Możemy mieć siebie (t.2) - Corinne Michaels - ebook
BESTSELLER

Możemy mieć siebie (t.2) ebook

Corinne Michaels

4,6

Opis

Przed piętnastoma laty Stella Parkerson zakochała się na zabój w Jacku O’Donnellu, przyjacielu jej najstarszego brata. Była młodą dziewczyną, ale już wtedy wiedziała, że właśnie on będzie jedynym mężczyzną, którego w życiu pokocha.W dniu swoich osiemnastych urodzin poprosiła go o pocałunek. Nie wyobrażała sobie, że to całkiem odmieni jej życie. Tamtej nocy oddała Jackowi wszystko. To była ich tajemnica, której nie mogli nikomu zdradzić.

Potem ich drogi się rozeszły i przez lata udawali, że nic między nimi nie zaszło. Choć Stella starała się nie rozmyślać o tym, że kocha Jacka, nie umiała wybić go sobie z głowy. Pewnego razu on znowu ją pocałował. I teraz już nie było odwrotu. Musieli spojrzeć prawdzie w oczy. Należą do siebie i nie ma sensu temu zaprzeczać.

Co się stanie, kiedy rzucą się w wir uczucia? Czy tym razem ich miłość okaże się silniejsza? Czy pomimo piętrzących się trudności będą potrafili się wspierać i być razem?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 418

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (479 ocen)
358
83
30
5
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Weronika8608

Dobrze spędzony czas

czytam wszystkie dostępne książki tej autorki ale tak naprawdę ich nie lubię ;) wszystkie mają bardzo podobny schemat tzn. w przeszłości się kochali, rozstanie, jako dorośli kochają się nadal ale nie mogą ze sobą być z durnego powodu "nie zasługuje na ciebie"
30
Justaq93
(edytowany)

Nie polecam

Najsłabsza książka ze wszystkich wydanych pozycji tej autorki. Główna bohaterka jest tak drażniąca, że zmęczyłam się podczas czytania. Wybrała pieniądze zamiast dziecka i ma ból tyłka, że nikt jej powiedział, że będzie za nim tęsknić. Później zatruwa życie ludziom, którzy dali temu dziecku dom, a ona zmienia zdanie i też chce być obecną w jego życiu. Koszmar. Dawno nieczytalam o tak samolubnej bohaterce. Nie umiem jej współczuć.
00
GosiaGosiaKasia

Nie oderwiesz się od lektury

świetna seria
00
paumok

Nie oderwiesz się od lektury

Cała seria cudowna ! Polecam !
00
Elibaj22

Całkiem niezła

Przyjemna książka na popołudnie.
00

Popularność




Tytuł oryginału: Could Have Been Us

Projekt okładki: Sommer Stein, Perfect Pear Creative

Redakcja: Małgorzata Burakiewicz

Redakcja techniczna: Aleksandra Czapiewska

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Renata Kuk

Fotografia wykorzystana na okładce

© Brian Kaminski

© 2021. Could Have Been Us by Corinne Michaels

All rights reserved. © for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2022

© for the Polish translation by Barbara Górecka

ISBN 978-83-287-2277-4

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2022

– fragment –

Aly Martinez. Jestem pewna, że zrobiłaś kiedyś coś dobrego, mimo że nie mogę sobie tego przypomnieć.

1

Stella

– Nie musisz tego robić, Stello. Możemy znaleźć inne wyjście – mówi Jack, gdy ocieram z policzków łzy.

– Nie mamy wyboru.

– Zawsze jest jakiś wybór.

– Bardzo trudny wybór. – Patrzę na niemowlę, które trzymam w ramionach.

Tak bardzo pragnę zatrzymać to maleństwo, ale to niemożliwe. Nie mamy dobrego wyjścia z miliona różnych powodów, a zmiana decyzji skończyłaby się katastrofą. Mój ojciec wyraził się jasno: jeśli zatrzymam malutką, wyrzeknie się mnie. Pozbawi rodziny i przyjaciół. Rodzeństwo również mi nie pomoże pod groźbą takiej samej kary. Nie okażę się taką dziewczyną. Taką, która urodziła dziecko w wieku osiemnastu lat, o nie, to nie jego córeczka. A kiedy się rozpłakałam, krzycząc, że mam to w nosie, ojciec sięgnął po jedyny argument, który mógł mnie przekonać. Powiedział, że zniszczy Jacka.

Zniszczy jego przyszłość, postara się, żeby nie dostał pracy w miasteczku. Jack nie ma rodziny i nie mogę sobie wyobrazić, że straci wszystko, na co tak ciężko zapracował. To nie do zniesienia.

Tamtego wieczoru postąpiliśmy bardzo lekkomyślnie. Popełniliśmy błąd, a to nasza pokuta.

