Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zatopiony statek, zaginiona dziewczyna, pytania pozostawione bez odpowiedzi...
Kieran Elliott w młodości popełnia błąd, który na zawsze zmienił jego życie. Po latach wraz z żoną i córeczką odwiedza niewielką nadmorską miejscowość, w której niegdyś mieszkał. Pomimo upływu lat wciąż prześladuje go ogromne poczucie winy. W tym samym czasie na plaży zostaje odkryte ciało młodej dziewczyny, a na jaw wychodzą dawne tajemnice.
Jane Harper w imponujący sposób opisuje nadmorskie krajobrazy, pokazując, że atmosfera miejsca w nieunikniony sposób kształtuje ludzkie życie.– „Sydney Morning Herald”
Jane Harper – Przez trzynaście lat pracowała jako dziennikarka w Australii i Wielkiej Brytanii. Mieszka z rodziną w Melbourne. Jej debiutancka powieść, Susza (wyd. pol. 2016), stała się bestsellerem, a na jej podstawie nakręcono głośny film. Kolejne książki Jane Harper, Siła natury (wyd. pol. 2019), Stracony (wyd. pol. 2020), również okazały się bestsellerami.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 396
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: THE SURVIVORS
Copyright © Jane Harper 2020 Copyright © for the Polish translation by Tomasz Wyżyński, 2023 Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2023
Redakcja: Jacek Ring Korekta: Kamila Recław, Beata Wójcik Projekt okładki: Sean Garrehy – LBBG Adaptacja okładki: Magdalena Zawadzka Zdjęcie na okładce: © Shutterstock Redaktor prowadzący: Katarzyna Monika Słupska
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione.
Wydanie I
ISBN: 978-83-8252-112-2
Dla Charlotte i Teda
Wyglądała jak jeden z posągów na skałach – prawie.
Stała w półmroku, odwrócona plecami, wokół jej stóp pluskała woda. Później się poruszyła. Lekko przestąpiła z nogi na nogę i odetchnęła, ale to wystarczyło, by złudzenie prysło.
W dalszym ciągu spoglądała obok, na coś, czego nie dostrzegał w ciemności. Nagle nadpłynęła fala – czysta, chłodna woda otoczyła jej nogi i zawirowała wokół nagich łydek. Patrzył, jak opuszcza wolną rękę i unosi spódnicę nad kolana. Powietrze miało zapach soli. Wilgotna koszulka z krótkimi rękawami przykleiła się jej do pleców i brzucha.
Znowu nadpłynęła fala i tym razem silny prąd zmusił go do zrobienia kroku w jej stronę. Nie zauważyła tego. Pochyliła głowę i przyglądała się czemuś leżącemu w wodzie. Na jej obojczyku lśnił srebrny łańcuszek. Kolejna fala. Puściła sukienkę, uniosła dłoń i odrzuciła kucyk, który opadł jej na twarz. Był ciężki, przesiąknięty wodą. Dotknęła palcami warg, by odczepić luźny kosmyk włosów, który do nich przywarł. Poczuł ściskanie w piersi, napiął mięśnie ramion.
„Jeśli chcesz to zrobić…”
Myśl była ledwo słyszalna, zagłuszał ją szum fal. Znowu pociągnął go prąd. Krótko z nim walczył, po czym zrobił następny krok.
Usłyszała go teraz, a przynajmniej wyczuła. Zauważyła zmianę w naturalnym rytmie opływających ją fal.
„Jeśli chcesz to zrobić…”
Uniosła oczy. Wciągnął do płuc słone powietrze.
„Zrób to teraz”.
Kieran miał nadzieję, że wkrótce przestanie czuć lodowaty chłód wody. Zwykle po jakimś czasie zaczynał się do niego przyzwyczajać, ale mijały minuty i ciągle dygotał z zimna. Przygotował się na uderzenie następnej fali.
Powiedział sobie, że woda wcale nie jest taka chłodna. Był koniec lata i nagrzewała się nieco w promieniach popołudniowego słońca. Wywoływała gęsią skórkę, nie hipotermię. Pamiętał, że znacznie zimniejsza woda wydawała mu się miła – tak ją przynajmniej opisywał. Jednak tu, na Tasmanii, szczękał zębami po wejściu do morza.
„Sydney sprawiło, że stałeś się miękki”. Głos rozlegający się w głowie Kierana podejrzanie przypominał głos brata.
Może. Prawdziwy problem polegał na tym, że nie płynął po wzburzonym morzu oddalony o setki kilometrów od najbliższego lądu, lecz stał po pas w wodzie zaledwie trzy metry od brzegu.
Córeczka Kierana leżała opita mlekiem na jego nagiej piersi, owinięta suchym ręcznikiem, w maleńkim kapelusiku chroniącym przed słońcem. Drzemała. Audrey miała już trzy miesiące i stawała się coraz cięższa. Przesunął ją lekko, ignorując lekki ból ramion i chłód odczuwany w nogach. Popatrzył na horyzont i pozwolił jej spać.
Ważna była nie tylko Audrey. Widział na plaży swoją dziewczynę. Leżała na plecach, ubrana; zasłaniała dłonią oczy i miała rozchylone usta. Głowa Mii spoczywała na zwiniętym ręczniku, jej długie włosy rozpościerały się na piasku niczym wachlarz. W tej chwili mogła spać wszędzie, podobnie jak on.
Wokół było niewielu ludzi. Wcześniej obok przeszła para nieznajomych nastolatków; kroczyli boso, trzymając się za ręce. Nieco dalej młoda kobieta zbierała na brzegu muszelki. W środku lata liczba turystów dwukrotnie przekraczała dziewięciuset mieszkańców Evelyn Bay, ale w tej chwili większość gości opuściła Tasmanię: wrócili do Australii albo do innych krajów.
– Hej!
Kieran obrócił głowę na dźwięk znajomego głosu. Zobaczył młodego mężczyznę idącego jedną z wąskich ścieżek łączących plażę z rzędem podniszczonych domów stojących wzdłuż plaży. Młody człowiek się uśmiechnął i poprawił sfatygowany plecak. Obok biegł duży pies nieokreślonej rasy; jego rozmiar i kudłata złocistobrązowa sierść sprawiały, że wydawał się niepokojąco podobny do właściciela.
Kieran wyszedł z wody i przywitał się z Ashem McDonaldem. Przyjaciel zobaczył Audrey na piersi Kierana.
– Cholera jasna… – Odsunął zrogowaciałym palcem róg ręcznika i pochylił nieogoloną twarz, by przyjrzeć się dziewczynce.
– Cóż, trochę za ładna jak na twoją córkę, ale i tak gratuluję. – Wyprostował się i mrugnął do Mii, która wstała, otrzepała piasek z sukienki i podeszła do nich. – Nie, żartuję. Jest piękna.
– Dzięki. – Ash pocałował Mię w policzek, ona zaś stłumiła ziewnięcie i pogłaskała psa. – Cześć, Spryciarzu!
Ash skinął głową w stronę mokrych szortów Kierana.
– Jak woda?
– Dość przyjemna.
– Przypominasz sobie dawne czasy?
Kieran się uśmiechnął.
– Postanowiłem trochę popływać.
Nie potrafił sobie przypomnieć, ile czasu stał z Ashem w morzu jako nastolatek. Wchodzili po pas do wody, by odzyskać formę po meczach piłkarskich rozegranych poprzedniego dnia. Zimna woda cudownie działała na mięśnie. Z pewnością spędzili razem mnóstwo godzin.
Ash przez wiele lat przyjeżdżał do Evelyn Bay w sezonie turystycznym, ale jego matka wróciła po rozwodzie do rodzinnego miasta i zamieszkał w nim na stałe.
W owych czasach Kieran wiedział tylko, że Ash pochodzi z górniczego miasta w zachodniej części stanu. Jego mieszkańcy byli tak twardzi, że lokalna drużyna piłkarska grała na żwirze, nie na trawie. Wobec takiego stanu rzeczy nie był zaskoczony, że nowy kolega okazał się świetnym zawodnikiem. Po raz pierwszy w życiu przestał automatycznie wygrywać testy sprawnościowe, miał poważnego konkurenta do tytułu najlepszego strzelca, a zagrywki na boisku, które od lat wychodziły mu bezbłędnie, spotykały się teraz z agresywnym przeciwdziałaniem. Przez kilka tygodni bezsilnie się złościł, po czym zwiększył intensywność treningów na siłowni i boisku. Później znowu był wściekły, gdy okazało się, że Ash robi dokładnie to samo.
W połowie sezonu Kieran przyszedł późnym popołudniem na plażę, wszedł do wody i przypadkiem stanął obok Asha. Nie poruszał się, splótł ręce na piersi i wpatrywał się w morze. Stali obok siebie w milczeniu przez całą sesję. Za horyzontem, na północy, leżała Australia, a na południu Antarktyda. Przed ich oczami rozciągał się tylko niezmierzony ocean.
– W tym miesiącu pobiłem więcej rekordów życiowych niż przez cały rok w dawnym klubie.
Głos Asha zaskoczył Kierana. Zerknął na kolegę, który czasem był o ułamek sekundy szybszy lub miał lepszy refleks, ale niekiedy okazywał się gorszy. Ash odezwał się znowu, nie odrywając wzroku od wody:
– Jesteśmy nieźli.
Do licha, z irytacją i podziwem zdał sobie sprawę, że Ash ma rację. Byli dobrzy. Kieran nigdy nie był lepszym graczem niż w okresie rywalizacji z tym dupkiem. Trener ogłosił koniec sesji i Kieran patrzył, jak Ash rusza w stronę plaży. Otworzył usta.
– Hej, zaczekaj!
W tej chwili obaj rzadko grali w piłkę, ale po blisko piętnastu latach Kieran był w takiej formie jak kiedyś. Pracował jako fizjoterapeuta sportowy, co znaczyło, że w tej chwili to on zachęcał innych ludzi do stania w lodowatej słonej wodzie. Kieran pomyślał, że Ash również jest w dobrej kondycji. Zajmował się projektowaniem ogrodów i wyglądał jak okaz zdrowia, człowiek przyzwyczajony do dźwigania worków z ziemią i przesuwania ściętych drzew.
– Kiedy przyjechałeś? – Ash postawił plecak na piasku i Kieran usłyszał przytłumiony brzęk narzędzi ogrodniczych.
– Dwie godziny temu.
Kieran i Mia spędzili w domu rodziców tylko tyle czasu, ile nakazywały zasady grzeczności, po czym oświadczyli, że chcieliby odetchnąć świeżym powietrzem. Kieran w dalszym ciągu widział werandę na tyłach domu rodziców, oddzielonego od plaży białym ogrodzeniem. Pomyślał, że będzie musiał znowu wejść do środka, i poczuł przypływ klaustrofobii.
– Jak się miewa twój ojciec? – spytał Ash. – Nie widziałem go od dwóch tygodni.
– Niezbyt dobrze. – Zastanawiał się, czy będzie musiał tłumaczyć, o co chodzi, ale nie, Ash oczywiście kiwał już głową. W miejscowości takiej jak Evelyn Bay ludzie wszystko o sobie wiedzą. Prawdopodobnie znają stan Briana lepiej niż Kieran. Nie widział ojca przeszło półtora roku, gdy ten mógł jeszcze polecieć do Sydney. Nawet wtedy wydawał się zdezorientowany. Verity, matka Kierana, cały czas cierpliwie tłumaczyła mu różne rzeczy. Kiedy przed trzema miesiącami urodziła się Audrey, Verity przyjechała sama, by poznać wnuczkę.
Mimo tych sygnałów ostrzegawczych Kieran był wstrząśnięty, gdy po przybyciu zobaczył otchłań pustki, która była wcześniej Brianem Elliottem. Nie wiedział, czy stan ojca nagle się pogorszył, czy on sam wcześniej negował rzeczywistość. Tak czy inaczej, w wieku zaledwie sześćdziesięciu sześciu lat Brian cierpiał na demencję, która błyskawicznie postępowała Nawet lekarze uważali, że miał pecha.
– Kiedy przeprowadzka? – Ash zerknął na dom rodziców Kierana.
– Za kilka tygodni. – Miejsce zarezerwowane w domu opieki w Hobart czekało. – Uznaliśmy, że mamie przyda się pomoc w pakowaniu.
– Co zamierza zrobić? Ona też niezbyt dobrze się czuje, prawda?
– Nie. – Kieran wyobraził sobie Verity, która w wieku sześćdziesięciu czterech lat wyglądała dziesięć lat młodziej, ciągle uprawiała jogging i jeździła na rowerze. – Znalazła kawalerkę w pobliżu domu opieki.
– Jasne. To na pewno będzie… – Ash przesunął językiem po zębach, szukając właściwego słowa – …wygodne.
– Owszem. – Miał taką nadzieję, choć podejrzewał, że matka będzie niezadowolona.
Ash zastanawiał się przez chwilę.
– Posłuchaj, powiedz Verity, żeby się ze mną skontaktowała przed wystawieniem domu na sprzedaż. Uporządkuję ogród. Oczywiście za darmo.
– Naprawdę? Dzięki, stary.
– Trzeba sobie pomagać. To niemiła historia.
Rzeczywiście, niemiła, zdawał sobie z tego sprawę. Powinien wcześniej wrócić do Evelyn Bay.
– Kiedy tu ostatnio byłeś? – spytał Ash, czytając mu w myślach.
– Chyba dwa lata temu.
– Moim zdaniem jeszcze dawniej – odrzekł Ash.
– Prawie przed trzema laty – wtrąciła Mia, kręcąc głową. Odwróciła się w stronę Asha. – Jak się miewa Olivia? Wysłałam jej mejla, że zostaniemy na tydzień.
– Jest w świetnej formie, koniecznie chce się z wami spotkać. – Ash sięgnął po telefon. – Sprawdzę, czy jest w okolicy, Mieszka tam, w Chacie Rybaka. – Skinął głową w stronę rzędu domów stojących na skraju piaszczystej plaży.
– Naprawdę? – Kieran wyobraził sobie niski drewniany bungalow stojący w odległości kilkuset metrów od domu rodziców. Oczywiście Olivia nie mieszkała w chacie. Podobnie jak prawie wszystkie domy w Evelyn Bay – nawet wiele nowszych – był to typowy budynek w stylu lat sześćdziesiątych. – Od dawna ją wynajmuje?
– Od półtora roku. Od chwili powrotu.
Kiedy Ash dzwonił do swojej dziewczyny, Kieran usiłował sobie wyobrazić, jak Olivia Birch wygląda w wieku trzydziestu lat. Nie widział jej od bardzo dawna i zapamiętał jako osiemnastolatkę. Była wysoka, smukła i zgrabna; dojrzali mężczyźni nazywają takie kobiety posągowymi, a młodzi ludzie „gorącymi”. Regularnie przychodziła na plażę i miała kasztanowe, kędzierzawe włosy związane w kucyk, który niecierpliwie odrzucała na plecy, zapinając kombinezon do nurkowania. „Teraz też jest wysoka i chyba równie piękna” – pomyślał Kieran. Kobiety podobne do Olivii długo zachowują urodę.
Ash przycisnął komórkę do ucha, po czym przerwał połączenie i spojrzał na ekran, marszcząc brwi. Uniósł głowę i ku zdziwieniu Kierana krzyknął:
– Hej! Bronte!
Młoda kobieta, która wcześniej szukała muszelek, siedziała teraz na skraju wody, fotografując coś leżącego w piasku. Usłyszała okrzyk Asha i wstała. Jej sukienka trzepotała na wietrze.
– To współlokatorka Liv – powiedział do Kierana i Mii, po czym wskazał dom i znowu krzyknął: – Olivia jest w domu?
Dziewczyna – Kieran rozumiał, że nazywa się Bronte – pokręciła głową, przesadnie akcentując gest z powodu odległości. „Nie”. Słowo to raczej zobaczyli, niż usłyszeli, bo porwał je wiatr.
Ash przyłożył dłonie do ust.
– Gdzie jest?!
Wzruszenie ramion. „Nie wiem”.
– W porządku, no cóż… – Ash znowu spojrzał na komórkę, coraz mocniej marszcząc brwi. – Ja też nie wiem, co się dzieje. Olivia będzie dziś wieczorem w restauracji, więc wpadnijmy razem na drinka. Przywita się z wami, pogadamy.
– Liv ciągle pracuje w Falach Przyboju? – Mia bez powodzenia usiłowała ukryć zaskoczenie.
– Tak – odparł Ash. – Przynajmniej na razie. Więc o której się spotkamy wieczorem? Koło ósmej?
– Nie jestem pewien, stary. – Wskazał Audrey leżącą na ręczniku w kapelusiku chroniącym przed słońcem. Dziewczynka się obudziła. – Musimy się opiekować małą, a więc…
– Właśnie po to są babcie, prawda? – Ash już wysyłał esemesa. – Dam Liv znać, że przyjdziemy. Przyprowadźcie Seana.
Kieran i Mia wymienili spojrzenia. Wydawało się, że prowadzą długą, niemą rozmowę, po czym leciutko skinęli głowami. Pójdą oboje.
– Okej. – Ash wysłał esemesa, podniósł plecak i zarzucił go sobie na ramię. – Lepiej wezmę się z powrotem do pracy. Zobaczymy się później. – Pochylił się w stronę Audrey. – A ty, maleńka, spędzisz miły wieczór z babcią.
Audrey obróciła główkę, by popatrzeć na Asha, i wiatr zerwał jej z głowy kapelusik. Kieran i Ash chcieli go złapać, ale nim zdążyli się poruszyć, był już daleko. Ash znowu przyłożył ręce do ust.
– Bronte!
Dziewczyna stała po kolana w wodzie, oglądając długi pęk wodorostów trzymany w dłoniach. Płócienna torba leżała bezpiecznie na piasku. Uniosła głowę, słysząc okrzyk; jej ruch wyrażał zarówno zniecierpliwienie, jak i sympatię.
„O co tym razem chodzi?”
Zauważyła kapelusik Audrey toczący się wzdłuż brzegu i wyrzuciła wodorost. Pobiegła za nim w wodzie, przytrzymując spódnicę nad kolanami. Wokół jej nóg wirowała biała piana. Prawie złapała kapelusik, gdy nagle uniósł go wiatr i cisnął w morze, za daleko, by go odzyskać.
Kieran patrzył, jak Bronte się zatrzymuje, zdając sobie sprawę z porażki. Puściła spódnicę, której skraj zatrzymał się tuż nad powierzchnią wody. Z roztargnieniem dotknęła dłonią szyi, unosząc gęste, zmierzwione jasne włosy. Patrzyła na odpływający kapelusik.
– Na co czekasz? – Ash szeroko się uśmiechał. – Płyń!
Bronte się roześmiała i krzyknęła coś, co brzmiało jak: „Sam płyń!”.
– Nie bądź taką cholerną egoistką, Bronte. Jesteś już w wodzie.
Znowu rozpuściła włosy i pogroziła mu palcem.
Ash zaśmiał się i odwrócił. W jego dłoni zadźwięczał telefon. Zerknął na niego, ale nie odebrał połączenia.
Kieran popatrzył na kapelusz kołyszący się na falach. Niepokojąco kojarzył się z ludzką głową.
– Och, cóż… – Mia wzięła Audrey na ręce. – Chyba jest stracony, kochanie. Przykro mi.
Dziewczynka nie wydawała się zmartwiona. W milczeniu uniosła pulchną rączkę, chwyciła naszyjnik matki i zacisnęła w dłoni srebrny łańcuszek. Stali na plaży i patrzyli na kapelusik, który zakołysał się dwa razy, po czym pochłonęło go morze.
Restauracja Fale Przyboju wyglądała dokładnie tak samo jak trzy lata wcześniej. A nawet dziesięć lat wcześniej. Jedną ze ścian drewnianego budynku w dalszym ciągu ozdabiał wizerunek ogromnego kraba wykonany z muszli spłowiałych od słońca. Nad drzwiami znajdował się napis: SMAŻONE RYBY PROSTO Z MORZA!, a krzywa strzałka wskazywała ocean leżący kilkadziesiąt metrów od tarasu, na którym można było zjeść posiłek.
Kieran i Mia przeszli Beach Road, nie rozglądając się na boki. Byli ubrani w zapięte pod szyję kurtki wyjęte z szafy w domu w Sydney. Evelyn Bay kojarzyło się Kieranowi z miastem widmem, jak zawsze pod koniec lata. Miejsca parkingowe, tak cenne w sezonie letnim, że kierowcy toczyli o nie awantury, były teraz puste i nikt się nimi nie interesował. Wszystkie sklepy, w tym niewielki market, zamknięto na noc, a zaryglowane okna sugerowały, że wiele z nich zawiesiło działalność na zimę.
Chyba nie zawsze tak było. Evelyn Bay leżało między dziewiczymi lasami a oceanem. Kiedy rodzice Kierana byli młodzi, mieszkańcy miasta zajmowali się głównie połowem ryb i leśnictwem. Następne pokolenie organizowało w lecie rejsy dla turystów pragnących podziwiać delfiny, a w zimie zajmowało się dorywczymi pracami. Część mieszkańców wyjechała.
W Falach Przyboju panował spory ruch, co o tej porze roku oznaczało, że w lokalu siedzi kilka osób przy sześciu stolikach. Kiedy weszli, nikt nie zwrócił uwagi na Kierana. Nie spodziewał się zainteresowania – dwanaście lat to szmat czasu, i już spotykał niewielu ludzi, których pragnął zobaczyć. Mimo to poczuł lekką ulgę.
Na tarasie piło piwo kilku młodych mężczyzn, których nie kojarzył. Zapadł już zmrok. Udawali, że nie jest im zimno w koszulkach z krótkimi rękawami. Ucieszył się, gdy zobaczył Asha siedzącego przy stoliku w tylnej części restauracji. Przyjaciel trzymał w jednej ręce szklankę piwa, a w drugiej komórkę. Kiedy zobaczył ich wchodzących do restauracji, odłożył ją na odrapany blat.
– Verity zgodziła się zaopiekować małą? To miło z jej strony.
Kieran kiwnął głową. Matka spełniła prośbę bez słowa skargi. W milczeniu odsunęła kilka częściowo wypełnionych pudeł przygotowanych do przeprowadzki, po czym usiadła na kanapie z mężem i wnuczką. Mieli przed sobą miły wieczór w restauracji, a ona musiała się opiekować Audrey i Brianem. Kieran i Mia popatrzyli na siebie w holu, czując wyrzuty sumienia. Nieśpiesznie włożyli buty i odszukali komórki. Po chwili Verity wstała z kanapy i otworzyła drzwi frontowe. Przewróciła oczami, gdy wreszcie wyszli na zewnątrz i poczuli chłodny powiew wieczornego powietrza.
Na stole zabrzęczała komórka Asha, który zerknął na ekran.
– Sean już idzie. Musiał coś naprawić na łodzi.
– Coś poważnego?
– Prawdopodobnie nie, chyba jest po prostu zmęczony. – Ash wypił łyk piwa. – Nawet Liv mówiła…
– Co mówiłam? – Przy stoliku pojawiła się kelnerka z notesem i długopisem w ręku. Była ubrana w charakterystyczną pomarańczową koszulkę i spódnicę, strój personelu Fal Przyboju. Nie zwróciła uwagi na odpowiedź Asha i obeszła stolik. – O mój Boże, Mia, cześć!
Olivia Birch wyciągnęła ręce w stronę Mii, która wstała, by się z nią przywitać. Dwie kobiety się uścisnęły, po czym nieco odsunęły, by sobie przyjrzeć.
Kieranowi zawsze imponowała uroda Olivii. Nawet dziesięć lat po ukończeniu szkoły średniej, w jaskrawopomarańczowym stroju, z bujnymi kędzierzawymi włosami potarganymi w połowie zmiany, była najpiękniejszą kobietą w lokalu.
– Cześć, Kieran! – powiedziała nad ramieniem Mii.
– Miło cię widzieć, Liv.
Wydawało się, że Olivia zamierza coś dodać, ale cofnęła się i otworzyła notes.
– Drinki?
– Liv, dzięki za śpioszki, które przysłałaś Audrey – rzekła Mia, gdy Olivia wróciła z tacą. – Mam jej zdjęcie…
Wyjęła komórkę. Olivia postawiła tacę na stole i zerknęła na wyświetloną fotografię.
– Boże, śliczne maleństwo! Gdzie teraz jest? Z Verity?
– Tak – odparła Mia. – Przyjechaliśmy na tydzień. Przyjdziemy z nią do Fal Przyboju.
– Świetnie. Możecie też w każdej chwili wpaść do mnie. Mieszkam tuż obok was.
– Zgadza się – powiedział Ash. – Spotkaliśmy wcześniej twoją współlokatorkę.
– Bronte?
Olivia zerknęła na przeciwną stronę sali i Kieran po raz pierwszy zauważył dziewczynę z plaży, teraz również ubraną w pomarańczową koszulkę i spódnicę. Była młodsza, niż początkowo myślał, miała zaledwie dwadzieścia jeden lat, może dwadzieścia dwa. Niska, z ładną krągłą buzią i szeroko rozstawionymi oczami, co sprawiało, że dziwnie przypominała lalkę. Miała włosy związane w kucyk i Kieran zauważył, że chociaż na plaży wydawały się ciemnoblond, tak naprawdę składały się z finezyjnych jasnych pasemek często widywanych na ulicach Sydney, lecz wyglądających nieco egzotycznie w Evelyn Bay.
Bronte niosła kieliszek wina do stolika w rogu sali. Siedział przy nim samotny mężczyzna wpatrzony w ekran laptopa. Stawiając kieliszek na kartonowej podstawce, powiedziała coś niemożliwego do usłyszenia, a mężczyzna mimo woli się uśmiechnął. Wyprostował się, przeciągnął i wypił duży łyk wina. Zrobił teatralnie sfrustrowaną minę, udał, że wylewa resztę na klawiaturę, i oboje się roześmieli. Odwróciła się, po czym mężczyzna ostrożnie postawił kieliszek na stole i popatrzył nad laptopem na Bronte idącą między stolikami.
– Nie pochodzi z Evelyn Bay, prawda? – spytał Kieran.
– Nie. – Olivia pokręciła głową. – Przyjeżdża na lato.
Bronte mogła coś usłyszeć. Zerknęła na Olivię, a następnie na Kierana i Mię. Uśmiechnęła się, poznając ich, po czym dała znak, żeby zaczekali. Zniknęła za wahadłowymi drzwiami z tabliczką „Tylko dla personelu” i po kilku sekundach wyszła, niosąc odrapane tekturowe pudełko z napisem „Rzeczy znalezione” nabazgranym na boku.
– Nie będzie identyczny, wiem – powiedziała, podchodząc do stolika. – Ale oszczędzi to wam kupowania następnego.
Podała pudełko Mii. Kieran zobaczył w środku dziesiątki kapeluszy przeciwsłonecznych różnych rozmiarów i kolorów. Cześć była zupełnie nowa.
– Przynoszono do nas pięć zapodzianych kapeluszy dziennie, więc jeśli znajdziecie odpowiednie nakrycie głowy dla córeczki, możecie je wziąć. – Wyjęła mały żółty kapelusik w kwiatki mający jeszcze metkę ze sklepu. – Nikt teraz nie szuka zgub.
– Bardzo dziękuję – powiedziała Mia. Przedstawiła Bronte Kierana i zaczęła przeglądać zawartość pudełka. – To bardzo miło z twojej strony.
– Wyrzuty sumienia. – Ash uśmiechnął się szeroko i wypił łyk piwa. – Prawda, Bronte? Próbujesz się zrehabilitować po tym, jak nas zawiodłaś?
– Spadaj! Woda była lodowata. – Chłodne spojrzenie Olivii sprawiło, że Bronte przestała się śmiać. Pokrótce streściła całą historię. Chodziła po plaży, w pobliżu byli Mia i Kieran, później przyszedł Ash i zobaczyła kapelusik w kwiatki niesiony przez wiatr. Opis incydentu zabrzmiał trochę dziwnie.
– Ach… – westchnęła Olivia, gdy Bronte skończyła. Dziewczyna zaczerpnęła tchu i popatrzyła na Kierana.
– Verity to twoja matka? Jest bardzo miła. Przed kilkoma tygodniami porządkowała szopę i dała mi trochę miedzianego drutu, z którego robię niewielkie rzeźby. Pomagałam jej i pozwoliła mi wziąć kilka użytecznych drobiazgów.
– Jesteś rzeźbiarką? – spytał.
– Trochę. No cóż… – Bronte umilkła, widząc ruch Olivii opartej o krzesło Asha. – Studiuję sztuki piękne na uniwersytecie w Canberze.
– Super. Czym się zajmujesz?
– Różnie. Jeszcze nie wybrałam specjalizacji. W tym semestrze postanowiłam wykonać serię projektów związanych z wybrzeżem i szukam inspiracji w Evelyn Bay. – Wykonała zamaszysty gest.
Nawet Kieran zauważył błysk w oczach Olivii. Bronte zamrugała, nagle zawstydzona. Uratował ją okrzyk dobiegający z okienka do wydawania potraw i czym prędzej odeszła, nie kryjąc ulgi.
Olivia zerknęła ostro na Asha, reagując na coś, czego Kieran nie zauważył.
– No co? – rzuciła.
Ash uniósł wzrok.
– Nic.
– Nie odzywałam się do niej.
– Wcale tego nie powiedziałem, Liv.
Olivia milczała. Ash wyciągnął rękę i objął ją.
– Daj spokój. Czy to naprawdę ważne? – Szczerzył zęby, aż w końcu odwzajemniła jego uśmiech. – Nie nakręcaj się.
– Tak, wiem. – Wzruszyła ramionami, nieco zmieszana. Odwróciła się w stronę Kierana i Mii. – Bronte to tylko studentka, tak samo jak ja. Może mówić, co chce. Jest taką samą artystką jak ja urbanistką. Oczywiście nie studiuję już architektury. Moim zdaniem nie należy opowiadać rzeczy niezgodnych z prawdą. Uważam to za nieuczciwe.
Mia skinęła głową ze współczuciem. Położyła na stole dwa dziecięce kapelusiki i odsunęła pudło.
– Nie ma tu pracy lepiej pasującej do twoich kwalifikacji, Liv?
– Nie za bardzo. W firmie w Melbourne specjalizowałam się w regulacjach prawnych i pozwoleniach na budowę związanych z budynkami powyżej dwunastu kondygnacji. W tej okolicy zapotrzebowanie na takich specjalistów jest praktycznie zerowe…
Kieran pomyślał, że Olivia ma rację. Najwyższym budynkiem w Evelyn Bay była dawna rezydencja kapitana portu w kolonialnej części miasta. Dwukondygnacyjny gmach z piaskowca, wpisany do rejestru zabytków, obecnie siedziba pensjonatu.
– Wiedziałam, że tak to się skończy – ciągnęła Olivia. – Kiedy zdałam sobie sprawę, że będę musiała wrócić do Evelyn Bay, zapisałam się na studia magisterskie prowadzone w internecie. To przynajmniej coś. Starałam się nie tracić kontaktu z branżą, niezależnie od tego, co z tego wynika.
Nie mówiła optymistycznym tonem.
– Jak się miewa twoja mama? – spytała Mia.
Olivia wzruszyła ramionami.
– Dobrze. Nic jej nie jest. Cieszy się z mojego powrotu. Wolałaby, żebym z nią zamieszkała, ale to wykluczone. Zwariowałabym po pięciu minutach. Chociaż… – Widzieli Bronte wycierającą stoliki na tarasie. Jej włosy rozwiewał wiatr. Olivia uśmiechnęła się i próbowała zażartować. – Wpadłabym z deszczu pod rynnę.
Mia się roześmiała.
– Bronte naprawdę jest taka koszmarna?
– Nie, muszę jej to przyznać. Jest po prostu… – Olivia patrzyła na dwóch młodych mężczyzn, którzy dygotali z zimna w koszulkach z krótkimi rękawami i usiłowali prowadzić towarzyską rozmowę. Bronte uśmiechnęła się, wzruszyła ramionami i dalej wycierała stoliki. – Po prostu niedojrzała. Nie miała pojęcia, że trzeba zamawiać odbiór dużych ilości śmieci. Wyrzucała obok pojemników odpady związane ze swoimi projektami artystycznymi i wierzyła, że po prostu znikną. Wygląda na to, że…
Urwała, gdy Ash dotknął dłonią jej talii.
– Wkrótce i tak wyjedzie, prawda? – rzekł. – Kiedy to nastąpi? Za trzy tygodnie?
– Za dwa tygodnie i pięć dni.
– Widzisz? Pamiętaj o tym pięknym dniu. – Uśmiechnął się szeroko. – Nim się zorientujesz, znowu zaczniesz chodzić nago po domu. Będziesz to uwielbiać.
– Mam już serdecznie dość zmuszania jej do płacenia rachunków. Och… – Olivia spojrzała w stronę części jadalnej. – Muszę się zająć gośćmi.
Chłopcy w koszulkach z krótkimi rękawami mieli zsiniałe ramiona. Skapitulowali i weszli do restauracji, by zapłacić rachunek. Kieran patrzył z zainteresowaniem, jak Ash obserwuje Olivię idącą w stronę kasy. Nie wiedział, że Ash i Olivia są parą. Nigdy nie wyobrażał ich sobie razem. Ash z pewnością tak. Byłby zdziwiony, gdyby większość młodych mężczyzn z Evelyn Bay nie marzyła kiedyś o romansie z Liv Birch.
Kieran sięgnął po piwo i nagle poczuł, że ktoś go obserwuje. Rozejrzał się ukradkiem po sali, nie poruszając głową. Dopiero po chwili zrozumiał, kto na niego patrzy. Poczuł ucisk w dołku.
Chłopak – w tej chwili już mężczyzna – stał w kuchni przy okienku do wydawania potraw. Był barczysty, ubrany w poplamiony tłuszczem fartuch; kiedy Kieran zobaczył jego minę, poczuł, że wolałby być gdzie indziej.
Wiedział, że chłopak ma dziewiętnaście lat, choć wyglądał na dwadzieścia pięć. Nosił plakietkę z nazwiskiem, nieczytelnym z tej odległości, lecz Kieran doskonale go znał. Liam Gilroy.
Odetchnął kilka razy, po czym zmusił się, by spojrzeć mu w oczy. Liam natychmiast udał, że go nie widzi, i odwrócił się z powrotem w stronę grilla. Kieran czekał na przypływ ulgi, ale jej nie poczuł. Zdawał sobie sprawę, że nie dojdzie do awantury, nigdy nie dochodziło, lecz sala nagle stała się duszna. Sprawdził, czy Mia zauważyła wymianę spojrzeń, lecz starała się wyrwać luźną nitkę z jednego z kapelusików, nie prując szwu. Wstał trochę za szybko i nogi krzesła zapiszczały na podłodze.
– Za chwilę wrócę.
Ash i Mia natychmiast spojrzeli na Kierana i w ich oczach pojawiła się prośba, by nie zostawiał ich samych. Wiedział, że tolerują się w większym towarzystwie, ale z trudem prowadzą banalne rozmowy sam na sam. Nie miał jednak wyboru.
Pozostawił ich uśmiechających się z napięciem i poszedł prosto do toalety. Zatrzymał się w cichym, pustym pomieszczeniu. Lustra nad umywalkami miały zacieki i w ostrym świetle wyglądał na trochę starszego niż trzydzieści lat. Ostatnio był nieustannie zmęczony. Po narodzinach Audrey stale nie dosypiał – był to brutalny wstrząs. Powoli umył ręce, zastanawiając się, czy może wyjść z Mią przed przybyciem Seana. Prawdopodobnie. Dobrze znał Seana i wiedział, że się nie obrazi. To jednak nie było w stylu Kierana.
Mia tak naprawdę tego nie rozumiała.
– Męskie przyjaźnie są bardzo dziwne, prawie nie utrzymujecie ze sobą kontaktów – powiedziała, gdy pakowali się przed przyjazdem do Evelyn Bay.
– Owszem, kontaktujemy się. Spotykam się z kumplami w czasie każdej wizyty.
– Ale poza tym nie macie żadnego kontaktu. Prawie ze sobą nie rozmawiacie.
Była to prawda. Kieran dowiedział się, że Ash i Olivia są razem, za pośrednictwem Mii, która uzyskała tę informację od Olivii w jednym z mejli wymienianych trzy razy do roku.
– Chyba tak – odparł. – Mimo to jakoś to działa.
I rzeczywiście, wszystko jakoś działało. Kieran nigdy się tym nie przejmował. Częściowo dlatego, że kiedy spotykali się we troje, zachowywali się tak samo jak zawsze. Ale przede wszystkim dlatego, że gdyby mieli się pokłócić, zrobiliby to przed dwunastu laty. Zakręcił kurek i przestał patrzeć na swoje odbicie. Skoro zdołali przerwać mroczny okres poczucia winy i rozliczeń, z pewnością wytrzymają kilka lat kontaktów za pomocą sporadycznych esemesów.
Wytarł dłonie i zerknął na komórkę. Nie mógł przedłużać w nieskończoność pobytu w łazience, więc w końcu otworzył drzwi. Kiedy wszedł do ciasnego przedsionka oddzielającego toaletę od sali jadalnej, usłyszał znajomy głos dobiegający z kuchni.
Zagłuszał go warkot wyciągu, ale słowa były na tyle wyraźne, że Kieran się zatrzymał. Stał w kompletnym bezruchu, czując dzięki instynktowi doskonalonemu w ciągu wielu lat, że to o nim mowa.
– Gdyby to ode mnie zależało, zabroniłbym go tu wpuszczać. – Liam wydawał się wściekły.
Grzeczny dziewczęcy śmiech.
– Cóż, mam wrażenie, że nie my o tym decydujemy. – Poznał głos Bronte. – Ale wydaje się miły.
– Skąd możesz wiedzieć?
Kelnerka wydawała się zdziwiona.
– Nie wiem, po prostu…
– W ogóle go nie znasz.
– Nie. Ja tylko…
– Co takiego?
– Nie rozumiem, dlaczego się nad nim znęcasz, to wszystko.
– Nie rozumiesz?
Kieran zdał sobie sprawę, że odruchowo wstrzymuje oddech. Wypuścił powietrze. Następne słowa nie będą niespodzianką.
– Morderca zasługuje na karę – rzekł twardo Liam.
Na szczęście – a może nieszczęście – Sean siedział przy stoliku, gdy Kieran wrócił do jasno oświetlonej sali. W przeciwnym wypadku chwyciłby Mię za rękę, pożegnał się szybko z Ashem i wyszedł. W dalszym ciągu się zastanawiał, czy tego nie zrobić, ale Sean wstał i powitał go z szerokim, leniwym uśmiechem.
– Miło cię widzieć, stary. Przepraszam za spóźnienie, wiesz, jak to jest po sezonie. – Wysunął krzesło i Kieran po chwili wahania usiadł. – Cieszę się, że przyszliście. Myślałem, że o tej porze młodzi rodzice siedzą w domach.
– Tak. – Czuł, że Mia uważnie go obserwuje, i odchrząknął. Usiłował mówić normalnym głosem, lecz nie mógł sobie przypomnieć jego brzmienia. – Cóż, zwykle wracamy do siebie, ale…
– Niech zgadnę. Zmusił was do przyjścia Ash. – Sean porozumiewawczo skinął głową i uniósł dłoń. – Nie musisz mówić nic więcej.
Tym razem uśmiech Kierana był szczery.
– Chcieliśmy się z tobą zobaczyć, stary.
Mówił poważnie. Przyjaźnili się od wieków. Znał Seana od urodzenia. Istniały fotografie przedstawiające ich jako małych chłopców na przyjęciach urodzinowych; najwcześniejszym wspomnieniem Kierana była wspólna zabawa na plaży: rodzice gawędzili, a oni kopali dołki w piasku i oblewali się wodą.
Sean, w dzieciństwie cichy, chudy chłopiec mający w sobie coś z hipisa, wyrósł na poważnego, smukłego młodego człowieka, który troszczył się o środowisko i najlepiej czuł się na morzu, gdy obserwował horyzont z łagodnie kołyszącego się jachtu. Miał króciutkie włosy, które błyskawicznie wysychały; zawsze wyglądał, jakby przed chwilą wyszedł z wody i narzucił pierwsze lepsze ubranie.
Nie był takim samym człowiekiem jak przed sztormem, ale od tamtego czasu wszyscy się zmienili: Mia, Ash, Olivia, matka Olivii, rodzice Kierana, Liam. I oczywiście on sam. Żadne z nich nie przeżyło sztormu bez szwanku.
Zerknął na okno, gdzie wydawano zamówienia. Przynajmniej nie widział już Liama. Usiadł wygodniej na krześle i próbował się odprężyć.
– Hej, nikogo do niczego nie zmuszałem – powiedział Ash. – Czuję się urażony w imieniu Kierana. On i Mia przyszli z własnej woli.
Kiedy Ash skończył mówić, spojrzał na Bronte stojącą w pobliżu baru i dał jej znak, by przyniosła następną kolejkę drinków. Uniosła kciuk i mrugnęła. Zerknęła na Kierana, który usiłował ocenić jej reakcję na rozmowę z Liamem w kuchni. Co czuje? Ciekawość? Pogardę? Odwróciła wzrok, nim zdążył się zorientować.
– Posłuchaj, wcale nie twierdzę, że ich zmusiłeś. – Sean w dalszym ciągu się uśmiechał, patrząc na Asha. – Po prostu wola różnych ludzi dziwnie często pokrywa się z twoimi pragnieniami, stary. – Uśmiechnął się szeroko do Kierana, który starał się skupić. – U mnie w domu jest to samo.
Kieran nie miał pojęcia, co odpowiedzieć, i poczuł ulgę, gdy do rozmowy włączyła się Mia.
– Gdzie mieszkacie w tej chwili? – spytała. – Ciągle koło przystani?
Ash skinął głową.
– Tak, w tym samym miejscu. Trzeba było wykonać niewielki remont, ale mamy blisko do pracy.
Kieran wyobraził sobie obszerny dom na plaży, który Ash i Sean dzielili co najmniej od sześciu lat. Zawsze był trochę podniszczony, ale wyglądał znacznie lepiej niż mały, również zrujnowany budynek, w którym mieszkali wcześniej.
Mia popatrzyła na Seana.
– Jak idą interesy? Widzieliśmy was wcześniej. A przynajmniej łódź.
Kiedy tego popołudnia Ash zostawił ich na plaży, Kieran i Mia popatrzyli na siebie, a później na dom rodziców, w którym czekały stosy pudeł.
– Chyba powinniśmy wracać – powiedziała Mia.
Kieran zerknął na Audrey.
– Albo pokazać małej Evelyn Bay. Jest tu pierwszy raz.
– Co masz na myśli?
– Platformę widokową.
Wzruszyła ramionami.
– Ty decyduj. Będziesz musiał wnieść ją ścieżką na klif.
– Nie ma problemu. – Włożył koszulkę z krótkimi rękawami, otrzepał z piasku nosidełko i umieścił je na piersi. – Dam sobie radę.
Wspinaczka wydeptaną, krętą ścieżką okazała się bardzo trudna z dodatkowym ciężarem. W połowie drogi minęli tylną bramę miejskiego cmentarza. Później ścieżka stała się węższa i bardziej stroma. Kieran ucieszył się, kiedy dotarli do szczytu. Pamiętał, że przed dwunastu laty w dawnym punkcie obserwacyjnym wielorybników stała tablica ostrzegająca przed chodzeniem po klifach, ale wszyscy ją ignorowali.
Teraz znajdowała się tam platforma widokowa z desek, otoczona drucianą siatką oraz grubą drewnianą poręczą sięgającą pasa. Ilustrowane tablice z laminatu zawierały informacje o trasach migracji wielorybów oraz miejscach gniazdowania rybitw złotodziobych; duża tablica ostrzegała, że chodzenie po klifach grozi grzywną w wysokości pięciuset dolarów australijskich na podstawie przepisów wydanych przez radę miejską Evelyn Bay (sekcja D, poprawka 16.1).
Platforma była pusta. Kieran i Mia usiedli na ławce, która również pojawiła się w ostatnich latach. Spoglądali na ocean, ich włosy rozwiewał wiatr. Woda, w słoneczne dni lśniąca tysiącem kolorów, była tego popołudnia szarozielona i miała matowy odcień. Za skałami łagodnie kołysał się zakotwiczony katamaran Seana, Błękitny Nautilus.
– Nurkuje? – spytała Mia, patrząc na pokład.
– Na to wygląda. – Widział biało-niebieską flagę trzepoczącą na wietrze. Oznaczała, że ktoś przebywa pod wodą.
Kieran rozglądał się, szukając oczami ciemnego kombinezonu płetwonurka, głowy unoszącej się wśród fal, ale powierzchnia morza była gładka. Nie spodziewał się zobaczyć Seana. Wrak zatopionej Mary Minervy spoczywał na głębokości trzydziestu pięciu metrów. Jego penetracja mogła trochę potrwać.
Na jednej ze skał stał pomnik ku czci pięćdziesięciu czterech pasażerów i członków załogi statku, którzy stracili życie przeszło sto lat wcześniej. Ustawiono go naprzeciwko miejsca katastrofy.
Pomnik powinien być widoczny z lądu i morza przy każdej pogodzie, ale kiedy Kieran na niego patrzył, zawsze myślał z goryczą, że to nieprawda. Nie dało się go zobaczyć przy każdej pogodzie. Mimo to ludzie zdawali się go lubić. Większości katastrof morskich nie honorowano w ten sposób. Morze otaczające Tasmanię pochłonęło ponad tysiąc statków, ich rdzewiejące kadłuby spoczywały na dnie, czyniąc okolice wyspy podwodnym cmentarzyskiem.
– Interesy idą nieźle, dziękuję – mówił Sean, podnosząc głos w gwarze panującym w Falach Przyboju. – Mieliśmy w lecie najazd turystów, co zawsze pomaga. Mimo to się cieszę, że sezon już się skończył.
– Pora na płetwonurków? – spytał Kieran.
– Tak. – Sean się uśmiechnął. – Pierwsza rezerwacja jest za dwa tygodnie. Przylatuje grupa z Norwegii.
– Jesteś gotowy?
– Prawie.
Kieran wiedział, że początek jesieni to dla Seana pracowita pora roku. W lecie, żeby zarobić trochę pieniędzy, zabierał turystów na wyprawy wędkarskie, organizował szkółki pływania z rurką oddechową albo kursy nurkowania płytkowodnego. Po zakończeniu lata, gdy znikały wodorosty utrudniające widoczność, z całego świata przylatywali profesjonalni miłośnicy nurkowania, by wykorzystać kilka krótkich miesięcy najlepszych warunków. W tym okresie Sean robił to, co lubił najbardziej – zajmował się nurkowaniem głębokowodnym.
Mary Minerva była jednym w nielicznych dostępnych wraków w wodach otaczających Tasmanię, ale mogli ją penetrować tylko wyszkoleni płetwonurkowie. Nie chcieli schodzić pod wodę w kiepskich warunkach, więc mieli do dyspozycji krótki czas. W lipcu, w zimie panującej na półkuli południowej, warunki stawały się tak niebezpieczne, że dotarcie do wraku stawało się niemożliwe i Mary Minerva spoczywała w spokoju i samotności przez następny rok.
– Planuję wejść tej jesieni trochę głębiej, zachowując ścisłe procedury bezpieczeństwa – mówił Sean. – Norwegowie chcą się dostać do maszynowni, ale nie wiem, czy się uda. Nie podoba mi się gródź od strony północnej. Muszę dokładnie jej się przyjrzeć, a wygląda na to, że dobra latarka wypadła za burtę.
– Pożyczyłem ją dziewczynom. – Ash nie oderwał oczu od komórki.
– Żółtą latarkę? Wodoszczelną?
– Tak. Przepraszam, myślałem, że o tym wspominałem.
Sean zamrugał.
– Szukam jej od tygodni, stary! Zamierzałem kupić nową.
Ash roześmiał się na widok miny Seana.
– Daj spokój, przypomnij sobie! Na pewno o tym mówiłem. Potrzebowały dobrej latarki, miały tylko jakieś maleństwo zupełnie do niczego.
– Ta latarka sporo kosztowała. – Sean w dalszym ciągu wydawał się zirytowany. – I nie należy jej używać na lądzie, bo żarówka może się przegrzać. Hej, Liv, potrzebujecie jeszcze mojej żółtej latarki? – zwrócił się do Olivii, która przyniosła tacę z drinkami.
– Och, chyba tak. – Postawiła drinki na stole i wsunęła tacę pod pachę. – To nie ja o nią prosiłam, tylko Bronte.
Sean zmarszczył brwi.
– Po co?
Olivia się zawahała. Bronte ustawiała kieliszki przy barze, poza zasięgiem słuchu.
– Wydawało jej się, że przez dwie noce słyszała coś z tyłu domu.
– Naprawdę? – Mia uniosła brwi. – Na ścieżce na plażę?
– Tak – odparła Olivia. – Jeśli współlokatorka mówi coś takiego, trzeba to traktować poważnie, ale… – Oparła się o stolik, z roztargnieniem dotykając kciukiem łańcuszka wiszącego na szyi. – Oczywiście nie twierdzę, że czegoś nie słyszała. Mieszkam tu od dwóch lat i nic się nigdy nie wydarzyło. Nawet w lecie, gdy na plaży roi się od turystów. – Popatrzyła na Asha. – Ty też niczego nie słyszałeś, kiedy nocowałeś w domu?
Ash pokręcił głową.
– Rozejrzałem się na wszelki wypadek. Może to jakiś turysta, ale nie zauważyłem niczego podejrzanego. Szopa jest zawsze otwarta, nic nie zginęło. To pewnie pies albo inne zwierzę.
Mia zmarszczyła brwi.
– Mimo to dostaję gęsiej skórki.
– Wiem – odparła Olivia. – Przez jakiś czas ja też byłam zaniepokojona, ale okno pokoju Bronte wychodzi na morze i czasem trzeszczy od wiatru. Jeśli ktoś się nie wychował w Evelyn Bay, może się denerwować.
Wszyscy skinęli głowami. Oliwia wzruszyła ramionami i popatrzyła na Seana.
– Tak czy inaczej, przez ostatnie dwa tygodnie nie skarżyła się na hałasy, więc myślę… – Urwała i spojrzała na przechodzącą Bronte. – Potrzebujesz jeszcze żółtej latarki Seana?
– Och… – Bronte przystanęła, trochę zażenowana, że wszyscy na nią patrzą. – Tak, potrzebuję.
– Na pewno dobrze działa? – spytał Sean. – Jeśli cię niepokoją hałasy na plaży, mógłbym ci dać inną latarkę.
– Nie, wszystko w porządku, dzięki. Jest sprawna.
– Wiesz już, co to były za hałasy? – spytała ze zdziwieniem Olivia.
– Ja… – Bronte zerknęła na Kierana i ich spojrzenia się spotkały na tyle długo, że zauważył wyraz jej oczu. Niewątpliwie była trochę zmieszana. Może cień współczucia? Nie byłoby w tym nic dziwnego. Z kuchni dobiegł brzęk upuszczonego rondla i Bronte zamrugała. Popatrzyła na Olivię.
– Och, jestem pewna, że nie było się czym przejmować. Niepotrzebnie się przestraszyłam.
Odwróciła się i ruszyła z powrotem w stronę kuchni. Zauważył, że Liam wychyla się z okienka do wydawania potraw. Mruknął coś, gdy się zbliżyła, i oboje zerknęli na niego.
Kieran przypomniał sobie słowa Liama niewyraźnie dobiegające z kuchni.
„Morderca zasługuje na karę”.
Zapadło milczenie, słychać było tylko gniewny warkot klimatyzatora. Kieran chciał odejść. „Wróć do stołu – pomyślał. – Wróć do Mii i Asha. Nie musisz tego słuchać”. Mimo to został. Liam i Bronte go nie widzieli.
– Przepraszam, ojciec tej dziewczynki kogoś zabił? – spytała w końcu Bronte.
„W jej głosie zabrzmiało powątpiewanie – pomyślał. – Myli się, ale dobre i to”.
– Tak. – Liam wydawał się zirytowany. – Dwóch ludzi. Jeden z nich był moim ojcem.
– O cholera! Naprawdę?! – Wstrząśnięta Bronte milczała przez chwilę. – O mój Boże… Co się stało? Nie, przepraszam, nie musisz…
– Wszystko w porządku. To znaczy wcale nie w porządku. To się zdarzyło przed dwunastu laty.
– Bardzo mi przykro, Liam. – Wydawało się, że Bronte mówi szczerze. – Po prostu się zdziwiłam. Wydaje się taki… normalny. Czy jego partnerka wie?
– Oczywiście. Kiedy to się stało, chodziła do szkoły w Evelyn Bay. Zdarzyło się to w czasie sztormu.
Kieran wyczuł, że Bronte jest zdezorientowana. Milczała.
– Posłuchaj, to bez znaczenia – ciągnął Liam. – To był wielki sztorm, najgorszy od osiemdziesięciu lat. Pamięta go każdy, kto tu mieszkał, i wszyscy wiedzą, co zrobił Kieran. Wszyscy mogą ci powiedzieć.
– A twój stryj?
– Sean? – spytał Liam. – Co masz na myśli?
– Myślałem, że Olivia i Sean przyszli wypić z nimi drinka, więc…
– O tak! – Liam twardo się roześmiał. – To przyjaciele.
– Ale… – Bronte ciągle była oszołomiona – …czy Sean i twój ojciec byli braćmi, czy tylko kuzynami?
– Mój ojciec był starszym bratem Seana. – Kieran wyobrażał sobie, jak Liam kręci głową. – Zdaje się, że Sean wybaczył Kieranowi.
– Wow.
– Tak.
– Więc wszyscy wiedzą? – spytała Bronte.
– Większość.
– Ale… – długie milczenie – …dlaczego zachowują się, jakby nic się nie stało?
– Domyślam się, że z tego samego powodu co Sean. Współczują mu, choć nie powinni. – Liam mówił ponurym tonem. – A jednak współczują. Bo ten dureń zabił własnego brata.
W ciągu dnia Evelyn Bay wydawało się spokojne, ale teraz, późnym wieczorem, gdy Kieran, Mia i Sean wyszli z restauracji, było kompletnie puste. Siedzieli w Falach Przyboju do zamknięcia; Bronte systematycznie wycierała stoliki, kiedy pozostali klienci jeden po drugim opuszczali lokal.
Punktualnie o jedenastej kierownik wytarł ręce w fartuch, zapalił jaskrawe światła na suficie i wyłączył muzykę. Wyszedł z kuchni, pstryknął długimi palcami, wskazując magazyn, po czym zawołał kogoś przez okienko do wydawania potraw. Po chwili pojawił się Liam, z niezadowoloną miną niosąc mop i wiadro. Opuścił głowę, zgarbił się i wylał wodę na podłogę.
Kieran czekał przy kasie, by zapłacić, i po chwili zdał sobie sprawę, że Liam celowo skierował potok brudnej wody w stronę jego nóg. Był to tak bezradny gest, że zdziwiony Kieran zaczął mu współczuć. Nie próbował nawet się przesunąć, pozwolił wodzie z mydlinami popłynąć po kafelkach i zebrać się wokół własnych butów. Chryste, jeśli Liam naprawdę pragnie sprawić mu przykrość, może na to pozwolić.
Sean obserwował cały incydent, patrząc szarymi oczami to na Liama, to na przyjaciela. Po chwili wstał. Podszedł do bratanka, położył mu dłoń na ramieniu i powiedział coś cichym, spokojnym tonem. Liam w dalszym ciągu zmywał podłogę, aż jego stryj wyciągnął rękę i po prostu przytrzymał mop. Sean był niższy i chudszy od barczystego bratanka, lecz w tej chwili młodzieniec wydawał się przy nim małym chłopcem. Sean znowu się pochylił i spokojnie coś powiedział. W końcu bratanek kiwnął głową. Sean się wyprostował i lekko poklepał Liama po ramieniu.
– Dobrze.
Puścił kij i po chwili Liam znowu zaczął myć podłogę. Kieran widział kątem oka, że Bronte obserwuje całą scenę, trzymając w ręku ściereczkę.
Mia zatrzymała się przy drzwiach i uścisnęła Olivię na pożegnanie.
– Chcesz, żebyśmy zaczekali i odprowadzili cię do domu? – spytała. – To po drodze.
– Dziękuję, ale teraz w soboty nocuję u matki – odpowiedziała Olivia. – W niedzielę rano ćwiczymy razem jogę. Czuje się samotna w weekendy. – Odrzuciła z czoła niesforny kosmyk. – Wszystko w porządku. Ash zostanie do zamknięcia, odwiezie mnie do mamy. Ale spotkajmy się innego wieczoru, kiedy będę miała wolne.
– Oczywiście – odparła Mia i pomachała w stronę Bronte parą dziecięcych kapelusików. Kelnerka wpatrywała się w kasę, marszcząc brwi. – Do widzenia! Dziękuję za prezent!
– Och… – Bronte uniosła wzrok, wyrwana z zamyślenia. – Cieszę się, że się przydadzą. Cała przyjemność po mojej stronie. – Jej uśmiech przybladł, po czym znowu spojrzała na kasę, jeszcze bardziej marszcząc brwi.
Droga wydawała się ciemna w porównaniu z blaskiem we wnętrzu Fal Przyboju. Kieran, Sean i Mia szli przez śpiące miasteczko przy świetle nielicznych latarni. Słyszał szum fal i po kilku minutach znowu zobaczyli morze; sklepów i zakładów usługowych widziało się coraz mniej. Minęli stację benzynową i niewielki komisariat policji z czerwonej cegły. Z przodu płonęły reflektory oświetlające przystań jachtową.
– Liam się ciebie czepiał? – spytał Sean. – Jego zemsta ograniczyła się do wiadra wody?
Kieran pokręcił głową.
– Nie zamieniliśmy ani słowa. – Była to prawda. Poczuł, jak Mia bierze go za rękę w ciemności.
– Zamierzałem go uprzedzić, że przyjdziesz, ale miałem robotę związaną z wrakiem. Cholera, może ciebie też powinienem uprzedzić?
– Nieważne. I tak prędzej czy później bym go spotkał. – Przystań była już blisko, białe łodzie lśniły w świetle reflektorów. – Liam pracuje w Falach Przyboju na pełny etat?
– Nie, dorywczo w lecie. Przede wszystkim pomaga mi na łodzi.
– Rozumiem.
– Nie wiedział, co ze sobą zrobić po ukończeniu szkoły. Tak czy inaczej… – Sean zatrzymał się przed domem plażowym z jasnobrązowych desek.
Wszystkie okna były ciemne, ale kiedy otworzył furtkę, zapalił się reflektor, który oświetlił lekko zapadniętą werandę i nieskazitelnie utrzymany ogród od frontu. Tablica przymocowana do ogrodzenia reklamowała firmę Asha zajmującą się projektowaniem ogrodów i podawała adres jej strony internetowej.
– Posłuchaj, przykro mi z powodu Liama. – Sean zatrzymał się z dłonią na furtce. – Porozmawiam z nim.
– Nie zawracaj sobie głowy, stary. Słyszałem, jak rozmawiał z kelnerką. Nawet się do mnie nie odezwał. Wszystko będzie dobrze.
Sean milczał. Przesunął dłonią po nieogolonym policzku w sposób, który sugerował, że zna bratanka lepiej niż Kieran. Wydawało się, że zamierza coś powiedzieć, ale po chwili zmienił zdanie. Wyjął komórkę.
– Prawie cały następny tydzień spędzę we wraku. – Sprawdził prognozę pogody. – Daj mi znać, jeśli zechcesz zejść na dno. Jutro warunki będą prawie idealne. Nie tak dobre jak w poniedziałek albo wtorek, ale i tak świetne. Tak czy inaczej, miło było was widzieć. – Uniósł dłoń w geście pożegnania. – Jak powiedziała Liv, spotkamy się, gdy będzie miała wolne, dobrze?
Kieran i Mia patrzyli, jak wchodzi po drewnianych schodach, otwiera drzwi i znika w domu, pobrzękując kluczami. Kieran spojrzał na Mię. Był zmęczony; nagle nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz zostali sami. Prawdopodobnie przed trzema miesiącami, ale odnosił wrażenie, że minęło znacznie więcej czasu.
– Krótki spacer po plaży? – spytał.
Mia się uśmiechnęła.
– Jasne.
Poszli, trzymając się za ręce, w stronę szumiącego oceanu i skręcili obok przystani. Na plaży panował mrok. Kiedy dotarli do piasku, zdjęli buty i weszli do wody. Horyzont był czarną linią, na niebie świeciły gwiazdy i księżyc.
– Liam naprawdę nic wcześniej nie mówił? – spytała Mia.
– Nie. Rozmawiał z Bronte. Słyszałem ich w kuchni.
– Co powiedział?
– A czego się spodziewasz?
Umilkli, nie musieli mówić nic więcej. Poczuł ulgę. Zawsze uwielbiał tę cechę Mii, od czasu gdy się spotkali – ściśle biorąc: znowu – w hałaśliwym barze studenckim w centrum Sydney.
Pił piwo i czuł się zmęczony, jak zawsze w ciągu pierwszych dwóch lat studiów. Zmęczony nauką i przyjaciółmi, którzy w gruncie rzeczy byli tylko znajomymi. Rankiem otwierał oczy, a wieczorem je zamykał, ale zawsze towarzyszyło temu znużenie. Był zmęczony życiem. W ciągu dnia poruszał się jak ślepiec; miał wrażenie, że błądzi w gęstej mgle.
– Cóż, to typowe objawy – powiedział rzeczowo lekarz z przychodni uniwersyteckiej, gdy Kieran musiał go odwiedzić po kilkakrotnym zaśnięciu na wykładach. – Mózg w końcu odmawia posłuszeństwa. Dość pospolite zjawisko po traumie. Sen to jedyny sposób, by uciec przed sobą, prawda? – Kilka razy szczęknął zębami i zaczął się zastanawiać. – Może warto znowu porozmawiać z psychoterapeutą? Świeże spojrzenie nigdy nie zaszkodzi.
Kieran wyszedł z kliniki z dwoma numerami telefonów i z ociąganiem skierował się do baru, gdzie kilka dziewczyn dało mu swoje numery. Tak naprawdę chciał iść do akademika i się przespać, ale były czyjeś urodziny – nie pamiętał czyje – a koledzy z roku mieli pretensje, że zawsze odrzuca zaproszenia. Zamówił drinka i pił go bardzo powoli, udając, że to trzeci albo czwarty.
Po jakimś czasie zamierzał postawić pustą butelkę na ladzie i ulotnić się bez pożegnania. Nagle ktoś odłączył się od tłumu piątkowych gości i stanął przed nim.
– Kieran?
Zamrugał, patrząc na dziewczynę, która do niego podeszła.
– Tak?
– Cześć! – Dotknęła swojego obojczyka. – Mia Sum.
Miała prostą, równą grzywkę i nosiła okulary, co nadawało jej wygląd intelektualistki. Była ubrana w krótką czarną sukienkę. Później się dowiedział, że uważała ją za swój talizman. Myślał, że Mia trzyma wodę z lodem, lecz okazało się, że to zaskakująco smaczny koktajl z wódką jej pomysłu, który po latach ciągle nazywała Szaleństwem Mii.
– Kiedyś mieszkałam w Evelyn Bay – dodała, gdy ciągle jej nie poznawał w chaosie panującym w barze. Byłam… – zawahała się – …przyjaciółką Gabby.
Wymówiła to imię wyraźnie, co wydało mu się ciekawe. Większość ludzi ściszała głos, wypowiadając imię biednej, nieżyjącej Gabby Birch.
Nie miała ochoty rozwijać tematu, ale nie musiała. Kieran już ją sobie przypomniał. Z trudem uświadomił sobie, że stojąca przed nim kobieta to nieśmiała smarkula, którą ledwo pamięta z dawnych czasów.
Wiedział, że to na pewno ona, bo w Evelyn Bay nie było wtedy żadnych innych dziewczyn o chińskich korzeniach, których ojcowie pochodzili z Singapuru. Przypominał sobie, że Mia Sum, cztery lata młodsza od niego, często mijała jego dom, idąc na lekcje gry na pianinie. Ledwo ją kojarzył, ale, jak wspomniała, była przyjaciółką Gabby, a po sztormie wszyscy znacznie lepiej pamiętali fakty związane z Gabrielle Birch.
Wiedział, że rodzice Mii przeprowadzili się wraz z rodziną do Sydney, gdy uzyskali zgodę policji. Uważał, że postąpili słusznie.
W dalszym ciągu na niego patrzyła. Na jej czole pojawiła się niewielka zmarszczka.
– Nic ci nie jest, Kieran?
– Wszystko w porządku – odpowiedział machinalnie.
Potrącił ją ktoś usiłujący dotrzeć do baru, ale się nie odsunęła.
– Chcesz stąd wyjść?
– Dokąd?
– Nie wiem. Po prostu w inne miejsce.
Miał już dość baru i propozycja nagle wydała się kusząca.
– Dobrze – odpowiedział.
Wyszli na dwór. W mieście było ciepło. Szli przez jakiś czas, aż wreszcie Mia wskazała ławkę. Siedzieli na niej, otoczeni śmieciami i zaschniętą trawą, słuchając odgłosów Sydney po zmroku. Unikali rozmów o dawnych czasach i zamiast tego mówili o innych rzeczach: życiu w wielkim mieście, stażu Kierana w klinice fizjoterapii, w której prawdopodobnie dostanie pracę, jeśli uzyska dyplom, o dyplomie Mii z biologii i nieco rasistowskim koledze z laboratorium, z którym musi pracować do końca roku. W końcu przeciągnęła się i zerknęła na komórkę.
– Już późno – powiedziała. – Powinnam wracać.
– Już? – Zerknął na zegarek i ze zdziwieniem zauważył godzinę.
– Tak. A poza tym… – Mia spojrzała na niego spod grzywki. – Przypuszczalnie jutro rano wcześnie wstajesz, prawda?
– Co masz na myśli?
– Nic. – Uśmiechnęła się. – Wyglądasz na faceta, który w sobotę rano ciężko haruje na siłowni.
– Nie na siłowni – odparł, nim zdołał się powstrzymać. – Pływam w morzu.
Zamrugała.
– Naprawdę? – Ton flirtu natychmiast znikł i na jej twarzy pojawił się wyraz smutnego zaskoczenia. Wyprostowała się na ławce i położyła ciepłą dłoń na jego plecach. – Ach, Kieran…
Siedział w tej chwili na plaży. Kilka lat później w Evelyn Bay wyciągnął rękę nad piaskiem i ujął jej dłoń. Zrezygnowała z grzywki i zaczęła nosić soczewki kontaktowe. Nie wiedział, co się stało z czarną sukienką. W dalszym ciągu lubiła czasem pić Szaleństwo Mii, ale teraz przyrządzali koktajl w maleńkiej kuchni i serwowali w szklaneczkach wyjętych z szafki. Życie toczyło się w spokojniejszym rytmie i Kieran trochę się dziwił, jak bardzo to lubi. Spędzali wieczory w domu i nie przejmowali się tym, że jedno z nich ziewa, zamiast się uśmiechać.
– Przepraszam. – Mia szybko zasłoniła usta. Wiatr uniósł jej włosy, które opadły na twarz. – Chcesz już wracać? Jestem taka… – Znowu ziewnęła.
– Wiem, też jestem zmęczony.
Wstali i otrzepali się z piasku. Rozciągała się przed nimi ciemna plaża. Gdyby poszli wzdłuż brzegu, dom rodziców Kierana znajdował się w odległości zaledwie dziesięciu minut drogi, ale zauważył, że Mia spogląda z wahaniem w mrok.
– Wrócimy szosą? – spytał. Skinęła głową.
Zatrzymali się pod latarnią uliczną w miejscu, gdzie piaszczysta ścieżka docierała do asfaltowej Beach Road, po czym oparli się o ogrodzenie i włożyli buty. Szosa nie miała chodnika, ale nie jeździły nią samochody. Szli poboczem wzdłuż domów stojących przy plaży. Większość budynków była pogrążona w ciemności, ich właściciele spali; gdzieniegdzie paliły się światła w oknach od frontu. Domy zasłaniały morze, lecz słyszał plusk fal uderzających w brzeg.
– Uważasz, że Liv i Ash to dobra para? – spytała nagle Mia.
Zastanawiał się przez chwilę, wyobrażając ich sobie w Falach Przyboju. Związek Asha i Olivii miał w sobie coś, co trudno mu było zinterpretować. Wiedział, że mogą to być wspólne doświadczenia. Minęło dużo czasu. Wydawało się, że toczą ze sobą cichą walkę; niektóre pary czasem lubią takie napięte relacje. Uważał to za męczące, nawet gdy pozostawał tylko widzem.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki