepodważalne. Omawiam je dokładnie na stronach tej książki, ale nie po to, by raz na zawsze obrzydzić ci ubrania. Wręcz przeciwnie, marzę, by przywrócić im wartość i uzdrowić relację, jaka nas z nimi łączy. Jestem przekonana, że odpowiedzialna moda może być źródłem radości i satysfakcji, a przeładowana kompulsywnymi zakupami szafa rodzi głównie frustrację! Po zmianie, do której cię zapraszam, w naszych garderobach mają szansę wisieć tylko ubrania, które wybieramy świadomie, kochamy i w których czujemy się dobrze, a nawet fantastycznie. Docenieni towarzysze codzienności zamiast toksycznych zamulaczy. Ubrania, które nosimy z dumą i bez poczucia winy, bo wiemy, że nie są efektem wyzysku ludzi i przyrody, nie zawierają toksycznej chemii i nie rozpadną się po drugim praniu. Może już czas, by rzeczy w naszej szafie odzwierciedlały nie tylko nasz styl, ale także wartości?

Kiedy piszę te słowa, tuż przy moim mało instagramowym biurku (zapełnianym kolejnymi kubkami po kawie) suszą się ubrania. Nie tworzą na suszarce idealnie spójnej, biało-beżowej kompozycji ze szlachetnych jedwabi i naturalnych lnów, jakie widujemy w internecie z hashtagiem #capsulewardrobe. Moja szafa nie jest wzorcowym przykładem garderoby kapsułowej. W zasadzie najbardziej kapsułowe jest w niej to, że ją po prostu lubię. Napisałam to: lubię swoje ubrania i nie czepiam się swojej szafy. Jednak nie wszystkie moje rzeczy są z drugiej ręki lub od topowych zrównoważonych marek, jak nakazuje dekalog slow fashion. Gdyby modowa policja, tropiąca fast fashion, przeszukała moją szafę, znalazłaby śladowe ilości ciuchów z sieciówek, w tym od największych i najbardziej krytykowanych marek. Mogłabym się zarzekać, że noszę, ale się nie zachwycam (parafrazując klasyka: „palę, ale się nie zaciągam”). To jednak nie byłaby prawda. Niektóre z sieciówkowych ubrań służą mi wiernie od lat, mimo że nabyłam je w mało przemyślany sposób. Wszystkimi kończynami podpisuję się jednak pod stwierdzeniem, że najbardziej odpowiedzialna moda to ta w naszej szafie. Dlatego jeśli od pierwszych stron korci cię, by wpaść do szafy i zrobić wielkie czystki, to proszę, poczekaj jeszcze chwilę. Zrobimy to razem, trochę później!

Wyznaję te moje potknięcia i modowe grzechy już teraz, żebyśmy wszystkie mogły odetchnąć głęboko. Nie urodziłam się minimalistką, jak pewnie wiele z nas. Tak, kupowałam za dużo i z najdziwniejszych powodów (lub, co gorsza, bez powodu!). Tak, dałam się wkręcić w modową maszynkę, a nawet byłam jej trybikiem przez kilkanaście lat. I tak, wszystkie musimy sobie wybaczyć, że jesteśmy tylko ludźmi, jak pisała genialna Marion Woodman3. Nie oznacza to jednak, że mamy powtarzać w kółko wszystkie idiotyczne błędy i dawać się robić w balona. Ważne, by zająć się tą kwestią bez poczucia winy i wstydu. Krok po kroku, holistycznie i po swojemu.

Możesz zatem być pewna, że jeszcze wiele razy przyznam się tu do swoich modowych występków przeciwko ekologii, estetyce i zdrowemu rozsądkowi. To dla mnie ważne, żebyś wiedziała, że nie piszę tej książki z ambony i nie zamierzam głosić modowych kazań pełnych dogmatów. Nie rozsiadłam się też na mecie wyścigu slow fashion, z poczuciem, że już wszystko ogarniam. Zresztą jak tu się ścigać i z kim, jeśli z grubsza chodzi właśnie o to, by zwolnić. Wrócić do siebie, zatrzymać się choć na chwilę. Poza tym nieogarnianie wydaje się istotą człowieczeństwa. (Tak to sobie tłumaczę, zwłaszcza w poniedziałkowe poranki). Plan jest więc taki, żeby podzielić się z tobą, droga czytelniczko, moimi potyczkami z modą, z ciałem, z szafą i narysować tu odręczną, może nieco koślawą mapę z drogami do zdrowszej relacji z ubraniami, planetą i samą sobą. Oznaczę manowce, zwodzone mosty, płatne autostrady i kręte trasy widokowe. Pokażę, co działa u mnie, co u innych, i poszukamy sposobów, które sprawdzą się u ciebie.

Szybko, dużo, tanio

Kilka ostatnich dekad wywróciło nasze postrzeganie ubrań do góry nogami. Jak zauważa Lucy Siegle, autorka książki To Die for, mamy obecnie więcej ubrań niż w jakimkolwiek innym okresie w historii. Jednocześnie nigdy nie byłyśmy tak nienasycone odzieżowo i niepewne swych wyborów jak teraz. Głównie dlatego, że stałyśmy się „pasywnymi konsumentkami”. Branża mody odkryła, że najwięcej zarabia się na jednorazowych ubraniach. Powinny być tak tanie i tak dostępne, żebyśmy nie zastanawiały się ani chwili. Jeśli T-shirt kosztuje tyle co zapychacze z fast foodu, nie będziemy tracić czasu na przyglądanie się wewnętrznym szwom, składowi materiału czy jakości nadruku. Może zdenerwują nas trochę odkryte po pierwszym praniu skręcone szwy i wyblakły kolor, ale już dawno wyrzuciłyśmy paragon i nie będziemy sobie zawracać głowy składaniem reklamacji. W końcu to tylko kilkanaście złotych, żaden koszt. Na metce nie znajdziemy informacji o ukrytych kosztach szybkiej mody. Nie dowiemy się o tym, kto, gdzie i w jakich warunkach uszył nasz T-shirt. Nie będzie się nam raczej śniła dwunastoletnia dziewczynka z Bangladeszu, która pracuje w biedaszwalni (ang. sweatshop) kilkanaście godzin dziennie, produkując tanie, liche podkoszulki. Ani słowa o wyjałowionej glebie, emisji CO2, pestycydach, toksycznej chemii. Może gdzieś kiedyś wyświetlił się nam post o tysiącach litrów wody potrzebnych do wyprodukowania bawełnianego T-shirtu, ale w chwili zakupu jakoś nie połączyłyśmy kropek. To był moment. To była okazja.

Zrobiło się nieco głupio i trochę nieprzyjemnie, ale wiesz co, to nie tylko nasza wina. Branża mody pracuje dzień i noc, żebyśmy mogły spać spokojnie i nie zawracać sobie głowy wyrzutami sumienia. Jeśli już mamy się czuć źle, to nie z powodu tego, co kupiłyśmy. Wręcz przeciwnie. Mamy być niezadowolone dlatego, że czegoś jeszcze nie mamy, czuć wieczny niedosyt. To on napędza szybką modę. Idealna klientka fast fashion to ta, która jest niepewna siebie i często zdołowana. Swoją szafą, swoim życiem i ciałem. Mamy wierzyć, że jesteśmy niewystarczające, że czegoś nam brakuje. Że od spełnienia marzeń dzieli nas tylko zakup kolejnego ciucha (a najlepiej kilku) z najnowszej kolekcji, która w ostatni piątek pojawiła się w sklepie ulubionej sieciówki.

Te nowe rzeczy będą maskowały naszą niepewność. Będą przykrywały kompleksy. Będą poprawiały humor. Przynajmniej na chwilę. W końcu przez całe lata czytałyśmy o ciele niegotowym na wiosnę, o udach nieprzygotowanych na szorty i o brzuchu, który trzeba wyrzeźbić, żeby zasłużyć na lato w bikini. Im więcej mamy do siebie pretensji, tym chętniej szukamy pocieszenia w zakupach. Najlepiej szybkich, tanich i impulsywnych. Spontaniczność jest przecież sexy. Branży nie chodzi o to, żebyśmy przyniosły do domu rzeczy, które pokochamy i będziemy nosić przez kilka sezonów. Chodzi o tę krótką ulgę przy kasie, o tę obietnicę nowego życia w nowych ubraniach. „Nowa kiecka – nowa ja”. Tyle tylko, że już jutro do naszej skrzynki wpadną kolejne newslettery informujące o tym, co i dlaczego koniecznie MUSIMY mieć w swojej szafie. Marketingowcy dołożą wszelkich starań, żebyśmy znowu poczuły, że czegoś nam jednak brakuje, ale na szczęście „stać nas na to” i „jesteśmy tego warte”, więc naprawdę nie ma się co wahać. W razie kłopotów można kupić wszystko na raty, a w skrzynce czekają oferty mikropożyczek.

Zrób krótką przerwę i wypisz się ze wszystkich newsletterów, które trafiają do twojej skrzynki mailowej. Nawet jeśli uważasz się za łowczynię okazji, przejmij stery i poluj wtedy, kiedy to TY potrzebujesz ubrań, a nie wtedy, gdy marki wyciągają ręce po twoją kasę i kradną czas na odruchowe scrollowanie stron z „wyjątkowymi okazjami”, które wrócą ponownie za tydzień lub pół.

Prawdziwa kobieta

„O ile zdołałam ustalić, być kobietą oznacza wiecznie coś robić źle. A przynajmniej tak jest w patriarchacie”4. Mam wrażenie, że tym zdaniem Rebecca Solnit dotyka sedna wielu naszych wewnętrznych cierpień, rozterek i zranień. Jeśli moda jest lustrem, w którym odbija się współczesny świat, to widzimy, jak krzywe jest to zwierciadło. Jesteśmy w nim za grube lub za mało umięśnione, za stare lub za dziecinne, zbyt wyzywające albo za mało zmysłowe. Nasze włosy, oczy, nosy, usta, ramiona, piersi, brzuch, pupa, uda, kolana, łydki, a nawet dłonie i stopy mogłyby wyglądać lepiej! A nawet powinny! Żyjemy w kulturze mitu urody i kultu ciała. Nasiąkamy nim od dziecka. Jako dziewczynki jesteśmy chwalone głównie za to, jak ładnie wyglądamy, komplementowane za urodę, wdzięk i oczywiście grzeczność. Nienaganne maniery, niesprawianie kłopotów, mityczna czystość, śnieżnobiała sukienka i rajstopki bez najmniejszej skazy – oto wytyczne dla „małych księżniczek”. Szybko uczymy się, że perfekcja ma wysoką cenę i cierpko-gorzki smak. Trzeba uważać, stale mieć się na baczności. Nie biegać za szybko, żeby się nie przewrócić lub nie spocić, nie wspinać się na drzewo, żeby niczego nie zniszczyć lub nie pobrudzić. Nie wiercić się, nie przepychać i nie wychodzić przed szereg. Nie popełniać błędów i nie pyskować. Ustąpić miejsca i pokornie służyć pomocą. Uroda i schludność to oręża. Nasza najcenniejsza broń, którą tak łatwo jest wytrącić nam z ręki. Wiem, wiem, że już to czytałaś. Ja też. Wiele razy. Czy to jednak pomogło nam odczepić się od siebie i żyć szczęśliwie bez ciężkiej łapy patriarchatu na karku? Zróbmy mały test. Dokończ spontanicznie zdania (im szybciej, tym lepiej):

Elegancka kobieta

Dobrze ubrana kobieta

Piękna kobieta

Stylowa kobieta

Kogo zobaczyłaś oczami wyobraźni? Jakieś konkretne, znane ci osoby? Koleżankę? Siostrę? Mamę czy raczej gwiazdę ekranu, słynną dziennikarkę albo influencerkę z Instagrama? Jak wygląda ta elegancka, stylowa i dobrze ubrana kobieta? Czy zawsze jest piękna? Jeśli tak, co jest gwarantem jej piękna i stylu? Konkretne ubranie czy także konkretny rozmiar i kształt ciała, nieskazitelna cera i burza długich włosów? Pozwól, że podrążę dalej. Jak dokończysz zdania?