Jack muska paluszki małej. Policzyłam je już i wycałowałam. Jest taka śliczna, tak cudownie układa się w moich ramionach.

– Zgoda, ale nikt nie mówił, że będzie nam łatwo.

Podnoszę na niego wzrok. Ciemne włosy ma potargane, ponieważ przybiegł tutaj pędem prosto z college’u, w orzechowych oczach widzę wzburzenie. Trudno mu pogodzić się z podjętą przed siedmioma miesiącami decyzją.

– Rzecz nie w tym, co jest łatwe, a w tym, co trudne. Tu chodzi tylko o nią – mówię, nienawidząc się w duchu za te słowa.

– To nasza córka. Zrezygnuję z nauki w college’u i zastanowimy się, jak poradzić sobie z jej wychowaniem.

Znowu zalewam się łzami. Wydawało mi się, że to będzie łatwiejsze. Ależ byłam naiwna. Cztery ostatnie miesiące spędziłam w Georgii, ukrywając ciążę i nie widując się z nikim z Willow Creek. Szczegółowo zaplanowałam, jak mam przeżyć to, co mnie czeka, a kiedy nadszedł ten czas, zwątpiłam, czy mi się uda. Nie obejdzie się z pewnością bez cierpienia, które skończy się dopiero wraz z moją śmiercią.

– Mam osiemnaście lat – przypominam całkiem niepotrzebnie.

– Wiem. – Jack wstaje i zaczyna krążyć po pokoju. – Wszystko wiem, ale ona jest już tutaj i to całkowicie zmienia nasze położenie.

– A ty uczysz się w college’u. Obgadaliśmy to już ze szczegółami, Jack. I doszliśmy do wniosku…

– Musimy powiedzieć Graysonowi. – Jack patrzy na mnie ze zbolałą miną.

Grayson to mój brat. Jego naj, najlepszy przyjaciel. Jedyny człowiek, który zawsze go wspierał, ale nie może nigdy poznać prawdy.

Okłamujemy się.

Kłamiemy, że był to tylko pocałunek, który zaprowadził nas do czegoś więcej, bo czuliśmy się wtedy tacy zagubieni. A teraz to dziecko, które zamierzamy oddać kochającej rodzinie. To największe kłamstwo.

– Grayson nie jest jedynym powodem. Naprawdę tego chcesz? Chcesz zostać teraz ojcem?

Jack ściska nerwowo grzbiet nosa.

– Nie, ale zrobiliśmy sobie dziecko.

– Owszem, postanowiliśmy też, że urodzę i zapewnimy mu dobre życie, na jakie zasługuje. Tuż obok czeka dwoje ludzi, którzy będą kochać naszą córkę. Są poukładani, mają dom, rodzinę, mogą zapewnić dziecku przyszłość; my nie mamy takiej możliwości. Nie są dzieciakami, które nawet nie chodzą ze sobą, nie są chłopakiem i dziewczyną, którzy po prostu dali się ponieść i zapomnieli o prezerwatywie. A mój ojciec odbierze nam wszystko, Jack. Zrobi to, możesz być pewien. Muszę postąpić tak, jak będzie dla niej najlepiej, i nie mogę myśleć o nas. Tu nie chodzi o nasze pragnienia.

Mimo że pragnę tylko tego, żeby Jack mnie kochał.

– Nie mają pojęcia, jaki dar otrzymują – mówi Jack, wzdychając z rozpaczą.

Misty i Samuel Elkinsowie to mili ludzie, którzy przygotowali już śliczny pokój dziecięcy z mnóstwem zabawek i wielgachnym wózkiem. Kupili ubranka, fotelik samochodowy i pieluchy. Odwiedziliśmy ich w domu i przez wiele godzin omawialiśmy plan najlepszy dla wszystkich. Oboje doskonale zdają sobie sprawę z naszego poświęcenia.

Zamykam oczy, tuląc maleństwo i całując je w aksamitnie gładkie czółko.

– Misty zakocha się w Kinsley. Będzie taką matką, jaką ja być nie mogę. To dla mnie straszne, ale dla małej najlepsze. Oboje o tym wiemy. – Delikatnie kładę jej rękę na piersi i czuję szybkie bicie małego serduszka.

Jack staje przy mnie i nakrywa moją dłoń swoją.

– Jeśli to słuszne, czemu przychodzi nam to z takim trudem?

– Ponieważ ją kochamy. Nawet jeśli nie możemy jej zatrzymać.

Trzy serca biją równym rytmem, dwa z nich zaraz pękną z rozpaczy, bo wiedzą, co się stanie. Oddam tę kruchą istotkę obcej rodzinie. Dam jej szansę, której nie otrzymałaby, zostając przy mnie. Za kilka tygodni zaczynam naukę w college’u, Jack jest na drugim roku i nie darzymy się uczuciem. Ja przynajmniej wiem, że on mnie nie kocha.

– Stella, zrobię, co zechcesz, obiecałem ci to. Wystąpię przeciw twojemu ojcu, twojemu bratu, będę walczył z całym światem, jeżeli tego zażądasz.

Wiem, że to nie są przechwałki. Jack przez cały czas mnie wspierał. Pomagał mi i uszanował moją decyzję, kiedy powiedziałam, że pragnę dla córeczki lepszego życia, niż możemy jej ofiarować. Najtrudniej było ukrywać ciążę przed braćmi.

– Wiem, Jack, ale uważam, że musimy teraz podjąć najmniej egoistyczną decyzję w naszym życiu.

I nie ma znaczenia, jak bardzo nas to zrani.

Słychać stukanie do drzwi. Pielęgniarka wsuwa głowę do pokoju.

– Jesteście gotowi?

Spoglądam na córeczkę i czuję, że serce ściska mi taki ból, jakby ktoś wydzierał je mojej z piersi. Czy można być gotowym na coś tak strasznego? Nie wiem, jak mam to zrobić. Jack patrzy na mnie z wysoka.

– Stella, już czas. Jeśli mamy to zrobić, to tylko teraz.

Wiem, że ma rację. Im dłużej trzymam ją na rękach, tym bardziej zaciętą walkę toczą między sobą mój umysł i serce.

Patrzę przez łzy na pielęgniarkę.

– Jesteśmy gotowi.

Drzwi się zamykają, ja zaś szepczę córeczce do ucha to wszystko, co chcę jej powiedzieć.

– Kocham cię. Bardzo cię kocham i dlatego muszę tak postąpić. Zawsze będę cię kochała. Wybacz mi, Kinsley. Wybacz, że nie jestem dość silna. Proszę cię, nigdy nie myśl, że to było łatwe albo że zrobiłam to dlatego, że cię nie kochałam. – Podnoszę wzrok na Jacka. – Zabierz ją ode mnie. Proszę, weź ją na ręce, to ty musisz im ją oddać. Ja nie mogę…

Oczy Jacka napełniają się łzami, gotowe stoczyć się po policzkach, gdy ostrożnie wyjmuje Kinsley z moich rąk.

– Mam nadzieję, że pewnego dnia zrozumiesz, jak strasznie trudno było nam to uczynić. Twoja mama ma rację, bardzo cię kochamy i dlatego pragniemy dla ciebie lepszego życia.

Drzwi znowu się otwierają i odwracam głowę, nie mogąc na to patrzeć. Słyszę kroki Jacka, który podchodzi z dzieckiem na ręku do Samuela i Misty. Oboje mówią coś do niego, a ja okręcam się na pięcie i wybucham płaczem. Szlocham tak bardzo, że za chwilę utonę we własnych łzach. Płaczę głośno, żeby nie słyszeć słów. Nie mogę patrzeć, jak zabierają mi moją małą córeczkę.

Chce mi się krzyczeć, bo to wszystko jest takie niesprawiedliwe.

Jeden wieczór wykoleił moje dotychczasowe życie.

Jack nie ma pojęcia, ile muszę poświęcić. Nie rozumie, że tracąc córkę, tracę zarazem jedyną część jego, jaką kiedykolwiek miałam. Tak bardzo go kocham, a ten akt pieczętuje straszną prawdę – nigdy nie będziemy razem.

– Stella. – Czuję na plecach dotyk jego dłoni, niski głos wibruje w ciasnej przestrzeni.

Zanoszę się szlochem i Jack mnie obejmuje. Przywieram do niego, jakbym tonęła, wiem, że to ostatni raz, kiedy mnie przytula. Staram się nie myśleć o wszystkim, co wymyka mi się z rąk, nie mam pojęcia, jak zdołam przetrwać resztę życia.

Jak udawać, że nigdy nie urodziłam dziecka.

Jak udawać, że nie kocham Jacka.

Jak udawać, że wszystko jest w porządku, choć czuję tylko pustkę.

Jack głaszcze mnie po plecach, nie wypuszczając z objęć. Kiedy wyjdę z tego pokoju, będę inną osobą, ponieważ nie mam już serca.

2

Stella

Dwanaście lat później

– Powinnaś sobie kupić tę kieckę – mówi Winnie, pokazując mi skąpy skrawek materiału, który zdjęła z wieszaka.

– To sukienka?

– No pewnie – odpowiada po sprawdzeniu metki.

– Nie mam już dwudziestu jeden lat – przypominam jej.

– Zgoda, ale jeszcze żyjesz, tak? Poza tym żadna z nas nie jest mężatką ani nie jest w stałym związku. Skoro wychodzimy, powinnyśmy wyglądać atrakcyjnie.

– Sugerujesz, że spotka nas tam coś ekscytującego?

– A zdarza ci się w ogóle rozglądać? – pyta Winnie, unosząc brew. – Kiedy byłaś ostatnio na randce?

– Nie pamiętam.

Potrząsa głową z widocznym niezadowoleniem.

– I na tym właśnie polega cholerny problem. Jesteś piękną dziedziczką fortuny, która odmawia związania się z kimś odpowiednim. Nie chcesz nawet umawiać się na randki!

Ależ umawiam się. W pewnym sensie.

Znam Winnie od piątego roku życia. Zazwyczaj taktownie nie porusza tego tematu, ale kiedy już zacznie, nie spocznie, póki mnie nie przekona.

– Nie umawiam się właśnie dlatego, że jestem dziedziczką fortuny, jak się wyraziłaś. – To nie do końca prawda, ale coś w tym jest. Wspólnie z Graysonem prowadzę flagowy motel tutaj, w Willow Creek, a reszta braci działa w innych miejscowościach, ale to nasz ojciec nadal dzierży stery. Moje nazwisko przyciąga wielu adoratorów, zainteresowanych głównie pieniędzmi.

– Mogłabyś być trochę milsza. Może dzięki temu znalazłabyś wreszcie chłopaka.

Przewracam oczami.

– Żaden z tych facetów nie jest tego wart, więc nie zamierzam tracić na nich czasu.

Ponieważ jedyny mężczyzna, jakiego kiedykolwiek kochałam, udaje, że nie istnieję – no chyba że jako młodsza siostra jego najlepszego przyjaciela – mimo że mamy ze sobą dziecko.

– Chcę tylko, żebyś była szczęśliwa.

– Pragnę tego samego dla ciebie, Win. – Odwieszam ciuszek i wzdycham głęboko.

– Różnica polega na tym, że ja się chętnie umawiam, a ty nie.

Smutne jest to, że owszem, próbowałam. Spotykałam się z różnymi facetami, którzy mi się nawet podobali, ale żaden nie dorastał Jackowi do pięt.

To najbardziej żałosna historia na świecie. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego nie umiem wybić sobie z głowy Jacka O’Donnella.

Moim przeznaczeniem było spędzenie z tym człowiekiem jednego cudownego wieczoru i to mnie zniszczyło. Odebrało choćby cień szansy innym. Ponieważ nie ma znaczenia, jak wspaniały może być facet, co robi i co myśli – nigdy nie będzie tak fantastyczny jak Jack.

– No to obie umrzemy samotnie. – Zdejmuję sukienkę z wieszaka i przykładam do piersi. – Co myślisz?

– Myślę, że potrzebna ci terapeutka, Jess.

Uśmiecham się.

– Może i masz rację.

Jessica jest starszą siostrą Winnie, która dużo w życiu przeszła. Niedawno powróciła do Willow Creek i chodzi na sesje terapeutyczne, by odzyskać równowagę psychiczną. Zawsze bardzo lubiłam Jess i mam wielką nadzieję, że ona i Grayson w końcu się dogadają. Są sobie przeznaczeni i muszą jedynie zrezygnować ze swojego oślego uporu.

Winnie przechyla głowę, przypatrując się sukience, po czym marszczy nos. To oznacza „nie”.

– Czy przynajmniej pójdziesz ze mną na podwójną randkę, kiedy się już umówię?

Z głuchym jękiem odwieszam sukienkę na wieszak.

– Dlaczego mi to robisz? Jestem szczęśliwa, wiesz? Kocham swoją pracę. Mam piękne mieszkanie. I zwariowaną, ale fantastyczną rodzinę, jeśli pominąć wrednych rodziców. Mam ciebie, Delię i od niedawna znowu Jess. Mam naprawdę dobre życie. Dlaczego uważasz, że koniecznie muszę się z kimś spotykać?

– Bo jesteś moją najlepszą przyjaciółką, a kochamy się między innymi dlatego, że obie uwielbiamy zadręczać facetów? – pyta prowokacyjnie Winnie.

– Dobrze, ale powiedz temu facetowi, żeby uprzedził swojego kumpla, że jestem wredną suką.

– Och, nie martw się, wszyscy faceci w okolicy drżą z przerażenia, słysząc twoje imię.

– Jestem jak Mufasa.

Winnie trzęsie się zupełnie jak na filmie i obie parskamy śmiechem.

– Uwielbiam cię, Win.

– Ja ciebie też. Czepiam się tylko dlatego, że znam prawdę.

– O, to ciekawe.

Winnie przygryza dolną wargę i odpowiada cichym i poważnym głosem:

– Pragniesz tego, co niedługo będą mieli Grayson i Jess, miejmy nadzieję. Pragniesz miłości, małżeństwa i dzieci.

– Oni tego nie mają – odpowiadam prędko.

– Powiedziałam „miejmy nadzieję”. Starają się to osiągnąć. Obie chyba wiemy, że naszemu rodzeństwu prędzej czy później raczej się to uda.

– Liczę na to – mówię. – Grayson kochał się w niej już w dzieciństwie.

– A Jess w nim, ale nie mówimy teraz o nich. Rozmawiamy o tobie i twoich pragnieniach. Pamiętam, o czym marzyłaś, kiedy byłyśmy małe, Stell. Zapominasz, że nie mamy przed sobą tajemnic.

Serce ściska mi się boleśnie, bo mam przed nią tajemnicę. I to naprawdę wielką.

– Doceniam twoją troskę. I kto wie, może pewnego dnia spotkam swojego księcia.

– Może będzie to właśnie ten facet? – Winnie się rozpromienia.

– Możliwe.

Ale prawdopodobnie nie.

***

Dziś jest wieczór z pizzą w domu Graysona. Rzadko daję się namówić na przyjście, ponieważ nie mogę się narażać na zbyt częste kontakty z Jackiem, ale skoro wyjechał do leśnej głuszy pod jakimś niewiele znaczącym pretekstem, chętnie się pojawię, zwłaszcza że będzie Amelia.

Przebieram się z garsonki, w której chodzę do pracy, w wygodne legginsy i luźną bluzę sportową, po czym sprawdzam pocztę.

Na widok listu ze stemplem z Georgii uśmiecham się i natychmiast otwieram kopertę.

Droga Stello,

mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Dziś był bardzo ekscytujący dzień. Kingsley dostała się do letniego programu matematycznego, na którym jej zależało, bo jest według niej „superfajny”. Nie potrafię pojąć, jak ktoś może uważać matematykę za coś fajnego. Urosła znowu o dwa centymetry – przysięgam, że co kilka tygodni muszę kupować tej dziewczynie nowe ubrania – i zapytała nas, czy może zgłosić się do drużyny piłki nożnej. Nie jestem pewna, ile wytrwa w swoim entuzjazmie. Jeśli pamiętasz, próbowała już gry w piłkę nożną w zeszłym roku i uznała, że nie cierpi biegania. Oczywiście ja i ojciec nie potrafimy jej niczego odmówić.

Samuel awansował w firmie, w której pracuje. Siedzi przez to dłużej w pracy, ale lepiej zarabia. Na razie skupiamy się na tym, że za kilka lat będzie mógł przejść na bajecznie wysoką emeryturę z gwarancją ubezpieczenia zdrowotnego, co wspomoże moje leczenie. Przynajmniej tak sobie powtarzamy. Wszystko układa się dobrze. Bardzo trudno było mi poradzić sobie z pierwszą diagnozą nowotworu, teraz jest znacznie łatwiej. Lekarze są pełni nadziei.

Co u Jacka? Czy nadal zachowuje się jak MacGyver w puszczy? (Twoje słowa, nie moje). Uśmiecham się na myśl, że obojgu Wam tak dobrze się układa. Zastanawiałam się, czy znowu do niego nie napisać. Wiem, że nie odpisuje, nie mam nawet pewności, czy otwiera te listy, ale cóż, być może nawrót choroby sprawia, że doceniam każdą bezcenną minutę i dlatego chcę znowu spróbować.

Załączam kilka zdjęć Kinsley. Jest taka podobna do Ciebie i Jacka, to niesamowite. Kiedy była jeszcze malutka, była bardziej podobna do Ciebie, ale teraz widzę w niej Jacka.

Przepraszam, że piszę tak krótko, ale bywam ostatnio zmęczona i nie mam zbyt wielu nowych wieści. Czekam na Twój list i jak zawsze oboje serdecznie dziękujemy Ci za to, że mogliśmy zostać rodzicami Kinsley. Robi mi się ciepło na sercu, gdy pomyślę, że jeśli mała zechce się kiedyś dowiedzieć o Tobie i Jacku, będę jej mogła wyjawić, jak wspaniałymi ludźmi jesteście.

Całusy

Misty

Siadam przy stole w kuchni i oglądam zdjęcia Kinsley. Ma długie ciemnobrązowe włosy w takim samym odcieniu jak moje, ale oczy zupełnie jak Jack. Orzechowe z plamkami zieleni i grubą czarną obwódką wokół tęczówki. Jej uroda zapiera dech. Ma dopiero dwanaście lat, ale widać, że będzie oszałamiająco piękną młodą kobietą.

I do tego jest inteligentna.

Miłości do liczb nie odziedziczyła z pewnością po mnie. Jack był księgowym, zanim został przewodnikiem po dzikich pustkowiach.

Wzdycham ciężko, udręczona znajomym poczuciem winy. Kingsley ma się dobrze i wiedzie szczęśliwe życie, ja zaś starzeję się i robię coraz bardziej apatyczna.

Moja córka dorasta i staje się kimś, kogo nigdy nie poznam. Misty i Samuel są zawsze bardzo otwarci na nasze prośby i oczekiwania, i naprawdę mieliśmy szczęście, że na nich trafiliśmy, ale po upływie sześćdziesięciu dni nasze wszelkie prawa do Kinsley wygasły. Wiem, że ci z gruntu dobrzy ludzie będą szanowali warunki naszej umowy, chociaż wcale nie muszą. Jeśli córka zechce kiedyś dowiedzieć się czegoś o nas, jest taka możliwość, ale na razie muszą mi wystarczyć listy i zdjęcia.

Nie prosiłam nigdy o więcej i nigdy nie poproszę, głównie z powodu Jacka. Wybrał zero kontaktów i ja to rozumiem. Nasza sytuacja jest piekielnie trudna emocjonalnie. Możemy oglądać zdjęcia naszej córki, ale nie słyszymy jej głosu, nie widzimy uśmiechu.

Moja komórka pika, sygnalizując esemesa od Graysona.

Grayson: Przyjdziesz? Jest już pizza.

Ja: No jasne.

Cóż, dziś wieczorem będę mogła dokonać tylko jednego wyboru: ile zjeść kawałków pizzy. Inne wybory muszą niestety poczekać.

Biorę torebkę i wychodzę. Jazda do domu Graysona zabiera około pięciu minut. Szukając domu dla siebie, wiedziałam, że chcę zamieszkać blisko któregoś z braci. Nie wiem dlaczego, ale Grayson jest moim ulubieńcem.

Głównie z powodu Amelii, przesłodkiej małej dziewuszki, którą kocham z całego serca.

– Ciocia! – krzyczy Amelia i biegnie do mnie, gdy wysiadam z samochodu.

Nie mam córki do kochania i przytulania, ale mam ją. Jedynie Jack potrafi zrozumieć, że pojawienie się Amelii w moim życiu było dla mnie ratunkiem, i kiedy tylko mogę, pomagam bratu w opiece nad nią.

– Niech no ci się przyjrzę – mówię, gdy staje przede mną. – Znowu urosłaś.

– Wcale nie, mam tyle samo wzrostu co przedtem.

– Ale wydajesz się większa.

– No to może rzeczywiście urosłam. – Uśmiecha się promiennie.

Grayson wychodzi z domu, trzymając w ręku lalkę Amelii. Wydaje mi się strasznie wymizerowany.

– Hej.

– Hej, braciszku. Wyglądasz koszmarnie – mówię.

– Jezu, dzięki.

– Nie ma za co.

Grayson przewraca oczami.

– Pizza już jest, a ja umieram z głodu.

– Och, zaczekałeś na mnie – rzucam kpiąco.

– Ja mu kazałam. – Amelia ciągnie mnie za rękę.

– I dlatego jesteś moją ulubienicą.

– Jestem ulubienicą wszystkich – informuje nas mała.

– Jesteś potworem. – Grayson bierze ją na ręce i podnosi wysoko. – I dobrze o tym wiesz.

Uśmiecham się na to pełne miłości przekomarzanie. Mojemu bratu nie było wcale łatwo. On i Yvonne mieli wielkie plany. Zamierzali się pobrać, wspólnie wychować córkę. Grayson byłby szczęśliwy. Lecz kiedy dziecko skończyło dwa tygodnie, Yvonne przyniosła mu Amelię i wszystkie jej rzeczy i wyjechała z miasta.

Męczy mnie myśl, że w jakimś sensie jestem do niej podobna, choć nie jest to prawda. Yvonne nie była już dzieciakiem. Była dorosłą kobietą i odeszła, nie oglądając się za siebie.

Idę za Graysonem i Amelią w stronę domu i nagle słyszę stamtąd gromki śmiech.

Natychmiast cała tężeję. Czuję mrowienie w ciele, bo dobrze wiem, czyj to głos.

Zazwyczaj jestem w stanie nad sobą panować. Odsunąć na bok uczucia, które nie wygasły przez dwanaście lat. Wydawałoby się, że jestem w tym mistrzynią. Że zapomniałam już o młodzieńczej miłości, bo przecież to niemożliwe, żeby nadal trwała, a jednak proszę – cała drżę jak nastolatka.

– Jesteś potworem czy jedzeniem? – pyta Jack, gdy Grayson z Amelią wchodzą przede mną do salonu.

– Ja jestem jedzeniem – śmieje się Amelia – a tatuś potworem.

Nawet o tym nie myśl. Nie wyobrażaj sobie życia, które nie było wam pisane. Nie możesz na to pozwolić.

– Czy potrzebujesz ratunku, mój skarbie? – pyta Jack, zbliżając się do nich.

– Ratuj mnie, wujku!

Jack zabiera ją z rąk Graysona i mocno przytula.

Ja zaś wyobrażam sobie podobną scenę z zupełnie inną dziewczynką. Tą, którą kochałby i chronił. O orzechowych oczach i ciemnobrązowych włosach.

Śmiech zamiera, a kiedy oczy Jacka napotykają moje, dostrzegam w nich cień żalu, zastąpiony niemal natychmiast swobodnym uśmiechem.

– Cześć, Stella.

– Cześć, Jack. Myślałam, że włóczysz się gdzieś po lesie – mówię, odchrząkując i przełykając niepotrzebne emocje.

– Na szczęście wyprawa zakończyła się wcześniej, niż planowałem.

– Uświadomili sobie, że się nie nadajesz? – podpuszczam go.

– Nie, oboje wiemy, że to nieprawda – odpowiada spokojnie. – Jeden z facetów wlazł w trujący bluszcz.

– Czyli miałam jednak trochę racji – mówię z kpiącym uśmiechem.

Grayson podchodzi do nas i kładzie mi rękę na ramieniu.

– Stella, nie zapominaj, że Jack nie nadaje się praktycznie do niczego: do randek, gaszenia pożarów, futbolu…

– Jestem całkiem zdolny tam, gdzie to ma znaczenie.

– Czyli gdzie dokładnie? – rzuca Grayson wyzywająco.

– Żadna kobieta nie uskarżała się na mnie w sypialni.

Gray przewraca oczami, a ja ze wszystkich sił staram się niczego po sobie nie pokazać.

– Cóż, skoro ani ja, ani Stella nie możemy tego potwierdzić, uznamy, że pieprzysz głupoty.

Parskam śmiechem, wysuwając się z objęć brata. Miałabym oczywiście coś do powiedzenia w tej kwestii, ale będę milczała jak grób.

– Zjedzmy pizzę i obejrzyjmy film, zanim całkiem stracę apetyt – proponuję.

Jemy, zaśmiewając się i gadając o ostatniej grupie turystów, którą Jack zabrał na wyprawę do leśnej głuszy. Jej celem była integracja zespołu, a także zdobycie umiejętności poradzenia sobie w trudnych warunkach, ale Jack opowiada głównie o tym, że wszyscy byli beznadziejni. Miał kiedyś świetną posadę jako księgowy w jednej z największych korporacji w Karolinie Północnej. Zapewnili mu możliwość pracy zdalnej i czas na realizację własnych pasji.

Ale pewnego dnia poczuł, że ma dość. Rzucił posadę i założył własną firmę.

Dobrze mu szło, ale dla mnie nadal nie ma to sensu.

W czasie filmu Amelia siedzi przytulona do mojego boku. Słyszę jej ciche pochrapywanie i uśmiecham się do siebie, odgarniając jej z twarzy kosmyki jasnych włosów.

– Zasnęła – mówię do Graya.

Brat uśmiecha się lekko.

– Zawsze zasypia przy filmie.

– To cudowne, że najczęściej usypia wtedy, kiedy ją przytulam. – Całuję ją lekko w czubek głowy.

Chociaż od początku odgrywam wobec niej rolę matki, to jednak pilnuję się bardzo, żeby nie stać się nikim więcej niż tylko ukochaną ciocią. Bardzo kocham tę małą, ale byłoby nie w porządku, gdybym uznała ją za córkę, której musiałam się wyrzec. Amelia nie jest moim dzieckiem. Jest córką Graysona, ja zaś jestem szczęśliwa, że mogę być przy niej.

– Położę ją do łóżka. – Grayson wstaje i bierze Amelię na ręce.

Zostaję z Jackiem sam na sam.

Co się ze mną dzieje? Pytam serio. Od pamiętnego wieczoru, kiedy przespaliśmy się ze sobą, nasze relacje były ściśle koleżeńskie. Widziałam się z nim chyba milion razy, gadaliśmy o wszystkim i razem spędzaliśmy czas, a mimo to odczuwam skrępowanie. To po prostu porąbane i smutne, ot co.

Jestem głupią, smutną dziewczyną, zakochaną w facecie, który nigdy nie odwzajemni moich uczuć.

– Jak tam w pracy? – pyta Jack po chwili milczenia.

– Dobrze. Urwanie głowy jak zwykle, ale ogólnie w porządku.

– A jak sobie radzi Jessica? Wiem, że zaczęła pracę w zeszłym tygodniu.

Sadowię się wygodniej na kanapie.

– Jessica jest fantastyczna. Wszystko chwyta w lot, wprowadziła już fajne zmiany w pracy recepcji naszej firmy. No i cieszę się, że Grayson jest taki zakochany.

– Żałuj, że nie widziałaś ich w domku nad morzem. – Jack parska śmiechem.

– Ani ich, ani tego przeklętego domku.

– Dla nich to magia, serio.

Zawsze wiedziałam, że serce mojego brata należy do Jess, więc kiedy od niego odeszła, omal się nie załamał. Na pewien czas zamknął się w sobie, po czym w tym swoim cierpieniu padł ofiarą bredni Yvonne. Od początku uważałam, że do siebie nie pasują, ale próby przemówienia Graysonowi do rozumu nie zdały się na nic, równie dobrze mogłabym gadać do ściany. Szybko się nauczyłam, że nie ma sensu zaczynać.

Zapada chwila niezręcznej ciszy i nagle, nim zdążę je powstrzymać, z moich ust padają słowa:

– Dostałam dzisiaj list od Misty. – Cholera. Niepotrzebnie to powiedziałam.

– Stella… – Jack otwiera szeroko oczy.

– Wiem, wiem… – bełkoczę, potrząsając głową. – Przepraszam cię, ja… Zapomnij, że to powiedziałam, dobrze? – Jack w zakłopotaniu pociera kark.

– Nie chodzi o to, że nie chcę…

– Jack, przestań, rozumiem. Wyrwało mi się, jeszcze raz przepraszam. Zostawmy to, dobrze? Proszę.

Po tym jak oddaliśmy Kinsley nowej rodzinie i w końcu przestałam wypłakiwać się na ramieniu Jacka, złożyliśmy sobie pewne przyrzeczenia. Oboje podjęliśmy decyzję i Jack chciał już iść naprzód, zostawić to za sobą, bo życie musiało toczyć się dalej. Twierdził, że nie mógłby patrzeć Graysonowi w oczy, okłamywać go rano i wieczorem, gdyby potajemnie utrzymywał jakiś związek z Kinsley.

Ja wybrałam inny model relacji, zaakceptowany przez Misty. Kontaktuję się z nią raz na pół roku. Czasem przysyła mi list, innym razem dzwoni, ale nigdy nie mówię o tym Jackowi. Nie mam pojęcia, dlaczego raptem złamałam swoją zasadę.

Zapada między nami niezręczna, bolesna cisza i wiem, że Grayson natychmiast to wyczuje. Z trudem się opanowuję i uśmiecham, aby uniknąć niepotrzebnych pytań. Udawanie weszło nam w krew, stało się drugą naturą.

Przynajmniej dla mnie.

– Czy wybierasz się na imprezę charytatywną w tym tygodniu? – pytam, by przerwać milczenie.

– Jeszcze nie wiem.

– Mama przeszła tym razem samą siebie – mówię.

– Przecież zawsze to robi – odpowiada Jack, na jego twarzy maluje się typowy dla niego uśmiech.

– Owszem.

Odwraca się do mnie, wsparty łokciami na kolanach, i zaczyna wyłamywać sobie palce. Nie pamiętam, kiedy widziałam go ostatnio tak wzburzonego.

– Stella… Muszę ci coś…

Do pokoju wchodzi Grayson, przerywając Jackowi. Z trudem powstrzymuję się przed ciśnięciem w brata poduszką, żeby sobie poszedł. Do diabła z nim i jego wyczuciem chwili.

– Czy ja wam przerwałem?

Uśmiecham się z przymusem i mruczę, że nie.

– Bo macie takie poważne miny.

– Rozmawialiśmy o tobie i Jessice – mówi Jack opanowanym, obojętnym tonem. – O tym, że się kochacie, ale za nic nie chcecie się do tego przyznać.

Ironia zawarta w tym zdaniu sprawia wręcz komiczne wrażenie.

Grayson siada na kanapie z niepewną miną.

– Chciałbym temu zaprzeczyć, ale nie mogę. Kocham ją, pragnę jej i wiem, że nie mogę jej mieć.

Spoglądamy na siebie z Jackiem i serce mi się ściska. Po chwili jego głos łamie maleńką cząstkę mego serca, która do tej pory wciąż jeszcze żyła.

– Znam to uczucie, ale najlepiej pozbyć się wszelkiej nadziei.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz