Nie jesteś sama - Winiarska Karolina - ebook + audiobook + książka

Nie jesteś sama ebook i audiobook

Winiarska Karolina

3,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Powieść obyczajowa w klimacie komedii familijnej: ciepłej, wzruszającej i zabawnej. 

Trzy główne bohaterki: Kingę, Jagodę i Helenę poznajemy w momecie, gdy dostają niezwykły spadek po człowieku, który większość życia spędził na morzy.

Czy szachowy pionek, bilet na film sprzed lat oraz torebka nasion to tylko przypadkowy testament, czy coś więcej?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 330

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 3 min

Lektor: Anna Dudziak-Klempka

Oceny
3,9 (22 oceny)
7
9
4
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AleksandraPilarczyk

Nie polecam

Książka byłaby ok ale wszystko psują „mądrości” w stylu Coehlo. Kolejna autorka tłumacząca świat głupiutkim ludziom. Ta maniera jest nie do zniesienia.
30
Anitka170

Całkiem niezła

Głównymi bohaterkami powieści jest matka Helena wraz z córkami Kingą i Jagodą. Akcja zaczyna się w momencie śmierci ojca Zenona. Rodzina otrzymuje po zmarłym spadek i są to nietypowe rzeczy. Helena otrzymuje torebkę nasiona, Kinga – figurkę szachową a Jagoda – bilet do kina na film sprzed kilku lat. Przedmioty te nie są kompletnie związane z tym czym zajmują się dziewczyny. Co więcej są wręcz ich przeciwieństwem. Jaki sens miało pozostawienie tego w spadku? Co Zenon chciał osiągnąć? Przecież praktycznie nie było go w domu tylko liczyło się morze. Na dodatek pojawiają się dodatkowe problemy utrata pracy, rozwód, zdrada i kłamstwo. Jak to wszystko wpłynie na dalsze losy rodziny. I czy uda się rozwikłać zagadkę pozostawienia nietypowych przedmiotów? Książka zaintrygowała mnie swoim tytułem i opisem. Chciałam się dowiedzieć, dlaczego ojciec zostawił taki testament. I nie żałuję czasu spędzonego przy tej historii. Mimo wielu zabawnych sytuacji nie zabrakło i kilku wzruszeń. Zrozumiałam, iż ...
00
Edyta8585

Nie oderwiesz się od lektury

Ach co to była za książka. Cudowna opowieść o miłości, rodzinie, która potrafi zajść za skórę, ale gdy trzeba jest podporą. To wzruszająca, ciepła i zabawna komedia familijna. Poznacie historie dwóch sióstr i ich matki w momencie, gdy umiera ich ojciec/mąż. W spadku zostawił im nietypowe rzeczy, które jak się okaże nie były przypadkowe. Najlepsze jest to, że spokojnie czytasz sobie ostatnią stronę a tu takie zakończenie, totalnie mnie zaskoczyło, chciałabym napisać o tym więcej, ale nie chce Wam popsuć przyjemności z czytania. To co jeszcze bardzo mi się podobało, to mądrość życiowa płynąca z tej książki. Pod koniec każdego rozdziału napisane są piękne przemyślenia, coś w rodzaju drogowskazów pokazujących jak żyć w zgodzie z samym sobą i innymi. Mnie ta książka zachwyciła, z czystym sumieniem mogę Wam ją polecić, nie będziecie żałować.
00
love_ksiazkowe
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

„Nie mówimy. Skrywamy przed światem to, co jest dla nas trudne. Nie wyjaśniamy tego, co boli. Wybieramy milczenie, choćby cena była najwyższa. Nie rozmawiamy. I kiedy zaczynamy rozumieć, że to jest najgorsza z dróg, bywa za późno. Ból się rozlewa po naszym ciele, cierpienie wypełnia naszą rzeczywistość. Ale nawet wtedy nie jest za późno. Nigdy nie jest za późno na dialog i szczerą wymianę zdań.” „Nie jesteś sama” to powieść obyczajowa w klimacie komedii familijnej: ciepłej wzruszającej i zabawnej. Trzy główne bohaterki– dwie siostry: Kingę i Jagodę oraz ich mamę Helenę – poznajemy, gdy umiera Zenon, ojciec i mąż. Kobiety dostają niezwykły spadek po człowieku, który większość życia spędził na morzu. Czy szachowy pionek, bilet na film sprzed lat oraz torebka nasion – to tylko przypadkowy testament, czy coś więcej? Jestem szczerze zaskoczona tym, co stworzyła @karolinawiniarska.autor. Ta okładka jest taka niepozorna, a skrywa w sobie treść, która idealnie trafiła w mój gust literacki. ...
00

Popularność




WYDAWNICTWO DLACZEMU

www.dlaczemu.pl

Dyrektor wydawniczy: Anna Nowicka-Bala

Redaktor prowadząca: Marta Burzyńska

Redakcja: Agnieszka Czapczyk

Korekta językowa: Barbara Wrona

Projekt okładki: Izabela Starosta

WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE

WARSZAWA 2022

Wydanie I

ISBN: 978-83-67-357-22-7

Konwersja do wydania elektronicznego

P.U. OPCJA

Powieść tę dedykuję wszystkim niezwykłym kobietom,

które spotkałam na swojej drodze.