Szczęśliwa kobieta

Wolna kobieta

Spełniona kobieta

Dzika kobieta

Mądra kobieta

Czy to ta sama osoba? Czy teraz wygląd jest mniej ważny, a ubrania mniej stylowe? Czy wolna, mądra kobieta może mieć długie siwe włosy i zamaszystą spódnicę, która była modna bardzo dawno temu i trudno przewidzieć, kiedy będzie znowu? Czy w życiu tej kobiety ważniejsze jest to, co robi i jak żyje, od tego, jak wygląda? Dla mnie tak, i było to smutne odkrycie, od którego zaczęłam uważniej przyglądać się komunikatom, jakie wysyła do mnie świat. Nie tylko reklamy, ale cała kultura. Zarówno tak zwana wysoka, jak i niska, oraz ludzie wokół mnie – znajomi, współpracownicy, bliscy. Jak chcą mnie widzieć, czego wymagają, za co dostaję punkty, odznaki i głaski, a za co karnego jeżyka? I co najważniejsze – czy sama też to sobie robię i czy nadal mam ochotę spełniać te oczekiwania? Czy bycie kobietą to ciągłe szukanie aprobaty? Uznajmy zatem, że jeśli czujemy się kobietami, to nimi jesteśmy. To wystarczy. Jesteśmy najprawdziwsze już teraz.

Kultura nieosobista

Dość szybko okazuje się, że świat oczekuje od nas bardzo wielu rzeczy. Na dzień dobry dostajemy długą listę powinności i przymiotów, które definiują kobietę. Problem w tym, że często wzajemnie się wykluczają. Zadowolenie jednych oznacza więc rozczarowanie innych. Jak w piosence Kasi Nosowskiej5:

Za mądra dla głupich

A dla mądrych zbyt głupia

Zbyt ładna dla brzydkich

A dla ładnych za brzydka

Za gruba dla chudych

A dla grubych za chuda

Kłopot w tym, że większość z nas potrzebuje sporo czasu, by móc szczerze zaśpiewać też refren:

Spróbuj się domyślić, gdzie to mam

No gdzie, no gdzie

Dokładnie tam

Właśnie tam

Jeśli jesteś szczęściarą, która ma fantazje świata na swój temat właśnie TAM, to gratuluję i pękam z dumy, że jesteś tu ze mną! Poznałam w swoim życiu tylko kilka kobiet, które dotarły do tego miejsca i żyją totalnie po swojemu. Jedna z nich, moja przyszywana ciotka Lu (dla świata Ludmiła Kowalska), zasługuje na całą książkę, a nie na skromny akapit. Zostawiła mi w spadku mantrę: „Zawsze pytaj siebie: »A gdzie ja w tym wszystkim?«”. Była malarką, artystką z krwi i kości, nauczycielką, wolnomyślicielką, samodzielną matką i feministką. Gdy ją poznałam, dekady temu, na zajęciach plastycznych w Młodzieżowym Domu Kultury w Gliwicach, miała prawie sześćdziesiąt lat, a wydała mi się najbardziej żywą, młodą i wypełnioną światłem osobą, jaką kiedykolwiek spotkałam. Uczyła młodzież gruntować płótna, zbijać blejtramy, mieszać farby i malować światłem. Ale najcenniejsze były jej lekcje życia po swojemu, odkrywania swoich prag­nień zamiast zadowalania całego świata. Była też, a jakże, elegancka, dobrze ubrana, piękna, stylowa, wolna, spełniona i dzika. I była w tym najprawdziwsza i najbardziej naturalna. Dama z papierosem i sztalugą, przeklinająca tylko w obcych językach. Już wtedy postanowiłam, że gdy dorosnę, będę jak Lu. Cały czas próbuję, merde.

Sęk w tym, że musi nas być więcej. Znacznie, znacznie więcej. Świat potrzebuje dziś kobiet takich jak Lu. Tylko dlaczego jest to, do cholery, aż tak trudne? Mądre kobiety mówią, że na przeszkodzie stoi stary porządek. Ten mógłby runąć, gdybyśmy masowo odzyskały wolność i wyplątały się z gęstej pajęczyny oczekiwań. Mogłybyśmy też, całkiem przy okazji, przestać kupować te tony niepotrzebnych ubrań, torebek i kosmetyków. Bo w tym szalonym świecie chodzi przecież o kasę.

„Kultura konsumpcyjna obiecuje nam, że możemy wykupić sobie wyjście z cierpienia – że powodem, dla którego jesteśmy smutni i źli, nie jest to, że człowieczeństwo boli; to dlatego, że nie mamy tych nowych blatów, takich ud jak ona, tamtych dżinsów. To sprytny sposób na prowadzenie gospodarki, ale żaden na prowadzenie życia. Konsumpcja sprawia, że jesteśmy rozkojarzeni, zabiegani i odręt­wiali”6.

Yuval Noah Harari w genialnej książce Sapiens. Od zwierząt do bogów świetnie opisuje genezę i rozkwit panującej dzisiaj kapitalistycznej religii wzrostu i jej najważniejsze przykazanie: „Zyski z produkcji należy reinwestować w zwiększanie produkcji”7. Widzimy to w rozwoju globalnych korporacji i nie tylko. Schemat jest taki: produkuj więcej, by więcej zarabiać, a zarobioną kasę inwestuj w zwiększanie produkcji, by zarabiać jeszcze więcej. Nigdy nie przestawaj rosnąć. Oznacza to, że daliśmy się przekonać, że wzrost gospodarczy jest dobrem najwyższym, a sprawiedliwość, wolność i szczęście całych narodów i jednostek zależą właśnie od niego. Jest tylko jeden kłopot: nieustający wzrost gospodarczy stoi w sprzeczności z logiką i ze wszystkim, co wiemy o wszechświecie. Każdy dmuchany bez końca balonik kiedyś pęknie, ale my wciąż udajemy, że nie dotyczy to zasad gospodarki. Chcemy wzrastać i bogacić się w nieskończoność. Tych, którzy kwestionują kapitalizm jako jedyny sposób na dobrostan ludzi i całej planety, oskarża się o wiarę w komunizm i poleca się im przeprowadzkę do Korei Północnej. Jednocześnie zapominając, że handel niewolnikami w epoce nowożytnej, tak jak współczesny wyzysk pracowników i katastrofę klimatyczną, zawdzięczamy właśnie siłom wielbionego przez kapitalistów wolnego rynku. Wygląda na to, że Harari ma rację i kapitalizm to najlepiej funkcjonująca współczes­na religia.

Przydaje mi się taka szersza perspektywa, gdy świat bombarduje mnie reklamami produktów, które obiecują mi szczęście, na zmianę z reklamami kredytów i pożyczek, za które mogę je wszystkie kupić. Już, teraz, natychmiast! Zdaje się, że najważniejsze pytanie Hamleta w XXI wieku nie brzmiałoby wcale: „Być albo nie być?”, ale raczej: „Za gotówkę czy na kredyt?”.

Kup-użyj-wyrzuć. Powtarzaj w nieskończoność

Konsument to dziś synonim słowa człowiek. Każdego dnia miliardy ludzi na ziemi kupują ubrania. W krajach tak zwanej bogatej Północy zakupy bywają ulubioną rozrywką. Kupujemy z nudów, w ramach nagrody lub na pocieszenie, w smutku, złości, w radości, na zapas, na wszelki wypadek, w ramach relaksu, przymusu lub dla zabicia czasu. Każdy powód jest dobry i wystarczający, a niska cena i kultura zakupów pozwalają się szybko rozgrzeszyć.

Dana Thomas w książce Fashionopolis. The Price of Fast Fashion and the Future of Clothes przytacza szokujące statystyki: kupujemy pięć razy więcej ubrań niż w latach osiemdziesiątych. W 2018 roku było to średnio 67 sztuk na jednego mieszkańca. Globalnie oznacza to 80 miliardów ubrań kupowanych rocznie i jeszcze 20 miliardów, których nie udaje się sprzedać. Nadwyżki najłatwiej spalić, i to po cichu, żeby nie musieć się z tego tłumaczyć, jak zrobiła to luksusowa marka Burberry. W 2018 roku zniszczyła ona w ten sposób niesprzedane ubrania, akcesoria i perfumy warte 28,6 miliona funtów, aby „obronić markę” przed obniżkami cen. W ciągu pięciu wcześniejszych lat puściła z dymem luksusowe dobra o wartości przekraczającej 90 milionów funtów8. Ognisko na miarę naszych czasów.

Eksperci przewidują, że jeśli nie zmienimy zakupowych nawyków, przy rosnącej liczbie ludności, w 2030 roku będziemy kupować jeszcze więcej. Aż 63 procent więcej – 102 miliony ton ciuchów zamiast obecnych 62 milionów. Jeśli przeliczyć te tony ubrań na T-shirty – daje to 500 miliardów sztuk. Ten szalony wzrost ma odzwierciedlenie w zarobkach branży odzieżowej. W ciągu ostatnich trzydziestu lat wartość handlu modą wzrosła z 500 miliardów dolarów do 2,4 biliona dolarów rocznie. Zawdzięczamy to naszej obsesji zakupów oraz nowemu modelowi produkcji, który znamy pod hasłem fast fashion. Wielce lukratywnemu modelowi, przynajmniej dla niektórych. W 2018 roku na liście pięćdziesięciu pięciu najbogatszych ludzi świata było ośmiu właścicieli modowych marek. Przeniesienie produkcji do krajów o najtańszej sile roboczej było prawdziwą rewolucją i pozwoliło drastycznie obniżyć koszty wytworzenia ubrań, a tym samym ich ceny. I nagle okazało się, że „potrzebujemy”wielokrotnie więcej ciuchów niż wszystkie poprzednie pokolenia homo sapiens. Mimo że nadal przypada nam tylko jedno ciało na osobę. Kupujemy o wiele, wiele więcej, bo liczy się ilość, nie jakość. Cena zaś czyni cuda, niezależnie od tego, ile zarabiamy.

Wszystkie nasze Agnieszki

Ten gigantyczny wzrost konsumpcji mody nie mógłby się wydarzać bez mediów społecznościowych. Jeśli tak jak ja nie urodziłaś się z telefonem komórkowym w ręce i pamiętasz dzieciństwo bez internetu, pewnie przypomnisz sobie bez trudu imię koleżanki, do której najczęściej się porównywałaś. W mojej klasie w podstawówce najjaśniej świeciła Magda. Była odważna, wysportowana, pyskata i bardzo pomysłowa, trochę jak Merida Waleczna. W ogólniaku zmieniłam punkt odniesienia. Chciałam być, a raczej wyglądać jak Agnieszka M. Byłam głęboko przekonana, że życie w ciele Agnieszki oznacza absolutne szczęście. Wierzyłam, że kiedy wygląda się jak ona, nawet największy zawód miłosny czy pałę z chemii przeżywa się jakoś godniej, szlachetniej i głębiej. Agnieszka była w moich oczach doskonale piękna. Wysoka, bardzo szczupła, z długimi blond włosami i trochę nadąsaną miną. Może nie była najmilsza, ale bez trudu jej to wybaczałam. Aga bowiem wyglądała dokładnie tak jak modelki, które podziwiałam na pokazach mody transmitowanych dzień i noc na kanale Fashion TV. Te bardzo szczupłe dziewczyny w przepięknych kreacjach były jak z innego świata. To wtedy, na początku nauki w liceum, uznałam, że co prawda nie mam wpływu na swój marny wzrost (168 centymetrów), ale zdecydowanie powinnam zająć się wagą. Moje 53 kilogramy to była porażka, ustawiłam więc poprzeczkę na 48 i zaczęłam żyć pod dyktando wagi łazienkowej. Szybko zostałam ekspertką od najróżniejszych diet i głodówek, a matematyka wreszcie się przydała – do liczenia kalorii. Ćwiczenia nie były już frajdą, jak w podstawówce, ale wielogodzinną karą za każdy nadprogramowy kęs. Zamieszkałam w królestwie odchudzania, odraczając prawdziwe życie do czasu osiągnięcia upragnionej wagi, na kilka długich i mrocznych lat. Jednocześnie zewsząd słyszałam refren, że to przecież „najpiękniejszy okres w życiu, młodość, radość i beztroska”. Jasne!

Do dziś zastanawia mnie, jak niewiele z nas ma świadomość, że tylko około 8 procent kobiet na ziemi ma proporcje ciała zbliżone do modelek. Zresztą i tak mamy to gdzieś, bo przecież wiemy swoje. Świat już dawno wgrał nam wzorzec wyglądu i zaprogramował nasze pragnienia. Kiedyś kanony piękna dyktowały obrazy mistrzów, potem filmy, telewizja i prasa. Niedawno dołączył internet, a chwilę później media społecznościowe. Nagle świat okazał się pełen Agnieszek, choć kiedyś była tylko ta jedna na całą klasę i szkołę. Teraz super-Agnieszki są wszędzie i chętnie dzielą się z nami swoim „codziennym życiem”. Jest ono pełne radosnych poranków w designerskich wnętrzach i śnieżnobiałej pościeli z lnu. Ze śniadaniami serwowanymi do łóżka, po których nie ma okruszków. Agnieszki wiodą piękny żywot. Są w nim miłość, sielanka, podróże i totalna harmonia. Work-life balance. I żyli długo i szczęśliwie.

Z grubsza chodzi mi o to, że korzystając namiętnie z Instagrama, możemy dojść do wniosku, że świat zamieszkują niemal wyłącznie Agnieszki. Jedna nawet podzieliła się z 400 tysiącami swoich obserwatorek przemyśleniami na temat panującej obecnie „mody na brzydotę”, która ją – estetkę – bardzo niepokoi, bo kłóci się z potrzebą otaczania się pięknymi przedmiotami i zapewne ludźmi. Smutne to i krzywdzące. Dla wszystkich. Mam bowiem przeczucie, że w tej pułapce perfekcji, pod lupą krytyki, także Agnieszkom jest ciężko.

Tak działa obsesja doskonałości i trucizna porównań, którą sobie serwujemy do kawy, a czasem jeszcze przed pierwszym łykiem. Poranna działka social mediów potrafi skutecznie otrzeźwić, ale też zamulić. Piszę to także do siebie, bo zdarza mi się zacząć dzień na plaży w Dubaju lub na zakupach w Mediolanie, żeby po (dłuższej) chwili odkryć, że to jednak nie moje życie, ale cudza relacja. Ja ją tylko podglądam przez szybkę smartfona i nie jest mi od tego ani odrobinę fajniej. Napisano już o tym całe książki i zrobiono masę badań, ale czuję, że skali wpływu i długofalowych skutków korzystania z mediów społecznościowych jeszcze w pełni nie rozumiemy. Wolimy się tym nie zajmować, bo tyle jest innych problemów. Najważniejsze wnioski dają jednak do myślenia: media społecznościowe nie tylko nas uzależniają, ale też bardzo dołują. Nie chodzi w nich o naszą rozrywkę i dobre samopoczucie, ale o nasz czas i uwagę – przeliczalne na pieniądze reklamodawców. Świetnie ilustruje to dokument filmowy Dylemat społeczny, wyjaśniając sposób, w jaki sterują nami algorytmy wyświetlania treści. Facebook, Twitter czy TikTok walczą o każdą sekundę naszego życia w sieci. Oczywiście ma to swoje poważne konsekwencje i wpływa nie tylko na pojedynczych użytkowników i użytkowniczki, ale też na całe społeczności. Czy nam się to podoba, czy nie, okazuje się, że całkiem łatwo się nami steruje poprzez podsuwanie nam określonych treści. Czasem kończy się to głośnym zwycięstwem Donalda Trumpa, a czasem cichym dramatem. Liczne badania naukowe, przytaczane w książce Andersa Hansena Wyloguj swój mózg. Jak zadbać o swój mózg w dobie nowych technologii, nie pozostawiają złudzeń – istnieje wyraźna korelacja między wzrostem osób chorych na depresję a rozwojem serwisów społecznościowych. Im więcej czasu spędzamy, śledząc życie innych, tym gorzej czujemy się we własnym i tym większe ryzyko depresji. Cierpią też nasze relacje i wzrasta poczucie osamotnienia. W zasadzie nie chodzi tylko o media społecznościowe. Wszystko, co się wiąże z czasem spędzonym przed ekranami, prowadzi do pogorszenia nastroju. Bezpieczny limit to godzina dziennie. Nierealne! Cholera, chyba wiem, co myślisz! Mój telefon też pełen jest blokad, które najpierw sama zakładam, a następnie omijam.

Zainstaluj w telefonie aplikację, która zmierzy twój czas spędzany z komórką w dłoni. Sprawdź po tygodniu dzienne i tygodniowe statystyki. Wyciągnij wnioski i sama zdecyduj, ile wart jest twój czas i na co chcesz go przeznaczać.

Zawód: influencerka

W kontekście mody wiadomo już, że influencerki sprzedają dziś ubrania (i nie tylko) dużo skuteczniej, niż robią to reklamy w magazynach modowych czy w telewizji. Od ponad dekady popularność twórców internetowych stale rośnie. Mamy zaufanie do youtuberek, instagramerek i blogerek, o których lubimy myśleć, że są takie jak my, w odróżnieniu od niedostępnych celebrytek i gwiazd. Obserwujemy ich życie, komentujemy treści i czujemy, że są kimś znajomym i bliskim. Sekret polega na relacji. Stare reklamy w prasie czy w telewizji są anonimowe. Gdy sukienkę lub krem poleca ktoś, kogo dobrze znamy, bo wiemy z relacji, jak mieszka, co jada na śniadania i gdzie spędza wakacje, mamy wrażenie, że mówi dokładnie do nas. Doradza szczerze, w trosce o nas i „od serca”. Ufamy więc radom, jak żyć piękniej i szczęśliwiej, oraz poleceniom, co kupić i gdzie. Wielki biznes szybko dostrzegł tu szansę na skuteczną promocję marek i towarów. W ten sposób rozwinął się tak zwany influencer marketing9. „Z badań przeprowadzonych przez Mediakix, agencję zajmującą się influencer marketingiem, wynika, że blisko 20 procent firm wydało w 2019 roku ponad połowę swojego budżetu marketingowego na współpracę z influencerami”10. Pół biedy, gdy te współprace są wyraźnie oznaczone i wiemy, że internetowy twórca lub internetowa twórczyni zarabiają na polecaniu nam określonych rzeczy. Niestety, mimo obowiązującego prawa często reklamowe treści nie są w żaden sposób oznaczane, a my regularnie padamy ofiarą manipulacji.

Kupujemy od tych królowych wpływu nie tyle sukienkę, bransoletkę czy buty, ile styl życia. Zachwyca nas i pociąga to, jak nasza „Agnieszka” wygląda, mieszka, podróżuje, je i ćwiczy. Fascynuje, jak bajecznie spędza czas z ukochanym lub z dziećmi. Tego życia nie możemy kupić, ale na pocieszenie przybywają reklamowane przez gwiazdę rzeczy. Wszystkie te piękne przedmioty, którymi się otacza i które opromienia swoim szczęściem. Letnia sukienka, w której spędza tydzień na Zanzibarze, buty, w których spaceruje po rzymskich uliczkach, albo torebka, którą miała na garden party z przyjaciółmi. Czasem wystarczy szczotka do masażu lub chociaż szminka czy lakier do paznokci. Wszystkie te produkty świecą odbitym światłem naszej gwiazdy i są na wyciągnięcie ręki… oraz portfela. Oto magia z hashtagiem #współpraca lub bez. Kupujemy marzenia, pewną wizję życia i nas samych. Najczęściej całkiem nieświadomie. Wierzymy, że nie dałybyśmy się złapać na lep reklamy – w końcu jesteśmy doros­łe i inteligentne, nie z nami te numery. Wcześniej porównałyśmy tę piękną, dopracowaną w każdym calu medialną kreację z naszym wielce niedoskonałym życiowym zapleczem i wyszło nam, że nie mamy wyboru. Po prostu „autentycznie potrzebujemy tych rzeczy”.

Tak działa manipulacja. „Wielu influencerów w pogoni za popularnością zaczęło manipulować rzeczywistością oraz tworzyć równoleg­­ły świat – idealnego życia. Niby mamy świadomość, że pokazywany w mediach społecznościowych świat jest nieprawdziwy – wszyscy są tam piękni, młodzi, zadowoleni z pracy i na nieustających wakacjach – a jednak ma to wpływ na nasze samopoczucie i emocje. Oglądając takie idealne obrazki, dopada nas poczucie gorszości, tego, że nasze życie jest nieudane, a my sami nic niewarci. (…) dezinformacja może przyjmować różne oblicza i oddziaływać na nas w różny sposób. Może mieć wpływ na nasze zachowania zakupowe, na sposób myślenia o samych sobie i w efekcie na nasze samopoczucie”11. A co jest najlepszym lekiem na smutki, jaki podsuwa nam kultura konsumpcjonizmu? Zakupy!

Coraz częściej przenosimy się do internetowego sklepu wprost z instagramowego posta. Media społecznościowe nokautują tym samym tradycyjną reklamę i dziś uznaje się je za jeden z podstawowych czynników, które zmieniły nawyki zakupowe generacji Z w ostatniej dekadzie. Jedna piąta kupujących online w wieku do trzydziestu siedmiu lat szuka inspiracji do zakupów w mediach społecznościowych. To olbrzymi skok w porównaniu z zaledwie 5 procentami konsumentów powyżej tego wieku12. Czy właśnie poczułam się jak dinozaurzyca, bo choć kupuję online, nadal wolę oldschoolowe zakupy w realnym świecie, z przymierzalnią i bez hashtagów? Być może!

Jednak negatywne skutki przedawkowania mediów społecznościowych to znacznie więcej niż zakupy; to wręcz temat na osobną publikację. Niektórzy badacze, jak Michael Harris, porównują korzystanie z nich do kompulsywnego jedzenia, które sprawia, że stajemy się „społecznie otyli” i stale głodni połączeń z innymi. A jednocześ­nie niedożywieni, bo nasze internetowe liczne kontakty z innymi wcale nas nie karmią, ale tylko wzmagają poczucie osamotnienia13.

Zrób przegląd kont, które obserwujesz na Instagramie. Przestań śledzić te, które wpędzają cię w kompleksy, gorszy nastrój lub poczucie winy albo nieustannie popychają do zakupów. Choćby cieszyły oko najpiękniejszymi obrazkami, nie pozwól, by zaniżały twoją samoocenę… Bez obaw, unfollow nie jest dożywotni. Wersja rozszerzona dla twardzielek: podaruj sobie tygodniowy detoks od mediów społecznościowych i porównaj swoje samopoczucie pierwszego i ostatniego dnia. Bywa, że dzieje się magia ;)

Pospiesz się, Kim

Szalone tempo i wielkie pieniądze branży fast fashion świetnie ilustrują liczne afery i skandale. Kiedy w 2019 roku Kim Kardashian udostępniła w swoich social mediach zdjęcie z przymierzalni, na którym mierzy złotą sukienkę, zebrała miliony lajków. Post zakończyła żartobliwą prośbą do marek fast fashion: „Czy możecie poczekać, aż założę sukienkę w prawdziwym życiu, zanim ją skopiujecie?”. Po kilku godzinach dostała od jednej z nich odpowiedź: „Diabeł ciężko pracuje, ale Missguided jeszcze ciężej. Masz tylko kilka dni, zanim wrzucimy dostawę w online”. Na zdjęciu modelka Missguided ma na sobie identyczną złotą sukienkę, którą marka już zdążyła skopiować14. Co prawda sąd w Kalifornii przychylił się do skargi Kim i zobowiązał firmę do wypłacenia jej „odszkodowania” w wysokości 2,8 miliona dolarów, ale co ciekawe – spór nie dotyczył praw autorskich. Chodziło raczej o bezpłatne wykorzystanie wizerunku celebrytki. „Pojedynczy post Kardashian w mediach społecznościowych może przynieść dochody w wysokości kilkuset tysięcy dolarów, a jej długoterminowe umowy wyceniane są w milionach dolarów” – argumentowali prawnicy Kardashian15.

To świetna ilustracja siły wpływu influencerek. Już dziś ponad połowa postów publikowanych na Instagramie dotyczy ubrań i kosmetyków. Hashtagiem #fashion oznaczono ponad miliard postów. Internetowi twórcy i internetowe twórczynie są niezwykle skuteczni, więc marki stale zwiększają budżety na takie współprace. Efekty promocji można łatwo zmierzyć, śledząc ruch followersów z konta gwiazdy do sklepu marki i sumując zyski dokonanych transakcji. Im bardziej znane konto, tym więcej potencjalnych klientów. Tak monetyzuje się dzisiaj naszą uwagę i czas spędzany w social mediach16. Nic dziwnego, że wiele instagramowych kont to niekończący się serial o zakupowych szaleństwach i codziennych unboxingach. Łatwo zapomnieć, że twórczyni dostaje te ubrania za darmo i dodatkowo zarabia na ich promocji. Obserwatorki natomiast kupują, czasem na kredyt, wydając więcej, niż mają. W tym systemie mody instant pandemiczne zamknięcie galerii handlowych niewiele zmienia, bo dla całej rzeszy ludzi centrum handlowym (a czasem też centrum świata) są dzisiaj media społecznościowe.

Na celowniku: młodość

Dla branży szybkiej mody nie jestem już wymarzoną klientką. Żyjąc na tym świecie kilka dobrych dekad, zdążyłam się nauczyć, co mi służy, a co nie. Przez moją szafę przewinęło się tyle różnych ubrań i trendowych burz, że nabrałam dystansu do sezonowych nowinek i nie łapię zadyszki, goniąc za trendami. Nie mówiąc o tym, jak otrzeźwiająco działa znajomość kulisów branży i umiejętność realnej wyceny ubrań. Taka krytyczna postawa nie ułatwia życia marketingowcom. Łatwiejsze i skuteczniejsze jest polowanie na młodzież, której ubrania pomagają budować swoją tożsamość i uznanie w grupie. Całe pokolenie urodzone około 2000 roku – generacja Z – nie zna świata bez fast fashion. Dla nich tania moda to codzienność i oczywistość. Nie mają też zbyt wielu alternatyw i nie rozumieją, „po co przepłacać”. To przecież dzieci sprzedażowego boomu fast fashion. Właśnie w latach 2000–2014 światowa produkcja ubrań podwoiła się do 100 miliardów sztuk rocznie, a ich ceny spadły, i to pomimo rosnącej inflacji. Młodzi dorastają w świecie, w którym ASOS wypuszcza co najmniej 5 tysięcy nowych modeli tygodniowo, a Shein około tysiąca dziennie17. Kupują to, co wszyscy, i tak, jak wszyscy. To, co jest dostępne – jednorazową modę instant, szybką i łatwą w użyciu jak kisiel w proszku albo zupka chińska. Od roku 2010 dominujące imperia szybkiej mody, takie jak Zara czy H&M, mają nowych, groźnych konkurentów, którzy celują właśnie w młodzież. Dealerzy ultrafast fashion, tacy jak Boohoo, Fashion Nova, Shein i Princess Polly, docierają do milionów młodych ludzi, którzy kupują inaczej niż starsi – za pośrednictwem mediów społecznościowych. Gdy stara gwardia fast fashion nadal skupia się na sklepach stacjonarnych, internetowe platformy ostro inwestują w online i tam łowią nowe pokolenie klientów i klientek. Coraz bardziej zaciera się granica między scrollowaniem a zakupami. Kupujemy zainspirowani postami na Instagramie. I odwrotnie – kupujemy, aby nie powielać stylówek w sieci. Korelacja między rozwojem mediów społecznościowych i fast fashion nie pozostawia złudzeń. Jedna machina napędza drugą.

W tej relacji młodych z fast fashion jest pewien paradoks. Pokolenie Z jest przecież coraz bardziej świadome ekologicznych wyzwań i od dziecka dorasta w cieniu katastrofy klimatycznej. Jednak mimo rosnącej nieufności wobec szybkiej mody nadal trudno przychodzi im wyplątanie się z jedynego znanego sposobu konsumpcji ubrań. To zjawisko badali naukowcy Nikolas Rønholt i Malthe Overgaard, którzy w 2020 roku opublikowali raport The Fast Fashion Paradox18. Zainteresował ich rozdźwięk między rosnącą popularnością ultrafast fashion a naciskiem na bardziej zrównoważony świat. Z ich badań wynika, że wciąż bagatelizujemy negatywny wpływ mody na ludzi i środowisko i łatwo nabieramy się na ekościemy, którymi marki próbują uspokoić nasze sumienia. Gdy dodamy do tego dużą presję na wygląd, niskie ceny i częste zakupy, łatwiej uzasadnić rozbieżność między deklarowanymi postawami a zachowaniem. Marki fast fashion zdają się doskonale to rozumieć i odpowiednio planować swoje niezwykle skuteczne strategie komunikacji. Z badania wynika, że młodzi konsumenci rozwinęli postawę: „podoba mi się, więc kupuję” (ang. I like it – I buy it), która uzasadnia ich częste zakupy, nawet jeśli w głowie świta im już myśl, że to nie do końca OK.

Jeśli masz w domu nastolatkę (albo sama nią jesteś), uznaj prawo młodości do szaleństw i błędów (także tych modowych). Nie truj o szafie kapsułowej na lata komuś, kto dopiero odkrywa, kim jest i co lubi. Zamiast dawać bana na sieciówki, zachęcaj do kontestacji reguł fast fashion i buntu przeciw byciu sterowanym przez system klonem.

Równocześnie to właśnie młodzi ludzie, z pokolenia Grety Thunberg, są dziś zapalonymi bywalcami sklepów z używaną odzieżą i coraz chętniej kupują z drugiej ręki. Pokolenie Z głośno domaga się też zrównoważonych działań od firm, w których kupuje. Analitycy mody twierdzą, że to zielone nawyki generacji Z znacznie spowolniły globalną ekspansję fast fashion (branża odzieżowa mocno obrywa także podczas strajków klimatycznych). W odpowiedzi na to największe marki z branży mody inwestują w zrównoważone technologie, aby utrzymać biznes. Zobowiązują się być bardziej zrównoważone i odpowiedzialne. Publikują raporty CSR19 i składają liczne zielone obietnice. Poza jedną – że ograniczą produkcję i zarobią mniej20. Niestety trochę lepsze materiały i nieco lepsze torby nie zrekompensują skali nadprodukcji i napędzanej przez nią hiperkonsumpcji.

Nic więc dziwnego, że w tym rozdarciu między wartościami a codziennymi wyborami wielu ludzi tłumaczy się popularnym sloganem: w kapitalizmie nie ma etycznej konsumpcji. Pytanie tylko, czy to dobre usprawiedliwienie dla wspierania branży, która przedkłada zyski nad prawa człowieka i negatywny wpływ na środowisko. Jeśli umawiamy się, że etyczna konsumpcja nie jest możliwa, to umawiamy się też na kres cywilizacji. Na świat, który rozmienimy na drobne.

Tymczasem zrównoważony rozwój nie jest produktem, ale sposobem myślenia, a pojawia się tam, gdzie mamy choć chwilę na edukację i refleksję.

#ciałopozytywność

Dostępne w wersji pełnej

TYslow fashion

Dostępne w wersji pełnej

Polecenia

Polecenia

Dostępne w wersji pełnej

Podziękowania

Podziękowania

Dostępne w wersji pełnej

Przypisy

Przypisy

ZAMIAST WSTĘPU

1 — Szkoła Artystycznego Projektowania Ubioru w Krakowie, należąca do Krakowskich Szkół Artystycznych.

ROZDZIAŁ 1. O co tyle hałasu

1 — O tym, jak bardzo ubrania są ważne i osobiste, najpełniej opowiada książka Karoliny Sulej Rzeczy osobiste. Opowieść o ubraniach w obozach koncentracyjnych i zagłady.

2 — Ukuto nawet termin dopamine dressing – to pomysł, by wybierać tylko te ubrania, które cieszą i podnoszą poziom dopaminy nazywanej hormonem szczęścia.

3 — Marion Woodman to kanadyjska psycholożka, poetka i pisarka. Zajmowała się psychologią analityczną opartą na teoriach Karola Gustawa Junga. Jej książki Świadoma kobiecość i Uzależnienie od doskonałości trzymam na półce dla moich córek, gdy tylko podrosną.

4 — Rebecca Solnit, Matka wszystkich pytań, tłum. Barbara Kopeć-Umiastowska, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2021, s. 76.

5 — Fragment tekstu piosenki zespołu Hey Cudzoziemka w raju kobiet, autorstwa Katarzyny Nosowskiej.

6 — Glennon Doyle, Nieposkromiona, tłum. Irmina Lubowiecka, Wydawnictwo Sensus, Gliwice 2021, s. 65.

7 — Yuval Noah Harari, Sapiens. Od zwierząt do bogów, tłum. Justyn Hunia, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014, s. 380.

8 — Burberry Burns Bags, Clothes and Perfume Worth Millions, https://www.bbc.com/news/business-44885983, dostęp: 22.11.2021.

9 — Działanie marketingowe polegające na odpłatnej promocji marki lub produktu przez osoby z dużymi zasięgami i wpływem na swoje internetowe społeczności.

10 — Natalia Hatalska, Wiek paradoksów. Czy technologia nas ocali?, Wydawnictwo Znak, Kraków 2021, s. 155.

11 — Ibidem, s. 156.

12 — Lauren Bravo, How to Break Up with Fast Fashion. A Guilt-Free Guide to Changing the Way You Shop – for Good, [s.l.] 2020, s. 74.

13 — Natalia Hatalska, Wiek paradoksów, op. cit., s. 99.

14 — Ashley Carman, Kim Kardashian West Wins $2.8 Million from Company That Kept Tagging Her in Instagram Posts, https://www.theverge.com/2019/7/3/20681128/missguided-kim-kardashian-west-lawsuit-instagram-tag-fashion, dostęp: 22.11.2021.

15 — Kim Kardashian Will Pocket Nearly $3 Million from Lawsuit Against Missguided, https://www.thefashionlaw.com/kim-kardashian-will-pocket-nearly-3-million-from-lawsuit-against-missguided/, dostęp: 22.11.2021.

16 — Gdy na skutek awarii 6.10.2021 roku przez sześć godzin nie działał wart bilion dolarów Facebook, jego właściciel, Mark Zuckerberg, stracił 6 miliardów dolarów, a serwis Snopes oszacował straty reklamowe giganta na około 80 milionów dolarów. Źródło: https://www.forbes.pl/biznes/historyczna-awaria-facebooka-kosztowala-zuckerberga-6-miliardow-dolarow/39lmscv, dostęp: 5.12.2021.

17 — Terry Nguyen, Gen Z Doesn’t Know a World without Fast Fashion, https://www.vox.com/the-goods/2021/7/19/22535050/gen-z-relationship-fast-fashion, dostęp: 22.11.2021.

18 — Nikolas Rønholt, Malthe Overgaard, An Exploratory Study. The Fast Fashion Paradox, https://www.researchgate.net/publication/ 341756158_An_Exploratory_Study_The_Fast_Fashion_Paradox, dostęp: 22.12.2021.

19 — CSR (Corporate Social Responsibility), społeczna odpowiedzialność biznesu – oznacza uwzględnienie w działaniach przedsiębiorstw interesów społecznych, zrównoważonego rozwoju i ochrony środowiska. Obecnie coraz więcej firm deklaruje zaangażowanie w tym obszarze, bo tego oczekują współcześni konsumenci mody. Jednak dopóki zamiast transparentnej komunikacji i twardych danych mamy na stronach marek tylko ogólniki, wygląda to na greenwashing, a nie na prawdziwe dobre praktyki.

20 — Ograniczenie produkcji w obliczu kryzysu klimatycznego zadeklarowała jedynie marka Patagonia. Zob. Zysk to nie wszystko. Patagonia nie chce już rosnąć, https://sukces.rp.pl/styl/art17722201-zysk-to-nie-wszystko-patagonia-nie-chce-juz-rosnac, dostęp: 15.03.2021.

Copyright © by Katarzyna Zajączkowska-Fajto

Projekt okładki Katarzyna Bućko

Fotografie na okładce Moda: © Yevhen | Adobe Stock Krosno: © honglouwawa | Istock Kobieta: © taylor deas melesh | Unsplash Wieszaki: © andrej lisakov | Unsplash Ubrania: © annie spratt | Unsplash Rzeka: © mario alvarez | Unsplash

Fotografia autorki w książce © Robert Cieślik

Fotografie rozmówczyń Grażyny Latos: © Karolina Kaja Gołuchowska Marty Niedźwieckiej: © Weronika Ławniczak Karoliny Sulej: © Mateusz Kubik

Kolaże© Katarzyna Zajączkowska

Ilustracje© Elena Ciuprina

Redaktorka inicjująca Eliza Kasprzak-Kozikowska

Redaktorka prowadząca Agnieszka Narębska

Redakcja Magdalena Świerczek-Gryboś

Adiustacja Aleksandra Kleczka

Korekta Anastazja Oleśkiewicz Magdalena Wołoszyn-Cępa | Obłędnie Bezbłędnie

ISBN 978-83-240-8670-2

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Ossowska