Nie zna snu blask - Alek Skarga - ebook

Nie zna snu blask ebook

Alek Skarga

0,0
6,06 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Nowy tomik Skargi zawiera wiersze bardzo różnorodne. Znajdziemy tu wiele nawiązań do kultury. Wiersze czyta się z przyjemnością, choć są wymagające. Z racji dużej ilości trudnych słów, środków stylistycznych czy treści należy poświęcić im czas, a nawet je kontemplować. (…) Nie zniechęcajcie się, jeśli nie od razu zrozumiecie ich przesłanie. (…) Sięgnijcie tak daleko, jak możecie. Ostatecznie chodzi przecież o to, co my sami wyniesiemy z czytanych utworów, jaką strunę w nas poruszą. Monika Matura

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 41

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Alek Skarga

Nie zna snu blask

2023

RedaktorMarkiewicz Joanna

KorektorKułakowska Joanna

© Alek Skarga, 2023

Nowy tomik Skargi zawiera wiersze bardzo różnorodne. Znajdziemy tu wiele nawiązań do kultury. Wiersze czyta się z przyjemnością, choć są wymagające. Z racji dużej ilości trudnych słów, środków stylistycznych czy treści należy poświęcić im czas, a nawet je kontemplować. (…) Nie zniechęcajcie się, jeśli nie od razu zrozumiecie ich przesłanie. (…) Sięgnijcie tak daleko, jak możecie. Ostatecznie chodzi przecież o to, co my sami wyniesiemy z czytanych utworów, jaką strunę w nas poruszą. Monika Matura

ISBN 978-83-8351-550-2

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Echem słońca tęsknota

Idę, tęskniąc, tęskniąc, idę,

słucham metalowych pełzających mgieł,

które wsuwają się w mózgu fałdy,

jak igła w winylową płytę,

serce, tęskniąc, drga melodią słońc,

spływających blasków w bruzdy warg,

namiętnych rozbłysków w ustach nie przełknę sam,

zanim zajdzie za cel tej wędrówki dzień,

a droga zamieni się w czekanie na śmierć

wewnątrz ciszy muzycznych pauz,

światów wyczutych, przegniłych z prochu w proch,

smutków dziurawych dzieciństwa,

wierzb zapłakanych w kolebce silikonowych mgieł

twoich natchnień, co pieśniami się zwą,

echem słońca będzie mój cień.

Prorok znużony

Znużony po unicestwieniach wizji

prorok zasnął w swoim eremie z kart,

prorok był wróżbitą w przeszłości,

utrzymują znów, że takim pozostał,

błędne ognie w jego chacie zwiodły

niejednolitego króla,

który jeńcom tam uczty wyprawić chciał,

skonsolidowany opór jego jutra usiłowań

w dociekaniu publicznym wziął

króla poddanych wiernych góry,

góry władz upadły na próg jego chaty,

nazywanej tylko przez uczniów eremem,

gwiazda zaświeciła nad jego karierą,

przekonał się do króla i poszedł na wojnę

z pokojem,

z samym sobą dobrym,

z królestwem niepokoju roju,

w ustach wciąż trzymając oszczep prawdy ameby,

stanął w pierwszym szeregu

hoplitów, najmitów stanów wojennych — etycznych,

przepowiedział, że

historia sądzić będzie,

on nie

— prorok znużony jest…

Maszyny słów polskich srebrnopióre

Maszyny słów polskich srebrnopióre

startują w Opiniogórze,

zerwały się jak z jezior gęsi stada,

to będzie jak szarża Bezpryma — nieobliczalna

obliczalnego Chrobrego syna,

moje myśli łabędzie gonią historię kluczem wiolinowym,

napędzane jak drony mini silnikami

nokturnów, mazurków, polonezów muzyk,

z baterii czerpiąc ust energię, religię,

maszyny — srebrnołuskie ryby — startują w Ostródzie,

zerwały się jak konie przy saniach w czwórki sprzężone,

jakby na widok watahy polityków swobody

łypiących, czkających, warczących na Mieszka kościoły,

moje myśli, takie święte, wyrwały się, by biec im naprzeciw,

trzaskając jednorożców kopytami,

salwując się wzlotów rybitwami, podskoków batalionami,

zastygającym w kamień polującym żurawiem śmierci

— cny zamęt w zawieruchę dziejów ptasich się zmienił,

ze zwierząt pozostały wacht watah ślady,

a ja, poturbowany,

stoję na drogach plag wczesnych jak pomnik

kamienny, grobowy,

dzisiejszy pierwszej drukarskiej pamięci maszyny.

Kosa — symbol — dla jednego

Na norymberskiej ławie oskarżonych

poeta nie zasiadł żaden,

nie było ich też wśród pilnujących zbrodniarzy,

choć wszyscy wyglądali pięknie,

lub raczej przerażająco schludnie,

poetyckość umknęła z natchnionych niegdyś twarzy

i nostalgii przy tym nie było zbyt wiele — ale była w ogóle

— weny ani muz, tylko złowieszczy wyrok na przedstawicieli,

a poeci w pasiakach, w ciałach dziewczynek z Podlasia,

pobitych, zgładzonych, z abstrakcji odartych,

wyprawili się na sąd, nie norymberski, a ostateczny,

w poprzek narodów na skróty,

poeci zasłużyli na litość stagirycką chociażby,

a naziści na sprawiedliwość logiki,

ale sędziowie półśrodka zawiedli,

ze łzami w oczach zaciętych kamiennie jak wargi sfinksów

poeci umierali w rozgrzeszenia wszystkich fenolu,

żołnierze wolności niknęli w cierpieniu, czyści jak łza,

pilnowali w posągach symbolicznego wieszania nazistów,

a śmierci forma stanęła pomiędzy nimi równie piękna.

Piękna jak?

Piękna tak,

jak Malczewskiego kosa,

jak Malczewskiego

kosa tylko dla jednego,

ponoć oślepionego.

Kataklizm onirycznie sensualistyczny

Kałuża nektaru kwiatowego

na płatkach korony złotej kielicha tegoż,

oto zasupłany niebieskości system łąk a priori

w przydomowych klombach rozwija rozpaczliwie

swoje integralne w senności elementy obrony

przed skazą uwikłanych w wojny odpowiedzi robotów nocy

nektar rozlany z pucharu szczęścia owada

po wielokroć dobrego jak onaż matka natura sama

zemsta robotów już opłakujących ziemię

wynajętych przez bożyszcza dni systemu kosmicznych mąk

aligatorów inżynierów, w elementach cieplarnianych

gazów destabilizacji ostatecznej rozwinięta

się ziszcza

oto ginie ostatni motyl popołudnia logicznej ludzkości,

oto czołgi wieczoru wjeżdżają na podjazd plagiatów

kataklizm onirycznie sensoryczny/sensualistyczny

letniego rozwijania dywanów pierwotnego strachu

na trawnikach i liściach smołą nieustannie zlewanych galopuje

jak ludzik z gry (wymyślonej w delcie myśli oderwanej)

tak właśnie galopując, marmurowiejący

tylko dla zabicia zielonego czasu

Malwy w słoiku dziegciu

Zadośćuczynienie malwy w słoiku dziegciu

zebranego z konkretności brzóz światów wielu

przetworzonego w pożądliwości odwiecznym maglu

bezosobowego grzechu-machiny

brutalnej skończoności przekazów sielskich które

nie okazały się do końca o zgrozo

nieskończoności symbolami malw na owocach sadów

jak stoickich kubistów na placach euforystów jak skansenowych florystów

malwy okiełznania smaków nie barw zaistniały w pamięci artystów robotów

gotowa reprymenda makat cesarzy upiornych

rozognionych imperiów kuchennych skurczonych ponownie

do naparstka na palec tych

haftujących ogródki przydomowe kwietnie pojęciowe

na osnowach nieżyciowych nieb po burzy przedprożnych

sfrustrowana haftująca męczy się w głębi osobowej tęczy

i tonie w depresji własnego snu