Trzy kobiety szły wzdłuż plaży o zachodzie słońca. Jedna z nich miała na sobie lnianą sukienkę do kolan i biały wianek na głowie. Falbany przy bluzce drugiej kobiety tańczyły w takt szumu fal. Najstarsza trzymała się nieco z tyłu i próbując utrzymać jasną chustę na ramionach, uśmiechała się łagodnie.

– Jestem z was dumna. – Słowa uniosły się ponad głowami kobiet. – On też by był. Tylko co my teraz z tym całym bogactwem zrobimy…

– Jagoda pewnie operację plastyczną?

– Uważasz, że czegoś mi brakuje? – Najmłodsza z kobiet zmrużyła złowrogo oczy i poprawiła przekrzywione kwiatki na głowie.

– Intelektualnie zupełnie nic!

Najstarsza kobieta chrząknęła.

– To nie czas na wytykanie Jagódce braków! – powiedziała poważnym tonem, marszcząc nos.

– Nie mam braków! – obruszyła się najmłodsza. Sielankowy nastrój odpłynął razem z ostatnią falą.

– Masz za to przystojnego męża! – krzyknęły dwie pozostałe kobiety, serdecznie się śmiejąc do siebie.

1. Do mety, gotowi…

Pół roku wcześniej…

Mamo, dlaczego wigilia zawsze musi być u nas? – Piegowata nastolatka odsunęła od siebie miskę z orzechami włoskimi. – Palce mnie bolą od tych łupinek!

Kinga podniosła wzrok znad laptopa.

– Słucham? – zapytała, błądząc wzrokiem po kuchni. – Olaboga! Ale tu bałagan! Zuzka, zmieć z podłogi te okruchy! – krzyknęła i wyłączyła komputer. – Zupełnie zapomniałam, że dziś Wigilia.

– Nic nadzwyczajnego… – Mężczyzna w zielonym fartuchu zerknął na żonę. – Skoro już napisałaś ten artykuł, to pomóż mi uszka lepić, bo zaraz muszę się wziąć za karpia.

Kobieta zdjęła okulary i przetarła zaczerwienione oczy.

– Grzesiek, a gdzie maluchy?

– No przecież mówiłem ci, że u twoich rodziców. Przyjdą na kolację. Zenon dzwonił, że jadą jeszcze po choinkę.

Zmrużyła oczy.

– Znowu boli cię głowa od komputera? – Grzegorz podszedł do żony i podał jej kubek z herbatą. – Napij się, a potem zapraszam do kuchni. Czas nas goni. – Ucałował ją w czoło i wrócił do lepienia.

Kinga upiła łyk herbaty i odstawiła ją na stół.

– Prezenty spakowane? – zapytała męża, rozglądając się nerwowo po kuchni.

– Tak – przytaknął i wrzucił ostatnią partię uszek do wody. – Podaj mi mak. Jest w kredensie na dole.

Kinga zaczęła trzaskać kolejnymi drzwiczkami szafek.

– Po prawej stronie, za mąką. – Instrukcja męża podniosła jej ciśnienie. – Dobrze, że kiedyś prowadziłem cukiernię. Przynajmniej święta mamy z głowy.

– I drukarnię, i hurtownię z farbami… Ciekawe, czy jest coś, jeszcze czego w życiu nie robiłeś? – odpowiedziała i zanurkowała w jednej z szafek. Po chwili postawiła na blacie puszkę z makiem. Wtedy zadzwonił telefon.

– To z redakcji – wyjaśniła przepraszająco, zerkając na wyświetlacz. – Muszę odebrać. – Zrobiła zbolałą minę i zniknęła w sypialni. Gdy wróciła do kuchni, mąż doprawiał rybę.

– Gdzie farsz na uszka? – zapytała, rozglądając się za stolnicą.

– Wykorzystany. – Głos Grzegorza był oschły.

– Cudownie. To wykonam jeszcze jeden telefon. Jakby przyszła Magda, wiesz, ta moja stażystka, to odbierz od niej dokumenty. Zapomniałam wziąć z redakcji teczkę, a do jutra muszę odesłać materiał.

– Są święta! – Ton męża stawał się coraz bardziej nerwowy.

– Ktoś musi pracować, żeby poszukiwać mógł ktoś… – Jej słowa były podszyte złością i irytacją w jednym.

– Zaczynasz znowu… To źle, że jestem otwarty…

Grzegorz powiedział do pleców żony, które za moment znowu zniknęły w drugim pokoju. Gdy usłyszał dzwonek do drzwi, cicho zaklął. Wytarł dłonie w fartuch i poszedł otworzyć.

– Dzień dobry. – W progu stała drobna blondynka w długim, grafitowym płaszczu. – Przyniosłam papiery dla pani Kingi. – Uśmiechnęła się i wręczyła mężczyźnie białą teczkę.

– Dziękuję. – Odwzajemnił uśmiech. Nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo za plecami kobiety pojawiły się jego dzieci oraz rodzice Kingi. Stażystka uśmiechnęła się jeszcze raz i zniknęła. Do domu natomiast wpadły najmłodsze pociechy, Lena i Bartek, piszcząc i opowiadając o wielkiej zaspie przy sklepie z choinkami. Grzegorz pomógł się rozebrać dzieciom wyglądającym jak przemarznięci Eskimosi i wrócił do kuchni.

– Gdzie Kinga? – zapytała Helena, wieszając kożuch na wieszaku.

– Wisi na telefonie, jak zwykle – rzucił z niechęcią zięć i włożył rybę do piekarnika.

– Jagódka pisała, że przyjdzie później. Coś ją zatrzymało na uczelni.

– To u nich rodzinne. Praca na pierwszym miejscu – wspomniał niby mimochodem i skupił się na swoich obowiązkach, po to by za godzinę wszyscy mogli usiąść do wigilijnej wieczerzy.

Gdy Zenon z młodszymi wnukami ubrał choinkę, otulony dotąd przyjemnym mrokiem salon rozświetlił się kolorowymi światełkami. Na stole zapłonęła świeca w stroiku, a Helena z najstarszą wnuczką układały talerze na białym obrusie.

Wtedy w salonie pojawiła się Kinga.

– Wszystko gotowe? – zapytała i spojrzała na świąteczny salon. – Pięknie. – Podeszła do stołu i wygładziła obrus. – A Jagody jeszcze nie ma?

– Nie ma! Twoja młodsza siostra pracuje tak dużo jak ty. Powinnaś czasem odpuścić, zatrzymać się – zwrócił się Zenon do córki, poprawiając złoty łańcuch na jednej z gałęzi.

W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Grzegorz otworzył, do domu wpadła Jagoda.

– Jestem! – krzyknęła od progu, potknęła się o próg, upuściła doniczkę z gwiazdą betlejemską i poprawiając okulary na nosie, uśmiechnęła się przepraszająco. – Zatrzymali mnie. Szykuje się wyjazd do Grecji. Mam tyle papierów, że głowa mała… – tłumaczyła się z przejęciem.

– Ciociu, jedziesz do Grecji? – zainteresowała się Zuza.

– Jeszcze nie wiem, czy pojadę. W styczniu jest też sesja, a ja mam w tym roku kilka grup – odpowiedziała Jagoda rzeczowo, znów poprawiając okulary na nosie.

– Powinnaś pojechać. – Zenon wziął od córki kurtkę i powiesił w szafie. – Człowiek tyle jest wart, ile zobaczy świata. Książki nie dadzą ci tego, co prawdziwe doświadczenia. I może byś kogoś poznała. Życie w pojedynkę wcale nie jest najlepszym rozwiązaniem.

– Oprócz podróży są jeszcze obowiązki i rodzina – odgryzła się ojcu Jagoda i przywitała z siostrą, mamą, szwagrem i siostrzeńcami.

– Może ciocia pozna jakiegoś przystojnego Greczyna! – zaszczebiotała wesoło ośmioletnia Lena, a Jagoda opluła się kompotem z suszu. Kinga uniosła kąciki ust.

– Chciałabym dożyć dnia, kiedy Jagodę jakiś amant w końcu usidli. Póki co wszystkich przegania… Niedługo trzeba będzie się rozglądać za kotem!

Zuza zachichotała.

– Wcale nie przeganiam… – Jagoda podjęła próbę obrony swojego honoru.

Na ripostę Kingi nie trzeba było długo czekać. Związawszy brązowe loki w luźny kok, mrugnęła w stronę siostry.

– Mój błąd… Nie przegoniłaś żadnego, bo żadnego przecież nie było! Bohaterowie z książek się nie liczą!

– Co złego jest w książkach? Wszyscy się ich czepiliście!

– Może to, że są fikcją…?

Wtedy wkroczył Grzegorz.

– Nawet w Wigilię nie możecie sobie darować uszczypliwości?

– Masz rację, szwagrze! Moje trzydzieści sześć lat są nadzwyczaj szczęśliwe. Nie potrzebuję rad naszej przemądrzałej pani redaktor!

– Ja na moje czterdzieści też nie narzekam, jeśli do tego pijesz! – Kinga zmrużyła oczy.

– Dość tego! – huknęła Helena i podeszła do kominka, gdzie w jednej z setek ramek na zdjęcia była fotografia jej córek z początków podstawówki. Obie w granatowych fartuszkach i ze sztucznymi uśmiechami od ucha do ucha. W oczach kobiety zalśniła łza. Zacisnęła szybko powieki i odwróciła głowę od zdjęcia. Przyłapała akurat Jagodę na ustawianiu gwiazdy betlejemskiej na suto zastawionym stole.

– Po co przyniosłaś to zielsko? – zaatakowała młodszą córkę.

– To, że ty nie lubisz kwiatów, nie znaczy, że nie można nacieszyć oka ich pięknem! – krzyknęła Jagoda, po czym szepnęła siostrze, że badyle dostała od studentów i była nimi równie zniesmaczona jak mama.

– Uważam, że kwiatek ładny. Choć osobiście wolę orchidee – skwitował Zenon.

– Florysta się znalazł. – Prychnęła ze złością. Chwyciła szklankę z kompotem, upiła łyk i znowu szepnęła do siostry: – Pierwsze święta w życiu z rodziną spędza, a nie na morzu jak zawsze, i myśli, że się może wymądrzać…

Po chwili wszyscy siedzieli przy stole z Cichą nocą w tle. Na moment ustały kłótnie i docinki.

– Bardzo się cieszę, że jesteśmy tu wszyscy…

Pierwszy zabrał głos Zenon, a Kinga przewróciła oczami.

– Daj spokój, tato.

– To pierwsze święta z dziadkiem – zauważyła Lena i skubnęła kawałek sernika.

– I oby ostatnie. Nie zdzierżę jego wymądrzania w kolejnym roku! – szepnęła Kinga siostrze i poprawiła serwetki.

– Wprawdzie nie ma z nami Zyty, ale wszyscy wiecie, jaka jest moja siostra… – dodała Helena.

– Z nią byłoby ciekawiej. Nigdy nie lubiła ojca! Przynajmniej by się coś działo! Ona przynajmniej nie przebiera w słowach! – rzuciła Jagoda w stronę siostry. Zaśmiały się obie.

Dzielenie się opłatkiem poszło szybko i mechanicznie. Sztuczne uśmiechy i kurtuazyjne życzenia nie przeciągnęły się w czasie.

– Możemy teraz otworzyć prezenty? – Bartek pociągnął ojca za rękaw błękitnej koszuli. Grzegorz uśmiechnął się łagodnie.

– Najpierw nasza tradycja! – Kinga wygładziła bordową bluzkę. – Każdy teraz myśli życzenie na kolejny rok…

Dzieci jęknęły i zacisnęły powieki. Nad głowami wszystkich zebranych przy stole wigilijnym zaczęły krążyć życzenia. Słowo „miłość” nieśmiało wybrzmiało w głowie Jagody. Kinga mimochodem pomyślała o zmianie. Zenonowi przyszedł na myśl koniec, a Helenie czarne jak węgiel oczy sprzed wielu lat.

– Już? – Bartek szarpnął ojca za rękaw oliwkowej marynarki. – Możemy już iść do prezentów? Chcę zobaczyć, czy moje marzenie się spełniło!

– No jasne – odpowiedział synowi i wskazał dłonią choinkę.

Chłopcu rozbłysły oczy i w ciągu kilku sekund dzieci siedziały wokół drzewka.

– Rozpieszczasz ich – warknęła Kinga do męża.

– Są święta. – Grzegorz próbował jakoś ratować sytuację. – To dla ciebie. – Podszedł do żony z czerwonym pudełkiem.

Kobieta rozpakowała z zaciekawieniem ozdobny papier i wyciągnęła prezent.

– Smartwatch – powiedziała z uśmiechem.

– Tak, jak chciałaś.

Kinga przygryzła wargę i pocałowała męża w policzek.

– Ja od ojca nigdy nawet kwiatka nie dostałam – szepnęła Helena córce, gdy ta założyła na nadgarstek stylowy gadżet.

– A to twój prezent – powiedziała cicho do męża Kinga.

Zajrzał do torebki prezentowej i wyciągnął z niej parę wełnianych skarpet. Kinga zgarbiła się nieco i zrobiła przepraszającą minę. Grzegorz nie skomentował. Zaprosił wszystkich do stołu i skupił całą uwagę na czerwonym barszczu z uszkami.

Teraz…

Kinga właśnie rozwieszała pranie, gdy usłyszała dźwięk telefonu. Nie odebrała. Telefon zagrał po raz drugi. Westchnęła i powiesiwszy skarpetki syna, sięgnęła po swojego iPhone’a.

– Ojciec nie żyje… – Głos mamy był pusty. Z niewiadomych przyczyn Kindze na myśl przyszedł na myśl wielki kościelny dzwon.

– Zadzwonię do Jagody. – Tylko tyle powiedziała. Powinna coś dodać. Nie dodała. Rozłączyła się z mamą i wybrała numer siostry. – Ojciec nie żyje… – Czy jej głos zabrzmiał równie pusto, gdy wypowiadała te słowa?

Młodsza siostra burknęła coś niewyraźnie.

* * *

Jagoda zrobiła krok w przód i pozwoliła, by morze musnęło jej stopy. Woda połaskotała ją w kostki. Już miała schylić się po muszelkę, gdy obok niej pojawił się ukochany. Spojrzała w jego czarne oczy i utonęła w ich blasku. Telefon od siostry odszedł w zapomnienie. A przynajmniej ona bardzo chciała, by tak się stało. Zacisnęła powieki. Była na greckiej wyspie. Pierwszy raz w życiu zaczynała poznawać smak szczęścia, które miało słodycz dojrzałych winogron i soczystość czerwieni arbuza. Dlaczego ojciec postanowił zrobić to akurat teraz?

– Coś się stało? – Głos ukochanego był miękki niczym fale rozbijające się o brzeg.

– Kocham cię – powiedziała i mocno się wtuliła w jego muskularne ramiona. Pozwoliła, by smutek odpłynął…

– A ja wciąż nie mogę się nadziwić, że to się dzieje naprawdę. Poznaliśmy się pięć miesięcy temu, a teraz planujemy ślub! Nigdy się nie spodziewałem, że na mojej drodze stanie kobieta tak mądra i piękna.

Z ostatnim słowem Jagoda miała zamiar polemizować. Z tym pierwszym kłócić się nie mogła, bo świeża habilitacja wciąż napawała ją dumą i odrobiną próżności. I już miała oznajmić, że mądra i owszem, ale nie zdążyła. Jedna z fal uderzyła ją w plecy. Jak zwykle w takich sytuacjach Jagoda straciła równowagę i jak zwykle ramię Eneasa musiało ją uratować, gdy leżąc twarzą w piachu, próbowała złapać powietrze. Uśmiechnęła się przepraszająco, gdy stanęła na nogach. Sukienka, pierwsza w życiu, którą kupiła w Zarze specjalnie na te greckie wakacje, właśnie straciła swój słoneczny kolor, ociekając ciężkimi morskimi kroplami.

Tak. Może i Jagoda miała naukowy tytuł, ale gracją i wdziękiem nie grzeszyła i świat zbyt boleśnie jej o tym przypominał, regularnie i bezlitośnie.

Gdy słońce schowało się za horyzontem, Jagoda z Eneasem poszli po raz ostatni do rodzinnej tawerny ukochanego. Jagoda zamówiła sałatkę, czując, że smażone kalmary, którymi poprzedniego dnia ugościła ją przyszła teściowa, wciąż jeszcze leżą jej na żołądku.

Jedli w milczeniu, rozkoszując się ostatnimi wspólnymi chwilami na rodzinnej wyspie Eneasa, Milos.

– Nie powiedziałaś, kto dzwonił…

Jagoda zerknęła z czułością na swojego mężczyznę. Jego troska była rozbrajająca, ale tym razem wolała, żeby jej nie było. Nie chciała wracać myślami do telefonu od siostry.

– Mój ojciec… nie żyje…

Oczy Eneasa zaszkliły się, a kąciki ust opadły, tworząc smutną podkówkę.

– Najdroższa, tak mi przykro! To musi być cios!

Rozpostarł ramiona i mocno przyciągnął Jagodę do swojej piersi. Po chwili rzewnie zapłakał. Jagoda nerwowo mrugała, nie mając pojęcia, co w takiej chwili powinna zrobić.

– To tylko ojciec… – wyszeptała, próbując powstrzymać kolejne wybuchy smutku narzeczonego.

– Kochana, nawet nie wiesz, co mówisz…

Jagoda westchnęła. Miała mniej empatii do swojego ojca niż Grek do obcego człowieka. Wyswobodziła się z silnych ramion i nabiła na widelec oliwkę. Przegryzła ją, przewracając oczami i czekając, aż Eneas wypłacze cały smutek.

Następny dzień był dniem pożegnania. Greckie słońce żegnało Jagodę ciepłymi muśnięciami w policzek. Kobieta spojrzała w ogromne, czarne jak węgiel oczy ukochanego.

– Będę tęsknił. – Słowa Eneasa, zamiast pomóc, potęgowały smutek. Skinęła głową i pozwoliła, by mężczyzna uniósł jej podbródek i zajrzał głęboko w oczy. – Przed nami całe życie – wyszeptał. – Te kilka tygodni rozłąki nie ma znaczenia. Spotkała cię straszna tragedia… Ale pamiętaj, że ja będę przy tobie na zawsze. – Odgarnął kosmyk włosów z jej czoła. – Uwielbiam te piegi – dodał i ucałował jej nos, zahaczając swoim o jej okulary.

Jagoda najpierw oblała się rumieńcem, a potem wtuliła się w szerokie ramiona i ukryła twarz w bezpiecznym uścisku narzeczonego.

– Całe życie przed nami, moja bogini. – Eneas znowu zaczął snuć idylliczne wizje wspólnej przyszłości. – Ale przez kilka najbliższych lat chcę się tobą nacieszyć.

Jagoda jęknęła. Narzeczony zamruczał jej do ucha.

– A potem, gdy oboje przekroczymy trzydziestkę i będziemy już starzy, postaramy się o jakieś słodkie maleństwa. Zawsze marzyłem o licznej rodzinie!

Jęknęła kolejny raz. Nawet gdyby chciała wzniecić w sobie smutek z powodu śmierci ojca, nie miała na to przestrzeni. Własne problemy były zbyt przytłaczające.

– Do zobaczenia, moja bogini – szepnął Eneas. – Wiem, że twoje rozkojarzenie ma związek z ojcem. Wszystko rozumiem!

– Do zobaczenia – odpowiedziała, przygryzła wargę i poprawiła torebkę na ramieniu. Zerknęła na tablicę odlotów. W jednej dłoni ściskała kartę pokładową, w drugiej haftowaną chusteczkę, którą dostała od przyszłej teściowej. Wycierała zapłakane oczy. Zanim weszła na pokład, wygrzebała z torebki telefon.

– Tak mi ciężko… – Zapłakała do słuchawki. Pozwoliła, by głos ukochanego ukoił jej smutek i obawy. Wsłuchiwała się w kolejne wyznania dozgonnej miłości i obietnice pięknego życia. Gdy zamiast łez jej twarz ozdobił uśmiech, zakończyła rozmowę i podeszła do bramki numer pięć.

Chwilę później rozsiadała się na swoim miejscu w samolocie, ignorując słowa osoby siedzącej obok. Wyciągnęła z torebki książkę. Czytała Dumę i uprzedzenie dziesiątki razy i nigdy za jej fabułą nie przepadała. Na swoich wykładach zawsze pomijała Jane Austin, szybko przechodziła do lektur nieco bardziej wyrafinowanych. Aż poznała Eneasa i zrozumiała, co dokładnie oznacza szybsze bicie serca na widok drugiej osoby.

Starsza pani siedząca obok nie zrażała się brakiem reakcji z jej strony i wciąż mówiła.

– Ale młodzieniec się pani trafił. Od razu przypomniała mi się ta bajka, o Pięknej i Bestii. Pamięta pani?

Jagoda uśmiechnęła się mimowolnie. Duma wyprostowała jej plecy i wypięła piersi do przodu. Poprawiła okulary i grzywkę.

– Och, Eneas nie jest Bestią – powiedziała, mrużąc z zadowolenia oczy. – Ma wspaniały uśmiech…

– Ależ nie mówiłam, że on nią jest! – Kobieta wyciągnęła z wężowej torebki czerwoną jak ogień szminkę i pomalowała nią usta, robiąc zabawny dziubek. – Ale nie przejmuj się – dodała z westchnieniem, jakby zdając sobie sprawę ze słów, które wypowiedziała. Wrzuciła szminkę na miejsce i zasunęła zamek. – Brzydkie kobiety uczą świat, że nie tylko uroda jest ważna. Świętej pamięci mamusia zawsze mi powtarzała, że piękne przy szpetnym piękniejsze. Jak sama widzisz, każdy ma inną rolę na ziemi.

Jagoda prychnęła, a staruszka kontynuowała.

– Synowa mojej szwagierki też wyszła za mąż za Araba.

– Eneas to Grek.

Siwa głowa poruszyła się rytmicznie i nie zważając na komentarz Jagody, ciągnęła swoją opowieść.

– I Alusia poleciała do Arabii, a może to było Maroko… – Drobna dłoń staruszki zaczęła pocierać nerwowo pomarszczone czoło. – I ten Mahomet, Arab znaczy się, obsypywał ją diamentami. Dostała taki pierścionek z kamieniem wielkości przepiórczego jaja. – W tym momencie kobieta przestała pocierać czoło i palcem narysowała w powietrzu kamień, wielkością przypominający bardziej strusie niż inne jajo. – Piękny, zielony taki. – Cmoknęła z uznaniem.

Jagoda, czując, że maszyna zaczyna się powoli poruszać, zacisnęła pięści. Żeby nie myśleć o starcie, skupiła się na słowach staruszki, co nie było najlepszą decyzją.

– A potem zamknął ją w piwnicy. I ona w tej piwnicy umarła. Z żalu chyba, bo z czego innego. Na szczęście kamień, to znaczy pierścionek, zostawiła u matki, u mojej szwagierki znaczy się, więc mamy po niej pamiątkę.

Jagoda wykrzywiła usta. Odchyliła nieco głowę i spojrzała na staruszkę.

– To straszne! – wykrzyknęła, czując ulgę, że Eneas nic wielkiego prócz serca nie ma, nawet wykształcenia.

– Nie. Sprzedała Halina ten kamień i dom sobie kupiła. Pod Warszawą, stolicą znaczy się. Duży taki.

– Ale Alusia?

– Alusia głupia była. Nikt jej nigdy dobrze nie wróżył. Była podobna do ciebie. Nie było brzydszej dziewczyny w rodzinie. No i ten dom, proszę ja ciebie, to basen nawet ma. Taki to był kamień. A ten twój Eros to bogaty?

– Eneas.

– No mówię przecież. Dał ci już kamień? Oni zawsze najpierw kamień, a potem piwnica!

Jagoda spojrzała na pierścionek zaręczynowy z niewielką cyrkonią. I choć jej rozmiary zbliżone były do główki szpilki, poczuła niepewność.

– A piwnicę widziałaś?

Samolot wzbijał się powoli. Unosił się ponad chmurami, sprawiając, że wszystko, co ziemskie, traciło na znaczeniu. Jagoda czuła, że zaschło jej w ustach. Już nawet nie miała ochoty na książkę. Ba, poczuła nawet niechęć do pana Darcy’ego, oskarżając go w duchu o niezdrowe dewiacje.

– Pamiętaj, boś młoda i pewnie jeszcze głupiutka, nie wychodź za mąż. Mężczyźni to zło i problemy.

– Była pani mężatką?

Kobieta kiwnęła głową.

– Oj byłam. Osiem.

– Osiem lat?

Jagoda zaciskała pięści, gdy samolot wszedł w turbulencje.

– Osiem razy. Za każdym razem to był błąd…

Po tych słowach kobieta oparła siwą głową o zagłówek i zasnęła. Po chwili już nie przypominała kruchej staruszki, bo dźwięki jej chrapania z pewnością docierały na ziemię.

Jagoda zaczęła nerwowo kręcić się na fotelu. Odpięła pasy. Zerknęła przez okno. Pokręciła pokrętłami nad głową. Pobawiła się różowym kamieniem wiszącym na łańcuszku. Serce nie przestawało jej łomotać tak intensywnie, że sama słyszała jego bicie, nawet pomimo głośnego chrapania towarzyszki podróży.

W końcu zerknęła na serdeczny palec i srebrny pierścionek na nim. Przypomniała sobie początki znajomości z Eneasem. Nie musiała sięgać pamięcią zbyt daleko. Ich znajomość trwała raptem kilka tygodni. Dla Jagody czas nie miał żadnego znaczenia. Z miejsca zakochała się w przystojnym Greku. Był niczym jeden z tych greckich bogów – piękny i dobry. Jagoda jeszcze nigdy nie słyszała, by mężczyzna z taką pasją opowiadał o miłości, by z taką delikatnością zachwycał się jej wdziękami i by tak kusząco snuł wizję wspólnej przyszłości.

I wtedy wyrzuty sumienia po raz kolejny usiadły na jej ramieniu. Eneas posiadał cechy boskie. Jego umięśnione ciało wzbudzało zachwyt, oliwkowa skóra pociągała, a głębia spojrzenia hipnotyzowała. Jagoda wiedziała, że nie dorównywała mu wdziękiem ani urokiem. Odkąd pamiętała, zawsze była tą brzydszą. Młodzieńcza rozpacz z upływem czasu przemieniła się w pozorną akceptację, bo w głębi Jagoda nigdy nie wybaczyła rodzicom, że zafundowali jej ten brzydszy zestaw genów. I teraz, gdy ktoś tak piękny jak Eneas zwrócił na nią uwagę, ona, nie mogąc ukryć niedoskonałości urody, ukryła pesel. Odmłodziła się odrobinę. Czy dziesięć lat mogło być zbrodnią?

Jagoda jęknęła. Wiedziała, że różnica pomiędzy dwudziestym szóstym a trzydziestym szóstym rokiem życia była przepaścią. Czy ta przepaść mogła odebrać miłość jej życia?

Odwróciła głowę w stronę staruszki. Z dwojga złego wolała jej dziwaczne opowieści niż wizje utraty Eneasa z powodu wieku. Starsza pani spała jednak kamiennym snem. Jagoda kilka razy szturchnęła ją w ramię, dwa razy kopnęła w kostkę i jeden raz klepnęła w policzek. Wszystko na marne. Starsza pani nie obudziła się przez całą podróż. Otworzyła oczy, dopiero gdy koła samolotu dotknęły pasa startowego.

– Och, co za cudowny lot! – Staruszka aż klasnęła w dłonie. – Pierwszy raz żadnych turbulencji. I chyba nieco szybciej dotarliśmy do celu? Myślisz, że pilot poleciał skrótem?

Jagoda nie odpowiedziała. Nie mogła się doczekać, by opuścić duszne wnętrze samolotu. – A czy opowiadałam ci o córce mojej szwagierki? – zapytała tajemniczo starsza pani, gdy powoli wychodziły z samolotu. Jagoda mocniej chwyciła poręcz i z uwagą schodziła ze stromych schodków. – Pamiętaj, żadnych cudzoziemców. Polak to Polak. Może niezbyt schludny i prosty, ale swój. Z obcym to nigdy nic nie wiadomo!

Jagoda postanowiła nie słuchać pozostałych rad. Gdy tylko znalazła się na płycie lotniska, wystartowała po bagaż z prędkością światła. Odebrała niewielką walizkę i ruszyła do odprawy celnej. Starała się robić wszystko szybko i sprawnie, by nie natknąć się na fatalistyczne wizje leciwej pasażerki.

W końcu z walizką i dzwoniącym telefonem w torebce stanęła na parkingu przed lotniskiem w Jasionce. Nerwowo rozglądała się za taksówką, niestety, nie widziała żadnej wolnej.

– Może cię podwieziemy? – Jagoda aż podskoczyła na dźwięk głosu starszej pani z samolotu. Bezwiednie zacisnęła dłonie. Odwróciła się i ku swojemu zdziwieniu zobaczyła staruszkę w objęciach eleganckiego mężczyzny w kowbojskim kapeluszu. Towarzysz uśmiechał się szeroko, a w jego uzębieniu lśniły złote dodatki.

Jagoda zrobiła krok w tył.

– To mój mąż, Richard. Opowiadałam ci o nim w samolocie!

Zaskoczona Jagoda uśmiechnęła się uprzejmie i zaprzeczyła ruchem głowy.

– Richard jest Włochem, ale wychował się w Stanach – kontynuowała z dumą starsza pani, szczypiąc policzek rosłego Amerykanina, jak gdyby ten był kilkuletnim chłopcem.

Jagoda z ulgą przyjęła dzwonek telefonu. Zrobiła przepraszającą minę i powoli oddalała się od nowo poznanej pary.

– Mam wejściówki do SPA za ten ostatni wywiad. – Głos siostry w słuchawce wprawił ją w osłupienie. – Może pójdziesz ze mną?

– Za parę godzin mamy pogrzeb ojca…

– Że nie wypada pójść do SPA, gdy ktoś umiera?

– Znasz takie słowo „empatia”?

– A ty, mądralo, „rozrywka”?

– Kinga, odpuść. To nie czas na zabawy. Ojciec nam umarł. Widzimy się na cmentarzu! Możemy nie czuć smutku, ale mamy pewne zobowiązania!

Jagoda schowała telefon do torebki i z ulgą dostrzegła, że jej towarzyszka z samolotu wtopiła się w tłum. Na wszelki wypadek szybko wyszła z budynku. Wsiadła do pierwszej wolnej taksówki. Natychmiast zamknęła drzwi i rzuciła nerwowo kierowcy adres.

– Godziny szczytu – powiedział niskim głosem wąsaty kierowca i przekręcił kluczyk. Czarny mercedes ruszył, pozostawiając lotnisko w Jasionce za sobą. Jagoda poczuła znajomy spokój. Grecja była zachwycająca, ale to miasto rodzinne dawało jej to, co lubiła najbardziej: przewidywalność i bezpieczeństwo.

– O trzeciej mam pogrzeb! Na Wilkowyi! – zawołała, olśniona przemijalnością czasu. – Zdążymy? – Wbiła pełen nadziei wzrok w starszego mężczyznę. Ten wykrzywił usta i wzruszył ramionami.

– Nie wiem…

Poprawiła okulary na nosie.

– To prosto na cmentarz! – Wygładziła limonkową sukienkę. – To zieleń. Nada się? W ciemnym pomieszczeniu wygląda niemal jak czerń!

Mężczyzna pokiwał głową.

– A kto umarł?

– Och! – Machnęła dłonią, próbując odnaleźć w walizce coś ciemnego do ubrania. – Ojciec – dodała, gdy udało jej się wygrzebać ciemny sweter.

– Myślę, że rzeczy nie mają znaczenia. Zwłaszcza na pogrzebie. – Mężczyzna grzecznie unikał konfrontacji.

– Nieważne – skwitowała z westchnieniem i oparła głowę o zimną szybę. Dotknęła dłonią niewielki kamyczek, który wisiał na złotym łańcuszku.

– Każda emocja jest dobra i każda minie…

Jagoda udała, że nie dosłyszała słów mężczyzny. Poczucie winy, że nie odczuwa smutku, zdawało się ją coraz bardziej palić.

Koniec wersji demonstracyjnej.